Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-09-2014, 21:30   #61
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Thurin wsłuchał się w słowa górala. Słuchał i rozmyślał.

Czy rzeczywiście długowieczność miała takie znaczenie? Czy tak bardzo różniła obie ich rasy? Czy była błogosławieństwem, czy może przekleństwem?

Khazadzi byli długowieczni, to prawda. Niektórzy dożywali ponad 300 lat. Lecz byli też nieliczni. Byli wymierającą rasą.

Toteż całą swą wiedzę chcieli przekazać innej rasie - ludziom. Ludziom, żyjącym krótko niczym jętki, ludziom o słabej woli, niedokładnym i niecierpliwym. Ludziom, których khazadzi traktowali jak młodsze rodzeństwo, nieznośne, a jednak...

Westchnął, wsłuchując się dalej w opowieść Moritza. Chciałby mieć takie postanowienie, magiczny cel na końcu drogi. Rodzinę...

Jego matka zmarła rodząc Thurina, swe czwarte dziecko. Czwartego syna. Ojciec nigdy mu tego nie wybaczył. Nie wspominał o tym, ale widział to w jego oczach. Jego najstarszy brat Snorri był urodzonym Thanem, nadawałał się do przejęcia ojcowizny. Elgrim był wspaniałym wojownikiem i wspaniałym przyjacielem. A Olmador... Olmador był gnojkiem, skurwielem żądnym tego, co mu się nie należało.

Thurin został przujęty do terminowania na kowala run. Ale jego mistrz, Ulf Czarnobrewy... wygnano go... za... konszachty z Dawi'Zharr... Nie wierzył w to, ale... został byłym uczniem banity. Zaczął pić. A potem Elgrim zabrał go na ekspedycję, w morze. A potem starszemu bratu Thurina nie udało się uratować księcia, któremu ślubował. Postawił czub. I ruszył umrzeć...

Po powrocie okazało się, że ojciec i najstarszy brat Thurina zmarli. Na zarazę. Podobno... A Olmador został thanem. A Thurin wyrzekł się brata, wybrał los wygnańca. Nie miał rodziny. I chyba nie będzie miał.

Z rozmyślań wyrwały go otwierane drzwi. Felix? On żyje?

- Witaj Felixie. - rzekł - Jak udało Ci się przeżyć?

I nim mag odpowiedział, dodał:

- A co do Mathiasa i reszty... sam chciałbym wiedzieć gdzie są.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 26-10-2014 o 16:53.
Fyrskar jest offline  
Stary 29-09-2014, 21:44   #62
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
To nie czas na grzybobranie

Ogr wyjął strzałę Jochena z uda, jakby była zadrapaniem, które nie skrzywdziłoby dziecka. Straszliwa żywotność spienionego i wrzeszczącego olbrzyma wydawała się niewyczerpana. Instynkt walki kuszników zawodził. Oszołomione rozumy i zdesperowane dusze nie sprzyjały posyłaniu śmierci nawet z tak niewielkiej odległości. Rozwścieczony śmiercią Smoka Iwan słyszał bicie serca niczym echo potwornego dzwonu przeznaczenia. Nie wyobrażał sobie takiego pędu zniszczenia, który ucieleśniony został w olbrzymiej masie żelaznych mięśni, na pozór wydającej się żałośnie wolną i niezdarną. Kolos nadciągał, łamiąc krzaki i młode drzewka, turlając się wśród zarośli jak jeden wielki wybuch furii, szalejący jak tajfun.

- Trzymaj się z tyłu czary-mary! To nie będzie spacerek na grzybobranie! - powiedział, odwracając się do Mathiasa, a następnie wydarł się w stronę ogra. - Chodź tu plugawy pomiocie, zaraz cię wypatroszę!

Roran dobył pośpiesznie toporów i wyprężył się, by stawić czoło falującemu cielsku. Nie wiedzieć czemu, w policzku topora dojrzał momentalne odbicie symbolu Grimnira Nieustraszonego, a przez dłonie przeszło przeszywające mrowienie, jakby przeczucie jakiegoś straszliwego fatum. W krasnoludzie odezwała się krew tysiąca pokoleń.


- Nadzieję cię na rożen jak pieczoną świnię!

Roran stanął wprost na ścieżce nadchodzącego jak grzmot tytana. Nadciągał szaleńczy cios. Metodyczny unik. Krasnoludowi podwinęła się noga i upadł na kolano przeklinając. Uderzenie buzdyganu wystrzeliło go w powietrze z taką łatwością, jakby potwór przeganiał muchę ze ściany. Wszyscy usłyszeli wyraźnie gruchot pękających kości i rozrywanych mięśni. Roran zwalił się gdzieś nieopodal.

Świat rozpływał się już przed oczyma. Słyszał nienawistny śmiech bezlitosnego kata. Słyszał jak Mathias krzyczy, widząc siłę tego ciosu. Widział teraz wyraziście Grimnira, Valayę, Grungni. Uśmiechnął się przez zakryte brodą usta. Niewiele brakowało, a ogr wycisnąłby zeń życie i posłał duszę w zaświaty.

Po chwili leżał już bez zmysłów.

Tymczasem Jochen kątem oka dostrzegł jak alabastrowa sylwetka kobiety, niemal nagiej z powodu poszarpanych ubrań, przemknęła między jedną zrujnowaną ścianą a drugą. Elfce udało się uwolnić. Kryczała w niezrozumiałym języku, choć jej intencje były zrozumiałe. Błagała o pomoc.

- Wypierdalać albo ukręcę im karki! - krzyknął ostrzegawczo ogr.

