Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-01-2023, 21:55   #1
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
[Pathfinder 2e] Miraże na pustyni (18+)






Absalom
21 Desnus 4707 AR


Ekspedycji pod wodzą profesora Wilgrima nie żałowano funduszy. O ile stawka cytowana jeszcze na ogłoszeniu za daleko nie odbiegała od przyjętych w Stolicy Świata płac minimalnych, tak prędko stało się jasne że łączona inwestycja Pionierów, archeologów i qadirańskiej możnej ostała się powszechnej w Absalomie filozofii biznesowej “tanim kosztem”. Fakt ten stał się miłą niespodzianką - Riona Bruin, rudowłosa magister inżynierii i ich pracodawczyni wyglądająca ciut za młodo na magistra czegokolwiek (ale któż by tam wiedział z półelfami), widać nie uznała za stosowne poinformować ich szczegółowo o każdym kroku podróży, oznajmiając jedynie iż mieli się stawić w Wielkiej Loży o dziesiątym dzwonie.

Licząca niecały tuzin grupa - w większości składająca się z młodych studentów żądnych wrażeń lub pracowników Stowarzyszenia Archeologów z niższych szczebli żądnych prędkiego awansu poprzez wykazanie się w terenie - mogła poszczycić się pełnym profesjonalizmem i punktualnością w wykonywaniu tegoż polecenia, w przeciwieństwie do magister Bruin. Półelfka zjawiła się dopiero grubo po dziesiątym dzwonie, ale ciężko było winić ją za opieszałość, gdy w skromnej komnatce do której skierowano ich przy wejściu zjawiła się w towarzystwie ponurego czarodzieja w szatach sygnowanych insygniami Arkanamirium. Wtedy właśnie jasnym stał się fakt, że ekspedycja miała nie lada fundusz na podorędziu.

Rozżarzony, owalny portal zalewający pomieszczenie mdłym, fioletowo-niebieskim światłem, tylko wzmógł tą myśl.

Przestępując przez świetlisty owal w jednej chwili przenieśli się z chłodnej komnaty Wielkiej Loży wprost w duszny gorąc qadirańskiego lata. Punktem wyjścia okazał się obszerny dziedziniec na bazie okręgu, ze skomplikowaną mozaiką pod stopami będącą artystyczną interpretacją tradycyjnych szkół magii i kłującym w oczy zielenią baldachimem nad głowami. Czarodziej w szacie ze zwiewnego materiału czekał tam na nich, z uprzejmym uśmiechem na ustach i rękoma splecionymi za plecami w boleśnie urzędniczej pozie.

Witamy w Qadirze.


"Zefir"
21 Desnus - 16 Sarenith 4707 AR


Qadirańską stolicę zostawili daleko w tyle, nie zabawiając weń choćby na moment. Gdyby nie tradycja nakazująca złożenie hołdu satrapie i podarowanie podzięki za gościnność, wizyta w Katheerze wcale nie miałaby miejsca - a przynajmniej tak oznajmiła im Riona. Pobyt w stolicy ciężko było uznać za przyjemny, jaką miarą by nie mierzyć, gdy spędzony został na staniu w wijącej się kolejce do Morskiego Pałacu, gdzie tradycji miała stać się zadość przed obliczem jednego z armii biurokratów reprezentującego satrapę. Przez długie godziny oczekiwania na tenże moment, “tradycja” zaczynała brzmieć podejrzanie eufemistycznie, do tego stopnia że słowo “myto” nasuwało się na myśl. Zwłaszcza że złoto było nie tylko akceptowalnym podarkiem, a wręcz preferowanym.

Tłumy wcale nie zelżały, gdy oddalili się w końcu od Pałacu. Wręcz przeciwnie, zdawały się gęstnieć jeszcze bardziej, przybierając na ilości, gęstości i przede wszystkim głośności. Przedarcie się przez tłoczne ulice portu było wyzwaniem samym w sobie i teoretycznie krótka odległość uległa zakrzywieniu czasoprzestrzeni, zżerając kolejne połacie światła dziennego. Gdy w końcu wstąpili na pokład “Zefira”, imponującej karaweli o błękitnych żaglach, z wielu gardeł wydarły się dobrze słyszalne westchnienia ulgi.

