Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-09-2013, 08:34   #191
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Okami-k....

Przezwisko młodziana ( nadane mu, co tu kryć, nieco bez jego pozwolenia ) zamarło w pół na ustach łowczyni. Tak samo i lekko uniesiona sylwetka zamarła z ręką wyciągniętą w powietrze przed siebie.
To pierwsze utonęło w szmerze trawy, poruszanych zarośli i czystego zaśpiewu ostrza katany wyciągniętej bojowo przez wilczka. Nagle nie było też nikogo, kto mógłby zareagować na ostrzegawczy ton jej głosu. Także kolejny gest okazał się być zbędny. Nagle nie było osoby, którą mogłaby pośpiesznie pochwycić za połą kimona i powstrzymać przed podjęciem porywczych kroków. Smukłe palce zacisnęły się na nocnej pustce, zamiast na czarnym materiale jego odzienia.
Już go nie było.

Przyprawiło to kobietę o nerwowe drgnięcie jednego z jej idealnie wymalowanych łuków brwi.
Taki uduchowiony, grzeczny i ułożony, a jednak miał w sobie wystarczająco gorącej krwi, by rzucić się w pogoń za ognistymi marami. A przecież powinni trzymać się razem. Na obcym terenie, w którym z każdego krzaczka mogła się wyłonić przebrzydła paszcza demona, nie było miejsca na rozdzielanie się. Już i tak stracili pozostałą czwórkę, nie było potrzeby jeszcze bardziej rozbijać ich niewielkiej grupki. To było nierozważne, niebezpieczne, niemądre.. nawet dla Leiko, która zwykła bardzo często oddalać się od swoich yojimbo w czasie ostatnich podróży.

Ale wszak nigdy przyczyną nie były jakieś magiczne sztuczki, jaką niewątpliwie było to stworzenie zrodzone z ich ogniska. Mógł to być błędny ognik, właśnie prowadzący łatwowiernego Akado prosto w pułapkę. Mógł być pokusą dla ciekawskich, kierującą wilczka wprost w łapy jakiegoś sprytnego Oni. Mógł być śmiertelnym w skutkach figlem sprowadzonym przez jakiegoś czarownika. Mógł.. mógł.. mógł być wszystkim i niczym, ale niewątpliwie złowróżebnym znakiem. Wszak sama ciągle miała w pamięci pojawienie się jednego z jego gatunku w swym śnie, siejącego zamęt i pozostawiającego po sobie tylko pytania. Czy i ten miał mu być podobny?
Westchnienie wyrwało się z jej płuc, uniosło piersi otulone kimonem zmarnowanym niedawną walką, a koniec końców odzwierciedliło niezadowolenie z poczynań łowcy. Ale czyż nie była jego sekretną opiekunką?
-Pójdę i postaram się przyprowadzić naszego młodego towarzysza, Kohen-san – zadecydowała, przy czym posłała mu ciepły uśmiech, iskierkę pocieszenia w tych kolejnych trudach -Bądź ostrożny.

Akado był szybki, ale Leiko jeszcze szybsza. Mimo, że kimono powinno ograniczać jej ruchy. Mimo że była delikatna kobietą. Mimo, że wyruszyła jako druga. Mimo tego wszystkiego, wyprzedziła bez problemu Yoru. Była bowiem zwinna i szybka… i nie przemieszczała się po ziemi, tylko z gracją przeskakiwała pomiedzy konarami drzew. Nic więc dziwnego, że
I gdy już miała zawrócić, by stanąć na drodze młodego Wilczka, który niczym zahipnotyzowany pędził za zwodniczym kitsunebi “lisim ognikiem”, to właśnie jej konar… ten na którym stała, zaatakowano.
Świst powietrza była stali, konar gruby jak udo dorosłego mężczyzny został przecięty. Z dala od niej co prawda… niemniej straciła w nim oparcie i musiała z gracją wylądować na ziemi, tuż naprzeciw swego adwersarza chowającego ostrze do saya.





Furoku z klanu Ishi. Opiekun Ayame-sama, chował swoje no-dachi mówiąc wesołym głosem.- Wybacz łowczyni-san, że ci tak brutalnie przerwałem pogoń za ognikiem, ale… może byłabyś zainteresowana zaproszeniem na wieczerzę? Młodzikowi nic się nie stanie. W okolicy nie ma niczego z czym by sobie samotnie nie poradził.

Ah, tak.. jedynie pojawienie się tej parki mogło dopełnić obraz tej sytuacji tak dalekiej od idealnej. Rozpuszczona dziewczynka i jej piesek.

-To brzmi, jak wyjątkowo zbędny luksus w obecnych okolicznościach, Furoku-san. Jak i również niepotrzebny powód do oddalenia się od mojej już i tak niewielkiej grupki towarzyszy – odparła Leiko ze spokojem, choć mięśnie w jej ciele napinały się kocio. Może i mężczyzna zaatakował swoim mieczem tylko konar drzewa i to nawet nie w tak bliskiej niej odległości, ale to wystarczyło, aby instynktownie przygotowała się do walki. Rozluźniała się powoli. Palce prawie ujmujące za wakizashi cofnęła na swoje biodro, ale nadal rozglądała czujnie, ciągle poszukiwała w ciemnościach śladu młodego Wilczka.
-Hai. Ale też i nie sam posiłek będzie najważniejszy, lecz rozmowy przy nim, ne?- ronin spojrzał w kierunku blasku ognistej przynęty, za którą to gnał Wilczek niestrudzenie.- Niektórzy lubią być wodzeni za nos do celu, ale ty do nich nie należysz, ne łowczyni-san?
Spojrzał na oblicze Maruiken uśmiechając.- Oczywiście… to jest zaproszenie. I możesz odmówić. Nie zamierzamy narzucać się z naszą wiedzą.

Nieładne zagranie. Ronin, być może nieświadomie, wykorzystał przeciwko łowczyni jej własną słabość – ciekawość. Wyciągnął z rękawa kartę wiedzy, informacji jakich mogła uzyskać tym niewielkim spotkaniem. Kartę podobną do tej, którą na początku ich znajomości stosował wobec niej Kojiro, acz kąski jakimi on ją karmił zawsze miały w sobie więcej pokusy niż te małej Ayame. Ale pomimo swego rozkapryszenia, bywała ona całkiem.. znośnym źródłem wskazówek.
-Nigdy nie odmawiam wiedzy. Jej słodycz potrafi być o wiele wyborniejsza od przysmaków każdej wieczerzy.. - mruknęła po zastanowieniu, nie pozwalając by pewna niechęć przebrzmiała w jej głosie. Miała nadzieję, że nie zajmie to dużo czasu i żaden z zostawionych łowców nie zrobi sobie krzywdy pod jej nieobecność. Odwróciła wzrok od majaczącej w oddali sylwetki Wilczka i zerknęła na bliżej stojącego mężczyznę -Jeśli tylko jest warta mego czasu i porzucania mych towarzyszy w tej głuszy. Jest, Furoku-san?
Ronin wyraźnie się stropił pod wpływem jej słów.- Jestem zwykłym bushi łowczyni-san. To że podczas opieki nad Ayame-sama widziałem więcej dziwów niż przez resztę mego życia, nie zmieniło mnie w nic innego. Nie mnie oceniać, czy wiedza jaką możecie sobie przekazać jest ważna lub warta twego czasu. Wiem, tylko że twoi towarzysze są tu bezpieczne i twój… ukryty opiekun pilnuje cię z bezpiecznej odległości.

Cień uśmiechu zabłąkał się na wargach łowczyni. Zatem jej tygrys jednak był w pobliżu, czuwał nad swoją Tsuki no Musume. To była pocieszająca myśl. Nie była ich zaledwie trójka, ale już czwórka na tym nieznanym sobie terenie.
Niesiona tym chwilowym ukojeniem skinęła krótko głową -Dobrze, niech będzie. Wysłucham co ma do powiedzenia Twoja mała przyjaciółka.
Ronin skłonił się jej głęboko i ruszył przodem powoli i ostrożnie. Bardziej z nawyku niż z potrzeby. Po drodze mówił.- Dużo takich grup jak wasza wędruje drogami ostatnio. I dużo chodzących zwłok napotkaliśmy po drodze. Martwi nie chcą leżeć w swych mogiłach, podążają tam gdzie wy.
-Ostatniej nocy zostaliśmy zaatakowani przez.. cóż, ciężko to nazwać zwłokami. Bo i bliżej im było do samych trzewi, które porzuciły swych właścicieli i opuściły groby. A dzisiaj jedyną atrakcją był Oni, dzięki któremu nasza grupa jest teraz w rozsypce
– mówiła rozglądając się bacznie na boki. Furoku mówił o bezpieczeństwie jej, czarownika i Akado w tym miejscu, ale czyż jej własne słowa, te wspomnienia niedawnych walki nie przeczyły bezpieczeństwu? Nie miała zamiaru tracić czujności -To niewiele w porównaniu do istnej armii nieumarłych z ziem Sasaki.
-Hai. Ale dalej może być gorzej. Natknęliśmy się… właściwie to widzieliśmy palankin z obstawą łowców i samurajów Hachisuka, zmierzający mniej więcej w tym samym kierunku co wy. Towarzyszył im mnich o włosach koloru słońca.
-rzekł w odpowiedzi ronin, podrapał się po podbródku.-Ale to było dzień wcześniej i wybrali inną trasę. Nie przez góry.

Powoli docierali do miejsca, gdzie Furoku przygotował kryjówkę. Trzeba przyznać, że nieduży szałas ciężko było dostrzec, nawet Leiko. Przed szałasem siedziała mała Korogi i pożywiała się onigiri.
-Klan zatrudnił wielu łowców do tego konkretnego zlecenia, Furoku-san. Zapewne większość z najbliższych okolic i tych odleglejszych, a my jesteśmy zaledwie jedną z mnóstwa innych grup zmierzających do tego samego celu. Nic więc dziwnego, że widzieliście innych. Zadziwiające za to, że akurat podążyliście ścieżką, którą wyznaczył nam mój przewodnik, ne? - uśmiechnęła się do niego delikatnie, ale także nieco.. specyficznie. Ani z jakąś przesadną wesołością, ani bardziej zmysłowo niż zwykle, ani też zimno czy złośliwie. Ot, uśmiechnęła się jak kobieta, która była świadkiem już tak wielu „przypadkowych” zrządzeń Losu, że już żaden nie mógł jej zaskoczyć.
Obecność dziewczynki dostrzegła, acz odległość od mniej była jeszcze zbyt duża, więc w pełni mogła sobie pozwolić na jeszcze moment skupiania się tylko na mężczyźnie. I na lakonicznym dzieleniu się z nim tym o czym sama wiedziała. W strzępkach -A i sama misja wydaje się być ważniejsza od poprzednich, więc mnisi i samuraje także wyruszyli w drogę. My stanowimy tylko ochronę i atrakcję.
-Korogi wyczuła spętaną duszę w tym palankinie. I masz rację… nasze spotkanie tutaj nie jest przypadkowe.
- odparł nieco szeptem ronin, gdy zbliżali się od miko. Dziewczyna wydawała się bardzo zamyślona, gdyż nie zauważyła ich nadejścia.

Leiko czekała w milczeniu i przyglądała się małej Ayame,tak przyjemnie spokojnej i pozbawionej tej przesadnej energii, która zwykle ją aż rozpierała.
Kiedy jednak takie czekanie na reakcję przekroczyło granicę taktu, przechyliła głowę i unosząc obie brwi spojrzała na ronina pytająco. Póki co wyglądało to jak najbardziej na marnotrawienie jej czasu. Postanowiła zatem przerwać rozmyślania miko swoimi słowami – Twojemu strażnikowi udało się mnie skusić do przyjścia tutaj, Ayame-chan.
Przez chwilę dziewczyna wydawała się śnić na jawie. Dopiero kilku dwóch minutach zareagowała spoglądając wprost na Leiko z dziecięcą dumą w głosie.- Oczywiście że mu się udało.






Maruiken dostrzegła zaś na ramieniu dziewczyny, jakiegoś małego stworka. Nie Oni, raczej duszka jakiegoś przedmiotu.
Ayame spoglądając na łowczynię rzekła.- Nie wiem co ci powiedzieli mnisi i Hachisuka, ale wiesz tak jak ja, że zapewne skłamali.
-Będziesz musiała sprecyzować kto i w jakim temacie kłamał. Przebywanie w mieście klanowym obfitowało w rozmowy z Hachisuka, a i mnisi też wiele mówią w swoim języku, ale ciężko rozpoznać kiedy dalekie to jest od prawdy..
- łowczyni nie wiedziała potrzeby wspominać, że ze swojego rozpasanego źródła o mocno postawnych kształtach już dobrze wie, że zadanie ochrony rytuały jest jedynie tłem dla prawdziwego celu tej misji. Zarówno spotkania z doradcą, jak i te z Ayame, były jej tajemnicami. I nie należało ich sobie przedstawiać.
Po szybkich oględzinach najbliższej okolicy, Leiko zdecydowała się przysiąść na konarze drzewa leżącym na ziemi tuż obok. I dopiero przy poprawianiu rozcięć kimona, aby nie ukazywało zbyt dużo z jej nóg, przypomniała sobie o stanie w jakim było. Płynnymi ruchami dłoni spróbowała wygładzić nieco pomięty materiał na swych udach.

-Zmierzacie do Shimody prawda?- spytała Ayame wprost, splatając oplatając się rękoma,jak gdyby chroniła się przed chłodem nocy, choć jeszcze tak zimno. Furoku zaś uprzejmie podał dwa onigiri Maruiken, gdy jego podopieczna mówiła.- Shimoda to złe miejsce. Shimoda to straszne miejsce.
-Hai, do Shimody. I niestety, ale jako łowcy Oni nie jesteśmy posyłani w przyjemne miejsca. Demony nie zwykły mieć upodobania w kwiecistych ogrodach tonących w słońcu.
– odparła Leiko, w międzyczasie z ciepłym uśmiechem wdzięczności przyjmując od mężczyzny ryżowe kulki. Z grzeczności przede wszystkim, bowiem chociaż upłynęło trochę czasu od posiłku z ryb przygotowanego przez Kumę, to podarowane jej przekąski pozostały w dłoniach, zamiast trafić wprost do ust. Lata dodawania własnych składników do potraw swych ofiar sprawiły, że teraz sama zawsze była nieufna do jedzenia podawanego jej przez obcych. I to nie śmierci przez połknięcia trucizny się obawiała, a innych, ciekawszych efektów jakie można było wywołać w ten sposób.

-Iye. Nie mówię o Oni… Zło się kryje w Shimodzie. Zło się kryje w działaniu mnichów. Muszą być… powstrzymani. Rytuał który planują, nie może dojść do skutku.- odparła miko kiwając głową na boki. Wydawała się jakaś roztargniona dziś.- Co sądzisz o swych towarzyszach podróży?
-Z częścią już współpracowałam wcześniej na polowaniach, co wspominam lepiej lub gorzej
– kobietę odrobinę zaskoczyło to pytanie, ale nie na tyle by dała to po sobie poznać. Niemniej intrygowało ją to nowe zachowanie dziewczynki -Młody łowca wierzy w swe przeznaczenie jakim jest uwolnienie świata od demonów, a chociaż bywa nieco łagodny i łatwowierny, to dobrze razi sobie z mieczem. Tak samo nasz przywódca o gadzich oczach. A mnich.. - urwała przywołując wspomnienie wysuszonej, posuniętej wiekowo twarzy jej „towarzysza”, po czym z lekkością wzruszyła ramionami -.. jak to mnich. Tajemniczy i niezbyt chętny do zwierzeń, jak i reszta Chińczyków.
-Nie jesteście razem bez powodu. Może poza tym dużym i hałaśliwym. On miał pecha… albo szczęście trafiając do was. Młodzik, czarownik i ten duży mrukliwy… zebrano was razem.
- rzekła w odpowiedzi dziewczyna.- Być może by mieć na was oko, być może… by porwać.
-Po cóż ktoś miałby porywać młodego wilczka, słabego na ciele czarownika lub gniewnego miłośnika rozlewania krwi demonów? Ani to towarzystwo wyjątkowe, ani okupu dużego za nas nie można wymagać, a i na pewno jest wielu innych równie zdolnych łowców. Może jedynie w swoim przypadku dostrzegłabym sensowny powód na porwanie.. ale nie w przypadku mnichów. Szczęśliwie dla mnie, więcej w nich mroku i tajemnic niż mężczyzn
– mówiąc to kobieta posłała Furoku czar swego figlarnego uśmieszku, oznaki ukrytego żarciku o znaczeniu zrozumiałym tylko dla dorosłych. Igrała też sobie nieco, wszak dobrze wiedziała o czym mówiła Ayame -A samo porwanie wśród tak wielu łowców, którzy mają się stawić na miejscu rytuału, także brzmi... mało rozsądnie, ne?
-Chodzi o krew… o dziedzictwo krwi. O bardzo starą legendę, tak starą, że nie wiadomo ile jeszcze w niej prawdy zostało, a ile zmyśleń..- wyjaśniła miko zerkając wprost na Leiko.- Ale ciebie nie obchodzą legendy, ne? Są jednak tacy, których obchodzą. Tacy którzy potrafią napaść na świątynię, zabić jej kapłanów, torturować dziewice świątynne. Ścigać jedną dziewczynę, dziecko jeszcze, niczym dzikie zwierzę przez pół Japonii. Są tacy, którzy nie myślą twoimi kategoriami…- głos dziewczyny drżał coraz bardziej, im więcej mówiła. Ostatnie słowa były przepełnione żalem, bólem i strachem.

Łowczyni przymrużyła oczy przyglądając się temu nagłemu złamaniu się zwykle beztroskiego ducha dziewczynki. Nie odczuła zbytniej satysfakcji z powodu odnalezienia jej słabości. Co więcej, poczuła się nieco niezręcznie, a nie wiedząc czego się wymaga od niej w takiej sytuacji, zerknęła w kierunku mężczyzny w poszukiwaniu pomocy w ukojeniu zatrwożonego dziecka.
Dopiero po chwili odezwała się ponownie, powoli i z namysłem dobierając słowa -Ależ ja dobrze wiem, jakie okrucieństwo potrafią wzbudzić w ludziach ich byle kaprysy bądź usprawiedliwianie się wykonywanymi rozkazami. Sądzę jedynie, że legendy powinny pozostać tylko legendami. Jakże byłoby nam wszystkim o wiele łatwiej, gdyby przestano się uganiać za zasłyszanymi pokusami wymyślnych wspaniałości istniejących zaledwie w opowieściach.
-Ale nie nam o tym decydować.- zaprzeczyła już nieco bardziej stanowczym głosem miko. -Mnisi coś planują, jakiś rytuał w Shimodzie. Chcą wykorzystać zło, które tam jest uśpione do własnych celów. Nie wiem co ci powiedzieli, ale wiem, że kłamali i… I my musimy ich powstrzymać. Ale ja i Furoku... to może być tym razem za mało. Więc potrzebuję pomocy w tej misji. Twojej pomocy, twojego yojimbo… Komu jeszcze można zaufać?
Ronin stanął tuż za dziewczyną głaszcząc ją delikatnie po ramionach. Jego dotyk poprawił nastrój dziewczyny.

