Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-10-2021, 08:46   #321
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację
Qwerty nie był do końca pewny, co o tym wszystkim sądzić. Próbował przejść za barykadę, ale wtedy opanowała go seria intensywnych wizji. Czy to dlatego, gdyż niechcący wywołał je, udając wielkiego proroka? Najpewniej ciężko było grać szaloną wyrocznię wtedy, kiedy naprawdę się nią było. A może po prostu opatrzność nad nim czuwała. Próbował zagłębić się w zdecydowanie zbyt wielkie niebezpieczeństwo, kiedy Malkav zawrócił go ze złej drogi.

Wizje Viktora były zdecydowanie niepokojące. Pierwsza może nie aż tak bardzo, ale druga już na pewno. Odcięta głowa, kołek w sercu, dziury po kulach… To nie brzmiało na robotę Nosferatu, czy nawet innych wampirów. Czyżby na podziemne metro miał nastąpić kolejny atak żołnierzy? Uiop poczuł się dziwnie wydrążony. Powinna zaatakować go panika z tego powodu. Chociażby ukłucie strachu wydawałoby się na miejscu. Ale nic. Pozostał niewzruszony. Wypalone bezpieczniki. Ten brak emocji był na swój sposób straszliwy, ale w tej chwili chwili Qwerty przejmował się bardziej innymi sprawami.

Nie podobała mu się równie bardzo wizja ściany szczurów, która się na niego zawaliła. Malkavian zawsze z ostrożnością interpretował swoje wizje, ale czy gryzonie nie były metaforą Nosferatu? To był dosłownie jeden z ich przydomków, Szczury Ściekowe. Wszystko wskazywało na to, że mogli zaatakować ich w tym tunelu, a zwiastowałoby to niechybną śmierć. Ostatnia wizja okazała się nie mniej przerażająca. Qwerty liczył na to, że nie spełni się, nie znajdzie się w pułapce Nosferatu.

- Wrogowie. Zewsząd wrogowie! - jęknął, czując na twarzy jęzor psa Gangrela. - Dobra… ty… ty może akurat nie… Przestań…!
Pozwolił się zaprowadzić do pozostałych.

Musiał przyznać, że Heroldowie prezentowali się szczególnie dobrze, biorąc pod uwagę ich wcześniejszą walkę z monstrum. Qwerty poczuł zadowolenie z tego powodu, ale wnet zmąciła je obecność nieznajomej dziewczyny. Zlustrował ją wzrokiem. Zdawała się tutaj nie pasować jeszcze bardziej niż Viktor. A to sprawiało, że kolejne lampki kontrolne zapaliły się w umyśle Uiopa. Spojrzał na jej pierścień. Ciemność metra nie pasowała do biżuterii. W takim miejscu jak to musiała mieć wartość magiczną, lub też świadczyć o przynależności do jakiejś frakcji. Qwerty skoncentrował na nim swój wzrok, chcąc dojrzeć jakiekolwiek pasemka energii ciągnące się z przedmiotu. Następnie spojrzał na Heroldów.
- Obawiam się, że może powtórzyć się sytuacja z Sharda - powiedział. - Atak wojska w połączeniu ze złą wolą lokalnych Spokrewnionych. Mam nadzieję, że de Worde wykaże się w takiej sytuacji lepszymi umiejętnościami medycznymi niż Królowa Anna. I większą moralnością - zawiesił głos.

Qwerty wyglądał jak aktor wyjęty wprost z horroru. Był cały obtoczony czarnym kurzem i prochem. Pod oczami rozciągały się krwawe ślady, które zostały częściowo rozmazane przez psa. Mimo to wciąż był wysoki, przystojny i dobrze ubrany, co w tym momencie tylko bardziej gryzło z resztą imudżu.
- Przychodzimy z Koalicji Sojuszu Spokrewnionych - wypowiedział prawie że przypadkowe słowa. - Każdy widzi, jak wygląda sytuacja w Londynie. Od czasu ataku na Elizjum znajdujemy się wszyscy w stanie wyjątkowego, podwyższonego zagrożenia - powiedział, starając się nawiązać kontakt wzrokowy z dziewczyną. - Mogę uwierzyć w jednego zabłąkanego wampira. W dwie zbłąkane owieczki nie uwierzę - rzekł. - Myślę, że jesteś tutejsza. A w takim razie musisz znać drogi ewakuacyjne. I w pierwszej kolejności chcę je poznać - rzekł pewnym tonem niegodzącym się na sprzeciw. W uszach zadźwięczał mu krzyk wszystkich spadających szybem na pewną śmierć. Przeżycie Sharda zmieniało człowieka. - Oczywiście przepraszamy za najście bez wyraźnego zaproszenia. To z naszej strony niezbyt kulturalne, jednak wyjątkowe czasy wymagają wyjątkowych środków. Londyn płonie. Tylko od nas zależy, czy nie spalimy się w jego ogniu. Proszę więc, przyszykujmy drogę ucieczki, zanim zaczniemy rozmawiać.

Bezpieczeństwo było najważniejsze. Dopiero potem Qwerty chciał przywołać temat Viktora.

Well said… - pomyslał Tony z nieukrywanym Wow! zdając sobie sprawę, że jeśli on był niezgorszym cwaniakiem, to Qwerty był niezrównanym mówcą i dyplomatą. Nie przypadkiem był pośród sług Mitry. Postanowił nie wtrącać się zbytnio w słowa szaleńca, a przynajmniej nie dopóki dobrze mu szło. Spojrzał znowu pytajaco na Reę uśmiechając się.

Rea uśmiechnęła się serdecznie do Qwertego i odgarnęła swoje lokowane włosy, niby przypadkiem. Nie była brzydka. Przynajmniej nie w świetle latarki.
- Tak, to tunele. Do tej części tuneli prowadzą dwa wejścia z góry. Jednym weszliście, ale tam siedzą gliniarze. Drugie jest na stacji, którą wyłączono z pracy na czas remontu. Remont trwa już pół roku i nic nie wskazuje na to, żeby miał się zakończyć. I to najbezpieczniejsze przejście dla nas w czasie tego panującego na górze szaleństwa. Chociaż… myślę, że lepiej nam zostać na dole. Jeżeli chcemy dotrzeć do de Worde, to i tak będziemy musieli schodzić głębiej i dalej stąd. Czasem korzystam ze starych pomieszczeń technicznych, żeby przetrwać dzień. Poziom na którym jesteśmy i ten pod nami są wyłączone z pracy metra. W tym miejscu są wyłączone. Ale po drodze pójdziemy przez normalnie funkcjonujące torowisko. Na szczęście przez stan wyjątkowy w mieście metro funkcjonuje do 21:00. Normalnie to do 3:00 trzeba się pilnować, żeby nie zostać mokrą plamą na froncie lokomotywy metra. Zawsze rejestrujcie gdzie minelismy pomieszczenie techniczne. Na najwyższym poziomie są co dwieście, trzysta metrów. Na niższych dużo rzadziej. Ale są małe i ciasne. Jednych drzwi może i do rana bronić jedna osoba.
Rea po krótkim wykładzie naciągnęła szelki plecaka. Sięgnęła po smartfona, który i tak był w trybie samolotowym, ale nadal służył za latarkę i zegar.
- Mam na imię Rea - powiedziała w końcu podchodząc do Qwertego. Malkvianin górował nad nią. Niby odruchowo otrzepała pył z jego ramienia. Nie zmieniało to kompletnie niczego, bo ubrania wymagały gruntownego prania. Ruszajmy.
 
__________________
The cycle of life and death continues.
We will live, they will die.
Klejnot Nilu jest offline  
Stary 25-10-2021, 09:27   #322
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Sieć tuneli pod miastem. 1:30.

Szli już godzinę. Wszystkie tunele wydawały się podobne. Choć po jakimś czasie zauważyli różnicę w szerokości torowiska. Stare tunele miały węższe tory. Czasami szli w dół. Czasami w górę. Rea prowadziła ich pewnie do przodu.

Coś było nie tak z tymi tunelami. Coś… notatki zdziczałego Nosferatu. Wizje Qwertego. Yusuf był pewny, że wokół roztacza się aura magii. Choć jej nie widział.

Qwerty nie był już pewny czy widzi cokolwiek. Po ostatnich wydarzeniach wizje mieszały mu się z rzeczywistością. Zauważony na uboczu szczur wywołał skojarzenie z całym tsunami szczurów. Jednak zniknął dość szybko, a fala jego kolegów nie przybyła.

W tunelu wszystko zdawało się być złudzeniem. Na niższym poziomie zdarzały się miejsca gdzie podciekała woda gruntowa. Brodzili kilkadziesiąt metrów po kostki w zimnej wodzie. A teraz ich buty były przemoczone. Ale zdawali się tego nie czuć. Przecież nikt z nich nie żył. Za to każdy czuł głód. Nawet Yusuf, który praktycznie wypił zawartość zdziczałego Nosferatu i pozbawił go tej ostatniej kropli egzystencji.

Nawet pies zaczął się niepokoić. W zasadzie wydał się teraz Tonemu, Qwertemu i Yusufowi bardzo miłym i bardzo ciepłym stworzeniem. Całkiem zdrowym i pełnym krwi.

I wtedy Qwerty usłyszał coś. Pomieszczenie techniczne. Mieli je zapamiętywać. Dlatego na nie patrzył. I liczył. To było jedenastym tego wieczoru. Za nim coś się ruszało. Coś… czy jego nos czuł krew? A może wszystko kojarzyło mu się z krwią?

Po chwili wszyscy usłyszeli to samo. Coś w pomieszczeniu było. Słyszeli chyba też cieknącą wodę. Albo inną ciecz.

Rea przywarła do przeciwległej ściany tunelu rozmywając się praktycznie w mroku.

The Trunk. 1:50.

Spoon wyszedł na scenę. W ostatniej chwili odmówił założenia obcisłych skórzanych spodni z wycięciem na pośladki. Nathalie ściskała kciuki. W uchu usłyszał wyraźną melodię i słowa. Zaczął śpiewać piosenkę.

