Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-06-2016, 12:50   #141
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
-Dziękuję, zarówno za napitek jak i za informacje. - Odparł, racząc się Toporkiem. Popijając piwo przetrawiał to, czego się dowiedział od kramarza.
Skoro Mikry oficjalnie zginął, to znak że się ukrywa i nie chce być znaleziony. Będą musieli porządnie się wysilić, żeby go odszukać. Ciekawiło go, czy pozostali dowiedzą się czegoś więcej. Możliwe że ich informator zostawił jakieś ślady, w końcu musiał jakoś nawiązać kontakt z wysłannikami księcia.
Elf dopił piwo, skinął głową sprzedawcy i pożegnał się. Skierował kroki wgłąb portu, do doków. Tam mogli znaleźć się jacyś szemrani goście, którzy będą wiedzieć cokolwiek o jego chachmęceniu, a Yrseldain miał swoje metody na zdobywanie informacji.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 10-06-2016, 14:58   #142
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Ragnwald

Z początku właściciel lokalu zlustrował wysokiego typa miną typową dla znudzonych życiem karczmarza. W miarę zbliżania się Niedźwiedzia, właściciel gospody, który nie należał do chucherek, na widok ogromnej postury Ragnwalda nieco struchlał. Niewidocznym dla rozbójnika gestem złapał za małą kuszę znajdująca się pod szynkwasem. Kolejny szok przeżył, gdy ten potężny osobnik oparł się o kontuar, przybrał przyjazną minę i zaczął swoją tyradę.

- Aleś gadatliwy.. prawie jak reiklandczyk, ale posturą, akcentem i osobowością toś mi chłopie wyglądasz na ostlandczyka, choć oni są nieco gburowaci.. - wypowiedział te słowa, otrząsając się z pierwszego szoku. Ruchem równie błyskawicznym odstawił kuszę. Zwyczajem karczmarzy chwycił za stojący nieopodal kufel, po czym zaczął go wycierać kawałkiem szmaty. Pochylił się ku Niedźwiedziowi, również opierając się nonszalancko o szynkwas. Dostrzegł gest jednej złotej korony.
- Mikry Jorgen powiadasz? Eh, ciągle wracacie do tej sprawy, panie władzo, co? I jak dalej mówiliście? Otto Lukas lub Mały Luis? - gospodarz sprawnym ruchem zgarnął złotą koronę. Odstawił kufel tylko po to, aby zabrać się za pucowanie kolejnego. Przez chwilę myślał, przybierając minę człowieka przeszukującego pamięć. Ponownie pochylił się.
- Jorgen był, ale to jakiś już czas temu. Może z miesiąc temu ta sprawa miała miejsce. Otto Lukas to zlepek imion pasujących bardziej do szlachetnego pana, niż do takiego... typa.. jakim był Jorgen. I owszem, nie wierze w to, że dorwali Jorgena, choć wyłowili go całkiem niedaleko stąd. Byłem świadkiem tego incydentu, panie władzo. - Ragnwald miał szczęście. Najwyraźniej gospodarz wziął go za strażnika miejskiego działającego pod przykrywką. Z niejasnych Niedźwiedziowi powodów mężczyzna stojący po drugiej stronie był przychylny jemu i jego pytaniom. Możliwe, że współpracował z władzami. Możliwe, że kiedyś sam służył. Ta dawna lojalność zostawała we krwi, zwłaszcza, jeśli przynależało się do porządnych formacji.
- Dorzuci Pan jeszcze, to coś rzeknę.
Ragnwald musiał sypnąć kolejną złotą koroną. Pieniądze zmieniły właściciela.
- Z opisu jaki podajesz rzeczywiście szukasz Mikrego. Sęk w tym, że Mikry może i miał posturę o której piszesz, ale był człowiekiem o gęstej brodzie, włosach związanych w kucyk i małej przepasce na oko. Reszta się zgadza. Ciało które wyłowiliśmy miało zniekształconą twarz, ale poznałem się na fortelu. To nie był on. Jorgen, czy jak naprawdę ma na imię, najpewniej zmienił coś w swoim wyglądzie. Stawiam butelkę bretońskiej brandy, że jest gdzieś tutaj. Bywało, że współpracował z trzema takimi. Dwóch z nich to bliźniacy, trzeci to ich kumpel. Mieszanka niesamowita, bowiem jeden był wysoki i chudy jak szczapa z bródką w szpic o imieniu Meinhart. Drugi, jego brat, był niższy ale napakowany jak skurwysyn. Łysol o twarzy Meinharta ale imieniu Axel. Ostatni to niziołek, Coger Piwosz. Prowadzają się razem. Czasami wpadali tutaj, ale głównie dlatego, że spotykał się z nimi Jorgen. Musisz poszukać ich na ulicach.



Algrim i Horst

O ile Horst musiał powstrzymać się od zwymiotowania, należy wczuć się w Algrima, który o mało co się nie rozpłakał nad jakością piwa. Przełknęli siki, złorzecząc w duchu. Gospodarz popatrzył przez chwilę na dwójkę. Horst wypowiedział magiczne w jego mniemaniu słowa o ludziach księcia-elektora...



Horst: Urok osobisty (Ogłada) 64/18 udany test!



