Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-11-2016, 16:25   #241
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Grupa pościgowa


Brodaty rozbójnik wymienił kilka zdań z elfem. Głównie słuchał tego, co jego doświadczony kolega ma do powiedzenia. Jego umiejętności walki podjazdowej były, najogólniej mówiąc, dość okrojone. Ragnwald znał się na przeprowadzaniu szybkich zasadzek, atakowaniu nagle i szybko, by przeprowadzić rabunek bez problemów. Yrseldain miał za sobą doświadczenie równe, a może i większe, niż wiek Ragnwalda.
Przyjął więc wskazówki elfa. Również i on poczynił przygotowania. Kapelusz wylądował w jukach, fantazyjny wams podobnie, a jego miejsce zajęła skórzana kurtka nabijana ćwiekami. Odpowiednio utwardzana, pozostawała elastyczna i nie krępowała ruchów. To, że jej kolor przypominał barwę ziemi było oczywiste. Pistolet trzyma blisko, zawieszony za pas, który przewiesił przez tors. Sprawdził ostrze - wychodziło dość płynnie.
Jego towarzysz, Liściaste Ostrze, przeszedł niesamowitą metamorfozę. Na swoje wytatuowane plecy naciągnął tunikę o kolorze ciemnozielonych liści lasu Athel Loren. Przywdział również kaftan kolczy. Metal był specjalnie zmatowiony, by nie odbijać światła słonecznego. Wszystko to zwieńczył kapturem oraz chustą. Uzbrojony po zęby, zdołał kiwnąć głową rozbójnikowi i zniknął w gęstwinie. Nawet pora roku, podczas której Słońce królowało dość długo na nieboskłonie, nie pomogła brodaczowi w wypatrzeniu swojego towarzysza. Elf rozpłynął się niczym mgła.


Liściaste Ostrze przemieszczał się szybko, planując każdy swój krok z niezwykłą rozwagą. Ślady jakie zostawiały bestie były dość wyraźne, choć w miarę zagłębiania się w głąb puszczy, coraz ciężej było dostrzec tropy zostawiane przez bandę.


Yrseldain: Tropienie (Inteligencja), 56/04



Podjęcie pościgu było jednak dziecinnie proste. Jako przedstawiciel Starszej Rasy, wychowany i urodzony w Athel Loren, gęstwiny Lasu Cieni, które blokowały dostęp światła, były zaledwie młodnikiem w porównaniu do rozmiaru rodzimej puszczy.
Ślady kopyt były dość wyraźne. Przystanął na chwilę. Szybkie oględziny wykluczyły konia, jako źródło śladów w miękkiej glebie. Były to zupełnie inne racice, zdecydowanie większe od tych, które posiadała normalna fauna żyjąca w Lesie Cieni. Miejscowa fauna nie poruszałaby się tak... niezdarnie, bezmyślnie niszcząc miejsca żeru. Ślady były wszędzie: nadłamane gałęzie krzewów. W różnych miejscach znajdywał obcięte gałęzie. Zdecydowanie - szła tędy banda zwierzoludzi. Problem pojawił się po przeszło 15 minutach tropienia, gdy czułe ucho elfa wychwyciło hałasy dobiegające z dołu. Trop, który podjął rozwidlał się na dwa, wyraźne wskazując na to, iż pomioty szukały łagodnego zejścia z stromego zbocza na którym to stał teraz elf. Doskonale zamaskowany, dodatkowo ubogacając swój kamuflaż liśćmi, obserwował swoisty postój trójki paskud. Może odłączyli się od grupy. Być może przywódca bandy wydał takie rozkazy, by wybadać ewentualny pościg. Implikowało to jedno: ten, kto przewodził grupie, był inteligentny i znał się na rzeczy, a sama banda grasuje tutaj nie od wczoraj.

W tym momencie, trójka pomiotów Chaosu "naradzała się" nad czymś. Nieopodal drzewa dostrzegł humanoidalny kształt, zwinięty w pozycję embrionalną.


Yrseldain: Tropienie (Inteligencja), 56/81


Nie był w stanie określić ani płci, ani tego czy istota żyje. Bestię chyba poróżniły się o coś, co dotyczyło ofiary. Były rozproszone, podatne na atak..



Ragnwald szedł z tyłu, prowadząc konie. Kluczył tak, aby nie wystawać zbytnio na widok potencjalnych maruderów. Do tej pory nie dostrzegł niczego, ani nikogo, wzbudzającego podejrzenia. Las Cieni był mu znany, przebywał tu nie raz, toteż czuł się tutaj znacznie spokojniej niż zwykle.





Werbunek!



