Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-05-2009, 22:45   #41
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ciekawość zwyciężyła. Powoli skierował się w górę za Falkonem, aż wspólnie doszli na galeryjkę. Nie miała barierki, ot, była zwykłą duża dziurą. Oknem, przez które można było wyjrzeć wzniesionym pięć metrów nad podłogą sali. Pokiwał reszcie drużyny, a zwłaszcza pewnej konkretnej osobie, ręką:
- Ho ho!

Stąd mieli z Falkonem znacznie lepszy widok na całą salę oraz pozostałych uczestników wyprawy. Drużyna chyba rozpracowała właśnie tajemnice posągu krasnoluda, który okazał się wcale nie krasnoludem, tylko czarodziejem. Wystarczyło, że Brog parskając wręcz niechęcią, zaryzykował poświecenie swojej tarczy. Wtedy … magia … wielka magia. Iluzja, transformacja takich poziomów, że on nawet nie śmiałby o czymś takim marzyć. Umiejętności magów, którzy stworzyli te komnaty były zadziwiające. On … on był zupełnie wstrząśnięty. Stał nad pięciometrowa przepaścią i obserwował ta scenę w niemym zachwycie, jak uczeń malarski obserwuje dzieło geniusza. Niemal otworzył usta i wystawił język, ale powstrzymał się. Gdyby dziewczyna spojrzała na niego w takim momencie … masakra. Niewątpliwie ośmieszyłby się przed nią, a chciał się zaprezentować jako odpowiedzialny mężczyzna, który dzielnie walcząc oraz mądrze doradzając zatrze niezbyt poważne wrażenie z początku. Bardzo mu na tym zależało.
~ Mądry roztropnością prawdziwego męża i dzielny odwagą prawdziwego poszukiwacza przygód, oto moja nowa dewiza ~ ustalił.

~ Hm, Martha miała rację, miała więcej niż rację. To jest na pewno mapa i to wyraźna, jak odciski ręki Arai na elfickiej gębusi ~ zastanowił się.
- Niech to
… - wyrwało mu się – to Vaasa. Ten czerwony, to Talagbar, gdzie jesteśmy, a reszta to pewnie pozostałe miejsca, które musimy odwiedzić, by odnaleźć ifryta. Ten na północy nad nami to pewnie Palischuk, ten na lewo od Paslischuk to zamek Perilous. Oczywiście, może być gdzieś blisko również. Pozostałe dwie w Vaasie, natomiast kolejne, niech to, popatrz – zwrócił się do Falkona: ta po lewej na Wielkim Lodowcu, natomiast ta po prawej, za nim. Tam nie ma lodu? Przecież nikt tam nie bywa, nikt! Nikt nie zna tych krain – mówił podniecony na głos nie wiadomo, czy sam do siebie czy do Falkona. - Tak było nad portalem. Siedem miejsc, siedem bram, siedem kluczy, siedem wyzwań, siedmiu magów. Na mapie podłogowej mamy właśnie siedem miejsc. Pewnie gdybyśmy sprawdzili pozostałe, będą także mapy, tylko czerwone punkty będą inne. Muszę, muszę narysować mapę.

Wyciągnął ze swojej torby magiczna księgę:
~ Cóż, czasem trzeba coś zakombinować ~ uznał. Wyjął inkaust w metalowym kałamarzu, świetnie zaostrzone pióro i zaczął szkicować po wewnętrznej stronie okładki. Niby nieładnie było, ale kartek mu było żal, a nie pomyślał o jakiejś zapasowej. Cóż, trudno, estetyka przegrała z praktyką.

~ Cóż, jestem z siebie dumny ~ ocenił po chwili.


Wrzucił z powrotem do torby, księgę, pióro … kałamarza nie zdążył. Huk! Trzask! Łomot pękających ścian, sufitów przez chwile wypełnił mu bębenki powalając niemal z bólu. Wrzasnął coś chyba i wydawało mu się, że stojący obok Falkon też coś krzyczy próbując utrzymać równowagę na rozedrganej potwornym wstrząsem ziemi.
- Chyba się coś zerwało, na pewno. Oby nikomu nic się nie … aaa! - Odruchowy wrzask wyrwał się z jego gardła, gdy kolejne tąpnięcie wyrwało mu podłogę spod nóg. Zatoczył się niczym pijany … jeszcze krzyczał, jeszcze machał rękami próbując chwytać się powietrza, ale …
- Aaa! - Poleciał na dół. Jakimś kompletnie zdesperowanym ruchem zdołał jeszcze pochwycić krawędź galeryjki … na moment. Chrzęszczący zgrzyt trących o siebie mas skalnych przyprawiał o mdłości i sprawiał, że uchwyt drżał, jak serce chłopaka na widok ukochanej dziewczyny.
- Ona – przeleciało mu ze strachem przez głowę, kiedy tylko stwierdził, że jeszcze ją ma na karku. - Nic jej się nie stało? Nic? Nic całej … - słowa grupie już nie zdążył dodać. Silniejsze tąpnięcie wstrząsnęło skałą, której się trzymał i zdradzieckim kałamarzem, którego nie zdążył schować do torby, a który wypadł mu wcześniej na brzegu galeryjki.
- O jejku – zdążył pomyśleć jeszcze widząc, jak zrzucony wstrząsem pojemnik z atramentem zmierza wprost do jego czoła. Potem jeszcze nagły ból czoła oraz ręce, które jakoś się rozluźniły. Przez moment lot z wysokości dwóch chłopa i mocne … bardzo mocne, uderzenie w nogi, a potem wyrzucające w płuc powietrze walnięcie w plecy. Zamroczone lekko oczy, zachlapane krwią … błękitną krwią … szlachetną … Jednak to nie była krew, powoli sobie uświadamiał, tylko wielka plama atramentu, która właśnie barwiła jego obolałą głowę, twarz, szyję …
- O rany, chyba narobiłem kolejnego kłopotu – próbować powiedzieć, lecz z jego ust wydobył się jedynie cichy jęk.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 03-05-2009 o 23:05. Powód: literówki
Kelly jest offline  
Stary 04-05-2009, 14:00   #42
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
„Aby docenić, musisz się męczyć”, zabrzmiało jej w głowie niczym słabe echo gromu, który ogłuszył ją na chwilę. Ziemia nie trzęsła się już, lecz czarodziejka czuła się tak, jakby wibracje ogarnęły całe jej ciało i nawet myśli. Przez chwilę nie była pewna, czy zdoła uczynić krok, wydawało jej się, że sala, w której się znajdowali, tańczy. Był to zaiste nieprzyjemny taniec.