Aparycja Horsta, jego składne słowa i twardy, ale poprawny akcent, w połączeniu z prezencją przedstawiającą, jeśli nie poważanego przedstawiciela władz, to co najmniej łowcę nagród bądź szpiona na usługach Księcia-Elektora, budziły respekt. Dodatkowym plusem był wkurwiony krasnolud, który wyglądał jak dobrze opłacany najemnik znający się na swojej robocie. Sprawiali wrażenie dwójki zdeterminowanych profesjonalistów, którzy waląc w mordę odsyłają do lazaretu lub cyrulika, a wyciągnięcie broni skutkuje rezerwacją miejsca na cmentarzu.
Karczmarz skłonił się lekko, w oczach grały mu ogniki szacunku pomieszanego z strachem. Nie często lokal odwiedzali przedstawiciele władz.
- Jak bystro, mości panowie! Dla panów będzie coś wyjątkowego. Lokalik pani Rosalii. Wychodzą panowie ode mnie, skręcają w lewo i idą główną ulicą. Mijają panowie jeden skręt w lewo, drugi i dopiero w trzeci. Cały czas prosto tą wąską uliczką. Po prawej znajdzie się wejście do kamienicy, taka brama. Przy niej kręci się jeden, albo dwóch typów. Powiecie panowie, że zdrówka życzy Andre i was wpuszczą.



Edgar


Kapłan wsłuchiwał się w opowieść kawalera. Z uwagą przyglądał się młodzieńcowi, pilnie wychwytując każdy szczegół opisu. Gdy Edgar skończył, kaznodzieja pogładził się po swojej brodzie.
- W istocie, opis wskazuje na kogoś wyjątkowego. Nie mniej, z imienia nie znam takowego. Rzadko ktoś z nich się przedstawia, chyba, że chcą posłuchać czegoś od serca, tylko dla nich.
Victor usiadł na skrzyneczce. Zza pazuchy wyciągnął małą, drewnianą fajeczkę, którą począł ubijać jakimś zielskiem. Po rozpaleniu fajki, buchnął siwy dym, o gryzącym zapachu. Kapłan zaciągnął się nim.
- Nie mniej, takiego człowieka mniej więcej kojarzę. Sęk w tym, że wyglądał jakby inaczej. Miał taki bródkę w szpic, małe wąsiki jak noszą Estalijczycy, ale na krótko był ścięty bodaj. I ubrany był zupełnie jakby wyskoczył co tylko z swojego warsztatu. Przedstawił się jako Otto. A, zapomniałbym! Miał taki śmieszny wynalazek na nosie. Patrzałki opatrzone w małe szkiełka. Mówił, że to dla precyzyjnej roboty, bowiem robi w bursztynie. Nie mnie oceniać, ale najwyraźniej tak jest u nich. Zapytał mnie o kilka spraw.. bodaj oto, czy jako kapłan nie widziałem swego czasu takiego a takiego małego chłopaczka Uwe. Potem zapytał o Franza, co był równie jak on rzemieślnikiem. Niby gdzieś zniknęli, a fakt, że ja jestem w centrum ludzkich wędrówek, miał stawiać mnie jako wiarygodne źródło- zaśmiał się. Wypuścił dwa, zgrabne kółeczka z dymu, które przeleciały obok ucha Edgara. Kapłan uśmiechnął się po raz enty. Oderwał usta od fajki i dokończył zdanie.
- Rzucił mi groszem, dziękując za pomoc, bo dobry z niego ulrykanin był, ale niestety nie mogłem mu pomóc. Tyle go widziałem.



Yrseldain


Elf wyruszył w swoją drogę, zagłębiając się w uliczki dzielnicy portowej. Z każdym krokiem jego pamięć dotycząca miasta odświeżała się w szybkim tempie. Mimo, iż był tutaj ponad 10 lat temu, zdołał zapamiętać je tak dobrze, jakby wyjechał z niego dopiero przed dwoma dniami i wrócił był na stare śmieci. Toteż nie dziwi nikogo, że Liściaste Ostrze wiedział dokładnie gdzie pójść.

Miejsce zwano Rybim Ogonem. Był to jeden z wielu mikroplaców, które otaczały ciasno upakowane budynki. Rybi Ogon rzeczywiście przypominał tylną część ryby, zwłaszcza gdy spoglądało się na niego z dachów okolicznych budynków. Prowadziła do niego tylko jedna droga i tą drogą dało się wyłącznie wydostać. Rybi Ogon był mocno zacienionym miejscem o złej sławie i posępnej atmosferze. Okoliczne domy były stworzone z drewna, tylko część z nich był przeciągnięta białym wapnem. Budynki były zaskakująco wysokie, bowiem mierzyły trzy piętra, z czego każde miało dwa i pół metra wysokości. Dawało to wysokość ponad siedmiu metrów.

Liściaste Ostrze wszedł tam zupełnie tak, jakby był stałym bywalcem. Z otwartych okiennic spoglądały na niego twarze mieszkańców, zapewne zachodząc w głowę nad powodami dla których taka barwny cudak pojawił się tutaj. Yrseldain stanął pod małym, karłowatym drzewem, które stanowiło za punkt orientacyjny i swoiste miejsce spotkań okolicznej młodzieży. Drzewko chyliło się ku ulicy, rozpościerając swoje gałęzie pełne małych listków. Stanął tam pełen świadomości wydarzeń, jakie za chwile się rozegrają.
Nim minęła minuta, z pobliskiej bramy wyskoczyło pięciu typów, których wiek oscylował pomiędzy 17 a 25 wiosnami. Wszyscy mieli zacięte miny, niektórych twarze zdobione były szczeciną bądź bliznami. Ubrani typowo miejsko, w raczej pocerowane ubrania o znoszonym charakterze. Żaden z nich nie miał przy sobie broni. Debile zaśmiał się w duchu Yrseldain.