“Zefir” miał stać się ich domem z dala od domu na niemalże najbliższy miesiąc i całe szczęście szczodrość sponsorów i benefaktorów nie skończyła się tylko na magicznym transporcie przez Morze Środkowe. Okręt okazał się być całkiem zadbany (jak na żeglarskie standardy oczywiście) i posiadał nawet proste - ciasne, bo ciasne, miejsce było ograniczone - kajuty, w których ulokowano ich dwójkami. Załoga w dużej mierze pozostawiała pasażerów samym sobie, bez wątpienia na rozkaz kapitan Rany - siwiejącej już kobiety o hebanowej skórze, poprzecinanej srebrzystą siatką starych blizn.

Wbrew pierwszemu wrażeniu jednak, żegluga zaczęła się dłużyć i wychodzić bokiem nader prędko. Jedynym urozmaiceniem długiego rejsu były tylko krótkie postoje w portowych miasteczkach w celu uzupełnienia zapasów, które pozwalały rozprostować nogi na stałym gruncie na parę godzin oraz odpocząć od leniwie przesuwającego się, egzotycznie statycznego krajobrazu za sterburtą i niebieskiej tafli Oceanu Obarańskiego od czasu do czasu okraszonego plamami okrętów za bakburtą.

Sedeq było ostatnim przystankiem przed ostatnim, końcowym punktem morskiej żeglugi. Przystankiem, który wywarł największe wrażenie na Rionie - bynajmniej pozytywne. Tak jak uśmiech półelfki przygasał przez trzy tygodnie, ilekroć jej spojrzenie osiadło na wypalonym znaku na szyjach załogi, znaczącym ich jako byłych niewolników, tak dobijając do portu słynącego z niewolników w tej części Golarionu, twarz rudowłosej wygięła się w otwartym wyrazie odrazy. Postój w Sedeq Riona spędziła pod pokładem.

Port w Zarqawie był punktem podróży, w którym pożegnali się z “Zefirem” i przesiedli na rzeczne barki, mające ponieść ich w górę rzeki Meraz, zapewnione przez Błękitne Konsorcjum - jedną z wielu kupieckich organizacji Qadiry. Ten rejs był o wiele krótszy i o wiele bardziej urozmaicony. Osady, farmy i plantacje zdobiły oba brzegi rzeki, wyrosłe nad kanałami irygacyjnymi; co i rusz dostrzec mogli kolorowe karawany przesuwające się szlakiem i wiele z mijanych barek było wyładowane po brzegi towarami. Rzeka tętniła życiem, wytyczając jedną z mniej popularnych odnóg Złotego Szlaku i leniwy rejs był doskonałą okazją do ponownego nawyknięcia do cywilizacji po długich tygodniach na morzu.

I wreszcie, po blisko miesiącu od opuszczenia Katheeru, białe-piaskowe mury Sakhrabayi zaczęły majaczyć na horyzoncie.


Sakhrabaya
16 Sarenith 4707 AR


Przytulony do miejskich murów dom gościnny Mahmeda pozostawał na tyle daleko od głównych arterii i bazaru, że pozwalał na spędzenie popołudnia we względnej ciszy i spokoju, delektując się letnim ciepłem oraz przekąskami uzupełnianymi co jakiś czas przez służki. Dziedziniec zajazdu rozbrzmiewał jedynie szmerem rozmów nielicznych gości, którzy zdecydowali się spędzić dzień na lenistwie pod kalejdoskopowymi baldachimami i krzątaniem pracowników, nadal zajętych sprzątaniem budynku po burzy piaskowej, jaka opadła na Sakhrabayę wczesnym porankiem.