A potem posłyszała krzyk i jakieś ciało spadło na ziemię. A raczej nie „jakieś ciało”, tylko Eliot, a tuż za nim kałamarz, który roztrzaskał się na posadzce. Nim ktokolwiek ją uprzedził, Erytrea znalazła się przy młodym magu, oceniając jego obrażenia.
- Spokojnie – powiedziała łagodnym głosem, gdy jęknął na jej powitanie. Nie miała medycznego wykształcenia, ale przecież była starszą siostrą niesfornego niegdyś chłopca i nie raz musiała sobie radzić z jego obrażeniami. Zaś mali chłopcy, jak wiadomo, są niezwykle pomysłowi, a ich zabawy najczęściej kończą się stłuczeniami.
Gdzie cię boli? – spytała, chcąc, by Eliot skupił myśli. Zapewne doznał wstrząsu, wydawało się też, że jego kostka zaczęła mocno puchnąć. Delikatnie zbadała go, na tyle, na ile potrafiła. Był oszołomiony, chyba trochę zdezorientowany.
- Głowa... Trochę boli... – wydukał. Skinęła, nie odrywając wzroku od jego nogi. Najwyraźniej kostka była skręcona, na szczęście lekko.
- Martho, podejdź, jeśli możesz. Wytrzyj mu, proszę, twarz z inkaustu. Niebieski nie pasuje mu do włosów – zwróciła się do dziewczyny, żartując, acz niezbyt chyba udanie i trochę nerwowo - to pewnie reakcja na niedawne doświadczenia - wpierw podziemne trzęsienie, później złowieszczy ifryt pośród obłędnych płomieni, to trochę dużo jak na szybką akcję zwiadowczą, którą przecież w założeniu miała być ta misja. Spojrzała na Marthę. Nie było trudno zauważyć, co zrodziło się między tym dwojgiem, a przynajmniej zdawało się rodzić. Nawet Erytrea, zwykle oderwana lekko od rzeczywistości, zdołała to dostrzec. Nie wiedziała, czego się spodziewać po młodej zwiadowczyni, ale wolała uniknąć niepotrzebnej paniki. Niech Martha też zajmie myśli. Z doświadczenia Erytrea wiedziała, że najlepsze do tego są proste czynności.
- Nic ci nie będzie – zwróciła się znów do maga. – Poobijałeś się, pewnie kręci ci się w głowie, ale to minie, a siniaki znikną. Miałeś szczęście – uśmiechnęła się pocieszająco, po czym sięgnęła do swojej torby, wyjmując niewielką, krągłą buteleczkę z gładkiego szkła w amarantowym kolorze. Odkorkowała ją, zbliżyła się do Eliota po przeciwnej stronie niż Martha i uniosła głowę młodzieńca, przytrzymując ją, gdy przytknęła flaszeczkę do jego ust.
- Wypij, pomoże na kostkę.

To wszystko pozwoliło jej uspokoić się po minionych zdarzeniach. Walka z bestiami, które znaleźli dzięki Blasfemarowi, ominęła ją, nim bowiem zdążyła przygotować zaklęcie, rozbłysło światło, które wystraszyło stwory. Może to dobrze, że zachowa swoje czary na później. Nie wiadomo wszak, czego jeszcze mają się spodziewać. Potem snuła się za swoimi towarzyszami, na niewiele się przydając. Zawsze miała problemy z zawieraniem znajomości, mimo niejakiej empatii wobec innych oraz tego, że potrafiła czasem wyczuwać ich intencje. Zwłaszcza w ciągu ostatnich siedmiu lat, jak to ujmował Ezymander, zdziczała trochę, zbyt zajęta księgami, podróżami pomiędzy kolejnymi bibliotekami i szkołami magii. Chyba nieco zapomniała przez ten czas, jak nawiązywać bardziej zażyłe kontakty z ludźmi. Teraz zaś czuła się chwilami cokolwiek zbędna. I tęskniła za bratem. Później z nim porozmawia. Może doradzi im coś...

Podczas gdy ona zajmowała się Eliotem, Blasfemar – wysłany jej prośbą-poleceniem – podleciał do rumowiska, dzięki czemu zdobyła pewność, że zostali kompletnie odcięci od wyjścia i będą musieli znaleźć inne, jeżeli nie chcą skończyć jako upiory, straszące górników. Powiedziała o tym grupie, acz zdało jej się, że mówi coś oczywistego.
- Nie pozostaje nam nic innego, jak wejść do tej komnaty. Ewentualnie szukać ukrytych przejść. Nie wierzę, że to było jedyne wyjście - stwierdziła z determinacją w głosie. Pogładziła nietoperza, który przysiadł na jej ramieniu. Wyciągnęła dla niego kawałek suszonego jabłka. Zwierzątko wzięło owoc w łapki i wpiło się weń ostrymi ząbkami, całkowicie poświęcając się spożywanemu posiłkowi.
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 04-05-2009 o 21:55. Powód: Zmiany stylistyczne.
Suarrilk jest offline  
Stary 05-05-2009, 16:31   #43
 
falkon's Avatar
 
Reputacja: 1 falkon nie jest za bardzo znanyfalkon nie jest za bardzo znanyfalkon nie jest za bardzo znanyfalkon nie jest za bardzo znany
Z delikatnym lękiem szedł po schodach ku górze. Słysząc coś za sobą obejrzał się, nie spodziewał się iż pójdzie za nim Eliot ~Albo taki pewny siebie, a to zakrawa na głupotę – każdy bohater to de facto szaleniec, albo zdobył się na odwagę i przełamuje swoje słabości dotyczące niepewności, która czeka za rogiem – a takie istoty należy szanować.~

Obaj, stając w końcu na szczycie schodów, zdali sobie sprawę, iż wzór na podłodze to tak naprawdę mapa, a w zasadzie jej wycinek. O dziwo Eliot znał tę część mapy – widocznie jako mag posiadał obszerną wiedzę. ~Tylko się należy cieszyć i dziękować Masce za taką osobę w drużynie~ pomyślał Falkon patrząc jak młody mag poszperawszy w swej dość pokaźnej torbie, wyciągnął księgę, pióro i kałamarz i przystąpił do kopiowania rysunku z posadzki.