- Co jest, kurwa Twoja mać, długouchu?! Zgubiłeś się? - ryknął najbardziej dziarski z nich, ostrzyżony na krótko.
- Wpuścić Ci spierdol?! - zawtórował mu drugi, znacznie niższy ale bardziej tęgi. Herszt bandy zrobił zniesmaczoną minę, zupełnie tak jakby ktoś strzelił mu po ryju mokrym dorszem i dał do popicia kiepskie piwo. Jego charakterystyczna poza z rozchylonymi na boki ramionami, które w magiczny niemal sposób były nieruchome, nie drgnęły nawet na milimetr wraz z obrotem jakiego dokonał przywódca. Obrócił się co prawda tylko częścią siebie, ale wprost do mniejszego.
- Mały, co ja Ci kurwa mówiłem, e?
- No, żeby ten.. oj kurwa, Bury nie pierdol. Jest sprawa!
- Ty mi tutaj nie buruj, Mały! Powiedziałem, nie wpierdalaj się między wódkę, a zakąskę. Ja nawijam, Ty walisz w mordę jak reszta. I jestem Pan Bury, kurwa!
- Poza tym, mówi się "spuścić wpierdol", nie ? - zakrzyknął inny, równie chudy ale z szramą na pysku.
Przywódca kiwnął głową, przybierając jednocześnie minę zadowolonego z poczynań swoich synów ojca.
- Dobra kurwa, bo czas mija. Dawaj monety i inne kosztowności, bo jak nie to się do Ciebie pofatygujemy, a tego byś nie chciał!


Yrseldain uśmiechnął się szeroko. Wyprostował się, bowiem do tej pory opierał się o drzewo i zrobił krok do przodu.
- To zapraszam, potańczymy, uliczne małpki.



Pierwszy z nich wyrwał się do przodu, biegnąc pochylił się nisko z zamiarem wbicia się w przeciwnika. Zaraz za nim wystrzelił Mały, pełniąc rolę dobijacza. Liściaste Ostrze nawet nie zszedł z linii ataku..


Oprych: Szarża (Walka wręcz) +10 do WW 43/100

Yresldain: Zręczność 71/30


Oprych: Atak wręcz (WW) - 10 za brak Bijatyki 23/30


Scena wyglądała komicznie z perspektywy Tancerza Wojny, nieco mniej z punktu widzenia atakujących. O ile szarża w miarę się udała, a ostatnie centymetry pokonał pochylony w pozie gotowej do wpieprzenia się w elf, tak dalsze wypadki były tragiczne. Rudowłosy wojownik uniknął bez wysiłku..



Yrseldain: Atak wręcz (WW) 89/35


Ustawił się na wprost. Odsunął się na bok, perfekcyjnie zgrywając swój pęd z pędem przeciwnika. Złapał go za rękę, pociągając lekko w bok, do siebie. Obracając się nadał swojemu ciosowi większą moc, poprzez skręt swojego ciała, toteż łokieć elfa wylądował na potylicy mężczyzny. Ten poleciał w bok, rażony niczym piorunem. Elf nie zwalniał nawet na moment, obracając się w kierunku drugiego. Jego cios śmignął ponad głową Tancerza, który teraz lekko pochylił się by wystrzelić z dołu niczym sprężyna..



Yrseldain: Atak wręcz (WW) 89/03

Oprych: Inicjatywa 30/63


.. mimo szczerych chęci, osiłek nie zdążył zasłonić się ręką, która wyprowadzała cios, bądź targnąć w innymi kierunku. Cios efla najpierw uderzył go w brzuch, pozbawiając powietrza i pędu, tylko po to, aby druga ręka wylądował na gębie oprycha. Cios posłał Małego w nicość omdlenia.
Na placu boju pozostało tylko trzech. Trzej podwinęli rękawy, ustawili łapy w pozycji bojowej i ruszyli.
- Napierdalamy, panowie! - rzucił Bury.


Jeden z nich wyrwał się do przodu, próbując ataku z tzw. partyzanta, chcąc wjechać kopniakiem w klatę elfa.


Oprych: Atak wręcz (WW) 33/13



.. i udało się mu wyskoczyć do przodu, z mocno wyciągniętą nogą w przód. Celował w elfa stojącego spokojnie. To co stało się potem, długo utkwiło w pamięci Burego..



Yrseldain: Inicjatywa 89/45, Zręczność 71/68, Siła 50/28




Liściaste Ostrze uśmiechnął się tylko. Równie zwinnie zszedł z kursu, by chwycić nogę napastnika. Energia jego ruchu, w połączeniu z oprychem, dawała niesamowity potencjał, co elf skrzętnie wykorzystał. Nie zwalniając, jedynie lekko przykucając, złapał za nogę przeciwnika. Mimo zachowania podstaw walki jakiej został nauczony, musiał włożyć trochę siły by zakręcić przeciwnikiem. Dokładnie tak! Z perspektywy pozostałej dwójki wyglądało to następująco: ziomek wyskakuje do przodu mierząc w elfa, ten zamienia się w smugę, która porusza się niesamowicie szybko. Nagle ziomeczek obraca się w ogół osi tej smugi i...


Oprychy: Unik (Zręczność) 29/56 , 29/91


... miejscowi gangsterzy doznali mocarnego zderzenia z rozpędzoną i wrzeszczącą masą swojego kolegi. Coś chrupnęło, poszedł krótki jęk i trójka upadła na ulicę. Karateka i drugi nie ruszali się, odesłani w objęcia słodkiej utraty przytomności. Bury jęknął przeraźliwie, przewracając się na bok.
Sam Yrseldain wyhamował swój pęd robiąc przewrót w przód, przez lewy bark. Musiał przyznać, że sztuczka ta kosztowała go trochę wysiłku. Mięśnie zapiekły, kości dały o sobie znać. Nie było to chuchro. Podejrzewał, że ta prowizoryczna maczuga ważyła jakieś dobre 165 funtów. To było cud i istne szczęście, że jego organizm podołał takim przeciążeniom. Co innego swobodne przelatywanie pomiędzy przeciwnikami, kierowanie ich ataków przeciwko nim, zwiewne uniki i szybkie cięcia, a inną sprawą była taka zabawa. Może Algrim byłby w stanie zrobić to bez żadnego wysiłku. Może gdyby miał tyle zręczności co Yrseldain.


