Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-02-2018, 22:51   #121
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wampirzyca zaczęła przytępiać zmysły, ale nie zdążyła. Wokół rozległ się krzyk, który niemal ją ogłuszył. Mocno oparła się o markiza, zasłaniając uszy dłońmi. Jednak tak czy siak nawet przez palce przytykające uszy, przeszło potężne uderzenie głosu, niby fala sztormowa. Wręcz ryk. Brawa, oklaski, niepewność markiza, który ją obejmował próbując dowiedzieć się, co się dzieje. Jednak kiedy dostrzegł, że zatykasz sobie uszy domyslił się, że jego także nie słyszysz. Ryk, ryk, ryk tłumu!!! Oraz rycerz, który nie kłaniając się po prostu sobie poszedł. Chyba to wytrąciło ludzi z równowagi. Wcześniej rzucali pieniądze oraz przedmioty, ale teraz rozległy się powątpiewania.
- Co to kurwa jest! - oburzał się starszy pan.
- Nie wiem Horatio, ale to jakiś brak kultury tego dziwacznego skurwysyna - odparła dystyngowanie kobieta powiewająca wachlarzem.
Inni także raczej byli zawiedzeni.

Agnese wtulając się w markiza cicho odezwała się.
- Odsuńmy się gdzieś na bok. - Jej własny głos wydał się jej lekko przytępiony, jakby mówiła przez kilka poduch.
Jakby na komendę otwarło się parę drzwi prowadzących do jednego wspólnego korytarza oraz do kolejnej sali.
- Panie i panowie, teraz zapraszam na widowisko miłości! Piękne panie, przystojni panowie czekają na was.- Mężczyzna musiał to mówić bardzo głośno, ale dla niej brzmiało to troszkę jak gaworzące dziecko.

Powolutku wracały jej normalne zmysły. Teraz już nawet wampirzyca słyszała przyciszone, podniecone głosy, ale już nie było braw, okrzyków, co najwyżej tupanie. Agnese wtuliła się w markiza czując jak obok niej przechodzą ludzie. Tylko kombinator wsadził jej w dłoń sakiewkę mieszczącą wygraną fortunę. Słysząc jak dźwięki wracając do normy, uniosła głowę i uśmiechnęła się do markiza.
- Troszkę mnie to ogłuszyło. - Widząc jego zaniepokojoną minę, stanęła na palcach i pocałowała go delikatnie. - To co teraz?
- A ja wiem, idźmy zobaczyć. Potem liczę na to, że wiesz kto powie, czego się dowiedział
- markiz ciągle obawiał się wypowiadania imienia faerie.

Tymczasem to co się pojawiło przypominało orgię skrzyżowaną z sułtańskim haremem. Kolejna sala bowiem miała taką samą część obniżoną, jak poprzednio arena, tyle, że prowadziły do niej dodatkowe schody po kilku stronach. Zaś wewnątrz całkiem spora grupa kobiet i mężczyzn. Głównie jednak kobiet, kochała się, pieściła, śpiewała, grała, słuchała muzykę, jednym slowem spędzała przyjemnie czas. Wśród nich wampirzyca ujrzała ghulicę, którą przedstawił jej Leoncio, chociaż obecnie miała inną kompletnie fryzurę.


Markiz zdębiał, szczególnie kiedy herold ogłosił.
- Panie i panowie, kto chce, proszę obejrzeć, kto chce, może dołączyć, kto chce, mamy kilka pokoików dla państwa nieśmiałych.
Uwierzyłby ktoś, że kilka dostojnych pań i szlachetnych panów ruszyło schodami na dół. Alessandro aż otworzył usta. Wręcz nie chciało dojść do niego, że tak można, tak całkowicie otwarcie bez krępacji. Wszak dopiero niedawno zaakceptował Gillę, więc po prostu nie rozumiał, że ktoś chciał bawić się tak przy wszystkich pozostałych widzach.
- To co teraz? - powtórzył pytanie Agnese.
- Ciekawe… - Wampirzyca zamyśliła się. ta scena trochę przypominała jej przyjęcia w jednym ze znanych jej elizjów. - … w sumie powinniśmy się rozejrzeć za kilkoma damami i sądząc po obecności pewnej osoby, chyba powinnam tu zostać. - Markiz miał bardzo brzydkie wrażenie, że wampirzycy nawet się tu podobało.
- No rozumiem - powiedział powoli markiz tonem świadczącym, że nic nie rozumiał, zaś signora Contarini zaczęła obserwować i jedną osobę dostrzegła bez problemu, właściwie trzy. Księżna Mediolanu bawiła się na dole. Agnese wskazała ją swemu narzeczonemu lekkim ruchem podbródka. Natomiast księżna zeszła wraz ze swoimi ghulicami i ku uciesze wszystkich szła powoli zrzucając odzienie. Aż wreszcie do grupy doszła naga, jak ją matka urodziła. Poza diademem na głowie. Była naprawdę ładna oraz bardzo kobieco zbudowana, jednocześnie zaś jej władczy wyraz oblicza jednoznacznie pokazywał, iż nie może być kimś pospolitym. Jednak nie było drugiej wampirzycy, tej córki księżnej Rzymu. Zaś na dole zabawa rozkręcała się, już kilkanaście osób spośród patrzących dołączyło, kilkanaście innych udało się do dyskretnych pokoików oraz kolejne kilkanaście wolało obserwować. Agnese odebrała ten pokaz jak lekkie zagranie na jej ambicji. Alessandro zobaczył jak jego narzeczona przygryza wargę, jak w jej oczach pojawiają się ogniki. Znał to, widywał te grymasy regularnie gdy się kochali.
Wampirzyca nachyliła się do jego ucha i odezwała się przesuwając już bez skrępowania wargami po jego skórze.
- Mam dylemat, bo albo powinnam obserwować księżną… - Jej dłoń spoczęła na jego piersi, czuł jak jej oddech staje się cieplejszy. -... albo poszukać córki. - Kończąc delikatnie ugryzła płatek jego ucha.
- No może może nie uciekną, jeśli na chwilkę wyjdziemy … - twierdził cicho lekko drżącym głosem, zaś spodnie w odpowiednim miejscu lekko się napięły. - Może … - nie dokończył co może, bo na środku uderzyła mocniej muzyka, zaś jakaś naga para, którą Agnese rozpoznała jako widzów, podeszli do siebie na środku zaczynając tańczyć wokoło siebie niczym dwa węże. Podchodzili, zbliżali się, oddalali, obracali. Nagle do kobiety podeszły cztery inne z dwóch stron, a potem jeszcze dwie. We sześć, po trzy z każdej strony uniosły ją na wysokość pasa rozkładając jej uniesione nogi. Kobieta była gotowa i krzyknęła głośno przebijając nawet muzykę, kiedy mężczyzna w nią szedł. Starszy, pryszczaty, ale na swój oręż nie mógł narzekać.
- Możesz wybrać albo pokoik… - Zamilkła widząc Alessio stojącego nieco dalej na korytarzu oraz kiwającego, żeby podeszła. - Ach… cholerny faerie.

Dziwna dwoistość pojawiła się w głosie kobiety. Markiz czuł jak spoczywającą na nim dłoń drży, ale po chwili zaciska się w pięść.
- Nienawidzę tego miasta. - Wampirzyca wsunęła dłoń pod ramię markiza i poprowadziła ich w stronę faerie.
Agnese idąc w stronę korytarza przechodziła pomiędzy wijącymi się ciałami. Raz na jakiś czas ktoś dotykał jej sukni, obutych stóp. Markiz czuł, jak z każdym kolejnym dotykiem jej ciało jest coraz bardziej rozpalone. Alessio miał bardzo spiętą oraz zafrasowana minę. Jako służący nie mógł zbyt otwarcie mówić ze szlachtą, więc podchodząc do narzeczonych skłonił się oraz wyszeptał.
- Mam ją, to znaczy wiem, gdzie jest - poprawił się od razu. - W podziemiach. Była tutaj, była przeznaczona do tych zabaw, ech chętnie sam bym, nieważne, ale zniknęła, podobno przyszła jakaś nieznajoma czarnowłosa oraz poprowadziła ją w mrok nocy w dół korytarzy. Niewątpliwie tam jest cała, choć nie wiem, czy zdrowa - ścisnął pięści. - Przy okazji, z widnokręgu upłynniły się trzy osoba, pewna córka, jej ghul oraz pewien muzyk, który przez jakiś czas nie zabawiał towarzystwa, zaś wrócił dopiero niedawno.
- Zauważyłam
. - Obaj mężczyźni bez problemu rozpoznali pewne pożądanie nad którym najwyraźniej Agnese nie chciała, albo nie była w stanie zapanować. Widok księżnej Mediolanu, rozbierającej się obudził w niej wizję jej własnego nagiego ciała, dotykanego, pieszczonego…. Wampirzyca przygryzła wargę. - Gdzie jest zejście do tych podziemi?
- Na dole, zamknięte kluczem. Klucz zaś będę miał za godzinę. Chciałbym, żebyś wtedy była gotowa. Przyjdę po ciebie
- wyjaśnił Alessio.
- Yhym… czyli godzina. - Agnese zerknęła na markiza. Miała pewien pomysł jak chciałaby tą godzinę spędzić.
- Mniej więcej, może parę minut w te czy we wte – odparł Alessio. - Właściwie wiem, gdzie już jest, ale nawet ja mam problemy z wyciągnięciem klucza spośród zbyt wielu strażników tak, żeby tego długo nie zauważyli. Na tym zaś właśnie mi zależy.
- Do tej pory będę się kręcić w tej okolicy. Więc jak już uzyskasz klucz, to tutaj mnie szukaj, dobrze
? - Jej dłoń zacisnęła się na ramieniu Alessandra, a biodro delikatnie dotknęło jego biodra.
- Oczywiście, signora. Tak się stanie - Alessio zniknął. Jakim sposobem, trudno orzec.
- Agnese, jakie masz plany? - spytał narzeczoną markiz. Jednak czy mówił o jej planach erotycznych, czy dotyczących akcji, tego kobiecie nie wyjaśnił jakoś.
- Rozważałam zaciągnięcie cię w jakieś ustronne miejsce. - Agnese uśmiechnęła się do Alessandra. - Chyba. że pytasz o jakieś dalsze plany.
- Kocham cię, aczkolwiek teraz nie wiem, co oznaczały słowa Alessio, czy przypadkiem o kardynale nie należy już rozmawiać, jako byłym kardynale. Jeśli ktokolwiek to odkryje, to zrobi się niemała rozróba
– stwierdził pytająco, jakby pytał wampirzycy, czy wobec takiej groźby się kompletnie nie przejmuje. - Nigdy nie widziałem czegoś takiego – wskazał na środek występu. - Nie wiem, czy to takie dobre.
- Kardynał jest pod opieką wampirów, myślę też że po tym przyjęciu nie odnajdziemy żadnych dowodów
. - Agnese przytuliła się zakładając markizowi ręce na ramiona. Gdyby chciał spojrzeć jej w oczy odrobinę dalej zobaczyłby jej uniesione piersi. - Też nie wiem czy to dobre, czy złe. Z pewnością potrafi sprawić przyjemność.

Przyjemność rzeczywiście była istotna, nawet bardzo. Kochał wspaniałą Agnese, naprawdę bardzo. Ale trochę czuł się dziwnie patrząc na całe to towarzystwo, które się zabawiało na środku. Klasztorne wychowanie dawało znać. Cudowna narzeczona nie mogła od razu zmienić wstydliwego chłopaka w don Juana.
- Ale czy inni nie znajdą?
Nagle rozłożył ręce.
- Przepraszam, chyba nie jestem taki całkiem, jak chciałabyś. Kocham cię, obiecuję powoli uczyć się od ciebie tak, żebyś była ze mnie najbardziej zadowolona oraz nigdy żeby nie było ci przykro, że mnie jednak wybrałaś – powiedział gorąco.
- Jacy inni? - Agnese nie naciskała na niego. Pragnęła go… bardzo. Najwyraźniej on pragnął jej trochę mniej. Odsunęła się lekko, choć przyszło jej to z dużym trudem. - Nie przejmuj się. Pokochałam cię takiego cudownie niewinnego. Uważam, że zasługujesz na każdą przyjemność jaką tylko może dać ci ten świat. - Uśmiechnęła się.
Szczęśliwie markiz nie znał jej myśli. Dlatego za dobrą monetę przyjął jej słowa.
- Inni bowiem wspomniałaś, że nie odnajdziemy dowodów, jednak spytałem, czy jego służba, albo wiesz, ktoś mocno zainteresowany, mający większe niż przeciętne możliwości, tego nie zrobi. Bardzo cię kocham, ale przyznaję, że czuję się tutaj bardzo tak, jakby coś miało się wydarzyć dziwnego - nie wiedział, jak to określić. Wampirzyca trochę znając jego reakcję faktycznie wyczuwała nerwy oraz stres, wprawdzie mocno tłumione, jednak obecne. Colonna stanowczo nie bał się, jednakże widziała skrywane emocje. Piękna Agnese, dla której była to pewnie jedna z wielu uczt oraz jeden wątek tajemnicy spośród wielu sekretów wampirzych, niespecjalnie mogła zrozumieć narzeczonego. Podobnie jak doświadczony wilk morski nie umie pojąć, dlaczego szczur lądowy, stojący pierwszy raz na okręcie, nie potrafi się skupić na sympatycznych przyjemnostkach.
 
