Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-04-2023, 23:49   #231
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
- Solidna stal. – Rust zważył rapier w dłoniach i chwycił za mieszek, wysupłując monety. – Za solidną walutę.

Oczy Kuny zaświeciły się jak u prawdziwego zwierzaka. De Groat przeciągnął efekt, efekciarsko przerzucając monetę po monecie między palcami.

- Potrzebujemy dużo – Nabywca rozejrzał się wokół oceniająco, nie do końca kontent. – Weźmiemy hurtowo. To, co tu – możemy z marszu. Ale szukamy i czegoś więcej, konkretów. Broni prochowej. Ale zastanawiam się… Czy to jest dla Ciebie osiągalne?

- No pewnie! – Młodziak wystrzelił zanim się zastanowił, napalony na kasę. Moment refleksji przyszedł po chwili, ale mleko się rozlało. – Nn-nn-nooo… Tu mam to i owo, ale jak coś więcej, to już bym musiał skonsultować…

- Zróbmy tak – to dostajesz z marszu. – Rust wepchnął mieszek w dłoń pasera. – Zorganizuj nam jakiś wóz i pomóż to wszystko załadować. Za skonsultowanie od razu leci ekstra, więc sam zważ, czy bawimy się w podchody, czy wolisz już wiedzieć, ile masz do wydania…

Kuna pokiwał głową jak uczniak, kupiony złotem do wydania, które przemnażał już w kolejnych dziesiątkach.

* * *

Załadowany solidnie, zaprzężony w dwa gniadosze wóz kolebał się powoli, otoczony konnymi. Podkręceni piciem w tartaku konni sami kolebali się nie gorzej od wozu.

- I mówisz, że to tam, w tej pustelni urzędują Czarne Jaśki? Oni dowiozą, co trzeba? – Rust wyszczerzył się serdecznie do Kuny, klepiąc go z uznaniem. – Z nieba nam Poldek spadłeś, z nieba samego!

Jak w zegarku, za klepnięciem po ramieniu, przyszło rąbnięcie obuchem i Waldemar zgasił paserowi światło. Woźnica wypożyczonego wozu, na który ekipa wypadowa załadowała odkupiony od Kuny towar, jęknął cicho, ściągnięty w tył przez Semena i postraszony toporem. Czuł, że z kozakiem nie ma żartów, więc nim jeszcze zakneblowano go i przywiązano do kozła, siedział jak trusia i grzecznie pomagał w sznurowaniu mu więzów.

- Może to źródło tego całego plugastwa w okolicy, a może nitka idzie gdzieś dalej. – Rust przywrócił swój wcześniejszy stan posiadania, odbierając Luitpoldowi sakiewkę. Nieprzytomny nie protestował, nawet kiedy nieuczciwy kontrahent sięgnął jeszcze i po nieswoje monety, które paser nosił we własnym mieszku. – Z tego, co głupol wygadał, wiadomo, że jest ich tam za dużo i sami nie uradzimy. Ale wiadomo też, że mają poważniejszą operację i nie zwiną się stamtąd raz-dwa. Jedziemy zdać sprawę do reszty i dobrać środki pod potrzebę.

Rust zeskoczył z wozu, odkrywając plandekę, pod którą chrzęściły stosy wusterburskiego oręża.

- No, ale zanim… Panowie – brać, wybierać. Można powiedzieć – zdobyczne, więc bierzcie, co Wam wpadnie w oko…

Rzuty: 12, 54, 65, 49, 32
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 18-04-2023 o 23:51.
Panicz jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-04-2023, 22:39   #232
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Czarna żółć

Zapach świeżych bułeczek polanych lukrem, lekko podszyty wonią potu, jaki zakwitł na splecionych w miłosnych uniesieniach ciałach, ustąpił zupełnie ziołowej mieszance jeszcze przed progiem. Bukiety z lokalnej flory ozdabiające talizmany, niektóre zasuszone, niektóre intensywnie kolorowe, pachniały... Cóż, swojskością. Otwartym polem, gęstym lasem, wiosennym strumieniem - stanowiąc jakby przekrój roślinności, która kwitła na ziemiach de Borgów. Woń zgęstniała już zupełnie, wypierając wszystko inne, gdy próchniejące w rogu drzwi uchyliły się skrzypiąco po trzech stuknięciach knykciami w drewno.

Stara Wanga była stara już dawno temu, gdy służyła jeszcze na dworze de Borgów za panowania dziadka Lothara, a teraz - osiadłszy w tym zapomnianym zakątku ziem zaprzysiężonych Trzygłowiu - bardziej trafnym epitetem, jak przemknęło przez myśl Leonidasowi, byłoby “Sędziwa Wanga”. Skręcona upływem czasu kobiecina była pomarszczona głębokimi liniami, naznaczona obwisłą skórą na podbródku, z konstelacją starczych plam na twarzy i rękach. Spod wyblakłej chusty na głowie wymykało się parę rzadkich kosmyków siwizny, barwą przypominającą zaszłe bielmem oczy kobiety.

Przyniosłam bułeczki — oznajmiła Annika cichym tonem.

I przywlokłaś kogoś. Hm — zielarka pociągnęła nosem, wodząc niewidzącym spojrzeniem nad ramieniem Leonidasa. — Mieszaniec Lothara. Dobrze. Musimy się rozmówić. Wnieś bułki. A ty przyjdź później. Rozmowa nie dla twych uszu, dziewczyno.

Kobieta odwróciła się na pięcie, pozostawiając otwarte drzwi i nie czekając na reakcję. Leonidas odruchowo przyjął wciśnięty mu w dłonie koszyk, kątem oka odprowadzając czmychającą Annikę. Próg przekroczył w chwilę później, zagłębiając się w półmrok chaty i marszcząc nos, gdy intensywne zapachy ziół spod powały uderzyły go w nozdrza, zamykając drzwi za plecami. Pomieszczenie przywodziło mu na myśl zakład Rumburaka w Serrig, aczkolwiek pozostawało w bardziej swojskim wystroju i brakowało profesjonalnych narzędzi fachu. Były jednak i zioła, i reagenty, i słoiki, bulgoczący kocioł, sproszkowane komponenty, butelki oznaczone prostymi symbolami. Guślarka czy nie, Wanga zdecydowanie wyznawała się na sztuce alchemii.

Tam — pomarszczony paluch wskazał stolik w kącie. — Dziewkę zostaw. Nie odpowie.

Leonidas wykonał polecenie, przyglądając się mysiej sylwetce. Lena sprawiała wrażenie cienia człowieka, obrzucając go tylko prędkim, strachliwym zerknięciem, pochylając się zaraz nad swoim stanowiskiem i skupiając na szatkowaniu mięty. Wyblakłe pasma szmaragdowego Ghyranu oblekały dziewczynę, pulsując iskrami ciemnego Dharu, ale to nie to przykuło jego uwagę. Cienista obecność nie tańczyła na peryferiach wizji, jakby chata zielarki była dlań twierdzą nie do sforsowania.

Nie wejdzie — mruknęła Wanga, zaskakująco pewnymi ruchami miażdżąc parę suchych liści w moździerzu.

Co jej dolega? — Leonidas zbliżył się do staruszki, zniżając głos.

Czarna żółć, melancholia. Wusterburg ją złamał — odparła kobieta. — Nie po to tu jesteś. Wusterburg złamał też “Łupacza”. Musisz to powiedzieć Paracelsusowi. Że ziarno szaleństwa już kiełkuje. Jeśli pozwoli, to wyrośnie zeń las skrwawionych mieczy.