Liściaste Ostrze skierował się ku przywódcy. Przewrócił go ruchem nogi na plecy, przygniatając go w miejscu mostka.
- Mężczyzna niskiego wzrostu, o chudej twarzy i wyraźnych kościach policzkowych, nieco blady. Blizna na szczęce, zwykła kreska po cięciu. Zielone tęczówki oczu, ciemnobrązowe włosy o siwych skroniach, lekko przerzedzone. Nosi mały wąsik, równy, taki jak noszą estalijczycy. Mikry Jorgen, Otto Lukas Adelhofen lub Mały Luis - znasz kogoś takiego, kto odpowiada rysopisowi? - wyrzucił z siebie spokojnym głosem, patrząc oprychowi prosto w oczy. Niezwykłe opanowanie, niemal monotonny głos o śpiewnym akcencie i świdrujące go oczy wzbudzały niesamowity strach w młodym herszcie bandy.
- Nie, kurwa! Nie zabijaj mnie.. powiem co chcesz ognisty elfie, tylko nie zapierdalaj! - krzyknął. Przełknął ślinę. Elf nie zwalniał uścisku, mało tego! nawet go zwiększył. Bury charknął i jęknął z bólu. Jego głos stał się nieco przyciszony.
- Ten gość, co go opisałeś, to jakaś znajoma szycha. Mikry Jorgen to znany był, ale go nie ma, podobno go zajebali, ale ten co go określiłeś.. Potworna Teściowa, speluna, niedaleko stąd. Tam szukaj trzech typów, dwóch bliźniaków i niziołka. Meinhart, Axel i Coger Piwosz. To ludzie tego typa, słowo!


Elf puścił oprycha. Ten wydał z siebie długi świst, świadczący o panicznym zaczerpnięciu powietrza. Tancerz Wojny obrócił się gwałtownie w okół własnej osi i sprzedał perfekcyjnie kopnięcie w twarz Burego, który powoli podnosił się z ziemi. I on wpadł w litościwe ramiona Cioci Nieprzytomności.
 

Ostatnio edytowane przez Gveir : 12-06-2016 o 13:55.
Gveir jest offline  
Stary 13-06-2016, 19:14   #143
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Chociaż Algrim bardzo chciał napierdalać to wspomnienie "lokaliku pani Rosalii" trochę przekrzywiło wskazówkę jego kompasu, który wskazywał wyraźnie kierunek "Wpierdol". Tryby w głowie byłego Zabójcy kręciły się powoli analizując sytuację i zapamiętując jak najdokładniej drogę opisaną przez karczmarza. Praktycznie puścił w niepamięć zniewagę jaką było zajszczane piwo.

Kiedy w jego głowie rysowała się mapa, wspomnienia napłynęły wezbraną falą. Kislev w Kislevie. Dzielnica w której załatwiało się ciemne porachunki... to ten jedyny budynek, w którym Algrim przepierdzielił całą wypłatę. Gdzie jak gdzie, ale tam można było się nieźle wyżyć... Do najczęstszych rozrywek należało:
- chlanie kislevskiej wódy,
- pranie się po pyskach z innymi klientami,
- ostre chędożenie,
- łapanie chorób wenerycznych.
Tak. Legendarny Dom Uciech Janusz był miejscem gdzie można się było rozerwać na całego.
Jeżeli Dom Pani Rozalii był chociaż w połowie tak rozrywkowy jak Janusz to będą mieli dobrą zabawę i masę informacji. A że to wszystko będzie finansowane z państwowej kasy... tym większa radocha! Krasnolud oblizał usta.

- Ruszajmy tam... - zakomenderował Algrim Horstowi.

Kto wie... może nawet trafi się jakaś elfka?
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 13-06-2016 o 19:18.
Stalowy jest offline  
Stary 13-06-2016, 21:36   #144
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Dziecinna igraszka, banda podrostków która w kupie czuje się jak panowie świata. W ciągu kilku chwil przekonali się, że nawet nad własnym ciężarem zapanować nie potrafią jak należy. Dobra rozgrzewka, a naciągnięte ramię nie było wysoką ceną, zwłaszcza że dowiedział się czego chciał.

Skierował swoje kroki do rzeczonej speluny, po drodze rozmasowując sobie bark. Będzie jeszcze czas by nabrać krzepy i takie zabawy kończyć bezboleśnie. Nie uskarżał się bynajmniej, nawet pod nosem. Wiedział, że świadomość własnych niedociągnięć jest najważniejsza gdy mierzy się w perfekcję.

Uśmiechał się też w myślach, gdy wyobrażał sobie reakcje miejscowych na wieść, że pięciu chłopa dostało tak tęgie wciry od jednej osoby i to elfa. Wedle stereotypów, członkowie Jasnego Ludu byli chuchrami, ale nie było to zbyt bliskie prawdzie o czym tamci przekonali się dość boleśnie.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 14-06-2016, 09:40   #145
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
- Aha, bardzo dobrze. Teraz trzeba nam jeszcze sponsora..... - mruknął Horst tak, aby słyszał go gospodarz. Kiwnął na niego palcem podsuwając mu jedną z ostatnich srebrnych monet na blacie. Gospodarz pochylił się nieco bliżej do Horsta, oczywiście zabierając monetę szybciej, niż ten zmówiłby pozdrowienie do Ulryka.

Szlachcic ściszył głos, aby nie być zbyt dobrze słyszanym przez bywalców karczmy i innych podejrzanych typków, którzy mogliby nadstawiać uszu
- Słuchaj, potrzebuję jeszcze drobnej informacji. Pewien człowiek wisi mi niezłą sumkę. Wołają na niego Mały Luis, ale ma też podobno inne pseudonimy. Wiesz gdzie mógłbym go znaleźć? - Horst zaczął bawić się złotą koroną, którą obracał między palcami.
 
