|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
16-03-2012, 18:28 | #131 |
Administrator Reputacja: 1 | Budzić kogoś w samym środku nocy? To już był prawdziwy szczyt braku dobrego wychowania. Alex otworzył jedno oko by sprawdzić, czy powód, dla którego został wyrwany ze snu jest na tyle poważny, by warto było otwierać drugie oko. Przynajmniej na pozór zdawało się, że jakiś sens we wstaniu o tak wczesnej porze jednak był. Dość zdecydowanie sugerowały to okrzyki i docierający z głównej sali dym. Czyżby komuś aż tak nie smakowało jedzenie, że postanowił spalić jedyną w obrębie wielu mil karczmę? A może to konkurenci Hansa postanowili w ten sposób zwiększyć ilość swoich akurat gości? Ale w tym celu wystarczyło trochę lepiej gotować... Tym talentem Hans obdarzony nie był. Alex wstał, niezbyt szybko, cały czas zastanawiając się, czy jednak nie lepiej wrócić do wygodnego łóżka, pozostawiając akcję gaszenia pożaru innym. Głównie Hansowi. W końcu to była jego gospoda. Hałas towarzyszący rozwaleniu drzwi i wtargnięciu do sypialni wrzeszczącego Aliquama zmusił Alexa do rezygnacji z tych planów. Mężczyzna wstał, chwytając swój worek i broń. Odruchowo skierował się do wyjścia z sali, jednak widok płomieni tańczących po podłodze skłonił go do poszukania innej drogi. Trzask pękającego drewna i brzęk tłuczonego szkła świadczył o tym, że taboret, wykorzystany przez Alexa do otwarcia sobie wyjścia, spełnił swe zadanie. Teraz jeszcze tylko narzucić posłanie na resztki futryny... i można było wychodzić. - Panie przodem - powiedział uprzejmie, sugerując równocześnie, iż to Juliene i jej służka powinny wyjść pierwsze. - Nie... chwila... sprawdzę, czy tam jest bezpiecznie. - W ostatniej chwili zmienił zdanie, przymierzając się do opuszczenia sypialni krótszą drogą. |
16-03-2012, 19:56 | #132 |
Reputacja: 1 | Gdy w wspólnej sali wybuchł pożar Wołodia podskoczył jak rażony piorunem. Przez chwilę zdawało mu się, że śni mu się koszmar, z czasów wielkiej bitwy w Kislevie z siłami chaosu. Pamiętał dźwięk trzaskających płomieni, jęczenia rannych, a smród palonego ciała był tak intensywny że nie zapomni go do końca życia. Kozak nie wiedział za co się wziąć, czy za próbę gaszenia płomieni, za dobudzanie kompanów, czy wybiegnięcie na zewnątrz i próbę walki. Trzeba było działać. -Krasnoludy! Buystra! Oczyśćcije plac przed gospoda! Sarajid! Konije!- nie wiedzieć czemu próbował jakoś ogarnąć całe towarzystwo, choć nie potrzebowali przywódcy, to w nerwach nawet nad tym się nie zastanawiał. Wcześniej nie śmiałby rozkazywać Saraid, jednak kobieta podkreśliła wyraźnie, że jest zwykłą wojowniczką i teraz kozak miał to na uwadze, zwracając się do niej jak do każdego innego kompana. Sam Wołodia przez chwilę chciał walczyć ale wiedział, że krasnoludy chcą się wykazać w boju to też pognał do miejsca gdzie odpoczywała kapłanka ze swoją pomocnicą i Sigismundem. -Aliquam szybkuo oczyść drogę do wozu!- zwrócił się do kompana po czym pochylił się nad Sigismundem z trudem dźwigając go na rękach. -No kolego, tylko siję nie przyzwyczajaj da...- uśmiechnął się i ruszył do drzwi.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |
17-03-2012, 09:41 | #133 |