Kelly jest offline  
Stary 11-02-2018, 18:31   #122
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Agnese uśmiechnęła się ciepło.
- Szkoda że nie kochasz mnie bardziej niż martwisz się konwenansami. - Odsunęła się. - Chodź pospacerujemy. Jakby to było dla ciebie nieprzyzwoite muszę pokręcić się w okolicy.
Chyba lepiej trzasnęłaby go w pysk. Mniej bolałoby. Jeśli uważała, że seks przy każdej okazji to to samo co kochanie, to pytanie: co ona o nim myślała? Stop. Odetchnął kilka razy tak mocno, żeby powstrzymać mocniejszą odpowiedź. Spojrzał na nią.
- Wiesz Agnese, bardzo cię kocham, ale jeśli uważasz, że zbyt mało, to pewnie masz rację. Jesteś godna nieskończonej miłości, zaś wątpię, czy jakikolwiek człowiek może coś takiego ofiarować - nie patrzył na nią czując, że po prostu musi spróbować się opanować. Zresztą pomimo starań widać było, że jego głos skrywa emocje. - Osobiście mogę tylko obiecać, że będę próbować, bowiem zależy mi na twoim szczęściu. Jednak nie mogę obiecać, że zawsze będę miał ochotę na to, na co ty. Także od ciebie nie wymagam tego. Wszak wszyscy ludzie są nieco inni. Uczę się, dla ciebie staram się jakoś przełamywać, ale jestem sobą i liczę na to, że takiego mnie zaakceptujesz. Pokręcimy się wobec tego - podsumował.
- Jak już powiedziałam, takiego cię pokochałam. - Wampirzyca uśmiechnęła się, do swego narzeczonego. - Staram się dostosować, ale nie zamierzam przed tobą ukrywać, że na czymś mi zależy. Bo to chyba nie o to w tym wszystkim chodzi, czyż nie?
- Ano nie o to, ale zarzuciłaś mi, że wolę konwenanse niż ciebie. Szanuję twoje chęci pragnienia oraz próby dostosowania, proszę o to samo. Dobra, może nie rozmawiajmy o tym. Powinniśmy spacerować tutaj, czy … - zerknął pytająco.
Agnese zatrzymała się i spojrzała na niego. Była poważna, ale nie rozgniewana.
- Wiesz… ja też jestem lekko skołowana. Gdy tylko jesteśmy w domu nie możesz się ode mnie oderwać, a gdy wyjdziemy nagle zamykasz się w swojej powłoce zasad. Czasem jasnych dla mnie, czasem wręcz zaskakujących. Choć przyznam, że odzwyczaiłam się od ludzkiego towarzystwa. - Wampirzyca zerknęła w stronę sali. - Tak. Jeśli kręcenie się ma mieć jakiś cel, powinnam mieć wgląd na moje “koleżanki”. Jednak nie chcę byś czuł się niekomfortowo.
- Rozumiem, że jesteś … rozumiem. Zaś powłoka zasad. Wszyscy ludzie w niej żyją. Wampiry zresztą także mają swoje zasady. Jako mężatka wcześniej przecież także musiałaś właśnie funkcjonować tak jak pozostali ludzie … Właściwie co masz na myśli wgląd na moje koleżanki?
Agnese nachyliła się do jego ucha.
- Wampirzyce. nie chcę używać tego określenia. - Odsunęła się z uśmiechem. - Wiesz, egzystujemy głównie dla swoich przyjemności i spełnienia. Są zasady, ale… to troszkę inne zasady. Jesteśmy bandą dzieci, które przy niani zachowują się potulnie, ale po chwili rozbiegają się do swoich zabawek. A co do moich mężów… byli odrobinę mniej restrykcyjni niż ty, ale jakoś nie mam zwyczaju porównywać, bliskich mi osób.
- Słusznie, też mi się tak wydaje, że lepiej nie. Jednak nawet jeśli egzystujecie tak, jak mówiłaś, to ty jesteś wyjątkowa, absolutnie specjalnie wyjątkowa oraz masz coś takiego, czego nie potrafię nazwać.
- Jestem słabą pijawką. - Wyszczerzyła się. - Moja spolegliwość wynika głównie z pewnej rezygnacji, niechęci. Gdy znajduję w tym wszystkim jakąś iskierkę łapię się jej. I ty jesteś taką iskierką Alessandro. - Spojrzała na niego czule, po czym znów przeniosła wzrok na salę. - Jednak jakbym się nie buntowała, dawno zrezygnowałam z walki o pozycję wśród swoich. Znam siebie swoją pobudliwość i to, że czasem wyrywam się, jak przy tamtej rozmowie z księżną… ale to tylko zrywy.
Nagle Agnese wydać się mogła dziwnie… przygnieciona. Niestety manipulacja z czasem miała swoje złe strony. Może kiedyś opowie o nich Alessandro. Może kiedyś będzie chciał posłuchać. Teraz tylko wpatrywała się ze słabym uśmiechem w baraszkujące pary.
- Agnese, według mnie właśnie to jest to, dlaczego ludzie są ze sobą. Są dla siebie iskierkami i pies drapał cała resztę. Eee … - Agnese zauważyła właściwie to co on. Właśnie otwarły się drzwi, zaś zza nich wyszedł snując się cały okrwawiony mężczyzna.
Wampirzyca zdążyła tylko powstrzymać parsknięcie. “Pies drapał”, a z drugiej strony. Zakrwawiony mężczyzna, przerwał jej rozmyślania. Wyostrzyła zmysły, spoglądając na jego aurę. Człowiek oczywiście, czysty oczywisty, poza brudem moralnym. Głęboka czerwień, fiolet, oczywiście czer. Cokolwiek chciałaby znaleźć podłego, niewątpliwie odkryłaby.
- Znam tego kogoś - wyszeptał Colonna. - Orsini. Giuseppe Orsini - wymienił znane nazwisko rzymskiego utracjusza.
Agnese zerknęła na niego i ruszyła w kierunku mężczyzny. Na jej twarz wypłynęła zaniepokojona maska.
- Czy nic się Panu nie stało? - Pozwoliła by w jej głosie pojawiła się obawa. Wampirzyca próbowała ocenić jego stan. Właściwie potrafiła bez problemu: był osłabiony upływem krwi. Mężczyzna nie odpowiedział, spojrzał na nią głupio, jakoś pusto, bezmyślnie. Wampirzyca dostrzegła bez problemu, że jest także pijany. Jednak uśmiechnął się jakoś obleśnie.
- Wy … chmp … cić … ciem? - wymamrotał.
Agnese wyprostowała się.
- Kto zrobił Panu, taką krzywdę?
- Chyba jego matka - mruknął markiz. - Co on powiedział?
- Obstawiam “wypić chcem” lub “wyruchać cię chcem” - Agnese patrzyła na reakcje Orsiniego. - Ty tu jesteś specjalistą od języków obcych. - Uśmiechnęła się do Alessandro.
- Taaak, ale czegoś takiego nie słyszałem - wampirzyca odkryła, że walczy ze sobą: dać tamtemu po pysku, czy stwierdzić, że pijak nie wie, co mówi. Takie słowa do narzeczonej wkurzyły go. - Co za … - nie dokończył, bowiem tamten puścił pawia metrowej długości wprost pod ich nogi. Wewnątrz wyrzyganego świństwa ruszały się jakieś małe istotki.
Wampirzyca zerknęła czy rozpoznaje to coś. Nie widziała, ale kojarzyła. Kiedyś ktoś opowiadał jej, że te istoty są powiązane z baali. Czytała gdzieś może, jak bardzo przypominają kijanki, tyle że nie pływają, lecz poruszają się na dodatkowych nóżkach. Są żółtomdłe oraz jakby pasożytują na ludziach wzmacniając jednocześnie pewne ich cechy. Natomiast wykradają uczucia.
- Odsuń się skarbie, dobrze? - Wampirzyca spojrzała na Orsiniego i wydała rozkaz. - Powiedz, z kim się właśnie widziałeś.
- Paaaaaaani, była tam paaaaani - wymamrotał, zaś jego usta wyrzuciły kolejna porcję, która ciekła mu po ciele oraz brodzie, wśród krwi. Agnese choć jak każdy wampir na krew reagowała, jednak tutaj …
Tymczasem markiz odcinał się na bok. Jakby szykował się do ataku. Agnese spojrzała na niego i pokręciłą przecząco głową. Dała mu znak, by ruszył za nią, a sama skierowała się w stronę drzwi, przez które przeszedł Orsini. Rzeczywiście mężczyzna nie wydawał się groźny. Poza zapachem rzygowin oczywiście. Dlatego starannie ominęli to miejsce. Mężczyzna wychodząc przez drzwi nie domknął ich, dlatego nawet nie wchodząc, przez lekko uchylone widzieli jasnowłosą, młodą kobietę mającą zęby, niczym sztylety.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/d0/84/37/d084377c3c584455bc811939d7b9b00c.jpg[/MEDIA]

Ładna, niebezpieczna, zła, ale nie wyglądała na baali. Agnese przyjrzała się wampirzycy. Była całkiem ładna.
- Witam. Mam nadzieję, że nie przeszkodziliśmy. - Uśmiechnęła się ciepło. Zupełnie jakby przed chwilą nie minęła spitego i wymiotującego faceta.
- Nie przeszkodziliście. Nawet dobrze, że jesteście. Bardzo dobrze - wampirzyca rzuciła się na nią ewidentnie używając Akceleracji. Szczęście miała chwilkę do drzwi.
- Stój. - Agnese wydała rozkaz, nie ruszając się z miejsca. Tamta nagle stanęła. I stała wpatrując się w nich. Ręcznik opadł jej pokazując nagie, okrwawione ciało. Oczywiście jednak to nie była jej własna krew.
- Czego chcesz, dziecię zła. Twojego człowieka?
- Ah, tak bardzo chętnie uzyskam mojego człowieka, skąd mogę go wziąć? - Agnese skłamała bez zawahania.
- Wyszedł. Dziabnęłam go lekko, ale smakował jak gnojówka podrasowana jeszcze większą ilością śmiecia - splunęła nie ruszając się. - Wy baali jesteście zwykłym ścierwem.
- Ah… ale to nie był “mój” człowiek. - Agnese podeszła do niej, ale tylko tak by być dalej niż na wyciągnięcie rąk.
- Wobec tego czyj? Może tych ścierw od katakumb … Przepraszam, wzięłam cię za jedną od nich.
- Kim jesteś… nie mam ochoty dziś na zabijanie stworzonek. Choć przyznam, że nie lubię jak ktoś się na mnie rzuca. - Agnese uśmiechnęła się.
- Jestem wolnym wampirem. Z tej części katakumb. Mamy układ z księżna, że jak się nie plujemy zbytnio, możemy sobie podjeść co nieco, jednak akurat musiałam się nadziać na takie ścierwo, tfu skurywsyn pierdoliński.
- Wybacz, ale nie widzę różnicy…
- Agnese udała, że się zastanawia. Wiedziała, że rozkaz jest nieprzyjemny, paraliżuje mięśnie, uniemożliwiając ruch. - … ty jesteś z katakumb, oni są z katakumb...hm?
- Hm co? Tfu, paskudnie. Nie bądź taka ździra, mogę sobie choć usiąść. Nie chciałam cię zatłuc, albo raczej chciałam, dopóki myślałam, żeś jebana baali.
Agnese podeszła bliżej stając z nią twarzą w twarz.
- Widzisz… a ja myślę, że to ty jesteś jebana balli i mam ochotę cię zatłuc. Bo piłaś z tego gówna, a teraz rzyga zasranymi larwami. - Agnese mówiła cicho. W jej oczach pojawiła się jednak mordercza iskra. - To co? Zdradzisz mi swoje imię, klan?
- Eee co ty, masz jakiś ze mną problem? - Po Agnese wyraźnie było widać, że miała problem. - Przecież nic ci nie zrobiłam. chciałam trochę podeżreć pierdolca, tymczasem zamiast podżerać, wypuściłam go mało co samemu nie rzygając. Siara byłaby jak skurczybyk. Jestem Lilianna Czysta, brujah, a ty? - spytała.
O ile do tej pory Liliana widziała w oczach Agnese po prostu gniew, teraz zobaczyła czystą chęć mordu. Jednak wrażenie po chwili znikło. Contarini spojrzała na markiza i pokręciła przecząco głową. Wydawało się, że prosi by ten nic nie mówił.
- Agnese, też brujah. - Wampirzyca machnęła ręką, uwalniając spętaną kainitkę. Liliana, opadła na ziemię, gdy ciało nagle zostało zwolnione z pęt. - Wybacz nieporozumienie, to ciężkie czasy i coraz gorzej znoszę próby ataku na moją osobę.
- Eee, spoko, nie gniewaj się, co? Po prostu wyskoczyłam sobie coś podeżreć. Trafił się ten kacap, potem zaś ty. Myślałam, że jesteś jego panią. Dlatego zaatakowałam, albo raczej próbowałam, ale schwytałaś mnie jednym ruchem. Musisz być stara - dziewczyna mówiła gwarą pospólstwa. Pewnikiem była kimś niskiego pokolenia ponadto.
- Niezbyt stara. - Agnese uśmiechnęła się. - Mówiłaś, że należysz do wolnych wampirów, a pozostali? Są jakoś spętani?
- Opętani? Eee, to bujda. My tam nie. Jesteśmy po prostu wolni, zaś te wszystkie książęce nudziary niech się szczypią w dupę. Robimy co chcemy, noooooo prawieeee - przyznała. - Mamy układ, że się nie wpychamy na podwórko księżnej tutaj, zas ona nie ładuje się nam w nasze katakumby. Właściwie tyle. Wiesz co, to twój ghul? - wskazała na Alessandro. - Pożyczyłbyś go na chwilę?
- Przede wszystkim to mój narzeczony, a więc nie. - Agnese uśmiechnęła się. - Macie tam jakichś Balli w katakumbach?
- Ani mowy. Zatłuklibyśmy takiego gada. Co panienka mówi. A tego, narzeczony? Nie wiedziałam, że wampirzyce wychodzą za mąż. Po co? Ale skoro tamten, no ten co właśnie wylazł, miał te świństwa, to od razu pomyślałam, że baali. Tamte łajdaki są no gdzieś na drugiej części katakumb, ale nikt tam nie łazi. Pojebane draństwo - splunęła na bok. -Nie cierpię baali, właściwie chyba nikt ich nie cierpi, szczególnie nasi.
- Dobra, to trzymam kciuki za dalsze poszukiwania, mamy coś innego do roboty… - Agnese jakby zamyślona zaczęła się wycofywać. Po czym zatrzymała się wpół kroku. - Czerwone Oko jest z wami, czy z tamtymi?
- Nasza szefowa, wiadomo. Tamci to dranie. Uważaj na nich. Twój narzeczony także. Tam są nie tylko baali, ale również prawdziwe istoty, których wolałybyśmy nie spotkać wcale - odparła młoda wampirzyca. - Słuchaj, nudzi mnie się, nie chcielibyście się zabawić? - rzuciła pytanie. - Mam kapcia w gębie po tamtym i chcę się trochę rozluźnić.
- Normalnie nie odmawiam takich propozycji, ale robię tutaj za niańkę i na długo spuściłam swoją podopieczną z oczu. - Agnese wyszczerzyła się eksponując kły. - Wpadłam tu tylko bo miałam cichą nadzieję na zabicie jakiejś wywłoki, ale skoro jesteś swoja… cóż.
- Może następnym razem - jeszcze krzyknęła tamta. - Wylizałabym ci cipę. Eee, tego, wy damulki nie wiecie co to jest, nieważne. Ale mam naprawdę dobry język. Byłam dziwką, wiem doskonale, jak się to robi.
Agnese podeszła do markiza biorąc go pod ramię.
- To co skarbie, wracamy na przyjęcie?
- Oczywiście kochanie - Colonna spojrzał na narzeczoną. Chyba trochę dziwnie się czuł obok tamtej, tak trochę niezwykle mówiącej wampirzycy. Hm, ruszyli, zaś tuż za drzwiami Agnese poczuła jego dłoń, która nagle objęła jej pośladek.
Zerknęła na niego zaskoczona, jednak w związku z ich wcześniejszą rozmową nie zamierzała grać w tą grę. Wampirzyca odezwała się dopiero gdy opuścili pokój.
- Wolałabym cię nie brać do katakumb. - W jej głosie pojawiła się troska. Po chwili dodała szeptem. - Jeśli biega tam taka hołota, nie do przewidzenia jest na kogo się za chwilę rzucą.
- Nie wiadomo … ale też może, może się zdarzyć, że ci pomogę, albo … przeszkodzę. Zdaję sobie z tego sprawę. Chcę iść, ale nie chcę, żeby przez to, że jestem człowiekiem, cokolwiek ci się stało, bo będziesz myślała oraz ratowała mnie - widać było, że gra w nim burza uczuć. Zabrał także dłoń z pupy Agnese. Wampirzyca dostrzegła, że schował swoją rękę za plecami. - Dobrze, zostanę. Może najlepiej nawet wrócę do pałacu - powiedział.
Agnese stanęła do niego przodem, tak, że ich ciała się zetknęły.
- Mój drogi, jesteś dorosłym mężczyzną, nie mogę ci niczego zabronić, ani nic rozkazać. - Ucałowała go delikatnie. - Ale tak, jeśli pójdziesz ze mną, zawsze będę cię osłaniać. Czuję się najlepiej gdy jesteś obok, bo mogę mieć na ciebie oko. - Uśmiechnęła się.
 
Aiko jest offline  
Stary 11-02-2018, 20:42   #123
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ach, kobiety: chcą żeby coś było, jednocześnie zaś nie chcą, żeby było. Przy czym zaczynają od nie chcą, jeśli zaś się zgodzisz, dowiadujesz się, że jednak uczyniłeś niewłaściwie.
- Agnese, powiedz po prostu czego chcesz, bowiem chciałbym spełnić twoje plany, ale kompletnie nie rozumiem. Chętnie to uczynię. Chciałabyś, żebym ruszył z tobą, czy nie? Wiem, że to może być niebezpieczne oraz zdaję sobie sprawę, że mogę ci narobić kłopotu. Jednocześnie też zależy mi na tobie oraz przebywaniu obok - widać było, że mężczyzna jest skołowany.
- Chcę by to była twoja decyzja. - Agnese przyglądała mu się. - Tylko tyle mój drogi. Jesteś dorosły, jesteś świadom konsekwencji i wiesz na czym ci zależy. Ja też powiedziałam moje obawy. Przejdziemy się?
Wampirzyca powiedziała, że nie chce, powiedziała, że chce, powiedziała, że pozostawia mu decyzję.
- Pójdę z tobą - powiedział spokojnie, albo raczej udając spokój, jednocześnie zaś przysięgając sobie, że prędzej padnie, niżeli będzie prosił ją specjalnie o pomoc. Zdawał sobie sprawę, że jego narzeczona jest bystrą kobietą i może sama to zrobić. Jednakże obiecał sobie, że nie poprosi i nie wezwie pomocy. Jednak miał jakąś męską dumę. Wampirzyca ucałowała go z uśmiechem, jakby w ten sposób akceptując jego decyzję

Tymczasem z korytarza usłyszeli nagle krzyki dobiegające z areny. Niewątpliwie wyrażające rozkosz zbiorową. Niewątpliwie bardzo duża grupa ostro się zabawiała, zaś okrzyki:
- Szybciej!
- Bierz mnie.
- Dalej
!
I mnóstwo innych zaczęły coraz głośniej przenikać przestrzeń.
- Doskonale, teraz nikt nie powinien zobaczyć, jak sprawdzam co tam u księżnej. - Agnese uśmiechnęła się. Wampirzyca czuła zapach rozgrzanych ciał, niemal wyczuwała pulsowanie krwi w sali. Czuła jak pobudza to jej apetyt. Apetyt zarówno na krew jak i na seks. Jednak nie dała tego po sobie poznać. Zerknęła na markiza. - Podejdziemy?
Skinął.
- Jak myślisz, co oni robią? - spytał trochę lękliwie.
- Brzmi jakby uprawiali zbiorowy seks. Podejdziemy to sprawdzimy. - Wampirzyca pewnym krokiem ruszyła w tamtą stronę.
Ruszyli więc.

