Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-08-2008, 05:53   #221
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Valdred Reiss

Valdred zauważył, że nic więcej nie wyciągnie z miejscowych karczemnych opojów i wyszedł na zewnątrz. Zlustrował szybkim spojrzeniem otoczenie. Kilku mieszkańców przewijało się uliczkami. Zajęci codziennością zdawali się nie zauważać przejezdnych, lecz Reiss wiedział, że tak naprawdę każda osoba wjeżdżająca do takiej mieściny, burzyła tą planowaną codzienność ich życia. Wiedział też, że jeśli Elena była w Hammerheim to ktoś musiał to zauważyć.


- Teufel... – odezwał się ospale Valdred. Koń poderwał łeb.


Reiss miał w dziwnym zwyczaju rozmawianie ze swoim koniem. Większość ludzi, która to widziała brała go za wariata, lecz nie był nim. Fakt ten stał się efektem samotnych podróży. Często właśnie rozmowa z koniem ratowała go od obłędu, spowodowanego samotnością.
Obarczył konia na powrót jukami i ściągnął z pyska worek z obrokiem. Pozwolił mu się napić wody z drewnianego koryta, stojącego przed stajnią, wykorzystując ten czas na obserwacje. Wszystko szło zbyt spokojnie. Valdred zaczynał mieć złe przeczucie, którego nie lubił, ponieważ zazwyczaj się sprawdzało. Zacisnął paski skórzanych karwaszów, poprawił miecz przy pasie i ruszył w głąb zabudowań, odrywając konia od wodopoju.
Śledczy minął kilka uliczek, zagryzając w drodze jabłko, o którym przypomniał sobie przed chwilą. Grupka dzieciaków znalazła sobie zabawę, biegając wokół Reissa i konia. W końcu skręcił w jedną z odnóg, o których napomknął miejscowy. Sterta skrzyń, nadgniłe stare szmaty i resztki jedzenia nie wyglądały ochoczo. Mimo tego stanowiły nieodłączny element wystroju uliczki. Drugim jej urokliwym elementem był niebotyczny smród jaki się z tego wydostawał. Zniechęcony do dalszego jedzenia Valdred odrzucił jabłko, które rozprysło się o ścianę budynku. Zawiązał chustę, aby darować sobie wdychania tych przednich zapachów. Kilka kroków wprowadziło go w labirynt skrzyń. Nagle usłyszał świst z prawej strony. Jego przeczucie jak zwykle się nie myliło.


- Pozdrowienia od Eleny.


Po tych słowach poczuł ból i zemdlał.

Sala była mała. Można powiedzieć, że zidentyfikował to raczej jako izbę jakiejś chaty. W powietrzu unosiła się przyjemna woń ziół i kwiatów. Valdred podniósł lekko głowę, orientując się, że leży na stole nakryty płótnem. Poruszył się i poczuł ból, który przypomniał mu o ranie. Postanowił się nie ruszać. Domyślił się, że to siedziba jakiegoś cyrulika lub zdolnego zielarza. Nagle za swoją głową usłyszał otwierane drzwi i głos młodej kobiety.


- Obudziłeś się...
 
DrHyde jest offline  
Stary 19-08-2008, 09:06   #222
 
Van der Vill's Avatar
 
Reputacja: 1 Van der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumny
Gdy wszedł do pokoju, uderzyły go dwie rzeczy.

Najpierw jego zleceniodawca wrzasnął na ludzi, którzy tu przebywali donośnym charkotem, oskarżając ich o jakąś zbrodnię. Zaraz potem dojrzał bandę kocmołuchowatych najemników i trupa. Trupa, spod którego wylewała się powoli struga krwi.

"Świetnie" - pomyślał - "Nie dość, że będę robił za szpiega dla ludzi, których nie znam, mam współpracować z tą bandą kretynów. Z drugiej strony... są tak kłótliwi, że pozarzynają się bez większej pomocy z mojej strony. W odpowiednim momencie wystarczy zrzucić kamyczek, by wywołać lawinę."
Szybki ciąg jego myśli został zakłócony przez rzeczywistość, która - mimo szokowej sytuacji - domagała się działania. Postanowił zagrać mięczaka, choćby jeszcze przez ten moment.

