|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
28-11-2016, 00:42 | #141 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
09-12-2016, 11:10 | #142 |
Reputacja: 1 | Udało się odwlec Sąd Boży aż o osiem dni, i nikt nie zdawał się podejrzewać przekrętu. W końcu wszyscy chorowali po miksturze Voltera, a Alex nie oszczędzał żołądka podczas Beginnfestu. Nawet Kislevita przyjął decyzję Prosta bez protestów czy pytań. Może nie pierwszy raz spotkał się z próbą odwleczenia walki i doskonale wiedział, co się święci? Ciężko było orzec, nikt szampierza w okolicy nie znał. Mortiz w rozmowie z nim nie dowiedział się zbyt wiele, tylko tyle, że Yuriemu zależy na złocie i jest gotów odstąpić od walki, jeśli swoje 500 koron dostanie. Winkel zobaczył w tym rozwiązanie problemu, Aldric nie był jednak tak optymistycznie nastawiony. Po pierwsze, sama kwota sprawiała, że jeżyły mu się włosy na głowie. A po drugie, nie mieli pewności, czy Yuri dotrzyma słowa. Niby mieli przewagę liczebną, ale jeśli jest on faktycznie tak solidnym wojem, to nie obyłoby się bez strat. A przecież o to chodzi, aby żaden z ich kompanów nie zginął. Alternatywą proponowaną przez Arno było otrucie szampierza przy użyciu azalii. Tylko tę azalię trzeba najpierw znaleźć, potem wytworzyć truciznę. Volter faktycznie miał motyw, by pomóc, ale nie było to nic pewnego. Jego pojęcie logiki i sprawiedliwości wymykało się Bauerowi, po prostu nie potrafił przewidzieć, co Volter będzie chciał zrobić. Oba plany miały wady, stanowiły ryzyko, oraz miały swoich gorliwych zwolenników. Mortiz nie chciał zabijać, Grimm nie chciał przekupywać. Podczas gdy krasnolud udał się do wychodka, Aldric podrzucił pomysł, aby porozmawiać z Prostem i nakłonić do opłacenia koslevity pieniędzmi Starszyzny, pieniędzmi, co miało się wkrótce stać faktem, miasta. Można to było potraktować jako inwestycję, co szybko podłapał Mortiz. Zaoferował się niezwłocznie udać do Prosta, wszak to on najlepiej nadawał się do takich dyskusji. Problemem mógł być Arno, który nadal był przeciw puszczeniu szampierza żywcem, a który już krzątał się po pomieszczeniu. Kiedy wrócił z wychodka, ile słyszał? Póki co nic nie powiedział, ale nie było pewnym, czy nie pójdzie z Winkelem, aby szeryfowi ten pomysł z głowy wybić... Aldric postanowił jednak się do tego nie mieszać. Arno nie zrobi krzywdy Bertowi, więc w takim wypadku będą liczyły się siła argumentów i dar zjednywania sobie ludzi. Chociaż gdyby miał pewność, że Volter wytworzy właściwą truciznę, i że zadziała na kislevitę, poparłby Arno, ale nie miał tej pewności, nie wierzył wynalazcy i nie chciał oddawać swego losu w jego ręce.