Reputacja: 1 | Saraid, nadal nieufająca karczmarzowi, miała z początku pewne problemy w pogrążeniem się we śnie. Byłaby o wiele szczęśliwsza gdyby nie musieli tu zostawać, jednak stan woźnicy wymagał szczególnej troski. Czując się odpowiedzialna za to co mu się przytrafiło, nie mogła zbytnio nalegać na zmianę miejsca postoju. Nie mówiąc już o tym, że zapewne spotkałaby się z ogólnym sprzeciwem. Nie rozumiała dlaczego ludzie wiecznie upierają się na zatrzymywanie się w karczmach i innych tego typu przybytkach. Dla niej wystarczyłby cichy zakątek leśny i miękki mech zamiast siennika. Pobudka w środku nocy oznaczała, że wbrew wcześniejszym problemom udało się jej jednak zamknąć oczy na czas dłuższy niż mrugnięcie. Odgłos tłuczonej szyby sprawił, że poderwała się na nogi sięgając po miecz leżący obok. Zagrożenia jednak widać nie było, przynajmniej do chwili w której Aliquam nie wpadł do wspólnej sali, przynosząc ze sobą dym i blask płomieni. Hałasu jaki przy tym uczynił nie warto było komentować. Słysząc polecenie Wołodii zebrała pospiesznie swoje rzeczy i ruszyła w stronę drugiego okna. Przechodzenie przez odłamki szyby nie wydało się jej dobrym pomysłem. Wszak skoro można je otworzyć to po co wybijać? Juliene i Sigismundem zajmą się pozostali. Ona zgadzała się z kozakiem. W końcu bez koni daleko nie dotrą, a zostanie w tych terenach bez środka transportu mogło się okazać dla niektórych zgubne. Kto wie, może i dla niej. Wszak nie wiedziała na ile zmienił się las, który ich otaczał. Nie mówiąc już o tym, że niepokoiła się o swego towarzysza, który został na wozie. Natomiast losem karczmarza nie przejmowała się wcale.
__________________ “Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.” |
17-03-2012, 14:33 | #134 |
Reputacja: 1 | Nie interesowało go zbytnio niezbyt uczciwe zagranie Hansa, co do osoby prowadzącej wcześniej ten przybytek. Po prostu wykorzystał sytuacje. Ot co. Pil i jadł jak w każdej innej oberży. Przecież po prostu ujawnili to co karczmarz zrobił, ani go nie karali, ani nie przysporzyli mu kłopotów. Po co miałby ich truć. Erykowi dość szybko zaszumiało w głowie. Udał się spać odmawiając tylko bardzo krótkie modły dziękczynne. I to był właśnie błąd. Nie prosił o błogosławieństwo, tylko po prostu zasnął. Jak mógł pozwolić sobie na taki brak w jego największej sile - w wierze. Sigmar pokarał akolitę. Alkohol nadal krążył w jego żyłach, a działo się nieciekawie. Sigmund był ranny. Nie wyglądał na zdolnego do ucieczki. Mimo winka mamusi akolita zdecydował się wynieść woźnicę. - Weź poprowadź jakoś kapłanki i Felixa. Trzymaj tu mój młot. Bądź niedaleko. - podał swój oręż Kasimirowi, a sam podniósł Sigmunda i położył go sobie na ramionach. - Okno? - zapytał. |
17-03-2012, 23:42 | #135 |
Reputacja: 1 | ~Księga. Gdzie do cholery jest moja księga~ było pierwszym co pomyślał Kasimir kiedy hałasy i ogień zerwał ich na nogi w środku nocy. Wciąż szumiało mu w głowie po winie które wypił do gulaszu, ale dokładnie wiedział co było najważniejszym w jego dobytku. Książki nie były tanie, a w dodatku znajdowały się tam wszystkie jego notatki. Upewniwszy się że jego cennym papierom nic nie jest zarzucił sobie na ramiona swój plecak. Wkoło Ignatz słyszał okrzyki i trzask ognia, jednak nie do końca wiedział co się dzieje. Odruchowo zebrał rzeczy i przypasał miecz, nawet nie zastanawiając się dlaczego. Do myślenia przywróciło go dopiero wręczenie mu młota przez Eryka. Nie wiedział co akolita sobie myślał, czy on do diaska wyglądał na jego osobistego giermka? Mimo wszystko Kasimir przełknął dumę i odpowiedział jedynie: -Okno. Następnie roztrzaskał najbliższe otrzymanym młotem. Potem popędził do następnego, potraktował je tak samo i przez nie wyskoczył. |
20-03-2012, 16:28 | #136 |
