Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-11-2016, 00:42   #141
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu, Weisslagerberg


O świcie na wzgórzu Rady Miejskiej stał Kislevita gotowy do walki. Stał też w oczekiwaniu cały Weisslagerberg.
W domostwach zostali zapewne tylko niedołężni lub dziatki maleńkie po dopieką starszego rodzeństwa. Nie licząc tych, którzy pod kluczem oczekiwali na wyrok, czyli Wagner i Volter, jak również nieobecnych Ohlendorfa i Moritza, wszyscy mieszkańcy miasteczka wylegli oblegając szerokim kręgiem pole Sądu Bożego.
Ernst z pomocą Hammerfista wstał z ławy, na której siedział od dawna czekając na wschód słońca.
Gawiedź z niecierpliwością wypatrywała szlachcica.

- Niniejszym pojedynek w sprawie oskarżonego Herr Wagnera o jeden tydzień przełożonym ogłaszam. Czempion Weisslagerbergu nadal pod wpływem działania trucizny i sil nabrać musi, przeto osiem dni minąć musi, aby Sąd Boży był sprawiedliwym.

Tłum zaczynał się rozchodzić kiwając głowami ze zrozumieniem. Nawet Yury Maladziec zdawał się nie okazywać ani rozczarowania, ani podejrzliwości. Ot, odwrócił się na pięcie i poszedł spokojnie do wzgórzowej bramy, gdzie skręcił na drogę w kierunku jedynej w miasteczku karczmy, gdzie się zatrzymywał.




Reszta dnia mijała spokojnie, wręcz można by rzec tym spragnionym wrażeń - nudnie.

Aldric spędził wiele godzin w kaplicy odnajdując spokój i niezmienną nieobecność Sigmara, który był wszędzie i nigdzie, dalej i bliżej, niż to mogło się czuć i rozumieć.

Natchniony Detlef pracował przy ciałach nieżywych, a kilku takich się znalazło nie licząc wciąż chłostanych zimnym wiatrem trupów dyndającej starszyzny. Umyć, namaścić, ubrać, groby należało kopać i modlitwie przewodzić. Duszom pomóc w przeprawie do Krainy Umarłych na ile nowicjusz potrafił.

Wagner odespał kaca z zimną krwią odmawiając sobie silnej pokusy chlania byle alkoholu i przed zachodem słońca był praktycznie trzeźwy, opanowany i osłabiony tyle, co i każdy, kto na działanie składników trucizny wystawionym został na Beginnfeście.

Kacpar nie robił niczego godnego uwagi, a Arno dumał, i dumał, i dumał, bo miał nad czym.

Kiedy Alex doszedł do siebie i dowiedział o przełożonym pojedynku wyniósł się ze wspólnie zajmowanego pokoju pawilony gościnnego ze złością patrząc na kompanów, zwłaszcza krasnoluda i Moritza. Zajął jedną z trzech sypialni w domu Voltera. Do towarzyszy swoich, w nie odzywał się słowem zamknąwszy za podwójnymi drzwiami.

Chłopcy ze Strirlandu w Ottcie i Annie od gospodarzy dowiedzieli się, że Kislevita przybył sam, konno, i że zajmuje narożny pokój na piętrze. Posiłki z miodem z miodem każe sobie przynosić na górę, skąd schodzi jak dotąd, głownie tylko do wychodka, wcale niezainteresowanym towarzystwem stałych bywalców. Nie mówił wiele, wręcz tylko tyle co potrzeba do załatwienia tego co chciał, ale opowieści o wydarzeniach ostatnich dwóch dni wysłuchał, choć pytań żadnych nie miał.




Tuż po zmroku, kiedy czerwona łuna wciąż unosiła się nad horyzontem, do opartego ramieniem o ścianę karczmy Kislevity, podszedł Wagner ze Stirlandu.

- Witaj Yury. Nazywam się Moritz i chciałbym z Tobą zamienić kilka słów, jeżeli nie masz nic przeciwko. - zaczął chłopak spokojnie.

- Nu czieść Moritz. Czego ty chcesz? - Kislevita stał przy wejściu do karczmy patrząc na pogrążające się w ciemnościach miasteczko.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 09-12-2016, 11:10   #142
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Udało się odwlec Sąd Boży aż o osiem dni, i nikt nie zdawał się podejrzewać przekrętu. W końcu wszyscy chorowali po miksturze Voltera, a Alex nie oszczędzał żołądka podczas Beginnfestu. Nawet Kislevita przyjął decyzję Prosta bez protestów czy pytań. Może nie pierwszy raz spotkał się z próbą odwleczenia walki i doskonale wiedział, co się święci? Ciężko było orzec, nikt szampierza w okolicy nie znał.

Mortiz w rozmowie z nim nie dowiedział się zbyt wiele, tylko tyle, że Yuriemu zależy na złocie i jest gotów odstąpić od walki, jeśli swoje 500 koron dostanie. Winkel zobaczył w tym rozwiązanie problemu, Aldric nie był jednak tak optymistycznie nastawiony. Po pierwsze, sama kwota sprawiała, że jeżyły mu się włosy na głowie. A po drugie, nie mieli pewności, czy Yuri dotrzyma słowa. Niby mieli przewagę liczebną, ale jeśli jest on faktycznie tak solidnym wojem, to nie obyłoby się bez strat. A przecież o to chodzi, aby żaden z ich kompanów nie zginął.
Alternatywą proponowaną przez Arno było otrucie szampierza przy użyciu azalii. Tylko tę azalię trzeba najpierw znaleźć, potem wytworzyć truciznę. Volter faktycznie miał motyw, by pomóc, ale nie było to nic pewnego. Jego pojęcie logiki i sprawiedliwości wymykało się Bauerowi, po prostu nie potrafił przewidzieć, co Volter będzie chciał zrobić.

