Sesje RPG - DnDWybierz się w podróż poprzez Multiwersum, gdzie krzyżują się różne światy i plany istnienia. Stań się jednym z podróżników przemierzającym ścieżki magii, lochów i smoków. Wejdź w bogaty świat D&D i zapomnij o rzeczywistości...
5 tura eksploracji (ok. 50 min od zejścia do lochu) | 35 tura eksploracji tego dnia
Drorg i Albur zignorował Kelima, ale ten, zrozpaczony i zszokowany obojętnością, nie ustawał w dalszych błaganiach: - Proszę, nie zostawiajcie mnie tu na pastwę tych bestii! Mam rodzinę, przyjaciół, których kocham! Zróbcie cokolwiek, by mnie uwolnić. Błagam, nie zostawiajcie mnie tutaj na pewną śmierć!
Zaś słowa Garricka zupełnie go zaskoczyły: - To… to musi być jakieś nieporozumienie! Pierwszy raz widzę was na oczy! - Miał już znowu prosić o ratunek, kiedy uciszył go Themaer.
Zaczynaliście utożsamiać odór śmierci z cuchnącym smrodem trollicy. W nozdrza uderzał zapach jakby gnijącego truchła i rozkładających się szczątek. Jakby każda kropla potu i wydychany oddech tego potwora nosiły w sobie nieznośną esencję zgnilizny. To nie był zwykły fetor, lecz niemal fizyczna manifestacja kaźni i śmierci, unosząca się wokół kreatury niczym przygnębiający opar. Albur z trudem wytrzymał w jej pobliżu…
1d20+2 = 16 -> sukces
Garrick zastanawiał się czy trollica mogłaby być ewentualnym sprzymierzeńcem, ale jej potworne oblicze nie wyrażało żadnej natychmiastowej żądzy zemsty czy wściekłości za doznane krzywdy. Mimo tego wydawała się wroga, gotów zaatakować jeśli dostrzeże wyciągnięte bronie.
Garrick zauważył, że trollica była ciężko, jeśli nie śmiertelnie ranna - pogryziona i poszarpana, ale regenerowała się bardzo szybko i nawet bez pomocy Albura pewnie lada moment będzie w pełni sił. Długą szyję opasała żelazna obroża, bez żadnego łańcucha - może była to tylko ozdoba, a może była czyjąś zabawką lub niewolnikiem? Themaer zdawał się znać odpowiedź na to pytanie. Codziennie powtarzał się ten sam obrzydliwy rytuał: trollica wchodziła przez podwójne drzwi znajdujące się po przeciwnej stronie komnaty, była pożerana przez mantykory niczym jakiś mitologiczny bohater skazany na wieczną udrękę, regenerowała się i wychodziła przez te same drzwi, którymi tu weszła.
Zamarliście w bezruchu, kiedy uleczona magią trollica powstała nad klęczącym paladynem, kładąc na nim groźny cień. Musiała mieć prawie trzy metry wzrostu, choć nie wyprostowała się, tylko przygarbiona podparła się długimi, pazurzastymi ramionami o kamienną posadzkę. Z potwornego oblicza przysłoniętego splątanymi włosami ustąpiła wrogość, jednak nie zagościła tam przyjaźń.
Otworzyła paszczę pełną kłów i zaczęła mówić niepewnie nieznanym językiem pełnym głębokich, wibrujących tonów, których nie bylibyście w stanie odtworzyć. Obawialiście się, że gdyby zostały wypowiedziane przez jeszcze masywniejsze płuca i silniejsze struny głosowe, mogłyby zatrząść podziemiami. Sądząc z języka jej zielonkawoszarego ciała, może chciała podziękować, a może była ciekawa, dlaczego tu jesteście lub podzielić się czymś, co niedawno widziała. Bariera językowa była trudna do pokonania i rodziła wiele interpretacji.
Oddech waszych chwilowych sojuszników był ciężki. Krople potu spływały im po wypudrowanych czołach. Zdradziecka natura każdego z nich ukryta była głęboko w ich oczach, które wypełnione były teraz lękiem i niepewnością.
- Może nie powinniśmy tu wchodzić? - Drorg usłyszał szept jednego z pseudowampirów. Jego głos drżał niczym liść na wietrze.
- Zamilcz, tchórzu - odpowiedział mu drugi, choć jego głos również wydawał się niepewny.
Zmrużone oczy i głowa Drorga podążała za trzepotem skrzydeł mantykor rozlegającym się gdzieś w ciemnościach jak cień złowieszczego tańca. Razem ze zniekształconymi echami pogardliwego śmiechu odgłosy te były niczym szept demonów. Oczy jeszcze nie widziały, ale uszy i serca czuły nieuchronne niebezpieczeństwo.