Reputacja: 1 | Ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko. Karczemne dechy i rozlana oliwa, z ogromną prędkością transportowały płomienie w kolejne miejsca. Temperatura wewnątrz gospody z każdą sekundą wzrastała. Aliquam wpadł do sypialni, tu już też w większości jego towarzysze byli zbudzeni. Pomógł zebrać się kapłance, oznajmiając że najlepiej wyjść przez okno. To sypialniane, gdyż główna sala szybko pogrąża się w płomieniach. Widząc, że wszyscy się rozbiegli, on sam nie opuścił ochranianej przez niego kobiety. Alexander, po chwili zawahania, od razu ruszył do najbliższego okna. Wybił je taboretem, a szkła osłonił narzutą i nagle…nad jego głową przeleciał kolejny, tym razem już z zapaloną szmatą, dzban. Wybuchł on niedaleko za nim. Ranelf poczuł na sobie siłę wybuchu jak i ogromny, wszechobecny, gorąc. Mimo tego, zgodnie z zamiarem, wyskoczył prędko przez okno. Gorąc nie ustawał, schylił głowę, zauważył, że zaczęły płonąć mu spodnie. Część oliwy musiała dosięgnąć jego ubioru, który zajął się płomieniami bardzo szybko. Wybuch dosięgnął również Alquama i ochraniane przez niego kobiety. Właściwie to znaleźli się oni w jego centrum. Kapłanka zręcznie, widząc nadciągające zagrożenie, odskoczyła. Khazad następnie próbował ją zasłonić swym ciałem, przyjmując większą siłę rażenia na siebie. Przez co, również i on jak i Alex, zaczął się palić. Trzeba było działać prędko… Kapłanka zaczęła stękać z bólu. Katharina wyglądała na jednie lekko otumanioną. Gorzej z krasnoludem, który za moment mógł stać się chodzącą pochodnią. Pozostali zdołali uniknąć siły rażenia prowizorycznej bomby. Saraid pobiegła w kierunku drugiego okna, tuż za nią Ignatz, który zebrał swoją księgę, broń Eryka, a przy okazji i Wołodii, którzy wyprowadzali właśnie rannego Sigismunda. Musiał poczekać, aż elfka wyskoczy, po czym przerzucił przez okiennice bronie, samemu szykując się do przejścia. Saraid, która wyskoczyła już na zewnątrz, bez problemu dostrzegła atakującego. Nie dość że jej wzrok był wyostrzony, to jeszcze karczemne płomienie rozświetlały okolicę. Atakującym, był ich gospodarz, który właśnie się zatrzymał i przymierzał się, by przywitać wydostających się przez okiennice, gości. Tym razem przywitać chciał, nie strawą czy zatrutym winem, tylko rzucając nożem. Wykonywał już zamach, wyraźnie mierząc w Alexandra. Tym razem Saraid go nie zdoła powstrzymać. Nie jest gotowa do strzału. Może mieć tylko nadzieję, że tamten nie trafi stojącego w płomieniach towarzysza. Wołodia, Eryk i Sigismund, którego pierwsi dwaj nieśli, wpadli do głównej sali. Droga do drzwi usłana była szalejącymi płomieniami. W dodatku same drzwi były już też zajęte ogniem. Zza ich pleców wyskoczył Khalsin. Rozpędził się i nie zważając na płomienie ruszył, niczym taran, na drzwi. Skulił się i z impetem uderzył je barkiem, osłoniętym dodatkowo tarczą. Udało się, nadwyrężone drzwi bez problemu ustąpiły masie khazada. Khaldinowi zaskwierczała broda, a jego obiór zajął się ogniem. Parzyło! Ale wrota, dzięki krasnoludowi, były już otwarte. Tyle, że wciąż by przez nie przejść trzeba było przebiec przez ścieżkę ognia. W tym czasie Anzelma zbudziły krzyki. Wyściubiając głowę z wozu zauważył płonącą od środka karczmę. Pamiętał, że w pobliżu znajduje się studnia więc pobiegł czym prędzej do niej. Wiadro było już zanurzone, zaczął machać szybko, próbując je wyciągnąć na powierzchnię. Udało się. Podbiegł do budynku, ale tam płomienie ogromnie już szalały. Gasić nie było sensu. Przez okno ujrzał Wołodię, Eryka i niesionego przez nich Sigismunda. A także wyważającego właśnie drzwi Khaldina. |
20-03-2012, 17:55 | #137 |
