Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-09-2014, 20:38   #431
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Kyan szybko złożył się do snu by wykorzystać każde mrugnięcie okiem na odpoczynek niestety i równie szybko został zbudzony zdawało mu się iż ledwie zamknął powieki.

- Kurważ na falującą brodę Grimnira! Co jest? - wyrwało mu się z gardło budząc się

Zaalarmowany zerwał się na równe nogi wciągając na głowę odruchowo hełm i łapiąc za tarcze. Stanął na ugiętych nogach zasłaniając się tarczą i starając się zorientować się w sytuacji omiatając cały obóz wzrokiem.
Ujrzał przez chwilę jak Thorgun z Dirkiem osłaniali główną drogę tunelu ze strony w która zmierzać mieli podczas ich podróży.

Działając intuicyjnie odwrócił się w przeciwnym kierunku badając swym wzrokiem korytarz, którym dotarli do tego miejsca, sprawę ułatwiało iż na sporej długości tunel był prosty jak strzała i nigdzie nie skręcał także i wróg nie miał gdzie się ukryć. Przenikając ciemności stwierdził iż z tej strony zagrożenia nie ma.
Nagły huk częściowo ogłuszył na krótką chwilę ognistobrodego krasnoluda aż zmarszczył brwi, a w uszach zapiszczało. Cały korytarz spowił dym po wystrzale i nagle widoczność zwęziła się do minimum. Przez chwilę słyszał podniesione głosy ale tak mu piszczało w uszach że nie mógł ich zrozumieć, po chwili to wrażenie minęło...

Usłyszawszy rozkazy Detlefa ruszył w jego kierunku

- Tunel za nami jest bezpieczny i wolny od wroga - poinformował krasnoluda

Dym powoli rozrzedzał się i opadał przeciwnik nie wykorzystał nadarzającej się okazji by ich zaatakować.

" Dobra nasza..."


Gdy spojrzał na mur tarcz Thorguna już nie było a jego miejsce zajął Huran.
Ze słów wywnioskował że po wystrzale Thorgun ruszył niczym berserker przed siebie nie zastanawiając się nawet chwili a wraz z nim psy Rorana i ślad po nich zaginął.

" Co za imbecyl... no debil kurwa! nie dość że nie dba o swoje życie to teraz inni muszą narażać swoje by ratować mu dupę... Jeden tak spity że ledwo co się porusza, drugi berserker z sianem zamiast mózgu... Pięknie! kurwa... Pięknie! "

Słysząc rozkazy Detlefa iż wraz Dirkiem i Roranem ruszają za Thorgunem, a reszta zabezpiecza obóz.
Kyan tylko kiwnął głową i odrzekł do drużyny która pozostała w obozie.

- Galebie stań ze mną na szpicy jako że także masz tarcze będziemy wypatrywać ich powrotu lub ewentualnych zagrożeń, chuj wie co tu jeszcze się może wydarzyć lepiej być czujnym. Huran stań z drugiej strony tunelu i obserwuj by nic nam na dupę przypadkiem nie wlazło jakby co podnieś alarm.

-Reszta niech zbierze obóz i przygotuje się do drogi. Pozostawanie tutaj dłużej nie jest rozsądnym wyjściem. Gdy tylko wrócą jakby co będziemy gotowi by ruszyć dalej. Lepiej by nikt nas nie zaskoczył z opuszczonymi portkami - skwitował dosadnie to Kyan

Jako że Dirk i Detlef mieli jako jedyni odpalone lampy, Kyan zatknął młot za pas i wyjął lampę rozpalając ją postawił tak by dawała sporo światła ale jeszcze nie spalała oleju jak szalona.
Widząc iż Thorin rozpalił pochodnie zwrócił się do niego
- Thorinie jako że masz pochodnie zatknij ją trochę dalej, lampa oświetli jedną stronę obozu ,a pochodnia drugą, przydałoby się byśmy mieli oświetlony jak największy obszar w miarę możliwości - rzekł spokojny tonem

Kyan zwinął szybko posłanie i spakował plecak i oparł go o ścianę nieopodal lampy. Następnie stanął na szpicy dobył młota i stanął jak kamienny posąg, zachowując czujność i bystrość zmysłów.

Roran, Detlef i Dirk opuścili obozowisko zagłębiając się w ciemny i mroczny tunel...
 
PanDwarf jest offline  
Stary 21-09-2014, 22:43   #432
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Huk wyrwał Detlefa ze snu. Przez kilka ciągnących się w nieskończoność uderzeń serca trwał w bezruchu próbując zrozumieć co się stało. Poczuł woń spalonego prochu - zapach, który dobrze poznał podczas forsownego treningu na murach Azul. Wystrzelił wtedy dziesiątki ołowianych kul w stronę oblegających twierdzę hordy zielonoskórych, spalając przy tym antałek prochu. Praktyka czyni mistrza, jak to mówią.

Zapach prochu wisiał w powietrzu, a chmura wytworzona przez wystrzał tłumiła wszelkie światło w obozie krasnoludów. Oznaczało to, że strzelał któryś z nich. Tylko po cholerę?!

Wróg!

Oświecenie przyszło nagle, waląc w dekiel z siłą kowalskiego młota. Thorvaldssona aż wyprostowało. Ktoś się, cholera jasna, odważył zaatakować jego ludzi! Bezczelność!

Nie tracąc więcej czasu zerwał się, chwytając za wierne toporki i paskudnie wyglądający morgensztern. Ruszył biegiem w stronę zgiełku. Mijając po drodze grzebiącego przy kuszy Thorina stwierdził zadziwiająco przytomnie, że musiała być pora pierwszej zmiany wartowników, Dirka i Thorguna.
- Ergan, Kyan zabezpieczcie tyły! - zawołał głośno, schylił się w biegu po latarnię i zabrał ją ze sobą. - Nie strzelać chyba, że zobaczycie wroga! - dodał jeszcze, nie chcąc zarobić szypa w plecy od jakiegoś nerwowo reagującego towarzysza.

Zatrzymał się przy Dirku i Huranie. Obaj wpatrywali się w ciemny tunel przed sobą.
- Co jest?! Gdzie Thorgun? - Zaczął wypytywać Dirka, zakładając na wygolony łeb kolczą osłonę zsuniętą na kark na czas drzemki. - Ktoś dostał? Jakie straty? - pytania padały, a zadający je krasnolud oświetlał tunel przed nim.