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł. – Nie wiedziałem, że chorował. |
11-12-2016, 19:32 | #143 |
Administrator Reputacja: 1 | Rada w radę uradzili... innymi słowy nie potrafili dojść do porozumienia. Kasparowi najlepszym wyjściem zdało się przekupienie szampierza, co ich osobiście nie kosztowałoby ani grosza. Na dodatek Yuri nie miał nic przeciwko takiemu rozwiązaniu. Co zdawało się sugerować, że Kislevicie jest wszystko jedno, czy kogoś zasiecze, czy nie, byle tylko odjechał z pełną sakiewką. Rozwiązania alternatywne też istniały. Można było otruć szampierza, można było otruć Wagnera, wystarczyło zdobyć truciznę. Niekoniecznie musiała to być azalia. Z pewnością nieco sprawiedliwości by się znalazło w tym drugim rozwiązaniu. Wszak to Wagner powinien był zginąć wraz z innymi przedstawicielami Starszyzny. I tu, niestety, wina spoczywała w dłoniach (i czynach) Biberhofian, którzy zdołali ocalić Wagnera. No i teraz trzeba było zapłacić za błędy. Życiem Alexa? To się Kasparowi, który w sprawiedliwość boską nie wierzył, nie odpowiadało w najmniejszym stopniu. Śmierć Wagnera rozwiązałaby ten problem. Śmierć Kislevity również. Bo był jeszcze jeden problem - kto mógł zagwarantować, że Juri weźmie złoto i odjedzie? A nuż zechce wrócić i wziąć pieniądze i od Wagnera? O tym, zdaje się, nikt nie pomyślał. To też warto było omówić z innymi i rozpatrzyć. |
11-12-2016, 23:26 | #144 |
Reputacja: 1 | Moritz wypił tyle ile musiał aby upić Alexa niemal do nieprzytomności i skutecznie odwlec walkę na kilka dni. Szlachcic mógł co prawda po tym zabiegu znienawidzić czeladnika, ale gdyby patrzał na to z punktu widzenia Moritza zrozumiałby zaistniałą sytuację. Wagner nie chciał aby Ohlendorf zginął dlatego postanowił użyć fortelu i dać sobie i reszcie Wilkobójców czas na rozgryzienie problemu Kislevity i Sądu Bożego. Yury nie należał może do dwumetrowych, beczkoklatych dzikusów z Północy, ale w jego zachowaniu był pewien spokój i pewność siebie tak wielka, że ciężko było z nią polemizować. Poza tym wojownik wyglądał na naprawdę doświadczonego i nie miałby powodu pakować się w przegraną walkę - nawet za milion Złotych Karli. Moritz był niemal dumny z tego, że udało mu się opanować popęd alkoholowy. Pamiętał doskonale co najmniej tuzin sytuacji kiedy brakło mu silnej woli i z jednego niewinnego kielicha robił się tydzień nieokiełznanego pijaństwa. Dzięki znajomości własnego organizmu czeladnik jeszcze przed wieczorem był trzeźwy i nie odczuwał skutków kaca. Osłabiała go jedynie cały czas obecna w nim trucizna, której resztki miał wyrzucać z siebie jeszcze przez kilka dni. Podobnie z jego przewidywaniami Alex Ohlendorf nie był dumnym z przełożenia jego pojedynku z tajemniczym przeciwnikiem. Szlachcic żachnął się i wyniósł do jednej z sypialni domu Voltera. Moritz przez długi czas nie zapomni pełnego nienawiści i rozgoryczenia wzroku Alexa. Tak dobra osoba jak on była jednak w stanie to znieść mając świadomość, że - być może - przesunięciem pojedynku uratowała Alexowi życie. Milczenie kompana niemal zbywał robiąc co do niego należało - ratując przyjaciela i dążąc do wymierzenia sprawiedliwości lekarzowi Wagnerowi. - Witaj Yury. Nazywam się Moritz i chciałbym z Tobą zamienić kilka słów, jeżeli nie masz nic przeciwko. - zaczął chłopak spokojnie. - Nu czieść Moritz. Czego ty chcesz? - Kislevita stał przy wejściu do karczmy patrząc