Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-11-2010, 02:41   #41
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Eksplozja wstrząsnęła batyskafem i choć metal zabrzmiał tylko głuchym dudnieniem to burza wirów wodnych widocznych za bulajami dawałą pojęcie o tym co ich mogło spotkać.
- Żyjemy?
- Na razie, a uszkodzeń brak, wszystkie systemy sprawne, ale to stan przejściowy.
- Dobrze, jak możemy temu uciec?
- Niczego nie pragnę wiedzieć bardziej, z analizy widma wynika, że to jednostka wojskowa, nawet jeśli jest to mało zaawansowany model to przewyższa parametrami nasz batyskaf, jest szybszy, lepiej uzbrojony i zapewne jego sensory nie ustępują naszym. Naszą przewagą jest rozmiar. Jesteśmy mniejsi, możemy podpłynąć bliżej brzegu, zasłonić się rafami i spróbować okrążyć wyspę by zgubić okręt.
- Dobrze, zróbmy to.
- Jest jeszcze ryzyko, że rozbijemy się na rafie próbując.
- Jest ryzyko, że zostaniemy trafieni torpedą nie próbując.
- Batyskaf trzymając się dna podpłynął do brzegu i lawirując między skałami płynął byle dalej od bojowej jednostki. Nadia śledziła na sonarze drugi okręt, plan działał. Choć okręt próbował przez chwilę podażyć ich śladem, z czasem musiał zawrócić i utrzymywać dystans, aż wreszcie zniknąć z radaru w szumie raf.
Mijały długie minuty.
- Niedobrze rafy się kończą. - batyskaf zdołał opłynąć cypel wyspy wpływając w zatokę gdzie dno było już o wiele gładsze. A tam jakby czekał na nich zanurzony okręt z torpedami gotowymi do strzału. Soren po raz drugi wykonał popis pilotażu i zawrócił łódź podwodną z toru pocisku, tym razem jednak dzieliło ich o wiele mniej gdy fala eksplozji uderzyła o kadłub. Niesiony falą statek uderzył w skały wydając przy tym przeraźliwy zgrzyt dartego metalu.
- Straty?
- Przeciekamy, ale na razie da się to zakleić pianką.
- Mamy większy problem, ster nie reaguje, musieliśmy o coś zahaczyć, nie wiem czy uda mi się uniknąć kolejnej torpedy.
- Ile mamy do brzegu?
- Jakieś 300 metrów.
- można było się spierać, czy nie mieli lepszej szansy, jednak w chwili gdy znajdujesz się na przeciekającym okręcie, a niecały kilometr dalej znajduje się okręt wojenny gotowy zrobić wszystko by cię zatopić, nie było czasu na dogłębne analizy, trzeba było ratować życie.

Zabrali to co potrzebne, zestaw ratunkowy, radiostację, szczęśliwie Soren dwa razy sprawdził, czy jednostka chociaż zestaw awaryjny ma kompletny. Porzucili wysłużony batyskaf i korzystając z szalupy dopłynęli do brzegu. Gdy płynęli za ich plecami fale załamały się po wybuchu kolejnego strzału.
- Przynajmniej uderzyliśmy ich po kieszeni. Żeby zbankrutowali na tych torpedach. - jasnych stron mogło być więcej, kapitan wrogiego okrętu mógł uznać, że nic nie ma prawa przetrwać bezpośredniego trafienia torpedą, a im dać czas potrzebny ma wezwanie pomocy. Musieli tylko przetrwać najbliższych parę godzin.


Wylądowali na kamienistej plaży, takiej która wyglądała na dawno nie tkniętą ludzką stopą. Kilkanaście metrów od brzegu zaczynała się dżungla, niemal pionową ścianą przechodząc z kamieni w gęstwę krzewówó i korony drzew, a pomiędzy nimi skrzeczało ptactwo, jakby szydząc z mizernej sytuacji rozbitków.
- Musimy ukryć się w lesie, na wypadek gdyby przyszło im na myśl nas szukać. - zebrali pakunki, których niestety nie było aż tak dużo i ruszyli w dżunglę.
- Dobrze w końcu stąpać po stałym lądzie i odetchnąć świeżym powietrzem. Aj... chyba coś zdeptałem, mam nadzieje że tutejsze węże nie są jadowite.
- Nie są, lokalny ekosystem poprzez separację nie wymuszał tak zaciętej rywalizacji, większym zagrożeniem mogą być gatunki przeniesione przez kolonistów z innych światów.
- Jak co?
- W pewnym okresie sprowadzono z Malignatus Phyrry, drapieżniki które miały pomagać łowcom w polowaniu na Candeoply. Myśliwi odlecieli, drapieżniki zostały. Nie są bardzo groźne, niewiele większe od swych ofiar i rzadko atakują ludzi czy cokolwiek większego od siebie.
- co było już mniej znanym faktem o Phyrrach, to domniemana wrażliwość na aurę psioników i teurgów. Z tego też powodu, niektórzy szlachcice lubi trzymać owe pieszczochy jako zabezpieczenie przed negocjatorami sięgających po brudne chwyty, za to z jakiś powodów trzymanie okazu na Decadoskim dworze uznawane było za przynoszące pecha i faux pas nawet przy zaniżonych standardach rodu.
-Zatrzymajcie się i spójrzcie w korony drzew. - wskazała na siedzącego na gałęzi ptaka, ledwie widocznego na tle rozłożystego wachlarza z lśniących przenikającą fazowo purpurą i alabastrem, nad pióropuszem błyszczała załamanym na piórach światłem tęcza opadająca łukiem jak ogon. - To Skrzopiósze, dla LiHalan są cenniejsze niż złoto.

