Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-02-2009, 18:02   #151
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Była pewna, że postępuje słusznie. Przygniatały ich nierozwiązane zagadki, odbierały wolność wyboru, wikłały w powtarzające się sytuacje i przejmowały kontrolę. Musiała przestać uciekać. Zwłaszcza teraz, gdy częściowo zapanowała nad strachem i gdy pozwoliła, gdzieś w duszy, w dobrze ukrytym miejscu zagnieździć się nadziei związanej z Axelem. Ale przez krótką chwilę, kiedy haker spokojnie odwrócił wzrok by dalej pracować, myślała, że się rozpłacze.

Pewnie nie powinna była tego robić Ys. Pytać czy pójdzie na Externusa. Najłatwiej byłoby gdyby zgodzili się Buchta albo Malak. Yseult była taka … bezbronna. Będzie się czuła za nią odpowiedzialna. Ale z drugiej strony może właśnie lekarka potrzebowała działania nie mniej, niż egzorcyzmująca swoje szanse na szczęście Tanja.
Najważniejsze, że nie będzie tam sama. Samotność w obcym świecie doprowadziłaby ją do szaleństwa. Dodatkowy wymiar, druga brana, inny wszechświat – Tanja z policzkami płonącymi niezdrowym rumieńcem przewracała kolejne kartki.
Za to Helga nieprzyjemnie ją zaskoczyła tłumacząc siebie i małą.
- Co Ty w ogóle wygadujesz dziewczyno? – fizyczka aż zachłysnęła się powietrzem - Naprawdę Ci się wydaje, że zabrałabym tam dziecko? Prześpij się lepiej. Obie się prześpijcie.

Inaczej wyglądała sprawa z Buchtą. Nieskładne wyjaśnienia sprawiały, że zaczynała faceta lubić.
- Ja rozumiem, czemu nie chcesz tam iść. I ani Cię nie potępiam, ani się nie dziwię.
- Spotkamy się jeszcze – dodała po chwili. Tak naprawdę nie do Finneasa. Ale nie znalazła wzroku Axela. Nadal skupiony patrzył w monitor. Tanja stłumiła powtórne ukłucie paniki. To nic. Wszystko można naprawić. Później. Kiedy będą bezpieczni.

Wiedziała, że przejście przez portal będzie okropne, ale i tak nie była przygotowana na obraz trwającego w chwili umierania Sainta. Pewnie były w tej maszynie kilka sekund. Spojrzała na Ys gdy opadły ostatnie nie jej myśli. Lekarka miała twarz mokrą od łez. A Tanja na własnych wargach poczuła słony smak.
Jakbyśmy wróciły z pogrzebu.

Wiedziała gdzie wyjdą, bo to opowiedział im Finneas. A w Salach Lamentu przywitała je Małgorzata Misztalska, facet sprzed szpitala i jeden z dawnych przyjaciół Buchty mierzący do nich z pistoletu.
Nie dała rady się nie uśmiechnąć. Jeszcze płynęły jej łzy, jeszcze umierała z Saintem, cały czas w myślach żegnała Axela. Realność nowego zagrożenia nie chciała do niej dotrzeć.
Zasłoniła jednak Ys.
- Przeszłyśmy przez portal w laboratorium Buchty. Za jego pozwoleniem – odpowiadała facetowi z bronią, ale uśmiechała się do Misztalskiej. – Po co, to trudne pytanie. Żeby wykorzystać wszystkie możliwości wyjścia z pułapki? Myślisz, Katja, że to są wydarzenia, które da się przeczekać?
- Chciałam zobaczyć, co macie tu na stacji badawczej – teraz zwróciła się do obu mężczyzn - Przejrzeć dokumentację. Szukam odpowiedzi na pytanie, kto stoi za Korporacją i Kombinatem? Po co jest ta wojna w naszym wymiarze i czy można ją jakoś powstrzymać? I czy przenikanie się wymiarów może je zniszczyć?
- Nazywam się Tanja Hahn. Jak opuścisz broń zza mnie wyjdzie Yseult Stein. Nie trzeba Cię opatrzyć Katja? Ty byś mogła pewnie kilku ciekawych odpowiedzi udzielić, prawda?
- Na przykład czy życie jest skomplikowane czy proste? Czy to, co się dzieje to proces, czy dzieło konkretnych osób? Czy w ogóle można coś zrobić poza ratowaniem własnego tyłka? Gdzieś trzeba było zacząć szukać odpowiedzi, padło na urocze Sale Lamentu.
- To, co kolego? Pogadamy? Czy Ty postrzelasz ze swego małego pistoletu, a ja ze swojego dużego? – zaschło jej w gardle od tego gadania i nagle miała ochotę po prostu macierzyńskim gestem, zdzielić po łbie irrlichto-durera celującego do nich z broni bez powodu.
 
Hellian jest offline  
Stary 20-02-2009, 18:12   #152
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu. A raczej, w tym wypadku, do Muru. To miejsce interesowało stanowczo za wiele osób. Obecność Katriny - która, powiedzmy sobie szczerze, zazwyczaj zajmowała się tylko puszczaniem się za pieniądze - tylko utwierdziła go w przekonaniu, że nie ma do czynienia ze zwykłym zleceniem. Był blisko osiągnięcia tego, czemu poświęcił całe swoje życie. Bliżej, niż wydawało mu się do tej pory.

Podczas monologu Tojtowny tylko kiwał więc głową, nie okazując zbytniego zdziwienia. Oczywiście nie mógł brać jej wszystkich słów za dobrą monetę, niezależnie od tego, co ich łączyło... o ile mógł użyć tego słowa. Nie, oczywiście, że nie. Zbyt łatwo było w takich okolicznościach zapomnieć o tym, co jest naprawdę ważne. A pułapki czyhają na nieostrożnych.

- Taaaaak... - powiedział w końcu, gdy Katrina skończyła zadawać pytania - Projekt Wunderkinder. Wiesz coś o tym?
Pokręciła głową.
- Nie. Co to jest?
- To, czego szukam - oświadczył.
- Widzę, że temat już wyczerpany - prychnęła ironicznie - Myślałam, że skoro siedzimy w tym razem...
- Sam nie wiem, co to.
- Niech zgadnę... Kolejne zlecenie, o którym nie zamierzasz mi powiedzieć?
- Pluskwiak.
- Co?
- Patrz przed siebie

Lauch otworzył ogień. Zombie zatańczył i upadł na ziemię, podrygując jak epileptyk. Katrina skrzywiła się.
- Obrzydlistwo.
- No - Siegfried trącił trupa stopą raz, a potem drugi.

**

- I co teraz zrobimy, Herr Klauge? - syknęła Tojtowna.
Siegfried dotknął z ciekawością siatki energetycznej. Ciekawe urządzenie.
- Halooo? - przypomniała o sobie Katrina.

Niezbyt mu to odpowiadało. Przywykł do samodzielnej pracy. Cudzy głos go dekoncentrował. Skupienie się na detalach stawało się trudniejsze. Cóż my tu mamy? Katrina. Siatka energetyczna. Strużka krwi. Głosy transów w oddali (skąd to uczucie złości?). Spawalnik energetyczny. Hmmmm...

Transy. Siatka. Strużka. Napis. Napis?

- Niezłe urządzenie. Przetopi wszystko - powiedział nagle. Jego myśli płynęły swobodnie. Dokładnie tak, jak go nauczono - Oprócz siatki energetycznej, rzecz jasna. Nieźle to wykombinowali. Cholerne transy.
Zbliżył się do spawalnika, obejrzał dokładnie.
- Ziemia do Siegfrieda - Katrina starała się być spokojna.
- Podobno pakują im jakieś elektrody w mózgi - Lauch nawet nie zwrócił na nią uwagi - Kastrują i podają jakieś hormony. Kahn twierdzi, że chcą tak zniszczyć naszą rasę. Głupie, nie?
- Siegfried...
- Cicho - odpalił spawalnik. Końcówka urządzenia trzasnęła i sypnęła iskrami. Od baterii zaczęło się wydobywać ciche buczenie. Siegfried na próbę pokręcił gałką, przestawiając je na maksymalną moc.
- Rzecz w tym - rozejrzał się po pomieszczeniu, jakby czegoś szukał - Że taka wizja jest kusząca. W sensie... kto nie chciałby stać się czymś więcej, niż człowiek? Gdzie jest to gniazdko? Aha...
Z rozmachem wepchnął przewód zasilający do gniazda w ścianie. Pogrzebał na moment w kieszeni, wyciągnął monetę i zablokował nią mechanizm spustowy urządzenia. Następnie położył je ostrożnie na ziemi.
- Ciekawe, ilu poszukujących się na to nabrało. Przełam iluzję za pomocą implantu. Jasne. Jestem pewien, że co najmniej kilku. Oczywiście to tak nie działa. Wiesz co, lepiej się odsuńmy.

Światła w korytarzu zamigotały delikatnie. Bezpieczniki sieci jeszcze się nie usmażyły, ale mogły to zrobić lada moment. Chyba. O ile tabliczka na urządzeniu mówiła prawdę.

Wycelował pistolet w wylot korytarza, w którym słyszał wcześniej transów. Pierwszy, który spróbuje przejść, dostanie kulę w łeb. Następni, oczywiście, rozniosą go w drobny mak. Ale to tylko zakładając, że sieć energetyczna wytrzyma, albo siatka jest zasilana z baterii...
 
Gantolandon jest offline  
Stary 21-02-2009, 23:41   #153
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Nicolas zdziwił się widząc jakąś nieznajomą kobietę w kombinezonie ochronnym, do której mierzył Durer. Po chwili zdał sobie sprawę z dwóch rzeczy.
Pierwsza to fakt, że chyba już gdzieś ją widział, prawdopodobnie pod szpitalem. Druga - że znajduje się w jakimś pieprzonym innym świecie, co powinno sprawić, że pojęcie "zdziwił się" nabiera jakby innego sensu.

Misztalska wydawała się znać jedną z kobiet. Nowy nie wiedział dlaczego, ale miał pewne zaufanie do tej dziwnej istoty, bo człowiekiem raczej nie była.
"Nie - jeśli ktoś potrafi przeżyć z dziurą w głowie, w którą można by wsadzić pięść, to z pewnością nie jest człowiekiem" - pomyślał.
Ta Misztalska, w odróżnieniu od sporej części osób, które ostatnio spotkał, nie zrobiła otwarcie nic, co mógłby odczuć jako wrogość. Podobnie Durer.
"Jeśli tak ma wyglądać grupa najbardziej godnych zaufania osób, to zarąbiście" - skrzywił się. Zaraz jednak przypomniał sobie, gdzie jest. Wyglądało na to, że coś, co rozumiał jako normalność, stało się towarem mocno deficytowym.

- Ehh... - westchnął, poprawiając pasek granatnika.
Kobieta w kombinezonie ochronnym, przedstawiająca się jako Tanja Hahn, zaproponowała coś na kształt współpracy.
"Czemu, kurwa, nie?" - pomyślał.

- Czemu nie? - powtórzył głośno.
- Co prawda pierwsze spotkanie, tam pod szpitalem, nie wyszło za bardzo. Ten goguś w płaszczu - zawsze taki narwany? - wyciągnął papierosa z pomiętej paczki i odpalił. - Zresztą, nieważne. Mam wrażenie, że tutaj... - zatoczył łuk ręką - ...gdziekolwiek TO się znajduje, większa grupa ma większe szanse na przeżycie. Nie, żebym liczył specjalnie na współpracę i takie tam, ale tutejsi mieszkańcy będą mieli większy dylemat, kogo wszamać najpierw - uśmiechnął się z tego niezbyt udanego dowcipu.