Narastająca częstotliwość, z jaką te dziwne anomalie zaczynały uderzać w miasto zaczynała budzić niepokój wśród mieszkańców i wtłaczać napięcie w rutynę dnia codziennego. Fenomen, z początku ograniczony tylko do północnych rubieży Świszczących Nizin łączących Qadirę z sercem Imperium, zdawał się stopniowo rozrastać z każdym tygodniem, jeśli wierzyć wieściom i plotkom niesionym przez kupców i koczownicze grupy. Nagłe burze piaskowe opadały nawet na miejsca dalekie od rozległych pustyń, w pogardzie mając prawa natury. Co gorsza, nikt nie był w stanie odnaleźć przyczyny tych zajść.

Świteź nie dziwił się więc, że atmosfera w domu gościnnym - mimo przyjemnej pogody - pozostawała ponura, a miny gości kwaśne. Po porannej burzy kolejna garść niewolników zniknęła jak kamień w wodę i odnaleziono trzy zasztyletowane ciała; humory miało prawo nie dopisywać. Aczkolwiek towarzysz elfa, Rayyan - ciemnoskóry półorczy najemnik z Wolnej Kompanii, najętej przez Semiramis dwa tygodnie temu - zdawał się nie przejmować porannymi zajściami, w najlepsze zajęty lekturą, wertując kolejne strony książki z wyrazem zaabsorbowania fikcją jasno wymalowanym na twarzy.

Długo jeszcze każą na siebie czekać? — Zagaił Świteź.

Rayyan w odpowiedzi wzruszył tylko ramionami. Elf westchnął, biorąc kolejny łyk słodkiego napitku przyprawionego cynamonem.

Wedle polecenia Jej Promienności, duet miał dołączyć do ekspedycji profesora Wilgrima w górach i najwyraźniej to zadanie obejmowało również niańczenie nowych członków wyprawy. Przynajmniej Rahat, nadworny eunuch i prawa ręka Semiramis, łaskawie nakazał im czekać w domu gościnnym, zamiast ciągnąć ich ze sobą do portu.

Odpowiedź na pytanie elfa nadeszła parę chwil później, wraz ze znajomą sylwetką otwierającą żelazną bramę.

Koniec twych męczarni, przyjacielu — sarknął półork dobrodusznie, chowając książkę i wstając ze swojego miejsca.


Porty rzeczne, jak się okazało, nie różniły się za wiele od swoich morskich kuzynów - skrzypienie drewna, szum wody, krzyki i przekleństwa dokerów, krzątanina, rumor, hałas i, jakżeby inaczej, przenikający wszystko zapach ryb w standardowych wariantach (świeża, nieświeża, smażona).

Tabun niewolników ze złotymi bransoletami stylizowanymi na łańcuchy na prawych nadgarstkach wdarł się na pokłady barek z opuszczonymi głowami jeszcze zanim na dobre przywiązano je do pomostu, wyręczając wszystkich z niesienia własnych bagaży i tobołków. Pomosty skrzypnęły przeciągle pod stopami, gdy grupa stanęła na stałym gruncie i ruszyła w stronę przylegającego do drewnianych konstrukcji placyku, odciętego od zgiełku i tłumów przez kordon strażników w napierśnikach nałożonych na sauby w kolorze głębokiego szmaragdu - rodowego koloru Semiramis.

Mężczyzna, który czekał tam na nich, bez wątpienia był nie lada personą w Sakhrabayi. Bogata tunika wyszywana złotą nicią skrojona była wedle najnowszej qadirańskiej mody, odsłaniając więcej owłosionego torsu aniżeli zasłaniała, tym samym akcentując tylko jeszcze mocniej łańcuch na szyi wysadzany szmaragdami - Lara i Deirlial prędko rozpoznali weń symbol urzędu nadwornego doradcy. Dostojnik przywitał ich z szerokim uśmiechem, który nie sięgał zielonych oczu, i oszczędnym kiwnięciem głowy, przemawiając po taldańsku.