Baron wysłuchał propozycji swoich ludzi. Propozycja kontaktu z kimś z organizacji była całkiem światła, również on myślał o tym przez całą drogę tutaj. O ile pamięć go nie zawodziła, w każdym mieście znajdował się przynajmniej jeden agent, a jeśli miał szczęście to mógł trafić na oficera, takiego jak on czy Emil.
- Myślę, że znam tutaj odpowiednią osobę i chyba mogę się do niej udać. Nie mniej, nie potrzeba mi ochrony, Algrimie. Zostańcie tutaj i rozejrzyjcie się za potencjalnymi kandydatami. Spotkamy się tutaj.
Bez wysłuchiwania protestów, zgarnął kapelusz i podniósł się z miejsca. Przecisnął się przez ludzi wprost do wyjścia, by udać się w tylko sobie znanym kierunku.

Rycerz oraz krasnolud pozostali sami, pośród gwaru i tłumu ludzi. Dla ich wprawnych oczu, cała ta zbieranina mogła pójść na potłuczenie o kant dupy. Niewielu było tutaj osobników, którzy postawą oraz aurą zwracali na siebie uwagę dwóch doświadczonych wojów. Zapijaczone i rozkrzyczane grupki, ubrane w znoszone ubrania. Równie pijane grupy żołnierzy w mundurach Nordlandu. Ci trzymali się razem, tworząc znaczną część biesiadujących.

Najwyraźniej trzeba było ruszyć dupska z miejsca i przejść się po sali..



Barona schadzki.


Steinberg znał wszystkie hasła i wywołania. Znał ich rotacje, warianty oraz procedury na wypadek wpadki, odkrycia kreta w organizacji czy śmierci, któregoś za agentów. Hierarchia w organizacji była następująca. Na samym czele stał książę von Walfen. Wśród doradców Mistrza Szpiegów wyróżniało się protektora Horsta, harbiego Welfa, poznanego wcześniej kapitana Steinhoffa reprezentującego zbrojene ramię organizacji. Mówiło się, że jeden z arcykapłanów Ulryka doradzał Siegfriedowi. Przyjacielskie stosunki z przywódcą Łowców Czarownic również wskazywały, iż był on doradcą von Walfena.
Zaraz po nich, byli oficerowie łącznikowi, zajmujący stanowiska rezydentów na dane prowincje. Jednym z nich był Emil. Nieco niezależnymi od takowych, ale nadal w jakimś stopniu podległymi byli oficerowie operacyjni, do których zaliczał się właśnie Horst. Niżej byli tylko agenci, dzieleni na starszych agentów, agentów specjalnego przeznaczenia oraz tych zwykłych. Agenci mieli w mocy prawo do werbowania niezliczonej ilości informatorów, którzy funkcjonowali niezależnie od tych bezpośrednio powiązanych z organizacją. Inną, ale nadal bezpośrednio podlegającą Mistrzowi Szpiegów, grupą była Grupa Szturmowa - elitarna formacja złożona z zabójców, zawodowych złodziei, czy zwadźców, gotowych wykonać brudną robotę w imię organizacji. W całej swojej karierze oficera operacyjnego, jeszcze nigdy nie miał styczności z Grupą Szturmową i nigdy nie wystąpił z wnioskiem o użycie jej do oficera łącznikowego w Middenheim.


Nie mniej, wiedział gdzie się udać, a kroki te skierował wprost do portu. Port miasta Norden był dosłownie oblężony przez ludzi oraz statki. Ruchu jaki tu panował, nie pamiętali nawet najstarsi mieszkańcy. Doki były miejscem, w którym zbierał informacje, a te były przekazywane w iście pomysłowy sposób. Musiał pokonać trasę wzdłuż dwóch żurawi portowych oraz trzech magazynów. Dlaczego? Na pierwszym żurawiu wywieszano mały proporzec, który dla postronnych znaczył może tyle, co nic, ale jego kolor mówił Horstowi o tym, czy rezydent był w danym dniu zajęty, wolny, czy też nie było go w mieście. Pierwszy znak wskazywał na wolny od spraw status. Drugi żuraw dostarczał informacji w inny sposób: w zależności od tego ile robotników ponad programowych obsługiwało żuraw, Host mógł dowiedzieć się w którym lokalu urzędował agent. Jeden - oznaczał burdel Północna Ladacznica, dwóch symbolizowało jeden z magazynów o numerze 22, trzech dawało znak, iż agent przesiadywał w karczmie "Trzy Palce w Natalce". Lokal zacny, ceny również, a sam właściciel był niemałym żartownisiem, czego dowodem była nazwa lokalu. Czterech świadczyło o tym, iż agent był w swojej pracy-przykrywce. Dzisiejszego dnia, właśnie tak było. Czterech robotników ponad przyjętą liczbę. Kolejny magazyn i znak: wystawione cztery beczki z śledziami - wskazywały na godziny wieczorne. Ostatnie przystanki dawały sygnały specjalne, które tego dnia nie widniały na widok zorientowanych.

