Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-09-2008, 19:50   #41
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Rodecki wycelował palcem prosto w twarz Darii, gotowy walczyć o swój honor. Nie miał zamiaru pozwolić, by jakaś miastowa materialistka robiła mu wykłady na temat tego, jak ma żyć, co robić i ile zarabiać. Ostatnia z kwestii była szczególnie drażliwa.

Na szczęście w odpowiednim momencie wkroczył Mirek. Znalazł się pomiędzy skłóconymi stronami i zaczął uciszać spór. Wziął na siebie całą odpowiedzialność za burzę i dał walczącym „bana” na odzywanie się do siebie. Ten slang…

Paweł pokornie spuścił głowę, gdy młody przeszedł do niego. To fakt, nie powinien wyzywać Darii. Nawet jeśli była dokładnie taka jak ją opisał, to jego potencjał intelektualny obligował go do trzymania poziomu. Nie wspominając o tym, że mama kazała mu być miła dla każdej kobiety. Każdej bez wyjątku.

Jednak uczucie wstydu minęło, kiedy Mirek przytulił mocno Rodeckiego. Zakręciła mu się łezka w oku na samą myśl, jak bardzo jest ważny dla chłopaka i jak ten go lubi.

Był wzorem. Nie mógł się zachowywać jak jakiś lump.

- Mirek, ja też cię kocham!- rzekł szczerze Paweł, odwzajemniając uścisk Eteryty. Był wzruszony, autentycznie wzruszony szczerością Mirka. W czasie gdy oni z Darią pokazywali swoją gorsza stronę, on zalśnił niczym diament.

-Masz rację, nie powinieneś tego widzieć. Przepraszam, to nie scena dla dzieci. Nie powinienem dać się sprowokować. Wiesz? Od dzisiaj koniec z „panem” itp. Jesteśmy jak ojciec i syn. Wiem, że ci pewnie brakuje rodziców, ale nie martw się- zastąpię Ci ich na czas pobytu. Będziemy razem majsterkować, czytać i łowić ryby. Będziemy nierozłączni!- rzekł, dalej tuląc chłopaka.
 
Kaworu jest offline  
Stary 17-09-2008, 20:53   #42
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Dagmara jeszcze przed chwilą miała udzielić ciętej i błyskotliwej riposty na temat męskich dziwek, ale Mirek zaczął swój teatrzyk. Stała dość długo w całkowitym bezruchu i z powątpiewaniem spoglądała na młodego maga, który z przejęciem wynaturzał się. Chłopak odegrał scenę rodem z telenoweli, po czym rozpłakał się próbując przytulić zarówno Pawła, jak i ją, ale zręcznie uniknęła podobnych gestów. Ostatecznie przecież aż tak blisko nie byli. W przeciwieństwie do niej, Rodecki ochoczo przystał na wszystko: zarówno na przytulanie i zalewanie się łzami, jak i na zwalanie całej odpowiedzialności na młodego, chociaż to głównie on- Paweł ponosił winę za burzę.

Ach, ci faceci – pomyślała Dagmara. – Ciepłe kluchy i nic poza tym – roześmiała się w duchu. – „ Żałosne – dodała widząc, jak dwaj Eteryci po raz kolejny padają sobie w ramiona i zalewają się łzami oraz wyznając sobie prawie ojcowsko-synowską miłość.

W międzyczasie Staszek wtrącił swoje trzy grosze, co spowodowało, że dodatkowo zyskał w oczach kobiety. Po tym zdarzeniu atmosfera rozluźniła się. Rodecki zajął się wygłaszaniem swoich poglądów podajże na temat odpowiedzialności, o której swoją drogą nie miał zielonego pojęcia. Dagmara niespecjalnie go słuchała, bo i nie było czego. Dopiero tekst o scenie nie dla dzieci przywrócił ją do życia zwalając jednocześnie z nóg.

Facet, nie pieprz głupot! Przecież on ma już siedemnaście lat. Nie jest dzieckiem! – krzyknęła w myślach, ale powstrzymała się przed wypowiedzeniem tego na głos.

- Nie wiem jak wy, ale ja padam z nóg – rzuciła wreszcie spoglądając po kolei na twarze wszystkich trzech mężczyzn. - Jutro czeka mnie ciężki dzień, więc jeśli nie macie już nic ciekawego do powiedzenia to chodźmy spać.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 18-09-2008, 03:00   #43
 
Vincent's Avatar
 
Reputacja: 1 Vincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodzeVincent jest na bardzo dobrej drodze
Chris siedział spokojnie na jakimś zielono-czarnym, podgniłym krześle, słuchając wywodów Pawła i Marka, jednocześnie rozglądając się po czymś, co ten pierwszy nazwał mieszkaniem. Za rozrywkę chwilowo robił mu niewyobrażalnych wielkości tuman kurzu, który kopał jak piłkę. Trochę się wyłączył, ale był pewny, że nic nie traci.

- Ty drętwy krogulcu! Nieudaczniku od siedmiu boleści! – Kobiecy głos wyrwał Chrisa z odrętwienia. Po chwili oberwał torebką od tej dziewczyny. „Hmmm… myślałem, że mimy robią to na niby…” – pomyślał, po czym uśmiechnął się do niej. Te wydarzenia trochę go orzeźwiły, już prawie przysypiał słuchając wywodów profesorków.