Dirk wyjaśnił, że Thorgun polazł gdzieś do przodu zaraz po tym, jak wypalił z rusznicy. Pokazał też nóż, którym sam niemal oberwał. Detlef nie widział wcześniej czegoś takiego - całkiem przyzwoicie wykonany kawałek stali nie posiadał rękojeści - właściwie cały był ostrzem. Do tego zdawał się być świetnie wyważony. Trudno było coś powiedzieć o tym, kto mógł wykonać taką broń, ale jedno było pewne - ostrze wręcz śmierdziało skaveńskim piżmem.

Thorvaldsson zdusił przekleństwo na wieść o tym, że Thorgun samotnie ruszył naprzód. Po chwili dotarł do nich Roran, który warknął coś o psach i pognał dalej. Detlef powstrzymał gestem Dirka, który najwyraźniej chciał zatrzymać Ronagaldsona zgodnie z wcześniejszymi dyspozycjami.
- Idziemy za nimi. Zabezpieczcie obóz. - Przekazał Huranowi, po czym ruszyli z Dirkiem za oddalającym się Roranem.

W świetle latarni Detlefa i pochodni Dirka dało się dostrzec ślady krwi na nierównym podłożu, jakby ktoś ranny tędy się przemieszczał. Poza tym rozsypane wszędzie kolczatki Thorina - kronikarz utyskiwał na ciężar bagażu, a nosił takie utensylia. Thorvaldsson trącił nogą kilka z tych, które leżały na środku przejścia, bo nigdy nie wiadomo, jak raźno przyjdzie im wracać. Za to zranienie się paskudnym kolcem w podeszwę stopy było ostatnią rzeczą, której chciałby doświadczyć w czasie wędrówki w tunelach.

Ronagaldson pognał jeszcze szybciej, gdy doszedł ich jazgot psów walczących z kimś lub czymś. Detlef spojrzał na Dirka i również przyśpieszył.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 22-09-2014, 12:49   #433
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
5 Vharukaz, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Zachodnie kopalnie miedzi, droga na dno wyrobiska, noc



Na początku był hałas. Trudny do określenia harmider, który jednak wybudził Thorin z mocnego snu. Gdzieś na skraju majaków nocnych i świadomości, być może przewróciłby się na bok i spał dalej, jednak harmider nie ustawał wwiercał się w uszy i dochodził zewsząd. Szczęk zbroi, dziwne odgłosy, rżenie osłów, ujadanie psów. Thorin zaczął się rozbudzać sięgając po topór i tarczę, starając się aby weszło mu to w nawyk, jednak tym co zupełnie go rozbudziło i przegnało precz nocny wypoczynek był wystrzał. W słabo oświetlonym obozie, tuż przed hukiem, zdążył zobaczyć że wszyscy wstają, uchwycił jakieś zamieszanie od strony wartowników, po czy sięgnął po kuszę widząc, że bezpośrednio przy nim nie ma żadnego wroga. Po chwili nie widział już nic a dudnienie w uszach dodatkowo utrudniało orientacje. Odruchowo wyciągnął bełt zapalający by rzucić nieco światła na mroki tunelu i oświetlić miejsce z którego płynęło zagrożenie. Chmura gryzącego pyłu nie ułatwiała zadania. Nie pomógł także Detlef który po chwili zabrał lampę sprzed nosa cyrulika, zamierzającego odpalić od niej bełta. Był na to jednak przygotowany, zapas zapałek spoczywał w kieszeni, gotowy do szybkiego wydobycia i odpalenia. Gdy krzesał zapałkę zastanawiał się tylko czy odpali. Dziwne deja-vu z podobną sytuacją w prochowni ogrów. Tam pierwsza zapałka nie odpaliła, a gdyby i kolejna zawiodła... ? Wszystko potoczyłoby się zgoła inaczej a Thorin zapewne by nie żył. „Następnym razem kupie lepsze zapałki...” – pomyślał p czym uradował się na widok płomienia. Przytknął zapałkę do nałożonego bełta na kuszy i już po chwili cieszył się prowizorycznym kagankiem.

Jak się szybko okazało był to dobry pomysł, gdyż jedyne światło w postaci lampy zostało z obozu zabrane i oddalało się wraz z Detlefem i towarzyszącymi mu khazadami. Thorin odpalił od bełta pochodnie wiedząc, że ten nikły płomyk to za mało dla obozowiczów, zorientowawszy się jednak, że nie zalewa ich fala wrogów zakrzyknął do idioty który strzelił.

- Kurwa nie strzelać, ściągniecie tu na nas całą armie!

Wiedział że jeden okrzyk w tą czy w tamtą, przy całym tym harmidrze, odgłosach walki, ujadaniu psów , niewiele co zmieni. Przeciwnik który był w odległości usłyszenia okrzyku, słyszał i tak wszystko inne i bez trudu mógł zlokalizować obóz. Co innego przeciwnik który był na odległość dźwięku strzału – który w tych korytarzach musiał się daleko nieść. Ten po tym wystrzale był właśnie ostrzeżony i wyczulony, z całą pewnością nasłuchiwał kolejnego by określić skąd dochodzi, z którego korytarza, z której strony... O ile pierwszy wystrzał nie dawał odczucia kierunku, o tyle każdy następny był prosta wskazówką gdzie szukać jego źródła. Ostatnie czego było im trzeba to chmary wrogów jak w tunelach pod młynem.

Nie było sensu strzelać w stronę w która ruszył Detlef z Dirkiem i Huranem – jak początkowo planował Thorin kierując kusze w kierunku odległego punktu w suficie i chcąc przyświetlić drogę towarzyszom. Byli zwyczajnie już za daleko i o wiele lepiej w tym momencie spisywało się tam światło lampy i pochodni. Nie było też sensu gasić bełta – jego zapalające właściwości i tak zostały poważnie nadwyrężone, skierował więc bełta w stronę tunelu z którego przyszli i upewniając się , ze nikogo nie ma na torze pocisku wystrzelił chcąc oświetlić najbliższe kilkadziesiąt metrów. Pochodnia dawała ograniczony zasięg światła a wróg mógł się czaić tuż poza jej zasięgiem.