Baron udał się więc do miejskiej kordegardy, bowiem agent organizacji Graukappen był... dowódcą straży miejskiej.
Solidny, dwupiętrowy budynek z obszernymi lochami, znajdował się w samym centrum miasta, sytuując swoje miejsce o dwie uliczki od samego ratusza. I tutaj panował ruch, ale niezrażony tym wszystkim, wszedł do środka.
Atmosfera była do prawdy sielska. Do sporej, belki nośnej utrzymującej sufit parteru, przywiązany był jakiś jegomość. Osobnik był w stroju takim, jak go matka wydała na świat, na głowie miał zgrzebny worek po mące czy kaszy, a każdy przechodzący strażnik miejski "sprzedawał" waszmościowi to kopa w dupę, to przyjacielską lepę w głowę lub inne uszczypliwości. Właśnie zaciągano kolejnego typa do lochów, usilnie tłumaczącego dość rosłym panom, iż on tak przez przypadek przewrócił się na innego pana i jakoś tak.. sama jego sakiewka oraz miecz przylepiły się do dłoni niewinnego. Ot, czysty przypadek.
W samym pomieszczeniu panował lekki zaduch, nawet pomimo otwartych okiennic, a podłoga lepiła się od rozlanego piwa, może szczyn co bardziej przerażonych czy też krwi z rozbitych nosów. Za jednym z stołów siedział wychudły jak kij mężczyzna, który z uwagą słuchał wzburzonego kupca.
Nim Horst podjął jakąkolwiek akcję, doskoczył do niego dryblas z przedziałkiem i szczerbą między zębami.
- Szanowny pan w jakiej sprawie? - zaświszczał przez szczelinę, podejrzliwie łypiąc na postawnego arystokratę. Steinberg zdjął kapelusz, przyjrzał się typkowi. Chłystek, w dodatku rudy. Braki kadrowe rodziły kuriozalne decyzje.
- Skocz na jednej nodze do dowódcy i rzeknij mu kilka słów. Mianowicie takich, że przyuważyłem jego małżonkę jak chadza z jakimś portowym czarnuchem, coby nadziać się na knagę. Jak zapyta kto przychodzi z informacjami, powiedz, iż mężczyzna którego wynajął do obserwacji niewiernej żony, a imię jego Meiner Hertzmann.
Rudy zrobił minę, wzruszył chudymi ramionami i ruszył na pięcie ku górnemu piętru. Nim minęła krótka modlitwa do Ulryka, góry zszedł sam dowódca. Równie postawny co Horst, jednak jego twarz nie pasowała do zawodu jaki pełnił - morda rasowego zakapiora, wielokrotnie znaczona bliznami. Złamany nos, który ktoś z ledwością nastawił, przez co czasami Tankard Krebsmar, w Norden znany jako Albert Adenauer, świszczał przy oddychaniu. Skinął na Horsta, zapraszając go do swojego pokoju.

Dopiero tam mogli przejść do spraw służbowych. Krótki uścisk dłoni, wymiana informacji.
Jak się okazało, na barona czekał list. List od samego księcia von Walfena. Nie godziło się odkładać korespondencji od przełożonego, toteż czym prędzej rozpieczętował wiadomość. Szybko przeleciał treść listu. Jeśli treść wywołała jakiekolwiek emocje, Horst skrzętnie je ukrył. Czekały na niego jeszcze dwa listy: od Hagena oraz hrabiny Goethe.
Ten pierwszy rozpieczętował również na miejscu. Wierny sługa donosił o mobilizacji jaka panuje na włościach Steinbergów. W samym mieście Steinberg sformowano regiment halabardników, który miał dołączyć do sił koncentrujących się pod Middenheim. Ruchów z strony Bildhofenów nie zarejestrowano, bowiem rywale zajęci byli czyszczeniem band zwierzoludzi grasujących na terenach owego rodu. Dodał również, że rodzeństwo co raz dopomina się o wieści od brata, a Matthias jest zaskakująco spokojny. W baroni Nordstein sformowała się milicja, która patroluje szlaki i gotowa jest wesprzeć regularne oddziały.
List od hrabiny zachował na później.
- Czy masz jakieś rozwiązanie? - zapytał Tankreda. Ten kiwnął głową na potwierdzenie i jednoczesne odegnanie zmartwień barona.
- Nie musisz się obawiać, zostałem poinstruowany przez samego arcykapłana Salzenmund. Jak wiesz, doradza naszemu pracodawcy, toteż jego wskazówki ciężko było zignorować. Przykro mi, mości baronie, ale rozkazy są rozkazami.
I z takowymi musiał się pogodzić. Uścisnął dłoń Krebsmara i wyszedł z kordegardy, kierując się ku karczmie.
 
