Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-09-2014, 11:25   #451
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Komnata w której roiło się od pułapek wydawała się prostą drogą w objęcia śmierci. Przecież to khazady uzbroiły tą komnatę, a oni nie odwalali fuszerki. Co rusz ktoś dostrzegał nowe zagrożenia i z każdą chwilą kronikarz miał coraz mniejsza ochotę się z nimi zmierzyć. Tym bardziej że oznaczało pozostawienie zwierząt , nawet tych które dopiero co odratował. Roran zamierzał zostać, gdyby tylko i Galeb wraz z przewodnikiem postanowili ruszyć głównym tunelem, sprawa byłaby prosta.
Dla Thorina było jasnym, że najpóźniej na końcu głównego tunelu będzie musiał pozostawić osła, uwaga Dirka iż stawia on życie zwierząt ponad życie towarzyszy była więc głupia i niestosowna. Thorin uświadomił sobie jednak jak mało zna swojego towarzysza i być może jak sam jest mało znany przez innych, skoro potrafią mu zarzucić coś takiego.
Przez jakiś czas, gdy sprawa tego kto pozostaje a kto idzie nie była jeszcze rozstrzygnięta, przeprawa przez magazyn była dla niego porównywalna z skokiem do jeziora lawy. To że inni skacza, nie znaczy że ma skakać i on, bo i po co? Aby umrzeć wraz zresztą? Gdy jednak okazało się, że niemal wszyscy wybierają trasę śmierci Thorin zrozumiał, że pozostanie w dwójkę z Roranem jest po prostu jeszcze gorsza opcją. Trochę tak jakby przed skokiem do jeziora lawy skuć się kajdanami i przyczepić kamień do szyi.
Wybór pozostał pomiędzy złym a gorszym, przy czym opcja niemal samotnej wędrówki, z pięcioma pochodniami i wątłym zapasem wody, w ciągnące się przez całą górę korytarze, bez przewodnika zdała mu się wręcz szaleńcza. Wolał już zginąć z towarzyszami na pułapkach, lub w którymś z ciasnych przejść obstawianych przez skaveńskich zabójców, niż tułać się jak Galeb jeszcze kilka dni temu. Umierając z pragnienia i tracąc zmysły w ciemnościach.
Wolał już szybką śmierć, a przynajmniej pokonywanie trudów wędrówki w towarzystwie. Zdążył jeszcze przekonać Rorana i ruszył w pochodzie.

Nie pamiętał już jakie przysięgi złożył bogom. Czy miał się codziennie modlić? Ofiarować coś? A może pościć? Nie wiedział. Przechodził przez niebezpieczne miejsce niczym odrętwiały zanosząc swe prośby i obietnice. Bał się głupiej śmierci, dlatego prosił i zaklinał by dane mu było przejść przez tą halę śmierci. Gdy już przeszedł, gdy już postawił stopę po drugiej stronie, dopiero wówczas otrzeźwiał. Wytarł skroń zlaną potem i uświadomił sobie że nie pamięta nawet jak przeszedł na druga stronę, ani co się naobiecywał bóstwom... To nie wróżyło dobrze, wiedział, że nie dotrzymanie słowa danego bogom z pewnością wywrze efekt przeciwny do tego który właśnie mu wyświadczyli. Nikt nie lubił być ignorowany a im bardziej Thorin starał się przypomnieć co właściwie obiecał tym większa pustka świeciła w jego głowie.

Zresztą nie było na to czasu, gdy się rozejrzał zauważył, że pułapki w magazynie zebrały swoje żniwo. Mniejsze niż się spodziewał, jednak niektórzy – zwłaszcza Ergan, mogliby z nim polemizować. Bał się postąpić choćby krok w kierunku pułapek, ale w sukurs przyszli inni. Tak że po chwili mógł zacząć grac swoją muzykę , której dźwięki wydobywały się z metalicznych urządzeń jakimi posługiwał się przy operacji. Jak zwykle trzeba było zacząć od najcięższych przypadków czyli Ergana, Kyan musiał jeszcze chwile poczekać , nieruchomo gdyż wyciąganie ciał obcych mogło doprowadzić do silnego krwawienia. Przy tym musiał być medyk, ale w tej chwili ważniejszy był Ergansson z którego wyraźnie uchodziło życie. W torbie medycznej brakowało już podstawowych leków, bandaży i nici miał jak na cały garnizon, choć trzeba było przyznać, że grupka towarzyszy opróżniała ich zapas w tempie w którym i całemu pułkowi ciężko byłoby ich dogonić.

- Detlefie tu tamuj, Grundi przyciśnij nad ramieniem – starał się pokierować akcją ratunkową wykorzystując ku temu zaprawionych już w leczeniu towarzyszy. Kyan który akurat trzymał pochodnię został poproszony o rozgrzanie nad nią sztyletu. Wiedział, że w czasie udzielania pierwszej pomocy, trzeba konkretnie wskazywać kto co ma zrobić. Rzucanie haseł – „niech ktoś” zazwyczaj kończyło się tym, że „nikt nic” - gdyż każdy liczył, że kto inny podejmie się danego działania. Wskazanie konkretnej osoby czyniło z niej osobę odpowiedzialną za powierzone zadanie i zmuszało do działania.

- Dirku czy masz Czarną Morwę? - zapytał nie przerywając pracy. Dirk niestety jednak zaprzeczył. Powoli wychodziły braki, które Thorin starał się uzupełnić jeszcze w mieście, jednak bez efektu. Miał jeszcze trochę środków znieczulających i ziół, lecz prócz tego już właściwie nic. Nie było czemu się dziwić, po zarekwirowaniu leków apteki świeciły pustkami, a znalezienie jakichś lekarstw graniczyło z cudem.

Dopiero gdy zakończył ratowanie Ergana mógł przejść do kolejnych. Ciało Kyana wymagało nie tylko wyciągnięcia szpikulca ale i zszycia , w jego przypadku całkowite znieczulenie mijało się z celem, a grzybki spreparowane przez Dirka mogły po raz pierwszy okazać swoją użyteczność – przy miejscowym nałożeniu znieczulacza. Zarówno Kyan jak i Drik na pierwszy rzut oka nadawali sie na pacjentów którym wskazane było wypicie Krwawego Litworu - o czym nie omieszkał ich poinformować tuz po dokładnym zbadaniu. Z resztą drużyny nie było już większych kłopotów, choć stan Kadihar napawał głebokim niepokojem.

Thorin pamiętał jednak by rany odkazić co jakiś czas brał więc łyka spirytusu z bukłaka i spryskiwał ustami narażone na infekcje miejsca, tworząc swoistą zraszającą spirytusową chmurkę. Nie żałował, w końcu potrzebowali nośników wody a bukłak po spirytusie był z pewnością lepszy niż butelki po oleju.

Przy okazji sam sobie gulnął przy ostatnich pacjentach, należało mu się po ubiciu osła i przejściu tej komnaty pułapki. Nie wiedział ile jeszcze czasu przyjdzie im tu spędzić. Wszystko wskazywało na to, że rusza zaraz dalej więc zapytał w końcu.

- Odpoczywamy tutaj, mając na oku sale i mogąc ją w każdej chwili zawalić czy też idziemy dalej? Ruszając narażamy się na to, że niektóre skaveny przejdą jak my i ruszą naszym śladem , można więc by było użyć nieco gruczołu strachu jaki wycięliśmy skavenowi , tak jak proponował Dirk. Jeżeli zaś obstawiamy komnatę to gruczoł przyda się na później. Przydała by się tez chwila na ponowne zbadanie Khaidar - rzucił dobrze wiedząc że nie będzie to chwila. Nie wiedział czy zapodać jej lek na niestrawność mógł zarówno pomóc jak i zaszkodzić. Bez określenia przyczyn choroby podawanie leków było czystą loterią, w którą mógł zagrać jedynie w ostateczności, gdy nie działanie z pewnością oznaczałoby zgon pacjenta. "A może by jej tak podać małą dawkę, ćwierć tego
co zawiera normalna dawka, albo jeszcze mniej i zobaczyć reakcję organizmu na lek? To mogłoby pomóc określić przyczynę a jeśli z żołądkiem nic nie jest to z pewnością jej nie zaszkodzi odrobina leku." - zastanawiał się, mając zamiar wcielić swój plan w życie.

Nie odniósł się ponownie do słów Detlefa wypowiedzianych po przejściu magazynu. Nie było sensu wałkować tematu od nowa, sprawa stała się klarowna , mieli lidera który zastąpił Rorana i należało słuchać się jak niegdyś rozkazów, lub odejść na zawsze. Thorin na ostre słowa zwyczajnie przytaknął godząc się na nowe warunki podróży, po prawdzie przyjął je z ulgą, gdyż zdejmowały z niego ciężar odpowiedzialności za siebie samego, a ostatnie dni pokazały że niespecjalnie sobie z tym radzi. Niezdecydowanie Thorina było momentami aż nadto wyraźne a na terenie wroga mogło mieć swoje fatalne konsekwencje. Nie umknęło kronikarzowi, iż Huran uszkodził kuszę Dirka zaproponował mu więc swoją własną wręczając przy tym spory zapas bełtów, sobie pozostawiając zaledwie jednego spośród kilku z posrebarznym grotem. Z trudem przyszło mu rozstanie z kuszą, miał z niej spory pożytek, ubił nie jednego wroga, bez osła jednak nie był w stanie dźwigać swoich rzeczy a zapowiadała się przed nimi jeszcze długa droga.

