|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
05-11-2018, 12:21 | #331 |
Administrator Reputacja: 1 | Brak Lotki nieco zdenerwował Wilhelma, na szczęście jednak nie była to robota koniokrada. Lavina, jak się okazało, znała się na koniach, a Wilhelm nie miał nic przeciwko temu, by klacz się nieco rozruszała przed wyruszeniem w dalszą drogę. Ale propozycji podwiezienie nie powtórzył. Uznał, że raz wystarczy. No chyba że dziewczyna padnie na szlaku. Wtedy przerzuci ją przez grzbiet wierzchowca. No, ewentualnie gdyby poprosiła... Widząc jednak, jak dziewczyna sobie dzielnie maszeruje, przestał o niej myśleć, poświęcając swą uwagę potencjalnym rozbójnikom. Do gospody dotarli cało i zdrowo. Przed jednak udaniem się na odpoczynek należało podjąć decyzję co do wyboru dalszej drogi. - Wodą zapewne byłoby wygodniej - powiedział - ale nie wiem, jak by wyglądała sprawa koni. Lepiej więc ruszyć Kamiennym Traktem. Ostatnio edytowane przez Kerm : 05-11-2018 o 12:27. |
06-11-2018, 13:04 | #332 |
Reputacja: 1 | Poskromienie złośnicy
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est Ostatnio edytowane przez Asmodian : 06-11-2018 o 13:11. |
06-11-2018, 16:02 | #333 |
Reputacja: 1 |
|
07-11-2018, 21:11 | #334 |
Reputacja: 1 | - Widać już że raczej droga Kamiennym jest już przesądzona. To dobrze. Nie cierpię pływania i rejsów, a kamień zawsze jest pewny. - swoje trzy grosze dorzucił Ragnar. Nie mówiąc o tym, że jeszcze bardziej niepewnie na łodziach czuł się Baragaz. Te kilka srebrników to była niezła zapłata jak za przechadzkę z przerwą na małą rozrywkę w postaci siekania goblinów. Pozostałe atrakcje, tak jak potencjalny atak zbójców czy tam ględzenie dzieci można było sobie pominąć. Odpoczną, napiją się i najedzą, a potem ruszą w dalszą drogę. Dobrze było podróżować. Przemieszczać się. Walczyć Ragnar nie mógł się doczekać co ich spotka następnego dnia i jakie jeszcze atrakcje spotkają ich w drodze do Karak Hirn. |
08-11-2018, 18:38 | #335 |
Reputacja: 1 | Elmer był zadowolony, że wybór szlaku padł na Kamienny Szlak. Podróż wodą źle mu się kojarzyła, a poza tym mył się parę dni temu i kolejna kąpiel nie była mu potrzebna. W miasteczku uzupełnił zapasy jedzenia i kupił trochę miodowych pierników. To ostatnie wziął dla Bargaza, planował po cichu z nim się zakumplować. |
08-11-2018, 21:18 | #336 |
Reputacja: 1 | W odróżnieniu od wcześniejszych doświadczeń, kolejny dzień podróży minął dziwnie spokojnie. W Wortenbach odstawili Handlera do klasztoru, a później ten wypłacił należność za ochronę. Pozostało wybrać kierunek dalszej drogi, która nieuchronnie zmierzała w stronę krasnoludzkich ziem. A właściwie gór... Santiago był nieco zaskoczony niechęcią większości do podróży rzeką. Przecież nie było niczego wspanialszego od okrętu pod pełnymi żaglami... no, może poza piękną niewiastą... albo butelką wina powstałego z gron winnych wygrzanych w słońcu padającym na łagodne stoki wzgórz Estalii... albo... no dobra, były wspanialsze rzeczy, ale okręty były pośród tych najlepszych. Z drugiej strony niespecjalnie mu to przeszkadzało, bowiem traktował swój pobyt na ziemiach Imperium jako wiecznie trwającą przygodę. Któż inny o zdrowych zmysłach pchałby się ze słonecznego południa Starego Świata na zimne i nieprzyjazne ziemie północy zamieszkałe przez nieokrzesanych ludzi, którym bliżej było do norskańskich barbarzyńców, niźli do cywilizowanych, wyedukowanych i kochających poezję, sztukę i dobre jedzenie mieszkańców Estalii, a nawet, niech im będzie, Tilei? Tak, wyprawa do Imperium