Gveir jest offline  
Stary 29-11-2016, 13:25   #242
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Edgar został sam z Khazadem. Typki wokół nic sobą nie reprezentowały. Nikt nie kręcił się przy ich stoliku od dłuższej chwili.
- Algrim. Trzeba się przejść i poszukać. Sami jakoś nam nie wpadną.- Stwierdził do krasnoluda i wstał.

Krążył spokojnym krokiem po karczmie i wyszukiwał ciekawych osobników. Gdy jakiegoś upatrzył sobie zamawiał piwa i podchodził do delikwenta zagadując.
Rycerz nie był mistrzem dyplomacji, ale wiedział że oferowane piwo już wielce pomaga w konwersacji. Jakby co liczył na interwencję Alricssona.

Kiedy zabrakło potencjalnych ochotników zwrócił się do gospodarza czy nie wie gdzie dobrych chłopów do bitki znajdzie.
Udał się po chwili przez którą dopił piwo we wskazane miejsce przez właściciela przybytku.
 
Hakon jest offline  
Stary 01-12-2016, 22:04   #243
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Algrim został pomimo wszystko oddelegowany do rekrutacji. Niestety odpowiednich na oko ludziów nie było wcale. W sensie może i by cośtam zrobili tym zwierzoludziom, ale proporcje mogły być jeden do jednego.

Trzeba było więc poszukać, czy jakieś tęgie woje nie chowają się po kątach. A jeżeli nie tu? Zawsze można do karczmarza uderzyć z ogłoszeniem. W najgorszym wypadku przeniosą imprezę do innego lokalu - dla krasnoluda to była wsiora wno, bo w sumie i by się nie obraził, gdyby wszystkich zwierzoludzi zostawić jemu samemu do ubicia.
 
Stalowy jest offline  
Stary 28-12-2016, 20:06   #244
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Tymczasem, port w Norden..


Przypłynął tak szybko, jak pozwoliły mu na to fundusze oraz czas. Drugi z czynników grał decydującą partię w tej symfonii, bowiem wojna była u bram Imperium, a brakowało utalentowanych i gotowych na wszystko agentów terenowych. Rozkazy o zmianie miejsca działania dostał dwa tygodnie temu.
Wpierw przyszło opuścić mu Talabheim, by udać się do Altdorfu i odebrać dalsze instrukcje. Kolejne dni upłynęły na nużącej podróży do Marienburga, a potem wzdłuż wybrzeża. Była to najszybsza i najbezpieczniejsza droga, szczególnie teraz, gdy bandy zwierzoludzi stały się nad wyraz aktywne. Nie mówiąc już o kultystach.
Zanim opuścił swoje stanowisko operacyjne, zdążył rozpracować, a potem rozbić pomniejszą sektę oddającą cześć Slanneshowi. Ohydni kultyści, którzy odprawiali swoje rytualne orgie w asyście mutantów, zwierzoludzi i podobnych im dewiantów, zostali wytropieni oraz spaleni żywcem. W tym chwalebnym czynnie wspomógł go jeden z łowców czarownic, dysponujący pomocą dwóch pomagierów. Takiej sile i determinacji musiał ulec każdy kult.
Plotki głosiły, iż ogień który tamtej nocy zaczął trawić stary młyn, oddawał nienaturalnie kolorową łunę i płonął przez całą dobę.


W tej chwili, dobijał do portu w Norden. Statek, na który zdołał się załapać niósł ciekawy ładunek, o ile za taki można uznać blisko setkę kondotierów z Tilei. Przystojni i wąsaci najemnicy umieli nie tylko pić, grać w karty czy opowiadać wspaniałe historie, ale mieli za sobą wspaniały szlak bojowy. Tajemnicą pozostawało to, na czyją prośbę i złoto tutaj przybyli. Czy była to inicjatywa któregoś z władców północnych prowincji? Czy może rada miejska chciał wzmocnić obronę miasta? A może sam książę von Walfen maczał w tym swoje place?
W owej chwili, Fredrich Lauderluft, podróżujący pod przykrywką Edgara von de Rumshelda, szlachcica kolekcjonującego antyki, schodził z pokładu statku, kierując swoje kroki w tylko jemu znane miejsce kontaktu. Przyjemna aparycja, poprawiona strojem oraz ucharakteryzowaniem, czasami wsparta kilkoma pensami, ułatwiła mu dotarcie do kordegardy, stanowiącej główną siedzibę straży miejskiej miasta Norden. Budowla była przysadzista, całkowicie murowana. Miała jedne z większych walorów obronnych wśród drewnianej zabudowy miasta. Tylko bogaci, a tych było stosunkowo mało w proporcjach do biedoty, mogli pozwolić sobie na podmurówkę, nie mówiąc już o murowanym piętrze.