Dopiero po tym mógł zabrać się za pakowanie rzeczy i obuczanie osła. Dla kronikarza było jasnym, ze pozostanie w tym miejscu po wystrzale będzie samobójstwem. O ile nawet zlikwidowano by przeciwnika który ich zaatakował, to niechybnie odgłos wystrzału pobudzi skaveny do rozejrzenia się po okolicy. Jeśli to skaveny podeszły pod ich obóz, z pewnością też dawno już wysłały gońca do swoich. „Kurwa jeśli to skaveny to można było to rozegrać zupełnie inaczej” – pomyślał Thorin wiedząc że znajomość skaveńskich słów mogła wyciągnąć skaveny z ukrycia. „nic to” pomyślał jeszcze gotowy do spakowania swoich rzeczy na osła oraz kolczatek do sakiewki, wypełniając uprzednio polecenie Detlefa i wtórujące mu zalecenie Kyana.

Oczywiście były rzeczy ważne i ważniejsze, a zbieranie kolczatek należało do tych najmniej ważnych. Zwłaszcza przy możliwości ataku , dlatego Thorin zamierzał je zebrać dopiero na końcu zaplanowanych działań, osłaniając się jednocześnie tarczą. Mogły się jeszcze przydać zwłaszcza gdyby mieli uciekać przed skavenami jak niegdyś w tunelach. W przeciwieństwie do obutych khazadów, skavenom mogłyby wyrządzić krzywdę i znacząco spowolnić pościg. Kto wie, może zatrzymały atakujących w odległości która zmniejszyła skuteczność ataku? Na pewne pytania odpowiedź miała dopiero nadejść wraz z powrotem towarzyszy – wśród których brakowało też Rorana i Thorguna, przez chwilę i Thorin rozważał dołączenie do gromady, szybko jednak przypomniał sobie podobną sytuację z wcześniej i tym jak się skończyło złamanie rozkazu mimo dobrych chęci jakie mu przyświecały.

Dopiero gdy skończył przygotowania do ruszenia obstawił kierunek w którym ruszyli przyjaciele, z naciągniętą kuszą i zatrutym bełtem, kierując kuszę w stronę sufitu. Kucając, zasłonił tarczą swój przód opierając ją o siebie i korzystając z tej prowizorycznej osłony czekał nadejścia przyjaciół lub wroga.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 22-09-2014 o 14:36.
Eliasz jest offline  
Stary 22-09-2014, 13:24   #434
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
4 Vharukaz, czas Ezarytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Krasnoludzko skaveński front podziemnych zmagań wojennych


Czerwony znak lisa ozdobił stalową powierzchnię tarczy, na początek, później coś tknęło Dirka i jego ręka dalej kreśliła wzory. Czas płynął nieubłaganie, a skomplikowane malowidła klanowe pokrywały tarczę.
Wojownicy siedzący przy ognisku obok Dirka przymknęli się i obserwowali pracę rudowłosego khazada, malowidło zaś rosło i poziom jego komplikacji przechodził najśmielsze wyobrażenie. - Zaiste wielki musi być Warut Kalan. - Rzucił na głos któryś z gołowąsów obserwujących pracę Dirka. - Zamknij się młody, nie przeszkadzaj! - Po chwili pouczył młodego ktoś o sędziwym głosie i dało się słyszeć nauczycielski kuksaniec sprzedany dłonią w plecy. Ktoś jednak przemówił do Urgimsona ale temu nikt nie śmiał przerwać jego pytania. - Ty znasz kowala run Galvinosona, prawda… przybyliście po niego?
Głos starego khazada wyrwał Dirka z transu. Ocknął się wpatrzony w miedzianą bransoletę z symbolem Morgrima, którą nosił na prawym ręku. Dopiero teraz spojżał na malowidło na tarczy. Wpatrując się w znak swego klanu zdołał powiedzieć urzeczony jedynie – Morgrim. By ponownie stracić kontakt z rzeczywistością. Wpatrując się w runy klanowe rozmyślał o równowadze lini, o równowadze Klanu Lisa, o możliwej ingerencji samego Morgrima. Strużka krwi pociekła Dirkowi z nosa, skóra po gładko ogolonych wąsach była niczym skocznia dla kropel krwi. Jedna po drugiej spadały na tarczę dudniąc o nią jak deszcz o szybę. Krople krwi padały na runę klanu Lisa i spływały po tarczy wzdłuż nakreślonych przez Dirka linii. W pewnym momencie, jeden z siedzących obok, a może to ten, który zadał pytanie jako ostatni. Zapytał się Dirka czy wszystko z nim dobrze, ktoś złapał go za ramię. Dirkowi kręciło się w głowie, dzwięki brzmiały metalicznie. Podniósł głowę i spojżał prosto w oczy kucającego obok khazada. Khazad ów przyłożył kawałek zimnej stali do czoła Dirka, a już po chwili pojawił się efekt. Khazad wyjaśnił Dirkowi co ma robić z kamieniem i metalem. A następnie powtórzył pytanie.
- Ty znasz kowala run Galvinosona, prawda… przybyliście po niego?
- Znam. Jednak nie przybyliśmy po niego. Nie wiedzieliśmy, że on tu jest. – Powiedział Dirk.