- Panie... - szepnął na ucho do człowieka, który zlecił mu zadanie. - Czy masz zamiar pozostawić mnie sam na sam z tą bandą morderców? Nawet nie podejrzewając mojej roli, mogą się mnie pozbyć z byle powodu. - ścisnął mocno ramiona rozmówcy. - To dla mnie czyste samobójstwo... przydałoby się choć dwu ludzi do protekcji mojej skromnej osoby...
 
Van der Vill jest offline  
Stary 20-08-2008, 13:24   #223
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Arian, Louis, Balius, Jonas

Kapitan westchnął głęboko, po czym spojrzał na otaczający go chaos. Pokręciwszy głowa ze zrezygnowaniem, chwycił za ramię Ariana i odciągnął go na bok, po czym odezwał się do niego ściszonym głosem.

- Zabawne, że określasz ich mianem morderców, choć sam nim jesteś. Wierzę, że nie jesteś się głupcem i zdajesz sobie sprawę z tego co cię może czekać? Więc nie pieprz mi o tym, jacy to oni groźni nie są graj swa rolę. Jasne?

Nie czekając na odpowiedź odszedł w stronę nadchodzącej dwójki strażników. Wymieniwszy kilka słów mężczyźni chwycili ciało Justicara i podźwignęli je z podłogi.

- Oni zajmą się tym nieszczęśnikiem. A jak słusznie zauważyliście nie powinniśmy tracić więcej czasu. Wezwałem was z dwóch powodów, lecz jeden stał się już nieaktualny wraz z wypadkiem, jaki się wam przydarzył. Wczorajszej nocy dwójka z was spotkała pewną istotę, która zabiła mieszkankę naszego miasta. Chciałem ich dokładnie wypytać o wygląd i jeszcze parę rzeczy, lecz niestety zginęli oni pod gruzami budynku, jak donieśli mi moi ludzie. Drugim powodem jest ten oto człowiek. Do uszu braci z zakonu doszły wieści o niedyspozycji jednego z waszych towarzyszy, toteż poprosili o to, bym wybrał kogoś na jego zastępstwo wierząc, iż przyspieszy to złapanie winowajcy całego tego zamieszania. Zresztą po dzisiejszych zdarzeniach wasza kompania tak mocno zmalała, że sami prawdopodobnie nie będziecie w stanie wykonać zadania. – Kapitan spojrzał beznamiętnie na opuszczające właśnie pomieszczenie ciało Justicara, po czym przeniósł wzrok na Jonasa. – Co zaś się tyczy tamtego głupca, to nie mam pojęcia czemu targnął się na swe życie. Ludzie nigdy nie potrafili docenić danego im życia… Cóż skoro jednak ręczysz, że zrobił to sam i to bez żadnego powodu nie podstaw mam by kogokolwiek o to oskarżać. Jednak o ile dobrze słyszałem zapytałeś waść o Martina von Krügera? Cóż z tego co mi wiadomo przez ostatnie kilka dni nie opuszczał on swego domostwa. Zaniepokojeni tym sąsiedzi zawiadomili mnie o tym, a ja wysłałem ludzi by sprawdzili czy czasem nie miał miejsca mord. Na szczęście obawy okazały się płonne a sam Martin okazał się jedynie chory. Jednak o ile się nie mylę, a zdarza mi się to niezmiernie rzadko, to wczorajszego ranka opuścił miasto i udał się w stronę pobliskiego lasu, który nawiasem mówiąc nie cieszy się zbyt dobrą reputacją. Wiem, też że do tej pory nie powrócił, gdyż kazałem by strażnicy przy bramach co kilka godzin przynosili mi raporty o tym kto opuścił a kto przybył do miasta.

Valdred

Widok, jaki ujrzałeś po przebudzeniu zdziwił cię. Spodziewałeś się raczej Ogromnej bramy, mgły i przenikliwego chłodu a nie jakiejś wiejskiej chaty. Łagodny głos, jaki usłyszałeś za sobą uspokoił cię nieco, nie brzmiał groźnie, zresztą po co ktoś miałby się bawić z tobą w tortury skoro i tak nic nie wiedziałeś? Twe rozmyślania przerwała w końcu sama właścicielka głosu, stając przed tobą i przyglądając ci się uważnie.