Choć szli ledwie kilkadziesiąt minut to ciała ich mokre były od potu, gęste sklepienie liści blokowało światło, ale to samo działo się z wiatrem, a zastanę, wilgotne powietrze kleiło się do ciała, zastawiając na nim mokre strugi. Sam teren też nie sprzyjał wędrówkom, zawalone pnie, gęste kolczaste krzewy i na przemian wznoszące się i opadające podłoże było wyzwaniem nawet dla sprawnego żołnierza, nie mówiąc już o rannych.
- Tu możemy odpocząć, Nadio skontaktuj się z Deanem, niech przyleci z Rybką i zabierze nas stąd. Kano i Evros, rozejrzyjcie się po okolicy, starczy niespodzianek na dzisiaj.


W dwuosobowym zwiadzie marsz był już szybszy, dla obydwu podobne środowisko nie było czymś obcym, choć nie wszystkie wspomnienia były miłe. Łatwo trafili na strumień, a gdy poszli w górę strużki dotarli do sadzawki i polany, która mogla służyć jako miejsce biwaku przynajmniej na jakiś czas. Kontynuowali jednak patrol w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów człowieka...
- Tutaj. - Evros wskazał wgłębienia w miękkim gruncie, te ślady są zbyt duże jak na Skrzo...ptaka, ktoś musiał tędy iść.
- I nie był sam, tu są kolejne ślady. Wyglądają na dość świeże, w tych warunkach nie powinny się utrzymać dłużej niż dzień. [/i] - tropić nie było łatwo, bo grunt z błota płynnie przeszedł w plątaninę bluszczu, tam jednak za drogowskaz służyły połamane gałęzie, a czasem i pnącza ścięte uderzeniem maczety.
- Nie podoba mi się to, te ślady prowadzą do naszego obozowiska, lepiej pospieszmy się by ostrzec pozostałych...


- Ciągle nic, to brzmi jakby eter był świadomie zagłuszany. - z odbiornika wydobywały się tylko trzaski i jednostajny szum, próbowali na awaryjnej częstotliwości wezwać Złotą Rybkę, nikt jednak nie odpowiadał. - Chyba mam, a nie to tylko stacja muzyczna. Musimy znaleźć jakieś wzniesienie, albo przekonać Evrosa by przeciągnął antenę na czubek palm. Chyba już wracają. - z chaszczy wyłoniła się jedna ludzka sylwetka, a potem druga i trzecia, i to nie byli mężczyźni.

- Kimkolwiek jesteście nie róbcie głupot. - powiedziała... dziewczyna, bo wszystkie trzy były bardzo młode, ubrane w chłopskie ubranie, zabrudzone błotem, ale także uzbrojone w przestarzałe karabiny.
- Jestem komendant Johanna, a wy znajdujecie się na terenie Wolnej Republiki Masry, kimkolwiek jesteście lepiej byście mieli dobre wyjaśnienie co tu robicie. - wymierzyła w ich stronę lufę karabinu.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 25-11-2010 o 15:46.
behemot jest offline  
Stary 01-12-2010, 01:41   #42
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ukrywanie się przed torpedą było ryzykownym manewrem. Soren to wiedział, a mimo to wykonał go właściwie bez pozwolenia. Aspazja mogła narzekać. Ale właśnie to było kluczowe w tej sytuacji. Problemem by było, gdyby już nigdy nie miała mieć takiej możliwości. Głuche dudnienie, wstrząsy i spieniona woda za bulajami świadczyły o tym, jaki los mógł ich spotkać. I jak niewiele brakowało. Soren filtrował rozmowę toczoną za jego plecami. Do jego mózgu docierały wyłącznie konkretne polecenia. Wszystkie westchnienia, klątwy i luźne propozycje kompletnie ignorował.