- Też się cieszę, że cię widzę. Chodźmy na zewnątrz – powiedział i wyszedł nie oglądając się za siebie, jednak wiedział, że dziewczyna poszła zanim, bo do jego uszu dochodziły coraz to nowe i wymyślniejsze epitety.

- Może zmieńmy temat na jakiś przyjemniejszy, okay? – spytał Chris gdy stanęli przed domem - Jak minęła podróż?

- Zabrałeś moje auto zgrzybiały patafianie! – wykrzyczała dziewczyna. Cóż, zawsze warto było spróbować.

- No dobra, przecież nie zrobiłem tego for fun. Rozejrzyj się. Nie odważyłbym się nazwać tego miejsca nawet zadupiem.

- Gówno mnie obchodzi po co tu przyjechałeś, ani jak byś tego miejsca nie nazwał! Zabrałeś moje auto, nic nie mówiąc. Jak bierzesz moje auto to kurwa powinieneś mnie poinformować!

- Po co? – zapytał Chris
Po kilku tak niecenzuralnych zdaniach, których nawet ja wstydzę się zacytować, a w których Arletta powiedziała co nieco o wychowaniu, o tym, że jedzie na ślub, o skakaniu z mostu i o tym, jak niewiele Chris ma w spodniach… Jej epitety zdawały się spływać po Chrisie jak po kaczce, zupełnie nic sobie z nich nie robił. Jak wziąłem jej auto, to przecież spała… i wyglądała beznadziejnie… Myślałem że i tak nie skuma co mówię… Skąd miałem wiedzieć, że gdy wytrzeźwieje wygląda niewiele lepiej? Poza tym wcale nie wziąłem jej bryki żeby sobie pojeździć, tylko żeby odebrać młodego. I w dodatku nie na długo, zaraz bym wrócił...

- Chodziło mi o to, że spałaś. Nie chciałem cię budzić tylko po to, żeby wziąć brykę... i tak zaraz miałem wracać. Czemu robisz z tego taką wielką sprawę?

- Wielką sprawę? Ja muszę się dostać na przyjęcie o 21, ty frajerski szambonurku! Zero, kurwa, odpowiedzialności!

- Oj, od razu zero odpowiedzialności… Jeszcze zdążymy, bierz Edka i wskakujcie do auta, już odpalam silnik.

- On nie ma na imię Edek! – krzyknęła na Chrisa i poszła po swojego narzeczonego. Po chwili wróciła, zajęła miejsce na tylnim siedzeniu i zaczęła się przygotowywać do występu.

- Spokojnie, nie spiesz się tak, mamy jeszcze dużo czasu. Poza tym to wesele, oni nigdzie się nie wybierają, nie będzie im przeszkadzać jak się chwilę spóźnimy…

- Nie lubię się spóźniać... poza tym wkurwiłeś mnie tym autem.

- Dobra, już luz. Mamy czas, jesteś w swoim aucie. - powiedział klepiąc dwa razy kierownicę - Zajebiaszczo. Cześć Rysiek – Chris przywitał mima wsiadającego do samochodu.

- Nie jestem Rysiek – usłyszał w odpowiedzi.

- Okay.
 

Ostatnio edytowane przez Vincent : 18-09-2008 o 11:57.
Vincent jest offline  
Stary 18-09-2008, 08:32   #44
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Krzysztof Bursztyński

Wrocław, Jaz Rędziński, 12 czerwca



– Kamil, co myślisz o mojej muzyce?
– Hm? – starszy kultysta przerwał wbijanie kluczem korka w butelkę kadarki. – Jest twoja. Dużo mówi o tobie. Mniej – o świecie. Mam wrażenie, że za bardzo skupiasz się na tym, co cię wyróżnia, a za mało na tym, co cię łączy z innymi ludźmi. – Kamil naparł na klucze i korek wskoczył do butelki. – Twoje zdrowie, i za sobotni koncert.
– Dzięki. Myślisz, że powinienem trochę pojazzować, jak ty? – Krzysiek pociągnął z butelki i zapalił papierosa.
– A gdzie tam. Nie chodzi o to, w jakim stylu grasz. Ale o to, co chcesz powiedzieć. – Kamil podciągnął nogawki garniturowych spodni, wystawiając na czerwcowe słońce dwa centymetry szacownie bladej łydki i coś, co Krzysiek zawsze uważał za wymysł Jacka Kaczmarskiego, a teraz ujrzał w naturze na własne zdumione oczy – męskie skarpetki na podwiązki. – Nie porzucaj tego, co jest twoje. Na świecie jest dość ciszy na twoją i moją muzykę. I wiele innych. Dość uszu, by wszystkie zostały wysłuchane. I dość rąk, by je wszystkie oklaskać.

Niedaleko Wojnowic, 31 lipca

W głowie Krzyśka kołatało się tylko jedno pytanie: jakim cudem łagodny i wyrozumiały Kamil mógł spłodzić takiego potwora?