As-salamu alaykum, przyjaciele. W imieniu Jej Promienności Semiramis Kishar Ismat pragnę powitać was w Sakhrabayi — urzędniczo-fałszywa uprzejmość dźwięczała w jego głosie. Podobnie jak nuty akcentu z jeszcze bardziej egzotycznych stron. — Jam jest Rahat, wierny sługa Jej Promienności. Panno Bruin, rad jestem z naszego ponownego spotkania. Mam nadzieję, że podróż minęła bezproblemowo?

Spokojna i nużąca — odparła półelfka lekkim tonem. — Mości Rahacie, jeśli mogę, chciałabym przedstawić panu moich towarzyszy. Lara Quartermain, Deirlial Ulondi, Thurgrun, Rocco Allayne, Frederic...

Rahat cierpliwie trwał w miejscu, zaszczycając każdą z osób spojrzeniem gdy padło jej imię. Uśmiech nie drgnął choćby o cal i gdyby nie obracany na palcu pierścień, mógłby uchodzić za statuę.

Jej Promienność — dostojnik odezwał się, gdy Riona zamilkła — w swojej nieskończonej łasce zapewniła państwu kwatery w domu gościnnym Mahmeda na dzisiejszą noc. Proszę za mną.

Spacer do zajazdu nie trwał długo, głównie dzięki strażnikom którzy przybrali ochronną formację wokół grupy i torowali drogę. Wąskie uliczki wiły się wzdłuż i wszerz wzgórza na którym zbudowana była Sakhrabaya niczym chaotyczny labirynt - to skręcając esowo-floresowo, to odbijając pod ostrymi kątami, to znowuż przechodząc krzykliwie w kolorowe place. Miejscowi zerkali na nich ciekawie od czasu do czasu, otwarcie i bezczelnie wskazując ich palcami i szepcząc między sobą. Cóż, co kraj, to obyczaj i na qadirańskiej prowincji to Avistańczycy byli egzotyczni.

Dom gościnny Mahmeda okazał się być sporej wielkości budynkiem z piaskowca, zbudowanym na kształt litery “U”, wciśniętym pod zachodnią część murów miejskich. Balkon rozciągał się wzdłuż wewnętrznych ścian przylegających do obszernego dziedzińca, skrytego przed słońcem przez kalejdoskopowy miks baldachimów rozwieszonych od balustrady do balustrady. Pod materiałem, w cienistej kryjówce, rozsiane były proste stoliki i krzesła, pufy, poduchy i nawet parę kanap, teraz w większości pustych.

Metalowa brama strzegąca dostępu do domu jęknęła, gdy duet strażników chwycił za nią, by wpuścić procesję do środka. Dwójka mężczyzn powstała ze swoich miejsc na widok Rahata i ruszyła w ich stronę, podczas gdy dostojnik odczekał, aż wszyscy wtłoczą się na dziedziniec, zanim przemówił.

Panno Bruin, wedle ustaleń, Jej Promienność uznała za stosowne przydzielić do ekspedycji własnych specjalistów. Mości Rayyan i mości Świteź — Rahat wskazał odpowiednio na półorka i elfa — dołączą do państwa na życzenie Jej Promienności.

Oczywiście — Riona odparła zwięźle.

Mości Mahmed, gospodarz tegoż przybytku jest na państwa usługi.

Rahat zerknął przez ramię w kierunku odległego kąta tarasu, gdzie korpulentny właściciel czekał na koniec ich rozmowy w asyście służących.

Jej Promienność postanowiła również zaszczycić państwa audiencją o zachodzie słońca. Panno Bruin, sprawy dotyczące ekspedycji będziemy mogli przedyskutować po rzeczonej audiencji wraz z mości Mukhatą.

Doskonale.

Niech Wieczny Płomień trzyma was w swej opiece.

Rahat opuścił dom gościnny z oszczędnym ukłonem.

Świątynne dzwony zaczęły wybijać czternastą godzinę.





____________________________________


Miłej zabawy, szczęścia przy rzutach i weny przy pisaniu, moi drodzy. Proszę Was również o dołączenie pięciu rzutów k20 do Waszych postów.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 28-01-2023 o 14:16.
Aro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172