- Niektórzy zdają się tracić głowę i biegają bez sensu... - umilkł, tym razem bez krzywego uśmiechu. Prawda była taka, że Nicolas na wspomnienie tego wyjącego czegoś z korytarza czuł się bardzo nieswój. Co było tylko innym określeniem na zwykły strach.

Niedobre wspomnienia niedawnego koszmaru odegnał sprawdzając stan RG-6. Pustą komorę bębna magazynka uzupełnił granatem z gazem obezwładniającym. Nicolas nie był pewien, że podziała na system nerwowy dziwadeł z Externusa, czy jak tam nazywano to miejsce, ale nie zaszkodzi spróbować. Przy okazji nie rozwali całej okolicy granatami odłamkowymi.

- Graber... - specjalnie zwrócił się do Durera w ten sposób. Jeśli nie chciał wyjawić tej Hahn swojej tożsamości, to jego sprawa. - Moim zdaniem możemy wspólnie poszukać czegoś przydatnego. We Frankfurcie trwa solidna rozpierducha, więc chwila zwłoki nie powinna być problemem. Poza tym, jeśli te stwory - pokazał w kierunku, z którego przyszli - znajdą jakiś sposób na przedostanie się do naszego świata, to ja nie jestem pewien, czy chcę tam wracać. Może jest jakaś metoda, by rozdzielić te... - szukał właściwego słowa - ...rzeczywistości - dokończył.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 25-02-2009, 21:57   #154
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Axel Heintz | 1
Jak wkrótce okazało się, najlepsze mapy, jakie mógł Axel znaleźć, nie były tymi satelitarnymi – satelity monitorowały po prawdzie tereny Polski i Neoberlina, jednak ich wizja i zakres badanych obszarów dotyczył głównie działań wojennych. Jak Axel zauważył, satelity były monitorowane i sprawdzane w czasie nieco mniejszym od minuty, co czyniło wszelkie zmiany kursu satelity bezużytecznym; widać było, że kod w tym wypadku był monitorowany nie przez boty i maszyny, ale przez ludzi. Satelity Korporacji były, mimo tego, że Mur i Berlin znajdował się w stanie wojny – zaskakująco dobrze strzeżone. Zbyt dobrze, co czyniło próbę sforsowania satelitów bezużytecznymi – Axel do udanego podglądania systemów potrzebował co najmniej paru dni, jeśli nie parunastu.
Mimo to, udało mu się znaleźć dobre mapy. Te mapy nie były zrobione przez satelity, ale łowców niewolników, wolnych kupców i szabrowników, którzy zbierali cokolwiek dało się sprzedać z puszcz w Polsce. Dlatego też Axel wiedział, gdzie iść.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/speedofpain.jpg[/MEDIA]

Było coś jeszcze; miał na tyle szczęścia, że natknął się na pewne adresy IP z satelity, prowadzące prosto do Muru. Jako tako satelity nie dało się kontrolować, to jednak odbierała ona i przyjmowała pewne sygnały z sieci dochodzących z Muru. Axel domyślił się, że były to swojego rodzaju martwe połączenia, które dochodziły jeszcze z Muru, ale nie posiadały w sobie żadnych informacji. Prawdopodobnie były to swojego czasu połączenia z satelitą w celach badawczych. Teraz były to jednak po prostu kolejne żądania bazy danych z die Mauer, powtarzające się w cyklach około pięciu minut. Dlatego też Axel mógł na pewien czas łączyć się z Murem i wysyłać swoje własne wartości do serwerów. Po godzinie miał dostęp do pewnej części kamer i głośników, były to głównie zewnętrzne sektory bloków od A do D. Heintz nie znalazł tych miejsc interesującymi; były to przede wszystkim puste magazyny, zrujnowane biura kompleksów, źle oświetlone korytarze. Tu i ówdzie przemykał cień, jeszcze gdzie indziej ściany pożółkły od wszędobylskiego, oddychającego mchu. Czasami widział zabitych ludzi, jęczących zombie, a także dziwne, wysuszone zwłoki. W takich wypadkach pojęcie „zapomniane przez ludzi i Boga” nabierało nowego znaczenia. W niektórych częściach Muru widział ludzi, którzy zostali i toczyli walkę o życie. Były to głównie magazyny z żywnością; tam walki pomiędzy personelem Muru a siłami transhumanicznymi toczyły się zacięcie; esdecja, jak wyglądało, postawiła sobie za cel, by zabić wszystkich, którzy kiedykolwiek mieli coś wspólnego z Murem.
Jeden, szczególnie dziwny widok przyciągnął jego uwagę: Była to dwójka ludzi, mężczyzna i kobieta, przy czym ten pierwszy macał siatkę energetyczną odgradzającą go od SD, którzy byli zaledwie parędziesiąt metrów dalej. Kobieta coś mówiła; tamten wydawał się być nieco zirytowany jej obecnością. Axel stwierdził, że mógłby do nich wysłać wiadomość dźwiękową, jeśli by sobie tego życzył – głośnik znajdował się także w tym pomieszczeniu.
Tamten wziął spawalnik i włożył do kontaktu w ścianie; światła zamigotały, a kamera zaczęła lekko śnieżyć. Siatka także zamigotała lekko; kobieta podeszła do niej i pomacała; siatka nie była taka twarda jak przedtem, wyglądało na to, że była bardziej, by rzec, gumowata. W tym czasie SD zaniepokoiło się i niektórzy z nich zawrócili, by sprawdzić, co się dzieje. Tamten syknął i odsunął kobietę, wyjmując broń.
A potem obraz z kamery zaśnieżył kompletnie, krótko po tym, jak zgasły wszystkie światła. Jeśli chciał przekazać jakąś wiadomość, czas właśnie się skończył.

* * *

# Katrina Tojtowna – Siegfried Klauge
- Znam... Znałam Siegfrieda Klauge. A może go nigdy nie znałam; pewnie tylko to, co myślałam, że znam, było niczym innym, jak pustą iluzją. Hm? Co mówisz? A, że dziwne? Tak, też sądzę, że to trochę dziwne, spodziewać się po kurwie filozoficznych rozważań. Nie, żebym za kurwę się miała. Wolę określenie... Amm... Dziewczyna do towarzystwa. Kurtyzana w ostateczności. Ha, pewnie nie wyglądałam na panią do towarzystwa tam, w kompleksie, gdzie w co drugim rogu leżały zwłoki. Buty zakurzyły się i zaplamiły posoką.
Sieg to był zawsze dziwny gościu. Inny taki. Lubiłam go i chyba on mnie lubił... Na swój pokręcony sposób. Nie zmieniało to faktu, że gdzieś w środku bałam się go; zawsze byłam ciekawa, czy będę się bardziej go bała, czy lubiła, albo to może on ziewnie i wyciągnie wiertarkę i przyłoży mi do głowy.
Jak tylko włączył ustrojstwo światła zamigotały; siatka także jakoś tak przygasła, więc poszłam sprawdzić, czy można coś z nią zrobić. Chyba ucieszyłam się, kiedy mnie odciągnął na bok i wyciągnął broń. Usłyszałam kroki na korytarzu.
A potem wszystko zgasło; ciemność. Siatka też nagle umarła, widocznie była zasilana zewnętrznie. Palnik znowu przełączył się na zasilanie zewnętrzne i tylko niebieski język energii błyszczał w ciemności. Zza rogu korytarza świeciły latarki. Korporacja zbliżała się do nas.
Klauge bardziej zwracał uwagę na to, co mogło wyjść z przejścia, dlatego nie miałam większych problemów z usunięciem się mu z linii wzroku; wieloletnia praktyka uciekania przed namolnymi klientami dała swoje. Miałam złe przeczucia co do tego, co się zaraz miało stać, więc wyciągnęłam XWP. Odeszłam nieco na bok, miałam nadzieję, że moje kroki nie robią dużego hałasu; usadowiłam się w rogu.
Coś spadło z sufitu na moją głowę. Gwałtownym ruchem strząsnęłam obrzydlistwo, które było wielkości sporego nietoperza. Pluskwa poparzyła moją prawą rękę i skoczyła, wpijając mi się w ramię(kurwa!). Trzymała, chciała się utrzymać na ramieniu i przypełznąć bliżej do mnie. Wystarczyło, żeby mnie osłabić – uderzyłam na oślep nożem, który zabrałam od Kirschnera. O dziwo, celnie. Obłe ciało osunęło się z ramienia, które zaczęło drętwieć.
Klauge był dobrym strzelcem. Mimo to, ta zapalona wiązka energii palnika coś im powiedziała; zwęszyli zasadzkę. Klauge był dobry; zabił paru.
Wiem, że to głupio zabrzmi: „Chciałam pomóc”. Wiem, że Klauge mógł odfrunąć z tymi transami w najgłębsze czeluście Bóg wie jakiego wymiaru. Ale gdy jad tych małych gnojków paraliżuje mózg i widzi się, że SD nagle się robi coraz więcej a Klauge ma coraz trudniej... Sam rozumiesz. Odpaliłam XWP i posłałam w ich stronę portal.
Tak, portal. XWP tworzy portale; najpierw pierścienie w maszynie zawirowały, błysnęło, poczułam nagły podmuch. Nagle ktoś mądry przełączył na zasilanie awaryjne; mogłam widzieć w detalach, jak portal idzie i przechodzi przez dziewięciu albo dwunastu esdeków, niektórych pochłaniając w całości, gdzie indziej zabierając tylko nogi, połowę czaszki, jelita z nienaruszonego brzucha... Zniknął w ścianie, gdzie przemienił się w łagodną falę pola T. Światła znowu zaświeciły, a palnik trzasnął. Struga energii zgasła.
Słabo mi było. Powiedziałam:
- Chciałam tylko pomóc – po czym na jedną chwilę zamroczyło mnie.


*

W tym samym czasie, gdzieś w otchłaniach Externusa, przytomne części umysłu półludzi, którzy zostali gwałtem przeniesieni do innego wymiaru, wrzeszczą z przyprawiającego o obłęd strachu, podziwiając fantastyczne głębie nieeuklidesowej geometrii, mdłe róże i obrzydliwe zielenie, dusząc się ze zdumienia, wpatrując się w półprzestrzeń i półczas, spadając z nicości w nicość, widząc nad sobą niebo i pod sobą niebo, półrozpaczając, półpłacząc, półbłagając nieznanego, mechanicznego boga Korporacji o półłaskę, z nikłą nadzieją na półśmierć, natomiast dużym prawdopodobieństwem na półżycie na orbicie pośród absurdów nieznanego świata, w którym arfl jest mlurf a gulgh na-hag umph largh -
Czarny ptak przyjrzał się dryfującemu w przestrzeni oddziałowi sił transhumanicznych, wysunął rozwidlony język, smakując powietrze. Dobre mięso to martwe mięso. Trzeba poczekać na śmierć. Trzeba zasnąć.