Asmodian jest offline  
Stary 14-06-2016, 20:34   #146
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Edgar stał przy kapłanie gdy on opowiadał spotkanie z "mikrym". Otto. Tak też go zowią. Trochę zmartwiło go, że kapłan nie mógł mu pomóc ze szczegółami dwóch szukanych przez mikrego.

Kiedy już zakończyło się opowiadanie Edgar w podzięce kiwnął głową i wręczył na cele kościelne pół-koronówkę. Postanowił, że chyba popyta też o tego rzemieślnika. Wątpił, że cokolwiek się dowie znając tylko imiona bez rodzajów zawodów. Jedno co mu przyszło do głowy, że mikry szukał kogoś kto mógł pomóc w ucieczce z miasta. Martwiło go, że ich kontakt opuścił już stolicę Nordlandu.

Trochę pokręcił się jeszcze po okolicy i udał się w kierunku portu. Rozpytywał, używając wszystkich znanych mu imion i pseudonimów mikrego.
Gospody, kramy. Zaszedł też do straży miejskiej wypytać czy nie przewinął im się podobny jegomość. Oczywiście jako powód poszukiwań nadał, że podejrzewa o okradzenie pewnego znajomego i pomaga w poszukiwaniach.
 
Hakon jest offline  
Stary 18-06-2016, 11:08   #147
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
Ragnwalda bardzo zaciekawiły rewelacje przekazane przez gadatliwego karczmarza. Słuchał jego słów z zaciekawieniem i bardzo był zadowolony, że jego osoba została wzięta za przedstawiciela tutejszej władzy. Ładnie podziękował gospodarzowi, życzył największych sukcesów w interesach oraz zdrowia dla żony, dzieci i teściowej.
Podszedł do stołu gdzie Herzogowie pijali piwo. Dopił swój kufel i powoli jakby zaczął zbierać się do dalszej drogi.
- Dużo tutaj w mieście niziołków się pałęta, hm? Kogoś takiego jak Coger Piwosz znajdę bez problemu na ulicach tego pięknego, imperialnego miasta? - Ragnwald zastanowił się chwilę i doszedł do wniosku, że bliźniaków też ciężko jest przeoczyć z racji, że on sam nie tak często ich widuje. - Bliźniacy Axel i Meinhart to również typy, o których wierzę, że słyszeliście, a sam chciałbym się co nieco dowiedzieć. - Patrzył na chłopców przyjaznym wzrokiem, powoli szykując się do wyjścia. Chciał jak najszybciej rozpocząć obserwację tutejszych ulic, lub ostry wjazd jednemu z tych oprychów na chałupę.
 
Szkuner jest offline  
Stary 20-06-2016, 11:44   #148
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Ragnwald


- Halfingi? Panie Niedźwiedziu, tutaj to rzadkość - rzucił najstarszy. Upił solidny łyk piwa, pozwalając pianie zagościć na górnej wardze.
- Jest ich w cholerę mało, nie trzymają się siebie jak w innych miastach. Coger Piwosz to taki lokalna menda, jak z resztą spora część. - dokończył drugi.
- Bródka w szpic, łysiejący, z lekkim brzuchem od piwa. Wyjątkowo chamski i butny, bo buja się wśród bliźniaków - uzupełnił opis trzeci z braci.
Nad bliźniakami musieli się zastanowić, podobnie jak nad miejscem ich przebywania.
- Bywa, że przesiadują w "Potwornej Teściowej". Lokal w piwnicy jednej z murowanych kamienic, jakiś kawałek drogi stąd. Powinni być tam, zwłaszcza wieczorem. Jeśli nie będzie, należy o nich popytać. Szybko się pojawią, ale dla pana będą na pociągnięcie z barbary i dwa lepy na ryj - zakończył radośnie najstarszy, uśmiechając się do rozbójnika.
Dopili piwa, Ragnwald pożegnał się z młodzieniaszkami i ruszył szukać wspominanego lokalu.


Pozwolił sobie na zapuszczenie się w wąskie uliczki, które tworzyły krajobraz gór i pagórków. Ten, kto zbudował Salzemund nie miał za grosz zmysłu budowniczego, słowo!
Niedźwiedź z Ferlangen przechadzał się w dość chwacki sposób - z wypiętą do przodu piersią, szelmowskim uśmiechem oraz kapeluszem luźno osadzonym na czerepie. Przechodzące kobiety witał uśmiechem czy puszczeniem przysłowiowego oczka, na co reagowały zalotnym śmiechem. Po raz kolejny dzika natura rozbójnika przyciągała. Być może nie spodobało się to lokalnym typom, bowiem po skręcie w lewo, z pobliskiej bramy wystrzeliło dwóch typów. Automatyczne, bez zastanowienia. Najwyraźniej sądzili, że spotkali frajera godnego obrobienia. Pomylili się, ale o tym mieli przekonać się za kilka chwil.
- Dawaj karle, srebrniki lub miedziaki, byle szybko, frajerze - wyskoczył pierwszy, ogolony na krótko o mordzie lokalnego kryminalisty. Jego kolega, o wychudzonej mordzie z długim nosem wyglądał na lubującego się w dosłownym podgalaniu ludzi ostrzem noża. To właśnie on jako pierwszy spostrzegł kogo napadli i zrozumiał swój błąd.
Momentalnie pobladł, odsunął się krok w tył i zarzucił Ragnwalda błagalnym wzrokiem.
- C-co złego.. to nie ja.. ja już.. - wyjąkał, cofając się w tył. Jego kumpel był tak ślepo zapatrzony w zdobycz oraz powierzchowną ocenę aparycji Niedźwiedzia, iż zamiast podążyć za wzrokiem kumpla, odwrócił się rzucając mu kilka uwag.
- No co jest Heinz?! Co Ty odpierdalasz! - warknął.

