Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-12-2010, 15:25   #51
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Kano ruszył biegiem za ostatnią z napastniczek, ale już po chwili powalił ją czyjś strzał, a w następnym momencie wybuchł granat i napastnicy zaczęli się wycofywać, strzały ustały i jedyne co było słychać, to odgłosy ucieczki, trzaskanie gałęzi i tym podobne. Golem przykląkł za zwalonym pniem i uruchamiając termowizję, sprawdził czy to nie taktyka wroga, mająca na celu uśpienie ich czujności, ale nie wykrył, żadnych ukrytych wrogów.

Uznał, że teraz należy wziąć, kogoś z nich żywcem, wyjaśnić mu co i jak i wypuścić. Wstał i rzucił się biegiem za ostatnim z napastników, co do którego miał pewność, w którym kierunku uciekał. Po drodze pochylił się tylko przebiegając koło szefowej wrogów, złapał jej karabin i biegł dalej.

Broń prochowa będzie lepsze, w przypadku niezabijania, z takiego karabinu w przeciwieństwie do lancy mógł zranić ściganego na przykład w nogę i mieć szanse, że nie wyrządzi mu trwałej szkody. Lanca jako broń laserowa miała to do siebie, że przypalała połączenia nerwowe, więc bez medycyny na wysokim poziomie, pewnie nigdy już by nie władał nogą.



Las stawał się gęstszy, a śladów było coraz mniej. No cóż Kano nie był ekspertem w tropieniu, posiadał tylko podstawowe programy do tropienia, i sztuki przetrwania, a i to tylko w stopniu pozwalającym zapewnić przeżycie organicznym będącym pod jego opieką, sam nie potrzebował szukać wody, żywności, a co za tym idzie tropić.

W pewnym momencie zza skał wyłoniło się zagłębienie, coś jak jar, głęboki na półtora metra, dnem płynął strumyk. Ślady wskazywały jednoznacznie, że to tu mieli jakiś korytarz ucieczkowy. Pozostawili dużo śladów, i Kano mógłby próbować ich dalej tropić, ale oddalałby się od reszty, a poza tym logika mówiła, że nie warto tropić wroga na jego terenie, kiedy ma on nieznane nam ścieżki i przewagę liczebną.

Wyjął magazynek z karabinu i zawołał.
- Nie chcieliśmy z wami walczyć, to wy zaczęliście strzelać. Teraz radzę wam zostawić nas w spokoju, a my także nie damy wam powodu do dalszego rozlewu krwi. Ciała waszych ludzi będą czekały abyście ja zabrali poza naszym obozem jutro rano. - Położył karabin na skale, aby był widoczny i odszedł.

Wracał do obozu ostrożniej, co jakiś czas sprawdzając czy nikt go nie śledzi. Jednak termowizja pokazywała same plany zielni. Umieścił zapasową lancę do ukrytego schowka w łydce. Ostrza z nadgarstków także wróciły na miejsce, pozostawiając tylko dziury w ubraniu, które otrzymał od Evrosa, no i pozostawała dziura na klatce piersiowej, i choć wątpił w możliwości tego świata, to postanowił zapytać Aspazję, o pomoc w załatwieniu syntetycznej skóry, do załatania tego problemu.

Kiedy dotarł wreszcie po ponad 20min do obozu rozejrzał się, aby sprawdzić czy wszyscy żyją i zapytał.
- Mamy jakiś kontakt z statkiem? - a po chwili wahania dodał - Powinniśmy my zmienić chyba miejsce pobytu -



 
deMaus jest offline  
Stary 12-12-2010, 18:35   #52
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Strzelaninę spędziła w krzakach, pchnięta tam przez Sorena i całe szczęście, bo jej refleks przytłumiło wkurzenie i zamiast wyciągać broń miała ochotę wrzeszczeć na tę bandę dzieciaków, co ich właśnie, bez powodu, atakowała.
Jakby nie mogli przechodzić okresu dojrzewania w normalny sposób, seks, alkohol i narkotyki nie są przecież takie złe.
W końcu nawet baronówna wyjęła z kabury pistolet i oddała jeden strzał. Już wstając, na wiwat, kiedy młodzież uciekała w las. Kano pognał za partyzantami, właściwie chyba widok faceta, który wstaje jakby nigdy nic po śmiertelnym postrzale, wykonał za rozbitków całą robotę. Samej Aspazji zrobiło się od tego jeszcze bardziej gorąco, choć przecież wiedziała, że ich towarzysz nie jest człowiekiem. Widać od pewnych wzruszeń wiedza wcale nie chroni.
A tak naprawdę rozpaczliwie potrzebowała samotności, żeby się zwyczajnie rozpłakać. Niestety wszystko wskazywało na to, że zbyt szybko jej nie zazna.

Zajęła się „obowiązkami”.