Arletta w samochodzie pokazała, że awantura na podjeździe domu Rodeckiego to było zaledwie preludium, i nie dała jeszcze z siebie wszystkiego. Przez ledwie dziesięć minut zdążyła dokumentnie zmieszać Krzyśka z błotem, obraziła straszliwie jego mamusię i podała w wątpliwość męskie siły ojca. Stwierdziła też, że Krzysiek prowadzić nie umie, zmusiła go do zahamowania i sama zasiadła na fotelu kierowcy.

I dopiero wtedy naprawdę się zaczęło. Jazda z Arlettą to była prawdziwa przygoda. Dziewczyna nie ściągała nogi z gazu, furgonetka pruła po gruntówce rzężąc jak konający. Arletta nie przestawała wymyślać Krzyśkowi, a to, że nie patrzyła na drogę, było niczym w porównaniu z faktem, że co jakiś czas puszczała kierownicę, żeby powymachiwać nieszczęsnemu muzykowi pięścią przed nosem. Chłopak z tyłu milczał. Możliwe, że kiedy furgonetka podskoczyła na dziurze, przywalił głową w sufit i padł nieprzytomny. Albo mowę mu odebrało, jak usłyszał, w jakich słowach Arletta określiła przyrodzenie Krzyśka. Miałem w życiu kilka czarnych filmów, ale jestem pewien, że z tą wiedźmą nigdy przenigdy nie...

W głowie Krzyśka pojawiło się kolejne pytanie: czy ona jest normalna?


Nie jest
. Piorun strzelił w lipę przy gruntówce, drzewo z trzaskiem runęło na drogę. Arletta nawet nie zwolniła. Piorun nie zrobił na niej wrażenia. Wjechała w pole i wyminęła przeszkodę, sunąc po polu kapusty. Modre główki pryskały spod kół na prawo i lewo.
– Mydełko Fa ci śpiewać do kotleta, beztalencie totalne! – ryczała.

I najważniejsze pytanie: dlaczego ona mnie tak nienawidzi? Przecież ledwie się znamy.

- Dlaczego mnie tak nienawidzisz? - zapytał na głos i struchlał.
Arletta wdusiła hamulec. Zaskoczony Krzysiek łupnął głową o przednią szybę, a chwilę później przód jego koszuli znalazł się w rękach dziewczyny.
- Adepci odkryli nowy Węzęł. Stefan chce na nim posadzić magów z różnych tradycji. Ojciec mógł wskazać kogokolwiek. Wybrał ciebie, a ty jesteś do niczego – wysyczała mu prosto w twarz. Jej oddech był przesiąknięty miętowym likierem i papierosami.
Puściła jego koszulę i ruszyła. Przez resztę drogi nie odezwała się słowem, ale widać było, że w środku aż się gotuje. Chris też milczał. Co miał jej powiedzieć? Że to było właściwe, że Kamil postawił swojego ucznia przed własną córką?

Kiedy dotarli do zameczku w Wojnowicach, burza rozszalała się na dobre. Na parkingu Arletta bez słowa wypadła na deszcz, zgarnęła kostiumy i pobiegła w stronę zamku. Burza zepsuła komuś wesele. Deszcz bębnił po stołach ustawionych pod gołym niebem, przyozdobionych białymi i żółtymi kwiatami, dzwonił po blaszanych, wygasłych lampionach.
- Kto się hajta? - zapytał Krzysiek chłopaka Arletty.
- Kultysta z Krakowa. Zobaczył zamek w internecie i mu się spodobał.
- Aha. Słuchaj, z Arlettą...
- Na twoim miejscu bym odpuścił. Ona jest chora, nie zawsze... panuje nad sobą. Baw się. Kamil pewnie niedługo przyjedzie.
Po czym chłopak wyskoczył z samochodu i pobiegł mokrą alejką. Krzysiek został sam, tylko gdzieś w tyle czaszki słyszał słabe echo pogardliwego chichotu Czarnopiórej.



***

Gdzieś między Brzezinką Średzką a Mrozowem, dom Pawła Rodeckiego, 1 sierpnia

Questions

Stanisław Rocki
Poruszył się ociężale, na krawędzi snu i jawy. Miał wrażenie, że jego ciało waży tony. Zasnął, wykończony, ledwie przed chwilą, bo domostwo Rodeckiego, przeklęta kostka socjalistyczna polska zbudowana na skraju niczego, szarpana wichurą trzeszczała jakby za chwilę miała zawalić mu się na głowę. W ustach czuł żelazisty posmak krwi. Dotyk delikatnej, dziewczęcej dłoni na policzku.
- Staszek!
- Tak? - odparł szeptem, nie otwierając oczu.
- Obudź się!
- Co się dzieje?
- Zbliża się!
- Kto? Co?
Wahanie w głosie awatara: - Nie wiem.