Tuż przed nim, górowała zwalista i potężna sylwetka Ragnwalda Indriadssona. Skazanego na banicje w Nordlandzie i karę śmierci w Ostlandzie. Rasowego rozbójnika, pełnego fantazji i chęci zarobku czy dotarcia do celu. A najwyraźniej chłystek miał coś, co pozwoliłoby mu przybliżyć się do celu.



Edgar


Miejscowi niezbyt chcieli gadać z młodym rycerzem. Wyczuwali w nim obcego, kogoś kto węszy w poszukiwaniu guza lub łatwego łupu. Przeganiali go lub spławiali, ktoś chciał nawet mu wpierdolić, ale szybkie spojrzenie Duneberga studziło zapał. Bądź co bądź, był wojownikiem z krwi i kości.

Więcej szczęścia miał u stróżów prawa.

Kordegarda była małym, murowanym budynkiem. Wchodziło się do niej poprzez drewniane drzwi z solidnymi okuciami. Wnętrze pachniało stęchlizną, kurzem oraz starym piwem. Z zakamarków dawało się słyszeć wrzaski zatrzymanych, głównie próbowali udowadniać swoją niewinność. Rolę prokuratora pełnił jeden z strażników, który uciszał co krewkich ciosem drewnianej lagi.

Główne pomieszczenie było oświetlone w sposób dostarczający, o ile za takie przyjmie się wąskie okna budynku. Stół przy kominku był okupowany przez trzech strażników, którzy rozmawiali o czymś w ożywiony sposób. Znajdowało tu się jeszcze stanowisko dla interesantów, przy którym siedział znudzony życiem mężczyzna o kruczoczarnych włosach związanych w małą kitkę i gładko ogolonej twarzy. Jego orzechowe oczy zlustrowały przybysza, a gest dłoni zaprosił go do siebie.
- W czym mogę pomóc zacny obywatelu? - zdanie wypowiedziane monotonnym tonem człowieka, który widział w życiu wiele gówna, ale zdecydowanie zbyt dużo ześwirowanych akcji. Tutejsza patologia potrafiła odstawić nieliche numery..
- Szukam człowieka, który zwie się Mikry Jorgen, Mały Luis lub Otto Lukas Adelhofen.
Strażnik ożywił się nagle, spojrzał po przybyłym. Do obdartusów nie należał. Wyglądał dość schludnie, porządnie, w wojskowym znaczeniu tego słowa. Biła od niego aura przykładności i porządku, co chyba udzieliło się strażnikowi.
- Mikry? Ależ panie drogi.. - zawiesił głos, czekając na odpowiedź. Właśnie wtedy dostrzegł medalion przedstawiający głowę wilka. Niechybny znak, iż interesant był wyznawcą Ulryka. Ten jednak wyglądał cholernie solidnie, wykonano go z dobrego materiału. Takie znaki noszą albo kapłani, albo ktoś powiązany z kultem Ulryka... a to nie wróżyło niczego dobrego.
- Panie. Jak mogę Panu pomóc, może zechce Pan spocząć?
Nieopodal znajdował się mały taboret, który Edgar przysunął sobie. Oparł się o stół i lekko nachylił ku mężczyźnie.
- Szukam tego człowieka. Znam sprawę Mikrego, podobno go utopili, ale nie wierzę w to, bo moje źródła mówią co innego. Wiesz może, dobry człowieku, co tutaj się dzieje?
Ciężkie i długie westchnięcie było pierwszą odpowiedzią. Przetarł twarz dłonią, cmoknął kilka razy i rozpoczął.
- Chujowo się tutaj dzieje, drogi panie. Jest po chuju fest. Oprócz działalności gangów, codziennych awantur w karczmach, trafiło się nam jeszcze to! Zagadkowe zaginięcia. Suszą nam łeb od długiego czasu. Najpierw taki smark, 10 letni bodaj, Uwe go zwali. Prawda tam, Heinrich? - rzucił do strażników.
Wywołany podszedł do stołu, kiwnął głową na powitanie i dorzucił swoje grosze.
- Prawda to, panie sierżancie. Znam ja rodziców tego chłopaczka, zajmują się przewozem rzecznym. Mały podlotek, blond włosy, wiecznie roześmiana gęba. Zaginął już jakiś czas temu, ciągle go szukamy ale wiadome...
- Brak poszlak oraz środków, zarówno pieniężnych jak i kadrowych - dokończył dowódca. - Tak to kurwa tutaj jest, na Północy. Książe-Elektor skąpi na stolice, a tutaj jeszcze ta pierdolona wojna. Pewnie nas postawią na baczność, gdy regimenty wyjdą z miasta. Jakiś zaciąg do milicji pewnie przeprowadzą, miasto stanie na głowie.. Panie, istny pierdolnik. W dodatku ten drugi, Franz, syn rzemieślnika.
- Też zaginął bez wieści, proszę pana. Młody, 20 lat. Syn szkutnika, pomagał ojcu, sposobił się do zawodu. Jedynego go miał, bo reszta to córki i taki pech.. też nam suszy głowę ale co mamy zrobić. - dokończył Heinrich. Sposępniał trochę. Odszedł od stołu, machnął na pozostałych, dając im znać, iż pora wyjść na patrol. Przez chwile panował zgiełk, gdy strażnicy zbierali się do wyjścia. Zgromadzili sprzęt oraz swoje szanowne litery i opuścili budynek. Został tylko Edgar i sierżant.
- Rozumiem, że świątynia się tym interesuje. Nie wyglądasz mi Panie na kapłana, ale Ulryk na pewno ma wśród wyznawców ludzi świeckich, co służą kultowi swoimi umiejętnościami w delikatnych sprawach - to chyba było najdelikatniejsze określenie człowieka, który jest agentem świątyni. Gdyby Edgar był sigmarytą, mógłby to potraktować jako zarzut bycia człowiekiem Inkwizycji.
- Był taki jeden człowiek, nie powiem, dość rzeczowy. Elegancki, konkretny, wysławiał się poprawnie i znał na rzeczy. Nieco niski, sprawiał wrażenie dotkniętego doświadczeniem, bo i siwe skronie miał. Chuda ale szlachetna twarz. Taka śmieszna bródka, jak jakiś tileańczyk. Zwał się Lothar Freibreuer i zaoferował pomoc. Wynajęła go rodzina małego Uwe i Franza, mówił mi, że nie tylko oni zniknęli, ale to też było jakiś czas temu. Od tamtego czasu ni słychu, ni widu. Najpewniej ciężko pracuje. Tyle tylko wiem, Panie. Mam nadzieje, że pomogłem.