Johanna była ranna, więc Aspazja przyklęknęła przed dziewczyną. Rozchyliła jej kurkę by obejrzeć ranny bok, nie było dziury wylotowej i nie było prawie krwawienia. Aspazja lekko nacisnęła brzuch dziewczyny, ta jęknęła i w prawym kąciku jej ust pojawiła się jasnoczerwona strużka krwi.
Aspazja zacisnęła wargi. Wyjęła z apteczki przedostatni eliksir i siłą wlała go rannej do ust. Zaśmiała się w odpowiedzi na wściekłe spojrzenie dziewczyny.
- Tak, to była skopolamina, cholinolityk zmuszający do mówienia prawdy. Masz przechlapane- powiedziała do nadal trzymanej na muszce przez Sorena dziewczyny - Ale poza tym nic ci „komendancie” z naszej strony nie grozi, chyba, że udzielisz złych odpowiedzi – wyrecytowała szablonowy dowcip i ponownie się roześmiała.
Soren uniósł tylko brwi, na co baronówna wzruszyła ramionami.
- Opuść broń, proszę. –powiedziała do pilota.
- Bardzo głupio zrobiłaś. – Aspazja zwróciła się znowu do kobiety – No chyba, że ta wasza masrańska wolność to wolność strzelania, do kogo się chce. Na przykład do rozbitków. Bo chyba na rozbitków wyglądamy, prawda? Nie trzeba do tego wniosku błyskotliwej dedukcji. – uśmiechnęła się nie ukrywając sarkazmu – A teraz powiedz mi czy to wasze okręty atakują bez ostrzeżenia przepływające obok wyspy statki?
Choć dziewczyna była w niewygodnej sytuacji, to nie traciła woli walki i trwała w swoim postanowieniu ignorowania słów Aspazji, a nawet faktu, że zaczynała lepiej się czuć po udzieleniu jej przez szlachciankę pomocy. Pytania trochę zbiły dziewczynę z tropu, po chwili jednak zdołała się opanować, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie.
- Nasze okręty będą stać na straży wybrzeża i zatrzymają wszystkich przeciwników. - odparła hardo. Aspazja spojrzała na nią z politowaniem.
- "Nie jesteś dobrym kłamcą", a to nie jest dobry moment na naukę. Czy wy w ogóle macie jakieś okręty?
- Dziesiątki! - zapewniła Johanna. Stojący z tyłu Soren zakrył usta dłonią by nie parsknąć ze śmiechu.
- Słuchaj, nie jesteśmy korpusem bojowym, spójrz na mnie, spójrz na niego - wskazała na Nikodemusa - czy my wyglądamy na inwazję?
- Ludzie szejka gotowi są do wielu podstępów. Nie jesteście stąd, macie dobrą broń, twój laluś bije się jak wściekły Phyrr. Nie trzeba błyskotliwej dedukcji by wiedzieć, że musicie być szpiegami szejka, bo kim innym możecie być?
- No właśnie, kim? Zastanów się … Czujesz się lepiej? Zauważyłaś w ogóle, że opatrzyłam twoje rany?
- Zrobilłaś to po to by móc mnie przesłuchać, torturować. Ale ja jestem gotowa polec za Republikę. Jednostka może umrzeć, ale idea będzie trwać wiecznie...
- Świetnie, widzę że Dzienniki Alahada trafiły i tutaj, tylko może następnym razem doczytaj do fragmentu "Żołnierz nie walczący w obronie ludzi, jest tylko mordercą". Idźmy dalej, czy Republika Wolnej Masry handluje żywym towarem?
- Nigdy, naszą misją jest uwolnienie tych którzy są w kajdanach w Archipelagu, to Szejk zarzuca nam przestępstwa, których sam dopuszczał się od lat.
- No tak, co złego to nie wy... Szukamy niejakiego Czarnego Beliaha, słyszałaś coś o nim?
- Nie zdradzę naszych kompanów!
- To miło, znaczy znasz tego człowieka?
- Co? Nie... nigdy w życiu... pierwszy raz słyszę to imię... - do rebeliantki dotarło, że musiało powiedzieć o jedno słowo za dużo, więc dla bezpieczeństwa weszła w tryb całkowitej negacji. Kilka kolejnych pytań zbywała mantrą "nie wiem, nie znam, nie słyszałam, nic ze mnie nie wyciągniecie". Przesłuchanie się przeciągało.

Czy to musi tyle trwać? - zabrzmiał głos w głowie Aspazji, głos subtelny, przywodzący na myśl wykwintną restauracje w wieży ponad dachami miasta. Obok więźnia powietrze zamigotało, gdy kostium maskujący dezaktywował pole. Na polanie pojawiła się Hermes, niewystrojona, tylko ubrana jak do zwiadu.
Nie mamy czasu na pojedynek cytatów, kto wie kiedy jej towarzysze powrócą z posiłkami. - zjawa wskazała dłonią kierunek, w którym uciekli buntownicy - Wiem, że mi nie ufasz, nasze ostatnie spotkanie nie przebiegło najlepiej, ale uwierz mi... chcę ci pomóc. Mogę ci pomóc, spróbuj przez chwilę pomyśleć o mnie jak o przyjacielu, który nigdy cię nie opuści. - zamilkła na chwilę i przyklękła za Johanną.
Pozwól mi się nią zając - delikatnie wsunęła palce pomiędzy włosy dziewczyny - a zapewniam cię, wszystko wyzna.
Aspazja zdawała sobie sprawę, że powinna zignorować wizję, kolejne najście cholernej bogini. Rozejrzała się powoli przesuwając wzrokiem po twarzach obecnych. Nie widzieli.
Natretny przyjaciel to już prześladowca? Nie powiedziała tego w głos, ale uśmieszek Hermes potwierdzał że usłyszała.
Pozwól – powtórzyła do Aspazji.
Baronówna kiwnęła głową.
Hermes zamknęła pięść i szarpnęła głowę Johanny w tył. Przez chwilę jeszcze trzymała dłonie na włosach buntowniczki, następnie nagłym szarpnięciem wsunęła palce w głowę ofiary, głęboko, aż Aspazja poczuła jak pomiędzy koniuszkami jej własnych palców przepływa coś ciepłego i lepkiego. Wzdrygnęła się. Oczywiście już żałowała, że przyjęła tę pomoc.
Jest Twoja. - stwierdziła Hermes z satysfakcją. Aspazja ponowiła swoje pytania:
- Powiedz mi czy to wasze okręty atakują bez ostrzeżenia przepływające obok wyspy statki?
- Nie Pani, nie mamy okrętów, tylko parę kutrów rybackich z ciężkimi karabinami, na wypadek inwazji, ale dawno nikt nieproszony tu nie przypłynął.
- Czy republika wolnej Masry handluje żywym towarem?
- Nie. - Odparła dziewczyna bez emocji. Patrzyła w bezruchu do siebie, zupełnie odmiennie niż jeszcze kilka chwil wcześniej - chcemy skończyć z handlowaniem ludźmi jak zbożem.
- Szukamy niejakiego Czarnego Beliaha, słyszałaś coś o nim?
- Tak Pani, to nasz kompan. Tak samo jak my znienawidzony przez Szejka. Dostarczamy mu schronienia, a on nam dostarcza broni do walki.
- Gdzie mogę go znaleźć?
- Na wyspie Czarnych Mew, na północnym wybrzeżu Masry. Na plaży są łodzie wiosłowe by tam dotrzeć. Ale my nie niepokoimy naszych sojuszników wizytami.
- Czy Beliah posiada statki?
- Tak Pani, żaglowiec oraz statek podwodny, gdy nadejdzie bitwa stanie przy naszym boku.
- Z pewnością.
Dobra starczy tego. Hermes, z widocznym ociąganiem, wyciągnęła palce z głowy dziewczyny. Potem wizja rozpłynęła się. Aspazja znowu miała mdłości. Nie zauważyła dziwnie wykrzywionej miny Nicodemusa.

