Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-11-2021, 22:11   #331
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Sędzia powoli zaczynał się niecierpliwić. Noc zbliżała się ku końcowi. Nie mieli bezpiecznej osłony. Technicznie tunele blokowały dopływ słonecznego światła, ale aż za dobrze wiedział że mimo tego jego ciało niedługo zacznie wymagać odpoczynku. Aż w końcu zwyczajnie się zatrzyma i znieruchomieje, a obudzi wyzuty z Vitae, z szalejącym głodem. Nie była to pocieszająca perspektywa.

Nagłe pojawienie się kolejnej przeszkody na ich drodzy skwitował zmarszczeniem brwi i przyspieszeniem kroku. Wciągnął tylko powietrze, starając się ocenić krew bezdomnego, ale nie liczył na to by wiele wyczuł wśród smrodu podziemi. Zresztą nawet jeśli, to zwyczajnie nie mieli czasu na stosowne... ekstrakcje i zabezpieczenie krwi.

- Zgadzam się. - zawtórował Utamukeeusowi. - Nie mamy już czasu na przyjemności.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 29-11-2021, 08:30   #332
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Widział niejedną śmierć, niejedną zadał, ale nadal był trudnym do wytłumaczenia szoku, po tym jak Indianin po prostu zastrzelił robotnika. Znaczy się, musiał zginąć, usłyszał zbyt wiele, ale Włoch myślał, że będzie wiedział kiedy się to stanie. A tu nagle BANG! i sprawa została ucięta niczym gordyjski węzeł. Nie miał pretensji do Utamukeeusa, co to, to nie. Chyba było to jedyne, brutalne, lecz co najważniejsze szybkie rozwiązanie, żeby odciągnąć Uiopa od poronionej idei przemienienia robotnika. Grunt że szli dalej, tunele zlewały się juz teraz fixerowi w ciąg jednostajnych ciągów czerwonej cegły, odznaczanych od czasu czasu liszajami wilgoci, pozostałościami po wiązkach elektrycznych kabli i rurami. Dla Tonego nic, co potrafiłoby określić gdzie byli, a szli już tak długo, że nie zdziwiłby się, gdyby nagle wyszli ze ściekowego włazu na środku dziedzińca Windsor Castle i dłonie uścisnąłby im sam King George... Nie, króla Jerzego juz nie mogłobyć i dopiero po chwili Tony uzmysłowił sobie, że król musiał już dano temu umrzeć i całym Commonwealth musiała rządzić najprawdopodobniej córka króla - Elżbieta? Tak napewno widział pięćdziesięciopensówkę z podobizną kobiety łudząco podbnej do księżnej Elizabeth, tylko jakoś dopiero teraz skojarzył fakty. Fascynujące rozważania, jakie odpędzały myśli od głodu przerwał bezdomny, który rozbił obóz na peronie opuszczonej stacji metra. Nie spodziewał się niczego więcej niż po typie, którego żywot skończyli nieco wczesniej, chyba, że bezdomny był wampirem, ale tego Tony określic nie potrafił. Dyskretnie skierował dłoń na pistolet, na wypadek, gdyby obcy okazał się kolejnym szalonym strażnikiem podziemii zawtórował Utamukeeusowi:

- Chodźmy.
 
8art jest offline  
Stary 29-11-2021, 10:18   #333
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Tunele pod Londynem, 3:05

- Widzę pojedynczego mężczyznę, chyba bezdomnego -
rzekł Malkavian. - Siedzi przy beczce na podeście przy stacji wyłączonej z ruchu. Pewnie przyszedł tunelami. Wyjście na zewnątrz było zasypane, pamiętacie? Chyba piecze szczury. Zdaje się, że nie tylko my cierpimy z powodu głodu. Widziałem już go w wizji, gdy szukałem Viktora - dodał na koniec.
Następnie ruszył za Reą. Był zaciekawiony, gdzie dokładnie chciała dotrzeć. Sam również próbował korzystać z Niewidoczności, aby ukryć się przed wzrokiem bezdomnego. Miał nadzieję, że się uda, choć nie był mistrzem tej Dyscypliny.

Z Reą szli przodem. Ona praktycznie niewidoczna. Qwerty zaś pojawiał się i znikał za kolejnymi przeszkodami. Najwyraźniej to wystarczyło. Kolejna trójka nie kłopotała się przekradaniem, bo i cel był niegroźny.

- Ej wy tam, czego się skradacie? - powiedział donośnym głosem bezdomny. Przesunął się bliżej beczki, jakby bał się, że ktoś zabierze jego wózek marketowy.

- O kurwa, co ty tam niesiesz? To miecz?

Podest, na którym stacjonował bezdomny był jakieś sześć, może siedem metrów od nich. Coś było nie tak. Bardzo nie tak.

Yusuf wciągnął głęboko powietrze w nozdrza. Czuł krew przepełnioną strchem… Ale nie była to krew starca.

Zresztą teraz gdy się odezwał i gdy podniósł się bardzo szybko na ich widok wampiry uświadomiły sobie, że daleko mu do starca. Owszem miał brodę. Miał też sfatygowany i stary płaszcz. Ale jego głos tryskał energią.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 01-12-2021, 08:12   #334
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Młoda Ventrue zbliżyła się do policjanta z uśmiechem na ustach

- Monsieur - w jej głosie słychać było echa obcego akcentu - Jes’tem Emanuaelle. Ja poszukuje Mr...Tren’tom - spojrzała na gliniarza szeroko otwartymi oczami, w których widać było wyraźne zagubienie. - On j’est wysoki, on artist, musique… mi amore - na ulotną chwilę niewinnie spuściła powieki. -On zni’knął. Jego nie ma trzy dni. Ja zgłosić porwa’nie. On może by’t mort… terible ….zimny trup…. Policja, szukać Mr Tren’tom. - przygryzła z niepokojem wargę - Ja szukam mi amore - powiedziała bezradnie przyglądając się mężczyźnie.

Spoon uniósł w zaskoczeniu brwi, ale szybko się opanował. No tego się nie spodziewał. Czekał.

Policjant za szybą zdawał się wyprostować jeszcze bardziej. Z wyjątkowo poważną miną uniósł słuchawkę.
- Sierżancie, mam tutaj Panią, która chce zgłosić zaginięcie. Yhy. Mhm. Tak jest.
Odłożył słuchawkę.
- Za chwilę kolega podejdzie i zbierze zeznania.

Spoon milczał. Nie podobało mu się, że strażnik był dalej za szybą. A za chwile dojdzie drugi gość. No ale jak Cath to dobrze rozegra to zostanie za dnia przysłać ghula z kasą. Chyba, że… przysunął się do Venture obejmując ją pocieszająco. Mruknął jej cicho do ucha.
-Nie jest ci słabo śliczna? No wiesz od emocji… Chciałbym żeby ten strażnik do nas wyszedł…- Spoon wiedział że każda dobrze wychowana dama potrafi elegancko zemdleć na zawołanie.

-Zawsze zdążę, kochanie. - odparła Cath, dotykając delikatnie jego policzka.

-Dobrze. - Spoon mruknął i odsunął się od Venture zostawiając jej swobodę działania. Skupił się na tropieniu magii. Starając się ponownie wyczuć ghula.

Ventrue natomiast zbliżyła się do wiszącej na ścianie gabloty i zaczęła czytać ogłoszenia licząc, że znajdzie tam coś ciekawego. Niestety ściana wyglądała dokładnie tak jak się tego spodziewała. Jedynie pomiędzy dwoma plakatami "uważaj na kieszonkowców" "nie bierz narkotyków" błysnęło jej ogłoszenie z sześcioma zdjęciami twarzy, które w jej ocenie niczym szczególnym się nie wyróżniały, no może poza tym, że w ostatnim miesiącu zaginęły, a ostatnio widziane były w metrze. Ledwie skończyła czytać gdy po około czterech minutach pojawił się wysoki mężczyzna z siwiejącym wąsem. Wszedł przez wielkie drzwi blokowane zamkiem elektrycznym. Ocenił parę i sam też dał się ocenić. Zwłaszcza Cath wystarczył rzut oka. Facet spał. Jeszcze chwilę temu. Miał na sobie luźny sweter zarzucony na koszulę z przepoconym kołnierzykiem. Na klatce piersiowej wisiała odznaka ze zdjęciem.