Cóż pozostawała mu Yassa - zerknął na topór , a także na tarcze. Nie wprawiony w walce wręcz, czuł się nieco dziwnie. Miał tylko nadzieje, że w czasie walki Detlef nie będzie szarżował jego życiem. Czuł się lepiej robiąc to na czym się znał - a więc lecząc i opatrując rannych, z drugiej strony jeśli każą mu walczyć, choćby w pierwszym szeregu , gotów był walczyć. Wiedział, że to nie będzie przynajmniej głupia śmierć...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 28-09-2014 o 11:36.
Eliasz jest offline  
Stary 28-09-2014, 13:29   #452
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Po dyskusji z kompanami Dirk choć nie chciał iść przez pole pułapek, bo miał co do nich zła przeczucia, to jednak ruszył za większością. Wgramolił się na omszałe bele drewna bez pochodni i bez czekana w łapie. I choc planował właśnie tak ruszyć na stosy drewna to jednak rozmowa z Thorinem i fakt, że jako medyk chciał zostawić ciężko poranionych samym sobie. Przecenianie życia zwierząt. A w szczególności zmienność Throina, który mówi raz tak raz siak, a robi ostatecznie coś zupełnie innego. Wszystko to skutecznie rozkojarzyło Dirka, który ruszył na stosy drewna by po chwili pośliznąć sie I wylądować na nastawionych gwoździach.
Na początek słychać było klekotanie gratow i cichy odgłos metalu wbijającego się w mięso. By na koniec poniosło się echem po komnacie – UuuŁaaa!.
Urgrimson uratował torbę z bombami ale za to nastawił kolano. Noga wyglądała paskudnie. W słabym świetle Dirk widział końcówki gwoździ wystające. Dokładniej sprawdził na dotyk. Na samym poczatku pomacał wystające gwoździe i spróbował ‘smakową’ analizą czy gwoździe nie miały nałożonej trucizny. Nie wyczuł gorzkiego posmaku trutki, jedynie zardzewiałego żelaza i swojej krwi. Następnie wymacał czy końcówki gwoździ się nie pozaginały, a gdy już upewnił się, że z tym nie będzie kłopotu. Sptawdził pod jakim kątem weszły poszczególne gwoździe. Oszacowawszy wszystkie zmienne Dirk uwzględniając kąt wbicia gwoździ zaczął rozglkądać się za podporami. Dirk przygotowując sie na obfite krwawienie z ran wypił do dna porcję Krwawego Litworu., która po chwili dodała mu wigoru I woli walki o życie, a przede wszystkim ból zacząl zanikać. Wydobył czekan, który wbił tak by móc się podciągnąć i wydobyć kolano z kolczastej pułapki. Pod strop magazynu uderzyły kolejne kanonady dźwieków i przekleństw, towarzyszących oswobadzaniu poranionej nogi. Gdy już był oswobodzony zostało mu jeszcze kawałek, trzecia część całej morderczej trasy. Tym razem robił użytek z czekana, śilnie go wbijając w balie drewna i bardzo ostrożnie pełznąc do przodu. Wiele pomogło dobre oświetlenie, które posiadali ci już po drugiej stronie magazynu, oświetlając dosć dobrze trasę.

Gdy w końcu Dirk dotarł w bezpieczne miejsce rozpoczał odpinanie nogawicy, ściągnął but oraz podwinął spodnie. Dorrina siedzącego obok poprosił o odrobinę spirytusu by przemyć ranę. Ten zapewne mając na uwadze niedawne maści, które Dirk mu dawał oraz ampułkę z Krwawym Litworem, rzecz drogą, bo w czasie wojny jedna porcja w Azul osiągała cenę 15 złotych Koron! Tylko coś jęknąwszy Dorrin podał Dirkowi butlę ze spirytusem. Pewnie mówił ‘nie wypij wszystkiego’ albo ‘tylko małego łyczka’, cóż Dirk nie dosłyszał ani nie zrozumiał słów wydobywających się z gardła olbrzyma. Wsadził sobie skórzany pasek w zęby i polał ranę spirytusem, lejąc oszczędnie. Ból, skurcze i ból, straszliwe pieczenie i pulsujące ciepło. Mdląca woń alkoholu pomieszanego z krwią otoczyła Dirka. Przełykał ślinę, a nawet łyknął małego łyczka gorzały, bardziej po to aby odkazić jamę ustną. Popłukał odrobiną alkoholu całe usta i zęby, a następnie połknął. Krew sączyła się z ran na kolanie, a alcohol rozpuszczając krew, sprawiał, że leciało jej coraz więcej. Jednak Krwawy Litwor robił już swoje. Pojawiała się opuchlizna tamująca krwawienie, ból także znacznie zmalał. Ponownie zabrał się` za przemywanie ran, wlewając alkohol do dziur pozostawionych przez gwoździe. Nieznacznie zwilżył alkoholem kawałek szmatki bawełnianej, którą oczyścił całe kolano. Następnie przygotował pudełko z Czerwonym łojem, opłukał alkoholem palec, którym miał zamiar nakładać maść. W każdą dziurę z osobna wcierał maść z obu stron. Jednak powierzchnia obrażeń na zewnątrz była niewielka, to wewnątrz była znacznie większa. W związku z tym Dirk będzie wsmarowywać całą porcję maści przez cały dzień, bo za jednym razem całej porcji nie da się wsmarować. Gdy kończył pojawił się Thorin ku radości Dirka. Widząc co Dirk do tej pory zrobił, zapytał o kilka ważnych szczegółów, ważnych dla medyka, a następnie podał Dirkowi bandaż. Thorin zajmując się Erganem zerkał od czasu do czasu na Dirka czy dobrze bandażuje sobie nogę. Dirk miał nieco wprawy, którą nabył podczas asystowania Thorinowi przy leczeniu na podbramiu. Detlef pomagający Thorinowi również poprwaił raz czy dwa Dirka. Urgrimson zapytał jedynie czy podpalać magazyn, krótko zdając raport jak by to wyglądało. Detlef zaprzeczył, a po chwili wdał się w rozmowę, a raczej monolog z Dorrinem burkającym coś niezrozumiale. Dirk na powrót zajął się noga. Teraz nalerzało oupścić nogawkę spodni, przetrzeć kawałkiem nasączonej alkoholem i krwią szmatki by usunąć krew z nogawicy skórzanej. Gdy ubierał but, Detlef rozpoczął monolog. Dirk wykorzystał to by coś zjeść, wypić porcję ziołowego leku i dać calą porcję leku by Thorin to użył na Khaidar. Zapytany przez Thorina o Czarna Morwe Dirk pokręcił przecząco głową.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 28-09-2014, 16:18   #453
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Udało się. Prowadzona przez Detlefa grupa przedostała się na drugą stronę magazynu drewna. Thorvaldsson zsunął kolczą osłonę na kark i przetarł wierzchem skórzanej rękawicy mokre od potu czoło. Nawet nie skrzywił się, gdy jakiś szew pozostawił pręgę na skórze - zaczerwienienie zniknie szybko, a taka niedogodność była niczym ukąszenie komara.

Podniósł latarnię wyżej i zliczał wchodzących do korytarza khazadów. Kilku z nich klęło pod nosem i kuśtykało. Nadwyrężona kostka Thorguna i przedziurawiona gwoździem stopa Rorana nie były groźne, jeśli się o nie właściwie zadba, jednak spowalniały tempo marszu. Gorzej było z kolanem Dirka - wymagał pomocy medycznej i dalszy marsz będzie poważnie obciążał ranioną kończynę. Dodatkowo Khaidar poinformowała o wypadku Ergana.

Jako będący w najlepszym stanie Detlef z Grundim wrócili po zaginionego, pozostawiając uprzednio zbędny ekwipunek w miejscu zbiórki. Odnaleźli go po krótkich poszukiwaniach w pobliżu miejsca wskazanego przez Ronagaddottir. Nie wyglądało to najlepiej - Ergansson bez przytomności wisiał na ścianie na wbitych w ciało długich gwoździach. Górnicze pułapki były zadziwiająco skuteczne w swej prostocie. Ergan musiał zostać opatrzony jak najszybciej, jeśli w ogóle miał mieć szansę na przeżycie wypadku. Najważniejsze było zdjąć go z kolców, nie powodując przy tym kolejnych obrażeń. W tym celu Thorvaldsson podsadził Erganssona, a Grundi przytrzymywał rannego, by gwoździe nie uczyniły większej szkody. Po dłuższej chwili udało im się zdjąć poszkodowanego i przetransportować go do pozostałych, gdzie mógł się nim zająć Thorin. Okazało się, że w międzyczasie dotarł również Kyan, któremu też się nie poszczęściło.

Szczęściem większość roboty Thorin już wykonał i mógł teraz zająć się Erganem. Detlef polecił pozostałym odpocząć chwilę i szykować się do dalszej drogi - jak tylko skończą z Erganssonem będą musieli ruszać.

Zhufbarczyk przedstawił też obraz sytuacji i opisał dalszą drogę. Stąd prowadziła droga do Azul oraz tunel techniczny wiodący do koła wodnego i mechanizmu oczyszczarki. Do twierdzy wrócić nie mogli - nawet jeśli drogi nie zostały odcięte, to mogli natrafić na skavenów - poza tym nie wiadomo, kiedy znowu będzie okazja opuścić miasto, które tak dało się wszystkim we znaki. Pozostawała droga korytarzem inżynieryjnym - długi i wąski tunel nie nadawał się na przemarsz dużych formacji wojskowych, poza tym po drodze powinna być możliwość uzupełnienia wody, której wszystkim brakowało. Kierunek wydawał się jasny.