na pogrążające się w ciemnościach miasteczko. - Chciałbym spokojnie porozmawiać. Nie znam Ciebie poza tym, że chcesz reprezentować Herr Wagnera. Sam zajmuje się obecnie kaligrafią, a wcześniej byłem wędrownym kramarzem. Czy możesz mi powiedzieć dlaczego taki woj jak ty chce walczyć za takiego niegodziwca jak tutejszy były lekarz? - Eta niet mienya dumayu winy Hier Moritz. - Yury spokojnie splunął spomiędzy zębów fontannę śliny. - Ja dzielaju szto ja mogu, eto moja rabotu, a niech bogi i imperya dumayu. - wzruszył ramionami. - Wasz to prawil, iti niet? Moritz nie był pewien czy zrozumiał dokładny sens wypowiedzi Kislevity. Rozmówca mówił bardzo łamanym Reikspielem. Dla spokoju i podtrzymania dialogu czeladnik jednak powoli skinął głową. - Wybacz Yury, ale nie rozumiem. - powiedział po chwili zastanowienia. - Nie wątpię, że obaj się staramy, ale nasze języki bardzo się różnią. Jak wiesz Wagner jest winny morderstwa, kradzieży i oszustwa. Poza tym za Korony zdradził własnych braci i siostry z wioski. Ta wina jest pewna i nawet tak silny reprezentant jak ty tego nie usunie. Może jedynie sprawić, że gościowi się upiecze. Byłem śledczym w tej sprawie i jego wina jest niepodważalna. W normalnym trybie sądowym Wagner otrzymałby surową karę, a teraz… Boję się nie tylko o sprawiedliwość, ale też o kompana. On ma lico nieskazitelne jak ja, a Twoje blizny wyglądają jakby były zbierane w dziesiątkach bojów. - ostatnie zdanie były gawędziarz powiedział z lekkim przestrachem, ale też wielkim szacunkiem. - Czego ty chcesz ot menya, Moritz? - Yury po raz pierwszy spojrzał na rozmówcę. - Tak dumasz, to modlytsya. - przeniósł wzrok na Moorslieba. - Chciałem zapytać czy dla Ciebie to jedynie sposób na zarobek czy z klientem wiążę Cię również jakiś honorowy kontrakt? Gdybym zaoferował Ci więcej od Wagnera odstąpiłbyś od reprezentowania go? Nie obraź się kiedy moja propozycja miałaby urazić Twoją osobę. - powiedział niepewnie czeladnik. Kislevita popatrzył w niebo z takim samym wyrazem twarzy, jakby pytanie nie padło. - U vas yest tak mnogo karli? - zapytał. - I vy bogi nje straszny? - spojrzał uważnie z ukosa na rozmówcę. - Pewnie Wagner ma więcej niż byłbym w stanie zdobyć. - powiedział Moritz spokojnie i z pewnością w głosie. - Bogów powinien się bać zwyrodnialec, który unika za wszelką cenę kary za grzechy, do których sam się przed nimi przyznał. Ja mam czyste sumienie. - dodał. - Ja wiem, że to dla Ciebie zarobek przyjacielu, ale już przed laty udowodniono, że w tego typu sądach większą rolę grają umiejętności wojowników aniżeli wola Bogów. Mówię to mimo iż wierzę w Sigmara gorliwie i z pokorą. - Zavtra w konia torbie ja posmotroyu dzengi, doma pojade. - rzekł. - Wybacz Yuri, ale chyba nie rozumiem. - powiedział Moritz po chwili namysłu. - Co jest w konia torbie? - Tera niczewo tam nie ma. - wypluł tytoń do żucia i wyszedł do karczmy. Yury chciał wyjechać o ile do jego torby trafi nie mniej niż oferował mu lekarz Wagner. Wojownik miał łeb na karku, bo w obecnej sytuacji mógł zarobić nie narażając się na jakikolwiek uszczerbek. Wyjść z sytuacji było kilka: zaczynając od próby otrucia Kislevity, poprzez zabicie lekarza Wagnera przed samą walką, aż do przekupienia Yurego w porozumieniu z Herr Prostem. Moritz nie chciał kogokolwiek zabijać dlatego też najlepszym dla niego wyjście było przekupienie Yurego. Zgodnie zatem z wolą swoją i większości kompanów Wagner udał się na rozmowę z Prostem. Rozmowę, od której zależało nie tylko przyszłe postrzeganie jego i jego kompanów przez wieśniaków, ale też kwestia sprawiedliwego wyroku dla oszusta i mordercy. Rozmowę, której nie mógł nie wykorzystać… |