Poprzednio cała sytuacja wyglądała raczej, jak rozbieranki, pieszczoty lub po prostu szereg indywidualnych aktów. Obecnie wszystko przypominało zbiorowe szaleństwo, splot ciał, spoconych, jęczących, nie zwracających uwagi na nic poza czystym seksem. Kobiety były brane przez kilku mężczyzn jednocześnie, zaś same trzymały dłońmi penisy dwóch partnerów. Czasem zaś kilka kobiet dobierało się do jednego samca, pieszcząc go oraz całując razem, lub dosiadając go. Niektóre panie zajmowały się sobą. Agnese dostrzegła choćby, ja dwie z nich używało jednego fallusa, który zapewne posiadał dwie użytkowe końcówki i jednocześnie spoczywał w ich ciałach. Wszystko to krzyczało, jęczało, wzdychało, pulsowało, strzelało sperma, która rozpryskiwała się na nagiej skórze.


Wampirzyca poczułą jak robi się jej przyjemnie mokro, chętnie sama dołączyłaby się do tego szaleństwa, spijając rozpalone osóbki, ale… zerknęła na markiza. Czuła jak w jej ustach zasycha, a wargi pierzchną, ale powstrzymała się przed oblizywaniem. Zamiast tego przyglądała się wijącym ciałom szukając bledszej skóry księżnej. Znalazła ją. Bez najmniejszej wątpliwości. Akurat oddawała się pełni zabawy. Klęczała w pozycji na pieska. Jeden spośród mężczyzn leżał pod nią. Ona zaś tańczyła nadziana na jego męskość. Drugi brał ją w pupę, trzeci, niewątpliwie największy pechowiec, zajmował się jej ustami.
- Jaaa … - usłyszała głos markiza. - Czy dalej chcesz iść do tego pokoiku? - spytał.
- Oczywiście, że tak, mój drogi. - Jej głos był spokojny. - Takie widoki bardzo mnie podniecają, ale nie chcę cię do niczego zmuszać.
- Czy … no nie podej … znaczy nie chcę tam iść w tłum, ale jeśli … nikogo tu nie ma. Jeśli chcesz, mogę, możemy zrobić to tutaj, jeśli chcesz się patrze
ć - widać było po nim kompletnie pomieszanie oraz wewnętrzną walkę.
- A tobie nie podoba się ten widok? - Agnese spojrzała na markiza z uśmiechem. Mimo całej sytuacji była opanowana. Jednak teraz mógł zobaczyć pożądanie w jej oczach. Ten znajomy głód. - Wiesz… jak zwykle nie mam bielizny, więc nawet nie musiałbyś mnie rozbierać.
- Podobać? Widok. Nie wiem, jest, jest inny … niżeli to, co przywykłem z tobą, lub nawet z Gillą. Tutaj oni, jakby nie obchodziło ich z kim, tylko żeby noooo chędożyć. Trudno mi uwierzyć, żebym chciał się kochać z byle kim, byle się kochać.
- Niektórym zależy tylko na przyjemności
. - Podeszła do mężczyzny kładąc mu ręce na ramionach. - To jak? Mogę się oprzeć dłońmi o ścianę. - Przysunęła się bardzo blisko tak, że ich usta prawie się spotkały. - Jest mi potwornie mokro skarbie.
- Możesz się oprzeć nawet o barierkę
- wskazał poręcz, za którą na dole kilka metrów poniżej rozgrywała się scena zbiorowego seksu. - Jeśli chcesz patrzeć, oprzyj się o to.
Agnese podeszła do barierki opierając się o nią. Jej nozdrza drażnił zapach kochających się par. On stojąc jednak za nią raczej nie miałby specjalnie otwartego widoku na scenki na dole.

Kiedy wampirzyca oparła się pochylając uniósł dół jej złoto-niebieskiej sukni. Zarzucił jej na plecy, potem halkę odkrywając cudownie wypięty tyłeczek. Była rzeczywiście mokra. Pożądliwie patrzył na jej szparkę szybko rozpinając swój pas oraz opuszczając spodnie i pantalony. Jego męskość właściwie wyrwała się na wolność. Wyskoczyła błyskawicznie ustawiając się do boju i już po chwili wampirzyca odczuła jej czubek na wargach swojej, jak to nazwała Gilla, cipki. Była twarda, jednocześnie zaś delikatna. Przynajmniej przez chwilkę ślizgając się po jej płatkach, aż nagle mocnym ruchem wcisnęła się w nią głęboko dochodząc do samego końca oraz zderzając namiętnie ich rozgorączkowane ciała. Agnese jęknęła głośno, jednak jej głos zniknął pośród wielu podobnych dźwięków. Sama naparła jednocześnie na biodra markiza, sprawiając, że zderzyli się z sobą niemal boleśnie.
- Alessandro … - mężczyzna usłyszał, jak mówi jego imię. Jej głos był głośny, zupełnie jakby chciała się przebić przez tą wrzawę.
- Agnese … - doszedł do jej uszu nie aż tak głośny ton markiza, który głównie jęczał. Zresztą choć jej okrzyk był wiele głośniejszy, spośród tych na arenie nikt nie zwrócił na niego uwagi. albo nawet jeśli zwrócił tam działo się tyle ...

Piękna florencka wampirzyca czuła, jak porusza się wewnątrz niej coraz szybciej. Czuła jego dłonie na swoich plecach, jak opierał się na niej jednocześnie przytrzymując strój kobiety, żeby nie opadł. Wampirzyca zacisnęła swoje dłonie na balustradzie. Była potwornie rozpalona, czekała niemal od samego początku tej zabawy. Z jej ust z każdym uderzeniem wyrywał się krzyk. Z zachwytem obserwowała wijące się, rozpalone pary. Tyle świeżej krwi… a ona była coraz bardziej głodna. Jednak czuła, iż powoli markiz w niej dochodzi. Ten twardniejący oręż w jej ciele, tkwiący, poruszający się szybko, coraz szybciej. Poczuła jak naglę powiększa się przy swoim trzonie oraz nagle uczuła najmocniejsze uderzenie, które trafiło jej tylną ściankę. Potem zaś to samo miejsce zostało ostrzelane, wyjątkowo mocno jego nasieniem.
- Agneeeeeee … - jęknął za nią.
Wampirzyca poczuła jak wraz z jego wytryskiem sama dochodzi. Jej biodra zaczęły poruszać się w niekontrolowany sposób, nabijając się na jego członka. Okrzyki zamieniły się jęk, a chwilę później w pomruk przyjemności. Oparła cały swój ciężar o barierkę, mając nadzieję, że ta wytrzyma. - Ach Alessandro… - Szepnęła cicho, przymykając oczy. Chciała jeszcze, chciała poddać się temu szaleństwu.

Chyba właśnie to wyczuł. Przez chwilę bowiem ciężko wzdychał jeszcze ruszając się w niej.
- Kochanie, bardzo chcesz tam zejść? - spytał chwilę później, kiedy powoli doszedł do siebie. - Czy bardzo chcesz? Jeśli tak, to … chodźmy tam - powiedział narzeczonej.
Wampirzyca zerknęła na niego przez ramię.
- Chcę tylko byś wziął mnie jeszcze raz. - Uśmiechnęła się do mężczyzny. W jej głosie dało się usłyszeć pożądanie, głód tak dobrze znany Alessandro. - Byś kochał się ze mną przez cały ten czas nim pojawi się Alessio. Może być tu.. możemy sobie znaleźć jakiś ustronny kącik na dole.
- Wobec tego chodź
- skinął poważnie. Rzeczywiście sytuacja wyglądała tak, że całe liczne towarzystwo gziło się na środku, zaś na boku były miejsca, łącznie z poduchami, szezlongami oraz fotelami. Ujął jej dłoń i powoli poprowadził na dół. Agnese z uśmiechem ruszyła za nim. Czuła jak po jej udach spływa jego nasienie. Dała się mężczyźnie poprowadzić w miejsce,w którym będzie się czuł dobrze. Czyli na bok, na poduszkę. Była to wielka poducha, niczym wewnątrz perskiego haremu. Przy niej stały oczywiście inne, żeby chętni do zabawy mogli się zabawić wedle swej woli. Stojąc tutaj, brzeg owej kotłującej się ciżby, znajdował się jakieś trzy i pół metra dalej.

Alessandro chwycił ją za ramiona wpijając najpierw swoje usta w jej wargi.
- Kocham cię - wyszeptał.
- A ja ciebie skarbie. - Agnese oddawała jego pocałunki, pozwalając dłoniom poruszać się po jego ciele. Chciała go rozebrać, dotknąć jego rozpalonego ciała. Teraz jednak ograniczała się do radości z jego gorących, wilgotnych warg. - Weź mnie mój drogi.
- Wezmę
- ułożył ją podobnie jak wcześniej, nawet nie zdejmując sukni w pozycji na pieska. Na wysokiej poduszce tak, że jak on stanął za poduszką mógł spokojnie wziąć ją na stojąco. Znowu dół sukni oraz halki powędrowały na plecy klęczącej, opierającej się rękami na poduszce wampirzycy. Zaś jego spodnie oraz pantalony na dół. Jeszcze nie stał mu ponownie, więc chwilkę zajął się jej pupą całując, pieszcząc, dotykając. Pochylił się całując jej tyłeczek, zaś jego palce powoli przesuwały się wzdłuż jej mokrej szparki. Potrzebował jeszcze chwili, ale starał się już ją zaspokoić wstępnie. Wampirzyca poddawała się jego pieszczotom. Chciała się obrócić, ale trochę obawiała się by nie speszyć markiza. I tak była w szoku iż nie obawiał się jej wziąć przy tych ludziach. Chociaż to może niewłaściwe słowa. Obawiał się, ale zrobił to dla niej, wychodząc potwornie daleko poza własne zasady i moralność osobistą. Czuła jak jej wciąż rozpalone ciało, zaczyna drżeć, jak z jej szparki wciąż sączą się ich wymieszane soki. Delikatnie napierała na palce kochanka, który zaczął wciskać jej do jej wnętrza. Nie pieścił już słodkiego wąwoziku, ale po prostu wkładał w nią dwa najdłuższe palce, przesuwając po przedniej ściance. Jego usta całowały jej odkryte pośladki.


Starał się odizolować od wszystkiego, zając tylko swoja ukochaną. Odsunąć wizję mnóstwa penisów, cycków, zadków kotłujących się, odrzucić jęki, okrzyki oraz wszystkie inne rozlegające się obok. W końcu Agnese nie wytrzymała i obróciła się na plecy. Palce markiza wysunęły się przy tym gwałtownie, ale wampirzycy zdawało się to nie przeszkadzać.
- Wybacz, ale chcę cię całować. - Uśmiechnęła się do niego i wyciągnęła dłonie, zachęcając by się do niej przysunął.
- Och, już nie tylko przysunąć - mruknął podniecony - myślę że mogę coś więcej - przytulił się do niej, jedną dłonią obejmując, drugą ściągając dół stroju. Widać nie było wygodne. Inna kwestia, że wampirzyca czuła, że po zdjęciu tego spróbuję rozebrać także ją. Ponadto widziała, że jego męskość zaczynała być wystarczająca, żeby wśliznąć się w nią wypełniając głęboko. Agnese zagarnęła swoją suknię razem z halką i uniosła je ku górze. Jedna z jej nóg spoczęła na biodrze mężczyzny.
- Chcę ciebie skarbie. - Jej głos drżał lekko, usta były wysuszone, stęsknione za jego pocałunkami. Zacisnęła dłoń na zebranych sukniach, dociskając je do swego ciała, tak by nie utrudniały mu ruchu.
- Więc masz, - już faktycznie nie bawił się w rozbieranki. Zresztą swoje spodnie i pantalony zrzucił. Kobieta po prostu leżąc czułą, jak jej odkryte łono nagle zaczyna się rozciągać. Męski przedmiot wkraczał w nią, rozszerzał, wypełniał, zaś warki markizy zbliżyły się do jej warg, kiedy pochylił się. Leżał na Agnese niemal podpierając dłońmi, ażeby nie było jej za ciężko. I całował. Zaś jego biodra wykonywały kolejny ruch za ruchem. Powoli unosząc się, żeby gwałtownie wbić się ku głębokiemu wnętrzu jej ciała. Agnese przytrzymywała jego głowę jedną dłonią, drugą nadal trzymając suknię. Oddawała jego pocałunki. Nogi owinęła wokół jego bioder i cieszyła się tym jak ją penetruje. Głosy wokół jakby znikły. Teraz liczył się Alessandro, jego ciepło, jego dotyk. Mężczyzna czuł jak wampirzyca całuje go coraz zachłanniej, jak opierając się na nim nogami, stara się na niego napierać biodrami. Brał ją coraz mocniej i czuła, jak właściwie niemal odlatuje w niej, niemal dochodzi, jak odsuwa wszystko poza nią na bok, zaś ona właściwie też ledwo zarejestrowała jakieś dwie postacie, które zaszły ich z boku i zaczęły całować jej główkę z obydwu stron. Obydwie całkiem nagie: mężczyzna i kobieta. Nie znała ich. Alessandro nawet nie widział i nie czuł ich, chociaż były tuż obok. Agnese uznała, że zajmie się nimi później. Teraz była zbyt bardzo rozpalona i zbyt bardzo chciała dojść. Rozcięła swój język, pozwalając by jej vitae wypełniło ich usta. Wsunęła swój język w jego usta. Doskonale wszystko zbiegło się z wystrzałem, który ponownie poczuła wewnątrz siebie.
- Achhhhhh! - markiz jęknął. Odleciał, czuła to. Odleciał kompletnie, zaś jego męskość wyrzuciła w nią kolejne porcje nasienia. Zaś dłonie przybyszów zajęły nagle jej biodrami z boku. Mężczyzna i kobieta nie przeszkadzali jej, po prostu pieścili. Agnese kochała być dotykana, uwielbiała gdy jej ciało było “celebrowane”. Teraz krzyknęła głośno dochodząc wraz ze swoim partnerem. Powoli wycofała swój języczek, zaleczając rankę. Wpatrywała się w Alessandro, pozwalając sobie tylko na ułamek sekundy spojrzeć na osóbki, które się do nich dołączyły.
 
Kelly jest offline  
Stary 12-02-2018, 08:50   #124
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Nieznajoma kobieta była długowłosą szatynką. Miała namiętne usta, które właśnie pieściły uszy wampirzycy.

[MEDIA]https://img0.etsystatic.com/029/0/6696631/il_fullxfull.577430416_th8j.jpg[/MEDIA]

Drugą zaś stroną wampirzycy bawił się mężczyzna, robiąc mniej więcej to samo, co jego partnerka.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/474x/54/a3/d0/54a3d0584a912da3d717d55b92ad8f83--paintings-painting-art.jpg[/MEDIA]

Agnese chociaż sama okropnie podniecona, wychwyciła, że wcześniej te osoby były na środku sali. Ot, pewnie jakaś szlachta, która zabawiała się oraz zobaczyła nowych partnerów. Agnese skupiła wzrok na markizie, ciekawa jego reakcji. Jeśli tylko zobaczy u niego ślad zaniepokojenia, przegoni ich. Ale na to potrzebowała więcej czasu, bowiem markiz miał przymknięte oczy i choć uniósł się, nie wyciągał z niej swej męskości. Agnese zerknęła na mężczyznę i uśmiechnęła się. Szepnęła do niego cicho używając prezencji.
- Chcę zobaczyć jak bierzesz tą szatynkę, na tamtych poduchach.
- Ale po niej wezmę ciebie? - tamten uśmiechnął się do wampirzycy. Oderwał się od niej, ale patrzył ciągle bardzo namiętnie. Ujął tamtą kobietę za rękę i pociągnął ją na poduchy. Kobieta oderwała się ot tak po prostu, jakby zmieniała talerzyki. Tamten brunet po prostu przygiął ją, zaś ona poddała mu się klękając i opierając na łokciach. Agnese po prostu widziała, jak tamten uniósł swój penis, solidny, choć nie tak jak markiza, po prostu zanurza się w kobiecie.
- Tak! - krzyknęła tamta odchylając się mocno i zerkając na dumnie na Agnese, jednocześnie zapraszające wampirzycę oraz jej partnera.
Agnese zerkała na nich ale jej usta zajęły się markizem i całowaniem jego warg.
- Skarbie jeśli nie chcemy tu mieć zaraz kwadraciku, powinniśmy gdzieś umknąć. - Wyszeptała cicho, na chwilę przysuwając do siebie jego ucho. Na koniec ugryzła je lekko.
- Co, gdzie, jaki kwadrat? - jego przytomniejące spojrzenie utkwiło w wampirzycy.
Agnese uśmiechnęła się i wskazała ruchem głowy na kochajacą się obok, wpatrzoną w nią parę.
- Ach … - zdziwił się - oni … - wstrząsnął się aż zdziwiony - chyba naprawdę chodźmy. Nie chcę mieć ich tutaj - wyszedł dopiero teraz ze swojej wampirzej piękności. - Kocham cię.
Agnese uśmiechnęła się. Była ciekawa czy mężczyzna nie zacznie ich gonić… chyba powinien najpierw wypełnić polecenie.
- To ubieraj się i porwij mnie stąd kochanie. - Przesunęła nogą po biodrze Alessandra.