Nim jednak ruszyli, a właściwie jeszcze w czasie opatrywania rannych, Detlef wyrzucił z siebie to, co gryzło go już od jakiegoś czasu i co ponownie zagroziło ich wyprawie i życiu.
- Miałem już o tym nie mówić, ale nie dajecie mi wyboru. - zaczął. - Kolejny raz zachowanie niektórych z was mogło zagrozić nie tylko wam samym, ale także innym, którzy posłuchaliby was, zamiast zdrowego rozsądku. Wasza decyzja, czy chcecie ginąć w starciu z hordą szczurów, czy nie, ale na namawianie innych do takiej durnoty pozwolić nie mogę. Jeśli ktoś z was zamierza biernie czekać na śmierć, to niech robi to gdzie indziej, a nie pod moją komendą. Obiecałem, że was wyprowadzę i tak będzie. Jeśli jednak zamierzacie kwestionować każde polecenie, które ma na celu uratowanie waszych tyłków, to róbcie to na własny rachunek. W takich sprawach jak ta musimy działać pod jedną komendą, bo zupełnie nie sprawdza się dyskutowanie o każdym ruchu tuż pod nosem maszerującego wroga i nie zamierzam tego robić. Następnym razem - tutaj wyraźnie skierował swe słowa do Thorina i Rorana - niezadowoleni zostaną pozostawieni samym sobie i nikt nie będzie za nimi czekał. Decyzja będzie nieodwołalna, bo tolerowanie takich sytuacji zagraża całemu oddziałowi.

- Jeśli komuś się to nie podoba, to może teraz zdecydować raz jeszcze, czy zamierza iść ze mną, czy nie. Od tych, którzy pójdą wymagam posłuszeństwa. Jeśli nie chcecie, to możecie ruszać swoją drogą. Ja pójdę dalej choćby sam, bo narażanie się na śmierć z powodu sprzecznych decyzji albo ich braku jest po prostu głupie. Kiedy będzie na to czas, to zapytam was o zdanie i wezmę je pod uwagę w czasie podejmowania decyzji, jednak nie teraz. Nie w sytuacji, kiedy lada chwila mogą na nas natrafić skaveny. Tak naprawdę teraz też nie jest czas na taką rozmowę, ale musimy to wyjaśnić, nim ruszymy dalej. I dlatego oczekuję waszej decyzji, bez długiego mielenia jęzorami i setki pytań. Kto idzie ze mną? - Zapytał wreszcie.

W odpowiedzi kilka osób kiwnęło twierdząco głowami, inni rzucili zdawkowe zapewnienie o podporządkowaniu decyzjom, przynajmniej do czasu wyjścia na powierzchnię. Wydawało się, że nikt się nie wyłamał i sprawa została wyjaśniona.

- Pamiętajcie, że odejść możecie w każdej chwili, ale miejcie pewność, że wasza decyzja jest przemyślana i ostateczna. - Rzucił na koniec i widząc, że Thorin zakończył opatrywanie Ergana zarządził wymarsz.

- Pierwszy pójdzie Thorgun z latarnią. Będzie naszymi oczami. Za nim Huran, a po nim ja z Erganssonem na noszach i Grundi, który mi pomoże z niesieniem Ergana. Za nim Thorin, potem Dorrin, Dirk i Khaidar. Thorin będzie w pobliżu najciężej rannych w razie pogorszenia się ich stanu. Kyan, Galeb i Roran będą na końcu. Na nich spoczywa zadanie chronienia naszych tyłów, gdyby szczuroludzie poszli naszym śladem.

Przed wejściem do tunelu Thorvaldsson skonsultował szybko parę spraw z Dorrinem. Zapytał o jego ocenę możliwości zawalenia tunelu po ich przejściu, o ryzyko takiego działania i czy zaczopowany tunel nie zaburzy dostępu do powietrza. Odpowiedź nie była zadowalająca - o ile zawalenie sufitu w składzie drewna było dość proste i mogło również zablokować tunel techniczny, to jego skutki mogły być poważne. Zapylenie na długim odcinku, które pogorszy stan cierpiących z powodu głębokości i ryzyko niekontrolowanego zawału samego tunelu. Niestety na to Detlef nie mógł sobie pozwolić - kolejne obrażenia w najlepszym razie pogorszą nienajlepsze nastroje w oddziale, a w najgorszym... cóż, wtedy nie będą już mieli problemów z opuszczeniem Azul, prawda?

- Uważajcie na głowy, tutaj jest naprawdę nisko. I pamiętajcie, żeby nie używać długiej broni - lepszy będzie miecz, czy sztylet, którymi można pchnąć. - Poradził jeszcze.

Nie widział, jak długo im przyjdzie maszerować, nim natrafią na miejsce, gdzie będzie można odpocząć. Wtedy też trzeba będzie podjąć decyzje co do kolejności wart - w zależności od stanu poszczególnych krasnoludów. Nie miał również pewności, że będą z Grundim mogli skorzystać z oferty pomocy w niesieniu Ergana, jaką złożył Thorin. Bogowie jedynie wiedzieli, jak ten tunel wyglądał. Pozostawało mieć nadzieję, że nie natrafią na żadnych szczuroludzi, ani żaden nie podąży ich śladem.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 28-09-2014, 23:58   #454
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Przeprawa przez przepełniony pułapkami magazyn była... pieruńsko mordercza i męcząca. Każdy krok mógł być jeżeli nie ostatni to okupiony krwawą daniną. Część towarzyszy się o tym przekonała.

Jakim cudem jednak zdołał to wszystko przejść kaleka Galeb? Sam nie wiedział. Noga choć już nie skrzypiała, nie chciała się ustawiać tak jak runiarz chciał. Przy wspinaczce musiał głównie liczyć na swoją spostrzegawczość, aby wykrywać pułapki i linki, coby stąpać tylko po bezpiecznych belkach.

Kiedy jednak był po drugiej stronie usiadł pod ścianą patrząc na zamieszanie, na rannych, na poszkodowanych. Coraz lepiej... coraz lepiej...

Runiarz odetchnął głęboko i zamknął oczy. Nie mogli tam zostać. Musieli iść naprzód. Powrót był bez sensu, kiedy skaveny już zaatakowały. Te myśli kotłowały się wciąż Galebowi w umyśle, jakby kowal sam starał siebie przekonać że postąpił rozsądnie. Ale czy on to zrobił czy Detlef, w którego uporze kryła się przenikliwość, która pozwoliła mu przewidzieć co się będzie dziać. Drań. Z takim talentem zdecydowanie będzie lepszym liderem oddziału niż Roran.

Z resztą Detlef nie omieszkał jeszcze raz tego okazać, mówiąc wprost co sądzi o podkopywaniu jego decyzji oraz stawaniu okoniem wobec działań grupy. Tak. Zdecydowanie wszyscy woleli stąpającego twardo po ziemi Detlefa, niż bujającego w obłokach Rorana starający się samemu brać wszystko na barki.

- Idę z tobą. Nie ma już innego wyjścia. - stwierdził Galeb krótko.

I pogrążył się dalej w rozmyślaniu. Siedział tak na boku i przyglądał się wszystkiemu. Jak zwykle. Jak zawsze. Mina runotwórcy była kamienna i nie wyrażała praktycznie nic. Sprawy się skomplikowały, byli w opłakanym stanie... dokładnie tak jak się działo teraz z Azul...
 
Stalowy jest offline  
Stary 29-09-2014, 01:32   #455
 
blackswordsman's Avatar
 
Reputacja: 1 blackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodze
Ergan rozglądał się po podziemnej sali wypełnionej drewnem i zastanawiał się. Coś mu się przypomniało. Był tu już kiedyś, pamiętał niektóre tunele. Towarzysze kłócili się jakąś chwilę a potem jednak Detlef przywołał ich do porządku. Ogromne wrażenie zrobiła na Erganie rzeź zwierząt. Najpierw padł jeden osioł, potem drugi. No i jeszcze psy Rorana. Chociaż żadne z tych zwierząt nie należało do niego przejął się ich losem bardzo. Taki już był niestety. Detlef rozkazał przemarsz przez bele akurat kiedy rzemieślnik chciał mu coś powiedzieć. Nic to. Będzie trzeba z tym zaczekać. Kolejno ruszali wszyscy pokonując łatwiej lub trudniej pułapki, których o dziwo przyszły inżynier nie dostrzegał. To pewnie ze zmęczenia. Ergan chciał wziąć kilka kawałków osła ale wszyscy poganiali wiec ruszył. Szedł powoli wspinając się na bale. Dotarł bezpiecznie na szczyt chcąc nie chcąc asekurował Khaidar. Nie lubił jej ale nie tak,żeby ją pchać na śmierć. I wtedy stało się coś dziwnego. Nagle Ergan zawisł w powietrzu. Jak to się mogło stać skoro do ziemi było jeszcze wiele kłód do pokonania.? Tego Ergan nie wiedział. Runął w dół i był pewien, że to Gazul wyciąga po niego ręce. Czyżby Bogowie Przodkowie się o coś gniewali na Ergana? Krasnolud nie wiedział i tego , a potem zapadł w ciemność.


Krasnolud nie wiedział ile czasu minęło od wizyty w ciemnościach Gazula do przebudzenia kiedy jakiś parszywy szczur szarpał jego bok. Okazało się, że tym szczurem był Thorin. Ergan chciał go na początku bić ale widząc ,że Thorin nie ma futra uspokoił się. Potem zaczął gadać...