14-12-2016, 21:33 | #145 | |
Reputacja: 1 | Przyjazd Yury'ego wszystko skomplikował. Owszem, nie zgadzali się w kwestii Voltera, ale sprawa oddana została już szeryfowi Prostowi. Pozostało czekać na wyrok, dokonać wyceny majątków, porozdzielać sprawiedliwie, a następnie zawinąć manatki i wyjeżdżać. Sam Arno nie miał zamiaru zostawać dłużej niż tydzień. Ale szlachectwo Wagnera musiało wszystko popierdolić. I ten cały Kislevita z sądem bożym, niech go szlag jasny trafi. Dosłownie. Hammerfist gotów był dopomóc w tym losowi. W ogóle funkcja szampierza nie podobała się krasnoludowi od momentu, w którym spotkali ogra parającego się tym zawodem oraz jego towarzysza, niziołka. Yury należał do ludzi tego samego sortu. Najemni mordercy zabijający w świetle prawa. Żaden z szampierzy, których khazad spotkał, nie wykazał najmniejszej chęci zrozumienia problemu, nie mieli zamiaru dochodzić prawdy. Nie stają w obronie osoby, która, w ich mniemaniu, może uchodzić za niewinną lub nie zasługującą na tak surowy wymiar kary. Za odpowiednią opłatą gotowi są bronić największych zbrodniarzy, zabić nawet najporządniejszego człowieka wystawionego przeciw nim. Arno nie zgadzał się na przekupienie Yury'ego i za żadne skarby nie miał zamiaru zmienić zdania. Płacenie najemnemu mordercy z pieniędzy należących się poszkodowanemu Turbinowi było dla krasnoluda zwykłym złodziejstwem. Nie mówiąc już o przyszłości. Taki morderca zainkasuje majątek za nic, zaś następnie uda się do kolejnego miejsca, by zabić kogoś w obronie nieznanego sobie skazańca. Może pozwoli działać innemu mordercy, a może dzięki niemu na wolność wyjdzie pedofil. Jakby nie było, wyceny dokonać trzeba. Wziął zatem Berta na przechadzkę po Weisslagerbergu, a kiedy ten poszedł na rozmowę z Prostem, khazad zaczął myśleć. Spojrzał na kartkę z wynotowanymi kwotami. Cytat:
Sprawiedliwe rozdzielenie pieniędzy nie było tak proste, jak Arno się tego spodziewał. Nie miał jak zabrać czegokolwiek Bolsterom. Mieszkać gdzieś musieli, natomiast młyn to źródło dochodu dla wsi. Można najwyżej oddać łąki, zaś reszta pozostanie długiem do spłacenia. Rodzina Pfulgerów nie miała prawa zajmować domu Halverschlussena, więc powinni powrócić do poprzedniego lokum. Ponadto wszystko, co posiadali na koncie mogło zostać oddane Turbinowi. Oraz dług pięciuset koron. Bartfeltów również można przesiedlić do domu o wartości nie większej niż dwa tysiące osiemset koron. Ich posiadłość podarować Kurtowi. U Wagnera sprawa była najprostsza, ponieważ wystarczyło przenieść wszystko, co miał na koncie. Tylko, że tym sposobem Fred otrzymałby o ponad trzysta koron więcej niż powinien... Nadwyżkę w gotówce można by było przekazać do kasy wsi i spłacić od razu dwie raty. Wtedy każdy dług byłby zobowiązaniem wobec wsi, a nie Turbina osobiście. Taką właśnie propozycję miał zamiar przedstawić Prostowi i zaznaczyć przy okazji, że osobiście był przeciw płaceniu Yury'emu. Nie chciał firmować rozwiązania własnym imieniem, a decyzja i tak nie należała już do niego. Musiał również przeszukać dom Voltera w poszukiwaniu opakowań oznaczonych nazwą "Azalia". Tak na wszelki wypadek.