Cath w tym czasie przystąpiła do ataku. Ruszała do kręgu ludzi i zgodnie ze swoim przewidywaniem została zapytana przez elegancką kelnerkę, która wyrosła jak spod ziemi czy nie ma ochoty na drinka. Zanim zdążyła odpowiedzieć kelnerka spojrzała gdzieś w stronę Reginy. Cath niczego nie zauważyła, ale wiedziała co miało miejsce. Ktoś jej sprzyjał. Ktoś wykonał gest “przepuść ją”. I ruszyła dalej. Wprost do blondynki.


Spoon natomiast wyraźnie się rozluźnił. Nie stał i nie śpiewał. Zamiast tego podrygiwał wesoło w rytm śpiewanej muzyki.

Regina nie zaszczyciła Cath spojrzeniem. Miała typowe ruchy arystokratki. Wysoko zadarty podbródek. Skupione spojrzenie. Wykonała jakiś gest i piersiasta dziewczyna podniosła się szybko. Ujęła pod ramię tę młodszą, śpiącą na kolanach Toreadorki i z wprawą iluzjonisty obie zniknęły w przemieszczającym się tłumie ludzi.

Kobieta za lożą nadal była napięta i pozostawała w bezruchu. Najpewniej zaufany ghul, a nie trzoda jak pozostałe.

Spoon zdawał się nie orientować co się dzieje. Porwała go muzyka i cieszył się swoim występem.

Regina pogładziła dłonią siedzisko kanapy. Poklepała je lekko. Cath zamurowało. Osoba, którą brała za szlachciankę najwyższych lotów prosiła, by Ventrue usiadła obok niej. I prosiła o to gestem jaki Cath kojarzył się z więzieniem i ustalaniem relacji między opiekunem a jego… dziwką? Trudno było jej ocenić na ile była to potwarz, a na ile zaproszenie do przełamania pewnych konwenansów. Wewnętrzna dama w Catherine wręcz miała ochotę odejść i nigdy nie wracać. Z drugiej strony czy tych wszystkich zasad nie wpojono jej, by trzymać ją na smyczy? Czyż ludzie tu nie byli prawdziwie wolni? Każdy kochał się z kom chciał i jak chciał. Bogaci z biednymi. Każdy ubierał się jak chciał. Nawet Spoon właśnie o tym śpiewał.


Take him by the hand Make him understand
The world that you depends on.
Our life will never end.


- Witam was w moich skromnych progach. To - delikatnym ruchem wskazała na śpiewającego Spoona - naprawdę nie było konieczne. Mam też nadzieję, że smakowała krew tamtej parki. Ona jeszcze nie przywykła do Pocałunku, więc mam nadzieję że nie zostawiliście im traumy.

Cath dotąd miała wrażenie, że Regina wpatrywała się jedynie w scenę. Tymczasem z miejsca, w którym była mogła oglądać całe pomieszczenie dużo dokładniej niż Heroldom się zdawało. Cath znająca dość dobrze Astrid znała też typową nadwrażliwość Toreadorów. Regina miała w swoim królestwie wszystko pod kontrolą i najpewniej śledziła ich każdy krok od przekroczenia progu klubu. Na moment Cath poczuła się jak dziewczynka przyłapana na podjadaniu słodyczy. Czyż nie wypadało uhonorować gospodyni zanim zasiadło się do stołu? Miała na koncie spore foux pas już na samym początku rozmowy.

W końcu Spoon zakończył występ i zebrał brawa. Na twarzy Reginy pojawił się wyraz zniesmaczenia. Wyraźnie jej gusta celowały w coś wyższego niż to, co o drugiej w nocy zbierało oklaski podpitej publiki.

- Raczej oklaskują jego za wygląd, niż talent.

Spoonowi to nie przeszkadzało. Zbierał oklaski. Był gwiazdą. Szedł dumnie niczym paw. Ba, nawet szykował się na bis, gdy zauważył co się dzieje w loży Reginy. Blondynka powiedziała coś do ostatniej pozostałej przy niej dziewczynie, a ta ruszyła w stronę sceny. Wprost do Spoona. Gdy znalazła się pod nią powiedziała tylko:

- Szefowa zaprasza do siebie.


 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 03-11-2021, 21:02   #323
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację

Spoona pochłonął występ. Skupił się na tym co chciał przekazać poprzez wybrane słowa. Chciał żeby one wybrzmiały. Opowiedziały o nim. O nim i jemu podobnym. I rozumiano go! Bloody Hel rozumiano go! Kiedy mógł powiedzieć że rozumiał go ktokolwiek? Może tylko Bru… Dlatego tak mu jej brakło i czuł się samotny. Ale… nie dzisiaj nie tego wieczora nie kiedy stał na scenie i tłum zgromadzonych dusz chciał bisu, chciał bisu od niego!

Na ziemię sprowadziła go dopiero kobieta która chciała powiedzieć, że pani tego przybytku chce z nim porozmawiać.

I… Chwilę był rozdarty czy zostać na scenę czy jednak zejść. W końcu uniósł rękę do ludzi.

- Dziękuje jesteście wspaniali. Londyn rządzi!- ryknął i zwinnie zeskoczył ze sceny zanim zapomni po co w ogóle tu przyszedł.

A miał robotę. Musieli przekonać Reginę do współpracy. Choćby miał schwytać tą Toreadorkę i wrzucić ją do bagażnika. A był gotów to zrobić. Ba mógł zrobić znacznie więcej!

Jednak… Może da się inaczej…. Zaczął więc od szczerej pochwały.

- Regino jestem oczarowany tym miejscem. Jest niesamowite. Cieszę się, że mogłem tu dzisiaj wystąpić. Naprawdę brakowało mi czegoś takiego. I… Widzę, że poznałaś już Cath.- powiedział przesuwając wzrok na Venture. Lepiej to chyba wyjdzie jak ona powie po co przyszli. Zawsze jest plan “B”.

Dłoń Reginy spoczywała na kolanie Cath. Toreadorka wykonała gest zapraszający na kanapę obok siebie.

- Usiądź proszę. Cóż was do mnie sprowadza? - blondynka cały czas się uśmiechała serdecznie. Mrugała zalotnie. Jednak w tym wszystkim było coś niebezpiecznego. Ghulica zajęła pozycję na powrót za jej plecami.

Uwadze Spoona nie umknęło pojawienie się w pobliżu „ochrony”. Dobry ruch… Ale czy dość? Powinien sobie poradzić z głupim ghulem gdyby poszło źle…
Oczywiście wyraźnym dostrzegalnym minusem było to że wszędzie byli torreadorzy. Czyli wampiry tak szybkie jak on. Ale zaskoczenie mogło mu dać przewagę kilku kluczowych sekund. A kilka sekund przy akceleracji to… dużo… a może dałaby się ją namówić na jakieś ustronne miejsce…
Usiadł na kanapie jak mu zaproponowano.
Teraz rozmawiali. To był czas rozmowy. Spróbował naświetlić temat.
- Dziękuję Regino, że znalazłaś czas na to by nas przyjąć. Na pewno wiele osób zabiega o widzenie z tobą. Dlatego zacznę od pytania czy jest coś czego pragniesz? Coś na czym naprawdę Ci zależy? - Spoon omiótł wzrokiem scenę.
-Widzisz mi przyjemność dał występ. Dlatego zależy mi na tym żeby poznać co Tobie sprawia przyjemność i dać ci to. Byśmy oboje mogli być szczęśliwi. - przeniósł spojrzenie na Cath, która dyskretnie przewróciła oczami. Zastanawiała, się czy Spoon nie podpadł kiedyś jakiemuś Tremere który obdarzył go klątwą mówienia dokładnie tego czego w danej chwili mówić nie należy.
- Moja towarzyszka lepiej to pewnie ubierze w słowa niż ja.

Cath delikatnie przejechała palcem po dłoni Reginy.
- Jestem Catherine Montague. Przed kilku nocy przybyliśmy do Londynu i postanowiliśmy złożyć wyrazy uszanowania najznamienitszym z miejscowych Krewniaków. Rozmawiałam z Archontem, z (w jej głosie zabrzmiał delikatny odcień sarkazmu) Królową Anną, a teraz postanowiłam odszukać Strażnika Przysług tego miasta. Jak już wspomniał mój….towarzysz, potrzebujemy przysługi. Jesteśmy w stanie za nią się odpłacić - uśmiechnęła się słodko.

- Lady Montague, miło mi Cię ponownie widzieć. Sprawa musi być naprawdę ważka, skoro przybywa do mnie dawna Emisariuszka Mitry. Chodźcie gdzieś, gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać - uśmiech nie schodził z ust Reginy. Wstała i ruszyła w stronę schodów.

Posłuszna Ghulica szła przodem. Otworzyła drzwi do gabinetu. Regina pierwsza weszła do wnętrza i zajęła miejsce za szerokim hebanowym biurkiem. Trudno było wyobrazić sobie gabinet bardziej różniący się od kanciapy w starej rzeźni niż ten. Szerokie biurko z egzotycznego drewna. Wygodny fotel o futurystycznym wzorze z najwyższej jakości skóry. Na blacie elegancki i maleńki laptop. Na biurku jakaś nagroda. Wycięta w krysztale kopulująca para z datą 2009 i drobnym opisem powodu przyznania go. Za plecami Reginy było spore okno wychodzące na okoliczne skrzyżowanie. Nie byli w typowym dla Ventrue wieżowcu. Tutaj ulica była na wyciągnięcie ręki.

Pomieszczenie było utrzymane w ciemnej tonacji. Wyjątkiem była różowo-czerwona ściana, którą w całości pokrywał mural rozkwitającej niczym róża waginy.

Pod muralem stała szklana gablota podobna do tych, które Anna miała w swoim gabinecie w Shard. Tyle, że zamiast historycznych dokumentów, pistoletów skałkowych i starej biżuterii tutaj były elegancko eksponowane strapony, dildo, sybian, maskna z kneblem i jakaś uprząż. Heroldzi nie znali tych przedmiotów, chociaż kształt i otoczenie nie wzbudzały wątpliwości co do ich charakteru.

Regina wyciągnęła się w fotelu. Niestety dla gości była przewidziana szeroka kanapa, a nie krzesła.

- Mimo tych ciepłych słów jakie padły nie jestem londyńską Harpią. Ale chętnie przyjmę przysługę. Czego oczekujecie w zamian?