Nie znam żadnego Paracelsusa.

Człek wielu imion. Zna go karzeł i kozak. Razem ociekali krwawym deszczem. I tak samo w nich kiełkuje ziarno. W nich, w łasicy i łowczyni też. Musi wyrwać chwast z korzeniem i łodygą. Inaczej Teoffen spłynie krwią. A za nim Serrig i Trzygłów.

Kobieta przemawiała dźwięcznym tonem. Pewnym, nieskażonym choćby kroplą starości.

Ona zostanie — Wanga kiwnęła głową w stronę Leny. — Zastanów się, czy jej brat zasługuje na karę. Szuka tylko sposobu, by uleczyć nieuleczalne. Jeśli nie wstawisz się za nim u swojego pana, mieszańcu, pochłonie go burza, którą tak kochasz. Jej dłonie też są zbroczone posoką, jak twoje. Czy Luitpold zasługuje na śmierć?

Leonidas nie był pewien, czego spodziewał się po wizycie w chacie zielarki, ale nie tego. Nie dziwnych słów pozbawionych sensu, niepokojąco brzmiących jak wieszczenia z prawdziwego zdarzenia. Poruszenie zza okiennic przyciągnęło jednak jego uwagę.

Kamraci cię potrzebują — oznajmiła Wanga, odwracając się do mieszańca plecami, by zamieszać w kotle. — Pamiętaj me słowa.


Droga do Dębin

Chwilowy postój nie potrwał długo. Tyle, aby przejrzeć tylko zdobyczny stos żelaza na tyłach wozu i przygarnąć co apetyczniejszy kąsek. Trzeba było przyznać, że Kuna znał się na swoim fachu, przynajmniej jeśli idzie o ukrywanie sporych ilości towaru na niewielkim obszarze. Ciężko było bowiem mówić o znajomości innych stron przemytniczo-paserskiego biznesu, zwłaszcza jeśli szło o wyznawanie się na ludziach, gdy chłopak został spacyfikowany przez Waldemara, nawet nie podejrzewając fortelu grupy choćby przez chwilę. Rust just wcześniej, w sadybie, mógł stwierdzić że oferowana stal była dobrej roboty i reszta szabru dorównywała tej pierwszej klindze. Kuni towar był w większości ograniczony do sztyletów i popularnych wśród szlachty mizerykordii, z garścią krótkich mieczy podbijającą nieco różnorodność. Do tego dwie ciężkie kusze. Proste, jakościowe wyroby, sygnowane znakami wusterburskich zakładów.

Podróż powrotna do Dębin przebiegła równie spokojnie, co wcześniejszy kierunek do tartaku. Tempo było już jednak znacznie wolniejsze. Nie tylko z racji tego, że obowiązki woźnicy przejął Waldemar, z Semenem trzymającym kuszę na kolanach obok niego. Zmierzch zapadł już w pełni i ciemność spowiła okolicę, a za jedyny jasny punkt mając latarnię zawieszoną parę cali przed łbami wierzchowców, Brök senior rozsądnie postawił na ostrożność. Rust usadowił się z tyłu tuż obok struchlałego woźnicy, czekając aż Kuna się ocknie. Z czystej ciekawości miał ochotę zamienić z junakiem parę słów, już otwarcie, bez całego tego teatru.

Luitpold ocknął się krótko po ruszeniu, a i owszem, ale prędko okazało się że rozmowa nie wchodziła w grę. Gdy tylko oprzytomniał na tyle, by zauważyć własne więzy, zrozumienie wykrzywiło mu twarz wraz z przerażeniem.

Nienienie, błag-gam, nie! Litości, m-m-mój panie, litości — załkał w stronę Rusta.

Zachowaj oddech. O litość to do bojara, nie do nas — poradził po przyjacielsku Semen.

N-nie, j-j-j-j-ja... J-ja tylko... — Kuna przełknął ślinę raz i drugi, powiódł spojrzeniem po grupie. — B-bojar? Z żad-żadnym bojarem nie mam zwady. Kto wy?

Bojar to tytuł szlachecki w Kislevie — wyjaśnił rzeczowym tonem Waldemar. — Mój przyjaciel ma na myśli sir Lothara, pana na Trzygłowiu.

NienieNIE!

Ludzie różnie reagowali na widmo śmierci. W przypadku Luitpolda reakcją był krzyk, który odbił się echem od pagórków wokoło, ale zanim ktoś zasugerował zakneblowanie młodego, przeszedł w płaczliwy bełkot w o wiele niższych rejestrach. Junak trząsł się jak osika na wietrze i za nic nie reagował na kolejne słowa, widać równie świadom tego, że najpewniej wiodą go na śmierć. Przy samym paserstwie może i mógłby liczyć na lżejszy wyrok, ale znaki Wusterburga inkryminowały niezwykle ciężko. Henrietta mogła chcieć zrobić z Luitpolda przykład, dołożyć mu zarzut konspiracji z Rewolucją i dowieść, jak żelazna była dłoń, która rządziła Serrig.

Piekła są wybrukowane dobrymi chęciami — westchnął Rust. Z bełkotu godnego szaleńców wyłapał zaledwie coś, co brzmiało jak “Lena” i różne wariacje klasycznych “ja nie chciałem”. Obrócił się w miejscu, zwracając do Leonidasa jadącego tuż obok wozu. — Te twoje podboje coś ci powiedziały o jego siostrze? Co jej dolega?

Melancholia — odparł mieszaniec. — Zjechali w te strony zaraz pod odwilżach, spod Wusterburga. Mówiły, że jej umysł złamało to, co tam widzieli przy wybuchu buntu. Chłopak podobno odkłada, co zarobi, żeby wybyć z nią do Tilei. Tam pomocy szukać.

Nie ona jedna — DeGroat zastukał palcem o drewno. Słyszał już o takich przypadkach. — Głowy nie wyleczysz. Choćby nawet wybyli do Kataju. Nie wiem, czy i czary by tutaj pomogły.

W Marienburgu podobno praktykują nowy zabieg — odezwał się Waldemar, nie spuszczając oczu ze ścieżki. — Przecinają połączenia w mózgowiu i twierdzą, że to leczy choroby psychiczne.

Na tym właśnie minęła reszta drogi, gdy Waldemar zakończył nazbyt dokładne zapoznawanie ich z procedurą lobotomii, która zdawała się rozpowszechniać w Marienburgu - na luźnych rozmowach bądź komfortowej ciszy, przerywanej jedynie łkaniem Luitpolda. Chłopak ożył dopiero, gdy wjeżdżali w zabudowania Dębin.

Zostawcie tylko Lenę — chwycił Rusta za rękaw. — Ona nic nie zrobiła, nic nie wiedziała, to mój pomysł, moja wina. Jeśli macie Sigmara w sercu, panie, uczyńcie mi ta łas...

Cicho! — syknął DeGroat, wyrywając rękę.

Było za cicho. Co prawda nie należało się spodziewać dużego ruchu o tak późnej godzinie, ale zabite głucho okiennice rzadko kiedy były pożądanym widokiem, zwłaszcza w połączeniu z paroma sylwetkami naprędce przemykającymi do wnętrz domostw. Przed zajazdem wystawione były ławy i antałki z piwem, które równie spiesznie sprzątali pracownicy, omijając nielicznych opijusów, którzy drzemali w najlepsze pod chmurką. Napięcie było łatwo wyczuwalne. Zwłaszcza gdy zajechali pod dom starosty, w którym powinien być Lothar, a którego strzegł tylko Cesco. W pełnym rynsztunku.