Staszek otworzył oczy i rozejrzał się czujnie. Wyczuwał dziwne napięcie, co było nienaturalne, bo burza już się skończyła. Wyczuwał niepokój, ale nie zagrożenie. Być może: na razie. Pomału wstał, wyplątując się z koca. Obok Marek Różogórski, kompletnie nieświadom narastającego napięcia, spał snem sprawiedliwego, pogwizdując lekko przez nos, z łagodnym uśmiechem na twarzy i ramionami rozrzuconymi jak do lotu. Eh, młody. Bez zobowiązań i wspomnień, które burzą sen... Dobrze ci. Kawałek dalej, z twarzą skurczoną w wyrazie maksymalnej koncentracji, niespokojnie drzemała Dagmara. Spod użyczonej przez Rodeckiego kołdry w bałwanki wystawała wąska stopa o arystokratycznie wysokim podbiciu i paznokciach pomalowanych na głęboki fiolet. W nozdrza uderzył mu zapach perfum, rozgrzanej skóry i nie wiedzieć czemu – paproci i mchu. Nachylił się, żeby przykryć tę biedną, marznącą stópkę... i wtedy Dagmara usiadła jak pociągnięta sznurkiem. Otworzyła oczy, ale Staszek miał wrażenie, że patrzy przez niego.
- Wysoki Sądzie! - szczeknęła twardym głosem. - Wnoszę o odroczenie rozprawy do czasu sprowadzenia tłumacza! Nie rozumiem, co mówi do mnie mój klient!
Po czym zamknęła oczy i z westchnieniem opadła w bałwanki.
Staszek wycofał się cicho i ruszył w stronę wyjścia. Prawie dostał zawału, kiedy nagle wyrósł przed nim Paweł Rodecki.
- Kto, co? - jęknął nieprzytomnie eteryta, po czym poczłapał energicznie w stronę łazienki, podciągając opadające slipki. Staszkowi przez chwilę przemknęła przez wyobraźnię wizja katastrofy, którą mógłby spowodować roztargniony Paweł, pozostawiony sam sobie w łazience... A, do diabła. Z szamponem i szczotką do kibla końca świata nie sprowadzi.
Wymknął się na zewnątrz. Było mokro, ale niebo już się przejaśniło i przestało wiać. Schowany za rozłożystą kaliną przykucnął na trawie i zamknął na chwilę oczy, żeby się wyciszyć. Cokolwiek lub ktokolwiek czekał po drugiej stronie Rękawicy, miał nieznane zamiary... spokojny umysł na pewno się przyda.

Paweł Rodecki
Mama mówiła, żeby nie pić za dużo przed snem. I miała rację, ot co. Paweł wytrzymał, ile mógł, przysypiał, a potrzeba go budziła, coraz bardziej nagląca. W końcu poddał się i podreptał do toalety, z klejącymi się od snu powiekami. Po drodze wpadł na kogoś, chyba na Sławomira. A! Mówiłem, żeby nie pić! A przed snem, to już w ogóle, no... Paweł nie dał się wyprzedzić w kolejce do kibelka. Zajął świątynię dumania prawem gospodarza i zamknął za sobą drzwi na klucz.

Ufff...

Wyszedł z toalety. Szymona nie było, a drzwi wejściowe były otwarte. Pewnie potrzeba pogoniła go na dwór. No jak zwierzę, całkiem jak zwierzę... eh.
O, nie wyłączyłem komputera?

Paweł podciągnął opadające gatki i nachylił się nad komputerem. Definitywnie i absolutnie na pewno sprzęt był włączony. A Paweł był przekonany, że go wyłączył. Definitywnie i absolutnie na pewno. No nic. Eteryta najechał kursorem na pole "Zamknij" i już miał kliknąć, kiedy na ekran wyskoczyła informacja o nowej poczcie. Rodecki odruchowo otworzył maila.

..................C jest iloczynem (koniunkcją) zdarzeń A i B to znaczy, że zdarzenie C zachodzi wtedy i tylko wtedy, gdy zachodzi zdarzenie A i zdarzenie B.........................*

Pole nadawcy wiadomości było puste.

Hmmm...

Tknięty przeczuciem Rodecki gwałtownie zanurkował pod biurko, gdzie zobaczył... wyłączoną z prądu listwę. Tak, jak sam, osobiście, absolutnie i definitywnie ją wyłączył. Pomału i ostrożnie wyjrzał badawczo spod blatu na ekran. Ciągle się świecił, a klawisz "Reply" zdawał się migać zachęcająco. Paweł odwrócił się i spojrzał na zdjęcie matki. Taka kochana, taka mądra... Prawie czuł, jak gładzi go po twarzy.
Mama zawsze mówiła, że na listy trzeba odpisywać.

Marek Różogórski

Marek śnił. Stał przed szanownymi przełożonymi warszawskich eterytów, a jego mentorka, wybijając słowa jak maszynistka, właśnie mu oznajmiała, że musi rzucić studia, bo dla fundacji nieodzownym jest, żeby został ogrodnikiem. I musi koniecznie poznać wartość samopoświęcenia... Marek marzył, że jest już pełnoletni... zaraz, przecież w tym śnie już był.


Ciąg dalszy snu ginął w całkowitej abstrakcji, a jej najprzyjemniejszym przejawem była scena, w której Marek, z Dagmarą odzianą w kombinezon narciarski, popalającą papieroska, uciekali parowozem przed mentorką Marka... Małgorzata Zacharska w rozwianej garsonce, ciskając grubym słowem goniła ich na miotle.