Spoon milczał zostawiając zapobiegliwie rozmowę Cath. Wzmianka o Archoncie zaniepokoiła go ale to nie był czas na poruszanie tego tematu. Tu miał zadanie. Dlatego rozglądał się po pomieszczeniu do którego weszli niby oglądając śmieszne „zabaweczki” a tak naprawdę to podszedł do okna żeby sprawdzić odległość jaka dzieli go od podłoża.
To że zniknęli z widoku było mu na rękę... Jak i to że ghul został za drzwiami. Chociaż… jeśli na sekundę straci Reginę z pola widzenia to będzie po wszystkim. Torreadorzy byli szybcy i musiał o tym pamiętać…
Chyba że… zatrzymał wzrok na stole z egzotycznego drewna i przeciągnął ręką po blacie. Jedno silne uderzenie a w jego ręce znajdzie się elegancki kołek który w razie problemów wbije Reginie prosto w pierś.
W końcu przeniósł wzrok na Cath. Czekał.

Ventrue uśmiechnęła się przyjaźnie.

- Najuprzejmiej przepraszam za moją pomyłkę. Tak jak mówiłam nie było mnie dawno w tym mieście i musiałam źle ocenić sytuację. Kto teraz jest Harpią? Nie przypominam sobie, żebym na balu widziała kogoś innego godnego tej funkcji, wprawdzie widziałam Scarlet ale obie wiemy, że ona zawsze bardziej wykonywała rozkazy matki niż była w stanie tworzyć nowe realia. Ale wracając do rzeczy. jak już zapewne wiesz niedawno się obudziłam z Torporu i z radością się przekonałam, że nie muszę już nikomu służyć. Że nikt mi nie zabierze moich ukochanych. Że mogę odszukać moją Angelique i rozpocząć nowe wolne życie, wrócić do moich pasji, cieszyć się z własnego majątku. W tym celu potrzebuje jedynie pewnego drobiazgu, który przechowuje dla mnie Gwendolin Arwyn. Wiem, że wiesz jak do niej się dostać i potrzebuje sposobu aby mogła oddać mi to co dla mnie przechowuje. A niezależnie od tego i tak wybrałabym się na najnowszy wernisaż.

- Fioletowa Merry. Nic dziwnego, że jej nie widziałaś. To Nosferatu.
Po tych słowach powoli przechyliła się w fotelu. Położyła łokcie na blacie hebanowego biurka. Złożyła ze sobą dłonie i oparła na nich brodę. Wampiry dawno się wyzbyły uprzedzeń związanych z wyglądem. Oto siedziała przed nimi dziewczyna wyglądająca na dziewiętnaście, może dwadzieścia lat. Tymczasem była jedną z najlepiej orientującą się w lokalnych intrygach wampirzycą. W końcu westchnęła mocno teatralnie, bo minęły już dwa wieki odkąd nie musiała oddychać.

- Gwen… i wernisaż… czyli już zrobiliście reaserch. Dobrze, to oszczędzi nam czasu. Ten wernisaż miał być wielkim otwarciem. Nowe elizjum. Cóż… po tym co zdarzyło się w Shard elizja powinno się zamykać, a nie otwierać. Z mojego ramienia odpowiadał za to Trenton. Mój ghul. Trenton miał przygotować wszystko, tak, żeby wampiry mogły wchodzić i wychodzić niezauważeni do muzeum. Specjalnie dla klanu Nosferatu i tych, którzy nie chcą być widziani. NIestety w czasie tego szaleństwa, które panuje w mieście Trenton został aresztowany. Nie mam nikogo na posterunku policji. Sama nie mogę po niego iść, bo mam tutaj obowiązki. Ale może moglibyśmy sobie pomóc nawzajem?

Spoon patrzył chwilę na Reginę. W końcu pomaszerował na kanapę. Usiadł. Przeczesał włosy ręką niecierpliwym gestem. Normalnie im dalej w las tym więcej drzew.
- Gdzie jest ten posterunek? I za co konkretnie go wsadzono? Kaucja załatwi sprawę?

Regina nieco się skrzywiła.
- Jest na komisariacie Bishopsgate. Jest całodobowy i zazwyczaj zatrzymują tam ludzi zatrzymanych za posiadanie narkotyków lub nietrzeźwych. Nie wiem dlaczego od trzech dni go nie wypuścili ani nie przenieśli gdzie indziej. Przez telefon wyparli się, że Trenton u nich jest.

Spoon milczał. Myślał. Łapówka poparta urokiem Cath mogłaby załatwić sprawę. Chyba, że to pułapka i w całą sprawę zamieszany jest Antigen. Chun mówiła że oni mają sprzęt który potrafi ich wskazać po ciepłocie ciała i żadne „oddychanie” sprawy tutaj nie zmienia.
Jednak z drugiej strony to mały komisariat. Chyba mogli założyć, że jednak ta łapówka będzie rozwiązaniem. Ale z drugiej strony to że zaprzeczają aresztowaniu może mieć drugie dno. Hmn… jeśli zaczną strzelać… To potrzebowałby kogoś kto wywabił by policjantów. Sam co prawda mógł skorzystać z Blinka by ich zdezorientować ale było to ryzykowne. Chyba… chyba najlepiej będzie skontaktować się z Chun. Jej ludzie przydali by się, żeby dać mu czas. Wyciągnąć tego ghula jakby zrobiło się źle.
Przeniósł wzrok na Cath.
-Co o tym myślisz śliczna?
- nie pozostaje nam nic innego jak spróbować - mruknęła - potrzebuje jednak dodatkowych szczegółów jako punktu zaczepienia. Kiedy go dokładnie zgarnęli, w jakiej sytuacji, czy są jacyś świadkowie? Jeśli tak to chce z nimi porozmawiać - zadawała pytanie za pytaniem.
Spoon przeniósł wzrok na Reginę.
-To może być pułapka na Kainitów. Wiesz czym jest Antigen?

Regina poruszyła się nagle słysząc tę obcobrzmiącą nazwę w ustach Spoona.
- Nikt nie wie czym jest Antigen. A bardzo niebezpiecznie jest wierzyć plotkom. Jedną z nich jest, że Antigen to psy na usługach Mitry, które przybyły posprzątać Londyn przed przybyciem swego boga. - Na koniec z ust Reginy wydobyło się parsknięcie.

- Co do Trentona, to niestety ma skłonności do zabaw. Zatrzymali go pod wpływem alkoholu. Miał przy sobie narkotyki. Jeden z tych nowych wynalazków, chyba z Trinidadu. Stawiał opór przy zatrzymaniu. Niestety. Wolna dusza.

Spoon przyglądał się Reginie.
Tak on sam nie wierzył w to, że ludzie tak sami z siebie zaczęli sobie radośnie mordować Kainitów. Podejrzewał, że jakiś ze starych wampirów zaczął robić czystkę używając ich jako narzędzia.
Tylko kto?
Mówiono im że Mitra nie żył i wszyscy zgadzali się z tym że tak jest.
Więc na czele kultu i co za tym idzie Antigenu byłby Peter Thomas. No ale co przebudził ich i jednocześnie wysłał na nich komandosów żeby ich pozabijać?
To było bez sensu.
Chociaż, to że ktoś z kultu chciał zabić i Arwyn i ludzi Thomasa. To nawet miało sens.
Więc przy tym rozumowaniu to zostaje: Valerius, Anna i ten no… Nosferatu.
No bo przecież do kurwy nędzy nie Mitra!
Spoon miał wrażenie że patrzy na układankę w której brak mu kluczowych obrazów żeby mógł zobaczyć co na niej się znajduje.
W końcu dał sobie z tym spokój. Wstał.
-Dobra jak dasz nam jakąś fotkę tego Trentona to jak dla mnie możemy iść. Nie mamy już wiele czasu. – przeniósł wzrok na Cath.
- Chyba że chcesz jeszcze o coś zapytać śliczna? Cath w milczeniu przygryzła wargę.

- Trenton jest charakterystyczny. Skóra czarna jak noc. Sześć stóp i trzy cale wzrostu. Ubrany… cóż, Trenton jest artystą. Nie pomylicie go z nikim.

- Widzę, że czasy się zmieniają a artyści nie - wtrąciła Ventrue - same z nimi kłopoty. Na czym polega dokładniej jego sztuka ? - zapytała, po czym błyskawicznie zmieniła temat - Inna sprawa, że mi to wszystko śmierdzi. Ci ludzie wiedzą zdecydowanie za dużo, strzelają zdecydowanie zbyt trafnie muszą mieć wiedzę od kogoś kto trzyma rękę na pulsie, kto ma aktualną wiedzę na temat dziejących się rzeczy, kogoś kto jest na bieżąco. Mitra nawet jeżeli jakimś cudem żyje jest w tej opowieści wyłącznie zasłoną dymną, za którą w cieniu ukrywa się prawdziwy zdrajca - zazgrzytała zębami.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline  
Stary 08-11-2021, 16:37   #324
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Rea dotknęła ramienia Qwerty’ego… i poczuł… to coś.
“Nie, proszę, przestań”, pomyślał. “Nie znowu. Nie potrzebuję tego.”
Dla niego historia znowu się powtarzała. Najpierw zauroczył się Catherine, potem Scarlett, a teraz Reą. Ta nubijska, czarnoskóra piękność… Czarne, lokowane włosy… Co, gdyby zabrał ją daleko stąd? Co gdyby przeżyli razem wspaniałe, onieśmielające przygody? Co, jeśli była całą jego przyszłością, ale on tego w tej chwili jeszcze nie czuł, gdyż przebywał… no cóż… w teraźniejszości?
Spróbował się otrząsnąć. Przypomniał sobie, jak to się skończyło ze Scarlett. Rea również była Scarlett… należącą do de Worda, nie Anny. Nie mógł poczuł czegokolwiek względem niej. Nie mógł sobie na to pozwolić. A jednak…
- I te dwa wyjścia na powierzchnię są na pewno jedyne? - mruknął. - Nie macie żadnych sekretnych, wybudowanych specjalnie przez was? - uśmiechnął się lekko. - Oczywiście, nie musisz tego potwierdzić. Nie musisz mi ich wskazać. Ale gdybyśmy musieli uciekać, to zaprowadzisz nas przez nie… gdzieś daleko stąd? - dociekliwie zmrużył oczy. - Proszę. Po prostu proszę. Nazwij mnie przesadnie szczerym głupcem, ale proszę. Prawdziwie wierzę, że masz serce we właściwym miejscu - powiedział, choć to było raczej kłamstwem.
Nie sądził, że Spokrewnieni mieszkańcy metra faktycznie znali tylko te wyjścia na zewnątrz, które były w planach architektonicznych. Musiało być coś więcej! Musiało. Rea raczej nie zdradzi tajemnic, ale… w przypadku zagrożenia może zechce zabrać ich z sobą. Gdyby zrobiło się naprawdę źle. A od czasu wieżowca... Qwerty w każdej chwili spodziewał się napaści potężnych komandosów. Chciał obronić przed nim siebie i swoich towarzyszy. Choć nie posiadał wampirzej siły, szybkości, czy wytrzymałości. Nie mógł po prostu być wyjątkowym żołnierzem w walce. Jeśli chciał stanowić jakąkolwiek wartość, mógł ją ustanowić jedynie słowem…
Rea zatrzymała się na moment i patrzyła na Qwertego. Wyraźnie nie trafiał do niej jego przekaz. Kiwała głową z niedowierzaniem.
- Jesteście tutaj pierwszy raz? To londyńskie podziemie. Funkcjonujących torowisk jest tu blisko czterysta kilometrów. Przeszło dwieście pięćdziesiąt przystanków. Do tego ze sto kilometrów zamkniętych torowisk. Sieć podziemnych bunkrów z czasów wojen światowych, o których dawno zapomniano. Można się tu ukrywać latami, nie sądzę żeby trzeba było stąd kiedykolwiek wychodzić. Bo i po co? Słońce oglądać? - zaśmiała się głośno z własnego dowcipu.

