|
Zrujnowana Twierdza Niegdyś wielka i przyciągająca wielu podróżników z czasem została zapomniana i rozszabrowana. Jednak może właśnie wśród tych ruin znajdziesz coś, co cię zainteresuje... (Archiwum wątków.) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
05-11-2010, 20:57 | #11 |
Reputacja: 1 | Jak jeszcze studiowałam to z kumplem po prostu powiesiliśmy na uczelni ogłoszenie... i przez prawie 4 lata graliśmy w stałym składzie XD |
05-11-2010, 21:07 | #12 |
Banned Reputacja: 1 | Gdzie daleko szukać - na LI też od czasu do czasu takie ogłoszenia zawisają Niektóre Kluby (nie tylko fantastyki) też jeszcze dychają... |
08-11-2010, 08:39 | #13 |
Reputacja: 1 | A ja zastanawiam się dlaczego wg. was gra z jednym graczem jest tragedią. Przez kilka miesięcy grania dwa razy w tygodniu jako MG tylko raz musiałem oszukać kostki żeby gracz nie zginął. A zresztą - i jemu i mnie podoba się taka gra. Kiedyś miałem być MG przy pięciu osobach i prawie musiałem się potem leczyć z nerwicy ;] Jak wszyscy zaczęli na raz mówić to mi płat czołowy się zgrzał. Przy jednym graczu zawsze mam pewność, że nikt nie odłącza się od rozgrywki.
__________________ Ogień trawi mnie, Spala każdym dniem, Rośnie we mnie gniew, Ogień! Ogień! Spala mnie Stracony czas dzieciństwa, We łzach umkną mi, Wszystko płonie w głowie mej, Płomień, płomień.. Palę się |
08-11-2010, 14:06 | #14 |
Reputacja: 1 | Gra solowa ma swoje uroki, ale też i ograniczenia, w grupie jest ciekawiej, bo nie jesteśmy centrum, i każdy musi dawać z siebie wszystko, aby zapewnić dobrą zabawę sobie i innym. Prowadziłem grupy 7 osobowe, i grupy 3 osobowe, i jedną sesję solową. Najlepiej prowadzi mi się dla 3 osób, bo jestem w stanie zająć się porządnie każdą osoba i pilnować aby nikt się nie nudził. Prowadząc dla 7 osób, ale dojrzałych osób, jest kupa zabawy w podchody w drużynie, w walkę o władze, choć wymaga to więcej zaangażowania od MG, w pierwszej takiej sesji poległem, bo miałem za miałem wiedzę i doświadczenie w prowadzeniu. Po prostu przegapiłem jedną sprzeczność interesów, i źle poprowadziłem abordaż na kupiecki statek, co doprowadziło, że kapitan pirackiego statku (gracz) zabił maga, który nie zgadzał się na pozostawienie sprawy napadu i mordu załogi kupieckiego statku. Moja wina, choć zabawa była ogólnie chyba dobra. Co do gry solowej, to największa zaletą jest to, że można się łatwo umówić na sesję, jest niezwykle dynamiczna, MG ma ułatwione zadanie, bo staje w szranki z tylko jednym przeciwnikiem, i musi reagować na pomysły tylko jednego gracza. Trudność polega według mnie na tym, że trzeba się pilnować, aby utrzymać odpowiednio wysoki poziom dramatyzmu, ryzyka i przy tym nie zabić gracza w potyczce z byle kmiotkiem. |
08-11-2010, 14:18 | #15 | |
Reputacja: 1 | Cytat:
Ostatnio edytowane przez Sayane : 08-11-2010 o 14:21. | |
08-11-2010, 14:53 | #16 |
Reputacja: 1 | To była 1 sesja mojego Mg w dnd, więc błąd był łatwy do przewidzenia . a wracając do wypowiedzi Sayane to ja jestem przyzwyczjony do "solówek" i na obozie gdy 1 drużyna miała z 5 osób to doznałem szoku bo nie można było się na niczym wogóle skupić np. gdy chce się wtedy opracować jakieś zaklęcie to MG nie da rady tak poprowadzic zebyś ty 1 mógł 8 godzin dziennie przy książkach siedzieć ;/ |
08-11-2010, 15:59 | #17 |
Reputacja: 1 | Hmmm, jak już grać na tak szczegółowej mechanice, to ja zrobiłbym: a) nauka nowych zaklęć albo w czasie odpoczynku, kiedy reszta na przygotowuje obóz, lub wypoczywa w karczmie. b) opisałbym, że mag(w sesji bardziej bezpośrednio) przeczytał instrukcje, i teraz potrzebuje czasu aby wypracować manipulację energią, odnaleźć własną metodę, własny pomysł. I może chodzić z drużną, i brać dalej czynny udział w jej działaniach, ale na czas nauki, ma np. ujemne modyfikatory do spostrzegawczości, inicjatywy i refleksu, bo jest skupiony na opracowywaniu zaklęcia. c) za zgodą drużyny, olał czas nauki zaklęcia. d) postaci magiczne mogące się uczyć z zwojów/ksiąg, nawet po nauce zaklęcia (na zasadzie, przeczytałeś zwój = umiesz/potrafisz użyć) musisz wykonać pełny odpoczynek (8h) aby móc je rzucić (czyli musisz go przygotować. Patrząc odrobinkę realnie, to żaden mag nie siądzie tam gdzie znalazł zwój i nie zacznie się go uczyć, a raczej poczeka aż będzie w bezpiecznym miejscu, takie miejsce to np. obóz drużyny, gdzie wszyscy odpoczywają. |