-Detlef...jesteś tu...Detlef? Ten tunel...prowadzący do wody. Ten tunel...będzie ślepy...Zachodnie Kopalnie...zawalą się... Ergansson zamilkł. Ponownie stracił przytomność bo Thorin wyciągał z niego jakieś żelastwo.
Krasnolud znów się zbudził tym razem już na noszach. -Gdzie moje rzeczy..Zapytał niespokojnie...
 
blackswordsman jest offline  
Stary 29-09-2014, 01:46   #456
 
Coen's Avatar
 
Reputacja: 1 Coen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodzeCoen jest na bardzo dobrej drodze
Nie było tak źle, jak Dorrin się spodziewał, po udanej przeprawie przez magazyn zaczął wierzyć, że mają szansę przeżyć tą wyprawę. Detlef nie drażnił swymi decyzjami Dorrina Zarkana. Górnik czuł się przeto pewniej i swobodniej. Dodatkowo w w tunelowych, kopalnianych korytarzach czuł się, pewnie i nie bał się jakichkolwiek niespodzianek. Przez, co mógł zapomnieć o wszystkich trudnościach, których ostatnio doznał.
Kiedy wyprawa Dorrina i jego towarzyszy dotarła do kolejnego punktu postojowego. Detlef wziął na stronę kopacza i począł go wypytywać o różne szczegóły sztuki górniczej, w której grubas się specjalizował. Cierpliwie słuchając i kalkulując swoje odpowiedzi, kiedy starszy rangą khazad zakończył Dorrin westchnął głęboko i zawołał skinieniem Thorina- medyka. Wziął od niego przybory do rysowania i tak, jak umiał najlepiej narysował szefowi plan, który mogli wykorzystać w najbliższym czasie.
Przez cały czas Zarkan nie odezwał się ni słowem. Wciąż miał poważne problemy z mową.

Cytat:
Sufit w sali z pułapkami jest bardzo niestabilny. Zawalenie stropu to proscizna. Odpowiednie podłożenie ładunków powinno zatrzymać ewentualny pościg. Górnik stwierdził, że najlepiej jeżeli podłoży się kilka ładunków w skrajnie oddalonych od siebie punktach- trzy, cztery powinny w zupełności wystarczyć. Jednakowoż ostrzegł też przełożonego o dużym prawdopodobieństwie akcji, która miast uchronić ich od nieprzyjacieli odbierze im życie zakopując pod tonami kamieni.
Zawadiaka przestrzegł też znajomego o możliwości zadymienia najbliższych części tunelu, na jakieś kilkaset metrów.
 
__________________
"Wyobraźnia jest początkiem tworzenia.
Wyobrażasz sobie to, czego pragniesz,
chcesz tego, co sobie wyobraziłeś i w końcu
tworzysz to, czego chcesz."
Coen jest offline  
Stary 29-09-2014, 11:04   #457
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Uśmiech losu, łut szczęścia, a może zwykły fart lub czysta głupota? Jak inaczej nazwać fakt, że ktoś z oddziału ocalił Khaidar dupsko podczas spaceru przez najeżone pułapkami pole? Co lepsze, nie był to ani medyk Thorin, który bądź co bądź zajmował się składaniem przeróżnych idiotów i parchów do kupy, kiedy zrobili coś wyjątkowo głupiego, ani Thorgun - ale Strzelec to była kompletnie inna historia.
Stało się. Przekraczając jedną z hałd, kobieta zaczepiła nogą o linkę, lecz czyjeś ręce w porę zareagowały. Ktoś ją uratował, a zatopiony w malignie umysł mógł przysiąc, że był to Roran...albo Dirk. A może Ergan? Wszystkie trzy pozycje, w szczególności zaś pierwsza i ostatnia, nie pasowały ni w ząb. Kto przy zdrowych zmysłach narażałby się na niebezpieczeństwo dla osoby, co z pozycji horyzontalnej, leje ciepłym moczem na wszystkich i wszystko przez większą część tygodnia?
Musiał zadziałać odruch, innego wytłumaczenia po prostu nie było. Odruch karzący ratować członka drużyny przed niebezpieczeństwem...tylko co za zjeb wykształca w sobie coś takiego? Bez sensu…

Coś było nie tak, bardzo nie tak. Początkowe dolegliwości, sukcesywnie spychane na dalszy plan, z czasem tylko nabrały mocy. Niewinne kłucie w boku przerodziło się w potężne fale bólu, przelewające się po trawionym gorączką ciele. Swoje trzy grosze dokładały zawroty głowy i rozsadzające czaszkę ciśnienie. Nawet z całą swą ignorancją, Khaidar musiała przyznać jedno - to, kurwa, nie była zwykła choroba głębinowa. Miała wrażenie, że albo zaraz zdechnie, albo wyrzyga wszystkie bebechy na własne buty. Potrzebowała pomocy, lecz głośne przyznanie się do słabości, w sytuacji gdy inni to słyszeli, nie wchodziło w grę. Nigdy nie należała do osób użalających się nad sobą, nienawidziła rozlazłych idiotów, wiecznie utyskujących na łamanie w krzyżu i krosty na dupie. Pokręcona godność kazała jej więc trzymać mordę na kłódkę i przeć do przodu, choć każdy kolejny krok okazywał się trudniejszy od poprzedniego. Opadała z sił, zamknęła we własnym świecie, a ciało poruszało się mechanicznie, sterowane podstawowymi instynktami. Przeżycie, wykonywanie rozkazów - starała się skupiać na tym, co mówił Detlef, jako że gadał z sensem i przewodził ich niewielkiej grupie. Wszystko szło gładko do momentu, w którym ktoś stanowczo, acz w miarę delikatnie przytknął do ust khazadki flaszkę z capiącą alkoholem zawartością. Jak przez mgłę doleciał do niej czyjś głos, chyba Dirka...nie była pewna, po chwili piekąca strużka spłynęła wzdłuż gardła, drapiąc je niemiłosiernie.
Reakcja ciała nastąpiła błyskawicznie. Khaidar zgięła się w pół, do jej oczu napłynęły łzy, a spomiędzy spierzchniętych warg wydobył się pełen upiornego cierpienia wrzask. Kobieta złapała się za brzuch, przestała na moment krzyczeć tylko po to, by zwymiotować krwią na podłogę.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 29-09-2014, 11:45   #458
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
W końcu zniecierpliwiony i wkurwiony na Thorina krasnolud ruszył za resztą. Wychodziło na to, że gdy przychodzi decydujący moment kronikarz potrafi gadać, gadać, zmieniać zdania i bezczelnie kompanów wystawiać. Jakieś majaki miał że innych przekona czy że co? On naprawdę wierzył, że jego blef sprawi, że w dalszy marsz nie ruszą sami? Tak czy inaczej po długiej, durnej i bezsensownej kłótni ruszyli dalej. Przez to morze pułapek oczywiście. Ostrzeżenie Dorrina nie pomagało zachować spokojnego umysłu ale sytuacja naprawdę wyglądała na nieciekawą. Psy musiały…zostać. Tak samo Roran zostawił ich karmę, dość ciężkie skurwysyństwo. No cóż, przechodzenie przez pułapki nie było połączone z fartem. Poślizg na jednym z podkładów sprawił że stopa krasnoluda boleśnie przebita została ukrytym między odpadami wielkim gwoździem. Roran chwycił jaką deskę i podpierając się nia brnął dalej ale po przejściu przeszkód pomoc Thorina wydawała się niezbędna, tak samo jak oczywisty był fakt, że deska ta, jako wsparcie w chodzeniu, jakiś czas staremu krasnoludowi posłuży. Na postoju czekając na swoja kolej w przyjęciu opatrunków (bo ranna była większość) słuchał słów Detlefa. Nic nie odpowiedział, co będzie to się zobaczy. Cała ta sprawa stawała się powoli coraz gorsza i mniejsze szanse na przeżycie dająca. Jak chciał Thorin przed wymarszem obwiązał twarz chustą i był gotów, w miarę…ale to nie wyglądało dobrze. Szykował się szczurzy marsz po śmierć.
 
vanadu jest offline  
Stary 02-10-2014, 03:49   #459
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny


Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
5 Vharukaz, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Zachodnie kopalnie, droga ku stokom na Jargh, środek nocy