Mathias stał osłupiały pośród umierającej przyrody, zwijającej się w konwulsjach i śmiertelnych drgawkach. Ożywił się, gdy zawsze pewny siebie Roran przeleciał mu nad głową jak szmaciana lalka. Wszystkie zmysły czarodzieja zwietrzyły nadciągające śmiertelne niebezpieczeństwo. Nie tracąc czasu, rozpoczął inkantację jedynego ofensywnego zaklęcia, jakie znał. Do jego umysłu nie docierała inna rzeczywistość niż drgania ziemi powodowane przez stąpnięcia zbliżającego się kolosa. Widział rosnący cień, pokrywający stopniowo jego postać.

Zabłysnęła stal rapierów. Oczy zwęziły się w szparki. Iwan strzelił naprzód całym ciałem jak błyskawica. Skoczył na plecy ogra niczym wcielenie furii, wbijając ostrza w cielsko potwora najsilniej jak potrafił. Cała sylwetka żołnierza pokryła się tryskającą krwią. Bestia zacharczała i zachwiała się. Jeden krok do przodu, jeden do tyłu. W końcu upadł ciężko twarzą w dół, z Iwanem na plecach. Młodzieniec wyciągnął oręż z bolesnym sapnięciem i spojrzał przed siebie, przeklinając gorzko. Spóźnił się. Mathias leżał w rosnącej szybko kałuży krwi, ze zmiażdżoną lewą połową ciała. Łapał ostatnie oddechy, a jego dłonie drgały jeszcze przez moment.

W ostatnich chwilach swojego życia szlachetka czynił gorzkie wyrzuty losowi, który zdecydował, że jego żywot dobiegnie kresu na tym bezbrzeżnym, zielonym oceanie. Że już nigdy nie ujrzy murów Altdorfu. Że już nigdy nie dowie się, co się stało z Saliną von Stringer. Że...

Nastała martwa cisza.

W stronę bohaterów biegła zrozpaczona, zapłakana elfka. Nie krzyczała już w nieznanym języku, potrafiła się też porozumiewać staroświatowym, ale słowa przychodziły jej z trudem, jakby komunikacja w tym języku była zapomnianą, nieużywaną umiejetnością.


- Błagam... Pomóżcie... To moje dzieci... Pojmali... Wszystkich...
 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz, psionik
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Gladin, WOLOLOKIWOLO, Stalowy, Lord Melkor, Pliman

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 30-09-2014 o 10:19.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 29-09-2014, 23:19   #63
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
Zadowolony, że nie uważają go za potencjalnego zdrajcę lub wroga wszedł do środka i zaczął rozkładać do wyschnięcia swój namiot i płaszcz
-Uratowała mnie moja małpa i chyba sami bogowie, Sigmar i Randal musieli mi pomóc. Uciekła mi do lasu,-wskazał na siedząca na ramieniu małpę- Potrafią imitować ludzki intelekt ale potrafią też być głupie jak inne zwierzęta. Co miałem zrobić? Zszedłem z konia i poszedłem szukać w tą cholerną mgłę co wtedy była, nie jestem z lasem jak pan Moritz obeznany więc zgubiłem się. Błądziłem po lesie gdy wyczułem, że ktoś używa potężnej magii. Wiedziałem, że to nie Mathias bo on mimo największych przechwałek by czegoś takiego nie potrafił. Wsiadłem na koń i pojechałem w tą stronę.
Zamilkł na chwilę.
-Gdy dotarłem na miejsce, wszyscy nie żyli. Widziałem ludzi połamanych, zmiażdżonych upadkiem u stóp urwiska. Nie wiedziałem co dalej zrobić nikogo nie było i krzyczeć nie było rozsądnie. Udałem się za tropem z kuszą w ręku mając nadziej, że dam radę się czegoś dowiedzieć lub pomóc.
-I tu dochodzimy do ważnych rzeczy, do skurwiela Eugena i jego przeklętego kolegi. Znalazłem ich wszystkich w lesie. Sobie zawłaszczyli dworek nad jeziorem z ukrytym wejściem używanym przez mutantów. Ten Eugen i czarnoksiężnik bo od niego-przerwał szukając określenia.- widać, czuć było magią chaosu widziałem jak z sobą rozmawiali i wchodzili do tego dworku nikogo innego nie widziałem. Wiedząc, że mam już więcej szczęścia niż rozumu i szczęście mi się w końcu skończy to po cichu uciekłem. Potem ruszyłem zawiadomić Nonnweiler.
Tu pociągnął łyk wody przerywając swój monolog.
-Dalej los mi sprzyjał spotkałem arabskiego kupca Jassim, Jassir, Jakim, nie pamiętam. Mówił, że widział takich jak wy i gdzie was skierował. Powiedziałem mu o kultystach i wymusiłem na nim słowo, że ostrzeże innych na szlaku.
-Tak was po kilku dniach znalazłem i pytam się czy widzieliście co się stało, zwłaszcza Mathiasa obserwacji jestem ciekaw. On jako mag widział więcej i lepiej mógł się zorientować w zdolnościach czarnoksiężnika ja tylko wiem, że był potężny. I ciekawy jestem waszego stanu czy by się do dworku nie wybrać czy próbować w następnej wsi milicję organizować, nie pilnują się wcale myślą pewnie, że wszystkich zabili. A nieprzygotowany czarnoksiężnik zdycha równie łatwo co zwykły człowiek.
Uśmiechnął się na tą myśl.
-Dawno wyruszyli i wiecie gdzie? Ktoś z was, może pan, panie Moritz wie co jest przed nami? Moja mapa okazuje się zbyt mało dokładna w tej okolicy.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 05-10-2014, 10:42   #64
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Wysłuchał maga, zastanowił się.

- Do dworu, panie mag, ja bym się nie wybierał. Wolałbym się nie mieszać do spraw chaosistów. Ale to moje zdanie, nie opinia drużyny. Wolałbym, żebyśmy uradzili się, co dalej razem z resztą.

Zamyślił się przez chwilę.