Rudego chudzielca, który robił za posłańca w służbie, chyba już nic nie zdziwiło, gdy kolejny szlachetka przybył do kordegardy by zobaczyć się z kapitanem. Co prawda nie był umówiony, ale kilka szylingów podziałało, przez co "kolega z regimentu" został zaanonsowany. Niezwłocznie został zaprowadzony na pięterko i wpuszczony do środka.
Przy meblu pełniącym rolę biurka siedział sam kapitan straży miejskiej, o którym wiedział, iż jest oficerem oddelegowanym do Norden. Tankard Krebsmar, bowiem tak brzmiało jego prawdziwe nazwisko. Drugi mężczyzna, o nienagannej, wręcz wojskowej prezencji, od którego biła autentyczna aura arystokratyzmu musiał być tym oficerem wywiadowczym, o którym mówiła treść listu. Baron Horst von Steinberg miał zostać zastąpiony przez niego, bardziej odpowiedniego w zbliżającym się czasie.
Kapitan skinął głową, wskazując na kolejne krzesło. Jak nakazywały dobre obyczaje, Fredrich pierwszy wyszedł z inicjatywą powitania. Steinberg uścisnął dłoń szpiega, po czym oboje usiedli.
- Jak zapewne domyślasz się, ten tutaj jegomość przejmuje Twoje obowiązki, przy czym zamiast zostania faktycznym dowódcą, jak miałeś do w zwyczaju do tej pory, pan von de Rumsheld, będzie kolejnym członkiem drużyny. Myślę, że Twój następca zostanie szybko wyłoniony spośród grupy, choć z tego co opowiadałeś, owe indywidua równie dobrze jak w zwartej grupie, działają w odosobnieniu. Muszę przyznać, że szef wybrał idealnych kandydatów..
Baron nie odpowiedział. Upił łyk wina, delektując się sekretnymi zapasami Krebsmara.
- Ufam, panie von de Rumsheld, iż znane są panu ogólne cele.
 
Gveir jest offline  
Stary 29-12-2016, 14:33   #245
 
Eterard's Avatar
 
Reputacja: 1 Eterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłość
- Tak, zostałem wprowadzony w szczegóły operacji - potwierdził Fredrich - niestety to były tylko suche raporty. Bardzo ważna będzie dla mnie rozmowa z pozostałymi członkami drużyny. Zrobiliście kawał dobrej roboty i należy Wam się szacunek. Nie chciałbym by przypięta była mi łatka urzędasa, którego dostaliście z przydziału, i który Wam zabiera sprawę.. Dlatego też chciałbym by traktowali mnie jako pomoc. - Mówiąc to rozglądał się po pokoju, w którym się znaleźli.
 
Eterard jest offline  
Stary 31-12-2016, 14:35   #246
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Fredrich


Oficer pokiwał głową, dając znać, iż rozumie drugie dno słów szpiega. W organizacji panowała pewna hierarchia, mniej lub bardziej ścisła. Oficerowie przydzieleni na dany teren byli nieco wyżej ponad oficerów wywiadowczych, nazywanych operacyjnymi, których to reprezentował baron Steinberg. Niże od nich byli agenci, a do takich zaliczał się pan von de Rumsheld.
Tankard nawet nie wnikał czy jest to prawdziwe miano tego człowieka, nie mówiąc już o tożsamości. Taka praca.
- W szczegóły wprowadzi pana baron Steinberg. Mnie wzywają obowiązki, toteż pozwolicie.. - wstał zza biurka, a jego goście poszli za przykładem. Krótki uścisk dłoni, porozumiewawcze spojrzenia. Nadchodził czas wytężonej pracy. Dla całej organizacji.


