|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
26-08-2016, 19:16 | #291 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Gdy Dieter z Markusem wyszli z jaskini zobaczyli całą bandę gotową do drogi. Trójręka Lagis i kobieta skorpion były nie licząc przepasek biodrowych nagie i pomalowane w niebieskie wzory. Wiele z nich niepokojąco przypominało znaki Pana Przemian i runy w Mrocznej Mowie. Grimwold miał nieobecna minę. patrzył tępo pod nogi. jego poraniona twarz powoli się zabliźniała sprawiając, że wyglądał niczym jakaś cyrkowa osobliwość. Korzar skinął głową z aprobatą widząc swoich dwóch pupilków- magów oddziału. -No nie miejcie takich kwaśnych min. Trochę ruchu wam się przyda. Za mną! Wódz dał znak łapą i cały oddział ruszył przez gęstwinę. Na przedzie szedł gor ze sztandarem. Za nim zwierzoludzie i mutanci. Niektórzy milczeli i mieli zasępione miny. Inni byli natchnieni i radośni. Nieliczni rozmawiali między sobą na nie mające związku ze zbliżającą się walką tematy. Po pół godzinie oddział wyszedł na polanę. Nieoczekiwanie znajdowała się na niej chłopska furmanka na której siedziało dwóch ludzi. Jeśli Dieter i Markus sądzili, że oddział rzuci się na nieszczęśników i rozerwie ich na strzępy to srogo się zdziwili. Mutanci otoczyli wóz na co siedzący na wozie zareagowali najspokojniej na świecie. Korzar skinął głową w kierunku wozaka. -Max. Opowiadaj co wiesz!
__________________ Zawsze zgadzać się z Clutterbane! |
27-08-2016, 00:22 | #292 |
Reputacja: 1 | Max z Sydowa był trzecim synem farmera. Krzepki od kosy i mądry po przodkach szybko uzmysłowił sobie, że nie ma szans na ojcowiznę. To pchnęło go w ręce pana zmian i jego leśnego kultu pod przewodnictwem Korzara. Na początku mutanci byli nieufni wobec Mullera, ale z czasem zdobył on ich zaufanie dostarczając plotek z okolic. Nikt nie wie, nawet Max, że pan pobłogosławił go już mutacją. Ta niewiedza powoduje, że nadal chcę on się wykazać w oczach chaotycznego bóstwa. Max zeskoczył z wozu i przywitał się z grupą radosnym. - Witajcie bracia i siostry! Po tych słowach skupił swój wzrok na Lagis. Było to spojrzenie pożądania, lecz Max nie pragnął jej, a raczej mutacji jaką miała. Trzecia ręka do pracy w polu. A prostaczkowie przeklinają imię Tzeentcha. Pomyślał. Po krótkiej chwili Max odpowiedział w końcu na żądanie zmutowanego herszta. - Witaj i ty potężny Korzarze. Wiem, oj wiem całkiem sporo, a to co powiem może Cię uszczęśliwić, ale też i pewnie Cię trochę zasmuci. Max poznał już trochę Korzara i wiedział, że stać go no co najwyżej napady szału i złości, a nie smutne miny i uśmiechy, ale Muller lubił dużo mówić, zwłaszcza, gdy słuchała go duża grupa. - Orszak jest większy niż myślisz. Prawie piętnastu jeźdźców i powóz, w którym ma być jakiś kościelny dostojnik, może dwóch. W Wurtbadzie mają mieć jakiś zjazd i tam pewnikiem zmierzają. Oto wszystko co wiem. Po ostatnim zdaniu Max ukłonił się dworsko i ruszył w stronę czarnoksiężników. Słyszał plotki o nowych zdobyczach Korzara, teraz miał okazję ich zobaczyć. - To wy jesteście tymi maginami o których tyle słyszałem? No teraz nie ma szans, żebyśmy przegrali. Moc jest z wami. Maximilian uśmiechnął się do Dietera i Marcusa po czym stanął obok nich. - Będę się was trzymał, jeśli nie macie nic przeciwko. W przeciwieństwie do pozostałych lepiej będzie jak będziemy z tyłu natarcia Powiedział cicho, aby tylko Ci dwaj go usłyszeli.