- Proponowałem już Moritzowi, zaproponuję raz jeszcze - może byśmy poszukali reszty kompanii?
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 26-10-2014 o 16:54.
Fyrskar jest offline  
Stary 05-10-2014, 17:22   #65
 
Matyjasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Matyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemuMatyjasz to imię znane każdemu
-Uwierz mi panie Thurinie, jestem jedną z ostatnich osób, które chcą się pakować w kłopoty z siłami chaosu. Jednak pytanie często jest nie czy chcemy lecz czy możemy sobie pozwolić by się nie pakować. Kult to ropień na ranie, który będzie rósł i rósł i gnił aż dotknie wszystkich w okolicy. Naszym obowiązkiem jako istot myślących jest zrobić wszystko co w naszej mocy by temu zapobiec. Tylko co jest w naszej mocy? W trójkę czy sam nic nie zrobię poza powiadomieniem najbliższego księcia, gdy dotrę do jakiejś osady.
Powiedział rozpakowując potrzebna na spodziewany nocleg rzeczy.
-Co do poszukiwań, skoro nie wiemy gdzie się kierowali i nie wiemy jak ich znaleźć to chyba najlepiej czekać, pewnie byśmy się minęli albo sami zagubili i ktoś musi pilnować obozowiska.
 
Matyjasz jest offline  
Stary 05-10-2014, 19:24   #66
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Kobieta zmienną jest
Jochen, którego wiek i doświadczenie życiowe uodporniły nieco na niewieście wdzięki, obrzucił elfkę szybkim spojrzeniem, po czym powiedział:

- To nie będzie łatwe.

Straty, jakie ponieśli, zdecydowanie zniechęcały do podjęcia dalszych działań.

Ivan, jakby nie słysząc błagań elfki, spoglądał na bezwładne ciało towarzysza. Uklęknął przy nim, poczym zaczął kierować swe dłonie w stronę jego oczu. Ręka nagle mu zadrżała, a na jego twarzy pojawił się smutny uśmiech. Pewnie miałbyś niemałe obiekcję co do wyrywania oczu przy pochówku, co nie? – Pomyślał, po czym delikatnie zamknął palcami powieki przyjaciela. Następnie spoglądając w dal na pierwszą ofiarę tejże walki. Pies, który wiernie służył mu przez ponad dwa lata, w żadnym razie nie przypominał już dumnego i hardego Alaskana Malamute, wykradzionego pewnej nocy niewiaście, której imienia Ivan nie mógł sobie teraz przypomnieć. Miał ochotę uronić łzę, jednak wtedy do jego uszu dobiegły w końcu błagania elfki, której wdzięki już go wcale nie interesowały. Niestarannie otarł twarz, a następnie w końcu postanowił się odezwać.

- Już nikt dzisiaj nie zginie… – odpowiedział cicho. Załamanie, które go dotknęło było widoczne gołym okiem, gdyż jego wzrok nie błądził nigdzie po ciele niewiasty. Zamiast tego spoglądał prosto w jej oczy z nieukrytą obojętnością. Nie trwało to jednak długo, gdyż po chwili zwrócił się do Jochena:

- Trzeba będzie chyba pertraktować… Masz może pomysł, jak tego dokonać?

Jochen pokręcił głową.

- Nie mam pojęcia - powiedział - czym można przekupić ogra. Bo nie sądzę, by dało się go zastraszyć, nawet jeśli obaj jego kompani nie żyją.

- Wątpię by tej bestii zależało na czymś innym niż na walce i jedzeniu… W dodatku nie mamy chyba nic, co mogłoby go zainteresować – kończąc to Ivan odwrócił się w stronę miejsca, gdzie Ogr ukrył się wraz z dziećmi. Przez dłuższy moment intensywnie zaczął analizować sytuację, po czym znów przemówił. - Zasadniczo to on jest teraz w defensywie, takie pozbawione intelektu potwory sięgają po tego typu sztuczki jedynie w ostateczności. Nie wie, ilu nas tu jest, natomiast z pewnością słyszał konającego w bólu towarzysza. Myślę, że powinniśmy spróbować przekonać go, że jesteśmy w licznej grupie i że zależy nam tylko na dzieciach. Postawimy mu ultimatum, albo puści dzieci i odejdzie, albo… No właśnie. Albo co? Pomysł Ivana nie przewidywał planu B. Udało im się pokonać jednego z nich, jednak teraz bez elementu zaskoczenia i pomocy Rorana, Mathiasa i Smoka, nie mieli szans na pokonanie Ogra.

- Może da się przekonać. Jeśli zrozumie, że jego kompani nie żyją, to może dojdzie do wniosku, że lepiej unieść całą głowę - odparł Jochen.
Oczywiście zawsze można było spróbować wymienić elfkę na dzieci, ale to, według Jochena przynajmniej, nie był najlepszy interes.

- Też tak uważam. Myślę, że możemy mu powiedzieć, że jesteśmy oddziałem rekonesansowym z Górskiej Straży i chcemy jedynie odzyskać dzieci. By go dodatkowo przestraszyć, powiemy, iż jesteśmy częścią oddziału, którego dowódcą jest sam Roran-grim Utha-sson. – To mówiąc, Ivan odwrócił się w stronę nieprzytomnego towarzysza. Nie martwił się o niego, gdyż wiedział, że khazada nie tak łatwo zabić. - Jeżeli będzie kojarzyć to imię, to z pewnością zrozumie, iż znalazł się w fatalnej sytuacji.

- Dobry pomysł. - Jochen skinął głową. - W takim razie ty mów, a ja będę stać obok i wyglądać groźnie - zaproponował.

Ivanowi wiedział, że pertraktacja jest jedyną szansą na uratowanie dzieci. Nie podobała mu się perspektywa dyskutowania z Ogrem, którego towarzysz zabił jego przyjaciół. Jednak błagalne spojrzenie Elfki i jej rozpacz spowodowana macierzyńską troską o swe potomstwo, sprawiły, że mężczyzna zdławił w sobie dumę i zawołał do bestii.