Slalom między rafami był zabawny i przyjemny (przynajmniej dla tych, którzy nie obijali się o ściany batyskafu), ale kiedyś musiał się skończyć. Nie mogli przycupnąć przy dnie i czekać w nieskończoność, bo wtedy nawet bez pomocy eteroskopu zostaliby w końcu namierzeni i zniszczeni. Nie było więc innego wyjścia, jak wypłynąć na "równiejsze wody" i, jak się okazało, ponownie stanąć oko w oko z ich prześladowcami. Pilot wykonał unik z zadowoleniem. W końcu dowodził, że jest wart swojego wynagrodzenia. I to robiąc to co potrafił najlepiej. Prawie najlepiej. Niestety tym razem udało im się co prawda uniknąć natychmiastowej śmierci, ale straty były duże. Na liście rzeczy bezużytecznych zablokowany ster zajmował jedno z czołowych miejsc. W obliczu takiego uszkodzenia nie pozostawało nic innego jak porzucić batyskaf i szukać schronienia na wyspie. A w każdym razie nic dostatecznie bezpiecznego i możliwego do zrealizowania zanim zostanie wystrzelona kolejna torpeda. Pilot chwycił swój bagaż (nie mógł zostawić munduru na pastwę morskich żyjątek) i jako jeden z ostatnich wsiadł do pontonu. Zwyczaj nakazywał, żeby kapitan poszedł na dno z okrętem, ale jakoś nie miał ochoty nikomu o tym przypominać.

Nim dopłynęli do brzegu ich dotychczasowy środek podróży i dom przez ostatnie dni legł na dnie. Załoga zaś bez przeszkód wyszła na ląd. Nim ruszyli wgłąb wyspy Soren jeszcze odwrócił się ku morzu, spojrzał w miejsce, gdzie na wodzie jeszcze unosiło się kilka kawałków blachy i zasalutował. ~To był dobry statek~ pomyślał. Plan posłania piratów (i ich sprzymierzeńców, kimkolwiek byli załoganci okrętu podwodnego) z torbami działał świetnie. Pozostawało tylko mieć nadzieję, że kiesa Aspazji to wytrzyma.

- To Skrzopiósze, dla LiHalan są cenniejsze niż złoto - poinformowała wycieczkę baronówna.
- Mamy strzelać, czy łapać? - mruknął pilot. Wspominanie o takich rzeczach uważał za sensowne tylko pod warunkiem, że można to jakoś wykorzystać.

Postój na polanie był tym czego potrzebował. Niby jego obrażenia już się zagoiły, ale ciągle był osłabiony. No i wilgotny, gorący, tropikalny klimat wyspy był istotnie inny od jakże przyjaznego, umiarkowanego klimatu okrętu kosmicznego. Rzucił więc bagaż na ziemię i usiadł obok niego, rozglądając się z zainteresowaniem dookoła.

Po pewnym czasie z gąszczu wyszły trzy postaci. I to nie byle jakie. Soren aż się rozpromienił na ich widok. Jeśli do tej pory czegoś mu brakowało do obrazu rajskiej wyspy, to tylko aniołów.
- Coraz bardziej mi się tu podoba - mruknął do siebie, po czym zawołał z entuzjazmem:
- Poddaję się!
Jeśli całe Masrańskie wojsko tak wygląda, to właśnie zyskało sobie nowego sympatyka. Komendant spojrzała na niego, nie kryjąc zdumienia. Najwidoczniej pierwszy raz w życiu musiała aresztować czubka. Ale czubek nadal miał karabin przewieszony przez ramię i był gotów go użyć, gdyby baronówna chciała negocjować z pozycji siły, inteligencji i przewagi liczebnej.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 03-12-2010, 21:28   #43
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Kiedy rozległ się wybuch Kano odruchowo, postanowił sprawdzić jakie uszkodzenia wystąpiły w Heliosie, natychmiast też pomyślał, że to bezcelowe, bo połączenia niema, jednak w tym momencie, nastąpiło kilka rzeczy po sobie.
Obraz się zmienił, znowu był na mostku Helisa, pamiętał ten moment, właśnie razem z kapitanem Avramem walczyli z piratami, którzy sądzili, że są wyzwaniem dla okrętu klasy Heliosa. Ten nagły wybuch był nietypowy, coś atakowało ich z tyłu. Kano wykonał szybki skan tego regionu.
- Kapitanie, piraci mają na tamtym księżycu, zamaskowane stanowiska artyleryjskie. -
- Patrząc na topografię tego systemu i ilość naturalnych satelitów, wpadliśmy w wręcz podręcznikową zasadzkę Kano. - powiedział z l=rozbawienie, ale i z nutą wątpliwości. - Zwiększyć moc osłon, i namierzyć te działa. -

W tym momencie otrzymali następny potężny strzał z boku. Następne stanowiska, na innym księżycu, weszły na pozycję, i zdejmując maskowanie rozpoczęły ostrzał.
- Mamy kłopot, cała drogą naprzód i do tyłu, jest prawdopodobnie usiana takimi stanowiskami, a osłony nie wytrzymają skupionego ostrzału. - Zameldował główny inżynier Milo Smithe.