- Dzień dobry - powiedział entuzjastycznie, chcąc ukryć zmęczenie, po czym odkaszlnął. Na lewym policzku odbijał się wzór z jego swetra, co oznaczało, że spał na złożonych rękach.

- Zapraszam do siebie - po odkaszlnięciu jego głos był już nieco inny.
-Czy mają Państwo zdjęcie zaginionego? - Cath spojrzała z lekką konsternacją na Spoona po czym w milczeniu przecząco pokręciła głową.

Na korytarzu za drzwiami mogli wreszcie ocenić wnętrze komisariatu. Widać było, że trafili na senny czas. Korytarz na planie litery T zdawał się przechodzić wzdłuż całej szerokości komisariatu. Z lewej strony kończyły go drzwi z napisem “Kantyna”. Po przeciwnej stronie korytarza nie było żadnego napisu na drzwiach. Jednak Sierżant prowadził ich odnogą prowadzącą w głąb budynku. Po lewej stronie minęli klatkę schodową. Tuż obok znajdowały się zamknięte i przeszklone drzwi z napisem “Biura” i “Oficer dyżurny”. Wysoki mężczyzna otworzył te po prawej, rozwiewając wszelkie wątpliwości w zakresie tego, czy będą mogli spotkać kogoś “wyżej”.

Wampiry zauważyły, że na tej niewielkiej przestrzeni były kolejne cztery kamery.

- Eh, to mamy problem. Nasz rysownik pracuje od 11:00, więc będą musieli państwo wrócić i tak drugi raz.

Obszedł biurko dostawiając dodatkowe krzesło po stronie dla gości. Sam zasiadł na fotelu obrotowym po drugiej stronie i sięgnął do szuflady po jeden z formularzy.

- Na początek poproszę o imię i nazwisko zaginionego i zgłaszającego zaginięcie.

Spoon spojrzał dyskretnie na jedną z czterech kamer. No… Nic mu się tu nie podobało, ale chociaż ten człowiek do niego wyszedł co dawało mu pewne możliwości użycia środków “przymusu bezpośredniego”.
-Panie władzo… - zaczął uśmiechając się w podręcznikowy sposób i przemieszczając się bliżej policjanta.
-Pan Trenton pokłócił się z tą Panią niedaleko stąd. Widzi Pan... oni często się kłócili. Myślę, że po zajściu postanowił odreagować, a że no… Przykro mi to mówić, często szkodził sobie przyjmując rzeczy szkodliwe i to znacznie bardziej niż alkohol. No… Pan wie o czym mówię. W każdym razie podejrzewam, że mógł wylądować po prostu tutaj na komisariacie po wszczęciu jakiejś nikomu nie potrzebnej burdy. Nie dałoby się sprawdzić czy po prostu go tutaj nie ma…. Pani kamień spadł by z serca…. - powiedział Spoon przenosząc wzrok na Cath. TERAZ była idealna sytuacja na użycie mocy i wpłynięcie na zaspanego policjanta..

- Czyli kłopotliwy. Trenton, Trenton… - sierżant zaczął o czymś intensywnie myśleć.

Cath zamrugała powiekami, aż jej oczy zaczęły delikatnie błyszczeć, jak u niewiasty w opresji wstrzymującej łzy. Następnie odwróciła się, z wyraźną złością w ruchach w strone towarzysza
- To nie’prawda est. Ty nie lubi’sz Mister Tre’nton, on est bardzo dobry człowiek, on zaginał, on nie jest zły człowie’k, on artist - Jej palce kurczowo zaciskały się na torebce. Następnie spojrzała na policjanta - Panie Office’r, Pan pomo’że, co się stało z Mister Tre’nton. - Patrzyła na niego z bardzo dużą nadzieją.

Na moment sierżant sięgnął do szuflady skąd wyjął zdjęcie czarnoskórego mężczyzny z tabliczką i numerem. Obok znajdowała się podziałka wskazująca, że jest naprawdę słusznego wzrostu. Bluza z kapturem dodawała mu złowrogiego wyglądu. Najprawdopodobniej pochodził z afryki środkowej, zarówno Cath jak i Spoon nie spodziewali się, że jego skóra może być aż tak czarna.

Do tego był w nim pewien urok. Może magia egzotyki? Cath nie miała wątpliwości, że to ghul Reginy.

- Obawiam się, że nie wie pani wiele o tym mężczyźnie - zaczął sierżant opiekuńczym tonem - Pobił dwóch policjantów, z czego jednemu złamał żuchwę w trzech miejscach. Jest skrajnie agresywny. Sądzimy, że to skutek uboczny odstawienia narkotyków.

Spoon uśmiechnął się zadowolony, dochodzili do jakiś konkretów.
-Nigdy nie uważałem Trentona, za złego człowieka, ale musimy przyznać, że ma on problemy. – Wampir przyjrzał się mężczyźnie na fotografii. Wszystko wskazywała na to że był to ochroniarz Reginy.
-Tak to on. Chcemy go zobaczyć i… zabrać do domu.

Chwilę trwało zanim sierżant odnotował obecność Spoona. Cath zdawała się pochłaniać całą jego uwagę.

- To jest niemożliwe, ten człowiek zaatakował policjanta, zaginął protokół z jego zatrzymania, nie mamy formalnych możliwości wypuszczenia go, dopóki dokumenty się nie znajdą.

-A tak, tak rozumiem. - Spoon pokiwał głową, wiedział w co grali.
-Kurczę przykra sprawa... Zwłaszcza ten policjant… Pan mówił, że szczęka złamana w trzech miejscach? To okropne… Leczenie na pewno jest bardzo drogie. Myślę, że moglibyśmy ulżyć biedakowi i wpłacić na to konto odszkodowanie, plus kaucję i zabrać z tą Trentona zanim narobi więcej szkód. Weźmiemy go do domu pod opiekę lekarza tak żeby mieć pewność, że nikomu nie stanie się krzywda. Widzi Pan… To naprawdę nie jest zły człowiek, tylko… ma problemy...

-D'accord, Ja odszkodowanie zapłacić za mi amore. Wtedy nie ma zgłoszenia nie ma problema, ja znajdę klinikę, ja wyleczę Mr Trenton mi amore. Nie ma narkotik, on nie agressiv. Qui? - zapytała się z uśmiechem patrząc policjantowi w oczy.

- Przelew nie jest potrzebny - zaczął się odżegnywać policjant. - Tak naprawdę zrobiliśmy zbiórkę we własnym zakresie. Każdy dał ile mógł.

Obgryzioną końcówką długopisu sierżant wskazał słoik w którym było kilkadziesiąt funtów głównie w nominałach po 5 i 10.

- Niestety, to nie starczy nawet na sam zabieg, a co dopiero rehabilitacja.

Niby od niechcenia rzucił spojrzenie na elegancki strój Catheriny po czym teatralnie westchnął.

- No i w podstawowej wersji nie ma żadnej plastyki. Całe życie pozostaną blizny na twarzy po szynach. Będzie pewnie musiał zostać przesunięty do prewencji, bo ludzie nie mają zaufania do policjantów z bliznami na twarzy. Eh, szkoda. To zawsze niższe premie, a właśnie im się urodziło trzecie dziecko.

