Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-09-2015, 16:41   #241
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Spacerowała w pokrytym pajęczynami mrocznym lesie pełnym potworów, pośród grupki podejrzliwych i czujnych łowców. A jednak sytuacja w której znalazła się Maruiken była dla niej komfortowa. O wiele pewniej czuła się manipulując ludźmi i informacjami oraz szykując się do skrytobójstwa niż walcząc bezpośrednio z potworami.


Miała też przewagę nad otaczającymi ją łowcami. Oni skupieni byli na okolicy szukając tam zagrożeń dla swego życia. Ona zaś wiedziała, że nic im nie grozi. Wpuścili już bowiem jadowitego pajączka między swe szeregi. Nie mogła jednak działać w pełni skutecznie. Bowiem dwójka z łowców okazywała jej nadmierne zainteresowanie. Jednym z nich był oczywiście Kirisu. Kogucik nie odstępował swej przyjaciółki nawet na chwilę. Otulał ją swym ramieniem, ogrzewając jej ciało swym ciepłem. I szepcząc czułe słówka o swej tęsknocie. I przynosząc przyjemny i pobudzający dreszczyk ciału łowczyni. Łobuz nie zapomniał lekcji wyniesionej z Nagoi.
Drugim tak ciekawskim łowcą był oczywiście Yashamaru. Jego ukradkowe spojrzenia przekonywały Leiko, że jej… znajomy ma ją cały czas na oku. Choć oczywiście nikt inny tego nie zauważył. Nawet Kirisu-kun.
Yashamaru trzymał się blisko chińskiego mnicha i wymieniał cicho uwagi na temat lasu z drugim yojimbo i obecnie tłumaczem Chińczyka, Jimushim. Wilk i Sakura zaś szli z przodu i rozmawiali głośno, głównie sarkając na sytuację i zastanawiając się nad kolejnym posunięciami. Widać było że oboje przejęli dowództwo nad grupą po śmierci ich samurajskiego opiekuna.

Oboje też zerkali na Leiko czasami, zaciekawieni pojawieniem się nowej ślicznej buzi w ich małej grupce. Cóż… po tak długim włóczeniu się w labiryncie Sakusei z pewnością z radością witali każdą odmianę losu.
I łowczyni postanowiła to wykorzystać. A okazja natrafiła się szybko.

Spotkanie się ich oczu… krótkie i pełne przekazu.


Oko mężczyzny patrzyło bystro i dumnie. Nie zawahało się. Czy był taki jakiego potrzebowała łowczyni? Nie był dworskim bushi. Podobnie jak Kumę cechowało go to nieokrzesanie typowe dla wioskowych samurajów siedzących na niewielkim spłachetku ziemi i pełniących role oficerów dla ashigaru miejscowego daimyo. Mimo wszystko… był łatwiejszy do przewidzenia niż żywiołowa Sakura, której Leiko nie potrafiła do końca rozgryźć. Bowiem nigdy nie spotkała kobiety takiej jak ona… ostentacyjnie ignorującej wszystkie zasady regulujące funkcjonowanie społeczeństwa. A przynajmniej te, które wchodziły w jej drogę. Do perfekcji wykorzystywała nieformalny status swej profesji, leżącej poza strukturą klasową japońskiego ludu.
Wilk dostrzegł jej spojrzenie, tego Maruiken była pewna. Niemniej nic z tego nie wynikło. Nadal szli w poszukiwaniu miejsca na odpoczynek, co nie było łatwe. Dookoła czaili się wrogowie, a i sam las…


sprawiał złowrogie wrażenie. I niezbyt nadawał się na odpoczynek. Ścieżki jakie przemierzali ciągle prowadziły ich ku ponurym i złowrogim miejscom. I niewątpliwie był to efekt magii Sakusei. Wszak z pewnością w tym lesie były i polanki na których można było odpocząć. Maruiken zdawała sobie jednak sprawę, że znalezienie takiego miejsca byłoby podejrzane w oczach jej towarzyszy. Bądź co bądź cechowała ich spora czujność i mimo lekkiego rozluźnienia wszyscy byli gotowi w każdej chwili na walkę. Nawet przymilający się do łowczyni Kirisu.

W końcu jednak zmęczenie wzięło górę nad czujnością i łowcy zdecydowali się rozłożyć obozowisko wśród pokrytych pajęczynami rachitycznych drzew. Zapłonęło ognisko rozpalone wspólnie przez Jimushiego i Sakurę. W tym czasie Yashamaru rozglądał się dookoła pilnując bezpieczeństwa mnicha, a Jednooki Wilk rozglądał się dookoła z dłonią na katanie. Sama Leiko zaś przycupnęła z boku wraz ze swym wielbicielem.
Kirisu bardzo się za nią tęsknił i niewątpliwie starał się udowodnić łowczyni swą tęsknotę. Czy mogła go za to winić. Nie. Niemniej było to kłopotliwe.

Ognisko już płonęło w jego blasku Sakura narzekając głośno i żartując jeszcze głośniej rozmawiała z Jimushim pilnującym obecnie mnicha i mrukliwym “Kusaru”. Zaś Jednooki Wilk podszedł do siedzącej łowczyni i Kogucika mówiąc cicho. - Rozejrzyj się po okolicy młody… z pewnością twoja… przyjaciółka poczuje się bezpieczniej, wiedząc że dookoła nas nie czają się olbrzymie pająki. A kto wie… może nawet poczuje romantyczny nastrój, ne?
Zaśmiał się wesoło, podczas gdy Kirisu rozważał słowa Jednookiego Wilka, by nagle rzec.- A ty… nie mógłbyś?
- Mógłbym, ale twoja przyjaciółka nie zaufa memu osądowi sytuacji, tak bardzo jak tobie. Poza tym nie chcesz chyba bym zagrabił dla siebie jej wdzięczność, ne?- zapytał retorycznie Wilk, a Kirisu od razu się zerwał, a w jego poważnym i skupionym obliczu


widać było skupienie i determinację wzmocnioną wyobrażeniami potencjalnej nagrody.
-Idę więc. Leiko-chan… postaram się wrócić wkrótce. - rzekł z ciepłym uśmiechem i udał się na obchód. Biedny naiwny Kirisu… nie wymagał nawet działań sprytnej manipulatorki na miarę Maruiken, by dać się wodzić za nos. Wystarczył spryt zwykłego ronina.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14-12-2015, 13:01   #242
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Para oczu o barwie płynnego złota odprowadzała młodzika. Z pewnością jego naiwna, podatna na kobiece uroki wyobraźnia pozwoliła mu na zobaczenie w nich bolesnej tęsknoty za jego towarzystwem. Musiało być to miłe, uskrzydlać jego serce i dodawać wigoru do każdego kroku stawianego pomiędzy ponurymi drzewami, a chociaż prawda była inna, to Leiko nie miała zamiaru pozbawiać swojego partnera jego rozkosznych złudzeń. To one miały jej zapewnić jego oddanie, gdy nadejdzie chwila ciężkiej próby.

-Czas musiał zmienić więcej niż sądziłam, skoro nieposkromiony Kirisu Płomień, pogromca demonów i kobiecych serc, potrzebuje pomocy w swych podbojach -wymruczała cichym, przyjemnie aksamitnych dla ucha głosem, dzięki któremu te słowa zdawały się być przeznaczone tylko dla Wilka. Nieśpiesznie także wniosła ku niemu wzrok, spoglądając zza włosów przesłaniających jedno z jej oczu. Przetańcowały w ich figlarne iskierki, bynajmniej nie mające na celu skarcenia mężczyzny -Jednak kuszenie go wizją tak słodkiej nagrody było nikczemnym posunięciem, łowca-san.

-Nie mój problem… nie ja muszę dotrzymać tej obietnicy.
- odparł z bezczelnym uśmieszkiem łowca. I przyjrzał się jednym okiem siedzącej Leiko, nie pomijając przy tym dekoltu jej kimona.- Wiele o tobie mówił. Wiele z tego co mówił sugerowało dużą zażyłość między wami. Nie zauważyłem jednak tej zażyłości… z twojej strony. Więc… jak to jest między wami?

-To dość osobiste pytanie..
-odparła kobieta ze spokojem, najwyraźniej niezbyt urażona bezpośredniością łowcy -Czy byłoby lepiej, gdybym rzucała mu się na szyję? Kradła pocałunki, szeptała mu namiętne półsłówka i wyczekiwała każdego momentu, aby tylko zostać z nim sam na sam? A może teraz powinnam pognać za nim w jakieś leśne gęstwiny?

Roześmiała się, wprawdzie szczerze i promiennie, lecz nadal z kurtuazją, w której także krańcem rękawa przesłoniła swe usta. Pokręciła potem głową, nadal rozbawiona samym wyobrażeniem siebie w tak lekkomyślnej roli.

-Iye, iye. Kirisu-kun jest dobrym partnerem w łowach. Zaufanym, gorliwym i wiernym, szczególnie gdy czuje na sobie kobiece spojrzenie. Ja jestem bezpieczna w jego towarzystwie, a on.. -Leiko zerknęła krótko w kierunku, gdzie zniknął młodzian, by po chwili powrócić spojrzeniem ku Wilkowi. Uśmiechnęła się do niego, znów niejednoznacznie, znów zagadkowo i nieco kocio -Czyż nie jest szczęśliwy mogąc opowiadać te swoje historie? Czyż męska próżności nie lubi być łechtana kobiecymi uśmiechami, kryjącymi w sobie wiele niewypowiedzianych obietnic i zachęt? Czy to nie przyprawia o przyjemne wrzenie krwi w żyłach?

-Lubi się to w szczenięcych latach. Ale później, gdy nabiera się doświadczenia… łechtanie samym uśmiechem już nie wystarcza.
- odparł ronin zgadzając z łowczynią uśmiechając się krzywo. Splatając ramiona razem dodał po chwili.- A pytanie może i osobiste, acz… czy nie właściwie w tej sytuacji? Czy też może dostrzegłem coś czego… nie było?

-Oh? A cóż takiego przyciągnęło Twe bystre spojrzenie?
-zapytała Leiko z zaciekawieniem oraz niewinnością w głosie. Jedynie w jej oczach, spoglądających spod wachlarzy rzęs na mężczyznę, pobłyskiwały psotne iskierki zdradzające jak bardzo bawi ją ta gra niedopowiedzeń -Wszak jesteśmy w lesie, w którym panuje pajęcza królowa potrafiąca igrać z cudzymi myślami. Ciężko określić co zaproszeniem jest, a co pułapką, ne?

-Iye… to było zaproszenie i... to była pułapka.
- stwierdził stanowczym tonem Wilk przyglądając się łowczyni badawczo.- Teraz jedynie trzeba ustalić co się kryło za tym, ne? Przyznaję, że nie wyglądasz na łowczynię pani. Twój towarzysz wysoko oceniał twe talenty w walce z Oni. Ale musisz przyznać, że niektórym jego opowieściom trudno dać wiarę.

-Wyobrażam sobie, że mocno ubarwiał moją rolę w polowaniach..
-mruknęła w odpowiedzi Maruiken, niezbyt zaskoczona bujną wyobraźnią Płomyczka. Pierwszy raz jednak słyszała, aby upiększał on cudze dokonania zamiast tylko swoich.
Dłonią delikatnie musnęła miejsce obok siebie w niemym zaproszeniu, kolejnym już tego dnia.

-Nie jestem pierwsza do walki z nimi jak Ty, Sakura-san lub Kirisu-kun. Nie mam takiej siły, nie umiem władać odpowiednią ku temu bronią. Dlatego zwykle staram się je podchodzić sprytem, wykorzystywać ich słabości przeciw nim samym, a czasem... ich wyjątkowo ludzkie instynkty -mówiąc opuściła spojrzenie na swe uda otulone kimonem, aby nie być zmuszoną do ciągłego patrzenia na mężczyznę z dołu - Matka Ogrów, która chciała przywdziać moją skórę. Oni ukrywający się w dawnym domu gejsz w Nagoi, którego zgubiło pragnienie zasmakowania w kobiecej krwi. Ziejący czarnym ogniem, dwugłowy ogr, w którym odezwała się natura brutalnego mężczyzny.. -wyliczała wspominając te najświeższe ze swych łowów, acz brakowało w tych słowach jakiejś choćby nutki podekscytowania. Kobieta na pewno nie była podobna swemu partnerowi, który z podnieceniem prezentował każde machnięcie swą bronią, każdy jęk wyrwany z gardzieli demona -Te i wiele innych zginęło z ręki łowców, bo dostrzegły pokusę w słodkiej przynęcie. Skusiły się na zaproszenie i wpadły w pułapkę.

-Potrafię zrozumieć ich motywy.- stwierdził Wilk siadając obok łowczyni.- Ale tym razem wróg wydaje się na tyle sprytny, by nie atakować bezpośrednio… a wodzić nas po tym przeklętym lesie za nos i wysyłać kolejne swe sługi czekając aż skończą nam się siły lub wykończy nas głód.

-Nie jest krwiożerczą kreaturą zaślepioną pragnieniem krwi. Jest inteligentna. Jeśli dotąd udawało wam się odpierać jej ataki i iluzje, to będzie próbowała czegoś innego, jeśli naprawdę tak bardzo nas tu nie chce. Może rzeczywiście jesteśmy już w utkanym przez nią labiryncie i ona tylko czeka, aż całkiem stracimy siły i chęci do dalszej walki. To nas uczyni idealnie łatwą zwierzyną, ne?
-nawet głos jej nie zadrżał w niewieścim przejęciu, kiedy roztaczała przed ich dwojgiem tak nieprzyjemną wizję. Iye, tylko dłonią wygładziła fałdy kimona na swych udach, pytając -Długo już wędrujecie przez ten las? Zauważyłam też, że nie ma z wami samuraja z klanu, który powinien być waszym przewodnikiem. Czyżby przytrafił mu się nieszczęśliwy wypadek?

- Zginął… w jednej z potyczek. To niebezpieczny las.
- potwierdził Wilk skinięciem głowy.- A on był zbyt butny i mało doświadczony.
Po czym spojrzał w oczy Maruiken.- Wydajesz się wiedzieć dużo więcej o naszym przeciwniku. Jakie ty napotkałaś przygody w tym nieprzyjemnym miejscu? W jaki sposób cię schwytała?

Do uszu obojga dotarły głośne narzekania Sakury i jej żarty, oraz cichy śmiech japońskiego mnicha. Jednoręka wojowniczka potrafiła skupić na sobie uwagę otoczenia.

-Zawsze próbuję poznać naturę mojego przeciwnika.. - odparła Leiko, nie uciekając od wzroku mężczyzny, ani nie pesząc się pod nim -Zostałam sama, łowca-san. Po tym jak moja grupa została rozbita, a towarzyszący mi w wędrówce przez góry samuraj.. zabity w zemście wściekłego ducha. Te ziemie zdają się pałać wyjątkową nienawiścią do klanu, ne?
Zaintrygowana takim zrządzeniem losu Leiko wzniosła jedną brew ku górze, a następnie zwróciła swe oczy ku rozbawionym łowcom siedzącym po drugiej stronie ogniska. Głośne śmiechy były odpowiednim wytłumaczeniem, by spojrzeniem tylko prześlizgnąć się po ich różowowłosym źródle i zatrzymać dłużej na Yashamaru. Z ciekawości, nie przerywając przy tym rozmowy z Wilkiem -Nawet w tak dużej grupie nie jest nam obcy niepokój. A wyobraź sobie, gdybyś musiał samotnie przemierzać ten las. Głodny, osłabiony. Męczony iluzjami. Żadne doświadczenie w walce z demonami nie mogło mnie na to przygotować. Dlatego łatwo mnie schwytała.

-To prawda.
- zgodził się z nią Wilk kiwając głową.- Niemniej nie myślałem o tym. Czy te ziemie… czy żyjące na nich duchy nienawidzą Hachisuka. Uważam, że obaj zginęli bo byli słabsi i zbyt dumni by się do tego przyznać. Zapewne zginęli, bo byli głupcami.

Yashamaru uśmiechał się zaś słysząc niewybredne żarty Sakury, udając skromnego łowcę i trzymając się z boku. I co chwila dyskretnie zerkał w stronę Maruiken.

-To brzmi tak, jakbyś nie pałał zbyt.. ciepłymi uczuciami do samurajów. Czyżbyś nie przepadał za tymi wysoko urodzonymi bushi? -zapytała po chwili namysłu nad słowami mężczyzny. Interesującym było, któremu to samurajowi Hachisuka przypadło przewodzenie tej grupce. I jakie był prawdziwe okoliczności jego śmierci.

-Iye… nie przepadam za głupcami. Nie ma znaczenia przy tym, czy noszą daisho przy obi czy nie…- stwierdził Wilk uśmiechnął się kwaśno.






Spojrzał przed siebie dodając.- Walka to jedyne co umiem. Wychowała mnie wojna. Nic więc dziwnego, że walczę… nie ma znaczenia, czy z człowiekiem czy potworem. To detale.

-Hai. Jednak czasami nawet różnica między tymi dwoma się zaciera
-wymruczała łowczyni, kiedy dłonią sięgnęła ku swojemu karkowi, aby delikatnie go rozetrzeć zwinnymi palcami. Potem po szyi nimi przetańcowała, aż z cichym, melancholijnym westchnieniem zakończyła ich wędrówkę na ulotnym muśnięciu dekoltu ubranego w ramy kimona -W Miyaushiro widziałam samurajów o włosach białych jak śnieg i spojrzeniach pozbawionych litości, jak u wygłodniałych drapieżników, nie ludzi. Nie rozpoznawali swych towarzyszy broni, walczyli z nimi niczym jedne z demonów, a przecież byli śmiertelnikami jak my dwoje..

-Ano.. jeden taki mnie napadł. Szaleniec… ponoć wojenne wydarzenia odebrały mu rozum.
- potwierdził Wilk wspominając jakieś niedawne wydarzenia.- Cóż… nie znałem go, więc wątpić w słowa tych co go znali nie miałem powodu. A wojna… nie na siły każdego bushi. Niektórzy rzeczywiście pękają jak źle wykuta katana.

-W takim razie tamtej nocy miasto pełne było takich.. szaleńców. To wielu bushi złamanych wojną, wiele następstw jej okrucieństwa. Być może Kami naprawdę nie uśmiechają się zbyt mile do samurajów tego klanu..
-odparła w zadumie Leiko, wyraźnie powątpiewając w tak proste wyjaśnienie łowcy do co widzianych przez nią bestii. Nie drążyła tego jednak, swe wahanie tylko pozostawiając wiszące w powietrzu, bo i zaraz się skarciła -Oh, ale to ponura rozmowa. A tego już mamy nadto w tym lesie, ne? Miło będzie trochę odetchnąć po Shimodzie, szczególnie z tak hojną nagrodą w garści.

-Hai… przyjemnie będzie napełnić brzuch ryżem z warzywami, głowę sake i przytulić miękkie ciepłe ciało gejszy.
- potwierdził z uśmiechem Wilk oddając się marzeniom. Najwyraźniej nie dał się pochłonąć ponurym myślom, albo był zbyt twardy by poddać się beznadziei ich obecnej sytuacji.

Znów mężczyzna swymi słowami przyprawił ją o krótki chichot. Nie jakiś bezczelny, czy wyśmiewający jego marzenia, ale wesoło pochwalający taki pomysł -Ah, myślałam przede wszystkim o porządnym posiłku i gorącej kąpieli, lecz Twoje plany także brzmią kusząco. Tym bardziej, że Miyaushiro w swym Świecie Wierzb i Kwiatów skrywa wiele pięknych pereł, które pozwolą zapomnieć o każdym demonie i niewygodach podróży.
Figlarnie zaplotła kilka kosmyków swych włosów i założyła je za ucho zdobione kolczykami, jednocześnie spoglądając na Wilka spod leniwie półprzymkniętych powiek -Będziesz jednak musiał uważać, łowca-san. Aby cała Twa nagroda nie rozpłynęła się w ramionach tych zjawiskowych kobiet. Łatwo zatonąć w przyjemnościach.

-A na co innego miałbym wydawać złoto jak nie na przyjemności?-
spytał retorycznie Wilk zerkając na łowczynię.- Na co ty chcesz wydać swoje złoto? Na kimona? Ozdoby to włosów? To też przyjemności, tylko że bardziej trwałe.

-Ah.. takie podróże czynią nawet najdroższe kimona równie nietrwałymi co uśmiech gejszy
-mruknęła Maruiken, rozchylając wargi w uśmiechu równie enigmatycznym i ulotnym -Iye, iye. Miło byłoby wydać tę nagrodę na.. odetchnięcie po trudach polowań. Najlepiej w miejscu przyjemnie dalekim od ziem klanu i tego przekleństwa demonów wiszącego nad nimi. Odłożyć na moment broń, pozwolić się rozluźnić ciału i.. i po prostu pobyć wygodną kobietą, zamiast tylko łowczynią.

W końcu jej powieki opadły ciężko w rozmarzeniu, lecz tylko na chwilę. To nie był jeszcze czas na odpoczynek, ciągle była w drodze do Shimody i przez cały czas miała więcej pytań niż odpowiedzi. Więcej niepewności niż stanowczego kroczenia ku swojemu celowi, a jedno ze źródeł tego wahania Leiko było niebezpiecznie blisko. Prawie na wyciągnięcie ręki.

Prześlizgnęła się po nim, po Yashamaru, raz jeszcze swym spojrzeniem, nim przeniosła je krótko na mnicha. Przechyliła głowę ku swojemu towarzyszowi, aby móc dodać szeptem -I bez towarzystwa szacownych gości z Chin. Potrafią przyprawić o dreszcze, ne?

-Iye… to taki zagubiony człowieczek… bezbronny bez osoby, która mu będzie tłumaczyła słowa innych.
- uśmiechnął się ironicznie Wilk.- Bezradny jak ślepe szczenię, jak ktoś taki mógłby przyprawiać o dreszcze?
Wyglądało na to, że Jednooki Wilk nie miał okazji poznać prawdziwej natury mnichów. A może właśnie taka była ich prawdziwa natura? Słabi w bezpośredniej konfrontacji, a silni swymi wpływami czy umiejętnościami zmiany bushi w prawdziwe potwory? Pająki pociągające za nitki swej pajęczyny… niczym Sakusei, choć to akurat nie było przyjemne skojarzenie.