- To musi być to… - szepnął jeden z pseudowampirów. Ich tchórzliwe serca biły coraz szybciej. Każdy z nich musiał mieć nadzieję, że uda im się przeżyć ten koszmar.
- Ach... Czy to najnowsi uczestnicy Lochu Szalonego Maga? Razem z gościnnym występem przyjaciół? Serdecznie witamy! Przedstawienie czas zacząć!
Wytężyliście wzrok, próbując znaleźć źródło warkotliwego głosu, który zdawał się emanować z każdej strony. Na jednej z wysoce położonych półek wylądował potwór o przerażającym łbie pozornie przypominającym twarz żądnego krwi mężczyzny, muskularnym ciele lwa, potężnych i pazurzastych łapach, błoniastych skrzydłach jak u smoka i najeżonym kolcami ogonie skorpiona. Kiedy rozwarł paszczę, zauważyliście, że pełna była kłów ze szczerego złota ociekających świeżą, ciemnozieloną krwią.
- Wasz odcinek jest specjalny. Wyjątkowy! Szalony Mag oczekuje wysokiej oglądalności i świetnych ocen. Odcinku, przybywaj!
- Klęknijcie i oddajcie należyty hołd! - powiedziała bardziej niż ryknęła bestia dostojnym głosem. - Jesteśmy nieśmiertelnymi braćmi spłodzonymi przez samego Pazuzu, Księcia Niższych Podniebnych Królestw na najwyższej kolumnie Torremoru, kolumnie Niebieskich Czaszek. Według przepowiedni, którą wymalował ślepy vrock na bębnie dobosza Vruthalidroma, zabić nas można tylko w ścisłej kolejności - od najcięższej do najlżejszej, a zaspokajamy nasze mordercze apetyty w taki sposób, by to zadanie okazało się... Jak najtrudniejsze.
- Zagramy w grę. Osiem pytań. Jeśli odpowiecie poprawnie na sześć, pozwolimy wam bezpiecznie przejść dalej albo opuścić podziemia. Macie prawo do trzech pomyłek. To co, zaczynamy?
Pierwsza zagadka brzmiała: - Starożytna jest ta kraina. Na kościach jakiej cywilizacji zbudowano Loch Szalonego Maga?
Themaer westchnął, bo widział to już zbyt wiele razy. Zdążył nawet poznać imiona mantykor - Blikrrizzch, Saaridek i Nythlaug. Pierwsza z nich zadawała zagadki gościom, a dwie pozostałe wykorzystywały ten czas na zajęcie dogodnych pozycji - gdzieś wysoko, poza zasięgiem mieczy, żeby razić z dystansu żelaznymi kolcami.
Paladyn wahał się w ruchach, ale robił, co mógł by wahać się w sposób zdecydowany. Nie chciał sprowokować trollicy, ale wiedział, że wokół pełno oczu, które czyhają na niepewność. Obserwowano go ze wszech stron, a jakiś natręt pakował mu się nawet z myślami do głowy. I do tego ten wykręcający wnętrzności smród...
Rycerz pomyślał o świetlistym poranku nad jeziorem na północ od Waterdeep, gdzie niekiedy biwakował wracając do miasta z bardowskich wojaży. Ciepłe światło na błękitnej tafli, szum wiatru w tatarakach, wilgotny zapach moczarki i żywicy od sosnowego lasu.
~ Spokojnie, spróbujemy Cię uwolnić, ale nie wiem, czy uda się od razu. Zapakowali Cię całkiem wysoko. - Albur wyostrzył myśli na słowach, które zdawał się wewnętrznie zapisywać na wyobrażonym pergaminie. Nie wiedział jak ma komunikować się z elfem i nigdy nie lubił wszystkich tych psycho-zabaw z kimś wchodzącym komuś do głowy, ale żal było nie skorzystać z pomocy obserwatora. ~ Długo tu siedzisz? Jeśli będziesz znać odpowiedzi na pytania mantikor, możesz mi podpowiedzieć.
~Aha. - Albur zreflektował się po chwili i znów wyostrzył myśli na wizualizacji liter, chcąc możliwie ułatwić komunikację. ~Jestem Albur. Powiedz, jak się nazywasz.