Oba plany miały wady, stanowiły ryzyko, oraz miały swoich gorliwych zwolenników. Mortiz nie chciał zabijać, Grimm nie chciał przekupywać. Podczas gdy krasnolud udał się do wychodka, Aldric podrzucił pomysł, aby porozmawiać z Prostem i nakłonić do opłacenia koslevity pieniędzmi Starszyzny, pieniędzmi, co miało się wkrótce stać faktem, miasta. Można to było potraktować jako inwestycję, co szybko podłapał Mortiz. Zaoferował się niezwłocznie udać do Prosta, wszak to on najlepiej nadawał się do takich dyskusji.
Problemem mógł być Arno, który nadal był przeciw puszczeniu szampierza żywcem, a który już krzątał się po pomieszczeniu. Kiedy wrócił z wychodka, ile słyszał? Póki co nic nie powiedział, ale nie było pewnym, czy nie pójdzie z Winkelem, aby szeryfowi ten pomysł z głowy wybić...

Aldric postanowił jednak się do tego nie mieszać. Arno nie zrobi krzywdy Bertowi, więc w takim wypadku będą liczyły się siła argumentów i dar zjednywania sobie ludzi. Chociaż gdyby miał pewność, że Volter wytworzy właściwą truciznę, i że zadziała na kislevitę, poparłby Arno, ale nie miał tej pewności, nie wierzył wynalazcy i nie chciał oddawać swego losu w jego ręce.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 11-12-2016, 19:32   #143
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rada w radę uradzili... innymi słowy nie potrafili dojść do porozumienia.
Kasparowi najlepszym wyjściem zdało się przekupienie szampierza, co ich osobiście nie kosztowałoby ani grosza. Na dodatek Yuri nie miał nic przeciwko takiemu rozwiązaniu. Co zdawało się sugerować, że Kislevicie jest wszystko jedno, czy kogoś zasiecze, czy nie, byle tylko odjechał z pełną sakiewką.
Rozwiązania alternatywne też istniały. Można było otruć szampierza, można było otruć Wagnera, wystarczyło zdobyć truciznę. Niekoniecznie musiała to być azalia.
Z pewnością nieco sprawiedliwości by się znalazło w tym drugim rozwiązaniu. Wszak to Wagner powinien był zginąć wraz z innymi przedstawicielami Starszyzny.
I tu, niestety, wina spoczywała w dłoniach (i czynach) Biberhofian, którzy zdołali ocalić Wagnera. No i teraz trzeba było zapłacić za błędy.
Życiem Alexa?
To się Kasparowi, który w sprawiedliwość boską nie wierzył, nie odpowiadało w najmniejszym stopniu. Śmierć Wagnera rozwiązałaby ten problem.
Śmierć Kislevity również.
Bo był jeszcze jeden problem - kto mógł zagwarantować, że Juri weźmie złoto i odjedzie? A nuż zechce wrócić i wziąć pieniądze i od Wagnera?
O tym, zdaje się, nikt nie pomyślał. To też warto było omówić z innymi i rozpatrzyć.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-12-2016, 23:26   #144
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Moritz wypił tyle ile musiał aby upić Alexa niemal do nieprzytomności i skutecznie odwlec walkę na kilka dni. Szlachcic mógł co prawda po tym zabiegu znienawidzić czeladnika, ale gdyby patrzał na to z punktu widzenia Moritza zrozumiałby zaistniałą sytuację. Wagner nie chciał aby Ohlendorf zginął dlatego postanowił użyć fortelu i dać sobie i reszcie Wilkobójców czas na rozgryzienie problemu Kislevity i Sądu Bożego. Yury nie należał może do dwumetrowych, beczkoklatych dzikusów z Północy, ale w jego zachowaniu był pewien spokój i pewność siebie tak wielka, że ciężko było z nią polemizować. Poza tym wojownik wyglądał na naprawdę doświadczonego i nie miałby powodu pakować się w przegraną walkę - nawet za milion Złotych Karli.


Moritz był niemal dumny z tego, że udało mu się opanować popęd alkoholowy. Pamiętał doskonale co najmniej tuzin sytuacji kiedy brakło mu silnej woli i z jednego niewinnego kielicha robił się tydzień nieokiełznanego pijaństwa. Dzięki znajomości własnego organizmu czeladnik jeszcze przed wieczorem był trzeźwy i nie odczuwał skutków kaca. Osłabiała go jedynie cały czas obecna w nim trucizna, której resztki miał wyrzucać z siebie jeszcze przez kilka dni.

Podobnie z jego przewidywaniami Alex Ohlendorf nie był dumnym z przełożenia jego pojedynku z tajemniczym przeciwnikiem. Szlachcic żachnął się i wyniósł do jednej z sypialni domu Voltera. Moritz przez długi czas nie zapomni pełnego nienawiści i rozgoryczenia wzroku Alexa. Tak dobra osoba jak on była jednak w stanie to znieść mając świadomość, że - być może - przesunięciem pojedynku uratowała Alexowi życie. Milczenie kompana niemal zbywał robiąc co do niego należało - ratując przyjaciela i dążąc do wymierzenia sprawiedliwości lekarzowi Wagnerowi.