- Słyszeliście? –zapytała.
Byli już wszyscy. Słyszeli.
- Czy wszyscy są zgodni, że udajmy się teraz na Wyspę Czarnych Mew?
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 12-12-2010, 19:25   #53
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
- Nie - odpowiedz na pytanie, czy są zgodni do wyprawy na Czarnych Mew nadeszła szybko, niemal natychmiast. - Jesteśmy ranni, źle wyposażeni, i mówiąc szczerze w większości nie przygotowani do walki. Powinniśmy poczekać na statek, zabrać się stąd, i powrócić po gruntownym przygotowaniu. Możemy zrobić zwiad z statku. Chyba, że gra toczy się o bardzo ważny powód, o którym nie wiem, wtedy zalecam wam ewakuację i powrót po przegrupowaniu, a ja zostanę i wykonam misję, lub choćby przygotuję rozpoznanie i teren pod lądowanie dla reszty grupy. W obecnym stanie uważam, że następna walka może was wykończyć. - mówił w szczególności o Aspazji, która z każda potyczka wyglądała gorzej, ale w dużej części miał tez na uwadze Nicodemusa i Sorena. Obaj mimo mikstur szlachcianki, nie byli jeszcze w pełni sił, a kolejna walka z pewnością nie pomoże ich stanowi zdrowia.

- Kano, po pierwsze, oczywiście czekamy na Rybkę. Natomiast gruntowne przygotowania i zwłoka w czasie zlikwidują element zaskoczenia, a tego byśmy nie chcieli. No i polubiłam myśl, że uratujemy tych konkretnych ludzi których widział na karaweli Soren. Po drugie przegrupowanie to termin wojskowy , nie podoba mi się i zapewniam cię nigdy czegoś takiego nie zarządzę. Po trzecie każdy kto nie będzie czuł się na siłach może nie opuszczać statku. Jak przeprowadzić atak na tę wyspę oczywiście nie mam pojęcia, choć myślę że można by użyć Rybki. Nie zgodzę się że jesteśmy źle uzbrojeni. A właściwie zależy z czym porównywać. To zwykły pirat. Ma dwa okręty. My mamy Rybkę. Teraz czekam na propozycje , twoje , Evrosa i Sorena. Mamy kilka godzin do przylotu statku. Natomiast co do powodu. Jeden jest ważny dla ciebie. Szejk coś ma. Starożytny blok. Opisywałam ci go. Nie mam pojęcia czym jest ten starożytny artefakt ale został znaleziony na tej samej planecie co ty. Dla mnie to 90% procent szans na jakiś wspólny mianownik . Pomożemy szejkowi pozbywając się jego wroga, będziemy mieć podstawy do poproszenia o prezent. -

- Co do tego posągu, to tak jak mówiłem poprzednio, nie da sobie za to obciąć, głowy, ale wygląda albo na rdzeń, centralny, albo na komputer nawigacyjny z Posejdona, bratniej jednostki Helliosa. Dowodził nią kapitan Aegir, a avatarem okrętu była Milo. W czasie bitwy z barbarzyńcami, otrzymali potężne rany, i się wycofywali. Jeśli to faktycznie część ich statku, to prawdopodobnie tego nie przetrwali. - dodał ze smutkiem. - Atak z naszego statku, nie wydaje mi się najlepszym pomysłem, aby był skuteczny bez rozpoznania, musielibyśmy wisieć nad wyspą i szukać celów, a w takiej sytuacji wróg ma za dużą przewagę. Ale może w takim razie, skoro upierasz się Pani ryzykować statkiem i załogą, powinniśmy zastosować walkę podjazdową. Jeśli pozwolisz udam się sam na wyspę, zrobię rozpoznanie, jeśli się uda przygotuję kilka niespodzianek, dla naszych wrogów, i o ustalonej godzinie zacznę walkę, po czym kiedy wróg się odsłoni, wkroczy Rybka, i dokończy działa. Sam mam chyba największe szanse, bo mogę płynąc przy dnie, i nie zostać wykrytym, nie wydzielam ciepła, więc i ich czujniki mnie nie wykryją, kiedy już wyjdę na wyspę. Do tego w razie wpadki, mam zdecydowanie największe szanse na skuteczną ucieczkę. Mogę wyruszyć już teraz, i być gotowym niedługo po tym jak przyleci rybka. - Spojrzał na Evrosa - Co myślisz o takim rozwiązaniu?
 
deMaus jest offline  
Stary 12-12-2010, 21:36   #54
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Evros przypatrywał się scenie przesłuchania rebeliantki dość bacznie. Zauważył nagłą zmianę w postawie poddawanej wywiadowi dziewczyny. Początkowo nieufna buntowniczo nastawiona do Apsazji, po krótkiej przerwie zaczęła śpiewać jak z nut. Żołnierz przypatrywał się także minie baronówny, twarz jego pracodawczyni wyrażała skupienie i wysiłek. Coś było nie tak… komandos nie wiedział co, ale nie zamierzał w to ingerować.
Dowiedzieli się dzięki temu kilku ciekawych rzeczy. Między innymi poznali miejsce przebywania łotra Beliaha. Osobiście Hazat uważał, że powinni wziąć przysłowiowe dupy w troki, ale postawa Aspazji była zgoła odmienna. Ona nie płaciła mu za dyskusje ale za ochronę, po słowach Kano odezwał się.


