Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Warhammer Wkrocz w mroczne realia zabobonnego średniowiecza. Wybierz się na morderczą krucjatę na Pustkowia Chaosu, spłoń na stosie lub utoń w blasku imperialnego bóstwa Sigmara. Poznaj dumne elfy i waleczne krasnoludy. Zamieszkaj w Starym Świecie, a umrzesz... młodo.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-10-2023, 20:46   #251
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Kiedyś paliłem parę razy. Ale jakoś nie podeszło mi to. - odparł.

- Folwark? Nie ja, długo w miejscu nie usiedzę. Swój żywot zakończę w jakieś jatce, nie w łożu otoczony dziećmi i wnukami. - machnął ręką i zainteresował się dalszą wypowiedzią kompana - A co to za wieści?
 
Mike jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 07-10-2023, 21:25   #252
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Klasztor Nieskończonego Miłosierdzia

Nie cisnął Leo fajką, jak kozak odmawiał, sam zaciągnął się raz jeszcze tylko. Ku nadziejowaniu Samen się zainteresował i temat podjął. Trudno się dziwić było zaciekawieniu nawet jeśli onego Paracelsusa wojak nie znał, choć co innego mówiła wiedźma. Leonidas postanowił pójść dalej, nic go wszak nie wstrzymywało.

- Przestrzega go, że szaleństwo krwawego deszczu złamało łupacza. Skąd wiem, że tam byliście? - zasłonił się teatralnie dłonią - Już to rozesłałem po dworach, pytanie kto potraktuje mnie poważnie, oby wasz kompan, bo ponoć może coś na to zaradzić. On jeden. Jest jakimś czarownikiem, czy co? Jak byś go wskazał to i bym mógł być pewnym, że wiadomość dostanie. - uśmiechnął się - Tyle właściwie. Wojna zawsze gdzieś na nas będzie czekała, ale za pokój dobrze płacą.
 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 11-10-2023, 17:45   #253
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Jakiego łupacza? - uprzejmie się zainteresował Semen. - I co za krwawy deszcz? A skoro rozesłałeś to i po co dupę zawracasz? Co mnie do tego?
 
Mike jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 02-02-2024, 15:41   #254
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Klasztor Nieskończonego Miłosierdzia

Modlitewny zaśpiew rozbrzmiał wyraźniej, gdy przestąpili próg budynku w ślad za podstarzałą kapłanką; wpierw Rust i Tupik, dwa kroki za nimi Waldemar sunący niby cień, a na końcu zbrojni, konie na zewnątrz zostawiając pod pieczą Leonidasa, Semena i Dextera, mających przezornie czuwać na wypadek przymusu pospiesznego opuszczenia klasztornych murów. Pozbawiony jakichkolwiek ozdób szeroki korytarz - wszak gołębi kult miał mocne ciągoty do ascetyzmu - był zadbany, choć tu i tam kłębiło się nieco kurzu, wyłożony prostym dywanem tłumiącym odgłos ciężkich kroków. Jednolitość jasnych ścian przerywana była wzmocnionymi dębowymi drzwiami, broniącymi dostępu do dalszych pomieszczeń, jak wyjaśniła kapłanka te z lewej prowadziły do sali jadalnej i kuchni, a te z prawej - lazaretu i laboratorium alchemicznego. Nie pospieszała orszaku, ni nie oponowała, gdy zatrzymywali się czy zwalniali by zerknąć wokół, sama wstrzymując całość skromnej procesji gdy dotarli do centralnej rotundy. Wpadające tutaj przez otwór u szczytu kopuły, zdobionej wyrytymi w kamieniu inscenizacjami shallyańskich mitów, światło pozostawało przytłumione przez gęstą mgłę na zewnątrz, lecz nijak nie ukrywało zamiaru wplecionego w konstrukcję. Zwłaszcza Rust, pochodzący z dalece południowych stron, znał doskonale ten architektoniczny trik, mający swe korzenie w Cesarstwie Remańskim - gdy słońce stawało w zenicie, ciepłe promienie wpadały do środka pod skrupulatnie obliczonym kątem i kąpały dominującą pomieszczenie statuę Bogini Miłosierdzia w złocistym świetle.