-Szczenię? - łowczyni powtórzyła to słowo zaskoczona, że padło jako określenie na Chińczyków.
Szczenięta były niewinne, radosne i.. puszyste pod głaszczącymi je palcami. Nie znały jeszcze świata, wszystko było dla nich psotną zabawą, a człowiek istotą, którą obdarzały bezgranicznym zaufaniem.
Szczenięta nie plotły pajęczych sieci swych intryg. Nie planowały mrocznych rytuałów mających na celu wybudzenie legendarnej bestii z jej wiecznego snu. Nie przemieniały ludzi w białowłose potwory, nie obdarowywały krwiożerczą naturą demonów. Iye, ci tajemniczy goście klanu na pewno nie byli milutcy jak szczenięta. Ale nie mogła winić Wilka, że tak ich postrzega. Wszak nie wiedział o nich tyle co Leiko, a i to.. i to było niewiele.

-Niektórzy z nich, być może -przytaknęła w kompromisie, nie chcąc przecież zdradzać swych własnych przemyśleń i.. doświadczeń w temacie mnichów -Ale jest wśród nich ten.. ten olbrzym o włosach jasnych niczym słońce. Ani odrobinę nie przypomina szacownego mędrca. Zdają się być mu bliższe ostrze i ekscytacja walką, niż medytacje i rozmyślania nad sekretami naszego świata. To drapieżnik, a nie bezradne szczenię.

-Z tego co słyszałem nie jest to jeden z nich. Tylko Wang-liang, bestia z najwyższych gór świata, olbrzym przypominający człowieka. Potwór bliski yeti, ale znający cywilizację. Ich pies podwórzowy. Ponoć ma włosy klatce piersiowej.
- widać Wilk się nim interesował, skoro znał takie plotki.- I trudno nie wierzyć w to. Ludzie nie są tak wysocy i szerocy w barkach, ludzie nie mają takiego apetytu. I nie są takimi dzikusami. Ponoć Chińczycy, żeby nad nim zapanować, składają mu w ofierze ryż, wino i kobiety…- rzekł z sadystycznym uśmieszkiem licząc na wyraz przerażenia na obliczu łowczyni. Po chwili jednak ze śmiechem uściślił. -... co noc miał inną kobietę w mieście. Co noc słychać było jęki i krzyki, co ranek… biedaczka wychodziła w porwanym kimonie, ledwo stojąc na nogach. Jak każdy barbarzyńca nie zna umiaru w korzystaniu z przyjemności tego życia i nie dba o karmę następnego wcielenia. Ponoć jest dziką bestią nie tylko na polu bitwy, acz… widać nie dość przerażającą, skoro jakoś nie brakowało chętnych dwórek, ne?

-Być może nie dano im innego wyboru. A może.. -Leiko uśmiechnęła się delikatnie, lecz nieco zadziornie w sposobie w jaki uniosła lewy kącik swych warg -Czasem strach to zbyt mało, aby oprzeć się pokusie posmakowania tego podniecenia, jakie tylko może podarować odrobina... dzikości i nieokrzesania. A przecież życie dwórki niewątpliwie potrafi być nużące, więc taki egzotyczny, nieokiełznany olbrzym może przyjemnie zatrząść ich nocami, ne?

Była to słodka w smaku wieść, dzięki której jasnowłosy mnich przybierał pełniejszej postaci, nawet jeśli czyniła z niego bardziej bestię niż człowieka. Ale czy ona ze swoją klątwą naprawdę mogła być komuś takiemu podobna.. ?
Okrutna myśli. Przyprawiła łowczynię o gęsią skórkę wędrującą po odsłoniętej skórze dekoltu, jednak to na chłód nocy zrzuciła winę takiej reakcji swego ciała. Rozgrzewająco potarła dłońmi swe ramiona.

-Wiem, czemu kobiety mogą się dzielić o nim wstydliwymi szeptami, ale.. Ty? -zaśmiała się cicho, ale bynajmniej nie czerpiąc złośliwego rozbawienia z Wilka. Tylko z tej niemądrej wizji jaką podsunęła jej wyobraźnia -Ah, czyżbyś miał więcej szczęścia lub znajomości w mieście, że mogłeś sypiać wśród dworskich jedwabiów? A może pod tym zręcznym łowcą kryje się lord spragniony przygód, jakich tylko mogą dostarczyć polowania na Oni?

-Iye, iye… słudzy na zamku wielkiego pana chętnie dzielą ciekawymi opowiastkami, zwłaszcza przy darmowym sake.- rzekł Wilk nachylając się ku Leiko, jakby zdradzał jakąś wielką tajemnicę. Acz nie czynił tego. Łowczyni wielokrotnie korzystała za takich źródeł wiedzy, choć nie używała ku temu alkoholu jako przynęty, a własnego dekoltu… tak jak teraz, bo ku jej kształtnym piersiom zezował jedynym okiem Wilk.- A ja lubię wiedzieć, co w zamku piszczy. To zdecydowanie przedłuża życie.

Oczy kobiety zaiskrzyły nagle, upodabniając się barwą do płynnego złota. Lub piasków pustyni, tak niebezpiecznych dla nieostrożnego podróżnika. Wciągały i mamiły, czasem nie pozwalały odwrócić od siebie wzroku. Ale nie trzymały przy sobie aż tak mocno, jak parka skarbów podkreślonych elegancko przez kimono.
-Znasz największą z kobiecych słabości, prawda? Ciekawość, przed którą nie sposób się cofnąć.. - wymruczała, ani odrobinę nie pesząc się pod jego wzrokiem, ani trochę nie próbując skryć przed nim swych nęcących krągłości. Jeżeli z ich pomocą miała sobie zjednać Wilka, to niech tak będzie.

Ciało poddało się tej damsko-męskiej grze niedopowiedzeń. Nic nachalnego, nie w wykonaniu tej łowczyni. Jej wystarczył odpowiedni ruch, także i ten najsubtelniejszy, przypadkowy wręcz, aby uczynić piersi jeszcze bardziej kuszącą pułapkę dla pragnień. Lekka poprawa sposobu w jaki siedziała na ziemi, może nieświadome przechylenie się ku rozmówcy potrafiło sprawić, że.. nadal pokazywała niewiele, ale już samo to budziło ogień. Rozpalało chłód nocy.

-Nie mam wprawdzie sake, ale.. chyba nie odmówisz mi rozkoszy ploteczek prosto z dworskich komnat, ne? O samym daymio raz powiadają, że wigoru i rozrywek ma więcej niż niejeden gorliwy młodzian, a innym razem, że zdrowiem przypomina ducha -i znów uśmiech wykwitł na ustach Leiko. Uśmiech kobiety doświadczonej w takich gierkach, nie płochego dziewczątka, ani wysłużonej latami wyuzdanej damy - Pikantne sekrety klanu mogą być naszą jedyną rozrywką w tym ponurym lesie..

-Trochę się ich nasłuchałem. Przyznaję to. Nie wszystko co wyniosą języki sług jest warte mej uwagi.
- uśmiechnął się mężczyzna, zerkając co jakiś czas na dwie rozkoszne półkule kusząco wynurzające się lekko z materiału je otulającego.- Pytasz o daymio? No cóż... z pewnością więc rozgrzeję cię ploteczkami o nim. Bo jest ich wiele, a każda intrygująca. Ponoć nocami blady włóczy się po swych pokojach i rzeczywiście przypomina wygląda. Ale tylko w nocy jest taki upiorny, za dnia tryska wigorem. Czy poduszkuje z żoną lub konkubinami? Trudno powiedzieć. Do jego konkubin nikt nie ma dostępu poza wybranymi sługami i Chińczykami. Ale chyba nie... Jego żona, jak pewnie wiesz zmarła niedawno. Zaledwie dzień przed naszą wyprawą. Z tego jednak co wiem, była w ciąży… więc zmarła zapewne w połogu. Być może wraz z dzieckiem które nosiła pod sercem. Taka trudna ciąża… nic dziwnego, że daymio nie miał ochoty na zabawę z konkubinami i chodził nocą po zamku niczym widmo. Pewnie się zamartwiał stanem żony.

-Ah.. widać nieszczęścia nie opuszczają także i tych będących u władzy. Zresztą, już nawet w trakcie wojny rozpowiadano plotki, jakoby zginął na polu walki. Przeżył jednak, choć co to za życie, niczym widmo.
. -westchnienie padające spomiędzy warg Leiko nie tylko było jej reakcją na posłyszane plotki, ale także przyprawiło jej kimono o hipnotyczne wręcz zafalowanie w najbardziej ku temu odpowiedniemu miejscu. Ale tylko przez moment poddała się tej posępności, bo i w swych poszukiwaniach wypatrywała bardziej kuszących sekretów.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14-12-2015, 13:10   #243
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Dłonią z gracją przesłoniła swe usta, aby nie było żadnych wątpliwości, że jej kolejne szeptane słowa skierowane są wyłącznie dla uszu Wilka. A towarzyszył im figlarny to w jej głosie, bo i sama pogłoska była niezwykle smakowita, może wystarczająca do dalszego rozplątania języka mężczyźnie. Coś za coś, naturalny bieg świata -Ja natomiast słyszałam, że jedna z jego konkubin ponad towarzystwo swego daymio przekłada dzielenie futonu z innymi kobietami. Podobno nocami wymyka się z pałacu do Świata Wierzb i Kwiatów, aby tam zatonąć w ramionach jednej ze zjawiskowych kurtyzan..

-Cóż… może się jej nudzi? A może nie potrafi docenić prawdziwego mężczyzny, a może… daymio patrzy przez oczy na figle swej konkubiny z inną kobietą.
- odparł Wilk rozmyślając wyraźnie nad słowami łowczyni.- Bądź co bądź, nie byłby taki wyrozumiały, gdyby oddawała się innemu mężczyźnie. To bardzo bezpiecznie dla niej rozwiązanie.

-Ciężko uwierzyć, że życie wśród jedwabnych pościeli, pałeczek wysadzanych perłami i służek będących na każde skinienie, staje się nudne i nic nie warte, kiedy serce... iye..
-poprawiła się Leiko, a usta jej rozchyliły się w przekornym uśmieszku -Ciało wzdycha za przyjemnościami innego rodzaju..
Opuściła rękę, aby palcami zręcznie najpierw musnąć ramę swego dekoltu, a potem wygładzić niewidoczne fałdki na kimonie otulającym jej uda.
-A cóż ciekawego ma do powiedzenia służba o naszych szacownych gościach z Chin? Prawie cały czas przynajmniej jeden z nich mi towarzyszy odkąd zaczęłam polować dla klanu, a chociaż lubię wiedzieć z kim podróżuję, to.. o nich nie sposób poznać żadnych ploteczek bez posiadania własnych uszu na dworze daymio -westchnienie dobywające się z jej piersi było wystarczającym zaakcentowaniem niezadowolenia, spowodowanego tą porażką na polu ploteczek o mędrcach -Jedyne historie jakie krążą poza jego murami, to te o zamieszaniu jakie swoim pojawieniem się wzniecili wśród samurajskich szeregów.

-Służba się ich… boi. Na czele mnichów stoi dwóch mistrzów ich małego zakonu. Shao-shin, bardzo blisko ucha obecnego daymio i… tego drugiego to nie znam. Przewodzi mnichom rezydującym w jakimś pobliskim klasztorze, który objęli za swą siedzibę tuż po wojnie.
-zaczął wyłuszczać Wilk wgapiony w dekolt kobiety.- Mnisi jak to mnisi, gadają głównie o duchowym rozwoju, reinkarnacji i przyszłych wcieleniach. Takie tam buddyjskie historyjki, które usłyszysz od każdego kapłana czy wędrownego. Zapraszają wybranych samurajów na nauki i medytacje do swego klasztoru, po których tamci wracają odmienieni… ponoć na lepsze. Tak przynajmniej twierdzą sami mnisi, ale rodziny samurajskie jakoś szybko zrezygnowały z tej możliwości… w sumie nie wiem dlaczego. O klasztorze mówi się szeptem i rzadko. Cóż… ciekawsze rzeczy można usłyszeć o Shao-shinie, który ma grzmiący kij zabijający na odległość. Zrobił kiedyś pokaz tego niezwykłego przedmiotu dla najważniejszych samurajów Hachisuka. Ponoć wyszli z zamku wstrząśnięci tym co widzieli.

-Grzmiący.. kij..
-jedno z brwi kobiety wzniosła się wysoko, kiedy powtarzając te słowa zerknęła podejrzliwie na mężczyznę. Jak gdyby oczekiwała, że robi sobie z niej żarty, że zaraz wybuchnie rubasznym śmiechem. Z początku brzmiało to absurdalnie i niespodziewanie, lecz szybko Leiko sobie uzmysłowiła, że przecież cała jej podróż po ziemiach klanu może być tak określona.
-Iye, nie powinnam się tak dziwić. W końcu słyszałam już kilka razy opowieści o mieczach kryjących w sobie potężne, magiczne moce. Sam klasztor też nie jest mi obcy, a podobno pod jego murami leży uśpiona bestia z okolicznej legendy. Albo może to gdzieś pod nim jest ukryte niebiańskie ostrze, które przyczyniło się do ubicia jej? - zamyśliła się na moment nad kwestią prawdziwości tej historii, nim doszła do wniosku, że to przecież nie jest tak ważne. Wzruszyła ramionami -Naturalnie, jeśli ktoś wierzy takim bajkom.

-Błąkamy się po pajęczym lesie, walczyłem z ślepym Oni, który chciał mnie nadziać na swą kuśką, która była z żelaza, kolejnym plującym kwasem o sześciu rękach… moja droga łowczyni. W tej chwili jestem gotów uwierzyć we wszystko.
- zaśmiał głośno Wilk.

Zawtórował mu melodyjny śmiech Leiko.
-Masz rację. A z takim szczęściem może się jeszcze okazać, że jeden z naszych towarzyszy podróży jest Kami ukrytym za maską łowcy demonów. Tylko kto to będzie? - nachyliła się konspiracyjnie ku Wilkowi, chociaż jej czujne, acz rozbawione spojrzenie wodziło od jednej osoby w ich grupie ku kolejnej. Raz tylko zatrzymując się na dłużej - Nasza droga Sakura? Milczący i tajemniczy Kusaru-san? Mnich, a może.. -znów wesoły uśmieszek na jej wargach o barwie soczystej śliwki, przesłoniętych palcami w czarującym geście - A może mój żarliwy Płomyczek? Chyba już niewiele zdoła nas zaskoczyć, ne?

-Jimushi-san może być Kami, Sakura… może kitsune? Mnich na razie wykazał się niczym. Trzeba się nim opiekować. A jak zginie Jimushi… nie będzie można się z nim dogadać.
- zażartował mężczyzna wyraźnie rozbawiony jej sugestiami.- A w Kusaru… nie ma nic tajemniczego. To ninja którego zapewne wyrzucono z jego klanu i ukrywa się pod inną tożsamością, przed klanowymi siepaczami.

-Ty, Kami, kitsune i były ninja..
-wymruczała Leiko powoli i z takim kocim wręcz zadowoleniem. Może nie mieli jedzenia, sake też brakowało, ale i ona potrafiła się zaspokoić inną pożywką dla duszy. Może nie tak zaspokajającą głód jak ryż z mięsem i warzywami, ale słodszą i bardziej upajającą niż każdy z istniejących trunków.
-Nie sądzę, abym mogła poczuć znużenie w takim towarzystwie. Choć ten ostatni zdaje się być bardziej oddany pilnowaniu mnicha niż zainteresowany rozmową – westchnęła z zawodem potrafiącym tak samo łamać męskie serca, obracać w pył pragnienia, jak i rozpalać ogień do działania -Wielka szkoda..

-Masz już swojego oddanego ci kochanka. Po cóż ci szukać kolejnego?
- zapytał zdziwiony Wilk i zerkając na okolicę dodaj.- Zwłaszcza w tak ponurym miejscu. To nie miejsce na szukanie nowych uniesień.

-Oh, iye. Kobieta może czerpać przyjemność z towarzystwa mężczyzny bez potrzeby.. czynienia go swym kochankiem. Intrygująca rozmowa, okazanie zainteresowania, podarowanie jej poczucia bezpieczeństwa, to czasem jest bardziej upragnione niż splatanie dwóch ciał w ekstatycznych doznaniach. Chociaż.
.-uśmiechnęła się delikatnie, z drapieżną iskierką nieśmiało pobłyskującą w jej oczach -Przyznaję, temu czasem okrutnie trudno się oprzeć.

-Możliwe, ale takich rozkoszy… towarzyskich próżno ci szukać u Kusaru.
- mruknął Wilk oceniając sytuację i drapiąc się po podbródku.- To milczek, jak Jimushi.
-Kto wie, może Kusaru-san potrzebuje tylko zachęty, aby snuć opowieści równie heroiczne co Płomyczek?
- nie mogła powstrzymać uśmiechu na samą myśl. Kirisu-kun potrafił być uroczy z tym swoim młodzieńczym czarem, ale nie wątpiła, że już niejednej osobie zaszedł tutaj za skórę. Spojrzała w kierunku, gdzie wcześniej zniknął naiwnie zawierzając w zamiary Wilka -Powinniśmy przyłączyć się do pozostałych, nim mój partner wróci i znów zagarnie sobą całą moją uwagę..
-Czasami milczenie jest lepszym wyborem… zwłaszcza, gdy się nie umie utrzymać języka za zębami przy gwałtownej kobiecie.
- odparł enigmatycznie Wilk wstając i zerkając na siedzącą bliżej ogniska grupkę w której to hałaśliwa Sakura wyróżniała się szczególnie.

Nie musiał zdradzać niczego więcej. Maruiken dobrze wiedziała, że nie każda kobieta miała tyle cierpliwości do Płomyczka co ona. Nie każda też miała co do niego takie plany jak ona, a te które widziały w nim tylko młodziana mogącego ogrzać je w czasie chłodnych nocy, zapewne i tak ekscytowały się każdym wypowiadanym przez niego słowem. Kirisu-kun zapewne często pogrywał na delikatnych strunach nerwów wiśniowłosej łowczyni.

Idąc w ślady swego towarzysza, Leiko również podniosła się z wolna, a kimono miękko ułożyło się wokół przyjemnej dla oczu sylwetki. Ukrywało, otulało, lecz także jakimś niezrozumiałym sposobem również.. podkreślało. Jeden z jej talentów, nie kierowany jednak mocą wewnętrznej bestii.

-Mogę sobie tylko wyobrażać, że nie tego oczekiwała pajęcza Pani. Krzyków, wołania o pomoc, może nawet płaczu.. ale nie naszego śmiechu -mruknęła po zbliżeniu się do wesołej gromady, a na ustach jej wymalował się uśmiech. Zawsze jak się uśmiechała, to było to zaledwie subtelne uniesienie kącików warg, jak gdyby nie chciała tym zdradzić zbyt wiele ze swych myśli. Lub chciała pozostawić innym zrozumienie ich znaczenia, dostrzeżenie w nich tego czego sami pragnęli -Sakura-san, musisz być najbardziej zuchwałą zwierzyną na jaką ona kiedykolwiek polowała.

- I najstraszliwszą zapewne.
- odparła bez cienia dumy w tonie głosu. Sakura zdawała sobie sprawę z własnego potencjału, więc nie potrzebowała się chwalić.




Zerknęła jedynym okiem na postać łowczyni nad czymś dumając, po czym mruknęła.- Ale tym razem przynajmniej jestem usatysfakcjonowana. Odebrałam jej interesującą zdobycz, ne? Szkoda że nie mamy sake, by świętować ten fakt.
- Obroniliśmy też chińskiego gościa parę razy.
- przypomniał cicho mnich, ale różowowłosa łowczyni rzekła ze śmiechem.- Nie ma dla mnie pożytku z ludzi zamykających się w sobie, lub w klasztorach. Zresztą jeśli coś już ratować, to osóbkę przyjemną dla oka, a nasz drogi pracodawca jest… cóż, kariera mnicha była dla niego dobrym wyborem.
Wybuchła śmiechem, tak zaraźliwym że i Wilk się zaśmiał głośno i Jimushi z Kusaru pozwolili sobie na lekkie uśmieszki. Po czym znów zwróciła się do Leiko.- Obejrzałaś już swoje ciało Maruiken-san? Ponoć pająki potrafią składać jaja w dość nieoczekiwanych miejscach.
-Jak kogucik wróci z obchodu, jestem pewien że chętnie się tego podejmie.
- stwierdził ze śmiechem Wilk, wywołując również śmiech u Sakury.- Oj, z pewnością… w końcu się do niego szczęście uśmiechnie tej nocy.

Odrobinę zarażona śmiechem tej dwójki, Maruiken w rozbawieniu pokręciła głową.
-Ah, mam obawy, że gorliwość mojego partnera mogłaby tylko utrudnić te poszukiwania. Szczególnie, kiedy rozpocząłby je od sprawdzenia tych miękkich, najbardziej nieoczekiwanych miejsc na moim ciele, ne? -pochylając się ku siedzącym wypowiadała swe słowa przyciszonym tonem, jak dzieląc się z nimi tajemnicą, o której nie mógł usłyszeć młodzian o ognistej krwi. Skrycie miała także nadzieję, że żadne z nich nie podsunie mu takiego pomysłu tej nocy -W swej trosce i uwadze szybko mógłby.. zapomnieć o prawdziwym celu takiego dokładnego oglądania mnie nago.

Następnie z płynnością węża przysiadła koło Sakury. Nie było przypadkowym akurat takie wybranie przez nią miejsca. Mogła dzięki niemu nie tylko łatwiej stworzyć jakąś zażyłość z żywiołową kobietą, ale także mieć na oku tego, z którym zażyłość niegdyś miała zbyt wielką. Zbyt bolesną i niebezpieczną.
Zza kokardy swego obi wyjęła wakizashi, by ułożyć je wygodnie obok siebie, dodając -Ale muszę zapamiętać na przyszłość, aby zawsze mieć ukrytą pod kimonem butelczynę sake, w razie gdybym znów została porwana i uratowana. Czyż nie byłaby to idealna nagroda dla moich wybawicieli?