*

- Kurwa. Niedobrze mi –
wymamrotała Tojtowna. Miała przymknięte oczy. - Przepraszam. Możesz obejrzeć moje ramię?
Obejrzał. Domyślił się, co się stało: Pluskwa czaiła się w kanale wentylacyjnym na pierwszego głupiego, kto znalazłby się pod nim. Myślał, dlaczego od razu tak nie zrobiła, po czym doszedł do wniosku, że czekała. Nie mogła wczepić się w głowę żołnierza; albo to może strzały lub nagłe promieniowanie T+, które wydzielało się jeszcze z XWP, przyciągnęło ją. Klauge zauważył, że coś było dziwnego w zmiażdżonym ciałku pluskwy; dotychczas spotykał biało-żółte ciała, nagie, opatrzone solidnymi kłami i szczękami. To ciało było o wiele bardziej masywne i umięśnione, miało także czarnofioletową barwę i ostre, szczecinowate włosy. Pluskwa była martwa, jednak jej inność pośród tych, które do tej pory spotkał, była wymowna.
Spostrzegł, że Tojtowna znowu straciła przytomność; spojrzał dokładniej na ramię. Brzydka rana, która pokrywała się coraz bardziej czerwienią i sinością świadczyła, że czymkolwiek był ten nowy rodzaj stwora, był o wiele bardziej jadowity od poprzedniego.
Z jej ręki wysunęła się mapa, na której spodzie było parę informacji dotyczących lokacji i ludzi.
Klauge znowu musiał wybrać. Parę rzeczy.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/sectorD-5.jpg[/MEDIA]

* * *

# Axel Heintz | 2
- Nazywam się Axel Heintz. To Frank Malak. Kobiety to Tanja Hahn i Yseault Stein. Nie ma sensu się bawić już w te idiotyczne pseudo tożsamości, gdy i tak wszyscy dookoła wydają się doskonale wszystko o nas wiedzieć. Pierdolone Wunderkinder. I niby, co ja kurwa jestem, superman? Eh.
Buchta uniósł lekko brwi.
- Wiedziałem, że się kryliście ze swoimi imionami. Nie miałem tego za złe, ostatecznie nie zależało mi na poznaniu ich. Yhy. Dla mnie mogliście się nazywać nawet Rumcajs i Cypisek... - zaśmiał się rubasznie. - No cóż, moje prawdziwe imię to nie Finneas. Kwestia z tym, że nie mam prawdziwego imienia.
Patrzył na reakcję Axela, po czym wytłumaczył:
- Chodzi o to, że krótko po tym, jak zostałem szpiegiem Rebelii, udało się wymazać moje dane z bazy Korporacji i Kombinatu. Tak więc jeśli pytałbyś się o Finneasa Buchty, ostatni taki żył chyba pięćdziesiąt lat temu. Nie, to nie był mój przodek.
Co nie zmienia faktu, że kiedyś naprawdę używałem takiego imienia. Mimo to, pojawiałem się pod wieloma imionami, jak Jan Śmieciarz albo Kola Ponipovny. Nie jestem przywiązany do żadnego z nich. Tak więc, jakąkolwiek tożsamość bym sobie stworzył, byłaby ona z gruntu fałszywa. Takie czasy.
Malak natomiast był wdzięczny z jakiejkolwiek okazanej mu pomocy. Wyglądał na nieco zaskoczonego, gdy Heintz powiedział mu, że idzie z nim(może nawet myślał o fałszywej skromności i heroizmie, jednak nauczył się chyba, że nie ma to większego sensu).
Buchta natomiast kompletnie nie oponował:
- Chyba nawet dobrze, że idziesz tam z Malakiem. Nie, żebym się bał. Tak długo, jak w pobliżu nie ma portali albo nie muszę przez nie przechodzić, wytrzymam. Helga i Selene chcą tutaj zostać, myślę, że trochę zostaniemy. Wyleczymy się trochę z tej wojny, jeśli wiesz, o co mi chodzi, Heintz – w głosie Buchty nie było tym razem zwykłej nutki drwiny. - W każdym razie to bezpieczne miejsce. Na tyle bezpieczne, żeby się tutaj zaszyć i poczekać, aż to gówno się skończy.
Dalej Finneas wytłumaczył, jak Axel ma się wydostać poza miasto. Nie dawał mu mapy; po prostu stwierdził, że gdy wejdzie w rurę znajdującą się przy maszynie Cerc, musi iść prosto. Namalował znaki tak wyraźne, jak tylko się dało więc – jak zaznaczył Finneas – tylko idiota mógłby przeoczyć czerwoną strzałkę, którą ma przed nosem. W ten sposób – czego również Buchta wypomnieć nie omieszkał – przejście przez kanały Frankfurta na drugą stronę wydawało się wycieczką turystyczną czerwonym szlakiem.
Zanim zebrali się i poszli(Selene pomogła się spakować), Malak zgodził się, żeby poćwiczyć z Axelem. Okazało się, że sam detektyw także nieco znał się na bójkach, dzięki czemu wymienili parę przydatnych sztuczek.
Wyspali się więc. A później zebrali się i poszli w końcu.
Podróż przez kanały Axel wspominał jako wędrówkę przez ciemność; jako dziwne preludium horroru, który być może zdarzyć się w niedalekiej przyszłości. Szedł z Malakiem przez pokręcone kanały, śmierdzące gównem i, coraz częściej, krwią, a także dziwnym, nieuchwytnym zapachem, którego haker nie mógł zidentyfikować. Malak z przerażeniem spostrzegł, że oddychający mech rozrasta się w wielu miejscach, w których go wcześniej nie było. Po drodze zabili parę pluskiew, w tym i tych dziwniejszych: Niektóre z nich miały dłuższe, o wiele bardziej pajęcze odnóża, niż miały te, które napotykał wcześniej.
- Mutują się, kurwa – mruknął Malak, rozgniatając pluskwę butem. Poprawił paroma strzałami.
Jednak znajdowali ślady stworów, które na pewno nie pochodziły z tego świata – czasami w jakiejś samotnej odnodze korytarza Axel widział poczerniałe zwłoki, rozczłonkowane i obgryzione do białej kości. Niektóre miały połamane kości, inne przybierały groteskowe pozy. Axel nie wiedział, jak to wytłumaczyć; niektóre ze zwłok wyglądały, jakby odprawiano na nich dziwne rytuały, po czym zabito je i zjedzono. Świadczyły o tym symbole wymalowane węglem. Mimo to, nie zwalniali, dopóki nie znaleźli się przy wyjściu. Malak zauważył coś w rogu korytarza, co wyglądało z początku na po prostu kawałek śmiecia, jednak detektyw uparł się i po chwili stwierdził, że jest to wiadomość.

JESTEM TAM


[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/va-half-life_2_soundtrack-track_37-m.mp3[/MEDIA]

- Ani chybi to od Sary – rzekł. - Jest w Świebodzinie. Mam nadzieję, że zdążymy tam, zanim coś jej się stanie.
Wyszli na powierzchnię. Daleko za sobą słyszeli strzały, co stanowiło dowód, że zostawili zamęt walki, bunkier Buchty, Frankfurt i portale za sobą. Z niejakim obrzydzeniem Axel zauważył, że wyleźli ze studzienki kanalizacyjnej w jakiejś szopie, zaś strzeżone wejście do obozu znajdowało się około trzysta metrów od nich. Byli jednak dobrze ukryci za drzewami. Śmierdziało gównem i szczynami; Axel nie uważał i wdepnął w gówno. Wyszli. W pobliżu nie było nikogo.
Frank wdychał smród gówna z lubością. Na trawie błyszczało rozrzucone szkło, tu i ówdzie walały się puszki po piwie i butelki po wódce. Znajdowali się na linii cywilizacji; Axel zauważył, że pas śmieci znajdował się tylko wokół Frankfurta. Na wschód było dziwnie... Czysto. To było pierwsze słowo, które nasuwało się tym dwojga; gdzieniegdzie sterczały ruiny i zardzewiałe latarnie, jednak las szumiał przyjemnie, a niebo nie było takie ciężkie od smogu, jak nad Frankfurtem. W istocie, poprzez biel chmur prześwitywało słońce. Nawet odległy terkot karabinów pulsowych zdawał się na chwilę przycichnąć.
Naprzeciwko nich znajdował się garaż w którym, według zaleceń Buchty, znajdowało się trochę zapasów; jednak Buchta nie wspomniał o tym, że ktoś go pilnował. Przed ukrytym w liściach miejscu stało dwóch dobrze umięśnionych żołnierzy wyposażonych w karabiny. Nie było wiadomo, czy to miejsce zostało odkryte, czy też po prostu stary alkoholik zapomniał powiedzieć, że najął kogoś dla pilnowania. Frank otworzył usta, chciał coś powiedzieć, zamknął, mlasnęło. Spojrzał w stronę Axela, czekając na jego opinię.

* * *

# Sale Lamentu
- Przeszłyśmy przez portal w laboratorium Buchty. Za jego pozwoleniem – odpowiadała facetowi z bronią, ale uśmiechała się do Misztalskiej. – Po co, to trudne pytanie. Żeby wykorzystać wszystkie możliwości wyjścia z pułapki? Myślisz, Katja, że to są wydarzenia, które da się przeczekać?
Misztalska zwęziła oczy.
- Pułapka, ha? - przygryzła nagle wargi. - Wszyscy jesteśmy w pułapce i pewnie zginiemy, chociaż to dobrze walczyć. Ale to dobrze, że nagle przewróciło ci się choć trochę w głowie i chcesz współpracować, zamiast mnie zabijać. Ostatecznie zemściłam się na was... Albo na jednym z was. Nie mam do was żalu.
Mówiła to szczerze; śmierć jednego z partyzantów całkowicie ją satysfakcjonowała, tak, że gdyby Tanja nie wiedziała wcześniej, że chodziło o zabicie jednego z tamtych, pomyślałaby, że „zemsta” była tylko prozaicznym, formalnym aktem. Prawdopodobnie Misztalska nigdy nie miała złych intencji, jednak kule Axela, które przebiły jej nogę, spowodowały krąg, który zakończył się śmiercią Hassa. Katja usiadła na jakimś zardzewiałym stołku, który jęknął, jednak nie rozpadł się. Zobojętniała na parę momentów. Wydawała się nad czymś poważnie myśleć. Kontynuował Gräber.
- A więc naprawdę przysłał was Buchta. Cóż, w takim razie chyba nie możecie być tak groźni, skoro sami go nie zabiliście – schował broń. - Hmm. Wybaczcie. Wolę najpierw mierzyć, a potem zadawać pytania.
Przygryzł wargi, podobnie jak Misztalska.

- Dobrze. Powiedzmy, że wam ufam. Wydajecie się coś wiedzieć. Jest parę rzeczy, których ja nie wiem. Wymieńmy się informacjami. Jedna za drugą.
- A więc, musicie wiedzieć, że nie wiem, o co wam chodzi, jeśli mówicie o tym, „kto stoi za Korporacją i Kombinatem”. Gadacie o tym, jakby to była jedna i ta sama organizacja, a wszyscy wiedzą, że tak nie jest. Mogę powiedzieć, że za Korporacją stoją takie persony jak Arnold Gieger i to jego Schicksalrat, natomiast za Benefactoris Nostrum Dyrektoriat. Nie słyszałem, żeby Kombinat powoływał jakichś dyktatorów, jak to lubi robić Korporacja.
- Chociaż sama idea, że te dwie organizacje mogą mieć wspólne korzenie... Było kiedyś, coś... Hmm... -
sięgnął do swojej pamięci. Długo. Milczał z minutę, a nikomu nie chciało się przerywać. - Tak. Było kiedyś coś takiego, jak ruch separatystyczny, o którym zaginął słuch.
Mam na myśli, separatyści. Wywodzili się oni z Korporacji, chociaż niektórzy z ich członków pochodzili z Kombinatu. W każdym razie mówili oni o czymś... Jakimś globalnym spisku, który ma na celu zniewolić ludzkość. Nie wiem, co się z nimi stało.
Pewnie zostali wszyscy zabici, po prostu. Chociaż można by poszukać w jakiejś bazie danych. Albo to mi się może coś przypomnieć – dodał znacząco.
- Kolej na moje pytanie: Dlaczego szukacie takich starych informacji? Skąd znacie Finneasa, i, u diabła, kim jesteście?