Marek zachichotał przez sen. Profesor Zacharskiej do twarzy było z miotłą. Jakby jeszcze wyhodowała sobie brodawkę na nosie...

Parowóz i obydwie kobiety znikły. Marek stał pod ceglanym murem, pod figurą dobrotliwie uśmiechniętego, ale nieznanego mu świętego.


Przed nim na trawniku bawiła się trójka dzieci, dwóch chłopców i dziewczynka. Dziewczynka rzuciła w jego stronę piłkę, pozszywaną z kawałków kolorowych szmat.
- Spiel mit uns!
- Komm, komm! Spiel mit uns!
Marek postąpił krok do przodu i zawahał się. Takimi piłkami to się chyba pradziadek w dzieciństwie bawił... Dlaczego cała trójka dzieci nosi długie do kolan giezła w kolorze ściery do podłogi? Dlaczego cała trójka ma ogolone na łyso głowy?
Zadzwoniła jego komórka. Odebrał, cały czas obserwując dzieci. Jakieś niemiłe uczucie zaczęło narastać mu w żołądku i przesuwać się w stronę gardła, wykręcając wnętrzności.
- Halo?
- Komm, spiel mit uns! - dobiegło z telefonu głosem dziewczynki, chociaż Marek widział, że ta nawet nie poruszyła ustami.
Gwar w telefonie narastał, pojawiły się nowe głosy, już nie dziecięce. Ktoś łkał. Męski głos nalegająco mówił coś po łacinie. A przez gwar głosów przebił się przerażający, pełen bólu krzyk kobiety.

Marek obudził się, zlany zimnym potem. Stanisława, który spał obok, nie było, ale słyszał, jak Dagmara mamrocze coś do siebie przez sen. Wyplątał się z okrycia i już miał podreptać do kuchni, żeby napić się dla uspokojenia, kiedy rozdzwoniła się jego komórka. Pewnie rodzice... Albo pani profesor... Nie, obcy numer. Wahał się przez chwilę, a potem wdusił klawisz z zieloną słuchawką i przycisnął telefon do ucha.
- Halo?
- Komm, spiel mit uns! - dobiegło z telefonu głosem dziewczynki.
Gwar w telefonie narastał, pojawiły się nowe głosy, już nie dziecięce. Ktoś łkał. Męski głos nalegająco mówił coś po łacinie. A przez gwar głosów przebił się przerażający, pełen bólu krzyk kobiety.

Dagmara O'Sullivan
Sędzia to palant. Dagmara wiedziała to na pierwszy rzut oka. Pozwalała jej na to i intuicja, i praktyka zawodowa. Spod kędzierzawej peruki ta rumiana twarz krzyczała: jestem idiotą, sędzią zostałem dzięki protekcji tatusia.
Dagmara westchnęła i otworzyła teczkę.
Vorname: Ernst
Nachname: Breslauer
Pięknie, kurwa, pięknie.
Odwróciła się w stronę klienta.



O w mordę, co za gęba. Pewnie jakiś oszust podatkowy. Albo matrymonialny.
Ernst Breslauer zaczął coś do niej szeptać. Po niemiecku. Dagmara otworzyła usta ze zdziwienia.
Kim ty kurwa w ogóle jesteś?

Sędzia coś mówił. Po niemiecku.


Gdzie ja jestem? Czemu nie przygotowałam się do rozprawy?

Ernst Breslauer nie przestawał szeptać, coraz bardziej nachalnie, i złapał ją za kolano. Dagmara bez zastanowienia trzepnęła go teczką. Ledwie odnotowała spojrzenia pełne jadowitej nienawiści, którym ją obdarzył.

Z teczki wysypały się czarno-białe zdjęcia. Potwornie okaleczona młoda dziewczyna z wypalonymi oczami i ustami rozciętymi od ucha do ucha. Dziecko wypatroszone jak kurczak. Kości rozłożone na stole, ludzkie kości... Dół, a w nim...

Żołądek podjechał jej do gardła.
- Wysoki Sądzie! - szczeknęła twardym głosem. - Wnoszę o odroczenie rozprawy do czasu sprowadzenia tłumacza! Nie rozumiem, co mówi do mnie mój klient!
- Was? Was sprechen Sie, Frau O'Sullivan? Ich verstehe nicht! - zatchnął się Wysoki Sąd.
Dagmara obkręciła się na obcasie i wypadła z sali. Na korytarzu, schowana w wykuszu wysokiego okna, próbowała dojść do siebie. Drżącą dłonią wyciągnęła papierosa i zaczęła nerwowo grzebać w torebce w poszukiwaniu zapalniczki. Nagle przed nią pojawiła się zapalona, długa zapałka. Dagmara zaciągnęła się dymem i poczuła, że wraca jej zdrowy rozsądek.
- Dziękuję - powiedziała do mężczyzny, który podał jej ogień.


Patrzył na nią tak, jakby kołysał się nad otchłanią niewyobrażalnego bólu, a jednak ciągle stać go było na współczucie dla niej.
- Liberate tute me ex infernis...
Z jego ust wyciekła struga trupich robaków. Dagmara zacisnęła oczy i otworzyła je...
Parę metrów dalej w samych gatkach, demonstrując światu może i nie zapadłą, ale ciągle mało męską klatkę, stał Marek Różogórski. W trzęsącej się dłoni trzymał komórkę.