-Nie mogę poświadczyć za żadnego z łowców, w których towarzystwie teraz podróżuję. Bo choć są niewątpliwie pomocni i zdolni, to nie ma pewności, że zechcą się zwrócić przeciwko celom naszej misji Leiko westchnęła ciężko, po czym kontynuowała tonem głosu, w którym pobrzmiewało cicho zmęczenie. Czy to z powodu dzisiejszego dnia, czy też przez uporczywość dziewczynki, pozostało jej tajemnicą.
-Bo musisz zrozumieć moje powątpiewanie, Ayame-chan. Klan, a zatem także i ich goście z Chin, zatrudnili nas do swojego zlecenia, a Ty chcesz, abym odwróciła się i ukąsiła tę karmiącą mnie rękę. Ponownie. Póki co obeszło się bez nieprzyjemności po incydencie na ziemiach Sasaki, ale na jak długo? Hachisuka nie przepadają za mieszaniem w swych planach, a i ja jestem jedynie łowczynią, moim zadaniem jest polować na demony, nie na cudze intrygi – jakże rzeczywistość była całkiem odwrotna od obecnej roli wiernej służki klanu. Nie można było tego określić kłamstwem. Wszak grała, mówiła to, co pasowało do założonej maski -Potrzebuję dowodów. Faktów zamiast domysłów.
-Ale fakty… fakty widzisz codziennie przeglądając się w odbiciu swej twarzy.
- westchnęła miko.- Obserwowałam was, gdy walczyliście z tym ogrem. Widziałaś jak czarownik podnosił się niemal z martwych, ne? Widziałaś jak goiły się rany? Jego moc samouzdrowienia nie pochodziła z jego magii. W innym przypadku uleczyłby gruźlicę wyniszczającą jego ciało. Jego moc pochodziła z czegoś głębszego… z mocy krwi... z demonicznego oka, które on posiada. Które posiadają także ten waleczny młodzik i mrukliwy muskularny towarzysz czarownika. Z mocy… którą posiadasz ty… i ja też.
Przez chwilę nie patrzyła na twarz łowczyni, tylko na ziemię do.- My… my wszyscy jesteśmy spokrewnieni. Tak mówi legenda. My wszyscy jesteśmy… Nas powinno być siedmioro. Ja, ty, trójka łowców… daje pięciu. Brakuje jeszcze dwóch oczu demona. Mnisi nas szukają i nie wiem jakie mają plany wobec nas, ale wątpię by ci się spodobały. Tu nie chodzi o Klan, o zlecenie czy lojalność… tu chodzi o nasze życie. I… jeśli nic nie zrobimy, będzie ono krótkie.
Dziewczyna znów spojrzała na twarz Leiko.- I… to jest mój dowód. Ja mogę ci pomóc ich oszukać. Wymyślimy plan, by nie wiedzieli, że znów knujesz przeciw nim. Przeciw mnichom. Bo przecie to nie mnisi, a Hachisuka cię zatrudnili, ne ?

Dziwnym było słuchanie miko opowiadającej o tej.. tej.. klątwie, za jaką miała Leiko swoje demoniczne oko wraz z jego mocami. Użytecznymi, owszem. Ale ciągle piętnem odbierającym jej jakiś fragment człowieczeństwa.
Dotąd nie mogła sobie pozwolić na rozmowę o tym z kim innym oprócz swej Matki. Oko pozostawało jej paskudną tajemnicą, nie wiedziała o nim żadna z sióstr, przy partnerach w łowach starała się ograniczać używania nieludzkich zdolności.
Skąd zatem Ayame o tym wiedziała? Jak się dowiedziała o jej sekrecie? Możliwość pożerania dusz Oni było dla niej czymś wstrętnym, a przez to wstydliwym, jak niedoskonałość na ciele skrywana przed kochankiem. Nie przyznawała się do tego nikomu. Skąd zatem.. czy była zbyt nieuważna w czasie swoich bojów z demonami? Czy i mnisi obserwowali ją od tak dawna, że dostrzegli potencjał w jej mocy i zapragnęli zdobyć ją dla siebie? Kto jeszcze wiedział? Ile już osób dostrzegało w niej potwora? Miała nadzieję, że Kojiro był na tyle daleko, że nie miał okazji do usłyszenia tej rozmowy. Nie chciała, aby odkrył tę skazę na swojej Tsuki no Musume.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 28-09-2013, 08:43   #192
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Złapała się na tym, że przez dłuższy moment tego swojego wewnętrznego sporu, wpatrywała się w milczeniu w ciemność pomiędzy okolicznymi drzewami. Myśli w jej głowie popadły w swego rodzaju panikę, czego odbiciem na zewnątrz było przymarszczenie brwi. To było.. wiele informacji do przyswojenia, a głośniejszym echem odbijały się te o ludziach znających jej sekret, niż o innych posiadających podobne wynaturzenie.

-Legendy powinny pozostać legendami.. - cichym mruknięciem powtórzyła swe wcześniejsze słowa, po których zwróciła się w końcu do dziewczyny i jej pieska -Czemu zatem tylko mnie zaprosiliście? Skoro czarownik i młody wilczek są nam.. podobni, to czyż i im nie należy się wiedza o zamiarach mnichów? I czyż to nie byłoby miłe, spotkać się w takim.. rodzinnym gronie? - podkreśliła pytanie nieco gorzkawym uśmiechem i dodała w podobnym tonie -A jeśli któryś z mnichów będzie miał pragnienie wzięcia na siebie tego przekleństwa, to z chęcią mu je odstąpię.
-Odstąpisz wraz z życiem?
- odparła miko spoglądając w oczy łowczyni i dodała poważnym tonem.- Oddasz to przekleństwo wraz z własnym życiem? Oddasz wiedząc, że czeka cię los gorszy od śmierci?
Uśmiechnęła się gorzko dodając.- Zresztą mnichom nie zależy na samym twym oku i związanych z nim… możliwościach. Łowczyni-san, jesteśmy kluczami do czegoś o wiele potężniejszego i straszliwszego. Do uśpionej pradawnej bestii. Jesteśmy narzędziami i tyle…
Westchnęła cicho.- Pytasz dlaczego rozmawiam z tobą, a nie z nimi. Odpowiedź jest prosta. Z powodu ziem Sasaki. Widziałaś tam ich niecne knowania, przeciwstawiłaś się interesom mnichów niszcząc ich kopalnię. Jeśli przekonam ciebie, łatwiej pójdzie z kolejnymi łowcami. Bo ty już wiesz, że tej chińskiej sekcie nie można ufać.

-Iye. Wiele widziałam na tamtych ziemiach, a nadal trudno mi wytłumaczyć co tak naprawdę. Wykopaliska i czarownika prowadzącego nieumarłych swoją muzyką. Ale jak bardzo było to powiązane z mnichami? Jaki mieli powód? Gdzie było w tym miejsce samego klanu? - Leiko potrząsnęła głową zadając te pytania.. nikomu konkretnemu, tak naprawdę. Źdźbłom trawy uginającym się pod jej geta, otaczającym ją drzewom, cieniom tańczącym pomiędzy nimi. Całemu światu.
I widać nie oczekiwała od niego odpowiedzi, bowiem zaraz zwróciła się ze spokojem do dwójki swych rozmówców -Furoku-san, pytałeś wcześniej, czy należę do osób lubiących być wodzonymi za nos. Iye, nie należę. A teraz obie strony tego na mnie próbują, wasza dwójka i Chińczycy, chociaż macie inne zamiary. Wszyscy się nazbyt interesujecie się cudzymi sprawami, mieszacie się do sekretów, które was nie dotyczą, obnażacie je i pragniecie wykorzystać – poły kimona zafalowały delikatnie wokół nóg kobiety, gdy ta z gracją uniosła się ze swojego siedziska jakie stanowił dla niej konar drzewa -Nie byłoby nawet tej rozmowy, gdyby nie przesadna ciekawość nie tylko mnichów. Ale i Twoja, Ayame-chan.
-Iye. Nie wodzę cię za nos…
- zaprzeczyła gwałtownie miko i wzruszając ramionami dodała.- Po prostu… po prostu ja też nie wiem wszystkiego. Jest… legenda, którą mi opowiedziano dawno temu, gdy miałam może z cztery latka. Gdy po raz pierwszy… miałam wizję. Opowiedział mi ją kapłan z mej świątyni, zaręczając że jest prawdziwa. Otóż… dawno temu, dzielny bohater zmagał się ze straszliwą bestią. Demonem o siedmiu oczach. Bestią tym groźniejszą, że nieśmiertelną. Jednakże nie mógł go zabić, ponieważ nie miał broni, która mogłaby go ranić… Więc znalazł metal z gwiazd i z owego metalu poświęconego Kami, wykuł niebiańskie ostrze. Ale to nie wystarczyło, by zabić potwora, który wszak był nieśmiertelny. Użył miecza do wyłupienia oczu owej bestii, po czym wojownik zjadał owe oczy zaraz po ich wyłupieniu, aby potworowi nie odrastały. Ósmego dnia, spętał oślepionego demona łańcuchami okadzonymi w świętym ogniu i zamknął w najgłębszej z jaskiń. I postawił nad jaskinią kamiennych strażników, bo oczy nieśmiertelne jak ów demon, odrastały w potomkach tego herosa. Co pokolenie rodziło się siedmiu obdarzonych spojrzeniem Oni potomków. A gdy oko ginęło wraz z właścicielem, to odradzało się w następnym dziecku.

Nie była to najlepiej opowiedziana opowieść, ale Ayame wydawała się dość przybita wcześniejszymi słowami Leiko. Dziewczyna podrapała się po karku, przepraszając za swój sposób opowiadania.- To bardzo stara legenda i nie wiem… czy tak było naprawdę. Znalazłam… cóż… Mam plan jak poznać prawdę, ale… wieszczyłam w ogniu. I to co mnisi zamierzają zrobić w Shimodzie, zagrozi nam wszystkim. Odkrycie prawdy musi poczekać.
Furoku spojrzał ze smutkiem na miko, potem przeniósł na Leiko opierając dłonie na ramionach Korogi niczym jej ojciec.-Mogę zaręczyć, że Ayame-sama mówi szczerze. Nie znam się na tych sprawach z oczami,ani na magii czy Oni. Ale powiedz mi łowczyni-san, wiesz co mnisi planują w Shimodzie? Jeśli wiesz to powiedz, jeśli nie wiesz...będziesz mogła spać spokojnie, ufając w swe bezpieczeństwo?

-Istnieje wiele zagrożeń nie pozwalających mi spać w spokoju. I najważniejszymi z nich nie są ani mnisi, ani demony – odparła łowczyni enigmatycznie na słowa strażnika małej dziewczynki.
A jej opowieść wysłuchała bez prób przerywania, bez zaskoczenia czy niedowierzania. Ze stoickim spokojem wręcz. Legendy, baśnie, bajki.. czyż Matka nie opowiadała jej kiedyś o owym siedmiookim demonie i innych nieszczęśnikach noszących jego znamię? Hai, pamiętała, choć nie było to wtedy tak ważne, jak co dopiero odkryte swoje przekleństwo, zgrabnie przekute przez Matkę na użyteczną klątwę.
Nie myślała wtedy, że przez ten podarunek swych nieznanych rodziców, odwrócą się role i nagle to ona stanie się zwierzęciem do polowania -I słyszałam o prawdziwych zamiar mnichów na długo przed rozmową z wami. Wiem o porwaniu, o zaklętych Oni jakie Chińczycy mają na nas wysłać. Nie wszyscy w klanie ich popierają, nawet wśród osób zasiadających wysoko w hierarchii Hachisuka. Ich obecny plan nie jest tylko naszym problemem.

Tym razem to wyraz zaskoczenia pojawił się na obliczach Ayame i Furoku. Widocznie miko nie wiedziała wszystkiego, tak jak zresztą mówiła.
Niemniej mała Korogi nie zamierzała rozwijać jej wypowiedzi. Zamiast tego przeszła do innego tematu. -Mogę przywołać do pomocy parę pomniejszych Kami. Uprosić je o wsparcie. Tak jak zrobiłam w przypadku tego kitsunebi. Mogę je nasłać na twoją drużynę Maruiken-san. Nie są zbyt silne, więc im nie zagrożą. Wystarczą jednak by narobić zamieszania w odpowiednim momencie. Na tyle dużego zamieszania, że nikt nie zauważy twego zniknięcia. I dadzą ci wtedy wymówkę na czas… małej wyprawy na mnichów. Ja mogę zasłonić cię przed podejrzliwymi spojrzeniami Hachisuka. Pozostaje tylko kwestia, czy z tej zasłony skorzystasz. Nie mogę zmusić cię ani do wyprawy na miejsce rytuału, ani do pomocy w sabotażu. Nie ukrywam jednak, że taka pomoc by się przydała. Ani ja, ani Furoku nie jesteśmy biegli w skradaniu, tak jak ty i ten twój yojimbo, czający się w okolicy i pewnie teraz pilnujący cię z dystansu. Planuję też skontaktować się z wielkim białym tygrysem i jego opiekunem. Zaatakowali już jedną grupkę łowców, raniąc dwójkę z nich i zabijając mnicha, którego ci łowcy mieli osłaniać. Wygląda na to, że oni są cięci na mnichów. No i… wiem, gdzie jest Kirisu.
Wstała energicznie i dodała z zawadiackim uśmiechem, choć bardziej wymuszonym, niż prawdziwym.- Jak widzisz, mam plany… wszystko dokładnie obmyśliłam. Z pomocą Furoku-san. Z małą pomocą.- podkreśliła butnie.

Przesłaniając usta rękawem Leiko zachichotała cicho, co mylnie mogło zostać uznane za reakcję na plany dziewczynki. Ale nią nie było, a rozbawienie wywołało w niej wspomnienie o Płomyczku. Nie ujmując mu waleczności ani umiejętności, to nie był pierwszą osobą o której myślała w poszukiwaniu pomocy. Choć niewątpliwie mógł się przydać.
-Rzeczywiście, masz plany – zgodziła się potem, nawet kiedy ten zarys intrygi miał według niej kilka niedociągnięć -Jednak ja nie mogę zostawić mojej grupki łowców. Trzyma mnie tam.. pewnie zobowiązanie, już teraz porzuciłam ich na zbyt długo. Jestem też pewna, że moje zniknięcie zostałoby dostrzeżone, szczególnie kiedy już spotkamy się z naszym mnichem i resztą. Zawsze mnie obserwuje kilka par oczu, więc nawet kiedy sama mogłabym zaaranżować moje zniknięcie, to byłoby ono podejrzane – w zamyśleniu powiodła spojrzeniem po ciemności czającej się pośród drzew, zaś opuszkami swych palców musnęła bezwiednie odkrytą skórę dekoltu -A samo polowanie na mnichów wydaje się być nierozważne. Drastyczne i mało subtelne także. Potężny tygrys może sobie na to pozwolić, bo i przecież nikt ani nic mu nie zagrozi swoją zemstą.
-Nie mamy wpływu na tygrysa…
- wzruszyła bezradnie ramionami miko.- Ów drapieżnik chadza własnymi drogami i robi co chce. Nie jestem pewna, czy jego towarzysz ma na niego jakiś wpływ. Spróbuję go nakłonić do pomocy, ale nie jestem w stanie nic nakazać tak potężnemu niebiańskiemu strażnikowi.
Po czym mimowolnie nadęła policzki dodając obrażonym tonem.- Oczywiście, że wiem iż jesteś obserwowana, ale… nie teraz, ne? Mogłabyś porozmawiać z towarzyszami, zanim znów zejdzie się z mnichem i tym Hachisuka, a gdy przyjdzie czas… wierz mi, ciężko im będzie skupić uwagę na tobie. Dużo duchów jest niespokojnych i dużo Oni wędruje w okolicy miejsca do którego zmierzacie.
-Być może, być może. Knowania mnichów, przeklęte oczy i demony siedzące w każdym z nas nie są zwykle tym, o czym rozmawiamy przy ognisku. Mamy tyle atrakcji każdego dnia, że nie potrzebujemy przywoływać jeszcze potworów z bajek i legend – odparła obojętnie łowczyni nie zważając na humorki małej. Szykując się do odejścia i odszukania wilczka błądzącego za ognikiem, pozostawiając za sobą nieruszone onigiri, dodała -Ja też się jeszcze nie zgodziłam na nic konkretnego. Sama muszę sobie to wszystko przemyśleć w spokoju, podjąć decyzję co do mojego miejsca w nadchodzących wydarzeniach.
-Hai… znajdź później chwilkę na oddalenie się od obozu. Nie dziś co prawda, ale później… zanim zejdziecie się z mnichem i jego eskortą. Będziemy czekać na twą odpowiedź.
- stwierdziła po namyśle Ayame.
Kobieta w odpowiedzi skinęła głową uśmiechając się lekko. Następnie wykonała nie najgłębszy jak na swoje możliwości ukłon na pożegnanie i odwróciła się ruszając w drogę powrotną. Nie potrzebowała tym razem żadnego towarzystwa, tym bardziej, że po drodze musiała jeszcze wytropić pewnego bardzo szczególnego wilczka.

Gdyby nie jej panowanie nad swymi emocjami, to pierwsze drzewo poza zasięgiem wzroku tamtej dwójki, zostałoby potraktowane prowadzonym w złości uderzeniem pięści kobiety. Tymczasem jedyny kontakt z łowczynią jaki miała szorstka kora, zakończył się na zostaniu muśniętą kimonem, kiedy ta przechodziła tuż obok. Taka spokojna, odległa, jak iluzoryczna mara stąpająca po ziemi pod osłoną nocy.
Ale myśli jej były burzą złości, zaniepokojenia i wątpliwości. Namnożone w trakcie rozmowy pytania teraz dręczyły Leiko, dopominały się uwagi i odpowiedzi, natychmiastowego rozwiązania zagadek kłębiących się w jej głowie.

Zatem tego chcieli Chińczycy – jednego z jej najpilniej strzeżonych sekretów. Mogłaby znaleźć kilka innych powodów, przez które mogliby się nią zainteresować, a połowa z nich byłaby dość absurdalna, choć do tego czasu bardziej prawdopodobna niż ich prawdziwy powód. Jedynie poznanie przez nich, lub kogokolwiek z zewnątrz, jej prawdziwej misji, tej drugiej tajemnicy, byłoby gorsze w skutkach.
Gdzie popełniła błąd? Czy naprawdę była zbyt nieuważna i za bardzo obnosiła się ze swoimi mocami? A przecież tych.. najbardziej rzucających się w oczu nie stosowała, kiedy ktoś mógłby ją na tym przyłapać. Była pewna, że nigdy nie było w pobliżu mnicha mogącego podejrzeć jej nieludzkie sztuczki. Jak w takim razie to odkryli?
I kto jeszcze wiedział? Ktoś w klanie z pewnością. Chińczycy, chociaż szanowani przez Hachisuka, to byli jedynie gośćmi i przecież nie mogliby sami poprowadzić takich łowów bez czyjegoś zwierzchnictwa. Czy sam Sonoske był w to wplątany, czy wszystko działo się z daleka od jego spojrzenia i wiedzy? Być może Hatsuma wspomagał mnichów. Skoro już takie zwierzę jak Ishiki składało mu pokłony, to czemu nie miałby się jeszcze z nimi sprzymierzyć w tak podejrzanych działaniach. Drugi doradca wprawdzie wiedział o ich planach, ale nie znał powodów. Albo wydawał się nie znać. A to był tylko sam klan. Ile jeszcze osób poza nim wiedziało? Ile było równie ciekawskich co Ayame?
Równie trudnym pytaniem było, to z pozoru łatwe – co ona powinna teraz zrobić? Uciec, iść dalej, pójść za planem miko? W dwóch przypadkach mogłaby się za bardzo oddalić od Hachisuka, kiedy wszak powinna się do nich tylko zbliżyć, od tego zależało powodzenie jej misji. Ucieczka, lub zwrócenie się przeciwko nim, oznaczałoby przeżycie, ale także porażkę. Zaś pozwolenie się porwać dałoby jej możliwość poznania bliżej klasztoru, tajemnic mnichów i być może odnalazłaby brakujące fragmenty swej układanki, jednakże cena mogła być zbyt wysoka.
Jeżeli istniało tutaj rozwiązanie idealne, to ona nie potrafiła go teraz dostrzec.

Znalazła go. Na szczęście nie zgubił się na dobre, choć czarne odzienie w ciemnościach nocy mogły zmylić wiele oczu. Ale nie Leiko.
-Okami-kun.. -syknęła ostrożnie, ale początkowo nieco uniesiony ton jej głosu wskazywał na wiele różnych emocji związanych ze znalezieniem go, które zostały stłumione przez czujność i niechęć do nieznanego terenu. Była zatem.. zaniepokojona jego gwałtownym zerwaniem się do gonitwy za lisem, zdenerwowana takim oddaleniem się od nich bez powodu, a jednocześnie czuła ulgę na jego widok.
Podeszła do niego pośpiesznie, przyglądając mu się bacznie czy aby nigdzie się nie zranił. Także i cień nagany pobłyskiwał nieśmiało w oczach łowczyni, jak by nie była pewna, czy bardziej się o niego troszczy czy jest rozdrażniona jego nierozwagą -Czy nic Ci się nie stało? Dopadłeś swojego ognistego lisa?
-Ów oni uciekł, tak nagle… znikł.
- odparł młodzieniec nadal się rozglądając dookoła. Nagle nerwowo krzyknął.- Takami-san!
Spojrzał na Leiko dodając.- To pewnie o to chodziło, ten… potworek miał odciągnąć nas od Takamiego-san! Musimy pospieszyć mu z pomocą.
Akado Yoru ruszył energicznie w kierunku opuszczonego przez nich obozowiska.- Mogło mu się coś stać!