Wysłuchawszy odpowiedzi, Gräber mówił dalej:
- Czy Korporację i Kombinat można zniszczyć portalami? Można. Ostatecznie portale to pewnego rodzaju czarne dziury. Jak? Nie mam pieprzonego pojęcia. Musiałabyś zabić ich przywódców, albo, co lepsze, ich wojska. To drugie byłoby chyba łatwiejsze, skoro większość wojsk obu armii, o ile nie wszystkie, znajdują się w Neoberlinie. Jeśli zdołałabyś wysadzić w powietrze całe miasto, co jest teoretycznie możliwe przy zapaści pola czarnej energii, mogłabyś osłabić obie frakcje na co najmniej paręnaście lat. Dość dużo czasu, by powołać siły, które mogłyby z nimi skończyć. Mam na myśli, Rebelię Nowej Polski.
- Kolej na moje pytanie. Na jakie polecenie szukacie tych wszystkich informacji?

Wysłuchał odpowiedzi i ciągnął:
- Cel tej wojny? Ha, naprawdę masz nosa. Szukasz spraw, za które niektórzy przypłacili życiem. Cóż, cel tej wojny... Oficjalnie, Kombinat mówi, że zamknięcie granic Niemcy-Polska doprowadziłoby do zapaści gospodarczej tego, co zostało na jej ziemiach. Zapewne już wiesz, że to bzdura. Powiem ci...
Zastanawiał się, ile może powiedzieć. Kalkulował; w końcu zmarszczył brwi i z miną inwestora ładującego pieniądze va bank dokończył:
- Oczywiście możemy to wszystko sprowadzić do wojny o zasoby. Szlaki handlowe. To niewątpliwie dobry powód. Jednak szpiegowałem trochę. Oficer Korporacji, jeszcze gdy Frankfurt nie był zajęty przez tych pokręconych fanatyków, przechwalał się, że nie może się doczekać, kiedy Kombinat uderzy. Zatem Korporacja wiedziała o ataku na długo... Na bardzo długo wcześniej, mimo że atak wyglądał na niespodziewany.
Powiedzmy, że nie wiem dokładnie, dlaczego i po jaką cholerę ta wojna się toczy. Zasoby i izolacja gospodarcza to tylko przykrywka. Dla mnie to kupa gówna, bo znowu zaczęli masowo znikać ludzie. Całe transporty, które zostały przewiezione do Hoffnunghausu i nie tylko. Cywile także czasami znikają w Warszawie, słyszałem.
A Korporacja lubiła porywać ludzi, nie Kombinat. Więc możecie powiedzieć, że interesuję się tym. Zainteresowaliście mnie tym, jak wspomnieliście o tym, że to mogła być jedna i ta sama organizacja... To stanowiłoby wytłumaczenie dla wielu, wielu zagadek, jakie przyniosła ta wojna. Można by poszperać. W bazach danych w Warszawie. W Neoberlinie. Pokombinować z portalami. To, czym wyszliście, nadal jest sprawne i założę się, że dałoby się przenieść w niejedno miejsce.

Machnął ręką.
- Ten cały bajzel tutaj to szczegółowa dokumentacja tej maszyny i bestiariusze. Charakterystyka tego świata. Tak, wiem, kupa makulatury. Ale przydatnej.
- Wy się znacie? -
podjął nagle wątek Gräber, wskazując na Katję i Nowego. - Daj mi parę momentów, ty... Tanja. Powiem więcej, jak przypomnę sobie.
Po czym zamyślił się. Zapytał się jednak jeszcze Neumanna:
- A tak swoją drogą, co ty chcesz tutaj robić? Mówiłeś, że przed kimś uciekałeś, ale ta dziura chyba umożliwiła ci skuteczną ucieczkę. Dokąd chcesz iść, hm? Masz jakieś, że tak powiem... Konkretne cele? Zemsta na przykład? Albo ucieczka gdzieś indziej? Gdy zainstaluję ten kryształ, będziemy mieli czas na długie podróże. Nie będę miał za złe, jeśli odejdziesz. Ostatecznie mogłeś się wplątać w coś, co nie obchodzi cię i nie jest twoje.
A, będę cię pewnie potrzebował, żeby wejść do tej cholernej Kuli. To inna stacja badawcza. Ale to później.


*

- Nazywam się Tanja Hahn. Jak opuścisz broń zza mnie wyjdzie Yseult Stein. Nie trzeba Cię opatrzyć Katja? Ty byś mogła pewnie kilku ciekawych odpowiedzi udzielić, prawda?
- Opatrzyć... Odpowiedzi... -
mruknęła Misztalska, siedząc. - To chyba ma sens. Moje rany prędzej się zagoją – po czym pozwoliła się opatrzyć przez Yseult, która podeszła do niej cokolwiek z ostrożnością.
- Na przykład czy życie jest skomplikowane czy proste? Czy to, co się dzieje to proces, czy dzieło konkretnych osób? Czy w ogóle można coś zrobić poza ratowaniem własnego tyłka?
- Życie? -
spojrzała na Tanję dziwnym, bardzo świadomym wzrokiem. Jakby obudziła się przez chwilę ze snu. - Ja...
- Nie powinnaś się zastanawiać nad takimi rzeczami, szczególnie ty. Jesteś taka jak ja. Chyba, że o tym nie wiesz, ale to nic nie szkodzi.
Chodzi mi o to, że obie odpowiedzi są prawdziwe. Jedna tak, a druga tak – mówiła, gdy Yseult bandażowała jej poranione ramię. - Nie ma ostatecznych odpowiedzi w tym świecie. Życie jest proste, bo jego motorem jestem ja i tylko ja i nic więcej. Życie jest skomplikowane, bo dotyka wielu sfer, tak, że nic nie jest prawdziwie „moje”. Ja sądzę, że jestem „wielością” albo też „niczym”.
Podobnie jest z historią. Czy nie masz odczucia, że coś wisi nad twoim karkiem jak topór i nie możesz się od tego uwolnić? Czy w twoim życiu nie ma zgodności momentów, jako całości? Czy wszystko nie obraca się w wielkim kole? Ale: Kto odmówi temu, kto odważnie kuje swój los, że jest jego panem? Kto powie, że silny nie panuje nad swoim życiem? Obie odpowiedzi są prawdziwe. Dlatego świat jest prosty. Dlatego świat jest skomplikowany.
Spojrzała na chwilę w oczy Tanji.
- Jeśli chcesz uratować swoją dupę, musisz walczyć. Jak ja. Każda z nas musiała walczyć, gdy wydostałyśmy się z tego grobowca. Te, które się poddały, umarły. Trzeba walczyć.

Totengräber-Dürer skrzywił się, słysząc tyradę Katji.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 26-02-2009 o 09:24.
Irrlicht jest offline  
Stary 26-02-2009, 16:31   #155
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Zapasy czy nie, Axel wolał się na zapas dobrze przygotować do wyprawy. Dał Malakowi OHU, Ys go nie wzięła, więc nie było sensu go tu zostawiać. Podobnie było z gravity gunem, Buchta go nie potrzebował jak na razie, a im mógł być wielce przydatny. Osobiście bardziej by wolał tą przerażającą go machinę do portali, którą mieli w Mauer, ale dobre i to. Poza tym solidnie zapakował laptopa. Zrobił dla niego dodatkową obudowę, skleconą z kawałków obudowy komputerów i niewielkiej ilości innych elementów, w tym tych zabezpieczających go przed wstrząsami. Trafienia pociskiem nie miał wielkich szans przetrzymać, ale nie mógł go wziąć bez zupełnie żadnej ochrony. Malakowi do plecaka wcisnął walizkę, której kazał strzec Saint. Ta już była odporna na kule, to było pocieszenie. Bo fakt, że niosło się coś, co może rozwalić całe miasto... cóż, przynajmniej śmierć będzie szybka. Ale według Axela to był pewien sposób, by zniszczyć dane bez dostawania się do nich systemowo. Serwery pewnie mieli rozległe, ale jeśli to rozpieprza pół miasta? Tylko przydałby się zapalnik czasowy. Kiedyś bawił się materiałami wybuchowymi i innymi zabawkami, ale doświadczenie miał w tym niewielkie. Wszedł więc na sieć a w "zrób sobie własną bombę", jeśli wiedziało się, gdzie szukać, było wystarczająco dużo informacji. Materiałów jeszcze nie miał, ale zanim dotrze, o ile w ogóle dotrze, do Warszawy, to będzie wiele okazji, by takie zdobyć. Poza tym wziął jeszcze podstawowe przybory, picie i jedzenie, tyle ile mógł zabrać z magazynu Buchty. Kilka prostych narzędzi, głównie kombinerki i śrubokręty. Jeśli miał wykorzystać swoje umiejętności - musiał mieć czym dobierać się do tych kompów.

Rano przyszedł czas na pożegnania. Najtrudniejsze było już dnia poprzedniego, nawet jeśli tak nie wyglądało. Teraz z dziewczynami żegnał się w przekonaniu, że jeszcze się zobaczą. Dał buziaka w czoło i jednej i drugiej, przy czym Heldze poprawił jeszcze w policzek. Uśmiechnął się do nich.
-Nie zgubcie się. Jak wrócimy to wymyślimy co dalej. Obiecuję.
Sam nie miał pojęcia komu bardziej to obiecał - sobie czy im. Z Buchtą pożegnał się tylko mocnym uściśnięciem dłoni, podobnie jak z partyzantami.
-Jakbyście zmienili lokalizacje to zostawcie jakiś ślad, bym mógł się z wami skontaktować. Ze mną można przez laptopa, w pobliżu cywilizacji powinienem móc wyłapywać sygnały i podłączać się do sieci. Może w Świebodzinie zostawili jeszcze trochę sprzętu.
Odwrócił się i odszedł, jeszcze tylko przez chwilę patrząc i uśmiechając się do Selene. Z balastu stała mu się w pewien sposób bliska. Ciekawe było to, jak wydarzenia mogą zmieniać ludzi. Pokręcił głową i skinął Malakowi. Poszli.

***

Gdy już wyszli z kanałów, Axel odetchnął głęboko. Powietrze faktycznie było tu inne, chociaż wciąż nieco śmierdziało. Może to tylko po wyjściu z cuchnących kanałów? Szczęściem spotkali tam tylko nieco pluskiew, nawet jak zmutowanych, to tylko pluskiew. Nie chciałby spotkać na przykład zmutowanego niedźwiedzia. Właśnie dlatego las i szum drzew wcale nie wydawały mu się niczym spokojnym i odprężającym. Na dobrą sprawę, wolałby tam w ogóle nie wchodzić. Ale musiał, więc teraz plan zakładał zdobycie środka transportu. Najlepiej wytrzymałego i szybko. Ale na razie był inny problem. Zapasy miały obstawę.