- Jeśli już musimy zabrać się za ten bajzel, to Kano ma racje. Rybka wisząca nad bazą Beliaha bez żaden osłony będzie ciekawym celem. Propozycja Kano wykonania dywersji jest bardzo na miejscu. Myślę, że nasz nowy druh ze swoimi umiejętnościami, które zgodzicie się nazwę niecodziennymi, jest najodpowiedniejszą osobą do zapewnienia dywersji. Reszta powinna poczekać na rybce do czasu zaczęcia sabotażu i dopiero wtedy wkroczyć. Kiedy piraci będą zajęci Kano, możemy dokonać desantu i uderzyć ich mocno i celnie.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 13-12-2010, 01:10   #55
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ogień masrańskich rebeliantów okazał się na szczęście tyleż głośny co niecelny, a sami żołnierze pokazali prawdziwą klasę nie tyle w boju co w zwiewaniu. Prawdopodobnie trenowali głównie biegi przełajowe, nie strzelanie. Niech żyją oszczędności w armii! Gdy sytuacja się uspokoiła, Kano pognał gdzieś w las, a dym opadł, Soren wstał i otrzepał ubranie. Podszedł do leżącej na ziemi Johanny, cały czas celując do niej z pistoletu. Nogą odsunął jej karabin poza zasięg jej rąk, a później jedną ręką przeszukał ją pod kątem innych groźnych narzędzi. Odsunął się trochę, żeby baronówna mogła się nią zająć, ale broń opuścił dopiero na wyraźny rozkaz. Zmienił magazynek i schował pistolet do kabury. Odszedł nieco na bok, usiadł na jakiejś kłodzie i rozglądał się dookoła. Miał nadzieję, że już nikt się nie przypałęta ratować swojej pani komendant. Był zmęczony, a na wyspie było duszno. Zdecydowanie kiepskie warunki do walki.

Podobało mu się zapewnienie, że buntownicy mają okręty. Na jego twarzy pojawiło się zrozumienie.
- No to już wiemy, w co inwestują wszystkie fundusze. Bo na pewno nie w granaty - mruknął. - Miejmy nadzieję, że ten ostrzał, który nam urządzili nie wyczerpał całego tegorocznego budżetu na wosjka lądowe.

Z początku przesłuchanie nigdzie nie prowadziło. Potem, ni stąd ni z owąd Masranka zaczęła sypać, a głos jej się dziwnie zmienił. Wyglądało na to, że żarty żartami, ale Aspazja rzeczywiście ją otruła. Trzeba będzie zwracać baczniejszą uwagę na to, co się pije przy niej.

- Czy wszyscy są zgodni, że udajmy się teraz na Wyspę Czarnych Mew? - padło pytanie.
Co ciekawe, Kano zdecydował się zaprotestować. Soren sądził, że obaj znają szlachciankę wystarczająco długo, żeby wiedzieć jak bezcelowe to było. Ona po prostu lubowała się w pytaniach retorycznych, dających ludziom jakieś mylne poczucie, że mają wpływ na wydarzenia. To było jedno z nich. I dość szybko wyszło szydło z worka, a pytanie "czy" zmieniło się w "jak". A "przegrupowanie" odpadało, bo to termin wojskowy. Co ciekawe "szturm" najwidoczniej był bardzo cywilnym terminem i jak najbardziej wchodził w rachubę. Pilot cierpliwie wysłuchał tego co mają do powiedzenia pozostali. W końcu zdecydował się wtrącić swoje trzy skrzydła.
- Szlachetny Panie, Panie Admirale, pozwolę sobie zauważyć: Rybka jest uzbrojona, szybka i zwrotna. Karawela z jednym ciężkim karabinem nie ma z nią szans. Okręt podwodny zapewne nie dysponuje niczym zdolnym razić cele latające. Co oznacza, że problemem są tylko okręty, o których nasz miły gość nie wie i ewentualne wieżyczki strażnicze. Dodając element zaskoczenia powiedziałbym, że szanse są wyrównane. Niestety strzelając bez opamiętania możemy wymordować więcej niewolników niż piratów. Myślę, że idealnym rozwiązaniem byłoby doścignięcie tej ich karaweli na morzu i uporanie się przynajmniej z tą częścią wrogów, a dopiero później zdobywanie ich bazy. Nie wiem tylko, czy mamy jeszcze na to szanse. Jak daleko jest ta wyspa?
- I jeszcze jedna ważna sprawa: co zrobimy z nią? - Kiwnął głową w stronę ich jeńca. - Moglibyśmy ją przywiązać do drzewa. Chyba że po takiej batalii odgrodzą tę stronę wyspy zasiekami i skupią się na ostrzale artyleryjskim. Zakładając, że armaty mają takie jak granaty to jesteśmy po bezpieczniejszej stronie lufy, ale wtedy biedaczka umrze z głodu. Więc proponuję przenieść się gdzieś, gdzie nas zbyt szybko nie znajdą idąc większą bandą i wypuścić ją dopiero tuż przed odlotem, żeby nie zdążyła zaalarmować Beliaha.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 13-12-2010, 13:53   #56
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Nietrudno było odgadnąć czemu zawdzięcza swoją nazwę wyspa Czarnych Mew. Nad skalistym lądem z rzadka porośniętym krzewami i pojedynczymi drzewami, nieustannie kłębiło się stado czarnych ptaków skrzecząc przy tym złowieszczo. Brzegi miała wysokie, chropowate i poznaczone bliznami szczelin. Co mogło zdziwić to gdzieniegdzie przetrwałe ślady pocisków i eksplozji, ledwie widoczne bo rozmyte przez minione dekady. Jeszcze większym zaskoczeniem były widoczne na szczycie klifów czarne otwory w betonowych płytach bunkrów. Opływając wyspę Kano zauważył aż trzy stare bunkry, otwarte na morze, w zachodnim dostrzegł nawet ognik papierosa, dział czy innej wysoko kalibrowej broni nie dostrzegł.