- Witaj Yury. Nazywam się Moritz i chciałbym z Tobą zamienić kilka słów, jeżeli nie masz nic przeciwko. - zaczął chłopak spokojnie.

- Nu czieść Moritz. Czego ty chcesz? - Kislevita stał przy wejściu do karczmy patrząc na pogrążające się w ciemnościach miasteczko.

- Chciałbym spokojnie porozmawiać. Nie znam Ciebie poza tym, że chcesz reprezentować Herr Wagnera. Sam zajmuje się obecnie kaligrafią, a wcześniej byłem wędrownym kramarzem. Czy możesz mi powiedzieć dlaczego taki woj jak ty chce walczyć za takiego niegodziwca jak tutejszy były lekarz?

- Eta niet mienya dumayu winy Hier Moritz. - Yury spokojnie splunął spomiędzy zębów fontannę śliny. - Ja dzielaju szto ja mogu, eto moja rabotu, a niech bogi i imperya dumayu. - wzruszył ramionami. - Wasz to prawil, iti niet?

Moritz nie był pewien czy zrozumiał dokładny sens wypowiedzi Kislevity. Rozmówca mówił bardzo łamanym Reikspielem. Dla spokoju i podtrzymania dialogu czeladnik jednak powoli skinął głową.

- Wybacz Yury, ale nie rozumiem. - powiedział po chwili zastanowienia. - Nie wątpię, że obaj się staramy, ale nasze języki bardzo się różnią. Jak wiesz Wagner jest winny morderstwa, kradzieży i oszustwa. Poza tym za Korony zdradził własnych braci i siostry z wioski. Ta wina jest pewna i nawet tak silny reprezentant jak ty tego nie usunie. Może jedynie sprawić, że gościowi się upiecze. Byłem śledczym w tej sprawie i jego wina jest niepodważalna. W normalnym trybie sądowym Wagner otrzymałby surową karę, a teraz… Boję się nie tylko o sprawiedliwość, ale też o kompana. On ma lico nieskazitelne jak ja, a Twoje blizny wyglądają jakby były zbierane w dziesiątkach bojów. - ostatnie zdanie były gawędziarz powiedział z lekkim przestrachem, ale też wielkim szacunkiem.

- Czego ty chcesz ot menya, Moritz? - Yury po raz pierwszy spojrzał na rozmówcę. - Tak dumasz, to modlytsya. - przeniósł wzrok na Moorslieba.

- Chciałem zapytać czy dla Ciebie to jedynie sposób na zarobek czy z klientem wiążę Cię również jakiś honorowy kontrakt? Gdybym zaoferował Ci więcej od Wagnera odstąpiłbyś od reprezentowania go? Nie obraź się kiedy moja propozycja miałaby urazić Twoją osobę. - powiedział niepewnie czeladnik.

Kislevita popatrzył w niebo z takim samym wyrazem twarzy, jakby pytanie nie padło.
- U vas yest tak mnogo karli? - zapytał. - I vy bogi nje straszny? - spojrzał uważnie z ukosa na rozmówcę.

- Pewnie Wagner ma więcej niż byłbym w stanie zdobyć. - powiedział Moritz spokojnie i z pewnością w głosie. - Bogów powinien się bać zwyrodnialec, który unika za wszelką cenę kary za grzechy, do których sam się przed nimi przyznał. Ja mam czyste sumienie. - dodał. - Ja wiem, że to dla Ciebie zarobek przyjacielu, ale już przed laty udowodniono, że w tego typu sądach większą rolę grają umiejętności wojowników aniżeli wola Bogów. Mówię to mimo iż wierzę w Sigmara gorliwie i z pokorą.

- Zavtra w konia torbie ja posmotroyu dzengi, doma pojade. - rzekł.

- Wybacz Yuri, ale chyba nie rozumiem. - powiedział Moritz po chwili namysłu. - Co jest w konia torbie?

- Tera niczewo tam nie ma. - wypluł tytoń do żucia i wyszedł do karczmy.


Yury chciał wyjechać o ile do jego torby trafi nie mniej niż oferował mu lekarz Wagner. Wojownik miał łeb na karku, bo w obecnej sytuacji mógł zarobić nie narażając się na jakikolwiek uszczerbek. Wyjść z sytuacji było kilka: zaczynając od próby otrucia Kislevity, poprzez zabicie lekarza Wagnera przed samą walką, aż do przekupienia Yurego w porozumieniu z Herr Prostem. Moritz nie chciał kogokolwiek zabijać dlatego też najlepszym dla niego wyjście było przekupienie Yurego. Zgodnie zatem z wolą swoją i większości kompanów Wagner udał się na rozmowę z Prostem. Rozmowę, od której zależało nie tylko przyszłe postrzeganie jego i jego kompanów przez wieśniaków, ale też kwestia sprawiedliwego wyroku dla oszusta i mordercy. Rozmowę, której nie mógł nie wykorzystać…
 
Lechu jest offline  
Stary 14-12-2016, 21:33   #145
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Przyjazd Yury'ego wszystko skomplikował.

Owszem, nie zgadzali się w kwestii Voltera, ale sprawa oddana została już szeryfowi Prostowi.
Pozostało czekać na wyrok, dokonać wyceny majątków, porozdzielać sprawiedliwie, a następnie zawinąć manatki i wyjeżdżać. Sam Arno nie miał zamiaru zostawać dłużej niż tydzień.