Spoon był pod wrażeniem mowy policjanta a jak gość dołożył na koniec dzieciaki to musiał przygryźć dolną wargę, żeby nie parsknąć śmiechem. Utrzymując smutny wyraz twarzy kiwał głową ze spuszczonym wzrokiem nad losem “biedaka”. W końcu przeniósł wzrok na Cath. Przekaz był prosty mieli dać gotówkę, a nie był pewien ile mieli.

-To stra’szne - powiedziała Cath wrzucając do słoika calą gótówkę jaką miała i pierścionek. - więcej nia mam.

Pierścionek nie chciał wejść przez przewidziany na gotówkę otwór. Sierżant zerknął na niego i wziął między palce. Przez moment go obserwował. Potem złoty pierścionek zniknął niczym u wprawnego iluzjonisty, a sierżant podniósł słuchawkę i wykręcił numer. Zdecydowanie zbyt krótki, żeby dzwonić poza budynek, raczej łączył się z kimś wewnątrz.

- Steve, obudź cza.. - sierżant się zawahał patrząc na Cath i Spoona, po czym zaczął od początku:

- Wychodzi ten więzień którego dokumenty zaginęły. Obudź go proszę i przyprowadź do biura.

Sierżant wstał i zaprosił swoich gości do wyjścia. Na korytarzu jednak nie szli do drzwi z elektrozamkiem i upragnionej wolności. Zamiast tego ruszyli do pomieszczenia obok z napisem “Biura”

Sam pokój był o wiele większy niż gabinet sierżanta. Stało w nim osiem biurek. Przed każdym było miejsce na przyjmowanie petentów. Pewnie w ciągu dnia panował tu gwar. Teraz dwóch policjantów siedziało przy jednym komputerze, a na ich biurku leżała stygnąca już pizza. Jeden był po cywilnemu, ale kabura z bronią natychmiast rzuciła się w oczy Spoona.

Po chwili do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn. Jeden w wygniecionej koszuli z odznaką zawieszoną na szyi. Prowadził wysokiego i dobrze zbudowanego czarnoskórego. Łysa głowa powodowała u wysokiego mężczyzny to, że jego skóra wydawała się jeszcze czarniejsza w kiepskim oświetleniu.
Do tego miał szarą, zupełnie nie wyróżniającą się bluzę, obcisłe spodnie skórzane i neonowopomarańczowe sportowe buty.

- Co tam - powiedział bardzo miłym dla ucha niskim głosem Trenton. W zasadzie nie wiedział dlaczego go wybudzono w środku nocy. Tymczasem Steve “pomięta koszula” rozkuł kajdanki w jakich trzymano muzyka.

Spoon założył ręcę na piersi.
-Idziesz z nami Trenton, twoja chlebodawczyni Regina w końcu przestanie tolerować Twoje wybryki, a wiesz jak teraz ciężko o robotę? Powinieneś być bardziej odpowiedzialny… - Jego wzrok spoczął na Cath.

-Qui, Mi Amore, nie może tak więcej być. -powiedziała Venture, następnie wspięła się na palce i pocałowała mężczyznę w policzek.

-Poza tym panie się o Ciebie martwią, nie możesz ich narażać na kolejny taki stres. - Spoon ponownie spojrzał na ghula. Wierzył, że sługa Reginy załapie o co chodzi i po prostu nie będzie robił problemu. Zresztą jakby sprawiał to po prostu go stąd wywlecze. “Kupili” go i czuł że ma do tego prawo.

- Tylko jeszcze moje rzeczy - powiedział i uśmiechnął się z ukosa do Spoona. Po tym spojrzał na gliniarzy wyczekująco. Sierżant skinął głową, a wymięty Steve poczłapał w stronę drzwi przez które wszedł.

Cisza się przedłużała.

W końcu wrócił z workiem strunowym. Wewnątrz był portfel, telefon komórkowy i kluczyki.

Trenton sięgnął po worek i niemal wyrwał go z rąk policjanta. Najpierw sięgnął po telefon.
- Dlaczego nie można go włączyć?

- Rozładował się - odpowiedział sierżant, a Trenton zmierzył go wzrokiem tak, jakby miał być kolejnym obiektem zbiórki do słoika.

Cath zacisnęła rękę na ramieniu Trentona.

- W portfelu była stówa - powiedział po chwili przeglądając portfel.
- Jeżeli uważa pan, że coś się nie zgadza, to przygotuję odpowiedni formularz, zatrzymamy depozyt do rozwiązania sprawy. - Tym razem to sierżant uśmiechnął się drapieżnie. Trenton prychnął.

- Chodźmy.


***

Po niecałych czterdziestu minutach byli na zewnątrz. Po drugiej stronie ulicy stało auto z ludźmi Chun Hei.

Spoon wyszedł i kiedy oddalili się na bezpieczną odległość od komisariatu spojrzał na wóz z ludźmi Chun. Chyba mieli trochę inną definicję czekania w gotowości... Pokręcił głową. W końcu uniósł dłoń, żeby pokazać im, że wszystko jest w porządku i wyciągnął swój telefon, żeby powiadomić Chun, że wszystko jest ok.

- Organizuję wam spotkanie na jutro jak tak - usłyszał w słuchawce.

-Dobrze jesteśmy w kontakcie. - powiedział wyłączając się.

Przeniósł wzrok na uwolnionego czarnoskórego.
- Zajmowałeś się sprawą Arwyn i znasz tajne przejście do muzeum, które teraz jest oblężone przez oddział komandosów. Jutro w nocy chcemy ją wyprowadzić, zanim urządzą tam masakrę. Chcę żebyś był na to gotów. Regina wie o wszystkim. Myślę, że… - Spoon zastanowił się.

-Jutro podjedziemy pod klub i po prostu cię zgarniemy, więc proponuje ci się wyspać… - wampir przeniósł wzrok na horyzont. Czy mu się wydawało czy zrobiło się jaśniej? Ściągnął brwi. Kończył im się czas… Wrócił wzrokiem do Trentona.

-Jak nie masz tu wozu to pod klub podrzucą Cię ludzie Chun. Zrozumiałeś wszystko?

- Qui, mi amore - powiedziała Cath ściskając mężczyznę za pośladek - jeżeli jutro nie będziesz gotowy odwzajemnić nam tej drobnej przysługi, to twój tyłek będzie przypominać jesień średniowiecza - powiedziała, oblizując usta z których ani na chwilę nie zniknął ciepły uśmiech - I nawet Regina cię nie obroni.

Czarnoskóremu mężczyźnie trzęsły się dłonie, miał spierzchnięte usta i rozbiegany wzrok. To co policja uważała za oczywisty syndrom odstawienia narkotyków dla Spoon i Cath było oczywistym efektem jego długiego rozstania z Reginą. Trenton był ghulem, a ghule potrzebowały wampirzej krwi jak powietrza.

Cath uznała, że Ghul na głodzie może narobić sobie jeszcze sporo kłopotów zanim wróci do swojej Pani, dlatego zwilżyła jego wargi kilkoma kroplami swojej krwi. Następnie spojrzała mu w oczy.
- Rozumiesz co masz zrobić? - zapytała.
Oblizał usta chciwie i pokiwał entuzjastycznie głową.

Spoon przyglądał się temu w milczeniu czekał.
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 01-12-2021 o 17:45.
Rot jest offline  
Stary 06-12-2021, 10:23   #335
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Trenton pokiwał głową chciwie sięgając po vitae. Na pożegnanie podał im miejsce spotkania. Niedaleko głównego dworca kolejowego.

Po wszystkim Spoon upolował jakiegoś mężczyznę, który najprawdopodobniej prosto z imprezy wybierał się do pracy. Nie było to coś, w czym gustowała Cath.

Po polowaniu ruszyli do apartamentowca w dzielnicy ambasad.

Apartament przekazany Cath, kilkanaście minut do wschodu słońca.