Kano wpłynął do zatoki osłoniętej od fal zębami skał, w środku stał przycumowany do drewnianego pomostu okręt, w którym golem rozpoznał Karawelę - ich cel w czasie kilkudniowej pogoni. Nie mógł podpłynąć zbyt blisko, gdyż przy rufie statku na szalupie pracowali technicy, obstukując i naprawiając śrubę napędową oraz pióro steru. Na pokładzie żaglowca pełno było piratów, w sumie na jednostce, plaży i pomoście naliczył dwunastu piratów. Gdy przypłynął trwał wyładunek, najpierw towaru, a potem niewolników. Ponad dwadzieścia nieszczęsnych dusz snuło się przez przystań popędzana przez strażników, wszyscy zostali zapędzeni do niewielkiego drewnianego budynku przykrytego trzcinowym dachem. Porwani jak i 4 łotrów obstawy znikli w środku, nie sposób było uwierzyć, że tylu ludzi zmieściło się w małej chacie. Rozładunkiem kierowało dwóch rosłych osiłków, jeden z nich był wysoki, skórę miał pokrytą tatuażami i bliznami, tors miał nagi odsłaniając stalowe mięśnie, a także przewody i kanały prymitywnego wszczepu. Od ręki do instalacji na barkach biegł długi przewód, zaś pośrodku klatki piersiowej lśnił metalicznie drugi implat. Przez szyję miał przewieszony srogi kolczasty łańcuch, którym wywijał groźnie gdy któryś z niewolników szedł zbyt wolno. Jego towarzyszem był szczelnie okryty w powłóczyste szaty z kapturem opuszczonym na twarz mężczyzna uzbrojony w miotacz ognia.


Nieopodal przystani znajdował się podwodny odpływ, analiza chemiczna wykazała pochodne ludzkiego metabolizmu, oraz procesów gnijnych. Na wszelki wypadek robot zdecydował poszukać innej drogi. Wspiął się po zerodowanym klifie, po drodze niemal na samym szczycie wyczuł zapach przypalanej grochówki, idąc za wonią dotarł do kraty kanału wentylacyjnego, niezbyt solidnej, ale sam kanał szybko opadał pod kątem prostym. Powierzchnia wyspy pokrośnięta była głównie trawami, kolczastymi krzewami i niewysokimi palmami, daleko jej było do bogactwa Masry. Warstwa gruntu musiała być płytka, bo gdzieniegdzie przebijały skały i pokryte porostami kamienie. Ledwo co się rozejrzał, a już musiał paść na ziemię. W pobliżu przechodził patrol dwóch oprychów. Zachował ostrożność i ruszył za nimi w stronę plaży. Z uchwyconych strzępków rozmowy niewiele wynikało.

... przegnało diabła... gonili...zatopili... wieczorem...Czarny Belliah... powie co dalej... i tak nie lubiłem tego miejsca...

Patrol dotarł do zamaskowanego pośród krzewów bunkra i zniknęli w środku zamykając za sobą stalowe drzwi. Dalszy rekonesans doprowadził wojownika do jednego z nabrzeżnych bunkrów, do którego wszedł bez przeszkód płosząc przy tym kolonię mew, poza gniazdami ptaków nie znalazł śladów życia, trafił za to na stalowe drzwi wiodące do podziemi, zardzewiałe i pokryte mchem. Spacerując dalej po wyspie dostrzegł kolejną instalację, wzniesioną pośrodku lądu, na wzniesieniu w miejscu skąd roztaczał się widok na niemal cały horyzont, tylko część widnokręgu była zasłonięta przez nierówności terenu. Stanowiska pilnował jeden rozbójnik, tak jak pozostali okryty zbrojona kamizelką i uzbrojony w strzelbę oraz broń białą. To czego strzegł zamaskowane było siatką, gabaryty sugerowały działo przeciwlotnicze.


Zsunął się po północnej ścianie, znowu trafiając na kanał wentylacyjny, tym razem rozsiewający opary rozgrzanego oleju napędowego. Zanurkował pod wodę. W głębinach pod falami krył się otwór wiodący do morskiej pieczary wyżłobionej w skałach wyspy. Przepływając przez portal maszyna zauważyła, że sama ściana nie jest grubsza niż na pół metra i odlano ją z zbrojonego betonu. Po drugiej stronie znajdowała się komnata, w basenie pływały zacumowane dwa okręty podwodne, jednym był ich niedawny prześladowca, drugim znacznie mniejszy batyskaf z podpisany "Posejdon". Pieczara była w pełni wyposażona do przyjęcia okrętów podwodnych, pod sufitem ciągnęły się szyny dźwigu, na keji piętrzyły się beczki i skrzynie. Na jednej z nich siedział zakuty w stal wojak polerujący pokrytą kolcami pawęż, obok niego kręcił się znacznie chudszy, ubrany na czarno mężczyzna rzucający dla zabicia czasu nożami w zawieszoną na ścianie drewnianą tarczę. Podsłuchał ich rozmowę:

... dość już mam tego... wszędzie woda... do tego słona... zbroja mi rdzewieje... cały dzień kołyszę, aż się rzygać chce... może powiedz to szegowi... jasne nie ma co się podstawiać... zresztą jak go znam to nie ruszy stąd swoich macek póki nie znajdzie czego szuka...

Dalszą pogawędkę przerwało pojawienie się na przystani czarno brodego pirata, w czarnym płaszczu zarzuconym na takiż skafander kosmiczny. Przybysz przeciągnął spojrzeniem po tafli wody, aż Kano musiał zanurkować. Zniekształcone dźwięki sugerowały jedynie, że wydzierał się na strażników, a po skończonej tyradzie zniknął w czeluściach większego okrętu. Na jednej ze ścian przystani mieściła się instalacja elektryczna, kontrolki dźwigu oraz niezliczona ilość pokręteł, przycisków i dźwigni, których rola była dla Kano nieznana. Po jednej stronie instalacji stał zaparkowany skafander górniczy, identyczny jaki widzieli na platformie, po drugiej w ciasnej klatce drzemał drapieżnik wyglądający jak skrzyżowanie tygrysa z waranem. Na dwóch krańcach przystani znajdowały się schody wiodące na podwieszany pasaż. Z pieczary wychodziło sześć korytarzy, po trzy na obu ścianach, z czego dwa z górnego poziomu. Piraci dobrze się urządzili na zapomnianej wyspie.