Przed snem Dirk sprawdził ekwipunek. Bomby nalerzało codzień pielęgnować, pojawiały sie wycieki gotowe zapalić się, a wtedy lepiej byłoby torby wypełnionej bombami nie mieć przy sobie. Dirk następnie ogolił policzki i wąsy. Zdjął pancerze I w samych ubraniach z mydłem i ręcznikiem ruszył ku korycie wypełnionym wodą przeznaczoną do mycia właśnie. Rozebrał się do rosołu, oblał wodą, namydlił, a następnie spłukał. Gdy mydliny spłyneły do ścieku, Dirk kilkoma ruchami wytarł ciało, przesówał dłonią po skórze, chcąc sprawdzić czy nie ma jakiś pasożytów lub ugryzień po nich. Wtarł niewielką ilość oliwy w skórę i się ubrał. Zanim nałożył ubranie, strzepywał z niego pył skalny jaki pozostał po zawale w zakamarkach ubrań. Odświerzony ruszył z powrotem do obozu najemników Detlefa. Tam oczyścił zbroję skórzaną i ją przywdział. Następnie przyszła kolej na koszulę kolczą, którą oczyścił i naoliwił. Na noc nie ubierał. Jedynie miał ją złożoną obok posłania i tak przygotowaną aby bardzo szybko ją móc umieścić na sobie. Następnie przyszła kolej na ostrza. Miecz oczyścił, lecz nie zabrał ze sobą osełki więc nie mial jak naostrzyć. Zajął się sztyletem, który naostrzył o pas do golenia. Podszedł do ogniska obok pytając wprost czy nie miałby ktoś pożyczyć osełki, a może nawet wymienić osełkę za tytoń. Chętnych na tytoń znalazlo sie wielu, a po chwili pojawiło się wiele osełek. Dirk przysiadł się, podziękował za chęć handlu jednak tylko wziął jedną osełkę ale tytoniem miał zamiar podziękować każdemu. Wydobył kapciuch z tytoniem i nabrawszy szczyptę na tyle aby było na fajkę, podał dalej. W zamyśleniu nabijał swoją fajkę. Khazadzka brać sprawnie przekazywała kapciuch z tytoniem, wszyscy łącznie z Dirkiem czekali aż każdy nabije fajkę by wspólnie, unison rozpalić cybuchy faj. Khazadzi przyglądali się z zaciekawieniem Urgrimsonowi. Dziwnie nosił zarost, był znacznie wyższy od każdego z zebranych, ale też znacznie szczuplejszy, a na dodatek się uśmiechał. Gdy skończyli palić Dirk pozbierał kapciuch, lecz nie zerkał do niego by nie wyjść na ciula. Dopiero podczas wymarszu miał zamiar zerknąć czy i ile tytoniu mu zostało. To zresztą nie miało znaczenia. Dirk był pozbawiony nałogów, uwarzał to za słabość. Po powrocie do obozu Psów Wojny sierżanta Detlefa Dirk naostrzył miecz i ułożył się do snu. Tarczę oparł o ścianę tak aby każdy z detlefowych mógł wyraźnie zobaczyć malowidło, z którego Dirk był dumny jak jasny gwint.

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
5 Vharukaz, czasMorganiu, roku Drum - Daar 5568 KK
Krasnoludzko skaveński front podziemnych zmagań wojennych, wymarsz


Urgrimson był tak obładowany, aż kolana się pod nim uginały. Nie był w stanie unieść na tyle nóg by nie szurać buciorami po podłodze. Oddech miał płytki i nie regularny, a żyły na skroniach nabrzmiałe. Człapał powoli na końcu pochodu i sobie nucił pod nosem
– Szur, szur, szur. To idą umarli.
Szur, szur, szur. Oni przychodzą po mnie.
Ale ja nie pójdę, ale ja nie pójdę.
Szur, szur, szur…-

Maszerując do Dirka zagadał Thorin który co rusz zatrzymywał się widząc jak Dirk ledwie człapie. Zlitował się proponując miejsce dla kilku balastów na ośle. Urgrimson powitał zaproszenie z ogromną aprobatą. Pozbywszy się bukłaka z wodą i liny Dirk ożył. Od razu jego marsz stał się bardziej żwawy. Wraz z ulgą poprawił się inny nastrój, a z nastrojem inne wojskowe piosenki.
- Poszedłem dziś na wojnę, tak jak i Ty.
Rozkaz dali, idę się bić.
Nie martwię się wogóle czy wrócę kiedyś jeszcze.
Na wojnę iść musiałem by być armatnim mięsem…

Dirk śpiewał sobie pod nosem, tak że jedynie Thorin mógłby go dosłyszeć gdyby szedł ramię w ramię. Od czasu do czasu przykładał raz kamień raz metal do czola by łagodzić objawy choroby głębokościowej.

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
5 Vharukaz, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Zachodnie kopalnie miedzi, droga na dno wyrobiska, północ


Przed wartą, Dirk zjadł, wyprużnił się zanim wszystkich ogarnie sen. Namoczył kawalek szmatki w lekko namydlonej wodzie i obmył całe ciało. Plecak i torbę z bombami położył przy ścianie, z dala od potencjalnych źródeł ognia. Sprawdził bomby czy nie dzieje się z nimi nic podejrzanego. Dopiero wtedy był gotów do służby. Thorin miejsca wart obsypał kolcami, o których kilka klepsydr dalej zapomniał Thorgun. Gdy zostali zaatakowani, jasnym się dla Dirka stalo, że napastnicy to nie byle kto. Dwa sztylety trafiły w hełm, a jeden w oko. Napastnik pewnie przyjął, że hełm jest na głowie, czyli powierzchnia hełmu odbijając refleksy światła była najbardziej widoczną dla napastników. Dirk jednym ruchem odpiął hełm, w powietrzy okręcił nim, tak że sztylet, który wpadł przez wizjer hełmu wyleciał brzęcząc po podłodze. Hełm był na głowie z zamkniętą przyłbicą. Tarcza osłoniła Urgrimsona, który stojąc bokiem na lekko ugiętych nogach skrył się za stalową zasłoną.
Tym czasem Thorgun widocznie mający móżdżek porównywalny z psim, strzelił w tunelach, w czas wojenny, na terenie opanowanym przez wroga a na dodatek pogonił jak durne psy w ciemność.
Thorgun ruszając w ciemność krzyknął do Dirka
- osłaniaj mnie.
Na to Dirk odparł - Chyba cię pojebało. Stój. Nie zostawimy oddziału.
A gdy Thorgun zniknął w ciemnościach Dirk zawołal - Thorgun wracaj. Tam może być pułapka. Wracaj.
“Co za matoł. On się jedynie nadaje by być Zabójcą Trolli, a nie w oddziale. To, że sam siebie naraża to jego sprawa, ale gdy naraża cały oddział to już jest coś nie tak.”
Urgrimson stanął tak by w razie ostrzału oddział był choćby w ulamku osłaniany Dirkiem i jego tarczą. Wystrzał Thorguna Pochopnego, zbudził wszystkich z oddziału i wielu wielu innych czających się w ciemnościach. Po chwili do Dirka dołączył Huran, stając po Dirka lewicy.
Za moment Roran z Detlefem zrównali się ze ścianą tarcz. Dirk odpowiadając na pytania sierżanta schował miecz, wziął pochodnię z plecaka i odpalił ją od lampy. Po chwili ruszyli za Roranem, który ruszył za swymi psami. Dirk chciał go powstrzymać ale Detlef dał znać aby odpuścił. “Bardzo kurwa dobrze, że ten stary dureń nie jest już sierżantem. Jak kurwa można stawiać życie psów nad życie kompana, nad życie Thorguna Pochopnego! Ja ci kurwo dam! Jak ja ci mendo dam jakiś eliksir to jedynie z uncją trutki!”
Dirk ruszył za Detlefem. Oświecał sufit, który po oszacowaniu był on na wysokości około dwunastu łokci, a tunel szeroki na czasami piętnaście łokci. Dirk trzymal się z tyłu, jeśli to skaveńska pułapka był by jedynym który mógłby ostrzec pozostałych. Thorgun Pochopny i Roran Nierozumny, cóż, z własnej woli by dali się zabić, szkoda jedynie byłoby Detlefa, który może zginąć ratując Pochopnego i Nierozumnego.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.