__________________ Man-o'-War Część I Ostatnio edytowane przez Baird : 27-08-2016 o 01:07. |
29-08-2016, 22:36 | #293 |
Reputacja: 1 |
|
30-08-2016, 00:41 | #294 |
Reputacja: 1 | Dieter wyszedł pewnie z jaskini, miecz chaosu u pasa, elfi płaszcz nałożony na ubranie. |
30-08-2016, 21:34 | #295 |
Reputacja: 1 | Kastor spokojnie siedział na wozie jak się pojawiła banda mutantów. W snach sprzed kilku dni widział ten sztandar a pod nim dwóch wybrańców. Jak dotąd Pan Przemian, który go obdarzył przecudnymi darami widział w Kastorze same zalety dla realizacji swoich celów. Parę tygodni temu władca dróg losu pokierował go na spotkanie z Maxem. Ów człowiek był zatwardziałym i oddanym sługą i tylko sługą, który będzie służył po wsze czasy jak sądził "Kastrator". Jak go nazwali jeszcze za czasów kiedy to za pieniądze walczył na arenach. W końcu postanowił być najpotężniejszym z wojowników i odezwał się Tzeentch w postaci snów i darów. Niestety podczas jednej z walk te dary spowodowały panikę wśród oglądających i zainteresowanie straży i wojska. Musiał umykać w las. Tam przez kilka miesięcy rozmawiał ze swoim nowym patronem i bez opamiętania przyrzekł poświęcić się jego planom. Po paru miesiącach w końcu początek planu objawił mu Tzeentch i wyruszył na zachód w poszukiwaniu jak się okazało potem Maximiliana Mullera. Tak potem dowiedział się o bandzie Korzara i następnej nocy zobaczył proroczy sen, który kazał mu wspomóc jego bandę do czasu pojawienia się wybrańców. Dzięki darom Tzeentcha jeszcze nikt nie widział go w całej okazałości a wódź mutantów uznał go za doskonałego szpiega i kazał zostać z Maxem. Po kilku miesiącach przyszedł czas poinformowania o siłach zbliżających się w rejony bandy. Max obserwował ich pochód a Kastor postanowił ujść w las i wesprzeć go kiedy by potrzebował. Tak Max wystawił dla Kastora języka, który przekazał cenne informację. Teraz siedział i słuchał rozmowy Korzara z Maxem. Kiedy zakończyli i Max podszedł do dwóch stojących na uboczu osobników coś tknęło Kastratora. Wstał i zeskoczył z wozu. Wóz zachwiał się i gibnął kiedy stracił ciężar w postaci Eberharda. Z wolna się wyprostował i ruszył pozdrawiając wodza. -Witam Wodza nad wodzami w służbie Tzeentcha.- Nawet podziwiał siłę Korzara, ale wiedział, że jego gwałtowna natura w końcu ukróci jego zapędy. Ciągle zerkał na nowych i kiedy skończył pozdrowienia ruszył ku Maxowi i jego rozmówcom. Patrząc jak się zbliża do nich widzieli dobrze zbudowanego człowieka bez żadnych śladów mutacji czy darów boga. Jedyne co zwracało uwagę to zostawiane ślady. Były dziwnie głębokie i jakieś nieproporcjonalne. - Witam Was. Nazywają mnie Kastrator.- Skłonił głowę na powitanie. |
31-08-2016, 20:29 | #296 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Rewelacje Maxa Korzar przyjął z kwaśna miną. Mimo to po mutantach nie było widać strachu. Dowództwo oddziału odbyło naradę. Miała ona spokojny przebieg i była krótka. Zakończyła się zgodnym skinieniem głów. Po tym Korzar wyszedł na środek polany i przemówił do swoich wojowników. -Wrogów jest więcej niż sądziliśmy mimo to nie odstąpimy. Taka rzeź i zabicie jednego z oszukańczych kapłanów niby-bożka załamie ducha w ludziach. Musimy się śpieszyć. Przeprawimy się przez Egger brodem pod Hermdorf. Maxymilian zatarasuje wozem drogę udając, że pękła piasta. Wtedy my wyskoczymy z nadbrzeżnych zarośli. Karoca nie zawróci. Najważniejsze jest dorwać kapłana. Tzeentch nas poprowadzi! Na kończący przemówienie okrzyk mutanci ryknęli jak wystrzał. Widać było po ich twarzach i pyskach radość ze zbliżającej się rzezi. Dowódcy zaczęli poganiać do wymarszu. Żabiogłowy Kyllay podszedł do was i zdecydowanym ruchem reki wskazał na wóz. -Pakować się! Jeśli będziecie opóźniać Korzar was zabije. Dyskutować nie było sensu. *** Po godzinie marszu dotarli do rzeki i z pewnymi kłopotami przeprawili się przez bród. Poziom wody był wysoki i Maxymilian potrzebował pomocy innych mutantów by koła wozu toczyły się po kamienistym dnie. Pół godziny później Siedzieli w trzcinowisku sąsiadującym z traktem od zachodu. Maxymilian zaś wozem tarasował drogę. Nim doczekali się swojej zwierzyny śmierć z ich rąk poniosło dwóch chłopów jadących na targ do Hermdorf. Ich ciała i wozy wciągnięto w zarośla i rozebrano, zaś konie przegoniono. W końcu się doczekali. Ujrzeli pięciu konnych jadących w awangardzie a zaraz za nimi złoconą karocę i resztę oddziału z tyłu. Wszyscy zamarli. Nieoczekiwanie kondukt zamykał jeszcze jeden wóz. Pakunkiem na nim była klatka z trzema istotami w środku. Czyżby trafili na inkwizytora? Gdy zauważono wóz Maxymiliana wszyscy się zatrzymali. Stanęła też karoca. -Co do cholery kmiotku? Zabieraj się z drogi! Krzyknął w stronę chłopa jeden z żołnierzy, który podjechał by zbadać sprawę. I wtedy w stronę stojących na drodze posypały się strzały a mutanci rycząc rzucili się mordować.