Kondotier na widok wozu zastukał do drzwi łamanym rytmem, niewątpliwie będącym umówionym sygnałem. Fiona Daenzer po chwili wyłoniła się z budynku. Nie w koszuli nocnej, a tym samym ubiorze jaki miała na sobie na szlaku. Instynkt sprowadził dłonie na broń.

Macie wyczucie czasu, panowie, nie ma co — szlachcianka sarknęła w ramach powitania, zbliżywszy się prędkim krokiem do wozu. — Lothar parę chwil temu zebrał zbrojnych i ruszył rozgonić wiec.

Wiec, moja pani? — zapytał Rust, zeskakując z wozu.

Kaznodzieja z Wusterburga zebrał miejscowych — wyszeptała lisica. — Tupik i Morgden to wywęszyli.

Gdzie? — Leonidas zapytał krótko.

Tam — wskazała kobieta. — W jakiejś stodole za pagórkiem. Słyszeliśmy o takich spotkaniach, ale żeby tak blisko, pod samym niemal nosem Lothara?

Zbrojni Lothara, którzy towarzyszyli im w tartaku, nie zainteresowali się słowami Fiony po tym, jak tylko wskazała kierunek. Wierni swojemu panu, spięli wierzchowce i ruszyli z kopyta, zostawiając za sobą tylko chmury pyłu.


Obława na oratora

Kaznodzieja musiał być albo kłamcą doskonałym, albo szczerze wierzyć w to, co głosił. Przynajmniej takie wrażenie odniósł Dexter, wsłuchując się mimowolnie w przemowę, nie mając nic innego do roboty podczas oczekiwania na zbrojnych. Rewolucyjne postulaty były mu już wcześniej znane, tak jak większości Wissenlandczyków. Nawoływanie do zbrojnego powstania przeciw zamordyzmowi szlachty, krótko mówiąc, i przemowa potwierdzała te przekonania. Połowicznie. Bo o ile rzeczywiście kaznodzieja nawoływał do starań o “Nowy Ład” i reformę społeczeństwa, tak ciężko było odnaleźć w jego słowach podburzanie ludu do zbrojnego zrywu. W zamian zachęcał do wnoszenia petycji i nacisku na włodarzy poprzez chociażby wstrzymanie się od pracy, aby zmusić ich do otwarcia się na pertraktacje.

Część z osób opuściła stodołę na krótko po tym, jak Tupik poleciał po Lothara, najwyraźniej uznając słowa kaznodziei za stratę czasu, bądź poddając się własnemu cynizmowi i niewierze w lepsze jutro. Część z kolei pozostała chyba tylko i wyłącznie z ciekawości czy chęci wysłuchania perory do końca, wnosząc po sceptycznych minach, parsknięciach bądź cichych sarknięciach, ale znaleźli się też i tacy, którzy chłonęli słowa kaznodziei. Gdy przemowa przeszła w rozmowę i mężczyzna zaczął odpowiadać na pytania padające w jego stronę z tłumu, to właśnie ta garstka miała najwięcej do powiedzenia.

I to ta garstka właśnie zupełnie nie przestraszyła się ciężkich kroków i okrzyków, gdy zbrojni pod wodzą Lothara w końcu wparowali do stodoły. Tłum rozpierzchł się w dwie chwile, gdzie niektórzy od razu skoczyli w stronę okien, nieświadomi że budynek był otoczony kordonem, a inni czmychnęli w ciemne kąty, najpewniej planując umknąć gdy sprawy przybiorą brzydki kierunek. Ale ci nieliczni (acz nadal liczniejsi od grupy uderzeniowej w środku) nie dość że stanęli twardo naprzeciw błyskającym w ich stronę ostrzom obnażonym do połowy, to i zbili się w wał, blokując dojście do kaznodziei.

Rozejdźcie się, dobrzy ludzie — Lothar, z dłonią na rękojeści, zrównał się z linią zbrojnych. — Ten człowiek jest aresztowany w imieniu miłościwie nam panującej lady Henrietty Reuter, pani na Serrig i Reutesbrücku, Starej Krwi Sollandu.

Za jakie zbrodnie, mój panie? — kaznodzieja zdawał się nie być poruszony słowami de Borga. — Czyżby zwykła rozmowa z ludźmi stała się zbrodnia?

Być może pytanie było z natury niewinne i miało stanowić zaledwie otwierający manewr, próbę rozpoczęcia dialogu z panem Trzygłowia, ale niektórym osobnikom nie trzeba było wiele. Za pierwszymi okrzykami co bardziej krewkich chłopów, zaraz poszły i inne.

Dajcie mu mówić!

Nic nie czyni!

Zostawcie go, dajcie mówić!

Rozmawiać już nie wolno?

Precz z tyranią!

Bracia! Siostry! Spokojnie, uspokójcie się! — kaznodzieja krzyknął.

Pech chciał, że choć mówcą był dobrym, to krzykaczem kiepskim. Być może i też tutejszy plebs szukał tylko wymówki, ignorując nawoływanie mnicha do spokoju. Tupik i Dexter, bezpiecznie skryci za plecami zbrojnych i Lothara, czuli w kościach, że tego napięcia można już było nie ostudzić. Zwłaszcza że de Borg wycofał się krok-dwa, a jego zbrojni postąpili wprzód.

I tak już gęsta atmosfera zgęstniała jeszcze bardziej.
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-04-2023, 07:43   #233
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Na Sigmara i najkochańszą panienkę Shayllę co tu się wyprawia?

Tupik mimo mikrej postury słyszalny był dość dobrze gdy tego chciał, lata treningów zrobiły swoje , co prawda połowa z nich to przekrzykiwanie harmidru tłumu w karczmach, ale jednak.

- Podsadź mnie nieco – uprosił Morgana i po chwili ładował mu się na plecy by być lepiej widzianym i słyszanym a poza tym widok halflinga siedzącego na grzbiecie szlachcica był swojski , rozładowujący napięcie , a przynajmniej taki był zamiar.

Tłum nieco zbaraniał, zwłaszcza Lothar którego wraz z żołdakami przyprowadził nie kto inny a Tupik właśnie, niemniej nikt spośród zgromadzonych chłopów tego nie widział, co pozwalało Tupikowi zagrać swoją partię szachów po nowemu. "Adaptacja do sytuacja" – jak mawiał stary znajomy który przerzucił się na płynną żywność po tym jak stracił wszystkie zęby w karczemnej bójce.

- Chłopi ! Toż jam spośród was , ciężką i oddaną służbą na tytuł zapracowałem, ochraniając dziedzica Lorda , własną piersią go przed niebezpieczeństwem osłaniając i taką żem nagrodę dostał – wymownie pokazał piąstkę z pierścieniem. – Prawdaż to że w Bretonni , bo tu w Imperium nie wiem czy kto by tak niziołka, nieludzia uhonorował , jednak skoro można tam dojść do czegoś więcej to i tu będzie można. Prędzej czy później. Ale nie gwałtem , nie sporem, ale zgodą pomiędzy stanami , wy żywicie a oni – wskazał ręką zbrojnych - chronią.