Mieli za sobą bardzo owocną noc. Gdy wrócili do siebie spodziewali się tam zastać ekipę, która wyruszyła w poszukiwania de Worde. A jednak nikogo nie było. To komplikowało sprawę. Czy zdążą się przygotować na spotkanie z Galijką? W szóstkę mieli większą szansę wydostać ją z muzeum spod luf setek agentów. Żadne z nich nie było dowódcą wojskowym. Ale musieli zdobyć czapkę. Siedzieli na kanapach nad niewielkim stolikiem. Na stoliku na tablecie oglądali zdjęcia British Museum. Co jakiś czas zdjęcia budynku zastępowały zdjecia różnych eksponatów.

***


Siedział na koniu i słuchał jak przemawia. Wysoka kobieta o gęstych rudych włosach. Dzierżyła swą włócznię i krzyczała. Spoon chwilę myślał cóż wykrzykuje. Najpierw jej słowa wydawały się bełkotem. Wampir zaczął myśleć dlaczego siedzi na koniu. Coś jeszcze mu nie pasowało.

Spojrzał za siebie. Miał za sobą czterysta tysięcy ludzi czekających w słońcu. Ledwie jedna czwarta z nich była wojami. Le wojami najwyższej klasy. Ich twarze były wymalowane. Spoon widział rydwany i piechotę. A za nimi na wozach cywile, kobiety i dzieci. Wszyscy oni przybyli oglądać klęskę najeźdźców. Tam, daleko przed nimi stali ustawieni w równiuteńki prostokąt żołnierze rzymscy. W swoich czerwonych mundurach i z proporcami. Tego dnia będzie masakra.

Dnia?

Gardło Spoonowi ścisnęło się na moment. Chciał uciec pod jakiś kamień, żeby tylko nie być na słońcu. Przecież zaraz spłonie.

Po kilku sekundach się opanował. Rudowłosa wydała rozkaz do ataku. Rydwny ruszyły. Spoon pognał konia i ruszył z nimi. Widział za plecami jak piechota rusza do marszu. Przyszedł czas zmiażdżyć Rzymian.

***


Wszystko poszło nie tak. Spoon nie rozumiał. Jak to było w ogóle możliwe? Fala ich ludzi uderzyła w garstkę Rzymian. Garstkę. Oni nagle uformowali klin z piechoty i rozbili ich konnicę. W zasadzie konnica rozbiła się o Rzymian. Nie można było ich zaatakować z flanki, bo stali w przesmyku między drzewami. Na drodze do Londinium. Potem pojwiła się ich konnica. Nadjechała z obu boków. Zaczęła wycinać piechotę w pień. To nie była walka. To była rzeź. Spoon nie rozumiał. To było wbrew wszelkiej logice. Teraz ludzie uciekali dając się wycinać. Biegli na wozy z cywilami. Wozy z cywilami! Trzysta tysięcy cywilów blokowało drogę odwrotu. Jego armia była między młotem a kowadłem. Gdzie była jego dowódczyni? Rozglądał się panicznie szukając jej na polu walki. Jego koń poślizgnął się na wnętrznościach jednego z ich towarzyszy. Nagle Spoon złapał jednego z dezerterów i usłyszał swój głos:

- Gdzie jest Budyka?

Spanikowany wskazał jedynie palcem w stronę kłębowiska Rzymian.

***

Stała tam na wzgórzu. Czuła jak chłodny wiatr owiewa jej twarz. Odgrodzili się częstokołem i szykowali do decydującej bitwy. Oto najeźdźcy przybyli zawładnąć ich ojczyzną. Wbili się niczym klin w ich kraj i maszerowali do Londynu. Bitwa trwała od południa. Tu miał nastąpić ich koniec. Mieli się rozbić o fortyfikacje niczym fala rozbija się o skałę.

Catherina starła z siebie krew. Czuła ból w ramionach. Powaliła już siedmiu napastników swym toporem na długim stylisku. Ich ciała stopniowo zsuwały się ze wzgórza. Kusznicy na przemin oddawali salwę i przeładowywali bełty. Wzgórza Hastings były nie do zdobycia.

Mimo kolejnych szarż przeciwnik nie zmianiał strategii.

***


Stało się. Szyki wroga załamały się. Wycofywał się. Król ruszył wybić grupę, która próbowała ich oskrzydlić i utknęła na bagnach. Tymczasem Catherina obserwowała przed sobą odwrót przeciwnika. Szedł w rozsypkę. Wszystko zgodnie z planem. Zerknęła na grupę pięćdziesięciu doborowych jeźdźców, którymi dowodziła. Czy już nadszedł czas na decydujący cios?
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 09-12-2021, 15:51   #336
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Tak to miecz. - odparł Yusuf bezdomnemu. - A ty nie wyglądasz na poczciwego staruszka, więc czuję się bezpieczniej mając z sobą kawał żelastwa. Kim jesteś? - spytał.

Malkavian pozostał w ukryciu. Zamierzał jednym okiem obserwować Reę i ruszyć za nią, gdyby postanowiła uciec. Drugie oko zawiesił na „bezdomnym”. Jeszcze trzecim rozglądał się na około w poszukiwaniu niebezpieczeństwa. Gdyby napotkał coś groźnego, planował uprzedzić drużynę. Korzystał z mocy Nadwrażliwości, aby móc zauważyć paranormalne sztuczki wokół siebie.

- Nazywam się Devin Brown. I tu mieszkam. - Powiedział napinając się.

- My szukamy de Worde. - odparł Sędzia, celowo się nie przedstawiając - Pójdziemy w swoją stronę, a jak ty nam nie będziesz przeszkadzał to nikomu nie musi się stać krzywda.

Zmiana w zachowaniu Devina była niemal natychmiastowa. Nazwisko wampira spowodowało, że się napiął i wstał. Yusuf teraz to widział. Kim był Davin. Skąd takie odruchy. Regularny zawodowy żołnierz. Weteran?

- Wiecie gdzie on jest?

- Jeszcze nie. Ale w końcu go znajdziemy. Też czegoś od niego potrzebujesz?

- Powiedzmy, że mam pewne rachunki do wyrównania.

- Damy ci znać wracając gdzie go znaleźć. - Sędzia spróbował spławić obcego. Wiedział że potrzebują Rei by odnaleźć króla tego podziemnego cyrku, a czuł że nie byłaby szczęśliwa gdyby zabrali ze sobą kogoś obcego. Zresztą… Możliwe że pod koniec tej nocy stary wampir przestanie istnieć. Wszystko zależało od jego zeznań i kooperacji.

Tymczasem Devin nie dawał za wygraną. Złapał dwoma rękami swój marketowy wózek, nogą zwolnił hamulec i ruszył w stronę zejścia z podestu. Po drodze złapał jeszcze coś nabitego na pręt i pieczonego nad beczką. Teraz już nie mieli wątpliwości, że był to szczur.

Towarzysze Indianina zaskakująco zgodzili się z nim i każdy wstępnie zignorował mężczyznę z wózkiem. Ten chyba jednak miał popędy samobójcze, bowiem uznał że całkowicie logicznym jest zaczepiać grupę kilku zbrojnych, z czego jeden z nich z wielkim mieczem. Szybkość, z jaką doczepił się do nich jak gówno do psiego ogona była imponująca.
I bardzo podejrzana.
Nie trzeba było wiele więcej, by urojenia trapera w końcu dały o sobie znać.
- Ręce w górę tak żebym je widział i kładź się na ziemię. Przejrzałem Cię, zdrajco.
Ton rozkazu Navaho nie dawał złudzeń, że bezdomny ma tylko dwie opcje: pełną kooperację lub natychmiastową eskalację.