- Wygląda na to, że twoje ciało jest silniejsze niż zakładałam. To dobrze… nie będę musiała się męczyć z wykopaniem grobu. Tak, no cóż pokaż no się. – Zanim zdążyłeś zareagować kobieta uniosła twoją koszulę i spojrzała na ranę, po czym równie szybko wróciła na poprzednie miejsce – Masz szczęście, wygląda na to, że nie wdało się zakażenie. Zaiste musisz cieszyć się łaską bogów, skoro tak gładko wyszedłeś z tak groźnej sytuacji. Po twych oczach widzę, że pochłania cię ciekawość. – lekki uśmiech zagościł na jej twarzy – Dobrze więc pytaj, lecz nie oczekuj że odpowiem na każde z twych pytań.

Kobieta odwróciła się podeszła do pobliskiego stolika. Spojrzała w głąb dzbana, po czym nalała z niego do miski odrobiny mleka, które chwilę później ci podała.



Adelbert

Z wściekłością ściąłeś mieczem kolejny krzew. Już drugi dzień kręciłeś się po lesie, bezskutecznie próbując odnaleźć choćby najmniejszy ślad ludzkiej obecności. Niestety fortuna najwyraźniej nie była ci życzliwa, bo zamiast znaleźć drogę wpakowałeś się jedynie w chyba najbardziej zarośnięty las w całym Imperium. Co gorsza wczorajszego dnia straciłeś konia, kiedy idąc skrajem jaru osunęła się pod wami ziemia. Ty wyszedłeś w miarę cało z upadku, jednak wierzchowiec skończył swój nędzy żywot nie pozostawiając ci innej opcji jak podróż na pieszo. Z rezygnacją spojrzałeś na zarośla, po czym poprawiwszy plecak ruszyłeś do przodu. Po kolejnej godzinie przedzierania się przez zarośla, trafiłeś na niewielką polankę, gdzie postanowiłeś chwilę odpocząć przed dalszą wędrówką. Nawet nie zauważyłeś kiedy pogrążyłeś się we śnie, w pamięci wyrył się jedynie słodki zapach bladoniebieskich kwiatów rosnących kilka metrów dalej. Obudziłeś się nagle, mając przeczucie że za chwilę zdarzy się coś złego. Lekko rozkojarzony chwyciłeś za miecz i rozejrzałeś się dookoła, po czym szybko wstałeś. Niemal równie szybko poczułeś ostry ból przenikający twą czaszkę, tak jakby ktoś wbijał w nią właśnie żelazny klin. Po chwili potworny ból zniknął, lecz na wprost dojrzałeś trzy potężnie zbudowane wilki, wpatrujące się w ciebie pałającymi nienawiścią oczyma.

 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej

Ostatnio edytowane przez John5 : 20-08-2008 o 13:27.
John5 jest offline  
Stary 21-08-2008, 17:41   #224
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
"I tylko po to nas zawezwał?! Czy on sobie kpi? Moje życie wisi już i tak na włosku, a on nas na dodatek spowalnia. Może ucieczka nie jest tak złym pomysłem jak to by się mogło wydawać. Miasto i tak możemy opuścić skoro ślady na to wskazują. Na ile mogli by być tak sprytni by mnie odnaleźdź?"

Balius przemyślał sobie wszystko patrząc bez namiętnym wzrokiem wprost przed siebie. Kiedy dotarło do niego, że w sali panuje cisza chciał jak najszybciej opuścić to miejsce.

-Skoro już tu jestem to może kapitanie wiadomo Ci coś na temat szlachcica mieszkającego poza miastem? Interesowałoby mnie jego nazwisko i gdzie dokładnie znajdę jego posiadłość?-

Spodziewając się, że jak zwykle każdy w swoim zwyczaju będzie coś jeszcze chciał wiedzieć odczekał spokojnie przysłuchując się uważnie i zapamiętując dość szczegułowo każdą informację. Wiedział, że tu będzie się liczyć każda drobnostka i potknięcie i tego oczekiwał po każdym z kolei. Kiedy stało sięto czego oczekiwał, każdy zadał swoje pytanie i dodał ripostę znów zaczął pierwszy mówić.