Ostatnio edytowane przez Manji : 22-09-2014 o 17:53.
Manji jest offline  
Stary 22-09-2014, 14:33   #435
 
blackswordsman's Avatar
 
Reputacja: 1 blackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodze
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
4 Vharukaz, czas Ezarytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Krasnoludzko skaveński front podziemnych zmagań wojennych

Pobyt w obozie był bardzo miły dla Ergana. Khazad starał się odpowiadać na wszystkie pytania jakie mu zadano według swojej najlepszej wiedzy lub domysłów i plotek. Uśmiechał się, dziękował, chwalił biesiadników przy ogniu. Mimo tak ponurego miejsca atmosfera była nadzwyczaj rodzinna, lepsza nawet niż w samym Azul od wielu, wielu dni. Rzemieślnik upajał się zarówno atmosferą jak i jedzeniem i chociaż trwało to krótko ,to on starał się to zapisać w pamięci. Mogły to być jego ostatnie radosne chwile w życiu. Nikt nie wiedział jak skończy się wędrówka jego drużyny do fortu.
Wymarsz Ergansson przywitał kwaśnym grymasem. Szybko pożegnał się z kim mógł i już maszerował przyglądając się ukradkiem nowemu przewodnikowi i staremu wojakowi, którzy do nich dołączyli.
Najbardziej Ergan cieszył się, z tego, że Galeb jednak zmienił zdanie i wyruszył z nimi. Co to będzie, nie wiadomo, ale znów jesteśmy wszyscy razem. To się liczy...

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
5 Vharukaz, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Zachodnie kopalnie miedzi, droga na dno wyrobiska, północ

Wreszcie postój. Ergansson jakoś nie zwracał uwagi na dokuczającą mu głębie jaskiń. O dziwo przeszkadzał mu Dorrin, był pijany, śmierdział, puszczał bąki, nie mógł iść o własnych siłach. Nie dało się ukryć, że nawet osioł Thorina był bardziej przydatny niż krasnoludzki berserker. Oby się to szybko zmieniło i Dorrin wziął się w garść bo inaczej to on narazi całą drużynę a nie zwierzaki, które targali ze sobą inni.
Były milicjant usiadł sobie z boku, wyciągnął jakieś pojemniczki, proszki, dziwactwa wręcz, może Dirk by je rozpoznał gdyby się zainteresował ale tak to wyglądało jakby Ergan upychał paluchem różne kolory piachu do małego pojemnika. Kręcił przy tym nosem nieziemsko narzekając na coś co chwila i skupiając się na robocie. Minęła może godzina kiedy rzemieślnik dał za wygraną ,spakował wszystko dokładnie do torby i położył się spać...


Coś huknęło i błysnęło, w powietrzu unosiła się chmura dymu. Ergan chciał się zerwać na równe nogi ale przypomniał sobie jak to był wtedy w tunelach razem z Detlefem i Thorinem kiedy skaveny ostrzelały ich z półki skalnej a tarcza uratowała życie krasnoluda pochłaniając impet pocisków i prawie się rozpadając na drzazgi. Kto strzelał, do kogo, z jakiego kierunku? Tego wszystkiego Ergan musiał się dowiedzieć zanim wstanie. Krasnolud przewrócił się na bok i wypatrując wroga naciągał plecak na plecy macając czy aby nic nie zostało na ziemi. Lina, jest, kusza, jest, tarcza i młot, są. Ergansson leżąc na ziemi znieruchomiał i patrzył jak reszta się krząta. Ale co sie działo? Czy to atak? Nie było żadnego wroga w zasięgu wzroku. Nikt już więcej nie strzelał a dym powoli ulatywał kominem powietrznym. Dało się słyszeć ujadanie psów, szarpaninę i skomlenie. Detlef wydał polecenia...
Rzemieślnik podniósł się na nogi i sunąc przy ścianie prawie w ciemnościach zrobił zaledwie kilka kroków i pilnował razem z nowym przewodnikiem grupy tyłów. Obaj byli rudzi, gdyby nie to, że Kyan nie był azulczykiem to może ktoś mógłby ich wziąść za braci z jednej rodziny ..no może po ciemku. Ergansson wytężył oczy i uszy ale poza ciemnością i hałasami wytwarzanymi przez drużynników nie było nic co zwracało by uwagę krasnoluda. Teraz trzeba było czekać albo na nadejście wroga albo na nowe rozkazy Detlefa.
 

Ostatnio edytowane przez blackswordsman : 22-09-2014 o 14:38.
blackswordsman jest offline  
Stary 22-09-2014, 17:08   #436
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Sen nie przyniósł upragnionego ukojenia. Miast spokoju umysł Khaidar wypełniły wizje puszczy, skrywającej jakąś pradawną francę, obserwującą jej poczynania zza zasłony sinej mgły.
I ta cisza...zupełnie jak przysłowiowy moment przed burzą, lub atakiem drapieżnika - ciężka, złowroga i pełna nerwowego oczekiwania.
Dostaję regularnego pierdolca - khazadka zacisnęła szczęki, obracając się plecami do ognia. - Sufit, ściany, podłoga...wszystko z pierdolonego kamienia. Kamień nad łbem, kamień pod stopami, żarcie smakuje jak wyciągnięte z grobu i nawet, kurwa, chrzęści między zębami.