__________________ Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje. Nie jestem moją postacią i vice versa. | |
19-12-2016, 07:45 | #146 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
09-01-2017, 08:19 | #147 |
Northman Reputacja: 1 |
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
15-01-2017, 13:20 | #148 |
Reputacja: 1 |
|
15-01-2017, 22:15 | #149 |
Reputacja: 1 | Zima była ulubioną porą roku Moritza. Mężczyzna bardzo dobrze wspominał czasy kiedy za dnia wędrował po białych od puchu traktach, a wieczorami - przy kominkach - opowiadał gawędy tak różnorodne jak jego życiowe doświadczenie. Temperatura była dla niego idealna. Nie na tyle niska aby zamarzał śluz w nosie, ale też nie na tyle wysoka aby zmienić śnieg w kupę szaroburego błota. Wycie wilków i widok śladów ich łap budził w Wagnerze dziwne myśli. Wcześniej wręcz brzydzący się przemocą człowiek zaczął się zastanawiać nad walką o życie. Wagner uciekał co prawda bardzo szybko, ale czy już zawsze chciał to robić? Jego towarzysze zwykle stawali w szranki i wygrywali, ale co kiedy będą potrzebowali jego pomocy w boju, a on nie będzie potrafił jej udzielić? Co jeśli ożywiony magicznym losem Eryk będzie go prosił o pomoc, a nie otrzyma jej, bo Wagner zwyczajnie się wystraszy albo nie będzie w stanie zrobić oponentowi krzywdy? Czeladnik nie miał pojęcia dlaczego takie myśli pchały mu się do czaszki, ale jedno było pewne: Kiedyś będzie musiał załapać chociaż podstawy samoobrony. Póki co jednak zaczynał widzieć swój problem alkoholowy i coraz bardziej pragnął się go pozbyć. Wiedział, że sam sobie z tym nie poradzi, ale może z pomocą Sióstr Shallaytek z Wielkiego Hospicjum mu się to uda... Belsdorf okazał się niebywale skromną wioską. Ledwie kilkanaście domostw wśród których dało się od razu wyłowić jedyną w okolicy oberżę. Herr Eberz - prowadzący karczmę - okazał się całkiem miłym, gościnnym człowiekiem raczej nie stroniącym od nowych ludzi i opowieści jakie ci mogli nieść. Wagnera aż korciło aby opowiedzieć coś ze swojego popisowego wachlarza gawęd, ale... nie mógł zapomnieć, że był w tych stronach incognito. Z resztą od pewnego czasu on wszędzie był incognito. Tak tajny, że aż sam nie wiedział już kim był... Były gawędziarz postanowił rozpocząć rozmowę spokojnie mając nadzieję, że uda mu się nie zajrzeć na dno kufla. Jego nadzieja jednak miała lada moment stopnieć wraz z ostatnimi płatkami śniegu na coraz cieplejszym płaszczu. Nabazgrany cennik wisiał nad szynkwasem. Ceny nie były ani zbyt wysokie, ani zbyt niskie. Standardem był rosół na kluskach z indyka oraz dwie porcje wspomnianego mięsa. Poza tym dało się zjeść kapustę z grzybami, chleb czy ziemniaki. W karczmie było wielu gości, jednak nikt z nich nie wyglądał na światową osobistość. Sami tutejsi. - Jak wszyscy chceta mięsa, to poczekać trza nim indora oporządzim. Nie spodziewali my się podróżnych w takom pogode. - karczmarz popatrzył ciekawsko, ale nie bezczelnie, po wszystkich twarzach. - Do sióstr idzieta? - zagadnął. - Ja nie pogardzę dobrym mięsem. - powiedział Moritz. - Ja idę. - odparł podróżnik. - Od dawna mam problem z alkoholem i powoli zaczynam to dostrzegać. Ponoć pierwszy krok to przyznać się, że potrzebuje się pomocy. Dlatego prosiłem sok czy mleko zamiast piwa - rzucił czeladnik. - E tam. To nie choroba, to