W dalszej rozmowie przeszkodził zapowiedziany przez indianina postój. Natknęli się na gniazdo szczurów, które przyprawiło Qwertego o dreszcze. W pamięci nadal miał wizję stworzeń przetaczających się po nim.

Navaho w zasadzie niemal zaprosił gryzonie do siebie, a one weszły na jego ręce. Rozdzielił zwierzęta między wszystkich, jednak Rea odmówiła.

Yusuf wgryzł się w zwierze z odrobiną niesmaku. Ludzka krew była dla niego mało sycąca, zwierzęca jeszcze mniej, ale nie miał zamiaru narzekać. Każda odrobina krwi która pomoże mu zapanować na Bestią była tego warta. Tylko… Że nie czuł nic. Krew zwierzęcia smakowała jak popiół. Nigdy się z tym nie spotkał, aby krew nic mu nie dała. Nawet echa zaspokojenia. Tylko pustkę.

Coraz bardziej dziwiło go opanowanie Rei i to jak swobodnie poruszała się w tych tunelach. Może jej VItae nie była zbyt gęsta, ale to coś, ta moc która wysysała z nich siłę była na tyle potężna że czyniła nawet zwierzęcą krew niezdatną. Nie mógł uwierzyć by ktokolwiek mając w sobie choć kroplę wampirzej mocy mógł zachować jasność umysłu. Jeden taki przypadek już spotkali. Rea coś ukrywała.

Utamukeeus zmarszczył twarz i mruczał coś z niezadowoleniem pod nosem o gryzoniach, które umarły nadaremno. On również czuł, że z ich krwią jest coś nie tak. Nawet jego, niezbyt wyrafinowane, farmerskie gusta odpowiadały kompletnym brakiem smaku.
- Czy to normalne tutaj? - spytał Rei, wskazując na szczurze truchło. Rzecz jasna pytanie było zadane w taki sposób, że kobieta bez problemu mogłaby się wytłumaczyć brakiem kontekstu, ale Indianin miał wrażenie, że będzie doskonale wiedziała, o co dokładnie pyta.

- Zwierzęta nie nasycają głodu. Tak. Tutaj to normalne. Wyżej jest lepiej, ale tam można już zapolować na ludzi. To znaczy można było, zanim nie pozamykali metra. - Rea odpowiedziała spokojnie, jakby chciała dodać: “Skończyliście? Możemy iść?”
 
Zaalaos jest offline  
Stary 10-11-2021, 13:17   #325
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Komisariat Bishopsgate. 4:00

Miasto zdawało się martwe. Ci, którzy dogorywają po imprezach już pozamykali się w mieszkaniach. Ci, którzy mieli wstać zaraz do pracy jeszcze łapali ostatnie chwile snu dla siebie. W zasadzie w mieście funkcjonowały w tej chwili jedynie dwie grupy społeczne. Jedna ściśle powiązana z wampirami. Druga modląca się, by ich dzieci przestały ząbkować.

Na parkingu dwa samochody stały z włączonymi silnikami. Chun Hei nie przyjechała. Za to wysłała tych samych ludzi, którzy mieli zatrzymać ich na tyłach rzeźni. W kilku słowach powiedziała Spoonowi, że ma się dobrze zastanowić czy chce zrobić krwawą masakrę na posterunku i czy potem da radę zatrzeć wszelkie ślady.

Było widać, że trzech ludzi z ekipy było wyraźnie zdenerwowanych.

Ale najpierw mieli załatwić wszystko na spokojnie. Nie miała się lać krew. Nikt nie miał zginąć.

Spoon miał tylko wykręcić numer do jednego z ludzi Chun gdy się zacznie. Oni mieli wejść z bronią na posterunek. Tymczasem Cath ze Spoonem pod ręką ruszyli pewnym krokiem do niczym nie wyróżniającego się budynku.

Przywitała ich twarz otyłego funkcjonariusza za pancerną szybą obok wielkich drzwi z zamkiem elektrycznym. Cóż… wiele wskazywało na to, że w tym miejscu ludzie Chun Hei się zatrzymają. W zasadzie jeszcze nic nie wskazywało, że wampiry nie zatrzymają się w tym miejscu.

- W czym mogę pomóc? - podniósł się powoli gruby policjant odstawiając kawę.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 10-11-2021, 20:08   #326
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Spoon był zadowolony ze wsparcia i może nawet lepiej że Chun się nie pofatygowała i zostawiła im w działaniu wolną rękę.

-Spokojnie będzie dobrze… - powiedział uśmiechając się bezczelnie do swojego ślicznego i kochanego „mięsa armatniego”.

-Podzielcie się na dwie grupy. Jedna z nich niech jak najszybciej zlokalizuje te no... Kamery zewnętrzne i weźmie je na cel. Tylko.. No dyskretnie. Druga ma czekać w gotowości. W razie problemów dam wam znać, a wy wkroczycie i zaczniecie strzelać….

I cóż…. Chyba naprawdę nikt już nie pamiętał o masakrze którą spowodowali razem z Bru. A cóż…. historia lubi się powtarzać nie?

A prawda teraz była taka, że Spoon był w stanie gotów ponieść konsekwencje wymordowania jakiś tam strażników. Chodziło przecież o Brusille. Wyrżnięcie kilku ludzi to nie było nic wielkiego.

Wyciągnął rękę po Cath i wziął głęboki oddech zmuszając swoją krew by wygenerowała tą iluzje życia która została wampirom.

Chwilę zawiesił wzrok na komisariacie. Szukał czegoś co mogło być kamerą sprawdzając czy nie ma jakiegoś bezpiecznego przejścia. W końcu przemówił do blondynki.

-Jest późno śliczna. Wcześniej nie pomyślałem o tym. Ale… Na miejscu możemy spotkać tylko kogoś w rodzaju „nocnego stróża”. Nie komendanta. No bo widziałaś godzinę w wozie? Jest jakoś po 04:00 rano… Jak wychodziliśmy było chyba około 02:00. Więc raczej nie ma szans na zachowanie jakichkolwiek pozorów „legalności”. Więc jeśli będzie tam jeden strażnik to… Jakbyś przekonała go że coś nam grozi a on ma broń i mógłby ciebie no wiesz… obronić… Albo, że coś jest nie tak z naszym wozem. Cokolwiek... W zasadzie wystarczy żeby wyszedł… Ja się nim zajmę…

Wampir zastanowił się chwilę. W końcu wzruszył ramionami.
-Chyba że masz lepszy pomysł śliczna. Wiem że potrafisz robić ludziom wodę z mózgu a to jest idealna chwila żeby tego użyć. I pamiętaj ja jestem przy Tobie i pomogę ci z tego wyjść niezależnie jaki sposób byś wybrała i jakby się sprawy nie potoczyły.

W końcu weszli do środka i spotkali policjanta. I Spoon nie był zachwycony widokiem szyby… Wydawała się jakaś dziwnie solidna... Normalnie szyba nie była dla niego problemem, ba ściana mogła nie być dla niego problemem… Ale coś mu mówiło że ludzie chcieli się zabezpieczać przeciwko napaści tak żeby tego nie dało się łatwo rozwalić. Niestety drzwi do więzienia również wyglądały na solidne.

Obrzucił pomieszczenie uważnym wzrokiem sprawdzając czy wyczuje w nim magię. Ghula powinien wyczuć, mógł wyczuć nawet więcej. W końcu przeniósł wzrok na Cath. To teraz było jej show.
 
Rot jest offline  
Stary 11-11-2021, 09:59   #327
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Nie podoba mi się tu. - cicho oznajmił Sędzia i sprawdził swoje ostrze. Wciąż było pokryte jego Vitae, choć ta wydawała się już powoli zasychać. Nie był pewien czy jego czarnoksięstwo wciąż utrzymywało swoją moc w tych… nietypowych warunkach. - Jeśli jesteś w stanie komfortowo strzelać zza mnie pójdę przodem. Z tym kawałem żelastwa nic nie zrobię z tylnej linii. - zwrócił się do Uty.

Yusuf dotarł do zwaliska. To stąd dochodził zapach krwi i… słodki zapach zgnilizny. Wśród kamieni leżał mężczyzna w kombinezonie roboczym. Na jego nodze leżał spory żelbetowy słup, który przygwoździł go. Człowiek był wychudzony. Kombinezon był poplamiony ekskrementami. Człowiek pewnie nie żyłby już po dwóch, trzech dniach bez wody… Ale osuwisko najwyraźniej doprowadziło do przerwania jakiejś rury. Ciekła z niej woda zalewająca podłogę. I wtedy mężczyzna się odezwał:
- Yyyyyyy pomoc…. śnię? Umarłem?.