- Ogrze! Dla twojej wiadomości, masz właśnie do czynienia z oddziałem rekonesansowym Górskiej Straży. W normalnych warunkach bylibyśmy zobligowani do pozbawienia cię życia, tak jak twojego towarzysza. Jednak jesteśmy w stanie darować Ci je pod warunkiem, że uwolnisz dzieci. – Tu Ivan wziął głęboki oddech. Widział, że od jego słów zależą losy czwórki niewinnych dzieci, dlatego postanowił dać z siebie wszystko. – Gdy cała czwórka znajdzie się pod naszą opieką, wszyscy będziemy mogli ruszyć w przeciwnych kierunkach, zapominając o wyrządzonych sobie nawzajem krzywdach. Jeżeli jednak tego nie zrobisz, to na własnej skórze odczujesz potęgę oddziału, którego przywódcą jest sam Roran-grim Utha-sson. Jeśli kiedyś dane Ci było słyszeć to imię, to z pewnością wiesz, że nie warto stawiać na szali swego życia dla kilku dzieci.

Słowa Iwana przecięły ciszę i długo wybrzmiewały, niosąc się między kikutami budowli. Zza kruszącej się ściany wyjrzała raz i drugi głupkowata morda ogra, wpatrująca się w głębinę zielonych cieni lasu. Potwór stał niezdecydowany, pewien, że każdy ruch przyniesie mu śmierć. Wpatrzeni w jeden punkt bohaterowie ignorowali kobiece łkanie i odległe pojękiwania dzieci, nerwowo wyczekując ruchu bestii. Po chwili brązowy owal wychynął zza muru po raz trzeci, tym razem z uśmiechem od ucha do ucha. Zwalista sylwetka odkleiła się od muru i posuwała miarowymi krokami do tyłu. Ogr jedną ręką trzymał związane dzieci, zasłaniając się nimi jak najbardziej się dało. Zrozpaczona kobieta chciała skoczyć na ratunek, lecz muskularne ramię Iwana powstrzymało ją przed tym nierozważnym ruchem. Doszedłszy do przeciwnego skraju lasu, olbrzym popchnął brutalnie rozkrzyczane dzieci, a sam wbiegł między drzewa niczym tygrys, uciekając.

Elfka rzuciła się do ubłoconych, rozczochranych maluchów. Rozwiązała je. Poza rozciętą głową nie dotknęła je żadna inna krzywda. Jedno z dzieci wyraźnie odstawało od reszty. Nie miało nawet najmniejszej domieszki elfiej krwi. W zastałej sytuacji nie można było ustalić, jakie relacje wiązały je z innymi dziećmi i elfką. Wszyscy jednakowo cieszyli się, że żyją. Chłopiec jednak różnił się od reszty, okazując mniej emocji i lustrując bohaterów bystrym spojrzeniem.

Roran wstał, rozchlapując ciemną, poczerwieniałą wodę płytkiej kałuży. Klnął, jakby odebrał bluźnierczą edukację od marynarzy, nie mogąc znaleźć jednego topora. Trząsł się ze złości i wstydu z powodu własnej niemocy, toteż wpierw jednym haustem opróżnił całą manierkę gorzałki. Ryzykowanie życia było częścią jego zawodu, ale każde bliskie spotkanie ze śmiercią zostawiało w nim rany, których nie potrafiła zabliźnić nawet jego nadnaturalna zdolność regeneracji, co najwyżej alkohol, a i ten nie zawsze pomagał.

-1 Punkt Przeznaczenia i +1 Punkt Obłędu z powodu przeżycia śmiertelnego zagrożenia



- O żesz kurwa jego psia mać - rzekł Roran, jak tylko udało mu się pozbierać. Nie do końca pamiętał, w jaką cześć ciała otrzymał uderzenie, bo czuł jakby go paliło całe ciało, każdy miesięń. Nie namyślając się długo wypił całą manierkę gorzały. Jednym chaustem. Nie po to, by się popisać, ale by przestać się trząść.
Po chwili, gdy już wiedział dokładnie, co się wydarzyło, nie odzywając się do nikogo poszedł w las szukać Bhazer’a. Zagwizdał trzykrotnie, a po niecałej minucie zjawiła się jego psina. Uściskał ją dokładnie i pozwolił jej zlizać z niego własną krew.

Wracając do towrzyszy zobaczył leżącego ogra. Po śladach ran domyślił się, że Ivan zabił go, gdy ten zajmował się Roranem.

- Masz szczęście, że wykorzystałeś ten moment. Bo jak nie to sam bym Ci przetrącił parę kręgów - powiedział z lekkim uśmiechem maskującym zażenowanie.
Było mu wstyd, ale nie przed Jochenem - ten nie miał pojęcia o walce i pewnie większość wykonanych przez Rorana ruchów była dla niego niezrozumiała albo głupia.
Nie było mu wstyd też przed elfką i dzieciarnią, tak naprawdę miał ich w dupie. Pomógł im, bo tak trzeba było zrobić.

Gdy elfka odkleiła się od małych zauważyła, że się jej przypatruje. On jedynie skinął jej głową i, nie czekając na reakcję, podszedł do Ivana. Klepnął go po ramieniu:

- Dobra robota. Przykro mi z powodu Smoka - powiedział patrząc na truchło, jakie zostawił po sobie atak ogra. - To był wspaniały kompan! - Wiedział, że żadne słowa nie pomogą i nie zrewanżują mu tej straty.