Kano stał dziwnie nieprzytomny, pamiętał, że to się już wydarzyło, ale z drugiej strony nie wiedział, czy może podsunąć rozwiązanie kapitanowi, to mogło zmienić historię, z drugiej strony, w przeszłości kapitan sam wpadł na rozwiązanie. Teraz jednak zamiast reagować na zagrożenie, patrzył na Kano dziwnym przenikliwym wzrokiem.
- Kano co się stało? - zapytał jak zwykle trafnie.
- To już się wydarzyło, dla mnie ponad tysiąc lat temu, to jakiś rodzaj halucynacji. -
- Ty nie możesz mieć halucynacji - przyglądał mu się trafnie, kiedy wstrząsną nimi następny wybuch. - Skoro to się dla ciebie wydarzyło, i żyłeś nadal tysiąc lat, to co zrobiliśmy?-
- Kazał pan ustawić okręt, tak, aby w momencie strzału, cała wroga artyleria ostrzeliwała się nawzajem, i dał im nadzieję, że uciekamy, a w kluczowym momencie, przesunęliśmy okręt, co spowodowało zniszczenie, większości stanowisk. -
- Wykonać - Avram powiedział to tonem nieznoszącym sprzeciwu, a pilot i strzelec, natychmiast, zaczęli ustawiać okręt na właściwej pozycji, i namierzać, tyle wrogich jednostek ile się dało.

~Wiesz, że jeżeli się mylisz to wszyscy zginiemy? -
~Nie teraz, to zbyt dziwne -
~Ty jesteś dziwny, nie rozmawiasz ze mną instynktownie, zachowujesz się jak niezależna jednostka. -
~Od ponad tysiąca lat nie miałem z tobą kontaktu, to nie jest normalne dla avatara okrętu, nie przywykłem, aby tracić tak kontakt, a potem nagle w mgnieniu oka odzyskać ten kontakt -
~Jesteś maszyną Kano, utrata połączenia i jego wznowienie, nie może cię dziwić. -
~Obaj jesteśmy maszynami Heliosie, ale ty masz potęgę, a ja mam namiastkę człowieczeństwa, razem jesteśmy całością, perfekcją, ale ja byłem pozbawiony mojej potęgi zbyt długi i temu w za dużej części jestem teraz człowiekiem. -

Rozległ się olbrzymi wybuch, a potem cześć załogi mostka zawyła z radości. Kano poczuł jak Helios namierza kolejne jednostki wroga i odpala pociski, po jednym na okręt wroga. Kano pomyślał, że się popisuje, ale ta myśl była dziwna.

- Kano chodź ze mną - kapitan nadal przyglądał mu się tajemniczo. Ruszył do swojego gabinetu, tuz obok mostku.

- Helios tryb prywatności, kod Alfa. - najwyższy kod prywatności, Kano był pod wrażeniem, do tego typu danych miał dostęp tylko kapitan, a po jego śmierci, były automatycznie kasowane.
- Kapitanie, nie wiem co się dzieję, ale mogę pomóc, najwyraźniej zostałem cofnięty w czasie, ale to znaczy, że mogę pomóc, znam wyniki naszych następnych potyczek, znam taktykę wroga, mogę to Panu przekazać. Możemy uniknąć... - kapitan przerwał mu podnosząc rękę.
- Nie mnie znać tajemnice przyszłości. Poza tym gdzie tu wyzwanie. Najwyraźniej, w przyszłości nasze drogi się rozejdą, i to w sposób, w którym nie będzie czasu się pożegnać. Temu tu jesteś. Dziękuję ci za służbę, zawsze byłeś dla mnie jak przyjaciel. - powiedział skłaniając głowę, i podchodząc bliżej - a teraz wracaj do siebie. -

Przez chwilę Kano myślał, że to rozkaz odejścia do jego kwater, ale w ułamku sekundy, Kapitan Avram wymierzył mu prawego sierpowego, tak szybkiego, że nawet Kano nie zauważył kiedy jego ręka się poruszyła. Systemu, zamknęły na chwilę powieki w jego systemie wizyjnym, aby cis ich nie uszkodził, ale kiedy otworzył oczy, aby się bronić, był w batyskafie.

Zamrugał nerwowo, opuszczając gardę, którą najwyraźniej podniósł w czasie ostatnich sekund. Już chciał zapytać ile czasu minęło, ale przecież patrzył wprost na licznik pokazujący głębokość zanurzenia i drugi określający pozycję, a te nie drgnęły, więc to był tylko majak. Projekcja oszalałego golema.