08-11-2010, 17:30 | #18 |
Banned Reputacja: 1 | Patrząc realnie na grę to jest masa miejsc gdzie mag może się uczyć zaklęć. Bądźmy uczciwi - jeżeli magowi każemy przygotowywać zaklęcia to od wojownika powinniśmy wymagać poświęcania czasu na czyszczenie broni, zbroi, trening. Od druida - medytacji i kontaktu z przyrodą... To nie jest tak, że "mag ma trudniej"; każda klasa ma swoje wymogi i nie ma że boli. Albo umawiamy się, że "olewamy" te wymogi, albo przechodzimy ścieżkę zdrowia pół godziny opisując jak to rozbijamy obóz i rozkulbaczamy konie; czyścimy zbroje, rozmawiamy ze zwierzątkami, deklamujemy wiersze i uczymy się zaklęć. A co do gry w pojedynkę - to bardzo fajne sesje, ale pod warunkiem, że MG dopasuje scenariusz i umiejętnie prowadzi. "Idziemy na Gobliny" nie jest najlepszym wyborem dla maga... |
10-11-2010, 01:01 | #19 | |
Reputacja: 1 | Cytat:
Bardziej w temacie: sesje solowe są OK, choć mi by się chyba trochę nudziło. Co drużyna, to drużyna, jest kogo zabić itd. Tylko że drużyna z definicji powinna współpracować. Jeżeli czarodziej zupełnie nie ma czasu na nauczenie się zaklęcia, które przecież może być przydatne dla wszystkich, to świadczy chyba o tym, że jego przyjaciele mu nie chcą ułatwić życia. Więc problemem nie jest to, że graczy jest więcej niż 1, tylko że razem wędrują postaci, które się nie lubią. A co do ma wspólnego z Punktami Wytrzymałości nie mam pojęcia.
__________________ Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution. Because I must not allow anyone to stand in my way. -DN Dyżurny Purysta Językowy | |
10-11-2010, 17:19 | #20 |
Banned Reputacja: 1 | Schodzimy na OT, ale co tam. Zajmowanie czasu "prozaicznymi sprawami" postaciom to kwestia umowy pomiędzy prowadzącym, a graczami. Jedną stroną medalu jest to o czym powiedziałem wyżej - co sama postać ma do zrobienia (biorąc pod uwagę swój ekwipunek, profesje, manieryzmy). Drugą - co drużyna jako całość ma do zrobienia. Przecież obóz sam się nie rozłoży, konie nie oporządzą, chrust nie nazbiera, i kolacja sama nie ugotuje. Jeżeli trzymamy się realizmu to przecież nie jest tak, że cała drużyna idzie do lasu po chrust (zostawiając niechroniony obóz) , a potem cała usiłuje rozpalić ognisko. Ok, są klasy (postaci), które będą potrzebowały trochę więcej czasu dla siebie (wspomniany uzbrojony kapłan, który musi się modlić i czyścić broń), ale będą również postacie, które będą spędzały więcej czasu na "wspólnych" czynnościach; a nawet takie, które będą w stanie łączyć czynności (druid uzupełniający zielnik podczas zbierania chrustu, czy bard usiłujący przekonać gotowaną zupę, aby spuściła z ceny). Oczywiście jeżeli jest to drużyna, a nie banda jednostek, z których każda widzi tylko czubek własnego nosa. Zresztą - jaki to problem dla postaci wojownika, aby po wyczyszczeniu swojej broni zrobić porządek z buzdyganem kapłana (towarzysza, moze nawet przyjaciela, który swoimi mocami w końcu leczy nie tylko siebie). Podobnie, czy jak drużynowy kucharz będzie ciężko ranny to kolacji nie będzie, bo nikt inny nie weźmie się za gotowanie? Powiedzmy sobie szczerze - ci co byli w harcerstwie, albo na jakimś obozie survivalowym będą wiedzieli o czym mówię - są dwie szkoły rozbijania obozu. Szybka, gdzie olewasz własny stopień i pozycję zajmując się tym co jest do zrobienia. Wolna, gdzie wszyscy migają się od roboty, bo: liny czyściłem w zeszłym tygodniu, chrust jest brudny i mokry, swoje buty muszę wyczyścić... |