Poświęcił też chwilę martwemu Mathiasowi. Był z niego ciekawy osobnik, mimo że nie nadawali na tym samych falach i często Roran go nie rozumiał, to czuł z nim jakąś pozytywną więź. I ta więź zapędziła ich gdzieś tutaj. W środku jakiegoś lasu zginął człowiek, a świat nawet tego nie zauważył i żył dalej swoim tempem. Wzdechnął, po czym rzekł głośno:

- Zjebałem, nie obroniłem Mathiasa. Biorę to na siebie, ale uwierzcie mi to ostatni z moich kompanów, który zbyt szybko odszedł do Morra. Przysięgam! - krzyknął wznosząc swój topór do góry.

- Nie ma co tracić czasu, jak skończycie to wracajmy do naszych.

Sam odszedł na bok i zajmował się Bhazerem świadom tego, że to jego pies mógł tam leżeć nieżywy.

Struga powietrza ulotniła się z ust Ivana, który nie do końca mógł uwierzyć w powodzenie jego planu. Uśmiechnął się lekko w stronę podnoszącego się z ziemi Rorana. Miał zamiar podzielić się właśnie jakąś kąśliwą uwagą, jednak na widok martwego Mathiasa, jakby odeszła mu na to ochota.

- Cieszę się, że nic ci nie jest. - Powiedział, ignorując jego napomknienia o Smoku i Mathiasie. Ivan wiedział, że to nie z winy khazada mag zginął. To przecież Ivan jako pierwszy wyskoczył z pomysłem złapania złodziei prowiantu.

Jego wzrok z powrotem przeniósł się na elficę. Następnie podniósł swą kuszę, załadował bełta i z wolna ruszył w ich kierunku. Mijając krwawą miazgę, którą kiedyś był jego pies, jego twarz przybrała naraz ostrego i wściekłego wyrazu. Dotarłszy do nich, jego uwagę przykuło wyróżniające się z tego wszystkiego dziecko. Jego wzrok sprawiał, że Ivan nieco się uspokoił, a postać chłopca zasiała w nim nowe ziarno ciekawości. Po chwili jakby otrzeźwiał i beznamiętnie zwrócił się do elfki.

- Zrobiliśmy to, o co prosiłaś. Teraz idziecie z nami - naładowana kusza, skierowana w ziemię, jasno mówiła, iż mężczyzna nie ma zamiaru przyjąć odmowy. – Najpierw jednak, chciałbym pochować towarzyszy i liczę na to, że nie będziecie mi tego utrudniać. Nie zapominaj, komu zawdzięczasz życie swych dzieci.

Elfka potrząsnęła głową, jak gdyby właśnie przebudziła się z koszmarnego snu. Kobieta zesztywniała i wstrzymała oddech, po czym wyprężyła się, zagarniając trące oczy dzieci za nią.


Chłopczyk wykorzystał chwilę zmieszania i podbiegł do Jochena, wtulając się w jego nogę, jak gdyby szukając bezpieczeństwa w kontakcie fizycznym. Kupiec mógł poczuć drżenie malutkiego ciała, kiedy dzieciak przylgnął do niego. Oczy leśnej nimfy były teraz jak z rubinów, które płonęły czerwonym blaskiem, chciwie jak węgle z najgłębszych otchłani piekła. Nie drżała już, a jej głos był stanowczy:

- Wolę umrzeć tutaj niż w upodleniu.

- W jakim znów upodleniu? - spytał Jochen. - Nikt nie zamierza nic zrobić ani tobie, ani dzieciom.

- Hę? – krótka onomatopeja wydobyła się z ust zdezorientowanego Ivana. Dopiero po chwili zrozumiał, o co elficy chodziło. – Za kogo ty nas bierzesz! – odpowiedział oskarżycielsko. – Za bandę jakichś dzikusów, której chodzi tylko jedno? Naprawdę myślisz, że ryzykowałbym swoje życie i życie swych kompanów, po to by móc sobie pochędożyć przez chwilę!? Gdybyśmy tego chcieli, to po co niby mielibyśmy ratować twoje dzieci, skoro ty byłaś jak na dłoni! – Po tych słowach Ivan wziął głęboki oddech, by trochę się uspokoić.

- Nigdzie nie idziemy. Rozejdziemy się tutaj - chciała powiedzieć stanowczo, choć było to niemożliwe ze względu na łamany reikspiel i zbyt miękki akcent.

- Najpierw nam pomożesz i wyjaśnisz parę spraw, potem się rozejdziemy - odparł Jochen. - Nic do ciebie nie mamy, ale przyda się nam garść informacji. Świat - gestem pokazał okolicę - jest dość niebezpieczny, chcemy wiedzieć, co i gdzie się dzieje w okolicy.

- I co dalej? Masz zamiar iść z czworgiem dzieci przez ten piekielny las? Nie wiem czy zauważyłaś, ale tu nie jest zbyt bezpiecznie… - Skwitował Ivan. - Ty nas nie obchodzisz, ale moje duma nie pozwala na pozostawienie bezbronnych dzieci i ich matkę, na łaskę zamieszkującego te lasy zła. Z nami będziecie bezpieczni przez jakiś czas, no i nie będziecie musieli nikogo okradać by coś zjeść…

- Jakbyście nas nie gonili, nikomu nic by się nie stało! - niemal krzyknęła, purpurowiejąc z gniewu. - Niedługo zapadnie zmierzch, a wy w lesie zachowujecie się jak niezdarne dzieci. Przebywając tu pakujecie głowę w paszczę smoka.

- Nie gonilibyśmy was, gdybyście nie ukradli całego naszego prowiantu! - skontrował oskarżenie Ivan. Nasępnie już spokojnie kontynuował. - Masz rację. Zmierzch się zbliża, a chyba wszyscy wiemy, co ten las może nam zaproponować po zmroku. Nie mam zamiaru was za sobą ciągnąć na siłę. Jednak dla dobra dzieci radzę Ci dokładnie przemyśleć sprawę. Chyba nie chce mieć ich na sumieniu, z powodu swej dumy.