- Do was też się zwracam zbrojni – Tupik kontynuował przemowę póki tłum nie za bardzo jeszcze wiedział o co chodzi a wraz z dalszym wywodem zdawało mu się że coraz bardziej zbijał z tropu zgromadzonych i oddalał ich od pierwotnych zamiarów – Toż przed wami bracia , Serrigijczycy jak i wy , bez nich nie mielibyśta co do garnka włożyć . – Tupik celowo zchłopszczał swoją mowę wszak zbrojnych miał po swojej stronie zanim jeszcze wszystko się zaczęło, tak naprawdę to „zdobywał” chłopów.

Iluż z was ma rodziny po wsiach ? Chcecie krzywdzić tu zgromadzonych tylko za to że na rozmowę przyszli , obcego posłuchać , o świecie się dowiedzieć? Wszak wy po całym Serrige podróżujecie a oni jak do sąsiedniej wsi zajadą toż to już wyprawa nad wyprawy!

Wyraźnie słyszał szmer aprobaty przelewający się wśród zgromadzonych chłopów – dobrze gada – usłyszał spośród nich i choć nie opuścili obrony kaznodziei jednak napięcie zaczęło spośród nich ulatywać , być może na skutek pewnej dezorientacji w jaką Tupik wprawił wojskowych w tym Lotara.

- Dajcież no mi z waszym kaznodzieją pomówić, na osobności , na spokojnie , wywiedzieć się z czym przybył , jeśli to człek prawy a na takiegoż wygląda nic mu nie będzie pójdzie dalej w swoją stronę. – Zaproponował pokojowe rozwiązanie sprawy.

Po prawdzie nie za bardzo chciał mieć na sumieniu chłopów i samego kaznodziei który nie wyglądał i nie zachowywał się tak jak to sobie Tupik z początku wyobrażał. W porównaniu do agitatorów z Wustergurga ten zdawał się być wręcz lekarstwem, antidotum na chorobę jaka trawiła Imperium od środka. W niczym nie przypominał niosących światło rewolucji z jakimi do tej pory miał do czynienia. Przy odrobinie szczęścia miał nadzieje że zdoła ułagodzić sytuacje i kto wie , może jeszcze obie strony siądą wspólnie do kufla ? Alternatywą była przelana krew i w imię czego?

Roztropnie nie wychylał się na przód , nie zamierzał wylądować pomiędzy chłopami a żołdakami, zresztą Dexter i tak mu by na to nie pozwolił , prędzej wycofałby się poza chałupę niż wchodził głębiej między zwaśnione strony. Już i tak nader wyraźnie czuł napięcie karku siedząc na Dexterze i nie wypowiedziane "W co ten Tupik jeszcze mnie wpakuje? "

Jego instynkt samozachowawczy działał znacznie sprawniej niż niziołka, co trzeba mu było przyznać , Tupik mieszał się niemal we wszystko i nie raz się sparzył, Dexter zaś unikał wszystkiego co choćby mogło tylko kojarzyć się z jakimikolwiek kłopotami. Na dłuższa metę wszystkiego unikać się nie dało a i same unikanie mogło przysparzać kłopotów. Ten duet niemal idealnie wyrównywał wzajemne słabości.


K100 : 83, 14, 10, 30, 42

 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 25-04-2023 o 08:03.
Eliasz jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27-04-2023, 09:42   #234
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Dex srał w galoty przyglądając się zbieraninie. Może i część wieśniaków nie była poruszona i nawet opuszczała zgromadzenie, to jednak nie pocieszało go specjalnie, ponieważ każda osoba nie zainteresowana głównym mówcą mogła swój wzrok rzucić na cień niedaleko wejścia, który wyglądał nad wyraz podejrzanie. Wolał nie myśleć co by się stało jakby wpadł.


Na szczęście zbrojni przebyli no i się zaczęło.
Atmosfera gęstniała z każdą sekunda.
Morgden zastanawiał się co czynić. Wiać? Próbować mediacji? Wyciągać broń?
Z rozważań wyrwał go niziołek, który bez ceregieli wdrapał mu się na plecy, aby mieć lepszą pozycje dla swej przemowy.
Młodemy “Von Werkowi” zostało tylko trzymać dumną i poważną pozę pomimo sytuacji w jakiej się znajdował.


Niby szlachcic wiedział, że spektakl musi trwać, a słowa trzeba wzmocnić odpowiednią mową ciała, więc ruszył na przód na tyle na ile się odważył. Do pierwszego szeregu zbrojnych. Tak w razie najgorszego móc się za nimi skryć.
Odwagą przecież nigdy nie grzeszył.

Rzuty:46,08,78,11,78

 
Lynx Lynx jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 03-05-2023, 22:45   #235
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Dębiny

Dłużyła się droga, dłużyła i męczyła, przyćmiewały zmysły słowa Wręgi, zapadłe w sercu Leo jak spadająca gwiazda zapada się w grunt i czyni zamęt, żłobi krater. Nawet niedawne igraszki z pięknymi kobietami zbladły jak zimowa miłość. Nikt szczęściem zasadzki nie czynił, któż mógłby większą niż tajemnica, którą mu odsłoniono.

Co raz spoglądał na młodzieńca i rozważał czemu miałby go ocalić, czemu ów człowiek był potrzebny, z kolei dyskretnie na kozaka, szukając jego widmowych smaków, ten mu się zdawał korelować z metaliczną wonią krwi.

Karzeł i olbrzym, z którym powinien wprzódy rozmawiać? - myślał Leo. Obaj się zdawali równie niebezpieczni. Jeden przebiegły, drugi porywczy. Się zapadł w sobie w myślach tak, że nie spostrzegł się kiedy świecień przysiadł za jego plecami. Bezczelnie tuliło się kuriozum do rozpalonych pleców, im bardziej tuliło tym dwa księżyce mocniej piekły.

Puścił dopiero przy bramie, niespodziewanie. Przebudzony z zamyślenia Leonidas złapał ostrzeżenie szlachcianki. Zmiął w ustach przekleństwo. Luitpolda zrzucił brutalnie na glebę - Ten musi żyć i nie może uciec! Zawrzyjcie wrota! Nikt wejść i wyjść nie może.

Niespodziewanie braterska więź stała się ważniejsza niż tajemnice, zagłady wieszczone, ruszył mieszaniec z kopyta, podobny posłańcowi bogów, tylko oszczep zdążył porwać. Okręcił nim w powietrzu, a będąc przy stodole konia postawił strasząc gawiedź wokół.

Za przyjacielem wyglądał, jakby miał księżniczkę ratować. Zbrojnego za kołnierz ucapił. - Mów gdzie Pan! - straszył chłodem bladych ślepiów, z podniecenia zaczynających lśnić szafirem.

Jasne, ciemne i te szkliste,
Wstęgi czarów, pragnień, strachów,
Wiła droga mnie ku tobie,
Nic bez ciebie już nie zrobię.


Wtargnął w progi jak huragan, gotów chronić przyjaciela. Zaś zaraz za nim świecień się skradł.

Chciałby spróbować Leo na Semenie wykrycia aury eteru. Dyskretnie, więc jeśli nie będzie okazji przez drogę to będzie na później.
Co do reszty to chyba jasne, powierza jeńca opiece i rusza chronić przyjaciela.