Kiedy nagle wszystko zaczęło się trząść, a Eliot zniknął z oczu Falkonowi spadając w dół, jedyna myśl jaka przeleciała łotrowi przez myśl to ~Jasna cholera! Pułapki się aktywowały!... wszystkie?~ Odruchowo próbował złapać Eliota, ale wszystko działo się tak szybko, że jedno czego dotknął to koniec szaty maga. Niestety uścisk był za słaby, a materiał zbyt śliski, aby utrzymać czarodzieja. Poleciał on w dół jak worek ziemniaków. Kiedy Falkon popatrzył na posadzkę w dole, zobaczył tam leżącego Eliota ~Rusza się, uff żyje. To dobre pięć metrów, lepiej nie ryzykować skokiem – zejdę po schodach~. Po wyjściu przez drzwi w ścianie zobaczył koło Eliota krzątającą się Erytreę i doszedł do wniosku, że kobieta na pewno dobrze się nim zajmie.

Podszedł szybkim krokiem w kierunku wejścia, którym się tu dostali, sprawdzić co się tak naprawdę stało. Niestety zwał gruzu uniemożliwiał zajrzenie a co dopiero wejście do poprzedniej sali ~Jesteśmy odcięci, ale chyba musi tu być gdzieś jakieś wyjście!~ Ruszył do pomieszczenia, które zostało odsłonięte przez posąg krasnoluda. Przy wejściu stał Brog i wytrzeszczał swoje krasnoludzkie ślepia na coś co było po drugiej stronie sali.
- Wooww! - Zarzyknął lekko - No, no Brog, zobacz jak ktoś ci ładnie przyozdobił tarczę, ciekawe ile dzbanków piwa jest warta? – Uśmiechnął się wesoło mówiąc te słowa.
- Poczekaj zaraz wujek Falkon ci ją przyniesie, bo widzę, że czujesz się tak bardzo osamotniony bez niej, jak dziecko któremu zabiera się lizaka – Mówiąc to poklepał serdecznie Broga po ramieniu i przykucnął w progu wejścia do komnaty za posągiem.
- Nie wchodź jeszcze do środka, kiedy sprawdzę tę komnatę zawołam cię i tarcza będzie znowu twoja.

Tak jak się spodziewał w przejściu była pułapka naciskowa, najprawdopodobniej z zatrutymi strzałkami lub kolcami, podobna do tej, która przyczyniła się do śmierci człowieka z tamtego zawalonego pomieszczenia:
- W porządku pułapka w przejściu zablokowana, szukam dalej.

Pomieszczenie poza zablokowaną pułapką w przejściu było bezpieczne. Tarcza leżała na kamiennym podeście i albo była taka ciężka, albo trzymana była magicznie, że łotrzykowi nie udało jej się ruszyć nawet o milimetr.
~Może gdzieś jest tu jakiś mechanizm który ją uwolni?~ pomyślał, po czym zaczął dokładnie sprawdzać kolumnę. Szybko się okazało, że jest ona ruchoma, a dokładniej obraca się wokół własnej osi.
- Brog! Wejdź jest bezpiecznie, podejdź do tarczy i zobacz czy możesz ją wziąć, jeżeli nie to będę obracał tą kolumnę, może działa to jak mechanizm sejfu? Trzeba znać kombinację by go otworzyć.
Krasnolud szybkim krokiem podszedł do tarczy i bez najmniejszych problemów ją podniósł. Widać było grymas pełnego zadowolenia na jego zarośniętej gębie.

- Hhmmm jeżeli to nie mechanizm uwalniający tarczę... to może otwiera jakieś przejście? - Mówiąc to zaczął majstrować przy kolumnie bardzo uważnie.
Po chwili podłoga pod stopami Falkona zadrżała:
- Uwaga Brog! Podłoga się zapada! - Krzyknął, po czym odskoczył do ściany. Na szczęście tylko kawałek podłogi w obrębie kolumny, a dokładniej miejsce gdzie był wcześniej rysunek gwiazdy, jakby wsunęło się do wewnątrz pozostałej jej części, ukazując oczom wszystkich ciekawskich, kręcone schody w dół.


- W porządku, poczekajcie tu, pójdę sprawdzić możliwe pułapki, aczkolwiek szczerze wątpię, że będą na tych schodach – Mówiąc to zszedł schodami w dół, szybko znikając w ciemnościach.

Po kilku chwilach zaczął wyłaniać się z powrotem do pomieszczenia, gdzie stał Brog z toporem gotowym do ataku... na wszelki wypadek. Kiedy go zobaczył, powiedział luźno:
- Spokojnie waleczny krasnalu to tylko ja chuderlawy człowieczek – Jak zwykle rzucając do krasnala leciutko kąśliwy uśmieszek - Na dole jest dość pokaźna grota, mająca chyba kilka wyjść albo przynajmniej głębokich nisz, nie zauważyłem na pierwszy rzut oka żadnych niebezpieczeństw. Na pewno też nie ma na dole, przy zejściu ze schodów, pułapki. To co robimy, Czy Eliot jest w stanie chodzić? Czy może zamknąć to zejście i poczekamy aż poczuje się lepiej? - Zadając te pytania rozglądał się po wszystkich towarzyszach uważnie.
 
