Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-09-2014, 06:22   #441
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny


Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
5 Vharukaz, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Zachodnie kopalnie, droga ku stokom na Jargh, środek nocy


Po powrocie Detlefa, Dirka, Thorguna i Rorana obóz tętniący już i tak dość poważnie, przybrał jeszcze na żywotności, rozkaz był rzucony i wymarsz miał nastąpić natychmiast, jak szybko to tylko będzie możliwe. Większość wojowników była już spakowana i pozostawało tylko wciągnąć na siebie pancerze i napić się kilak łyków wody przed drogą… i wtedy pojawił się problem, a zaczęło się od Thorguna. Strzelec gdy tylko wyszedł z dusznego tunelu chciał umoczyć gębę odrobiną wody i choć wiedział że sam nie ma bukłaka, a jedynie kilka flaszek zacnej wódki, liczył na to iż drużynnicy podzielą się życiodajnym płynem, tak też natrafił na serię odmów, ale nie ze złości kolegów proszonych o wodę ale z ich niemocy, bo szczerze wody nie posiadali. Pierwszy dzień wędrówki minął spokojnie i każdy albo wziął kilka łyków wody od towarzysza albo raczył się mocniejszymi trunkami jak spirytus czy piwo, później był nocleg i też jakoś to umknęło, ale tylko tym którzy nie przywiązywali do tego wagi, a kto się tym martwił ten zapas wody posiadał. Thorgun pytał więc, a Dorrin pokręcił przecząco głową i przełknął jedynie ślinę samemu będąc bardzo spragnionym, podobnie zrobił Grundi i Roran oraz Galeb. To był zły znak. Oczywiście w końcu udało się zdobyć łyk wody od któregoś z reszty towarzyszy ale gdy każdy się nad tym logicznie zastanowił to jedno było jasne… jeszcze najwyżej dzień drogi pod górami, ba, nawet mniej jeśli liczyć potrzebę podziału zapasów wody z tymi którzy jej nie mają… i koniec, flaszki i bukłaki będą puste. Co gorsza, podobnie miała się sprawa z oświetleniem, czego podsumowaniem był niknący ogień w latarni Kyana, syna Thravara. Płomień w latarni przewodnika malał i malał z każdą chwilą, w końcu zgasł a flaszki w których Kyan przetrzymywał olej były już puste. Jak się okazało, aż połowa z krasnoludów w oddziale Detlefa była skazana na pomoc kamratów w kwestii oświetlenia i choć plan zakładał że droga pod górami potrwa najwyżej dwa dni to już było wiadomo że tak nie będzie i że ni oleju do latarni, ni pochodni nie wystarczy. Tempo wędrówki było zbyt małe, ranni, zwierzęta, wróg i choroby, wszystko działało na przekór drużynie.




Kronikarz Alrikson gdy zbierał swe stalowe kolczatki w tunelach, w których je rozsypał, zauważył że jedna z nich jest pokryta krwią i wygięta. Oczywistym było że jeśli drużynnicy nie narzekają na rany stóp a psy są zbyt lekkie by tak wygiąć stalowy kolec, to musiał to być ktoś inny, ktoś o zdecydowanie większej masie ciała. Takimi spostrzeżeniami zdecydowanie zainteresować mógł się najbardziej syn Urgirma, który przecież jako milicjant polityczny właśnie w sprawach skavenów się specjalizował. Co do Dirka jednak… nikt nawet nie dostrzegł dzieła sztuki rysowniczej jakim to Urgirmson przyozdobił swą tarczę, a szkoda bo warte uwagi były ryty Warut Kalan, szczególnie tak skomplikowane i zdobione szkarłatem krwi oraz żelazem skał… trudno, cóż poradzić?! Dirk miał prawo być wpieniony może nawet, ale wydarzenia do których doszło na jego warcie mogły przyćmić urażoną dumę bo to tam właśnie alchemik, zainteresowany krwią która była tak na skale jak i na kolczatce Thorina oraz dziwnymi ostrzami jakimi go obrzucono z mrocznego tunelu, połączył kilka faktów i doszedł do pewnych zatrważających wniosków. Ta wiedza albo raczej to domniemanie, mogło być zgubne, a szerzenie pewnych faktów nie zawsze wychodziło na zdrowie… czy wszyscy byli gotowi na takie informacje i czy nie zasieje to strachu w sercach towarzyszy, no i czy jest to w ogóle prawda czy może tylko niepotrzebne wzburzanie fal na w miarę spokojnym jeziorze? Decyzja należała do Dirka. Co także warte było uwagi to fakt iż Dirk poczuł się fizycznie odrobinę lepiej, być może to dzięki zimnej stali przykładanej do czoła lub dzięki zwyczajnej aklimatyzacji do środowiska, ważne że było lepiej.




Poza problemem wody, światła czy ataku na obóz była jeszcze sprawa rannych, a dokładniej rannych psów które należały do Rorana i nad którymi ten ostatni bardzo ubolewał gdyż los obu zwierząt stanął po znakiem zapytania po ich brawurowym ataku na skrytego w mroku napastnika. Ten z mastifów którego Roran nazwał Kamulcem był w kiepskim stanie, jego zad, kłąb i grzbiet były dosłownie obsiane licznymi ranami kłutymi i ciętymi, pies miał także zwichniętą lewą przednią łapę i rozszarpany policzek oraz ucho… drugi zaś pies, Puchacz, był w stanie tragicznym i wielce było prawdopodobne że to jego ostatnie chwile życia, rozszarpany bok, podźgane pachwiny, kilka ran w okolicach gardła i pyska, jego wygląd był opłakany. Puchacz ledwie żył ale Roran i tak przyniósł go do obozu, Kamulec zaś doczłapał jakoś za Roranem, zmęczony i krwawiąc z pyska. Cała nadzieja była w Thorinie który spróbował uratować życie odważnych czworonogów za cenę czasu jakże w takim momencie ważnego oraz za cenę wielu wartościowych specyfików aptekarskich.

Na uwagę zasłużył również fakt iż tak Thorgun jak i Roran wciąż czuli się kiepsko będąc tak głęboko pod ziemią, najgorzej zaś było z Khaidar która nie tylko miała co raz to i cięższy oddech ale dopadały ją bóle brzucha i wymioty, a pot perlił się na jej czole. Ewidentnie ze zdrowiem Khaidar działo się coś złego, a ostatnie badanie Thorina które przeprowadził na khazadzkiej kobiecie nie wydawało się dać mu żadnych satysfakcjonujących odpowiedzi.

***

Sporo czasu upłynęło w klepsydrach nim oddział wreszcie ruszył dalej, w kierunku który to zaplanował Detlef po skonfrontowaniu wiedzy Kyana i Hurana na temat kopalni w której się wszyscy znaleźli. W ustalonym wcześniej szyku, grupa poruszała się wzdłuż tunelu mając pod nogami ślady krwi, tak psów jak i wroga o czym przekonany był święcie Thorgun pewny że trafił on nieprzyjaciela. Thorin co prawda przyjrzał się śladom krwi ale nie był w stanie ocenić do kogo lub czego należy krew. Jednak jeśli o spostrzeżenia już szło to Ergan odwrotnie niż Thorin, trafnie ocenił coś co jego uwadze nie miało prawa umknąć, chodziło o protezę Galeba. Ergansson zwrócił uwagę na uszkodzone, proste mechanicznie stawy ze stali i na paskudny dźwięk jaki wydawały, coś było nie tak z tym drewniano-stalowym kulosem i zauważyć też można było jak runotwórca Galvinson się męczy wciąż utykając i prostując sztuczną kończynę. Galeb zaś czuł się właśnie bardzo źle bo choć rany były znośne to i proteza nawalała i kikut nogi bolał jak jasna cholera, do tego zmęczenie jakie odczuwał runiarz było gigantyczne, wcale nie było się czemu dziwić jeśli brać pod uwagę perypetie Galeba z kilku ostatnich dni. Łatwo nie miał też w drodze Ronagaldson, od tego momentu nie dość że taszczył swój pancerz i broń to zmuszony był nieść także psa na rękach co odbierało mu sił z każdym krokiem i całkowicie uniemożliwiało jakąkolwiek szybką reakcję na ewentualne zagrożenie. Drugi pies wędrował w podskokach obok nogi swego pana, owinięty był masywnie płótnem opatrunkowym, popiskiwał przy tym cicho i wyglądał bardzo niezdrowo.




W końcu drużyna doszła do podziemnego skrzyżowania które było pokaźnych rozmiarów, solidne i oznaczone symbolami wykutymi w kamieniu. Znaki były dziwne jakieś, zdecydowanie krasnoludzkie ale ich kształt i sens były dla drużynników nieodgadnione, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Huran podszedł do jednego ze znaków i oczyścił go z pyłu mówiąc. - To symbole górnicze, nie wiem co oznaczają, choć stryj uczył mnie kiedyś… to chyba znaczy miedź, albo coś. Psia mać! - Odpuścił Huran i rozejrzał się w okół, wtedy też podszedł do niego Detlef i poprosił go na bok, obaj mówili o czymś ściszonymi głosami, po chwili Huran uniósł się ale i uspokoił, podrapał po brodzie i znów zagaił do Detlefa. Rozmowa między nimi trwała, a w ten czas reszta oddziału mogła złapać oddech i rozejrzeć się. Faktycznie, tak jak mówił Kyan i Huran, jeden z tuneli prowadził w prawo i był obszerny, drugi o podobnym przekroju zakręcał w lewo i miał on zdaje się kończyć w wyrobisku. Trochę z lewej, po przekątnej, były bardzo wąskie drzwi obstalowane w skalnej ścianie, przez wielkie dziury między sztachetami bez problemu szło zobaczyć co jest po ich drugiej stornie, oczywiście z pomocą źródła ognia, a był tam tunel tak wąski że trzeba by było iść w nim bokiem i to pochylając przy tym głowę. Na koniec był jeszcze główny korytarz, szeroki na pięciu khazadów i na dwóch wysoki… to właśnie w ten korytarz prowadziły krwawe ślady, czerwone krople i smugi pozostawione przez kogoś kto albo był ranny od thorgunowiej kuli albo od zębów Puchacza i Kamulca.

W pewnej chwili Detlef zakomenderował marsz w lewo, do wyrobiska i nim ktokolwiek zdążył zareagować choćby słowem, to Huran wypalił jak z garłacza że to pomysł jest głupi i że śmierć wszystkich was spotka bo z wyrobiska drogi wyjścia nie ma i tylko kwestią czasu jest gdy wróg odszuka grupę a zapędzanie się w kozi róg będzie tak nielogiczne jak tylko bardzo być coś może. Huran zaznaczył że najlepiej iść przez magazyny zgodnie z pierwszymi zamysłami i unikać sal bez wyjścia. W ten czas Detlef znów zbliżył się do starca i przemówił coś lecz cicho na co Huran zaprzeczył głową i posmutniał jakby, spojrzał na drużynę i zagaił do Detlefa, także półgłosem, później stało się już coś dziwnego, Huran rąbnął toporzyskiem w skalną ścianę pełen złości, zagryzł wargę i pogroził pięścią Detlefowi, tym razem jego słowa usłyszeli już wszyscy. - Mówię ci uparciuchu! Pójdziemy tam…- wskazał palcem na drogę do wyrobiska…- i wszyscy umrzemy! - Po chwili wszyscy mogli obserwować jak Thorvaldsson patrzy chłodno na starca po czym odwraca się na pięcie i rusza w stronę magazynów, nakazując by ruszyć za nim. Huran Rorinson odetchnął z ulgą widząc decyzję Detlefa i ze spokojem ruszył w dalszą drogę. Cóż takiego się wydarzyło i o co tam chodziło, tego nikt nie wiedział ale w podczas podróży Detlef zrównał się z Dirkiem i Thorinem i wskazując palcem na Hurana, wykonał kołyszący się ruch dłonią, później wskazał dwoma placami na swe oczy i znów na Hurana, na koniec położył palec na ustach i kiwnął im w porozumieniu po czym wrócił do szyku.

***

Droga do magazynów trwała tylko kilka chwil licząc od skrzyżowania, ale i skończyła się raczej paskudnie. Coś huknęło, coś chrupnęło i metaliczny odgłos zawtórował echem w korytarzu. Gdy Khaidar i Thorgun, idący na szpicy jako wsparcie dla tropiciela Kyana, zbliżali się do czegoś lub kogoś kto leżał na skale, nie spodziewali się zobaczyć tam właśnie swego przewodnika. Thravarsson leżał bez przytomności a nad nim, na sznurze wisiał duży głaz o celowo zaostrzonych krawędziach. Kyan padł ofiara prostej pułapki która musiała umknąć jego oczom, szczęściem miał na głowie hełm i ten ocalił mu życie… po kilku chwilach rudobrody kadrińczyk doszedł do siebie i tylko łeb go napieprzał jak cholera.