- Dzieci są bezpieczne. Martwcie się o siebie - przemówiła z pełnym napięcia spokojem.

- Tak. I właśnie wszyscy byliśmy tego świadkami - Ivan odwrócił się w stronę Jochena, któremu ni stąd ni zowąd wyrosła na nodze nowa, trzęsąca się ze strachu kończyna. Uśmiechnął się lekko, po czym zwrócił się ponownie do elfki. - Chyba, komuś spodobał się nasz plan nieryzykowania bezsenownie życia.

Krew napłynęła do kobiecej twarzy ciemnym rumieńcem. Stała przez chwilę z zachmurzonym czołem, po czym odparła przez zaciśnięte zęby:

- Jak chcecie to go bierzcie. Nam... Mnie nie jest już do niczego potrzebny.

Tutaj Roran zabrał głos, wstając z ziemi. Do tej pory starał się nie brać udziału w rozmowie. W ogóle jej nie słuchał i była ona prowadzona jakby daleko od niego, ale teraz nie wytrzymał i wstał.

- Ty piedolona długoucha! Myślisz, że po jakiego chuja zabraliśmy się do walki z tymi pokrakami? Dla sportu? Dla naszego wybujałego ego? Jak tak myślisz to jesteś bardziej pojebana niż reszta twojej rasy!

- On - wskazał Ivan - stracił swojego kompana, swojego przyjaciela, my wszyscy straciliśmy kogoś dla nas ważnego - wskazał maga - myślisz że po co? Żebyś sobie tak odeszła? Wiadomo, że będącej w potrzebie matce z dziećmi się nie odmawia, ale jak wydaje ci się, że tak po prostu odejdziesz, to się grubo mylisz.

Teraz spokojnie pogadamy albo komuś się może zdarzyć krzywda. Powiedział to, wyciągając kuszę i mierząc do elfki.

- Myślisz, że się nie odważę? Spójrz w oczy moich towarzyszy, a zobaczysz w nich strach, że ten szalony krasnal znowu coś zmaluje - zaśmiał się Roran, a jego śmiech miał w sobie nutkę szaleństwa.

Po czym po chwili zwolnił bełta i schował kuszę mając nadzieję, że jego przedstawienie dało wyraźny przekaz:

- Przestań pierdolić i chodź z nami w spokojne i bezpieczne miejsce, a jutro spieprzaj, gdzie tam sobie chcesz. Nie po to narażałem swoje życie i życie moich towarzyszy, byś teraz odeszła z dzieciarnią i narażała ich na niebezpieczeństwa, jakie w tym lesie mogą spotkać podróżnych.

Roran odrócił się plecami do wszystkich, głośno wzdechnął i jak gdyby nic zabrał się do pakowania swojego sprzętu. Po czym wziął na plecy Mathiasa i rzekł:

- Idziemy panienki? Nie mam zamiaru tutaj sterczeć całą noc.

Tym razem tylko śmiech był odpowiedzią na bezczelne odzywki khazada. Po chwili cień emocji zniknął ze smukłej twarzy, zastąpiony chłodem. Bohaterowie spojrzeli na nią z zagadkowym oczekiwaniem w oczach, nie wiedząc jaki to sekret mógł kryć się w tym pięknym ciele.

- Dobrze. Idźmy więc.

Trautes Heim, Glück allein!
Mimo wcześniejszych niesnasek, potomkini leśnego ludu okazała się pomocna, nieraz wskazując właściwą drogę, co pomogło w powrotnej podróży przez starożytne, leśne królestwo. Błękitne cienie stawały się purpurowe, a przez ponury baldachim przebijało się coraz mniej ciemnozłotych promieni słońca.

- Wy opłakujecie jedną osobę, a ja cały swój lud - zaczęła kobieta. Świeże wspomnienia wywoływały wstrząsy w jej świadomości, a zapomniane uczucia poczęły wzbierać się w piersi. - Miasto te skrywa wiele obłąkanych, egoistycznych i perwersyjnych kreatur... Diabelskich służących dziwnych bestii, spłodzonych w tajemniczych, bezimiennych zakątkach lasu - mówiła zagadkowo. Potworów, których planów nie są w stanie zrozumieć, pozostając jedynie narzędziami w ich rękach. Te ogry były z bandy, która pojmała niedobitki mojej rodziny po długiej, wyniszczającej obie strony walce. Zwą się Białymi Szczękami. Ich legowisko znajduje się pod klasztorem, tam na wzgórzu. Malują swoje pyski na cześć koszmarnej inteligencji, którą uosabiają na swych malowidłach w formie... - tu wstrzymała oddech:

- Smoka.

Jedyną odpowiedzią było cyniczne mruknięcie niedowierzającego Rorana. Podczas walki nikt nie zauważył białej farby na ogrzych pyskach. Z drugiej strony ślina, pot i deszcz mogły skutecznie zmyć barwy wojenne. Elfka kontynuowała:

- Nie wiem, na ile to prawdziwe. Nie miałabym szans w pojedynkę odbić mój klan. Planowałam odbić tylko kilku braci, których trzymają uwięzionych w klatkach, w zatapiającej się w bagnach ruinie, niedaleko stąd. Chociaż... Kto wie. Może już stały się pożywieniem dla jakiegoś żarłocznego demona, któremu te pokraki oddają hołd.

Znowu mieli wrażenie bycia obserwowanymi przez setki głodnych, okrutnych oczu, odbijających pożądanie ich dusz, zupełnie pozbawionych człowieczeństwa.