Podświadomość wyraźnie dawała jej sygnał, że czas najwyższy ruszyć dupsko i wracać tam, skąd pochodziła. Zatęchłe tunele i horda braci-khazadów nie były dla niej. Biorąc pod uwagę resztę oddziału, pasowała do nich jak łupież do łysego, albo kiła do dziewicy. Do tego generujący jakieś potężne intrygi Roran - intrygi w zamysł których zamiast złota, dostawali jedynie wpierdol.
-Nosz kurwa- pełne rezygnacji przekleństwo, ciche niczym szept, wydobyło się z poparzonych ust kobiety. Nie dość, że znosić musiała obecność brata za dnia, to jeszcze przeklęty parch nawiedzał jej myśli, gdy zamknęła oczy. Dobrze chociaż, że w tle nie przewinął się cholerny Thorgun. Tylko jego tam brakowało do pełnego wkurwienia.

Córka Ronaglada skrzywiła się odruchowo, próbując odnaleźć w miarę wygodną pozycję na stosie żwiru, robiącego za podłogę. Od incydentu w ruinach nie wymieniła ze strzelcem nawet jednego słowa. Dostała co chciała, po czym w milczeniu naciągnęła portki i odeszła. Tyle w temacie. Dopiero po czasie doszło do jej pokręconej głowy, że każdy czyn ma swoje konsekwencje. Swoim zwyczajem postanowiła je olać, jak wszystko zresztą.

***

Ponownie przebudzenia należało do daleko mniej przyjemnych. Khaidar miała paskudne wrażenie, że trafiła z jednego koszmaru w kolejny. Wciąż czuła w nozdrzach woń butwiejących liści i wilgotnej ziemi, choć było to niemożliwe. Zapachy te mieszały się z gryzącym smrodem palonego prochu i niemytych ciał. Błogą ciszę zastąpił harmider podniesionych głosów, szczęku dobywanej broni i psiego ujadania, dochodzącego gdzieś z oddali. Ktoś wrzeszczał rozkazy, ktoś zupełnie inny klął na czym ten świat stoi. Khazadka z ulgą odnotowała, że w całym tym pierdolniku nikt nie jęczy z bólu, a mroczny korytarz nie trąci jatką.
Jeszcze.

Wieszając psy na nowym dowódcy i przeklinając jego rodzinę do ośmiu pokoleń wstecz, poderwała się z ziemi. Dłonie same odnalazły topór i tarczę, czekające grzecznie tuż przy właścicielce. Mrużąc kaprawe ślepia, kobieta próbowała rozeznać się w sytuacji. Gówno to dało.
Ciemność, obłoki gryzącego dymu i niedobór źródeł światła, ograniczały widoczność zaledwie do kilku kroków.
-Żeby was tak kurwie syny pokręciło na dobre. A żeby wam kiła bebechy wyżarła...- cedząc pod nosem ruszyła w kierunku najbliżej pochodni. Jeśli już miała zdychać, wolała widzieć co ją zarzyna.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 22-09-2014, 21:30   #437
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
I właśnie o treningu psów rozmyślał Roran całą drogę. Faktycznie, teraz miał czas i wolną głowę by zacząć je szkolić. Trzeba było wykorzystać jakiś dłuższy postów i tego się właśnie podjąć. Poza tym droga upływała wolno i z mozołem. Ranny Dorrin, reszta obładowana. Co poniektórzy, jak na przykład Dirk, zdawali się tachać na plecach majątek życia, co z punktu widzenia ucieczki, szykującej się drogi i innych takich zdawało się kretynizmem. Ale Roran rozumiał jak ciężko może być porzucić dorobek życia i majątek. Tak czy inaczej wlekli się bardzo wolno, zaś ich przewodnik ciągle jęczał.
W końcu przyszła przerwa i błogosławiony sen, odpoczynek strapionych. Ale przede wszystkim chwila odsapnięcia dla nóg i możność pozbierania się. W końcu długi marsz po kilkutygodniowej przerwie nie jest ani łatwy ani przyjemny. Roran spał snem sprawiedliwego, gdy wyrwały go ze snu krzyki i szczekanie psów.

Z twardego snu trudno się wybudzić, tym bardziej gdy otępia wystrzał i gwar podrywających się towarzysz. Chwile zajęło Roranowi oprzytomnienie, chwycenie swego ekwipunku i stanięcie w szeregu. Wtedy doszedł go odgłos własnych psów…w tunelu. Najwyraźniej walczących. Tak czy inaczej uważał, że zwiadowców trzeba wyciąć, nim doniosą o szczegółach. Widząc więc, że Thorgun ruszył w tunel, sam również tam się udał, szybkim, bojowym krokiem. Szybko napotkał Puchacza. Biedny piesek był ciężko ranny, zaś z przodu dochodziły odgłosy natężonej walki. Drugi z psów już nie szczekał. Ruszając dalej, bo teraz pupila wynieść nie mógł, przystanął po chwili. Cos się ruszało. Stanął w pozycji bojowej, czekając. Detlef i Dirk nie mieli tak mocnych nerwów. Jeden cisnał toporem, drugi pochodnią. Obaj spudłowali, lecz pochodnia pozwoliła dojrzeć Thorguna i psa. Ciężko, ciężko umęczonego psa.