-To skoro już wszystko wyjaśnione, to na nas już pora?

W myślach natomiast miał inną wersję odpowiedzi dla samego siebie. Tą która zawsze pasowała jemu samemu.

"Im krócej w tym dusznym pomieszczeniu z tym obwiesiem tym lepiej. Ten cały kapitan zaczyna mi działać na nerwy. A jeśli by było mało to muszę zacząć się pilnować podwójnie z powodu jego donosicieli."
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."
lopata jest offline  
Stary 23-08-2008, 10:42   #225
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
- Nie potrzebujemy nowych kompanów. Jednak jak mniemam nie obchodzi to ciebie kapitanie - Louis nie zwrócił się do kapitana w formie grzecznościowej, bo jak chyba cała reszta miał go dość i nie miał ochoty patrzeć na jego podstępną gębę. - Nie mamy pewnie żadnego wyboru, dlatego żegnam kapitanie. Nie ma sensu dalej czasu marnować.

Razem z Baliusem powoli skierował się do wyjścia.
- A ty! - zawołał do Ariana. - Nikt nie będzie na ciebie czekał. Rusz swój zad. My chcemy jak najszybciej zakończyć tą sprawę i wydostać się z tego miasta.

Były dwa powody dla których Bretończykowi się tak spieszyło. Pierwszy to gmach, w którym się znajdowali i towarzystwo z jakim przyszło im się tu spotkać. Z zasady nie lubił przedstawicieli prawa, a bretońskimi rycerzami wręcz gardził. Drugim powodem była postać Martina von Krügera. Ze słów kapitana wynikało, że udał się do tego samego lasu, do którego oni mieli się udać. Jak wszystko w tym mieście wydało mu się to podejrzane. Chciał to jak najszybciej sprawdzić.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 23-08-2008, 13:54   #226
 
Van der Vill's Avatar
 
Reputacja: 1 Van der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumnyVan der Vill ma z czego być dumny
Arian szybko wymienił się spojrzeniami z kapitanem. Niewiele mu to pomogło. Czym prędzej wziął więc dupę w troki. Zabijacy, z którymi miał od dziś się zadawać, nie wyglądali na zadowolonych ani z jego kompanii ani z przebywania w tym pomieszczeniu. Jemu samemu spieszyło się, by umknąć podstępnym paluchom "kapitana", jak każdy tu go nazywał.

Na jego szczęście, gość wyglądający na najbardziej naiwnego (czyli ułożonego) został chwilę z tyłu. Dotknął jego ramienia.

- Skoro tak wam się spieszy, ruszajmy, przyjacielu. - mruknął do Jonasa. Kiedy zbliżali się do wyjścia, dodał jeszcze konfidenckim szeptem: - Widzę, że jesteś tu jedynym kompanem, godnym prawdziwej wymiany zdań. Powiedz więc mi może, co się tu, w diabły, dzieje? Nie znam szczegółów zadania, do którego zostałem przydzielony, a ów włodaka... - wskazał głową na kapitana. - ...nie raczył gadać o zbyt wielu szczegółach.
 
Van der Vill jest offline  
Stary 24-08-2008, 23:19   #227
 
Oktawius's Avatar
 
Reputacja: 1 Oktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłośćOktawius ma wspaniałą przyszłość
Adelbert najpierw osłupiał gdy zobaczył 3 leśne bestie idące w jego kierunku. Odruchowo zrobił 2 kroki do tyłu, lecz napotkał opór w drzewie, a chwilowy strach sparaliżował go na tyle że nie mógł wyminąć pnia. Wilki warczały, a z ich kłów spływała gęsta ślina. Krwiste oczy wpatrywały się w każdy ruch Adelberta...
Po krótkiej chwili człowiek w miarę się opanował i szybko zza pasa wyciągnął iskrzyk, oraz pochodnie która była przymocowana do boku plecaka. Nerwowo, z trzęsącymi się rękoma próbował rozpalić ogień. "Przecież te bestie nie atakują za dnia... Czy Sigmar naprawdę nie ma już litości dla mnie?".... w końcu udało mu się zapalić pochodnię. Wymachując ogniem przed Wilkami, prawą ręką Adelbert wbił miecz przed siebie, a zza pasa wyjął pistolet i zaczął mierzyć do tego najodważniejszego Wilka. Lewą ręką machał pochodnią, krzycząc co jakiś czas, aby odstraszyć jakoś nieproszonych "gości". Czekał na jakiś ruch zwierząt, aby wypalić z jak najbliższej odległości, ale takiej by jeszcze móc chwycić za miecz....
 