__________________ Zawsze zgadzać się z Clutterbane! |
31-08-2016, 21:50 | #297 |
Reputacja: 1 |
|
01-09-2016, 00:25 | #298 |
Reputacja: 1 | Gdy tylko doszło do zasadzki Max chwycił swoją kosę i schował się za wozem. Muller wolał poczekać, aż walka przechyli się na stronę mutantów nim wychyli głowę.
__________________ Man-o'-War Część I |
01-09-2016, 10:35 | #299 |
Reputacja: 1 | Przemowa Korzara była prosta jak budowa cepa. Kiedy Kastor będzie wodzem będzie wrzało i czuć będzie moc jego przemówień. Wiedział i czół to. Pan zmian pomoże mu w tym jeśli będzie jego plany wprowadzał w czyny. Przy rzece pomógł przeprawić wóz i dołączył z powrotem do czarowników. Idąc przy nich obserwował ich i starał się wyczuć ich intencje. Ciekaw też był jak zaprezentują się w nadchodzącej walce. Dotarli na miejsce i zagrodzili drogę. Stanął blisko dwóch magów i obserwował ich jak i trakt. Do masakry chłopów nawet nie przystąpił. Nie uważał za słuszne wyżynanie ich i zostawianie krwawych śladów. Czasu mogło być za mało na ich usunięcie. Jednak Tzeentch dał im czas na przygotowanie zasadzki. Miał nadzieję, że wezmą jakiś jeńców w nadchodzącej walce. Miał plany co do chociażby jednego. Kiedy nadjechała karoca wraz z żołnierzami i banda Korzara ruszyła do walki obserwował ją przez jakiś czas. Przyglądał się też czarownikom ja rzucają czary na wrogów i pokrzepiło się jego zdegenerowane serce. *Tak to oni* pomyślał i odszedł z cicha w tył. Przyszedł czas by zaprezentować się w walce na chwałę Pana. |
02-09-2016, 20:23 | #300 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Sprawa nie była prosta. Strzały w większości odbiły się od chronionych kolczugami wojowników na koniach. Jedynie w trzech przypadkach znalazły niechronione miejsca lub przebiły się przez zbroję raniąc jedynie cele. Grupa mutantów skupiona wokół Korzara uderzyła na awangardę z doskonałym efektem. Korzar ciosem ogromnego topora zabił konia, który padając przygniótł jeźdźca. Psiogłowy i kobieta skorpion natychmiast go zabili. Mniej więcej w tym samym czasie Kastor gdzieś zniknął a chwilę później pojawił się ogromny, latający demon. Zjawienie się znikąd takiego sojusznika wprowadziło zamieszanie zarówno w szeregach mutantów jak i żołnierzy. Ptasia głowa wskazywała jednoznacznie na błogosławieństwo Tzeentcha. Czy to był rzeczywiście demon, czy tylko upodabniająca mutacja pozostawało na razie zagadką. Nie ulegało jednak wątpliwości, że silny był jak koń. Przekonał się o tym jeden z żołnierzy raniony z powietrza przez stwora. O dziwo żołnierze w większości oparli się strachowi i walczyli dzielnie tworząc zwarty szyk. Trzech mutantów próbowało dostać się do karocy, ale pierwszemu, który wsadził tam głowę ktoś wypalił w twarz co skutecznie ostudziło zapał kolejnych. Markus raził przeciwnika jak przystało na maga przy pomocy magicznych pocisków. Szło mu zresztą całkiem nieźle, ale nie udało mu się jak dotychczas nikogo pozbawić życia. Maxymilian zaś czaił się przy swoim wozie. To oraz dziwne zachowanie Achvena, który wyglądał jakby próbował uciec zwróciło uwagę sforowego i wywołało jego gniew. -Walczyć do cholery albo was pozabijam! Latającemu demonowi udało się własnie powalić kolejnego żołnierza tylko po to by od innego otrzymać dotkliwą ranę w udo. Rana wyglądała naprawdę paskudnie ale nie zagrażała życiu. Szczęśliwym trafem miał skrzydła bo z chodzeniem mógłby mieć problemy. Walka nadal pozostawała nierozstrzygnięta i wtedy jeden z mutantów otworzył klatkę o której wszyscy zapomnieli. Z trzech więźniów zdecydował się opuścić więzienie tylko jeden. Pozostali skulili się w rogu. Kim był tajemniczy ktoś? Jedno pozostawało pewne. Dieter, który planował podkraść się do jednego z żołnierzy popatrzył w tamtą stronę o poczuł dziwne ukłucie w sercu, jakby zobaczył kogoś znajomego, kogoś kogo dawno nie widział.
__________________ Zawsze zgadzać się z Clutterbane! |