Przy jakże wątłym świetle, szybki rzut okiem cyrulika na wszelakie obrażenia jakich doznała khazadzka brać, mógł być chybiony, trzeba było być bardzo uważnym by miast pomocy nie zrobić komuś niespodzianki w postaci tragedii, dlatego Thorin starał się jak mógł i nim Grundi z Detlefem przynieśli rannego Ergana do miejsca zbiórki, cyrulik wziął się za tych lżej rannych, choć lżej nie oznaczało wcale lekko rannych. Kyan i jego przedziurawiony bok lub Roran z przekłutą stopą, albo Dirk ze zdruzgotanym kolanem, wszystko to wyglądało bardzo źle, ale tylko wyglądało, bo jak się szybko okazało rana Kyana choć wstrętna i krwawa to nie stwarzała żadnego zagrożenia dla jej nieszczęsnego posiadacza. Długa drewniana drzazga przeszła na wylot lecz płytko w okolicy żeber, nie uszkadzając przy tym żadnych żywotnych organów, trochę spirytusu, błyskawiczne szycie i płótno bandażowe, do tego Thorin dał Kyanowi porcję dziwnie smakującego wywaru który pozwolił odgonić precz ból całkowicie i nim ktoś by zmówił modlitwę do Valayi to Tharvarsson był już gotów do dalszego marszu. Podobnie rzecz miała się z Ronagaldsonem, jednak choć jego rana należała do tych niegroźnych to mogła w dłuższej perspektywie czasu okazać się uciążliwa, jak to zwykło bywać z tego typu obrażeniami gdy się ich ktoś nabawił w czasie dalekiej podróży. Pomijając już szerzej fakt iż śmierdzący but i stopa Rorana nie były pewnie najmilszym obiektem nad którymi pracować mógł cyrulik to jednak ci niosący pomoc zwykli ignorować takie sprawy, tak było i tym razem… trzeba było jednak pamiętać że rany stóp szybko mogły zostać zainfekowane, ciągły brud, pot, wilgoć, to wszystko mogło odbić się bolesnym echem po tak niepozornej ranie jaką otrzymał syn Ronagalda. Na razie jednak, kapka alkoholu i mocny opatrunek przyciśnięty butem robił swoje, ale Roran przez najbliższy czas miął utykać i krzywić usta z każdym bolesnym krokiem, tak to bywa. Gdy Alrikson połatał szybko Kyana i Rorana, zauważył że Dirk Urgrimson nie potrzebuje już jego pomocy… młody alchemik zdążył się rozebrać, ocenić ranę, przemyć ją alkoholem i zatrzymać krwawienie oraz wsmarować w nią dziwny czerwony tłuszcz który pachniał ziołami, wszystko wyglądało na zrobione perfekcyjnie i tylko rolka płótna bandażowego była potrzebna by jakoś ranę zabezpieczyć przed brudem. Thorin podzielił się płótnem i mógł skupić się na wnoszonym, nieprzytomnym Erganie, którego stan zdawał się być wysoką ceną za przejście przez magazyn, ale kto wie, może po drugiej stronie czekały na śmiałych khazadów liczne skaveńskie ostrza?!

Wydarzenia od tego miejsca nabrały tempa bo stan Ergana był ciężki. Udo, ramię, żebra i podbródek, wszystko przekłute przez paskudne i zardzewiałe gwoździe o końcówkach zakrzywionych do góry które nie tylko miały powodować dodatkowe obrażenia u swej ofiary ale i nie pozwolić jej zejść lub być łatwo ściągniętym ze śmiercionośnej ściany. Spirytus lał się w rany Erganssona, krew zaś z nich uciekła. Grundi z zakrwawionymi rękoma pomagał Thorinowi ratować bladego już na twarzy azulczyka, a wspomniany cyrulik zaciskał i łatał, przemywał i szył, wycierał i obserwował czy czarnobrody khazad jeszcze jest wśród żywych. Ergan był jednak twardy i choć szok jakiego doznał pozbawił go świadomości to nie pchnął go na drogę u śmierci… nie widział jednak jak Alrikson oplata go wstęgami białego płótna które szybko zmieniało swój kolor na szkarłat, nie widział też jak dziwaczna maść wypełnia głębokie rany i jak cudownie uśmierza ona ból. Ergan spał i odpoczywał a to oznaczało że inni będą musieli pracować ciężej, taka była zależność. Detlef długo nie rozmyślając chwycił koc Ergana i powiązał ze sobą jego rogi na krótszych końcach, tym sposobem zrobił prowizoryczne nosze które mogły sprawdzić się tylko wtedy gdy niesiony będzie dość lekki, tak też cały ekwipunek, broń i pancerz Ergana został z niego zdjęty i rozdany wszystkim innym by go nieśli, Ergansson spoczął zaś na kocu a ten dźwignął Grundi Detlef. W chwilę później grupa ruszyła w tunel zgodnie z marszrutą podaną przez Detlefa. Pierwej szedł czujny Siggurdsson, niósł on latarnię Thorvaldssona i rzucał uważne spojrzenia na boki tunelu, szukał pułapek. Thorgun kroczył bardzo powoli, przeszkadzał w tym nie tylko wąski i niski tunel ale także podwichnięta noga i choć skupić się było ciężko na robocie to paradoksalnie wolne tempo pozwalało na uważniejsze badanie tunelu. Thorgun jednak począł mieć pewne problemy, otóż im dłużej szedł, bardziej pochylony, miejscami przechodząc bokiem ze względu na ciasnotę w tunelu, tym częściej nawiedzał go paskudny kaszel… im głębiej się znajdował tym było z nim gorzej. Po godzinie mordęgi w tunelu inżynieryjnym, Thorgun nie potrafił powstrzymać już kaszlu i miał problemy z oddychaniem. Fakt, wszyscy w oddziale ciężko oddychali, nawet stękali w bólu podczas drogi, ale SIgurrdssona i jego kaszel słychać pewnie było w sali pałacowej Kazadora. Nikt i nic nie mógł na to poradzić, ni odpoczynek, ni łyk wody której oddział miał już bardzo niewiele. Czas mijał a Thorgun zataczał się wręcz po ścianach korytarza z oczami które pokryty były łzami… ciągły kaszel.




Bez dwóch zdań Thorgun był niczym latarnia dźwiękowa w kopalniach, jeśli ktoś jeszcze nie wiedział o przemykającym tunelami specjalnym oddziale khazadów, to teraz już mógł być tego pewien. Oczywiście w innych okolicznościach Tułacz spowalniałby marsz, ale nie, nie tym razem gdyż za nim kroczył prawdziwy czop tego tunelu. Detlef zakuty w stal od stóp do głów, podobnie Grundi, obaj z arsenałem zabójczej broni, miedzy nimi zaś, na kocu leżał półnagi Ergan. Dwaj wojownicy nieśli rannego w koszmarnych warunkach, ciężar, stres, potoki potu spływające po plecach, głowy i karki od wielu wielu mil pochylone, barkami wciąż zawadzając o wystające kawałki skał w bardzo wąskim tunelu, istna męka. Obaj khazadzi kroczyli niczym czołgi parowe, dysząc, sapiąc, stękając i ociekając po pancernych płytach potem który w czołgach zastąpić mógł olej. Jako jedyni do tej pory byli oni pełni sił i wigoru do podróży pod górami i jako jedynie w tak krótkim czasie ową siłę utracili, nitka podziemnego przejścia zdawała się nie mieć końca, od czasu do czasu tylko mijane były wejścia po prawej i lewej stronie, wszystkie zawalone, bez szans na odgruzowanie, do tego poczynało brakować wody a za ścianą po prawej wciąż dało się słyszeć odgłos płynącej podziemnej odnogi rzeki Zilfir. Także Thorin słyszał cudowny odgłos jakim kusił rwący podziemna nurt, koryto pełne wspaniałej, zimnej i krystalicznie czystej wody… tym bardziej że w bukłakach było już prawie pusto i jasnym było że jeśli tego dnia nie trafią na jakieś źródło wody to źle się to wszystko skończy, wystarczył rzut okiem na podróżującego za Thorinem Dorrina by dostrzec jak źle się on czuje. Zwalisty krasnolud Zarkan, szedł zaś niczym ożywiony trup, pokryty ranami, szramami, zaschniętą krwią i pozlepianymi w strąki włosami, trzymał się z jednej strony ściany by nie upaść z drugiej za to rytmicznie uderzał toporzyskiem o ścianę tunelu gdyż broń jego była zdecydowanie za długa na tak ciasne miejsce i nawet złożona do transportu potrafiła utrudniać przemieszczanie że o walce nią nie było nawet mowy w takich warunkach. Co było ciekawe to fakt iż wszystkie rany które Dirk pokrył Zarkanowi swą maści wracały do zdrowia w oka mgnieniu, oczywiście nie były to cuda znane z ksiąg o magicznych specyfikach tworzonych przez legendarnych alchemików i kapłanów, ale to z jaką szybkością goiły się rany na głowie i torsie rannego dzikiego górala, było niesamowite i albo to faktycznie takie cudo owe specyfiki Urgrimsona albo to Dorrin miał jakieś nadkhazadzkie zdolności regeneracyjne, w to ostatnie trudno nie byłoby nawet uwierzyć sądząc po tym z jakich krytycznych zranień potrafił się już wykaraskać. W całej tej palecie złych wieści te były więc całkiem dobre, Dorrin ze stanu terminalnego lub śmiertelnie rannego wkroczył w całkiem nowy, teraz można było go skategoryzować jako ciężko rannego… a wszystko to stało się na trasie, od ciemnego lochu w starym dystrykcie handlowym począwszy aż do tego ciasnego tunelu w zachodnich kopalniach, zatem dzień w którym oddział zobaczył by wreszcie niebo mógłby oznaczać że Dorrin całkiem wyzdrowieje, czy to było możliwe? Jeśli tak to zakrawało to na cud i warte było pieśni.