Wychodząc w towarzystwie barona, czuł bijącą od niego aurę arystokraty. Postawny i wysoki szlachcic budził respekt w każdym, nie mówiąc już o jego charyzmie. Raporty z szlaku Drużyny Alfa świadczyły o tym, iż nie próżnowali, wykonując swoją pracę wszędzie tam, gdzie mogli.
- Żałuje, że muszę opuścić drużynę, ale rozkazy są jasne, a W nie lubi opieszałości. Czy wie pan, z kim panu przyjdzie pracować?
Kilka dokumentu nakreślało charakterystykę składu. Najporządniejszym i najgodniejszym zaufania był młody kawaler z zakonu Rycerzy Panter, Edgar von Duneberg, kolejny szlachcic. Do drużyny udało pozyskać się słynnego elfiego łowcę nagród, Yrseldaina Liściaste Ostrze, o którym raporty czytał nie raz i nie dwa. Algrim Alriksson, były Zabójca Olbrzymów oraz znany rozbójnik Ragnwald Indriadsson dopełniali składu.
- Poniekąd.
- Niech pan traktuje ich jako równorzędnych sobie, a jednocześnie pamięta o ich indywidualizmie. Wciąż brakuje im zgrania, ale pracują nad tym. Zarówno razem, jak i osobno są fachowcami. Każdy wart jest przynajmniej regimentu Greatswordów, a wiem co mówię.

Baron przystanął. Fredrich spostrzegł, iż znajdują się w samym środku portu, otoczeni ruchliwym tłumem ludzkiej masy. Do wielu pirsów przycumowane były statki, a przy jednym z nich właśnie się zatrzymali.
- Wypada mi pana pożegnać, panie von de Rumsheld. Nasze drogi się rozchodzą, a obowiązki czekają. Mam nadzieje, że Ulryk da nam doczekać spokojniejszych czasów. Powodzenia.
Ostatni raz uścisnął dłoń baronowi.
Rzecz jasna, został poinstruowany gdzie zatrzymała się część drużyny oraz o zamiarach. Kwota 50 złotych koron została mu wręczona, aby zrobić z niej użytek na rzecz rekrutacji najemników.
Odwrócił się i szybko ruszył w swoją stronę, nie oglądając się za siebie. Pewne hmm... zasady zawodu szpiegowskiego wymuszały takie, a nie inne zachowanie.
 
Gveir jest offline  
Stary 01-01-2017, 11:10   #247
 
Eterard's Avatar
 
Reputacja: 1 Eterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłośćEterard ma wspaniałą przyszłość
Fredrich patrzył jeszcze przez chwilę za odchodzącym mężczyzną.
Zastanawiał się, czy Sigmar pozwoli mu dobrze wykonać powierzone zadania. Wziął głęboki oddech a w jego nozdrza uderzyła woń ludzkiego potu, ryb, mieszaniny towarów i zatęchłych desek. Zanim pójdzie na spotkanie z drużyną odwiedzi swojego informatora w Norden a także Małego Toma - miejscowego podżegacza. Chce się dowiedzieć czy w mieście są jacyś wartościowi ludzie, których możnaby wynająć a także czy jest szansa by rozpuścić plotkę o zaginionej karawanie krasnoludzkiej w Lesie Cienii i ewentualnie jakich środków, lub pomocy potrzebowałby Mały Tom do spreparowania tej pogłoski.
 
Eterard jest offline  
Stary 27-01-2017, 18:34   #248
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
W krótkim czasie udało im się wytropić kilku maruderów. Był to obiecujący początek dla polowania. Zwierzoludzie mieli w swoim obozowisku jakąś ofiarę, niestety nie dało się określić czy żyje, ale czy warto było czekać by się przekonać? Zdecydowanie nie, dlatego elf postanowił działać od razu.
Na migi przekazał Niedźwiedziowi to co zauważył, po czym skierował go w jedną stronę, a sam ruszył w przeciwnym kierunku by zaatakować z najlepszego miejsca do zasadzki.
Sprawdził czy ostrze nie blokuje się w pochwie, założył strzałę na cięciwę i cicho jak cień zmierzał do celu. Planował otworzyć uderzenie uśmiercając jedną z bestii strzałą, a następnie wskoczyć między pozostałe i dokończyć robotę ostrzem. Rangwald ze swojej pozycji powinien zadziałać, jeśli któryś z potworów spróbuje uciec.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 31-01-2017, 23:03   #249
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
Nie lubił pozostawać w tyle. W szczególności, kiedy całą robotę wykonać ma chudy, mniejszy i pozbawiony zarostu elf. Tfu, ale co tam! Popilnuję sobie śmierdzących gównem koni, na cyce kislevskiej burdelmamy, to moje ulubione zajęcie kurwa mać! Zrozumiał oczywiście co do przekazania miał uszaty towarzysz, który tak szybko jak się pojawił to i znów podobnie zniknął mu z oczu. Wolną ręką bezszelestnie wyciągnął rapier, przybrał postawę bojową i w całkowitym skupieniu czekał na rozwój wydarzeń, będąc gotowym na wszystko.
 