***

Tymczasem reszta załogi zaczaiła się na nabrzeżu oczekując przybycia Rybki. Słońce już zachodziło gdy przez trzeszczącą radiostację zabrzmiał głos Deana. Rozejrzeli się i dostrzegli jak nisko nad falami morzami zbliżał się do nich obły kształt frachtowca. Statek zwalniał, aż wreszcie zawisł nad pobliską plażą by opaść na silnikach manewrowych. Jak na pierwszy raz Deanowi poszło całkiem dobrze, choć pojazd do połowy wylądował w wodzie. Rozgrzany pancerz chłodziły fale przypływy wzbijając kłęby pary. Tylni właz otworzył się i na piasek opuściła się rampa ładowni przy akompaniamencie syku i jęku metalu. Na szczycie rampy z kłębów dymu wyłoniła się postać...
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 13-12-2010 o 18:08.
behemot jest offline  
Stary 14-12-2010, 12:05   #57
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Jack po raz kolejny przeczesał włosy, zastanawiając się jak właściwie znalazł się w tym miejscu? Na początku były plotki. Cóż można by powiedzieć, że poszukiwania nie raz zaczynają się od nich. Nazwisko rzucone gdzieś w zapomnianej dla świata tawernie. Potem są pytania, zaczynają pojawiać się informacje. W ten sposób znalazł się na Madok. Miał zadanie do wykonania, jego zakon od dawien dawna służył obronie wiernych. Nie można było ograniczać się tylko do pielgrzymów. Na tym świecie wciąż znajdowało się wiele zła, a on kiedyś obiecał sobie, że będzie rozświetlał ciemność, jeżeli oznaczało to, że ma stawać przeciwko różnym bandytom, rzezimieszkom i piratom ... niech tak będzie.

Tym razem obawiał się, że może być w tym jednak trochę osobistych, niezałatwionych spraw. Każdy miał swój krzyż do niesienia w tym życiu. Czy sobie zdawał z tego sprawę, czy nie. Jack wiedział co jest jego udziałem, a być może ta misja pozwoli trochę zmniejszyć ten konkretny krzyż?

Gdy już znalazł się na planecie, okazało się, że nie był pierwszym, który zadawał takie pytania. Krok po kroku doszedł do tego okrętu, co więcej pytania zadane odpowiednim osobom ujawniły, że wśród zainteresowanych znajdował się Evros miał okazję walczyć razem z nim podczas pewnej misji na Stygmacie. Tamta planeta potrafiła zbliżyć jak niewiele innych. Wspólne zagrożenie było mocnym spoiwem jakichkolwiek związków. A tym razem mogło okazać się przepustką, mogli sobie nawzajem udzielić pomocy ... dlatego powinni z tego skorzystać.

Po pewnym czasie kapitan poinformował go o zbliżającym się lądowaniu. Wilde podniósł się ze swojego miejsca i rozprostował mięśnie jednocześnie poprawiając szaty. Znaki bractwa wojennego były całkiem nieźle widoczne na oliwkowym mundurze z syntjedwabiu. Wielu jego braci lubiło wbijać się w ciężkie zbroje, on wolał jednak mieć nie skrępowane ruchy.

W końcu właz zaczął opadać, a on spokojnym krokiem wszedł na niego ukazując się reszcie załogi statku. Uśmiechał się przyjaźnie, chociaż jego broń była doskonale widoczna, to ręce znajdowały się daleko od niej. W tym momencie chciał pokazać, że nie stanowi żadnego zagrożenia, chociaż nie była to do końca prawda, o czym przekonał się niejeden zbir, który znalazł się w zasięgu jego rąk. Akolita zmierzył wzrokiem wszystkich, jednocześnie lekko kłaniając się kobiecie, o której wiedział, że jest szlachcianką. Spokojnym krokiem ruszył w dół rampy odzywając się

-Nie strzelajcie. Jestem Akolita Jack Albert Wilde z Bractwa Wojennego. Przybyłem tutaj, gdy w mieście usłyszałem, że zadawaliście pytania o pewnym piracie, a także dlatego, że podróżuje z wami Evros, z którym miałem okazję kiedyś służyć. Myślę, że możemy sobie nawzajem pomóc - zatrzymał się oczekując jakiejkolwiek reakcji ze strony załogi ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 18-12-2010, 16:21   #58
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Oczekiwnie na Rybkę dłużyło się niemiłosiernie. Dla bezpieczeństwa siedzieli w jakichś dość gęstych krzakach. Przynajmniej było trochę czasu na odpoczynek w samotności, na którą przez ostatnie dni nie bardzo mogli liczyć. Dookoła panowała cisza, mącona tylko szumem drzew i fal, i okrzykami mew. Jeśli nawet ktoś ich szukał, to był daleko. Choć niewykluczone, że rebelianci przecenili liczebność i sprawność bojową wroga i w tej chwili przygotowywali większą ofensywę. Cóż, nie miało to większego znaczenia tak długo, jak nie dochodziło do kolejnego spotkania. Spotkania, które prawdopodobnie było by bardziej brzemienne w skutkach dla ich załogi.

Tym bardziej, że Kano zaraz po naradzie gdzieś odpłynął. Sorenowi nie podobał się cały ten pomysł. Uważał, że golem zbytnio ryzykuje, próbuje zgrywać kozaka i pokazać swoją wyższość nad istotami białkowymi. Pilota coraz bardziej to drażniło. Choć może po prostu mu zazdrościł. Tego, że nie musi siedzieć bezczynnie i czekać na ratunek, tylko może działać. Może też chciał wybrać się na zwiad na wyspę piratów. Tak czy siak im więcej czasu mijało, tym bardziej był poirytowany.

Na szczęście w końcu na horyzoncie ukazał się wyczekiwany przez nich kształt. Rybka nadpłynęła nad wyspę i spokojnie opadła na plażę. Choć słowo "spokojnie" nie jest najodpowiedniejsze. Soren aż zaczął się zastanawiać, kto pilotował okręt zanim on przejął to stanowisko. Bo wyraźnie nie Dean. Obiecując sobie, że kiedyś o to zapyta wyszedł na plażę. Gdy rampa się opuściła na jej końcu ukazała się ciemna postać. Kapitan nie mógł jeszcze tu dotrzeć, a nikogo innego nie powinno być na pokładzie. Czyżby pułapka? Na wszelki wypadek zdjął karabin z ramienia i przygotował go do strzału. Nie celował na razie w ową postać, ale gdyby tylko sięgnęła po broń na pewno strzeliłby pierwszy.