Leiko pokręciła lekko głową, kiedy młodzian już ją wyminął. Niepoprawny. Wszak gdyby nie pognał bez celu za lisem, to ona nie musiałaby się o niego martwić i go szukać, a co za tym idzie – nie zostawiliby czarownika samego. Żadnego nawet cienia skruchy za swoją nierozważność, która przecież mogłaby się faktycznie skończyć czyimś wpadnięciem w pułapkę. Tym razem było to tylko odwrócenie uwagi od spotkania z miko i jej strażnikiem, ale co gdyby w okolicy był ktoś o mniej sojuszniczych zamiarach?
Nie mogła jednak Wilczka strofować jak matka, więc jedynie odparła idąc w ślad za nim, nadając swej wypowiedzi nieśmiało karcące brzmienie -Hai, nie powinniśmy się rozdzielać. Już i tak została nas tylko trójka, a jeśli nie chcemy samotnie błądzić w ciemnościach to lepiej trzymać się razem.
-Szkoda, że KohenTakami-san nie poszedł z nami. I źle się stało, że się pogubiliśmy, i że ten Oni nam uciekł. Musimy następnym razem, znaleźć sposób jak osaczyć bestię. Bo ona wróci.-
w swym zaaferowaniu pogonią za “Oni” Akado Yoru zupełnie opacznie zrozumiał słowa Leiko. Był tak… naiwny i niewinny, że nie potrafił odczytywać subtelnych sugestii.
Po pod pewnymi względami młody zapaleniec był bliższy dziecku niż mężczyźnie.

Ponownie – pokręcenie głową za plecami łowcy, tym razem jednak podkreślone lekkim uśmiechem rozbawienia. Doprawdy był oddany swym łowom, skoro nawet po dzisiejszej potyczce miał jeszcze chęci na takie nocne gonitwy
-I co byś zrobił potem po złapaniu tego błędnego ognika, Okami-kun? - zapytała tonem poważniejszym niż zdradzał wyraz jej twarzy, bo i przecież nie chciała w żaden sposób urazić młodziana. Następnie dodała, niby to mimochodem - A ja ruszyłam za Tobą, nie za nim. Miałam obawy, że mógłby Cię zaprowadzić prosto w jakąś pułapkę..
-Jesteśmy doświadczonymi potężnymi łowcami Maruiken-san, pokonaliśmy dwugłowego Oni. Jakąkolwiek zastawiono na nas pułapkę, obróciłaby się ona przeciw plugawym tym bestiom
.- odparł głośno i radośnie Yoru wkładając w wypowiedź zarówno pewność siebie jak i niezmącony niczym optymizm. On był pewien, że każdego potwora zdołałby pokonać.

-Ahh.. w takim razie niepotrzebnie się martwiłam – odparła Leiko z równą beztroską. Postanowiła porzucić póki co próby.. pouczenia młodziana przed kolejnymi tego typu wybrykami. Wyjątkowo jej utrudni opiekę nad sobą, jeśli pod każdym byle pretekstem będzie się od niej oddalał.
Było to wyzwanie podobnemu temu, gdy stopniowo kruszyła mury dobrego wychowania Yasuro. Długotrwałe, powolne. Ale nie niemożliwe.

Oczywiście, starała się przejawiać zdenerwowanie o zostawionego samemu sobie czarownika, ale nie było ono tak duże jak zamartwianie się Akado. Ani tak prawdziwe. Tym bardziej, że po tej krótkiej wymianie zdań pogrążyła się we własnym rozmyślaniach, spojrzenie w skupieniu zawieszając na nieświadomym tego młodzianie. Oh, nie w chęci przyjrzenia się jego sylwetce majaczącej wśród połów kimona, chociaż też by sobie mogła na to pozwolić jako kobieta, acz w nieco subtelniejszy sposób niż mężczyźni lustrujący kobiece kształty. Obdarzała go tak uważnym wzrokiem ( pod którym pewnie aż by się przyrumienił gdyby tylko wiedział ), bowiem to między innymi wokół niego oscylowały jej myśli.
Czy rzeczywiście był jej podobny? Czy ten oddany swych ideałom, wierze i przeznaczeniu niewinny młodzian także skrywał w sobie przekleństwo? To było.. nie do pomyślenia, że nawet tak czystą duszę mogła skalać krew demonów. To było trudniejsze do uwierzenia niż w przypadku Sogetsu władającego opętanym mieczem lub Kohena parającego się magią z otchłani jigoku. Wszak był Wilczek był taki niewinny, taki łatwowierny i prostoduszny. Teoria małej miko, że i on został dotknięty tak paskudną klątwą, wydawała się być Leiko wyjątkowo smutna. Niczym cudowne malowidło ze skazą niszczącą całą jego wspaniałość, lub kwiat o przepięknej barwie i zapachu, a jednak kryjący w środku zgniliznę. Widok sprawiający, że aż serce się kraje.
Jak sobie radził z tym przymusowym darem? Jak żył ze świadomością, że pożera duszę każdego zabitego przez siebie demona? Być można to właśnie było powodem jego głębokiej wiary, może odnalazł sposób na ucieczkę od tego dziedzictwa, na uciszenie wewnętrznej bestii i poczucia obrzydzenia do siebie. Ona tak nie potrafiła.
Że też demony musiały wszystko tak plugawić, nawet tak łagodnego młodziana. Łowczyni aż westchnęła, co zdołało zwrócić uwagę zatroskanego Wilczka. Odpowiedziała mu uśmiechem, nieco zmieszanym przez zostanie przyłapaną przez niego na takim okazywaniu słabości.
To tylko ze zmęczenia, Okami-kun.

Czarownika zastali tam, gdzie oboje go ostatni raz widzieli. Także i w zdrowiu podobnym, choć dalekim od idealnego. Ale przecież jego kaszel nie był spowodowany spotkaniem z jakimkolwiek z zagrożeń czających się w mrokach nocy i złudnie bezpiecznym świetle dnia. Nic mu się nie stało w czasie ich nieobecności, nikt nie skorzystał z ich oddalenia się. Ku niewątpliwemu zdziwieniu i jednoczesnej uldze Wilczka. Bo jeśli ognisty lis nie został przywołany, aby ich odciągnąć od obozu.. to po co? Czemu miała służyć ta sztuczka?
Cóż, Leiko wiedziała, ale nie mogła się tą informacją z nimi podzielić. Jeszcze nie.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-10-2013, 17:43   #193
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Noc spędzona w górach nie była aż tak zimna przy ognisku, ale też do komfortowych nie należała. Niestety wygody na jakiś czas musiały odejść w zapomnienie. Poranek był zimny. Znośny, ale zimny…
I o głodzie. Burczący brzuch Leiko domagał się posiłku przypominając łowczyni o wczorajszej pochopnej odmowie. Może i jedzenie Korogi było pospolite, może i było podejrzane… ale było jedzeniem, którego oni nie mieli.
Ranek zaczął się ponuro. Cała trójka łowców była nieco zziębnięta i dość ponura. Leiko... oprócz głodu męczyły jej własne demony. Dziedzictwo które zawsze miała za przekleństwo, okazało się być nowym rodzajem klątwy. Spoglądając na swoich towarzyszy nie dostrzegła tego piętna w ich spojrzeniu z którym sama musiała się zmagać odkąd pamiętała. Ale też wiedziała, że oko demona jest zwodnicze. Przez większość czasu uśpione w niczym nie przypominające spojrzenia bestii. Budzące się tylko w wyjątkowych sytuacjach. Gdy była zagrożona, lub... gdy pożerała plugawą esencję oni. Gdzieś w duchu bała się, że kiedyś miarka się przepełni. Że jej delikatna skóra pokryje się łuską, piękne paznokcie staną się szponami. Że zmieni się w paskudną bestię, taką samą jak te które zabijała. Bo jakaż jest natura oka? Demoniczna.
Mateczka nie potrafiła rozwiać jej wątpliwości, nie potrafiła odpowiedzieć na jej pytanie. A Ayame wydawała się wiedzieć więcej o klątwie… chociaż Leiko nie ufała wiedzy smarkuli, ani jej samej. No i irytujący nieco był fakt, że młoda miko może wiedzieć więcej od niej samej.
Zresztą Maruiken nie mogła zdecydować czym jest bardziej zdegustowana. Tym że może być, w dalekim co prawda stopniu, jest spokrewniona z Korogi, czym może tym, że mogła być spokrewniona z Kohenem.

No i jeszcze kwestia propozycji miko. Sabotowanie misji którą miała wspierać mogło być nierozsądnym wyborem. Z drugiej strony Korogi była pewna, że chińscy mnisi coś knuli i… Łowczyni miała już wiele okazji, by przekonać się że tym typkom nie można ufać.
Co jeśli miko ma rację? Co jeśli ten rytuał mnichów obróci się przeciwko niej samej? Czy wtedy będzie mogła wykonać swą misję?

“Mam plan jak poznać prawdę, ale… wieszczyłam w ogniu. I to co mnisi zamierzają zrobić w Shimodzie, zagrozi nam wszystkim.”

A co zamierzają? Porwanie niewątpliwie było jedynie ubocznym planem mnichów. Wykorzystaniem sytuacji, którą ów rytuał miał sprowokować. Rytuał któremu miko chciała przeszkodzić…

“Ciężko im będzie skupić uwagę na tobie. Dużo duchów jest niespokojnych i dużo Oni wędruje w okolicy miejsca do którego zmierzacie. “


Jakkolwiek pyskata i nadmiernie pewna siebie Korogi, była dość uciążliwą sojuszniczką, to niestety zdawała się przydatną. Wyglądało na to, że wie więcej o ziemiach na które zmierzali, niż Hachisuka raczyli im powiedzieć.

Porannych rozmów nie było zbyt wiele. Chłód i głód zniechęcał do wesołych pogaduszek. A wężowa droga wiła się po zboczu góry nie dając zbyt wiele okazji do wytchnienia. Niemniej trójka łowców nie miała wyboru. Jeśli chcieli dogonić towarzyszy, musieli iść dalej.
Na szczęście inne słowa Korogi też się potwierdzały. Ani przez chwilę łowczyni nie doznawała poczucia zagrożenia. Dwugłowy Oni, którego zabili, wydawał się być jedyną bestią grasującą w najbliższej okolicy.
Las który przemierzali był cichy i pusty, obojętny na ich obecność, choć byli obcym elementem w tym krajobrazie.
Wędrówka była była więc spokojna, monotonna i ciche. Burczące żołądki i wiedza przytłaczająca myśli ponurym całunem nie zachęcały do otwierania ust.
Do czasu...


Pierwszy ten obcy element w krajobrazie zauważył Wilczek. Opuszczona chata, lub mała świątynia buddyjska. Ślad ludzkiej obecności powoli pochłaniany przez naturę. Tak jak droga którą wędrowali.
Nie wzbudziłby żadnej gwałtownej reakcji wśród trójki wędrowców, gdyby nie fakt unoszącej się z owego budynku niedużej smugi dymu... Ognisko, człowiek, jedzenie.
Proste konkluzje, a tak wiele znaczące.Cała trójka odruchowo przyspieszyła kroku. I dotarła do świątyni przed południem. Mały budynek świątynny… kiedyś pewnie miał mnichów i kapłanów opiekujących się nim.
Jednak wojna musiała dotrzeć nawet w te niegościnne zakątki wypędzić ich stąd.
Porzucona budowla niszczała zmagając się samotnie z furią żywiołów i chyliła ku upadkowi. Tym bardziej że obecny mieszkaniec jej… nie był mnichem.
I raczej nie planował tu stałego pobytu.
Gdy trójka łowców weszła do środka zauważyła ronina ucinającego sobie drzemkę.



Urządziwszy sobie legowisko u stóp posągu mężczyzna zakrył twarz kapeluszem z trzciny i drzemał.
Dość czujnie jednak bo nawet nie zdążyli wejść na zdradliwe deski podłogi przybytku, a już się odezwał.
-Eeeech… Ani chwili spokoju. Kto by pomyślał, że góry mogą być tak.. zatłoczone.-odezwał się głos spod kapelusza.- Ale przynajmniej tym razem, goście są żywi.
Ronin powoli usiadł zdejmując kapelusz.



Był w wieku Kojiro, dość przystojny, choć nieco zaniedbany. Twarz znaczyły mu stare blizny od miecza, choć nie szpeciły go za bardzo. Obrzucił spojrzeniem całą trójkę łowców i rzekł uśmiechając się do Leiko.- Zeszliście ze szlaku zbyt daleko w góry i to w złym kierunku. Miyaushiro leży w przeciwnym kierunku. A góry… to nie miejsce dla kruchych i delikatnych kwiatów jak wasza urocza podopieczna.
Potarł kark przyglądając się Yoru i Kohenowi. Biorąc zapewne młodzika za yojimbo łowczyni, a Kohena za… jej opiekuna, może wuja? Nic więc dziwnego, że do Kohena właśnie zwrócił swe słowa, zerkając jednakże na Maruiken.
A w dodatku… zapach nęcił. Niewielkie ognisko, kilka ryb pieczonych na wbitych patykach. Oraz niewielki sagan z gotującym się powoli ryżem. Posiłek ronina rozłożony przy ogniu rozpalonego w ogrodzie na tyłach świątyni, był pilnowany przez


podejrzliwego dzieciaka, przyglądającego się nieufnie nowo przybyłym. Kilka gnijących trupów… leżących kilkanaście metrów dalej przypominało wszystkim jak niebezpieczna to okolica.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 17-10-2013, 03:27   #194
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Niestety, zmierzamy w dobrym kierunku, choć rzeczywiście nie ścieżkami, którymi planowaliśmy przebyć góry – odezwała się Leiko, pomimo bycia określoną jako zaledwie podopieczną.
Następnie z gracją pochyliła się w ukłonie, którego głębokość wskazywała na ilość szacunku o wiele wykraczającą ponad tą zwyczajową z jaką mógł się spotykać mężczyzna z tak.. nieujarzmioną aparycją. Jeśli naturalnie nie był jakimś wysoko urodzonym lordem podróżującym w przebraniu. Z obecną wiedzą mógł być dla niej nawet jednym z mnichów.

-I sumimasen za zakłócenie Twego odpoczynku, samuraj-san. Nie spodziewaliśmy się zastać tutaj kogokolwiek. A przynajmniej nikogo żywego - zamilknięcie, chwila namysłu. Kobieta podniosła się odrobinę, na tyle by zza kurtyny włosów móc spojrzeć na obcego -Ah.. chyba, że Ty Panie i Twój dzielny towarzysz jesteście jakimi bardzo sprytnymi Oni, które zaszyły się tutaj czekając na bezbronnych wędrowców? Wtedy nasze spotkanie nie byłoby aż tak zadziwiające.

Zauważyła że przybysz wydawał się przywykły do takich hołdów, bowiem nie okazał ni zdziwienia ni choćby fałszywego zażenowania. Uśmiechnął się wesoło - Mógłbym podejrzewać cię o to samo pani. Czyż nie jesteś chodzącą pokusą, nęcącym kwiatem mogącym przyciągnąć całą uwagę? Jeśliby byłabyś Oni, to zaprawdę najpiękniejszą bestią jaką w życiu mym spotkałem.
-Właściwie to my akurat polujemy na Oni, jesteśmy ich łowcami i udajemy się do Shimody. Znasz tą wioskę nieznajomy?
- zapytał wprost Yoru uprzejmie.
-Znałem… gdy jeszcze istniała. To teraz ruiny pełne… nieumarłych. Im bliżej zresztą Shimody, tym częściej ich napotkacie. Ale sprawny miecz potrafi się sprostać z takim zagrożeniem. Jednak w samej Shimodzie od dawna nie byłem. Plotki nie zachęcają do jej odwiedzenia. Jeśli jednak Oni szukać,to tych kreatur z pewnością znajdziecie tam sporo.- odparł ronin, a dzieciak rzekł.- I tygrysa. Wielka bestia niedawno tędy szła.
-Biały tygrys wielkości wołu. Na szczęście woli łowić truposzy, a nie żywych. Rozszarpał dwójkę bushi powstałych z grobu… o ile w ogóle ich kiedykolwiek pogrzebano. Widzicie, jak przejdziecie góry zejdziecie na pola bitew jakie toczono w niedawnej wojnie. Setki niepogrzebanych zwłok. To jest głównym powodem dla którego okolice Shimody są tak niebezpieczne. Martwi mszczą się na żywych za to, że nie pogrzebano ich zgodnie z obyczajem. Ale kto mógł ich pogrzebać? Wioski wycięto w pień, armie były zdziesiątkowane.
- wzruszył ramionami ronin. -Straszne to były czasy. Wy… nie pochodzicie stąd prawda?
-Zostaliśmy zatrudnieni przez obecnego dayimio Hachisuka.
- wyjaśnił Kohen.
-Więc jak się miewa Sonoske-k..sama?- zapytał zaciekawiony ronin.

Leiko przymrużyła delikatnie oczy słysząc to wielce interesujące zająknięcie. Sonoske-kun? Czy to próbowało wkraść się na język mężczyzny? Ileż osób mogłoby sobie pozwolić na takie spoufalanie się i kim to go w takim razie czyniło? Kolejnym roninem podobnym jej tygrysowi, który niegdyś pozostawał blisko klanu, a teraz był przez niego poszukiwany? Kolejny buntownik? Nie wydawał się jakoś specjalnie ukrywać przed wścibskimi oczami.

-Jesteśmy jedynie prostymi łowcami, samuraj-san. Zbyt prostymi, byśmy mogli spacerować po zamku Miyaushiro, a co dopiero mieć możliwość spotkania dayimio – mruknęła zawstydzona swoją mało znaczącą rolą. Potem opuściła nieco powieki ciężkie od smutnych wieści -Słyszałam jedynie, że po długiej i męczącej walce z chorobą, jego żona w końcu zaznała wiecznego spokoju.
-To wielce smutna nowina. Była miłą kobietą i dobrą żoną… tak słyszałem.
-westchnął smutno ronin i machnął ręką dodając wesoło.- I nie nazywaj mnie proszę samurajem. Jestem wędrującym bushi bez pana. Szukającym okazji do zarobku, bez pętania się przysięgami wierności.
Podrapał kciukiem po bliźnie.- Pewnie jak wy łowcy, ne? Choć przyznaję, że inaczej sobie wyobrażałem osoby zajmujące się takimi sprawami.
-Wygląd może mylić.- odparł ze śmiechem Kohen.
-Racja, racja… - odpowiedział śmiejąc się ronin.- Zapraszam na posiłek. Wy opowiecie co ciekawego dzieje się stolicy tej prowincji, a ja zaspokoję wasz głód zarówno wiedzy na temat gór, jak i innego rodzaju… ne?
Uśmiechnął się ronin wstając i wskazując dłonią ogród w którym gotował się posiłek.- I nie zważajcie na psa. Nie gryzie.
-Zwykle nie gryzie, prawda Katsu?
- rzekł dzieciak, a odpowiedzią na jego słowa były ciche szczęknięcia dochodzące spod podłogi. Psiak musiał pod nią buszować.
-No to chodźmy coś zjeść.- odparł z uśmiechem ronin ruszając w kierunku gotującego się posiłku. Słowa te spowodowały gwałtowną reakcję dzieciaka.






-Nanashi-aniki, damy im jeść tak prostu? Nie zgadzam się. Sami mamy mało. I ryżu, i ryb i ryo.- zaprotestował dzieciak. Wyciągnął pustawą sakiewkę i potrząsnął nią. Zabrzęczała smętnie.- Widzisz? Nie możemy się dzielić.
-Nie przesadzaj dzieciaku. To tylko jeden mały posiłek.
- odparł Nanashi starając się zachować spokój, choć na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek.
-Ale to ja tu dbam o nas… Ja tu decyduję o pieniądzach. Zapomniałeś, że powierzyłeś mi ten obowiązek Nanashi-aniki?- dzieciak był nieugięty.
-Nie martw się chłopcze. Zostało mi trochę monet z miasta.- wtrącił się uprzejmie Yoru sięgając do sakiewki i wysypując na dłoń sporą ilość srebrnych monet. Więcej niż były warte owe ryby i gotujący się ryż.
-Oooo to w takim razie podzielimy się. Siadajcie przy ognisku, ryż już gotowy. Ryby też prawie.- dzieciakowi aż oczy zabłysły na widok srebra.
-Postaramy się nie być zanadto żarłocznymi gośćmi – odparła wesoło Leiko po wysłuchaniu tej krótkiej wymiany zdań, która jednak była dla niej ciekawsza z innego powodu. Nanashi, Nanashi.. iye, nie kojarzyła nikogo takiego. Nie to, żeby oczywiście znała imiona wszystkich przeszłych, obecnych czy nawet przyszłych bushi Hachisuka, ale z pewnością by zapamiętała, gdyby ronin był jakąś wybitnie kontrowersyjną osobą. Musiałaby się poradzić Kojiro, czy pamięta kogoś takiego z czasów bycia u łask klanu.
A może przez swoje podróże po tych ziemiach, już nie potrafiła uwierzyć w istnienie zwykłych wędrowców w żaden sposób nie związanych z powszechnymi intrygami?