Ale szlachectwo Wagnera musiało wszystko popierdolić. I ten cały Kislevita z sądem bożym, niech go szlag jasny trafi. Dosłownie. Hammerfist gotów był dopomóc w tym losowi.

W ogóle funkcja szampierza nie podobała się krasnoludowi od momentu, w którym spotkali ogra parającego się tym zawodem oraz jego towarzysza, niziołka. Yury należał do ludzi tego samego sortu. Najemni mordercy zabijający w świetle prawa.

Żaden z szampierzy, których khazad spotkał, nie wykazał najmniejszej chęci zrozumienia problemu, nie mieli zamiaru dochodzić prawdy. Nie stają w obronie osoby, która, w ich mniemaniu, może uchodzić za niewinną lub nie zasługującą na tak surowy wymiar kary.
Za odpowiednią opłatą gotowi są bronić największych zbrodniarzy, zabić nawet najporządniejszego człowieka wystawionego przeciw nim.

Arno nie zgadzał się na przekupienie Yury'ego i za żadne skarby nie miał zamiaru zmienić zdania.
Płacenie najemnemu mordercy z pieniędzy należących się poszkodowanemu Turbinowi było dla krasnoluda zwykłym złodziejstwem.

Nie mówiąc już o przyszłości. Taki morderca zainkasuje majątek za nic, zaś następnie uda się do kolejnego miejsca, by zabić kogoś w obronie nieznanego sobie skazańca. Może pozwoli działać innemu mordercy, a może dzięki niemu na wolność wyjdzie pedofil.

Jakby nie było, wyceny dokonać trzeba. Wziął zatem Berta na przechadzkę po Weisslagerbergu, a kiedy ten poszedł na rozmowę z Prostem, khazad zaczął myśleć.

Spojrzał na kartkę z wynotowanymi kwotami.

Cytat:
Posiadłość z ogrodem Bartfelta: 4 800 zk
Ruchomości i inwentarz Bartfelta: 250 zk
Konto Bartfelta: 500 zk

Posiadłość z ogrodem Wagnera: 4 800 zk
Ruchomości Wagnera: 220 zk
Konto Wagnera: 2000 zk

Posiadłość z ogrodem Pfulgera (Helverschlussena) i bank: 5 960 zk
Ruchomości i inwentarz Pfulgera: 500 zk
Konto Pfulgera: 1 500 zk

Dom, młyn i łąki Bolstera: 2 375 zk
Ruchomości i inwentarz Bolstera: 180 zk

Sprawiedliwe rozdzielenie pieniędzy nie było tak proste, jak Arno się tego spodziewał.

Nie miał jak zabrać czegokolwiek Bolsterom. Mieszkać gdzieś musieli, natomiast młyn to źródło dochodu dla wsi. Można najwyżej oddać łąki, zaś reszta pozostanie długiem do spłacenia.

Rodzina Pfulgerów nie miała prawa zajmować domu Halverschlussena, więc powinni powrócić do poprzedniego lokum. Ponadto wszystko, co posiadali na koncie mogło zostać oddane Turbinowi. Oraz dług pięciuset koron.

Bartfeltów również można przesiedlić do domu o wartości nie większej niż dwa tysiące osiemset koron. Ich posiadłość podarować Kurtowi.

U Wagnera sprawa była najprostsza, ponieważ wystarczyło przenieść wszystko, co miał na koncie.

Tylko, że tym sposobem Fred otrzymałby o ponad trzysta koron więcej niż powinien...
Nadwyżkę w gotówce można by było przekazać do kasy wsi i spłacić od razu dwie raty. Wtedy każdy dług byłby zobowiązaniem wobec wsi, a nie Turbina osobiście.

Taką właśnie propozycję miał zamiar przedstawić Prostowi i zaznaczyć przy okazji, że osobiście był przeciw płaceniu Yury'emu. Nie chciał firmować rozwiązania własnym imieniem, a decyzja i tak nie należała już do niego.

Musiał również przeszukać dom Voltera w poszukiwaniu opakowań oznaczonych nazwą "Azalia". Tak na wszelki wypadek.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 19-12-2016, 07:45   #146
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu, Weisslagerberg


Trup smyra trupa kołysany wiatrem. Kruki dziobią martwe uszy, rozwarte czarne wargi i wybałuszone oczy. Jesienne liście ścielą się na ziemi w wielkim pośpiechu przed nadciągającą zimą. Chłopi rąbią drwa. Pijacy chlają w karczmie. Bogówbojni garną się do ołtarzy i symboli. Stary świat toczy się dalej.

Mało było widać Kislevitę w miasteczku. Pewnego dnia nie widział go nikt. Jedzenie stało nietknięte pod zamkniętymi drzwiami. Pokój pusty. Nienagannie czysty i ogarnięty chyba nawet bardziej niż przed jego w nim pobycie. Stary stajenny nie miał więcej pojęcia od innych gdzie był koń Maładzieca.
Wieczorem jeszcze był, a rankiem już nie. Nikt nie widział ani przyjazdu małomównego wojownika. Nikt nie widział jego odjazdu. Zupełnie jakby go nie było. Nie zostawił po sobie śladu w Weisslagerberu, prócz kilku wspomnień.
Paul Wagner dowiedział się o zachodzie słońca, że świtaniem przyjdzie mu stanąć do walki osobiście.