Sam pomnik również musiał wyjść spod palców tileańskich mistrzów rzemiosła, bowiem nikt inny w Starym Świecie nie mógł dorównać im w obróbce marmuru. Wysoka na paręnaście metrów Shallya, przedstawiana w zwyczajowy sposób jako młoda niewiasta w białych szatach, złudnie sprawiała wrażenie żywej istoty zaklętej w kamień i niemalże emanowała smutkiem. Przysiąc mogli że jej spojrzenie śledziło każdy ich ruch, że uśmiech pełen melancholii był skierowany w ich stronę, że jej serce naprawdę krwawiło. Sakralność rotundy była namacalna, zagęszczała powietrze i otulała ich miłosiernym ciepłem, aurą kojącą, usypiającą nawet najostrzejszą czujność. Prowadząca ich kobieta zatrzymała się przed pomnikiem patronki Klasztoru, pochylając pokornie głowę na parę chwil w niemej modlitwie i żadne z nich nie śmiało przerwać tego hołdu. Nawet Rust, gdy kapłanka na powrót uniosła głowę i przemówił w jej stronę, instynktownie ograniczył głos do półszeptu.

Wielebna, czy służy jeszcze u Was siostra Constanza? Pamiętam ją jeszcze, jak kiedyś, dane jej było mieszkać w dole, tam w Serrig…

Constanza... — kobiecina powtórzyła. — Tak, siostra Constanza służy Białej Pani. Służy. Służyła wiernie tutaj, jak my wszyscy... Błogosławiona Benedetta... Błogosławiona wskaże wam drogę. Oczekuje was u źródła, pod Klasztorem.

Kapłanka wskazała plamistą dłonią jedną z odnóg, zakończoną stopniami prowadzącymi w dół. Natrętne uczucie na obrzeżach myśli, szepczące że coś tu było nie tak, powróciło.

”Służyła”? — powtórzył Rust. Nie umknął mu czas przeszły.

Staruszka tylko pokiwała smętnie głową w odpowiedzi, krzyżując nagle zamglone spojrzenie z DeGroatem. Mgła zaraz jednak ustąpiła, zastąpiona czymś zgoła innym.

Nie... Nie, nie! — kobiecina jęknęła słabo, chwytając mężczyznę za rękaw. — Benedetta. Znajdźcie Błogosławioną.

Kapłanka zachwiała się w miejscu pod nagłym atakiem słabości i byłaby poleciała na posadzkę, gdyby nie szybki refleks Rusta i odruchowe pochwycenie. Złączeni razem w uścisku osunęli się razem na marmur pod stopami. Zimno pod palcami, sączące się przez wykrochmaloną szatę, było pierwszym zwiastunem.

Modlitewny zaśpiew z głębin Klasztoru ustał. Być może nigdy nie było. DeGroat nie mógł być tego pewien. Opresyjna wręcz cisza wdarła się w jego świadomość, osiadła ciężarem na całym ciele gdy spojrzał przez ramię, by przywołać do siebie Waldemara. Rotunda jednak świeciła pustką, zdawała być rozciągnięta obszerniej niż pamiętał, odarta z sakralnej aury w mgnienie oka. Szczęk oręża przetoczył się w murach, odbił echem od ścian, podszyty szczękiem oręża i krzykami, podszytymi strachem, bólem cierpieniem. Upiorna symfonia rozdarła spokój Klasztoru, wdzierając się w uszy Rusta i przyspieszając bicie serca.

Dlaczego mnie zostawiłeś? — głos znajomy, zza grobu, rozbrzmiał smutkiem.

Trzymana w jego objęciu Daria von Nogaj wpatrywała się w niego szklistym spojrzeniem.



Kłębiący się mlecznie miazmat nie imał się klasztornym ziem, jakby szanując granicę wyznaczoną przez mury przybytku. Wygłuszał jedynie dźwięki na specyficzną modłę i pozornie zwężał świat do samego tylko Klasztoru, nienaturalnym spokojem wtłaczając instynktowny niepokój w tercet pozostawiony na zewnątrz. Ciszę przerywały tylko parsknięcia koni i parę wymian słownych, jak i odgłos kroków gdy znudziło im się stanie w miejscu. Chociaż Świecień, jak i gęstniejąca mgła, nie śmiał przekroczyć klasztornych bram, Leonidas nie był w stanie odpędzić od siebie ponurego przeczucia, wieszczącego tragedię, świerzbiąco osiadłego pod skórą. Nawet ciepły blask marmurowego budynku, jaki dostrzegł wcześniej wiedźmim wzrokiem, nie był w stanie uśmierzyć tych obaw. Natrętna cisza, świdrująca uszy, była zwiastunem.

Zerwał ją wiatr. Lekki podmuch rześkiego górskiego powietrza przyniósł ze sobą chłód, który zgasił ciepło bijące od marmurowej fasady, wzbudził strachliwe rżenie w wierzchowcach, przywołał do życia mrowienie na karku. Leo obrócił się na pięcie, czując nagłą obecność za plecami, czując jak jest obserwowany. Burzowe spojrzenie, tak dobrze mu znane i uwielbiane, było wygaszone pustką, osadzone nań w niemym oskarżeniu. Trupio blada twarz Henrietty wykrzywiona była widmem śmierci, zgaszonym płomieniem życia. Dłoń oderwała się od broczącego krwią łona, wyciągnęła w jego kierunku jakby w błaganiu o pomoc i mieszaniec uczynił krok w jej stronę na ten gest. Świecień wstrzymał go, przylegając oślizgle do pleców, obejmując i osadzając w miejscu tysiącem mroźnych igieł, szepcząc do ucha w milionie języków. Żelaznym uściskiem okręcając jego głowę, zmuszając do przeniesienia szklącego się spojrzenia z dala od martwej Reuter.