W swoich rozmyślaniach zbliżyła się nieśpiesznie do ogniska, by przysiąść przy nim elegancko. Odpięte od pasa obi parasolkę i wachlarz ułożyła na ziemi tuż obok siebie. Skrzyżowane na plecach wakizashi jedynie brzęknęły z dezaprobatą, ale dostosowały się do nowej pozycji.
-Zatem.. Nanashi-san – ostrożnie wypowiedziała obce dla siebie imię mężczyzny -Katsu – zerknęła krótko w stronę świątyni plądrowanej przez tę zapewne straszliwą bestię -I...
Tutaj urwała swoje sprawdzanie pamięci co do nowo poznanych, bo i jej spojrzenie padło na chłopca, którego ani miano, ani choćby przezwisko nie wyszły przypadkiem w rozmowie -Twoje imię za cenę naszych, nasz łaskawy gospodarzu?
-Jestem Hiro z wioski Dwa Jeziora. I jestem nie tylko gospodarzem, jestem mścicielem.
- odparł dumnie chłopak.
-W tych górach nie tylko Oni grasują. Zaszyli się też bandyci, którzy korzystając z powojennej zawieruchy wybijając do nogi bezbronne wioski i osady… niby to w ramach walki z Hachisuka i innymi klanami.- odparł w odpowiedzi ronin.

Nieduży psiak podszedł do swego pana i zaszczekał, po czym wpatrywało się w Hiro tak smutno jak to tylko głodne psiaki potrafią. I to wystarczyło by zmiękczyć jego serce.








Nabity na patyk płat ryby, trafił do jego pyska. Zaś Nanashi kontynuował.- Szukałem tej bandy i kierującego nim byłego samuraja… z przyczyn osobistych. Na drodze tej bandy była Dwa Jeziora. Hiro jako jedyny ocalał. I tak wędrujemy od… chyba roku. Przyznaję, że spryciarz z niego i pokazał mi jak wiele musi się nauczyć samuraj, gdy nie ma służek wokół siebie i… ziemi i chłopów, którzy by ja obrabiali.
Po czym zwrócił się do trójki łowców.- A wy po co udajecie się do Shimody? Nawet jeśli zniszczycie kilkanaście Oni, to i tak żeby oczyścić tamtą ziemię trzeba by chyba kilkudziesięciu kapłanów shinto, albo buddyjskich mnichów. A i nawet wtedy, to próżny trud… ziemia jest ugorem. Ludności nie ma w ogóle. Są puste osady do zasiedlenia w bogatszych rejonach Ziem Klanu.

Nanashi zadziwiająco dobrze orientował się w sytuacji. Co upewniało Leiko, że nie jest byle zagubionym roninem. Bo czy byle ronin radził sobie z potwornymi bestiami ?
Iye. Nie zwykły ronin. Pod tym względem Kojiro okazał się wyjątkowy. Dasate Yasuro jakkolwiek zdolnym i obiecującym szermierzem by nie był, nie dorównywał swemu senpai. Żeby walczyć z Oni i wygrywać, trzeba było jednak być osobą nieprzeciętną. Żeby przebywać w tych nawiedzonych górach, trzeba mieć poważny powód. Nanashi więc był...wyjątkowy.

Zanim Yoru zdołał wszystko wypaplać, do czego nakłaniało jego naiwne młodzieńcze serduszko, Hiro wtrącił się ratując niechcący sytuację - Obiecali powiedzieć jak mają na imię. I mogliby też opowiedzieć o bestia które zabili.
-Maruiken Leiko
– łowczyni przedstawiła się lekko pochylając głowę i podzwaniając kolczykami w uszach -I większość z tych bestii zasiałaby trwogę w sercu niejednego bushi, Hiro-kun. Ale podejrzewam, że nie w przypadku mściciela, który sam mógłby nas zawstydzić swoimi historiami, ne?

Uśmiechnęła się do chłopca, choć opowieści o polowaniach niekoniecznie były jej teraz w smak. Szczególnie, gdy jej myśli zbyt były pochłonięte analizowaniem tego, co usłyszała od ronina. Może to nie miało nic z tym wspólnego, ale słyszała też już kiedyś o grupie dowodzonej przez byłego samuraja, poszukiwanego także przez Hachisuka. Ale tamci podobno byli bardziej buntownikami niż bandytami, sprzeciwiali się klanowi i przecież nie napadaliby na niewinne wioski. Być może te ziemie miały równy problem z takimi bandami, co i z Oni.

-Ostatnio, bo wczoraj zaledwie, zostaliśmy zaatakowani przez demona. A chociaż był tylko jeden, to pozbawiliśmy go aż dwóch głów. Ale nim to się zdarzyło, to okazał się być wybitnie wygadanym i rozwrzeszczanym Oni. Groził i straszył, w międzyczasie także zionął czarnym ogniem ze swych paszczy. Zdradziła go jednak nieuwaga oraz nadzwyczajna słabość w wodzie. I może męska natura też. Odrobinę – skromnie opuściła wzrok na swe uda otulone materiałem noszącym na sobie jeszcze ślady po tamtej potyczce.
-Ja dopiero się uczę…- odparł dzieciak zerkając w kierunku ronina, który wzruszył ramionami.- Nie widzę potrzeby, by uczyć go kendo. Miecz w rękach wieśniaka, przysparza najwięcej kłopotów wieśniakowi właśnie.
-Na razie niewiele się działo…
- mruknął Hiro.- Wędrowaliśmy od wioski do wioski, najmując się czasem do ochrony kupców. Dopiero, wędrując po górach, napotkaliśmy umarłych którzy chodzili…- tu wypowiedzi dołączyły ręce dzieciaka reprezentujące wymachami kolejne ciosy mieczem.- Ciach, ciach i rozpadały się na kawałki…
-Cóż… Bycie weteranem ma swoje dobre strony.
- dodał Nanashi i spojrzał na grupkę nieco zaciekawiony.








Podrapał się po bliźnie.- Nie słyszeliście może o łowczyni o imieniu Sakura?
Kohen wtrącił mówiąc.- A i owszem, to twoja znajoma Nanashi-san?
-Tak… w pewnym sensie. Mam wobec niej pewien dług wdzięczności, więc ciekawi mniej jej los.- wyjaśnił Nanashi.
A czarownik dodał.- Znam ją. Spotkałem w Miyaushiro. Żyje i ma się dobrze…
-To pocieszające…-uśmiechnął się lekko Nanashi, a czarownik wreszcie zdecydował się przedstawić pozostałych.-Nazywam się Takami Kohen, a to jest Akado Yoru. Co do Sakury wynajęto ją tak jak nas, więc jest w drodze do Shimody.
-Ktoś ma dużo ryo do tracenia. Z tego co pamiętam, Sakura się ceniła.
- odparł z uśmiechem ronin. -No ale nie marnujmy czasu. Jedzmy zanim posiłek wystygnie.

Leiko milczała, i jedynie pobieżnie, ale to naprawdę wyjątkowo jak na nią, niedokładnie przysłuchiwała się rozmowie. Nie interesowała jej, co też było niezbyt częstym zjawiskiem. Sakura była jej obojętna, brak jej towarzystwa jednocześnie cieszył i napawał ulgą. Nie widziała też nigdzie w swym planie szczególnej roli dla niej, jak i zresztą dla wielu innych, równie mało znaczących dla niej łowców. Miała co do nich zabawnie proste wymagania – dostosować się do wydarzeń niczym grzeczne psiaczki, oraz bezpiecznie doprowadzić Kirisu do celu. Bo i dla niego, jego trójzębów oraz bojowości miała zarezerwowane ciepłe miejsce.

Widok gorącego jedzenia, a już szczególnie zapach przyjemnie unoszący się w powietrzu, podrażnił głód kobiety i prawie aż skręcił jej żołądek. Mimo to, z wdzięcznym uśmiechem cały czas wymalowanym na ustach, czekała, aż inni skosztują. Nie przyjęła posiłku z rąk swych domniemanych sojuszników, jakże by mogła bez wahania przyjąć od obcych?
Pod tym względem Yoru i Kohen nie mieli oporów. Szybko sięgnęli do ryb i ryżu, który mimo żelaznej woli łowczyni, ponętnie łechtały jej nozdrza. Posiłek nie był wyszukany. Brakowało soli i przypraw. Ale najwyraźniej głód był najlepszym kucharzem. Bowiem skupieni na jedzeniu zarówno łowcy jak i gospodarze całkowicie zapomnieli o rozmowie. Co prawda zarówno Nanashi, jak i Wilczek zerkali zaciekawieni na Leiko nie sięgającą po jedzenie. Niemniej… żaden z nich się nie odezwał, błędnie uznając, że albo nie jest głodna, albo ma inne powody by nie sięgać po rybę, które piekła się dla niej przy ogniu. Niewielu mężczyzn wszak rozumie naturę kobiety.

Czekająca, a przez to mocno nieobecna łowczyni, przez tych kilka chwil siedziała ze spojrzeniem zawieszonym na tańczących płomieniach ogniska. Cicha, prawie nieruchoma poza bezwiednymi ruchami palców wygładzających kimono. W innej sytuacji, bardziej eleganckiej, może nawet z dachem nad głową i kilkoma lordami siedzącymi naokoło, byłaby idealna jako jedynie ozdoba cudzego posiłku.
-Myśli silniejsze od potrzeb ciała – wymruczała w końcu enigmatycznie Leiko. Nim chwyciła się za jedzenia, subtelnie przyjrzała się jeszcze swoim towarzyszom i gospodarzom. Tak dla upewnienia się, że nikomu nie zaczął nagle doskwierać kaszel, że skóra ma ciągle ten sam odcień, że nikt nie poczuł gwałtownego przypływu senności lub nudności. Wszystko wydawało się być tak jak należy. Cóż, każdy poza czarownikiem, który cały czas wyglądał jak podtruty.
Pierwszy zlepek rozkosznie ciepłego ryżu okazał się być takim zaskoczeniem i prawie zapomnianą przyjemnością, że aż wyrwał tchnienie z płuc kobiety.

-Nie wiem jaką drogą zamierzacie podążyć do Shimody… najszybsza prowadzi starymi szlakami, ale też jest niezbyt bezpieczna i… Trzeba dobrze znać te góry.- Nanashi opowiadał o drodze pomiędzy kęsami ryby.






Spojrzał na trójkę łowców.- Zakładam, że żadne z was nie jest z tych stron więc tę ścieżkę odradzam. Drogą jaką ja zamierzam pójść… jest w miarę szybka i przecina kilka szlaków, tyle że ja nie podążam do Shimody i pewnie część podróży musielibyście pokonać sami. Najwygodniejszy jest szlak wzdłuż rzeki przecinającej te góry. Zwłaszcza że po drodze jest Maeda. A tam można popytać o to co się dzieje na północy. Swoją drogą, dziwne że zapuściliście się tak daleko w góry bez przewodnika.
-Mieliśmy przewodnika, ale podczas potyczki z Oni rozdzieliliśmy się.
- wyjaśnił enigmatycznie Kohen. A Nanashi skinął głową w odpowiedzi.- Znaczy że wasz przewodnik nie żyje już zapewne. Nawet jeśli zna góry, to zagrożenia w nich grasujące ostatnio… to za wiele za wiele dla zwykłego chłopa oderwanego od ryżowego pola.
Po czym zmienił pytanie.- Akado-san wydajesz się być młodym i energicznym mężczyzną. Pewnie w Miyaushiro, zajrzałeś może przypadkiem do Świata Wierzb i Kwiatów ? Słyszałeś może o tamtejszych klejnotach? O Anbāheizu, bursztynowej mgiełce, która otula w nocy swą rozkoszą ? O Hasu Yorumi, nocnym lotosie słynącej z wyrafinowania? Albo o Hasuno Amasie, tej słodyczy lotosu.. równie wyrafinowanej, acz mniej drapieżnej? Czy też o Botan Kaori, wonnej piwonii, uwodzącej każdym tchnieniem ust?
Z ust Nanashiego padło kilka przydomków gejsz. Jeden szczególnie znany Leiko. Niestety osoba do której skierował pytania, nie była odpowiednim adresatem pytań. Młodzian zaczerwienił się i odparł.- Mój sensei zabronił mi odwiedzania takich miejsc. Mówił, że odciągają one od… misji którą Kami mi powierzyły.
-Ach… rozumiem. Musiałeś mieć bardzo wymagającego sensei.
- odparł Nanashi nieco rozczarowany słowami Wilczka.

Im dłużej łowczyni siedziała, tym z coraz większym zaskoczeniem odkrywała, że koncentracja na posiłku przychodziła jej łatwiej niż na temacie rozmowy będącym dalekim od interesującego dla niej.
Zatem, skoro mogła w spokoju cieszyć się jedzeniem, a jej towarzysze zajęli się reagowaniem na wątpliwe zabawienie ich rozmową przez gospodarza, Leiko ponownie zamknęła się w swojej nieobecności. Odnalazła rozrywkę w swoich własnych myślach. Wbrew temu co powiedział mężczyzna, ona głęboko powątpiewała, że ich przewodnik mógłby teraz gdzieś leżeć martwy. Kasan wydawał się umiejętnie korzystać z katany, a dodatkowo miał przecież Niedźwiedzia i Sogetsu ze sobą. Skoro jej, Wilczkowi i czarownikowi udało się przetrwać, to tamtej grupie tym bardziej. A jeśli wyruszą szybko po posiłku, to może nawet zbliżą się do ich ponownego spotkania.

Nim się obejrzała, a całe jedzenie zniknęło w żołądkach łowców i ich gospodarzy. Zadziwiające, jak bardzo potrafiła się wygłuszyć, że pomimo siedzenia tuż obok, nie docierały do niej nawet skrawki słów ronina o kolejnych kobietach, łowczyniach, gejszach, kurtyzanach, wieśniaczkach, miko, starszych i młodszych dziewicach, owcach i kozach. Czy to na pewno Kasan był głównym lubieżnikiem tych gór? A może ten tutaj smutny mężczyzna był jakim jego uczniem? Będzie musiała podpytać Kojiro albo siostrzyczkę. Kiedy już braknie ważniejszych tematów.
Musiała przyznać, że już dawno nie uczestniczyła w tak mało owocnej rozmowie. Co było dla niej czymś obcym, bowiem z każdej sytuacji starała się wycisnąć jak najwięcej informacji. Teraz jednak, dla odmiany, czuła się znużona, a przecież przez pewien czas w Nagoi Płomyczek był jej głównym towarzyszem. Ale ten zwykły prowadzić monologi, w czasie których ona mogła zajmować się swoimi knowaniami. Kuma także lubił ją zabawiać swoimi historiami, ale te często były rubaszne, przeważnie rzeczywiście zabawne. Łatwo mu było wybaczyć to pewne nieokrzesanie, nawet kiedy mało subtelne tematy schodziły na inne kobiety.

Jakkolwiek nie miałaby nic przeciwko dalszej podróży tylko w towarzystwie młodziana i schorowanego czarownika, to propozycja ronina o wspólnym pójściu bezpieczniejszą ścieżką była zbyt kusząca, aby ją odrzucić. Wprawdzie Leiko była przyzwyczajona do wspinania się, pogoni po stromych dachach i ogólnie wchodzenia tam, gdzie żadna gejsza nie ośmieliłaby się postawić stópki z obawy o złamanie, to szczyty górskie nie leżały w obszarze jej zainteresowań.

Kiedy wyruszyli już nieco większą grupą, wzięła na siebie rolę zamykania ich niewielkiego pochodu. Szła bez pośpiechu, nieco z tyłu za resztą, pogrążając się ponownie w swych rozmyślaniach. Na pytania i próby wciągania jej do rozmów, odpowiadała uprzejmie, czarujące, ale także mocno lakonicznie. Sprawiała przez to wrażenie nie tyle oschłej, co elegancko niedostępnej z lekkim powiewem chłodu.
Spod rozłożonej parasolki rozglądała się po otaczających ich drzewach i zaroślach. Może w poszukiwaniu mignięcia kosmyków długich włosów, chociaż było to bliskie niemożliwemu. Taka to już była sytuacja, że własny yojimbo musiał się ukrywać przed jej oczami.
Może próbowała spostrzec gdzieś w oddali potężną sylwetkę Niedźwiedzia oraz reszty ich zagubionych towarzyszy. A może oczekiwała napaści jakiegoś Oni, choćby i najmniejszego i najbardziej pokracznego.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-11-2013, 21:43   #195
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Rozmowa przy posiłku nie była bardzo zajmująca dla Leiko. Łowczyni była skupiona na posiłku, prostym acz smacznym w obecnych warunkach. Niestety podróż nie obfitowała ostatnio w wygody i nic nie zapowiadałoby sytuacja się zmieniła.
Mimo iż Maruiken słuchała rozmów mężczyzn jednym uchem i nie była w zasadzie nimi zainteresowana,to jednak instynkt wyostrzony wyszkoleniem dawał o sobie znać. Mimowolnie podsłuchiwała Nanashiego i swych towarzyszy… i choć szczegóły ich wypowiedzi szybko zapominała, to zauważyła parę faktów.
Rozmowa choć serdeczna pomiędzy Nanashim a Kohenem, była jednak ogólnikowa. Obaj mężczyźni starali się unikać tematów, które wymogły by na nich mówienie o sobie i ujawnianie swej przeszłości.
Pod tym względem Yoru był inny, szczery aż do bólu i naiwny. Niemniej Nanashi nie starał się wykorzystać tej cechy. Tak więc rozmowa jaką toczyli nie była tak ciekawa, jak wnioski które Leiko wysnuła na jej podstawie. Niemniej… Ostatnio wokół łowczyni było pełno tajemnic.

Wyruszyli zaraz po posiłku.

Nanashi spojrzał na łowczynię i rzekł.- Czeka nas około trzech dni wspólnej podróży. Nie będzie wygodna Maruiken-san. Ale postaram się by była bezpieczna.
Uśmiechnął się delikatnie i tajemniczo. I ruszył przodem.


Nanashi się starała by ta podróż nie była męcząca dla delikatnej kobiety za jaką brał Leiko. Często robili krótkie przystanki, dla złapania oddechu… bardziej przydatne Kohenowi niż samej łowczyni.
Yoru rozglądał się z ciekawością po lesie przez który szli, Hiro wraz z Katsu...



Dzieciak i pies traktowali tą wędrówkę jak przygodę, wyrywając się do przodu przy każdej okazji. Mimo że Nanashi im tego zabraniał.
Niemniej niezbyt energicznie, więc ni pies ni dzieciak nie przejmowali się jego zakazami. Zresztą sama wędrówka była spokojna. Gdyby nie okoliczności tej wycieczki, nawet przyjemna.
-W okolicy mogą się czaić jakieś Oni, a na pewno czają nieumarli. Pod koniec wojny… wiele niepogrzebanych zwłok ożyło na tych ziemiach. Można by pomyśleć, że Kami przeklęli nasz…. przeklęli naszą ziemię. Klan Hachisuka jednak jakoś sobie poradził.-tłumaczył przewodnik. I opowiadał przy okazji o górach i ich mieszkańcach. Wedle jego słów zanim nastała wojna, w tych górach pełno było pustelników i mnichów.
-Góry zawsze przyciągały swym pięknem osoby szukające ciszy i spokoju. Osoby kontemplujące zarówno własną naturę jak i naturę. Dlatego pełno jest tu starych zapomnianych kapliczek i prostych schronień. Ale z jakiegoś powodu wojna sprawiła, że znikli sami Yamabushi … wszyscy.-opowiadał Nanashi starając się ukryć gwałtowne emocje, które się w nim kotłowały przy poruszaniu tego tematu.- Kiedyś sam spędziłem jeden rok w tych górach, teraz ten okres wydaje mi się spokojnym i przyjemnym z perspektywy czasu.
Uśmiechnął ironicznie.-Oczywiście wtedy to była walka z własną słabością, głodem i największym wrogiem w okolicy… zimą.
Ronin nie mówił tego tylko do Leiko, ale też i do Yoru i Kohena. I z tym ostatnim znalazł wspólny język. Mimo parania się nieczystą maho, Takami-san wydawał się być osobą bardzo uduchowioną.