Colonna szybko wskoczył w ciuchy i rzeczywiście porwał Agnese. Zwyczajnie, albo niezwyczajnie, chwycił ją na ręce niczym księżniczkę. Porwał na górę po schodach ścigany spojrzeniem wściekłego mężczyzny, który ewidentnie miał ochotę na wychędożenie jej. Tymczasem dwójka narzeczonych znalazła się już na górze wręcz nadziewając się na Alessio.
- Nie chciałbym wam przeszkadzać - mruknął faerie - ale jesteście gotowi, bo widząc signorę na rękach, przypuszczam Alessandro, że jej nie puścisz - uśmiechnął się.
- A no - ścisnął wargi Colonna.
- Jesteśmy gotowi. - Uśmiechnęła się do Alessio. - Uciekajmy stąd, zanim dopadnie nas jakaś napalona arystokracja. Wampirzyca nie schodziła z rąk narzeczonego. Było jej tu nawet dobrze.
- Ty też? - faerie spojrzał na markiza.
- A myślałeś, że zrezygnuję, że zostawię Agnese? - Alessandro chyba podobało się trzymanie jej w swoich ramionach.
- Nie – skrzywił się faerie. - Nie myślałem, choć po prostu kompletnie nie wiem, co tam będzie. Przy okazji, mam jakąś lepszą broń dla wszystkich.
Szybko wszedł do jednego z wielu pokoi, które miały swoje drzwi na wiadomym korytarzyku. Były to te same, gdzie wcześniej rozmawiali z nieznajomą wampirzycą. Tym razem jednak pokój był pusty, przynajmniej jeśli chodzi o istoty funkcjonujące, bowiem na niewielkiej ławie był złożony interesujący oręż. Wampirzyca, żeby go obejrzeć musiała niestety wreszcie zejść na podłogę.
- To twoje, mam nadzieję, że ci się spodobają – wskazał jej broń.

[MEDIA]https://www.swordsknivesanddaggers.com/swords/swords-elf-warrior-swords-fm-411-c.jpg[/MEDIA]

Eleganckie, wspaniale wykute ostrza wręcz były stworzone dla kobiecej ręki. Wyglądały świetnie oraz doskonale leżały w dłoniach. Rzeczywiście, wydawały się dobrym wyborem.

Alessio dalej kontynuował.
- Ten jest twój – wskazał na także całkiem ładną broń, klasyczny miecz pokryty pięknymi inkrustacjami.
Nie był tak długi, jak współczesne rapiery, trochę szerszy oraz naprawdę stary.
- Wybrałem go dla ciebie, bowiem posiada sporą domieszkę srebra i w ogóle lepiej, żebyś nim nie zadrasnął ani mnie, ani Agnese. Zaś dla mnie coś takiego.

[MEDIA]http://4.bp.blogspot.com/-gjv-zM5Mya0/VRGvAvxMcaI/AAAAAAAAFpo/58PIiU-BXgk/s1600/ice%2Bknife.jpg[/MEDIA]

Faerie spoglądał na to ostrze, nieco tylko dłuższe od przeciętnego sztyletu z jakąś dziwną nostalgią.
Agnese zważyła ostrza w dłoni.
- Da radę. - Uśmiechnęła się do faerie i markiza. - No to ruszajmy panowie.
 
Aiko jest offline  
Stary 12-02-2018, 13:03   #125
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Uśmiechnięci więc ruszyli żwawym krokiem ku przygodzie wśród podziemnych korytarzy. Przynajmniej tak napisałby poeta, jednak w rzeczywistości trochę nadrabiali miną, może poza wampirzycą, gdyż ona podchodziła do niektórych spraw dosyć bezrefleksyjnie, albo przynajmniej tak się wydawało niektórym. Korytarzem wzdłuż ścian, kolejnymi zakosami, czasami lekko schodzącymi w dół pasażami. Alessio prowadził doskonale odnajdując właściwą drogę, albo przynajmniej sprawiał wrażenie, że wie, gdzie idzie. Przemierzał kolejne przejścia dochodząc wreszcie do schodów. Przypominały kręte schody prowadzące pod ścianami na szczyty wieży, tyle, że te skierowane były ku głębi. Szerokości może będzie pół metra, wiły się wokoło czegoś przypominającego studnię. Szczęśliwie były całkiem nieźle oświetlone szeregiem lamp, których światło przedzierało się przez ciemność tworząc znośny półmrok. Dla faerie nie miało to znaczenia, dla wampirzycy już tak, bowiem widziała obecnie doskonale, zaś dla markiza bardzo tak, ponieważ po prostu widział jakkolwiek przyzwoicie. Schody miały poręcz, którą Alessandro przyjął że szczególnie wymownym westchnieniem. Poza nimi bowiem ciągnęła się przestrzeń bardzo, ale to bardzo daleko prowadząca ku dołowi, głębiej niżeli najgłębsza studnia.
- Idziemy – powiedział faerie ruszając pierwszy. - Uważajcie, są miejscami wyszczerbione. Nie przeszedłem bardzo daleko na nich i tylko wiem, że powinny być dalej drzwi. Musimy uważać.


Wkroczył spokojnie na nie ruszając żwawym krokiem. Widocznie ową część schodów zbadał oraz wiedział, że nie ma tutaj żadnych pułapek skierowanych przeciwko wędrowcom. Agnese ruszyła za faerie, jednak stąpała ostrożnie, wyostrzając zmysły. Z jednej strony nie znała tego miejsca, a z drugiej, był z nimi markiz, którego mimo wszystko chciała pilnować. Dlatego ostrożnie szła rozglądając się. Pętla za pętlą ku dołowi. Powoli zresztą wszystko zaczęło się zmieniać jeśli chodzi o wystrój, jakoś tak powoli, zamiast zwykłej ściany zaczęły występować gładzone kawałki skały wypełnione jakimiś niezrozumiałymi wzorami. Później jeszcze niekiedy pojawiły się wnęki, wewnątrz których stały kamienne gargulce.


Klasyczne szkaradztwa spoglądały na nich z wysokości ścian. Nie poruszały się, były kamienne, jednak wampirzycy wydawało się, jakby ich non stop obserwowano. Dostrzegła delikatny ruch dłoni prowadzącego faerie, który położył swoją dłoń na rękojeści noża. Tylko markiz szedł, owszem pełen obawy, ale szedł bez jakichś dodatkowych odruchów. Wampirzyca miała ostrza w dłoniach, w takich miejscach nie bawiła się w konwenanse. Miała tylko nadzieję, że na górze nie pojawią się jakieś problemy dlatego, że udała się na “spacerek”. Szczęśliwie nic się nie stało. Gargulce jedynie obserwowały ich, alboli tak się tylko wampirzycy wydawało.

Schody nawet najdłuższe kiedyś się muszą skończyć. Także te wreszcie dotarły do swojego celu. Wędrowcy wyszli do korytarza zbudowanego z regularnych płyt, nawet niekiedy zdobionego jakąś mozaiką. Szli prosto, nie było się jak zgubić, bowiem droga wiodła w jedną wyłącznie stronę bez jakichkolwiek skrzyżowań. Identycznie oświetlona, jak schody. Nagle za kolejnym zakrętem kończyła się potężnym zawałem. Wielkie kamienie odpadły z sufitu i zablokowały całkowicie przejście. Nawet wampirze siły nie mogłyby tego usunąć. Faerie jednak nie przejmował się zawałem. Podszedł do pustej ściany po lewej stronie coś szepcząc. Powoli na ścianie ukazał się leciutki zarys drzwi. Wcześniej była pusta, ale po słowach Alessio powoli wyłaniał się obraz wrót. Niewielkich, jednostronnych, właściwie nie różniących się kolorystycznie od reszty ściany, ale coraz bardziej wyraźnych. Aż wreszcie kontury całkowicie zaznaczyły się tworząc wyraźny wizerunek. Szczęknął tajemny zamek zaś drzwi otwarły się ze zgrzytem ukazując dalszy korytarz.
- Czyli nie kłamała - mruknął do siebie Alessio. - Idziemy dalej? -spytał, choć odpowiedź wydawała się całkowicie oczywista.
- A któż ci zdradził taki sekrecik? - Agnese wpatrywała się w przestrzeń po drugiej stronie wrót. - Jeśli panowie pozwolą, pójdę przodem. Może wampirki nie rzucą się na nas od razu.
- Taka brujah. Przeleciałem ją kilka razy. Wiesz, dziewczyna była zadowolona, więc wyśpiewała wszystko, czego potrzebowałem. Osobiście zaś ja miałem ochotę się zabawić, więc transakcja wiązana. Idź więc pierwsza.
- Oh chyba mnie też chciała przelecieć
. - Wampirzyca wyminęła faerie z uśmiechem. - A nawet wypożyczyć sobie Alessandro. Zobaczymy czy nas w coś nie władowała.
Agnese idąc obróciła w dłoniach ostrzami. Broń leżała dobrze w rękach. Szkoda tylko, że strój miała raczej niepraktyczny.

Kiedy poszli trochę dalej przed nimi pojawiło się rozwidlenie. Decyzja: w lewo, czy w prawo? Wampirzyca przyjrzała się uważnie obu korytarzom. Szukała jakichkolwiek śladów obecności… użytkowania. Były wszędzie, na lewo i prawo, właściwe, wydawało jej się, jak przez mgłę, że nawet czuje coś znajomego. Niewątpliwie owo rozwidlenie było wielokrotnie użytkowane. Wampirzyca weszła w prawy korytarz. Najwyżej będą musieli się cofnąć. Jednak nie musieli. Korytarz ciągnął się przez jakiś czas, aż wreszcie otwierał na szerszą komnatę, jeśli można nazywać tak ciemne pokoje. Była duża, okrągła oraz wysoka, sufit jej jakby kończył się kopułą. Oświetlało ją wiele świec stojących na żeliwnych kandelabrach. Poza tym była niemal pusta, bowiem pod jednej ze ścian stał duży, kamienny tron, pod którym leżało kilka rozrzuconych ludzkich ciał. Musieli być niedawno wyssani. Ponadto na tronie siedział kompletnie nieruchomo, potężnie zbudowany, łysy mężczyzna przyodziany we wspaniałą, purpurową zbroję. Przy jego boku spoczywał wielki miecz, który chyba nie sposób byłoby władać jedną ręką. Nie ruszał się kompletnie, niczym martwy, chociaż powieki miał uniesione.


Jednak nawet najmniejsze drgnienie nie poruszało jego ciała.
- Zostańcie tutaj, dobrze? - Agnese ruszyła do przodu nie czekając na odpowiedź swoich towarzyszy. Podeszła prawie pod tron, nie zważając na ciała. Wyostrzyła zmysły obserwując aurę wampira, po podejrzewała, że jest to czerwone oko. Fiolet, lawenda, zieleń oraz mnóstwo czarnych śladów, niby mroczne błyskawice na aurze, taki właśnie był widok na wampira. Ale kim był? Contarini ruszyła do przodu, kiedy nagle z boku usłyszała wesoły śmiech.Doskonale znała go, bowiem był to śmiech stojącej na boku kobiety, która wcześniej ukrywała się gdzieś, pewnie za kolumną. Nosiła króciutki, seksowny strój oraz miała przy sobie węża, niczym maskotkę.


Stanowczo tak, to była ta Setytka, którą kiedyś spotkała oraz biła się wewnątrz karczmy. Agnese zignorowała wampirzycę, jednak wyostrzyła swoją czujność, gotowa na atak. Jakoś bardziej obawiała się siedzącego przed sobą wampira niż setytki, którą mogła ponownie bez problemu zniszczyć.
- Kim jesteś? - Zwróciła się do istoty siedzącej na tronie.
- Jest moim niewolnikiem, zaś ty jesteś już nikim. Bierz tą dziwkę - krzyknęła Setytka, zaś mężczyzna z tronu wyskoczył niby pocisk katapulty. Niewątpliwie używał Akceleracji. Pędził błyskawicznie, zaś Setytka skoczyła na pozostałą dwójkę. Agnese warknęła zirytowana i użyła temporis. O ile przyspieszenie, na początku wydało się jej nienaturalne, to po chwili wampir pędził w jej stronę jedynie bardzo szybko. Miał długi miecz… będzie musiała wejść z nim w zwarcie. Przygotowała się na odparcie ataku. Słusznie, bowiem potężne machnięcie mieczem meżczyzny popędziło prosto w nią. Agnese sparowała ooma ostrzami, krzyżując je przed sobą. Ledwo udało się jej utrzymać ostrze na dystans. Ważne jednak że ich oczy spotkały się. Zobaczyła tam chłód górskiego lodowca. Agnese użyła prezencji, w jej oczach pojawił się gniew, nienawiść, jej twarz przybrała drapieżny, wręcz przerażający wygląd. Właściwie wywołując komiczną reakcję. Potężny wojownik, mocno uzbrojony oraz opancerzony, wyglądający okropnie nagle zatrzymał się, zrobił groźną minę, albo raczej próbował zrobić, bowiem zamiast pokazu siły wyszedł mu grymas przestrachu. Dostrzegła, że lodowiec jego oczu zmienił się z wielkości góry w pagórek, kopiec, wreszcie kopczyk krecika. Gęba ruszała mu się góra - dół, tak raz za razem, jakby nie wiedział co robić. Dał krok później do tyłu. Mieczysko wypadło mu, zaś sam potworny wampir rozglądał się, jakby chciał krzyczeć: pomoooooooocy! Wreszcie ryknął niczym bawół odwracajac się, chcąc uciekać, tyle że nie za bardzo było gdzie, bowiem wyjście znajdowało się wedle linii prostej za straszliwą Agnese. Wampirzyca widząc że stara się od niej uciec, wykonała zwrot i ruszyła w swoim szaleńczym tempie na sSetytkę. Wykorzystując sytuację walczący wampir nagle dostrzegł szansę skrycia się i odrzucając miecz skoczył do beczki stojącej nieopodal tronu, potem zanurkował do środka zakładając jeszcze wieczko od góry beczki.

Tymczasem faerie walczył z Setytką, która wykorzystywała węża, niczym bicz. Trzymała go za ogon oraz machała szybko jak skrzydła wiatraka. Dodatkowo czasami jeszcze dokładając wystrzały z długiego na metr jęzora. Signora Contarini wiedziała, że jedno trafienie mogłoby ubić markiza, zaś ją mocno osłabić. Alessandro tymczasem rozsądnie nie pchał się od przodu, lecz usiłował zajść Setytkę od boku. Przed sobą trzymał wieczko innej beczki, choć wyglądało to trochę śmiesznie. Wspaniale jednak przydało się, kiedy podszedł blisko i jęzor Setytki wystrzelił ku niemu. Gdyby nie wieczko może półmetrowej średnicy, które wyłapało ów strzał spływającego ohydną śliną jęzora, byłoby nieciekawie. Agnese dostała niemal szału. Ta suka odważyła się go zaatakować. NIe zastanawiając się ruszyła swym przyspieszonym tempie na setytkę. Nie wyhamowują dźgnęła nożem w jej plecy, starając się przebić serce. Nie byłoby łatwo trafić walczącą istotą, ale Setytka miała już dwójkę przeciwników, których atakowała próbując jednocześnie powstrzymać ich ciosy, szczególnie faerie. Uderzenie Agnese od tyłu to było zbyt wiele. Potworny cios klingi przeszył jej chłodne, wężowate serce, ona zaś nagle zmartwiała. Zatrzymała się niczym cyrkowiec w niemożliwej pozycji na jednej nodze po to, żeby osunąć się bezwładnie na podłogę. Ciekawe jeszcze, że wieczko stojące przy tronie beczki niekiedy lekko unosiło się, błyskały postem stamtąd jakieś ślepia, potem zaś błyskawicznie ponownie opadało, jakby kompletnie nic się nie stało wcale.

Faerie oraz markiz zatrzymali się ciężko dysząc oraz patrząc pytająco na Agnese. Doskonale widać, iż ta walka kosztowała ich wiele. Jednak mogła być dumna z narzeczonego. Właściwie zdecydowana większość ludzi zamiast bić się przeciwko wampirowi, uciekałoby gdzie kolendra rośnie. Wampirzyca zirytowana tylko zerknęła na leżącą na podłodze wampirzycę i ruszyła w kierunku przerażonego wampira. Jeszcze nie skończyła tu pracy. Zaś jak tamten zorientował się, przestał otwierać wieczko. Agnese podeszła do wampira stając naprzeciwko beczki. Wsunęła ostrze pod wieczko i zrzuciła jednym ruchem osłonę wampira. Znów łapiąc jego spojrzenie.
- Powiedz kim jesteś i kim jest ona. - Powiedziała spokojnie słowa rozkazu.
- Ttttttaaaaakkk - odparł drżącym głosem kuląc się tak, że właściwie wypełniał cały dół potężnej beczki. - Ona jest paniąąąąąą, ja małym kaaaaaaraluszkiem - wydyszał ledwo słyszalnym głosem. - Takiiiiim niiiikiiim, nie trzeba się mnąąąą zajmować, naprawdę paniiiiii.
- Czerwone Oko, to ona
? - Agnese nie ruszyła się z miejsca. Jej głos stał się ciepły niemal czuły. Może ten wampirek był wrażliwy na prezencję. - Czy to ty?
- Czerwone Oko? Wielka pani, ona jest głębiej, ona rządzi. Ani ja ani ta, pooooozwól pani służyć sobie, twój podnóżek byłby zachwycony mieć ciebie teraz za panią.
- Odrąb jej głowę i przynieś mój nóż
. - Agnese spokojnie wydała polecenie, nie stosując już zadnych dyscyplin.
- Oczywiście, pani, a czym? - spytał zaciekawiony wystawiając własna głowę nad beczkę.
- Swoim mieczem. Jesteś dużym wampirkiem, chyba nie muszę ci tłumaczyć takich rzeczy. - Agnese uśmiechnęła się.
- Eee, pani, chciałem cię zadowolić, bo umiem ściąć mieczem, toporem, nożem oraz innymi rodzajami ostrza. Przepraszam, twój pokorniutki sługa chciał ci jedynie dogodzić.