Inne dźwięki z trudem przebijały się do świadomości Leonidasa. Odległe krzyki cierpienia, mlaski masowego mordu, krucze krakanie, gardłowo-chóralny zaśpiew. Bliższy już syk ściąganego z jaszczura ostrza, okrzyk strachu, wściekłe sapanie, wreszcie uderzenia metalu o metal.

Dexter bronił się jak mógł, ale z kislevickim siepaczem trudno było mu się mierzyć. Semen nacierał nań z gorącą furią godną norsmeńskich berserkerów, świstając ostrzem szabli w prędkich ruchach, pod niemożliwymi kątami. Radość Świecienia na to widowisko Leonidas czuł na całym ciele. Wierzgnął, chcąc wyswobodzić się z uścisku i przyjść w sukurs towarzyszowi. Wielowymiarowy byt przyzwolił mu na to, umykając w cienie z upiornym śmiechem, odbijającym się echem. Naprędce spuszczona z cięciwy strzała znalazła swój cel o ułamek chwili za późno. Szabla Semena zdążyła błysnąć, tnąc na wskroś twarz Dextera, zostawiła za sobą głęboką ranę i wyrwała krwistą smugę.

Nieporuszony wystającą z barka strzałą Paczenko obrócił się na pięcie, z twarzą wykrzywioną w zwierzęcej wściekłości natarł na Leo niczym wściekły tur. Dobyte naprędce ostrze i jeszcze prędzej złożona defensywa załamały się pod pierwszym mocarnym uderzeniem, które boleśnie wykręciło nadgarstek. Drugie zupełnie wybiło mieszańca z równowagi, zmuszając do ratowania się przed trzecim unikiem. Zwei Monde skoczył zaraz w bok, umykając przed świszczącą szablą. Świecień wdarł się między ścierających mężczyzn, wyjąc radośnie i tańcując, załamując powietrze swoją sylwetką uplecioną z eteru. Ciężkie krople zleciały gdzieś z góry, rosząc ich krwawym deszczem. Leonidas jakimś cudem zdołał pochwycić rękę Kislevity, wrazić sztych głęboko w trzewia. Semen nie pozostał mu jednak dłużny, wolną dłonią dobywając sztylet z pasa w prędkim ruchu i uderzając w odsłonięty bok. Ostrze weszło głęboko, z mlaskiem, zachrobotało o żebra i ścięło mieszańca z nóg w eksplozji bólu. Semen legł obok niego chwilę później.

Skalana posoką ziemia sączyła się Dharem.



Dlaczego, Rust?

Daria von Nogaj w jego ramionach byłaby taka, jaką ją zapamiętał, gdyby nie broczące krwią rany na jej ciele, widma śmiertelnych ciosów zadanych jej przez Gregera. Rust odepchnął ją od siebie ze ściśniętym gardłem, próbował oddalić od zjawy nie tak dalekiej przeszłości, lecz nogi odmówiły posłuszeństwa i mógł jedynie przeszorować wierzgająco po posadzce. Rudowłosa nie pozwoliła mu na to. Dopadła go w jedno mrugnięcie oka, przyszpiliła do zimnego marmuru. Spojrzenie nie szkliło się już, a gorzało furią.

Dlaczego mnie zostawiłeś?!

Smród palonego ciała wdarł się w nozdrza DeGroata. Piekielny gorąc rozlał się po jego ciele, gdy palce Darii zacisnęły się na jego gardle. Gęsta aureola rudych włosów powoli zaczęła zmieniać się w popiół, alabastrowa skóra pękać, czernieć i skwierczeć. Zaczął widzieć ją taką, jaką zostawił w płonącej nulneńskiej kryjówce. Nieistniejące płomienie spowiły ich, popielny posmak osiadł na języku. Palce pozbawione skóry zacisnęły się jeszcze mocniej, krwawe łzy toczące się z oczu parować w niemiłosiernym żarze.

Dlaczego?!

Rust nie miał jak odpowiedzieć. Bezlitosny uścisk wyżymał z niego życie.