Moritz, stojący nad prowizoryczną wędzarnią, powitał wracających wyśmienitym zapachem mięsa. Udało im się wrócić przed zmierzchem. Obie strony były zdziwione - Thurin i góral towarzystwem elfów i pozostałościami Mathiasa, a drużyna pościgowa drugim koniem i obecnością człowieka, którego już zdążyli uznać za martwego - Felixa von Welfa, imperialnego kadeta i czarodzieja bitewnego. Kobieta okazała się po raz kolejny pomocna - bez zbędnej kurtuazji nakazała Moritzowi zakopać wędzarnię i pozbyć się resztek jedzenia jak najdalej od strażnicy, opowiadając z lękiem o podobnych do nietoperzy bestii zamieszkujących niedaleką jaskinię, polujących nocą.

Tymczasem Felix von Welf i chłopczyk skrzyżowali porozumiewawcze spojrzenia. Mały miał w sobie potencjał magiczny bijący od niego niczym wielka łuna światła. Zdumiony czarodziej, którego zdolności magiczne były raczej efektem lat ciężkiej pracy niż genialnego talentu, od razu podskórnie wiedział, że to, co dla niego będzie sufitem możliwości, dla chłopca w przyszłości może być zaledwie podłogą, jeśli oczywiście trafi pod skrzydła odpowiedzialnego mistrza.

 
__________________
[D&D 5E | Zapomniane Krainy] Megaloszek Szalonego Clutterbane’a - czekam na: Lord Melkor, Dust Mephit, Panicz, psionik
[Adventurer Conqueror King System] Saga Utraconego Królestwa - czekam na: Gladin, WOLOLOKIWOLO, Stalowy, Lord Melkor, Pliman

Ostatnio edytowane przez Lord Cluttermonkey : 05-10-2014 o 20:25.
Lord Cluttermonkey jest offline  
Stary 06-10-2014, 08:46   #67
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
Moritzem targały sprzeczne uczucia. Z jednej strony smutek po stracie towarzysza, z drugiej ulga. Mathias był osobą, której najbardziej się obawiał, jeśli chodzi o sprawę. Cyniczny czarodziej zdawał się być zdolnym do wszystkiego i nieprzesadnie szanującym bliźnich. Z drugiej strony wiele razy walczyli ramię w ramię i w takich sytuacjach zawsze można było na niego liczyć. Szkoda człowieka.

Trzeba go pochować, najlepiej nie bliżej niż sto kroków od strażnicy. Moritz gościnnym gestem wskazał wszystkim jedzenie a sam odszedł kawałek i zabrał się za kopanie płytkiego dołu. Jeszcze tylko przykry obowiązek wydłubania oczu, ale to dopiero, jak będzie ułożony w mogile i to tak, żeby elfka tego nie widziała - nie wiadomo, jak zareaguje.

Swoją drogą dobrze że ostrzegła o tych nietoperzowatych, bo byłaby z tego durnego pomysłu niezła heca. Zastanawiało go po co właściwie towarzysze przytargali tutaj tę elfkę, przecież jedzenia nie odda. Czy to ona porywała dzieci w okolicach tamtej wioski? Jeśli tak, to skąd się tam wzięły elfiątka? I dlaczego chce nam oddać to ludzkie dziecko?

Postanowił ją o to wszystko taktownie wypytać po tym, jak już się posili i odpocznie. Przydałoby się też wyciągnąć z niej jak najwięcej informacji o okolicy - wygląda na to, że wie to i owo.
 
dzemeuksis jest offline  
Stary 06-10-2014, 11:13   #68
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Stracili Mathiasa. Roran nieźle oberwał. I chyba tylko cudem udało się okpić ogra. No i wyglądało na to, że to jeszcze nie koniec kłopotów.
Zachowanie elfki dość trudno było nazwać wdzięcznością, ale Jochen potrafił, częściowo przynajmniej, ją zrozumieć. Jeśli, oczywiście, jej historia była prawdziwa, bo równie dobrze elfka mogła łgać na potęgę, czego nikt nie był w stanie sprawdzić nie ryzykując życiem.
Z drugiej strony... jeśli miała ochotę wyzwolić swoich pobratymców, to w dziwny sposób się do tego zabierała. Nie lepiej było zostawić dzieci w jakiejś bezpiecznej kryjówce, niż włóczyć się z nimi po niebezpiecznej okolicy?
I co to za pomysł ze zwalaniem winy na nich? Na podróżnych, którzy padli ofiarą kradzieży? Gdyby nie kradła, to by nie miała kłopotów. Ale trudno wymagać logiki od baby.

- Jestem Jochen. - Zwrócił się do chłopca, który nie odstępował go o krok. Całkiem jakby wolał towarzystwo Jochena niż elfki. - A ciebie jak zwą? - spytał.
- Burk - odparł cicho chłopiec. - A w zasadzie to Burkhard,
- W tam razie, Burkhardzie, chodźmy - zaproponował Jochen. - Czy czeka na nas kolacja, tego nie wiem, ale w nocy lepszy będzie solidny dach nad głową, niż parę gałązek.
Chłopak skinął głową.



W dawnej strażnicy czekały na Jochena niespodzianki.
Nie dość, że komuś się poszczęściło na polowaniu, to jeszcze pojawił się jeden z zaginionych członków karawany. Co prawda Jochen nie żywił zbyt wielkiej sympatii ani do szlachty, ani do czarodziejów, ale z Felixem dało się pogadać.
No i, nie da się ukryć, w razie kłopotów warto go było mieć po swojej stronie.

- Witaj Felixie - powiedział. - Dobrze, że ci się udało wydostać z opresji.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-10-2014, 16:05   #69
Dnc
 
Dnc's Avatar
 
Reputacja: 1 Dnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputacjęDnc ma wspaniałą reputację
Roran przybył i był dziwnie cichy, jakby przybity. Kiwnął lekko głową Felixowi, zdziwiony nieco jego obecnością ale nie miał ochoty z nim gadać. W sumie to nie miał ochoty z nikim gadać.
Zajął się wpierw jedzeniem dl Bhazer'a potem sam zjadł. Następnie podszedł do Moritza i zmienił go przy kopaniu dołu. Dół nie wymaga większego pogłebiania ale chciał się zająć czymś innym niż tylko patrzeniem na siebie i siedzeniem w krępującego ciszy.....
Po wykopaniu odpowiedniej mogiły przyniósł Mathiasa i pozwolił zająć sie resztą Moritzowi. Nie znał się na tutejszych zwyczajach.
 