__________________
Wolę chodzić do studia niż na nie po prostu,
palić piątkę do południa niż mieć ją na kolokwium.

511409
Oktawius jest offline  
Stary 27-08-2008, 13:27   #228
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
Valdred Reiss

Valdred uniósł się na łokciach ze zdziwieniem i usiadł, krzywiąc się z bólu. Wziął kubek z mlekiem od kobiety.
-Dziękuje ... W sumie powinienem zacząć od przedstawienia się. Jestem Valdred Reiss.
- Miło mi, Erika Movenbad. - kobieta skrzyżowała ręce i z zaciekawieniem spojrzała na Reissa. Valdred poczuł się jakoś nieswojo. Dawno nie był w takiej sytuacji o ile w ogóle w takiej kiedyś był. Onieśmielony sytuacją przechylił mleko na raz i z lekkim białym "wąsikiem" uśmiechnął się do niej oddając kubek.
- Jeszcze raz dziękuje, tym razem za uratowanie życia. Pamiętam tylko ... - Valdred zamilkł przypominając sobie ostatnie słowa sprawcy - "Pozdrowienia od Eleny." – zacytował je nagłos. Nie rozumiał...
Kobieta najwyraźniej była lekko zdziwiona.
- No cóż, ja żadnej Eleny nie znam. Ale najwyraźniej to pozdrowienie nie było najżyczliwsze jeśli by wziąć pod uwagę sposób w jaki się tutaj znalazłeś.
Valdred spojrzał na kobietę.
- Elena to moja siostra. Zaginęła dawno temu. Poszukiwania doprowadziły mnie tutaj. Jak widać... bezcelowe poszukiwania. Nic z tego nie rozumiem.
Powoli starał się zejść z łoża. Erika delikatnie, acz zdecydowanie z powrotem popchnęła go na posłanie.

- W takim stanie na pewno dziś się nigdzie nie wybierzesz. Szwy są dopiero co założone, a ja nie mam zamiaru mieć cię na sumieniu. Kilka centymetrów obok i nic by zresztą one nie dały. Miałeś sporo szczęścia, oczywiście pomijając fakt, że ktoś próbował cię zabić.
Valdred uśmiechnął się.
- Nie pierwszy raz ktoś chciał mnie zabić. Widać taki los Eriko.
- Wiem, widziałam że już nie raz oberwałeś, tym bardziej powinieneś wiedzieć jak groźne są takie rany – skwitowała kobieta.
-Jeśli ktoś chciał mnie zabić, lepiej żebym tu nie siedział. Nie chce narażać Cię na niebezpieczeństwo. Jeśli możesz poinformuj straż w koszarach o ataku na Śledczego z Middenheim. Wiedzą o moim przybyciu. Przy odrobinie szczęścia załapie się na nocleg w koszarach.
Kobieta uśmiechnęła się, po czym roześmiała się. Po chwili opanowała wesołość i odpowiedziała.
- Przepraszam. Ty najwyraźniej nie zdajesz sobie z tego sprawy, lecz nie jesteś już w mieście. Ten dom jest oddalony od Hammerheim o mniej więcej dwie, może trzy godziny pieszej wędrówki.
Valdred nie ukrywał zdziwienia. Był zaskoczony.
- W jaki sposób więc się tutaj znalazłem? Przecież sama nie dała byś rady mnie tu zaciągnąć. Kto jeszcze wie o mojej obecności w tym miejscu? Musisz wiedzieć, że nie wiem kto mnie zaatakował, a jeżeli dowie się, ze przeżyłem może będzie chciał dokończyć robotę. Nie jesteś przy mnie bezpieczna.