-Zdecydowanie… acz innymi nagrodami też nie pogardzę.
- mruknęła Sakura z wesołym uśmiechem, wyraźnie nadając swym słowom dwuznaczność, poprzez znaczące zerkanie na dekolt Leiko.- I mogę ciebie sprawdzić, jeśli oczywiście uważasz, że gorliwość młodzika skieruje jego dłonie nie w te rejony gdzie trzeba.

Kusaru” zerknął pytająco na Leiko i niby przypadkiem podrapał się po policzku trzy razy. I zerknął za siebie mówiąc.- Pewnie niedługo skończy obchód zagajnika.
Trzy świece od powrotu Kirisu, zagajnik. Miejsce i czas spotkania. Spojrzała w górę. Przez gęste listowie splecione pajęczynami, trudno było zobaczyć wiele, ale księżyc jakoś zdołał się przebić. Trzy świece… powinna mniej więcej ustalić czas spotkanie na podstawie księżyca.

-Na pewno -potwierdziła Leiko krótko. W ich profesji wystarczyły drobne gesty i słowa o dwojakim znaczeniu, aby przekazywać drugiej osobie swe myśli. A ich dawna bliska współpraca tylko ułatwiała wzajemne rozumienie się. Teraz było to zbawieniem, lecz szybko mogło się stać zgubne dla którejś ze stron. Wiele miało zależeć od tego trudnego spotkania w środku nocy.

-Najbardziej marzę o spłukaniu z siebie tych trudów podróży i wspomnień bycia przywiązaną do drzewa. Czyż nie byłoby przyjemnym, ochlapanie zmęczonego ciała chłodną wodą z potoku i sprawdzenie każdego z tych nieoczekiwanych miejsc? Bo i któż zrobi to lepiej niż druga kobieta, ne? -spojrzała na Sakurę spod wachlarzy swych rzęs, gdzie jej złociste tęczówki tętniły mrowiem obietnic i pragnień, których interpretację zwyczajowo pozostawiała swemu rozmówcy. Nic bezpośredniego, jedynie słodkie sugestie.
Potem z zainteresowaniem zwróciła się do wszystkich -Brzmi, jakbyście mieli za sobą wiele przepraw z pajęczycą. Często już wysyłała na was swe pociechy?

- Podążaliśmy wzdłuż potoku przez dłuższy czas i może znów na niego trafimy, kto wie?-
zaśmiała się Sakura wesoło i wsunęła rękę pod kimono drapiąc się po obojczyku.- Przydałaby nam się porządna kąpiel, każdemu z nas z osobna. Pewnie i ty czujesz się lepka od tych sieci w które cię omotano.
- Będzie z sześć walk. Najpierw atakowały chmarą, potem silne osobniki, potem znów chmara… testują nas próbując znaleźć słabe punkty.
- stwierdził Wilk, a Sakura uśmiechnęła się złowieszczo.- A znajdują śmierć.
Po czym dodała zmęczonym głosem. -Niemniej mogłyby już sobie odpuścić. Wiedzą, że nie jesteśmy łatwą przekąską, a w tych górach nie ma ludzi, których moglibyśmy chronić. Nikt nam nie zapłaci za śmierć tych Oni, więc… ani potworkom nie powinno zależeć na dalszej walce. Ani mnie… Niech sobie siedzą w pokoju w tych górach.

-Uważa się za królową tego lasu, a my jesteśmy intruzami w jej królestwie. Nie tylko nie dajecie się jej złapać, wybijacie kolejne z jej bestii, ale też odebraliście jej ofiarę. Może teraz kieruje nią tylko ślepa duma, aby zemścić się na tak aroganckiej zwierzynie
-Leiko lekko wzruszyła ramionami, pozornie nie próbując się doszukiwać wiele sensu w postępowaniu pajęczycy. Prawda byłaby dla łowców o wiele zbyt zaskakująca i ona sama nie wiedziała, jak mogliby zareagować na wieść o mrocznych knowaniach tych „bezbronnych jak szczeniaczki” mnichów -Ty też pewnie byś nie odpuściła, gdyby jakiś bezczelny Oni tak długo Ci się wymykał, Sakura-san.

- Zależy ile by mi za niego płacili. Mimo wszystko… kobiety rodzą się do wykonywania znacznie milszych zadań niż łowy na potwory, ne...Maruiken-san?
-mruknęła bezczelnie wpatrując się w dekolt łowczyni. Przeciągnęła się leniwie dodając.- Może gdyby był irytujący, to bym nie odpuściła… zbyt szybko. Niemniej nie jestem taka krwiożercza… mam swoją miękką stronę.
Która akurat w tej chwili kusząco prezentowana, mimowolnie przyciągała spojrzenie Leiko. Sakura była wyposażona w równie duże, co łowczyni atrybuty kobiecości. I zapewne równie miękkie co jej własne. Gdyby nie kalectwo, blizny i obcesowe zachowanie, to w kwestiach urody mogłaby rywalizować z łowczynią o uznanie.
Było też coś jeszcze w wypowiedzi Sakury, co zdziwiło Maruiken. Różowowłosa łowczyni chyba nie wybrała swej drogi, bo nie pałała aż takim entuzjazmem do łowów na potwory. Podobnie jak i Leiko, pechowy los uczynił ją tym, kim była teraz.

-Oh? Sądziłam, że przepadasz za sianiem postrachu pośród Oni. I w co poniektórych młodzianach też -Maruiken za podniesioną dłonią i długim rękawem swego odzienia ukryła wesoły uśmieszek na wspomnienie tego, jak bardzo Sakura wstrząsnęła szczęśliwym światek biednego Płomyczka. Nie sprawiała wrażenia, jak gdyby często wykorzystywała atrybuty swej kobiecości do swoich celów. Nie była kusicielką, chociaż niektórych mężczyzn niewątpliwie musiało pociągać takie jej nieokrzesanie. Bądź te ujęte w ramy kimona piersi osładzały jej cięty język i gwałtowną naturę. Czyż ją i Kohena nie połączyło coś dawno temu w Nagoi? Może zaledwie pojedyncza noc, znacząca więcej dla niego niż dla niej, skoro teraz rozglądała się już za nowymi rozrywkami.

-Zatem w jakiej innej kobiecej roli byś się widziała? Gejszy, dwórki, artystki, może właścicielki jakiejś gospody na przyjemnym odludziu? Każda z nich powinna być odpowiednio niedostępna, uwodzicielska i.. miła właśnie. Ale także niezwykle łagodna wobec mężczyzn, co.. nie zawsze oni ułatwiają, ne? -jej nieco karcącym słowom towarzyszyło założenie kilku kosmyków swych włosów za ucho i figlarne przetańczenie palcami po zdobiących je kolczykach. Wabiące spojrzenie zaś, nieco zbyt dosadne aby mogło być prawdziwe, przesunęło się po samczej części ich grupki.

- Cóż… zanim… stało się to. Kiedy miałam jeszcze obie ręce. Byłam wędrowną artystką. Żonglowałam porcelanowymi talerzami na takich długich trzcinkach. I…- rzekła Sakura i mruknęła poufale nachylając się ku Leiko. - I wchodziłam w dojrzałość, budząc żar w męskich sercach i rumieniec niektórych kobiet. Byłam wtedy zbyt niewinna, by je zrozumieć to co się wokół mnie działo. Ale spojrzenia zapamiętałam. Więc… cóż… gdybym mogła, pewnie bym była nadal wędrowną artystką. Może potem założyła własną karczmę, kto wie.
Uniosła podbródek lekko i zerknęła z bliska na oblicze łowczyni, dodając tuż przy jej twarzy wpatrzona jedynym okiem w jej oczy. - Myślisz, że nie potrafiłabym być delikatna i uwodzicielska? Potrafiłabym… ale z tymi bliznami, nie mam takiej potrzeby.
Odsunęła się od niej i spytała wszystkich.- A kim byście wy byli, gdybyście nie łowili potworów ?
- Więc… wędrownym mnichem.
- stwierdził Jimushi.
-Samurajem z małą wioską.- dodał Wilk, a “Kusaru” zmuszony do odpowiedzi przez naturę chwili mruknął.- Wieśniakiem na polu ryżowym.

- Gejszą lub kurtyzaną o jednym z tych ich wymyślnych imion. Córka Księżyca, Przemijający Sen lub.. lub Uroczy Króliczek
-Maruiken uśmiechnęła się gorzko na swą własną sugestię. Cóż, mężczyźni mieli przeróżne, przedziwne gusta - Chociaż zwyczajne życie też nie byłoby najgorsze. Jako żona samuraja w przytulnym domu z ogrodem, daleko od wszelkich demonów. Mało ekscytująco, ale przynajmniej wygodnie.

Łatwo przychodziło jej kłamanie o tym „zwyczajnym życiu”, chociaż dla niej takim pozostawało życie pod czujnym i troskliwym okiem Mateczki, w towarzystwie kochanych siostrzyczek i wypełniając coraz to kolejne zadania. Ale zarówno Kojiro, jak i wiele mężczyzn przed nim snuło przy niej swe fantazje o spokoju, że teraz mogła ich słowa używać jako własne.

Wyciągnęła rękę ku drugiej łowczyni, by palcami złapać ostrożnie jeden ze swawolnych kosmyków jej włosów o nienaturalnej barwie. Odgarnęła go odsłaniając bardziej przed sobą bliznę na jej twarzy, po czym mruknęła kocio -I wręcz przeciwnie, Sakura-san. Uważam, że te blizny dodają Ci uroku, tej.. drapieżności, której na próżno szukać u kobiet ślicznych i kruchych niczym porcelanowe czarki. One bywają nużące, przewidywalne i bezpiecznie, a przecież.. nie to przyśpiesza bicie serca, prawda?

-Hai. Są tacy mężczyźni, którzy potrafią to docenić.
- mruknęła drapieżnie i zmysłowo Sakura zerkając wprost w oczy Leiko i nie przeszkadzając palcom łowczyni w badaniu granic nimi.- Są i kobiety… Maruiken-san. Nawet nie domyślasz się ile.

Przybliżyła usta do warg łowczyni bardzo blisko. Ciepły oddech owionął wargi Maruiken, po czym... odsunęła się szybko i wybuchła śmiechem patrząc na zszokowanych towarzyszy broni, którzy patrzyli na jej zachowanie zbaraniałym wzrokiem. Widać Sakurę bawiło łamanie zasad i widok reakcji innych na jej bezczelność.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 14-12-2015, 13:20   #244
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Leiko ze spokojem przyjęła taką zabawę Sakury, swoim kosztem przecież. Jeśli takie wodzenie na pokuszenie miało pomóc w zdobyciu sobie zaufania wiśniowowłosej, to ona nie miała nic przeciwko drobnemu flirtowi.

-Ciekawe kim byłby nasz szacowny gość z Chin, gdyby nie usłyszał powołania do zostania mnichem -w zadumie przyjrzała się Chińczykowi, mrużąc przy tym oczy, kiedy starała go sobie wyobrazić w innej roli niż ponurego mistyka zajmującego się mrocznymi rytuałami i pętaniem Oni. Nie było to łatwe, ale owoc tych rozmyślań najpierw objawił się w krótkim parsknięciu śmiechem, a dopiero potem w słowach Maruiken -Aktorem w wędrownej trupie. Bo czyż nie wygląda na takiego, który potrafiłby wzruszyć ludzkie serca z desek teatralnej sceny?

- Nie wygląda… pewnie gdyby nie był mnichem, to by był pisarzem u jakiegoś ich chińskiego daimyo.
- oceniła Sakura wzruszając ramionami. A Jimushi rzekł.- Chińczycy nie mają daimyo, tylko cesarza.
-Tak wysoko to by się biedaczyna nie wspiął. Pisarz cesarza… dobry żart.
- zaśmiała się głośno różowowłosa łowczyni, a Kirisu jakoś nie wracał. Chyba się za bardzo przykładał do tego patrolu.

Maruiken w ciszy przysłuchiwała się wzajemnym przekomarzaniom łowców, sama nagle czując szpileczkę niepokoju drażniącą jej zmysły. Szczególnie uzewnętrzniały to jej brwi, które przymarszczyły się ostro, gdy spojrzeniem powiodła po otaczających ich drzewach, spomiędzy których wszak powinien wychynąć Płomyczek. A jeśli w swym żarliwym pragnieniu zadbania o bezpieczeństwo swej Leiko-chan, zapuścił się zbyt daleko w ciemności? Albo jeśli to Pajęczyca znużona czekaniem postanowiła się zabawić młodzikiem? Oh, nie mogła sobie teraz pozwolić na stratę swego gorliwego yojimbo. Wprawdzie jednego z dwóch, lub nawet trzech, ale potrzebowała każdego z nich.

- Czy obchód po takiej okolicy powinien zajmować aż tyle czasu? -cicho podzieliła się swoimi wątpliwościami z Wilkiem, nie chcąc od razu wzbudzać niepotrzebnego poruszenia wśród reszty rozchichotanej grupy.
- Nie powinna… - zamyślił się mężczyzna, również zdziwiony tak długą nieobecnością Kirisu.- Coś się młodzik za bardzo przykłada do tego obchodu.
- A po co miał właściwie łazić na obchód? Przecież potworki nie potrzebują się podkradać, mogą po prostu spuścić się z drzew… jak ostatnim razem.
- zamarudziła Sakura drapiąc się po policzku.- Cały czas nas obserwują przecież. Czemu w ogóle on łaził na jakiś obchód?
- Potrzebował… się rozruszać. Podczas ostatniej walki nie miał okazji się wykazać.
-mruknął Wilk woląc nie drążyć tematu.
-Ależ się wykazał. Całkiem sprawnie obłapiał ślicznotkę, ne?- zażartowała Sakura.- Niejeden chciałby mieć okazję do takiego wykazywania się.

Leiko nie skwitowała kąśliwych słów drugiej łowczyni. Zbyt dobrze wiedziała, jak szybki był Płomyczek do wykazywania się przed kobietami i miała nadzieję, że nie postanowił teraz zrobić czegoś niemądrego, aby tylko jej się przypodobać. Kto wie, czy nie wpadł mu do głowy pomysł zemszczenia się na Pajęczycy i przyniesienia jej głowy nabitej na jeden z trójzębów. Ten młodzian potrafił zrobić wiele, aby tylko poczuć w swym ramionach wdzięczne, drżące i nagie ciało Maruiken. Było to urocze, lecz najczęściej wybierał ku temu najgorsze momenty.

-Ani chwili wytchnienia, ne? -zamruczała ujmując w dłonie swe wakizashi i podnosząc się z wolna -Dopiero co mnie uratowaliście, nie możemy pozwolić, aby teraz Kirisu-kun gdzieś się zagubił. Pójdę się za nim rozejrzeć.
- Potrzebujesz pomocy w tym celu?
- zapytał Wilk zerkając na łowczynię, a Sakura spytała.- To chyba niestosowne, by dama wędrowała w towarzystwie mężczyzny, który nie jest jej rodziną ni mężem, ne Wilku?
-Coś w tym w jest.
- przyznał niechętnie, zerkając na łowczynię i licząc na pomoc jej w tym względzie.
-Echh… ja będę musiała rozruszać kości.- stwierdziła Sakura zamierzając wstać. I to od refleksu i zwinności języka Leiko zależał dalszy rozwój tej sytuacji.

A ona spoglądała to na mężczyznę, to na różowowołosą, zaskoczona takim pragnieniem obojga na towarzyszenie jej w poszukiwaniach Płomyczka. Szczególnie nie wiedziała, czemu Wilkowi mogło tak na tym zależeć. Wszak w czasie ich rozmowy nie wydawał się być tak mocno skuszony osobą Leiko jak młodzian lub łowczyni. Cóż, przynajmniej nie tak otwarcie i dosadnie.

-Nie sądziłam, że łowców obowiązują takie zasady -odparła żartobliwie. Nie czekając dłużej sięgnęła ręką ku kobiecie, palcami muskając to zmysłowe miejsce na mapie ludzkiego ciała, gdzie szyja łączyła się z barkiem. Delikatny był jej dotyk, niczym zaledwie tchnienie wiatru bądź trącenie skrzydeł motyla, lecz chłodne opuszki palców Maruiken miały na celu powstrzymać łowczynię przed wstaniem. Dawały także sugestię tego, jaką rozkosz mogą podarować te zadbane dłonie, jeśli tylko dopuścić je odpowiednio blisko do siebie -Nie trzeba, Sakura-san. Raczej nie spotkamy w lesie nikogo, komu takie naruszenie granic etykiety mogłoby przeszkadzać. A ktoś przecież musi zostać z pozostałymi, aby strzec naszego cennego mnicha, ne?

-Oj oj…
- zaśmiała się w odpowiedzi kobieta i wskazała palcami na pozostałą milczącą dwójkę strażników.- Mnicha ma kto pilnować, a ja się nudzę.
Przekrzywiła na bok głowę, jakby chciała ułatwić sprawę dotykowi Leiko, po czym westchnęła żartobliwie.- Ale niech będzie...idźcie odszukać tego Płomyczka, nie dajcie się złapać nikomu… ani na niczym.
-Hai. Chodźmy
.- zaproponował Wilk.

-Hai, hai -Maruiken jeszcze subtelnym uśmiechem pozdrowiła pozostających przy ognisku łowców i mnicha, nim odwróciła się ruszając nieśpiesznie w stronę drzew, gdzie wcześniej zniknął Kirisu. Jeśli naprawdę wpadł w pułapkę pajęczyn, to choćby był w największym niebezpieczeństwie, nie zniósłby przecież myśli o byciu bezbronnym i ratowanym przez Leiko. A co dopiero jeszcze przez Sakurę, której zdawał się szczerze nie znosić.
Wsuwając wakizashi z powrotem za kokardę swego obi, kobieta zerknęła kątem oka na swego niespodziewanego towarzysza -Czyżbyś się obawiał, że Płomyczek za bardzo wziął sobie do serca Twą sugestię i zapuścił się zbyt daleko w chęci zadbania o moje bezpieczeństwo?
-Nie zdziwiło by mnie to, a ciebie Mauriken-san?
- odparł retorycznym pytaniem Wilk podążając przodem z dłonią na rękojeści katany. Po czym dodał dyplomatycznie. - Niewątpliwie cechuje duży talent i duży wigor, ma nieco doświadczenia w walce z Oni, ale… sama rozumiesz.

Skinęła tylko głową w odpowiedzi.
Wiedziała. Płomyczek był zawsze pierwszym do rzucenia się w wir walki oraz ostatnim do wycofania się się z niej. Chyba nie odczuwał strachu, lecz miało to więcej wspólnego z jego porywczością niż bohaterską odwagą. Nie pozwalał dojść do głosu swojemu zdrowemu rozsądkowi, jeśli.. jeśli w ogóle taki posiadał. Coś musiało go ciągle przytrzymać przy życiu i chronić przed zostaniem pożartym przez Oni. A na pewno nie była to jego niezwykła przenikliwość.

-Może powinniśmy sprawdzić ten zagajnik, o którym wspominał Kusaru-san? -zapytała rozglądając się naokoło. Nie trzymała w gotowości dłoni na swym wakizashi, mając nadzieję na uniknięcie starcia z kolejnymi bestyjkami Sakusei. Ale za to spoglądała dalej i dokładniej niż mężczyzna, mroki nocy nie stanowiły żadnej przeszkody dla jej oczu o naturze demona.

Zadrżała. Gdyby Wilk widział to co ona, już by wyciągnął miecz. Iluzje pajęczcy były zaprawdę potężne. Bowiem dookoła nich, zwłaszcza w koronach drzew kryły się różnej wielkości pajęcze yokai, podległe Sakusei. Byli otoczeni przez liczną sforę tych bestii… cały czas pilnowani. Większość co prawda nie przerastała rozmiarami psa, ale inne dorównywały wołu. Była też sama Sakusei… jej aura świeciła niczym purpurowe słońce.
Dostrzegła też aurę i Kirisu w owym zagajniku, czekającym i czujnym, ale rozluźnionym. Czyżby na coś polował? Pajęcze oni? Iye. Broń trzymał za luźno. Jego cel był inny.
Łowczyni uśmiechnęła się delikatnie.
Czekał w zagajniku na nią właśnie. Liczył, że sama uda się tutaj, stęskniona jego towarzystwa. I że z dala od innych, będą mogli okazać sobie właśnie więcej czułości.
Kto by pomyślał, że Płomyczek może wykazać taką inicjatywę… połączoną co prawda z brawurą i lekkomyślnością. Ale jednak inicjatywę.

-Zgoda… od niego zacznijmy.- rzekł Wilk bacznie szukając wrogów, których miał niemal pod nosem. A których dostrzec nie mógł. Ruszył pierwszy w kierunku zagajnika, w którym kogucik oczekiwał Leiko i tylko niej.

Że też nawet zaczęła się martwić o tego niepoprawnego młodziana. Nie spodziewała się przecież, że także i w takich okolicznościach będzie on myślał tylko o zaspokojeniu swych pragnień. Pod czujnym spojrzeniem Sakusei, w obecności wiecznie obserwujących ich pająku, pośród lepkich pajęczyn i niepewności jutra. Mogła sobie wyobrazić wiele przyjemniejszych miejsc do zapomnienia się w czułościach, ale.. to był Płomyczek. Wytęskniony Płomyczek, a takiemu niewiele przeszkadzało.

Leiko uśmiechała się lekko za plecami mężczyzny, kiedy cicho i nieśpiesznie szła krok w krok za nim. Nie była zła na niego. Wręcz przeciwnie, rozbawiała ją myśl o tym, jak na widok ich dwojga Kirisu będzie się gubił w swej historii. W końcu nie powie przecież tak otwarcie w towarzystwie Wilka, że liczył na spędzenie trochę rozkosznego czasu z łowczyni. Szkoda tylko, że im dłużej zwlekał z powrotem do ich grupy, tym dłużej musiała czekać ona na spotkanie z Yashamaru i otrzymanie odpowiedzi.

Na widok zbliżającego się Wilka, mina kogucikowi zrzedła wyraźnie. Trochę pocieszał go widok idącej za nim kobiety, ale… cały jego plan legł w gruzach. Pozostało więc robić dobrą minę do złej gry, więc spytał buńczucznie.- Co wy tu robicie?
- Mógłbym cię zapytać o to samo… co ty tu robisz? Nie powinieneś zrobić obchodu?
- zapytał Wilk lekko poirytowany sytuacją.
-Zrobiłem… ale chciałem się tu jeszcze rozejrzeć, bo wydawało mi się że coś… widziałem tam w mroku.- wyjaśnił szybko Płomyczek.