Sala magazynowa była ogromna i wyglądała dziwnie bo przywoływać mogła porównania do polany na którą zrzucono setki drewnianych, idealnie okorowanych kłód… górnicze stemple, pełne i połówki, stropnice, fele i łokciówki, pełna paleta drewnianych materiałów budowlanych potrzebnych przy pogłębianiu chodników górniczych. By przejść ze zwierzętami przez magazyn nie było nawet mowy, trzeba było oczyścić wpierw drogę z kłód lub zostawić osły i przedzierać się przez ów zawalisko dzięki dość łatwej wspinaczce i skokom, choć poślizgnąć się na tego typu balach było łatwo a noga wpadająca miedzy stemple mogła zostać z łatwością złamana. Drewna była niesamowita ilość, zalegało ono od ściany do ściany i sięgało połowy wysokości sali, zatem albo być to mógł bardzo zaniedbany magazyn lub ów dziwaczną konstrukcje ktoś zrobił celowo. W grocie dostrzec dało się dwie drogi, jedną na prawo a drugą na lewo, choć przewodnik Kyan i stary wojownik Huran mówili o trzech korytarzach… ten trzeci prowadzić miał drabiną na niższy poziom, zatem niewykluczone że był gdzieś pod zawałami kłód.
 
VIX jest offline  
Stary 24-09-2014, 13:58   #442
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
5 Vharukaz, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Zachodnie kopalnie, droga ku stokom na Jargh, środek nocy


Thorin był zmęczony. Nie tylko z powodu zarwanej nocy, ale głównie z powodu całego ciężaru jaki dźwigał, co gorsza jeszcze zamiast samemu się odciążyć pozwolił kamratom na załadowanie juków osła do pełna... Po prawdzie byli bardziej obciążeni od kronikarza. Poza tym nie był elfem, żeby jęczeć z powodu ciężaru. Mimo to ... gdy tylko przeszła adrenalina związana z walką w obozie, cały impet zmęczenia powrócił doń z zdwojoną siłą. Gdy doczłapali się w końcu do magazynów jedynie jęknął zmartwiony. Nie liczył specjalnie na zapasy , przypuszczając że tych już tu nie będzie, jednak nie przypuszczał że droga będzie zawalona i żaden osioł nie przejdzie. Wyobraźnia podsuwała mu najgorsze scenariusze, a przecież nie on cierpiał najbardziej...

Zaraz po wieczornych badaniach przedstawił każdemu ich wyniki, u jednych jak Ergan sprawa nie wyglądała najgorzej ot pierwsze oznaki łuszczycy i grzybicy skóra za uszami rzemieślnika, których początek lekarz wiązał z pracą w hucie, gdzie Ergan mógł mieć do czynienia ze szkodliwymi substancjami. Do tego widać było po badanym że zbyt ubogo się odżywia co Thorin wnosił po podkrążonych oczach Ergana, choć mógł to być także stres spowodowany tym co ciąży nad rodziną Ergana. Zapewne wszystko na raz. Rada Thorina była prosta, gorzej z jej wykonaniem zwłaszcza w tunelach... - Dużo płynów, nawilżanie łuszczącej się skóry, częste mycie zagrzybionych miejsc szczególnie i przede wszystkim zmiana diety na bogatsza niż tylko mięso i chleb, jakieś warzywa i owoce, miód i mleko… a nie tylko piwsko i suszone, solone mięso ze świniaka. Do tego wręczył towarzyszowi cynowe pudełko z maścią z łopianu na zatrucia i choroby skóry wskazując by smarował zainfekowana skórę raz dziennie , po umyciu, najlepiej kładąc się spać.

Gorzej miał się Thorgun , którego ciężki oddech i skrzekliwy głos strzelca oraz ciągły suchy kaszel który się nasila świadczył o zaawansowanej pylicy. – Masz całkowity zakaz spożywania alkoholu, nawadniaj organizm ciepłą wodą, zasłoń ust i nos chustą w czasie drogi pod ziemią. To tyle, nie wyleczę ci tego, ale to pomoże zmniejszyć objawy.

Jeszcze gorzej wyglądała sytuacja z Roranem. - Masz gorączkę i poważny efekt przegrzania jaskiniowego. Wiesz gdybyś mniej dźwigał... stwierdził nie mogąc mu za wiele pomóc. Jedyne co mógł zrobić to zbić nieco gorączkę przy pomocy ziół. Przy okazji badania Rorana dotarło do medyka, że źle zrobili ruszając od razu w drogę. Powinni przesiedzieć z dzień lub dwa w obozie na barykadzie i pozwolić organizmom oswoić się i dopasować do panującego tam ciśnienia, a nie jak głupcy wyrywać z kopyta i dodatkowo obciążać organizmy wysiłkiem. Pocieszał się jedynie faktem, iż sam chciał pozostać dłużej w obozie, ale jak zwykle chyba nikt go nie słuchał, a zwłaszcza dowodzący...

Najgorzej było z Khaidar. Kobieta była w fatalnym stanie, a co gorsza Thorin nie potrafił do końca określić dlaczego. Ciśnienie? Krwotok wewnętrzny? Jakaś choroba? Warunki w których przyszło ich wszystkich badać też nie pomagały. Widać było jak na dłoni że z kobieta dzieje się coś złego, miał zamiar przebadać ją ponownie nad rankiem, ale nocny atak i wymarsz przerwały plany Thorina. Jej stan był tak kiepski iż Thorin obawiał się że w każdej chwili może lec nieprzytomna na ziemie. A co wówczas? Kto ja poniesie? Kto poniesie jej rzeczy? Widać było że nikt na to nie miał siły, i nie mieli czasu czy możliwości aby jej pomóc w tunelach pełnych skavenów.

Do tego dochodził Dorrin o którego stanie można było napisać całą rozprawę medyczną, a może nawet zrobić jakiś naukowy tytuł, biorąc pod uwagę iż ten khazad ciągle żył. Thorin daleki był jednak od oszukiwania samego siebie, wiedział, że warunki wymarszu, odwodnienie, ostatnia balanga alkoholowa, w każdej chwili mogą sprawić że ten wojownik padnie jak kłoda i już bez pomocy nie wstanie. Przedzieranie się przez zawalone pomieszczenie magazyny – w jego stanie było zupełnym nieporozumieniem.

O własnych objawach czy o objawach Dirka nie potrafił za wiele powiedzieć. Obaj czuli się źle, obaj przypuszczalnie przez ciśnienie jednak ciężko było stwierdzić, może z powodu zmęczenia, może z powodu trudności w analizie samego siebie czy towarzysza. Jedno było pewne , obojgu przydał by się wypoczynek i oswojenie z ciśnieniem jakie panowało na tym poziomie korytarzy.

To zresztą były wyniki pobieżnego badania nie wyliczające konsekwencji ran na które towarzysze cierpieli już wcześniej. Do tego wszystkiego doszło świeże zranienie przewodnika, któremu trzeba było się przyjrzeć i je opatrzyć. Gdyby ktoś zliczył ilu to wojowników padło z powodu drobnych obrażeń, które później dostawały infekcji , wówczas by się przeraził.

Wieści o brakującej wodzie i świetle rozeszły się w ciągu chwili , targający psa Roran dokładał obrazu nędzy i rozpaczy, a rzygająca Khaidar wcale nie poprawiała ogólnego wizerunku. Do tego proteza Galeba... Potrzebowali wypoczynku i to w obozie pełnym sojuszników, potrzebowali powrócić. I jeszcze ten Huran co do którego Detlef miał jakieś podejrzenia...

Widząc że Dirk zagaił Detlefa , Thorin dołączył się do rozmowy a po chwili do ponurej dyskusji włączyli się inni.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 24-09-2014 o 14:33.
Eliasz jest offline  
Stary 24-09-2014, 17:34   #443
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
4 Vharukaz, czas Ezarytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Krasnoludzko skaveński front podziemnych zmagań wojennych


To wszystko było takie dziwne... takie dziwne i niesamowite. Akurat do tego obozu trafili jego towarzysze. Akurat tutaj kiedy był gotów czekać jeszcze długo na Mistrza Hazgę. A oni przyszli... i Thorin powiedział w sumie to co gdzieś siedziało z tyłu głowy Galeba. Czego runiarz nie chciał przyznawać.

Dalej wszystko potoczyło się aż nazbyt gładko. Kapitan Talin skinął głową i nie dyskutował. Pewnie uznał, że sprawy runiarzy trzeba pozostawić im samym. Jednak to co uczynił potem wstrząsnęło Galebem, ale szybko dało mu też do myślenia. Prawdziwy dowódca... taki który nie boi się ceną swojego honoru ratować życia i ducha swoich podwładnych. Była to ważna dla Galvinssona lekcja. Co więcej przekazano mu do pomocy zwiadowcę - odważnego khazada Kyana Thravarssona. Sam Galeb nie był pewien czy zasługuje na te wszystkie pochwały i całą tą pomoc, lecz zapewne Azulczycy nie chcieli mieć na sumieniu kolejnego runotwórcy.
Nie. Hazga i Jolven żyli. Galeb był tego pewien.
Z tą pewnością poszedł do zwiadowców na odprawę. Niezwykłe było to jakże wielkie było poświęcenie tych krasnoludów. Cała duma i cały honor został praktycznie spalony u nich w ogniu oddania dla dobra całej krasnoludzkiej rasy. Po tym co zrobił Kapitan Torunsson był to kolejny znak od Przodków. Duma i honor pojedynczego khazada nie powinny być stawiane ponad dobro ogółu.
Ciekawe czy król Kazador zdawał sobie z tego sprawę?
Runiarz podszedł do zwiadowców i nie skrzywił się na skaveński smród bijący od nich. Dość przez ostatnie dni nawdychał się go, aby móc go znieść bez ostentacyjnych ruchów. Bez opóźnień runiarz opowiedział szybko zwiadowcom w jakim miejscu się znajdowali z runiarzami oraz miejsca jakie widział po drodze. Nie podawał kierunków, bo sam nie był ich pewny i nie chciał mylić poszukiwaczy. Kiedy przyszedł do przedstawienia znaków zawahał się, ale przedstawił tajemne oznaczenia i wyjaśnił ich symbolikę. Miał nadzieję, że pomoże to śmiałkom w odnalezieniu Mistrza, a on i Przodkowie wybaczą dzielenie się sekretami z niepowołanymi do tego.
Pomimo wszystko po odprawie serce Galeba było lżejsze, a i czekała go kolejna niespodzianka. Kadriński Zabójca Lognar choć wyglądał na rozgniewanego pożegnał runiarza dobrym słowem i prezentem. Galeb od razu zawiesił sobie ten amulet na szyi, lecz nie zdążył podziękować za ten podarek. Zabójca Chimery zniknął w tłumie wojaków.

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
5 Vharukaz, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Zachodnie kopalnie miedzi, droga na dno wyrobiska, północ


Wielkie były kontemplacje Galeba nad obrotem spraw. Oto znów był pośród towarzyszy. Oto znów szli naprzód… poranieni i wycieńczeni jak za starych czasów nie zważając na swoje przypadłości. Ale teraz było znacznie gorzej. Ciała nawet tak mocne jak krasnoludzkie miały swoje limity, a połowa drużyny była skrajnie wyczerpana, chora lub cholera jedna raczyła wiedzieć co im jeszcze dolegało. Co gorsza podczas pierwszego nocowania Galeb nie mógł zmrużyć oczu. Wspomnienia, przeczucia… hałasy. Coś nie pozwolało mu spocząć i jak się okazało słusznie.

Atak był niespodziewany, ale coś tu nie pasowało. Tylko z jednej strony. Tylko dwa sztylety… to tak nie po skaveńsku.
Thorgun i psy Rorana zniknęli w ciemnościach podążając za kimś. Jak się okazało Kamulec i Puchacz zdołali kogoś dopaść, niestety Thorgun, który wcześniej ogłuszył wszystkich wystrzałem nie zdołał tego uczynić, choć gnał i gnał w głąb korytarza. Niestety nie było dobrych wieści. Wróg oberwał to pewne, ale nie padł martwy. Ale pal sześć skrytobójców - teraz całe podziemia były zaalarmowane, a psy Rorana dotkliwie poranione… a oni musieli ruszać dalej

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
5 Vharukaz, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Zachodnie kopalnie, droga ku stokom na Jargh, środek nocy


Psy wydawały się nie do odratowania. Na pewno Puchacz, ale Thorin starał się ile mógł, choć czy to mogło coś dać? Nikt nie wiedział. Najgorsze było jednak to, że na jaw wyszło nieprzygotowanie grupy do podróży. Połowie z nich dokuczały warunki panujące w podziemiach. Połowa nie zabrała prowiantu i wody (przede wszystkim wody, na czym złapał się także Galeb). Sam runiarz również zapomniał w tym wszystkim o swojej nodze i dopiero milczący marsz, którego ciszę przerywała skrzypiąca noga oraz sapania powierzchniowców i rannych. Było źle. W dodatku trafili w końcu do magazynu drewna. A raczej tego co zeń pozostało.
Runiarz pokręcił głową. Sytuacja była po prostu fatalna i co gorsze byli na skraju tego co Galeb przeżywał jeszcze kilka dni temu.
 
