Northman | [The One Ring] Bractwo Skaczącego Konia
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=LUO5qhpD2pA[/MEDIA]
Tęsknie wypatrywana wiosna przyszła z deszczem i słońcem. Czegóż więcej trzeba dla spragnionych traw Riddermarchii? Do Edoras każdego dnia przybywali podróżni. Mieszkańcy Rohanu witali w stolicy załatwiać swe sprawy, kupcy ściągali nawet z obcych krain, a byli i cudzoziemcy zgodnie z prawem o pobyt w Marchii Jeźdźców prosić króla Thengela.
Każdy, kto spędził zimę mieście, choćby pierwszy raz był w królestwie, miał okazję usłyszeć wiele opowieści o tej krainę i jej mieszkańcach, oraz ich bieżących zmartwieniach i nastrojach, czy to w karczmie, czy stajni.
A to, że w Białych Górach są groty o takich kształtach, że wiatr w nich hulając opowiada sekrety. A, że dunledingowe plemiona nie umieją jeździć konno i nienawidzą Rohhirmów, którzy w siodle są urodzeni. Tak dzikie są ludy Dunlandu, że tfu, tfu, przeklęci, jedzą końskie mięso, oczywiście po kradzieży zwierząt z Rohanu. Zresztą króla pozbawieni koniożercy sami winni są swym nieszczęściom, bo parają się czarami zwierzęta zaklinając nikczemnie. Nikt w Marchii tego nie robi, więc i pomyślność jest po widomo czyjej stronie. O tym, że rodzina farmera została wymordowana w nocy przez Dunledingów, przez te bestie na nogach chodzące, gdyż ludźmi takich człowiek uczciwy nie nazwie…
Znajdowali się jednak i tacy, co za zacnych obywateli powszechnie uznanymi byli, a wypowiadali się o sąsiadach zza brodów na Issenie powściągliwie, i mawiali, że:
- Nawet zdarza się spotkać wśród nich porządnych ludzi, a i takich, co prawda nielicznych, co i mieczem potrafią sprawnie operować w odpowiednim kierunku.
Głosy te jednak jak pojedyncze drzewa niczym wyspy były pośród bezkresnych traw falującego zielonego morza Rohanu.
Prędzej usłyszeć było, że:
- Przy Białych Górach Dunlendingowie atakowali farmy w imię starych urazów sprzed setek lat… To dobitny dowód, jak oni zupełnie nie rozumieją jak się wojnę prawidłowo prowadzi. - powiadali.
- Aye. Niczym orki, które zresztą również były widziane w górach, nie wiadomo skąd, i kto wie, czy nie w przeklętym sojuszu z Dunlandem! Król winien w końcu raz na zawsze rozwiązać utarczki między Marszałkami, to i prosty lud spałby bezpieczniej!
A i szemrano coraz głośniej, że Thengel rozprawić się musi z wilkami, które tej długiej i srogiej zimy spustoszenie siały nękając stada.
Nastrój w stolicy był napięty tego dnia. Mężczyźni i kobiety od rana maszerowali uliczkami z wymalowanym na twarzach zdecydowaniem. Jeźdźcy galopem wypuszczali się miasta na wschodni trakt. Musiało mieć to związek z czymś zaiste ważnym, w powietrzu wisiał pośpiech i niepokój.
Wszystkich zainteresowanych, choć nikt nie wiedział co tak naprawdę się wydarzyło, drogi prowadziły do Domu Rządcy. Zdążał tam mały konny oddział długowłosych jeźdźców poszczękujących orężem, co ledwie zawitał w Edoras. Zmierzali też aktualnie przebywający w mieście zbrojni, tak lokalni, jak i innych krain.
Wokół werandy domu urzędnika dworskiego, który zastępował króla na czas jego nieobecności w mieście, zebrał się mały tłum wojowników oraz gapiów. Pośród wszystkich wyróżniali się synowie Rohanu o szerokich plecach okrytych futrami, z jasnymi lub czerwonymi włosami upiętymi w kity ub grube warkocze, ze złotymi pierścieniami na palcach i przegubach rąk. Ich kolcze kaftany srebrzyły się w porannym słońcu.