Szkuner jest offline  
Stary 01-02-2017, 13:50   #250
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Grupa pościgowa

Ostrze wychodziło gładko, bez chrzęstu, płynie wskakując w dłonie właściciela. Sprawdził lotki strzał. Wilgoć nie zniszczyła delikatnej konstrukcji, od której zależał strzał. Pocisk odnalazł miejsce. Liściaste Ostrze przeskoczył na małe wzniesienie, zajmowane przez masywny dąb. Jego pień był wystarczająco gruby, by ukryć elfa.

Gdy tylko dostrzegł, iż Niedźwiedź począł skradać się ku wrogom z gotowym rapierem oraz nożem, wychylił się zza osłony. Krótka przymiarka, szczęka cięciwy zatańczył walca razem z świstem cięciwy.
Krzątaninę i pomruki potworów rozdarł nowy, donośny dźwięk z pogranicza gamy agonalnej. Jeden z potworów, rażony w czaszkę zdołał krótko charknąć, po czym zwalił się na bok. Wzrok pozostałych bestii spoczął na miejscu, skąd przyszła śmierć. Był to ich błąd, bowiem zza zarośli wyskoczył Ragnwald. Przestał się skradać, by móc nabrać rozpędu i wpierdolić się w przeciwnika. Zaalarmowało to potwornego mieszańca świni z psem i chyba małpą, bowiem zaczął odwracać się ku przeciwnikowi, instynktownie machając drzewcem jakiejś broni. Niedźwiedź zdążył zareagować - zrobił krótki wypad nogą, chlasnął szybko, niemal z nadgarstka, wkładając w to swój impet. Ostrze rapiera uderzyło niemal perfekcyjnie, przecinając mięśnie na przedramieniu stwora. Spowodowało to, iż broń wyleciała z jego łapy, a on sam zgiął się w bólu, co dało rozbójnikowi czas by celnym rzutem noża, zakończyć żywot bestii. Kątem oka zauważył, jak z skarpy zeskakuje elf, unosząc w powietrzu swoje ostrze.
Dziwny trafem, dwójka współpracowała z sobą niemal na poziomie podświadomym. Gdy elf odsłaniał plecy, by wykonać fintę czy zwód, Ragnwald krył jego tył, przebijając na wylot kolejne ścierwo. Walka skończyła się, gdy Liściaste ostrze po wyminięciu ostrza, zdołał odciąć rękę stwora, błyskawicznie zanurkować pod kolejnym ciosem by rozpruć jego kałdun i zatopić ostrze miecza w crescendo. Koniec walki zastał Ragnwalda w parterze, przyduszającego swoim ciałem ostatniego z pomiotów Chaosu. Potężne kleszcze ramion dusiły wierzgającego się stwora tylko po to, by pozbawić go ochoty do walki. Zaraz potem, rozbójnik złamał bestii kark z okropnym chrzęstem.


Mogli przyrzec, iż walka trwała kilka bitych minut, lecz w rzeczywistości uporali się szybciej, niż wieczorny pacierz do Sigmara. Tajemnicza ofiara dla potworów wciąż leżała tam, gdzie zostawili ją Zwierzoludzie. Nie daje oznak życia, nie porusza się. Pytanie co zrobią bohaterowie?



Grupa werbunkowa


Zarówno Algrim, jak i Edgar, mieli dość bezczynnego siedzenia. Tłum był całkiem spory, a z miejsca siedzącego mogli co najwyżej pierdzieć w zydle. Nie tak poszukuje się najemników.
Rozdzielili się, każdy chwycił swój kufel piwa i ruszyli w osobnych kierunkach. Wiele par oczu śledziło naszych bohaterów, największe zagrożenie upatrując w wytatuowanym krasnoludzie. Kawaler Duneberg, nauczony doświadczeniem, dopchał się do szynkwasu by oprzeć się o jego ladę. Przy samym blacie stało wiele znakomitości: dwójka brodatych jegomości, o aparycji piratów bądź korsarzy dość chwacko rwało jakieś dwie kurewki. Postawny, łysy jegomość w mundurze wojskowym w samotności oraz ciszy popijał gorzałkę, patrząc wprost przed siebie. Jakiś starszy mężczyzna w kapeluszu, któremu pomagała jego młodsza kopia, odbierali zamówienie na wiele kufli piwa. Płacili w dobrej monecie, sami ubrani byli w porządne, acz niewyróżniające się ubrania. Na palcu starszego widniał sygnet z dziwnym symbolem. Jako szlachcic, Edgar nie potrafił go zidentyfikować. Nic dziwnego, bowiem symbol ten nie należał do heraldyki szlachty Imperium.
Dalsze odcinki zajmowali różni jegomoście: mieszkańcy, rybacy, żeglarze, a może i najemnicy?