Malkavian w tym czasie rozejrzał się po otoczeniu, po czym uznał, że najpewniej nie działo się nic podejrzanego. Mimo to wciąż się chował i w dalszym ciągu korzystał z Niewidoczności. Na wszelki wypadek, gdyby znikąd pojawiło się drugie takie monstrum jak tuż po wejściu do podziemi.

Navho miał rację. Jego słowa wywołały natychmiastową eskalacją. W stronę wampirów poleciał jakiś przedmiot. Spadł między Yusufem a Utamakeeusem.

Malkavian spodziewał się czegoś takiego. Skoro Rea postanowiła korzystać z Niewidoczności i nie pokazywać się “bezdomnemu”, to musiała mieć ku temu powód. W przypadku mężczyzny przygniecionego belką nie kryła się. Co znaczyło, że nie chowała się przed każdym człowiekiem. A tylko przed tymi, w których dostrzegała zagrożenie. Mieszkała w podziemiach, więc dobrze było zdawać się na jej instynkty. Wampir upewnił się, że znajdował się dość daleko od granatu. Jeśli nie, to próbował uciec. Najlepiej w tym samym kierunku, co Rea.

Obydwoje z Reą przesunęli się o kilka metrów, po czym Rea rzuciła się na ziemię. Widział to tylko Qwerty. Qwertego rzucajacego się na ziemię zobczylu już wszyscy, bo jego niewidzialność nie skrywała tak gwałtownych ruchów.

Metalowa puszka została bezbłędnie rozpoznana przez Yusuf. Był to jakiś dziwny granat. Cała wizja bezdomnego w kanałach prysła w ułamku sekundy. Sędzia natomiast działał instynktownie. Złapał puszkę i rzucił na oślep z grubsza w stronę Devina. Osiągnął połowiczny sukces. Granat nie wybuchł między nimi. Wybuchł daleko za bezdomnym. Jednak nie posypały się gruzy. Miał miejsce jedynie ogromny rozbłysk światła i huk, który na moment spowodował, że wszyscy przestali słyszeć cokolwiek.

Sędzia kontynuował swój popis szybkiego refleksu. Ułamek sekundy po eksplozji był już w pełnym biegu, z dwuręcznym mieczem przygotowanym do ataku w “bezdomnego*

Devin był doskonale przeszkolony. Zanim koteria zorientowała się co się dzieje był już schowany za beczką. Przewrócił wózek marketowy, z którego błyskawicznym ruchem sięgnął po karan maszynowy. Navaho i Sędzia ujrzeli czerwony promień omiatający korytarz. Po chwili klekocząca seria rozniosła się po pomieszczeniu. Tony padł na ziemię w ślad za Qwertym i Reą, a pocisk ominął go o włos.

Utamukeeus normalnie stał by bez strachu i zastrzelił przeciwnika. Jednak nie dziś. Świszczące naboje śmigały, a jego spłoszona bestia wyła. W ostatniej chwili przed pociągnięciem spustu odwrócił wzrok i kula minęła o włos “bezdomnego”

Yusuf nie miał takich wątpliwości. W kilku susach dobiegł na podest. Wykonał zwrot, który zaczynał jako unik, przed lecącym pociskiem, a kończył jako wyprowadzenie szerokiego cięcia z dołu. Siła trafienia wampira była ogromna. Ostrze trafiło w sam środek klatki piersiowej, przez którą ciało. Ciało Devina oderwało się od ziemi i poleciało na prawie metr ciśnięte siłą uderzenia.

Rozcięty płaszcz i sweter odsłoniły fragment kamizelki balistycznej identyczne jak te, które widzieli w magazynie tuż po przebudzeniu. W falujących płomieniach Yusuf ujrzał czarną materię trucizny mieszającą się z niewielkim rozcięciem jakie pojawiło się na ciele człowieka.

Tony długo się nie zastanawiał, tym bardziej że w jego głowie ostrzegawczo wyła świadomość faktu, że znajdował się na linii strzału. Skoczył w bok szukając rozpaczliwie jakiejkolwiek osłony, która mogłaby mu dać ochronę przed wybuchem granatu i możliwym ostrzałem. Nie był wojownikiem, to była bajka Indianina i Turka. Na szczęście zanim jatka tak naprawdę się zaczęła było już po wszystkim.

O ile Włoch nie palił się do walki, to do przeszukania gościa był już dużo żwawszy. Cmoknął z uznaniem na multitoola - narzędzie sprytne, bo łączące w jedną całość cały warsztat, a nie znane jeszcze w swej formie w trakcie wojny. No i komplet wytrychów, to było istnie królewskie znalezisko!

Sędzia westchnął i kopnął delikatnie leżącego by sprawdzić jego reakcję. Nieprzytomny.
- Zwiążmy go i zawieźmy na wózku do Richarda, myślę że ma większe szanse go efektywnie przepytać. - zaproponował, po czym przeszedł obok nieprzytomnego. Był pewien siły swojej Krwi, śmiertelnik nie miał szans się wybudzić z letargu w krótkim czasie. Kilka kroków dalej, w niszy ukrytej za “obozowiskiem”, znalazł zdekapitowane ciało. Zaklął pod nosem.
- Znalazłem Viktora. Skurwysyn odciął mu łeb. - powiedział głośno i ukląkł przy ciele. Bez większych ceregieli wbił kły w nadgarstek podwójnego denata, licząc na to że zostało tam choć trochę Vitae i miał rację. W jego naczyniach została dosłownie kropla, może dwie krwi. Jego Vitae była rozwodniona, niewiele gęstsza od ludzkiej, ale wciąż niosła w sobie dużo siły. Sędzia od razu poczuł się lepiej. Po chwili oderwał się od trupa i podniósł. Nie kłopotał się grzebaniem wampira. Wiedział że jego ciało prędzej czy później rozpadnie się samo.

- Idziemy dalej? - zapytał Malkavian, przyjeżdżając z wózkiem. Zostawił go tuż przy pokonanym przeciwniku. - Ktoś mi pomoże? - zapytał, po czym ukląkł, chcąc podnieść mężczyznę zgodnie z propozycją Yusufa, który szybko użyczył swojej siły i razem wrzucili komandosa do wózka.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 10-12-2021, 07:19   #337
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Podziemia, godzina 5:30

Szli niczym ponury pochód. Znikająca w ciemności Murzynka. Za nią podobnie znikający Włoch. W środku pochodu szedł elegancki, choć ubabrany błotem i pyłem Qwerty. Z gracją pchał przed sobą marketowy wózek, w którym leżało powykręcane ciało nieprzytomnego żołnierza. Pochód zamykał sędzia z wielkim mieczem i Indianin z nowo zdobytym karabinem maszynowym. Karykaturalność tej sceny przytłaczała wręcz. Oto szli na audiencję do króla podziemi.

Navaho skupiał się na znalezieniu bezpiecznego miejsca. Przestał się rozglądać za wskazówkami co do kierunku.

Tony po konfrontacji z Devinem skupiał się na pozostaniu bezpiecznym i również przestał śledzić dalszą drogę.

Rea w końcu dotarła do włazu w podłodze. Odsunęła go pokazując drabinę prowadzącą jakieś cztery metry w dół.

- Tu przeczekamy dzień. Jutro pójdziemy dalej - zarządziła Rea.