Maruiken przekrzywiła głowę przyglądając się swemu partnerowi. Brwi jej zmarszczyły się wyraźnie, przez co twarz przybrała nieco ponurego cienia.
-Martwiliśmy się, Kirisu-kun. Zbyt długo Cię nie było, mogło Ci się coś przytrafić. Wszyscy już jesteśmy zmęczeni tym lasem, nie powinieneś nam dokładać jeszcze więcej zmartwień -westchnienie przyprawiło klatkę piersiową kobiety o zafalowanie. Słodki widok dla oczu i duszy, gdyby tylko przyczyną nie było rozżalenie tak bezmyślnym zachowaniem młodziana, w którym nie dopatrywała się jego chęci spędzenia razem czasu na szeptach, pocałunkach i splatania ze sobą ich nagich ciał. Nie domyślała się, zupełnie jak wtedy nad rzeką, kiedy biedny Płomyczek wspinał się na wyżyny swej subtelności, aby tylko pozbyć się Yasuro i zostać sam na sam z Leiko. Takie podchody nie skończyły się wtedy dobrze dla żadnego z nich.

- Mnie pajęcze potwory nie są straszne! Każdego z nich rozpłatałbym bez problemu sam.- odparł buńczucznie Kirisu, a Wilk mruknął podejrzliwie.- Jesteś pewien? A wtedy, gdy Sakura
-Niepotrzebnie się wtedy wtrąciła!
- krzyknął gniewnie młodzian poirytowany słowami Wilka. Co Maruiken nie dziwiło. Bycie ratowanym właśnie przez nią, musiało być upokarzające dla młodzika.

-Już, już. Uspokójmy się -zareagowała szybko Leiko, i dłonią dotknęła ramię Wilka, jak gdyby tak chciała bez słów sprawić, aby już nie drażnił więcej pobudliwego Płomyczka. Ah, młodzian nie był najlepszy w zacieśnianiu męskich przyjaźni, prawda? Ta jego natura wiecznej rywalizacji temu przeczyła, zdawał w prawie każdym innym młodzianie i mężczyźnie dostrzegać konkurenta. Przeciwnika. Niczym samiec w swej grupie, zawsze musiał być najważniejszy i najsilniejszy.

-Najważniejsze, że nikomu nic się nie stało. Pajęczyca zapewne cały czas nas obserwuje, czeka tylko na odpowiednią okazję do uderzenia. Jesteśmy bezpieczniejsi w grupie, więc.. -wyciągnęła ku niemu drugą rękę, po czym poruszając zachęcająco palcami, mruknęła z czarującym uśmiechem malującym się na jej wargach -Czy możemy już wrócić, Kirisu-kun? Mamy za sobą długi dzień.

- Wróćmy.- zgodził się krótko i z ulgą w głosie jej kogucik. Miał kwaśną minę, widząc jak jego “sprytny” plan legł w gruzach i potulnie zgodził się na powrót. Podobnie jak Wilk, który nie kwapił się do dalszego drażnienia młodzika.

W milczeniu przemierzali ścieżkę powrotną do ogniska i reszty łowców.
Płomyczek trzymał się dzielnie, pomimo swojej druzgocącej porażki. Nie mógł się przecież komukolwiek do niej przyznać, ani Wilkowi, ani drwiącej ze wszystkiego Sakurze, ani pozostałym łowcom. A już na pewno nie swej Leiko-chan! W końcu zależało mu, aby nadal w jej oczach być tym samym odważnym, zwycięskim, wspaniałym, nieposkromionym, niepokonanym, nieskończenie przystojnym i zabawnym Kirisu Płomieniem! Szczególnie po tak długim czasie rozłąki, w czasie którego niewątpliwie tęskniła ona za swym partnerem, strażnikiem i wybawcą. Jakże mogły być ku temu jakiekolwiek wątpliwości, ne?

Wilk zdawał się być niepocieszony, że przez młodziana musiał oddalić się od ciepłej bliskości ogniska i swych wesołych towarzyszy. Chociaż sam naciskał kobietę swych wzrokiem, aby to właśnie jego wybrała do towarzyszenia sobie w poszukiwaniach. Może czuł tylko potrzebę lekkiego rozciągnięcia swych mięśni, może szczerze, lecz skrycie obawiał się o bezpieczeństwo pobudliwego kogucika. Trudnym było poznanie jego prawdziwej natury. Nie był bowiem ani tak otwarty jak Kuma, ani naiwny niczym Płomyczek, ani tak łatwowierny jak Yasuro, a i nie sprawiał też wrażenia być nią tak zafascynowanym jak Kojiro. Możliwym też było, że nie nosił żadnej maski i był po prostu tym, na kogo wyglądał – najemnikiem lubiącym w swym wolnym czasie dobrą sake, pyszne jedzenie i piękne kobiety. Wszak nie każdy musiał skrywać w sobie mroczne sekrety..

A Leiko.. była zadowolona. Obeszło się bez rozlewu krwi, jej Płomyczek był cały i zdrowy, choć jego pragnienia nie zostały zaspokojone, biedactwo. Najważniejsze jednak było to, że dzięki jego niewinnym knowaniom poznała miejsce swojego spotkania z Yashamaru. Spotkania, które miało być inne od tych wszystkich ich młodzieńczych dni, kiedy jedno czekało na drugie. Bez wzajemnych przekomarzań, bez żartów i śmiechów. Bez drobnych czułostek na początek nowego dnia.

Pierwszy raz została postawiona w sytuacji, kiedy napotkała na swej drodze znajomego ninja, na dodatek mogącego działać przeciwko niej. Nie wiedziała zbytnio jak powinna to rozegrać. Czy dostrzec w nim swego przeciwnika, czy powołać się na ich wspomnienia, które nawet ostatnio w jej własnych myślach odbijały się odległych echem. Oba rozwiązania pociągały za sobą trudności. Oba znów przyprawiały ją o zazdrość, że nie żyje w tak słodkiej niewiedzy co inni łowcy. Zastanawiała się, czy i jego trawiły teraz podobne zmartwienia..
Gdyby nie był duchem z jej przeszłości, to zapewne też wzięłaby go za byłego ninja, uciekającego przed zemstą swego klanu. Może nie poświęciłaby mu wtedy wiele ze swojej uwagi, a może wręcz przeciwnie – kusiłaby go ku sobie, uczyniła swym kochankiem i próbowała wyciągnąć z niego sekrety. I może każde z nich byłoby tak enigmatyczne, tak zręczne w kłamstwie, że żadne nie zdołałoby się dowiedzieć o zamiarach drugiej strony. Na koniec każde poszłoby swoją drogą, pozbawione choćby cienia podejrzliwości co do prawdziwej natury swego towarzysza w łowach.

To była zabawna myśl. W końcu pomimo swej wielkie zażyłości w dawnych czasach, nigdy nie byli kochankami. Byli na to za młodzi..
Iye, to nieprawda. Jej ciało i dusza były już wtedy w pełni gotowe do kuszenia mężczyzn, do bycia wykorzystywanymi w celu zdobywania od nich informacji. Do zabijania. Nie miała jeszcze obecnego doświadczenia w uwodzeniu, ale już zdążyła poznać tajemniczy język ludzkiego ciała. Te wszystkie drobne gesty przyciągające ku sobie spojrzenia, grację poruszania się i przypadkowego, bardzo drobnego uchylania fragmentów swej skóry, których widok przeznaczony był tylko dla właściwych oczu i nikogo innego. Niczym największy skarb.
Z czasem nauczyła się także.. przestawać czuć, kiedy oni ją całowali, kiedy szeptali zbereźne słówka, dyszeli nad nią i uciskali krągłości w niecierpliwych pieszczotach. Nie czerpała z tego przyjemności, nie czuła do siebie obrzydzenia, nie krzyczała i nie płakała. Uciekała daleko do swych myśli. Początkowo widziała w nich tylko tych konkretnych osobników, zarżniętych brutalnie jak świnie i leżących we własnej krwi. Potem obrazy zmieniały się na radość jej mateczki z kolejnego dobrze wykonanego zadania. W postać Yashamaru, czekającego na nią z tym swoim łobuzerskim uśmiechem. Wyciągającego ku niej rękę, aby pochwycić ją i zagarnąć mocno w objęcia swych ramion. Bezpiecznych i szczęśliwych.








Ciężko to sobie wyobrazić, ale oboje zwyczajnie wtedy byli.. zbyt niewinni, pomimo życia do jakiego ich przygotowywano od wczesnego dzieciństwa. Być może właśnie z tego powodu zakiełkowało w nich to zakazane uczucie – oboje pragnęli mieć coś poza swoimi klanami, coś tylko na własność. Prawie każdego dnia wymagano od nich zakładania masek, tańczenia na granicy życia i śmierci, zatracania się w tym co było rzeczywiste, a co tylko misternie splatanymi przez nich kłamstwami. Czy zatem było tak dziwnym, że poszukiwali odrobiny zwyczajności, którą odnaleźli we wzajemnych objęciach? Przez te krótkie, beztroskie chwile ona była tylko dziewczyną, nie kunoichi. A on zapatrzonym w nią chłopcem, nie młodym ninja. W innym świecie i innym czasie to ich czyste jak kryształ zauroczenie mogłoby mieć przyszłość. Jednak to samo mogła powiedzieć i o kilku innych mężczyznach w swym życiu, nawet i tylko tych napotkanych dopiero niedawno na swej drodze.
W innych okolicznościach byłaby tą nieszczęśliwą żoną kupca, która odnalazła radość u boku Kojiro i uciekła wraz z nim do chatki w górach.
Dla Yasuro byłaby idealną kobietą do prowadzenia kolejnego ogrodu w posiadłości Dasate, a nocami wprowadzającą go w tajniki sztuki miłosnej. Mieliby nawet przychylność jego wuja.
Mogłaby też na dłużej stać się partnerką Kirisu, otrzymywać skromną rolę w jego bohaterskich czynach, a w zamian cieszyć się jego nieskończonym i gorliwym zainteresowaniem. A chociaż polowaliby wspólnie, to on przecież nie pozwalałaby jej na zbliżanie się do demonów. Dbałby o nią, ale także i o ciągłe podsycanie podziwu swoją osobą w jej oczach.
W innym czasie i życiu...

Teraz jednak były to tylko mrzonki. Może każdy z nich sobie właśnie tak wyobrażał sobie swój świat po zakończeniu łowów i rozplątaniu sieci intryg na ziemiach Hachisuka. A może nieco inaczej, kiedy ona obdarzała ich swymi zmysłowymi uśmiechami, spoglądała na nich oczami kryjącymi w sobie mnogość obietnic i swymi ustami wypowiadała ich imiona. To musiały być rozkoszne marzenia. Pocieszające i rozjaśniające te noce, kiedy w każdym cieniu mogły się kryć demony.
Nie mogli nawet podejrzewać, że ta której oddaliby swe dusze i serca, w pewnym momencie po prostu.. zniknie. Rozpłynie się jak mgła o poranku, pozostawi po sobie zaledwie wspomnienie jak ulotny sen. I smutek, i tęsknotę.

Już nigdy więcej nie splotą się ze sobą ich ścieżki. A już na pewno nie ich z Maruiken Leiko. Bowiem wtedy ona będzie mogła już mieć inne imię, włosy dłuższe i mniej misternie spięte, kimono cięższe i bardziej zdobione, a zajęciem także będzie się parała innym niż łowami na Oni.

Yashamaru też już miała nie spotkać. Odegrał olbrzymią rolę w jej życiu, w kształtowaniu tego kim teraz była, ale w zamian musieli przestać dla siebie istnieć. Przewrotny Los nie zamierzał im tego ułatwić..
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 23-12-2015, 23:13   #245
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jakiż ten Kirisu potrafił być zaborczy, jaki zachłanny… jaki męczący. Biedny kogucik.Teraz był utrapieniem łowczyni, wraz ze swą zaborczością. Łańcuchem, który ją krępował. Ale hasło “kobieca potrzeba”, pozwoliło się Maruiken wyślizgnąć z jego objęć. I pójść poszukać fałszywego Kusaru.
Bowiem Yashamaru oddalił się od grupki, na patrol dookoła obozowiska.
Idąc do niego łowczyni poczuła coś, czego nie czuła od dawna. Wątpliwości.
Maruiken była narzędziem, przedłużeniem woli swej Mateczki. Yashamaru zaś był ninja wykonującego zadanie zlecone mu przez jego mistrza.
Dotąd to Leiko nie przeszkadzało, wykonywała polecenia bez chwili zwątpienia. Teraz pojawił się problem. Maruiken nie była głupiutką wąską. Wiedziała, że za Mateczką Chiyome stoi ktoś… ktoś możny i mający władzę.
Tak jak za mistrzem Yashamaru i właśnie zrozumiała że podczas przyszłej rozmowy z dawnym towarzyszem nie padną żadne decyzje. Te już bowiem zapadły, gdy wysłano ich na misję i ani ona, ani on nie mają żadnej możliwości ich zmiany.


Musieli ponieść konsekwencje planów stworzonych ponad ich głowami i decyzji innych osób. Co mogło doprowadzić śmierci jej, albo jego. Albo obojga. Co gorsza, Leiko zdawała sobie sprawę, że Yashamaru również rozumie ich sytuację. I będzie gotowy.
Łowczyni ruszyła więc na spotkanie czujna i gotowa na wszystko. Wakizashi było pod ręką. Spojrzenie Naimenteki joukei którym omiotła miejsce spotkania pokazało dziesiątki mniejszych i większych pajęczych stworów. Niewątpliwie nic nie mogło się ukryć przed Sakusei w tym lesie.
Na szczęście ta potężna tsuchigumo raczej nie interesowała się zbytnio sekretami śmiertelników.
Chyba…

Tak czy siak, Leiko nie miała wyboru. Musiała zaufać, że jej sekret zostanie i sekretem Sakusei, tsuchigumo była za sprytna i za potężna, by czynić z niej swego wroga bez potrzeby.
Czujność nie była jednak cechą także i Yashamaru, zanim zdążyła go zajść od tyłu.


Jego dłoń już znalazła się na rękojeści ostrza ukrytego za jego plecami. Odwrócił się gwałtownie. Yashamaru nic się nie zmienił. Nadal był zwinny, nadal był szybki, nadal był trudny do podejścia. I nadal… w bezpośredniej walce na ostrza, mógł się okazać od niej lepszy. I z pewnością był silniejszy. A co gorsza, nie wiedziała jakich trików nauczył się od czasu, gdy widzieli się po raz ostatni. Z drugiej strony… nie wiedział jak bardzo zmieniła się jego Koneko-chan. Nie mógł tego przewidzieć.
Odwrócił się. Ich spojrzenia i twarze się spotkały. I Maruiken nie widziała w jego spojrzeniu miłości i ciepła jakie pamiętała z dawnych lat.


Iye. Jego spojrzenie było pełne niepokoju i smutku. Pewnie też rozważał sytuację i konsekwencje ich spotkania. Pewnie, podobnie jak ona, żałował że się tu spotkali. Nie powinni się spotkać. Nie powinni nawet rozmawiać. Zapomnienie byłoby najlepsze dla obu stron.
Yashamaru… przez dłuższą chwilę wpatrywał się w Leiko w końcu zdobywając się na ślad uśmiechu i uprzejme słowa zaczynając rozmowę.- Nadal jesteś zachwycająca Koneko-chan. Choć teraz… podszywasz się pod łowczynię, ne? Szczerze powiedziawszy, słuchając opowieści Kirisu spodziewałem się zastać kolejną Sakurę, tylko ładniejszą i subtelniejszą.

Jakże się mylił. Dla łowczyni, “Leiko Maruiken” było prawdziwym imieniem. Oficjalnym. Tak się przedstawiała, gdy przemierzała drogi Japonii zmierzając ku kolejnym swym celom i pomiędzy misjami. Mauriken nie podszywała się pod nikogo. Była łowczynią Oni, czasem dla uwiarygodnienia niszcząc oni za pieniądze. Wygodna rola. Łowcy nie byli przywiązani do jednego miejsca jak chłopi, nie byli zaczepiani przez samurajów, ani bandytów. Łowcy byli jak eta, budzili jednak bardziej strach niż pogardę. Łowcy obcowali ze światem duchów, z tą najgroźniejszą częścią owego świata. Nikt nigdy nie kwestionował powodów, dla którego łowca udawał się do danej prowincji. Nikt też nie próbował dobierać się do łowczyni wbrew jej woli. Ktoś kto wszak potrafił niszczyć istoty czające się w mroku, nawet jeśli wyglądał jak urocza gejsza, budził automatycznie respekt.
Maska Leiko Maruiken - łowczyni oni stała się jej twarzą. Pod tym obliczem była znana w niektórych rejonach Japonii. Koneko-chan umarła zaś dawno temu wraz z odcinanymi puklami włosów. Okres niewinności był wszak dla obojga już tylko wspomnieniem. I to tym ukrytym głęboko w sercu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 10-02-2016 o 13:01.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-02-2016, 02:39   #246
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Słońce przyświecało przyjemnie spomiędzy białych kłębuszków chmur płynących leniwie po niebie. Nie było ani za gorąco, ani za zimno. Po prostu idealnie.
A ptaki siedząc na drzewach przyśpiewywały radośnie ponad gwarem zbudzonej do życia wioski.
Zapowiadał się wspaniały dzień.







Nezu dla oczu kogoś z zewnątrz, było wioską taką jak każda inna. Ani jakaś specjalnie duża, ani bogata, ani cesarz nigdy nie zwrócił ku niej swej światłej uwagi, ani też właściwie niczym innym się nie wyróżniała. Jej mieszkańcy cieszyli się swoją codziennością pośród pól, dla niektórych mogącą się wydać nużącą i mało ekscytującą, dla innych zaś jawiącą się spokojnym rajem dalekim od pałacowych intryg. Nigdy nie dział się tutaj nic ciekawego. I jakże to potrafiło być przyjemne.

Pomiędzy kobietami i mężczyznami zajętymi swoją poranną krzątaniną, w beztroskich podskokach przemykała dziewczyna w kimonie, z czerwoną parasolką osłaniającą ją przed natarczywymi promieniami słońca oraz z torbą przewieszoną przez ramię, przy każdym kroku obijającą się lekko o jej biodro. Mijanych po drodze mieszkańców witała czarującym uśmiechem, a ci odpowiadali jej równą uprzejmością.
Wszyscy dobrze wiedzieli, że jest ona jedną z wychowanek Chiyome, kobiety nieskończenie szanowanej i poważanej wśród tutejszych mieszkańców. Niewiele bowiem istniało na świecie ludzi o tak złotym sercu, potrafiących całe swe życie poświęcić pomaganiu innym. Należący do niej skromny dom zawsze był pełen jej córek, które wprawdzie nie były krwią z jej krwi, lecz kochała je jak swoje własne. Bo przecież takie właśnie były.

Początkowo przygarniała tylko własnoręcznie wynajdywane sieroty, aby zapewnić im wychowanie, dach nad głową i dobre życie. Stopniowo jednak to do niej zaczęły się zgłaszać niewieście ofiary krótkich chwil namiętności, za których owoców nie potrafiły wziąć odpowiedzialności. A czasem to sama Chiyome posyłała subtelne niczym szept wieści do odpowiednich uszu, że jej ramiona są otwarte na przyjęcie kolejnych córek niechcianych. Właściwe to czemu tylko córek, a nie również synów? To wiedziała tylko ona sama. Nikt nie miał na tyle śmiałości, aby się bezczelnie dopytywać o jej intencje. Lub może po chwili namysłu odpowiedź sama się nasuwała na widok tych pełnych gracji panienek dorastających pod jej matczynymi skrzydłami. Duma całego Nezu.
Każda z nich była pełnowartościowym mieszkańcem wioski. Pomagały innym pomiędzy swoimi naukami oraz sprawunkami wykonywanymi dla Mateczki, a te często zmuszały je do opuszczania domowego ciepła i podróżowania ku odleglejszym miastom. Zdarzało się, że długo nie wracały. Z rzadka co poniektóre.. nie wracały już w ogóle. Podobno zakładały swe własne rodziny, co cieszyło i ludzi w wiosce, i siostrzyczki, i Mateczkę także. Dziwnym jedynie było, że nigdy nie pojawiały się, aby odwiedzić swój dawny dom. Ale i o to nikt nie miał czelności się dopytywać.

Zatem widok tej dziewczyny nie był dla nikogo zaskoczeniem, chociaż zdawała się być bardziej radosna niż każdego innego dnia. Uśmiechała się szeroko, oczy jej lśniły, a stopy stawiała z taneczną lekkością. Piękno pogody musiało dobrze podziałać także i na jej nastrój.

Jednak skrywaną przez nią prawdą było to, że najważniejszym wcale nie było słońce, śpiewające ptaki, czy ulotne poczucie beztroski. Bowiem oto dzisiaj, miała ona po raz pierwszy spotkać swojego partnera! Nie jedną z jej starszych siostrzyczek, lecz prawdziwego obcego ninja z innego klanu! Kochała swoją Mateczkę, oczywiście. Jednak czasem miłym było wyrwanie się z domu i odetchnięcie chwilą wolności, bez bycia obserwowaną na każdym kroku.
Wyobrażała sobie te długie rozmowy o technikach działania, o tym ile ona mogłaby się nauczyć od niego, a ile on, nieskromnie przecież, od niej samej. Nie oczekiwała, że zdradzi jej wszystkie swoje sztuczki, ale sama myśl o dzieleniu doświadczenia z kimś z zewnątrz było.. oh, takie przedziwnie ekscytujące!

Chichotała sobie, głupiutko i lekkomyślnie. Nie miała wielu okazji do takiego zachowania, jednak teraz jak na skrzydłach unosiły ją duże oczekiwania wobec tej współpracy. Przede wszystkim pragnęła, aby ich dwójka okazała się najlepsza w wykonywaniu przydzielanych im zadań. Ot, taki drobiazg mając uszczęśliwić ją i Mateczkę.

Minęła ostatnie zabudowania wioski, a idąc dalej ścieżką widziała już dobrze wybrane dla nich miejsce spotkanie. Uroczy mosteczek pozwalający przejść suchą stopą przez równie urokliwą rzeczkę.