Krasnolud miał inne zdania, czy też zmartwienia. Wiele par oczu śledziło go dość uważnie, upatrując w nim chodzącej beczki z prochem. Wiedziony instynktem wojownika, czując smród potu zmieszanego z piwem oraz rubasznym rechotem, przeciskał się przez tłumek do drugiego kąta. Jego nos go nie mylił:
Przy jednym z stołu trwała gra. Klasyczna próba sił. Dwójka mężczyzn siłowała się na ręce, przy wiwacie i dopingowaniu pozostałych. Wydaje się, iż faworytem jest wysoki jegomość o kislevskich rysach twarzy i równie jebitnych wąsiskach. Jego łysina odbijała światło świec, jakby mało było tego, iż pot potęgował owo zjawisko. Jego przeciwnikiem był istny byk - chłop do rwania drzew z korzeniami. Potężne łapy niczym bochny chleba, bicepsy, duży łeb i mięśnie, grały pod mundurem wojsk Nordlandu.
Walka trwała w najlepsze, zapewne szło nie tylko o pieniądze, ale o honor. Nordland kontra.. no właśnie, Kislev? A może wąsaty był najemnikiem?
Szybkie kalkulacje zakończyło łupnięcie w stół. Kislevczyk wygrał pojedynek, co zostało skwitowane donośnym rykiem jego kompanów. Byk z Nordlandu nie był pocieszony tą przegraną. Masując rękę, musiał odstąpić pola. Może dlatego, że lada chwila straci swoje oszczędności?
- Nu! Kto jeszcze?! Kto chce się spróbować z Kiryłem Stiepanowiczem,a? - ryknął ubawiony wąsacz.



Jak pokochali szpiega..


Mały Tom był u siebie, a mając to na myśli, Fredrich, skierował swoje kroki do... małej kramiku. Mały Tom wcale nie był taki mały. Przewyższał go wzrostem oraz aparycją, ale nie jemu było dane dyskutować o nadawaniu przezwisk. Tomcio prowadził kramik, w którym sprzedawał świeże wypieki. Bywało, że nadziewał je jakimiś specjałami. Dość powiedzieć, iż interes kręcił się, a Tomcio w nieznany sposób odpędzał się od haraczu dla grup przestępczych. Mało tego! Mógł pozwolić sobie na drobną ochronę z strony jednej z grup. A była to dość tajemnicza i skuteczna grupa Tileańczyków, przybyłych aż tutaj w interesach. Zajmowali się wieloma rzeczami - ot, "zawodowi swaci", "dekoratorzy wnętrz", "jubilerzy", "obrotni producenci wina". Swoich traktowali jak rodzinę, wrogów... cóż. Nie raz i nie dwa, wyławiano z morza ludzi, którym obciążono stopy. Tileańskie trzewiczki.

Tomcio właśnie kończył obsługiwać klienta, gdy zauważył Fredricha. Uśmiechnął się prawą stroną ust, a szpieg odpowiedział lewą. Znaki wymieniono.
- Dobry człowieku, powiedz mi kiedy i gdzie będę mógł skosztować nadziewanych pasztecików? Podobno te z pastą z dorsza są wyśmienite!
Mały Tom pokiwał głową. Fartuchem strzepnął okruchy z desek kramiku.
- Łaskawy panie. Jutro, z samego rana, w moim kramiku. Tymczasem proszę przyjąć skromny podarek, jako zachęte.
Fredrich otrzymał dobrze wypieczonego, małego rogalika w polewie z miodu. Podziękował i ruszył w swoją stronę. W bezpiecznym miejscu ugryzł kawałek, wyjął zawiniątko schowane w skórzanej otulinie. Pałaszując resztę smakołyku, rozwinął wiadomość. Krótki liścik wskazywał na miejsce dogodnego spotkania z Tomem. Zamtuz "Perła Północy" po zmroku. Niedaleko siedziby gildii kupieckiej von Drachofenów. Pytać miejscowych o dziadka Ziółko.

Z informatorem poszło znacznie szybciej. Wiedział gdzie go szukać, jakich znaków użyć. Młody akolita Ulryka, przyjmując szlachcica, nie budził czyich podejrzeń. Ot, arystokrata chciał przekazać datek, prosić o błogosławieństwo. Normalna rzecz.
Mniej normalne było prawda.
Od informatora dowiedział się wielu ciekawych rzeczy. Dziękując, dla przykrywki poprosił o błogosławieństwo i wyszedł.
Mógł z spokojem ruszyć na spotkanie drużynie.
 
Gveir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172