LaBoeuf rozgrywał na raz kilka spektakli. Ciepło i niezagrażająco wycofał się po podleczeniu trollicy, powtarzając jej spokojnie Przyjaciele, przyjaciele. Chcemy pomóc. Kątem oka obserwował wirujące pod sufitem sylwetki. Krokami odmierzał drogę by znaleźć się bliżej swoich (i tak, by nie wpaść wyłącznie między wampirze towarzystwo). Oczy trzeba było mieć dookoła głowy, a i sama głowa nie była już bezpieczna, kiedy myśli wlatywały i wylatywały na zewnątrz jak sączące się przez judasz światło.
- Imponujące, rzeczywiście. - Albur przeszedł w kolejną fazę przedstawienia, zwracając się teraz ku podniebnym poczwarom. W pochwale czuć było nutę kpiny. - Rozumiem, że jesteście tu u siebie, tak? Bo witacie gości jakbyście nie byli, chowając się gdzieś po kątach, w zakamarkach...
LaBoeuf westchnął i wzruszył ramionami.
- Może nie czujecie się u siebie? W zasadzie - wszyscy jesteście tu gośćmi, można rzec. - Albur gestem przywołał mantikory bliżej. - Ale cenię to, że potraficie tak dumnie się przedstawić. To kultura. Ja jestem Albur LaBoeuf, syn Halastera. Podejdźcie bliżej i pokażcie się, skoro rozmawiamy.
- Wiecie, że i on patrzy. - Rycerz uśmiechnął się złowrogo. - Wiecie, że wszystko widzi.
Ostatnio edytowane przez Panicz : 31-03-2024 o 20:21.
Słysząc wyjaśnienia Khelima, Drorg zerknął pytająco w stronę Garricka. Zawsze była szansa, że w ciemnej komnacie mogli go pomylić z kim innym. Przez moment próbował też przypomnieć sobie cokolwiek o przeszłości Podgóry. Historia nie była jednak nigdy jego mocną stroną, zamiast tego postanowił więc skupić się na otoczeniu i sytuacji w jakiej się znaleźli.
"Mantikory, Troll, pseudo-wampiry mogące w każdej chwili zwrócić się przeciwko nim" próbował wyliczać sobie w głowie potencjalne zagrożenia. Wiedział, że sytuacja była napięta. W takich okolicznościach, często wystarczało niewielkie zamieszanie, by wszystko obracało się w krwawy chaos. Jakiś szelest w nieodpowiednim miejscu, gwałtowny ruch, czy przypadkowe zwolnienie cięciwy przez nerwowego kusznika potrafiło wywołać lawinę, której nie dało się już powstrzymać. I o ile można było czasem przemówić do rozsądku bardziej cywilizowanym rasom, to nie miał już takiej pewności co to stworzeń pokroju trolla czy mantikory.
Pół-ork stał napięty w milczeniu czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
5 tura eksploracji (ok. 50 min od zejścia do lochu) | 35 tura eksploracji tego dnia
Umysł Drorga rozważał różne scenariusze, a każdy kolejny czarniejszy od poprzedniego. W obliczu takiego niebezpieczeństwa najlepiej było być gotowym na wszystko. Pół-ork zacisnął dłoń na broni, gotowy do szybkiej reakcji, gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli. Jego spojrzenie przemierzało ciemność rozległej komnaty, gotowe do schwytania najdrobniejszego ruchu czy odgłosu, który mógłby zdradzić ukryte zagrożenie. Czekając na dalszy rozwój wydarzeń, czuł adrenalinę pulsującą w żyłach, gotową do wybuchu w każdej chwili.
Nagle, zza jednego z kamieni na ścianie wydobył się cichy świst, a następnie gwałtowny trzask. Drorg gotował się do walki, ale zamiast groźnego przeciwnika, spostrzegł jedynie małego, przerażonego szczura, który szybko rzucił się ku mrocznemu kątowi komnaty. Chociaż sytuacja okazała się najprawdopodobniej fałszywym alarmem, napięcie w powietrzu nie zmalało, a Drorgowi wciąż towarzyszyła gotowość do natychmiastowej reakcji na każde niebezpieczeństwo.
Mantykora zerknęła w ciemność wymownie, jakby wymieniając się z kimś lub czymś spojrzeniem, a zadrżenie jej ciała mogło być interpretowane jako pokora lub złośliwość, zależnie od punktu widzenia. Błyszczące okrucieństwem oczy skupiły się na Alburze, a pysk rozwarł się w cichym syczącym odgłosie. Nie było to dźwiękiem groźnym, ale bardziej jakby zapowiedzią czegoś niepokojącego.
- Oczywiście, że wiemy - szepnęła niczym szept wiatru w opuszczonym domu. - Wszystkie oczy patrzą na nas. Ale czy wiesz, co one widzą, Alburze LaBoeuf?