Spojrzał na Malaka i wykrzywił usta w grymasie rozbawienia. Fakt faktem, wpadła mu do głowy pewna myśl. Dwóch żołnierzy to nie był problem, ale po co zabijać ludzi? W pierwszym impulsie chciał ich po prostu ogłuszyć, potem wpadł na inny pomysł. Kiwnął Frankowi by szedł za nim i dał znać, by milczał, po czym po prostu wyszedł na zewnątrz, idąc wprost na żołnierzy. Musieli wyglądać na tyle dziwnie, że tamci nie otworzyli ognia. Dwóch ludzi w dziwnych kombinezonach w tym jeden z przedziwnym urządzeniem w dłoniach. Gravity gun był włączony i gotowy by wyrwać tamtym broń z rąk. Na ciało mogło nie działać, ale do rozbrajania jak najbardziej. Gdy zbliżyli się już nieco odezwał się, po polsku, dochodząc do wniosku, że to w tym języku będą gadać po tej stronie Odry.

-Adam Hermaszewski, trzeci oddział specjalny dziewiątej dywizji. Mamy rozkaz spenetrować ten budynek w poszukiwaniu nieprawidłowości i aberracji pola Thamma.

Wypowiedział to rozkazującym i pewnym tonem człowieka, który wie czego chce. Co prawda zakładał bardziej żołnierzy niż ochroniarzy, ale lepiej, by się nie mylił. Dla pewności mógł to samo powtórzyć po niemiecku. A wykorzystanie trudnych słów powinno zadziałać. Ostatecznie i tak miał zamiar ich ogłuszyć, najpierw tylko trzeba było wybadać teren, możliwości wsparcia i komunikacji tamtych. A potem - bach. Lepiej by magazyn okazał się tego warty, bo to ich w pewien sposób ujawniało. W końcu ktoś się tymi dwoma zainteresuje.
 
Sekal jest offline  
Stary 28-02-2009, 15:57   #156
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Siedziała, opierała głowę o jakieś biurko i słuchała. Jej siostra, potwór wielu imion, niemożliwe alter ego, niezniszczalne, ranne i krwawiące rozgadało się. Z jakiegoś powodu Katja przypominała Tanji ptasią madonnę z witraża pierwszego miejsca, które widziała w tym świecie. Blada fizyczka, ze śladami brudnych łez na twarzy przymknęła oczy i wystukiwała butem o podłogę szybki rytm. Palce kreśliły wzory w pyle.

Pytania - upośledzone dzieci niepotrzebnych odpowiedzi znowu zaczynały ją atakować. Tanja Hahn czuła się bardzo zmęczona.
- Z jakiego kurwa grobowca, Katju? – zapytała łagodnie – Kiedyś zrozumiałam, że wszystkie razem byłyście w Murze, teraz mam wrażenie, że mówisz o Externusie.
- I co to znaczy, że jestem taka jak Ty? – kontynuowała monotonnym głosem - Twoje DNA jest tak potwornie zmutowane, że wręcz trudno się dopatrzeć wspólnego pochodzenia. Bo chyba nie mówisz o kolorze włosów i oczu. Wytłumacz mi ją Katju… tę naszą identyczność. A jeśli nie potrafisz, przyjmijmy, że jej nie ma. Będę szczęśliwa z jedną zagadką mniej do rozwiązania.


Patrząc na człowieka, który zbyt szybko wyciągał broń usiłowała sobie przypomnieć twarze z oglądanych w szpitalu fotografii. Ale zatarły jej się w jedną i nie pamiętała czy Graber jest Irrlichtem czy Durerem, choć wiedziała, że nie jest to rzecz o pierwszorzędnym znaczeniu, była jak swędzące ugryzienie komara i ilekroć mężczyzna otworzył usta, dawała o sobie znać.
- Cóż, - zaczęła mu odpowiadać - na Finneasa wpadliśmy przypadkiem, a właściwie najpierw na Katję. A Finneas … sam wiesz, dusza człowiek - przygarnął nas, nakarmił i napoił.
Buty kobiety cały czas wystukiwały nieistniejącą melodię, marsz żałobny dla Sainta.
- No i dogadaliśmy się, że mamy wspólnych znajomych. Niejakiego partyzanta-szarlatana Barka, który nazywał was swoimi zaginionymi ludźmi we Frankfurcie. I jeśli żyje, nas pewnie nazywa tak samo. – Słowa padały powoli jakby zaprzeczając wygrywanemu stopami rytmowi - Co jednak znaczy niewiele. Bo jak Ci już powiedziałam nazywam się Tanja Hahn, mogę jeszcze dodać, że pracowałam w Mauer nad teleportacją korpuskularną uśmiercając myszki i króliki, ale to mniej więcej wszystko. Bo choć pracowałam dla Korporacji, nie pracowałam dla Barka. Mieszkałam w Berlinie, ale ktoś postanowił go zniszczyć, przyjechałam do Frankfurtu, też go ktoś postanowił zniszczyć, a że żal mi się zrobiło kolejnych miast, skręciłam na Externusa – zrezygnowana zakończyła kiepskim dowcipem.

- Też macie wizje, gdy przechodzicie przez portale? –zapytała nagle wszystkich obecnych.

Właściwie znowu chciało jej się płakać. Mielone w kółko informacje mogły przyprawić o obłęd.
- Nie działamy z niczyjego polecenia. Po prostu chcemy zrozumieć, kto i dlaczego robi ten bajzel. Plotkami o wspólnych korzeniach Korporacji i Kombinatu tętnią berlińskie obozy uchodźców. Ci separatyści? Przypomnisz sobie jakieś nazwy, nazwiska?
- Czyli w tej chwili wiemy tyle, że obydwa rządy porywają ludzi w niewiadomych celach.

- To uroczy, pomysł, rozpieprzyć portalami miasto. Ale Twój, mój drogi – dodała po chwili podnosząc wzrok na Grabera - Mi by nie przyszedł do głowy. Ja nie chcę niczego rozwalać ani nikogo zabijać.
- Chcę by wszyscy wiedzieli, co się dzieje. Wiesz potęga informacji, pokojowa rewolucja i te sprawy.
Potem wszyscy chwycimy się za ręce i wyśpiewamy Odę do radości.


W końcu wstała ze swego miejsca pod biurkiem i zaczęła zbierać walające się dokumenty, jakby sama nie wierzyła swoim deklaracjom. Segregowała znalezione papiery. Najważniejsze były informacje o psychoplazmie i portalach. Jeśli portale są bronią chciała dowiedzieć się jak jej użyć.

- Czy dobrze Cię zrozumiałam i twierdzisz, że bezpośrednio stąd można się przenieść do Berlina i Warszawy? Tą maszyną? - Pokazała na portal, którym weszła.
- A co Ty tu robisz Graber? Chętnie posłuchałabym o tej Kuli.


- A jak do Ciebie mamy mówić? – zapytała drugiego mężczyznę - bo jeśli przedstawiałeś się pod szpitalem, to mi umknęło w tamtej strzelaninie. Jesteś z Frankfurtu? To miłe, że też się chcesz tu rozejrzeć. Im więcej turystów tym weselej, prawda?


- Rozwalić Neoberlin – wizja Grabera nie chciała opuścić znękanej wyobraźni - Nie wypowiem żadnej wojny póki nie będę wiedziała komu. Nie chcę by się okazało, że strzelam sama do siebie.
 
Hellian jest offline  
Stary 04-03-2009, 20:05   #157
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
- Kurwa, niedobrze mi. Możesz obejrzeć moje ramię? - wymamrotała Katrina.

Siegfried mógł. Nie wyglądało to najlepiej. Klauge nie był ekspertem w dziedzinie medycyny, ale skóra przybierająca taki kolor nie mogła oznaczać niczego dobrego. Jak się to skończy dla niej? Cholera jedna wiedziała.

Szkoda, szkoda. Biorąc pod uwagę fakt, że załatwiła dwunastu esdeków i jako jedyna umiała obsługiwać urządzenie tworzące portale, jej śmierć nie byłaby dobrą opcją. Nie mógł jednak liczyć na to, że zajdzie daleko z nią na plecach. Ech, dlaczego to zlecenie musiało się tak pierdolić? Jeśli to też element próby, to niesamowicie perfidny.

Lauch z niezadowoleniem na twarzy położył nieprzytomną kobietę pod ścianą i przykucnął. Wyciągnął nóż i naciął lekko ranę, a następnie zaczął wysysać i wypluwać zatrutą krew. Biorąc pod uwagę fakt, że jad zaczął działać tak szybko, równie dobrze mógł okadzić ją dymem ze zdechłych pluskiew. Mimo tego jednak jeszcze nie chciał uciekać się do bardziej radykalnych rozwiązań, które w tej sytuacji same się nasuwały.

- Co to, Sieg? Robimy się słabi? Miękcy? Simulacrum to simulacrum, niezależnie od tego, jaką postać przybierze?

Siegfried zdążył się już przyzwyczaić do Millera gadającego w jego głowie. Nie miał pojęcia, czy to kolejny element próby, czy skutek uboczny treningu i branych leków. Na początku często zadawał sobie pytanie, czy jest aby całkowicie normalny. Potem tylko wzruszał ramionami.

Nie, oczywiście, że nie jest słaby. Pewnie, że mógł zostawić kobietę leżącą pod tą ścianą, zabrać jej mapę i ruszyć dalej. Tylko po co? Sojusznik to sojusznik, a Siegfried nie wypróbował jeszcze innych opcji.

- Bo przecież ty tak lubisz pracować z ludźmi - parsknął śmiechem Miller-w-głowie. To było niepokojące. Skąd prawdziwy Miller miałby wiedzieć, co Lauch lubi, a co nie?

Siegfried splunął kilka razy, by pozbyć się paskudnego, słodko-gorzkiego smaku z ust. Rozejrzał się za czymś do bandażowania rany. Na szczęście miał odrobinę gazy przy sobie i jakiś spirytus w piersiówce, tak na wszelki wypadek. Nie było to wiele, ale na tą chwilę musiało wystarczyć.

Zerknął na mapę. W tym momencie najbardziej interesowało go pomieszczenie oznaczone krzyżem. Ambulatorium. Jeśli gdziekolwiek będą mieli antidotum, to właśnie tam. Albo chociaż coś, co pozwoli Katrinie chodzić chociażby przez jakiś czas. Nawet, jeśli odzyska przytomność, to już będzie lepiej. A w ostateczności, gdyby nie znalazło się nic innego... cóż, morfina będzie z całą pewnością. Siegfried nie był wybredny.

A co potem? "Komory testowe" brzmiały całkiem interesująco. Kojarzyły się z eksperymentami naukowymi. Tam pewnie będą dane potrzebne do właściwego ustawienia teleportu. Albo i nie. Oznaczone były czwórką, co z jakiegoś powodu kojarzyło się Siegfriedowi nieciekawie. Niemniej jednak to było najbardziej rozsądne miejsce, żeby rozpocząć poszukiwania. Oczywiście zaraz po daniu Katrinie zastrzyku. Czy pigułki. Wszystko jedno...

- Pobudka - klepnął dziewczynę w policzek parę razy - Idę do ambulatorium. Czekaj tu.

Tylko jęknęła, ale nic nie odpowiedziała. Zresztą po prawdzie, co mogłaby sensownego wydobyć z siebie w tym stanie?
 