Valdred nie potrafił jej wytłumaczyć jak bardzo krępuje się w zaistniałej sytuacji. Chciał po prostu stąd wyjść i udać się na szlak. Od kilku tygodni nie gadał z kimś w ten sposób – czyli swobodnie. Zazwyczaj były to przesłuchania na temat pościgu i dyskusje z karczmarzem na temat piwa. Teraz siedział z kobieta w jednej izbie. Kobieta uśmiechnęła się lekko, po czym spojrzała przez okno.
- Nie masz się czego obawiać, rzadko kiedy ktoś tu przychodzi. Okolicznie mieszkańcy w większości boją się tego miejsca i unikają go jak ognia. Zresztą mężczyźnie, który zrzucił cię z wozu najwyraźniej bardzo się spieszyło, bo od razu odjechał. Na twoje szczęście wszystko widziałam, i z pomocą mego kucyka udało mi się przenieść cię tutaj, choć nie było to najłatwiejsze zadanie.
Reiss zaczął się śmiać.
-Jak to się boją? Jesteś wiedźmą? - rzucił żartem nie przestając się uśmiechać.
Erika spojrzała mu prosto w oczy. Oczyma wyobraźni ujrzał jak chwyta ogromny nóż leżący teraz na stole, po czym rzuca się na bezbronnego Valdreda z wrzaskiem. Reiss zmienił wyraz twarzy, gdy wyobraźnia zaczęła pracować.
- Nie, nie jestem lecz wielu uważa inaczej. Zresztą sam las, obok którego mieszkam nie cieszy się najlepszą sławą. Ludzie są przesądni, zwłaszcza jeśli czegoś nie potrafią zrozumieć.
Valdred rozumiał ją bardziej niż się jej wydawało. Często uważano go za psychopatę, wyznawcę Chaosu i innych popaprańców. Tylko dlatego, że podróżował samotnie po bezdrożach i gadał z koniem. Co w tym złego?
- Kiedy będę mógł się normalnie poruszać? Każda stracona godzina dzieli mnie od sprawcy, którego szukam. - powoli sam przestawał wierzyć w to co mówił. Zwłaszcza po słowach ostatniego zamachowcy.
- Ech widzę, że jesteś nie mniej uparty niż ja sama. Jutro będziesz mógł wstać, ale oczywiście wszelkie gwałtowne ruchy są niewskazane o ile nie chcesz by rana się otworzyła.
Valdred zastanowił się dłużej.
- Może zabawie tu trochę. Takie miejsce jak to może być dobrym schronieniem. Faktycznie nie czuje się najlepiej.
- Dobrze więc, ja nie mam nic przeciwko byś został na tak długo jak zechcesz. Miło jest wreszcie porozmawiać z kimś, kto nie drży ze strachu na każdy twój ruch. Cóż może nie powinnam, lecz ostrzegę cię. Ten którego ścigasz jest potężny. Sam nie dasz mu nigdy rady, to nie jest ktoś kogo można lekce sobie ważyć.
- Jeszcze się taki nie narodził co by mi dał radę - Reiss uśmiechnął się do kobiety i kontynuował. - Często bywasz w Hammerheim?
- Nie, staram się raczej unikać miasta. Prawie wszystko czego potrzebuję dostarcza mi las. No może poza mięsem, ale te dostaję czasami od wieśniaków, którzy przychodzą po różne zioła.
- Rozumiem. Wygląda na to, że jesteś skazana na moją dziwna osobę w najbliższym czasie. - zaczął się śmiać. Erika dołączyła do śmiechu.
- Ja raczej powiedziałabym, że to ty jesteś skazany na mnie, ale cóż. Swoją drogą to skąd wiesz, że twa siostra nadal żyje? Przecież ona może już dawno...
Valdred obrócił się na bok.
- Przepraszam ale jestem zmęczony...
Erika nie odpowiedziała, usłyszał jedynie jej kroki i stukot zamykanych drzwi.
 