Jedna chwila nieuwagi, jedno tylko zerknięcie w bok, gdzie wydawało mu się że przemknął jakiś cień, starczyło by zupełnie stracić z oczu towarzyszy, którzy jakby rozpłynęli się w powietrzu. Tupik, chociaż od zawsze czujny i ostrożny, tego zagrożenia nijak nie był w stanie wyczuć. Ani stawić mu czoła, ani odeń uciec. Wisielcza pętla zacisnęła się na jego gardle w uderzenie serca, wycisnęła ostatni szarpany oddech i poderwała boleśnie do góry, zawiesiła go u szczytu rotundy, nadała rytm przedśmiertnego tańca. Z łzami rozmywającymi wizję zawalczył desperacko o dech, napinając kark i wierzgając dziko. Marmurowa Shallya przed nim zapłakała krwawymi łzami.

Dawnoś powinien szczeznąć — głos lorda Berengara rozbrzmiał gdzieś spod opętańczo tańcujących nóg niziołka, mieszając się z głosem panicza Detlefa. — Nie sprowadziłbyś na nas wtedy szaleństwa i zguby.

Widmowy sznur jakby został popuszczony i napięty ponownie, kończąc krótką chwilę ulgi gorszym jeszcze spazmem bólu. Wizgając i świszcząc widział, jak płonąca zjawa wyduszała życie z Rusta. Kolejne szarpnięcie i widział poległych zbrojnych, krwawiącego Waldemara. Następne, konający Semen i Leonidas, parę kroków dalej od nich Dexter z rozoraną twarzą. Czwarte, płonące Teoffen. Piąte, Wissenland ociekający krwawym deszczem.

Mimo boleści i bezdechu, Tupik ani myślał poddać się, skonać na widmowej szubienicy. Wyszarpnięte jakimś cudem zza pasa ostrze uniósł resztkami sił, przeciął duszący go sznur.

Z ulgą powitał lot na spotkanie z marmurową posadzką daleko w dole.



Dlaczego, Rust?! Rust!

RUST!

Uderzenie otwartą dłonią, choć bolesne i gorące, przyniosło DeGroatowi niezmierną ulgę. Przepędziło skwierczące widmo Darii von Nogaj, pozwoliło złapać oddech. Nie przepędziło jednak rozżarzonego gorąca, popielnego posmaku czy bólu na gardle. Gdy tylko uniósł dłoń, by rozmasować wykręcaną chwile wcześniej szyję, był pewien że zjawa w jakiś niewytłumaczalny sposób była prawdziwa, pozostawiła bowiem za sobą ślady oparzeń, zebrane w pęcherze. Znajoma twarz Waldemara przebiła się przez łzawy filtr chwilę później, wykrzywiona w bólu i o wiele bledsza niż ją pamiętał. Niepokojąco bledsza. Cyrulik pomógł mu zebrać się do względnego pioniu z zaciętą miną, lecz syk uszedł przy tym z jego ust. Powodem był ściskany przezeń uparcie bok, który krwawił obficie.

Co tu się... — wychrypiał Rust.

Brök pokręcił ciężko głową.

Gusła, bez ochyby — oznajmił. — Jednych chwyciła katatonia, drugich szał, trzecich inne jeszcze ataki. Myślałem, że i tyś się wybrał do Ogrodów Morra.

Rust pokręcił tylko głową i przesunął spojrzeniem wokół. Rotunda i część korytarza którym do niej dotarli zasłana była trupami zbrojnych, posadzka i dywan splamione krwistym szkarłatem ulanej posoki. Były i starsze smugi, przybierające zaschniętą brązowawą barwę zalegające wśród większej ilości kurzu, niż wcześniej. DeGroat ponurym spojrzeniem przesunął po truchłach by ocenić straty. Rachunek przyszło mu jednak zaraz zrewidować, gdy nieruchomy dotąd Tupik wierzgnął w miejscu i podniósł niemrawo na cztery łapy, rzężąc i wizgając w próbie złapania powietrza, jakby i jego podduszano.

Odwrót — zakomenderował Rust. Palące gardło wymuszało treściwość.

Waldemar pokręcił głową i wbrew poleceniu osunął się na posadzkę, wsparty o cokół pomnika Shallyi. Westchnął ciężko, wieloznacznie.

Wy tak, ja nie — oznajmił. — Jedną nogą jużem w Ogrodach.

DeGroat gotów był protestować i polemizować z opinią cyrulika, pal licho jego doświadczenie, ale Brök senior wstrzymał go surowym spojrzeniem. Ostatnim w jego życiu.

Idźcie — rozkazał. — W tym Klasztorze nie ma nic oprócz śmierci.





KONIEC.





________________________________

@Obsługa: proszę o pozostawienie wątku w dziale. Poinformuję, gdy będzie można go zarchiwizować.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 02-02-2024 o 16:31.
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172