Obaj szlachcice krążyli wokół siebie nie spiesząc się do ataku. Obaj w prostych białych giezłach. Obaj w wysokich butach. Obaj z rapierami. Tacy podobni, a tacy różni. Długie kręcone włosy Paula lepiły się do spoconej twarzy i czoła mimo wiatru, który nadymał tuniki. Łysa głowa Ohlendorfa pokryta była tatuażami, a idealnie zaplecione warkoczyki u wąsów przeplecione złotymi nićmi.

Alex zaatakował z impetem pierwszy. Ze świstem ciął powietrze wąskim sztychem długiego miecza szeroko mijając się jednak z celem. Niezrażony tym wcale, Ohlendorf natychmiast uderzył drugi raz. Szlachcic nie zdążył zasłonić się przed spadającym ciosem. Zaczerwienił się rękaw nad dłonią trzymanego oręża. Wagner wykrzywił się paskudnie w bólu. Zacisnął zęby i z determinacją odgryzł się rywalowi końcówką żelaza trafiając wroga prosto w twarz. Szlachcic ze Strilandu zachwiał się mało nie tracąc równowagi, i zrobił kilka niekontrolowanych kroków do tyłu chwytając się wolną ręką za policzek. Teraz jemu krew zalewała biel tuniki leniwie kapiąc ciężkimi kroplami z rozoranego policzka, po brodzie i wąsie, na pierś.

Krążyli wokół siebie nie widząc skupionych na nich oczach tłumu, który z zapartym tchem obserwował pojedynek szczycie wzgórza. Jeszcze nie tak dawno, nico ponad tydzień, miasteczko pląsało w tym miejscu na Beginnfeście. Teraz tych dwóch zwarło się w tańcu śmierci.

Stirlandczyk z wykrokiem przedarł się przez gardę Wagnera i druzgocącą mocą wbij rapier w okaleczone ramię przeciwnika. Sztych zanurzył się w barku lekarza do połowy obosiecznej głowni. Grymas na twarzy ugodzonego i upuszczony na trawę z bezwładnej dłoni oręż mówiły wszystkim, że już po wszystkim, nim jeszcze szlachcic zwalił się na ziemię. Alex wyszarpnął metal z przebitego Paula racząc go kopniakiem w korpus. Padającemu z otwartymi na boki ramionami pokonanemu trysnął z otwartej rany szkarłatny łuk lepkiej juchy, obryzgujący umorusaną już we własnej krwi twarz i łysinę Stirlandczyka. Jeszcze chwilę wierzgał w trawie nogami. Lewą dłonią chwytał za sikającą czerwienią spomiędzy palców ranę.

- Bądźcie przeklęci! - wycharczał krztusząc się krwią na tyle głośno, aby go usłyszeli stojący wokoło, nim zupełnie znieruchomiał.




Następnego dnia Prost ogłosił wyrok, który wiece przypadł mieszkańcom do gustu.

- Herr Volter i Frau Magdalena winnymi są niestrawności, uciążliwych dolegliwości, na które Weisslagerberg wystawili. Skazani są niniejszym na tydzień więzienia i banicję z ziemi tutejszej. Czas aresztu wliczony w karę uznaje się na odsłużony, przeto wolnymi opuścić tą ziemię na zawsze pod groźbą śmierci, jako każdy z dniem jutrzejszym prawo mieć będzie pozbawić ich życia, jeśli zastanie banitów w granicach Weisslagerbergu.

Miejscowy głupek został w ciągu jednego dnia najbogatszym mieszkańcem społeczności. Volter zaś opuszczał miasto u boku Magdaleny nie obracając się za siebie. Nie zostawiał za sobą nic, gdyż jeszcze przed ogłoszeniem wyroku przepisał swój piękny dom z ogrodem na Ernsta Prosta. Szlachcic Ohlendorf został honorowym obywatelem miasta z tytułem Czempiona Weisslagerbergu. Widać plany jednak zmieniły mu się, bo nazajutrz po walce przepadł jak kamień w wodę, całkiem jak Yury Maładziec. Nikt nie widział dokąd odjechał, bo śnieg zaczął sypać tak obfity, jakby sam Ulryk ślady za nim zacierał.

Chłopcy ze Strilandu otrzymali hojnie po pięćdziesiąt złotych koron za swą nieocenioną służbę dla Weisslagerberu, oprócz Morryty.

Czarna jak noc Śmierdziula przypadła mu do gustu bardziej od pieniędzy.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 09-01-2017, 08:19   #147
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu, Stara Leśna Droga


Śnieg utrzymywał się na trakcie dzięki znacznemu ochłodzeniu temperatury. Na domiar złego od zeszłego południa sypał nieprzerwanie zamieniając Starą Leśną Drogę w białą, skrzypiącą od butami zaspę. Gdyby tego było mało, Wilkobójcy słyszeli wilcze wycie każdej spędzonej w lesie nocy, a ślady łap kilkakrotnie przecinały szlak każąc mieć się na baczności.


Chłopcy ze Stirlandu byli już niedaleko Belsdorfu. Przyjaciele z Weisslagerbergu dokładnie opisali przydrożną kapliczkę Ulryka. Oto i ona. Przysypany bielą kamienny wilk górował nad traktem stojąc dwukrotnie wyżej w kłębie niż przeciętny wilk. Za statuą, tylko dzięki wykarczowanym drzewom widoczny był leśny trakt szeroki na jeden wóz, zapewne łatwy do przeoczenia dla kogoś, kto go nie szukał. Podobno wiódł kilka mil do sporej przesieki z wartkim strumieniem spływającym z gór, nad obydwoma brzegami którego stała drewniana palisada niewielkiej wsi. Dalej, w zasięgu wzroku, pod lasem, szarzał się na przykrytym śniegiem niewielkim wzniesieniu wysoki mur Sióstr Shallaytek prowadzących Wielkie Hospicjum w Belsdorfie.