Stanisław Rocki

Obecność czegoś za barierą czuł jeszcze zanim ją przekroczył. Obejrzał się za siebie: dom Rodeckiego w Umbrze wyglądał... ciekawie. I bezpiecznie. Co prawda przez okno mignęła mu jakaś nie możliwa maszyna o wielu odnóżach, ale z zewnątrz dom był prawie w całości obrośnięty przez róże i dzikie wino. Chybotliwe gałązki sterczały na wysokość co najmniej czwartego piętra.

Stała na drodze pod złamaną jarzębiną.
- Arletto?
Jeszcze zanim się odwróciła, wiedział, że to nie kultystka. Szczegóły. Mało ważne, jak to, że Arletta opierała się na lewej nodze, nie prawej. I istotniejsze. Jak właściwy kąt umocowania kciuka do dłoni. Duch tylko pożyczył sobie jej wygląd. Dlaczego? Bo sprawiała wrażenie takiej, której wszyscy słuchają? Bo była najwyraźniejsza charakterem? Bo jest Mistrzynią Czasu?
- Arletto?
Jeśli duch przybrał jej twarz, pewnie wolałby, by nazywać go jej imieniem. Patrzyła na coś.
- Arletto? Na co patrzysz?


- Na czas - odwróciła się. Duch nie odnotował też tego, że ludzie mają na ogół oczy w jednym kolorze.
- Dobry czy zły? - wypalił Staszek bez zastanowienia. Jeśli duch był w dobrym nastroju, należało z tego skorzystać. Większość z nich szybko nudziła się śmiertelnikami.
- Dobro, zło - duch wykrzywił się umalowaną twarzą Arletty - zakłada rozum i wolę. Czas może być odpowiedni. Albo nie. Ale odpowiedni czas może być wykorzystany. Dobrze. Albo źle.


*definicje i wzory opracowuje Efcia
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 18-09-2008 o 23:41.
Asenat jest offline  
Stary 24-09-2008, 08:14   #45
 
Mical von Mivalsten's Avatar
 
Reputacja: 1 Mical von Mivalsten nie jest za bardzo znany
"Warum möchtet ihr mit mir spielen?"

Marek był przerażony. Pobladła twarz, lekko trzęsące sie dłonie i krew pulsująca w skroniach. To oczywiste, że duchy, które mu się objawiły, pochodziły z okresu drugiej wojny światowej. Mówiły po niemiecku, więc musiały być wyznania mojżeszowego. Ale czemu objawiły się akurat Markowi? Fakt, jego nazwisko było pochodzenia żydowskiego, niektórzy upatrywali się w jego twarzy cech semickich, ale o ile wiedział, nie miał w rodzinie starozakonnego od co najmniej trzech pokoleń. Pewnie więcej, ale nikt nie zagłębiał sie tak z badaniami. Pierwszy sen uleciał z pamięci prawie natychmiast.

Chłopak trzęsącymi się dłońmi wyciągnął z kurtki papierosa. Pięknie pachnącego i ładnie wyglądającego papierosa. Zapalił go i spojrzał na Dagmarę.
- Duchy. - Powiedział tylko, między jednym zaciągnięciem a drugim. - Ciebie też obudziły? - To nie był pierwszy raz, gdy mieszkańcy Umbry kontaktowali się z nim przez telefon. Czasem dostawał też od nich maile, ale nigdy do tej pory nie były takie... przerażające.
 
Mical von Mivalsten jest offline  
Stary 26-09-2008, 14:42   #46
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Mężczyzna spojrzał na kobiecą istotę stojącą tak blisko. Przez chwile zupełnie nie brał pod uwagę że jej postać jest jedynie alegorią. Bliskość ułudą, a gra emocji przebrzmiałą nutą. Przez chwilę spoglądał na Arlettę i niemal czuł jej podniesione tętno, urywany oddech, rozszerzone źrenice.
- Czy mogę coś dla Ciebie zrobić?
Wydepilowane w skrzydła jaskółki brwi podjechały do połowy czoła.
- Przyszedłem się odwdzięczyć... - wyciągnęła przed siebie dłoń w białej rękawiczce, po palcach przemknęły wyładowania, gasnąc na kciuku przyczepionym do dłoni pod nieanatomicznim kątem - ...za to. Ale skoro pytasz. Nie masz może wódki? Dawno nie piłem.
Staszek zaśmiał się swobodnie. Mimowolnie postępując parę kroków w stronę ducha, odezwał się:
- Wódki? Też bym się napił, ale niestety nie mam. Możemy umówić się w innym terminie. Może nawet znajdę coś lepszego niż wódka.
Uśmiechał się wypatrując reakcji ducha. Tak innej, tak obcej, tak przybranej w ten strój.
- Szkoda - szczupła twarz Arletty skrzywiła się w wyrazie zawodu. - Od dawna jestem w drodze, a o napitki tutaj niełatwo. Ale teraz, dzięki twojemu młodemu towarzyszowi... niebawem będę w domu - z dłoni ducha spłynęła opalizująca struga energii. Zajęła połamaną jarzębinę i strzeliła w niebo promienistym snopem. - Przybędą po mnie. Jeszcze dzisiaj będę pił miód i weselił się z przyjaciółmi... Dom... to ważna rzecz, sługo pani z Góry Popiołów. Możesz przepłynąć morza bez brzegów, możesz wędrować całe życie, ale jeśli masz miejsce, które nazywasz domem, nigdy się nie zagubisz.
- Co ma się zdarzyć? - spytał Staszek poważnie. - Co chcesz powiedzieć? Co się wydarzy?
- Co się zdarzy? My nazywamy to Czasem Przejścia - duch wyciągnął dłoń i szybko nakrył oczy Staszka.
Przed oczami Werbeny zaległa ciemność. A potem zobaczył. Sunące w pustce olbrzymy. Błękitno-zieloną perłę Ziemi, poszarpany, blady Księżyc i krwawe oblicze Marsa.
Duch cofnął dłoń.
- Ustawią się w jednym rzędzie, niczym wojownicy przed bitwą, zwrócone bokiem do Słońca. Otworzą się przejścia między naszym a waszym światem. Opadną kajdany, które skuwały uwięzionych. Jak skorzystają z tego ci, którzy żyją po mojej i po twojej stronie? Nie wiem. Moi słudzy - wskazał na dach domu Rodeckiego, gdzie między różami przycupnęły dwie czarne plamy - sprowadzili wam w podzięce wizje, które może to wyjaśnią. Co one znaczą? Nie wiem. Były przeznaczone dla was.