DrHyde jest offline  
Stary 29-08-2008, 10:57   #229
 
Lorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Lorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputacjęLorn ma wspaniałą reputację
Jonas Kristof Van Koyt

Jonas przemilczał wszystkie słowne zaczepki skierowane do niego przez opryszków i nawet brew mu nie drgnęła na myśl o słownej ripoście i wdawaniu się w konwersacje z motłochem. Spojrzał tylko z zażenowaniem na kapitana i rzekł.
- Widzę kapitanie, że puszczasz mimo uszu obelgi, jakimi byle kmiot może lżyć bezkarnie szlachcica w Twojej obecności. Przysięgałem bronić chłopstwo tego kraju przed niesprawiedliwością i sam pierwszy miecza nań nie dobędę, ani na pojedynek nie wyzwę, by bronić swego honoru, bo wygranie go było by dla mnie ujmą.
Racz więc dopełnić obowiązku i każ dobrze wybatożyć krnąbrnych synów tej ziemi, by mordy trzymali krótko, tam gdzie ich miejsce i następnym razem nie popełniali więcej tego błędu, bo kolejnym razem, los może już nie być dlań tak łaskawy.
A za informację o moim przyjacielu dziękuję, porozmawiam jeszcze z jego służbą, by dowiedzieć się czegoś więcej i zatrzymam się tam na jakiś czas.
 
Lorn jest offline  
Stary 31-08-2008, 12:11   #230
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Louis, Balius

Kapitan spojrzał na was nieprzychylnie, żeby nie powiedzieć wrogo, lecz udzielił odpowiedzi na pytanie Baliusa.
- Zapewne chodzi ci o von Grettmana, posiada on kilka kamienic oraz rozległe ziemie za miastem. Sam nestor rodu jest człowiekiem raczej miłym w obejściu, lecz radziłbym wam unikać jego syna. Aby dotrzeć do ich posiadłości wystarczy, że opuścicie miasto bramą, z której wychodzi droga wiodąca w stronę Middenehim a po dwóch godzinach drogi powinniście natrafić na żwirowaną drogę wiodącą w stronę pałacyku. –
Chwilę później usłyszeliście dość nieprzychylne wam słowa z ust rycerza. Dowódca straży spojrzał na niego i odpowiedział coś krótko, po czym szybkim krokiem wyszedł z sali z wściekłością wypisaną na twarzy.

Wy sami nie zamierzaliście dłużej przebywać w towarzystwie zadufanego w sobie rycerza i wyszliście czym prędzej z budynku. Mężczyzna, który miał być od teraz waszym nowym kompanem, bez słowa ruszył utrzymując dystans kilku kroków za wami.

Arian

Szlachetnie urodzony nie raczył nawet obdarzyć cię spojrzeniem, a co dopiero mówić o odpowiedzi. W dość szorstkich słowach zażądał dla tamtej trójki chłosty, na co otrzymał jedynie krótką odpowiedź, jak się zdaje odmowną, bo skrzywił się z mieszaniną złości i oburzenia na twarzy.
Postanowiłeś, że nie masz większego wyboru i musisz podążyć za trójką, która właśnie opuszczała pomieszczenie. Na moment zatrzymali się oni przed budynkiem, ty zaś bez słowa stanąłeś kilka kroków z tyłu, oczekując na ich reakcję.

Jonas

Chamstwo i bezczelność tych ludzi była dla ciebie naprawdę zdumiewająca. Lecz jeszcze bardziej zdziwiła cię odpowiedź dowódcy straży, który krótko i szczekliwie poinformował cię, iż to on decyduje kto i kiedy ma zostać wychłostany lub osadzony w celi. Innymi słowy dał ci wyraźnie do zrozumienia, że twoje szlachetne wszak urodzenie nie obchodzi go zbytnio. Tak arogancka odpowiedź od byle żołdaka rozzłościła cię, lecz nim zdążyłeś wyrzec choćby słowo, mężczyzna odszedł już najwyraźniej nie mniej zły od ciebie. Pozostali także widocznie nie zamierzali zostać na dłużej bo wychodzili już z pomieszczenia, w którym zostałeś sam, jeśli by nie liczyć dwójki strażników, którzy się po chwili pojawili i zasiedli przy stole wyciągając przy tym kości.