Obcy przedstawił się jako akolita Bractwa Wojennego i rzekomego znajomego Evrosa. Na dodatek oferował pomoc. Pilotowi się to nie podobało, ale jak zwykle nie miał nic do gadania. Widząc, że kawaler de Varass nie wypiera się znajomości, Soren uznał, że nie ma bezpośredniego zagrożenia. Bez słowa odłączył się od grupy, minął Jacka i udał się na mostek, po drodze zostawiając bagaż w swojej kajucie, ale zostawiając sobie całe uzbrojenie.

Siadając za sterami w końcu poczuł się dobrze. Można by rzec "jak w domu". Sprawdził, czy wszystkie podsystemy działają i rozsiadł się wygodniej w fotelu. Miał nadzieję, że powitania będą szybkie i wkrótce będą mogli ruszyć rozprawić się z Beliahem raz na zawsze. W radiu wciąż panowała cisza. Żadnych transmisji od Kano, ani kogokolwiek innego.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 19-12-2010, 13:41   #59
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Evros czekał ze wszystkimi na przylot Rybki. Żałował trochę, że nie mógł pójść z Kano, ale wiedział, że nie możliwości podobnych golemowi, czy czymkolwiek był. Z drugiej strony jego miejsce było przy Aspazji, której bezpieczeństwa miał strzec i Nadii, której bezpieczeństwa strzec przyrzekł.
Obszedł dookoła cały obszar obozu. Nigdzie nie zauważył żadnych niepokojących śladów nowych nieprzyjaciół. Musiał przyznać, że mieli więcej szczęścia niż rozumu, rebelianci dobrze obstawili ich perymetr, mając ich pod ogniem. Gdyby nie Kano, mogło być naprawdę nieprzyjemnie. Nie spodziewali się spotkać takiej istoty.

Sprawdził teren i stwierdził, że jest czysto. Nie znalazł nic niepokojącego i ruszył najkrótsza drogą do obozowiska. Po drodze natknął się na broń, zapewne porzuconą przez jednego z rebeliantów. Podniósł do ręki znalezioną kuszę i obejrzał dokładnie kunsztowną robotę. Trafiło mu się prawdziwe cacko… kunsztownie wykonana rękojeść z hebanu, misternie wykute łęczysko, i stalowy bagnet na końcu podstawy. Do tego schowek na bełty w rękojeści, przyjrzał się tym pięciu małym cacuszkom, które zostały i stwierdził, że to wyjątkowo zabójcza broń, powodująca paskudne i trudne do opatrzenia rany.

Wrócił ze znaleziskiem do reszty. Opisał im działanie broni i to, ż pochodzi z planety Gral, że jest to broń dość rzadka. Co zakończył podsumowaniem: - Albo wśród rebeliantów są bogaci ludzie, których na to stać, albo mają powiązania z jakimś dobrym przemytnikiem. Może to część wsparcia od Beliaha dla nich? A może to wcale nie ma związku z tym?

Wkrótce nadleciała Rybka. Lajtinger wylądował bez problemów, ale osobą jaka pierwsza ukazała się ich oczom, był ktoś zupełnie niespodziewany. Ostatni raz widział akolitę Wilda, w niezbyt przyjemnych okolicznościach na Stygmacie. Miejscu, które można bez wątpienia nazwać przedsionkiem Tartaru… i choć wcześniej Evros wątpił w użyteczność powodowanych wiarą Wojowników Bractwa, przestał wątpić. Akolita był naprawdę dobry w swoim fachu i choć powodowały nimi różne motywacje, to jednak razem tworzyli skuteczny duet. Niestety wysoki rangą przedstawiciel Cesarza był nie do uratowania. Podstępne symbionty zainfekowały jego organizm. Jedynym wyjściem była eksterminacja…

Po powitaniach i wyjaśnieniach, wszyscy znaleźli się na pokładzie statku, w oczekiwaniu na wiadomości od Kano.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 20-12-2010, 13:34   #60
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Zanim wyruszył ustalił z resztą godzinę zero, i to, że jeśli mu się uda, przekaże im informacje, a jeśli będzie to zbyt ryzykowne przygotuje działa dywersyjne i zaczeka na ich przybycie. Zabrał też ładunek, który Evros ocalił z batyskafu i ruszył w drogę.

Samo dostanie się na wyspę i jej zwiedzenie nie należało do najtrudniejszych, choć raz o mało co nie wyszedł na ścieżkę tuz przed jednym z patroli.
W pierwszej kolejności zamierzał wyłączyć do końca Karawelę, poprzez zrobienie kolejnej dziury w jej kadłubie, ale po namyśle, stwierdził, że może jednak to zostawić na koniec, wszak obecność nurków, tylko utrudniała to zadania, a wykonanie go w trakcie ucieczki, nie powinno być, aż tak problematyczne.

Po zapoznaniu się z rozkładem stanowisk ogniowych wyspy, i dwóch baz, do których dotarł, jego układ taktyczny podał mu najlepszy z możliwych planów działania. Po raz kolejny przypomniał sobie jak proste by to było, gdyby miał do dyspozycji potęgę Heliosa, i ze dwa odziały szturmowe. Helios jako ciężki krążownik, nie posiadał tak licznej załogi, jak na przykład Atena, statek badawczo eksploracyjny, jednak mimo to na jego pokładzie stacjonowało około 1500 członków załogi, oraz około 3000 żołnierzy. No cóż musiał sobie radzić sam, zresztą do tego został stworzony, aby w pojedynkę wesprzeć działania kapitana. Jako Helios mógł sam sterować każdym systemem statku, a jako Kano mógł dokonać potrzebnych napraw, lub odeprzeć wroga, który przedarłby się na pokład.

Największym zagrożeniem wydawała mu się łódź podwodna, w końcu na jej pokładzie mógł uciec ich cel. Poruszając się jak najbliżej dna, Kano podpłynął pod śruby łodzi, i przymocował ładunek, do miejsca gdzie śruby wchodziły w kadłub. Wybuch w tym miejscu powinien zatrzymać i prawdopodobnie zatopić łódź, ale nie zniszczy jej doszczętnie, więc być może jeszcze się coś da z niej odzyskać.
Kano musiał przyznać, że ładunek, który otrzymał od Evrosa, był wysokiej jakości, wodoodporny i z dokładnym zegarem. Owy zegar golem ustawił, na 3minuty po ustalonym przylocie Rybki. Niech ich wrogowie, pomyślą, że mają na wyspie co najmniej kilkunastu komandosów. W końcu, jeśli wybuchy, będą następowały w rożnych odstępach czasowych i w oddalonych miejscach, większość ich danych wskaże na grupę, a nie na pojedynczy cel.