Właściwie wygladało to kretyńsko, jednak potężne wampirzysko chyba miało zakodowany strach przed Agnese, przy której stawał się szarą myszką. Wytuptał z beczki, potem zaś na palcach, niby baletnica podszedł do miecza, wziął go oraz chlup, obciął Setytce głowę. Wampirzyca rozleciała się na drobny maczek, jej wąż identycznie padł. Zaś tamten podszedł ponownie drobiąc do Agnese.
- Czym teraz biedny Toudi może ci służyć?
- Czy kojarzysz jakąś faerie w tych podziemiach
? - Wampirzyca nie odpowiedziała na jego pytanie. Szczerze miała już dość ludzi, którzy chcieli jej tu służyć.
- Faerie, a co to jest faerie, coś do jedzenia?
- Eh.. Toudi… to taka bardzo ładna i bardzo “dobra” pani. Ale dobra w sensie miła, ciepła, a nie smaczna. Może mieć dłuższe uszy, jak tamten pan
. - Wskazała na Alessio.
- Nie wiem, ale Czerwone Oko wzięła kogoś długouchego na przekąskę. Taaaak, chyba wczoraj, albo coś koło tego - próbował policzyć na palcach, jednak średnio mu rachowanie wychodziło.
- A jesteś w stanie nas do niej zaprowadzić, Toudi? - Agnese zaczynała mieć dość wampirów z katakumb. - Z jakiego klanu, ty w ogóle jesteś?
- Oczywiście brujah, twardy wspaniały brujah
- uśmiechnął się od ucha do ucha. - Ale nie mogę zaprowadzić, bo jestem obowiązany być tutaj, Czerwone Oko kazała. Chyba że weźmiesz mnie do siebie? - spojrzał pytająco.
- Nie mogę odrywać cię od obowiązków, jakie narzuciła czerwone oko. Gdzie ja znajdę?
- Hehe rozumiem, dziękuję jaśnie pani
- skłonił się niezgrabnie. Silny niczym góra oraz trep kwadratowy. - Prosto tamtędy do rozwidlenia, potem prosto, łatwo trafić, poznasz królową.
- Dziękuję
. - Agnese ruszyła we wskazanym kierunku. - Chodźmy panowie.
 
Kelly jest offline  
Stary 14-02-2018, 21:14   #126
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Powrócili ponownie do rozwidlenia ruszając w przeciwnym kierunku. Tutaj wydawało się po jakimś czasie, że istot zamieszkujących tą część jest więcej. Problem jednak polegał na tym, że było mnóstwo rozwidleń, gdzie jak się wydawało wampirzycy, słychać było jakieś odgłosy, ale nie wiadomo całkiem jakie. Szczękanie, jęki, rozmaite odgłosy dochodziły do wrażliwych uszu Agnese wzmocnione oraz odbite setki razy od skał. Trudno wybrać, aż nagle, właściwie tuż za rogiem zobaczyli leżącą na podłodze kobietę. Ot tak po prostu. Leżała nieruchomo, ale widać było, że była ranna czy okaleczona. Jednak stanowczo coś jej było. Wyglądała jakby, cóż wampirzyca znała ten objaw, leżąca kobieta wypiła zbyt wiele krwi.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/ab/c7/73/abc773d2e9bf46999b449aa3774e6088.jpg[/MEDIA]

Ewentualnie jeszcze wspomniany napitek posiadał jakąś niestandardową zawartość. Kiedy leżąca dostrzegła ich chyba. Pewnie chciała się odezwać. Może prosiła o jakąś pomoc? Agnese ruszyła w jej stronę, dając znak swym towarzyszom by zostali. Idąc wyostrzyła zmysły obserwując aurę wampirzycy. Contarini dostrzegła przede wszystkim głęboką czerwień, wręcz pulsującą, strzelającą gejzerami namiętności, która obejmowała zarówno markiza, jak Alessio, jak również ją samą. Aura pulsowała drżąc oraz gwałtownie wirując. Leżąca kobieta patrzyła na nich, bowiem niewiele więcej mogła uczynić. Może jej dłonie jedynie lekko drżały. Stanowczo nie dość, że upiła się krwią, której zbyt wielka ilość rozsadzała jej żyły, to jeszcze owa przesadzona ilość spowodowała, iż jej rozgorączkowane ciało chciało, potrzebowało, pragnęło kogoś kto zaspokoi ją upuszczając wypełniającą energię na wszelkie możliwe sposoby. Signora Contarini znała ten stan, był naprawdę niebezpieczny dla wampira, choć rozmaici przedstawiciele jej gatunku mogli reagować inaczej. Niektórzy dostawali straszliwego kopniaka mocy, ale tracili panowanie nad sobą, zaś ta leżąca kobieta po prostu padła nie mogąc nic kompletnie uczynić. Taki stan był jeszcze groźniejszy, ponieważ wypełniające ją potęgi i żądze nie mogły, nie miały szans nigdzie znaleźć ujścia. Agnese przykucnęła obok wampirzycy. Znała dwa sposoby na przyniesienie jej ulgi. Była miła wersja i ta mniej miła. Contarini oparła ostrze, wprost naprzeciwko twarzy leżącej na ziemi kainitki.
- Szukam Czerwonego Oka. - Agnese uśmiechnęła się ciepło, w jej oczach widać było jednak niebezpieczne ogniki. Wierzyła, że Alessio z przyjemnością ulżyłby nieśmiertelnej w tej chwili, ale ona ani nie za bardzo miała na to czas, ani nie czuła potrzeby by jej pomagać. Choć właściwie musiała uwzględnić, że kobieta, która nie jest w stanie się ruszyć, tylko może jakoś delikatnie przesuwać końcówki palców najwyżej, nie będzie jej potrafiła udzielić żadnych informacji, bowiem niby jak? Do poinformowania trzeba chwilę pomyśleć oraz mieć na to siłę. Obydwóch elementów przealkoholizowana krwią wampirzyca nie posiadała obecnie. Agnese chwyciła rękę wampirzycy i rozcięła jej nadgarstek ostrzem. Buchnęła krew zalewając wszystko dookoła. Nawet parę kropel trafiło na wspaniałą złoto-niebieska suknię Agnese, obecnie wprawdzie dosyć wymiętoloną.
- Eee, co właściwie robisz? - nawet Alessio chyba nie wiedział, co się dzieje. Dla niego to był jakiś dziwaczny rytuał prędzej kojarzący się z gnębieniem niżeli właśnie pomocą. Agnese odczekała, aż z wampirzycy upłynie co nieco krwi i zalizała ranę, starając się z niej nie pić. Chociaż wcale nie było łatwe. Dla wampira krew to zawsze krew, jednak Contarini miała wprawę w ograniczaniu swych naturalnych instynktów nawet podczas seksu, albo szczególnie podczas niego. Właśnie stąd zyskała większe opanowanie, niżeli większość wampirów.
- Teraz porozmawiamy? - Głos Agnese nadal był spokojny. Nie zwracała uwagi na swoich towarzyszy, najwyżej potem będzie tłumaczyła im swój “sadyzm”.
- Dzięki - chyba rzeczywiście trochę pomogło, bowiem leżąca wampirzyca nie patrzyła już tak błędnym i obłędnym spojrzeniem, jak jeszcze przed chwilą. Owszem, ładnie uśmiechała się i do mężczyzn i do Agnese na zasadzie znanego powiedzenia: “żeby życie miało smaczek …”, ale przede wszystkim była wdzięczna, to Agnese wyczuwała. - Dzięki pani, chyba lekko przesadziłam, ale wiesz, jak są urodziny … Jesteś tutaj nowa? Nie widziałam cię wcześniej - mówiła może niezbyt głośno, może niekiedy przerywała, ale ogólnie wydawało się, że wraz z upuszczeniem krwi zaczęła jej wracać normalność.
- Jestem tylko w odwiedziny. Szukam kogoś, a Czerwono Oko podobno wie gdzie ta osoba jest. - Agnese dopiero teraz puściła rękę wampirzycy.
- Nie mam pojęcia, gdzie jest ta dziwka - ale słowo “dziwka” wymówiła bardzo cicho rozglądając się. - Musisz spytać Leokadię. Ona jest jedną z jej przybocznych. Ale uprzedzam, to sukinsynica lubiąca się mścić. Dlatego lepiej się z nią dogadać. Czuję od ciebie siłę - przyznała wampirzyca, którą odratowano właśnie - jednak lepiej nie mieć pamiętliwych wrogów. Uf, dziękuję - powtórzyła ponownie. - Czy mogłabyś mi udostępnić jednego z tych panów na chwilkę? - spytała spokojnie. - Albo dwóch, albo jeśli też chciałabyś … - zawiesiła seksownie głos.
- Gdzie ją znajdę? - Agnese nie zważała na prośbę o wypożyczenie narzeczonego.
- Właśnie na urodzinach. Tam zabawa trwa jeszcze w najlepsze, ale miałam już dosyć. Poznasz ją bardzo prosto, ma ciemną skórę. Ponoć wywodzi się z jakiegoś dalekiego czegoś - chyba nie wiedziała, jak powiedzieć kontynent.
- Gdzie jest to przyjęcie?
- Tam dalej - spotkana wampirzyca wskazała na jakiś boczny korytarz i po prostu drzwi. - Zresztą będziecie słyszeć pewnie dochodząc tam, bowiem wszystko, kiedy wychodziłam, było otwarte.
Właściwie to Agnese cały czas zdawało się, że słyszy takie odgłosy, tyle, że echo odbijające się sprawiało, iż nie miała pojęcia, gdzie to wszystko odbywa się.
- Czyje to urodziny? - Agnese podniosła się planując ruszyć w kierunku odgłosów.
- Otello. Taki jeden, nawet sympatyczny facet. Wiesz, z tych co potrafią być mili podczas seksu oraz dadzą nawet wspólnie possać delikwenta. Wszyscy go lubią - wyjaśniła jej. - Ma takie kręcone włoski.
- Cudownie. - Agnese zetknęła na swoich towarzyszy. - Chcecie iść ze mną?
- Lepiej trzymać się razem - stwierdził Alessio. - Nie wiadomo, kto pojawi się, więc warto być gotowym.
Markiz tylko pokiwał twierdząco. Widać było, że jest pełen obawy, jednocześnie jednak determinacji. Trzymał dłoń ciągle na głowni swojego ostrza, chociaż najpewniej miałby niewielkie szanse przeciwko wampirowi, choć przy pomocy sztuczek Alessio mogliby się wspólnie obronić.
- Udawajcie moje ghule i trzymajcie się blisko, dobrze? - Już nie patrząc na leżącą na ziemi wampirzycę, ruszyła we wskazanym kierunku. Może jak dobrze pójdzie znajdą faerie bez angażowania Czerwonego Oka.

Mężczyźni skinęli i ruszyli wskazanym korytarzem, zaś wampirzyca, która im doradziła prysnęła gdzieś dalej. Powoli faktycznie wydawało się, iż zblizaja się do jakiejś imprezy. Słyszeli wzmagającą się kocią muzykę, jakieś jęki, krzyki, śmiechy:
- Bierz ją.
- Jest twój!
- Kochany, wbij we mnie tego swojego kła.
Oraz sto tysięcy podobnych.

Faktycznie, korytarz wydawał się ucywilizowany, to znaczy był oświetlony lampami olejowymi, dosyć słabo, ale jednak. Ponadto wykute przejścia zostały wyłożone także jakimiś płytkami. Wreszcie gdzieś za zakrętem otwarła się przed nimi przestrzeń, bardzo duża komnata mająca kilka szerokich łóżek. Na każdym z nich znajdował się kłębek kilkorga istot, pewnie wampirów, ghuli oraz zwyczajnych ludzi, skropionych krwią lub uprawiających seks.

[MEDIA]http://dghilug.pxd.pl/gallery/pic663/v2017041016412169308902.jpg[/MEDIA]

Komnata miała kilka dodatkowych wyjść, zaś pod jej ścianą stało kilku muzykantów w fikuśnych strojach, którzy przygrywali zabawie. Agnese szybko przyjrzała się grajkom szukając tam znanego sobie barda, po czym rozejrzała się za ciemnoskórą Leokadią. Nie było jednak ani jednego, ani drugiej. Natomiast grajkowie po prostu grali, wydawali się na przestraszonych ludzi, ale kto wie. Ogólnie pewnie ze dwadzieścia ciał szalało na wyłożonych łóżkach. Wampirzyca usłyszała, jak jej narzeczony przełyka głośno ślinę kompletnie zszokowany. Agnese zerknęła jednak na Alessio.
- Widzisz tu gdzieś swoją znajomą?

Ten jednak pokręcił przecząco, choć ogólnie spoglądał dosyć zaciekawiony na zabawę wampirów.
- Ech, zbyt stary jestem - uznał po chwili.
- Na co? - Agnese uśmiechnęła się. - Na igraszki z wampirami?
- Eee, nie - parsknął Alessio. - Raczej na taką grupową zabawę. Jeszcze kiedy miałem tysiąc czy dwa, ale po pięciu trochę odpuściłem - wyjaśnił mając lekko fałszywy uśmiech. Widocznie wahał się.
Agnese bez skrępowania ruszyła przez salę. Szukała Faerie, Leokadii albo jubilata. Skoro był taki lubiany, to może będzie wiedział gdzie co jest.
- We Florencji, mamy elizjum, które specjalizuje się w takich rozrywkach. - Wampirzyca musiała bardzo się pilnować, przy wszechobecnych zapachu krwi. Czuła jak jej kły lekko pulsują pod dziąsłami. - Opiekuje się nim mój przyjaciel.
Kolejne przełknięcie śliny Alessandro, który pewnie zastanawiał się, w ilu takich orgiach wzięła udział jego ukochana. Chyba żaden mężczyzna nie lubi myśleć o takich sprawach. Jednak prawdopodobnie udało mu się to zwalczyć, gdyż Agnese uczuła jego dłoń na swoim ramieniu. Drżącą jednak mocno zasciskającą. Na głównej sali chyba nie było takich osób, pozostawały jednak owe wnęki. Agnese położyłą swoją rękę na dłoni markiza. Potem mu wyjaśni… kolejne rzeczy. Teraz musiała znaleźć tą faerie i jak najszybciej zabrać się z tego miejsca nim jej własny głód ją pokona. Od kiedy była z markizem pijała mało… za mało. Przesunęła językiem po wysuszonych wargach, tego nie dała rady już powstrzymać, i ruszyła w stronę pierwszej z wnęk. Tam zaś na swego rodzaju fotelu siedziała kobieta, była przykuta łańcuchami i wydawało się, że akurat dobierały się do niej dwie wampirzyce. Co ciekawe, wydawało się, iż się boi, lecz nie protestuje. Wręcz przeciwnie, jakby była zadowolona.

[MEDIA]http://www.andysowards.com/blog/assets/VAMPIRE____The_Turning_by_randis-680x913.jpg[/MEDIA]

Interesująca zaiste scena wampirzej zabawy. Agnese upewniła się tylko czy to nie faerie, której szukają i ruszyła dalej. Nie mogła się przyglądać. Pod tym względem, mimo że dużo kulturalniejszym, była takim samym krwiopijcą jak i oni wszyscy. Chętnie by ją uwolniła, chętnie by się z niej napiła. Najpierw ta orgia na górze, ciała w sali z Toudim i teraz to. Markiz poczuł, że jej dłoń zacisnęła się na jego ręce.
 
Aiko jest offline  
Stary 16-02-2018, 02:22   #127
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Kolejny pokój przypominał raczej super luksusową łazienkę. Otoczone kolumnami pomieszczenie na środku miało wielką wannę. Wykonana ze wspaniałego, jasnego marmuru, wypełniona wodą pokrytą płatkami czerwonych kwiatów wydawała się rzeczywiście piękna. Wewnątrz zaś pluskały się dwie osoby: ciemnoskóra kobieta oraz mężczyzna mający kędzierzawą fryzurę.