Ostatnio edytowane przez Gantolandon : 04-03-2009 o 20:06. Powód: Literówka, której nie zauważyłem wcześniej (w wyrazie "pobudka").
Gantolandon jest offline  
Stary 05-03-2009, 22:26   #158
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Nicolas przysłuchiwał się rozmowie Tanji z Katją i Durerem. Byli ze sobą w jakiś sposób powiązani, jednak nie bardzo rozumiał jak. Wyglądało na to, że ta Hahn, również tego nie wie lub nie chce pogodzić się z taką możliwością.

Rozmowa prześlizgiwała się po wielu sprawach, od portali, czyli tego, czym dostali się w to popieprzone miejsce, do Kombinatu i Korporacji, które rzekomo miały być w końcu jedną i tą samą organizacją.

Właściwie to miał to w dupie. Mało go interesowało, czy Kombinat i Korporacja to ta sama marka, która planuje w otwarty sposób przetestować swoje zabawki. Na to w końcu wyglądało. W czasie działań wojennych ginie masa ludzi. Nie zawsze od zabłąkanej kuli. Mało kto zastanowi się, gdzie podziali się mieszkańcy tej, czy innej dziury. Jeśli komuś zależy na tym, by zrobić z tych ludzi króliki doświadczalne, czy też powycinać to i owo dla bio-trans-gównianych maszynek, które bez fragmentu ludzkiego DNA widocznie nie spełniały w wystarczającym stopniu oczekiwań chorych na umyśle twórców.

Miał w dupie wszystkich, jeżeli nie wpieprzali się z butami w jego życie. Tak jak Kowal. Ten potrafił się naprzykrzać. W sumie nie bardzo wiedział, dlaczego łysy pierdziel jest taki zawzięty. Podchodzi do straconej forsy zbyt osobiście, to było pewne. Takie było życie. Raz się forsę miało, by zaraz ją stracić. Normalka.

Za to wszystko tutaj, to nie była normalka. Jakieś pierdolone mutanty, demony, czy chuj wie co jeszcze. I każdy jeden z większymi zębiskami. Milusio.
Nicolas wiedział, że powinien się stąd wynosić. Ale...

No właśnie - ale... Zaczynało go to wciągać. Kiedyś czytał, że dawno temu jacyś naukowcy przeszukiwali starożytne ruiny i grobowce dawnych władców. Podobno w imię nauki. Taa, a znalezione złoto i kosztowności też się przydawały. W każdym razie był teraz w innym świecie, wymiarze, czy gdzie tam. Zupełnie jak tamci naukowcy. Miał jakąś mapę. Nie było, co prawda, grubego iksa w miejscu ukrycia skarbu, ale i tak był jakby... zaintrygowany?

"Zupełnie jak Indiana Jones..." - przypomniał sobie, jak nazywał się koleś z oglądanego kiedyś komiksu.

Na pytanie Durera o to, czy się zmywa, czy zostaje odparł:
- Chwilowo nigdzie mi się nie śpieszy, a nawet zaczyna mi się podobać... - nie wypadło to zbyt przekonująco. - Poszukajmy tej twojej Kuli.

Gdy Hahn zwróciła się do niego, odpowiedział:
- Jestem Nowy. Po prostu Nowy. - uśmiechnął się. - Zdaje się, że już to mówiłem twojemu narwanemu koledze z rewolwerem - dodał z przekąsem. - Widocznie zbyt był zajęty celowaniem we mnie, by podzielić się tą wiadomością... - nie mógł powstrzymać się od tej małej złośliwości.

- A co do turystyki... W sumie czemu nie? Poskarżę się tylko mojemu rezydentowi, że miejscowi są jacyś mało uprzejmi... - znowu krzywy uśmiech, którym usiłował przykryć wciąż żywe wspomnienie grozy z korytarza.

Szurnął nogami, wzbudzając chmurę pyłu.
- Czy te papiery... - zapytał Durera - zawierają informacje, jak unieszkodliwić przedstawicieli miejscowego komitetu powitalnego? Jeśli tak, to wezmę trochę. Może się przydać... - poprawił pasek, na którym wisiał RG-6.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 07-03-2009, 21:13   #159
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
Datum // Zeit : 30 IX 2213 // 08:41

# Axel Heintz
Działo grawitacyjne zadziałało nadzwyczaj dobrze; gdy Axel tylko wyszedł z ukrycia i wypowiedział swoją formułkę, podziałało to jak sama bomba. Heintz domyślał się, że w dziwnym kostiumie i mając jeszcze dziwniejszą broń stwarzał wrażenie co najmniej kosmity. Pole grawitacyjne wytworzone przez SEM dosłownie wyrwało broń z rąk dwóch strażników, a także wydobyło z ich kieszeni wszystkie noże i dodatkową broń, jaką mieli. Jednemu z ust popłynęła krew; krótki rzut oka potwierdził, że Heintz przesadził nieco z polem i wyrwał także plombę. Drugi zwymiotował, nie wytrzymawszy zawirowań błędnika wytworzonych przez działo. Uciekli w lasy po drugiej stronie, kimkolwiek byli. Z łupów doliczyli się dwa Kałasznikowy wzbogacane pulsowo, trzy noże, w tym dwa do rzucania, marnej jakości metalowy zegarek i jedna plomba.
Weszli do garażu – przynajmniej ta część opowiadania Buchty trzymała się reszty: Oprócz dwóch jeepów przygotowanych na wypadek nagłej ucieczki, był tutaj jeszcze mały składzik narzędzi i broni. Całkiem nieźle zaopatrzone, Malaka szczególnie zainteresowały granaty rozpryskowe i hukowe, uzupełnił także swoją amunicję do Colta. Pół godziny zajęło im doprowadzenie jeepa do stanu używalności, co robił głównie Malak. Heintz, połączywszy się z lokalną siecią zassał parę materiałów do zrobienia bomb. Mimo to stwierdził, że będzie miał pewne trudności ze zrobieniem bomb, nawet metodą chałupniczą – ostatecznie, mimo swojej ksywki, nie interesował się ani nie miał okazji by to robić.
Wyjechali, nie mogąc znaleźć nic więcej. Malak, wiedziony swoim wszędobylstwem i nosem detektywa pozrywał plakaty nagich panienek wiszących na ścianach, szukając jakiegoś tropu lub wiadomości. Heintz wątpił co prawda, by taka nadgorliwość miała sens, zdziwił się jednak: Na odwrocie widniała faktycznie wiadomość.
Jak Frank odczytał, było to kolejne potwierdzenie, że Sara jest w bunkrze; przypomniał sobie, że Buchta już na samym początku wspominał coś o tym, że spotkał Sarę po drodze.
- Wspominał też o stanie Connor – rzekł Malak. - Cóż, podobno wyglądała jak siedem nieszczęść. Jeśli wtedy tak było, to chcę wiedzieć, jak wygląda teraz. Wyglądała na to, że czegoś szukała... Z drugiej strony – skinął głową – do tego czasu wyglądało to tak, jakby zacierała ślady. Nie rozumiem, czemu miałaby nagle zostawiać wiadomości.
Splunął. Wszedł do samochodu.
- Nie będziesz miał nic przeciwko, że to ja będę prowadził? Wydaje mi się, że chcesz coś zrobić z tym swoim kompem – rzucił spojrzenie na laptop Axela.
Jechali. Malak milczał, zaś Axel miał czas, by rzucić okiem na to, co ściągnął z sieci; wyglądało na to, że miał dobre wyczucie zasięgu. Gdyby próbował podłączyć się z lasu, nie dałby rady.
Jechali obok czegoś, co kiedyś było torami wiodącymi jeszcze z Frankfurta do Polski zachodniej. Nie, żeby kupa rozkradzionego i skorodowanego żelastwa mogła służyć jeszcze za tory – cokolwiek było wartościowego na tym odcinku, rozkradziono. Gdzieniegdzie po drodze mijali pokrzywione semafory, na niektórych odcinkach były całe tory – prawdopodobnie dlatego, że w okolicy nie było gdzie stopić stali. Nie było czasem bali zakopanych w ziemi. Jacyś życzliwcy wypełnili dziurę w ziemi mułem i żwirem, aby ktoś przypadkiem nie wpadł.
Na drodze z Frankfurta nie znaleźli wielu ludzi. Czasem natknęli się na jakiegoś proszalnego dziada, grupkę bandytów albo łowców niewolników. Okolica była raczej opustoszała z powodu regularnych przemarszów wojsk Kombinatu. Czasami napotykali luźne patrole, które dawały się nabierać głównie na ton głosu Malaka i Axela, a przede wszystkim na sfałszowane dokumenty.
Napotykali jednak głównie ruiny miast. Rozmieszczone w stałej odległości, bloki, domy, czasem ulice, czasem parę domów. Niektóre zwęglone, jakby po pożarze, inne pozieleniałe od wilgoci i zgnilizny, rozpadały się i wrastały w ziemię powoli. Czasem uważne oko mogło dostrzec cienie poruszające się między murszejącymi ruinami, gmerające w śmieciach i odpadkach. Las i tak wszystko zarósł; jedyna droga, po której się poruszali, została bardziej wydeptana przez stopy milionów żołnierzy, pielgrzymów, fanatyków albo kupców.
Raz natknęli się na grupę biczowników, którzy rozstąpili się, by przepuścić wóz, nie omieszkawszy chlasnąć parę razy z bicza w szybę.
Podróż minęła bez większych przygód. Poza tą, która czekała w Świebodzinie.
Przed kompleksem bunkrów stał posterunek Benefactoris Nostrum. Padało, gdy dojechali; nie mogli jechać dalej, jako że dalszą drogę do Świebodzina zagrodzono szlabanem. Axel zatrzymał się przed nim, czekając, aż ktoś wyjdzie. Po paru chwilach z namiotu przy szlabanie wyszedł ktoś, kogo z początku wzięli za żołnierza. Domyślili się, że wojska stacjonują nieco dalej, on jest zaś zwyczajnym dróżnikiem.
- Halt! Halt, kurwa, halt... Kchy, kchy! - zakasłał. - Gdzie się ładujecie z tym złomem, wariaci? Nie wiecie, że Świebodzin to jest strefa zamknięta?
Odpowiedział na pytanie, które zadał mu Malak.
- A skąd wy wracacie, do cholery? Z choinki się urwaliście? Chociaż... Myślałem, że te bunkry narobiły wokół siebie dość dużo szumu, żeby usłyszeli to nawet w Berlinie. Kchy!
Ćma jest w Świebodzinie.