Adelbert

Rozpalona pochodnia pozwoliła ci utrzymać dwie z bestii na jako taki dystans. Pchnięty na oślep miecz ku twemu zdumieniu trafił celu, a zranione zwierzę odskoczył wyrywając ci broń z ręki, by po paru krokach paść martwym. Jeden z pozostałych wilków nagle rzucił ci się do gardła. Bogowie byli ci jednak tego dnia przychylni, w ostatniej chwili udało ci się wycelować pospiesznie wyszarpnięty pistolet. Huk wystrzału był zaskakująco głośny, ale nie miałeś czasu się nad tym zastanawiać, bo cielsko trafionej bestii właśnie wywaliło cię swym impetem. Rozpaczliwie starałeś zepchnąć z siebie wilka, wiedząc że drugi z pewnością skorzysta z tak dogodnej okazji. Jednak spodziewany atak nie nastąpił. Kiedy w końcu udało ci się pozbierać na polanie dostrzegłeś tylko dwa ciała wilków i swoją pochodnię, która zgasła gdy upadłeś. Trzęsącymi się dłońmi podniosłeś z ziemi swój pistolet i uważnie spojrzałeś na niego. Biegnące przez ¾ lufy pęknięcie nie mogło ujść twej uwadze. Twoja sytuacja z godziny na godzinę stawała się coraz to gorsza.

Valdred

Chwilę po tym jak kobieta opuściła pomieszczenie zapadłeś w sen. Miękka ciemność spowiła twój umysł przenosząc cię w krainę odpoczynku… lub koszmaru…
Obudziłeś się nagle, bez żadnego wyraźnemu powodu ku temu, twoje zdziwienie wzmogło się jedynie, gdy rozejrzałeś się po okolicy. Podniosłeś się z chłodnych kamiennych płyt tworzących ścieżkę, ciągnącą się pomiędzy niewysokimi drzewami. Nie byłeś w stanie określić jaki to gatunek, lecz instynktownie wyczuwałeś w nich coś dziwnego i groźnego zarazem. Jednak nie zastanawiałeś się nad tym zbyt długo, coś pchało cię do przodu. Coś mówiło ci, że spotkasz tam kogoś ważnego.
Już po paru chwilach ujrzałeś wysoką fontannę, lecz nie zdziwił cię sam fakt jej istnienia, wszak wiele ogrodów miało w centralnej postawione wymyślne rzeźby, czy też właśnie fontanny, lecz to co z niej wypływało nie było wodą. Nigdy w życiu nie widziałeś czegokolwiek, co można by porównać z tą substancją.

Ostrożnie podszedłeś do tego niesamowitego zjawiska, przyciągany do niego tak jak światło świecy przyciąga ćmę. Nagle usłyszałeś za plecami ciche kroki, gdy zaś się obróciłeś dostrzegłeś swą siostrę.

- Witam bracie. Zapewne jesteś zaskoczony mym widokiem, lecz gdybyś wszystko wiedział nic tutaj nie wydawałoby się ci dziwne. Nie, nie zbliżaj się. – Odsunęła się szybko, gdy tylko spróbowałeś zrobić krok w jej stronę – Tu nie możesz mnie choćby dotknąć. Już sama nasza obecność jest, że tak powiem niemile widziana, przez Źródło, lecz akceptowana. Gdybyś jednak mnie dotknął nie wiem, co mogłoby się stać, prawdopodobnie oboje byśmy zginęli. Lecz nie po to sprowadziłam cię tutaj. Musisz porzucić te poszukiwania bracie. Nic dobrego z tego nie wyniknie. – Nagle obejrzała się za siebie tak jakby usłyszała coś, czego ty nie mogłeś – Żegnaj bracie i zapomnij o mnie. – Delikatnie uśmiechnęła się do ciebie, po czym rozpłynęła się w powietrzu.

Zerwałeś się nagle, dysząc ciężko i nie wiedząc czy owo krótkie spotkanie było snem czy jawą. Szybko rozejrzałeś się po pomieszczeniu lecz to nadal było pomieszczenie, gdzie zostawiła cię Erika. Z westchnieniem opadłeś na posłanie, gdy nagle usłyszałeś jakieś męskie krzyki, a w chwilę potem wystrzał z pistoletu. Nie było wątpliwości, ze ktoś wzywał pomocy.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej

Ostatnio edytowane przez John5 : 01-09-2008 o 14:06.
John5 jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172