Cały jesteś spytał Thorguna były sierżant opuszczając broń –Zbieramy się skierował zaś do Detlefa. Sam był gotów chwycić psy i wracać. Miał nadzieję, że któryś z kompanów pomoże mu i zdołają wrócić. Cóż, jak się nie zaoferują, to poprosi.
 
vanadu jest offline  
Stary 22-09-2014, 23:19   #438
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Atak. Zostali zaatakowani w ich własnym obozie. Thorgun nie myślał tylko zaczął działać instynktownie, gdy tylko ostrza pofrunęły w ich stronę. Później będzie się przeklinał za głupotę, i zbyt lekkie podejście do czuwania. Teraz trzeba było działać, więc strzelec padł na glebę, szukając celu. Wpatrywał się w ogarniającą tunel ciemność, wypatrując ruchu. Miruchna złowrogo łypała, szukając celu, by w ostatecznym rozrachunku, kolejna ofiara należała do niej. Ziemia nie była równa, lecz nawet byle kamyczek nie dekoncentrował krasnoluda, który w pewnym momencie wypatrzył jakiś ruch. Gdzieś, jakiś błysk na granicy widzialności, coś się odbiło. Ułamek sekundy, nie ważne było co i dlaczego. Bum..huk roznosi się po całym tunelu, uderzając w bębenki, a chmura dymu zaczyna otaczać kompanów strzelca. Chuj jebał z dyskrecją więc, lecz Thorgun miał pewność, że kula nie trafiła w ścianę. Czułe ucho strzelca nie słyszało, tego charakterystycznego dźwięku, gdy kula muska skałę. Trafił. Kogo. Jak mocno. Gdzie. Nie ważne, przynajmniej na razie. Pierwsza krew był jego. Pierdolony cichociemny skurwiel. Jęk, cichy, wręcz nie słyszalny prawie potwierdził tylko tą tezę.
Przeładowanie. I tym razem Thorgun na mocno ugiętych nogach, z nabitą bronią zaczął podążać do przodu. Miruchna przyciśnięta do barku, oko na celowniku i jazda. Adrenalina skoczyła mocno. Krew szybciej zaczęła pulsować w żyłach. Oddech stał się bardziej przyspieszony, i strzelec zniknął we mgle. Instynkt łowcy, myśliwego odezwał się w nim. Chciał dorwać drania i wpakować mu kulkę między oczy, tym bardziej że po przejściu kilkunastu kroków dostrzegł on ślady krwi na skale. Te ciągną się wgłąb tunelu, więc strzelec podąża dalej. Mija rozrzucone Thorinowe kolczatki i sunie w mrok. Gdzieś tam w oddali dobiega go hałas. Psy. Jakby z kimś walczyły, lecz światło lampy tam nie dosięga. Tylko mrok. Ciemność. To nic, łowca nadal góruje nad żołnierską dyscypliną, więc żołnierz rusza dalej. Samotnie, bez wsparcia ale to nie jest ważne. Oczy skupiają się, próbując przebić mrok. Pomimo, że widzi tylko to co przed nim ale na góra dwa, trzy metry, odnajduje kolejne ślady krwi. Gdzieś za nim narasta kula światła, jakaś pochodnia kołysze się w czyjejś ręce lecz on nie może czekać na wsparcie. Ciemność jest jego wrogiem ale i sprzymierzeńcem. Wróg o tym nie wie.
Mija ciężko rannego psa. Krwawi mocno, wręcz pływa w niej ale jeszcze dycha. Może przeżyje a może nie. To tylko zwierzę, ale prawdziwa ofiara czai się gdzieś w mroku. Łowca rusza jednak dalej na polowanie, tym bardziej że ktoś, gdzieś szarpie się z drugim psem. Thorgun brnie dalej w mrok, trzymając się blisko ściany. Nogi lekko ugięte, a oczy dookoła głowy. Miruchna jakby szepcze “daj mi tego skurwiela..na ruszt”. Uśmiech złowieszczy pojawił się na twarzy Thorguna, ale ciemność nie pozwala na szczęście go dostrzec. Tak samo jak i nikogo przed nim, bowiem ciemność jest nie przenikniona a jedyne źródło światła to to za nim.
Nagle odgłosy walki ustają, pies milknie więc Thorgun zwalnia. Skrada się wręcz, choć dziwnie to może wyglądać jeśli chodzi o krasnoluda. Podchodzi w końcu do psa. Cały jest pokryty krwią i popiskuje. Piana wychodzi z gęby, kilka ran kłutych po bokach, lecz ślad krwi ciągnie się w głąb tunelu.
Thorgun odwraca się za siebie i widzi kilka światełek kolegów, a do jego uszu dochodzą głosy jego kompanów. Trzeba zawrócić. Miruchna tym razem nie dokończy dzieła. Łowca oddala się gdzieś, a pozostaje tylko strzelec. Żołnierz, posłuszny rozkazom. Pozostawia on czarny, ciemny tunel za plecami.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 23-09-2014, 01:40   #439
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Biegli tak szybko, jak na to pozwalały warunki. Z tyłu Dirk coś krzyczał o pułapkach i skavenach, ale nie było czasu zastanawiać się, o co mu chodzi. Rozchybotana lampa Detlefa oświetlała tunel w przypadkowy sposób, tworząc więcej cieni, niż światła. Wreszcie Thorvaldsson zwolnił, dostrzegając kucającego Ronagaldsona broniącego się przed niewyraźną postacią z naprzeciwka. Nie tracąc czasu Detlef cisnął toporkiem, jednak ten poleciał w ciemność krzesząc jedynie iskry na kamiennych ścianach. Dirkowa pochodnia również chybiła, lecz pozwoliła rozpoznać Siggurdssona. Wkrótce okazało się, że pudło Detlefa było dobrą wiadomością dla Thorguna, który w milczeniu wracał do obozu. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, ale dlaczego się nie odezwał wiedząc, że za nim tylko towarzysze mogą podążać? Tego Thorvaldsson nie wiedział, lecz nie było czasu roztrząsać sprawy w tej chwili.

Musieli wracać do obozu. Wraz z Thorgunem wrócił także mocno pokiereszowany pies Rorana. Drugiego zdychającego minęli wcześniej. Detlef pozostawił Roranowi sprawę jego czworonogów - to właściciel winien zdecydować, czy lepiej skrócić ich męki, czy jednak próbować ratować. Podniósł

Na miejscu szybko wydał komendę zwinięcia obozu i szykowania się do drogi. Thorin był gotów, toteż zajął się jednym z psów Ronagaldsona. Detlef uzupełnił pancerz i pozbierał klamoty z ziemi. Wkrótce był gotów, a razem z nim pozostali.

Tylko którędy dalej? Z Kyanem szybko omówił topografię najbliższej okolicy. Najbliższej, czyli przynajmniej kilka mil marszu w każdym z kierunków. Zostali zaatakowani z przodu, jednak nie mogli się cofnąć, bowiem tędy właśnie wiodła jedyna droga do zachodnich jaskiń. Zatem naprzód.