Horst i Algrim


Wcześniej, w karczmie


Gospodarz zasłuchał się w pytaniu o Małego Luisa.
- Pierwsze słyszę, panie drogi. Z ludzi o określeniu mały, znałem kiedyś Mikrego Jorgena, ale to sprawa znana w tej dzielnicy. I chyba mam wrażenie, że znasz kierowniku jest historię. Musisz rozpytać na ulicach, tam gdzie zmierzasz powinni coś wiedzieć.

Ruszyli dziarsko, kierował Algrim. Wiedziony wizją chędożenia i wypitki.
Droga okazał się zaskakująco krótka, może dlatego, iż łaskawy karczmarz wskazał ją im po wcześniejszej perswazji.
Zgodnie z jego opisem, przed bramą stało dwóch jegomości cierpiących na połowiczny zanik karku. Ostre spojrzenia zdradzały inteligencje większą niż u przeciętnego chama, plebejusza czy rzezimieszka ulic Salzemund. Lustrowali niezwykły tandem od dobrych kilkunastu metrów, wyczekując ich zamiarów. Nie pomylili się gdy Algrim i Horst stanęli przed bramą.
- W czymś pomóc, chłopaki? - rzucił tubalnym głosem jeden z drabów.
- Tak, zdrówka wam życzy Andre - odpowiedział lekko podkurwiony, ale równie nakręcony krasnolud. Draby? Cóż mogły zrobić wobec kogoś, kto znał Andre i zawołanie na mega zniżkę. Rozstąpili się przed dwójką, wskazując wejście do jaskini rozkoszy.
Jak okazało się lokal był w całym budynku. Solidnym, drewnianym z kamienną podbudówką. Już na wejściu przywitała ich przytłumiona atmosfera ciężkich zasłon, woni ciężkiego kadzidła - rzeczy niezwykle drogiej, oraz rozmów czy chichotu kobiet.
Za solidnym biurkiem siedziała kobieta w średnim wieku, która nadal utrzymywała swoją urodę w solidnych ryzach. Długie, kruczoczarne włosy opadały na jej odsłonione ramiona, a piersi zderzały się z sobą pod wpływem gorsetu. Spod przycienionych powiek strzelały ku nim spojrzenia zielonych tęczówek oczu.
- Witam drogich panów, zapraszam i zapytam jakich fantazji mogę dać upust?
- Pozdrawia was Andre i zdrówka życzy, a ja z moim przyjacielem - tu Horst klepnął zajaranego przybytkiem Algrima w ramię - z miłą chęcią porozmawiamy z paniami i wybierzemy na dalsze randez-vous te, które nam odpowiadają.
Krasnolud pokiwał głową, gładząc brodę.
- Czy jest szansa na zwilżenie ust w czymś z procentami podczas rozmowy? - swoje pięć groszy dorzucił brodacz.
Burdelmama uśmiechnęła się szeroko i lekko zaśmiała. Wystudiowany gest, który wychodził bardzo naturalnie.
- Owszem, drodzy panowie. Zapraszam przyjaciół Andre. Udajcie się panowie tutaj, na lewo.

Pomieszczenie oddzielała kolejna kotara. Weszli do pomieszczenia, które przypominało poprzednie. Kotary, materiał którym obito ściany, poduszki i wygodne leżanki. Dywany. Kilku klientów swobodnie rozmawiało z całkiem zgrabnymi paniami. Były typowe przedstawicielki południa Imperium - dumne reiklandki, zahukane stirlandzkie kobiety które zyskały na szlachetności z dala od surowego landu, czy zalotne damy z Talabeklandu. Nie obyło się bez jasnowłosych piękności z Północy. Przechadzała się śniada piękność z Arabii do pary z równie atrakcyjną estalijką. Dwie czarnoskóre kobiety zabawiały rozmową i pieszczotami jakiegoś mężczyznę.
Wybór był niesamowity. O ile Algrim miał ochotę po prostu wychędożyć najładniejszą, tak Horst miał w tym drugi cel - informacje.
Przy jednej z ścian znajdował się szynkwas, za którym stał łysy jegomość o miłej twarzy. W prawym uchu barmana ubranego w białą koszulę widniał pozłacany kolczyk. Na widok nowych klientów uśmiechnął się, skinieniem ręki zapraszając na pierwszego drinka.




Yrseldain


Nasz dzielny akrobata, mistrz sztuk walk i stylu swobodnego wpierdolu z półobrotu lawirował pomiędzy uliczkami. Podśpiewywał pod nosem jakąś skoczną melodię, którą znał z dzieciństwa w Athel Loren. Matka i ojciec nie byliby zachwyceni tym gdzie jest teraz ich syn, ale służba Tańczącemu Bogowi wymagała pewnych poświęceń. W dodatku, Liściaste Ostrze kochał to co robi. A cel uświęcał środki. Wyrwanie większego chwasta wymaga czasami wypielenia pomniejszych.