dobry gust. - karczmarz uśmiechnął się jakoby uspokojony. - Mam dobre piwo i podać mogem tak jak je pijeta w Stirlandzie. W takom pogode w samo raz grzaniec rozgrzeje kości i ducha. - Co nas zdradziło, że ze Stirlandu jesteśmy? - zapytał nalany Morryta z szelmowskim uśmiechem. "Pewnie sposób, w jaki mówimy, a karczmarz z niejednym podróżnym miał do czynienia", pomyślał Kaspar. - Dla mnie koniecznie mięso - powiedział - ziemniaki i kapusta. I grzane piwo też może być. W taką pogodę lepiej pod dachem i przy czymś ciepłym czas spędzać. - Tak, tak. I pokoje mam przytulne też. Wagner walczył ze sobą w duchu, ale - mimo iż dla niego była to wielotygodniowa batalia - poddał się całkiem szybko. - W sumie jeden grzaniec nie powinien mi zaszkodzić. Poproszę. - No nie powinien. - rzekł Eberz podając Stirlanczykom kubki. - Sie zagrzeje to podam. Popatrzył na nowicjusza. - A witajom w progi naszego opactwa też i Stirlandczycy. Nawet jedna siostrzyczka od was jest. - wyjaśnił. - Mówita wszyscy podobnie. A kleryk zacnie pojeść lubi? Mogem na pieniek brać indora jeno troszku zajmie oporządzenie ptaka. Kurwi syn nieznośny, mogły by jego wilki brać, a nie w inne szkody wchodzić… - westchnął. - To jak? Pieczony czy gotowany? - Chyba lepszy byłby pieczony, co nie towarzysze? - zapytał Wagner zacierając ręce. - Zdecydowanie pieczony. - Detlef zamlaskał łakomie. - Gotowany jest zdrowszy. - wtrącił Kaspar, chociaż nie sądził, by głos rozsądku został wysłuchany. - Liczy się smak. - skwitował nowicjusz. - Zdrowia szukaj w cebuli i czosnku, mówię ci. - Poza samym opactwem i tą przytulną gospodą co u was warto odwiedzić, dobry człowieku? - ciągnął gawędziarz. - Może jakieś rozrywki w okolicy? - dopytywał Morryta. - Temu tylko jedno w głowie… - zaśmiał się czeladnik. - Przecie kultyści Morra rozrywki tego świata zostawajom żyjoncym, eee… - rzekł ostrożnie. - A co ja do cholery martwy jestem? - zażartował Detlef. - U nas żadnego burdelu z hazardem nie ma. - potrząsł głową karczmarz. - To prawa okolica, a mieszkańcy bogówbojni. A odwiedzać tu czego innego nie ma i nie zalecam, bo wilki pożreć mogom. Siadnijcie przy stole, podamy strawę. - rzekł po czym oddalił się w stronę kuchni. |
15-01-2017, 23:44 | #150 |
Reputacja: 1 | Belsdorf teraźniejszość Sprawiedliwości stało się zadość. Czy to Mortiz zdołał przekonać Prosta do „inwestycji” w opłacenie kislevity, czy Arno udało się w pojedynkę i w tajemnicy przed resztą zlikwidować szampierza, nie miało dla Aldrica żadnego znaczenia, tak długo jak Wagner leżał martwy. Kajał się w głębi ducha za takie myślenie, w końcu jakby nie patrzeć zakpili z Sądu Bożego, a on nie próbował nawet ich przekonać by zaniechać ingerencji. I nie pomagało, że idea owego Sądu była wypaczona sama w sobie, a możliwość opłacenia szampierza tylko owo wypaczenie potęgowała. Tak jak nie pomagał fakt, że Imperium odchodziło od tej formy sądzenia, i nawet najzagorzalsi fanatycy religijni nie upierali się przy zachowaniu jej jako tej nadrzędnej. Nawet znając tę konkretną sytuację, gdzie Wagner uprzednio bez przymusu wyznał swe winy i powinien ponieść zasłużoną karę, Aldric nie mógł odpędzić szeptu ze swojej głowy, szeptu mówiącego, że źle zrobili ingerując w koleje losu.
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł. – Nie wiedziałem, że chorował. |