Chyba właśnie znalazła kogoś, kogo szukała. Agnese zerknęła na swoich towarzyszy.
- Zaczekajcie, dobrze? - Weszła do pomieszczenia, nie czekając na odpowiedź. Spokojnym krokiem ruszyła w stronę pary.

Towarzysze Agnese zostali przy wejściu, zaś ona sama wkroczyła do wodnisto - krwistej łazienki. Bowiem para kochanków właśnie zaczęła się zabawiać wstępnymi igraszkami. Jakiś pocałunek, przytulenie, delikatne przejechanie kłami po skórze, ale bez jeszcze przebicia. Niewinne igraszki dla grzecznych wampirzątek. Obok zaś na stoliku przy wannie stał stolik ze wspaniale rzeźbionym dzbanem. Niewątpliwie wypełniony krwią, przy nim zaś kilka kielichów. Widok wchodzącej signory Contarini przerwał początek igraszek. Parka spojrzała pytająco na Agnese, jakby zastanawiała się, kim ona jest oraz czego im właśnie przeszkadza?

Contarini powstrzymała się by nie spojrzeć na kielichy. Bez skrępowania przykucnęła przy basenie.
-Wybaczcie, że przeszkadzam, ale szukam kogoś, a wierzę że możecie mi pomóc. - Jej głos nabrał przyjemnego ciepła, jak zwykle przy użyciu prezencji, tonu.
Spojrzeli na nią, ona dosyć chłodno, on całkiem ciepło.
- Taaaaak, hm? - kobieta wydawała się wkurzona, że jej przerwano. Signora chyba także byłaby, gdyby musiała przerwać swoją zabawę.
- Chcesz może dołączyć, albo kropelkę wypić? - mężczyzna uśmiechnął się wesoło wskazując jej stojący dzban.
- Nie chcę zajmować więcej czasu niż to konieczne. - Odwzajemniła uśmiech.
- Słusznie! - przerwała jej ciemnoskóra. - Czego chcesz?
- Leo, spokojnie. Widzisz, że dziewczyna ładna, uśmiechnięta, nie chcesz mieć takiej przyjaciółki?
- Chcę ciebie, ona zaś mi przeszkadza. Mów szybko i znikaj.
- Ale przynajmniej się napij, oraz może umówimy się na później.
- Zaraz się napije, wychodząc
. - Agnese skupiła wzrok na murzynce. - Gdzie znajdę Panią katakumb… Czerwone Oko?
- Prawo, prosto, do oporu. Jak cię zeżre, miej pretensję do siebie. Kurwa, weź ten kielich i leć, chcę, żeby mnie wypieprzył. Ślepa jesteś, czy co
- Leo prawie poderwała się w pięknej wannie.

Seksowna wampirzyca Agnese wyszczerzyła się, pokazując dorodne kły. Podniosła się i chwyciła cały dzban. Była głodna… zobaczymy kto tu kogo zeżre. Wypiła zawartość duszkiem, pozwalając by tylko kropla spłynęła jej po brodzie. Była pyszna! Stanowczo osoba, która stała się dawcą miała krew czymś przyprawioną. Tak czy siak wampirzycy smakowała.
- Bawcie się dobrze. - Odstawiła dzban i opuściła pomieszczenie.
- Spadaj - rzuciła tamta.
- Wpadnij jeszcze - odkrzyknął jej mężczyzna, później zaś parka zajęła się sobą. Wręcz rzucili się na siebie, szczególnie zaś kobieta na mężczyznę. Murzynka ewidentnie była kobietą szalonej namiętności.

Ponętna Agnese opuściła pomieszczenie, oblizując kroplę spływającą po wardze.Nie dobrze. Opróżniła dzban i nadal czuła lekki głód. Sporo używała dziś swych darów, a przez pośpiech nawet nie spożyła kielicha krwi tuż po przebudzeniu. Podeszła do markiza i chwyciła go pod ramię. Poprowadziła mężczyzn we wskazanym kierunku. Alessandro zauważył, że rysy Agnese wyostrzyły się lekko, że w jej oczach pojawiło się coś drapieżnego. Celowo nie rozglądała się, jakby nie chcąc patrzeć na otaczającą ich krwistą orgię. Ruszyła szybkim krokiem pozostawiając za sobą trwającą zabawę, która jednak nadal lekko podrażniała jej myśli swoim wspomnieniem. Chociaż, biorąc pod uwagę potrzeby, wypełniona była do pełna. Lecz jednak coś co widziała, było straszliwie wampirze. Nawet jeśli ona starała się być uładzona, jednak „ciągnie wilka do lasu”. Dlatego chyba wolała uniknąć takich scen mogących wpływać na jej część bestialskiej natury.

Szli ku wskazanemu celowi. Właściwie nie aż tak daleko. Przechodzili jednak obok szeregu wnęk. Niektóre były zamknięte drzwiami, inne otwarte, wypełnione gnieżdżącymi się ludźmi. Dziwne, jednak nie wydawali się jakoś specjalnie stłamszeni bardziej, niźli przeciętne chłopstwo pod butem wymagającego pana. Czasem dostrzegała jakieś pojedyncze wampiry wychodzące stamtąd. Jeden nawet słodko do niej zagadał uśmiechając się.


Wydawał się mieć swoje lata, ale jednocześnie był twardy, niczym stary wiarus.
- Ej, dziecinko, wymienisz trochę krwi ze starym, ale krzepkim chłopem?
- Gdyby nie obowiązki, na pewno bym skorzystała
. - Skłamała i ruszyła dalej, prowadząc swoich towarzyszy.
Stary wiarus zaś musiał pocieszyć się kimś innym. Idąc jakiś czas wędrowcy dotarli do podwójnej bramy wykutej z miedzi, przed którą stało dwóch identycznych, jak ten, który skrył się przed nią w beczce. Brama była potężna, obita dodatkowymi pasami metalu oraz czymś w rodzaju gwoździ. Miała dwie kołatki przypominające postacie lwów, którym wystawały ze wspaniałej paszczy wielkie, lśniące koła.

Strażnicy bramy widząc nadchodzących od razu jakby skupili się w sobie.
- Kim jesteście, dlaczego chcecie niepokoić Czerwone Oko? - wampirzyca usłyszała głos głęboki oraz absolutnie wyprany ze wszelkich emocji.
Wampirzyca już idąc w ich stronę użyła prezencji. Uśmiechnęła się ciepło do strażników.
- Szukam kogoś i wierzę, że Wasza Pani może mi pomóc. Moje imię to Agnese, a to są moje ghule.
Uśmiechnęli się do niej.
- Cóż, może da się coś zrobić - uśmiechnęli się do niej co wyglądało jeszcze straszniej, niżeli wtedy, kiedy mieli twarde miny. Prawy strażnik zastukał kołatką w jakiś specjalny sposób, bowiem kołatka wręcz zagrałą na drzwiach jakąś melodię. Chwilkę później wrota się otwarły od wewnątrz, zaś przed Agnese ukazała się potężna sala. Wielka, ciemna, kamienna. Górę jej wieńczyła olbrzymia kopuła, z której spływały długie stalaktyty. Natomiast z nich od czasu do czasu kapały krople wody wywołując nieprzyjemny odgłos. Daleko od nich, przed przeciwległą ścianą na tronie czaszek siedziała ciemnowłosa kobieta. Obok niej stał olbrzymi puchar krwi, zresztą kielich wypełniony krwią trzymała także w swojej dłoni. Za nią, na ścianie przykute były dwie bladziutkie kobiety. Jedna spośród nich niewątpliwie wyglądała na faerie, chociaż obecnie była bardzo zmarnowana. Jednak całkiem żywa.


Pod ścianami stało kilkunastu strażników. Wyglądali dziwnie, niby mężczyźni, jednak oblicza mieli gładkie, bardziej kobiece, jakby nieco bardziej pozostali zmienieni.


Trzymali dwa szerokie miecze, jednak nie posiadali zbroi, poza specyficzną ochroną genitaliów. Nikt spośród czekających na wędrowców się nie odzywał, zaś siedząca kobieta spoglądała lekko ironicznie.
Agnese uśmiechnęła się ciepło i skłoniła nisko.
- Witaj Pani. - Wampirzyca na widok wszechobecnej krwi odczuła lekki głód. Wyprostowała się i spojrzała na aurę księżnej. - Mam nadzieję, że nie zakłóciliśmy Ci posiłku.
- Owszem, zakłóciliście, jednak nie jest to wielki problem. Mogę jeść dowolną porą
- Agnese słuchała odpowiedzi Czerwonego Oka badając jej aurę. Niezwykle była pokomplikowana: trochę fioletu, nieco jasnego oraz ciemnego błękitu, ponadto różowy, zielony, lawendowy, złoty, brązowy. Wszystko przenikały ciemne błyskawice. - Odbyliście długą drogę, pewnie macie więc jakiś cel. Siadające, częstujcie się, jeśli macie ochotę - któryś ze strażników przyniósł im trzy kielichy pełne krwi oraz wskazał niewielkie stołeczki.
- Nie chciałabym CI zajmować Pani więcej twego cennego czasu niż jest to konieczne. - Agnese sięgnęła po kielich i upiła łyk. Czerwone Oko wyraźnie zachowywała dystans. Była ciekawa w kim była zakochana. - Chciałabym odkupić coś, od ciebie Pani.
- Odkupić? Dobrze. Nigdy nie mówię od razu stop takim propozycjom
- odparła Czerwone Oko zerkając na Agnese poważnie oraz lekko ironicznie na towarzyszących jej mężczyzn, którzy nie ruszyli krwi. Przy okazji, wedle smaku Agnese niezwykle miłej oraz łechcącej jej usta swoim słodkim wyrafinowaniem.
- Chcę odkupić to dziewczę.
- Tą faerie? Masz oko, chcesz sama posmakować krwi faerie, pomimo, że masz już jednego przy boku? Jesteś zachłanna, pani Agnese
- uśmiechnęła się tamta.
Agnese wzruszyła ramionami.
- Potrafię zapłacić za swoją zachłanność i wyrafinowany smak. - Contarini odpowiedziała uśmiechem.
- Wobec tego, co chcesz mi za nią zaoferować? Wprawdzie nieco jest obecnie osłabiona, jednak kiedy się ją podkarmi, będzie super smaczna - odezwała się uprzejmie Czerwone Oko.
- Jako kupiec zacznę od najwygodniejszej waluty, czyli denarów. - Agnese uśmiechnęła się.
- Jako sprzedawca, mający towar, odrzucam taką walutę. Proszę mówić dalej - odparła Czerwone Oko.
- Ach Pani, chociaż daj mi sugestię co by cię zainteresowało. - Agnese wydawała się być nie zrażona, jednak zaczynała się poważnie obawiać tych targów.
- Niby dlaczego? Mam w swoim ręku wszystkie atuty oraz bawi mnie to. Jednak dobrze, proponuję któregoś spośród twoich towarzyszy. Możesz sama wybrać którego. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że twój faerie mógłby prysnąć zaraz po twoim odejściu, więc rozumiesz, musiałabyś mi zagwaratnować, że zostanie przysięgą na twoje własne istnienie. Wiesz pani Agnese, trochę tak na wszelki wypadek.
Contarini roześmiała się, a jej słodki głos poniósł się po wielkiej komnacie.
- Chcesz bym oferowała swoich zaufanych ludzi w zamian, za coś co prawie zabiłaś? Pani...
- Nie, to ty chcesz coś ode mnie
- przerwała jej Czerwone Oko. - Ja nie chcę nic, nawet ciebie tutaj raczej znoszę, niż pragnę. Możesz zaproponować mi jednak coś, lub kogoś innego. Jestem łaskawą panią na włościach - królowa podziemi zachowała spokój całkowity. - Może jeszcze kielicha? - spytała wampirzycę.
Agnese spojrzała na swój kielich, nawet nie upiła połowy.
- Pani… przyszłam tu bo była to moja zachcianka. Skoro tak dobrze znasz swoje włości, wiesz z jaką łatwością tu weszłam. - Contarini uśmiechnęła się. - Z tego co słyszę znasz mnie i wiesz co możesz ode mnie uzyskać i to nawet za taką absurdalną cenę jaką jest ta faerie. Jeśli jednak trudna jest dla ciebie moja obecność, usunę się, gdyż nie warte jest to moich zachcianek.
- Proszę bardzo, wobec tego odejdź i nie wracaj. Faktycznie, znam swoje włości. Wejść jest tutaj bardzo łatwo, lecz trudniej wyjść. Właściwie niemożliwe bez mojego pozwolenia. Jednak spokojnie możesz wyjść bezpiecznie. Jeśli nie masz mi nic do zaoferowania oprócz pieniędzy, których mogę mieć, ile spodobałoby się, nie mamy powodu dalej negocjować
- odparła uprzejmie tamta.

Negocjatorka Agnese przyjrzała się uważnie faerie. Znalazła ją, wskazała ją Alessio. Czy powinna robić więcej. Ładować się przez to w konflikt z wampirzycą, której… przyjrzała się Czerwonemu Oku. Nie obawiała się jej wcale. Nawet ją kusiło by zmierzyć się z Panią podziemi i gdyby nie sprawunki księżnej na wyższych piętrach pewnie by to zrobiła. Obróciła się w stronę Alessio.
- Chcesz coś zaproponować? - Szepnęła, tak że Wampirzyca musiałaby chyba używać nadwrażliwości by ich usłyszeć. Faerie wiedział czemu tu przybyła i że ma związane ręce, bo nie może narażać spraw księżnej. Tymczasem jednak Alessio mógł odbierać to tak, że powinna coś wymyślić, zaproponować inną walutę, zamiast zwalać na niego coś, co było jej obowiązkiem. Bowiem oczywiście nie proponował,, ażeby rozpoczęła walkę, którą zapewne widział w nieco ciemniejszych barwach niż pewna siebie Contarini.
- A czy uważa pani - zwrócił się do Czerwonego Oka - że spożywanie krwi faerie nudzi się na dłuższą metę?
Wampirzyca uśmiechnęła się, jednak nie spojrzała na Czerwone Oko. CIeszyło ją to, że faerie postanowił trochę powspółpracować, a nie liczył na to, że rozegra to sama.
- Ale jest smaczna - odparła przywódczyni wampirów.
- Owszem, lecz czy nie miałaby pani ochotę spróbować jakiegoś innego stwora, no nie wiem, wilkołaka, lub czegoś takiego?
- Czyżbyś chciał mi zaproponować taką istotę w zamian?
- Ja nie, ja tu jestem jedynie pomocnikiem. Biednym, skromnym pomocnikiem, który pomaga przy negocjacjach. Ale ona owszem
- wskazał na signorę.
- Żebyśmy się dobrze rozumieli - spojrzała uważnie Czerwone Oko. - Dostarczy mi jakiegoś innego stwora, typu wilkołak, demon, cokolwiek, a ja wtedy oddam tą faerie?
- Jeśli się zgodzi
- Alessio oddał pałeczkę Agnese. - Jeśli się zgodzi, to tak będzie.

Signora spojrzała na niego z wdzięcznością.
- Jest to ciekawa cena. Zgadzam się wobec tego. - Contarini skupiła wzrok na przypiętej do ściany faerie. Pozostawało mieć nadzieję, że istotka dotrwa. A teraz… powinni jak najszybciej opuścić to miejsce nim rzuci się na pierwszą lepszą, zawierającą krew istotę. - Pozwolisz, więc że się oddalimy?
- Idźcie. Masz miesiąc, Agnese. Chyba wystarczy ci na znalezienie zastępstwa. Następnym razem po prostu powiedz pierwszej osobie tutaj, że idziesz do mnie z wymianą. Będą wiedzieć
- powiedziała spokojnie Czerwone Oko. Pewnie myślała na temat Agnese to samo, co ona o niej oraz nie obawiała się ani trochę Agnese.

Signora Contarini skłoniła się lekko i ruszyła w kierunku drzwi do komnaty. Odetchnęła dopiero gdy ją opuścili. Wtedy też ponownie zwróciła się szeptem do Alessio.
- Dziękuję. Wszechobecna krew zaczyna mi mieszać w głowie. - Uśmiechnęła się słabo. - Będzie dobrze jak szybko stąd wyjdziemy.
- Wobec tego ruszajmy szybciej
- odparł faerie
- Tak, kochanie - dodał markiz i wręcz niemal pobiegli do znanego sobie skrzyżowania w kształcie litery “T”. Potem zaś do drzwi, które bezczelnie okazały się jednak zamknięte. Plusem jednak było to, że tutaj ów wszechobecny wcześniej aromat krwi właściwie nie docierał.
Wampirzyca oparła się o ścianę.
- Nie działa hasło z wcześniej? - Nie chciała tam wracać. Nie. Gorsze było to, że chciała tam wrócić i dołączyć się do przyjęcia.
- Niestety nie - odparł skrzywiony Alessio mrucząc coś pod nosem bardzo niesympatycznego. Chyba bowiem próbował, jednak nie wypaliło. - Właściwie albo wracamy, albo czekamy, może ktoś będzie chciał przejść z tamtej strony, chyba trochę tych wampirów było na imprezie powyżej. Powinni więc przede dniem przyleźć. Albo chodźmy do twojego kumpla z wielkiej beczki. Innych pomysłów nie mam.