Już z takiej odległości dostrzegła na nim samotną postać. I po prawdzie, to się dość zawiodła. Nie tak to sobie planowała, a nie mogła ścierpieć, kiedy plany nie szły po jej myśli.
Miała przybyć jako pierwsza, oprzeć się nonszalancko o poręcz mostku i ukryta pod rozłożoną parasolką wyczekiwać pojawienia się jej przyszłego partnera. A on w jej wyobrażeniu także nie miał jakoś tak po prostu.. przyjść. Byłoby dla niej idealnym, wręcz istnym spełnieniem niewielkiego marzenia, aby zjawił się nagle, w gęstych obłokach dymu. Niespodziewanie, że ona podskoczyłaby z zaskoczenia. Słyszała trochę o tego typu sztuczkach, chociaż Mateczka nie wprowadziła ich do treningów swych córek, a co poniektóre starsze siostrzyczki tylko uśmiechały się pobłażliwie na samo wspomnienie takiego pomysłu. Mogła to być dla niej jedyna okazja do poznania tej tajemnej techniki ninja!

Jakież więc było jej rozczarowanie, kiedy okazała się być spóźnioną. Nie wiedziała, czy osobnik czekający na mostku rzeczywiście zjawił się w sposób spełniający jej wymagania, ale teraz z szeroko rozstawionymi rękami stawiał ostrożnie krok za krokiem po jednej z drewnianych poręczy. Jak mały, niefrasobliwy chłopiec głodny przygód - takie pierwsze skojarzenie przemknęło przez myśli dziewczyny. Niemądra i impulsywna, nie powinna przecież tak łatwo, i zapewne niepoprawnie, oceniać go po pierwszym spojrzeniu. W końcu i ona nie przypominała jakiejś zabójczej kunoichi, ne? Subtelność ponad wszystko.

Z każdym krokiem zbliżającym ją w stronę mostku, mogła mu się dokładniej przyjrzeć. Sprawiał wrażenie niższego i młodszego niż sobie wyobrażała, ale to przecież jeszcze nie oznaczało niczego złego. Może i nie był wysokim młodzianem, a wiekowo było mu bliżej do niej niż dorosłego mężczyzny, jednak mimo to mógł się okazać geniuszem swego klanu. Geniuszem ukrytym za niepozorną sylwetką, niesfornie długimi włosami i nieco chwiejnym, jakby niepewnym krokiem, którym balansował po drewnianej poręczy mostku. Z początku wydawało jej się to nieco podejrzane, ale szybko przejrzała jego zamiary – był na tyle uprzejmy wobec swej nowej partnerki, że nie chciał od razu powalić jej na kolana swoimi niezwykłymi zdolnościami! Nie chciał także zwrócić na siebie uwagi okolicznych wieśniaków, więc dlatego właśnie zachowywał się jak nieporadny chłopaczek. Oh, jakże to było sprytne, jakże przemyślane!
Aż jej się głupio zrobiło, że zaczęła w niego wątpić.

To przekonanie cały czas było żywe w jej myślach, kiedy weszła w końcu na mostek. Nie zauważył jej, akurat w swej zabawie stojąc do niej plecami. Iye, iye, znów się zrugała. On musiał w dalszym ciągu tylko sprawiać całkiem przekonujące wrażenie, że nie jest świadom jej obecności tuż za sobą. Pozwolił jej podejść tak blisko, właśnie tak. Zapewne teraz tylko czekał na pierwsze słowa padające spomiędzy jej warg, by odpowiedzieć głosem opanowanym, nieznającym zaskoczenia. Albo tylko milczeniem spróbować zgasić jej ekscytację, bo i może właśnie był z rodzaju małomównych geniuszy?
Oh, oh! Albo okaże się, że to co ona widzi to tylko iluzja, a prawdziwy ninja obserwuje ją z ukrycia!

Nie mogła dłużej czekać. Jeszcze kilka chwil i biedna aż wybuchnie z niecierpliwości tego oczekiwania.
Pochwyciła więc mocniej rączkę swej parasolki, drugą dłonią założyła kosmyki za ucho, po czym siląc się o spokój, powiedziała na powitanie -Ty musisz być Yasham...

Kolejne wydarzenia potoczyły się błyskawicznie, a dziewczyna przyglądała się im z niedowierzaniem.
Yasham” słysząc jej głos wykonał istny popis akrobatyczny, który niewiele miał wspólnego ze zwinnością. Podskoczył zaskoczony, jednocześnie próbował się odwrócić, aby dostrzec niespodziewanego intruza, co razem zaowocowało całkowitą utratą równowagi. Rozpaczliwie machał rękami na boki, lecz tylko coraz bardziej przechylał się ku swemu mokremu przeznaczeniu w dole.
W końcu głośny krzyk wydobył się z jego gardła, po którym nastąpiło pluśnięcie wody wraz z odgłosem czegoś ciężkiego uderzającego o kamienie. Nawet gdyby w tym nie zatonęły słowa dziewczyny, to jej samej wprost zabrakłoby kolejnych na ten widok.

A młodzian leżał w rzecznym rowie. Trząsł się cały z zimna, bo woda przemoczyła jego ubranie aż po ostatnie nitki, a długie włosy pasmami kleiły się do jego twarzy, ramion i pleców. Tak właśnie musiało wyglądać ucieleśnienie czystego nieszczęścia. Taki rodzaj, na którego widok kobiety z matczynymi odruchami i babinki tęskniące za wnukami, załamywały ręce i zaciągały do swych domów. Tam sadzały chłopaczka przy palenisku, otulały kocami i podsuwały pod nos gorące posiłki, aby tylko się biedaczysko nie rozchorowało.
Tyle, że trochę twarz tego konkretnego osobnika nie pasowała do całej tej wizji. Nie wyglądał na smutnego, ani choćby na niezadowolonego tym upadkiem, wszak na oczach dziewczyny. Wręcz przeciwnie. Po tym jak strzepnął z ramienia żabę zaskoczoną nagłą zmianą swego położenia, podniósł oczy na sprawczynię całego zdarzenia. I uśmiechnął się do niej promiennie, jak gdyby nic na tym świecie nie potrafiło zburzyć jego beztroskiego nastawienia.

A ona wręcz przeciwnie – była poważnie niezadowolona i rozczarowana. W kilka chwil jej marzenia i wyobrażenia zostały rozwiane w pył, a spotkanie z rzeczywistością okazało się niezwykle bolesne.
Gdzie był jej geniusz, mający podzielić się z nią swymi sekretami? Gdzie ten partner, któremu miała zaufać i powierzyć własne życie w jego ręce? Gdzie tajemniczy nieznajomy, którego istnieniem tak się ekscytowała przez wiele dni?
Na pewno nie mógł to być ten tutaj chłopaczek! On był jakimś.. jakimś.. zwykłym żartem! Musiała nastąpić straszliwa pomyłka, przez którą przydzielono jej takiego łamagę. Pomyłka albo.. może kara? Ale przecież ona nie zrobiła niczego złego, cały czas była przykładną córką i siostrą. Nie zasłużyła sobie na towarzystwo kogoś takiego, na trzymanie go za rączkę i prowadzenie powoli przez kolejne misje! Sama jeszcze była na etapie nauki i treningów, nie mogła się opiekować takim.. takim.. dzieciakiem!







Ani w ostro przymarszczonych brwiach dziewczyny, ani w jej zachmurzonych oczach, ani w wargach ściśniętych w wąską linię nie sposób było dostrzec jakichkolwiek troskliwych uczuć wobec młodziana, który przecież z jej winy mógł się dotkliwie poobijać i zachorować z chłodu. Zresztą trudno było dostrzec w jej twarzy i sylwetce jakąkolwiek nadzieję na choćby iskierkę sympatii. Zażenowana oraz wściekła, potrafiła myśleć jedynie o odwróceniu się na pięcie i powrocie do domu, gdzie z pewnością naraziłaby się na chichoty swych siostrzyczek. To byłoby o wiele lepsze od towarzystwa.. tego osobnika. Ale nie mogła odejść. Mateczka z jakiegoś niewyjaśnionego powodu obdarowała ją właśnie takim nieszczęsnym partnerem i ona, jako uczynna córka, musiała przyjąć na siebie ten ciężar. Nikt jednak nie mówił, że ma to zrobić chętnie.

Aż zbielały kostki jej dłoni, kiedy zaciskała ją kurczowo na rączce parasolki. Spoglądając w dół na młodziana, tylko jedno cisnęła jej się na usta. I nie zamierzała tego zachować tylko dla siebie.


-Baka.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-03-2016, 14:56   #247
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
To było trudniejsze niż sobie wyobrażała..

Leiko dobrze wiedziała, jak sama się bardzo zmieniła przez tych kilka lat. W jej obecnej, eleganckiej i wyrafinowanej postaci ciężko było się dopatrzeć, choćby cienia tej dawnej to kapryśnej, to beztrosko wesołej, to zakochanej dziewczyny. Tragiczny incydent zmienił ją na zawsze, a wspomnienie młodzieńczej niezależności zamknął głęboko w duszy, zatrzasnął drzwi i klucz od nich wyrzucił w niepamięć.
Zawsze jednak, gdy w jej myślach przekradał się dawny partner, to wyobrażała go sobie ciągle jako tamtego niefrasobliwego chłopca o łobuzerskim uśmiechu. A przecież i dla niego czas nie zatrzymał się w miejscu po tym, jak musieli dla siebie zniknąć bez słowa wyjaśnień. Nie zastanawiała się właściwie.. co wtedy powiedział mu jego Mistrz. Czy prawdę, czy wlał w niego swój jad, aby nastawić dawnych zakochanych przeciwko sobie. I przeciwko najdroższej Mateczce. Na pewno ta podjęta niezależnie od nich decyzja była i dla niego trudna, lecz ich pragnienia przecież nigdy nie były ważne. Jednak nigdy nie chciała, aby ją znienawidził. Wolała zniknąć na zawsze z jego myśli, duszy i serca.

-Czyżbym zatem zawiodła Twe oczekiwania? Gomennasai. Obawiam się jednak, że świat nie jest przygotowany na dwie Sakury, Yashamaru-kun. Iye..-cmoknęła cicho, po czym powoli, jak gdyby smakowała brzmienie, wypowiedziała jego drugie imię -Kusaru-san. Życie łowcy jest wygodne dla naszych celów, ne?
Omiotła spojrzeniem jego twarz, stwierdzając tylko -Ściąłeś włosy..
Teraz, kiedy byli tylko we dwoje i nie przyprawiało to nikogo o podejrzenia, mogła przyjrzeć mu się dokładniej. Jakże boleśnie znajome były te rysy, te usta, nawet te oczy, chociaż pozbawione dawnych uczuć względem niej.

- Nie można być wiecznie chłopcem, Koneko-chan.- stwierdził cicho i smutnym tonem Yashamaru, po czym westchnął głośno.- Nie powinno tak być. Gdybyśmy się spotkali w pół drogi: ja do swego celu, ty do swego… moglibyśmy pomówić, powspominać co było dobre, a zapomnieć to co złe. A tak…
Przerwał wypowiedź, rozejrzał się dookoła i westchnął.- Nie powiesz mi co tu robisz? Co planujesz?

Kobieta przekrzywiła lekko głowę, a jedyna jej widoczna brew, ta nieskryta za opadającymi pasmami włosów, drgnęła ku górze.
-Ty byś powiedział? Zdradziłbyś wolę swojego Mistrza komuś tak.. obcemu? -zapytała tym swoim aksamitnym głosem, w którym wyraźnie pobrzmiewała melancholia. Może nawet była ona już na granicy spotkania ze smutkiem, ciężko było samej Leiko określić swe uczucia. Tyle czasu minęło, tyle lat, w czasie których tresowano ją i jej emocje na podobieństwo niewzruszonej statuy.
Dołączyła do niego i swoje ciężkie westchnienie, mówiąc -Iye. Oboje wiemy, że słowa i tajemnice mojej Mateczki, a Twojego Mistrza są najważniejsze. Zawsze tak było.

- Oboje wiemy też, co powinno się stać. Jedno z nas powinno zginąć. Nie wiem jaki jest twój cel Koneko-chan, nie wiesz jaki jest mój, ale oboje wiemy… jak dużym zagrożeniem ja jestem dla ciebie, a ty dla mnie. A potencjalne zagrożenia dla misji należy wyeliminować
- rzekł Yashamaru spoglądając czujnie na łowczynię.- Gdybym to nie był ja, ale inny znany ci ninja… to nie wahałabyś się, prawda? Nie przyszłabyś tu rozmawiać, zaatakowałabyś od razu… korzystając z tego, że byłem odwrócony do ciebie plecami.
Westchnął cicho. - Nie chcę jednak zaczynać naszego spotkania od przelewu krwi, być może niepotrzebnego. Złamiesz zasady dla mnie, tak jak ja wtedy złamałem je dla ciebie?

-Nie, nie powinieneś o to prosić. Pamiętasz jak wtedy skończyło się takie łamanie zasad. Na pewno gdybyś mógł wrócić do tamtej nocy, to zareagowałbyś inaczej. To nie ja wtedy byłam ważna..
- dłonią sięgnęła ku swej szyi, muskając ją palcami przesuwając się w kierunku granicy, gdzie jej ciało skrywało się już pod kimonem. Wsunęła pod nie dłoń, jak gdyby samo wspomnienie tamtego zdarzenia wystarczyło, aby poczuła ciężar na swych barkach. Ciężar tamtej rozpaczy, widoku rozczarowania w oczach Mateczki.

-Ale masz też rację. Nie przyszłam tutaj z zamiarem zabicia Cię, Yashamaru-kun. Przyszłam bez planu, nie wiedząc czego się mogę spodziewać po takim spotkaniu. Bo ono nie powinno mieć miejsca, nigdy. Nie powinniśmy nawet być na ziemiach tego samego klanu, a co dopiero na jednej ścieżce ku wspólnemu celowi -znów spojrzenie skupiła na twarzy ninja, w szczególności na jego oczach -Bo nie ma innego wytłumaczenia dla Twojej obecności tutaj. Także zmierzasz do Shimody, ne? Ku temu co tam się kryje?

-Nie bardzo. Nie interesuje mnie Shimoda, ani to co ona kryje. Jest tylko miejscem na mojej drodze, która prowadzi gdzie indziej. Jeśli Mateczka ma dla ciebie zadanie w Shimodzie, to raczej nie obchodzi mnie jakie ono jest.
- wyjaśnił z pewną ulgą w głosie Yashamaru i wzruszył ramionami.- Moje przeznaczenie jest w Miyaushiro, niestety Shimoda okazała się koniecznym przystankiem w drodze do stolicy.

-Hai, doprawdy się zmieniłeś, Yashamaru-kun. Dawniej nie sposób było zetrzeć z Twych ust wesołego uśmieszku, a teraz niejeden ninja mógłby brać przykład z Twego oddania misji
-Leiko, wbrew przecież powadze sytuacji, pozwoliła sobie na rozchylenie warg w uśmiechu, niekoniecznie w pełni radosnym.
Czy i w jego oczach dziwnym był widok tak bardzo zmienionej Koneko-chan? Nie tylko z wyglądu, co było najmniejszą zmianą, ale przede wszystkim z zachowania. Żadne z nich nie było już tak beztroskie jak w młodości, co w przypadku Yashamaru przyprawiało ją o..bolesne igiełki wbijające się gdzieś na wysokości serca. A nie powinno. Taki przecież powinien być ninja. Taki powinien być zawsze.

W zadumie zaczęła stawiać powolne kroczki pośród trawy. Krążąc naokoło mężczyzny sprawiała wrażenie rozluźnionej, szczególnie kiedy uniosła głowę, by spróbować dostrzec księżyc pomiędzy koronami drzew posklejanymi sieciami pajęczyn -Wiem, że nie są Ci potrzebne moje rady, jednak w Shimodzie może się wiele wydarzyć. Większość łowców sądzi, że to tylko kolejne polowanie, kolejne łatwo zarobione pieniądze. Ale będą tam działały potężne siły, potężniejsze niż napotykane po drodze Oni i ta pajęcza królowa ze swymi dziećmi. Będziesz musiał być bardzo ostrożny, jeśli zależy Ci na powrocie do miasta.

-Zostawię łowcom zabawę z oni.
- odparł z delikatnym uśmiechem Yashamaru pozornie się rozluźniając. Spojrzał za siebie na obozowisko z którego oboje przyszli.- Wystarczy skryć się w cieniu takich osób jak Sakura. Nie wiem co jest bardziej nieludzkie w walce: pajęcze oni czy też okaleczona kobieta, która w takim boju powinna stać na przegranej pozycji. Ale przecież… sama widziałaś. Nikt by chyba nie mógł jej dorównać w boju. Żaden samuraj którego spotkałem.

-Na pewno wolałabym mieć przeciwko sobie całą armię demonów, niż choćby jedną Sakurę
-przyznała mu rację kobieta, w duchu jednak podejrzewając ( a może mając nadzieję, tak na wszelki wypadek ), że nawet tak nieustraszona łowczyni jak różowowłosa musiała mieć jakąś słabość.

Milczała potem dłuższą chwilę. Ta, która wodziła na pokuszenie mężczyzn swoimi niewypowiedzianymi obietnicami, którzy odpowiednio przyciśnięci opowiadali jej o wszystkich swoich sekretach, teraz nie do końca była pewna co powinna powiedzieć. Czy powoływać się na ich dawną bliskość, czy próbować się dowiedzieć więcej o celu jego podróży, czy po prostu pozostawić go jego misji, póki nie wchodził jej w drogę. Cóż, odrobina ciekawości nie powinna jej zaszkodzić.

-Nie sądzę, abyś działał z woli Hachisuka, skoro musisz się podawać za jednego z łowców. A niedawno doszły mnie słuchy, że podobno co poniektóre klany dostały zlecenia na głowę samego daymio.. -pytanie, pomimo że nie padło z ust Leiko, zawisło nieśmiało w powietrzu. Przymrużyła oczy pobłyskujące złotem tęczówek -Ale Ty przecież nie mógłbyś mi powiedzieć, gdybyś był w to zamieszany, ne?

-Z pewnością nie mógłbym, ale też i nie mógłbym gdybym nie był. A ty która podszywasz się pod Maruiken… też cię interesuje daymio, czy tylko to co kryje się w Shimodzie? Mateczka, albo jej patron zainteresowali się nagle mrocznymi tajemnicami mnichów?
- nie dał się podejść aż tak łatwo, splatając ramiona razem i przyglądając się łowczyni z ukrytą fascynacją.

-Iye, nie interesuje mnie daymio. Jedynie to co miał czelność sobie przywłaszczyć -cień ponurego grymasu wstąpił na twarz Leiko, obleczonej teraz słabym i bladym blaskiem księżyca z trudem przebijającego się gdzieniegdzie między gałęziami drzew. Ona tutaj sobie urządzała pogawędki ze swym dawnym partnerem, w obozowisku czekał oddany jej Płomyczek, a gdzieś w lesie niecierpliwie wyczekiwał jej powrotu Kojiro, kiedy siostrzyczka była całkiem sama pośród mnichów i klanowych bushi. Jeśli to rzeczywiście była ona w tym pilnie strzeżonym palankinie.

-Początkowo i moje.. przeznaczenie znajdowało się w Miyaushiro, lecz teraz prowadzi mnie ku Shimodzie. To nieplanowana podróż z wieloma równie nieplanowanymi trudnościami, a ci Chińczycy nie są mężczyznami jakimi zwykłam się otaczać -wzruszyła ramionami, co zawsze przywodziło na myśl kocią zwinność i grację. Może właśnie tylko w takich jej drobnych ruchach pozostało jeszcze echo dawnej Koneko-chan -Ale kto wie, może wiedza o ich intrygach okaże się komuś przydatna. Nie mogłabym zignorować takiego kąska.

-Więc… nie tylko mnie nie udało się wedrzeć do zamku? Nie dziwię się jednak… siedziba daimyo jest o wiele lepiej strzeżona niż się na pozór wydaje.
- uśmiechnął się ironicznie Yashamaru i wzruszył ramionami.- Nie mogłem tam wejść jako Yashamaru, więc próbuję jako Kusaru-san. A co się stało z prawdziwą Maruiken? Kusaru napotkałem w drodze do ziem Hachisuka. Był umierający… podobnie jak Oni z którym toczył bój. Dobiłem potwora i skróciwszy męki łowcy wziąłem od niego zaproszenie wydane przez ten klan. Ale widać nie byłem dość dobry, bo nie miałem okazji przekroczyć dotąd bram zamku, tak jak niektórzy łowcy.

-Właśnie patrzysz na Maruiken Leiko. To moje imię, mój twór. Nie było żadnej innej oprócz mnie
-odparła kobieta tonem mówiącym, że nie jest to dla niej nic niezwykłego. Po tak długim czasie człowiek już akceptuje kolejne zrzucane i zakładane skóry, szczególnie kiedy zaczynają one leżeć równie dobrze co własna - Mateczka pierwsza odkryła jak wiele swobody daje życie łowców demonów, musiałam więc dostosować się do nowej roli, szybko i intensywnie. Porzucić ciche i subtelne likwidowanie celów na rzecz.. efektywnego zabijania demonów. To była duża zmiana, lecz łowczyni, w szczególności taka, która już pokazała swoje talenty, potrafi otworzyć te drzwi, których nie była w stanie ruszyć śliczna gejsza.

Dotąd krążąc sobie niespiesznym krokiem po zagajniku, kobieta w końcu zdecydowała się przystanąć. Znów przy swym dawnym partnerze, spoglądając na niego spod wachlarzy długich rzęs.

-Byłam jedną z tych łowców, których zaproszono do zamku. Nie tylko mogłam pozwolić sobie na przechadzkę po jego korytarzach, ale przede wszystkim.. -pochyliła się ku niemu lekko, jak gdyby chciała jego uszom zdradzić tajemnicę, lub upewnić się, że żadne słówko nie umknie jego uwadze. I uśmiechała się, pierwszy raz tak wesoło w ciągu ich rozmowy. Jednak to przede wszystkim psota igrała na jej wargach -Widziałam wielkiego daymio, nawet piłam sake z nim i jego najbliższymi doradcami. A jak blisko Ty dotarłeś, mój drogi Yashamaru-kun?