- Jeszcze nie. - odparł Yusuf i szybko otaksował wzrokiem otoczenie. Obecność robotnika tak głęboko i daleko od głównych ścieżek podziemi była co najmniej podejrzana. W końcu ukląkł przy mężczyźnie by oszacować jego rany.
- Nie ruszaj się. - zakomenderował.

Człowiek zdawał się skrajnie wyczerpany. Wygłodzony. Prawdopodobnie od tygodni leżał tu bez możliwości wyjścia. Oglomna żelbetowa belka stropowa przygniatała jego nogę. Zmiażdżyła ją doszczętnie, ale też zablokowała utratę krwi z tętnicy. Sędzia nie mógł ocenić więcej bez rozdzierania kombinezonu.

Światło latarki w górę ukazało nie tylko pękniętą rurę ale i fragment pomieszczenia wyżej. Innej stacji serwisowej na wyższym poziomie. Prawdopodobnie to tam prowadzono jakieś prace. A jednak, od tygodni nikt nie przyszedł sprawdzić co z technikiem. W pierwszej chwili wydawało się to dziwne. W praktyce świadczyło o ogromie podziemnego Londynu.

Noga gniła. Obrzydliwie słodkawy zapach żywego trupa mieszał się z zapachem krwi. Bestia w ciele Yusufa zawyła niczym wilk do księżyca.

- To nie wygląda dobrze. - stwierdził Yusuf, powściągając swój Głód. Już raz dzisiaj z sobą przegrał. Nie zrobi tego ponownie. - To cud że wciąż żyjesz, ale jeśli poruszymy tą konstrukcję to pewnie się wykrwawisz. - powiedział całkowicie uczciwie, nie kryjąc nic przed halucynującym z wycieńczenia mężczyzną - Masz coś na powierzchni? Coś do czego chciałbyś wrócić?

Mężczyzna rozpłakał się. Trudno było domyślić się jakie emocje nim targają. spędził tygodnie w ciemności. Samotnie z bólem. Nadzieja pewnie w nim umarła. I to nie jeden raz. A teraz, gdy znów się pojawiła, to Yusuf ponownie ją zabijał. Trudno było oczekiwać logicznych reakcji w tym stanie.

Mogli mu pomóc. Mogli go wynieść i doprowadzić do szpitala. Albo nawet wyprowadzić do wyjścia i zadzwonić po karetkę. Mogli zawalczyć o jego życie. Ale mogli też zawalczyć o swoje zaspokojenie głodu. Z pewnością był on bardziej pożywny niż szczury.

Dla Catellego dwie rzeczy były oczywiste. Tego biedaka należało uratować, choć to było tak naprawdę jego drugą myślą. Pierwszą było, aby zrobić to bezpiecznie, bo Tony wiedział, że samemu zapewne podda się szałowi i niesiony zwierzęcym instynktem bestii rozerwie typa na strzępy, zamiast go uratować. Potem dręczyłyby go tylko wyrzuty sumienia, że skrzywdził kogoś niewinnego… chyba niewinnego. Catelli podrapał się po głowie zastanawiając jak niby miałby pomóc mężczyźnie. Mdły zapach gnijącej nogi nie zwiastował niczego dobrego. Temu komuś potrzebny był szpital,pewnie amputacja i modlitwa, dużo modlitwy aby wyjść z tego tylko bez nogi. Tymczasem gość był w lochach dziesiątki metrów pod ziemią, otoczony przez wygłodniałych drapieżców.

Dawaj tę ludzką kurwę, wsyśniemy ją na raz! Chcemy krwi! KRWI kurwaa! - warczała bestia próbując wyrwać się z pękającej pod jej naporem cienkiej linii obrony Brujaha.

Odszedł kilka kroków aby się uspokoić.

- Musimy mu jakoś pomóc... - powiedział w końcu cicho, choć tak naprawdę spodziewał się, że mężczyzna co najwyżej otrzyma coup de grace zadany kłami jego samego i jego kompanów.

Sędzia westchnął, widząc płynące łzy. Chciał mu pomóc, ale wiedział że szanse są nikłe… Czuł jak jego własna Bestia szarpała się by się pożywić, a nie wiedział w jakim stanie są jego kompani. W jakim stanie jest Rea. Podniósł się i odszedł od mężczyzny.
- Nie wygląda to dobrze. - powtórzył swoje wcześniejsze słowa Tonemu i Ucie. - Mogę spróbować… pożywić go swoją Vitae. Być może będzie miał wtedy dość sił by dotrwać aż go wyniesiemy na powierzchnię, może nawet żeby dotarł do szpitala, ale wciąż będzie potrzebował kogoś z gładkim językiem żeby go przepchnąć przez szpital tak by nie zadawano niewygodnych pytań. Ale wtedy się rozdzielimy. Nie wiem czy to rozsądne, ale nie mogę tego faceta tu zwyczajnie zostawić, by dalej umierał z głodu.

Rozsądek podpowiadał, żeby znalezionego faceta zostawić albo zrobić mu przysługę i pomóc mu odejść bez cierpienia. Instynkt podpowiadał, że to wszystko to jednak wielka ustawka i pułapka, za chwilę wyskoczy na nich z ciemności kolejna obłąkana istota lub kompani Rei (tak, wciąż jej nie ufał). W końcu, resztki człowieczeństwa podpowiadały, że trzeba temu człowiekowi pomóc, szczególnie że jego wola życia utrzymywała się tak długo, że przetrwał w takich strasznych warunkach tyle czasu.

- Nie mamy czasu, wiedzy i samokontroli nad sobą, by mu pomóc. Możemy jednak sprowadzić pomoc do niego. Wyślę psa na powierzchnię, może uda mu się przyprowadzić kogoś. To mój najlepszy pomysł.

Navaho nie podzielił się z resztą dodatkowymi myślami o tym, że pomysł jest conajmniej naciągany i nie gwarantuje powodzenia. Nie dodał, że w najgorszym wypadku przynajmniej odnajdzie się jego ciało, żeby miał godny pogrzeb. W końcu, nie przyznał się, że wolałby swojego towarzysza trzymać przy sobie, niż rozstawać się z nim na kolejną noc.

- How on the fucking earth pies sprowadzi pomoc tutaj? - spytał cicho Tony: - Przypniemy mu do szyi list?
- W taki sam sposób, w jaki psy ratują ludzi podczas lawin lub spod gruzów. Nie potrzebują do tego listów… - zripostował indianin.

Tony denerwował się. Sam nie wiedział czemu tak bardzo przejmował się losem ofiary wypadku tak bardzo. Teraz jeszcze dochodził do tego los kundla wysłanego w niemal samobójczą misję i los ewentualnej ekipy ratunkowej, o ile w ogóle ktokolwiek będzie mógł zejść na dół w tunele metra. Jeśli natrafią po drodze na takie niespodzianki jak grupa wampirów, albo nawet ten jeden szalony nosfer to… Wolał nawet o tym nie myśleć.

Stali przed wyborem mniejszego zła: skróceniem męk mężczyzny, bo przecież mógł tu jeszcze konać bardzo długo jeśli nikt nie przyjdzie mu z pomocą, lub szafowaniem życia innych. Sam nie mógł pomóc. Był niemal pewny, że głód i podsycany przez bestię szał wezmą górę i Tony ku własnej zgrozie osuszy rannego z ostatniej kropli vitae.

- Fuck! Ale bagno…

- Niech Rea zadecyduje. To jej domena, nie nasza. - rzucił Navaho, szukając światłem latarki przewodniczki po tunelach.

Rea wyłoniła się z załomu obok wejścia do pomieszczenia technicznego. Mogła tam stać cały czas, ale Utamukeeus był niemal pewny, że pomogła sobie niewidzialnością jak Tony czy Qwerty. W zasadzie nie było się czemu dziwić. Nie chciała się angażować w ich działania.

- Ten człowiek umrze z głodu. Będzie długie godziny czuł jak jego ciało pożera siebie samo. Trudno chyba wyobrazić sobie gorszą śmierć. I do tego trwającą kilka dni. Możecie go wynieść na powierzchnię i wezwać karetkę. Potem tu wrócimy. Kawałek dalej jest miejsce, gdzie moglibyście spokojnie spędzić dzień. No bo tej nocy już do de Worde nie zdążymy, jeżeli chcecie iść z nim na powierzchnię.

Dziewczyna w różowym swetrze na moment się zamyśliła i po chwili dodała:
- Gdybym była sama, to bym go spiła jutro, albo pojutrze. Dziś nie potrzebuję jeszcze pić. Podziemia uczą oszczędności zasobów.

Sędzia spojrzał na Reę i ponownie na zawalony korytarz z leżącym dalej mężczyzną. Człowieczeństwo które jeszcze mu zostało mówiło że powinni faceta wyciągnąć. Ale zimno kalkulująca Bestia kusiła. Kusiła obietnicą słodkiej Vitae na jezyku. W końcu nawet jeśli go wydostaną to jaka jest szansa że przeżyje? Dziesięc procent? Ułamek procenta?

- Dobrze. Musimy zobaczyć Richarda jak najszybciej. Nie jestem pewien czy damy radę zejść tutaj po raz drugi, ta… aura jest zbyt gęsta. Zbyt silna. Czuję jak moja Vitae wietrzeje. Oszczędźmy biedakowi bólu i idźmy. - wyraził swoją opinię Yusuf, choć nie był z tego powodu zadowolony.

- Znalezienie De Worde dzisiejszej nocy jest naszym priorytetem. Nie jestem dumny z tego wyboru, ale jest konieczny. - Navaho westchnął, po czym gwizdnął, przywołując psa.
- Hok’ee!
Reszta “rozmowy” pomiędzy Navaho a psem odbyła się w niezrozumiałym dla wszystkich języku. Można było jedynie przypuszczać, że były to komendy by zwierzę sprowadziło pomoc, używając nowej, osuniętej drogi. Utamukeeus na koniec dialogu pogłaskał kompana po łbie, z czułością równą tej, którą zazwyczaj obdarowuje się drugiego człowieka.