Gdzie dalej? Prosto wiodła główna droga, która wiele mil dalej kończyła się sporą windą służącą dostarczaniu wozów z urobkiem i towarami na niższy poziom. Na lewo wiodła droga ku ogromnej hali będącej kopalnią odkrywkową, jednak Thravarsson twierdził, że nie było stamtąd innego wyjścia. Następnie był tunel inżynieryjny - ten ciasny korytarz, do którego z pewnością nie zmieszczą się zwierzęta juczne był najprawdopodobniej najkrótszą drogą prowadzącą do zachodnich jaskiń. No i na prawo od głównego tunelu znajdowały się magazyny górnicze, skąd wiodły kolejne drogi.

Uzbrojony w informacje od Kyana Zhufbarczyk podszedł do Hurana. Długobrody zapytany o kopalnię powtórzył w zasadzie to, co Detlef usłyszał od Kyana. Tunel inżynieryjny określił jako drogę trudną i wymagającą zjazdu na linie na samo dno kopalni. Zasugerował, że winda będąca jedynym łącznikiem pomiędzy główną drogą na tym poziomie z jej kontynuacją na niższym najpewniej została zajęta i zniszczona przez szczuroludzi i pójście tam może okazać się stratą czasu, nie wspominając o ryzyku wpadnięcia na wrogi patrol. Tunel do magazynów miał rozdzielać się na drogę ku Azul, zejście drabiną na niższy poziom i tunel techniczny prowadzący do koła wodnego i mechanizmu oczyszczarki.

Zapytany o połączenie tego ostatniego z zachodnimi jaskiniami najpierw się zastanowił, a potem odparł, że takowe istnieje. Bardzo ciasny i ciągnący się milami tunel inżynieryjny, do którego najprawdopodobniej szczury się nie dobrały. Groził za to zawałem i potwornie ciężką przeprawą, ale mógł być najbezpieczniejszą drogą, jeśli chciało się uniknąć skavenów.

Thorvaldssona zastanowiło jeszcze coś innego. W głosie Hurana pojawiła się jakaś niemal nieuchwytna zmiana, gdy mówił o starym wyrobisku. Detlef nie byłby sobą, gdyby nie pociągnął sprawy dalej. To musiało jednak poczekać do stosownej chwili.

Ogłosił wymarsz. Mieli kierować się do magazynów górniczych, ponieważ najprawdopodobniej główna droga została opanowana przez szczuroludzi. Detlef zaplanował jednak niespodziankę dla Hurana - na rozgałęzieniu zamierzał nagle oznajmić, że idą do wyrobiska. Ciekaw był niezmiernie, jakaż będzie reakcja Rorinsona.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 23-09-2014, 02:32   #440
 
Coen's Avatar
 
Reputacja: 1 Coen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodze
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
4 Vharukaz, czas Ezarytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Krasnoludzko skaveński front podziemnych zmagań wojennych


Po raz pierwszy, ten wielkolud był zupełnie bezsilny. Górnik nie rozumiał, jak to się mogło stać. Tym razem zupełnie przeholował. Gorzała, której był wielkim smakoszem nigdy nie działała nań w ten sposób ale tym razem było jej chyba zbyt dużo, a biorąc pod uwagę osłabienie wojownika nic dziwnego, że wóda tak podziałała. Dawno też przecież khazad nie jadł dobrej strawy. Przez to wszystko padł wtedy, jak kłoda, a zebrani dokoła bojownicy kopali go i wyśmiewali. Gdyby tylko Zarkonowi w tamtej chwili nie kręciło się tak bardzo w głowie, gdyby mógł im się odwinąć, oj już ów kolos pokazałby im gdzie raki zimują, ale nie zrobił tego. Nie miał siły.
Usnął zapluty, zaszczany, obity niczym pies. Dorrin Zarkan niczym najgorsza szumowina leżał na ziemi, a khazadzi omijali go po publicznym wyszydzeniu wielkim łukiem nie kryjąc wielkiego obrzydzenia.
Jak przez mgłę pamiętał to, co wydarzyło się później. To Thorgun, który przez przypadek szedł tamtędy zauważył uchlanego krasnoluda i z wysiłkiem wielkim najpierw go podniósł, później docucił, a następnie doprowadził go do drużyny.
Tamci nie dali Dorrinowi wiele czasu na dojście do siebie. Ruszyli niemal od razu, a podróż wydawała się dla olbrzyma drogą przez mękę. Jednakowoż miała swoje plusy, z każdą bowiem chwilą Wyrwany z rzeki czuł się lepiej. Trzeźwiał, a kiedy doszli do celu był już niemal świadom swych czynów lub tak mu się przynajmniej wydawało. Kiedy patrzył na swych kompanów zrobiło mu się niedobrze... Chciał coś powiedzieć ale nie wydał ni dźwięku. Rzygnął i padł bezwiednie, pochłonął go sen. W tym śnie był głośniejszy niż większość kowali ostrzących broń. Problemem nie było chrapanie, o wiele gorsze były bąki, którymi krasnolud zasmrodził całą grotę.

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
5 Vharukaz, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Zachodnie kopalnie miedzi, droga na dno wyrobiska, północ


Pokiereszowany, obolały wstał podpierając się na swoim toporze. Wiedział, że coś się kroi ale tym razem nie mógł przodować w walce. Tej nocy musiał osłaniać tyły. Toteż został z częścią wojowników w obozie i próbował czuwać. Nie pozostało mu przecież nic innego.
Kurwa le by teraz zajebał jakiegoś orka, albo chicąż szczuroludzia. Cokolwiek by jebnął, a nie tylko bąka. Biedny Dorrin zanudzi się na śmierć. Myślał, że wszystko, co najgorsze już za nim ale nie jego szczęście już dawno go opuściło.
Dopiero po kilku chwilach zorientował się, jak bardzo zażygał swoje futro. Ten odór, który tak mu przeszkadzał dochodził od niego.
- Ehhh...- jęknął tylko poirytowany.
 
__________________
"Wyobraźnia jest początkiem tworzenia.
Wyobrażasz sobie to, czego pragniesz,
chcesz tego, co sobie wyobraziłeś i w końcu
tworzysz to, czego chcesz."

Ostatnio edytowane przez Coen : 23-09-2014 o 02:36.
Coen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172