Stalowy jest offline  
Stary 25-09-2014, 00:27   #444
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
5 Vharukaz, czas Morganitu, roku Drum - Daar 5568 KK
Zachodnie kopalnie, droga ku stokom na Jargh, środek nocy


Dirk w wolnej chwili zagai Detlefa. - Detlef, co wiesz o skavenach?

- Wiem, że to przerośnięte gryzonie. Wiem też, że jak walnąć w łeb odpowiednio mocno, to zdychają.

- Czyli zgoła nie wiesz nic. Na początek fakty. Jesteśmy na terenie opanowanym przez wroga. Wszem i wobec wiadomym jest, że podziemia to domena skavenów. Od momentu gdy huk wystrzału poniósł się korytarzami, zwiadowcy idą do nas z każdej możliwej strony. Gdy nas wykryją rozpocznie się obława. Będą nas chciały zagonić w dogodne dla nich miejsce. Dlatego musimy uciekać jak wilki. Nie tam gdzie się nas spodziewają. Zastawmy pułapki, tak by kupić cenny czas, nawet jeśli będziemy zmuszeni wywołać zawał stropu. Ruszajmy w teren gdzie skaveni nie dominują, gdzieś gdzie będzie na tyle wąsko aby zmniejszyć ich przewagę liczebną. Tam ich liczebna przewaga na nic się zda. Z bomb co mam można zrobić użytek, jako pułapki.- - Dirk wymieniał kolejno informacje. - Jeśli sądzisz Detlefie, że skaveni to bezmózgie zielońce to się grubo mylisz. Ten którego przesłuchiwałem, zwiadowcę co go capnęliście. Mówił, że idzie tu armia wszystkich klanów skavenów. Załóżmy najgorsze, że są tu wszystkie skaveńskie klany. Musimy iść terenami, które nie przedstawiają wartości dla nich.

- Nie, nie sądzę. - Detlef zaprzeczył. - Szczuroludzie zabili więcej moich towarzyszy, niż zdołałbym zliczyć. Są podstępne, przebiegłe, okrutne i nieprzewidywalne. Często też zdają się działać w zupełnie nielogiczny sposób, atakując samobójczo lub uciekając, gdy mają przewagę liczebną. Ale można je zabić… - powiedział z naciskiem. - A nawet trzeba. - Dodał. - Co do bomb - pamiętaj, że to broń obosieczna, szczególnie pod ziemią. Żebyś nam tunelu na łeb nie zawalił.

- Przynajmniej ten który nas zaatakował już tak szybko nie poczłapie - podsumował radośniej Thorin wyciągając zakrwawioną kolczatkę i pokazując ją skaveńskiemu specjaliście - Choć to trochę dziwne, że aż tak jest przygnieciona, skaveny raczej butów nie noszą , chyba że to jakiś bogatszy osobnik, a więc i skuteczniejszy skaven, nie znam się na tym może ty to lepiej ocenisz - stwierdził przekazując kolczatkę specjaliście.

Dirk przyglądając sie ostrzu przypomniał sobie ryciny i opis do kogo taka broń należy. Urgrimson zbladł. Jego źrenice się rozszerzyły i każdy mógł dostrzec przerażenie w jego oczach. Ciężko jednak było się wszystkim domyśleć dlaczego tak sie ów młokos zachowywał. Przez chwilę Dirk starał się opanować, skupiając swą uwagę na ostrzach, które były pokryte trucizną, bardzo silną trucizną. W końcu się przemógł i przemówił, a głos miał nieco drżący. - Wiem wiele o skaveńskim pomiocie, ale to - zaprezentował wszystkim ostrze - to broń skaveńskich elitarnych zabójców. Są świetnie wyszkoleni, są lepiej wyszkoleni niż zabójcy ludzi. To jest cały klan, który szkoli machiny do zabijania. Zabójcy, którzy idą naszym tropem będą chcieli zepchnąć nas w ciemności, w ciasne korytarze to ich domena. Musimy przyspieszyć, pozbyć się balastów inaczej nasze kości będą tu bielały na zawsze. Już nas sprawdzili i wiedzą, że pochopnie lecimy za nimi w ciemność, psy pokrzyżowały im plany, ale to już nie problem, bo oba są niemal już martwe. Także uważajcie co mówicie, radzę ważne informacje przekazywać pismem, bo skoro zwykły skaveński zwiadowca znał naszą mowę, zabójca zna ją na pewno. Proste pułapki, to też domena tych zabójców. Jeśli będą się takie pojawiać, znaczy, że idziemy tam gdzie zabójcy chcą abyśmy szli. Nie wiem czy jest wśród nas ktoś, kto potrafiłby w walce jeden na jeden powalić takiego skavena zabójcę. Obawiam się, że nawet w kilku byśmy się narobili. Przykładem może być to, że gdybym miał hełm na głowie podczas warty, to bym był już trupem bez oka, bo trafił tym nożykiem w wizjer hełmu, a drugim tuż obok. Stąd moja pewność, że celował w oczy. Do tego wszystkie ich ostrza są pokryte trucizną, ale nie zabije ona was od razu, będziecie umierać w strasznym bólu przez wiele godzin. Nie ma szans na powrót do miasta, musimy iść i to jak najszybciej. Aby tego dokonać należy szybko pozbyć się gratów, które są zbyteczne. Tu mamy sporo drewna, możemy upiec psie mięso i ruszyć dalej, a cenniejsze przedmioty ukryć. Musimy, powtarzam musimy tu zostawić wszystko co zbędne, wliczając w to osły, przykro mi. - Dirk nieco się uspokoił, ale myśl o czających się w cieniu zabójcach go przerażała.

- Jest jednak poważniejszy problem - dodał Thorin - Długo tak bez wody czy bez światła nie pociągniemy. Pozostaje nam chyba tylko wrócić do barykady i zakupić więcej zapasów rozdzielając je każdemu. Wiem, wiem , że to kijowa opcja, ale lepsze to niż dać się wyrżnąć błądząc po omacku w ciemnych tunelach z sucharem w gardle. Po prostu do wyprawy przygotować się lepiej. Już wielu pije z wody którą uszykowałem z myślą o sobie, mam im odmawiać jak radziłeś? Było to pytanie częściowo retoryczne. Detlef zakładał, że każdy będzie się martwił sam o siebie, realia jednak jak zwykle odbiegały od założeń dowódców Czarnego Sztandaru…

- Tak jak przypuszczałem po cichu, w magazynach nie znajdziemy nic przydatnego, w dalszej drodze też nie ma co liczyć na uzupełnienia. Skoro tereny te zostały opuszczone a wszystko co odchodzi od barykady zostało zajęte przez skavenów, z pewnością już zabrały lub zniszczyły wszystko co przydatne na tym obszarze. Pewnie to ostatni dzwonek by wrócić się zreorganizować. - stwierdził , oczekując jakiejś wspólnej, przemyślanej decyzji. Na koniec dodał - Na ile godzin zostało nam światła? Na kilka? kilkanaście? To za mało aby się wydostać a droga bez oświetlenia dla takiej grupy jak nasza to pewna i głupia śmierć. Śmierć sama w sobie nie jest tak straszna, ale głupia śmierć? Jak się po takiej przodkom pokazać na oczy…? - dodał wyraźnie już zlękniony. Co innego było zginąć z toporem w garści i śpiewem na ustach, a co innego zaszczutym w ciemnych korytarzach nie widząc kto przyjaciel a kto wróg i ginąć jeden po drugim stając się pożywką dla skaveńskich brzuchów, nie wspominając już o świetnym sprzęcie wepchanym wprost w szczurze łapska. Zgrozą napawała go myśl, że Yassa - topór który nosił miałby się obrócić przeciwko innym khazadom w twierdzy i to wyłącznie przez głupotę.

- Poza tym osioł wciąż dźwiga zapasy wody i żarcia i nie robi tego bez powodu, zwyczajnie trzeba by zostawić inne rzeczy jak kuszę czy linę by móc nieść niezbędną wodę… i zresztą na jak długo? Aż utkniemy za kilka godzin w jakimś podziemnym korytarzu bez światła i wyczerpani chorobami, dźwiganiem i pragnieniem , nie nie mając siły iść dalej? Pozostawiając za sobą tych co nei będą w stanie iść dalej? Tu rzucił kątem oka na Khaidar i Dorrina. - Myślę że to dobry moment byśmy zadecydowali o powrocie , Roranie ? Galebie ? - zwrócił się do byłego sierżanta wiedząc, że ten może chcieć wrócić choćby z uwagi na psy, zresztą to on miał misję i wiedział najlepiej czy stać ich na utratę dnia lecz za cenę lepszego przygotowania i zrealizowania misji, czy też gnać na złamanie karku z nikłą szansą jej ukończenia. Galeb zaś … cóż, zważywszy na opowieść którą zanotował na barykadzie, wiedział dobrze co to znaczy błąkać się po tunelach bez wody i światła. Thorin rzucił też spojrzenie na pozostałych, w końcu decyzja miała zapaść wspólnie a każdy kto się z nią nie zgadzał miał prawo się odłączyć. Groziło to rozpadem na dwie grupy, jednak Thorin wolał to od głupiej śmierci…

- Ba ! Jeśli rozegramy to dobrze i wrócimy szczerząc kły od ucha do ucha, przyczynimy się w ten sposób do wzrostu morale wśród obrońców. Na dwa dni znikliśmy w tunelach i powróciliśmy żywi, jedynie z rannymi psami i ciesząc się z wykonania jakiejś misji… to musi oznaczać jakiś sukces … - dodał w przypływie geniuszu, przypominając sobie zabieg z początków wojny, gdy przetrzebiony oddział tarczowników Cervila syna Hanga powrócił do twierdzy witany radością i okrzykami, podczas gdy tak naprawdę doznał klęski i stracił dowódcę.

- Bajkę zawsze można sprzedać, zwłaszcza jak nikt za szeroko im nie gadał dokąd i po co leziemy. Bardziej niepokojące czy cokolwiek napotkaliśmy nie zaczopowało już patrolami drogi. Mimo wszystko obrońcy spodziewali się szybkiego ataku. A Aslaight mówił wyraźnie że niedługo sami wysadzą część podejść. Tak więc dowolnie od decyzji trzeba ją podjąć szybko, by wracając nie natknąć się na ścianę gruzu...albo na trupy swoich. Inna rzecz, czy mamy dość złota by ruszyć ponownie w tunele? I czy nas wypuszczą ponownie po tym jak wrócimy? To wszystko trzeba rozważyć wykładał po kolei były sierżant. Sam póki co opini swojej nie wysłowił. -Jeszcze jedna rzecz. Skoro powinny tu być trzy drogi a jest ten drewniany zawał, stawiałbym, że specjalnie go zamaskowano lub zaczopowano w ten sposób…Tak czy inaczej, wesoło nie jest

Thorin skinął głowa na znak zgody po czym dodał krótko, aby nie zabierać głosu innym - Wiem, że musimy liczyć się z tym, że skaveny pozwoliły nam zajść w głąb po to byśmy nie zdążyli się wycofać… jednak w nocy mielibyśmy atak z obu stron, doszczętny… myślę że tej nocy dopiero się o nas dowiedziały a ranny zwiadowca poszedł powiadomić kamratów, jeśli zawrócimy szybko, bez ociągania, wówczas być może zdążymy dojść do barykady ściągając jeszcze ze sobą jakiś oddział, na zasadzie żywej przynęty, a przecież chodzi o to by walkę sprowadzić do barykad. rzekł przybierając zamyślony wyraz twarzy, widoczny szczególnie po fałdach na czole które pokrył rząd fal - [i] Co się tyczy zawalenia tunelu, myślę że usłyszelibyśmy to, nawet stąd. To w końcu duży tunel a nie jakaś boczna odnoga, trzeba by dużo materiału wybuchowego. Co do złota powiem krótko - starczy, choćbym miał sam kupić każdemu po bukłaku i zakupić niezbędny olej. Gdybym wiedział jak się sprawy mają pewnie zatroszczyłbym się o to wcześniej, ktoś jednak zadecydował, że każdy martwi się o siebie i nie przeprowadziliśmy potrzebnego przejrzenia ekwipunku i zasobów - przelotem spojrzał na Detlefa , odpowiedzialnego wszak przywódcy bandy najemników… czy też Czarnych Sztandarów - jak wolał widzieć grupę Galeb czy Thorin.