Dla Urgrimsona ten wąski tunel był niczym wyrok bo choć to co spotkało jego kolano ze strony pułapki było paskudne to poradził z tym sobie alchemik całkiem sprawnie, nawet medyk by się tego nie powstydził ale wciąż puchnące stawy i wstrętne samopoczucie jakie czuł dawało się we znaki. Brak światła słonecznego miał na niego zły wpływ, zresztą nie tylko na niego bo i Thorin i Thorgun oraz rodzeństwo Ronagaldów na to narzekało, ale Dirka męczył straszliwe migreny na które lekarstwa w swym zasobniku nie miał. Do tego jeszcze bardzo dziwna reakcja Khaidar na zacną nalewkę Hugvarssona, to było zastanawiające bo przecież mogło być i tak że to nie wina wojowniczej khazadki ale może i mikstura była zepsuta? Pies z kulawą nogą to wiedział na daną chwilę, a miejsce i czas nie pozwalały na wnikliwe badanie specyfiku. Jeśli zaś o specyfikach już myśli płynęły to warto by może było naliczyć zuchwalców za te cud nalewki i maści, bo choć Dirk nie miał problemu by się podzielić swymi miksturami to niektórzy może nie znali umiaru a jak wiadomo do tanich takie płyny nie należały, cóż, by jednak coś dostać trzeba by o to się upomnieć. Na razie pozostawało tylko pochylić głowę w niskim tunelu i wstrzymując nudności, napierać jakoś na przód. Z tym całym napieraniem problem miała jednak córa Ronagalda, wciąż nękana straszliwymi bólami brzucha i krwawymi wymiotami. Jak Khaidar zauważyła, to wszystko nie było normalne, nikogo poza nią taki los nie spotkał a do tego poza Thorinem i Dirkiem nikogo nie interesowało chyba to jak się czuje, to było dziwne a zarazem zdaje się odpowiadało kobiecie. Mało jednak było to pocieszne bo każdy skręt kiszek kończył się pluciem na lewo i prawo i w tempie jakim się to działo można było się tylko domyślać że łatwo przyjdzie się wykrwawić, do tego nikt nie wiedział co jej dolegało. Sprawy pogorszyły się znacznie od kiedy Khaidar napiła się mocnej nalewki od Urgrimsona, to właśnie wtedy trzewia zwinęły się chyba w kłębek po czym wyżymały bez końca z krwi i wszelakiej maści wydzielin, zupełnie jakby lekarstwo było czymś nieodpowiednim na to schorzenie, jakby więcej zrobiło złego niż dobrego, dziwne to być musiało bo Ronagaldottir nigdy problemów z alkoholem nie miała a nalewka Dirka byłą na bazie spirytusu… może to zatem było coś w tych ziołach, może innych składnikach, no tak, któż mógł to wiedzieć skoro nawet Thorin nie miał zielonego pojęcia. Na czas drogi nie zostawało zatem nic więcej jak zacisnąć zęby i maszerować… krzywiąc się z bólu, wywracając co jakiś czas, wymiotując, opóźniać podróż… szczęście w nieszczęściu, nie jedna Khaidar miała kłopoty i spowalniała pochód w tym wąskim gardle jakim był ów złowieszczy tunel.




Thravarsson szedł i czuł się całkiem do rzeczy, świeża rana wyglądała na zdrową i nawet nie było czuć bólu co Kyan mógł na początku postrzegać przecież jako ogromny plus całej sytuacji, czas jednak mijał, klepsydra za klepsydrą, a przekłuty bok wciąż nie bolał, później zaczęły dziać się rzeczy niepokojące. Ścierpło prawe udo i łydka oraz stopa, po jakimś czasie całe podbrzusze, do tego doszły dziwne tiki, drżący lewy policzek i mruganie okiem, noga też chciała jakby żyć własnym życiem i od czasu do czasu dostawała dziwnego skurczu który podrywał ją i ustawiał w losowym zdaje się kierunku. Działo się coś dziwnego co jednak można było zrzucić być może na karb licznych maści i płynów które cyrulik wlał w gardziel Kyana… czyżby ten szaleniec Alrikson eksperymentował na Thravarssonie? Kyan szedł i walczył sam ze sobą w ciszy, zignorował już nawet fakt że stracił władzę nad prawym ramieniem i niesiony w prawicy młot był jak zakleszczony w cęgach… tropiciel go nie czuł, ale i o tym nie myślał, po prostu szedł. Za nim zaś kroczył runiarz Galvinson który był pogrążony we własnych myślach, tak samo pochylony, z potwornym bólem karku i kikutem nogi, na zepsutej protezie którą chciał nie chciał należało naprawić ale do tego potrzebny był czas i trochę światła, może już wkrótce się to uda, oby. Smutna i pouczająca opowieść jaką przytoczył Galvinson ze swego doświadczenia mogła nie być zbyt budująca wśród towarzyszy broni, no ale była przynajmniej prawdziwa, na razie nie wyglądało to tak źle wciąż była woda i źródło światła, ale z drugiej strony ile tego było… mało. Wedle logiki oddział minimalnie musiał wypić około trzech do czterech galonów wody na dobę, przy minimalnym wysiłku, a Galeb wiedział ze w bukłakach u wszystkich widać już dno. Latarnie zaś i pochodnie, to też niby było, ale z każdą przebyta milą Thorgun przykręcał nieco ogień na detlefowej latarni, a pochodnie zapalano i gaszono z każda klepsydrą co było nawet lepsze niż jakikolwiek czasomierz… osiemnaście, osiemnaście pochodni zapalono i zgaszono, tyle naliczył Galeb nim wreszcie grupa dotarła do celu, a gdy tam już była, już prawie, flaszki i skórzane worki na wodę były puste a pochodnia ostała się tylko jedna i wtedy scenariusz samotnej, ciemnej i ciasnej oraz dusznej śmierci stał się realny niczym dziwnie podrygujący Kyan idący przed runotwórcą lub Huran sapiący i kroczący za nim. Tak, Huran sapał mocarnie i kroczył ociężale, no ale kto mógł mu coś zarzucić, facet miał swoje lata i brodę długą tak że jeszcze dekada czy dwie i mógłby obwiązać ją wokół pasa, do tego stary azulczyk został dociążony potężnie. Dirk, Thorin i Grundi, wszyscy trzej zarzucili czarnobrodego starca swoimi gratami i tak też prawie pusty plecak Hurana zrobił się wypchany do granic… Rorinson jednak nie narzekał, zacisnął zęby, spiął poślady i ociekając potem kroczył, nie ma zmiłuj. Tarcza i topór ciążyły i tak pokaźnie, do tego gruba kolczuga z rękawami i thorinowa kusza oraz ze dwie wiąchy bełtów, Huran zwiększył swą wagę bojową w drużynie ale i zwiększył się jego wydatek siłowy, szczęściem raczył się on wodą ze swej własnej skórzanej manierki i nie zawracał innym dupy swoją osobą, był skoncentrowany na swoim celu, na wydostaniu się z wciąż zaciskającego się pierścienia sił wroga wokół Karak Azul… czasem tylko pokiwał głową w pogardzie lub nawiązywał kontakt wzrokowy z Detlefem na krótkich postojach dając tym wyraz dezaprobaty w stosunku do miernego jeśli w ogóle jakiegokolwiek przygotowania tej grupy do tak wyczerpującej podróży. Raz jedyny pozwolił sobie na wyjście z ciszy i szeregu i szepnął do Thorvaldssona że jak niczego ta podróż ich, tu kiwnął na drużynę, nie nauczy to skończą jak - zaki - a co oznaczało szalonych, bezmyślnych khazadów kręcących się bez celu i wiedzy po górach.




Ten przeklęty gwóźdź w stopę był jak kara boska bo Roran dopiero co poczuł się lepiej, rany których nazbierał w licznych bojach zostały wyleczone i okryte płaszczem świeżych, różowawych blizn, mięśnie odpoczęły i siły zregenerowały się, a tu nagle taka parszywa niespodzianka. Cóż poradzić. Utykając na rażoną nogę, podpierając się znalezioną gdzieś deską, Ronagaldson szedł na końcu pochodu i zabezpieczał tyły, nikt jednak nie wiedział że tym razem to był kiepski wybór na strażnika… Roran popadał w głęboką malignę, pot lał się z jego czoła i skroni, ubranie pod pancerzem miał przemoczone od potu do tego stopnia że nawet utwardzona i trzykrotnie wyprawiona skórznia poczynała być wilgotna na wskroś i się wyginać tam gdzie nie powinna. Takie nadmierne pocenie się było jak wyrok w czasie gdy oddział nie miał wody w zapasie, dlatego w niesamowitym cierpieniu, Ronagaldson szedł i potykał się, raz za ranę w stopie, raz za gorączkę i bolące od niej oczy, tu znaleziona deska okazała się trafionym wyborem i nie raz czy dwa uratowała Roranowi zęby w czas gdy spotykał się ze skalnym podłożem znienacka. Wszystko utrudniała jeszcze chusta na twarzy której użycie zalecił Alrikson… ten cyrulik, jego idiotyczne pomysły i rady, może to przez niego Kamulec i Puchacz były teraz martwe… Roran czuł się co raz gorzej, gdy wreszcie Thorgun dał znak że grupa osiągnęła cel, wtedy też długobrody zdał sobie ileż to czasu upłynęło i jak straszliwie wszyscy muszą być wyczerpani. To już czwarty dzień w drodze, z czego w czasie ostatniej nocy kilaku zmrużyło oko na dwie, góra trzy godziny, a przecież byli i tacy co nie spali wcale, jak Dirk czy Thorgun, a Galeb?... Galeb błąkał się i walczył w tunelach od grubo ponad tygodnia, przy czym spał pewnie tyle co nic. Tak jak Roran tak i pewne reszta liczyła na to że wreszcie będzie można trochę odpocząć w tym nowym otoczeniu.




Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
5 Vharukaz, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Zachodnie kopalnie, tunel inżynieryjny na Zilfir, wieczór


Jeden po drugim krasnoludy wkraczały do dużej sali w której wiało chłodem i co dawało cudowne uczucie, do tego ta bryza, wodna chmura unosząca się w grocie a będąca efektem uderzania wody o skałę. Tak wody… tę było słychać już z oddali, każdy wiedział że się do niej zbliżają, wszak oczyszczarka zalegać miała nad korytem podziemnej rzeki… i tak też właśnie było. Krasnoludzkie karki mogły się wreszcie wyprostować po prawie dwudziestogodzinnej męczarni, wszyscy byli wyczerpani, jedni mniej, inni więcej ale każdy jedyne o czym teraz marzył to sen. Wielu z wojowników było na nogach już prawie od dwóch dni bez zmrużenia oka i przez to słaniali się niczym pijani. Pierwej jednak trza było rzucić okiem na to co było w owej sali. Po prawej, zaraz za rogiem licząc od tunelu z którego wyszła grupa leżały na bokach dwa wózki górnicze na drewnianych kołach, były całe mokre od chlapiącej wszędzie wody, kilka kroków dalej koryto podziemnej rzeki które zostało sztucznie otworzone, a na nim osadzona oczyszczarka tłokowa, wykonana głównie z żelaza ale także solidnych bali drewna. Prosty w konstrukcji i trudny w obsłudze mechanizm oczyszczarki zalegał nad korytem rzeki i pochłaniał wciąż nowe hausty wody, wprawiał machinę w ruch i czyścił pokłady rud. Zaraz obok oczyszczarki był mechanizm pompy do której zazwyczaj podłączano specjalne rury i węże dzięki którym czyszczono urobek, teraz śladu po nich jednak nie było. W całym pomieszczeniu, na jego ścianach oraz na mechanizmach widać było żelazne uchwyty na pochodnie i latarnie, teraz jednak były puste… wiadomym było że górnicy lub oddziały armii Azul zabrały ze sobą to co mogły i zostawiły na wrogim terytorium tylko to czego zabrać albo nie było warto albo było zbyt ciężkie do szybkiego transportu, mechanizmu filtracyjnego zaś nie sabotowali bo niby po co, przecież nikt nie podejrzewał skavenów o to że wezmą się za oczyszcznie rudy. Na koniec tego wszystkiego była wiadomość najgorsza z możliwych, tunel który miał prowadzić do drogi ewakuacyjnej był zablokowany, ogromny nasyp potężnych kamieni idealnie blokował dalszą drogę.




Zdawało się ze to koniec, sala bez wyjścia, tym bardziej przerażać mógł wszystkich fakt że tylko droga którą oddział Detlefa dostał się do tej sali była otwarta, reszta bocznych tuneli oraz ten tutaj, na końcu były ślepe, zupełnie jakby ktoś chciał tu i tylko tu ściągnąć ewentualnych śmiałków, ciekawe tylko z jakiego powodu i z którego z obozów wojujących ze sobą armii?! Dobrze chociaż że powietrze było tu świeże i czyste, a było tak nie dzięki kilku małym otworom w ścianach które naturalnymi szczelinami dostarczały drogocenną i niewidzialną substancję życia, ale dzięki niewielkiej szczelinie ponad rwącą wodą, która była po jej obu stronach, przy wypływie i upływie. W tym cholernym miejscu stały się jeszcze dwie rzeczy, i to zaraz po wejściu całego oddziału do groty. Pierwszą było to że Kyan bez słowa ruszył pod jedną ze ścian, usiadł i zwyczajnie zamknął oczy, po czym zdaje się że usnął… tą drugą był Ergan który obudził się i był w stanie stanąć na własnych nogach i jak się okazało mikstury medyka i alchemika wróciły siły żywotne w ciało azulczyka. Plecaki spadły z pleców, pierwsze sapnięcia wydobyły się z płuc drużynników, te lepsze świadczące o odpoczynku i te gorsze, które mówiły o braku wyjścia z sali… problemom jednak nie było końca. Oto syn Thravara, otworzywszy oczy wstał, chwycił swój hełm i uderzył nim kilka razy o ścianę tym samym łamiąc jeden z rogów prawie u jego nasady, po ułamku chwili odrzucił ów hełm na bok i sięgnął po swój młot, a chwyciwszy go oburącz począł toczyć pianę z ust. Wyglądał obco, niczym szaleniec ale jakiś dziwny, prawa strona jego ciała jakby była otępiała i powłóczył nogą po tej stronie, lewy policzek zaś i oko drgały nerwowo i nadawały wojownikowi strasznego wyglądu, tak jakby był jedynie marionetką, w której miejsce na swój byt odnalazł twór któremu ciało o takiej symetrii było obce i poruszać by się dopiero co uczył. Kyan stanął na szeroko rozstawionych nogach i przekrzywiając głowę z prawej na lewą toczył pianę i jakieś syczące słowa opuszczały jego usta, ale wypowiadał je szeptem. Po chwili rzucił się w stronę Dirka, uniósł broń i zaatakował z pełną furią.


 
VIX jest offline  
Stary 02-10-2014, 10:38   #460
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
5 Vharukaz, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Zachodnie kopalnie, droga ku stokom na Jargh, środek nocy


“Przydałoby się nam też wszystkim trochę wypocząć, choćby przy zgaszonym świetle. Wyrównać ciśnienie i dać mięśniom wypoczynek, niektórzy zwyczajnie zaraz zaczną padać w drodze ze zmęczenia i niezagojonych ran.” - pomyślał medyk korzystając z chwili na zapoznanie się z stanem rannych. Każdy był zmęczony a niektórzy wyglądali na wycieńczonych. Dorrin, Ergan i Khaidar byli pod tym względem w najgorszym stanie, medyk nie musiał nawet na nich wskazywać, bo to było oczywiste, inni zresztą tez nie czuli się najlepiej, a ciśnienie dawało się we znaki. Thorin nie zamierzał dyskutować z Detlefem, jego wcześniejsza przemowa nader wyraźnie określała co się stanie z tymi którzy postąpią inaczej. Po prostu wykorzystał chwilę by przebadać zwłaszcza tych których ocena zdrowia wcześniej przysporzyła mu najwięcej kłopotów, poczynając od Khaidar. Po prawdzie to chciał przebadać wszystkich , ale wątpił czy starczy mu na to czasu, skaveny mogły się pojawić w tunelu w każdej chwili.. Khaidar z niepokojącym bólem brzucha czy Ergana z świeżymi i trudnymi ranami po prostu musiał. Także Rorana i Dirka - choć ten poradził sobie nad wyraz sprawnie. Miał mu co prawda za złe że się wpierdala w leczenie na którym się nie zna i że zadawkował pełna porcję leku, na slepo, nie wiedząc że tak właśnie może się skończyć bratnia pomoc, jednak czas na opiernicz miał nadejść później, albo i wcale. I bez tego mieli dość problemów, a rzygająca krwią Khaidar zdawała się najlepszą nauczką jaką alchemik mógł dostać, lepsza niż reprymendy Thorina, któremu Dirk ich wszakże do tej pory nie szczędził. No i pozostał Kyan którego rana nadawała się podręcznikowo do leczenia Krwawym Litworem. Mikstura ta nie nadawała się bowiem do cięzkich czy krytycznych ran jakie posiadał Dorrin czy też Ergan. W błachostkach porównywalnych do zadrapań szkoda jej było marnować. Przebity bok, mimo iż nie naruszył waznych organów mógł dostarczyć jednak różnorakich kłopotów w przyszłości zwłaszcza w przypadku komplikacji. Poza tym cyrulik nie mógł być absolutnie pewny czy rana nie kryje czegoś więcej. Ani światło ani zmęczenie nie ułatwiały badania a w tych warunkach ze skavenami na karku łatwo było o pomyłkę.

- Wypij proszę miksturę którą Dirk każdemu rozdawał, Krwawy Litwor. - zalecił badanemu
- Jaką miksturę? przecież żadnej nie dostałem. - odrzekł zdziwiony Kyan drapiąc się po głowie.

- Ech... Westchnął ciężko medyk , do którego dopiero dotarło, iż ich przewodnik przyłączył się do ekipy już po tym jak Dirk rozdał drogocenne leki. - - Przepraszam, myślałem że tak jak inni dostałeś od Dirka Krwawy Litwor. Niezwykle hojny i cenny dar z jego strony , zresztą własnej produkcji jest on bowiem świetnym alchemikiem - Thorin chwalił Dirka nie bez kozery, nieliczni potrafili wytwarzać Krwawy Litworu , a maści jakimi hojnie obdarował Dorrina w oczach Thorina czyniły cuda… a może to ten medalion którego świątynni tak bardzo pragnęli? Thorin widział bowiem że także nie smarowane rany goiły się dobrze - nie tak bardzo jak te gdzie działała maść, ale i tak nad wyraz dobrze...

Thoirn zaczął grzebać w torbie i z namaszczeniem wyciągnął buteleczkę z lekiem Dirkowej produkcji po czym podał ją Kyanowi. - Proszę to znacznie przyśpieszy gojenie się rany i powrót do zdrowia, to właśnie Krwawy Litwor. Możesz właściwie podziękować nie mi lecz Dirkowi, bez niego miałbym jedynie dwie takie mikstury i trzymałbym je na specjalne okazje.

Thorin przez chwile jeszcze trzymał buteleczkę pozwalając Kyanowi się jej przyjrzeć i udzielając tym samym darmowej lekcji rozpoznawania leków. Mogło się to kiedyś przydać, wolał mieć bowiem pewność, że gdy sam będzie ranny i nieprzytomny ktoś wleje mu właściwą miksturę, a nie na ten przykład miksturę z jadem pająka jaskiniowego, która także w torbie przechowywał...