Następne wydarzenia miały bardzo dynamiczny przebieg, ucieczka, ponowne spotkanie, rozwalenie batyskafu, i mordercza walka o życie załogi w drodze do brzegu. Kano jak, że dla nie nie istniało coś takiego jak fizyczne zmęczenie, co najwyżej wyładowanie, ale to było raczej tak, że miał pełną moc a potem nie miał jej wcale. Oczywiście istniało dla niego coś takiego, jak stan uśpienia, lub oszczędzania energii, ale nie teraz, kiedy naładował baterie. Tak czy tak, płynął na równi z innymi, z ta różnicą, że jedną ręką starał się otrzymywać ponad wodą Nicodemusa.

Na brzegu natychmiast przenieśli się pod drzewa zacierając ślady, a potem Kano razem z Evrosem ruszyli na rozpoznanie terenu. Reszta miała podjąć próbę skontaktowania się z kapitanem statku gwiezdnego i zasugerować mu aby po nich szybko przyleciał.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 03-12-2010 o 21:30.
deMaus jest offline  
Stary 03-12-2010, 21:32   #44
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
wspólny merill & deMaus przerywnik

Kano razem z Evrosem zbliżył się do obozu. Okazało się, że reszta ich towarzyszy jest trzymana pod lufą jakiejś dziewczyny, za którą stały jeszcze dwie.

- Wedle śladów ile ich powinno być? - Zapytał szlachcica, jako, że ten najwyraźniej znał się na tropieniu o wiele lepiej niż Kano. - Z sensownych rozwiązań, możemy albo zaatakować, albo poczekać na rozwój wypadków. No i jest jeszcze trzecia opcja, mogę odejść kawałek, pokazać się i zasugerować, aby opuścili broń, bo to one sa otoczone, a wtedy porozmawiamy, w ten sposób, będziesz miał okazję sprawdzić czy nie ma ich więcej. Co ty na to?

Komandos pochylił się nad odciskami na ziemi. Przez chwilę analizował układ tropów i wygląd śladów, po czym powiedział:

- Jest ich około pięć osób, może ty zajdź je od tyłu i pokaż się, a ja okrążę polanę, wyszukując jakichś ukrytych tubylców? Coś mi mówi, że jest ich tu więcej...

Kano skinął głową i ruszył jak najciszej aby zajść obce kobiety od tyłu. Kiedy znalazł się za ich plecami przygotował lancę do strzału, wstał, wycelował w grupę kobiet i powiedział głośno.

- Sugeruję złożyć broń, i rozpocząć rozmowy, nie mamy wrogich zamiarów, ale właśnie was otoczyliśmy, więc prosiłbym o nie wykonywanie agresywnych ruchów. -

Evros nie czekał aż Kano się ujawni. Ruszył w lewo okrążając polankę, trzymał się na dystans, przeszukując zarośla, w poszukiwaniu ukrytych przeciwników.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 04-12-2010, 11:19   #45
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Ucieczka batyskafem przed łodzią uzbrojoną w torpedy nie miała sobie równych.
Podobnie jak uczucie serca znajdującego się tuż za migdałkami.
Gdy w końcu stopy Nadii dotknęły kamienistej plaży, dziewczyna miała wrażenie, że zaraz upadnie.
Zachwiała się mocno, ale udało jej się utrzymać równowagę.

Temperatura panująca na tym dzikim skrawku plaży uderzała z siłą młota. Zielona ściana splątanej zieleni była tuż na wyciągnięcie ręki.
Nadia podążyła wraz ze swoimi towarzyszami, jak na razie w cichości ducha ciesząc się tym, że żyje.
Phyrry...widziała w swoim życiu te stworzonka parę razy. Chodź na Malignatusa nie dałaby się zawieźć nawet siłą...
Przedzieranie się przez niezbyt przyjazną roślinność w tropikalnym klimacie było średnią przyjemnością.
W końcu zatrzymali się na przerwę w jakimś nieco mniej zarośniętym miejscu.
Nadia nie byłą pewna, czy rozdzielanie się na nieznanym terenie jest rozsądne, ale ona na zwiadzie znała się jak kura na pieprzu.
Młoda pani inżynier usiadła na jakimś omszałym zwalonym pniu.
Próbowała wykrzesać coś z eteroskopu.


- Ciągle nic, to brzmi jakby eter był świadomie zagłuszany. - z odbiornika wydobywały się tylko trzaski i jednostajny szum, próbowała na awaryjnej częstotliwości wezwać Szybką Rybkę, nikt jednak nie odpowiadał.
- Chyba mam...Na chwilę Nadia miała nadzieje, że udało się.
-A nie to tylko stacja muzyczna. Rozczarowania nigdy nie są przyjemne.
- Musimy znaleźć jakieś wzniesienie, albo przekonać Evrosa by przeciągnął antenę na czubek palm. Chyba już wracają. - z chaszczy wyłoniła się jedna ludzka sylwetka, a potem druga i trzecia, i to nie byli mężczyźni.
Nadia przeklinała przez chwile w ciszy swą i swych towarzyszy indolencję, dali podejść się jak dzieci.