- Po prawdzie do głowy mi nie przyszło , że połowa z nas ruszy do korytarzy bez choćby manierki wody, czy kilku pochodni. - powiedział zasępiony głupotą czy beztroską wielu. - Tak czy inaczej, wrócę choćby i z samym tobą Roranie, mówiłeś, że miałeś możliwość uzyskania innej grupy , to pewnie wciąż aktualne, zleceniodawców interesuje pewnie bardziej sukces niż utrata przesyłki i to co gorsza na rzecz skavenów. - Torin sapnął niezadowolony, miało być krótko, a jak zwykle nie mógł nie odnieść się do wszystkiego... Właściwie nie odniósł się do psów, ale to było oczywiste, a argumentowanie powrotu stanem psiaków - nawet jeśli tylko w ramach dodatkowego argumentu, mogło zakończyć się dla czworonogów fatalnie, wziąwszy pod uwagę groźby Detlefa. Thorin w międzyczasie przyjrzał się też świeżej ranie Kyana, starając się mu ją opatrzyć.

Kyan odezwał się do Detlefa i drużyny korzystając ze swojej pomysłowości i wiedzy ze sztuki przetrwania jaką nabył swojego czasu.- Posłuchajcie mnie przez chwilę… - spojrzał po twarzach towarzyszy, widać na nich zdenerwowanie i złość na samych siebie iż nie pomyśleli o odpowiednim zaopatrzeniu się na czas drogi ani możliwych komplikacjach wyciągający czas podróży pod górami. Jednak Kyan uważał że błędem by było cofanie się do miasta.

-Jako że mamy kupę drewna przed sobą, i trochę zapasu oleju, można by zrobić pochodni. Wybrać mniejsze szczapy obwinąć szmatami i nasączyć olejem. Są w drużynie topory jakby co by obrobić trochę szczapy..Formujemy od stuleci kamień wedle naszej woli, uformowanie paru szczap drewna nie będzie wyzwaniem przekraczającym nasze umiejętności. Dużo oleju na pochodnie nie trzeba bo jak rozpali się drewno to będzie się już palić i palić… pytanie ode mnie do was brzmi… ile nam zostało oleju, co do ostatniej kropli niech nikt nic nie skrywa.

Chrząknął lekko kontynuując
- Co do zapasów wody, obrałbym drogę na rzekę w takim mąć razie z magazynu. Dlaczego, spytacie?
Jak dotrzemy do rzeki pod górami możemy napełnić bukłaki do pełna i zrobić ewentualny zapas.
Bez żarcia i dwa tygodnie można wyżyć, a na minimalnych racjach głodowych nawet dłużej, ważne by woda była.


- Brakuje nam bukłaków nawet pustych, żeby robić jakieś zapasy - wstrącił Thorin - Do tego pozbawieni osłów będziemy mieli problem z dodatkowym ciężarem. To co jest obecnie na ośle może i jakoś zagospodaruje wspólnymi siłami, ale i tak będzie ciężko i bez dodatkowych ciężkich bukłaków, których zresztą nie mamy.

Kyan odrzekł Thorinowi - Można wykorzystać puste butle po oleju…

- Thorin wyraźnie się skrzywił - Chyba nie wiesz o czym mówisz , nawet dobrze przemyte … nie , nie wyobrażam sobie tego. - powiedział krótko mając na uwagę skutki picia choćby resztek oleju zmieszanego z wodą, a bez wyparzania butli nie szło ich dobrze umyć. -Poza tym nawet gdyby to wciąż drobiazg w porównaniu z potrzebami. Wróćmy, uzupełnijmy zapasy, przygotujmy się lepiej, być może obierzmy druga drogę , lub spróbujmy się przebić raz jeszcze. Zresztą, niech się wypowiedzą inni. - Stwierdził na koniec. Rozumiał argumentacje i chęć dążenia naprzód jakie wykazywał Kyan, jednak on był świeży, wypoczęty, bez śladu chorób czy przewlekłych ran jakie nosili inni a jakimi codziennie zamartwiał się Thorin. Jedynie samym zainteresowanym powiedział o pylicy, przegrzaniu jaskiniowym skutkującym goraczką , połowy z oddziału nie był w stanie nawet zdiagnozować zwłaszcza Khaidar której stan był bardzo poważny.

Spokojny tonem rzekł krasnolud. -Takie widze tutaj możliwości i wam je przedstawiam ja się nie upieram przy swoim jedynie służę wiedzą i umiejętnościami… oczywiście jak wolicie możemy poświęcić dzień drogi i wrócić do miasta… ale co jeżeli droga już jest zawalona? Wtedy nie dosyć że stracimy cały zapas oleju to zostaniemy w czarnej dupie… to ryzyko… nie mówię że tak będzie...ale może być… trzeba brać pod wzgląd wszystkie możliwości.Trzeba wziąc także pod wzgląd iż po wyjściu z gór prowant i woda także będzie niezbędna. Śnieg można stopić i zdobyć z niego wodę, o żarcie w górach jest już ciężej szczególnie zimą. Decyzja należy do ciebie Detlefie… może nie są najlepsze, może nie są najwygodniejsze czy najzdrowsze ale są… Każda decyzja łączy się z innym ryzykiem, które tak czy siak trzeba podjąć.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 25-09-2014, 13:49   #445
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Sierotka Marysia i banda krasnoludów - docowe wynaturzenia...

- Prawdą jest, że części z nas doskwiera głębokość, niezagojone rany i głupota - bo trudno nazwać inaczej udział w wyprawie bez zapasów. Część z nas wybrała się jeno na krótki spacer, a nie na przeprawę pod górą z nieustępliwym wrogiem otaczającym nas zewsząd. Nie mamy dość światła i wody, a zapewne i żywności nie za wiele. I można się tedy zastanowić, czyja to wina… - Thorvaldsson przerwał na chwilę i spojrzał po twarzach towarzyszy. - I ja wam powiem - każdego z osobna. Masz mi za złe, Thorinie, że nie sprawdziłem zapasów wody i żywności, oświetlenia i lin, że nie oszacowałem ile tego powinniśmy mieć… Cóż, nie mam do ciebie żalu, jednak pamiętaj na co się umawialiśmy. Obiecałem was wyprowadzić z Azul - to prawda. Jednak nie obiecywałem, że będę waszą matką. Zaproponowałem, że decyzje będziemy podejmować wspólnie - prawda. Ale dlaczego miałbym sprawdzać, czy starczy wam jadła i napitku? Czy macie ciepłe ubranie, naprawioną zbroję i ostre topory? Czy macie czym świecić przed sobą, żeby zębów nie wybić w ciemności? Miałem samodzielnie decydować w czasie napotkania wroga i walki z nim. Jeśli potrzebny wam dowódca, który będzie dbał o aprowizację, kierunek marszu i sprawdzał, czy macie gacie odpowiednie do pory roku, to nie oczekujcie udziału w podejmowaniu decyzji. To nie jest tak, że ja mam dodatkowe obowiązki, a wy przywileje. Mówiłem, że będziemy równi i jesteśmy. Skoro ja mogłem zapewnić sobie latarnię, olej, prowiant i wodę, to wy także mogliście to zrobić… Powiem więcej - przed wyruszeniem pytałem o to, czy wszyscy mają co trzeba. Czy w takim razie mam za was myśleć, skoro wam było wszystko jedno? - Detlef zakończył wiedząc, że jego słowa nie spodobają się wielu, jeśli nie wszystkim. Ale wiedział też, że ma rację w tym, co mówi. Wszyscy zgodzili się dołączyć do niego we wspólnym celu, jakim było opuszczenie Azul. Nie obiecywał nic ponadto. Użyczył swej lampy i zapasów oleju, który kupił za własne pieniądze. Gotów był dzielić się innymi rzeczami, ale nie zgadzał się z poglądem, że to był jego obowiązek, by zadbać o resztę.

- I powiem jeszcze jedno… - jednak postanowił dopowiedzieć. - Przejście do miasta może być już zablokowane albo pod kontrolą skavenów. Z każdą chwilą zbliża się chwila szturmu azulskich pozycji, o ile atak już się nie rozpoczął. To była najpewniej ostatnia szansa na opuszczenie miasta, zanim zostanie zupełnie odcięte. Co do mnie - idę dalej nawet, jeśli miałbym cierpieć pragnienie i głód. Nawet bez oleju do lampy i pochodni. Wy, jeśli macie wątpliwości i zdecydujecie się wracać - cóż, zastanówcie się i róbcie to, co uważacie za słuszne. Nikt nie ma obowiązku iść ze mną. Pójdę nawet, jeśli będę miał iść sam. Zastanawiajcie się zatem, ale lepiej nie zwlekajcie z decyzją - wróg jest blisko.

- Masz rację , pretensje można mieć wyłącznie do tych którzy się na ta wyprawę nie przygotowali, co nie zmienia jednak w niczym naszego położenia. Nie ma już prawie wody, a światła nie starczy na długo, ugrzęźniemy w ciemnej dupie nim się zorientujemy, z padającą na twarz Khaidar i z ledwo żywym Dorrinem, bez osłów które do tej pory dźwigały spory zapas wody i niezbędnego ekwipunku przynajmniej jeśli mamy iść tą droga - wskazał na zawalony korytarz. - Aż tak mi się nie śpieszy do wyjścia, aby po drodze zostawiać przyjaciół i nie dać sobie nawet dnia czy dwóch na oswojenie organizmu z ciśnieniem. Galebie, ty wiesz najlepiej jak wygląda przeprawa przez tunele, bez jadła, napoju i światła. Do tego jak słychać z rozwaloną protezą i ciężko chorymi - raz jeszcze spojrzał na Khaidar i Dorrina. - Roranie, jeśli chcesz iść dalej to już teraz zabij Puchacza bo ani on ani ty nosząc go nie przeżyjecie dalszej drogi w tunele, zwłaszcza po takim terenie - spojrzał na zawalone pomieszczenie wiedząc, że przeprawa przez nie grozi co najmniej połamaniem nóg, a z psem na rekach było to wręcz niewykonalne. Trójnogiemu Kamulcowi tez wielkich szans na przejście zawaliska nie dawał.


- Kyan ma rację - jeden z korytarzy prowadzi do koła wodnego i mechanizmu filtrowania. Tam musi być woda.

- To rozwiązanie na chwile, na tyle by się napić do syta i uzupełnić bukłaki i na jak długo? Na dzień? Dwa ? Potem znowu będzie problem, a w tym tempie nie ma szans byśmy w dwa dni doszli do końca, bierz pod uwagę stan chorych, który w każdej chwili mogą paść, jeśli to zrobią w trakcie drogi, gdzieś głęboko na terenie wroga to już po nas. Teraz jeszcze zdążymy się wycofać. Thorin wyraźnie się już irytował, nie zakładał, że do swojego pomysłu przekona wszystkich, ale było oczywiste, że droga w głąb to czysta loteria zwłaszcza dla tych którzy ledwo stali na nogach. Detlef zaś okazywał się nie mniejszym uparciuchem niż Roran, być może nie przeżył dotąd tego co przeżył Galeb. Thorin potrafił uczyć się z opowieści innych nie bazując jedynie na nauce płynącej z własnych błędów. Być może dlatego że był kronikarzem i potrafił czerpać mądrość z zapisanej czy opowiedzianej przeszłości. [/i]

- Panowie, wodę można ponalewać gdzie bądź. Jak zacznie nam brakować wody to lepsza taka co naftą śmierdzi, niż pić szczyny, a na to się zanosi. Poza tym butelki mogę oczyścić i jeszcze te kilka kropel oliwy będzie więcej. - Przez chwilę nad czymś dumał, by dodać - źródło wody ma jednak pewien minus. Jeśli to łatwo dostępna studnia, mogą być tam skaveni. Ale w obecnej sytuacji nie mamy wyjścia, musimy tam iść.

W końcu runiarz po wielu minutach rozmowy odezwał się trochę zachrypniętym od długiego milczenia głosem

- Najpierw myślisz - upoluję coś i zjem, choćby obrzydliwe. Najpierw sądzisz - znajdę źródło, napiję się. Potem jednak ruszasz naprzód, bo nie znajdujesz wody. Pożywienie staje w gardle. Jest sucho i duszno. Kiedy nie ma światła nie wiesz czy ściany są blisko czy daleko. Zawsze jak wyciągasz rękę okazują się bliższe niż przypuszczałeś. Twój umysł mówi ci że się przybliżają. Idziesz dalej, gnany nadzieją… umysł powoli zaczyna opuszczać cię. Idziesz naprzód gnany nadzieją lub samą wolą przetrwania. Zapominasz że niesiesz przy sobie jedzenie. Nie wiesz ile czasu mija. Słyszysz pościg, wciskasz się w na wpół zasypaną dziurę, próbując wykopać sobie przejście i modląc się bełkotliwym głosem do Przodków, aby tony ziemi nie zapadły się na ciebie. W końcu tunel okazuje się ślepy. Grzebiesz dłońmi, bo nie masz czym innym. Przebijasz się, a potem… a potem po godzinach kopania widzisz w jamie do której się przebiłeś skavenów. Kilka małych szczurków z pochodniami i ogniskiem. Idziesz na nie niczym zwierze wabiony światłem i perspektywą że mają przy sobie chociaż łyk czegoś ohydnego co może zastąpić wodę. Chcesz je chwycić w dłonie i połamać te chude karki, zapominasz nawet, że masz broń. Po prostu je zabijasz… sam wcześniej uważasz je za zwierze albo wyjątkowo podłą istotę… ale prawda jest taka że po paru dniach w ciemności i bez wody sam się stajesz zwierzęciem. - takie były słowa Galeba i milczał po nich w pare chwil jakby dumając nad swoimi wspomnieniami. - Wyprawa nie została przygotowana należycie i na wszystkich się to odbija. Zapomnieliśmy też, że nie wszyscy są z podziemi, a zdrowie… to nie jest rzecz łatwa do utrzymania, kiedy każdy nosi na sobie rany. Gdybyśmy wszyscy mieli zdolności Kyana, zapewne dałoby radę poprowadzić wyprawę naprzód, ale w tym wypadku to niemożliwe. Jeżeli nie chcemy wszyscy po drodze wyzdychać, trzeba nam niestety zwrócić. Spotkałem w obozowisku krasnoludów, którzy potrafili poświęcić swój honor i dumę, dla dobra całej naszej rasy… Jeżeli powracając możemy wzmocnić ducha obrońców i dostarczyć jakichkolwiek przydatnych informacji, niech tak będzie.