- Nie podoba mi się to - powiedział Qwerty. - Kompletnie to mi się nie podoba. To jest tak głupie… niemożliwe. Jak często zdarzają się tego typu wypadki? Jak to możliwe, że ten biedak leżał tutaj przez tyle czasu i nikt się nim nie zainteresował? Co doprowadziło do upadku na niego takiej belki stropowej? Prowadzono na stacji serwisowej jakieś prace… a on był robotnikiem… i wokoło nie było żadnych innych pracowników, którzy od razu wezwaliby pomoc?
Qwerty żachnął się.
- To solidne metro, betonowe konstrukcje same z siebie nie pękają. Bez przesady. Czyli doszło do wybuchu? A może przy pracach remontowych doszło do nieszczęścia? No ale przecież ten człowiek raczej sam nie zajmował się renowacją. Zawsze prace przeprowadzają ekipy. I co się stało z ekipą tego człowieka? - Uiop wzruszył ramionami. - Czemu ona nie wezwała pomoc? Zostali zabici? Więc gdzie są ich ciała? Co to kurwa jest?! - Qwerty wyraźnie się zdenerwował.

Drżał, widząc nieszczęście człowieka. Empatia kazała mu się wczuć w jego cierpienie. Problemem było to, że zdawało się aż nazbyt dramatyczne. A kto jak kto, ale Uiop na dramaturgii znał się dobrze.
- Jeżeli to biedaczysko wytrzymało tak długo, to wytrzyma jeszcze dłużej - rzekł głosem, który wydawał się wyprany z emocji i dość bezwzględny.

Następnie skorzystał z wampirzego wzroku. Zazwyczaj czuł zazdrość względem przyjaciół z klanu Malkavian lub Toreadorów, którzy posiadali nadnaturalnie wyostrzone biologiczne zmysły. On nie słyszał, nie widział, nie czuł więcej. Potrafił jednak spostrzec magię. To, co ukryte. Przejrzał scenę i okolicę. Wiedział jednak, że jeśli iluzję stworzyła dość potężna istota, to mógł jej zwyczajnie nie przejrzeć.

- Mam wrażenie, że to jest próba. Jakaś gra. Wyzwanie mające na celu ocenić nasz charakter. Wpierw rzucono przedziwny czar Głodu, a potem wystawiono przed nami taką ofiarę. Tak łatwą do schrupania… - Qwerty rozejrzał się dookoła. Następnie zerknął na ciemnoskórą dziewczynę. - Twój pierścień. Czy on sprawia, że nie czujesz tego głodu? Czy on cię przed nim chroni? Mamy uwierzyć, że ten biedak tkwił tu od dni, ale żaden z tutejszych Spokrewnionych go nie napotkał? Oczywiście, te tunele to prawdziwy labirynt. To potęga. Ogromne połacie przestrzeni. Ale klan Nosferatu zawsze był w stanie sprostać dużo większym wyzwaniom. Mistrzowie szpiegostwa, którzy nie wiedzą o wszystkim, co ma miejsce nawet na ich własnym terenie? - Uiop pokręcił głową. - To żałosne.

Spojrzał raz jeszcze na cierpiącego człowieka.
- Nie sądzę, żebyś był prawdziwy - mruknął. - Przypuśćmy, że jesteś. Ja i moi znajomi jesteśmy w Londynie dopiero od niedawna, więc twój los nie mógł zostać skonstruowany tych kilka dni lub tygodni temu jako próba dla nas. Inna możliwość jest taka, że de Worde po prostu pozwala na takie rzeczy i bezcelowe cierpienia… A więc jest sadystą… - Qwerty spojrzał wymownie na Reę. - I poprosił swoich ludzi, żeby nie żywili się na takich łatwych ofiarach… A wydał to polecenie… eee… bez powodu…? Albo też na serio nie mieliście o nim pojęcia. A to mnie chyba przeraża najbardziej. Bo tłumaczyłoby to ostatnią agresywną ekspansję ludzi i postępującą niemoc Spokrewnionych. A jej tłumaczenie jest takie, że Kainici stali się po prostu kurwastycznie niekompetentni… - głos Uiopa był lodowaty. - Weszliśmy na domenę de Worde’a! Cóż to za elegancja z jego strony, postawić nas przed takim tygodniowym żywym trupem. Niegdyś Niższe Klany miały w sobie nieco dumy. Pragnęły coś stanowić, pokazać swoją wartość. Udowodnić, że są warci tyle, co Ventrue, Toreadorzy, Lasombra, Kapadocjanie, nawet Brujah… - Malkavian znów się wzdrygnął. - Mogę powiedzieć wiele o Królowej Annie, ale przynajmniej w Shardzie nie znalazłem na jakiś korytarzu przypadkowego człowieka przygniecionego szafą od kilku tygodni. Myślałem, że w tunelach napotkam dużo większą kulturę, ale postępującą degrengolada najwyraźniej zeszła również pod ziemię.

Qwerty jęknął i ciężko westchnął. Spojrzał na przyjaciół z koterii.
- Czuję wasz ból. Obudzić się po stu latach snu i ujrzeć taki świat - Qwerty pokręcił głową. - Nie tylko musimy się ekspresowo przystosować do postępu technologii, który przez wiek znacząco przewyższył to, co miało miejsce w ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat. Na dodatek musimy cierpieć z powodu upadku natury i wartości Spokrewnionych. Założę się, że teraz większość nawet nie wierzy, że pochodzimy od Kaina - Uiop się zaśmiał. - Obudziliśmy się i napotkaliśmy totalny syf. Właśnie tak, Rea - Malkavian spojrzał na dziewczynę. - Możesz nie znać niczego lepszego, ale uwierz mi. Śmiertelnik leżący od tygodni w tunelach Nosferatu to jest na serio ostateczny syf i koniec poważania tego klanu.

Qwerty podszedł do belki, która przygniotła mężczyznę i skorzystał jeszcze raz ze swoich mocy. Chciał zobaczyć zdarzenie, które doprowadziło do urazu mężczyzny. To była jedna z bardziej zaawansowanych mocy Nadwrażliwości. Ale skoro posługiwała się nią lady Moorhampton, to Uiop przecież tym bardziej powinien mieć do niej dostęp, czyż nie?

Za to podziwiał tego Malkava. Pomimo tego, że miał w głowie cygański burdel na kółkach, to potrafił rozłożyć każdą sytuację na czynniki pierwsze, dociekając najbardziej możliwych jak i hipotetycznych przyczyn i skutków. Geniusz w swoim szaleństwie, ale i zarazem analityczny mistrz nad mistrzami:

- Oh for fuck sake geezah! - zaklął z nieukrywanym podziwem: - Jak dla mnie rozwaliłeś system Sir Qwerty. Nigdy bym nie pomyślał o tym wszystkim w taki sposób. Jesteś geniuszem.

Tego chyba zawsze brakowało Castellemu. On myślał szybko, działał szybko, ale umykał mu zawsze ‘a bigger picture’. Po prostu Tony myślał tu i teraz, nie przykładając wagi do całęj otoczki.

Alright alright… Przestań się spuszczać nad Uiopem, bo się rozpłynie - pomyślał. Los rannego chyba był przypieczętowany, wisiał na cienkim włosku psa, który miał sprowadzić pomoc do zapieczętowanych przez służby specjalne tuneli metra. To nie mogło się. Tony wyniósłby go sam, ale wiedział, że to też nie ma szans. Rozszarpałby po prostu w którymś momencie niewinnego człowieka. Ale wiedziony słowami Malkavianina wyciągnął dłoń spytał:

- Pokażcie mi ten pierścień. - poprosił Tony, a Sędzia szybko wygrzebał ozdobę z kieszeni swoich spodni i podał ją włochowi.

Cytat:
Napisał Wizja Qwerty’ego
Miejsce zupełnie normalne. Zmysły Malkavianina działały inaczej. Trudno było komuś spoza ich klanu zrozumieć to co się działo. Dla Szaleńców chwilowa synestezja nie była czymś bardzo niezrozumiałym. A jednak mogła zszokować.

Qwerty stał w tym samym miejscu. Bez ciała. Patrzył w ciemność, ale jego oczy nie widziały kompletnie niczego. I wtedy zaczął słyszeć ściany. I podłogi. Czuł zapach kabli wędrujących w ścianach. Czuł zapach rur z wodą. A przed oczami miał cały czas czerń.

Poczuł niemal fizyczny ból, gdy nagle oczy rozbłysły światłem latarki w ciemności. Szedł tam mężczyzna. Serwisant. Uzbrojony w latarkę i czerwoną skrzynkę z narzędziami. Rozglądał się zaniepokojony. Tymczasem Qwerty odnosił wrażenie, że jego oczy wyrwano z czaszki i przeniesiono na inne piętro. Nie czuł bólu… ale wyraźny dyskomfort. Nie wiedział o deprawacji sensorycznej nic ten, kto nie był dzieckiem Malkava. Oczy śledziły mężczyznę, podczas gdy słuch czuł drżenie sufitu, który dla serwisanta był podłogą.

Oczy ujrzały znak.

“Uwaga, wstęp wzbroniony. Tunel grozi zawaleniem.”

Serwisant wędruje dalej. Podnosi czarno-żółtą taśmę i mija znak. Idzie. Szarpie się przez chwile z drzwiami. Otwiera je i wchodzi do pomieszczenia.

Słuch czuje fale rozchodzące się pod każdym jego krokiem. Fale uderzające o drobne pęknięcia. Pęknięcia się rozszerzają.

Oczy obserwują serwisanta. Rozkłada kanapki i sięga po butelkę alkoholu. Przegryza kanapkę i pije. Pije. Dużo pije.

Ściany krzyczą. Odrywają się od starego betonu z jękiem, a Qwerty wyraźnie to słyszy.

Ale oczy niczego nie widzą. Tylko mężczyzna pijący alkohol z gwinta małej butelki. W końcu butelka jest pusta. Serwisant rzuca ją w kąt. Ona pęka, tłukąc się o inne butelki.

Ściany pękają. Wszystko się zarywa. Rura nie wytrzymuje. Mężczyzna zostaje przysypany.

Przypadek? Ile potłuczonych butelek tam leżało? Ile razy udało się, zanim podłoga nie wytrzymała?