__________________
play whit the best, die like a rest :)
falkon jest offline  
Stary 05-05-2009, 21:13   #44
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Araia dopiero po oddaniu strzałki Falkonowi miała okazję, przyjrzeć się wielkiej komnacie. Idealnie dopasowane kamienne płyty, tworzące delikatne wzoryna posadzce , wysokie posągi z niezwykłą ilością szczegółów budziły szacunek. I niepokój, bo każda zaklęta w szarym granicie, twarz zdawała się być martwa. Jak figury nagrobne, którym zaledwie przypadkiem nadano pozy żywych postaci. Z ciekawością chodziła sali, przesuwała czubkami palców po zimnym kamieniu, wdychała ciepłe, prawie bezwonne powietrze, śledziła wzory na posadzce. Była jednocześnie zdziwiona i zaintrygowana – to miejsce było jak żywcem wyjęte z legend: odosobniona wioska, kopalnia, a w niej niezbadany korytarz, w którym żyje coś, co zabija górników. Miejsce strachów i miejsce magii. Pułapki, ogary, wielkie posągi i jeśli Martha miała rację – ogromna, mozaikowa mapa tworząca posadzkę. A także wchłaniające tarcze, zmieniające kształt rzeźby o ruchomych podstawach...

Za posągiem, który przemienił tarczę Broga w kamień znajdowało się przejście do kolejnej sali, na której ścianie znajdowała się prawie identyczna tarcza jak ta, którą krasnolud stracił przez momentem. Araia chwyciła Broga za ramię.

- Poczekaj, niech Falkon najpierw sprawdzi, czy wejście tam jest bezpieczne.

Cały czas miała przed oczami martwe ciała leżące w poprzedniej komnacie i naprawdę, naprawdę nie chciała, żeby którekolwiek z nich przez nieostrożność skończyło w podobny sposób.

***

Martha miała rację.
Półelfka słyszała niosący się po pustej komnacie pogłos słów Eliota, który wspiął się z Falkonem na niewielką galeryjkę po drugiej stronie sali. Tropy, ślady, magiczne przemiany już magicznej tarczy, emanujące blaskiem płyty posadzki oznaczające miejsca kolejnych prób, kolejnych wyzwań, kolejnych miejsc magii i strachów. To nie było dla niej. To było dla Eliota, to było dla Erytrei, to było dla Falkona. Na co jej posągi, wielkie rubiny osadzone w tarczy urągające wszelkim zasadom proporcji i delikatnego piękna, na co wielka magia względem której jej miecz pozostaje bezradny, na co pułapki, które mogą ją zabić nim ona zdąży pojąć, że to już koniec.

Poszukiwacze przygód. Bogowie, jak ona nie znosiła tego określenia. Ani podróżny, ani wędrowiec, lecz ten, który poszukuje. I to czego? Przygód, a więc niczego konkretnego poza nienazwanym i bezsensownym niebezpieczeństwem. Czemu służą przygody? Chwilowym dreszczykom emocji? Okazjom do łatwego zarobku? Stawiani raz po raz wszystkiego, łącznie z własnym życiem, na jedną szalę? Wyzywaniu bogów i losu na pojedyneki? Jeden rzut kośćmi. Żyjesz - umierasz.
Według Arai poszukiwaczami przygód zostawali jedynie ci, którzy nie posiadali lepszego celu niż nieokreślona przygoda, lub tacy, którzy nie chcieli nazwać po imieniu swoich pragnień i dążeń.
Ludzie pozbawieni własnego miejsca.
Czyli, co musiała przyznać sama przed sobą, dokładnie tacy jak ona.

* * *

Araia jednocześnie poczuła uderzenie gorąca dobiegające z sąsiedniej komnaty, która wypełniła się naraz ryczącymi płomieniami oraz ból w ramieniu, gdy tracąc równowagę, uderzyła nim w ścianę. Wciągnęła głęboko nagle rozgrzane powietrze i rozszerzonymi oczami obserwowała postać unoszącą ręce ponad jęzory ognia, pomiędzy spadające głazy. Dopiero po kilku sekundach uświadomiła sobie, że odruchowo dobyła Zahira i stoi na przygiętych nogach, przygotowana do skoku, z mieczem ustawionym ukośnie pomiędzy nią, a śmiejącym się... ifrytem? Zacisnęła mocniej dłonie na rękojeści, starając się ukryć ich drżenie – jej reakcja bowiem nie była reakcją chłodno myślącego wojownika. O nie... Oblizała nagle wyschnięte usta. Jej reakcja była reakcją niewielkiego, leśnego zwierzęcia, które właśnie spotkało nieporównywalnie groźniejszego drapieżnika.
Bała się.
Naprzeciw takiej potęgi...

Przez łoskot spadających głazów przebił się cień krzyku i wyłowiony kątem oka błysk czerwieni spadający ku podłodze. Rzuciła się odruchowo ku Eliotowi, całkowicie niepotrzebnie, bo była już przy nim czarodziejka, zupełnie bezsensownie, bo nie miała szans zdążyć... Nie wypuszczając Zahira z dłoni i zostawiając za plecami zawalone przejście, podbiegła do leżącego maga i zajmujących się nim kobiet. Przesunęła wzrokiem po jego ciele, szukając – pomimo uspokajających słów Erytrei – śladów krwi. Nie dostrzegłszy żadnych, za plecami krzątających się koło niego niewiast uśmiechnęła się znacząco i przewróciła oczami. „Ach te kobiety” zdawała się mówić. Ale w oczach, którymi patrzyła na czarodziejkę i Marthę nie było złośliwej kpiny, a jedynie ciepły błysk. Troska Erytrei, choć w jej oczach odrobinę przesadzona, ujmowała ją.
Była taka ciepła i ludzka.

Gdy wyjmowała osłonowe ścianki z jednej z lamp górniczych, odezwała się Erytrea.
- Nie pozostaje nam nic innego, jak wejść do tej komnaty. Ewentualnie szukać ukrytych przejść. Nie wierzę, że to było jedyne wyjście.
- Aha – odpowiedziała spokojnie Araia. - Ale nawet dobrze się stało. Nie dość, że z tego korytarza nic już groźnego nie przejdzie do kopalni, to jeszcze wiemy, że... on choć wie gdzie jesteśmy najprawdopodobniej nie może nas tak łatwo zabić. I wiemy już jak jest potężny choć to akurat jedynie ty i Eliot potraficie w pełni ocenić.