A Leiko wypatrywała zagrożeń, a i także tygrysa. Przez większość jednak czasu las dookoła nich nie wyróżniał się niczym. Czasami jednak, coś mignęło pomiędzy drzewami i…
Nanashi też to zauważył. Podobnie jak Leiko dostrzegł mignięcie kosmyków Kojiro i zareagował natychmiast, choć w dyskretny sposób. Jego dłoń ułożyła się na rękojeści katany, niby przez przypadek.
Nanashi zaczął się baczniej rozglądać, ale nie powiedział o tym co zauważył.
Uznał widać, że nie ma co niepotrzebnie niepokoić swych podopiecznych, jakimi była trójka wędrowców pod jego opieką. Nie zauważył jednak, że nie był jedynym który zauważył mignięcie Sasakiego wśród leśnych chaszczy.

Wieczór zastał ich na szlaku. Wedle słów ronina powinni następnego dnia trafić lepiej i mieć schronienie kolejnej nocy. Ale tego wieczoru skupili się przy ognisku i spożyli pozostałe ryby i onigiri jakie zostały Nanashiemu i Hiro. Noc zapowiadała się spokojnie i taka była. Mężczyźni zamierzali stać na warcie jeden po drugim. Oczywiście od czasu do czasu, każde z nich musiał oddalić się od obozowiska za potrzebą. Była to idealna okazja dla łowczyni do wykorzystania.. tej nocy.

Rankiem podróż była równie spokojna i monotonna jak wczoraj. Jednak brak posiłku rano trochę psuł nastrój. Nanashi obiecał poszukać czegoś do jedzenia przy następnym dużym postoju do którego dotrą około południa. Bo liczył, że do tego czasu dotrą do kolejnego planowanego przez niego schronienia.
-I oby udało nam się przed deszczem.- stwierdził na koniec wzbudzając zdziwienie zarówno łowców jak i Leiko. Na niebie bowiem nie było żadnej chmurki, więc skąd on wysnuwał takie wnioski.
Trudno było zgadnąć.
Więc póki co przemierzali kolejne metry podróżując za swym przewodnikiem. Aż w końcu dotarli do miejsca o którym on opowiadał.


Opuszczona świątynia, kiedyś miejsce kultu, kiedyś miejsce pełne życia. Dziś już tylko zapuszczony budynek. Na tyle solidny, że przetrwał jakoś kilka lat bez opieki. Sądząc jednak po jego stanie opuszczony został gdzieś w połowie ostatniej wojny,
-Czyli dobrze pamiętałem. Mamy więc…- Nanashi przerwał widząc, że Katsu zaczął warczeć przyjmując podstawę bojową. Źródło jego wrogości psa kryło się w tym budynku.
-Hiro trzymaj Katsu przy sobie.- rzekł Nanashi błyskawicznie dobywając katany. Podobnie jak Yoru, który nie dorównywał szybkością przewodnikowi.
Obaj z wyciągniętym orężem ruszyli w kierunku chatki rozglądając się dookoła. Nie wypatrzyli jednak żadnego zagrożenia w okolicy świątyni, bowiem kryło się ono w jej środku.
Gdy tylko Nanashi podszedł do jej wejścia, potwór przyczajony przy ścianie zaatakował.


Niska sylwetka, paskudny małpi pysk z długim kłami, zielonkawa łysa skóra. Żabi bakemono. Niewielkie zagrożenie dla doświadczonego łowcy pokroju Leiko. Także i Nanashi nie dał się zaskoczyć, odskakując na bezpieczną odległość. Sam stwór nie był wyzwaniem dla żadnego z nich. Ale jego obecność była niepokojąca, podobnie jak fakt, że był na łańcuchu.. jak pies podwórzowy. Psy podwórzowe mają bowiem swoich panów, których to obejścia pilnują.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 08-11-2013 o 21:49.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-01-2014, 08:33   #196
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Czuwała.

Ale nie tak jak zwykle, kiedy to jedynie granica cienka jak nić rozgraniczała sen od jawy. Wtedy to wybudzała się na każdy najmniejszy szmer lub poczucie czyjejś obecności nazbyt blisko siebie. Była gotowa ująć za ukryte ostrze, jeszcze zanim otworzyłaby oczy w poszukiwaniu zagrożenia. Instynkt i zmysły odmienne od wzroku, często wystarczyły w ciemnościach nocy do przegonienia intruzów.

Teraz jednak, po niedługim odpoczynku, leżała wpatrując się w rozgwieżdżone niebo spod wachlarzy gęstych rzęs.







Słuchała występów świerszczy wśród traw, szumu liści wysoko w koronach drzew, a w szczególności.. kroków cicho stawianych pomiędzy śpiącymi wędrowcami. Odgłosów strażnika pilnującego spokoju, czujnego i oddanego ważności swej warty.
Do czasu, aż wyższa potrzeba ogarniała ciało. I nawet lata treningów i zdyscyplinowania nie mogły przed nią ochronić. Kroki zmieniały się na bardziej nerwowe, szybsze, ale jednocześnie drobniejsze. Z wyczuwalnym napięciem ubijały ziemię, jakoś tak niezdecydowanie. Aż w końcu zaczęły się oddalać, kierowane naturą, której nie sposób było zignorować.

Odczekała kilka krótkich chwil nim zaczęła się podnosić ze swego zaimprowizowanego posłania. Upewniła się, że reszta nadal śpi, by móc pośpiesznie przygotować się do małego spacerku w bladym i chłodnym lśnieniu księżyca. Takie tam, niepozorne różne drobnostki, bez których jednak nie mogłaby się spokojnie oddalić. Wierzyła w kojącą perfekcję.

Niedługo później schowała się za pierwszym z drzew, aby umknąć spojrzeniu młodego wilczka, mogącego już powracać do obozowiska z ulgą malującą się na jego chłopięcej twarzy. Chciała sobie tłumaczenia zostawić na powrót, postawić go już przed tym co się wydarzyło, i czego już nie można odmienić troską oraz ostrzeżeniami. Nie miała obecnie ochoty zmagać się z jego opiekuńczością.
Dużo też czasu powinno zająć nim Yoru zorientuje się, że słodko śpiąca łowczyni jest tak naprawdę podróżnymi tobołkami przykrytymi kocem. Być może jakiś inny mężczyzna bardziej zaznajomiony z kształtem kobiecej sylwetki i jej krągłościami odkryłby różnicę, ale młodzian nie był, a na dodatek pewnie nawet przez myśli mu nie przyszło się przyglądać. Z roninem ta niewinna sztuczka mogłaby się nie udać. Młodzian był o wiele rozkoszniejszą ofiarą. Naiwną.

Była cicho, była niedostrzegalna w mrokach późnej nocy. Bezszelestnie poruszała się wśród drzew, oddalając się od bezpiecznego towarzystwa mężczyzn. Niezbyt daleko jednak. Musiała wszak potem do nich szybko wrócić, a zgubienie się w nieznanych sobie okolicach nie było obecnie jednym z dostępnych rozwiązań tej nagłej przechadzki.
Była cieniem, była drapieżnikiem czającym się w zaroślach. Polowała.. iye. Tropiła. Szukała śladów innej bestii – sprytnego, nieprzewidywalnego tygrysa, którego umiejętności ukrywania swojego obecności były porównywalne do jej własnych. To czyniło poszukiwania.. trudnymi. Musiała liczyć tylko na swoje instynkty oraz na wiedzę dotyczącą jego zachowania. Zapewne teraz w czasie odpoczynku trzymał się gdzieś niedaleko ich grupki, by mieć oko na swoją Tsuki no Musume. Ah, może nawet teraz gdzieś ją obserwuje z ukrycia? To była myśl jednocześnie zabawna, co i niepokojąca.

Mroki nocy wszak powinny być jej sprzymierzeńcem zarówno podczas łowów jak i uwodzenia. Co prawda ciemności nieco ukrywały urodę Leiko, ale też i nadawały jej drapieżności i zmysłowości.
Teraz jednak zwinna łowczyni przemykała przez mroki lasów zajmując się nietypową dla siebie działalnością. Tropieniem.
Nie była to mocna strona Maruiken i wymagała zaangażowania tej części swej natury której nie lubiła.
Użycia oka.
Jej tygrys mógł być zwinnym drapieżnikiem, ale nie mógł się ukryć przed Naimenteki joukei. Nic nie mogło.

Wkrótce pomiędzy drzewami dostrzegła silne jarzenie się aury o posturze dwunożnej istoty.
Człowiek.

Zaszła więc po cichu od tyłu swego yojimbo, który właśnie oddawał się medytacji.






Jego oręż leżał na kolanach, gotowy w każdej chwili do wyciągnięcia. Jego włosów nie spinała nowa tasiemka. A sam Sasaki Kojiro był czujny… tego była pewna. Ale nie dość czujny, by mógł ją zauważyć. Była na to zbyt cicha, zbyt dobra w podkradaniu się. Podobnie jak on.

Delikatny łobuzerski uśmieszek mimowolnie pojawił się na ustach Leiko. Wszak raz już jej tygrys zrobił niespodziankę pojawiając się niezauważony w jej pokoju. Teraz ona miała okazję go zaskoczyć.
Nieprzewidywalny, doprawdy. Prędzej spodziewałaby się po nim, że będzie już na nią czekał, w pełni świadomy jej zbliżającej się obecności. Oczekiwała powitania w postaci jednego z tych jego słodko-gorzkich, wesoło – ironicznych uśmieszków. A potem namiętnego pocałunku, bo to przecież był Kojiro. Już dawno przestał wstrzymywać okazywanie swojego pożądania wobec niej, co z pewnością też odbiłoby się w jego oczach. Krnąbrnych, tajemniczych, spragnionych.

Jakież to myśli teraz zaprzątały jego głowę, że pozwalał sobie na dopuszczenie jej tak blisko siebie? Przecież gdyby była mu wrogiem, to mogłaby użyć tej przewagi. Szybkim ruchem sięgnąć po jego broń lub po swoją własną, a następnie płynnym ruchem poderżnąć gardło ślicznego tygrysa. Ah, ale nawet będąc jego sojuszniczką i kochanką mogłaby niecnie wykorzystać tak zachęcającą okazję. Zakraść się od tyłu i pochylić nad nim, dłońmi wsunąć się pod poły kimona i przetańcować po skórze torsu, wargami pieszczotliwie musnąć jego ucho..

Pokręciła głową rozbawiona. Hai, hai, tak właśnie by było. Gdyby tylko z zachowania była bliższa jakiej kurtyzanie. Ale nie była, przynajmniej nie teraz, zatem tylko przysiadła tuż obok niego. Zdradziły ją szmer ubrania oraz krótkie zagubienie się palcami pośród długich kosmyk, delikatne niczym dotyk skrzydeł nocnego motyla. I szept -Czy to miłe myśli?

-Jeśli przyciągają tak rozkoszne wizje jak ty, to niewątpliwie miłe myśli.- wymruczał kocio Kojiro, uśmiechając się delikatnie i zerkając w stronę łowczyni. Łobuzerskim tonem głosu przeprosił.- Dałem się złapać na chwili słabości. To niewątpliwie mój błąd… Postaram się by to nie powtórzyło. Musiałem się też oddalić, ale… nie tylko twoje bystre oko mnie dostrzegło. Kto to? Sylwetka tego wojownika wydaje się znajoma, ale imię… jakoś umyka. Jak i tożsamość tego mężczyzny.
-Mmm.. czyżbyś zaczął swym spojrzeniem wędrować teraz ku męskim sylwetkom, Kojiro-san? Zbyt długo mnie nie było na wyciągnięcie ręki? - wymruczała łowczyni spoglądając na niego podejrzliwie spod rzęs półprzymkniętych oczu. Lekki uśmiech na soczystych wargach rozwiewał całą powagę tych zarzutów.
-To Nanashi-san, a przynajmniej za takiego się podaje. Ronin, podobno. Ale najwyraźniej cierpi na przypadłość podobną wielu innym przypadkowym wędrowcom jakich napotkałam na ziemiach klanu. Wydaje się być skrycie powiązany z Hachisuka – zmęczone tchnienie wyrwało się z jej płuc, acz przyczyna jego była inna niż nocne spacery zastępujące sen -Co jednak w żadnej mierze nie czyni go interesującym towarzyszem rozmów.

Kojiro delikatnie położył dłonie na ramionach Maruiken, które kimono łowczyni tak nierozważnie odsłaniało. Delikatnie wodząc po jej porcelanowej skórze opuszkami palców dotarł do szyi. Którą muskał z pietyzmem.- Iye… Nanashi… to imię nie pasuje do niego Leiko-san. Na pewno ma inne.
Twarz ronina nachyliła się ku obliczu Leiko, gdy szeptał.-Dziwisz się że zwracam uwagę na mężczyzn w twojej okolicy? Czemu? Czyż to nie normalne, iż pilnuję by żaden z nich nie odebrał mi twego zainteresowania?
Usta Sasakiego bezczelnie wykorzystywały sytuację, by przylgnąć od warg łowczyni w namiętnym pocałunku okraszonym zmysłowymi pieszczotami jej szyi, wywołującym ten przyjemny dreszczyk, który tak lubiła.

-Przykro mi zatem, że moi towarzysze nie są bardziej interesujący, by dać Tobie choć cień wyzwania.. -szepnęła Leiko żartobliwie gdzieś tak mniej więcej pomiędzy pierwszym i drugim długim pocałunkiem. A może trzecim i czwartym? Toż te rozkoszne pieszczoty nie miały początku ni końca. W ich trakcie dłonią sięgnęła ku policzkowi nachylającego się ku niej mężczyzny. Dotknęła go czule opuszkami palców, na które zaraz potem figlarnie naplotła opadające pasmo ciemnych włosów.

-I jeśli ronin posiada inne imię, to ja go nie znam. Także i jego młody kompan zwraca się do niego tym obecnym, więc musi on posługiwać się nim przynajmniej od roku. Zna te góry, wspominał, że kiedyś poszukiwał w nich bandytów i ich przywódcy będącego byłym samurajem.. - starała się sobie przypomnieć jak najwięcej z tamtej rozmowy, na której przecież tak ciężko było jej skupić uwagę -Być może i on jest echem dawnych dni, kolejnym młodym lordem bez ziemi?

-Przyznaję, że jest w nim coś znajomego Leiko-san. Być może to jeden z samurajów blisko związanych z daimyo Hachisuka. Musiałbym mieć okazję, by przyjrzeć się mu z bliska.- mruknął ronin docierając ustami po szyi, do jej podstawy z jednej strony, drugą stronę szyi zaś niecierpliwie muskając palcami. Niewątpliwie pokusa bliskości Maruiken kusiła Kojiro bardzo. Ale też i czas i miejsce nie były odpowiednie.- Te góry… odwiedziło kilku samurajów. Ba, nawet brat daymio tu przebywał przez chwilę.
-Doprawdy? Czego tu poszukiwali? I czy to odnaleźli?
- dopytywała się kobieta wyraźnie zaciekawiona tajemnicami kryjącymi się i w tych okolicach.
Ale to nie powstrzymało jej przed kocim opuszczeniem powiek w zadowoleniu pod rozkosznymi działaniami ronina. Straszliwy w swym pietyzmie i tak bezczelny. Przyprawił ją o dreszcze na odsłoniętej skórze.

-Oświecenia? Samodoskonalenia? A na pewno tutejszych Yamabushi i ich… technik walki.- mruczał Kojiro niczym zadowolony kocur, wędrując placami i ustami po skórze szyi Leiko i jej obojczyków. Delektował się tą z pozoru bezbronną i delikatną ofiarą.- Problem jednak z mnichami polegał na tym, że nie dało się ich przekupić do nauk… Należało udowodnić, iż się na nie zasługuje. Więc synowie możnych samurajskich rodów, doświadczali biedy i głodu próbując się przypodobać potencjalnym sensei.
-Domyślam się, że niewielu udało się sprostać tak ciężkiemu wyzwaniu. Mistyczne sekrety mnichów muszą być doprawdy warte tych trudów, skoro tak pilnie ich strzegą i niechętnie się dzielą nimi z obcymi..
- odparła Leiko rozleniwiona przez swojego yojimbo. Przez chwilę milczała poddając się bez sprzeciwu jego działaniom, jednak jej myśli sunęły ku dobrze zachowanym w pamięci szczegółom dni spędzonych w podróży -A nawet słyszałam niedawno, że kilku yamabushi zeszło ze swych samotni, aby wspomóc jedną wioskę w walce z Oni. Może zatem i im zaczęły doskwierać te panoszące się kreatury, że aż przez nie porzucili swe pustelnicze zwyczaje.
-Yamabushi słyną z zamiłowania do ścigania wyzwań dla ich bojowych talentów. Tak przynajmniej słyszałem. Obawiam się bowiem, że ja byłem zbyt…
-wymruczał cicho do ucha Leiko ronin, wędrując wargami po jej płatku uszny.- Nie lubiłem marznąć, ni głodować. Ich sekrety nie były warte takich poświęceń, przynajmniej dla mnie.
Usta Kojiro na moment zetknęły się z wargami łowczyni w pocałunku. A potem patrząc jej w oczy spytał powoli rozmarzonym głosem.- O czym rozmawiałaś z miko i jej yojimbo… jeśli nie jest to oczywiście jakaś wielka tajemnica.

Nie odpowiedziała mu od razu. Najpierw postanowiła, bez choćby jednego słowa, przedłużyć moment ich pocałunku i z czułością zasmakowała w ustach mężczyzny. Powoli, z opanowaniem nie poddającym się pragnieniom ni rozbudzonym tęsknotom, ale o oddechu gorącym, mogącym jakby poparzyć pieszczone wargi kochanka. Smukłymi dłońmi powiodła po jego torsie, aż ujęła za poły kimona, nie mając zamiaru pozwolić na zbyt szybkie zniknięcie w mrokach nocy.

Potem, na krótko nacieszona tą bliskością, uniosła powieki, by móc spojrzeć na niego żarzącym się płynnym złotem swych oczu. Zatem nic nie słyszał z tamtego spotkania. To dobrze, wszak się obawiała, że pozna klątwę płynącą w żyłach jego Tsuki no Musume. Teraz jednak nie miał powodu, aby dostrzec w niej potwora.
-Widać nie tylko Ty kroczysz moimi śladami, Kojiro-san. Mała miko chciała rozmawiać o moich łowach, o celu do którego zmierzamy i o zamiarach Chińczyków, które i ona poznała. Poszukiwała mojej.. i Twojej także – uśmiechnęła się lekko - .. pomocy w zniweczeniu ich planów. Czuje się równie przez nich zagrożona jak i ja.
-Nie jestem przyjacielem Chińczyków, zwłaszcza po tym co zobaczyłem w moich rodzinnych stronach.
- przyznał ronin po chwili namysłu.- Ale też nie jestem chętny do wracania z martwych, bez wyraźnego powodu. Lub planu… Niemniej, dobra intryga… nigdy nie jest zła, ne? Młoda miko ma jakiś plan? Albo jej opiekun?

-A ja poluję na demony, nie na ludzi. Nie jestem zabójczynią – niewinne kłamstewko wkradło się na wargi kobiety. W końcu po zliczeniu okazałoby się, że częściej niż smolistą posoką Oni, jej ostrza barwiły się krwią zwykłych śmiertelników wchodzących w drogę jej lub Mateczki. Ale i o tym słodki Kojiro nie musiał wiedzieć.
-I nie musiałbyś powracać, mój tygrysie. Nie bardziej niż obecnie. Plan małej miko brzmi prosto, ona sama uważa go za bardzo dokładny, ale dziecięca pewność swej racji musi jej przesłaniać ocenę. Ja dostrzegam w nim luki, nieścisłości i wiele zagrożeń. Planuje ona, bym w zamieszaniu wymknęła się od moich towarzyszy, dzięki czemu nasza dwójka mogłaby się niepostrzeżenie zakraść ku innym Chińczykom zmierzającym na miejsce rytuału. Co mielibyśmy uczynić, aby przeszkodzić w ich zamiarach.. pozostaje niedopowiedzeniemLeiko wzruszyła lekko ramionami, a także pokręciła głową, w której z trudem mieściło się pojęcie o tak mało subtelnej intrydze oraz kruchych szczegółach mogących zaprzepaścić wszystko -Ale podobno dwójka Twoich dobrych znajomych z ziem Sasaki także kieruje się w te same strony co i my. I ofiarami białej bestii wcale nie padają tylko Oni.
-Robi się ciekawie… Nie uważasz?
- zapytał retorycznie Kojiro i całując usta Leiko wyszeptał.- Muszę też przyznać, że i ja planowałem cię porwać, choć w wyjątkowo samolubnym celu. By delektować się twą rozkoszną obecnością.
Spojrzał w oczy łowczyni pytając poważniejszym tonem. -A co ty planujesz? Zamierzasz trzymać się swego planu i nie zwracać na siebie uwagi i podejrzeń? Przyznaję, że martwi mnie to iż nie wiem, co właściwie planują mnisi w związku z tym… rytuałem. Co naprawdę planują.