Jeden z kruków skrzeknął. Ptaszyska poderwały się do lotu i przycupnęły na ramionach ducha. Patrzyły na Staszka paciorkowatymi oczkami, na których dnie drzemała furia, oczami zbyt świadomymi jak na zwierzęta. Zapach mokrych piór wwiercił się Staszkowi w nozdrza. Duch wyciągnął rękę i zgasił słup światła.
- Zaraz tu będą.
Staszek uścisnął podaną prawicę. Już nie wątłą kobiecą rączkę w białej rękawiczce, ale silną męską dłoń o ogorzałej skórze, pociętą siecią blizn. Podniósł wzrok i ujrzał twarz starca. Duch patrzył na niego jednym okiem, błękitnym jak odległe, północne morze. Powieka drugiego była zaszyta.
- Jeszcze jedno ci powiem na pożegnanie, bo kochałem kiedyś tę, której służysz, i rad jestem ze spotkania z tobą. Nie ma poznania bez ofiary. Jeśli niczego z siebie nie poświęcisz, zawsze dostaniesz tylko strzępy.
- Wiem – odparł Staszek z wyraźną satysfakcją. Nader dobrze poznał te słowa. A co więcej. Przyjął je do swego serca z ulgą i radością.



Z nieba z łomotem spłynęła lokomotywa, z jednym tylko, odkrytym wagonem na węgiel. Z okienka maszynisty wyjrzała twarz o rozbieganych oczkach, przywodząca na myśl małą małpkę.
- Co to jest? - duch był wyraźnie skonfudowany. - Gdzie cycate dziewki? Gdzie skaldowie? I gdzie jest kurwa mój koń?
Karzeł wyskoczył z lokomotywy i zaczął giąć się w ukłonach, przepraszająco i szybko mówiąc coś w nieznanym Staszkowi języku. Duch-starzec przez chwilę słuchał tłumaczeń, a potem zniecierpliwiony poczęstował karła kopniakiem, tak że ten zderzył się z kołem parowozu i ze skomleniem skoczył dołożyć do pieca.
Duch stanął na schodkach lokomotywy.
- No nic. Jak nie ma, jak się lubi, bierze się, jak jest. Bywaj, Stanisławie.
- Bywaj! – zakrzyknął. I machając ręką, wpatrywał się w oddalającą się postać.
Lokomotywa stęknęła, buchnęła parą i ruszyła. Przez chwilę sunęła po ziemi, by po chwili się wznieść, i zatoczywszy koło nad obrośniętym różami domem, pomknęła w stronę tarczy księżyca.

Kiedy parowóz zlał się z milionem innych gwiazd, Staszek nadał stał wpatrując się w niebo. Dziwne mieszanina podniecenia i fascynacji, a także pokory przelewała się przez jego serce. Każdy kontakt z istotami z za Zasłony był odrębnym przeżyciem. Swoistym Katharsis, które nie zawsze pozostawiało z poczuciem spokoju.

Wciąż zamyślony wyciągnął papierosa. Machinalnie zapalił i parokrotnie zaciągnął się tak by spowiły go tumany dymu. Przysłaniając widok, świat. Który w niemal niezauważalny sposób zafalował. Stanisław przymknął oczy w skupieniu. A kiedy ponownie je otworzył dźwięki, zapachy, a nader to widok w koło był inny. Taki… zwyczajny?

Wszedł do domu. Wilgotnawej i nie gościnnej dla Werbeny rudery. Stanął w progu pokoju, w którym –co wcale nie było zaskoczeniem- nikt nie spał. Pobladła twarz i wręcz namacalne fizyczne zdenerwowanie Marka nie pozostawiało wątpliwości co miało miejsce.
- Zły sen? – spytał przyglądając się badawczo z za zasłony dymiącego papierosa.