Thorin w milczeniu słuchał całej opowieści Galeba, własciwie po raz drugi, ale chyba teraz dopiero , w sytuacji w której tak blisko było im wszystkim by pójść w ślady Runotwórcy i życ jak zwierzęta w podziemiach, dopiero teraz ta opowieść stawała żywa i w pełni odczuwalna. Wśród zebranych na chwilę zapanowała zupełna cisza, jakby każdy trawił opowieść przyjaciela, tego który dobrze wiedział co to znaczy błąkać się bez światła i wody po wrogich tunelach. Ciszę przełamał jak zwykle Thorin:
- Tu powinny być Thaggoraki, całe ich mrowie tak właściwie, obawiam się że zmyśliły jakiś inny plan, może atak na miasto od środka? Dochodziły mnie słuchy, że co rusz są odkrywane tunele na obrzeżach miasta, myślę że nie chcą dać się zapędzić na barykadę… Myślę że z pomocą wroga u bram w jakiś sposób zwietrzyły naszą strategię. To że idąc pół dnia w głąb głównego korytarza nie napotkaliśmy na skaveny - to ważna informacja. Mogąca zmienić, dostosować strategię obrony. Poza tym jeśli wrócimy, zamierzam przekazać dowodzącym gruczoł strachu wycięty skavenowi, myślę że zrobią z tego lepszy użytek niż ja. Na chwilę obecną nie wiem nawet czy odstraszy czy przyciągnie on skaveny, gdyby jednak któryś z strażników tunelowych go wypróbował i ocenił to tak czy inaczej mogłoby to pomóc w naprowadzeniu skavenów na barykadę odstraszając ich z innych miejsc, albo przyciągając tam gdzie trzeba. My sami odpoczniemy ze dwa dni, przygotujemy się lepiej i ruszymy ponownie jeśli jeszcze zdołamy, tą lub inna drogą. - Thorin skończył wiedząc, że i z samym runiarzem był gotów do powrotu, zwłaszcza że to jemu został przydzielony przewodnik. Mieli wystarczający zapas wody i światła by powrócić cało do obozu , choć powrót zakładał ruszenie od zaraz, bez grama wypoczynku w drodze. Musieli uciec przed ewentualnym pościgiem skavenów, odpocząć zaś mieli dopiero w obozie.

- Nie popuszczaj wodzy fantazji Thorinie. Skup się na tym co jest teraz, aby kiedy stanie się to przeszłością, można było w przeszłości wyciągnąć wnioski. - mruknął kowal run.

Thorin skinął głową przyjmując upomnienie Runiarza, miał on zwyczajowo rację. Plany planami, najpierw jednak trzeba było się zatroszczyć o powrót i zebranie możliwie sporej ekipy.

- Tak w ogóle… rzucili w was nożami. Mogę je zobaczyć? Sprawdzę wykonanie… mam dziwne przeczucie. - rzekł Galeb patrząc po kamratach.

- Noże mogą poczekać. - Detlef wstał i zaczął spoglądać na ściany jaskini, przyświecając sobie lampą. - Nic nie słyszycie? - zapytał. - Wy naprawdę nic nie słyszycie? - powtórzył, niemal krzycząc. - Skaveny już tutaj są. Setki, jak nie tysiące. Biegną, zbierając się w hordy do szturmu na Azul. - Detlef zawirował, omiatając światłem lampy całą okolicę. - Spójrzcie, jak drżą ściany. To szczuroludzie. I wy myślicie, że zdołacie je przegonić w drodze do miasta? Lepiej od razu otwórzcie sobie żyły i połóżcie na ziemi. Jesteście martwi, tylko jeszcze nie zdajecie sobie z tego sprawy. - Thorvaldsson zachowywał się dziwnie - był podekscytowany i zarazem zasmucony.

- Chcecie wiedzieć, co dalej? - kontynuował. - Powiem wam, co dalej. Macie chwilę na zabranie wody i jedzenia z juków. To, czego nie możecie sami unieść zostaje tutaj. Idziemy jak najszybciej do tunelu technicznego prowadzącego do koła wodnego i mechanizmu oczyszczarki. To jedyne miejsce, gdzie szczurów nie ma. Jeszcze nie ma. Przed wejściem do tunelu może uda się uzupełnić wodę. Później czeka nas wiele mil ciasnym jak dupa elfa tunelem, gdzie każdy, kto nie będzie mógł dalej iść sprawi, że następni po nim też utkną. Ale na końcu czekają na nas zachodnie jaskinie. I droga na powierzchnię. To jak, zastanowiliście się? Bo ja nie mam czasu na czekanie na te przeklęte przerośnięte gryzonie. - Detlef popatrzył na każdego z osobna. Wiedział, że w ciasnym tunelu technicznym mogą nie dać rady ciasnocie, ciśnieniu i braku świeżego powietrza. Ale był też przekonany, że jest to ich jedyna szansa na wyjście… nie - na próbę wyjścia z sytuacji. I - być może - zachowania życia.

- Święta racja. - Dorzucił Huran.

Na słowa Detlefa Galeb zaczął rozglądać się po jaskini ze zgrozą. Potem jednak jego oczy zaczęły dostrzegać coś jeszcze coś co wróżyło bardzo źle.

- Kurwa. Czarnowidz przeklęty. - warknął runiarz z wyrazem bezsilności i złości na twarzy.
Nie wiedział czy bardziej go denerwował fakt że szczury w końcu ruszyły do szturmu czy to że Detlef wykrakał, czy też zachowywał się jak cholerny prorok, którego przepowiednia się spełniła, kiedy nikt w nią nie wierzył. Teraz praktycznie nie było dyskusji. Powrót nie wchodził w grę, szczególnieże jeżeli skaveny przypuszczą atak tunel zostanie z pewnością wysadzony.

- One tam dobiegną… a nasi zawalą przejście wtedy. - powiedział powoli Galeb. - A tak w ogóle.. ktoś oprócz mnie zauważył że cała ta komora jest pełna pułapek? - runiarz zaczął wskazywać po kolei kilka miejsc. - Tam, tam i tam. I jeszcze tam.

- Detlefie...skąd wiesz? W sensie, skąd znasz ten tunel. I skd wiesz że tylko tam ich nie ma. spytał nagle Roran.

- A stąd, że dowiedziałem się o rozkładzie tych tuneli od kilku różnych osób. Mogłem zweryfikować informacje. I ten tunel jest jedynym, który jest na tyle ciasny, by tylko jedna osoba nim przeszła, a do tego w trudnych warunkach. Jest też dość długi - inne tunele są znacznie krótsze i ewentualni gońcy korzystają pewnie z nich. Poza tym w takim tunelu możemy się bronić i przewaga wroga nie będzie aż tak decydująca. Stos ciał zablokuje tunel równie dobrze, co zawał. A sam zawał - cóż, tutaj nasi inżynierowie chyba pomogą, prawda? - Detlef spojrzał na Dirka i Ergana. - Możemy wysadzić wlot tunelu jak tylko znajdziemy się w środku. To chyba lepsze, niż stawić czoła skavenom tutaj, albo na głównej drodze, prawda? - Thorvaldsson zdawał się nie zwracać uwagi na podejrzliwość w głosie Ronagaldsona. Podszedł kilka kroków do przodu, zatrzymał i obrócił do reszty. Było widać, że bez względu na decyzje pozostałych zamierza iść dalej i to lada chwila.

Dirk w pośpiechu przepakowywał swoje graty, a gdy to robil wtrącił się - Detlef ma rację, nie słyszycie kurwa tej rzeki kłów i pazurów? Na dodatek mamy na karku zabójców. Te pułapki to może być właśnie ich sprawka. - Wciąż przepakowując swoje toboły Dirk zwzwrócił się do Detlefa - Ruszajmy jak najszybciej, jedynie Dorrina będziesz miał na swoim sumieniu, oni go dogonią i zabiją.

- Nie, bo pójdę jako ostatni… - Detlef powiedział to spokojnie i z powagą w głosie. Być ostatnim w ciasnym tunelu, którym mogli poruszać się tylko jeden za drugim oznaczało, że ewentualna pogoń najpierw trafi właśnie na niego.

- Więc ty zginiesz, a potem Dorrin i każdy kto zostanie w tyle. - Dirk mówił pełen smutku.

- Nie zginę. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie… - nagle zażartował w swoim zwykłym stylu. - Poza tym może uda się wysadzić tunel za nami.

Mamrocząc coś pod nosem Galeb podwinął nogawkę spodni, aby sprawdzić co z protezą i móc chociaż trochę ją podreperować. Niech Detlefa Przodkowie w dupsko kopną, bo fakty były takie, że teraz rzeczywiście cofanie się było bez sensu.

- Detlef ma rację. Niestety. - mruknął

- Kurwa. Nie mam zamiaru zdechnąć w ciasnym jak dupa tunelu czołgając sie w poszukiwaniu powietrza. odparł z bijącym z twarzy przygnębieniem Roran. Sytuacja była fatalna. Tak po prawdzie lepiej było im zostać i zginąc w mieście. Na murach czy barykadach. Ale taki los? Był nędzą… - Nie pójdę w tunele. Ranni nie mają zreszta tam szans. Po prostu. Zdrowi, jeśli taka ich wola niech idą. Na prawde sądzicie że przejda? Nie...nie chce tak umrzeć. Ja zostane i poszukam innej drogi.\co ma być to wola bogów

Dirk wpatrywał się wilczo w Rorana - Detlefie, bardzo bym chciał aby wszyscy stąd wyszli cali, ale nie damy rady postępując tak jak do tej pory. Co do tunelu, nic prostszego, ja i Ergan mamy potrzebne zabawki. Ruszajmy. Aaa, ty Roranie, rób co chcesz. Tu staniesz się pokarmem dla skavenów, w tunelach z nami masz szansę przetrwać. Doprowadzasz do rozłamu, a przetrwamy jedynie będąc w kupie. Dirk na bok odłożył kuszę wraz z kołczanem na bełty i z 10 bełtami oraz linę. - Jeśli ktoś potrafi zastawiać pułapki to warto by było wykorzystać moją kuszę i linę, bo mam zamiar je zostawić. Jeśli nikt nie zabierze kuszy Dirk zdejmie z niej cięciwę i zabierze ze sobą.

- Roranie. - Thorvaldsson zagaił do srebrnobrodego. - Obiecałeś wyprowadzić tych oto kuzynów z Azul i poprzez wykonanie swojego zadania zwrócić im wolność. Zrób to zatem, a nie lamentuj, bo do śmierci nam jeszcze daleko. To co trzeba zrobić to ruszyć tunelem i dotrzeć do zachodnich jaskiń. skąd droga powinna być prostsza. Jesteś nam potrzebny, żeby poprowadzić wszystkich tunelem podczas gdy ja będę z tyłu. Wszyscy na ciebie liczą, a nie wątpię, że twoje słowo też coś znaczy. Więc jak będzie? - Detlef zapytał na koniec i czekał reakcji Rorana. Odwołując się do umowy, czy też obietnicy i honoru zagrał nie do końca fair, ale i sytuacja nie była zwyczajna. Tak było trzeba.

Dirk podchodzi do Galeba - Galebie. szacowny Twórco Run, nie ma z nami kapłana, a tyś jest najbliżej Bogów z nas wszystkich. Na postoju, w obozie wojskowym, miałem wrażenie jakby ktoś prowadził moją rękę. Gdy się ocknąłem na tarczy miałem namalowane to - pokazuje tarczę - i wpatrzony byłem w to - Dirk podwija rękaw by pokazać symbol Morgrima na bransolecie. Kolejne słowa powiedział bardziej do siebie lub w próżnię, jednak Galeb słyszał go wyraźnie. - Może powinniśmy zabić szefa skaveńskich klanów, tego by się na pewno skaveński wódz nie spodziewał, a mogło by to zakończyć atak skavenów, a nawet doprowadzić o walkę pomiędzy skavenami o władzę.