-Niestety nie tak daleko. Jedynie kilku łowców dostąpiło zaszczytu zobaczenia daimyo i jego chińskich doradców.
- odparł z przekąsem Yashamaru wyraźnie zdziwiony jej słowami.- Nie spodziewałbym się że moja słodka i delikatna Koneko-chan zajmie się eksterminacją tak dosłownie plugawych bestii. Zawsze cię miałem za kwiatuszek, który należy chronić i pięlęgno…- machnął dłonią wyraźnie zażenowany tą chwilą nostalgii.- Więc jakie wrażenie zrobił na tobie daimyo?

-Był bardzo.. spokojny
-mruknęła krótko w odpowiedzi, wspominając tamto pojedyncze spotkanie z Sonoske i z trudem odnajdując słowo mogące opisać jego zachowanie. Ciężko opowiadać o wrażeniu, kiedy prawie żadne nie zostało wywarte -To przede wszystkim jego doradcy rozmawiali, kiedy on tylko milczał. Wyglądał władczo, tak jak powinien daymio. Ale bardziej jak posąg mający tylko ładnie wyglądać, kiedy inne usta wypowiadają rozkazy. Być może tylko taka jest jego natura, aby nie rozmawiać z osobami wiele niższymi w hierarchii od siebie. A może na zamku Hachisuka dzieje się więcej niż podejrzewałam.

Skrzyżowała ręce, podkreślając tym samym krągłości swych piersi pod kimonem. Odruchowo, bez uwodzicielskich zamiarów. Stojący przed nią chłopiec.. iye, mężczyzna przecież nie był taki jak inni. Nie tylko ją znał, ale też miał za sobą lata treningów, dzięki którym mógł przejrzeć takie zagrania -Łatwo być łowczynią, gdy ma się u boku gorliwych młodzianów powalających każdego demona na drodze, aby tylko się wykazać w kobiecych oczach.

-No tak. Kirisu… długo się znacie? Bo on opowiada jakby cię znał dłużej ode mnie. I o waszym głębokim wzajemnym zrozumieniu dusz. Co trochę mnie zdziwiło, gdy ty okazałaś się być tą niezwykłą Leiko Maruiken.
- zamyślił Yashamaru pocierając podbródek.- Sakura też wspominała, że poznała cię przypadkiem i tylko śmiechem kwitowała rewelacje Płomienia. Co teraz wydaje się mieć sens.

-Czyżbyś już zapomniał?
-łowczyni zaśmiała się krótko -Też kiedyś byłeś równie gorliwy co Płomyczek, a może nawet bardziej. Choć przyznaję, nie tak natarczywy jak on. Ale i ja nie musiałam Ciebie zwodzić słodkimi, lecz fałszywymi obietnicami.

Leiko nie miała wielu okazji do wspominek. Nie było też w jej życiu tak wielu momentów wartych powtarzania w myślach i wyobraźni. Jak już, to pojawiały się nie z jej nieistniejącej tęsknoty za dawnymi dniami, ale przypadkiem. Powodowane znajomym widokiem, lub będące zaledwie mignięciem w śnie. Sentymentalność była zbędna w jej podróżach, ale jakże mogła ją zignorować, kiedy przybierała postać stojącą tuż przed nią? Czy i Yashamaru też prowadził taki wewnętrzny konflikt? Czy ona potrafiłaby poruszyć w nim te czułe struny znane mu z młodości?

Przechyliła głowę, by móc wyraźnie spojrzeć na niego obojgiem swych oczu, dodając ciszej -Byłam zaledwie młodą dziewczyną, ale Ty potrafiłeś sprawić, że czułam się bezpiecznie w świecie, gdzie demonami byli napastliwi lordowie wykorzystujący swą władzę..

-Cóż, przyznaję, że byłem tak gorliwy jak on. Może nie tak naiwny i nie wyciągający pochopnych wniosków, ale…
- odparł z ciepłym uśmiechem mężczyzna. Tym samym, którym ją obdarzał gdy byli we dwoje i tylko sami. Uśmiechem przeznaczonym tylko dla niej.- Ale i ja utonąłem wtedy w twoich oczach, jak on.

Zaśmiał się cicho, próbując owym śmiechem ukryć speszenie własnym sentymentalizmem.
Leiko odpowiedziała mu podobnym uśmiechem, dostrzegając to echo dawnego Yashamaru, którego prawie nie opuszczała wesoła i łobuzerska natura. To był.. miły widok.

-Ciężko było mi zrozumieć, że coś tak.. niewinnego, było jednocześnie tak złe w oczach Mateczki. Nawet teraz, po tylu latach, nadal nie sprawia to wrażenia tak wielkiej zbrodni. Ale przecież było niebezpieczne, ne? Mogło zrujnować zbyt wiele planów i misji.. -dziwny był ton jej głosu, gdy wypowiadała te wszystkie słowa. Jak gdyby zwyczajowy spokój i chłód zadziwiająco musiały walczyć o swe pierwszeństwo ze smutkiem, może melancholią. Niewiele szczerych uczuć potrafiło się przebić przez maskę Maruiken. Dłonią z delikatnością musnęła pasmo swych włosów opadających częściowo na jej twarz -Nie wiem co Ci wtedy powiedziano, ale nie było moim zamiarem zranić Cię. Jednak nie mogłam stać się rozczarowaniem dla Mateczki.

- Hai. Obowiązek przede wszystkim.
- potwierdził Yashamaru - Wtedy.. przez chwilę myślałem nad… Iye.- machnął ręką jakby odganiając niechcianą myśl.- Nie ma co rozpamiętywać nieprzyjemności. Zwłaszcza w tym miejscu, pełnym i tak nieprzyjemnych stworów.
Odetchnął głęboko i spytał.- Co więc planujesz KoneLeiko-chan? Czy wolisz może Koneko? Co planujesz niezwiązanego z misją. Dla mnie ważne jest przeżyć Shimodę i się wykazać przed Hachisuka, tak by móc dostać się do zamku choćby na parę godzin.

- Zatem częściowo mamy wspólny cel
-kobieta skinęła głową, pomimo swego wewnętrznego zaciekawienia co do niewypowiedzianych przez niego słów -Także muszę przeżyć Shimodę, lecz słyszałeś tego chińskiego mnicha. Jestem ważna. A to nie może oznaczać niczego dobrego w ustach jednego z tych.. szacownych mędrców. Nie wiem co się wydarzy w trakcie tego ich rytuału. Tym bardziej nie wiem, czy po nim będę jeszcze mogła wrócić do miasta..
Przymarszczyła swe malowane brwi -Być może moglibyśmy sobie wzajemnie pomóc, Yashamaru-kun, lecz byłoby o wiele łatwiej gdybym wiedziała, po czyjej stoisz stronie. Czy masz na względzie dobro i bezpieczeństwo mnichów? Kusaru-san zdaje się nie odpuszczać Chińczyka ani na krok.

- Ułatwi mi to zadanie, jeśli wykażę się przed mnichami. To oni w tej chwili dzierżą klucze do twierdzy i do komnat daimyo, ne?
- zapytał retorycznie Yashamaru i uśmiechnął się.- Jeśli zginie to wykażę się niekompetencją. Ale to także oznacza, że nie mogę dać ci zginąć, skoro jesteś ważna… ne?
Zmarszczył brwi dodając.- Co wiesz o ich planach Koneko-chan? Kirisu mówił coś o polu pełnym nieumarłych i łajdaku który porwał mu Maruiken, ale przecież to niedorzeczność, ne ? Nie jesteś bezbronnym dziewczątkiem, by dać się porywać bez walki.

-Oh, ten porywający mnie łajdak jest mi bardzo pomocny na ziemiach klanu. Lecz Kirisu-kun nie musi o tym wiedzieć. Nie zniósłby konkurencji
-odparła Leiko z figlarnym uśmieszkiem na wargach, które także dotknęła palcem wskazującym, jak w uciszającym geście. Zaraz jednak spoważniała, dodając do tego swe własne westchnienie - Ale reszta jego słów jest prawdą. Znałeś mnie kiedyś, a i wtedy byłam daleka od interesowania się magią i mrocznymi rytuałami. Jednak Hachisuka z każdym dniem wystawiają moją ignorancję na próbę. Od początku mojego polowania dla nich widziałam już białowłosych samurajów, którym bliżej było do dzikich zwierząt niż ludzi, nieumarłych powstających z grobów i potężne demony słuchające rozkazów swego pana niczym oddani żołnierze. I to wszystko było powiązane z klanem. Z gośćmi z Chin.
Przyglądała mu się uważnie, próbując odczytać cokolwiek z twarzy tego, który mógł jej być podobny swymi talentami -Iye, cokolwiek oni planują osiągnąć swym rytuałem w Shimodzie, nie będzie dobre dla nikogo oprócz nich samych. Cóż więc zrobisz, jeśli przypodobanie się im będzie związane ze schwytaniem mnie i oddaniem w ich ręce?

Yashamaru spochmurniał i zamilkł. Przez chwilę rozglądał się dookoła, po czym rzekł wymijająco.- Jeszcze nie mam potrzeby by wydawać cię w ręce Hachisuka, ne? Z pewnością są inne sposoby na dostanie się do zamku.
Prosta odpowiedź, której powinna się spodziewać. Nie postawi sentymentów ponad misję. Cóż, czy ona by nie zrobiła tak samo? Czy nie przyjdzie jej tak zrobić? Dziś mogą żartować, ale po Shimodzie… może przelać się miedzy nimi krew.

-Jeśli to co słyszałam jest prawdą, to rytuał w Shimodzie wiele zmieni. W zależności od tego, która strona okaże się sprytniejsza, zostaną wypuszczone na ziemie klanu potężne siły, lub ich źródło powstrzymane jeszcze w zarodku. Będziesz musiał wtedy podjąć decyzję -mruknęła Leiko zbyt dobrze rozumiejąc rozdarcie Yashamaru. A może właśnie jego brak?

Wahała się już od kilku chwil. Nie był to przecież żaden inny mężczyzna, którego mogła wodzić za nos swoim urokiem, czy przyprawiać o rumieńce. Tyle, że właściwie za tym co kusiło ją zrobić, nie kryły się żadne jej fałszywe zamiary wobec dawnego partnera. Hai, wolała go mieć u swego boku w tym trudnym czasie, ale wiedziała również, że jego dawnego uczucia wobec Koneko-chan nie będą wystarczająco silne, aby skruszyć oddanie swemu Mistrzowi. Nic nie będą znaczyć, jeśli Los zmusi ich do wejścia sobie w drogę.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-03-2016, 15:05   #248
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Wahała się przed dotknięciem go, jak gdyby poczucie pod palcami tego ducha jej przeszłości miało przywołać jeszcze więcej wspomnień, jeszcze więcej tęsknoty i bólu złamanego serca. Ale zrobiła to. Powoli wyciągnęła rękę ku niemu i ostrożnie musnęła jego policzek, zmuszając do spojrzenia na siebie, zamiast do dalszego rozglądania się na boki. Chociaż w szepcie jej pobrzmiewało opanowanie, to było oczywistym, jakie wolałaby rozwiązanie ich sytuacji. I jakim smutkiem napełniłoby ją to drugie -A ja będę czekała, Yashamaru-kun. Aby przekonać się, jakich nowych sztuczek nauczyłeś się przez te lata. Albo by przyjąć Twą pomoc i zaoferować swoją.

A on uśmiechnął się delikatnie, acz zawadiacko.







Pochwycił jej dłoń i przyłożył sobie do policzka, po czym musnął ustami.

-Przecież wiesz, że nie zdradzisz Mateczki, już nie. Zastanawiałem się często, czy wtedy byś mogła ją zdradzić. Porzucić ją dla mnie i dla wolności. Uciec od tego życia. Ale wtedy nie byłem pewien, czy byś mogła. A teraz…- mówił uśmiechając się czule- Zobaczymy co się wydarzy w Shimodzie. Nie zamierzam zginąć dla mnichów, nawet jeśli miałoby to wzbudzić ich uśmiech. Nie wykonam wszak misji będąc martwym, ne? Zobaczymy co się stanie Koneko- chan.

-Droga w stronę mojego celu już i tak była wystarczająco trudna oraz pełna przeszkód. Nie potrzebowałam, aby jeszcze bardziej się komplikowała. Nie aż tak..
- nie wiedziała co powinna czuć w takim momencie. Co mogła czuć. Droga Mateczka na pewno nie pochwaliłaby tego spotkania, a tym bardziej takiego spoufalania się. Chyba, że Leiko mogłaby tym uzyskać coś znaczącego dla siebie w misji, lecz i wtedy nie byłaby do końca zachwycona. Ale tutaj, w ciemnym lesie odciętym nawet od bladego światła księżyca, daleko od domu i siostrzyczek, mogła sobie pozwolić na odrobinę swobody, ne? Czy na pewno? Nic nie było pewne w towarzystwie drugiego ninja. Oboje byli pozornie rozluźnieni, lecz każde pozostawało niezwykle czujne.

-I jakże mogłabym zdradzić tą, której zawdzięczam życie, wszystko kim teraz jestem? Jej kochaną córką, jej zabójczą bronią, którą sama wykuła przez te wszystkie lata. Jedynie wykonywaniem jej poleceń mogę okazać swoją wdzięczność wobec tego co dla mnie zrobiła, a to i tak ciągle zbyt mało. Co zostałoby ze mnie, gdybym zdradziła i odeszła.. -ostrożnie podeszła bliżej do Yashamaru. Nie było w tym ani tej finezji doświadczonej uwodzicielki, ani uroczej nieśmiałości, jakimi często oczarowywała mężczyzn. Tylko obawy, na które nie była przygotowana. Czy on ją sprytnie zwodził, czy może ona jego?
Koniuszkami palców pieszczotliwie dotknęła warg mężczyzny, nadal szepcząc -To jest moja wolność. Chociaż czasem pragnęłam, aby było w niej miejsce na jeszcze jedną osobę.

-Hai. To pragnienie i mi nie jest obce.
- odparł Yashamaru sięgając dłonią ku jej policzkowi i głaszcząc delikatnie jej skórę opuszkami palców.- Ale pewnie też dlatego masz same siostrzyczki, by to pragnienie nie dominowało. Dane nam są tylko chwile wolności podczas samych misji, gdy podróżujemy do celów i szykujemy się do zadania. Wolności w ramionach osób, które porzucimy… jedyne ukojenie samotności, ne?

W jego oczach była dawna figlarność, czułość dawnego Yashamaru, ale w uśmiechu tlił się jedynie smutek i nostalgia. Za dobrze ją znał, by nie wiedzieć jakie czuje rozterki i… jaką decyzję podejmie na końcu.

On.. rozumiał. Tak samo jak Iruka z tęsknotą w sercu wspominająca swego kochanka o zachwycających włosach. Oboje musieli podzielać z Leiko to.. nienaturalne uczucie zafascynowania i przywiązania, kiedy napotykali w swym życiu na tego kogoś wyjątkowego, kto potrafił uczynić lepszymi dni spędzane na misjach. Może oboje mieli takiego swojego Kojiro, rozkoszną perełkę, którą żal było porzucać. Lub zaufanego partnera, z którym należało się rozstać. Bo tego od nich wymagano. Całkowitego oddania swej Mateczce lub Mistrzowi. Nie było miejsca na osobiste sympatie.

-Sprawiasz, że to brzmi jakby nas powinno się żałować, a nie tych, których porzucamy po drodze. A to przecież my posiadamy wiedzę o tym, co się wydarzy pod koniec. Chociaż zdarza się, że zazdroszczę innym ich daru niewiedzy.. -mrucząc, kobieta leniwie opuściła powieki ciesząc się tą krótką chwilą spokoju, a przede wszystkim dotykiem Yashamaru na swej skórze. To było złe, że czerpała z tego przyjemność. Ale przecież miała szybko przeminąć, gdy tylko obowiązek wezwie Maruiken do siebie.
Teraz jednak uśmiechnęła się w sposób, którym być może chciała odrobinę przegonić przygnębienie z duszy mężczyzny. Subtelnie i powabnie po odnalezieniu pociechy w nowej myśli -Ale czy naprawdę potrafiłbyś teraz wieść zwykłe życie? Mam trudności z wyobrażeniem sobie Ciebie jako chłopa pracującego na polu ryżowym..

-Był czas, gdy gotowym był spróbować. Ale też wiedziałem, że ty byś wtedy nie mogła. Byłaś delikatna Koneko-chan i pomimo nauk Mateczki nadal niewinna.
- wyjaśnił Yashamaru i wzruszając ramionami dodał.- A czyż nie mamy powodów do żalu. Oni odnajdą stałe pocieszenie w innych ramionach, my… co najwyżej na chwilę zagościmy w kolejnych i kolejnych, zbierając te wspomnienia jak gorzkie blizny słodkich ran.

I on… nie mógł się oprzeć tej pokusie opuszkami palców muskając jej szyję, policzek, usta, brwi, jakby ucząc się jej twarzy na nowo. Lub szukając w niej dawnej Koneko-chan, zagrzebanej pod warstwą kolejnych misji i zadań oraz doświadczeń życiowych.

Leiko milczała, choć jej wargi rozchylały się drżąco pod muskającymi je opuszkami jego palców.
-To jest złe.. -szepnęły w końcu jej usta, a dłoń przestała ostrożnie dotykać jego policzka i opadła bezwiednie. Po drodze jednak pochwyciła jeszcze kurczowo za odzienie Yashamaru otulające jego klatkę piersiową, jak gdyby jakaś jej część nie potrafiła znów utracić tego ducha z przeszłości. Jedynego, który znał ją jako niewinną istotkę, zanim obudziła się w niej straszliwa klątwa. Kolejnego sojusznika w walce o swoje człowieczeństwo przeciwko wewnętrznej bestii.

-Nie wolno nam. Znów będziemy oboje cierpieć, tak jak wtedy -otworzyła oczy, a w ich złocistych tęczówkach tym razem skrzyło się coś zupełnie innego. Niewypowiedziana prośba do zdrowego rozsądku ninja, kiedy ona nie mogła w pełni zawierzyć swojemu własnemu -Żadna córka Mateczki nie zawodzi jej dwa razy. Żadna.

-Koneko-chan- szepnął cicho Yashamaru ujmując dłonią jej podbródek i patrząc w oczy łowczyni.- W Shimodzie możemy zginąć, jutro możemy zginąć, mamy tylko te chwile które wyszarpiemy losowi. I nic więcej…

Nachylił się i pocałował jej usta, badawczo i namiętnie powoli smakując ich słodycz. I zapominając o całym świecie. Oczywiście że to było złe. I on to czuł. I on… też nie mógł się powstrzymać, wraz z pocałunkiem przelewając całe swe uczucia i tęsknotę. Bo przecież nie mogli uczynić nic więcej poza pocałunkiem.

Czy całował tak jak dawniej? Czy jego wargi smakowały tak samo? Nie wiedziała, nie pamiętała. Takie szczegóły zdały się wypalić z jej wspomnień, aby nigdy już nie wchodzić jej w drogę, nie rozpraszać. Aby nie dostrzegła odbicia swego dawnego partnera w innym mężczyźnie.
Niepewna tego jak się zachować, co byłoby teraz właściwie w oczach Mateczki, z początku napięła się wyraźnie, gdy zetknęły się ze sobą ich usta. Krępowana doświadczeniem i sztywnymi zasadami, nie miała w sobie tak wielu silnych uczuć jak on. W końcu nie była to jedna z tych pełnych uniesień baśni, w których byle pocałunek potrafił stopić chłód serca lub obudzić dawno zapomnianą miłość. W prawdziwym życiu nie miały w sobie aż takiej mocy, nawet kiedy Leiko po pierwszej chwili zawahania dołączyła się do tych pieszczot z całym swymi kunsztem i pasją, jaką obdarzała i niektórych innych mężczyzn.

Potem, w czasie przeznaczonym na złapanie przyśpieszonego oddechu, uniosła dłoń i musnęła palcami swe usta. W tym geście kraniec jej rękawa obsunął się nieco, odsłaniając nadgarstek i przewiązaną na nim tasiemkę. Jej słodki Kojiro.. jeśli nadal miał być jej wiernym sojusznikiem, to nie mógł się dowiedzieć o tej schadzce.

-Tyle lat minęło, jesteśmy otoczeni ponurym lasem z pajęczymi potworami, a Ty nadal potrafisz przyprawić mnie o dreszcze, jak tamtą dziewczynę którą niegdyś byłam. Tym razem jednak nie mam ochoty Cię skrzyczeć za Twą chłopięcą bezczelność -wymruczała spoglądając na niego z tak bliska. Cały czas czuła na sobie jego ciepły oddech -Choć może powinnam? Sprawiasz, że podjęcie decyzji będzie na końcu jeszcze trudniejsze niż dotąd, Yashamaru-kun.

-Także dla mnie…
- uśmiechnął się ciepło Yashamaru tuląc Leiko do siebie. Zerknął na wstążkę na jej nadgarstku, podczas gdy ona swym okiem poszukiwała wokoło aur innych niż te yōkai. Na szczęście Kojiro nie było w pobliżu, Sakusei zadbała o i intymność.- Niemniej jakieś plany musimy podjąć. Co zamierzasz zrobić w związku z tą sytuacją? Wygląda na to, że zostaniemy tu dłużej, chyba że doświadczeni łowcy znajdą jakiś sposób na wyrwanie nas z tej pajęczej matni.

-Iye. Nie wyjdziemy stąd, póki Pajęczyca nie zechce nas wypuścić. Nawet ten las może być tylko iluzją, a my kręcimy się cały czas w kółko.. -westchnienie umknęło Leiko z piersi. Nie była na tyle naiwna, aby wyjawić mu wszystkie swe plany, nawet jeśli rzeczywiście miał w sobie jeszcze tego dawnego Yashamaru, który ją kochał, dbał o nią i nigdy by jej nie zdradził. Teraz tamten chłopiec był przede wszystkim ninja. Musiała o tym pamiętać i dawkować mu tylko te informacje, które nie mogły ich postawić przeciwko sobie.