Do zmroku zostało jeszcze kilka godzin. Krudenwald na drodze do Middenheim, stał kilka dni przed Chłopcami ze Stirlandu, jeśli nie dalej przez zadomowioną u stóp Środkowych Gór zimę. Masywne ściany i szczyty w oddali, spowite mgłą, prześwitywały czasami między drzewami, kiedy choć na chwilę przestawało sypać.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 15-01-2017, 13:20   #148
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację


Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu, Stara Leśna Droga
Belsdorf

Nieco bardziej na północ, niż rodzimy Stirland, zima była zdecydowanie bardziej sroga. Gdzie w Oberwil najsroższa zima kojarzyła się jedynie z przymusową naprawą systemu jedynej miejscowej atrakcji, czyli śluzy, to już tutaj, gdzie wilki zdawały się wyć bezpośrednio dla Ulryka, zima była zdecydowanie zimniejsza. Wszyscy z stirlandzkiej wycieczki krajoznawczej, nawet naturalnie zaprawiony krasnolud, musieli kupić po drodze od napotkanego druciarza jakieś cieplejsze łachmany. Detlef musiał kupić sobie coś na kształt czapki, ponieważ szaty nowicjusza, pomimo posiadanego kaptura, przepuszczały zimne powietrze dołem, a jak wiadomo najwięcej ciepła wychodzi górą. Młody Morryta nadal nie przyzwyczaił się do tej wolności narządów i często musiał ubierać dwie pary pantalonów.

Śnieg prószył ogromnymi płatami i przysłaniał cały świat. Podczas swojej podróży do miasta Białego Wilka drużyna od czasu do czasu przystawała w przydrożnych zajazdach, często szukali schronienia w rozłożystym igliwiu „sosen strażniczek”, raz udało im się spać w wozach mijanej karawany. Szczęśliwie udało im się unikać wszelkich nieprzyjemnych niespodzianek i nawet zauważyli, że zarówno strażnicy dróg, jak i bandyci, nie lubili pracować w takiej pogodzie. Dzięki tej uprzejmości zimowej atmosfery zaoszczędzili pieniądze na rogatkach i nie stracili ich w łapach banitów.

Detlef rozmyślał o czekającym ich zadaniu. Wspólnie wiedzieli co będzie nagrodą, ale tak naprawdę nikt nie wiedział czego się spodziewać. Co będą musieli poświęcić, aby znów szczycić się swoimi prawdziwymi imionami. Morryta zauważył wzrastające napięcie z każdym kilometrem jaki pokonywali w wysokim śniegu. Każdy krok w skrzypiący puch zbliżał ich do swoistego końca, a jednocześnie początku, i taka myśl musiała gnieździć się we wszystkich umysłach Stirlandzkich bohaterów, gdyż każdy z nich szedł w milczeniu, unikając zbędnych rozmów.

Milczenie owe przerywał od czasu do czasu siarczysty bąk. Właśnie. Detlef Luden stał się dumnym posiadaczem gorąco krwistej klaczy o imieniu Śmierdziulka. Początkowo Morryta chciał zmienić to dość uwłaczające imię na jakieś dużo bardziej przyjemne dla ucha, jednak z jednej strony kobyła już się przyzwyczaiła do takiego miana, to jeszcze dokładnie taki imię pasowało do niej idealnie. Nowicjusz musiał iść na końcu drużynowego węża (co oczywiście miało swoje plusy, ponieważ nie musiał tracić tyle sił na pokonywanie zwałów śniegu), gdyż klacz pierdziała tak często, iż nikt nie chciał znajdować się na linii strzału. Ponadto, jak to konie, potrafiła zostawić za sobą konkretny ładunek, i ponownie nikt nie chciał zbliżać się do lufy działa w momencie, gdy następowało wyczyszczenie komory.

Detlef przysiągłby również, że klacz uśmiecha się na każdym razem, gdy ulży swoim jelitom.


Belsdorf przywitał ich skromnie, tak jak to opisywali wieśniacy w Weisslagerbergu. Nieco ponad tuzin chat przykrytych zimową kołderką, w tle majaczyła obwarowana twierdza Shallyanek z piękną dzwonnicą, a pośród tego wszystkiego stała dumnie jedyna oberża wsi „Basior”. Zastanawiająca nazwa, Morryta domyślał się, że nazwa pochodzi o tubalnego głosu oberżysty lub któregoś z jego przodków, nie daj Sigmar jego matki. Wspomniany oberżysta we własnej osobie otworzył drzwi i zaprosił wszystkich do środka.


- Zapraszam! Eberz karczmarz jestem – mężczyzna w średnim wieku skłonił się lekko.

Wszystko wyglądało tak, jakby czekał na kolejnych przybyszów. Zapewne ktoś doniósł mu piątce przemierzającej lokalne zaspy śnieżne, a następnie czekał na swoich nowych gości rozmyślając ile to złotych koron zostawią w jego sakiewce. Ale cóż, taka praca. A jak to mawiają szczurołapy – pieniądz nie śmierdzi.