Galeb oderwał się od manipulacji przy protezie i spojrzał na symbol na bransolecie, a potem na malowidło na tarczy. Chciał coś powiedzieć, bo uwaga Dirka o zabiciu skaveńskiego herszta była niedorzeczna, kiedy jego wzrok skupił się na malowidle. Zaczał mu się przyglądać uważnie z zaintrygowaniem.

Dirk urzeczony, z ekscytacją w głosie mówił coraz szybciej. - Z tego co wiem o skavenach, podczas ataku koncentrują się wyłącznie na ataku, a klanowy wódz zawsze zostaje z tyłu. Skoro zebrali taka potęgę to czują się pewnie. Skaven którego przesłóchiwałem był pewien zwycięstwa i wspominał mi także o elitarnych zabójcach. Skoro więc czują się pewnie, to mamy ogromne szanse ich zaskoczyć. Do tego mam broń, która mogłaby wielu tych skurwieli spopielić.

Wysłuchawszy słów Galeb spojrzał w oczy Dirkowi i rzekł.

- No aby coś takiego namalować to rzeczywiście inspiracji od Przodków musiałeś doznać… ale kurna koncepcja że zdołamy zajebać szarego proroka… ogarnij się i przygotuj do wymarszu, albo zagoń Ergana, aby majstrował przy pułapkach. - stwierdził ponuro kowal run.

Czuł wyraźnie jak czasu ucieka. Zabrał się dalej do majstrowania przy nodze. Jeżeli nic z nią nie zrobi będzie na równi nieruchliwy co chorzy i ciężko ranni.

- A może trochę naoliwić mechanizm trzeba, bo skrzypi ta proteza. Dirk dodał na odchodne pokazując paluchem protezę. Nie wiedział czy coś było nie tak z protezą, ale słyszał wyraźnie zgrzyt trącego metalu o metal.

Galeb skinął głową na odchodne Dirkowi. Smarowanie nie mogło co prawda naprawić uszkodzenia, ale przynajmniej noga nie będzie tak skrzypieć.

Od samego początku Grundi uważnie słuchał towarzyszy i rozglądał się ciekawie po sali.
- Zobaczcie tam, za tymi balami. Tylko uwaga na te pułapki bo nieostrożnemu belka gotowa spaść na łeb. O tu. Wskazał palcem podejrzany kawał drewna. - Tam jakieś przejście jest i wygląda na to że prowadzi w dół.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 25-09-2014, 20:47   #446
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Thorin na pierwsze wzmianki o hordzie Thaggoraki wiedział już że za późno na powrót. Niczym zwierzętom zagonionym w kozi róg nie pozostawało nic innego jak przeć naprzód, choćby wygryzając sobie ów róg i przeć dalej. Podczas gdy inni dyskutowali Thorin zaczął rozdzielać sprzęt z juków osła. Wiedział, że Ergan trochę może jeszcze ponieść, więc wpierw jemu wręczył umówioną linę, bukłak zamierzał wcisnąć Grundiemu lub Galebowi albo Thorgunowi , w końcu do tej pory zeń korzystali pora by i sami ponieśli wodę. I gdy tak rozpakowywał rzeczy przysłuchując się naradzie, doznał kolejnego przebłysku.

- Chwila, panowie chwila. Skoro Thaggoraki ruszają do szturmu, a właściwie już ruszyły, to będą biec przecież głównym korytarzem, naprzód i naprzód aż do barykady. Co zostanie po ich przejściu jeśli nie czyste pole? Moglibyśmy przeczekać aż miną skrzyżowanie, chyba że już to zrobili - wy słyszycie chyba lepiej, i ruszyć tam skąd przyszli czyli dalej w głąb dużego tunelu. Wilk byłby syty i owce całe - spojrzał po zwierzakach. - Poza tym Dirku, sam mówiłeś przed chwilą, że idąc w stronę pułapek idziemy dokładnie tam gdzie ci elitarni zabójcy chcą abyśmy szli. Pomijam już kwestię tego, ze połowa z nas może zginąć na pułapkach, śmiercią głupią i nic nie znaczącą… a druga połowa zostanie w tym ciasnym tunelu zatruta lub pogrzebana żywcem - skoro tam nas właśnie chcą zepchnąć zabójcy… Thorin wziął głęboki wdech i choć na chwilę uspokoić napięte nerwy - A tak. Jeśli zaczekamy tutaj, przyczaimy się aby nie być widocznym z tunelu… Skaveny będą skupione na głównym natarciu, gnane przez goniących je ważniaków, w tym momencie nie będą się panoszyć po tunelikach nie prowadzących na barykady. Myślę że to nasza najlepsza szansa. Jeśli zaś idąc głównym tunelem natrafimy na szefa Thaggoraki to chcąc nie chcąc wyrąbiemy sobie przejście po jego trupie, albo zginiemy próbując i w przeciwieństwie do tego - ręką wskazał komnatę jeżącą się od pułapek [/i] - Nie będzie to głupia śmierć. [/i] Z uznaniem spojrzał na Dirka , nawet jeśli jego plan był samobójczy, to lepsza była śmierć w walce mającej sens i pożytek, niż taka na którą przodkowie nie będą chcieli spojrzeć. Oczywistym było, że powrót do miasta jest skazany na porażkę. Była to w sumie dobra wiadomość, dodawała sił i determinacji by przeć naprzód…

Roran słuchał i słuchał zamyślony, w końcu rzekł -Pójdę z tobą kronikarzu. To lepsze wyjście,a w razie porażki lepsza śmierć. Ten ciasny tunel to pewna śmierć...zreszta skąd wiesz czy w nim nie ma pułapki lub czy ci zabójcy nie ruszą tamtendy za nami. Tak więć, pójdę z Thorinem. Jeśli zdołacie wyjść spotkamy się tam na zewnątrz...lub na uczcie u przodków jeśli taka wola Grimnira a łaska Gazula. odparł. Owego “zaufania” do niego nie skomentował.

- Prawdą jest, że jeśli tam jest ciasno to są spore szanse, że wybrali to miejsce zabójcy. Dodatkowo droga ta prowadzi do wodopoju, o czym oni na pewno wiedzą. Wniosek? Gdzie byście zastawili pułapkę? Gdzieś w tunelach, gdzie jest małe prawdopodobieństwo, że tam ofiara by poszła. Czy zastawicie pułapkę tam gdzie pójdzie na pewno, czyli do wodopoju? - Dirk gotowy do drogi usiadł na chwilę.

Ronagladson zmierzwił w zamysleniu brodę -Jeśli przyjmiemy, że to ich pułapki, a brzmi to logicznie, to bądźmy szczerzy...wodopój jest zatruty albo ktoś tam na nas czeka

- Z pomocą skaveńskiego piżma strachu byśmy mogli zatrzeć ślady. Po zabiciu osłów i dobiciu krwawiących psów, moglibyśmy rozrzucić to wszystko tutaj. - Dirk wskazał pułapkowe pole ręką. - Zapach krwi zwabiłby nawet najlepiej przetrenowanych zabójców, pamiętajcie, że oni tu głodni łażą. Istnieje możliwość, że rzuciliby się na padlinę i może uruchomili nasze pułapki. Zabijając nawet jednego zabójcę szalę zwycięstwa byśmy przechylali na naszą korzyść. Poza tym szli by za nami ostrożniej, a przez to wolniej. I jeśli potrafilibyśmy sie skryć, aby przeczekać nawałnicę by dopaść skaveńskiego przywódcę. Ho! Ileż istnień tam nad nami byśmy uratowali? Ileż sławy by nam przybyło. Ale rozumiem, że to by oznaczalo dla nas wszystkich śmierć. Ale czy nie cudowna taka śmierć? - Dirk zasępił się, patrząc gdzieś w dal.

- Dirku, tak na szybko, chce tam pobiec - Wtrącił Thorin wskazując ręka tunel - I rozsmarować piżmo strachu w głównym tunelu, tak by przebiegająca tam armia nawąchała się strachu a na barykady ruszyła wystraszona i zdemoralizowana, a więc dużo słabsza. Jako specjalista od skavenów czy jestes za? I czy spróbujemy iść tunelem, gdy armia już przebiegnie? Nie ma czasu na dyskusje , szybka odpowiedź - powiedział Thorin zdejmując z siebie grom bagazów.

- Thorinie, zachowaj piżmo strachu, pomoże nam ono zatrzeć nasze zapachy. Dzięki temu mielibyśmy szansę sie ukryć. - Dirk starał sobie usilnie przypomnieć jak najwięcej szczegółów. Pamiętał tylko tytuł rozdziału i kilka pod rozdziałów prawiących na temat piżma.

Thorin z niechęcią, jednak posłuchał Dirka. Chciał przeżyć, po namyśle stwierdził, iż nawet jeśli uda mu się wzbudzić strach w armi skavenów - to na jak długo? Zapewne minie nim dobiegną do barykady, żałował że nie pozostawił go obrońcom, ale cóż, zgodnie ze słowami specjalisty, mógł im się jeszcze przydać. Widząc grom pułapek w magazynie pomyślał też, że nie byłoby miło dostać rykoszetem gdy któryś z kierujących się w głąb jakąś uruchomi. Wraz z Roranem wyszedł przed magazyn ze zwierzętami, by w tunelu, niedaleko, rozpocząć budowę barykado-osłony.

- Thorinie Alrikson! - zawołał nagle poirytowany Detlef. - Nie wiem, czy to strach przed śmiercią, czy głębokość i cieżar tej góry sprawiły, że słabujesz na umyśle? Ubzdurałeś sobie, że zabijesz przywódcę skavenów, zarżniesz je wszystkie i zostaniesz bohaterem Azul? Gdzie podziało się twoje racjonalne myślenie, którym powinien cechować się ktoś uczony, znający wiedzę zapisaną w księgach i tajniki leczenia ran oraz chorób wszelakich? Co więcej, namawiasz do swojego straceńczego planu kolejnych krasnoludów, których życie masz najwidoczniej za nic? Jeśli chcesz ginąć - zrób to sam i nie sprowadzaj śmierci na innych! Nie da się słuchać planów, które przedstawiasz z taką pewnością, jakbyś wiedział, co się wydarzy za chwilę i znał plany szczuroludzi jak własne. Jedna z tych dróg - wskazał korytarz po przeciwnej stronie jaskini - wiedzie do Azul, tak samo jak główna droga, którą tu przeszliśmy. Jesteś naprawdę przekonany, że i z tego tunelu nie skorzystają? Cóż, ja nie znam tak dobrze zwyczajów skavenów jak ty, ale jestem pewien, że przynajmniej część hordy przejdzie przez to pomieszczenie i ruszy tamtym tunelem. Atak nie będzie skierowany w jeden punkt, bo taki azulczycy z łatwością odeprą, skupiając ogień dział i strzelców. Atak w wielu miejscach - to najpewniejsza taktyka. Jeśli chcesz czekać tutaj licząc, że szczuroludzie cię nie zauważą albo wywęszą, to siedź. Ale proszę cię, nie dawaj takich złudnych nadziei innym, bo ich śmierć będzie obciążać twoje sumienie.

- Zamierzam po prostu przejść za armią która ruszyła na barykady. Pozostawi puste pole po sobie i wolne przejście, to ty zabierasz wszystkich na pewną śmierć na pułapkach, do których jak mówił Dirk zagnali nas zabójcy. - Thorin odrzekł chłodno i spokojnie, nie udzielały mu się emocje Detlefa, nie krzyczał. miał plan, który wyglądał lepiej i zamierzał go zrealizować. Zamierzął też przyjrzeć się drodze jaką miarkowali przejść towarzysze, na wypadek gdyby cudem udało im isę nie uruchomić żadnej pułapki - dobrze było mieć mimo wszystko drogę odwrotu.

Detlef spojrzał ze smutkiem na kompana, któremu najwyraźniej rozum odjęło. Zginie jak nic. Szkoda. W końcu machnął ręką i zawołał do reszty: - Kto idzie do tunelu technicznego? - była możliwość, że reszta ulegnie mrzonkom Thorina i postanowi zostać. Wtedy pójdzie sam. Może Huran będzie chciał też iść dalej.

Thorgun uklęlnął na chwilę spoglądając na salę z drewnem i rzucił do kompanów:
-Nie dobrze. Uważajcie gdzie stawiacie kroki..sporo pułapek.. -zaczął wskazywać paluchem nalinki, sznurki, małe zapadnie -Widzicie? - upewnił się.

- Ruszajmy już, opuśćmy to miejsce pełne pułapek. Natychmiast.- Dirk staje obok Detlefa, dając znaki bojowe aby ruszać bez zwłoki.

Czy możesz pozostawić mi jedną z tych wybuchowych bomb? Jesli przyjdzie wróg i będzie go zbyt wiele, wówczas nie odejdę sam, ale zabiorę tylu ilu zdołam, wciągając ich możliwie w głąb komnaty i odpalając ładunek. - zapytał poważnie Dirka, ten który już kiedyś szykował się na podobną śmierć. Wówczas sytuacja była pewnym zaskoczeniem dla kronikarza. Teraz wiedział już co należy czynić.