Signora Agnese wpatrzyła się w korytarz, którym przyszli.
- Jestem głodna… - Szepnęła, po czym potrząsnęła głową i dodała już normalnym głosem. - Chodźmy nie ma na co czekać. Może Toudi oderwie się jednak na chwilkę.
Strażnik siedział na tronie, tak jak przedtem. Wokoło także nic się nie zmieniło. Kiedy jednak tylko zobaczył Agnese, zerwał się oraz przypadł jej do kolan. Należał bowiem do tych, którzy silniejszych oraz wzbudzających przestrach niezwykle cenią.
- Dzięki twojej pomocy, udało nam się odnaleźć Czerwone Oko. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Czy mógłbyś nam teraz zdradzić jak wyjść z katakumb?
- Tak, pani. Drzwiami. Korytarz na lewo na rozwidleniu
- odpowiedział posłusznie strażnik.
 
Kelly jest offline  
Stary 16-02-2018, 12:16   #128
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
- Ah, to wspaniale. Byliśmy już tam ten nocy, a mógłbyś jeszcze zdradzić jakie jest hasło do wyjścia? - Agnese uśmiechnęła się.
- Nie pani, znaczy nie ma hasła. Drzwi się otworzą, jeśli przechodzi właściwa osoba. Wejść jest łatwo, wyjść trudniej - wyjaśnił pokornie strażnik nie powstając.
- Wspaniale, czy jesteś właściwą osobą? - Agnese spoważniała. W sumie mogła się spodziewać takiej zagrywki po Czerwonym Oku.
- Tak pani. Jeśli ja przechodzę, drzwi się otwierają - odpowiedział Toudi.
- Przespacerujesz się tam z nami?
- Nie mogę, kazała mi pani bowiem zostać tutaj na straży - odparł prosto.
- Nie ja ci kazałam, ale pozwoliłam, bo mnie o to prosiłeś. Teraz proszę byś odprowadził mnie do drzwi i wypuścił, jak na dobrego sługę przystało. - Agnese uśmiechnęła się ponownie.
- Oczywiście pani, spełnię twoje życzenie - wstał ruszając ku owemu skrzyżowaniu oraz dalej do drzwi wyjściowych. Obyło się tym razem bez większych kłopotów. Drzwi się otwarły tak, że wszyscy mogli spokojnie wyjść znajdując się na zewnątrz. Oczywiście strażnik powrócił.

Wampirzyca obejrzała swój strój. Nie licząc kilku plamek krwi, które mogłyby uchodzić za plam od wina, nie było tak źle. Zerknęła na swoich towarzyszy.
- Chyba powinniśmy wrócić na przyjęcie. W pałacu zastanowimy się skąd wziąć rozrywkę dla Czerwonego Oka.
- Zawsze udało się kupić sporo czasu. Powinniśmy dać radę, rozejrzeć się. Oprócz tego popytam Filego, lub ty możesz spytać księżnej, chociaż osobiście zostawiłbym to jako furtkę baaaardzo rezerwową. Wolałbym bowiem chyba nie mieszać jej w nasze sprawy.
- Zauważcie - odezwał się Alessandro - że kardynał brał skądś innych do walki na arenie. Może ktoś spośród jego służby wie coś na ten temat.
Agnese spojrzała na Alessio.
- Mógłbyś się porozglądać wśród służby? - Wampirzyca chwyciła pod ramię Alessandro. Niemal czuła pod dłonią jak pulsuje jego skóra.
- Oczywiście, jak dojdziemy na górę. Pamiętasz ile to było? Kupa - odparł. - Tymczasem jednak musimy ruszać. Chyba nie chcecie pozostać na dole, przy tych drzwiach? Poszukam kogoś, może się czegoś ciekawego dowiem.
Agnese pokręciła tylko głową, dając znak, że nie miała takiego planu.
- Tak - przytaknął markiz - ruszajmy.
Agnese, która mogła uznać, że na górze znajdzie coś do konsumpcji, poczuła nagle dłoń narzeczonego na swoim tyłku. Przyszły jej mąż wykorzystał fakt, iż faerie ruszył prowadził, więc nie mógł patrzeć do tyłu na to, co właśnie wyprawia. Wampirzyca uśmiechnęła się do Alessandro i delikatnie zakołysała biodrami. Jeszcze raz przyjrzała mu się, upewniając się czy nic mu nie jest. Nie było, chociaż niewątpliwie czuł się trochę wstrząśnięty. Jednak ujmująca jej pośladek dłoń wskazywała, że odzyskał formę. Właściwie tym bardziej, że palce owej dłoni zaczęły się poruszać pieszcząc ją, ujmując oraz ugniatając jej seksowny tyłeczek. Agnese przywarła do mężczyzny i stając na palcach ucałowała go w policzek. Co chyba bardzo mu się spodobało. Jednak istotniejsze było to, co Agnese zaczęła powolutku odczuwać. Miała stanowczo najwrażliwszy węch spośród całej czwórki, ten zaś węch, im bardziej wspinali się po schodach wchodząc do korytarza pałacu, tym mocniejsze wydawały jej się dochodzące do niej zapachy jakby dymu. Wampirzyca od razu poczuła niepokój i cofnęła się.
- Tam się chyba pali. - Szepnęła, zaciskając zęby. Jeszcze nie było źle, ale jeśli na górze jest pożar… a jej bestia jest drażniona całą noc.
Rzeczywiście piękna Agnese była rozdrażniona pod każdym niemal wampirzo – kobiecym względem. Jeszcze to coś, co mogło być pożarem … Ogień zawsze dla wampira stanowi źródło lęku, jako że jest jedną spośród niewielu rzeczy prawdziwie groźnych dla niego. Niewątpliwie mogła się obawiać. Jednak powoli, oprócz dymu dochodziły także niepokojące odgłosy. Szczęk broni, okrzyki, przekleństwa … Mimo swoich obaw, przyspieszyła krok, chcac jak najszybciej dostać się na górę. Zaczęła mieć spore obawy o to czy w tej chwili nie zawodzi księżnej.

Wędrowcy wyszli wreszcie na korytarz obok areny. Tutaj nie było nikogo. Ognia także nie, jednak dym stawał się znacznie bardziej odczuwalny. Nawet słaby ludzki nos bez problemu łapał zapach. Jednak pomimo tego, coś musiało się dziać trochę dalej, może na sali balowej lub pokojach, bowiem stamtąd dochodziły także hałasy. Arena była pusta. Tam, gdzie wcześniej pary uprawiały seks leżało tylko kilka nieruszających się, gołych ciał obojga płci. Ktoś wydawał się właściwie całkowicie zdrowy, jakby spał. Dwójka innych miała lekkie rany, zaś kolejnych trzech poważniejsze. Poza nimi nie było nikogo.

Nagle huk! Ogromny łomot ze czterdzieści metrów dalej. Markiz zatkał uszy, nawet Alessio aż podskoczył wysoko. Drzwi, które prowadziły tutaj, właśnie takie, które przeszli swego czasu zaproszeni na arenę pękły. Ktoś się tam bił, walczące osoby przełamały ze straszliwym hukiem potężne drzwi wraz z okalającymi futrynami. Wśród potwornego kurzu, pyłu, zniszczeń pojawiły się dwie walczące kobiety. Po lewej stała księżna Mediolanu trzymająca jakąś halabardę.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/86/7f/7b/867f7b7a3c2d551ac73c5a55cb861292.jpg[/MEDIA]

Przeciwko niej stała kolejna kobieta, mająca kręcone rogi, błotniste skrzydła oraz metalowy bat. Właśnie ta kobieta musiała uderzyć swoim ciałem ku drzwiom. Błyskawicznie jednak poderwała się próbując zaatakować księżną. Agnese poprawiła chwyt na ostrzach.
 
Aiko jest offline  
Stary 16-02-2018, 17:13   #129
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Zabierajcie się stąd, dobrze? - Zerknęła na Alessandro.
Wampirzyca wypowiedziała kilka cichych słów i czas zwolnił. Nie wiedziała, czy powinna pomagać księżnej Mediolanu, ale co tam. Ruszyła na demona, wyprowadziła cios jednocześnie używając potencji. Agnese zamachnęła się oboma ostrzami tnąc, między skrzydłami demonicy. Uderzenie było niczym młot. Potężny cios wampirzycy doszedł pleców pomiędzy skrzydłami, robiąc wielką wyrwę, skąd popłynęła nie tyle krew, ile czerwony dym. Demonica jednak nie ryknęła, nie wrzasnęła, nie wydała odgłosu, choć cios powalił ją, jednak ciężko ranna zerwała się na nogi skacząc oraz unikając kolejnego ciosu księżnej. Agnese wyprowadziła dwa kolejne ciosy. Jeden poważnie rozciął skrzydło demonicy, natomiast drugi zagłębił się w jej boku. Agnese zaparła się oburącz na ostrzu, starając się rozerwać bok. Udało jej się. Kiedy jednak wyciągnęła klingę, rana błyskawicznie się zabliźniła. Agnese cofnęła się znów używając temporis. Przystąpiła do kolejnego ataku, widząc jak ścierające się kobiety, zwalniają. Miała wrażenie, że wszystko wokół zamarło. Wykonywała kolejne ataki, całkowicie nie zwracając uwagi na ruch demonicy. Ostrza raz po raz zagłębiały się rozcinając skórę demona. Obok zaś pracowała księżna. Jej ostrze przebijało szybkością nawet umiejętności Agnese. Aczkolwiek halabarda rozprysła się niemal natychmiast, więc biła skrzydlatą kobietę głównie palcami zakończonymi wydłużonymi paznokciami.

Wszystko układalo się wspaniale, lecz byłoby chyba zbyt wspaniale. Kiedy już prawie miały ją na widelcu zza drzwi błyskawicznie wypadła grupa kolejnych, mniej więcej wyglądających tak samo, trzymających rapiery. Prawie pokonana istota schroniła się za swoimi kompankami.


Ponadto jeszcze towarzyszyły im chodzące szkielety psów. Wspomniane istoty rzuciły się na wampirzyce po parze. Agnese zerknęła na księżną, po czym ruszyła na demonice. Starała się parować ataki jednej, atakując drugą. Chociaż nie było to łatwe, bowiem usiłowały za nogi ją jeszcze złapać kościane psy. Pomimo tego udało się! Początkowo trafiła nogę, później obcięła, tadaaaam, róg niemal przy czole, co sprawiło, że tamta wręcz się wściekła. Atak! Atak! Atak! Jednak obok zakwilił także kościsty pies. Markiz trzymając jakiś wielgaśny kawał rury podtrzymujący wcześniej baldachim na arenie przyładował psu w jego potworny łeb. Zaś faerie przytrąbił w bok, odrzucając stwora na ścianę tak mocno, że połamał się. Wydawało się, że jest niegroźny, ale był jeszcze jeden, kolejne przeciwniczki oraz istoty walczące przeciw księżnej. Agnese korzystając z tego, że demonice nadal poruszały się w zwolnionym tempie, wyprowadziła kolejną serię ataków. Tutaj poszło już słabiej, niż za pierwszym razem. Jednak tamta już była pokryta kolejnymi skaleczeniami. Co więcej, jej ciało nie leczyło się jak tamtej poprzedniej. Następne ciosy powaliły ją więc, jednak Agnese musiała bronić się przed atakami kolejnej. Dobre było tylko, że faerie oraz markiz we dwójkę próbowali powstrzymać kolejnego psa. Agnese odskoczyła w tył czując jak czas ponownie wraca do normy. Czuła jak narasta w niej głód. Nie mogła tak walczyć… Zatrzymała się, przyjmując postawę obronną i szukając, skąd się to gówno bierze. Wszystko tymczasem przybyło zza rozwalonych drzwi. Najbardziej zaś wkurzające było to, albo wręcz przeciwnie, niewkurzajace, że za całą tą walką odbywała się kolejna, która dochodziła do nich. Tam tłukli się ludzie ... chyba ludzie.


Wśród nich wampirzyca rozpoznała kobietę, która wcześniej na arenie powaliła tygrysy. Cała ta tocząca się burza ludzka wtargnęła pomiędzy walczących. Właściwie Agnese oraz jej przeciwniczka aż musiały odskoczyć od siebie. Ponadto dostrzegła, iż cios faerie przyszpilił kolejnego psa do podłogi, zaś markiz niczym oszalały tłukł go rurą po grzbiecie wreszcie załatwiając na dobre. Także oni odskoczyli pod ścianę raczej tylko się broniąc wewnątrz totalnego morza chaosu. Wampirzyca przez chwilę oceniała swoje siły, gdy walka w tym pomieszczeniu jakby zamarła. W końcu uznała, że jeszcze chwilkę da radę i znów wyszeptała komendę dla temporis. Widziała jak biegnąca na nią demonica nagle zwalnia. Dużo mniej niż poprzednio, ale wystarczająco, by nim istota dobiegła do niej, Agnese zdążyła się zamachnąć i wykonać kolejny atak. Broń ledwo otarła się o przeciwniczkę, ale chociaż spowolniła jej impet. Jednak siła złego na jednego. Ktoś trzasnął tamtą od boku, inny trzasnął jego jedynie po to, żeby zostać trzaśnięty od kogoś jeszcze. Młyn, młyn, młyn. Krew płynęła strumieniem, kiedy leciały na dół kolejne osoby. Jakieś dwie osoby wpadły na skrzydlatą kobietę, zdjęła je, jednak trafiła na gladiatorkę, która wsadziła jej w plecy swój szpic miecza. Wyszło od przodu, zaś kolejny czerwony dym buchnął dokoła. Agnese wolała najpierw skończyć z demonicą nim coś przekąsi. Dopadła do przeciwniczki i wyprowadziła dwa ciosy, przy pierwszym nóż wypadł jej z dłoni, lecąc gdzieś pod ścianę. Na szczęście udało się jej odwinąć drugim i zakończyć wbijając broń w demonicę. Która popatrzyła na nią wściekle, potem padła rozwiewajac się w dym, zaś wampirzycę zaatakował jakiś mężczyzna wielki niczym góra, zaś ubrany jedynie w przepaskę biodrową, zaś w ręku dzierżył krzywy miecz.
- Whaaaaa! Mam cię!

Piękna Agnese odskoczyła, tylko po to by wyminąć mężczyznę, chwycić go za kark i wgryźć się w jego szyję. Uczyniła właściwie to bez problemu. Góra była silna zapewne niczym goryl, jednak raczej mało ruchawka. Kiedy piękna Agnese zeszła z linii ciosu, mogła sama skoczyć oraz uczynić co tylko zapragnęła przechodząc obok jego ostrza, którego nie zdążył unieść ponownie. Jej dłoń przesunęła się po męskim ramieniu, co mogłoby wydać się nawet ponętne, gdyby, nie zatrzymała się na krtani, ściskając ją boleśnie. Nie minęła chwilka, a wampirzyca oparła się o jego plecy, zagłębiając kły w męskiej szyi. Piła łapczywie, potwornie spragniona, po walce. Czując jak krew wypełnia jej usta, zauważyła, że czas powraca do normy. Wyostrzyła zmysły, nie chcąc zostać zaatakowana od tyłu i piła, aż martwe ciało upadło ciężko o podłogę. Pleców jej jednak chroniła dwójka mężczyzn: markiz oraz faerie, którzy odpowiednio zniechęcali każdego potencjalnego przeciwnika. Jednak takich nie brakowało, bowiem zapragnęła się zabawić z Agnese dwójka kolejnych:
- Zginiesz, kardynalska dziwko! - wrzasnął prawy próbując zamachnąć się na nią toporem, zaś jego kolega usiłował zajść kobietę od prawa, ale pośliznął się na jakiejś krwi wywalając się na podłogę, gdzie ktoś natychmiast mu wrypał ostrze. Agnese chwyciła dłoń z toporem i pociągnęła, tak, że mężczyzna stracił równowagę wpadając jej wprost w ramiona. Nim zdążył zareagować wgryzła się w jego ramię, biorąc dwa szybkie łyki, tak że stracił przytomność. Upiła jeszcze trochę nim bezwładne ciało opadło na podłogę. Wampirze żyły wypełniły się błogą pełnią, chciało się jej wręcz uśmiechnąć. Tym bardziej, że właściwie gwałtowna bitwa, która jeszcze przed chwila była niczym chaos burzy, zaczynała przycichać. Zwyczajnie bowiem, większość przeciwników się wybiła. Oprócz seksownej signory Contarini oraz jej towarzyszy stała jeszcze księżna Mediolanu, która wychłeptała właśnie kilka istot. Ponadto kobieta walcząca przeciwko tygrysom, lekko ranna zresztą, oraz dwóch mocniej pokalecznych mężczyzn, jednak nie wydawało się, żeby im groziło cokolwiek. Gdzieś dalej jednak toczyły się walki oraz docierał mocno powiew dymu.