Teraz pozostała sprawa drugiej łodzi, mniejszej, ale nadal pozwalającej na ucieczkę. Tu Kano postanowił zaryzykować chwilowe wyjście z wody, w doku, i upewniwszy się, że nikogo nie ma, oraz, że nie patrzy na niego żadna kamera, wyszedł na pomost pomiędzy łodziami, i zabrał jedną z lin, służących do cumowania. Kiedy był już pod wodą, owinął najdokładniej jak potrafił śruby mniejszej łodzi. Być może to jej nie zatopi, ale powinno zatrzymać, na dłuższy czas. O ile ta jednostka nie posiada bardzo mocnego silnika, to albo go zatrą, albo zatrzymają i sprowadzą nurków, a na to potrzeba czasu.

Jako iż czas do godziny zero się zbliżał, postanowił odrobinkę przyspieszyć, i ruszył do stanowiska, działa przeciwlotniczego, jako jedynego obecnie, które wedle jego oceny zagrażało Rybce. Tu powstawał problem, bo najlepiej było by także podłożyć ładunek, po czym udać się do stanowiska, na zachodniej części wyspy. Ale materiałów wybuchowych już nie posiadał. Z drugiej strony, gdyby udało mu się załadować, do działa dwa pociski, pierwszy umieszczony odwrotnie, powinno to dać dostatecznie silny wybuch, aby wysadzić lufę i wyłączyć działo z użytku, na czas najbliższej bitwy.
Problemem był strażnik, i Kano wiedział, że ma teraz dwa wyjścia. Pierwsze to poczekać, jak najbliżej przylotowi jego towarzyszy, a wtedy zlikwidować strażnika, i wykonać plan z dwoma pociskami.
Drugi lepszy, ale bardziej ryzykowny byłby taki, żeby ogłuszyć strażnika, przygotować działo do detonacji, i poczekać, aż strażnik zacznie strzelać do Rybki. Tu jednak istniało, duże prawdopodobieństwo, że przed strzałem ktoś sprawdzi lufę, a wtedy plan byłby spalony. No i strażnik, mógł się ocknąć wcześniej niż było by to planowane. Chyba, że zdjąłby strażnika na tyle cicho, aby nikt tego nie zauważył. I zaklinował jeden z pocisków w połowie lufy, tak, aby w przy wkładaniu nowego, strzelec nie zauważył nic podejrzanego. Oczywiście pozostawała sprawa skutecznego zablokowania pocisku. Tu jednak z pomocą może przyjść skórzany pasek, obecnego strażnika.
Kano przygotował lancę i czekał, postanowił zrealizować drugą wersję planu, ale i tak chciał wyczekać, do około 15 min przed przylotem Rybki. To da mu dość czasu na działanie i dostanie się następnie do portu.
Jak okazało się po kilkunastu minutach, miał rację z czekaniem, bo strażnik sięgnął do skrzekotki na pasie, i zameldował spokój. To był idealny moment, bo do przylotu jego przyjaciół pozostały 23min, a strażnik melduje się rzadziej niż 30min, bo tyle był obserwowany przez golema.
Kano ostrożnie przeszedł za plecy strażnika, i mierząc dokładnie, wystrzelił w jego szyję, następnie wybiegł i łapiąc ciało zanim do końca upadło, przeniósł je na bok. Błyskawicznie zdjął z martwego człowieka pasek, który owinął dookoła pocisku, co jak co, ale mieli potężna działo przeciwlotnicze, dla którego penetracja pancerza Rybki nie byłaby wyzwaniem, ciekawe zresztą skąd oni brali pociski do działa o kalibrze 90mm, ale równie dobrze mógł pytać, skąd oni wzięli wojskową łódź podwodną.
Tak przygotowany pocisk, ostrożnie wsunął głowicą w dół, wchodził z oporem, ale to dobrze, przynajmniej nie będzie się zsuwał. Golem wepchnął go za pomocą lancy, do mniej więcej połowy długości lufy. Nawet jak go wykryją, nie będą mogli go usunąć. A tym samym działo będzie bezużyteczne. Dla pewności jednak, sprawdził czy w komorze pocisku coś jest, na jego nieszczęście nie byli totalnymi amatorami i nie trzymali załadowanego pocisku. Musiał liczyć na to iż w szaleństwie ataku, nie będą sprawdzać lufy, tylko zdejmą maskowanie i jak najszybciej spróbują rozpocząć ostrzał.
Kano zabrał trupa i przeniósł go jakieś trzydzieści metrów poza wydeptany szlak. Tu zamaskował go pomiędzy wyższymi skałami, i przykrył choć trochę ściółką, której wiele tu nie było. Jak ktoś będzie tędy przechodził, to znajdzie go bez problemu, ale z ścieżki powinien być niewidoczny.
Pozostało mi 5min, ruszył więc żwawo w stronę przystani, aby znaleźć się, w wcześniej obranym dobrym punkcie strzeleckim.

Zamierzał rozpocząć działania minutę przed Rybką. Położyć się w osłoniętym miejscy, i wystawić spomiędzy zasłaniających go skał, tylko koniec rozłożonej lancy. Co prawda nie mógł mieć pewności, ale kiedy wybierał to miejsce, był prawie pewno, że będzie niewidoczny, od strony przystani zasłaniały go trzy wystające skały, tworząc szczelinę, na wręcz idealny punkt strzelecki, z góry natomiast przed wzrokiem obsługi działa przeciwlotniczego, zasłaniały go drzewa. Jedyne czego się obawiał, to to, że jego wrogowie znali to miejsce. On by znał, gdyby urządzał bazę na takiej wyspie, dlatego przygotował plan ucieczki, zakładając, że i tak po kilku może kilkunastu strzałach, sprowadzą jakąś ciężką broń, aby go zdjąć.

Tak czy tak, zamierzał w pierwszej kolejności zdjąć mężczyznę z miotaczem, a najlepiej to trafić w butle na jego plecach, i tym samym unieszkodliwić kilku na raz.
 
deMaus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172