była przygodą, czasem niebezpieczną, czasem zabawną albo straszną - kawalerowi de Ayolas pasowało to jednak znakomicie. Nie licząc utraconej części ciała, której nieobecność skrywała skórzana opaska. Stawił jednak czoła straszliwemu demonowi odciągając jego uwagę na tyle długo, by towarzysze mogli go pokonać mocą swej magii. A przynajmniej tak pamiętał to wydarzenie, z którego ledwo uszedł z życiem. Doprawdy przebywanie na tych ziemiach zamieszkałych przez ponurych ludzi było zajęciem wymagającym, a przy tym dość niebezpiecznym.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
09-11-2018, 13:48 | #337 |
Reputacja: 1 | W Wortenbachu od kompani odłączył się Urgrim Harginsonn, który na ulicy spostrzegł jakiegoś znajomka, wdał się z nim w rozmowę i już po chwili miał nowy pomysł na spędzenie najbliższego czasu. Żegnając się wspomniał coś o podróży do Marienburga… Po porannym incydencie z Eriką, grupa wyruszyła dalej, mijając klasztor z przytułkiem i cudownym źródłem, zacną gospodę Biała Pani, w której spędzili noc i pękaty budynek składu celnego, drogą na zachód, w kierunku Torrach. Dzień był pogodny, choć zimny. Z rana na Środkowej Drodze minęli kilku kupców w objuczonych wozach, których ze względu na tempo poruszania się wkrótce zostawili za sobą. Przez jakiś czas gościniec był pusty, a około południa, już za malutkim Navis znów pojawili się podróżni – handlarze i pielgrzymi, którzy rozpoczęli swoją wędrówkę w Torrach. Wśród podróżujących było też trzech mężczyzn w wysokich, charakterystycznych kapeluszach. Jechali wolno gościńcem i już z daleka było widać, że wzbudzają w ludziach jeśli nie strach to respekt, bo inni użytkownicy drogi ustępowali im miejsca. Jadący na czele mężczyzna rozglądał się na boki, lustrując twarze. A gdy spojrzał do przodu, jego wzrok padł na oblicza awanturników. Wilhelm, Santiago i Elmer też zwrócili na owych ludzi uwagę, bo wydawali się dziwnie znajomi. Przyglądali się sobie ze sporej, acz z każdym krokiem malejącej odległości usiłując rozpoznać, aż w końcu, gdy pomiędzy oboma grupami było nie więcej niż pięćdziesiąt kroków, Wilhelm skojarzył twarz. Naprzeciw nich jechał spotkany w Eppiswaldzie przy okazji święta sigmarycki inkwizytor, Klaus Werner. |
09-11-2018, 15:47 | #338 |
Administrator Reputacja: 1 | Góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem... Jak widać stare powiedzenie mówiło prawdę, chociaż człowiek, który stanął na ich drodze nie był osobą, której Wilhelm rzuciłby się w ramiona. Ani nawet nie zaprosiłby go na piwo. Kto bowiem miałby ochotę z własnej i nieprzymuszonej woli zadawać się z łowcami czarownic czy inkwizytorami, nawet jeśli Klaus Werner nie był fanatykiem. Najwyżej w wyjątkowym wypadku, a ten wypadek akurat nie zachodził. Ominąć ich się nie dało, jedyną więc rzeczą, jaką można było zrobić, było zrobienie dobrej miny do złej gry i spokojna jazda dalej. Tudzież uprzejme powitanie Wernera, choćby za pomocą skinienia głową. Ale pierwszeństwo w tej materii miał Santiago, który - jak by nie było - już wcześniej, w Eppiswaldzie, zdążył zamienić z Klausem Wernerem parę słów, zdając relację z wyprawy do przeklętego lasu. |
10-11-2018, 09:41 | #339 |
Reputacja: 1 |
|
12-11-2018, 17:46 | #340 |
Reputacja: 1 | Elmer nie licho się wystraszył gdy rozpoznał wśród podróżnych inkwizytora, sukinsyn na pewno ich szukał. Szkoda że tak późno się to stało bo mogliby się gdzieś ukryć i przyczaić na jakiś czas. Mleko jednak się rozlało i trzeba teraz udawać głupiego z amnezją, a w odwodzie szykować drogę ucieczki. |