-Odnoszę wrażenie, że nie ma w tej sytuacji idealnego planu. Jeśli będę grzecznie iść za mnichami na miejsce rytuału, to zostanę przez nich porwana, a nawet nie mogę sobie wyobrazić co czeka mnie w ich klasztorze. Jeśli zgodzę się na plan miko i coś pójdzie nie tak, to ściągnę na siebie gniew klanu i w najlepszym wypadku będę musiała uciekać.. - mówiąc to, i będąc jednocześnie zażenowaną swoją niemożnością znalezienia wyjścia z tej pułapki, łowczyni uciekła spojrzeniem gdzieś w bok. Rękę także uniosła, by móc dłonią rozetrzeć swój kark w zamyśleniu, po którym spytała, pozornie drastycznie zmieniając temat -Słyszałeś kiedyś legendę o siedmiookim demonie, Kojiro-san?
-W zasadzie kilka legend, jeśli mam być szczery. Szczegóły opowieści nieco się zmieniają w zależności od miejsca w którym są opowiadane, ale...wedle kilku z nich, to właśnie pod klasztorem czterdziestu i czterech jest ukryte niebiańskie ostrze, którym wyłupiono oczy tej bestii. Wedle innych, truchło demona spoczywa w jaskiniach pod klasztorem. Niektórzy twierdzą, że… ponoć sama góra na której stoi klasztor jest owym demonem zamienionym w kamień. Ale akurat to jest na pewno bujdą.
- odparł w odpowiedzi ronin cmokając czubek nosa łowczyni.- Ponoć sam bohater tej legendy wywodził się z tych stron.
-Jak zwykle wiesz więcej ode mnie. Nie sposób Cię zaskoczyć, mój tygrysie
– zamarudziła wesoło Leiko nim powróciła do dzielenia się z nim tym czego dowiedziała się od miko. Z odpowiednią ilością pustych dziur ukrywających zbędne szczegóły -Podobno mnisi swe zamiary wiążą właśnie z tą legendą. Nie wiem, czy ich pragnieniem jest zdobycie tego ostrza, czy pożądają po prostu władzy, ale rytuał ma być tylko wstępem do czegoś.. o wiele straszliwszego. Chcą przebudzić tę bestię.

Parsknęła krótkim, gorzkim śmiechem, kiedy uświadomiła sobie co opowiada -To także brzmi jak bajka, ne? I oby się taką okazało, gdy Chińczycy rozpoczną swe przygotowania. Ale czemu wybrali akurat mnie i kilku moich towarzyszy? To zbyt wątpliwy zaszczyt, by móc się z niego cieszyć.
-Niewątpliwie masz rację.
- odparł Kojiro tuląc do siebie łowczynię.- Rozumiem czemu chcą cię porwać, choć… wyjątkowo cel porwania tak kuszącej kobiety jak ty, wydaje mi się nietrafiony. Nie rzuca się pięknych kwiatów na pożarcie bestii.
-Ah, może właśnie o to chodzi? Może mnisi muszą przekupić bestię, a tylko wyjątkowo piękny kwiat zdoła ją skusić. Ty byś się nie skusił?
- zapytała spoglądając przekornie na swego kochanka. Jej dłoń z karku przesunęła się powolnym, wężowym ruchem po łabędziej szyi. Opuszki pieściły skórę, płynnym tańcem po niej zapraszały do przyłączenia się, do poczucia tej delikatności i gładkości pod własnym dotykiem. Zapraszały, ale nie aż tak, jak kiedy płynnie zsunęły się niżej. Nieśpiesznie, aby spojrzeniu widza tego przedstawienia nie umknęła wędrówka po perłowo białym dekolcie łowczyni.

Uśmiechnęła się zmysłowo, figlarnie nieco. Jednak zamiast żarliwych słów wypowiadanych szeptem mężczyźnie, ona zmieniła tor swych rozmyślań wbrew zachowaniu ciała -Ale nic takiego nie będzie miało miejsca, jeśli nie odnajdę mego przewodnika i reszty łowców..

-Tylko… umarły,by się… nie skusił…- szepnął wodząc niemal zahipnotyzowanym spojrzeniem za palcami łowczyni. Po chwili skupił spojrzenie na tym zdradzieckim dekolcie stroju Leiko i przycisnął swą twarz do jej piersi obsypując odsłonięty obszar pocałunkami i zmysłowymi muśnięciami języka. I wyrywając szybszy oddech z ust Japonki. Cóż pokusiło, by tak bawić się z tygrysem, niebezpiecznym wszak zwierzęciem? Teraz czuła jego pieszczoty rozgrzewające jej ciało i kuszące do tego by im ulec… By odsłonić jeszcze więcej ciała, w ramach dania mu większego pola do popisu.

- To może… lepiej… nie pozwolić.. ci wrócić… dać zaginąć pośród drzew?- szept dochodził z usta ronina pieszczącego jej dekolt. Pokusa jego słów była równie silna jak pokusa czynów. Ucieczka i zagubienie się, to też jest jakieś rozwiązanie… ne?
-Mmm.. to byłoby takie.. łatwe, ne? - wymruczała Leiko prężąc się pod pocałunkami mężczyzny, odchylając głowę i spod powiek ciężko opadających z przyjemnością, zerkając na z wolna szarzejące niebo późnej nocy.

Niemądry tygrysek..
Być może, gdyby rzeczywiście była tylko łowczynią, to mogłaby sobie pozwolić na ucieczkę ze swoim tygrysem. Nic by jej tutaj nie trzymało, żadne misje, żadne cele czy intrygi, a samo polowanie wtedy nie byłoby aż tak ważne, aby miała zostawać. Nie tylko na ziemiach klanu mieli problemy z Oni, a i jej yojimbo na pewno zdołałby jej wynagrodzić brak nagrody za te konkretne łowy. Albo może, gdyby w ogóle mogła sobie pozwolić na związanie się z jakimkolwiek mężczyzną, to zdecydowałaby się zakosztować tego wspólnego życia jako dwa duchy. Życia może spokojniejszego, gdzieś daleko i pod innym imionami. Nowego dla obojga.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 08-01-2014, 08:40   #197
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Ale nie była. Nie była kobietą mogącą tak po prostu odejść ze swym kochankiem, a łowczynią.. nią też tak naprawdę nie była.

Bawiąc się, przeplatając pomiędzy palcami długie nitki włosów ronina, wyszeptała -To byłoby najsłodsze z rozwiązań, Kojiro-san. Ale nie mogę tak po prostu zniknąć, nawet kiedy pokusa jest tak nęcąca..
-Więc co planujesz na następne dni? Zniknięcie na dłużej?
- wymruczał jej do ucha ronin wodząc ustami po płatku usznym Leiko.- A potem cudowne odnalezienie towarzyszy? A może coś bardziej finezyjnego niż plan małej miko? Pozwolenie mnichom na swobodne działanie, może później przynieść kłopoty. Nie jestem pewien, czy pozwoliłbym cię im porwać.
-Zastanawiałam się nad wspomnieniem moim towarzyszom o planach Chińczyków wobec nich.. ale wątpię, aby łatwo zaufali moim słowom. Przecież i ja nie do końca im wierzę. Do tego mówienie źle o mnichach nie jest mile widziane
– kobieta uśmiechnęła się kwaśno, z pobłażaniem dla naiwności zarówno młodego Yasuro, jak i co poniektórych łowców. Tak samo jak klan, widzieli oni w nich szacownych mistyków, zamiast intrygantów ukrywających się tłumaczeniami o wyższym celu -Jednakże, jeśli zamieszanie sprowadzone przez miko będzie na tyle.. spektakularne, że moje zniknięcie nie będzie podejrzane, to zapewne nie zaszkodzi mi z tego skorzystać. Ale przeszkodzenie mnichów będzie wymagało większego trudu.

Przechyliła leniwie głowę łaskotana wargami kochanka i jego ciepłym oddechem na swej skórze, po czym zapytała szeptem -Co ty byś zrobił na moim miejscu, tygrysie?
-Ja? Oddałbym się w ramiona kochanki i pozwolił sytuacji rozwijać się samej… rozkoszując się przyjemnością jaką można odkryć w tych górach. Obserwował bym sytuację z boku i z ukrycia. A potem… pojawił się znienacka, gdy mnie najbardziej potrzebowali. I niczym ostrze miecza… przeciął problem.
- odparł żartobliwie ronin, całując żarliwie Leiko po szyi, mocniej tuląc ją do siebie i wodząc drapieżnie dłońmi po jej kimonie.
Robiło się gorąco łowczyni. Z każdym oddechem coraz cieplej. Chłód nocy nie potrafił zagłuszyć tego żaru.

-Mmm.. mogę to wziąć pod uwagę w mojej kolejnej rozmowie z małą miko. Ale pod warunkiem, że to nie będzie zaledwie wymówka do zatrzymania mnie tylko dla siebie, mój tygrysie – odparła wesoło Leiko na pomysł mężczyzny, który.. cóż, nie był najgorszym z możliwych. Na pewno dawał kobiecie większe pole do działania niż trzymanie się swojej grupki towarzyszy nieświadomie zmierzających prosto ku swojej zgubie. Jej podopiecznemu wilczkowi póki co zagrażały tylko okoliczne demony i trudy podróży, a i wszak towarzystwo ronina nie należało do niemiłych. Całkiem przeciwnie, ale dopóki wiedział tylko tyle, na ile ona pozwalała.

Ułożyła dłonie na klatce piersiowej kuszącego drapieżnika, jak w próbie odsunięcia go od siebie. W bardzo.. bardzo niemrawej i mało stanowczej próbie, której towarzyszyły słowa wypowiedziane smutnym tonem -I wiesz, że nie mogę dzisiaj z Tobą zostać na długo. Wprawdzie Okami-kun nie jest najbardziej błyskotliwym z łowców jakich poznałam, ale nawet on się w końcu zorientuje, że gdzieś zniknęłam...
-Hai… domyślam się.
- szepnął ronin cicho. Po czym pocałował usta łowczyni zrazu delikatnie… całował jednak coraz zachłanniej przedłużając tą pieszczotę i tuląc Leiko do siebie zaborczo. Przebiegły tygrys nie zamierzał ułatwiać Maruiken ucieczkę z pomiędzy swych łap… nawet jeśli nie zamierzał otwarcie sprzeciwić jej planom.

Przeszkodziła mu, nim zdołał zuchwale po raz kolejny złączyć ich wargi w zwodniczej słodyczy pocałunków. W innych okolicznościach – tak, poddałaby się jego kunsztowi w pieszczeniu jej ciała, w wypełnianiu jej ekstatyczną rozkoszą. Byłoby wielkim marnotrawstwem nie skorzystać. I bardzo dobrze wiedziała, że gdyby teraz go nie zatrzymała, to potem już nie byłoby odwrotu z tej przyjemnej pułapki. Oczywiście, za taki stan ich rozmowy mogła winić siebie i swoje droczenie się z tygrysem.
Przeszkodziła mu kładąc smukły palec w uciszającym geście na jego ustach – Iye.. - wyszeptała, a wspierając lekko o siebie ich czoła, dodała -Kiedy będziemy mieć dla siebie więcej czasu, Kojiro-san..
-Hai… będę czekał więc.- uśmiechnął się ronin uwalniając łowczynię z pułapki swych rąk. Należało korzystać z okazji, zanim następna chwila słabości zmieni się w całą noc.

Ale nie czmychnęła pośpiesznie, niczym młode dziewczątko zawstydzone tak wielkim zainteresowaniem mężczyzny. Objęcia tygrysa były jej miłe, nie widziała w nich zagrożenia innego niż utonięcie w nich na zbyt długo. Pokusa ku temu zawsze była nadzwyczaj silna. I często nie lada wyzwaniem było się jej sprzeciwić.

Tymczasem, pomimo ostrzegawczych podszeptów zdrowego rozsądku sugerującego ucieczkę od bestii, Leiko przechyliła się ku niej. Ujmując w dłonie przystojną twarz, miękkimi wargami malowanymi soczystą śliwką musnęła czule czoło swego kochanka -Gomen...

Za co właściwie go przepraszała tak smutnym tonem głosu?
Za odmawianie mu ciepła i rozkoszy swego ciała tej nocy?
Za zmuszenie go do tej podróży, w której on sam nie miał żadnego celu?
Za sprawienie, że nagle temu niezależnemu tygrysowi zaczęło tak zależeć, przez co gotów był samotnie kroczyć tymi ścieżkami, jedynie z nadzieją na chwilę spotkania ze swoją Tsuki no Musume?
Za te wszystkie kłamstwa spływające z jej kuszących warg niby najsłodszy miód?

Prześliczne łgarstwa, których prawdziwego oblicza ronin nigdy nie pozna. Cudowne obietnice, których ona nie miała zamiaru kiedykolwiek dotrzymać.





***





Wystarczyło, że opuściła bezpieczne schronienie gąszczu drzew. Blask schodzącego nisko po niebie księżyca padł na jej mlecznobiałą twarz i ramiona, tak samo jak gwałtownie zwróciło się ku nim spojrzenie pełne młodzieńczej bystrości.

Już, już widziała jak zaskoczony podnosi się na jej widok.
Już, już jego nogi niosły go w jej stronę, wybijając na ziemi cichy, acz zaniepokojony rytm.
Już, już otwierał z wolna usta, aby.. zapytać gdzie się podziewała? Zrugać ją za wałęsanie się po nocy? Dowiedzieć się, w jaki sposób zdołała umknąć jego czujnemu spojrzeniu?
Już, już...

Nie pozwoliła mu nawet dojść do słowa. Uciszyła je jednym ze swoich czarujących uśmiechów oraz lekkim uniesieniem dłoni. Chociaż prawdą było, że w świetle tego co zaraz potem padło spomiędzy jej warg, nie musiała wykonywać żadnego z tych urzekających gestów. Także i bez ich pomocy pozostawiłaby młodziana z rozchylonymi w oszołomieniu ustami, o oczach nagle przepełnionych paniką. Zdołał jedynie pokiwać głową w zrozumieniu, bardziej w próbie ucieczki z niezręcznej sytuacji niż w pojęciu skomplikowanej natury płci pięknej.

A to przecież były tylko dwa słowa. Dwa magiczne słówka. Tak proste będąc osobno, tak przerażające w połączeniu.



Kobiece potrzeby, Okami-kun.





***





Nanashi wzruszył ramionami i ruszył powolnym krokiem w kierunku bestii, podczas gdy Yoru wyciągnął katanę mówiąc.- Poczekaj Nanashi-s

Potwór skoczył nagle do szyi ronina, paszcza otwarła się tuż przed jego krtanią i… już nie zamknęła.
Ostrze katany Nanashiego błyskawicznie przecięło powietrze po łuku, oddzielając płynnie głowę bakemono od reszty ciała.
Łap upadł z mlaśnięciem na ziemię i z wyrazem zaskoczenia w ślepiach. Nie bólu, a zaskoczenia właśnie.

Wyciągnął katanę za saya, odciął głowę bestii i strzepnął krew z ostrza jednym wystudiowanym ruchem. Nanashi był groźny. Bardzo groźny. W swych podróżach po Hachisuka Leiko natknęła się na kilku świetnych szermierzy. Nanashi był godnym wyzwaniem dla każdego z nich. Szybki, opanowany i doświadczony. Jej obecny obrońca Yoru i poprzedni Kirisu… nie mieli z nim żadnych szans.
Akado zresztą też o tym wiedział.

-Jak… Gdzie się tego… To było niesamowite.- wydukał z trudem młodzik.
-Jeśli powtórzysz jeden ruch dziesiątki razy, staje się on nawykiem.- stwierdził w odpowiedzi ronin i z wyciągniętą kataną wszedł do środka mijając martwego potwora. -Hiro zostań z Katsu na zewnątrz.

Yoru ruszył za nim również z bronią w ręku. Kohen zaraz za nim. Leiko na końcu.
W środku tej świątyni było dość ciemno, więc…. pewnie dlatego zapachy wydawały się takie intensywne. Zapachy uryny i zapachy skwaśniałej sake. Na podłodze widać było też ślady zaschniętej krwi, oraz gdzieniegdzie porzucone fragmenty ubrań, a nawet pordzewiałą broń i noże. Pośrodku zrobiono prymitywne palenisko.

Łowczyni prawie instynktownie wykonała krok do tyłu, kiedy tylko wkroczyła w duszące ciemności opuszczonego budyneczku. Woń wypełniająca tak niewielką przestrzeń była tak bardzo ludzka, uporczywie nie dawała o sobie zapomnieć ciągle taranując zmysł węchu Leiko. Nie to, żeby była ona delikatną damą, która nigdy w życiu nie wąchała niczego poza olejkami i kwiatkami, ale w tym momencie przesłoniła swój nos krańcem długiego rękawa. Dopiero wtedy mogła sobie pozwolić na spokojne zlustrowanie otoczenia.
Nic nie zwróciło jej szczególnej uwagi. Ot, ktoś tutaj przebywał, może spędził tu noc. Ta osoba była ranna, a na dodatek nie zawracała sobie głowy wychodzeniem na zewnątrz, aby załatwiać swoje potrzeby. Najciekawszym elementem był ten demon trzymany na uwięzi. Na co komuś byłoby takie „domowe zwierzątko”, które z łatwością mogłoby odgryźć rękę i głowę swemu panu? Co więcej, w jaki sposób ktoś założył łańcuch temu Oni, nawet jeśli tak niepozornemu?

To były dla kobiety najbardziej interesujące pytania, jednak odpowiedzi były dalekie od pokazania się. Póki co więc zawędrowała w okolice porozrzucanych ubrań, a przyglądając im się z bezpiecznej odległości, zapytała swoich towarzyszy -Czy chcemy poczekać na tutejszego gospodarza?
-Iye… Nie gospodarza. Gospodarzy…
- stwierdził Nanashi przyglądając się podłodze i wędrując po niej dłonią, niczym… myśliwy na tropie zwierzyny.
-Ośmiu do dziesięciu ludzi, niezbyt przejmujący się higieną, za to lubiący wypić.- wymruczał na głos ronin, choć nie kierował tych słów do nikogo. Podszedł do paleniska i ostrożnie dotknął popiołów.- Jeszcze ciepłe, wyruszyli stąd jakąś godzinę lub dwie temu. Brak dyscypliny świadczy, że nie są to bushi… raczej bandyci.
-Ale po co mieli opuszczać taką… kryjówkę?
- spytał Kohen pocierając podbródek. Po czym sam sobie odpowiedział.- Chyba, że… zamierzają kogoś napaść.
-Powinniśmy ich odnaleźć i powstrzymać.
- rzekł Yoru pełnym napięcia i emocji głosem.
-Oh? - Leiko nie omieszkała się dać wyraz swego sprzeciwu oraz zaskoczeniu słowami mężczyzny, a w szczególności brzmieniem jego głosu - Nie wiem jak moi towarzysze, ale ja nie poluję na tego typu zwierzynę..

Czy to chęć zemsty na ludziach, którzy wyrżnęli całą wioskę małego Hiro, czy może co innego kierowało jego zainteresowaniem zwykłymi łotrami. Cóż, może nie do końca tak zwykłymi. A i ten ronin też nie był całkiem zwykły, trudno było o takich na ziemiach klanu -I cóż to za wyjątkowi bandyci, którzy potrafią uwiązać demona na łańcuchu niczym psa?