-Łowcy sądzą, że ona się na nas zawzięła, że jest kolejnym krwiożerczym Oni pragnącym rozlania ich krwi. Ale to nie jest prawda. Ją interesuje jedynie śmierć tego cennego dla klanu mnicha, którego tak troskliwe prowadzicie ku Shimodzie. Pomyśl, jaki trzeba mieć mrok w sercu, aby potężną kreaturę posiadającą własną armię bestii, przyprawić o strach? -mówiąc to przesunęła dłonią po jego ubraniu w miejscu, gdzie głęboko ukryte było jego własne serce. Łagodne, lecz okute dyscypliną. Stojąc tak bardzo blisko mężczyzny, otulona ciepłem jego ramion, wyraźnie czuła wybijany przez nie rytm współgrający z jej własnym sercem -Albo tylko on jeden tutaj zginie, albo my wszyscy. A wtedy na pewno żadne z nas nie wypełni swej misji, Yashamaru-kun.

-Ale jeśli on zginie… to ja… to my zawiedziemy. To będzie krok wstecz dla mnie, a ja nie mam gdzie się już cofać. Twierdza oddali się ode mnie, jeśli pozwolimy mu tu zginąć, nieważne jak zły on jest…
- nagle jego oczy otworzyły się szerzej i odsunął się od Maruiken spoglądając podejrzliwie.- Skąd wiesz, że tylko mnich ją obchodzi? Owszem, część jej ataków wydawała się w niego wymierzona. Niemniej nie ma gwarancji, że my przeżyjemy po tym jak Chińczyk zginie. Może to że żyje sprawia, że ona nie może nas zabić?

-Chciałabym móc Ci wszystko opowiedzieć, tak jak dawniej. Podzielić się z Tobą wszystkimi moimi planami oraz wątpliwościami. Ale nie mogę, wiesz o tym
-Leiko pokręciła powoli głową, nie czując się urażoną jego nagłą reakcją. Przecież dobrze wiedziała, że to nie mogło być łatwe.
-Nie masz powodów, żeby mi teraz ufać. Pomyśl jednak jakie masz możliwości. Pozwolić mnichowi tutaj zginąć i wykonać ten krok do tyłu w swym zadaniu, ale potem móc nadal działać, szukać innego sposobu na dostanie się do zamku Hachisuka. Klan najął wielu łowców, wiele jest takich grup jak nasza zmierzających do Shimody. Czy naprawdę sądzisz, że wszyscy którym się powiedzie dopilnowanie bezpieczeństwa mnichów, zostaną zaproszeni do zamku? -zapytała nie oczekując odpowiedzi, wzruszając przy tym lekko ramionami - Albo możesz pozostać w jednym miejscu, z obawy przed cofnięciem się. Ale wtedy tutaj zginiesz, najpierw wycieńczony, nie mogąc iść dalej przez las, a potem rozszarpany przez pajęcze bestie. Tym sposobem nie sprawisz, że Twój Mistrz będzie z Ciebie dumny. Niczego nie osiągniesz będąc martwym.

Spojrzała na niego, uśmiechając się przy tym smutno i ciepło jednocześnie. Właściwie, to ani razu w trakcie ich spotkania nie pozwoliła mu odczuć, jakby był dla niej wrogiem. Raczej zdawała się cały czas dostrzegać w nim swego dawnego partnera i przyjaciela, z przygnębieniem przyjmując, jak ciężka i dla niego musi być ta sytuacja. Zamiast mu grozić, siłą próbować przekonać do swych racji, ona.. uśmiechała się pocieszająco -To ten moment, gdy musisz podjąć decyzję, Yashamaru-kun. Czyż nie potrafisz czytać w ludziach, rozróżniać, kiedy mówią prawdę? Czy Cię okłamuję?

-Co nie znaczy, że ty sama nie jesteś okłamywana. My możemy zgadywać co planuje Oni na podstawie tego co przeszliśmy, ale ty…
- odparł spokojnie ninja przyglądając się badawczo Leiko.-... wydajesz się być lepiej poinformowana. Owszem, nie możesz mi powiedzieć nic co narazi twą misję, ale… czy to co przeszłaś w tym lesie musi być ukryte przede mną? To co naprawdę wydarzyło się z tobą. Bo ciężko mi było uwierzyć, że dałaś się tak omotać wokół drzewa. Z pewnością jesteś równie dobra co ja, jeśli nie lepsza… a ja nie dałbym się tak pochwycić. Tym bardziej, gdy nie ograniczałyby mnie oczy moich towarzyszy.

-Wiele się wydarzyło, a ja nie mam czasu na opowiadanie wszystkiego. Płomyczek może i jest naiwny, ale nawet i jemu wyda się podejrzane, jeśli nie będę wracała zbyt długo -stwierdziła łowczyni spoglądając uważnie w kierunku obozu skrytego za drzewami. Następnie wzniosła oczu tam, gdzie powinien przyglądać im się księżyc z nocnego nieba. Aż w końcu zakończyła swą podróż ponownie na twarzy mężczyzny.
-Wiesz jak to zwykle wykonujemy nasze misje z cienia, bez zwracania na siebie nadmiernej uwagi, kiedy nie jest to nam do niczego potrzebne, ne? Sądziłam, że i to moje zadanie będzie właśnie takie, jednak mną i kilkorgiem innych osób zainteresowali się mnisi. Wyobrażasz sobie? Ze wszystkich łowców najętych przez klan, musieli sobie upatrzyć akurat mnie -krótkim parsknięciem śmiechu, niewiele mającym wspólnego z prawdziwym rozbawieniem, skwitowała tę niezwykłą ironię losu -Sprawili tym, że moja misja jest teraz nie tylko wolą mojej Mateczki, ale także moim osobistym problemem. Bo ja nie mam zamiaru dać im się wykorzystać w rytuale, albo pozwolić się zamknąć w ich klasztorze. Czy możesz mnie za to winić? -zapytała krzyżując ręce na piersi -Mówiłam prawdę Wilkowi i Sakurze, moja grupa łowców została rozdzielona. A ja potem tylko skorzystałam z okazji do oddzielenia się od nich jeszcze bardziej, by móc swobodnie działać. Bez ciągłego bycia obserwowaną przez Chińczyków i wiernych im samurajów.

-I zostałaś złapana w sieć przez pajęcze demony. Nawet samotna nie jesteś wszak małą muszką by się dać złapać byle pająkom.
- przypomniał Yashamaru i wyraźnie skołowany ostrożnie dobierał kolejne zdania.- Ale… dobrze. Twierdzisz że mnisi chcą cię złapać. Nie chcę im na to pozwolić, a ty… pomożesz mi w dostaniu się do serca zamku Hachisuka? Może razem pójdzie nam łatwiej.

-Wierz mi, bycie spętaną przez Pajęczycę wcale nie było najdziwniejszym co robiłam w czasie tej misji
-odparła łowczyni z ciężkim westchnieniem, zdecydowanie nie pierwszym tej nocy. Bo i czyż nie miała racji? Uciekała przed samurajem przemienionym w bestię plującą pijawkami, który później próbował ją wziąć siłą i zginął pożarty przez ducha tragicznie zmarłej miko. A to przecież był tylko jeden wieczór!

Ostrożnie, nieśpiesznie, jak gdyby podchodziła do dzikiego zwierzęcia mogącego czmychnąć przy byle jej gwałtowniejszym ruchu, kobieta z powrotem zmniejszyła odległość pomiędzy sobą i ninja. Równie powoli dotknęła jego ręki, przesuwając palcami wzdłuż niej w kierunku dłoni mężczyzny.

-I niestety teraz nie mogę Ci niczego obiecać, Yashamaru-kun, nie w mojej sytuacji. Nie wiem co się wydarzy w Shimodzie i po niej, jakie moja Maruiken Leiko będzie miała stosunki z klanem. Jednak jeśli będę mogła po wszystkim wrócić do stolicy, to na pewno postaram się pomóc. Nie mam powodu, aby chronić Hachisuka przed Tobą -wymruczała cicho, spoglądać w jego oczy, znów próbując odszukać w nich swego dawnego partnera. Tego, który dawniej złamałby dla niej wszystkie zasady, porzuciłby swe życie, aby tylko móc być blisko niej -Ale czy jesteś pewien, że to czego szukasz jest nadal w zamku?

-Tak. Jestem pewien. Gdyby było inaczej, czyżbym tkwił tutaj udając lojalnego Hachisuka i monetom zabójcę oni?
- zapytał retorycznie cichym brzmieniem głosu, acz ze znanym jej łobuzerskim błyskiem w oku. Nie był już taki jak dawniej, nie mogła liczyć na jego bezwzględną lojalność wobec niej, ale… przecież nie mógł też liczyć na jej bezwzględną lojalność, ne?

Nie uciekał od jej dotyku i nawet czuła chwilami jego troskliwość o nią. Niemniej pomiędzy nimi był mur bolesnych wspomnień, szkolenia i wpojonych nauk oraz doświadczenia. Leiko nie była już tamtą Koneko-chan, a i Yashamaru też nie był już osobą, którą pamiętała. Musieli by zburzyć ów mur między nimi, wrócić do dawnych relacji, ale… jak dużym kosztem?
O wiele zbyt dużym. Leiko zbyt długo i zbyt ciężko pracowała na to kim teraz była, na zostawienie daleko za sobą tamtego rozczarowania jakim stała się Koneka-chan. W końcu Mateczka znów mogła być z niej dumna. Pozwolenie sobie teraz na powrót tamtych gorących uczuć wobec Yashamaru sprawiłoby, że znów wróciłaby do tamtych dni pełnych zawodu, bólu i łez. Nie mogła znów stać się przyczyną żalu i przygnębienia Mateczki. Nie po raz kolejny. I nie mógł tego zmienić żaden mężczyzny, ani fascynujący Kojiro, ani nawet jej dawny partner, kiedyś wszak najbliższa jej osoba. Bronią bez serca, oto kim była.

-Iye, po prostu i moje przeznaczenie najpierw było w zamku, a teraz mam nadzieję odnaleźć je w Shimodzie. Choć to wcale nie uczyniło mojego zadania mniej skomplikowanym -odparła Leiko z ciepłym uśmiechem. Po odnalezieniu dłoni mężczyzny, koniuszkami palców bardzo delikatnie musnęła jej wrażliwe wnętrze, a zbliżając swe usta do jego ucha, szepnęła -Będzie dla mnie niezwykłym pocieszeniem na tych niebezpiecznych ziemiach, mieć znów w Tobie sojusznika, Yashamaru-kun..

-Mnie też cieszy, że nasze ostrza nie muszą się krzyżować Koneko-chan.
- mruknął ninja w odpowiedzi, całując czule czubek nosa Leiko zanim ta zdołała zareagować.- A teraz wracaj do towarzyszy, zanim twój partner w boju i miłości zrobi się podejrzliwy.

Zgodziła się z nim w milczeniu, spojrzeniem przez jeszcze kilka, krótkich chwil wodząc po jego twarzy. Nie powinna czerpać przyjemności z tego spotkania po latach, kiedy przecież dawny partner mógł się teraz okazać jej wrogiem, lecz nie mogła przestać doszukiwać się w nim tego niesforna chłopca z dawnych czasów. Nawet jeśli były to tylko drobne szczegóły, niewyraźne po upływie czasu i ukryte pod maską doświadczeń.

Jego rysy się wyostrzyły odkąd ostatni raz go widziała. Dojrzał, wyprzystojniał. Nie sprawiał już wrażenia takiego zagubionego szczeniaczka, ale nadal potrafiła dostrzec wśród nich te dawne, niezmienne i znajome. Aż dziwnym jej się teraz zdawało, że wtedy w Miyaushiro dopuściła do siebie w ogóle wątpliwości. Oczywiście, że to musiał być on. Nikt inny.
W jego oczach częściej gościła powaga i czujność, także i w rozmowie z nią, swą dawną Koneko-chan. Prawie nieprzejednane, w których odbijała się niczym w lustrze. Ale kilka razy i ich tafla pokazywała więcej, pobłyskując dobrze znanymi jej łobuzerskimi iskierkami. I raz, przez ten zaledwie ulotny moment, dopatrzyła się także nieśmiało skrzącej się czułości wobec niej.
I te jego usta, rzadziej uśmiechały się w beztroskiej wesołości. Nie żartował już tak wiele, nie pozwalał się wyprowadzić z równowagi, wypowiadał się rzeczowo, także i kiedy trzymał ją w swych ramionach. A całował zapewne z o wiele większym doświadczeniem, nie był już tamtym niezdarnym chłopcem kierowanym gorącymi uczuciami. Choć nie do końca.

Leiko nagle uśmiechnęła się ciepło w trakcie swych obserwacji. Jednak pozostała w nim ta szczypta nieporadności, widoczna teraz w muśnięciach barwy jej warg odciśniętych na jego własnych. Soczyście śliwkowe ślady zdradzające jedną ze stron ich spotkania, o której nikt nie mógł się dowiedzieć.
Sięgnęła ku nim palcami, aby przed odejściem delikatnie zetrzeć je ze skóry Yashamaru.


-Baka.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-03-2016, 15:08   #249
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Zostawiła za sobą zagajnik i nawiedzającego go ducha swej przeszłości. Nie widziała go już zza drzew, także i sama stałą się dla niego niewidoczna. Dlatego opóźniając jeszcze swój powrót do obozowiska, Leiko przystanęła, dłonią przesłaniając swe oczy.
Pękła maska spokoju, zniknęło napięcie jej ciała. Zamiast tego pojawiło się zmęczenie, słabość mogąca teraz ogarnąć kobietę w samotności i ciemności lasu. A ona potrzebowała teraz tego odetchnięcia, tej chwili tylko dla siebie przed podjęciem kolejnych kroków. Poukładania myśli. Wyciszenia.

Bliskość Kojiro dodawała jej sił.
Jego usta rozchylające się w łobuzerskim uśmiechu, nawet w sytuacji najbardziej zagrażających życiu ich obojga. Jego bystre oczy błyskające zawsze niezachwianą pewnością siebie. Zabójczo ostre, tygrysie pazury, którymi z finezją rozszarpuje ich przeciwników, zarówno tych ludzkich, jak i splugawionych mroczną maho. I jeszcze te wszystkie jego rozkoszne sposoby, dzięki którym nieświadomie zapewniał Leiko o jej człowieczeństwo, pomimo czającej się głęboko w niej bestii. Z namiętnością wielbił jej kobiecość i szanował sekrety. W jego ramionach odnajdywała słodkie zapomnienie.

Natomiast po tak nagłym spotkaniu z Yashamaru czuła się niezwykle słaba i bezbronna, bardziej niż gdyby faktycznie pomiędzy nimi doszło do zderzenia ostrzy. Pod brzmieniem jego znajomego głosu, dotykiem jego dłoni i ust, znów stawała się tamtą dziewczynką, którą przecież zostawiła za sobą tyle lat temu.

Czy kochała go? Swego dawnego partnera, przyjaciela, jedną z najbliższych sobie osób?
Kiedyś.. na pewno łączyło ich coś zakazanego, przekraczającego wszelkie granice ich współpracy. Zauroczenie czy zakochanie, wtedy określenie na to uczucie nie było ważne. Liczyło się tylko ile szczęścia sobie dzięki niemu dawali, ile wzajemnego ciepła i bliskości w świecie tak niebezpiecznym dla dwójki młodzików. Dzięki Yashamaru poznawała tę stronę życia, która przez kilkanaście lat była dla niej zupełnie nieistniejąca. Pomiędzy wspólnymi misjami czuła tęsknotę za zobaczeniem jego twarzy oraz przeznaczonego dla niej uśmiechu, a kiedy byli już razem, to czuła przyjemne podekscytowanie z powalania mu trzymać się za dłoń i skradania sobie pocałunków. Jeśli tak właśnie wyglądała miłość, to tak – kochała go. Kochała go pomimo ograniczeń, pomimo niepewności każdego kolejnego dnia i sekretów pomiędzy nimi, których nigdy nie mogli sobie zdradzić.

A teraz? Czy widząc go po takim czasie, nagle powróciły do niej wszystkie tamte gorące uczucia?
Iye. To było zbyt dawno, oboje całkiem się zmienili i dorośli. Nie mogła mówić za niego, w końcu nie byli już sobie bratnimi duszami, lecz ona nauczyła się wiele na wtedy popełnionych błędach i ani myślała ich znów powtarzać. Równie dobrze mogli być dla siebie obcymi ludźmi.
Teraz jej serce, dusza i myśli należały w pełni do Mateczki. I nie było wśród nich miejsca ani na dawnego ukochanego, ani na nową fascynację, choćby kusili ją najsłodszymi obietnicami wspólnej przyszłości oraz wolności. Wolności.. ale przecież Leiko już była wolna, wbrew temu co mówił Yashamaru. Nie krępowały jej żadne łańcuchy, swobodnie kroczyła obranymi przez siebie ścieżkami, jednocześnie mogąc spełniać się w tym co było dla niej najważniejsze – w byciu uczynną córką przyprawiającą swą Matkę o uśmiech. Nie potrafiła sobie wyobrazić cudowniejszego życia. To była jej wolność, nawet jeśli nie było w niej miejsca na bliskość i przywiązanie swego serca do mężczyzny.

Nie wierzyła w przypadki. W jej delikatnym fachu nie było miejsca na wiarę w byle zbiegi okoliczności. Jej dawny partner mógł mówić, że nic go nie interesuje w Shimodzie, że liczy się dla niego to tajemnicze „przeznaczenie” w samym zamku Hachisuka, ale jego pojawienie się akurat tutaj, spotkanie z jego Koneko-chan, nie mogło być byle kaprysem Losu. Zapewne w jego klanie było wielu innych ninja mogących być wysłanych na te ziemie, nie tylko on jeden. Musiał istnieć prawdziwy powód, dla którego ich ścieżki ponownie się ze sobą splotły po tylu latach, nawet jeśli żadne z nich nie miało nie miało na to wpływu. Nawet jeśli żadne z nich nie rozumiało mocy rządzących życiem każdego z nich, nie nadprzyrodzonych, ale zwyczajnie ludzkich.

Ale nie była także głupia. Nie uważała siebie za ognisko wszystkich wydarzeń mających miejsce na ziemiach klanu, nawet pomimo tej obcej dla siebie roli jaką przyszło jej objąć – ważnego elementu intrygi, obserwowanego i poszukiwanego przez tych samych ludzi, których powinna przecież sama obserwować z cieni. Bo tak właśnie dotąd wykonywała swe misje. Po cichu, będąc w samym środku tych skomplikowanych pajęczyn zwanych pałacami i zamkami, lecz nigdy ich częścią. Zawsze obok, na tyle blisko, by móc wszystko widzieć i słyszeć, a jednocześnie na tyle daleko, aby nie zwracać na siebie przesadnej uwagi. Kochanka lorda zasiadającego niezbyt wysoko w dworskiej hierarchii, gejsza ciesząca swą obecnością na wystawnych przyjęciach, łowczyni pragnąca tylko wypełnić wolę swego zleceniodawcy, a dawniej byle zwykła, młodziutka służka lub niepozorna maiko towarzysząca swym starszym siostrom. Wiele miała masek. Wiele imion i twarzy. Wszystko to pozwalało jej dostać się dokładnie tam gdzie chciała, a później zniknąć, rozpłynąć się niczym mgła po wykonaniu swego zadania. To było wygodne, dawało jej wiele swobody w działaniach.

Teraz jednak zwracała na siebie uwagę nawet Chińczyków, w których oczach była ważna. Cenna dla ich mrocznego rytuału, chociaż miała być tylko zwykłą łowczynią, może na tyle zdolną, aby klan zainteresował się jej najęciem, lecz nadal nikim wyjątkowym.
Czasem dopuszczała do siebie myśl o tym, jak wyglądałaby ta misja, gdyby na jej miejsce posłana została inna siostrzyczka. Bez tej klątwy płynącej wraz z krwią w żyłach, wmieszanie się pośród łowców mało interesujących dla klanu i mnichów, byłoby trywialnie łatwe. Mogłaby działać bez tego poczucia bycia zagonioną w potrzask, bez potrzeby uciekania przed sługami Hachisuka i napotykania na swej drodze samurajów przeobrażających się w przebrzydłe bestie. Może.. może wtedy Yuriko byłaby znów w domu z nimi wszystkimi, zamiast nadal skazaną na łaskę klanu i czekanie na ratunek. A ten póki co zdawał się odległy, prawie jak na samym początku tej długiej podróży Leiko.
Czy było błędem Mateczki powierzanie akurat w jej ręce życia jednej ze swych córek...?

Iye..
Odetchnęła głęboko, odnajdując w sobie tak kojący spokój i opanowanie.
Iye, Mateczka nigdy się nie myliła. To musiała być po prostu próba dla Maruiken, trudna i skomplikowana. Nie będzie mogła się nazywać córką Mateczki, jeśli nie podoła tym kilku przeciwnościom Losu.

Na nic było jej popadanie w niepewność i strach przed porażką. Zaszła zbyt daleko, by teraz pozwolić sobie na wątpliwości mogące wpłynąć na jej decyzje. Nie było już odwrotu, mogła tylko iść do przodu i wykonać każdy plan, choćby zdawał się być najbardziej skomplikowanym. I niemożliwym.
 

Ostatnio edytowane przez Tyaestyra : 01-03-2016 o 15:35. Powód: Pomyłeczka
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-03-2016, 15:18   #250
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Uniosła głowę i spojrzeniem omiotła gęstą plątaninę gałęzi ponad sobą. Znów widziała je wszystkie, tę nieoczekiwaną widownię jej walki ze swoją przeszłością i własną słabością. Pajęcze dzieci Sakusei, jej potworna armia kryjąca się w cieniu. Małe i duże, pozornie zwyczajne i te zdające się pochodzić z ludzkich koszmarów. A pośród nich ona, nadal lśniąca w oczach Leiko niczym słońce, jedyne tutaj. Potężna, przerażająca. Przydatna... iye. Mogły się okazać sobie wzajemnie przydatne.

-Wiem, że wszystko widziałaś i pewnie też słyszałaś każde słowo -powiedziała łowczyni cicho, bez potrzeby podnoszenia głosu, aby zostać usłyszaną przez Panią tego mrocznego lasu. Przecież wszędzie w nim rozciągała swe sieci, a pająkowi nigdy nie umykało nawet najdelikatniejsze drżenie pajęczyny.