Prawdopodobnie stary myślał, że to, co powie, zrobi na tamtych spore wrażenie; z niejaką irytacją przyjął to, że Malak i Heintz nie wiedzieli nic. Ściągnął twarz w pierwszym geście, myśleli, że zezłości się i odejdzie, zostawiając ich z niczym.
- Ćma to stwór. Może pamiętacie takie głupie książki sprzed dwóch wieków, kiedy jacyś idioci pisali o ludziach-ćmach? Kchy! To już wszystko wiecie. Pieprzony wampir, Bóg wie co, ale ma dość sprytu i siły, że zaczęła wybijać ludzi w okolicy i to masowo. Nasi odkryli to dopiero wtedy, kiedy cały pułk wlazł w te lasy i już z nich nie wrócili. Ofiar wśród miejscowej ludności nie liczyliśmy, ale chyba zabija już od dawna, skoro ludzie dobrze znają to zjawisko.
Ta. Kchy, kchy... Khurrrwa, muszę zrobić coś z tym kaszlem. O czym to ja...? A, ćma. Chcemy wysadzić ten pieprzony kompleks w powietrze, obojętnie, czy ktoś tam jeszcze jest. Nie jesteśmy pewni, czy to coś da, ale ćmy gnieżdżą się tylko w takich... Dziurach.
Machnął chropowatą ręką w stronę ciemnych lasów tonących w deszczu po tamtej stronie. Axel stwierdził, że cokolwiek to było, to na bunkry nie wyglądało za bardzo, raczej jak na kompleks starych fabryk zbrojeniowych – domyślił się, że bunkry doszły jako nazwa później, z powodu wielkich, podziemnych magazynów, mieszczących się w tym miejscu.
- Mimo to, chyba ktoś obudził to gówno, bo wcześniej atakowało tak niemrawo. Tak mówią te durnie z obozu. Szedł tu ktoś chyba i zrobił coś. Ta... Jest taka polana w lesie. Sprawdziliśmy. Kupa gówna i śmiecia, zabrano tylko to, co się dało wynieść, czyli broń jakąś. Reszta gnije na deszczu. Obóz, mam na myśli. Nie wiem...
- Albercie! - głos dobiegł z budki w deszczu, z której lało się światło. - Co ty, u diabła, tam jeszcze robisz? Nie spławiłeś tych szczyli!?
- J... Już... Już... - głos Alberta nagle stał się niski i służalczy. A potem podniósł się w czymś, co nieudolnie miało naśladować rozkaz. - W każdym razie – machnął ręką – nie radzę wam chodzić po tej okolicy. Jutro dostaniemy trotyl i wysadzimy tą budę w powietrze. Nie szukajcie kłopotów. Bywajcie.
Trzask drewnianej furtki podkreślił tylko szum deszczu. Szlaban stał niewzruszenie.
Malak drgnął, ruszył prawą nogą, wreszcie, zachęcony, dał znak Axelowi i zniknął w ciemności; z budki dochodziły przytłumione głosy, a Malak chciał widocznie dowiedzieć się, co tak naprawdę tam się dzieje.
Przypadkiem chyba Heintz usłyszał skradające się ku niemu kroki. Dzięki temu uniknął sporego ciosu nożem pod pierś.
Było zbyt ciemno, by określić, kim był napastnik – wyglądał na zwykłego zbira przy swojej posturze, a ta była imponująca.
Nóż musnął OHU i ześlizgnął się, pozwalając Axelowi uderzyć tamtego w twarz. Prędko zmitygował się: Obrócił się i łokciem trącił Axela. Tamten znowu uskoczył, ale tym razem nie miał tyle szczęścia – wytrącono mu z rąk działo, które plasnęło w błoto.
Człowiek w ciemności pochylił się, przerzucił w rękach ostrze i powoli zaczął podchodzić w stronę Heintza.

* * *

W tym samym czasie palce Finneasa Buchty rytmicznie uderzają w klawisze czarnej klawiatury; on sam, jakby w dziwnym transie, patrzy na gryzący oczy ekran monitora, jego głowa kiwa się sennie, przed nim stoi trzecia kawa w ciągu tej półgodziny. Selene śpi, czasem docierają do niego przekleństwa Helgi, która bawi się maszyną portalową. Niekiedy czuje pod stopą lekki wstrząs, znak, że na górze dalej trwa wojna i czasem bywają bombardowania. Jedno szczególne słowo zajmuje jego głowę, które pojawiło się znienacka i które przyniósł niespodziewany gość, którym był Axel Heintz.
Ojciec.
Pomimo tego, że czuł wyrzuty sumienia, dopuszczając do myśli, że niektórzy go otaczający ludzie mogą być z nim spokrewnieni, to myśli czasem wypływały; sumienie, które go gryzło, nie dało się już tak łatwo zagłuszyć przez alkohol. Głupio to było przyznać, ale ostatnio nie był bezimiennym pijakiem próbującym zapomnieć o tym, dlaczego zaczął pić; przeszłość wzywała(kurewstwo). Filtrował informacje, trawił je, myślał, szukał odpowiedniego linku. Miał dziwne wrażenie, że został odarty z siebie samego przez te ostatnie parę lat; wspomnienia przypominały sny jakiegoś innego człowieka, bez sensu, bez motywów, bez bezsensu nawet(dziwna próżnia bytu).
Żując swoje własne wargi, spuścił głowę na pierś. Zasnął nagle.

* * *

# Blok D
Po drodze do skrzydła szpitalnego Klauge zabił parę pluskiew i ciał, które pluskwy zainfekowały. Cokolwiek Klauge mógł powiedzieć o tym miejscu, to chyba tylko to, że zgnilizna i rozkład dawały się coraz bardziej we znaki całemu Murowi. Pomimo tego, że kompleks nie był bombardowany i raczej traktowany jako coś, co powinno być omijane, nie było żadnych wątpliwości: Coś, co zostało stworzone po to, by pomóc ludzkości, teraz stawało się coraz bardziej dziwaczną wersją nawiedzonego domu. Wspomniał na słowa, które skierowała do niego Tojtowna, gdy ją opuszczał:
- Posłuchaj... Jeśli umrę albo... Albo coś gorszego... Albo cokolwiek, obiecaj... Obiecaj, do cholery, że wyciągniesz kartkę, którą mam pod kurtką i przeczytasz ją, a potem zrobisz to, co uważasz za słuszne. Tylko... Tylko tego chcę... - po czym znowu zapadła w malignę.
Nie można było ukryć wrażenia nędzy tego miejsca; nie tak dawno białe i sterylne korytarze dekorowały rude zacieki, tworząc na podłodze zawiłe wzory(Klauge raz omal nie wpadł w dziurę przerdzewiałego poszycia), nierzadko komponując się z krwią. Klauge zauważył, że mapa nie była tak dokładna, jak mówiła Tojtowna; owszem, większość szczegółów się zgadzała, jednak pomiędzy głównymi korytarzami i labami istniało zawsze paręnaście mniejszych korytarzy, tworzących zawijasy, małe pomieszczenia i składziki. Mapa nie była robiona specjalnie źle, ale w pośpiechu i orientacyjnie. Prawdopodobnie Tojtowna bardzo spieszyła się.
Ostatnim człowiekiem, którego Lauch spodziewał się znaleźć w kompleksie, był Werner Kirschner. Znalazł go przy drzwiach do skrzydła szpitalnego, jęczącego z bólu. Był uwięziony za rumowiskiem, które w efekcie utworzyło kratę ostrych, stalowych zębów. Kirschner miał być może szczęście, że w ogóle przeżył upadek rumowiska na niego. Jednak, co było oczywiste, jego natura nie pozwalała mu cieszyć się z cudem zachowanego życia. Kirschner nie wołał, może jednak miał dość rozwagi, by nie wrzeszczeć w tym miejscu. Na widok Laucha omal nie wyskoczył z radości ze skóry.
- Lauch! Co ty tu robisz, do cho... A zresztą, potem o tym pogadamy. Kurwa! Ona! Ta suka! Ta suka podpuściła mnie! Powiedziała, że jest z Korporacji i mnie ustawi!
Patrząc w zimne oblicze Laucha nie poczuł się o wiele pewniej.
- Nie widziałeś tej suki!? Kurwa, przecież musiałeś ją zauważyć! Szła w kierunku, z którego przyszedłeś! Powiedziała mi, że zna... Zna pewnego człowieka, z którym robiłem interesy... - zakończył już zupełnie cicho. - Kurwa! Lauch! Musiałeś widzieć ją... Długie czarne włosy, okulary, czarny neseser... Widziałeś ją, prawda? Prawda?
Cokolwiek mu Lauch odpowiedział, za półprzeźroczystymi drzwiami znalazł to, czego szukał – medykamenty, co prawda niewiele, ale zawsze coś. Były to głównie środki odkażające i tamujące krwawienie, jednak nawet, jeśli Lauch znalazłby więcej, to nie mógłby zrobić z tego większego użytku.
Zbierając cokolwiek, co mogłoby się przydać dla dziwki, Lauch usłyszał strzały; być może zaintrygowany spojrzał przez pęknięcie w poszyciu; stwierdził, że zaledwie pokój od niego, za szybą pancerną, znajdują się ludzie. Nie SD, nie GSA. Ludzie.
Wyglądali na były personel Muru. Znajdowali się oni na dużej sali wyładunkowej. Jeden z nich wrzeszczał o medyka, natychmiast zjawiło się parę rąk, które zatamowały jego krwawienie i opatrzyły. Reszta strzelała z broni pulsowej do lwów piaskowych, które nagle pojawiły się w sektorze. Przeklinali i walczyli, jak żołnierze.
Jednego dopadły dwa lwy: Owadopodobne stwory nie znały litości, wbijając wielkie, chitynowe odnóża w odsłonięte części ciała nieszczęśnika, który po paru sekundach stał się krwawiącą kupą mięsa. Owady kompletnie nie dbały o siebie, jako że zabójcy jednego z ludzi wkrótce sami zostali rozerwani przez granat energetyczny.
Lauch widział dalej, że niektórzy z nich krzyczeli coś o matce roju. Spojrzał w tamtą stronę i rzeczywiście ujrzał coś, co mogło być tylko rozwiniętą formą lwa piaskowego.
Decyzja była jego.

# Sale Lamentu
- Z jakiego kurwa grobowca, Katju? – zapytała łagodnie – Kiedyś zrozumiałam, że wszystkie razem byłyście w Murze, teraz mam wrażenie, że mówisz o Externusie.
- Grobowiec... - zamyśliła się Katja. - A Mur to nie grobowiec? Tam była komora... Nazywasz się Tanja, tak? Więc będę ci mówiła Tanja. Komora, a-cha. Wypełniona nami. To wyglądało jak wielki kontener, pełen ludzkich zwłok. Moich zwłok. To ja tam umierałam. Naszych zwłok. To my tam umierałyśmy.
Miałam wrażenie, że to było blisko bloku D, ale wyraźnie widziałam na znakowaniu silosu, że pisało: E. Taki człowiek... Taki człowiek, którego widziałam po drodze... Nazywał się Tolle... Acha, Adam Tolle... Dobry był do mnie, więc go nie zabiłam. On powiedział że blok E nie istnieje, że to bujda dla dzieci i pogłoska tych, którzy byli zafascynowani Murem... Nie jestem pewna... Ale silos był oznakowany: E. Tak, jakby to był blok E. Więc to był blok E ostatecznie, prawda, Tanju?
- I co to znaczy, że jestem taka jak Ty? –
kontynuowała monotonnym głosem Tanja - Twoje DNA jest tak potwornie zmutowane, że wręcz trudno się dopatrzeć wspólnego pochodzenia. Bo chyba nie mówisz o kolorze włosów i oczu. Wytłumacz mi ją Katju… tę naszą identyczność. A jeśli nie potrafisz, przyjmijmy, że jej nie ma. Będę szczęśliwa z jedną zagadką mniej do rozwiązania.
- A nie jesteś taka jak ja? -
spojrzała żywo na Tanję. - Masz takie same włosy, takie same oczy... Tak samo uciekłaś z tego grobowca, tak samo byłaś we Frankfurcie... Przez jakiś czas. I tak samo trafiłaś do Externusa. I tak samo jesteś odarta z iluzji co do tego świata. I dalej jesteś odzierana. Jak ja.
Ja szukałam odpowiedzi. Dlaczego budzę się nagle w pokoju pełnym trupów wyglądających tak jak ja. Wydzieram wnętrzności z jednych, szukam odpowiedzi. Tak jak ty, bo ty też szukasz odpowiedzi. Nie przyznasz? Nie powiesz, że czasem zastanawiałaś się nad tym, dlaczego to my, a nie, dlaczego ktoś inny stał się ofiarą tego procesu...
Klonowania – wymówiła z trudnością słowo.