- Tak trzymaj, tu podpal, codziennie sprawdzaj czy nie ma wycieków, trzymaj zdala od ognie i uważaj aby nie wybuchło ci pod nogami, a teraz żegnam. Przykro mi Thorinie, ale się już więcej nie spotkamy, skaveni was dopadną z tymi zwierzakami. Każdego dopadały skaveny, każdego kto cenił zwierzęta i dobytek, wszyscy zginęli. - Dirk rusza za Detlefem w stronę wodopoju.

- A więc bywaj i do zobaczenia w salach Grungniego - Thorin pożegnał przynajmniej wzrokiem wszystkich towarzyszy którzy ruszali w głąb sali. Nie wiedział jeszcze czy przyjdzie mu ruszyć za nimi, czy też zrealizować pierwotny plan, wiedział, że póki krew w żyłach będzie walczył.

Dirk na odchodne się odwrócił i powiedział - Throinie Arliksonie, osły które tak chcesz bronić, nie zrobiłby by tego samego dla ciebie, a my Khazadzi już tak. Nie porzucaj braci w potrzebie, nie stawiaj życia osła ponad khazadów. - W głosie Dirka słychać było smutek.

Thorin się uśmiechnął, nie miał chęci na złość, nie miał chęci na wyprowadzanie towarzysza z błędu, rzekł tylko, dostrzegając w końcu znak wymalowany na tarczy Dirka i z podziwem kiwając głową - Nikogo nie porzucam, możesz jeszcze zrealizować plan o którym mówiłeś, pozostać i ruszyć w głąb tuneli po przejściu armii, żywe czy martwe muły niczego nie zmienią gdy dojdą skaveny. Jeśli masz pomysł jak wykorzystać martwego muła mów - wygląda na to że pozostaną dwa , a oba nam potrzebne nie są. - odrzekł Thorin.

- Zapomniałeś po co razem ruszyliśmy? Porzucasz oddział najemny Detlefa. - Dirk zniknął po tych słowach za stertą drewnianych bali.

To wy porzucacie misje której się pojęliście, zważ że mieliśmy osłaniać Rorana a on zostaje tutaj. - powiedział do odchodzącego Dirka, nie tak wyobrażał sobie pożegnanie z towarzyszem, ale na to już wpływu wielkiego nie miał.

- Ochraniać Rorana w drodze na górę. Na to się pisałem i też bym został jeśli on zostaje. Lecz wielce to ryzykowne i szanse mamy nawet mniejsze niż idąc przez magazyn. Jeśli zwiadowcy znajdą przejście przez magazyn nie widzę powodu aby nie podążyć za nimi. Grundi zabrał się do przepakowywania ekwipunku. Prowiant i najpotrzebniejsze przedmioty w plecaku. Wszystko niebędące niezbędne w drodze ukrywam gdzieś w rogu pieczary. - Roranie, wiesz że zostawanie tutaj to samobójstwo. Szczególnie samemu. Musisz iść z nami aby wykonać misję. Sam przeca tu w ciemności nie będziesz siedział i czekał aż szczury Cię zwęszą. Mnie też niezbyt podoba się droga po tych balach, lecz to obecnie jedyne wyjście. Powiedział Grundi i zwrócił się do reszty. - Tylko zachowajmy bezpieczne odległości! Nawet jak jeden z nas pułapkę uruchomi to na głowę innym jej nie ściągnie. Chyba że strop nam na łeb spadnie. Wtedy tośmy pogrzebani. Zakończył Fulgrimsson i dał znak Thorinowi do ubicia zwierząt.

Thorin był w rozterce, na wszelki wypadek zabrał z osła jukę z najważniejszymi rzeczami gotów ruszyć za resztą, gdyby faktycznie przewodnicy doszli do końca nie uruchamiając przy tym całej lawiny , reszta powinna dotrzeć za nimi, idąc ślad w ślad za tymi którzy torowali przejście… To miało nikłe szanse powodzenia, jednak było lepszą alternatywą od śmierci w dwójkę lub błąkania się bez przewodników. Gdy tylko Galeb ruszył w pochodzie straceńców, Thorin był gotów ruszyć za nim. - Choć Roran , bez przewodnika i z tą marną ilością światła, we dwójkę wiele nie wskóramy nawet jeśli plan był dobry. Przynajmniej przyjdzie nam zginąć w dobrym towarzystwie. - Powiedział wchodząc w szereg wyznaczony przez Detlefa i przekazując Galebowi wodę a Grundiemu pięć pochodni. Sam zarzucił sobie na plecy jukę z nadciężarem, pozostawił linę i modlił się do khazadzkich bogów aby nie sala nie zwaliła im się na łeb. Wiedział, że wraz z Roranem nie mają szans stawić czoła nawet maruderom z armii szczurów. A wizja błąkania się bez przewodnika w podziemiach, po tym jak opisał swoje losy Galeb była nad wyraz zniechęcająca. - Poza tym, - dodał mrucząc już bardziej pod nosem niż do kogokolwiek - Tej bandzie głupców za chwilę będzie potrzebny medyk… Powiedział biorąc solidnego łyka z manierki. W końcu jak miał ginąć to nie z suchym pyskiem. Chciał pozostawić osła swemu losowi, nie mając specjalnie ochoty by ubijać zwierzę, jednak do głowy przyszła mu okrutna wizja osła wpadającego do głębi sali wystraszonego przez skaveny i uruchamiającego lawine. Wspólnie z Grundim na jeden znak ciachnął z całej siły starając się odciąć toporem osłu łeb. Na wszelki wypadek tak stając by osioł w razie przezycia i paniki nie miał jak wbiec w skierunku sali a jedynie w kierunku tunelu co tez doradził Grundiemu nim tek zabił własne zwierze.

Roan stał chwilę klnąc na czym świat stoi, acz cicho, pod wąsem. Miał nadzieje że Thorin pójdzie z nim. Na to że reszta zostanie nie liczył ani przez chwilę, cóz. Splunął, by udrożnić drapiące z wściekłości gardło. Nie podobała mu się idea samotnej śmierci. Pomodliwszy się cicho, rozwiązał problem psów i ruszył za Thorinem. -Grundi, zaczekaj powiedział. Miał zamiar iść na końcu. Przy pewnej dozie szczęścia jego problemy rozwiążą się same. Cóż, jeśli Detlefowi miało sie to nie podobac to mógł sie łaskawie pierdolić. W końcu to był jego debilny plan.
 
Eliasz jest offline  
Stary 26-09-2014, 14:36   #447
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Dowódca oddziału khazadów słyszał doskonale dudniący odgłos w ścianach, a ten musiał być biegiem wrogich jednostek, no a przynajmniej szybkim marszem. Długo nie zastanawiał się nad decyzją i choć kilku khazadów uważało za samobójczy pomysł by ruszyć przez salę magazynową to Detlef nie miał czasu by liczyć się z każdym z osobna, potrzebne były decyzje i to szybkie. Każdy wiedział już o tym iż sala jest naszpikowana pułapkami, do tego Dorrin podzielił się chyba najgorszą informacją, ale tą podał tylko dowódcy, pewnie po to by nie straszyć innych. Choć Zarkan miał już tylko jedno oko i jedno ucho to wciąż pozostawał niedoścignionym specjalistą od spraw górniczych w oddziale… rzut oka na lewo, na prawo i po sklepieniu, wszystko było jasne, strop był tak osłabiony by pułapki wprawione w pracę w konsekwencji, po przez łańcuch aktywacji, doprowadziły do zarwania chodnika na wyższym poziomie. To były złe wieści i być może dobrze było że to Dorrin dostrzegł ów niebezpieczeństwo, bo on jeden ignorował je całkowicie idąc zawsze prosto w paszczę szaleństwa, co nie znaczyło że był oszalały bez reszty bo ciężko ranny wojownik wyciągnął dwie pochodnie i zapalił a później podał jedną z nich Huranowi a drugą Thorgunowi.

Pośród wojowników wywiązała się kłótnia o to co powinno się zrobić i kiedy. Thorin i Roran chcieli wracać do miasta, Detlef postawił na przeprawę przez magazyn, a inni by iść dalej ale inną drogą. Wymieniono wiele słów z których nie każde było przyjemne… spór o wybór drogi trwał a czas płynął, a wróg przemieszczał się nieubłaganie. Galvinson jako doświadczony samotną wyprawą przez głębiny kopalni, wspomniał tylko, mówiąc niemalże khazadzką prozą, o tym jak straszna jest wizja śmierci w podziemiach, bez światła, tlenu i w ciasnocie, wielu mogło to wystraszyć, to prawda, ale wojownicy tacy jak Detlef, Grundi, Kyan czy Dorrin choć pojmowali ten strach to nie przejmował on nad nimi kontroli gdyż byli oni zrodzeni, wychowani i wojujący w głębinach już od dziesiątków lat. Reszta drużyny jak najbardziej mogła mieć wątpliwości, ba, nawet strach przed takimi miejscami do jakich planował zabrać ich Detlef, ale tak to już bywało. Siggurdsson zasłużył na uwagę bo choć przemierzał on tylko bezdroża zielonych krain, łąki, bory i niziny wschodniej części Imperium, to wzrok jego począł dostosowywać się powoli do podziemnego świata, pewnie miało to coś do czynienia z tym że jego sokole oko przynosiło mu chleb na stół jak to strzelcowi, ale ważne że zauważył on kilka pułapek w sali i potrafił je oznaczyć tak by nikt w nie nie wpadł. Podobnie było z Galebem który zauważywszy mechanizmy i rozwieszone tu i ówdzie linki z powodzeniem mógł zaplanować trasę przemarszu wespół z Thorgunem. Co prawda uszkodzona proteza Galeba spowalniała go ale w tej sali nie miało to znaczenia.

Dyskusje wciąż trwały i dzieliły drużynę na dwie mniejsze grupy a podniesione głosy rozmówców słychać było pewnie na ćwierć mili od magazynu, szczęściem Kyan nie ociągając się wcale, pogadał chwilę z Dirkiem i wydębił od niego butlę z olejem… po chwili zaś, poświęcając swój ekwipaż zaczął na prędce majstrować kilka pochodni. Nie czekał też dłużej Dirk który rzucając do Thorina wciąż swe myśli na temat powrotu lub obrania innej drogi, przepakowywał się w pośpiechu, a by nadać sobie więcej mobilności musiał rozstać się z kuszą i pociskami do niej, jednak w sukurs przyszedł Huran Rorinson, który niosąc jedynie tarczę i topór oraz mały tobołek na ramieniu, przyjął kuszę i dziękując szczerze sprawdził naciąg cięciwy… nie warto by coś się zmarnowało. Dostrzegł w tym swą szansę i Grundi który raz na dobre zajął pozycję i postanowił iść z Detlefem, pogadał z Huranem o czymś i oddał mu część swego ekwipunku którą zdjął z osła… kropką zaś i pieczęcią decyzji Fulgrimssona był szybki i morderczy cios toporem jaki ten zadał swemu osłu. Bez współczucia, bez litości, topór wbił się i wyrwany pociągnął za sobą krwawą łunę, zwierze zarżało, zaskoczone, z wielkimi ze strachu oczyma upadło na kolana i po ułamku chwili obaliło się na bok. Ten czyn był niczym podsumowanie całej sprawy, nie było odwrotu. Uformowała się szpica i po chwili wszyscy poza Kyanem, Roranem i Thorinem ruszyli w głąb sali. Wskakiwali na ogromne podkłady i bale, wspinali się i ześlizgiwali uważając przy tym na pułapki które wskazywali Thorgun i Galeb… wyglądali dziwnie, niczym stado owadów zdobywających jakieś wzgórze które będąc właściwie niczym, dla nich rozrosło się do rozmiarów gigantycznej przeszkody. Na końcu pochodu szedł Ergan który baczył na bezpieczeństwo Khaidar gdyż khazadka miała wysoką gorączkę i cała zlana była potem.