Reputacja: 1 | ~Kharashuo rabotec...~ pomyślał kozak, kiedy na jego oczach, jeden z krasnoludów wyważył drzwi do karczmy. Niesione we dwójkę Sigismund był znacznie lżejszy, ale Wołodia wiedział, że zaraz będzie musiał znów go wziąć na swe barki, gdyż trzymając go we dwoje są znacznie bardziej narażeni na ogień. -Wskakuj ty na plecy!- krzyknął do Sigiego, po czym z trudem i rozwagą wrzucił go sobie na plecy. Nie było to łatwe ani przyjemne, szczególnie dla woźnicy. Rany ciągle bolały a on teraz musiał się naciągać, jednak musiał to jakoś przeżyć by przeżyć w ogóle. Kozak rozpędził się i wybiegł z płonącego szynku tuż pod nogi Khaldina. Człek czuł jak skóra go piekła, kiedy przebiegł przez smagające powietrze ogniste bicze. Kolejne doświadczenie do kolekcji. Kolejny (wątpliwy) bohaterski czyn. Sigismund zdawał się trzymać. -Dzijelnie brahu...- kozak pokiwał głową z uznaniem dla rannego woźnicy, po czym wejrzał z wdzięcznością na krasnoluda. Sekundę później rozległ się krzyk Eryka. Mężczyzna biegnąc przez zapaloną salę w karczmie nie miał już tyle szczęścia co Wołodia. Jego ubiór zajęły już płomienie a oparzenia zdawały się nieco większe niż te, których doświadczył Wołodia. Kiedy akolita wybiegł na zewnątrz kozak, prędko ściągnął swój płaszcz, by przypadkiem się nie zajął od ognia i przewrócił Eryka na plecy. Po chwili doskoczył do nich i Khaldin i po krótkiej i błyskawicznej interwencji ugasili ubranie akolity. -A już żem myślał, że pijeczeń zjemy...- zażartował, po czym wejrzał na woźnicę -Dobra, kaniec leżajssiy. Trza go zanijeść pod wóz. Khaldijinie. Prowadź, osłonijisz nas jakby kto próbował stanąć na drodze!- zwrócił się do brodacza. Plan był prosty. Mieli wziąć z Erykiem Sigiego tak jak wewnątrz szynku i pobiec z nim pod wóz.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |
20-03-2012, 18:05 | #138 |
Administrator Reputacja: 1 | - Na dupę Morra - warknął Alex, gdy po sforsowaniu okna stwierdził, iż nieco ognia opuściło gospodę, wydostając się na dwór na jego własnych, prywatnych spodniach. Nigdy nie doświadczył czegoś takiego na własnej osobie, ale widział, jak paru płonących facetów pognało sobie w świat w poszukiwaniu jeziorka, w którym mogliby ugasić to, co ich paliło. I widział również, jak to się skończyło. Przed ogniem uciec się nie da, zwłaszcza gdy sieci ci na plecach. Błyskawicznie rzucił się na ziemię i przeturlał się kilka razy, usiłując w ten sposób zdławić płomień. |
20-03-2012, 18:20 | #139 |
Reputacja: 1 | Anzelm rzucił się pędem do wózeczka i wyciągnął z niej dwuręczną maczugę. Złapał ją mocno i począł uderzać w te same drzwi, które uderzał Khaldin. Sądził że skoro dwóch będzie uderzało to drzwi szybciej pójdą w pizdu. Anzelm bał się o swoich towarzyszy, a sam tez nie miał tej pary w łapie co krasnolud czy inny członek tej grupy. On umiał przekonywać ludzi do siebie i załatwiać im to co im daje radość. Teraz jednak musiał wziąć sprawy w swoje ręce. Widział już raz jak ktoś bliski umiera w ogniu, powolnie palać się żywcem. Te wspomnienia dodały mu siły i Wujaszek zaczął uderzać z całych sił w te drzwi, krzycząc by dodać sobie sił: - Wujaszek już nadchodzi...!!!!!!
__________________ Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-) |
20-03-2012, 19:37 | #140 |
Reputacja: 1 | Oficjalnie był pechowcem. Ogień w mordę. Jęzor mutanta w ramieniu. Co będzie następne? O ile będzie następny raz. Musiał o to zadbać. Najłatwiejsze sposoby zniszczenia ognia to odcięcie dopływu powietrza, polanie wodą, zduszenie piaskiem, lub tak jak Alexander, dławienie "na siłę". Ryzykowne, ale obecnie nie było innych opcji. Studnia była na zewnątrz, daleko. Poza tym była głęboka, a Aliquam niski. Próbował dłońmi i tarczą dławić trawiący go ogień, jednocześnie rzucając się po ziemi.
__________________ Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies ^(`(oo)`)^ |