Yusuf zaś zorientował się, że krew Viktora jakoś wyparowała z jego ciała. Czuł się równie głodny jak wcześniej.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 10-12-2021 o 07:22.
Mi Raaz jest offline  
Stary 19-12-2021, 18:44   #338
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację
Zaiste, sytuacja eskalowała błyskawicznie. W zamierzeniu, słowa indianina były tylko blefem - miały przestraszyć, zdawałoby się, kompletnie bezbronnego obdartusa. Jego nowo nabyte, “całkowicie uzasadnione” podejrzenia, jeszcze bardziej nabrały na mocy. Wciąż jednak nie miał żadnego dowodu, na dwulicowość swoich towarzyszy…

Tony dopiero teraz poczuł w kościach coraz bardziej palącą potrzebę przespania dnia. Nawet nie zdążył się zorientować, że gdzieś wysoko ponad nimi wstaje równie piękne co straszne słońce, spowijając wszystkich z tych nieśmiertelnych, którzy nie schowali się w swoich kryjówkach swoim śmiertelnym blaskiem. No może poza ta rzesza bezklanowców w których krew Kaina była tak rozrzedzona, że nawet nie zasługiwali na miano wampirów. Przez chwilę Castelli zastanawiał się, czy to przekleństwo, czy też zbawienie? Kiedyś byli bezwzględnie tępieni, teraz spacerowali odważnie zarówno w świetle księżyca jak i słońca.

Ocknął się skupiając na tu i teraz. Musieli iść spać, ale mieli na wózku nieprzytomnego komandosa. Nie mógł zostać z nimi. Miałby wystarczająco dużo czasu, aby się obudzić, oswobodzić i załatwić właściwie bezbronna koterię. Znów poczuł to samo co kilka godzin wcześniej, gdy napotkali rannego robotnika. Czysty pragmatyzm i prosto pojmowane własne bezpieczeństwo podpowiadało tylko jedno, ostateczne rozwiązanie tej kwestii:

- Musimy go sprzatnać. - wskazawszy na żołnierza, stwierdził krótko z naciskiem na słowo “musimy”: - Inaczej nas załatwi jak się przebudzi.

- Zgadzam się. - powiedział Sędzia - Ale najpierw spróbujmy go przebudzić. Znam… rytuał który byłby przydatny podczas przesłuchania. Możecie go jakoś związać i dobudzić, kiedy ja przygotuję krew? Potem go dobijemy. - zaproponował, podchodząc do komandosa z swoim mieczem. Naciął jego skórę i pozwolił by krew obcego powolnym strumyczkiem zaczęła się sączyć. W tym czasie opróżnił jedną z puszek z konserwami, wyrzucając jedzenie na ziemię. Coś mruknął pod nosem o zanieczyszczeniach i nieodpowiednich przedmiotach ogniskujących, zanim zaczął zbierać krew Devina do naczynia.

W tym samym czasie, kiedy Sowa przygotowywał swój rytuał, Navaho postanowił przeszukać bezdomnego-wojskowego. Czy naprawdę nazywał się Devin? Może miał jakiś dokument przy sobie. Przywłaszczył sobie jego nóż - bagnet, stworzony i noszony typowo z myślą, by zrobić komuś krzywdę. Navaho co prawda był większym ekspertem od broni palnej, niż od walki wręcz, ale już od jakiegoś czasu czuł, że brakuje mu takiego praktycznego narzędzia. Ściągnął również z niego magiczną kamizelkę, która chroniła przed kulami. Już od starcia z komandosami w magazynie chciał mieć taką. Kamizelka była zaskakująco lekka, jak na ochronę którą oferowała. Fakt, że była zdjęta z trupa, którym wkrótce miał się stać Devin zdawał się na traperze nie robić żadnego wrażenia ani zniesmaczenia.

Sędzia poświęcił kilka minut, dokładnie oglądając kapiącą krew, analizując ją swoimi magicznymi zmysłami. Coś w niej było. Coś chemicznego, co przywodziło na myśl to jak pachniała krew wilkołaków. Szybsi, silniejsi, dziksi. Furia w butelce. Niemal cudem było to że tak szybko go spacyfikowali.

- W jego krwi coś jest. Jakaś substancja która dawała mu siłę. Zero magii, czysta chemia. Ale już się rozrzedza, można z niego się pożywiać. - zawyrokował Yusuf i wylał te kilka kropel krwi które zebrał do tej pory. Wytarł wnętrze puszki po konserwach płaszczem Devina, ale narastała w nim irytacja. Nie miał właściwych przyrządów. Nie miał rytualnego kielicha, ani sadzawki z górską wodą. Nie miał czystego, spiżowego ostrza. Nie miał kadzideł, przygotowanego tekstu rytuału, pomocników między których mógłby rozdzielić tajemne skupienie i kontrolę nad Vitae. Nagle krew z wąskiego nacięcia przestała płynąć. Mógł oczywiście delikatnie poszerzyć cięcie, ale dla Bestii było to zbyt dużo. Ryknęła donośnie, a Yusuf wraz z nią.

Szybkim ruchem poderwał się, uniósł swój dwuręczny miecz do cięcia i spuścił go z impetem na nadgarstek Devina. Nieprzytomny mężczyzna stęknął z bólu, dłoń poleciała w ciemność, a krew zaczęła tryskać o wiele bardziej satysfakcjonującym strumieniem. Sędzia nie tracił już czasu. Naciął i swoją dłoń i wypuścił kilka krwi swojej Vitae do naczynia do którego zbierał krew komandosa. Całość podetknął pod jego krwawiący kikut.

- Trzymajcie go! - warknął i przyłożył głowicą miecza w twarz leżącego - Wstawaj kurwisynu!

Jak tylko komandos otworzył oczy Yusuf zaatakował go pierwszym pytaniem, trzymając opuszki swoich palców w miksturze w której mieszała się krew jego i Devina. Mikstura zaczęła bulgotać, jakby stała nad ogniem.

- Richard De Worde. Dlaczego go szukasz i co o nim wiesz?!

Devin otrząsnął się. Chwilę krzyczał po tym jak stracił dłoń. Nie docierało do niego to o co był pytany.

Po chwili dopiero powiedział:
- Jest starym wampirem. Bardzo groźnym. Ukrywa się tu gdzieś.
Krew w puszce po konserwie pozostała spokojna. Jak dotąd Devin mówił prawdę.

-Polowałeś tu na DeWorde’a? Z czyjego polecenia? - rzucił szybko Tony w stronę żołnierza. Mając go jak na tacy, Włoch chciał wydusić z niego jak najwięcej. Jak najwięcej o jego pracodawcach i sposobie działania, a także tajemniczej chemii, jaką przyjmowali, a jaka pozwalała im zwiększać fizyczne możliwości. Ale wszystko po kolei.

- Tak - odpowiedział. Najwyraźniej prawdę. Ociągał się jednak z odpowiedzią na drugie.

Traper przypomniał sobie o czymś. Komandos w przebraniu żula był świetnie wyszkolony. Kilka godzin wcześniej, w opuszczonym wagonie, znaleźli stare gazety z nagłówkami, o powołaniu “specjalnych jednostek do walki z terroryzmem”. Korelacja pomiędzy tymi dwoma faktami była co najmniej naciągana, ale warto było spróbować.
- Czym jest “Antigen”?

- To projekt, którego celem jest usunięcie wampirów z Wielkiej Brytanii. Zaraz będzie o nim głośno… - Devin odlatywał. Krew wypływała szybko z odciętego nadgarstka. Zaczął ruszać ustami, ale nie był w stanie już niczego powiedzieć.

Furia znów wzięła górę na sędzią, gdy ich “podejrzany” przestał odpowiadać na pytania.
- JESTEŚ W OBLICZU PRAWA! - ryknął sędzia łapiąc tracącego przytomność komandosa i uderzył go kilkakrotnie w twarz. Bez efektu. Mężczyzna umierał. W zasadzie już był martwy. Sędzia cisnął ciało na ziemię i podniósł się. - Za nieusprawiedliwiony atak na spokrewnionych, za morderstwo z premedytacją i nie w samoobronie, za polowanie na starszych skazuję ciebie, Dewinie na śmierć przez dekapitację! - wywarczał i uniósł swój dwuręczny miecz do ciosu. Nim ktokolwiek zdążył zareagować ostrze opadło, a głowa komandosa potoczyła się śladem dłoni w ciemność.