53/07/02/18/47

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 10-05-2023, 16:38   #236
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Semen był bardziej zamyślony niż zwykle. Dziwne ukradkowe zerkania Leo jawiły mu się nad wyraz podejrzane. Wrażenie odnosił, że nie chodziło tu o uczciwe wrażenie żelaza pod żebro, czy kradzież sakiewki. Bardziej chłopofilstwem mu to pachniało. Zastanowił się nad profilaktyką, ale kolejny trup mógłby nadszarpnąć jego opinię. Już odnosił wrażenie, że niektórzy nie do końca mają zaufanie do niego, zwłaszcza jak żelastwo w ręku trzyma.

*

Semen rozważniej od chłopofila ruszył ku stodole, na wszelki wypadek kusze rychtując.

23, 56, 85, 33, 42

 
Mike jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 13-05-2023, 20:04   #237
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Czarne chmury zbiegały się coraz gęściej. Wissenland nasiąkał wyziewami Wusterburga i nie trzeba było już nawet specjalnie szukać, by napatoczyć się na nasiona rewolucji. Wiec pod samym nosem Lothara był kolejnym wybojem na mapie, gdzie bunt pakował się pod nogi podróżników.

Rust czuł, że schwytanie Kuny mocno przyśpieszy wydarzenia, ale nie palił się do ich oglądania. Po tym, czego doświadczył w ostatnich dniach, spodziewał się, że macki rewolucji rozpełzły się już dość szeroko, by po ”sprawdzam”, które miało niebawem nastąpić, jucha miała sikać wszędzie wokół.

- Wejdźmy do środka. – De Groat pociągnął skrępowanego Luitpolda ze sobą i wszedł za Fioną do budynku. – Mamy tu gagatka, który ma dla całej tej rewolucyjnej afery spore znaczenie, więc nie zostawię go bez opieki.

- Co to za jeden, panie Rust? – Lisiczka omiotła Kunę wzrokiem, niepewna, co ciekawego może kryć się za mizernym fizys łotrzyka.

- Pechowiec. Przedsiębiorczy pechowiec, który zadał się dla zarobku z niewłaściwymi ludźmi. – De Groat pokiwał głową z teatralnym ubolewaniem. – Jeśli będzie mądry i nam pomoże, kto wie, może pan Lothar okaże wyrozumiałość.

- Surowy to pan, ale sprawiedliwy – wtrącił Waldemar, który jak duch wślizgnął się do salki.

- To prawda. Może puścić wolno i jeńca, a może i jego razem z całą rodziną ukarać. – Rust nalał wszystkim po napitku, nie oszczędzając Luitpolda. – Pij, pij. I gadaj wszystko, co wiesz. Prawda cię wyzwoli, Luti.

Rzuty: 47, 33, 74, 39, 66.
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 13-05-2023 o 20:07.
Panicz jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 31-07-2023, 16:13   #238
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Obława na oratora

Gęsta atmosfera tak jak zgęstniała, tak rozrzedziła się nieco gdy przemówił Tupik. Dębiny w osobach miejscowych zdębiały, słuchając wygłaszanych z wysokości dexterowych ramion słów, a nawet zbrojni i sam Lothar zdawali się być rozbrojeni tupikowym trikiem. Plebs dał karłowi posłuch, a słowa widać trafiły w punkt co niektórych, gdy rozpoczęła się wymiana niepewnych spojrzeń czy szmer szeptów. De Borg wpatrywał się w Tupika z cieniem rozbawienia podszywającym powszechne w stodole skonfundowanie, uniesioną dłonią wstrzymując wiernych sobie żołnierzy, którzy powoli odzyskiwali rezon.

Rozejdźcie się, bracia i siostry — kaznodzieja skorzystał z chwili ciszy, jaka zapadła. — Mus nam uniknąć rozlewu niewinnej krwi tutaj. Z pewnością dobry pan de Borg zgodzi się z moimi słowami.

Lothar czujnym spojrzeniem omiótł wnętrze stodoły, gdy wszystkie spojrzenia spoczęły na nim. Odchrząknął i potoczył ramionami, prostując się i wtłaczając w głos cały autorytet, na jaki było go stać.

Ten człowiek opuści Dębiny wraz z nami — oznajmił. — Zabierzemy go do Trzygłowia o poranku. Zapomnę wasze twarze, jeśli odejdziecie w pokoju do swych domostw i okażę wam łaskę, jak i okazałaby miłościwie nam panująca lady Henrietta.

Kolejny pomruk przetoczył się przez ciżbę. Miejscami dało się nawet słyszeć parę prychnięć - reputacja Reuterówny przybierała wiele form, lecz żadna z nich nie przedstawiała pani na Serrig jako łaskawej. Dębiny były jednak włościami de Borgów od wieków, nikt więc nie odważył się podważyć słów Lothara. Część chłopów spojrzała na kaznodzieję, swoje reakcje i decyzje uzależniając od niego. Orator kiwnął tylko głową i zszedł ze swojego podwyższenia, kładąc dłonie na ramionach mijanych plebejuszy. Tupik, czując oddalającą się wizję przelewu krwi, ześlizgnął się z ramion Dextera w niemal tym samym momencie, co zdyszany Leo wślizgnął się do środka, a zaraz za nim Semen.

Zdaję się na pańską łaskę, panie de Borg — oznajmił orator, mijając zbrojnych i stając przed szlachcicem.

Lothar nie odpowiedział choćby słowem, odsuwając się tylko o krok w prawo i gestem zapraszając mężczyznę do opuszczenia budynku. Zbrojni od razu ponowili szyk, mimo że jakakolwiek niechęć ciżby parę kroków dalej ostygła już zupełnie. Kolejne ognisko rewolucji zostało ugaszone.

Przynajmniej na razie.


Dębiny

Wyswobodzony z więzów Luitpold vel “Kuna” dorwał się do zaoferowanego mu kubka i wydudnił napitek naraz, nie bacząc na konwenans towarzyski i obecność damy. Płynny kuraż pociekł po z kącików ust łapczywie przyssanych do glinianego naczynia, ściekł po umorusanej szczęce i opadł na marnie połataną, znoszoną koszulę. Junak sapnął, w końcu opróżniwszy naczynie, obrócił je w dłoniach znaczonych odciskami, prędkim ruchem zebrał parę łez wyciśniętych z oczu - czy trunkiem, czy żalem, czy czymś jeszcze innym, to miało pozostać w sferze domysłów. Zwilżone alkoholem usta poruszyły się parę razy - to otwierając, to zamykając - lecz nie uciekły spomiędzy nich żadne słowa, jakby Luitpold zapomniał języka w gębie. Tudzież nie wiedział, gdzie zacząć. Z pomocą przyszła Fiona, która nachyliła się w jego stronę i delikatnym gestem złożyła swoją dłoń na jego nadgarstku, na twarz przywdziewając maskę przyjacielskiej zachęty.

Sir Lothar i Jej Miłość znają wartość miłosierdzia — odezwała się ostrożnie wyważonym tonem. — Nie mogą jednak zlitować się nad kimś, kogo nie rozumieją. Opowiedz nam wszystko, Luitpoldzie, nie szczędząc szczegółów i pozwól nam zrozumieć. Zacznij od początku.