Tymczasem Uiop oparł się o ścianę i jęknął. Kompletnie zajęła go wizja. To było dość dziwne. Oczywiście aktywował swoje moce, chciał zobaczyć więcej. Ale kiedy już wizja pojawiała się przed jego oczami, zawsze był nią zaskoczony. A także tym, że w ogóle miała miejsce. Jej treść… po prostu go przyniotła.
- Wydaje mi się, że to miejsce to jest takie typowe miejsce schadzek, dla ludzi, którzy chcą się nachlać. I chlali, chlali, aż w końcu przydarzyło się nieszczęście. To wciąż nie tłumaczy bierności klanu Nosferatu. Ale zdaje się, że faktycznie mamy po prostu do czynienia z głupcem, który pokazał się w niewłaściwym miejscu.
Uiop osunął się na kolana i spojrzał na mężczyznę.
- Przekonaj mnie. Masz trzydzieści sekund. Powiedz coś, co mnie przekona, że jesteś warty tego, aby żyć. Że jesteś czymś innym. Kimś innym. Że posiadasz w sobie esencje. Masz trzydzieści sekund, żebym zakochał się w tobie. Inaczej zginiesz.

Uiop planował wbić kły w mężczyznę i go wyssać. Ta śmierć była jego winą. Poszedł, gdzie nie powinien i jeszcze na dodatek tam pił, jak gdyby we wszechświecie nie było lepszych miejsc. Z drugiej strony walczył przez tak długo czasu… rzeczywiście gorączkowo. Qwerty był w stanie w nagrodę uczynić go jednym ze swojego klanu. Mimo, że to było tak męczące i wymagało tak wiele siły woli. To nie była łatwa decyzja. Ale nie wierzył, że w inny sposób ten człowiek przetrwa, o ile nie stanie się wampirem.

Tylko czy na to zasługiwał? Myśli Qwerty’ego zaczęły błądzić. Zaczął myśleć, co sam powiedziałby w jego sytuacji. Trzydzieści sekund, żeby ułożyć właściwą kombinację słów. Z jakich skorzystałby Uiop? Czy to zadziałałoby?
Nieznajomy miał tę ogromną przewagę, że słuchali go również Brujah, Banu Haqim i Gangrele. Mógł sie przypodobać również im w razie czego.
- Słucham - szepnął Qwerty. Na jego twarzy widniał życzliwy uśmiech.
“Tak długo walczyłeś o życie?”, pomyślał Malkavian. “Zawalcz po raz ostatni.”
 
Zaalaos jest offline  
Stary 23-11-2021, 07:17   #328
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację
Mężczyzna jęczał. Płakał. Ale chyba w końcu trafiły do niego słowa Qwertego. Miał szansę na odkupienie. Trudno dojść do tego co miał w swojej głowie. Był głodny. Wycieńczony. Jego organizm walczył aż dotąd, ale czy był zdolny walczyć choćby o krok dalej?

- Zabiłem ich. Ja ich zabiłem. Alice i Jane. Moje słodkie kwiatuszki
- Jego głos brzmiał dziwnie. Gardło było ściśnięte, a on sam był osłabiony do granic możliwości.

- Życie mnie ukarało. Karma jest zołzą. A może to sprawiedliwość Pańska? - w świetle latarki można było obserwować jak łzy rozmazują brud na jego twarzy. W zasadzie ciężko było dojść do tego, czy mężczyzna jest czarnoskóry, czy może jest raczej latynosem.
- Zawsze liczyłem się tylko ja. Dlatego jestem teraz sam. I będę sam...umrę tu i zgniję, nikt nawet nie będzie o mnie wiedzieć.

Przy ostatnim słowie głos mu się załamał.

Qwerty zaś stał i czuł jak bestia w nim szaleje. Być może na zbyt wiele jej pozwalał. Póki co trzymał ją w ryzach, ale nie wiedział jak długo to jeszcze potrwa. W miejscu, w którym byli nie mogli wiele więcej zdziałać.

Technik wymagał pomocy medycznej, której oni nie mogli mu zapewnić. Pies Gangrela już biegł po pomoc. Ale czy ten człowiek chciał żyć? Na dobitne pytanie Malkvianina nie odpowiedział. A może tak przedstawiona odpowiedź była wystarczająca? Może była w nim odpowiednia doza szaleństwa?

Nadszedł czas decyzji.

Castelli nawet nie zbliżał się do rannego. Wolał nie kusić losu, a właściwie to nie prowokować bestii do beztroskiego swawolenia, bo wtedy nie tylko przygnieciony biedak mógłby zostać poszkodowany. Pierwotny szał nie przebierał w środkach ani też specjalnie nie wybierał ofiar.

Ale zdrowy rozsądek mógł zdecydować. Kości zresztą zostały rzucone, pies pobiegł po pomoc. Czy miało mu się to udać było już poza jakimkolwiek spektrum wpływu koterii. Tony wtrącił się cicho, tak żeby nie słyszał ich mężczyzna:

- Zostawmy go. Pies może wrócić z pomocą. Pojawi się tu psiarnia i co znajdą? Osuszonego trupa? Jakbyśmy mieli mało kłopotów z ich strony. Jak dożyje to będzie miał szczęście, nie? No cóż, chyba zasłużył żeby trochę pocierpieć. Taka karma jak to sam ładnie stwierdził. Dość czasu tu straciliśmy, chodźmy, bo mnie też ciśnie w dołku i kurwa jak nie wytrzymam, to miło z pewnością nie będzie i ci go ewentualnie odnajdą będą mieli niezłą zagadkę.

Tymczasem Qwerty’ego nawiedziła przeszłość. Wspomniał moment swojego przeistoczenia. To był jedyny moment z dalekiej przeszłości, który pamiętał od razu po przebudzeniu.

Cytat:
W powietrzu unosił się zapach palonego drewna. Jaskrawe światło bijące z ognisk rozświetlało mrok lasu. Zbliżało się wraz z ciepłem płomieni oraz duszącymi obłokami dymu. Jednak najbardziej dech w piersiach zapierały głośne, przeraźliwe śmiechy oraz złośliwe krzyki. Trzy wiedźmy tańczyły pośrodku pożogi. Wszystkie ubrane w białe tuniki przywodziły na myśl antyczne boginie. Miały kasztanowe włosy zaplecione w ciasne warkocze. Oraz szaleństwo wypisane na twarzy.
- Ogniu przyjdź! Jak nasz gniew!
- Rotschreck wzbudź! Już wrze krew!
- Bestii wnet! Zagrzmi zew!

Czuł okropny strach. Nie tylko o siebie. Zerknął w bok na swoich dwóch braci. Wszyscy byli identyczni, podobnie jak trzy wiedźmy. Urodzili się razem i obawiał się, że razem umrą. Zostali bardzo ciasno związani i nie istniała najmniejsza szansa, aby przeciąć więzy.
Ogień zbliżył się. Tak jak przeraźliwe damy. Jedna z nich uklękła przed nim i podstawiła misę ze szkarłatną cieczą. Obawiał się, że to krew.
- Pij - szepnęła czarownica. - Pij i służ. Może będzie z ciebie wróż.
- Daj nam proszę liter ciąg, które pozna świata krąg.
- Przyszłość w ogniu jest i we krwi, a z przyszłości nikt nie drwi!

Na swój sposób zdawały się bardziej znudzone niż głodne jakiejś rewolucyjnej przepowiedni. Choć nie wierzył w to wszystko… po kilku sekundach poczuł elektryczny dreszcz. Uwolniły mu dłoń. Zanurzył palec w cieczy i zaczął pisać po hebanowej desce.
QWERTYUIOP
Westchnął zawiedziony. Jednak wiedźmy, zaskoczone, roześmiały się. Jedna oblizała wargi.
- Imię twe - szepnęła krótko.
Po czym nachyliła się, by złożyć na jego szyi ostatni pocałunek…
Uiopowi chwilę zajęło, zanim ocknął się z transu.
- Zawsze będziesz sam? - zapytał. - A czy nie jest taka kolej ludzkiego losu? Wbrew pozorom… świat dzieli się na złych i dobrych ludzi. Źli są trawieni gniewem, smutkiem i rozczarowaniami, związanymi z przeszłością. Zabiłeś Alice. Zabiłeś również Jane. Gdzie cię to zaniosło? Kim jesteś teraz? Co zrobiłeś z tym całym bólem i udręczeniem? Odkryłeś najgorsze w świecie miejsce i upiłeś się, aby zapomnieć o bólu? Czyli wygląda na to, że twoja życiowa podróż ma się skończyć w tej chwili. Na okropnej śmierci będącej klejnotem koronnym okropnego życia. Cudownie… - mruknął Qwerty z przekąsem. - Zakładając, że jesteś złym człowiekiem. A mówiłem, że są również dobrzy. Ci dobrzy dzielą się na trzy kategorie. Pierwsza to ta, która starała się z całych sił, ale skurwysyństwo świata sprawiło, że zaczęła grać według jego reguł. W rezultacie sami stali się źli. Druga kategoria to te osoby, które pod wpływem zła wycofały się i zgasły. Zostały albo pustelnikami, albo bezwolnymi kreaturami, unikającymi za wszelką cenę konfliktu. Nawet konfliktu w słusznej sprawie. Jest również trzecia kategoria. Najtrudniejsza i najrzadsza. Te dobre osoby, które pod wpływem zła wiele wycierpiały. Być może również wiele złego wyrządziły. Ale podniosły się. Żeby wykonać kolejny krok. Bo zawsze najważniejszy jest kolejny krok. A jest nim stanie się lepszym człowiekiem.

Qwerty westchnął i jeszcze raz spojrzał na mężczyznę. Nawet nie znał jego imienia. Ale czy miało ono znaczenie? Faktem było to, że Uiop czuł litość względem człowieka i nie chciał go zabić. Z drugiej strony nie wierzył w psa Gangrela. Prędzej przyniesie im żołnierzy wroga, niż doktorów i pielęgniarzy.
- Do której kategorii należysz? - zapytał Uiop. - Gdzie się widzisz, gdzie się zaliczasz? Czy jesteś w stanie przyrzec mi posłuszeństwo do momentu, w którym uznam, że poradzisz sobie dalej sam? Czy jesteś w stanie osiągnąć ideały, do których sam dążę? Czy jesteś ulepiony z odpowiedniej gliny?

Qwerty zamilkł na moment.
- Pij i służ - rzekł. - Może będzie z ciebie wróż. Daj mi proszę liter ciąg, które pozna świata krąg. Przyszłość w ogniu jest i we krwi, a z przyszłości nikt nie drwi!