Kyan przyjął niepewnie flakonik spoglądając na niego podejrzliwie, odkorkował i powąchał niepewnie zapamiętując jego smak, wygląd i zapach.

- Śmierdzi jak lubię…prawie jak zupa z elfów i cebuli... - wyszczerzył żeby w krzywym uśmiechu
Wypił solidnym łykiem zawartość i beknął donośnie.
Thorin skinieniem głowy zgodził się z przewodnikiem i również uśmiechnął na żart o zupie z elfów… Po prawdzie nie miał by jednak nic przeciwko temu gdyby żart żartem nie był… Od czasu zamordowania Yassy wyjątkowo nie lubił tej podłej i zdradzieckiej rasy.
- Z tego co się orientuje takie specyfiki to droga sprawa… w tej drużynie widzi mi się opieka medyczna jakoby sam król w niej uczestniczył - pokiwał pewnie głową krasnolud
- Raczej nie zamieniłby w chwili obecnej towarzystwa przewodnika na żadnego króla - uśmiechnął się Thorin zdając sobie dobrze sprawę, że bez przewodników byłoby z nimi gorzej niż źle.
Ognistobrody krasnolud zarechotał rubasznie na słowa Thorina
- Ja w obecnej sytuacji bym króla wymienił na parę sztuk pochodni lub niewielki zapas oliwy - stwierdził
- Hehehe w odpowiedzi usłyszał śmiech Thorina którego dawno już nikt tak nie rozbawił. Zważywszy na okoliczności w których się znajdowali, śmiech zdawał się być jakby wyrwany z rzeczywistości. Po prawdzie chyba obojgu pozwalał choć na chwilę zachować zmysły i nie zwariować.

Odrobina śmiechu przydała się w dalszej wędrówce która dawała się wszystkim w kość. Od czasu do czasu wyobrażał sobie jak wymienia Azulskiego króla na pęk pochodni czy menażkę z wodą i zaśmiewał się po cichu. W polepszaniu humoru nie pomagał jednak kaszel Thorguna i w końcu przy którymś z napadów kaszlu mogących wybudzić umarłego ze snu Thorin nie wytrzymał.

-Załóż w końcu ta pierdoloną chustę jak mówiłem! Masz pylicę , oddychanie bez osłony tylko drażni ci płuca i dlatego cherlasz jak ostatni zdechlak! - nie wytrzymał w końcu, zapewne przez ciasnotę , zmęczenie, jak i znikające w szybkim tempie źródła światła i wody. Na końcu języka miał jeszcze kilka dosadniejszych określeń na głupotę strzelca i z trudem powstrzymał się przed kilkoma wyzwiskami z których potem ciężko byłoby mu się wycofać. Resztę dodał sobie już tylko w głowie

Po dłuższym czasie kiedy nie nadeszła fala pyłu przekazał innym że chyba już nie muszą obawiać się chmury pyłu. Było to dziwne i wskazywało na to, że skaveny jednak nie dotarły do magazynu… Mogli więc przeczekać falę, która równie dobrze mogła być za skrzyżowaniem a nie przed nim. Nie miał nawet siły by kląć na głupotę dowódcy … zresztą kto wie , może i byłoby inaczej gdyby tam zostali, może wówczas skaveny ruszyłyby do magazynu kierując się swym wyczulonym węchem?

Myśli Thorina poszybowały ku rodzinnej twierdzy, ku pierwszej przeprawie w tunelach, ku wspomnieniu świeżego powietrza i radości z ujrzenia nieba… Tak jakże miłe było uczucie gdy po długim błądzeniu w końcu udało im się wydostać z labiryntu. Te myśli przywołały mu scenkę związaną z Yassą i z znakami jakie odnalazła w tunelach. Brakowało jej teraz, gdyż znała się na odczytywaniu tych znaków… korzystając z chwili przystanku na złapanie oddechu i chyba tylko dla odgonienia ponurych myśli kronikarzowi umyślił się plan - Mam - zawołał zadowolony Thorin, choć na chwilę zapominając o zmęczeniu. Wiedział czego szuka i gdzie powinien to znaleźć. Tym razem odpowiedź na ważkie pytanie znalazł we własnej kronice. Pamiętał że już kiedyś byli blisko tajnych schowków, pełnych bogactw w postaci zapasów - oliwy, wody, lamp, lin, pochodni… za które teraz nie jeden z nich płaciłby grubym , nierżniętym złotem, byleby tylko je mieć. - Słuchajcie - dodał już przyciszonym, lecz nie mniej podekscytowanym głosem. Wykorzystując wątłe światło jakie mieli na postoju. - “W jednym z tuneli, najbardziej wysunięta na przód Ysassa, odnalazła dziwne znaki na kamieniach. Poddała je szybkiej ocenie i wiedziała już że oznaczają ukryte przejście w ścianie. Dzielna khazadka znała się na tego rodzaju oznakowaniu, ale mechanizmu by ukryte przejście otworzyć nie można było odnaleźć.” - Zamknął kronikę po czym dodał już od siebie. - Pamiętacie te znaki wyryte w kamieniu na skrzyżowaniu? Powinny oznaczać gdzie są tajne schowki czy też przejścia. Rozglądajcie się za takimi, nie wiem czy ktoś z was potrafi je odczytać, ale z pewnością przy odrobinie wysiłku dałoby się je odszyfrować. Żałował że nikt z nich nie spisał tamtych oznaczeń, ani tych pierwszych, jednak przy tej okazji z pomocą Dorrina i Hurana próbował odtworzyć z pamięci oznaczenia ze skrzyżowania. Powtarzające się znaki i miejsca dawały prostą odpowiedź o ich znaczeniu, gdy już wiedziano jak oznaczone jest np. wyrobisko, można było się skupić na pozostałych znakach i w końcu dojść do celu. Nikt nie mówił, że połapią się w tym natychmiast, jednak droga czekała ich długa, znacznie dłuższa niż to sobie z początku wyobrażali. Bez tych zapasów… mogło być naprawdę ciężko, wysiłek był więc wart próby, tym bardziej że Thorin już miał swoistą praktykę w łamaniu szyfrów - choć z uwagi na obecność Hurana i zastrzeżenia jakie miał do niego Detlef, nie wspominał o tym.

Detlef dał jednak szybko Thorinowi do zrozumienia , że nie jest to czas na takie sprawy, że jak dojdą do postoju, do źródła wody, wówczas wypoczną i będzie można się tym zająć. Thorin ruszył więc dalej bez słowa skargi w niekończącą zdawało by się podróż.

A może oni już wszyscy umarli? Zimny dreszcz przebiegł po skórze cyrulika a włoski pomimo potu najeżyły się na ciele. “Może wszyscy zginęliśmy w tej sali pełnej pułapek i tylko w ramach kary i pokuty leziemy tym ciasnym jak elfia dupa tunelem? Zmęczeni i ranni, bez wody i światła… Może to kara za niewykonanie zadań? Za złożone obietnice których już nie pamiętam? “ Thorin nie pozwolił dalej zabrnąć myślom, wiedział, że to niezdrowe , nie wiedział jednak że prawa dłoń sama powędrowała ku lewemu nadgarstkowi, chcąc w ten sposób zmierzyć puls i sprawdzić czy serce wciąż bije… Z ulga jednak odczuł że i owszem, bije a ponure myśli zrzucił na karb trudnej drogi i coraz to kolejnych zawalisk jakie mijali.


Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
6 Vharukaz, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Zachodnie kopalnie, tunel inżynieryjny na Zilfir, wieczór


W końcu dotarli do upragnionego źródła wody , cyrulik jednak wstrzymywał chęć rzucenia się do źródła oraz nieumiarkowanego picia. Z wodą jak wspominał Dirk może być różnie i trzeba było wpierw sprawdzić czy przypadkiem nie jest zatruta. Zawalone przejście zdawało się przekreślać wszystkie ich plany , lecz Thorin nie dopuszczał nawet do siebie myśli, że będą musieli się wracać i ponownie przechodzić przez śmiercionośne pułapki. Z drugiej strony jakie mieli wyjście? Może to właśnie dobra okazja by poszukać jakiś ukrytych przejść które być może się tu ostały? Te rozmyślania zostały przerwane przez zachowanie Kyana który z pianą na pysku i z bronią w reku rzucił się na Dirka. Piana niemal zawsze oznaczała truciznę , wyciągając ręce do tyłu zrzucił z siebie ciężkie tobołki i po chwili chwycił za tarcze i topór oraz rzucił do towarzyszy

- Może być struty, spróbujcie go, ogłuszyć lub rozbroić.

Starał się jednocześnie , przy zachowaniu dystansu okrążyć przewodnika, być może nawet zachodząc go od tyłu. Nie znał się na walce tak dobrze jak inni, potrafił jedynie ciachać co mu podlazło pod topór , o rozbrajaniu innym niż przez odcięcie dłoni pojęcia nie miał, a o ogłuszaniu wiedział tylko tyle, że jak pierdyknąć wystarczająco mocno tarczą w głowę to czasem któryś padnie nieprzytomny… To jedno mu pozostawało zajść Kyana i trzasnąć go tarczą w łeb. Samo zdjęcie plecaka i dobycie broni zajęło mu jednak sporo czasu inni zdawali reagować bojowo znacznie szybciej od cyrulika.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 02-10-2014 o 10:49.
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172