Signora Agnese podeszła do księżnej, oblizując wargi po własnym posiłku.
- Czy nic ci nie dolega Pani?
- Nie, dziękuję, cóż, chyba się nie znamy. Z kim mam do czynienia? Czy jesteś zacna wojowniczko którąś ze strażniczek księżnej Matalesty
? - spytała głosem pięknym księżna Mediolanu. Wydawało się, że mówi piękniejszą tonacją, niżeli najwspanialsi ludzcy przedstawiciele minstrelskiego stanu. Jednocześnie zaś jej mężczyźni nie pchali się do rozmowy wampirzyc. Słusznie zresztą trzymali się z daleka obydwu pań.
- Moje imię to Agnese Contarini, służę księżnej Florencji, ale od jakiegoś czasu przebywam w Rzymie. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - A czy mogę poznać twe imię Pani?
- Eusebia Nuccio, miło mi cię poznać, signora, jestem panią Mediolanu, obecnie na wyprawie do wód. Rozumiesz, kuracja na moje stare stawy
- oczywiście wcale nie wyglądała staro. - Znam księżne Florencji, ale raczej nie pozdrawiaj ich ode mnie. Miałyśmy kiedyś drobne nieporozumienie - wyjaśniła. - Cóż, godzina do świtu, nie wiem, jak ty, ale ja się udaję na wypoczynek. Dziękuję za wsparcie oraz miłego wieczoru. Będziesz dobrze powitana na terenie Mediolanu - machnęła jej jeszcze dłonią oraz ruszyła biegiem gdzieś do przodu, przez wyłamane drzwi.

Signora Agnese odprowadziła ją wzrokiem, machając lekko dłonią. Dopiero gdy zniknęła za drzwiami, obejrzała się na swych towarzyszy.
- Chyba na nas też czas... - Ziewnęła eksponując wysunięte kły.
- Mogę się do was przyłączyć? - usłyszeli nagle głos gladiatorki.
Agnese obejrzała się na nią, zaskoczona.
- A co z twym panem?
- Panią
- skrzywiła się. - Przestała istnieć - wyjaśniła prosto.
- Kto był twą Panią? Wybacz, ale wolałabym się nie narażać w tutejszym środowisku. - Agnese uśmiechnęła się do kobiety. Skrzyżowała dłonie na piersi, zdając sobie sprawę, że jej strój jest odrobinę pocięty.
- Nie jestem ze środowiska tutaj. Moją panią była Neriga, od Czerwonego Oka, ale wyszła tutaj na żer. Niespodziewanie wpadła tej skrzydlatej na ząb. Chciałam pomścić, ale byliście szybsi, zresztą pewnie akurat z tymi drapieżnikami miałabym małe szanse - wyjaśniła.
Wampirzyca obejrzała się na Alessandro, pytającym wzrokiem.
- Skarbie, co… - Wypowiedź przerwało kolejne, teraz już lekko powstrzymane ziewnięcie. - ... ty na to?
- Zgodziłbym się, przynajmniej na trochę. Jutro zdecydujesz
- odparł nieco pytająco, bowiem ostatecznie co on mógł wiedzieć na temat ghuli. - Gilla ją przypilnuje z Borso, myślę tak …
- Chodźmy wobec tego
. - Agnese przytuliła się do markiza.
Ruszyli więc, właściwie tropem księżnej. Korytarzem, kiedy wpadli do pomieszczenia mocno wypełnionego dymem, jednak ognia dalej nie było, albo raczej znalazł się gdzieś niszcząc inne skrzydło. Skoczyli więc na lewo, gdzie wydawało się jest czyściej nieco. dookoła było mnóstwo istot ludzkich, rozmaicie ubranych. Biegali, krzyczeli, albo leżeli zimni. Tutaj musiały być jakieś ostre walki! Jednak obecnie raczej spokój, albo przynajmniej nikt nie chciał atakować czteroosobowej grupki, która wcale nie wyglądała, jakby chciała tanio sprzedać skórę.
- Signora! - nagle usłyszała znajomy głos Gilli, która wypadła gdzieś zza winkla wręcz wpadając prosto ku ramionom Agnese, jakby kompletnie nic jej innego nie interesowało. Wampirzyca objęła ją mocno, nie odsuwając się nazbyt od markiza. Delikatnie pogładziła zmierzwione włosy ghulicy.
- Już dobrze, moja droga, jestem cała i zdrowa. - Jej głos był spokojny, a na twarzy widniał uśmiech.
- Och wybacz. Musimy się śpieszyć. Pędzić tędy, konie są już za zamkiem! - krzyknęła głośno.

Piękna Agnese dała się poprowadzić, ciągnięta za dłoń przez Gillę i obejmwana lekko przez Alessandro. Zdawać by się mogło, że jest najdelikatniejszą istotką w tej grupce. Gdy tylko opuścili pałac, usłyszeli liczne krzyki. Ludzie biegli przepychając się, niektórzy nieśli wiadra z wodą. Podążając za nimi rozespanym wzrokiem, wampirzyca zobaczyła płomienie nad zachodnim skrzydłem zamku. Objęła mocniej Alessandra dodając sobie otuchy, odwróciła wzrok i ruszyła dalej. Nim się obejrzała siedziała w karocy jadąc w stronę pałacu markiza. Agnese czuła jak powoli usypia, nie opierała się więc, gdy Alessandro uniósł ją i poniósł w stronę jej sypialni. Czuła jak powoli traci świadomość otoczenia. Karoca, chwilę potem dziedziniec, korytarz i nagle sypialnia. Dwie pary znajomych dłoni rozbierały ją, ktoś rozplatywał jej włosy, a przed nią było silne, znajome, ciepłe ciało. Objęła je mocno, całując gorące usta. Może jej się wydało, ale druga para dłoni, zaczęła rozbierać także tego bliskiego jej mężczyznę. Alessandro, bo była pewna, że to jego całuje. Tyle tylko zapamiętała, bowiem później zapadła się ku głębinom wampirzego snu.
 
Kelly jest offline  
Stary 20-03-2018, 18:50   #130
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
8 września 1503, wieczór

Ranek wampirzy, czyli dokładniej wieczór, zapowiadał się jak zwykle cudownie, zwłaszcza od pewnego czasu. Szczególnie teraz, bowiem kolejny raz poczuła, jak leży na prawym boku, jak za nią jest ułożony markiz. A tak, doskonale znała już jego zapach, dotyk jego dłoni, która obejmowała jej szczupłą talię. Oraz wielkość jego penisa, którego czuła tuż przy swojej szparce. Markiz wprawdzie nie był w niej. Może nie mógł się odpowiednio ułożyć, może ona leżała nieco zbyt wyprostowana, jednak jego stojąca męskość znajdowała się pomiędzy jej udami w wolnym trójkąciku tuż pod kwiatem łona. Znalazła tam swoje miejsce i delikatnie przesuwała się do przodu - do tyłu - do przodu - do tyłu. Czubek męskości oraz grzbiet jego ptaka przesuwał się po jej płatkach pieszcząc owo delikatne miejsce. Powoli, bardzo powoli. Wampirzyca czuła to wzrastający to słabszy nacisk jego bioder na swoją pupę, zaś od góry delikatne pocałunki jej włosów. Słyszała jego głos:
- Kocham cię … - cichy, pieszczotliwy, kojący.
Powiek jeszcze nie uniosła, jednak już czuła ową słodycz miłości swego kochającego wybranka.
Agnese poruszyła biodrami wychodząc mu naprzeciw, przez co jego czubek na chwilkę zahaczył o jej już wilgotną szparkę.
- Ja ciebie też kocham, Alessandro.
- Jesteś bardzo piękna, moja najdroższa, oraz bardzo seksi - mówił powtarzając swoje ruchy, które pieściły oraz słodko drażniły.
Oprócz jednak uczucia przyjemności płynącego ze słodkiego dotyku, uczuła aromat purpury. Tuż obok łoża musiał leżeć kielich świeżutkiego pożywienia położonego tam tuż przed jej wieczornym obudzeniem. Agnese czuła jak jego męskość zaczyna się ślizgać na wypływającej z niej wilgoci. Zapach vitae przyjemnie ją pobudził, jednak poddawała się ruchom mężczyzny. Nie chciała przyspieszać tej przyjemności. Zresztą mężczyzna chyba podobnie. Delikatnie bowiem przesuwał swoją męskość po jej szparce ocierając płateczki. Owszem, one nieco rozchylały się, obejmując męska twardość, jednak markiz na razie nie wchodził głębiej, czasem jedynie leciutko dotykając dna słodkiego wąwozika. Natomiast dłoń, lewa dłoń Alessandro, z taliii przesunęła się na jej pierś. Ujęła ją zaczynając pieszczoty. Nieco unosiła, ugniatała, bądź przesuwała się tuż nad powierzchnią skóry ażeby podrażniać miło swoim muskaniem tylko powierzchnię sutka. Agnese czuła, że jej narzeczony ma na nią ochotę, ale też widać było, że powoli stopniuje napięcie.
Z ust wampirzycy zaczął się wydobywać cichy pomruk. Jej ciało zaczęło delikatnie poruszać się wbrew jej woli, chcąc pogłębić przyjemność. Agnese czuła jak drży. Naparła piersią na dłoń mężczyzny, chcąc lepiej poczuć jego ciepło. Mężczyzna uścisnął mocniej jej cycuszek, zaś purpurowy czubek jego penisa zaczął powoli wchodzić coraz głębiej, Wszakże dalej jeszcze ślizgał się głównie pomiędzy samymi płatkami, jednak końcóweczka już zaliczała wejście do jamki. Wślizgiwała się, rozciągała je, rozwierała, dotykała wewnętrznych ścianek kobiecej piękności, podrażniała ich delikatność. Później jednakże ponownie się wycofywała, żeby wędrować po zewnętrznych częściach jej łona. chociaz raczej czuł, że nie wytrzyma dłużej takiego odwlekania. Jego męskość sztywna była niemal boleśnie i chciała w niej rozładować swoje napięcie, on zaś tak bardzo pragnął ją posiąść oraz dać jej swoim ciałem rozkosz.

W końcu wampirzyca nie wytrzymała, szybkim ruchem obróciła markiza i nim zdążył coś powiedzieć, usiadła na nim, biorąc go gwałtownie w siebie. Z jej ust wyrwał się okrzyk rozkoszy gdy poczuła jak nagle jego miecz, niemal przebił jej tylną ściankę.
- Ach! - wręcz krzyknął niemal Alessandro, kiedy narzeczona wskoczyła do niego i wsunęła w siebie całego potężnego penisa. Nadziała się niczym na pal wchodzący do samej głębi. Ale nie tylko wspaniałe uczucie płynące z podbrzusza sprawiło, że aż podrzuciło go z przyjemności tak, iż wierzgnął niczym młody rumak, ona zaś zatańczyła na nim swoim ciałem. Twarz kobiety, cudownie pulsujące, falujące, podskakujące piersi wywoływały wręcz hipnotyczny efekt. Patrzył się w nie i zaczął coraz mocniej poruszać się, tańczyć biodrami, podskakiwać, ona zaś rozpoczęła galopadę. Agnese oparła się obiema dłońmi o jego pierś by nie spaść i nie przerwać rozkoszy, którą czuła. Docisnęła nogi do jego bioder, jednocześnie zaciskając się na jego męskości. Czuła jak jej głowa niemal odpływa od rozkoszy. Natomiast jej ciało wewnątrz poczuła, jak męskość markiza jeszcze mocniej twardnieje, jak pręży się w niej zaciskana przez mięśnie jej pochwy, jak wreszcie zbiera się, by wystrzelić, potem zaś jak te malutkie, kleiste kropelki hurmem uderzają w jej arcywrażliwe miejsca w środku kwiatu, wewnątrz najgłębszej części intymnego kwiatu.
- Ach! - wręcz krzyknął znowu marki prężąc się cały, łapiąc odruchowo za jej barki, ciągnąć do siebie, żeby w tym wyjątkowym momencie nie tylko kochać się fizycznie, ale także łączyć usta gwałtownym pocałunkiem. Gdy Alessandro pochylił ją, doszła gwałtownie zaskoczona wbijając paznokcie w jego pierś. Ich usta niemal się spotkały, ale pocałunek utrudnił okrzyk, który w tej kulminacyjnej chwili z siebie wydała. Chwilkę jeszcze poruszali się tak spleceni, niby dzielny jeździec na narowistym ogierze, po chwili dopiero uspokajając oraz czując wspólną, słodką bliskość. Jego wielka męskość już nie była taka wielka, właściwie całkiem mała, zaś jego spojrzenie oraz usta uśmiechały się do niej. Jeszcze drżał, jeszcze jego pierś unosiła się ciężkim dechem, ale dochodząc powoli do normalności już się uśmiechał.
- Dobry wieczór, kochanie.
Agnese nie schodziła z niego. Uśmiechnęła się tylko czule.
- Dobry wieczór. - Sięgnęła po kielich i patrząc na markiza sączyła zawartość. Był wspaniały. Jej cudowny narzeczony. Delikatnie zakołysała biodrami czując jak jego zmalała męskość pływa w ich sokach. Odsunęła kielich, wciąż w połowie pełny, od ust i oblizała się.
- Pozwolisz mi na odrobinę szaleństwa?
- Na co tylko chcesz. Jestem twój - powiedział wpatrując się w nią, ciekawy co wymyśli jego ukochana dama.
Agnese chwilę przyglądała mu się, by w końcu, niechętnie wysunąć go z siebie. Stanęła nad nim w rozkroku i pomalutku zaczęła wylewać zawartość kielicha. Zaczęła od obojczyka i kreśląc jakiś wzór, zmierzała ku dołowi. Markiz widział jak obserwuje go z głodem w oczach, oblizując się. Gdy skończyła odstawiła pusty kielich i chwilę przyglądała mu się z zachwytem. Niespiesznie nachyliła się nad jego ciałem i przesunęła językiem po jego obojczyku. Powolutku, smakując każdy milimetr.
- Kocham cię mój piękny smakołyku. - Ruszyła dalej zlizując, scałowywując i zsysając z niego krew. Była pyszna, ale rozgrzana znajomym, kochanym ciałem, smakowała jeszcze lepiej. Agnese z przyjemnością zostawiała na męskim ciele krwawe malinki, aż dotarła do pępka gdzie wlała odrobinę więcej. Piła z niego krew niczym z kielicha, jednocześnie bawiąc się umorusanymi w posoce intymnymi włoskami Alessandra. Oblizała palce i zaczęła także i z nich wyssać krew, by powolutku dotrzeć do unoszącej się, także czerwonej męskości. Oblizała ją czubkiem języka.
- Jesteś wspaniałą kolacją, skarbie. - Wzięła go do ust i zaczęła mocno ssać.
Penis markiza już na początku całej zabawy zaczął ponownie się unosić. Wylewanie czerwieni, wysysanie jej, całowanie, pieszczenie było obłędnie podniecające, zaś kiedy zabrała się za jego męskość, wręcz odlot. Była mokra od wylanej krwi, jednak także od jego nasienia oraz jej soczków, które pozostały po poprzedniej zabawie. Wszystko to obecnie pochłaniała ona, zlizywała, zasysała.
- Ach, Agnese – wymruczał Colonna, którego biodra zaczęły się odruchowo poruszać – proszę, chcę, chcę dojść wewnątrz twoich ust.
Nie odpowiedziała, nie chcąc przerywać zabawy. Czuła jak pulsuje w jej ustach, jak jego zapach miesza się z zapachem krwi, pobudzając jej apetyt. Jej kły wysunęły się i gdy już poczuła, że na jego skórze nie ma śladu po vitea, wgryzła się w jego naprężoną męskość. Wzięła delikatny, powolny łyk, bawiąc się przy tym jego woreczkiem.
- Ach! - jęknął z szarpiącego bólu, który później zmienił się w gwałtowną rozkosz. Odruchowo poruszył mocniej biodrami biorąc jej usta, identycznie jak łono. Poza tym wręcz nie wiedział co się dzieje w kłębie gwałtownej, ogarniającej go przyjemności. - Cudo - jęknął, potem zaś już tylko przeżywał. Nagle szarpnął biodrami, wbijając głębiej w jej usta i gwałtownie strzelając kleistym, jasnym nasieniem. Agnese szybko wysunęła kły, nie chcąc zrobić mu krzywdy, jednak krew Alessandra wymieszała się z resztą. Powoli spijała zawartość, zalizując jednocześnie niewielkie ranki po ugryzieniu, aż jego męskość była tak czysta, jak na początku ich zabawy. Ostrożnie wypuściła go z ust i ułożyła się tak, by jego penis znalazł się między jej rozgrzanymi piersiami.
- To teraz jestem nawet po kolacji. - Uśmiechnęła się do mężczyzny.
- O rety - wysapał jedynie. Tyle tylko zdołał powiedzieć, zaś na jego twarzy rysowała się kompletna rozkosz. Chwilę jeszcze przeżywał ją, zaś ułożenie męskości w tak strategicznym miejscu, jak jej biust jedynie powiększał oraz przedłużał doznanie.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172