Qwerty ugryzł się w nadgarstek i podsunął go do ust mężczyzny. Następnie wyjął z kieszeni zapalniczkę i zapalił ją. Ogień był potrzebny. Przysunął go przed oczy mężczyzny.
Czekał na jego słowa. Sam w swoich zamierzchłych czasach wywróżył ciąg liter, który złożył się na pierwszy rząd w maszynach do pisania i bardziej nowoczesnych klawiaturach. Stąd też wziął swoje imię i nazwisko. Qwerty Uiop. Co mógł wywróżyć ten mężczyzna?

Gangrel długo był cierpliwy, obserwując całą scenę. To był zwykły kmiot! To nawet nie była przypadkowa ofiara, ktoś w złym czasie, w złym miejscu, nie! Ten osobnik umyślnie zaryzykował swoim własnym bezpieczeństwem i dlatego znalazł się akurat w tej pozycji. Zadziałało najstarsze prawo Matki Natury o przetrwaniu najsilniejszych osobników i eliminacji tych najsłabszych, znane obecnie jako “selekcja naturalna”. Tymczasem cała ich gromada stała od dobrych kilkunastu minut i rozprawiała na temat jego losów. Qwerty zrobił mu nawet wykład na temat życia i śmierci! Konającemu, spragnionemu człowiekowi, który prawdopodobnie co drugiego słowa nie usłyszał lub zignorował. A to wszystko w tle Londynu, którego społeczność wampirów właśnie obracała się w gruzy. W tunelach metra, po których błąkają się oszalałe z głodu bestie. Bestie, którymi sami mogą się za chwilę stać, wskutek wszechobecnej, niewytłumaczalnej aury, która z każdą godziną była coraz bardziej odczuwalna. Utamukeeus zakładał, że to wszystko jest dla nich oczywiste, dlaczego więc zachowywali się tak lekkomyślnie?! Sytuacja była tym abstrakcyjna, w porównaniu do ich zachowania poprzedniej nocy. Gdyby z taką samą dbałością i uwagą podeszliby do planowania zamachu na Valeriusa lub obserwacji tego co się dzieje w Shardzie, może całego tego bałaganu dałoby się uniknąć?

Paw oferujący spokrewnienie przywalonemu przelał czarę goryczy.

- WYSTARCZY!!! - ryknął na cały głos. Jego krzyk chwilę jeszcze niósł się po tunelach.

Dotychczas spokojny Utamukeeus był w tej chwili ewidentnie wściekły. Patrzył na Malkaviana jakby miał go za chwilę rozszarpać gołymi rękoma. Lub, co było bardziej adekwatne w tej chwili, gdy wyciągnął broń, wystrzelać w niego cały magazynek.

- Ruszamy. Teraz.

Malkawian ziignorował kompletnie sugestię Tonego, zaczynając psychodeliczny wykład gościowi, któremu było to potrzebne równie bardzo jak zeszłoroczny śnieg. Ale próba przeistoczenia, teraz, gdy nie mieli czasu? Tony odezwał się podniesionym głosem równocześnie z Gangrelem:

- Fucking hell! Qwerty Seriously?! Tracimy tu czas!

- Idźmy. - zgodził się Yusuf z Włochem i Indianinem - Nie mamy czasu na uczenie go wszystkiego od zera. Nie teraz, gdy Londyn płonie. Byłby tylko ryzykiem dla nas wszystkich, ogniwem które zostałoby szybko zgarnięte z ulic i najprawdopodobniej celem wielu, wielu bolesnych eksperymentów. Nie musimy dawać takich prezentów wrogowi. - dodał już zupełnie zimno Yusuf. Resztki empatii rozwiały się jak dym na wietrze. - Nie jestem jeszcze bardzo głodny, pomogę wam… Zachować umiarkowanie.*


- For fuck sake! Qwerty, mamy o niebo ważniejszą sprawę na głowie niż gość, który zasłużył na to co go spotkało. - gardłowo stwierdził Tony, próbując utrzymać na wodzy coraz bardziej rzucającą się pod skórą bestię.

Brujah nie chciał się posilać technikiem, głównie ze względu na to, że gdy Hookie sprowadzi tu ekipę ratowniczą, to odnajdą osuszone ciało, a w ciągu ostatnich nocy dość już się naoglądał polowań na wampiry. Ale nie ulegało wątpliwości, że w świetle tego co się wydarzyło przez ostatnie kilka minut, nie mogli też zostawić człowieka żywym. Widział i zapewne domyślał się zbyt wiele. Może kiedyś w czasach gdy był człowiekiem słowa biedka uznano by za bełkot trawionego gorączką, ale dziś w londynie był pewien ktoś z ogromną uwagą wysłuchałby, co ma do powiedzenia i wyciągnął z tego wnioski. Podzielił się tym cicho z innymi.

Pojedynczy strzał z pistoletu przerwał wszelkie ewentualne dyskusje. Indianin ruszył dalej, bez słowa komentarza, ostatecznie rozwiązując kwestię konającego robotnika. Pies, który nie był już potrzebny z misją ratunkową, dołączył do niego chwilę później, gdy ruszył głębiej w tunele metra, w poszukiwaniu Richarda de Worde.
 
__________________
The cycle of life and death continues.
We will live, they will die.

Ostatnio edytowane przez Klejnot Nilu : 29-11-2021 o 18:04.
Klejnot Nilu jest offline  
Stary 23-11-2021, 10:39   #329
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Tunele pod miastem. 3:00

Pozostawili za sobą zwłoki. Krew z przestrzelonej głowy rozlewała się z wodą. Walczyli ze sobą, żeby odejść. Trudno jest głodnemu odejść od pełnego stołu. Tak właśnie się czuli. Rea skomentowała to marnotrawstwo i ruszyła przodem swoim sprężystym krokiem. Najwyraźniej nauczyła się egzystować z wiecznie głodną bestią. W czasie marszu docierały do nich kolejne myśli. Jak będzie wyglądać konfrontacja z de Worde? Co, jeżeli nie będzie chciał oddać sztyletu po dobroci? Jak poradzą sobie z walką czując tak ogromny głód?

W końcu za którymś załomem zobaczyli źródło światła. Ktoś palił ogień. Qwerty dzięki swoim nadludzkim zmysłom najlepiej zorientował się w sytuacji.

Był tam pojedynczy mężczyzna. Bezdomny. Siedział przy beczce na podeście przy stacji wyłączonej z ruchu stacji. Wyjście na zewnątrz było zasypane, więc musiał przybyć tunelami. Nad ogniem, który zionął z beczki coś się piekło. Szczury? Mężczyzna miał rękawiczki bez palców i długi brązowy płaszcz. Obok stał wózek marketowy zapchany wielkim plecakiem i przykryty kocem. Sam bezdomny też przykrywał się kocem.

Rea swoim zwyczajem nie brała w tym udziału. Przywarła do ściany i rozmyta dla oka śmiertelnika szła dalej.

Dla wszystkich ta noc wydawała się już zbyt długa. Nerwy były zszargane Ciągłe podszepty głodnych bestii mogły doprowadzić do tego, ze zaraz rzucą się na siebie nawzajem.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 27-11-2021, 07:21   #330
 
Klejnot Nilu's Avatar
 
Reputacja: 1 Klejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputacjęKlejnot Nilu ma wspaniałą reputację
Maszerowali już niemal pół nocy przez tunele metra. W większości w ciszy, a jak wiadomo - cisza sprzyja rozmyślaniom. W tej chwili, jak na złość, przydałby się Spoon z jego wiecznie nie zamykającą się gębą, bo akurat na rozmyślania o tym, jak bezdusznie uśmiercił konającego człowieka indianin nie miał ochoty. Mimo wszelkich usprawiedliwień, że mężczyzna i tak już był konający, że miał sporo grzechów na sumieniu, że pomoc i tak by nie nadeszła na czas, Utamukeeus czuł się winny. Trzeba było uciec myślami gdzieś indziej, skupić uwagę na czymś wystarczająco absorbującym...

Jeszcze raz: maszerowali już niemal pół nocy przez tunele metra. Mimo to mieli dotrzeć na miejsce dopiero przed świtem! Nie było wątpliwości - Rea prowadzi ich naokoło, o ile w ogóle prowadzi ich gdziekolwiek. Ta wszechobecna aura głodu, co jeśli po prostu ona czeka, aż wszyscy postradają zmysły i poddadzą się Bestii?

Cholerny Qwerty musiał być z nią w zmowie, dlatego tyle czasu zmarnował na tym przywalony kmiocie! Grał na czas, tak jak ona, opóźniał ich spotkanie z De Worde! A noc wcześniej jakimś cudem udało mu się uciec z obławy na Shard w stanie nienaruszonym. Ani jednej rany, podczas gdy on niemalże stracił obie ręce! Sędzia i Tony? Jeden kręci się tylko za nimi, nie zwracając na siebie uwagi, jak Mysz. Niby jest, ale go nie ma. Czeka, na swój kawałek sera, żeby nam go ukraść sprzed nosa. Tym kawałkiem sera mógł być właśnie Mitrowy sztylet. A Yusuf? Nazywa siebie Sędzią, ale jego wyroki nie mają żadnej mocy i żadnej sprawiedliwości! Jak można było puścić Valeriusa wolno, kiedy należała mu się ostateczna śmierć?!

Utamukeeus cały buzował w środku, dopiero teraz zdając sobie sprawę z całego spisku dookoła. Z pokerową twarzą, nie dał po sobie tego poznać. Zawsze był Samotnym Wilkiem. To żadna nowość, że teraz też musi sobie radzić sam.

Bezdomny. Kolejna przeszkoda na ich drodze, kolejne "przypadkowe spotkanie" na ich trasie, które ma ich tylko opóźnić. Traper miał plan - wykorzysta tą sytuację przeciwko nim. Dowie się w końcu, kto jest z nim, a kto przeciwko niemu, nawet jeśli wiadomo, że wszyscy są przeciwko niemu.

- To nie nasza domena i nie nasza Trzoda. Nie zatrzymywać się, idziemy dalej. - rozkazał wszystkim, gdy mijali bezdomnego.

Każdy, kto sprzeciwi się tej komendzie, udowodni że jest zdrajcą.
 
__________________
The cycle of life and death continues.
We will live, they will die.
Klejnot Nilu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172