- Kimkolwiek jesteście nie róbcie głupot. - powiedziała... dziewczyna, bo wszystkie trzy były bardzo młode, ubrane w chłopskie ubranie, zabrudzone błotem, ale także uzbrojone w przestarzałe karabiny.
- Jestem komendant Johanna, a wy znajdujecie się na terenie Wolnej Republiki Masry, kimkolwiek jesteście lepiej byście mieli dobre wyjaśnienie co tu robicie. - wymierzyła w ich stronę lufę karabinu.

Nadia siedziała jak chwile temu, z eteroskopem na kolanach.
Cisze przerwała nagła i dość nieoczekiwana wypowiedź Sorena.
Dziewczyna nie wiedziała czego można by się spodziewać po pilocie w takiej sytuacji, ale akurat tego się nie spodziewała...

Dramaturgii całości dodało nagłe pojawienie się za plecami trzech rebeliantek Kano z wymierzoną w nie bronią.
Czyli Evros gdzieś tu też jest.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 04-12-2010, 17:29   #46
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Głupia gra, która przypominała jej dzieciństwo. W wyszukiwanie dobrych stron każdej sytuacji. Aspazję nauczyła tej zabawy jedna z nianiek, niska i korpulentna poliglotka, która jakimś cudem utrzymała się na stanowisku wychowawcy córki barona całe dwa lata. Dopiero potem Aspazja trafiła na literacki pierwowzór „swojej” gry. W książeczce dla grzecznych dziewczynek, w jednej z tych nieśmiertelnych opowieści, których czas się nie imał. Ojciec miałby ubaw po pachy. Gdyby wiedział.

Najważniejsze, że awaryjne lądowanie wszyscy przeżyli. Poobijani, ale bez groźnych urazów czy widocznych złamań. Co prawda nieznośny ból żeber, który towarzyszył szlachciance od czasów bijatyki z umarlakami na platformie wzbudzał pewne obawy o ich całość, ale nie uniemożliwiał brnięcia przez zielone gęstwiny dzikiej Masry. Wymądrzała się więc do tych co chcieli słuchać.

Słowa oswajały rzeczywistość. Trywializowały to, co się działo. A w tej chwili dodatkowo zakrywały grubą warstwą prawdziwe lęki baronówny. Z łatwością przywołała wiedzę o marsańskiech faunie, o maglinatańskich phyrrach, ale już nie uprzedziła towarzyszy, że jej przemoczona głowa, mieszcząca niezdarny psioniczny umysł może je przyciągnąć. Inna rzecz, że byłby to prawdziwy fart gdyby teraz największym kłopotem całej grupy okazały się właśnie te drapieżniki. No właśnie … taka gra… wszystko ma swoje dobre strony.
Co oczywiście nie jest prawdą. Ale nie o prawdę chodziło.

Laur zwycięstwa Aspazja musiała jednak przyznać w tej zabawie Sorenowi, który jeszcze w batyskafie liczył przeciwnikowi koszty torped, prorokując mu rychłe bankructwo. Zadziwiające, ale naprawdę można było w tym znaleźć powód do satysfakcji. Kilka wystrzelonych torped i ani jednego trupa. Zaatakowała ich, dobrze uzbrojona, pieprzona banda nieudaczników.

Co nie zmienia faktu, że teraz to oni, przemoczeni i poobijani brnęli przez obcą zieloną gęstwinę. Nicodemus kompletnie nieobecny duchem, Soren, jak zwykle, zadowolony z siebie, choć wyjątkowo całkowicie usprawiedliwiony, bo ostatnie minuty walki pilotował batyskaf między rafami jak natchniony, poważny, wręcz ponury Kano i cicha, skupiona Nadia.
No i oczywiście Evros, jej szlachetnie urodzony ochroniarz, zawsze gdzieś blisko, z miną człowieka gotowego na wszystko, no prawie, bo rozmowa albo nawet kontakt wzrokowy z Aspazją w owo wszystko się nie wliczały.

W końcu jednak musieli odpocząć. Zarządziła postój i wysłała Kano i Evrosa na zwiad. Nadia pracowała nad nawiązaniem kontaktu z Rybką.

Usiadła na omszałym obalonym pniu i od razu zdała sobie sprawę, że postój choć konieczny, dla niej osobiście był fatalnym rozwiązaniem. Ale jeszcze się trzymała. Z zawziętą miną sprawdziła stan apteczki. Potem obandażowała sobie żebra. Wcześniej była mokra od morskiej kąpieli, teraz lepiła się od potu. Niewielkie muszki, gatunek obecny w całym cholernym wszechświecie krążyły wielką chmarą nad jej głową. Z trudem opanowywała chęć ucieczki od reszty załogi.
Ojciec. Pieprzony kutas. Teraz wszystko układało się w całość. Powód, dla którego ją wypuścił. Mógł. Nie była już niezastąpiona. Wręcz odwrotnie. Zastąpiona.
O ile nie jest tą drugą.