Zaczął. Od rzezi wusterburskiej, iskry która rozsadziła południowy Wissenland Rewolucją, obracając w pył nie tylko samo miasto, ale też i zbudowane tam życia prostych ludzi takich jak Luitpold. Fiona w którejś chwili odchyliła się ponownie w krześle, kiwając tylko smutno głową na snutą przez więźnia historię i gdzie trzeba było zakrywając wygięte we współczującym przerażeniu usta. Mimo że Rust pełnię uwagi skupił na Kunie, instynktownie śledził też kątem oka Daenzerównę, starając się ignorować widmo świętej pamięci Darii von Nogaj, które widział w lisicy. I chociaż powierzchowne podobieństwa łączące obie kobiety ograniczone były tylko do ognistego koloru włosów, to nie miał wątpliwości że Fiona Daenzer mogła się okazać równie niebezpieczna - o ile jeszcze nie bardziej niebezpieczna - co jego zmarła znajoma.

Zatem ty dostajesz towar od Czarnych Jaśków, a oni od kogoś jeszcze innego, tak? Gdzieś zza rzeki, na południe? — Rust upewnił się, gdy Luitpold zamilkł.

T-tak — chłopak pokiwał głową. — Wsp-wspominali kied-dyś o kopalniach.

Kopalniach czego? — zapytał Waldemar, dotąd trwający jak cień pod ścianą.

Kuna podrapał się po szyi, zerknął to tu, to tam, jakby unikając spojrzenia któregokolwiek z przesłuchującego go tercetu. Rozluźniona wcześniej alkoholem i przyjacielską dyspozycją Fiony sylwetka zaczęła ponownie tężeć.

Twojej siostrze nic nie będzie, masz na to nasze słowo. Ona w niczym nie zawiniła — tym razem to Rust nachylił się w kierunku Luitpolda, położył dłoń na kościstym ramieniu w uspokajającym geście. — Sir Lothar pośle swoich ludzi, żeby o to zadbali.

N-n-nie wiem jaka to kop-palnia, ale chyba węgla — wyszeptał Kuna. — Cz-czasami musiałem czyścić os-ostrze z czarnego pyłu.

Rust zerknął w stronę Fiony pytająco, ale ta jedynie pokręciła nieznacznie głową, wymownie przenosząc spojrzenie na drzwi izby i podnosząc się z krzesła.

Mości Lothar usłyszy o twojej chęci współpracy — deGroat poklepał junaka, podnosząc się w ślad za szlachcianką.

Tercet opuścił pomieszczenie, zostawiając zrezygnowanego Luitpolda. Fiona skinęła głową czuwającemu na zewnątrz kondotierowi, który wślizgnął się do izby by pilnować więźnia. Dopiero gdy drzwi zamknęły się za plecami Tileańczyka, Rust skrzyżował spojrzenie ze szlachcianką.

Dużo takich kopalni w okolicy, panno Daenzer? Gdzie ta nitka może prowadzić?

Zależy jak definiujesz “w okolicy”, panie deGroat — odparła Daenzerówna. — Jeśli chłopak się nie myli i dostawcy jego dostawców kryją się w jakiejś kopalni węgla, to komplikuje sprawy.

Gdyż operują na ziemiach seniora Jej Miłości — Waldemar oznajmił, czyszcząc szkiełka okularów.

Istotnie — przytaknęła Fiona. — Do tego większość z nich leży przy granicy z ziemiami Pfeifraucherów. Wzmożony ruch zbrojnych oddziałów w tamtych stronach może być... kłopotliwy. Jednak to czcze gadanie, panowie. Kwestia tej części przemytników jest oficjalnie poza naszą jurysdykcją i to baron Preiss zadecyduje o tym, co należy z nimi uczynić.

Rust tylko przytaknął Danzerównie niezobowiązująco. Mimo że jego wiedza o południowym realpolitik nadal pozostawała pod wieloma względami wybrakowana, to wiedział jak młody baron Scharmbecku był zainteresowany rządzeniem swoimi włościami. Do tego stopnia, że nawet wybuch Rewolucji nie zmotywował go do powrotu na południe i do tej pory bawił w Nuln, gdzie - jeśli wierzyć plotkom - za punkt honoru uczynił sobie odwiedzenie każdego burdelu w mieście. Jakby nie było, nitka oczywiście szła dalej, ale ich udział w sprawie przemytu wyrobów ze stali dobiegał właśnie końca.

Zwłaszcza, że dźwięki zza okna wieściły powrót Lothara z obławy na stodołę.


12. Sommerzeit 2524 KI
Trzygłów


Gdy donżon de Borgów wyłonił się na horyzoncie zza ciężkich obłoków mgły jaka zeszła tego dnia z gór, bardzo prędko szło się domyślić pochodzenia jego nazwy. Przemierzane dotąd piętrzące się pagórki i łagodne wzniesienia tej części Wissenlandu za Trzygłowiem przechodziły już w prawdziwe pogórze, wyrywające się wrzaskliwie ku górze, wznoszące się wpierw skalistymi klifami, a dalej ośnieżonymi nawet w pełni lata szczytami, składającymi się fałdami w masywne pasmo Gór Szarych, wyznaczające granicę między Imperium i Bretonnią naturalną zaporą. Warownia była wzniesiona na jednym ze wzniesień i znajdowała się na pierwszym planie górskiej panoramy, z trzema formacjami skalnymi rzeczywiście przypominającymi nieco łby stłoczonymi na drugim planie. Wyrosła wokół Trzygłowia wioska rozlewała się zboczami wzgórza w każdym możliwym kierunku, pozbawiona bariery w postaci obronnych wałów, dopełniając obrazu prowincjonalnego siedliska.

Lothar zniknął w trzewiach donżonu bardzo prędko, gdy tylko orszak wtoczył się na dziedziniec, zapewne chcąc jak najprędzej wysłać list do lady Henrietty i poinformować ją o zaistniałych komplikacjach, które zdawały się wyrastać jak grzyby po deszczu. Leonidas domyślał się, że jego pan i przyjaciel pragnął jak najprędzej umyć dłonie i pozbyć się tych politycznych migren - w postaci kaznodziei i Kuny - wnosząc po kwaśnej minie, jaka przylgnęła do jego twarzy odkąd tylko opuścili Dębiny. Nie dziwiło go to nic, a nic - wciśnięty na wissenlandzką rubież Trzygłów rzadko kiedy był wciągany w szerszą politykę regionu. Wydarzenia ostatnich dni sugerowały jednak, że problemy trapiące południowy Wissenland dotarły nawet tutaj i istniała możliwość, że szersza polityka miała dopaść i ich.

“Razem ociekali krwawym deszczem. I tak samo w nich kiełkuje ziarno.”

Słowa starej Wangi za nic nie chciały opuścić pamięci Leonidasa, rozbrzmiewały za każdym razem gdy tylko spoglądał w stronę Semena lub Tupika. Tak samo jak na języku osiadało widmo metalicznego posmaku, który poczuł jeszcze w Dębinach, gdy świadomością zbadał eter wokół kozaka. Składające się jak roztrzaskane zwierciadło powietrze wokół siepacza falowało wtedy jak źdźbła zboża na wietrze, łopotało jak proporce na basztach, zwijało jak żmija czająca się do ataku, rozmywało na granicy świadomości niczym Świecień, zbierało kroplami Dharu. Historie o krwawym deszczu Wusterburga, rozsianym śmiercią demona były znane Leonidasowi. Jaki wpływ to zdarzenie mogło mieć na te osoby, które przebywały wtedy w stolicy Rewolucji, pozostawało niewiadomą.

Leonidas nie mógł jednak oprzeć się przeczuciu, że Rewolucja nie była jedyną plagą rozlewającą się po Wissenlandzie.