Zimno zaczęło coraz bardziej ściskać, więc Stirlandczycy nie myśląc za wiele wgramolili się do ciepła karczmy. Śmierdziulką zajął się stajenny blondynek. Chłopak zachwycił się pięknem czarnej klaczy i poklepał ją delikatnie po pięknej szyi. Kobyła ucieszona takimi awansami piardnęła sobie radośnie i zniknęła w przybudowanej stajni.

Gawędziarz, jak to gawędziarz zaczął.

- Witam Herr Eberz. Proszę dla każdego z nas syty posiłek i piwo dla wszystkich poza mną. Dla mnie sok lub mleko.

Moritz starał się walczyć ze swoim nałogiem, niechaj Sigmar da mu siły, ale Detlef zdążył już zauważyć jak często zaglądał na dno butelki. Interwencja Młotodzieżcy to za mało, potrzebował pomocy Shallyi i to czym prędzej. Detlef zastanowił się przed chwilę, czy jego żarłoczność również można by wyleczyć, ale myśli te szybko zastąpił zapach jedzenie unoszący się kuchni, co z kolei wprawiło w ruch pokaźny żołądek nowicjusza, co z kolei wywołało jego głośne burczenie. Luden nie zdawał sobie nawet sprawy jak bardzo jest głodny. A przysiągłby, że całkiem niedawno jadł suszone mięso.
 
Evil_Maniak jest offline  
Stary 15-01-2017, 22:15   #149
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Zima była ulubioną porą roku Moritza. Mężczyzna bardzo dobrze wspominał czasy kiedy za dnia wędrował po białych od puchu traktach, a wieczorami - przy kominkach - opowiadał gawędy tak różnorodne jak jego życiowe doświadczenie. Temperatura była dla niego idealna. Nie na tyle niska aby zamarzał śluz w nosie, ale też nie na tyle wysoka aby zmienić śnieg w kupę szaroburego błota. Wycie wilków i widok śladów ich łap budził w Wagnerze dziwne myśli. Wcześniej wręcz brzydzący się przemocą człowiek zaczął się zastanawiać nad walką o życie. Wagner uciekał co prawda bardzo szybko, ale czy już zawsze chciał to robić? Jego towarzysze zwykle stawali w szranki i wygrywali, ale co kiedy będą potrzebowali jego pomocy w boju, a on nie będzie potrafił jej udzielić? Co jeśli ożywiony magicznym losem Eryk będzie go prosił o pomoc, a nie otrzyma jej, bo Wagner zwyczajnie się wystraszy albo nie będzie w stanie zrobić oponentowi krzywdy? Czeladnik nie miał pojęcia dlaczego takie myśli pchały mu się do czaszki, ale jedno było pewne: Kiedyś będzie musiał załapać chociaż podstawy samoobrony. Póki co jednak zaczynał widzieć swój problem alkoholowy i coraz bardziej pragnął się go pozbyć. Wiedział, że sam sobie z tym nie poradzi, ale może z pomocą Sióstr Shallaytek z Wielkiego Hospicjum mu się to uda...

Belsdorf okazał się niebywale skromną wioską. Ledwie kilkanaście domostw wśród których dało się od razu wyłowić jedyną w okolicy oberżę. Herr Eberz - prowadzący karczmę - okazał się całkiem miłym, gościnnym człowiekiem raczej nie stroniącym od nowych ludzi i opowieści jakie ci mogli nieść. Wagnera aż korciło aby opowiedzieć coś ze swojego popisowego wachlarza gawęd, ale... nie mógł zapomnieć, że był w tych stronach incognito. Z resztą od pewnego czasu on wszędzie był incognito. Tak tajny, że aż sam nie wiedział już kim był...

Były gawędziarz postanowił rozpocząć rozmowę spokojnie mając nadzieję, że uda mu się nie zajrzeć na dno kufla. Jego nadzieja jednak miała lada moment stopnieć wraz z ostatnimi płatkami śniegu na coraz cieplejszym płaszczu. Nabazgrany cennik wisiał nad szynkwasem. Ceny nie były ani zbyt wysokie, ani zbyt niskie. Standardem był rosół na kluskach z indyka oraz dwie porcje wspomnianego mięsa. Poza tym dało się zjeść kapustę z grzybami, chleb czy ziemniaki. W karczmie było wielu gości, jednak nikt z nich nie wyglądał na światową osobistość. Sami tutejsi.

- Jak wszyscy chceta mięsa, to poczekać trza nim indora oporządzim. Nie spodziewali my się podróżnych w takom pogode. - karczmarz popatrzył ciekawsko, ale nie bezczelnie, po wszystkich twarzach. - Do sióstr idzieta? - zagadnął.

- Ja nie pogardzę dobrym mięsem. - powiedział Moritz. - Ja idę. - odparł podróżnik. - Od dawna mam problem z alkoholem i powoli zaczynam to dostrzegać. Ponoć pierwszy krok to przyznać się, że potrzebuje się pomocy. Dlatego prosiłem sok czy mleko zamiast piwa - rzucił czeladnik.

- E tam. To nie choroba, to dobry gust. - karczmarz uśmiechnął się jakoby uspokojony. - Mam dobre piwo i podać mogem tak jak je pijeta w Stirlandzie. W takom pogode w samo raz grzaniec rozgrzeje kości i ducha.

- Co nas zdradziło, że ze Stirlandu jesteśmy? - zapytał nalany Morryta z szelmowskim uśmiechem.

"Pewnie sposób, w jaki mówimy, a karczmarz z niejednym podróżnym miał do czynienia", pomyślał Kaspar.