Nie mogła pomóc w szukaniu pułapek, nie mogła pomóc w szukaniu magii, nie mogła pomóc w robieniu ewentualnego zwiadu. Nie lubiła jednak mieć pustych rąk, nie lubiła siedzenia w miejscu i całkowitego zdania na innych. Dlatego zaczęła iść wolno wzdłuż ścian, sprawdzając czy w którymś miejscu płomień nie drgnie pchnięty choćby najlżejszym strumieniem powietrza.
- To miejsce jest przesycone magią, prawda? - zwróciła się do dwójki magów. - Moglibyście sprawdzić, czy tarcza Broga niczego nie zyskała ani czegoś nie straciła?Jakoś nie ufam nagłym i przedziwnym prezentom.

- Ona ma rację - wydukał cicho, podpierający się swoja laską Eliot, który dokuśtykał do komnaty. - Strzeżcie sie prezentów Zentharimów - zacytował znane przysłowie. - Spróbuję ją potem sprawdzić, jak... - odetchnął ciężko krzywiąc się. Widać jak drżała mu zaciśnięta na lasce ręka - ...jak chwilę wypocznę. Do tego czasu... lepiej jej nie używać... jeśli tylko nie będzie konieczne.

- Słyszałeś Brogu opinię specjalisty? - Uśmiechnęła się lekko Araia, choć oczy miała poważne. Szybko włożyła osłonki lampy na miejsce i postawiła ją na posadzce. Podeszła do Eliota i wsunęła się pod jego ramię, obejmując w pasie. Bo kto inny mógł pomóc mu iść?

- To co robimy, Czy Eliot jest w stanie chodzić? Czy może zamknąć to zejście i poczekamy aż poczuje się lepiej? - Falkon wychylił się z sąsiedniej komnaty.

Marta potrzebowała dwóch rąk do łuku, Erytrea do czarowania, Falkon i krasnolud musieli iść z przodu. A Lurien...

Araia przesunęła wzrok ze zwaliska na Falkona i pokręciła głową.
- Zejdźmy teraz – stwierdziła zdecydowanie. - Nie mamy co czekać. Szczególnie, że on nas obserwuje, prawda? - Przesunęła pas z mieczem, by mogła po niego sięgnąć i poprawiła chwyt, by Eliot mocniej mógł się na niej oprzeć.

- Co za tajemniczy on? O kim mówisz? - Czarodziej przygryzł wargi z bólu, bez protestu przyjął pomoc dziewczyny. - Ale tak, chodźmy, nic mi nie jest, zaraz przejdzie.

- Ifryt - mruknęła niechętnie.

- Ifryt? - Mrużył oczy, próbując się skoncentrować. - Ifryt? Skąd się wziął ifryt? Dlaczego sądzisz, że nas obserwuje? Wszystko się mogło zawalić całkiem naturalnie, pod wpływem wybuchu świństwa ukrytego w tamtych pułapkach.

- Oczywiście. Ale na potrzeby chwili, wolę założyć, że złośliwy, wygolony dziad, rechocący pośród ognia, nie był moim osobistym przewidzeniem – lekko wzruszyła ramionami. - Jeśli tylko ja go widziałam, tylko ja mam problem. Jeśli ktoś jeszcze go widział, wszyscy mamy problem. Z dwojga złego w grupie raźniej - pomimo kpiącego tonu, widać było, że dziewczyna jest poruszona, spięta.

- Wśród ognia? Naprawdę? - Westchnął. - O rany, moja głowa. Chyba się, Araio, wpakowaliśmy wszyscy w większe bagno, niż ktokolwiek z nas myślał. O rany ... jednakże masz racje. W grupie raźniej. Jakoś spróbujemy ... się z tego wykaraskać. Ifryt ognia to silny przeciwnik, ale ... no, przecież tego króla-licza, który wcześniej rządził Vaasą właśnie grupa poszukiwaczy z Dalary pokonała. - Araia prychnęła lekko słysząc to określenie. - Damy radę ... jeżeli nie wygrać, przynajmniej wykaraskać się, damy ... auu! - Skrzywił się. - Źle stanąłem, jeszcze czuje nogę, przepraszam.