13. Sommerzeit 2524 KI
Klasztor Nieskończonego Miłosierdzia


Kolejny świt również nadszedł w towarzystwie gęstej mgły, która uparcie nie ustępowała nawet im dalej pozostawiali Trzygłów w tyle, podróżując traktem prowadzącym głębiej w objęcia Gór Szarych, doliną powszechnie nazywaną Gołębim Szlakiem z racji tego, gdzie prowadziła. Orszak mający dostarczyć prochy świętych męczenniczek do shallyańskiego Klasztoru uszczuplił się po dobiciu do warowni, ograniczył tylko do osób delegatów i zbrojnych podlegających obu zwaśnionym stronom. Chorągwie łopoczące na chłodnym górskim powietrzu - szachownica Serrig i oszczepy Teoffen - zostały wedle instrukcji Lothara ozdobione wstęgą białego materiału, które wedle zapewnień szlachcica miały być im egidą podczas tego ostatniego etapu podróży. Górskie klany, chociaż różnie nastawione do podróżnych i rzadko kiedy uznające zwierzchnictwo nizinnych włodarzy, szanowały Siostry Miłosierdzia z racji tego że nieraz korzystały z ich bezinteresownej pomocy medycznej, wobec czego pielgrzymujący do Klasztoru nie musieli obawiać się najazdu górali podczas podróży doliną.

Mgła wbrew przewidywaniom zdawała się gęstnieć z każdą pokonaną ligą, a łagodne podmuchy stawać coraz mroźniejsze. Szarawy miazmat wokół w jakiś sposób tłumił skrzypienia kolebiących się na górskim szlaku wozów i prowadzone instynktownie półszeptem nieliczne rozmowy, jakby łapczywie kradnąc wszystkie dźwięki świata. Niepokój osiadał ciężkimi ciarkami na skórze, instynkty sprowadzały dłonie na rękojeści orężu mimo braku choćby najmniejszego zwiastunu niebezpieczeństwa, cienie w burych kłębach zwodziły oczy iluzorycznymi sztuczkami, z niewinnej roślinności robiąc czającego się do ataku nieprzyjaciela. Mgła zaczęła się przerzedzać dopiero na krótko przed tym, jak szarawo-biały mur okalający Klasztor Nieskończonego Miłosierdzia zaczął rysować się w oddali.

Sanatorium Białej Gołębicy zbudowane było w myśl szkoły powszechnie nazywanej “klasyczną” przez architektów, wywodzącej się z tileańskich miast. Jednak w przeciwieństwie do południowych pałaców, rezydencji i kamienic, marmurowe fasady Klasztoru były o wiele bardziej prostolinijne i skromne, jak przykazywały shallyańskie dogmaty. Główny budynek, z wyrywającą się ku górze rotundą pośrodku, imponował zatem tylko rozmiarem, za jedyne urozmaicenie murów mając ciosane w gołębie motywy arkady i przylegające doń ogrody. Dwa pozostałe budynki flankujące okrągły dziedziniec - stajnie na lewo i dom gościnny na prawo - były pozbawione nawet tejże skromnej dekoracji, pozostając tylko nijakimi prostokątami o brunatnych dachówkach.

Mgła kłębiąca się parę metrów za murem okalającym Klasztor i żelazną bramą strzegącą doń dostępu zdawała się nadal tłumić dźwięki, bo gdy orszak zatrzymał się pośrodku brukowanego dziedzińca, cisza osiadła ciężkim niepokojem na skórze. Niespokojne spojrzenia zaczęły wędrować i lustrować zabudowania, z palcami drgającymi mimowolnie przy orężu.

Cicho — ktoś mruknął.

Za cicho — dodał ktoś inny.

Może jakie modły odprawiają? — odezwał się Leo, wpatrując w główny budynek. — Nie słyszycie?

Słyszeli. Nie wszyscy, ale gdy wytężyli słuch, uszy Semena i Tupika wyłapały dźwięki, które mieszaniec musiał mieć na myśli. Przez uchylone drzwi parę kroków przed nimi, echo odległej melodii przywodzące na myśl religijny zaśpiew wypadało na zewnątrz. Niemalże niesłyszalne przez jęki bramy za plecami, szmer ogrodowej roślinności i szelest odzieży kręcącego się niespokojnie orszaku.

Mroźny podmuch załopotał sztandarami.

Gdzieś między drzewami ptak zerwał się do lotu.

Semen i Dexter obrócili się w siodłach niemalże w tej samej chwili, czując na karku znajome uczucie bycia obserwowanym. Cień poruszył się za wąską szczeliną niedomkniętej okiennicy w jednym z okien domu gościnnego.

Rust wyłowił ruch z drugiej strony, między różanymi krzewami, powiódł spojrzeniem gdzie roślinność poruszyła się dalej, nienaturalnie, jakby ktoś niskiego wzrostu przebiegł tamtędy, trącając kwitnące gałązki.

Zbrojni zaczęli ześlizgiwać się z siodeł, przełamując bezruch orszaku.

Mgła w oddali zaczęła gęstnieć.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 01-08-2023 o 13:46.
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 04-08-2023, 21:56   #239
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
12. Sommerzeit 2524 KI
Trzygłów


Skoro kompania zbliżała się do Trzygłowia, Leonidas wracał do siebie. Pewniej się czuł i spokojniej. Zapachami znajomych żywic się karmił, z lisami gadał, ścieżki same się otwierały. Do zwiadu zawsze prosił kozaka, upodobawszy sobie jego drapieżną naturę. Razem złowili koziołka na kolację.

Przybywszy do zamku prędko odwiedził swoją komnatę, ale już zaraz zamiast udać się do łaźni pomaszerował proso do przyjaciela, ten dość zajęty Pan na Włościach. Wepchnął się. Lothar rozbawiony, jemu też dom poprawił nastrój.

- Nie trwoń czasu skoro już tu jesteś. Przygotuj lak na pieczecie.

Tak uczynił mieszaniec, ale przy tym jęzor rozwiązał.

- Prośbę mam byś pachole paserskie przy życiu utrzymał. Parol dam.
- Twój parol? I co jak ucieknie będziesz go tropił na mój koszt zaliczając po drodze wszystkie burdele? Daj spokój Leo. Będzie żył do rozkazów Lady. A druga sprawa, bo ta była oczywista? - panicz uniósł brwi
- Będzie mi trzeba list wysłać, ale nie znam jeszcze adresata.. - wyraz rozbawienia urósł jeszcze bardziej na twarzy Lothara.
- To poznaj. Masz czas do rana.

Sztuka poszukiwania niziołków nawet będąc na swoim teranie nie jest łatwa, a w przypadku tego konkretnego niziołka zadanie było arcytrudne. Nie znaczyło niewykonalne. Pan von Goldenzungen potrafił być wszędzie naraz, a szczególnie tam gdzie nikt się go nie spodziewał. Nieco się Leonidas napocił, przemierzając znajome krużganki i korytarze, zaglądając do komnat, gdzie powinien być niziołek, a jednak był gdzie indziej, ale zaraz już go tam nie było, wreszcie natknął się na kozaka.

- Semen. Zaczekaj. - choć ten nigdzie się nie spieszył. - Szukam twoich druhów, tego zaradnego niziołka Tupika. - wytrzymując spojrzenie kozaka - I kogoś do kogo mam wiadomość. To istotne by nadać ją prędko, bo Paracelsus jej oczekuje. Mus mi wiedzieć gdzie jest. Czy mam szukać Goldenzungena?