-----------
niemal wszystko by Arsenat
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.

Ostatnio edytowane przez Junior : 26-09-2008 o 15:25.
Junior jest offline  
Stary 26-09-2008, 15:28   #47
 
Mical von Mivalsten's Avatar
 
Reputacja: 1 Mical von Mivalsten nie jest za bardzo znany
- Żeby pan wiedział. - Odparł Marek przejętym tonem, mijając Staszka i wychodząc w samych bokserkach na chłodną noc. Bose stopy zachlupotały w kałuży na betonowym stopniu a na skórę momentalnie wstąpiła gęsia skórka.
- Zna się pan na duchach? Z tej... mistycznej(?) strony? - Chłopak nie był pewny, czy użył dobrego słowa, ale nic lepszego nie przychodziło mu na myśl. - Miałem sen, potem powtórkę na jawie. Dzieci, wychudzone jak z obozu koncentracyjnego i mówiące po niemiecku. Chciały grać ze mną w piłkę. Potem krzyki, krzyki, ból. Jak o tym mówię, to nie brzmi tak strasznie. I ta kobieta, krzycząca z bólu. Albo strachu. - Marek spojrzał na swoja komórkę - Zadzwoniło do mnie. Rozumie pan coś z tego?
 
Mical von Mivalsten jest offline  
Stary 26-09-2008, 16:07   #48
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
- Może? – spytał sam siebie Staszek. Choć tak po prawdzie nie czuć było w jego głosie wiele wątpliwości. Oparty o wejście do domu, zaciągnął się papierosem wpatrując się w dal. Jakby śledząc spojrzenie Marka
- Czasem różne istoty przemawiają. Czasem przychodzą we śnie. Innym razem na jawie. Różnie. Pamiętaj że ich świat jest tak samo prawdziwy jak nasz. Może nawet bardziej?
Staszek nie spuszczał z abstrakcyjnego tonu. Widać było że myślami był gdzieś daleko.
- Miałeś wizje. Dobrze zastanów się nad jej znaczeniem. – spojrzał poważnie na młodzieńca. Jakby chciał wejrzeć w jego duszę. Wpatrywał się namolnie, by po chwili rozpromienić się i niczym oznajmiając radosną nowinę, niefrasobliwie spytał:
- Czy w twojej wizji był może parowóz?
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
Stary 26-09-2008, 16:46   #49
 
Mical von Mivalsten's Avatar
 
Reputacja: 1 Mical von Mivalsten nie jest za bardzo znany
Chłopak w zamyśleniu obserwował strużki dymu pojawiające się co jakiś czas w jasnym, pomarańczowym świetle lampy sodowej. Aż dziwne, że działała. Pewnie był to jeden z tych słynnych projektów Rodeckiego. Gdy usłyszał pytanie Stanisława, podniósł nagle głowę. Na jego twarzy widać było ogromne zaskoczenie.
- Tak... Tak, był parowóz, ale... Nie, to nie mogła być wizja. Pamiętam... Profesor Zacharska podjęła jakąś decyzję o mojej przyszłości. Miałem być... nie pamiętam kim... fryzjerem może? A potem, razem z panią Dagmarą uciekaliśmy przed nią parowozem. Takim fajnym, opalanym węglem. Wszystko było takie bajkowe. To znaczy, że widziałem przyszłość? W sensie, nie taką przyszłość przyszłość jaka będzie na serio, ale taką, no... jak by to... zaowaloną. Na przykład, że Profesor Zacharska podejmie jakąś złą decyzję, albo coś. I będzie chciała ją na mnie wymusić... Nie, to nie ma sensu, prawda? - Chłopak wzdrygnął się. Chłód zaczynał powoli przeszkadzać, ale działał kojąco na zszarpane nerwy.
 
Mical von Mivalsten jest offline  
Stary 26-09-2008, 16:57   #50
 
Junior's Avatar
 
Reputacja: 1 Junior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputacjęJunior ma wspaniałą reputację
Stanisław skupił się na paleniu papierosa. Wdychał. Wydychał. Bawił się śmiercionośnym narzędziem. Tak przynajmniej mogło to wyglądać. Zwłaszcza wobec milczenia jakie zapadło.

Chłopak zdawał się faktycznie przejęty. Wizja mogła wzbudzić szok. Może nawet przerażenie. Ciekawe czego mogła dokładnie dotyczyć? Jakie było jej znaczenie? Co za tym stało? Co kryje się w głowie tego chłopaka? Bo przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie stwierdzi inaczej jak tylko że wizja zależy od obdarowywanego. W niebezpiecznie dużym stopniu.

Ale z drugiej strony czy można w paru zdaniach wytłumaczyć czym jest wizja? Jakie jest jej znaczenie? A tak naprawdę jaka to odpowiedzialność? Oczywiście że można, ale Staszek po prostu nie miał na to ochoty udawać kogoś kim nie jest.
- Prawda – przytaknął.
 
__________________
To nie lada sztuka pobudzać ludzkie emocje pocierając końskim włosiem po baraniej kiszce.
Junior jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172