- Pożywmy się. I idziemy spać. - wywarczał Yusuf, starając się odzyskać kontrolę nad Bestią.*

***

Trucizna we krwi rozrzedzała się. Za kilka godzin będzie niewyczuwalna.. Ale było w niej nadal coś jeszcze. Ślady po narkotykach? Tak. Był wyraźny. Nie było w nim magii. Czysta chemia. Ten człowiek zażywał je regularnie. Poprawiał swoją szybkość, siłę i refleks. Natrafili na prawdziwą maszynę do zabijania w stroju bezdomnego. Maszynę szukającą de Worde.

Przed chwilą jeden mężczyzna został zastrzelony, teraz drugiemu obcięto nadgarstek. Qwerty zanotował, że jego towarzysze robili się drażliwi, kiedy doskwierał im Głód.
- Jeżeli przeżyje, to będę mógł go związać - powiedział cicho, tak aby nie przeszkadzać Spokrewnionemu w rytuale. - Napotkałaś kiedyś podobnego typa? - szeptem zapytał Reę. - Czy to dla ciebie również nowość?

Również Rea nie chciała brać udziału w działaniach prowadzonych przez Yusufa. Odeszła poza zasięg głosu pozostałych. Tak myślła do wrzsku Devina.

- Byli tu tacy jak on. W kamizelkach. Kominiarkach. Z noktowizorami. Chodzili po tunelach, ale w końcu odpuścili. To było z miesiąc temu. Ten zaś… wiedziałam, że coś jest z nim nie tak. Nie pachniał jak bezdomny. Ale siedział tu już prawie dwa tygodnie. Nie myślałam, że to jeden z nich - Rea wydawała się zakłopotana.


Tymczasem Qwerty kontynuował rozmowę z Reą.
- Ten siedział już dwa tygodnie. A widziałaś może jeszcze jakiegoś innego podejrzanego bezdomnego? Żeby nas nie zaskoczył, jak będziemy spać.

- Mam bezpieczne miejsce, zobaczysz. - Mrugnęła do Qwertego porozumiewwczo.
- Tutaj sporo się dzieje. Jedni wchodzą, inni wychodzą. Koniec końców niektórzy siedzą kilka tygodni.

- Rozumiem - odpowiedział Qwerty.
Następnie zwrócił się w stronę pozostałych.
- Czas spać. Tak myślę - powiedział.
 
__________________
The cycle of life and death continues.
We will live, they will die.
Klejnot Nilu jest offline  
Stary 03-01-2022, 11:18   #339
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Sobota.

Jake miał dziwne przeczucie. Ciarki go przechodziły na wspomnienie swego anioła. Tk o nim myślał, choć dotąd nie był szczególnie wierzący. Ale gdy w twoim domu pojawia się ktoś przy okazji próby samobójczej i odwodzi cię od tego kroku, to nie może być przypadek. Tak o tym myślał przeglądając poranne wiadomości.

Wszystko miało w życiu jakiś cel.

Tyle, że teraz to wszystko było jakieś niesamowicie podejrzane. Od kilku dni nie było wydania wiadomości bez choćby kilkusekundowej wstawki na Shard. Czy to przypadek, że przed tym całym “zamachem” jego Anioł poprosił go o plany budynku? Wszystko to było niepokojące, ale pozwoliło zająć myśli.

Internet jak to internet, kwitł teoriami spiskowymi. Znalazł nawet teorię jakoby rząd ruszał do walki z Wampirami, które wzorem Iluminati rządzili światem.

***


Benjamin Byk kończył bieg po jedenastej. Odkąd go zawiesili nie miał wiele do roboty i biegał później. Na siłowni spędzał więcej czasu. A we wszystkich pozostałych wolnych chwilach czytał gazety i pił piwo. Gdy wrócił do domu najpierw pomaszerował do lodówki po elektrolity. Dopiero po zaspokojeniu pragnienia zerknął na telefon. Siedem nieodebranych połączeń. Z pracy.

- Szefie, dzwoniłeś.
- O, Byk. Dobrze, że oddzwaniasz. Zdejmuję twoje zawieszenie. Potrzebuję każdego zdolnego do pracy. Jest jakiś ogólny szał macicy. Ściągają do Londynu oddziały prewencji z całego kraju. Wszystkich angażują w tę akcję antyterrorystyczną.
- Dobra, jestem za dwadzieścia minut.


***


Ta sobota w Londynie faktycznie się różniła. Wprowadzono ograniczenia w korzystaniu z metra jako potencjalnie najtrudniejszego miejsca do obrony. Zaczęto rekomendowć ludziom prace z domu, zamiast fatygowania się do biur. Jednak nadal, dla zapewnienia przepływu ludzi metro funkcjonowało między 6:00 a 21:00. Ruch faktycznie był mniejszy. Choć poza medialną nagonką nie działo się wiele. Niektórych imprez nie odwołano. Jedną z takich imprez było otwarcie nowej wystawy w Muzeum Brytyjskim. Tak naprawdę życie większości Londyńczyków miało zmienić się po weekendzie, w poniedziałek. Szalony lud nie chciał zrezygnować z wolności w imię bezpieczeństwa, natomiast policja nie poczyniła kroków mających to bezpieczeństwo na ludziach wymusić. Jeszcze. Bo w poniedziałek Londyn miał zostać zasilony oddziałami policjantów i wojska z całej Wielkiej Brytanii.

***


Gdy zapadł w końcu zmrok to do życia zaczęły się budzić istoty dotąd uśpione. Istoty, których istnienie przez wieki było jedynie legendą. Istoty znajdujące się na szczycie łańcucha pokarmowego, które podporządkowały sobie ludzi jako swoją trzodę. I których dominacja właśnie dobiegała końca.

Budziły się w wielu miejscach jednocześnie, do końca nie mając świadomości jakie zmiany się dokonują.

***


Bunkier w podziemiach Londynu. Tuż po zachodzie słońca.

Miejsce wskazane przez Reę było jednym z dziesiątków niewielkich schronów powstałych już po wybuchu drugiej wojny światowej. Ten był przewidziany dla dziesięciu osób. Z łóżek został głównie metalowy stelaż, ponieważ szczury i inne gryzonie dobrały się do materaców. A jednak miejsce miało tylko jedno wejście i wyjście, przez właz w suficie. Sam właz z zewnątrz był ukryty za stertą gruzu w nieuczęszczanej części tuneli technicznych. Poprzedni wieczór zostawił wiele rozdrapanych ran. Pożywienie się na komandosie z Antigen na moment jedynie zatarło w wampirach poczucie głodu. Głodu, o którym pobudka przypomniała bardzo dobitnie. Zresztą nie tylko to okazało się problemem.

W bunkrze nie było Rei ani Qwertego.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 17-01-2022, 12:40   #340
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Tunele pod Londynem

Noc spędzona w bunkrze nie była dla Yusufa lekka. Woń krwi zabitego przez niego komandosa unosiła się w powietrzu, i mimo że słońce grzało powierzchnię, to wciąż nie był w stanie odpocząć. Miał wyrzuty sumienia. Przegrał z bestią. Nie wątpił co prawda w swój osąd, komandos musiał umrzeć. Ale mógł umrzeć z godnością, a nie zaszlachtowany jak świnia.

Pierwsze sekundy pełnej świadomości natychmiast wytłumaczyły mu kolejną rzecz. Ich przewodniczka i Malkav zniknęli. Yusuf warknął i zaczął budzić resztę Heroldów.