Dnc jest offline  
Stary 06-10-2014, 20:03   #70
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Popełnione razem z Hazardem, Matyjaszem i Clutterbanem

Felix postanowił wyjść na spotkanie towarzyszy niedoli, zbyt długo błąkał się w lesie sam.

- Dobry wieczór panowie! - zawołał i zlustrował wzrokiem grupę. - I pani, i dzieci?

Zbliżył się do elfki i uprzejmie skinął głową.

- Pani nie znam, pozwoli pani, że się przedstawię, Felix von Welf, imperialny czarodziej i absolwent akademii oficerskiej. Może nieuprzejmie się zachowam, ale będę miał parę pytań o pani... podopiecznego? - wskazał na ludzkiego chłopca.

- Panowie, ważną sprawę mam z wami do omówienia, dotyczącą losu naszej karawany, ale najpierw gdzie jest pan Mathias? Chciałem poprosić go o naukową pomoc. Albo wy pierwsi dziś, i tak czas nas nie goni.

- Możecie mówić mi Laurelandil, te imię jest niezłe - powiedziała elfka, nie zdradzając swego prawdziwego imienia, kto wie, z jakiego powodu, czy to pradawnego zabobonu, czy zwykłej nieufności. - O co chcesz zapytać, człowieku?

Znajoma twarz całkowicie zaskoczyła Ivana. Przyglądał się osobnikowi przez dobre kilka sekund, jakby dane mu było zobaczyć ducha. W fakcie, iż nie śni, uświadczyła go dopiero niewielka włochata istota, która w czasie wędrówki z karawaną często wywoływał u niego gromki śmiech. Małpa – chyba tak zwało się owe zwierzę. Po chwili Ivan szybko podszedł do niego, nie dając mu nawet czasu na zadanie pytania elfce.

- Felix? Na Sigmara, a ja żem myślał, że już nigdy tej twojej kudłatej mordy nie zobaczę. – Powiedział Ivan i silnym uściskiem dłoni powitał towarzysza. Jego radość nie trwała jednak długo, gdyż pytanie maga o jego przyjaciela, było dla Ivana jak kubeł zimnej wody. Nie chcąc marnować słów wskazał gestem głowy na Rorana, taskającego pozostałości ciała, należącego do aroganckiego i dumnego niegdyś maga.

Thurin zerknął na przybyłych. Westchnął.

Po pierwsze - martwy Mathias. Może nie byli wspaniałymi przyjaciółmi, ale szkoda człeczyny...

Po drugie - brak Smoka. Wyraz twarzy Ivana mówił, co się stało z psiskiem.

Po trzecie - długoucha z dziećmi, w przeważającej ilości jej własnymi.

- Wyglądacie, jakbyście wpadli pod piłę od tartaku. A nawet dwie. - rzekł w stronę kompanii

I dodał w stronę elfki:

- Zwę się Thurin Thurinsson z klanu Dwóch Młotów, z Barak Varr. Choć ciebie zapewne gówno to obchodzi.

Miał ją, być może niesłusznie, za osobę przez którą zginęli Mathias i Smok.

- Moritz, dajże dzieciakom coś do jedzenia.

Po chwili dorzucił:

- Pani też daj, jeśli chce. A my zabarykadujmy się. Wolałbym nie spotkać się z tymi nietoperzowatymi stworami.

Nie ufał elfce, to prawda. Ale nikt tak nie szanował rodziny jak khazadzi. Nic tak nie rozwścieczało krasnoluda, jak śmierć kobiety lub dziecka. Zerknął ku szczawiom. Elfim. I ludzkiemu dzieciakowi.

Krasnoludy nie są w stanie zobaczyć magii. Ale kowale run byli w stanie tłumić magię. Czesto samoczynnie. I czuli tej magii opór.

I czuł fale mocy wypływające z ludzkiego dziecka. Obiecał sobie, że będzie chronił dzieci. I zaklął.

Jeśli łudząco podobny do ich byłego pracodawcy mag był gdzieś tutaj...

Jeśli tu jest, to chłopczyk będzie dla niego widoczny niby latarnia.

Upewnił się, że ma topór pod ręką.

Smutny już Felix westchnął na słowa Thurina syna Thurina.

- Dyplomatyczny obyczaj obumiera panie Thurinie

- Pytania do pani będą musiały chwilę zaczekać.

Powiedział i podszedł do zwłoka czarodzieja.

- Chyba chociaż się nie męczył. - Ocenił zmasakrowane ciało. - Trzeba go wyprawić na ostatnią drogę, ktoś ma pomysł co w tym miejscu możemy dla niego zrobić, pochować? Spalić ciało? Mamy łopatę?

- Wracając do kwestii Burkharda, pani Laurelandil co jest nie złym imieniem o ile dobrze je wymawiam. - powiedział Felix parząc liście rośliny zwanej herbatą, napój rzadko w imperium spotykany a nad wyraz dobry w wilgotne i nie tak ciepłe dni. - Pytań mam tylko kilka i zapewne ogólnych. Po pierwsze ciekaw jestem w jaki sposób chłopiec znalazł się pod twoją opieką? Pozostałe łączą się z sobą, więc zadam je łącznie, jakie miałaś plany wobec niego i czy wie o swoim talencie i czy uczyłaś go czegoś z tym talentem związanym? Bo obaj potrafimy dostrzec, że posiada talent magiczny.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 26-10-2014 o 16:57. Powód: Dodałem słowa Felixa, Ivana i elfki.
Fyrskar jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172