-Chodzi o sprawiedliwość.- wtrącił ostrożnie Akado Yoru. Oczywiście Wilczek zawsze był gotów do czynów bohaterskich. Naiwny młodzik…

-Liczni bandyci.- stwierdził Nanashi odpowiadając na pytanie Leiko i rozglądając się po tym miejscu.- Gdy Oni się pojawiły w lasach i górach, część bandytów pierzchnęła z nich. Reszta nauczyła się z nimi współistnieć. Przed większymi i potężniejszymi uciekają, ale… są Oni, tak jak tamto przy wejściu które bandyci mogą pokonać lub złapać.
Potarł podbródek w zamyśleniu dodając.-Bardziej ciekawi mnie na co zamierzają polować. W okolicy nie ma wiosek, a i podróżni w tych stronach są rzadkością. Gdyby polowali na zwierzynę, to nie wszyscy na raz. Kilku bandytów zostałoby w tym miejscu na straży.
-Być może odchodząc nie mieli zamiaru tutaj wracać. Nie pozostawili po sobie niczego wartego powrotu, pomijając tego Oni, który zapewne tylko utrudniał podróż – odparła łowczyni zerkając krótko na truchło demona u wejścia do świątyni, a następnie na moment skupiając swe niezbyt duże zainteresowanie na pordzewiałej broni, którą prędzej właściciel mógłby sobie zrobić krzywdę niż swemu przeciwnikowi. To tylko potwierdziło jej przypuszczenia, że najcenniejszym w tym schronieniu był dach i cztery ściany -I po tych okolicach może podróżować więcej wędrowców niż się z początku wydawało. Wszak i naszej trójki nie spodziewałeś się tutaj spotkać, ne Nanashi-san?
-Iye… nie spodziewałem się w sumie spotkać nikogo poza Oni.- potwierdził ronin pocierając podbródek w zamyśleniu.-Jeśli ci rabusie znaleźli sobie schronienie w tych górach, to tylko z kilku powodów. Albo byli ścigani przez kogoś, albo kogoś szukali… lub zasadzali się na kogoś. Ale poza wami w górach, chyba nikogo nie ma, ne?

Nikogo. Pomijając oczywiście młodego lorda Sasaki, małą miko ze swoim yojimbo, reszty łowców z Chińczykiem i ich przewodnikiem. A to tylko te osoby, których obecności Leiko była świadoma i jedynie Kami wiedzieli kto jeszcze kroczy tymi zawiłymi ścieżkami wśród drzew. Kojiro był zbyt sprytny, żeby dać się zaskoczyć jakimś byle łotrom, a na dodatek zbyt dobrze władał kataną, aby mieli dla niego stanowić zagrożenie, zatem ona nie miała co się o niego martwić. Ayame zaś.. ona miała swoje sztuczki i pieska gotowego poświęcić dla niej swoje życie. Poradziliby sobie.

-Oh, też tak wcześniej sądziłam. Ale potem spotkaliśmy waszą trójkę, teraz ślady obecności kolejnej grupy. Równie dobrze może być tutaj więcej podróżników, o których istnieniu my nie wiemy, ale bandyci już tak -wzruszyła lekko ramiona i.. uśmiechnęła się na swoją kolejną myśl, czego jednak żaden z jej towarzyszy nie mógł dostrzec za rękawem przesłaniającym usta i nos kobiety -Chyba.. chyba, że upatrzyli sobie na cel jakiegoś niepozornie wyglądającego yamabushi. Wtedy jedynie im byłaby potrzebna nasza pomoc.
-Iye. Skupieni na własnym treningu yamabushi nie są celem bandytów. Nie mają niczego wartego zabrania. Nie są też bezbronnymi wieśniakami.
- zaprzeczył Nanashi wstając.- Bandyci omijają yamabushi z daleka. Myślę, że wraz Katsu jestem w stanie wytropić bandytów i podążyć ich tropem. I zamierzam to zrobić. Wy zaś zdecydujcie czy idziecie ze mną, czy też… możecie poczekać na mnie tutaj. Powinniście być tu bezpieczni.
Akodo Yoru z typowym dla siebie młodzieńczym entuzjazmem rzekł.- Idę z tobą Nanashi-san.

Kohen wyraźnie się wahał.
-Nie sądzę, byś potrzebował nas wszystkich do tropienia kilku bandytów, Nanashi-san.. - stwierdziła kobieta, której zawahanie trwało dość krótko. Nie interesowały jej żadne zbiry, a tym bardziej nie zamierzała podjąć się roli najemnika polującego na ludzkie szumowiny.

Była zatem.. nie tyle niezadowolona, co zniecierpliwiona obecną sytuacją. Wprawdzie nie śpieszyło jej się do spotkania z mnichami na miejscu rytuału, ale też trwanie w takim zawieszeniu niezbyt jej służyło.

-Moja kondycja tylko by was spowalniała.- rzekł po namyśle Kohen rozglądając się po świątyni.- Lepiej będzie jak zostanę tutaj.
Czarownik najwyraźniej zainteresował się tym przybytkiem, jak i zabitym Oni.

Z czego łowczyni najbardziej w tym momencie była zainteresowana wyjście na zewnątrz i odetchnięciem powietrzem świeższym niż w środku świątyni.
Postukując zębami geta po porozdzielanych mchem kamieniach tworzących ścieżkę ku budynkowi, podeszła do podniszczonej bramy torii. Ostrożnie oparła się plecami o jedno z hashira.

Pozostanie tylko we trójkę z czarownikiem i małym chłopczykiem dawało tyle...
Iye, tak naprawdę to nie dawało żadnych nowych możliwości. Wręcz przeciwnie, zdawało się je ograniczać. Wymykanie się ku swoim własnym sekretom było łatwiejsze w większym gronie. A zresztą, nawet nie miała teraz potrzeby oddalać się. Na spotkanie z małą miko było za wcześnie, na kolejne z Kojiro zaś zbyt jasno i zbyt szybko. Najciekawszym elementem była tylko ta świątynia, co nie świadczyło najlepiej o tej okolicy.

Towarzystwo w jakim pozostawało też nie było jej wymarzonym. Chorowity mężczyzna odnajdujący przyjemność w demonicznych praktykach oraz.. dziecko. I z jednym i z drugim nie do końca wiedziała jak postępować. Zaś jedyny powód, dla którego trzymała się tej grupki zamiast ruszyć na polowanie z tygrysem, właśnie wyruszał karać bandytów i ratować uciśnionych.

Uśmiechnęła się z troską do wilczka przygotowującego się do drogi.
Miała nadzieję, że on i ronin wrócą nim się ściemni. Nim zacznie padać. Nim wrócą tutejsze zbiry, lub nim oni ich znajdą. Bądź zostaną znalezieni. Oby tylko jak najszybciej wrócili, aby wspólnie mogli kontynuować podróż. Odnaleźć Niedźwiedzia z resztą ich grupy, może gdzieś w międzyczasie zgubić Nanashiego z jego młodym kompanem.
Ah, może nawet byłoby wystarczająco czasu na małe polowanie na chińskie demony w ludzkich ciałach.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-01-2014, 15:32   #198
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Czarownik i dzieciak. To nie było odpowiednie towarzystwo dla delikatnej niczym płatki wiśni kobiety.
Leiko zgrabnie i gracją przysiadła się na poręczy świątyni. Z dala od ohydnego truchła martwego oni, które tak zafascynowało youjutsusha. Sam bliski śmierci mężczyzna chorobliwie interesował się nadnaturalnymi trupami. Dzieciak, jak to mały chłopak… niepomny zagrożeń hasał pomiędzy drzewami.
A łowczyni przymknęła oczy odgradzając się od nieprzyjemnej sytuacji. Palce wędrujące po jej szyi i ramionach… uwalniające od napięcia i zmęczenia. Pocałunki budzące rozkosz.
Jakże ich łaknęła. Dłonie tygrysa, lub chociażby kogucika… przynoszące ulgę i przyjemność. Choć potrafiła znosić wiele udręk, to kwiat imieniem Leiko najlepiej rozkwitał w luksusie. Lecz niestety ta podróż nie obiecywała go zbyt wiele. Ach.. urwać się ze smyczy mnichów i dać porwać Kojiro. Znając pomysłowość ronina, spędziła by przyjemne godziny… nawet jeśli w luksusie niewiele lepszym niż ten.



Ach… pomarzyć dobra rzecz. Niestety Maruiken nie mogła sobie pozwolić na zbyt długie przebywanie w krainie fantazji i przyjemnych wspomnień. Gładko zeskoczyła z poręczy rozłożyła parasol i osłoniwszy skórę koloru porcelany przed niedobitkami słonecznych promieni przedzierających się przez chmury ruszyła w kierunku gąszczu otaczającego świątynię by sprawdzić czy okolica jest tak bezpieczna na jaką wygląda. I oczywiście w tej wędrówce pomiędzy drzewami nie była sama. Dołączył bowiem do niej mały Hiro. Dzieciak zasypywał łowczynię pytaniami, nie przejmując się tym, że ledwie na niektóre raczyła mu odpowiedzieć. A także opowiadał o sobie, chyba czując się bardziej dorosły w jej towarzystwie, w końcu jednak sugestia, że Kohen włada magią i rzuca ogniste czary, wystarczyły by mały Hiro pognał gnębić swoją ciekawością czarownika.

Leiko zaś przedzierała się przez gąszcz, wypatrując śladów bytności zwierząt, bądź ludzi, bądź oni… Nie znalazła jednak śladów, żadnego z nich, aż… zamarła widząc wynurzające się z okolicznych drzew i roślin liczne półprzeźroczyste postacie o nieforemnych głowach.


Stworki te nie wydawały się stanowić zagrożenia, ani też być zainteresowane atakowaniem Leiko. Nie były bowiem Oni, a raczej Kami. Było to bowiem Jumoku no seirei, duszki mieszkające w drzewach i roślinach. I wedle wiedzy łowczyni odpowiadały za ich wegetację. A przynajmniej łowczyni przypuszczała, że to właśnie Jumoku no seirei, bo żadnego jeszcze na oczy nie widziała. Zwykle te duszki nie pokazywały się śmiertelnikom, a już na pewno nie w takich ilościach. Zwykle potrafiły być niewidzialne, a teraz Leiko widziała je bez korzystania ze swego spojrzenia.
I owe duszki wydawały się zaniepokojone, tylko czym?

Pierwsze krople zaczęły spadać z zachmurzonego nieba. Był to znak dla łowczyni, żeby wrócić do zbezczeszczonej świątyni.
Wkrótce zresztą, całkiem się rozpadało. I łowczyni wróciła pod dach świątyni.
Nanashi miał rację, nastąpiło oberwanie chmury zalewając okolicę strugami deszczu i zmuszając łowczynię do utknięcia pod dachem z nudzących się dzieciakiem i Kohenem, którego zdrowie pogorszyło załamanie się pogody.


Szaruga i nuda. Leiko zaczęła czasami żałować, że nie poszła z Yoru i Nanashim na poszukiwania. Czasami zaś… że nie skorzystała z propozycji Kojiro. Gdyby pozwoliła jego pocałunkom rozpalić jej zmysły, gdyby nie wyślizgnęła się z ramion, gdyby…
Godziny okraszone szarugą, ciągnęły się w nieskończoność, wręcz kusząc do drzemki...



Coś wyrwało Leiko z nudy i stagnacji. Ganriki dało o sobie znać. Coś się zbliżało, coś potencjalnie wrogiego. Nie tylko ona to zauważyła. Kohen spojrzał w niebo mówiąc ni to do siebie, ni to do Maruiken.- Zbliżają się… od wschodu.
Czarownik miał rację… Narastające poczucie niebezpieczeństwa sprawiło, że Maruiken spojrzała w tym samym kierunku co Takami, prosto w niebo. Bowiem w burzowych chmurach podróżowały stłoczone potwory, wykorzystując deszcz jako osłonę przed palącymi promieniami słońca jak i ciekawością śmiertelników. Co prawda światło słońca było zabójcze dla niewielu potworów, to jednak zdecydowana większość nie lubiła przebywać w blasku Amaterasu. Dlatego też zdecydowana większość bestii atakowała po zmierzchu.
I z tego powodu Oni, które Leiko i Kohen widzieli, kryły się pośród deszczowych chmur.


Niezliczone chmary Oni. Pocieszeniem był fakt, że te akurat demony nie należały do specjalnie groźnych. Był to demoniczny drobiazg, rzadko przekraczający półtora metra długości i nie wymagający biegłości w zabijaniu potworów. Nawet wyszkolony bushi dałby sobie radę z jednym z nich. Problem jednak stanowiła ich liczebność. Przez deszczowe niebo przelatywały dziesiątki potworów. I ich celem była najwyraźniej… Shimoda.
Był to zły znak na przyszłość.
Większość bestii ignorowała trójkę zagubionych wędrowców. Ale nie wszystkie.
Dwudziestka małych oni, sfrunęła z nieba, by zapolować na śmiertelników nie zdając sobie sprawy z zagrożenia.
Były bowiem demonicznym drobiazgiem, pomniejszymi Oni, które stanowiły zagrożenie jedynie dla starych wieśniaków i młodych dzieci.


Pokładały jednak naiwną wiarę w swą liczebność stając przeciw dwójce doświadczonych łowców i dzieciakowi uzbrojonemu w pospiesznie zaostrzoną złamaną katanę.
Kohen uśmiechnął wesoło, w jego oczach widać było ekscytację.- Zbliżają się.
Potwory rzeczywiście ruszały w kierunku bastionu, jakim była świątynia. Szkoda, że zbezczeszczona.
Uświęcone miejsce zagwarantowało bowiem im spokój. A tak… Leiko przyjdzie pewnie ubrudzić ostrze w posoce demonicznego drobiazgu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-03-2014, 06:43   #199
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Hai, zbliżają się.


Przeciągłe nuteczki satysfakcji przetańcowały po każdej literze wypowiadanej przez łowczynię, a składających się na tak niezwykłe wyznanie w jej ustach. Cieszyła się na widok nadciągającej chmary przebrzydłych kreatur? Było to reakcja dlań wybitnie nienaturalna i niespodziewana. Wszak Oni nie były czymś, co mogłoby przyprawiać jej serce o zadowolenie. Były za to wynaturzeniem, paskudnymi stworami odbiegającymi od tego co naturalne i mającego prawo istnieć na świecie. Najchętniej nie miałabym z nimi nic wspólnego, a kiedy już sytuacja tego wymagała – to zwykle, gdy była ku temu możliwość, wolała ich zabijanie zostawiać bardziej gorliwym łowcom.

Ale nie tym razem. Iye, iye. Miast grymasu obrzydzenia, na urzekającej twarzy Leiko wymalował się delikatny uśmiech.
Działanie, ruch! W końcu coś na przełamanie tej bezczynności i monotonni, podsycanych tylko przygnębiającą szarością nieba i deszczu. Prymitywna rozrywka dla rozruszania mięśni, dla przypomnienia swym instynktom celu ich istnienia. Nie był to najsłodszy ze sposobów na zabicie znudzenia, ale jedyny teraz możliwy.

-Poczekaj tutaj, Hiro-kun – wymruczała do chłopca z nagłym przypływem troski.
Sama zaś zaczęła schodzić po schodkach. Z wolna i nieco leniwie, jak gdyby jeszcze dawała demoniszczom ostatnią szansę na zostawienie ich trójki w spokoju i zachowanie swego życia, jakkolwiek niewiele byłoby warte.

Oh? Nie zamierzały skorzystać z dawanej im łaski? Niemądre stworzenia.

Kątem oka dostrzegła coś bardziej interesującego niż zbliżające się Oni, choć przez moment niemądrze sądziła, że to z jej wzrokiem się nagle pogarsza.
Kohen mimo swej potęgi, był kiepskim przeciwnikiem dla demonów w bezpośredniej walce. Dlatego też postanowił się osłonić. Bo czym innym była owa nieprzenikniona ciemność otaczająca go coraz szczelniej podczas, gdy on melorecytował kolejne wersy zaklęcia? Mrok… mrok nieprzenikniony w swej naturze otaczał czarownika, chroniąc go przed spojrzeniem stworów jak i Leiko.
I było to równie niezwykle, co jej wcześniejsze zadowolenie godne kocicy obserwującej swe ofiary do zabawy. Ciemności nocy, głębokie cienie i nieprzeniknione dla zwykłego oka mroki, zawsze ustępowały pod jej wzrokiem. Taki był jeden z uroków jej przekleństwa – nikt, ani nic nie mogło skryć się przed nią za kurtyną czerni. Do... dzisiaj, to znaczy. Czarownikowi się powiodło, może nawet nieświadomie, całkowite ukrycie się nie tylko przed demonami i chłopcem, ale także i przed nią. Choćby i najbardziej wytężała spojrzenie, to.. iye.. iye! Nie potrafiła dostrzec nawet byle delikatnego zarysu jego chuderlawej sylwetki! Jakąż doprawdy podłą magią musiał się posługiwać, skoro jej siłą przewyższał jej własne zdolności, wszak pochodzenia demonicznego. Cóż mogło być potężniejszego, a zarazem tak o wiele bardziej paskudnego?

Stwory w międzyczasie ruszyły na łowczynię. Część lewitowała, część pełzała.






Groteskowe w swym wyglądzie nie były jednak zbyt przerażające. Były robactwem do rozdeptania. Niektóre zresztą jak robactwo wyglądały. Były jednak na tyle inteligentne, by uderzać kupą i na tyle sprytne by zignorować na razie niewidocznego w rosnącej plamie ciemności czarownika.

Pierwsze strugi kwasu bluznęły na Leiko, ale parasolka stanęła na drodze tym kwasowym plwocinom i mimo ostrego smrodu i słyszanemu przez Maruiken skwierczeniu… żrąca plwocina nie poradziła sobie z materiałem delikatnej parasolki. A w kierunku najbliższego łowczyni potwora poleciał kamień trafiając go boleśnie w oko.. w jedyne zresztą jakie ów wężowy stwór posiadał. Był to kamień ciśnięty przez Hiro kryjącego się w głębi starej świątyni.
Oślepione stworzenie zaryczało wściekle, a jego rozdziawiona w cierpieniu paszcza była bardziej niż zachęcającym słabym punktem do uderzenia. Dotąd rozłożona parasolka chroniąca łowczynię przed urokiem deszczu, została przez nią gwałtownie złożona z trzaskiem. Ostry szpic błysnął pomiędzy spadającymi gęsto kroplami deszczu, a potem błyskawicznie przecinając powietrze.. zniknął. Zamaszysty ruch ręki kobiety poprowadził niepozorną, acz zabójczą broń prosto w piekielną czerwień wnętrza rozwartego szeroko pyska. Bestia zacharczała z obrzydliwym bulgotem tryskającej czarnej krwi, wiła się w agonii, próbując uciec od tego ostrza przebijającego mu wnętrzności. Poniekąd mu się to powiodło, bowiem po utracie zainteresowania truchłem, którym miał się stać za zaledwie moment, łowczyni podobnym ruchem co wcześniej wyrwała ku sobie parasolkę.

Wirowała z nią jak śliczny kwiat kręcący swe piruety w powietrzu. Nie zabijała bestii, a jedynie się od nich.. odganiała nonszalancko. Rozłożoną parasolkę używała jak tarczę, nonszalanckimi acz stanowczymi pchnięciami trzymając je wszystkie na dystans, gdy nieprzerwanie starały się ją osaczyć w ciasnym kółeczku. Czasem wprawdzie zdarzało jej się dźgnąć tego czy owego bardziej nachalnego osobnika, ale i one nie pozostawały jej dłużne. W kilku miejscach na rękawach kimona widoczne były rozszarpane dziury w materiale po kłach czy szponach bestii, które to szybko jednak pożałowały swego czynu.

Kontynuowała tą swoją lekkomyślną gierkę, aż pomiędzy syków, bulgotów i warknięć Oni przebiło się coś innego. Z ciemności otaczającej Takamiego rozległy się głośne świsty.






Niczym pociski wystrzeliły z niej trzy czaszki obleczone płomieniami i wyjące potępieńczo. Każda z nich uderzyła o ziemię w pobliżu Leiko, trafiając precyzyjnie w największe skupiska potworów i eksplodując kulami ognia pochłaniającymi potwory.
Dookoła Maruiken i Oni płonęły ognie, wzbudzając obłoki pary pokrywające mgiełką pole bitwy.
Gdyby tylko jej przeciwnicy mieli bardziej śmiertelną naturę, gdyby tylko nie byli takimi wynaturzeniami, to taka zasłona byłaby dla niej idealnym otoczeniem do walki. To co dla innych byłoby przeszkodą uniemożliwiającą dostrzeżenie przeciwnika, dla niej byłoby sposobem na ukrycie się i zaatakowanie z zaskoczenia. Przekleństwo w krwi pozwalało jej widzieć wszystko.. co tylko nie było ukryte za tajemniczym mrokiem czarownika.
Jednak i jej obecna zwierzyna była równie przeklęta. Mgła w niczym im nie przeszkadzała, jedne nadal widziały swój cel w postaci kobiety, inne wyczuwały ją innymi swoimi zmysłami. Nie mogła się przed nimi ukryć, a mimo to sytuacja stała się dla niej lepszą niż przed momentem.