Aspazją wstrząsnęły nagłe torsje. Skuloną w pół, wymiotująca pod wielkim szarym pniem drzewa przypominającego buk i zapewne będącego jakąś jego krzyżówką, bo nic na świecie nie jest oryginalne, dobiegł głos Wolnej Masry.
- Pierdol się niunia – podnosząc głowę powiedziała dosyć nierozsądnie do lufy karabinu.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 04-12-2010, 20:31   #47
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Rebelianci utracili rezon, najpierw po hardej odzywce szlachcianki, a potem gdy jak drapieżnik z dżungli wyłonił się Kano. Młodzi ludzie patrzyli po sobie niepewnie, poprawiając nerwowo uchwyt na broni. Choć trudno było w to uwierzyć powietrze stało się jeszcze gęstsze i bardziej lepkie. Ta która nazwała się Johanna spojrzała na intruza i odparła:
- Kiepsko blefujesz gościu, ciekawe czy lepiej unikasz KUL. - podkręśliła ostatnie słowo i jak echo odpowiedział jej wystrzał z zarośli spoza polanki. Golem poczuł jak jego ciałem targnął wstrząs, jednak nic nie mogło mu zaszkodzić, choć tam gdzie ludzie miewają serce sączył krwawy ślad syntetycznej farby. Komendant mowę odjęło na ten widok i stała jak sparaliżowana zdolna jedynie wyszeptać pytanie:
- Kim jesteś?
Jej towarzyszy nie podzielali ciekawości, za to nadrabiali instynktem przetrwania i z pierwszym strzałem odskoczyli na boki, próbując znaleźć schronienie, zaś z tych samych zarośli odezwał się drugi karabin, tym razem automat przykrywający polanę deszczem pocisków.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline  
Stary 04-12-2010, 21:45   #48
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Już w momencie kiedy obca kobieta mówiła, wiedział, że jest gorzej niż się wydawało. W tym samym momencie kiedy zamierzał zrobić unik, poczuł uderzenie, w pierś. Wrogi pocisk, nie mógł mu jednak zaszkodzić, właściwie to pierwszy raz poczuł ulgę na myśl, że jest w tak prymitywnych czasach, takie trafienie z lancy na pełnej mocy, mogło go uszkodzić, a z tego pocisku, którym oberwał mógłby się zaśmiać.
Jego układ taktyczny jednak nie spał, i dał sygnał, że takie trafienie, w sensory umieszczone w głowie może go uszkodzić, a wróg założy pewnie, że na korpusie ma pancerz pod ubraniem.

Kano przykląkł na prawe kolano, tak aby wyglądało, że pocisk jednak odniósł skutek, pewnym ruchem strzelił z lancy w rękę kobiety, która najwyraźniej dowodziła. Z tej odległości nie mógł chybić, natychmiast też ruszył biegiem w stronę jej towarzyszek. Wstał i strzelił dwa razy, bo w lewej ręce nie wiadomo skąd trzymał drugą lancę, celował w towarzyszkę przywódczyni, która odskoczyła w lewo, trafił, na pewno jednym strzałem, a może i oboma. Nie patrzył już tam jednak, tylko rzucił się biegiem uruchamiając tryb dynamiczny. Jego ruchy przyspieszyły ponad dwukrotnie. Co prawda w tym trybie poziom jego energii spadał szybko i mógł w nim przebywać tylko około 7 min, potem system zabezpieczeń wyłączał to usprawnienie. Przebiegając obok szefowej zobaczył, że ta z pewnością nie będzie sprawiała kłopotów, była martwa, nie trafił jak planował w rękę, a brzuch. Tak czy tak ta z napastniczek, która odskoczyła w prawo po kilku sekundach zobaczyła nad sobą golema, któremu z nadgarstków wystawały po trzy pary ostrzy, zakrzywionych w stronę łokcia.