- Nie wiem. Może mi się przewidziało – przesunęła wzrokiem po twarzach towarzyszy, szukając na nich potwierdzenia lub zaprzeczenia swoich przypuszczeń. - Też go widzieliście?
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 05-05-2009 o 21:21.
obce jest offline  
Stary 06-05-2009, 09:50   #45
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Rubin był po prostu piękny. Brog uwielbiał te szlachetne kamienie. Ich przejrzystość i kolor krwi sprawiały, że w sercu krasnoluda budził się zachwyt i pożądliwość. Teraz tarcza była dla niego jeszcze bardziej cenna. Trzymał ją, a jego oczy wypełnił blask radości. Jednak zdawał sobie sprawę, iż rubin nie był li tylko ozdobą. Zapewne zapewniał jakieś magiczne moce. Pomyślne lub zgubne. Cały czas w zamyśleniu patrząc na tarczę krasnolud rzekł do wyłaniającego się z otworu w podłodze Falkona :
- Zostaw to przejście chuderlawy człowieczku. Jak coś tam jest to lepiej niech przyjdzie do nas, niż my do niego. Przynajmniej będziemy wiedzieć gdzie walczymy. Tylko miej baczenie na ten otwór. Ja idę zobaczyć zawał.
I poszedł w kierunku komnaty z pułapkami. Wprawdzie z toczonych rozmów wszyscy „specjaliści” uznali, że nie da się przejść, ale krasnolud wolał sprawdzić to sam. Stanął przed zawalonym przejściem podpierając się pod boki, by po chwili pokręcić głową.
- Z tydzień roboty. Pod warunkiem, że będziemy mieć stemple. Chyba, że magiki mają jakieś cudowne zaklęcie.
Spojrzał na ubabranego inkaustem i krwią Eliota.
- Może jednak lepiej, żeby nie próbowali.
Młody mag wyglądał jak siedem nieszczęść.
- Erytrea ? – spytał magiczki. – Możesz wysłać swojego nietoperza na zwiad ? Sprawdź przy okazji tarczę, jeśli możesz. Eliot jest na razie bezużyteczny.
Potem zwrócił się do Arai :
- Masz bystre oczy dziewczyno. Jeśli widziałaś Ifryta, to znaczy, że tam był. A to z kolei znaczy, że możemy jeszcze go po drodze spotkać. Nie spalił nas, bo pewnie nie mógł, ale na pewno spróbuje ponownie.
Brog pogładził się po brodzie. Nie mieli odwrotu. Jedyny kierunek, to do przodu. Świetnie. Lubił jasne sytuacje.
Usiadł przy ścianie ze skrzyżowanymi nogami kładąc topór na kolanach, a tarcze opierając o ścianę. Zajął miejsce tak, by widzieć komnatę ze słupem.
Na razie nigdzie się nie wybierał. Najpierw trzeba rozpoznać przejście i zbadać tarczę.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 06-05-2009, 11:22   #46
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Magini gładziła futerko swego chowańca, gdy zwierzątko pochłaniało kolejne suszone jabłko. Blasfemar był wprawdzie owadożernym nietoperzem, ale owocem też nigdy nie pogardzał. Czarodziejka musiała przyznać, że jej pupil to, po prostu, niepohamowany obżartuch. Teraz też oblizywał z lubością pyszczek, czarne paciorki jego oczu – słabych jak u kreta – świeciły łakomie, a duże uszy poruszały się w przód i w tył, gdy stworzonko śledziło dłoń swej pani. Erytrea pogłaskała go delikatnie.
- Kiedyś pękniesz, zobaczysz – stwierdziła, nie bez czułości, i tym razem wyciągnęła z torby ciemny słoiczek, w którym wiły się białe larwy jakiegoś owada. Kobieta zawsze miała przy sobie zapas pożywienia dla Blasfemara, na wypadek, gdyby nie mógł sam go dla siebie zdobyć. Nie sądziła, by te jaskinie obfitowały w insekty. Ale, prawdę mówiąc, nie znała się na tym.



Podczas gdy ona karmiła Blasfemara, Falkon zbadał drugą, mniejszą salę i odkrył przejście. Nie zdziwiło to czarodziejki, oczekiwała bowiem, że jakieś drzwi czy inne ukryte wejścia prędzej czy później znajdą. To miejsce było jak wyjęte z opowieści o awanturnikach i poszukiwaczach skarbów, które czytała jej i bratu matka, gdy byli jeszcze bardzo mali i nim choroba zabrała ją z tego świata. Erytrea wcale nie zdziwiłaby się, gdyby po zejściu na dół znaleźli smoka, leżącego na górze kosztowności. A może to zmęczenie tak ją otępiło... ~Chyba rzeczywiście za dużo czytam... Życie to nie opowieść~, przemknęło jej przez myśl. Zakręciła słoik, a Blasfemar poderwał się do lotu. Magini zajrzała do mniejszej sali. Pod drzwiami zgromadzili się już pozostali.
- Na dole jest dość pokaźna grota, mająca chyba kilka wyjść albo przynajmniej głębokich nisz, nie zauważyłem na pierwszy rzut oka żadnych niebezpieczeństw – oznajmił Falkon. Nietoperz zataczał już koła nad schodami. Araia, która najwyraźniej domyśliła się, co zamierza zrobić Erytrea, spojrzała na czarodziejkę.
- Czy twój mały towarzysz nie jest zbyt zmęczony? – spytała. Erytrea przecząco pokręciła głową.
- Nietoperze są dosyć wytrzymałymi zwierzętami, potrafią jednej nocy pokonać trasę nawet do 200 kilometrów. Zresztą, jakże mógłby się zmęczyć, skoro jak dotąd większość czasu spędził schowany u mnie za pazuchą? Najadł się, więc jest w pełni sił. Niech rozprostuje skrzydła – rzekła, a w tym samym momencie chowaniec zniknął pod linią posadzki.
- To co robimy? Czy Eliot jest w stanie chodzić? Czy może zamknąć to zejście i poczekamy, aż poczuje się lepiej? – spytał Falkon. Odpowiedź Arai zdawała się ucinać rozmowy, lecz Erytrea wtrąciła swoją opinię.
- Zaczekajmy chwilę. Ifryt najwyraźniej myśli, że już nas i tak załatwił, że nie znajdziemy wyjścia. Sądzę, że na razie nic nam tu nie grozi. A warto wiedzieć, co czeka nas w dole. Tak, Araio, też widziałam ifryta wśród jęzorów ognia. I wierz mi, ten widok przyprawił mnie o ciarki na plecach. Nie jestem odważna. Nie jestem wojownikiem. Nie jestem też specjalnie spragniona ekstremalnych wrażeń. Całą brawurę rodu Murciélago odziedziczył mój brat. Ja zaś lubię, by rzeczy były sprawdzone i pewne. Lubię wiedzieć, co mnie czeka, i lubię być przygotowana na wszystko. Zresztą… Cyganie twierdzą, że nietoperz jest stworzeniem przynoszącym szczęście. Według ich podań, pojawienie się tego zwierzęcia nad taborem, jego lot nad ogniskiem, przy którym zgromadzą się ludzie, wróży szczególny uśmiech losu. Może nam też przyniesie szczęście… - Zamilkła, dochodząc do wniosku, że i tak się niepotrzebnie rozgadała. Zwłaszcza że to, co mówiła, zaczynało być irracjonalne. To na pewno wpływ tego miejsca, wyjętego z mrocznych baśni. Budzącego zachwyt, ale i grozę. Musiała przyznać, że nietoperz bardzo dobrze pasuje do atmosfery podziemnych komnat. ~Ale przecież tak nie powinien zachowywać się racjonalnie myślący mag~, skarciła się w myślach. Za kogo oni ją wezmą? Z drugiej strony, czy to, co pomyślą o niej inni, ma większe znaczenie?