-Jakże podstępne i zdradzieckie potrafią być kobiety… a mężczyźni tak naiwnie wierzą, że rządzą tym światem.- usłyszała szept za sobą, gdy Sakusei zaszła ją od tyłu.- Wolisz mnie widzieć, czy też zadowolisz się samym głosem?

-Oh, przecież nie jesteś odrażająca, bym nie mogła na Ciebie spojrzeć. A lubię widzieć twarz osoby, z którą rozmawiam
– odparła Leiko z wesołym uśmiechem, chociaż nie czuła się do końca pewna rozmowy sam na sam z tą kreaturą, nawet jeśli rzeczywiście miała ludzką twarz. Pozostawała nieobliczalna, pomocna dopóki obie miały wspólnych wrogów. Łowczyni wolała, aby ich ścieżki splatały się ze sobą jak najdłużej.
Pasma czarnych i lśniących jak jedwab włosów zafalowały delikatnie, kiedy przekrzywiła głowę próbując zerknąć kątem oka na Sakusei. Lub postać jaką tym razem przyjęła -Moi towarzysze są bezpieczni? Nie sprawiają Ci żadnych kłopotów?

-Oh… dlaczego by mieli sprawiać. Są mili dla oka, zwłaszcza samce. Jest coś niezwykle przyjemnego w ludzkich mężczyznach… choć… nie jestem kitsune by ulegać całkiem ich urokowi
.- najpierw mglista sylwetka potem, przyoblekająca się w ciało coraz bardziej przypominające gejszę.









Bardzo piękną gejszę i mroczną zarazem. Zwinne ciało okryte kimonem z motywami śmierci. Idealne proporcje krągłości. Kusicielka przyciągająca mężczyzn na ostatnie miłosne harce w ich życiu. Nieprawdziwa iluzja mówiąca głosem Sakusei i przez nią wykreowana. Ale też mogąca szybko stać się mglistym oparem, na wypadek nieprzewidzianych gości w okolicy.

-Czyżbyś uwierzyła swojemu przyjacielowi? Czyżbyś uznała, że cię zdradzę, że już pozbyłam się twoich towarzyszy? Nie martw się tym. Nie zrobiłam tego. Jestem na tyle inteligenta by szanować umowy z jedną z siedmiu oczy.- uśmiechnęła się ni to przyjaźnie, ni to lubieżnie.

-Zatem wszystko się bardzo dobrze dla nas układa, ne? -Leiko odwróciła się w pełni, by móc przyjrzeć się tej nowej iluzji Sakusei. Musiała odnajdywać przyjemność w wywieraniu wrażenia. Aż strach było sobie wyobrazić, jak wiele mężczyzn, a pewnie też i kobiet, znalazło słodką śmierć w jej ramionach. Nie chciała nawet myśleć, czy później zostali pożarci przez te same cudne usta, które co dopiero ich całowały.

-Już wystarczająco dużo ludzi i bestii czyha na moją głowę, nie potrzebuję aby zapragnęła jej jeszcze Pani tsuchigumo. Współpraca jest o wiele korzystniejsza -z ciągłym wyrazem zadowolenia na twarzy, łowczyni wygodnie schowała dłonie w rękawach swego kimona -I dlatego będę potrzebowała pomocy Twojej i Twoich pieszczoszków, aby znów zająć czymś łowców. Byłoby idealnie, gdyby nawet Sakurze sprawiło problem. Tylko dbając o bezpieczeństwo mnicha będę mogła się do niego wystarczająco zbliżyć.

- Oj oj.. znowu mam posyłać moje sługi na śmierć?
- westchnęła rozdzierająco Sakusei wpatrując się smutnymi oczętami wprost w oblicze łowczyni. Niczym doświadczona dama do towarzystwa grała na czułych nutkach ludzkiej natury. O skórze tak idealnej i tak śnieżnobiałej… że nieludzkiej w swej doskonałości.- I to bez gwarancji sukcesu? Pamiętaj, że nawet gdy nasyłam na nich hordy mych podwładnych, oni zawsze go pilnują. Zawsze. No chyba, że masz jakiś sprytny plan i fortel na tą okazję, ne?
Zbliżyła się z figlarnym uśmiechem dodając.-Zamieniam się więc cała w słuch.

-Hai, zawsze go obserwują. I sądzą, że wszyscy w grupie tak samo dbają o jego bezpieczeństwo, że wszystkim tak samo zależy na nagrodzie od klanu. Spodziewają się jedynie ataków ze strony pająków oraz ich przerażającej, krwiożerczej Władczyni
– odpowiedziała kobieta, z niewielkim uśmiechem przyglądając się grze aktorskiej swej sojuszniczki.
-Przecież żadne nie będzie się spodziewało ataku ze strony łowczyni, ne? Łowczyni wszak tak.. -spokój oraz przekonanie o powodzeniu swojego planu brzmiące wyraźnie w głosie Leiko, gwałtownie zmieniły się w jej ustach w ciężkie westchnienie przyciągające spojrzenie na jej biust. Spod półprzymkniętych powiek spojrzała na Sakusei, mrucząc przy tym kocio -Tak bardzo zmęczonej, Kirisu-kun. Tak bardzo pragnącej znów zobaczyć Twe zwinne ciało w ruchu, Sakura-san -dłoń jej bezwolnie, przypadkiem zapewne, zmysłowym ruchem musnęła skórę dekoltu odsłoniętą pomiędzy ramami kimona. Nie była tak teatralna w swych gestach co Pajęczyca, w końcu to subtelność przeważała w jej życiu. Kusiła do siebie lśnieniem oczu, kryjącymi się w nich niewypowiedzianymi obietnicami i pragnieniami. -I oczywiście, tak bardzo skupionej na pilnowania bezpieczeństwa mnicha, Wilku..

-To trójka, ale co z twoim towarzyszem? Ufasz że nie będzie przeszkadzał ? I co z mnichem który pilnuje twego celu? Jak jego chcesz rozkojarzyć? Sakura i Wilk to nie problem, Maruiken-chan… oni pierwsi rzucają się w wir walki. Twój przyjaciel i japoński mnich, oni są głównymi strażnikami twego celu.
- mruknęła zmysłowo Sakusei, wprawiając przyjemne ciarki skórę łowczy. Owszem była krwiożerczym potworem ukrytym pod ludzką postacią. Powoli poruszającym się z nadludzkim wdziękiem potworem, rzucającym kuszące spojrzenia czarnych oczu potworem, z czarnymi jak noc włosami upiętymi w misterną konstrukcję potworem. Skoro nawet gdzieś głęboko w sercu Leiko tliła się absurdalna pokusa, by posmakować słodyczy jej ust, to… biedna Iruka-chan wpadłaby od razu w ramiona tej kusicielki. Tak łatwo było zapomnieć, że ta piękna istota ukrywa pajęczą naturę. Zaprawdę niebezpieczną kusicielką była Sakusei wymawiająca tak słodko nazwisko łowczyni.

-Mój towarzysz.. -nienaturalnie brzmiało w ustach Leiko takie określenie na Yashamaru. Towarzysz, partner, nawet przyjaciel.. hai, kiedy z całą pewnością był dla niej każdym z nich, drugą najważniejszą osobą w życiu. Teraz, pomimo dostrzeżenia odbicia tamtego niesfornego chłopca w krótkim spotkaniu z dorosłym już mężczyzną, nadal pozostał od dla niej prawie obcą osobą. Nie znała jego myśli, ani zamiarów. Nie mogła mu już ufać.

-Nie powinien sprawiać problemu. Bezpieczeństwo Chińczyka nie jest dla niego aż tak ważne jak dla innych łowców, a jedynie jednym ze środków jakie podjął do osiągnięcia swego własnego celu. A ani on, ani drugi łowca, nie wiedzą jak subtelną śmierć zaplanowałaś dla mnicha. Przecież Twojemu pajączkowi będzie wystarczyło, jeśli dotknę dłonią jego ramienia, ne?-uśmiechnęła się trochę gorzko -Na przykład, gdyby Twoje bestyjki w pewnym momencie rzuciły się na niego, a ja, jako łowczyni wierna klanowi, musiałabym go ochronić.

-To prawda…
- zamyśliła się Sakusei której grymas oblicza był daleki od radości. Nie w smak jej było posyłać kolejne sługi na pewną śmierć. Przez chwilę więc rozważała możliwości.- Zgoda, kilka mych sług uderzy na was o świcie. Od strony jak najdalszej od ciebie i może jeden z przeciwnej strony, gdy walka zaangażuje większość łowców. Coś jeszcze sobie życzysz?

-Jak wspomniała mała miko, będę później musiała znów opuścić tę grupkę łowców, bym mogła dalej swobodnie działać. Jednak znikając tuż po śmierci mnicha nie zyskam sobie później ich pomocy w Shimodzie. Będę musiała to rozegrać subtelnie i powoli..
-wymruczała Leiko w zamyśleniu. Ciche zabicie mnicha było jednym, ale sprawienie, że ci spragnieni nagrody łowcy zwrócą się przeciwko klanowi mając w zamian dostać tylko wdzięczność, było czymś zupełnie innym. A połączenie jednego z drugim zdawało się być prawie niemożliwym. Z każdym kroczkiem zdawała się być coraz bliżej swego przeznaczenia, jednocześnie napotykając na ścieżce coraz więcej komplikacji.

Iye, nie pora była znów na takie ponure rozmyślania. Kroczek po kroczku, tak. Rozwiązywanie jednego problemu po drugim, torowanie sobie drogi do celu. Cierpliwie i skutecznie. Tymczasem tylko uniosła brwi słuchając pajęczycy -Ale czyżbyś się obawiała porażki, Sakusei-san? Wiem, że już wcześniej posyłałaś na nich swe dzieciątka, ale przecież ze mną teraz masz większe szanse na powodzenie. Jeszcze tylko jedno, małe polowanie na łowców i będziesz mogła ruszyć ze swą pajęczą armią w dalszą drogę.

- Odrobinę. Bądź co bądź to moich krewnych posyłam do boju.
- odparła Sakusei w zamyśleniu.- Nie mam z nimi tak silnej więzi, jak ludzie ze swoimi, ale to nie oznacza że ich los jest mi całkiem obojętny.
Machnęła ręką dodając.- Niemniej masz rację, to nie czas na wahania.
Po czym zwróciła się patrząc wprost w oczy Leiko tuż zza zasłony wahlarza.- Oczekujesz mojej pomocy, przy tym subtelnym rozegraniu sprawy, czy mam jedynie powiadomić twych towarzyszy, że zostajesz z łowcami przez pewien czas?

-Hai, mogę potrzebować w tym Twojej pomocy. Szczególnie, jeśli nadal będą nami kierowały podobne cele w drodze do Shimody, Sakusei-san. Jesteś niezastąpioną sojuszniczką
-odparła łowczyni odwzajemniając jej spojrzenie swoim, wprawdzie pozbawionym figlarnego dodatku wachlarza, ale niewiele mniej urokliwym i nęcącym.

Ciężko było stwierdzić, która z nich była większym postrachem. Stojąca teraz przed nią piękna, tajemnicza oraz kusząca Sakusei niewątpliwie była marzeniem każdego mężczyzny i kobiety, lecz była to zaledwie iluzja, pod którą kryły się pajęcze odnóża i odwłok. Leiko natomiast nie była tak potężna, nie posiadała takiej mocy i musiała polegać na swych własnych latach doświadczenia w owijaniu sobie innych wobec palca, jednak tą naturalnością mogła sobie zdobyć więcej niż tylko ich pragnienia. Potrafiła zjednać sobie ich serca i myśli.

-Póki co możesz przekazać moim towarzyszom, że mogę potrzebować ich wsparcia w zdobyciu zaufania tych łowców. Mała miko zawsze ma głowę pełną pomysłów -uśmiechnęła się delikatnie, wymownie -I nie muszę chyba wspominać, że moje spotkanie w zagajniku musi pozostać tylko naszym sekretem, ne?

- Hai, uwielbiam sekrety, prawie tak bardzo… jak i mężczyzn konsumować w ten z najprzyjemniejszych dla obojga sposobów
.- zaśmiała się perlistym głosem pajęczyca.- A i czasem kobiety też. Choć mogę ci się wydawać potworem, to podobnie jak kitsune cenię sobie typowo ludzkie przyjemności.
Westchnęła przeciągle.- Niestety obecna sytuacja zmusza mnie odgrywania roli wojownika. Niestety moja rasa nie słynie z bystrości samców, ktoś musi nimi kierować. A miko…- prychnęła z frustracją.- Zadaje wielce kłopotliwe pytania i ma dość męczące zachcianki. Jak to dzieci… ludzkie dzieci.
Złożyła z trzaskiem wachlarz dodając.- Ale twój sekret jest u mnie bezpieczny. Gdyby trafił do innych uszu, przestałby być sekretem i stracił na wartości, ne?

-Hai, i jakaż to byłaby wielka strata
-przyznała Maruiken wesoło, z ulgą i niejakim.. zaskoczeniem odkrywając jak dobrze wychodziło jej dogadywanie się z tym potworem jakimi była Sakusei. Lepiej i łatwiej niż z wieloma zwykłymi śmiertelnikami -I mogłaby nadwyrężyć moje delikatne sojusze. Także i ludzcy mężczyźni potrzebują czasem, aby kobieca dłoń popchnęła ich w odpowiednim kierunku, nawet jeśli później nadal sądzą, że sami podejmują wszystkie decyzje.

Spojrzała w kierunku obozowiska łowców. Czy biedny Płomyczek już zaczął się o nią martwić, a może już dzielnie wyruszył na poszukiwania? Nie słyszała jego nawoływań, lecz na pewno musiał się już niecierpliwić, by znów ją zobaczyć i dotknąć. Samo tłumaczenie się „kobiecymi potrzebami” może okazać się zbyt banalne, także i dla niego -Muszę już iść, nim jeden z nich stanie się podejrzliwy. Ale będę wyczekiwać pojawienia się Twoich dzieciątek, Sakusei-san.

-Hai, życzę powodzenia.
- mruknęła Sakusei i zniknęła szybko z oczu Leiko, a Kirisu… już jej szukał. Ba, nawet nawoływał. Tylko czynił to niezbyt głośno, co by nie budzić gniewu łowców przy ognisku i budzić ze snu potworów kryjących się w lesie. Dlatego i łowczyni posłyszała jego szepty, dopiero gdy dość blisko podeszła do szukającego ją młodzika.

-Kirisu-kun -cichutki szept, bardziej rozgrzewające tchnienie niż faktyczne imię wypowiadane soczystymi jak śliwka ustami Leiko, musnęło ucho gorliwego łowcy, kiedy zbliżyła się do niego bliziutko od tyłu. Niczym piękna zjawa, z łatwością mogąca poprowadzić takiego niewinnego młodzika głębiej w las, ku jego zgubie. Ale przecież ona nie była jak Sakusei. Nie zamierzała go wykorzystać i pożreć, ciągle z tym samym czarującym uśmiechem ozdabiającym jej wargi -Czyżbym na zbyt długo zniknęła? Gomen, nie chciałam Cię martwić.

-Trochę zbyt długo cię nie było, a wiesz przecież że nie pozwoliłbym ci zrobić krzywdy, ne?
- zapytał retorycznie młodzian wypinając dumnie pierś. Po czym dodał ciszej.- A to miejsce budzi we mnie ciarki. Tylko gdy ty jesteś blisko, potrafię zapomnieć jak ono jest ponure.

-Gomen
– powtórzyła kobieta wyraźnie zmartwiona -Spotkałam po drodze Kusaru-san i wymieniliśmy kilka historii z łowów, nie zauważając nawet jak szybko nam czas minął..
Poplątane razem kłamstwo z prawdą tworzyły wiarygodną wymówkę. Nie dla Płomyczka, bo przecież jedyne o co on mógłby podejrzewać swoją Leiko-chan, to perfidne bycie jedyną kobietą mogącą ugasić jego pragnienie. Jednak reszta łowców mogła nie być tak przychylna jej nagłym zniknięciom. Szczęśliwie, Yashamaru mógł potwierdzić jej słowa.

Wyciągnęła rękę ku młodzianowi, aby pogładzić go czule po policzku i wyszeptać z hipnotycznym tembrem w głosie -Powinnam gorąco dziękować mojemu nieustraszonemu wybawcy, zamiast przyprawiać Cię o jeszcze więcej trosk. Gdyby nie Ty, to ciągle byłam sama, słaba i przestraszona w tym okropnym lesie..

- To prawda…
- to pochlebstwo odciągnęło myśli Płomyczka od zazdrości względem Kusaru. Bądź co bądź, kogucik traktował innych mężczyzn wokół łowczyni jako konkurentów do jej wdzięków, a doświadczenia jakich nabył przebywając z nią… niestety potwierdzały te podejrzenia.- Niemniej nie powinnaś się sama oddzielać na tak długo. Kto wie jakie potworki i jakie zagrożenia kryły się miedzy drzewami.
Paradoksalnie łowczyni dobrze wiedziała, jakie to są zagrożenia i jakiej natury. Wiedziała lepiej niż którekolwiek z łowców.

-Hai, masz rację. A ja przecież wcześniej mówiłam, że nie powinniśmy się rozdzielać, ne? Powinnam słuchać moich własnych rad.. -skruszyła się Leiko, pod słowami młodzika także opuszczając skromnie spojrzenie. Tak samo i jej dłoń się zsunęła po jego odsłoniętej szyi, delikatnymi muśnięciami paznokci na skórze przyprawiając go o przyjemne dreszcze przebiegające wzdłuż kręgosłupa. Palcami pobawiła się chwilę chłodnymi monetami, trofeami Kogucika z jego polowań, a na koniec ujęła go pod ramię. Tym samym stanęła koło niego, bliżej niż pozwalała etykieta, a ciągle zbyt daleko, aby zaspokoić jego rozkoszne fantazje.

-Ostatnie dni były takie długie, ale przy Tobie w końcu będę mogła spokojnie zasnąć, Kirisu-kun.. -język kobiety ze słodyczą przetańcował po jej zębach i podniebieniu, kiedy wypowiadała imię swojego bohatera, jednocześnie stawiając pierwszy krok ku drodze powrotnej.

-Tylko zasnąć? No cóż… pewnie w tej sytuacji...- mruknął zasmucony Kogucik dobrze zdając sobie sprawę że to nie miejsce na igraszki. Choć Maruiken wiedziała, że był na tyle spragniony krągłości w które się wpatrywał, by zapomnieć o zagrożeniu, które wszak nie istniało, i poddać upojnym rozkoszom tej nocy.
Ona tylko uśmiechnęła się, enigmatycznością tego rozchylenia swych warg drażniąc się z młodzikiem. Stęskniony bliskości jej ciała mógł się dopatrywać w nim wielu obietnic dla siebie na najbliższy czas spędzony w towarzystwie łowczyni. Wiele przyjemności, wiele jego fantazji, na których spełnienie warto było poczekać, nawet jeśli niecierpliwemu Kirisu z trudem przychodziło trzymanie przy sobie rąk i powstrzymywanie się przed smakowaniem jej skóry swymi ustami.

Jakże podstępne i zdradzieckie potrafią być kobiety… a mężczyźni tak naiwnie wierzą, że rządzą tym światem” -tak powiedziała Sakusei zaledwie kilka chwil wcześniej, a Leiko w obliczu łatwowierności Płomienia musiała potwierdzić jej słowa. Często w swych wędrówkach napotykała jemu podobnych. Gorącokrwistych, uroczych, ślepo oddanych niezwykłej kobiecie, która nagle pojawiła się w nich życiu. Czasem nawet dopuszczała do siebie wyrzuty sumienia za ich wykorzystywanie, zawsze jednak pamiętając, że ich uczucia nie były ważne w czasie wykonywania przez nią misji. Niczemu nie zawinili, po prostu znaleźli się w tym samym miejscu co ona i wykazali się użytecznością w jej oczach, a przez to mieli później złamane serca, biedactwa. Domyślała się jednak, że szybko odnajdowali pocieszenie w ramionach innych kochanek.

Ruszyli w stronę pozostawionej reszty grupy i już niedługo, zapewne nazbyt szybko dla Kirisu marzącego o chwilach sam na sam z Maruiken, wrócili w zasięg blasku rzucanego przez trzaskające cicho ognisko. Nie mieli żadnych powodów do ukrywania się w tym lesie, wszak królestwie Pajęczycy, która mogła w każdym momencie posłać na nich swe dzieciątka. Łowcy o tym wiedzieli, nie pozwalając sobie na brak czujności, ale też nie martwiąc się o dym i głośne rozmowy zdradzające ich położenie. I nie zdawało się to spędzać im snu z powiek ani psuć nastrojów, całkiem dobrych jak na ich obecne położenie. Wszyscy przygotowywali się do zasłużonego odpoczynku.

Żadne nawet nie zwróciło większej uwagi na powrót Leiko wraz ze swym partnerem. Widać był on na tyle subtelny, aby rzeczywiście nie wszczynać paniki w poszukiwaniu jej, a Wilk wraz z Sakurą musieli dobrze rozumieć jej potrzebę samotności, aby nie przejmować się przesadnymi zamartwieniami Kogucika. Obaj mnisi zaś nie mieszali się w cudze sprawy, choć w przypadku Chińczyka musiała jeszcze dochodzić nieznajomość języka swych towarzyszy.

Zapytana przez Kirisu o miejsce, w którym chciałaby spać tej nocy ( z nim tuż obok, naturalnie ), kobieta rozglądała się tylko przez chwilę nim wypatrzyła to odpowiednie – nieopodal Chińczyka z jego dwoma najbardziej gorliwymi strażnikami. Wszak nadal była jedną z nich, łowczynią najętą przez Hachisuka do pilnowania tych szacownych mędrców, więc interesowanie się jego bezpieczeństwem należało do jej obowiązków. Nie mogła tym przecież wzbudzić podejrzeń, wszystkim tutaj zależało na otrzymaniu pobrzękującej nagrody. Maruiken Leiko pod tym względem nie była inna.
Tyle, że w ich obecnej grupce musiała także być jedyną, która ukrywała w kimonie maleńką, zabójczą broń potrafiącą byle ukąszeniem powalić dorosłego człowieka. A jej droga ku własnemu spełnieniu i nagrodzie była bardziej skomplikowana, z każdym dniem pojawiającymi się na niej nowymi przeszkodami.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172