Przewodził im Ulfur, którego mocny głos znało wielu nawet z czasów, gdy miast żołnierką, parał się trudnym chlebem minstrela. Wielki posturą wojownik słynął z ciętego języka i ostrego temperamentu, kiedy wyprowadzonym został z równowagi. Niegdyś nawet, jak głosiła plotka, której on nie dementował, lecz zdawał się być tym rozbawionym, pewien bard za kradzież jego pieśni przypłacił życiem z ręki Ulfura.
Rządca wreszcie wyszedł i wsparłszy się na drewnianej balustradzie powiódł zdeterminowanym wzrokiem chłodnych jak górskie niebo niebieskich oczu.
- Zima była ciężka i wszyscy królewscy są wysłani, lub będą, w pilnej sprawie na wschód. Król Thenegel woła do was niezaprzysiężeni, byście przyjęli jego monetę i jedną z map.
Stojacy za nim siwy Rohirrim trzymał w jednej ręce mały trzosik, a w drugiej kilka kościanych przedmiotów.
- Zawiodą was do Doliny Westfoldu, skąd nadeszły wieści o śmierci koni i naszych rodaków. Lojalni odkryją sprawców tego nikczemnego koniobójstwa i odpłacą im za nadobne w imieniu Króla Thengela!
Ulfur splunął na ziemię.
- Dunledindzkie psy! Konieżercy i zabójcy! Zbyt dugo król zezwalał im mnożyć się w Zachodniej Marchii. Dobrze rozumiem to zadanie i długom go wyczekiwał. Pewien jestem, że sprawcami są czarnokudłe psy Dunlandu. Pojedziemy i stalą nakarmimy dzikusów. To będzie zaiste dobry dzień! – krzyknął z błyskiem w oku ku aprobacie zbrojnych towarzyszy.
Zarządca wręczał małą złotą monetę, na której widniał symbol skaczącego konia, każdemu, kto decydował się na uczestnictwo w misji.
Wkrótce wyłoniły się trzy odziały. Rohirimmscy najemnicy Ulfura, gromadka jeźdźców z Harrowdale, którym dowodziła ciemnowłosa wojowniczka, oraz zbieranina cudzoziemców można by rzec, gdyby nie jasnowłosy mistrz koni, któremu przyszło dzielić towarzystwo czwórki przybyszów z innych krain, oraz olbrzymiego psa.
Mieszkańcy Harrowdale, jak zwykle pochmurni, chodnym spode łba wzrokiem mierzyli najemników, a zwłaszcza Ulfura. Tamten nie zwracał na nich uwagi, bo bardziej go intrygowali cudzoziemcy, pośród których był i elfka, i pies rozmiarów wilka. On to skupiał na sobie wiele spojrzeń, i ciekawskich, i podejrzliwych, bo niespotykanej w tych okolicach rasy i kto wie, czy nie krzyżowanej z wilkami, czy gorzej, wargami.
Grim zdawał się nie zawracać sobie głowy tłumem. Siedział obok młodej dziewczyny z lekko rozchylonym pyskiem i nie odrywał bacznego wzroku od pobrzękujących kościanych map.
Rządca wręczał każdemu dowódcy oddziału zmyślnie spięte spiżowymi łańcuchami. Wyjaśnił jak należy posługiwać się nimi w podróży. Krawędzie miały pokrywać się ze szczytami pasm górskich w wydrążone otwory i znaki w kościach to lokacje sadyb, które należało sprawdzić u podnóża Białych Gór.
Każdy, kto nie posiadał własnego wierzchowca, mógł liczyć na pożyczonego ze stajni, którą urzędnik wskazał ręką. Ze względu na charakter królewskiej misji, podróż wozami, lub z kucami absolutnie nie wchodziła w rachubę.
- Oby każdy koń wróci w tak dobrym stanie, w jakim został użyczony! - ni to radził, ni życzył sędziwy dostojnik, śmiertelnie poważnie ze srogą miną najbardziej pasującą do nierzucanych na wiatr gróźb.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill
Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 07-03-2022 o 16:16.
|