Co odpowie Semen? W końcu pewnie Leo odnajdzie Tupika i zagada w tej samej sprawie. Może nieco inaczej, ale równie bezpośrednio. Nie zdradzi treści wiadomości. Zmanipulowany przez niziołka może wyznać, że pochodzi ona od wieszczki.

Przykład tej rozmowy:
- Szczęściem na Pana trafiłem, a po prawdzie szukałem. Mam wiadomość do pana znajomego. - Nie czekając na pytanie oczywiste, dodał - Paracelsusa.
Proszę o przysługę i pozostanę dłużny. Możesz mi go wskazać imieniem i miejscem, a nie będę musiał słać wieści owych na wszystkie dwory Serring i Teoffen.
- Jakie to słowa chcesz heroldzie słać na wszystkie dwory? - rozbawił się dworzak
- Tego powiedzieć nie mogę, bo jest ona do oczu onego Paracelsusa.
- Napisz mi sam wyślę - zadrwił niziołek
- Wyślę wiadomość przez pocztę Trzygłowia, by miała odpowiedni status i nie zmyliła kierunku. - przewrócił oczami mieszaniec - Tupiku, to informacja dla twojego znajomka, wyświadczam wam przysługę.



Wiadomość i tak przechodzi przez Lothara, bo Leo jest niepiśmienny. Nie wiem co odpowiedzą koledzy, na hipnozę i tortury ich brać nie będę bo nieładnie.
Treść wiadomości:Wusterburg złamał też “Łupacza”. Że ziarno szaleństwa już kiełkuje. Jeśli pozwoli, to wyrośnie zeń las skrwawionych mieczy. Ociekali krwawym deszczem. I tak samo w nich kiełkuje ziarno. W nich, w łasicy i łowczyni też. Musi wyrwać chwast z korzeniem i łodygą. Inaczej Teoffen spłynie krwią. A za nim Serrig i Trzygłów. Tak rzecze wyrocznia.



13. Sommerzeit 2524 KI
Klasztor Nieskończonego Miłosierdzia


Upewnił się jeszcze, że towarzyszący niziołkowi szlachcic ma inny smak w eterze, jest bardziej cierpki, osnuty cieniami, przez co niewyraźny. W drodze do klasztoru podobnie jak wcześniej Leo wyzywał do szpicy kozaka. Przy boku wojownika czuł się pewniej w zwiadzie. Szpilką były mu tylko pozostawione na wozach przeklęte amulety zepsucia.

W obliczu niepewnego, w zamieszaniu na dziedzińcu, jak i większość ześlizgnął się z siodła, dbając przy tym by jego wierzchowiec i inne się nie spłoszyły. W pośpiechu naciągnął na łuk cięciwę, ten jednak zadyndał przy pasie, razem z kilkoma strzałami. Za oręż wybrał Lonidas bolas. Raz jeszcze czujnie rozejrzał się po cieniach na murach, szmerów w trawie posłuchał.

Opieka nad zwierzętami, spostrzegawczość, szósty zmysł, wiedźmi wzrok.
14/75/97/67/19

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 05-08-2023, 18:51   #240
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
…pojmany kontakt donosi o możliwym miejscu zaopatrzenia buntowników w broń i surowiec w kopalniach węgla…

Rust strząchnął atrament z powrotem do kałamarza, odkładając pióro obok zrolowanych pergaminów. Przyszykował trzy dokumenty. Wszystkie w zasadzie podobnej treści, więc drukarskie cuda oszczędziłyby mu roboty.

Gdyby nie detale. I forma. No i jeden list był parę zdań dłuższy. Do tego kompletnie o czym innym (pozory, pozory, gdy mielą ozory).

Właściwie nie, nie dałoby się poratować odbijaniem matryc. Nauka kaligrafowania nie poszła w las.

…prawdopodobnie chodzi o kopalnie na obszarze podległym baronowi Preissowi…

Lady Henrietta musiała wiedzieć, co się święci. Rozhulana bandyterka. Nurglici, których zgnilizna zaczęła wyciekać na ziemie Serrig. Rozciągające się ponad granice domen macki rewolucji.

- „Pozwoli pan, panie Lotharze, że dorzucę się ze swoją paczką wiadomości do poczty idącej do Jej Miłości?”

- „O, widzę, że hurtem”.

- „Jeszcze do Corrado” – Rust nachylił się jak u konfesjonału. – ”Miałem doglądać jak sprawują się jego ludzie. Czy to merytoryka, czy kontrola, stary lis zawsze lubi być na świeżo. Może dostojnie mu tak przeglądać stosy korespondencji, ważnieje sobie”.

Mógł zważnieć, bo dostał nawet ekstra info. Rekomendację, by zgłosić wyższym instancjom konieczność działania. Polityka, było-nie było, krępowała ruchy, a tematu kultystów nie można było zostawić na podwieczorek.

Robactwo trzeba było zgnieść natychmiast. Najszybciej. Bez sejmikowania i proceduralnego tango.

Oczywiście taka zabawa wymagała namaszczenia wyższej instancji, więc może trzeba było to trochę podgotować, może upikantnić, może wyjść poza przepis. Corrado będzie wiedział, co czynić.

- „Bez ujmy, ale tu widzę, że waszmości fantazja wylała się poza zwitkę” – Lothar uśmiechnął się, przymrużając oczy przy zerknięciu na trzeci papirus, który na zewnętrznej stronie zdobiły wymalowane szlaczki nie żałujące serduszek. – ”Rozumiem, że to już nie do Corrado?”

- ”Co zrobić?” – De Groat rozłożył ręce i uśmiechnął się, czując, że nie uniknął koloru na policzkach. – ”Blizna za blizną, to osmalą, to potną, to podtopią… Niby mógłby się człowiek nauczyć, ale no… Mięknie się w środku”.

- „Słusznie przecież” – Szlachcic przytaknął skinieniem głowy. – ”Kochać – rycerska to sprawa".

- „No że zaraz…” – Rust przekrzywił głowę. – ”No, ale tak. Tak, prawdę, waszmość, rzecze”.

- „Pilnuj tego Armaz, pilnuj” – Lothar zapakował zebrane pergaminy do juków gońca. – ”Poważny ładunek wieziesz. Państwowej sprawy wagi i większej nawet, niespisywalnej”.

Chłopak stężały na baczność, skłonił tylko głowę i wymamrotał potwierdzenie, że tak, tak, oczywiście, wszystkiego doglądnie, wszystkiego dopilnuje.

I pojechał.

* * *

A teraz byli na przełęczy, w klasztorze mniszek, na dziedzińcu. Z dala od słów, z powrotem w napięciu. Refleks i siła mięśni, w poważaniu pan miej listy i pergaminy.

Albo i nie? Może dźwięcząca pustka zdarzyła się tak przypadkiem. Może cienie przemykały się jak w chowanego, filuternie, a nie złowrogo, a siostry były po prostu szalenie zarobione i nie miały czasu wyjść gościom naprzeciw.

- Przynosimy wieści z dolin!” – krzyknął Rust, zeskakując z konia i tuląc się do zwierzęcia. – ”Czy ktoś nas przyjmie?”

- „Do prawej!” – syknął ciszej do zbrojnych wokół, ciągnąc zwierzę za uzdę pod bliższą galerię, gdzie prędzej mogli schronić się od ewentualnej zasadzki.

Rzuty: 73, 46, 28, 91, 06.
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 05-08-2023 o 18:53.
Panicz jest teraz online   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172