Pytanie Broga nie było już potrzebne. Kobieta czuła kształty i kontury tak, jakby przed jej oczami pojawił się czarno-biało-szary obraz, niczym mapa narysowana na piasku, a ona miast przypatrywać mu się, wodziła po liniach rysunku palcem. Nim mogła komukolwiek opowiedzieć o tym, co przekazuje jej nietoperz, potrzebowała chwili skupienia. Blasfemar miał świetny słuch i węch, a ona była przyzwyczajona przede wszystkim do oglądania świata i opisywania go obrazami. Jej towarzysze, zresztą, pewnie też. Pozwoliła chowańcowi zbadać salę i ewentualne korytarze, skupiając się na razie na drugiej prośbie krasnoluda.
- Pokaż tę tarczę – rzekła po prostu. Olbrzymi rubin, odbijający i załamujący światło, wydał jej się nienaturalny, nieprawdziwy. Widziała pełne przepychu siedziby magów i możnych. Zawsze uważała, że klejnoty, którymi się obwieszali bogacze, to niepotrzebna i śmieszna wręcz demonstracja. Nigdy jednak nie oglądała jeszcze tak wielkiego kamienia szlachetnego. Zapewne dla krasnoluda był szczytem piękna. Ona zdecydowanie przerobiłaby go na mniejsze, gdyby to od niej zależało. Zamiast jednak rozmyślać dłużej nad takimi głupotami, skoncentrowała umysł, sięgając po magię.
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 07-05-2009 o 08:40. Powód: Wstawienie obrazka.
Suarrilk jest offline  
Stary 08-05-2009, 15:51   #47
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Wśród górników krąży takie powiedzenie, że ziemia zanim okaże swój wielki gniew, najpierw ostrzega łagodnie i ci, którzy potrafią słuchać i rozumieją jej mowę wiedzą kiedy stanie się coś złego. Tego dnia w Talagbar nikt nie spodziewał się żadnych kłopotów. Dwaj, postawieni przez sztygara, do pilnowania wejścia do tunelu, krasnoludzcy górnicy zaczynali powoli sądzić, że będzie to jedna z nudniejszych dniówek. Ochotnicy, którzy zgłosili się do sprawdzenia zniknęli jakieś dwie godziny temu. Od tego czasu nie docierały do nich żadne podejrzane odgłosy. Nikt też nie wybiegł z krzykiem i kolejną opowieścią o potworach. I wtedy ziemia zadrżała, nie było to jednak naturalne drżenie, które rodzi się w jej wnętrzu, a potem falą przechodzi coraz dalej i staje się coraz potężniejsze, bu ostatecznie zniszczyć i zmienić wszystko na swojej drodze. Wybuch był nagły, gwałtowny i bardzo zintensyfikowany. Prawdopodobnie w innych, oddalonych częściach kopalni mógł pozostać prawie nie zauważony. Co dziwniejsze, nie nastąpił on na zewnątrz, ale do środka. Jakby skały przyciągane ogromną siłą zapadły się w sobie. Grono i Darhil, bo tak nazywali się dwaj strażnicy tunelu, z konsternacją podrapali się po swych długich brodach. Obaj żyli już na tym świecie wiele lat, ale czegoś podobnego jeszcze nie widzieli. Szanse przeżycia w takich warunkach były raczej znikome...

Tymczasem dzielni bohaterowie, mimo złośliwości podstępnego ifryta, z nowym zapałem zabrali się do sprawdzania kolejnego pomieszczenia, co zaowocowało przede wszystkim odkryciem prawdopodobnej drogi ucieczki z pułapki w jakiej się znaleźli. Postanowili jednak najpierw sprawdzić dokładnie co ich czeka i odpocząć w miejscy prawdopodobnie w miarę bezpiecznym, zanim dalej wyruszą.
Choć w świecie pozbawionym widoku ciał niebieskich, trudno jest liczyć upływ czasu bez specjalnych urządzeń, stworzonych do tego celu, każda istota ma swój wewnętrzny zegar, który przypomina, że czas właśnie na odpoczynek lub posiłek. Jeśli chodzi o jedzenie zegar Marthy działał wręcz niezawodnie. W ciszy, która zaległa po ustaleniu kierunku działań rozległo się głośne, jednostajne burczenie, które wzrok wszystkich skierowało na zawstydzoną dziewczynę.

Erytrea uśmiechnęła się tylko i ponownie wysłała swego małego przyjaciela, by rozpoznał teren, zanim sami się tam udadzą. Zwierzątko rozpostarło skrzydełka i ruszyło śmiało do przodu. Jaskinie, podziemia, noc to był jego żywioł, tutaj czuł się najlepiej, był u siebie. Szybko sfrunął po schodach i rozpoczął penetrację niższego rejonu.
Kilka wejść okazało się tylko płytkimi niszami, tak jak przypuszczał Falkon, inne otwierały się na mniejsze groty, ale nie prowadziły nigdzie dalej. Tylko dwa wejścia okazały się pod tym względem inne. Pierwsze, przez jakiś czas prowadziło wąskim, około metrowej szerokości korytarzem stromo wznoszącym się w górę, by w końcu otworzyć się, jak opisała to na podstawie przekazu Blasfemara, na wielką przestrzeń z wodą płynącą u dołu. Po drugiej stronie był kolejny korytarz prowadzący dalej w górę.
Natomiast drugie wejście okazało się dziwne i wręcz nawet niebezpieczne do naszego małego zwiadowcy. Ultradźwięki emitowane z głębi korytarza, z kierunku w którym leciał okazały się tak intensywne i o takiej częstotliwości, ze całkowicie zakłóciły mu możliwości echolokacji. Maleńkie zwierzątko z piskiem i trochę oszołomione powróciło pośpiesznie do swej opiekunki.
W czasie jego nieobecności kobieta próbowała dowiedzieć się czegoś na temat tarczy krasnoluda, niestety jej umiejętności w tej dziedzinie były trochę ograniczone i poza wiedzą że jest magiczna nie była w stanie powiedzieć. Taka jednak była już wcześniej o czym Brog świetnie wiedział.