Położyła rękę na ramieniu Tanji; ta zauważyła imponujący tatuaż na jej lewej ręce, który przedstawiał las pełen cierni, zaś w centrum znajdował się wąż z rozwartą paszczą; z dwóch zębów ciekł jad, zaś łuskowaty łeb dekorowała ciernista korona i czerwony kwiat maku.
- To stało się niedawno, jak sądzę. Nie pamiętam kiedy. Straciłam poczucie czasu. Ale prawdopodobnie... Może byłaś kiedyś w portalu. Mam wrażenie, że od tego czasu żyję.
Totengräber słuchał w milczeniu aż do pytania o tym, kto co widzi przechodząc przez portale; zagryzł usta i słuchał reszty.
Reszta nie kwapiła się zbytnio do mówienia o swoich lękach, więc, jakby od niechcenia, odezwała się ponownie Katja:
- Czasem widzę... Jak gdzieś tam jest odpowiedź, jednak ja jej nie widzę, ba, nawet nie jestem świadoma światła w ciemności; wokół jest tylko ciemność i ciemność. Nie boję się samej ciemności, ale... Boję się tego, co się stanie, gdy nie będę wiedziała. Gdy nie będę pamiętała tego, czym jestem i dlaczego tutaj jestem. Nie... nawidzę ignorancji.
Gräber parsknął i mruknął wreszcie:
- Widzę czasem więzienie, w którym widzę dzieci. Nie wiem, dlaczego je zamknięto, ani po co. Jedno wiem, że więzienie jest opuszczone. Widzę kolejne lata, jak dzieciom kończy się jedzenie, woda. W międzyczasie, skoro się nie myją, stają się małymi, szarymi potworami, które czasem tylko krzyczą w nocy. W końcu widzę to więzienie paręnaście lat później, w idealnej ciszy, gdzie wyje tylko wiatr nad potrzaskanymi oknami. Zimno jak w psiarni. Ale nawet muchy nie chcą krążyć nad małymi trupami, które puchną, gniją w ciemnych celach, a w końcu pękają i rozlewają swoje płyny. A potem wysychają.
Bzdury –
podsumował.
- Ja widziałam... Ja widziałam moje dziecko – powiedziała nagle Yseult. - Spałam na łóżku w labie, gdy usłyszałam jakiś dźwięk w łazience. Otworzyłam drzwi i ujrzałam...
Ujrzałam główkę mojego dziecka wychylającą się zza kotary. Patrzyło na mnie. I tylko patrzyło. Ono zawsze patrzy. Tylko patrzy. I...
- głos jej się załamał, nie mogła mówić.
Podjął znowu Tot:
- To twoja sprawa, co zrobisz z Neoberlinem. Naprawdę. Mój interes tylko w tym, żeby dowiedzieć się, dlaczego jakaś banda wariatów porywa ludzi. Mam powody. Ta maszyna...? Oczywiście, że można dostać się nią wszędzie. Teraz, skoro mamy ten kryształ... - wskazał na kryształ leżący przed jego nogami – możemy dostać się praktycznie wszędzie. Z tego, co widziałem, tunele, które ostatnio były używane, prowadziły do Warszawy i Neoberlina. Tutaj... - Wystukał na klawiaturze przy maszynie szybki kod i odczytał zapis. - Póki co, wydaje się, że maszyny portalowe znajdują się jeszcze w Murze i Warszawie. Można się dostać gdziekolwiek się chce, są tutaj chyba mapy przestrzenne... Są. Ale teleportowanie się w miejsce inne niż maszyna to bilet w jedną stronę. Jeśli portal się zamknie, nie będzie można tutaj wrócić, chyba, że znajdzie się inną maszynę. Cerc, mam na myśli. Oczywiście, ktoś może otworzyć portal w tym samym miejscu. Co do separatystów... Dobrze trafiłaś. Szukam jednego z nich. Może on będzie miał jakieś informacje, dlaczego, u diabła, ta wojna wybuchła i jakie jest jej podwójne dno. Znałem go kiedyś. Nazywa się... Albo nazywał, jeśli nie żyje. Ma'd Mufarrij. Arab, znaczy się. Osobą, która znała go osobiście, jest Heinrich Kupffer, jeden z nadzorców Hoffnunghausu. To on kiedyś uwięził Mufarrija... Jeśli go nie zabił albo nie przerobił na SD, to jest spora szansa, że Mufarrij dalej jest w Hoffnunghaus.
Odgryzł paznokieć, wypluł. Tymczasem Tanja stwierdziła, że widziała w jednym z okien Sal jakąś postać, cień postaci raczej – była to wysoka, kobieca postać z długimi, ciemnymi włosami. Miała wrażenie, że słyszała lub widziała ją wcześniej.
- Pomogę ci. Co ja tu robię? Jestem trochę podobny do ciebie. Znaczy, że żyłem sobie mniej lub bardziej spokojnie we Frankfurcie, a tu myk, wybuchła wojna. Chcę zbierać informacje. Chodzi o to, że Korporacja zamordowała całą moją rodzinę. Sama rozumiesz, że nie mogę puścić tego bez zemsty.
- Zemsssta... -
mruknęła Misztalska.
- A Kula... Cóż, nigdy w niej nie byłem...
- Ale ja byłam –
wtrąciła prędko Katja. - Chcecie wiedzieć, co to jest Kula? To coś jakby satelita Korporacji. Oczywiście niedziałający. Mieli tu prowadzić badania, ale wybuchła wojna. W każdym razie, z tego, co pamiętam, jest tam inna maszyna portalowa. I kupa papierzysk, bzdury o jakichś cudownych dzieciach. Pieprzony technobełkot Korporacji.
Podczas gdy Tanja zbierała papierzyska, z jednego z tunelów dobiegł przenikliwy krzyk. Tot spojrzał na Katję.
- Widzisz, co narobiłeś? Teraz jest zła na twojego kolegę, bo urwał jej głowę. I...

Nie dokończyła. Tanja, która chciała posegregować materiały, także odwróciła głowę.
Spod łuku wybiegła Matka, albo to, co z Matki zostało: Wielkie cielsko, toczące krew i jęzor wystający z gardzieli, z której dobiegało obrzydliwe mlaskanie.
Pierwszy zareagował Tot. Strzały z jego broni dosięgły Matkę, która jednak nie zwolniła biegu.
Katja wyjęła nóż zza cholewy buta, przygotowując się do przyjęcia napastnika. Yseult spojrzała na Tanję.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/testingchamber.png[/MEDIA]
 
Irrlicht jest offline  
Stary 13-03-2009, 15:29   #160
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Z tymi strażnikami poszło na prawdę łatwo. Aż za łatwo. Zapewne mogli to być wynajęci przez Buchtę kolesie, ale kogo to obchodziło? Axel i tak nie chciałby ich zabierać ze sobą. Wystarczyło mu to, co znaleźli w szopie, no i na dodatek broń zabrana strażnikom. Kałachy pulsowe? Czego to ludzie nie wymyślą. Przecież ta broń to była niemal średniowieczna! Ale nieważne, nie bronią tu miał się posługiwać a głową. Na mechanice się nie znał, więc zostawił robotę Malakowi. Wolałby wziąć oba jeepy, ale byłoby ciężko. Może wcale się nie rozdzielą? Wizja łażenia na piechotę do Warszawy była nieciekawa, z drugiej strony nieciekawe wizje nękały go od chwili, gdy padł Mur. Zamiast się dręczyć znalazł części na dwa zapalniki. Elektroniczne zabawki były jego domeną, a to nie było trudne do wykonania. Gorzej było z samą bombą, na tym nie znał się w ogóle, a te domownicze były co najmniej lekko zawodne. Inna sprawa, że miał na to dość sporo czasu, dopiero w Warszawie miał zamiar cokolwiek wysadzać.
-Co jeśli zgubisz trop tej całej Sary? W sumie czemu jej jeszcze szukasz, świat się kończy a ty ganiasz za starym kontraktem. Jest w tym coś więcej?
Mrugnął do niego. Sara w sumie nie była przecież zła. Ale Heintz nie goniłby za kimś tylko dlatego, że komuś przed tą wojną obiecał. Ta osoba musiałaby być warta tego by za nią gonić.

Ludzi nie spotykali wielu, ale za to ktoś się postarał, by droga była przejezdna. Pewnie jeszcze jakiś czas temu, przed tą wojną, byłoby tędy ciężko nawet przefrunąć, ale teraz jeep z jękiem silnika i amortyzatorów parł wciąż przed siebie. Mapy też były w miarę niezłe i pomagały Malakowi trzymać się przejezdnych szlaków. Jakby mieli lepszy wóz to może by nawet rozjechali kilku tych kretynów z biczami. Tak skończyło się na prawie łagodnym ich ominięciu.
Posterunek przed Świebodzinem przyniósł już ciekawsze wieści. Chociaż tak na prawdę określenie człowiek-ćma sprawiło, że Axel prawie parsknął śmiechem. Potem dopiero przypomniał sobie pluskwy i inne wynaturzenia. Nie brzmiało to w każdym razie zachęcająco, ale co mieli zrobić? Dzięki OHU i działu grawitacyjnemu i tak mieli większe szanse, chociaż zaginięcie całego oddziału żołnierzy... Chyba się musieli popić i serie z AK zabijały ich samych a nie przeciwnika. Tak czy inaczej żołdak się przydał, nawet zechciał powiedzieć ile mają czasu na zwiedzanie. Pięknie.

Gorzej, że Malak bez słowa sobie poszedł. Czasami wkurwiał go ten gość. Ale i myśleć o nim czasu nie miał. Ledwo uniknął ataku jakiegoś pakera, nóż mignął mu obok oczu, zahaczając o kombinezon. O co kurwa chodzi, pojebało gościa?! Nawet psychopaci nie atakują od tak. Następny szybko atak tamtego wytrącił Axelowi broń zanim zdążył jej użyć. Chemik starał się zachować spokój, ale to przekraczało granice jego zrozumienia. Z trudem przywołał do umysłu to, czego uczył go były komandos. Uniknąć walki już nie mógł, więc należało przejść do planu b. Zabijania. Na próbę skoczył lekko do przodu. Tamten zgodnie z przewidywaniami zrobił to samo, próbując skorzystać ze swojej przewagi wielkości i noża. Czyli dokładnie tego, co uczą równoważyć na treningach Krav Magi. Zbił jego cios przedramieniem i skontrował, próbując złamać tamtemu dłoń. Za wolno. Dostał drugą pięścią w nos i przewrócił się, spluwając na ziemię. Wstał szybko, nos zaś chyba nie ucierpiał trwale. Odskoczył na kilka kroków i rozejrzał się. Plan c, wykorzystać wszelką przewagę. Uśmiechnął się lekko. A gdy tamten skoczył, zapalił wbudowaną w kombinezon latarkę, kierując światło w twarz tamtego. Z największą szybkością na jaką było go stać pochylił się i chwycił polny kamień, szybkim ruchem ręki tłukąc nim w krocze przeciwnika. Jaja, krtań, oczy. Trzy punkty. A potem patrzeć, czy przeciwnik żyje i może zadać jakieś pytania. Dopiero potem.
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172