- Rea i Qwerty zniknęli. - oznajmił krótko i zaczął przyglądać się otoczeniu, czy nie widzi żadnych oznak walki. Ale wątpił by cokolwiek znalazł. Dziecię malkava z każdą nocą stawało się coraz bardziej erratyczne, coraz ciężej było na nim polegać. Westchnął.
- Jesteś wstanie ich wyśledzić? - zwrócił się do indianina i powrócił do oglądania łóżka które wcześniej zajmował Qwerty. Coś było nie tak. Sprężyny łóżka były zagięte na boki, jakby coś wąskiego rozpechnęło je z dużą siłą. Kołek? Nigdzie nie widział też krwi, innej niż ta którą wczoraj utoczyli z komandosa. Nie wyglądało to dobrze. Podszedł do włazu i spróbował go otworzyć.
- Ktoś chyba zakołkował Qwertego, albo sprawił by tak to wyglądało. A właz jest zamknięty. Wygląda na to że jesteśmy w dupie panowie. - stwierdził Sędzia.*

- For fuck sake! - syknął cicho Tony, bo wcale nie w smak było mu takie przebudzenie. Utknęli w schronie gdzieś głęboko w trzewiach Londynu, a jeszcze w dodatku, tak jak zauważył Yusuf, zniknięcie sir Uiopa i przewodniczki nie wyglądało na niewinne udanie się na romantyczne tete-a-tete.

Dobra, srać na to, trzeba się stąd wydostać, zanim skończymy wyżynając się nawzajem w szaleństwie głodu, choć chyba wiem kto zostałby tu zarżnięty jako pierwszy - pomyślał niezbyt wesoło mikry Włoch, nie mający szans w starciu z groźnymi współtowarzyszami niedoli. Niedoli chwilowej miał nadzieje.

Podszed do drzwi aby sprawdzi, czy kto tylko zamknął je na klucz, czy może zablokował od zewnątrz. Mógł otworzyć zamek, potrafił to zrobić, ale jeśli w grę wchodziła brutalna, pierwotna siła, to pomóc mogli pozostali kainici, choć pewnie nie będzie się dało tego zrobić dyskretnie.*

Tak jak podejrzewał niemalże od samego początku - Rea i Qwerty byli zdrajcami. Utamukeeus nie był zły na nich, tylko na siebie. Mógł polegać od samego początku na swoim instynkcie i pozbyć się jednego i drugiego, kiedy tylko miał na to okazję. Szczególnie Malkavian, który wystawił cierpliwość trapera na wielką próbę, przy spotkaniu z przywalonym robotnikiem.
- Skupmy się na aktualnym problemie… - wskazał na właz -.. ale nie zapominajmy o szerszej perspektywie. Jeśli znajdziemy tą zdradziecką dwójkę, wstrzymajmy się z naszym osądem. Rea wciąż będzie nam potrzebna jako przewodnik, a Paw wciąż jest jedyną osobą, która zna położenie kielicha. Kiedy dostaniemy od obojga to czego potrzebujemy… Gwarantuje, że przyłoże rękę do wymierzenia im kary. Zbyt długo tolerowałem błazenadę, która kompletnie nie przystoi Heroldowi Boga Słońca Mitry.
Gangrel spojrzał i ocenił właz blokujący im drogę. Spojrzał ze zrozumieniem na Sędziego i obaj spróbowali swoich sił.

Ostatecznie Sędzia spędził ponad godzinę walcząc z włazem. Nieumarłe ciało miało swoje zalety - nie pocił się, nie męczył się, ale jak dudniący ból pod czaszką czuł swój Głód. A każda aktywność tylko go pogłębiała. W końcu zza zapory dobiegł ich dźwięk gnącego się metalu, a właz w końcu stanął otworem. Yusuf wytoczył się na zewnątrz, z ostrzem w dłoni. Nawet jego niewprawne oko widziało ślady ciągnięcia czegoś ciężkiego.

- Chyba tędy ciągnęli Uiopa. Myślisz że byłbyś w stanie podążać śladami? - zwrócił się do Navaho.

A więc stracili nie tylko półtora godziny ale i Uiopa… i przewodniczkę. Początkowo, Włoch łudził się jeszcze nadzieją, że zniknięcie Rei i Qwerty’ego było spowodowane jakimś kolejnym delirycznym pomysłem Malkava, ale wyglądało, że wpadli, albo przynajmniej on sam wpadł w grubsze kłopoty. Ale jeśli jednak pojawili się tu znowu policyjni łowcy pijawek, to czemu nie załatwili śpiących w bunkrze? Mógł tylko wysuwać różne teorie, ale nie potrafił znaleźć odpowiedzi.

To wszystko komplikowało tylko sprawy. Mieli znaleźć De Worde’a, a będą musieli szukać najpewniej porwanego herolda. Nie mogli zostawić tak sługi Mitry. Po prostu nie mogli.

Hok’ee! - Gangrel przywołał do psa do siebie i pokazał mu trop. Wilczur zaczął węszyć dookoła. Nawet nieumarli “jakoś” pachną, ale Utamukeeus i tak obwiniał się w myślach, że miał przy sobie czegoś, co należało do Uiopa. Jeszcze jeden błąd, który będzie sobie wypominał.
Jeśli wzięli Pawia, dlaczego zignorowali nas? Wszyscy byliśmy wystawieni i bezbronni. Nie… To ślady naszych “zaginionych”, którzy umyślnie nas zabarykadowali w bunkrze, aby nas spowolnić. Nie mam jednak pomysłu, co mogliby ze sobą wlec…
Jeżeli nienaturalna paranoja Navaho jeszcze nie była dla kogoś oczywista, to lepszej okazji by sobie to uświadomić już mieć nie będzie. Ale czy na pewno była ona nieuzasadniona?

Pies szybko znalazł trop. Ruszył w jeden z tuneli, którego wcześniej nie sprawdzali. Tak naprawdę przyszli w okolice bunkra tuż przed świtem. Wszyscy byli wyczerpani. Zaufali Rei co do bezpiecznego miejsca.

Pies doprowadził ich do wielkiego pomieszczenia, które kiedyś było czymś w charakterze podziemnej zajezdni. W pierwszym momencie wydawało się, że to coś zupełnie nowego. Dopóki światło latarek nie oświetlało wagonu osadzonego na innym wagonie. Wagon, do którego można było jedynie wskoczyć lub się wspiąć był charakterystyczny. Zbyt charakterystyczny, żeby mogli się mylić. Byli tutaj poprzedniej nocy. Byli tuż po walce z dziwnym nosferatu. Czytali tapety z gazet. A potem spotkali Reę. Reę, która zabrała ich na spacer. Sześciogodzinny spacer połączony z odwiedzinami przygniecionego technika i serią z karabinu od komandosa. Trudno było się nie denerwować na to jak zostali oszukani. Czy Qwerty brał w tym udział? A może został jeńcem? Tego nie mogli teraz ustalić.

Pies zaszczekał. Trop prowadził dalej. Do jednego z pięciu tuneli. Jednym przybyli. Drugim Rea ich stąd wyprowadziła. Trzecim teraz wrócili. Trudno powiedzieć dokąd prowadziły kolejne dwa. Rea pokazała, że badanie jednego takiego tunelu mogło zająć całą noc.

Ruszyli szybkim marszem. Pies prowadził ich kolejną godzinę. Po czterdziestu minutach oddalili się od torowiska. Miło było nie brodzić we wszechobecnych kałużach. Teraz szli długim korytarzem, w którym było dość ciepło. U góry korytarza biegła rura systemu ciepłowniczego. W korytarzu co kilka metrów wisiały lampy, jednak od lat nie funkcjonowały. Dopiero po kilkudziesięciu metrach pojawiła się czerwona poświata. Korytarz robił się szerszy. W końcu dotarli do drzwi. Cięzkich metalowych drzwi typowych dla bunkrów z pierwszych dwóch dekad dwudziestego wieku. Tam gdzie spędzali dzień były całkiem podobne.

Tutaj było jednak coś jeszcze. Przyciągający uwagę napis na ścianach.
 
8art jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172