Tu skręcił, tam zszedł z schodów, tutaj z kolei przetrącił z bara co bardziej cwaniakujących. Wieść rozeszła się pocztą pantoflową - rudy elf najebał bez sapnięcia bandę miejscowych rzezimieszków.
Jak prezentowała się Potworna Teściowa? Mały, drewniany budynek, wciśnięty pomiędzy większe kamienice. Szyld się zgadzał - malunek kobiety o potwornym wyrazie twarzy i rozczochranych włosach, niechybnie przedstawiał teściową.
Samo wnętrze.. cóż, to była speluna. Stare i trzeszczące deski tworzyły podłogę, a plamy krwi i piwa tylko konserwowały ją. Bądź też niszczyły, zależy kto o tym mówił. Okna był otwarte na oścież, podobnie jak drzwi, które czasy świetności miały za sobą. Wielokrotnie reperowane, składane i rozwalane. Być może właściciel ledwo co ciułał gorsze, bądź był zbyt leniwym chujem, by zamówić nowe wrota do tego zapominanego przez prawo przybytku.
Jak na tą porę było tu trochę ludzi. Zajmowali miejsca przy ławach, tłocząc się i pijąc podłe piwo bądź nieco lepszą gorzałkę. Za szynkwasem stała kwintesencja chama i dowcipnisia. Mówili na niego Biecław lub Biecu. Aparycją przypominał Ragnwalda, wzrostem dorównywał Horstowi. Jego kwadratowa szczęka była wykrzywiona w kpiącym uśmieszku, który gotowy był otworzyć się by wyrzucić z siebie żarcik. Bystre oczy lustrowały klientów i spoczęły na elfie.
- O kurwa, to nasz king Bruno Lin, wpierdolu mistrz! - rzucił śmieszek. Sala zmilkła na chwilę, celując spojrzeniami w elfa. Byłą to jednak chwila, bo zaraz wszystko wróciło do normy.
Cóż mógł zrobić Yrseldain, jak nie podejść do szynkwasu?
 
Gveir jest offline  
Stary 21-06-2016, 13:18   #149
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Wieści jak zawsze rozchodziły się szybko, zwłaszcza tak nietypowe. Yrseldain słyszał jak w mijanych zaułkach szeptano o nim i jego małej zabawie. Poprawiało to jego i tak świetny humor. Ruch, świeże morskie powietrze i spuszczanie łomotu szujom doskonale wpływały na samopoczucie Tancerza Wojny.

Speluna do której trafił idealnie wpasowała się wyglądem do nazwy. Śmierdząca, zmurszała, odpychająca i pełna ludzkich problemów, jak stereotypowa chłopska teściowa. Ktoś naprawdę miał talent do dobierania imion, albo postarał się by jego przybytek do niego dorósł. Elf uśmiechnął się szerzej i wszedł do "lokalu".

- O kurwa, to nasz king Bruno Lin, wpierdolu mistrz! - Karczmarz zwrócił uwagę gości na przybysza. Jednakże trwało to zaledwie chwilę, zapewne klienci wiedzieli że w tak szemranych miejscach obcesowe gapienie się na kogoś zbyt długo może być dla zdrowia groźniejsze niż to, co mieli w kuflach. Elf wiedział jednak, że zrobił wrażenie. Wyczuwał to wręcz. Nie gubiąc zawadiackiego uśmieszku podszedł do lady, nie zaryzykował jednak oparcia się o nią. Nie chciał ufajdać sobie ubrań.

-Piwa. - Złożył lakonicznie zamówienie. - Jeśli poczuję w nim coś co mi się nie spodoba... - Niedopowiedziana groźba zawisła w powietrzu. Mogła brzmieć tym upiorniej, że Yrseldain ciągle się uśmiechał, a jego melodyjny głos był wręcz rozbawiony. Tylko oczy łowcy błyszczały groźnie. Uznał że jeśli dostanie coś smakującego jak szczoch, albo inne paskudztwo, tudzież rozcieńczone wodą, to przygwoździ karczmarza za rękaw do blatu jednym ze swoich noży. Korciło by w razie potrzeby przybić mu dłoń, ale w tak paskudnym miejscu to mogłoby się skończyć śmiertelnym w skutkach zakażeniem.

Rozejrzał się przy okazji, łowiąc wśród klientów niziołka i dwóch bliźniaków, a przynajmniej chłystków którzy mogli być uznani za braci. W końcu to dla nich tu przyszedł.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 21-06-2016, 20:38   #150
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Ponieważ Algrim nie zwykł odmawiać napitku, a przybytek zapowiadał się dobrze, to postanowił zacząć do głębszego. Nie powinno być chrzczone to chlanie... lepiej dla gospodarzy, aby nie było.

Widząc różnorakie panienki zabawiające klientów bądź czekające na nowych krasnolud zastrzygł wąsiskami. No cholera... płomień żądz o ile dotąd był w miarę taki że dało się go zgasić, to rychła obietnica zabawienia się z dziewkami była niczym szufla węgla dorzucona do pieca. Trzeba tylko wiedzieć, kiedy otworzyć zawory...

Póki co jednak były Zabójca powędrował raźno do szynku zerkając na człecze samice. Na widok dorodnych kształtów ledwo powstrzymał się przed oblizaniem warg. Obecność Horsta cośtam mu przypominała niemrawo o jakiejśtami misji. No niech mu będzie. On się zabawi, a Baron se pogada... i wszyscy będą zadowoleni.
 
Stalowy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172