Kano upadł na nią, jednak zdążyła się przeturlać na bok. Oba ostrza wcięły się w pień. Wyszarpnął je i uruchomił termowizję. Mimo, że obraz był nie do końca czysty z powodu temperatury i wilgotności powietrza natychmiast zobaczył dwa stanowiska ogniowe, było odpowiednio 10m i 15m od niego. Jednak w pierwszej kolejności musiał się zająć tą, która mu uciekła.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 04-12-2010 o 21:53.
deMaus jest offline  
Stary 06-12-2010, 21:33   #49
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Negocjacje były szybkie, wręcz błyskawiczne, ale za to niezbyt owocne. Można się było spodziewać, że uzbrojony przeciwnik tuż za plecami każe buntowniczce się lepiej zastanowić nad tym co robi i mówi. Okazało się jednak, że była kąpana w jeszcze gorętszej wodzie niż Aspazja i nie miała ochoty rozmawiać. Szczęście, że Kano nie był zbyt wrażliwy na pociski (co szczerze mówiąc było pewnym zaskoczeniem) i mimo postrzału w klatkę piersiową działał dalej sprawnie. I zabójczo wręcz skutecznie.
Jednak gdy stężenie ołowiu w powietrzu wzrosło do dość szkodliwego dla zdrowia poziomu, nie było za dużo czasu by podziwiać golema w akcji. Soren niemalże odruchowo rzucił się na ziemię. Przeturlał się kawałek, ścinając przy tym z nóg baronównę. Przykrył ją swoim ciałem, nawet się nie zastanawiając nad dwuznacznością tej pozycji. Strzelanie z karabinu na leżąco nie było zbyt wygodne, więc dla odmiany wyciągnął z kabury pistolet, chwycił go dwoma rękoma i wycelował w nogi uciekającej dziewczyny. Zaczął strzelać, uważając, żeby nie uszkodzić Kano, który biegł za nią. Po szóstym wystrzale usłyszał piskliwy okrzyk, a po nim uderzenie o drzewo. Najwidoczniej pocisk sięgnął celu i bieg Masranki zakończył się dość gwałtownie i boleśnie. Niestety nie mógł wstać i sprawdzić co dokładnie się stało, bo nad głową cały czas świstały mu pociski. Czekał więc cierpliwie leżąc na... ziemi, aż w karabinie skończy się amunicja, albo Evross, który musiał być gdzieś w pobliżu, uciszy strzelca. Na szczęście był na tyle nisko, że naboje nie miały szans go trafić. Rzucił okiem w bok, w stronę dziewczyny powalonej wcześniej przez Kano. Najwidoczniej nie była wystarczająco ranna, żeby nie próbować jakichś numerów. Wziął ją na muszkę.
- Leż "niunia". Tak będzie bezpieczniej dla nas wszystkich - powiedział.
Spojrzała w jego stronę. Najwidoczniej trafnie oceniła swoje położenie, bo opadła z powrotem na ziemię i rozłożyła ręce w geście kapitulacji.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 07-12-2010, 20:06   #50
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Samo ostrze podjudza do gwałtu, gdy ludzie sięgneli po broń, znikła szansa na dyskusje, a zamiast niej powietrze wypełnił świst kul i okrzyki bólu. Bólu zadawanego Masrańczykom, bo też opór przybyszów był ponad wszelkie oczekiwania. Widząc jak w pierwszej sekundzie starcia Johanna osunęła się bezwładnie na ziemię, a z każdą chwilą oddział zbierał kolejne rany w serca buntowników wkradła się panika, a ta nigdy nie jest dobrym doradcą. Rozproszeni zaczęli krzyczeć do siebie z lękiem:
- Komendant stracony... dostałem... otaczają nas... to INWAZJA! - najpierw w sposób skoordynowany, a wreszcie panicznie patrol zaczął się wycofywać pozostawiając za sobą ciało kobiety, ona sama próbowała podążyć ich śladem, jednak argumenty Sorena przekonały ją by pozostać na miejscu. Odwrót nie był zbyt szybki ze względy na odniesione rany, ale gęsta flora osłaniała ich przed ostrzałem.

Gdy inni walczyli Nadia skupiła się na przetrwaniu i schowała się za pokrytym endemitami głazem przyciągając do siebie sprzęty, jak na złość radiostacja uderzyła o kamień, zatrzeszczała i z głośników dobiegł głos Deana:
- Halo, Nadia, kopę lat, co słychać?
- Strzały? Słuchaj nie mam czasu na tłumaczenia, po prostu weź swoje 4 litery, przyleć tu i nas stąd zabierz.
- Zabrać, tak? Znaczy... przylecieć z Rybką...
- A co myślałeś? Chyba mi nie powiesz, że nie wiesz jak się pilotuje?
- Nie no skądże, jasne, w końcu jestem kapitanem co nie, robiłem to już... no. Gdzieś tu Soren zostawił notatki... postaram się być za cztery godziny i nie rozbić po drodze.
- dalszą wymianę zdań przerwał huk eksplozji.


W ostatniej próbie zadania strat rewolucjoniści rzucili granat, czarny kształt zapadł w mchu na środku polany sycząc spalanym lontem, aż wybuch wzniósł w powietrze strzępy roślin i ziemi przemieszanych z odłamkami. Potem strzały buntowników zamilkły, a nad polem bitwy zapadła cisza gdy czarny dym eksplozji opadał pod ciężarem wilgotnego powietrza.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172