Ronagaldson miał prawo być zły na Thorina. Pierwej obietnica szansy, innej drogi, później sprawdzenie tunelu, w końcu plan z obroną pozycji u wejścia do sali, na koniec zaś stanęło na tym że idą wszyscy razem… i po jakiego demona z głębin było to wszystko, ta starta czasu?! Do tego wszystkiego Puchacz i Kamulec które leżały pod ścianą spokojne, z zamkniętymi oczyma ale z otwartymi gardłami z to których wyciekła gorąca krew którą jeszcze mniej niż klepsydrę temu cyrulik Alrikson z takim umęczeniem za wszelką cenę ratował. Niepowetowana strata. Przykre. Roran ruszył za innymi, skacząc przez kłody, wspinając się zostawił Thorina i Kyana na tyłach. Thravarsson zaś wciąż siedział i w pośpiechu klecił pochodnie, jedna, druga i kolejne, obserwował też tunel z którego przyszli i Thorina który to z ciężkim sercem zadał śmiertelny cios swemu osłu, zwierze kwiczało straszliwie i choć Alrikson był przecież medykiem, a jego topór ostry był jak brzytwa, to jednak nie było tam siły Fulgrimssona czy techniki Rorana. Gdy zwierze padło już w cierpieniach i krwawić poczęło w ciszy, Thorin rozrzucił w tunelu stalowe kolce które mogły opóźnić ewentualny pościg wbijając się boleśnie w stopy wroga. Po chwili i Thorin ruszył by się przedzierać przez magazyn, wcześniej jednak mamrotał coś pod nosem, jakby modlitwę, a może coś innego. Chwilę później i Kyan był gotów, zebrawszy pochodnie, dzieło swych rąk, sprawnie wskoczył na górę drewna i gdy był już na szczycie musiał pochylić się znacznie bo miejscami drewno leżało prawie aż pod sufit. Zaczęła się przeprawa.

***

Mocne światło lampy Detlefa i czujne oko pozwoliło na ominiecie jednej z linek która prowadziła pod pokładami do ściany, tu nie było mowy o szczęściu, Detlef wiedział czego szukał i znalazł to lecz później było co raz to i gorzej. W całej sali nie tyle co dużo było zastawionych sideł ile ominięcie ich było niezwykle trudne, w nerwach, spocony niczym koń po dniu ciężkiej jazdy, Thorvladsson znalazł się po drugiej stronie sali… przed nim ział tunel, wąski i ciemny, nachylał się ku dołowi i faktycznie, gdzieś tam w głębi słychać było szum wody, a może to tylko złudzenie. Sporo się już wydarzyło a to był dopiero początek drogi.
 
VIX jest offline  
Stary 26-09-2014, 18:30   #448
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Kyan przysłuchiwał się dalszej wymianie zdań między członkami drużyny ze stoickim spokojem, gdy nagle rozległo się szuranie, podejrzany hałas, każdy wiedział co to oznaczało. Droga powrotna została odcięta.Cała drużyna panicznie zaczęła gadać, a Detlef starał się ogarnąć cały ten raban.

Ognistowłosy krasnolud odezwał się w końcu
- Nie mamy już odwrotu, więc dalsza dyskusja nie ma sensu. Szykujcie się, najważniejsze rzeczy, czyli prowiant, liny, źródła światła i olej, woda. Bukłaki i butelki nawet puste. jak znajdziemy się nad rzeką to wylewać wódę i napełniać bukłaki wodą. Chyba że ktoś woli zdychać z pragnienia za litr wódki. Dajcie mi chwilę sporządzę parę pochodni na szybkości.

Kyan uważając na pułapki które wskazali jego kompanii zajął się źródłem światła. Poprosił o olej towarzyszy i otrzymał 0,5 l oleju od Dirka, teraz potrzebował szmat. Jako że nikt się nie wyrywał nie myśląc długo wyjął swój koc i rozwinął, z cholewy buta wyciągnął ostry sztylet i zaczął nim ciąć koc na mniejsze kawałki. Krasnolud skupił się na robieniu tylu pochodni ile tylko zdoła w tak krótkim czasie.
Zaczął rąbać, obwijać, nasączać. Jedna pochodnia, druga…, trzecia...czwarta… drużyna ruszyła z sali… Kyan jednak tam pozostał sam i zaczął jeszcze piątą… gdy i ją ukończył spojrzał na nią oceniającym wzrokiem i uśmiechnął się lekko pod nosem. Zebrał stos i wpakował do plecaka, zabrał także butelkę po oleju, a sztylet schował na swoje miejsce.
Wstał i ruszył za Detlefem i kompanami, którzy już pokonali salę.

Gdy nadeszła jego kolej nie zwlekając dłużej ruszył, wszystko szło gładko do czasu aż jedno nierozważne stąpnięcie i z wielką siła coś pociągnęło go za nogi, przeczołgało po ziemi ciągnąc bogowie wiedzą gdzie. Czuł tylko kolejne uderzenia w hełm, a następnie poderwanie w górę i ból w boku.Gdy oprzytomniał zobaczył jak zwisał z sufitu i jak wielkie miał szczęście że nie został wypatroszony i niemal nadziany na pal.

Sapnął tylko ciężko przeklinając pod nosem swoją nieostrożność, wyciągnął z buta sztylet i odciął linę pułapkę upadając na plecy,strop dzięki bogom nie był zbyt wysoki. Pozbierał się z grymasem na twarzy i odczuwając obity bok. Kolczuga tym razem sprawiła się należycie.

Nie pozostawało krasnoludowi nic innego jak spróbować inna drogą przejść to cholerstwo. Nie mając wyjścia zdecydował się na podejście numer dwa.

Czujnie stąpając ominął jedną pułapkę, od której dostał zimnych dreszczy jak na nią spojrzał, jednak podczas wspinania się los zgotował mu kolejną niespodziankę. Omsknięcie nogi i poleciał w dół, słyszał tylko trzaski uruchamiających się mechanizmów, i śmigające liny w jego pobliżu.Witał się już z Gazulem jednak opatrzność czuwała i kolejne pułapki nie dosięgnęły jego osoby.

Spadając dało się słyszeć głos wydobywający się z gardła jakby niknący z oddali
- KUUUUURRRRRRWAAAaaaaaaaaaaaaaaa... !!! - i nagle wszystko ucichło...

Koniec drogi spadania nie był jednak zbyt przyjemny gdyż krasnolud poczuł ostry ból w boku i poczuł spływającą krew.
To zdecydowanie nie był dobry i szczęśliwy dzień dla tego krasnoluda... klnąc na czym świat stoi przy okazji dziękując bogom że nie skończyło się to gorzej wygramolił się i wstał. Trzymając się lekko za bok i krzywiąc z bólu, uznał że chyba aktywował już wszystkie pułapki jakie to pomieszczenie miało do zaoferowania i może spokojnie przez nie przebrnąć. Okazało się że miał rację i w końcu udało mu się opuścić to przeklęte pomieszczenie.

Gdy dołączył do drużyny puszczając wiązanki przekleństw pod nosem mijał ich kolejno

- Kurważ chędożony syn trolla przeżarty zgniły kurwisyn... ja pierdole w parchatą dupę ogra co za gnomi wytrysk... Niech no ja bym dorwał tych sukrwieli to wytarłbym nimi wszystkie tunele w azul i nauczył ich żyć w symbiozie z młotem w dupie...

Podszedł do Thorina złorzecząc i zwrócił się do niego mocno wkurwiony

- Thorinie... kurważ no... spójrz... Dziesięć cali drzazgi wbiło się mi w bok niczym kutas w suchą psitę , nakurwia niemiłosiernie... przeszła na wylot... chyba ominęła narządy krwawi jakby mniej.
 
PanDwarf jest offline  
Stary 27-09-2014, 12:23   #449
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Droga przez tunele leciała jak w mordę strzelił. Woda skończyła się równie szybko i Grundi mógł sobie już tylko pluć w brodę że nie przygotował się lepiej do podróży. Ale gdybanie chuja było warte. Obecnie wszystkie mosty się za nimi waliły i należało przeć do przodu.

Po ataku na śpiący obóz, Fullgrimsson nie zdążył się nawet pozbierać, a napastnik zbiegł. Dziwne to jak na szczury. Chyba że było ich mało. Tak czy inaczej krew pozostawiona przez napastnika z pewnością niebyła khazadzka. Miała inny zapach i w ogóle wydawała się Grundiemu jakaś inna. Lecz nie miało to wielkiego znaczenia. Ruszyli dalej.

***

Kiedy dotarli do magazynu znów podzielił on grupę. Jedni mówili że idąc przez pułapki skazują się na pewną śmierć, a sami chcieli zostać i umrzeć z rąk skavenów. Reszta chciała wykonać plan i spierdolić z tuneli. Wyjście było jedno i Grundi wiedział że muszą zaryzykować. Lecz miał ochraniać Rorana, który to chciał zostać, bo pułapki, bo walka, bo psy, bo chuj w dupie. Jedyne co zostało to przekonanie maruderów że tylko idąc ze wszystkimi mają jakąkolwiek szansę.
Szczęściem odrobina rozsądku w nich jeszcze została i ruszyli z grupą. Ale co by było jeśli by się uparli? Czy Grundi porzucił by misję dla której zwolniono go ze służby i poszedł dalej? Czu został by tu na pewną śmierć? Chyba tylko przodkowie znali odpowiedzi na takie pytania.

Przed ruszeniem w dalszą drogę musiał już tylko rozwiązać sprawę osła. Trochę szkoda było pieniędzy wydanych na zwierzę i mięsa które się zmarnuje. Lecz nie mogli zostawić żywych zwierząt w tunelach. Po przepakowaniu się i przekazaniu nadmiaru rzeczy podróżującemu z nimi Huranowi, Grundi odprowadził zwierzę na bok. Postawił je bokiem do ściany i szybkim, celnym ciosem topora rozłupał mu czaszkę. Osioł tylko, wywrócił oczami i zdechł przewalając się na bok. Mógł skończyć gorzej, a złoto Grundiego lepiej. Tak czy inaczej trzeba było ruszać i przeżyć. trochę gorzej poradził sobie ze swoim zadaniem Thorin. Jakoś krzywo uderzył i jego osioł kwiczał i rżał dłuższą chwilę. - Nosz kurwasz Thorinie! Bo na powierzchni usłyszą bydlaka! Podsumował wojownik poprawiając plecak.

Kiedy już przechodzili po śliskich balach, udało mu się ominąć wszystkie pułapki, które szczęściem wypatrzył już z daleka. Tylko raz zachwiał się nad potykaczem i omal nie obił mordy o kłodę, uruchamiając Bogowie wiedzą jaki mechanizm. Tak dzięki szczęściu przedostał się na drugą stronę jedynie zlany potem. Jednak dobrze że pozbył się nadmiaru ekwipunku, pewnie tylko dzięki mniejszemu obciążeniu tak dobrze mu poszło.
Niestety inni nie mieli tyle szczęścia, na co wskazywały dźwięki uruchamianych pułapek, krzyki, przekleństwa. Kiedy wszyscy byli już po drugiej stronie Fullgrimsson ruszył do pomocy przy opatrywaniu rannych. Może rany większości nie były poważne, ale zależało im na szybkości. Jak najszybsze opatrzenie poturbowanych zwiększało ich szanse na przeżycie.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 28-09-2014, 08:20   #450
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Thorgun nie brał zbytnio udziału w wynurzeniach swoich towarzyszy. Czuł się źle. Nie dość, że zapomniał o najważniejszym elemencie do wyprawy czyli wodzie, to jeszcze te piekielne podziemia. Nie czuł się w nich dobrze. Ciasnota nie sprzyjała walce w odległości, co wykorzystał ich tajemniczy napastnik. W dodatku kolejna sala była najeżona pułapkami. Nie wyglądało to dobrze, ale grupa postanowiła iść dalej. Faktycznie, innego wyjścia nie było, bo powrót odpadał.
Niestety, nie obyło się bez ofiar i wpadek. Nawet sam Thorgun jedną zaliczył, bowiem skakanie po podkładach i omszałych belkach, nie było tym co krasnoludy lubią najbardziej. Ślisko, poślizg i jeb na glebę. Noga gdzieś zawieruszyła się między belkami i zwichnięcie gotowe. Ból nie był duży, bowiem minął w mgnieniu oka, ale obrzęk i siniak wskazywał, że Thorgun przez jakiś czas na żadne wesele nie pójdzie. Jakby umiał tańczyć. Har har..prawie się zaśmiał, z własnego niewypowiedzianego żartu.
Jednak udało im się przedostać na drugą stronę. Oczywiście nie mogło obyć się bez niespodzianek, ale wzrok Thorguna szukał tylko jednego członka ich zespołu. Khaidar. Zlana potem, gorączkująca i wyglądająca jak jej własny cień. Chciał podejść ale powstrzymał się. To nie był czas na amory, litowanie się czy okazywanie publiczne swoich emocji. Tym bardziej że Khazadka, nie lubiła jak ktoś okazywał jej jakiekolwiek uczucia, a troska mogła być przez nią źle poczytana. Przyjdzie moment, że będzie mógł z nią porozmawiać na osobności i w spokoju. Teraz jednak..

Trzeba było zająć się robotą, więc gdy jedni opatrywali drugich, Thorgun stanął na czatach. Bacznie obserwował teren, próbując wypatrzeć jakieś kolejne zagrożenie. Miruchna, oczywiście załadowana, była w pogotowiu a oko strzelca baczne i czujne. Zwichnięta noga będzie przeszkadzała w jakiejkolwiek walce wręcz czy pościgu, ale dłonie i oko miał sprawne. To była jego największa zaleta, którą zamierzał wykorzystać.

Szkoda było tylko, że w pysku robiło mi się sucho. To jednak była obecnie mała niedogodność, patrząc na stan jego nie których kompanów i to co przed nimi jeszcze.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172