- Dla mnie koniecznie mięso - powiedział - ziemniaki i kapusta. I grzane piwo też może być. W taką pogodę lepiej pod dachem i przy czymś ciepłym czas spędzać.

- Tak, tak. I pokoje mam przytulne też.

Wagner walczył ze sobą w duchu, ale - mimo iż dla niego była to wielotygodniowa batalia - poddał się całkiem szybko.

- W sumie jeden grzaniec nie powinien mi zaszkodzić. Poproszę.

- No nie powinien. - rzekł Eberz podając Stirlanczykom kubki. - Sie zagrzeje to podam.

Popatrzył na nowicjusza.

- A witajom w progi naszego opactwa też i Stirlandczycy. Nawet jedna siostrzyczka od was jest. - wyjaśnił. - Mówita wszyscy podobnie. A kleryk zacnie pojeść lubi? Mogem na pieniek brać indora jeno troszku zajmie oporządzenie ptaka. Kurwi syn nieznośny, mogły by jego wilki brać, a nie w inne szkody wchodzić… - westchnął. - To jak? Pieczony czy gotowany?

- Chyba lepszy byłby pieczony, co nie towarzysze? - zapytał Wagner zacierając ręce.

- Zdecydowanie pieczony. - Detlef zamlaskał łakomie.

- Gotowany jest zdrowszy. - wtrącił Kaspar, chociaż nie sądził, by głos rozsądku został wysłuchany.

- Liczy się smak. - skwitował nowicjusz. - Zdrowia szukaj w cebuli i czosnku, mówię ci.

- Poza samym opactwem i tą przytulną gospodą co u was warto odwiedzić, dobry człowieku? - ciągnął gawędziarz.

- Może jakieś rozrywki w okolicy? - dopytywał Morryta.

- Temu tylko jedno w głowie… - zaśmiał się czeladnik.

- Przecie kultyści Morra rozrywki tego świata zostawajom żyjoncym, eee… - rzekł ostrożnie.

- A co ja do cholery martwy jestem? - zażartował Detlef.

- U nas żadnego burdelu z hazardem nie ma. - potrząsł głową karczmarz. - To prawa okolica, a mieszkańcy bogówbojni. A odwiedzać tu czego innego nie ma i nie zalecam, bo wilki pożreć mogom. Siadnijcie przy stole, podamy strawę. - rzekł po czym oddalił się w stronę kuchni.
 
Lechu jest offline  
Stary 15-01-2017, 23:44   #150
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny

Belsdorf
teraźniejszość
Sprawiedliwości stało się zadość. Czy to Mortiz zdołał przekonać Prosta do „inwestycji” w opłacenie kislevity, czy Arno udało się w pojedynkę i w tajemnicy przed resztą zlikwidować szampierza, nie miało dla Aldrica żadnego znaczenia, tak długo jak Wagner leżał martwy. Kajał się w głębi ducha za takie myślenie, w końcu jakby nie patrzeć zakpili z Sądu Bożego, a on nie próbował nawet ich przekonać by zaniechać ingerencji. I nie pomagało, że idea owego Sądu była wypaczona sama w sobie, a możliwość opłacenia szampierza tylko owo wypaczenie potęgowała. Tak jak nie pomagał fakt, że Imperium odchodziło od tej formy sądzenia, i nawet najzagorzalsi fanatycy religijni nie upierali się przy zachowaniu jej jako tej nadrzędnej. Nawet znając tę konkretną sytuację, gdzie Wagner uprzednio bez przymusu wyznał swe winy i powinien ponieść zasłużoną karę, Aldric nie mógł odpędzić szeptu ze swojej głowy, szeptu mówiącego, że źle zrobili ingerując w koleje losu.

Zawitali do gospody w niewielkim Belsdorfie po męczącej, acz spokojnej, nie licząc wycia wilków, podróży. I choć początkowo wycie wydawało im się tylko trochę niepokojące, ale normalne, to po usłyszeniu kilku miejscowych plotek nabrało znacznie bardziej demonicznego wydźwięku. Ataki wilków, które omijają tylko jedno konkretne gospodarstwo? Niepojęte zło w głębi lasu? Koszmary u młodej dziewki? Z jednej strony powinni być sceptyczni, w końcu na wsiach niewiele trzeba, żeby zasiać niepokój. Znali to, sami wychowywali się w podobnym miejscu. Jednak z drugiej, widzieli zbyt wiele, żeby choć przez chwilę nie pomyśleć, że może być w tym choćby odrobina prawdy.

I choć wilkami mogliby spróbować się zająć, wszak nadano im miana Wilkobójców w Weisslagerbergu, to Aldric tego nie zaproponował. Z jednej strony mieli jeszcze trochę czasu na dotarcie do Middenheimu, ale z drugiej najlepiej było dotrzeć tam jak najprędzej, a pogoda nie sprzyjała prędkości marszu. Tego dnia nie miał ochoty poruszać tego tematu, wszak nie wiedzieli, czy, na jak długo, i kto dokładnie będzie chciał zostać u sióstr. Jutro, gdy się wszystkiego wywiedzą, może i porozmawiają o tutejszych problemach.

Tego wieczoru Eryk Bauer rozmyślał, jak wiele osób w potrzebie zostawił w drodze do odzyskania dawnego życia, i ile jeszcze będzie w stanie zostawić, nim straci całkowicie szacunek dla życia jednostki.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172