Łowczyni dosłyszała krzyk Kohena - Więcej nie mogę zrobić. Honō no zugaikotsu no yūrei to kosztowny dla mnie czar, poza tym słabo widzę i ciebie i potwory.

Tyle wystarczy..

I znowu ten uśmiech na śliwkowych wargach. Przewrotny i zadowolony kocim zwyczajem, którego źródła nie sposób było odkryć pod tym zagadkowym rozchyleniem ust.
Słowa zaś tym razem zachowała jedynie dla swych myśli, bo i krzyczeć ponad tym całym gwarem.. nie zwykła. Czarownik wykonał swoją część, przetrzebiając odrobinę chmarę Oni, przeszkadzając im, ale przede wszystkim tworząc dla łowczyni sposobności do zaatakowania. Teraz była jej kolej, by przestać się bawić ze swoimi ofiarami niczym jakie koneko, a skorzystać z danej sobie okazji i pozbyć się zagrożenia.

Wykonała parasolką ostatnie szerokie zamachnięcie odpychając od siebie co bardziej zaciekłe kreatury, po czym.. wypuściła drewnianą rączkę ze swojego uścisku. W szarości i ponurości dnia zamigotał materiał, gdy w iście teatralnym geście przelatywała w powietrzu ponad pokracznymi łbami demonów, zwracając przy okazji uwagę tych.. co mniej ogarniętych, zdawałoby się. W tym samym czasie pierwsze krople.. iye, iye.. pierwsze strugi deszczu zaczęły spływać po włosach Leiko, wlewać się za kołnierz i dekolt kimona i po prawdzie to mocząc je całe po prostu, nieprzyjemnie przy tym przypominając w jakich warunkach przyszło jej walczyć. Cóż, ten typ zwierzyny nie miał w zwyczaju pojawiać się w eleganckich ogrodach, pośród ślicznych kwiatów czy choćby pod opadającymi płatkami kwitnących wiśni.

Zresztą, ona też im nie pomagała w zachowaniu jakichkolwiek resztek godności.
Rozległo się trzaśnięcie, niby cichy grzmot pośród chmur ciążących ponad głowami, a zaraz za nim głuche uderzenie kolejnego wężowego ciała bezwładnie opadającego na ziemię. Czarna krew ściekała z rozłożonego bojowo wachlarza o ledwie dostrzegalnych, acz istniejących zabójczo ostrych krawędziach. Kolejne cięcia były tylko kwestią czasu. Te proste demony nie potrafiły wyciągać wniosków ze ścielących się wokoło trucheł ich współbraci, więc drobna Maruiken uzbrojona w niepozorny kobiecy bibelocik nadal stanowiła dla nich łakomy kąsek. I bezczelnie wykorzystywała to ich pragnienie z głodem. Wystawiała się na, zdawałoby się, wręcz pewne trafienie szponów i kłów, a gdy stworzenie już się skusiło i rzucało do ataku, to z precyzją go unikała kręcąc zarówno swym ciałem w obrocie, co i bronią podrzynając gardła. Jedyną siłą tych oni była ich liczebność. Nie były ani zwinniejsze od łowczyni, nie były od niej potężniejsze. Pozostawały daleko w tyle za Matką Głodu czy ostatnim dwugłowym ogrem o ognistym oddechu. Gdyby tylko potrafiły się zorganizować i zaatakować wszystkie jednocześnie, to wtedy.. istotnie stanowiłyby niemałe zagrożenie dla osamotnionej teraz w starciu Leiko.

Póki co jednak bardziej jej przypominały ślimaki niż uderzające szybko węże czy pająki. Ruszały się dla niej zbyt powoli, były zbyt przewidywalne w swym kierowaniu się prymitywnymi instynktami. Na każde nieuprzejme rzucenie się do niej z kłami, odpowiadała unikiem i towarzyszącym mu własnym ostrym cięciem. Wirowała poruszając się lekkim chodem, ciągle będąc w ruchu wydawała się już prawie nie dotykać ziemi. Wachlarzem rysowała w powietrzu łagodne łuki, które jednak niewiele wspólnego miało z delikatnością, gdy spotykał się ze skórą i mięśniami Oni.

Wszystko to miało iście taneczny wyraz. Z gracją Leiko stawiała stopy pomiędzy płomieniami, omijając zarówno niezdarne ataki Oni, co i niepotrzebne poparzenia swej skóry. Dźwięki wygrywane na jedwabnych strunach koto byłyby idealnym dopełnieniem tej mozaiki cięć i uskoków we wdzięcznym wykonaniu kobiety. A może powietrze błądzące po wnętrzu shakuhachi tworzące perliste w brzmieniu nuty, byłoby równie dobrym dlań akompaniamentem?
Ah, gdybyż tylko wśród jej obecnych towarzyszy był choć jeden o zwinnych palcach bardziej nawykłych do tworzenia muzyki niż zabijania demonów. Nie było też nikogo na tyle wrażliwego na piękno takiej sztuki, by potrafił wtedy docenić spektakl rozgrywający się przed jego oczami. Demony nie były najbardziej życzliwą publicznością.
Ciężkim było zachowanie resztek artystycznej duszy na przepełnionych paskudztwami polowaniach..
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-03-2014, 06:49   #200
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Zagrożenie!
Tańcząc z bestiami które próbowały ją dopaść, Leiko niefortunnie pozwoliła jednemu z nich zajść siebie od tyłu. Czuła zagrożenie, za plecami - Ganriki ją ostrzegło. Ale czy nie za późno?

Obróciła się błyskawicznie, by przynajmniej jakoś osłonić się od ciosu, choćby kosztem zranienia w rękę. Zobaczyła swego agresora. Stwora przypominającego jadowitą stonogę.

Nagły świst.
Ostrze katany odcięło łeb bestii. Kolejne błyskawiczne cięcia rozszarpały niemalże potwora nie dając mu nawet cienia szansy na zranienie łowczyni.






Tygrys... pilnował jej. Zjawił się błyskawicznie na polu walki i pozbawił równie szybko stwora, który jej zagrażał. Jak zwykle szybko i z wrodzoną Kojiro finezją.
-Wybacz, że ci przeszkodziłem. Ale skorzystałem z okazji jaką daje ta mgła i postanowiłem się wtrącić do tej walki.- rzekł cicho i żartobliwym tonem jej yojimbo.

Łowczyni nie mogła się zdecydować, czy bardziej pragnęła zrugać go za niepotrzebne wtrącanie się, podziękować mu pocałunkiem za pomoc czy pozwolić się porwać już teraz. Odnalazła kompromis w uśmiechu, jasnym i ciepłym jak ostatni promień słońca pod ciemnymi, deszczowymi chmurami.
-Czyżbym stała się damą w opresji, którą musisz ratować, mój tygrysie? - zapytała cichym, figlarnym głosem.
-Iye. Jesteś damą w opresji, którą mam przywilej ratować.- uśmiechnął się ronin. Odwrócił się nagle, jego ostrze przecięło powietrze i małe Oni rzucającego się na Kojiro.-Korzystam z okazji, by się przed tobą wykazać… taka męska próżność, ne?

Zachichotała po jego słowach.
-To brzmi, jakby te kreatury miały stanowić dla Ciebie jakiekolwiek wyzwanie.. - zawiesiła sugestywnie głos,a jedna z jej brwi powędrowała do góry, gdy spoglądała na kolejne truchło demona padające na ziemię u stóp mężczyzny. On już nie musiał się starać, by jej zaimponować. Wystarczająco już się napatrzyła na jego umiejętności, nawet kiedy on sam o tym nie wiedział.
Sama zaś zdawała się przestać zważać na poruszające się zaraz obok zagrożenia. Do czasu, aż skuszony tą nieuwagę przebrzydły demon spróbował ją zaatakować. Przecięty wpół cięciem wachlarza przekonał się o pozorności tego sprawianego przez nią wrażenia.
Stojąc z roninem plecy w plecy, zapytała szeptem -Powiedz, Kojiro-san, widziałeś w tych okolicach bandytów, lub kogoś na kogo mogliby oni zapolować?

-Bandytów… zdarzało mi się zauważyć. Ale gdybym miał uganiać się za szczurami grasującymi w tych górach, musiałbym zostać pustelnikiem. I spędzić resztę życia na łowach. Te góry oferują rozbójnikom tylko jedno… kryjówkę. Po łupy trzeba zejść ze szczytów gór i uderzyć na wioski i trakty pod nimi, choć… możliwe że twoja grupka nie jest jedyną która chciała szybko dotrzeć do Shimody
.- wyjaśnił krótko Kojiro przecinając niedbale mieczem kolejnego potwora który ośmielił się go zaatakować .- Przez góry i Maedę to najkrótsza droga do tego przeklętego miejsca.
Przez chwilę zamyślony Kojiro zerkał na mgielny opar wytworzony ubocznym efektem zaklęcia czarownika. Po czym rzekł cicho.- Oczywiście, o ile owa grupka łowców nie zawiera w swym składzie tak zwodniczo delikatnego kwiatu jak ty Leiko-san, nie jest wystarczająco atrakcyjnym celem dla bandytów. Chyba że wygłodniałych i zdesperowanych.. na tyle, by próbować ukraść żywność doświadczonym wojownikom.
-Ah.. oboje dobrze wiemy, że teraz jest w tych górach więcej wędrowców niż zwykle. I jeśli Nanashi-san miał rację i to są rzeczywiście bandyci, a na dodatek zdesperowani, to będą mieli niemiłą niespodziankę napadając na moją grupkę, Ciebie lub małą miko z jej strażnikiem
– eleganckim ruchem, nawet w tak siermiężnych warunkach w deszczu i wśród porozrzucanych ciał demonów, kobieta strzepnęła z wachlarza krew i jakieś bliżej nieokreślone fragmenty dopiero co zabitego Oni. Widać nie nauczył się niczego od swych martwych braci.

W chwili wytchnienia przekręciła lekko głowę, by móc zerknąć kątem oka na twarz Kojiro okoloną długimi włosami przyklejającymi się od wilgoci do skóry. Uśmiechnęła się lekko, stykając się z nim ramieniem -Ten ronin również ma niezwykle pewną i zdolną rękę do miecza, prawie tak dobrą jak Ty.
-Doprawdy? Muszę więc uważać, by cię nie zauroczył swymi talentami.
- mruknął nieco kocio Sasaki zerkając na twarzyczkę Maruiken. Westchnął cicho.- Nie myśl sobie, że dam mu zdobyć twoje zainteresowanie bez walki, o twe łaskawe spojrzenie.
Rozejrzał się dodając smutno.- Szkoda że znów będę musiał skryć się wśród cieni nocy.

Miał rację, mgła opadała.

-Czyżbyś mnie podejrzewał o słabość do każdego napotkanego ronina? - pokręciła głową rozbawiona. O ile w normalnych warunkach ten ruch wprawiłby jej luźny pukiel w zafalowanie, to obecnie zlepek mokrych włosów jedynie mało przyjemnie liznął policzek łowczyni.
Korzystając z okazji, że na polu walki została jedynie parka demonów, na tyle widać mądra, aby nie atakować jednocześnie jej i tygrysa, Leiko zwróciła się do swego kochanka.
-Nie martw się. Nie ma on giętkości Twego języka, fascynującej rozkoszy tajemnic, a i inne Twe walory.. - wolną dłonią przesunęła leniwie po jego torsie otulonym przemoczonym teraz kimonem. Zębami skubnęła delikatnie swą dolną wargę -.. są również wielce interesujące.

W pośpiechu starała się nacieszyć tym krótkim i nieoczekiwanym spotkaniem nim sięgnął ich oczy chłopca i czarownika. Dlatego niewiele myśląc złączyła ze sobą ich usta w pocałunku tęsknym i żarliwym. O smaku deszczu. On odpowiedział na pocałunek równie żarliwie, spragniony jej warg niczym wędrowiec w ognistych czeluściach łyku wody.

Niemniej ta chwila nie mogła trwać wiecznie. Leiko odsunęła swe usta od jego warg.
Potem zerknęła na niego spod gęstych rzęs i szepnęła, będąc niewiele dalej niż jak do kolejnego pocałunku -Uciekaj..
Ronin uśmiechnął się łobuzersko, skinął głową. I popędził niczym wiatr, zanim resztki mgiełki opadły odsłaniają już samotną łowczynię pośród trupów zabitych Oni.

Ciemność otaczająca czarownika już zaczęła powoli słabnąć, ale nadal była dość gęsta by ukryć jego obecność przed dwoma ostatnimi z demonów. Walczyły z tym pragnieniem ataku na drobną postać łowczyni widząc wszak wielu martwych pobratymców. Ale coś ich pchało ku zabijaniu. Jakiś zew silniejszy od instynktu przetrwania. Rzuciły się na nią oba razem. Ku swej zgubie.

Zwróciła ku nim nieśpiesznie spojrzenie, dotąd zapatrzone melancholijnie w kierunku gdzie, jak domniemała, czmychnął tygrys. Niepostrzeżenie, jak zwykle. Tak samo dla czarownika i chłopca, nieświadomych tego słodkiego gościa, jak i dla niej.. także. Ze swoimi zawsze zadziwiającymi ją sztuczkami, mógłby dorównywać nawet jej dawnym towarzyszom broni w misjach.

Tym razem w jej złocistych oczach błysnęły iskierki rozdrażnienia na widok dwóch ostatnich osobników, którzy najwyraźniej nadal się niczego nie nauczyli. A tak się starała przecież, oba demony miały tyle czasu na ucieczkę.
Odsunęła się unikając ostrych zębów obu paszczy i w płynnym zwrocie wykonała wachlarzem długie cięcie przez cielsko jednego demona. Odwracając się powtórzyła ten sam ruch na jego towarzyszu czającym się do zaatakowania jej pleców.

Trysnęła krew mieszając się z już i tak smoliście czarnymi kałużami deszczu. A może było na odwrót, i to jego krople mieszały się z posoką upuszczoną tym wszystkim kreaturom?





***



Mgła całkiem opadła.
Kohen rozwiał resztki mroku otulającego go niczym całun pogrzebowy. Powoli przechodził pomiędzy martwymi demonami wchłaniając dosłownie atmosferę śmierci panującą na pobojowisku. Resztki sił życiowych konających bestii wnikały w jego czyniąc youjutsusha bardziej żywotnym i energicznym. Był niczym padlinożerca żywiący się na trupach nadnaturalnych bestii.
A dzieciak nie przerażony wcale ową jatką i zagrożeniem swego życia biegał pomiędzy trupami demonów i machając ułomkiem katany wylewał z siebie potoki słów próbując opisać całą walkę jaka rozegrała się na jego oczach.

Nanashi i Wilczek zjawili się wraz z Hatsu jakieś półgodziny później. Gdy zbliżali się do pozostałej dwójki łowców ronin wydawał się zamyślony, a Yoru bardzo pobudzony. Musieli zobaczyć coś ciekawego, bo przecież zwykła walka z bandytami nie powinna wzbudzać tyle ekscytacji, ne?
Na widok dziesiątek szczątków oni pokrywających obszar przed świątynią, obaj zdziwili się bardzo… Ale to Akado pierwszy sformułował pytanie.-Co tu się stało?

Maruiken stała z dala od porozrzucanych trucheł, bezpiecznie i sucho pod daszkiem świątyni. Chociaż dzień nie należał do najchłodniejszych, to jednak łowczynię co i rusz przeszywały lodowate dreszcze.
Kimono, pomimo i tak lekkiego kroju i materiału z jakiego było uszyte na potrzeby Leiko, w czasie walki nasiąkło deszczem stając się ciężkim, nieprzyjemnym. Dosłownie oblepiało ciało kobiety, przykleiło się do jej krągłości bardziej niż ona by tego pragnęła. W inny okolicznościach po prostu ściągnęłaby z siebie wszystko co mokre i pozwoliła wysuszyć się jej ubraniom, jednocześnie przez cały czas będąc bardziej niż świadomą swej nagości. Lub.. prawie nagości, miała bowiem wrażenie, że jakieś niewielkie fragmenty jej bielizny cudem ostały się suche.

Słysząc znajomy głos młodziana, przekręciła głowę, by móc spojrzeć w tamtym kierunku spomiędzy wilgotnych kosmyków uwolnionych spod jarzma zwykle trzymających ich ciasno szpil. Tarmosiła je lekko jedną dłonią, starając się przynajmniej trochę je podsuszyć. Uśmiechnęła się ciepło na powitanie, a potem bez większego zainteresowania powiodła wzrokiem po pobojowisku zostawionym przez nią, ronina i czarownika -Ah.. mieliśmy własne łowy, kiedy was nie było.

-Znaleźliśmy kolejne schronienie na noc. Starą zapomniana karczmę przy gorących źródłach.- rzekł w odpowiedzi Nanashi.- Nie sądziłem, że ostała się z wojennej pożogi.
-I widzieliśmy mnicha o jasnych jak słońce włosach, jak walczył z z przeważającymi siłami bandytów. Nie stanowili dla niego żadnego zagrożenia, ścinał je jak młode sosny.
- odparł z młodzieńczym entuzjazmem Akado Yoru. Co Nanashi potwierdził skinieniem głowy.- Liczna wyprawa przemierzała te góry, zbyt liczna… to nie było kilku łowców. Dużo bushi i palankin. Chyba kogoś przewozili, ale zapewne wy o tym nic nie wiecie, ne?

-Iye, Nanashi-san. Gdyby to była nasza wyprawa, to bylibyśmy tam z nimi zamiast tutaj z Tobą i Hiro
– odparła łowczyni obojętnie, choć ten ton głosu wcale nie uzewnętrzniał jej prawdziwym odczuć wobec przyniesionych przez nich informacji. Mogła się spodziewać, że złotowłosy Oni też wyruszy na rytuał. Nie oczekiwała jednak, że będzie podróżował prawie tą samą drogą. A jakaż ważna postać w tej układance mogła być niesiona do Shimody? Być może któryś z doradców, prędzej Hatsuma niż Jumai. Nie mogła też zapomnieć o starym Shao-shin'ie, skoro rytuał miał być tak ważny dla jego sekty mnichów.

-Może powinniśmy połączyć siły z tą grupką mnichów?- zaproponował Akado Yoru z typowym dla siebie młodzieńczym entuzjazmem i nieznajomością sytuacji.
Na szczęście Kohen nie był aż tak pozytywnie nastawiony. Czarownik rzekł spokojnym głosem.- Nie możemy przedstawić żadnych dowodów poza naszymi słowami, że pracujemy dla Hachisuka. Mogą wziąć nas za szykujących podstęp bandytów. Lepiej będzie jeśli znów zejdziemy się z Hirami-san
-Czy aby nie Hirami Kasan?
-wtrącił Nanashi podejrzliwym tonem głosu.
-Tak. Czy coś... masz przeciwko niemu, Nanashi-san?- zapytał ostrożnie Kohen. A ronin stwierdził siląc się na beztroski ton głos.- Nic… Absolutnie nic. Po prostu nie spodziewałem, się że on jeszcze żyje. To co teraz? Spędzamy tu noc, czy wysilimy nieco nasze ciała by spocząć może nieco wyżej, ale za to wygodniej? I nawet się obmyć?

Leiko zmrużyła czujnie oczy. Czyżby miała rację? Uczeń rozpustnik i jego mistrz lubieżnik? To byłby doprawdy przezabawny zbieg okoliczności, ale podejrzewała, że pomimo całej swojej intuicji, tajemnica kryjąca się za relacją tych dwóch mężczyzn była równie interesująca, ale mniej przewidująca.

-Ta świątynia już dawno straciła swój urok.. - mruknęła przy wtórze postukiwań o schodki, gdy schodziła po nich nieśpiesznie. Z niejaką niechęcią ujęła palcami za kołnierz kimona i naciągnęła go dokładniej na skórę, ale w ostateczności niewiele miało to wspólnego z ogrzaniem się -Nie wiem jak inni, ale ja nie miałabym nic przeciwko spędzeniu nocy w jakimś przyjemniejszym miejscu. Cieplejszym.. i suchym, także.

Chociaż potrafiła się oprzeć pokusom luksusów i nie dawała się ślepo kusić obiecywanym wygodom, bo i przecież nie została wychowana na wydelikaconą damę, to mogła z takich korzystać, kiedy Los tak zachęcał i sytuacja ku temu sprzyjała. Szczególnie, gdy alternatywą było spędzenie nocy pośród trupów demonów i przykrych pozostałości po bandytach. Opuszczona karczma jawiła się przy tym jak wyjątkowy pałac w dziczy. A gorące źródła tylko dodawały mu uroku.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172