Wtedy za jej oglądanie zabrał się młody czarodziej, którego obita głowa zaczęła już przychodzić do siebie. Zawsze interesowały go magiczne przedmioty, pewnie dlatego w miarę szybko udało mu się zauważyć kilka interesujących szczegółów. Przede wszystkim Rubin nie był do końca rubinem. Wyglądał jak piękny kamień szlachetny, ale w rzeczywistości był wielki skupiskiem magii. Eliot wysnuł nawet tezę, że jest on częścią jakieś całości, częścią magicznego zaklęcia, które ujawni się dopiero po zgromadzeniu całości. Nadawał tez tarczy pewna ciekawa właściwość. Chłopak przyłożył do tarczy płonąca pochodnię, a płomień odsunął się od niej gwałtownie, jakby odepchnięty jakąś siłą.
- Wygląda na to, że z tą zabawką niegroźne ci będą nawet kule czy ściany ognia, nie chciałbym się jednak wtedy znajdować naprzeciw ciebie lub blisko w pobliżu – powiedział do krasnoluda wręczając mu tarczę – Nie jest jednak objęta klątwa i możesz używać jej bez obaw.
 
Eleanor jest offline  
Stary 08-05-2009, 19:10   #48
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Straszna siła - czarodziej stwierdził siadając. - Dziękuję - skłonił lekko głowę przed czarodziejką. Pamiętał, jak bardzo starała mu się pomóc, kiedy zaliczył całkiem twardy i bolesny upadek. - Mówiłem, że te mikstury się przydadzą, chociaż nie myślałem, że w takich okolicznościach.
- Siła? Mówisz o tarczy
? - Zapytała Erytrea jeszcze raz przyglądając się uważnie rubinowi.
- Tak. Szczerze mówiąc, można się było tego spodziewać. Tu tak wszystko jest przesycone magią, że niejeden czarodziej dałby sobie odciąć ... - szybko zlikwidował myśl, która przyszła mu do głowy i wymienił ów gadżet przeznaczony do odcięcia nie chcąc zawstydzać kobiet. Ponadto, no, gdyby powiedział to na głos, Erytrea mogłaby się poczuć no … nieco pominięta, ewentualnie niedowartościowana - … palec dałby sobie, żeby móc to badać dłuższy czas.

Magini odwróciła się w stronę Eliota.
- Czy byłbyś w stanie nauczyć mnie czaru identyfikacji, którego teraz użyłeś? Wstyd się przyznać, ale dotąd nie miałam okazji go poznać. Widzę teraz, że może nam się przydać, nie wiadomo, jakie jeszcze magiczne przedmioty znajdziemy i czy wszystkie będą dla nas nieszkodliwe.
Czarodziej wyciągnął z torby księgę:
- Oczywiście, jak chcesz, to przepisz do swojej - przez chwilę patrzył to na kobietę, to na tulącego się do niej nietoperza i wydawało się, że w pewnej chwili chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. - Popatrz na okładkę - rzekł po chwili - kiedy stałem na galeryjce widziałem mapę. Tą, którą odkryła Martha. Stamtąd doskonale można rozpoznać. Przerysowałem ją - i zaczął opowiadać szczegóły. Dosyć głośno, tak, że wszyscy mogli usłyszeć.

- To rzeczywiście intrygujące. Wygląda na to, że jeżeli uda nam się stąd wydostać, będziemy musieli udać się w te miejsca i odszukać przedmioty, podobne do tarczy Broga. Pamiętasz? "Siedmiu magów, siedem życzeń". Być może każdy z nich zaklął jakąś cząstkę swojej magii w przedmiocie. To byłyby te klucze, o których głosił napis nad wejściem. Nas też jest siedmioro, być może dlatego, że jedna osoba nie zdoła aktywować kluczy samodzielnie.
Czarodziejka przypatrywała się mapie, głaszcząc Blasfemara, który wkrótce zniknął pod jej płaszczem.

Na moment wszystkie ciarki przeszły Eliotowi po grzbiecie.
~ „Jeżeli uda nam się” powiedziała. Jeżeli! Jeżeli! ~ Krzyczał w myślach ~ A jeśli … ~ nie skończył zdania. Natychmiast wrócił do przerwanej konwersacji oceniając, że jeżeli natychmiast się czymś nie zajmie, to, znajdująca się pod jaka taka kontrolą, obawa weźmie górę nad opanowaniem. Drżące ręce ukrył pod szerokim płaszczem. Chciał się stąd wydostać, żeby wydostały się dziewczyny, Falkon, pyskaty krasnolud, nawet wlekący się niczym smród po gaciach elf.
- Jak chcesz wpisz do swojej księgi identyfikację – miał nadzieję, że nie słyszy leciutkiego drżenia w jego głosie. - Warto rzeczywiście, żebyśmy obydwoje mieli ten czar. A nawet, jak się nie przyda obecnie, może wykorzystasz go kiedyś. Jeśli masz ochotę na coś jeszcze, nie przejmuj się, tylko przepisz, choć pewnie na to czasu nie będzie - wiedział, że kopiowanie czarów jest dosyć pracochłonne i wymaga wiele uwagi. - Tymczasem chwilę sobie odpocznę. Mimo wszystko nie czuję się jeszcze normalnie po tym zderzeniu z twardą podłogą.
- Przepiszę teraz tylko identyfikację. Odpoczynek to dobry pomysł i dobrze byłoby się posilić, ale lepiej nie tracić więcej czasu niż potrzeba. Porozmawiamy o zaklęciach, gdy wyjdziemy na powierzchnię.
~ Czyżby jednak zauważyła i chciała podzielić się z nim swoja pewnością
? ~ Możliwe, ale wierzył, że czarodziejka ma rację. Przynajmniej chciał wierzyć.


Erytrea wyciągnęła swoją księgę, by przepisać czar, po czym najwyraźniej coś jej się przypomniało, gdyż dodała po chwili:
- To drugie, dziwne wejście, które znalazł Blasfemar ... To, z którego uciekł. Coś tam jest. To coś, co mu przeszkodziło, takie niesłyszalne dźwięki – tłumaczyła czarodziejowi niezrozumiałe pojęcie - nie były naturalne. Mógł je wywołać jakiś przedmiot, być może urządzenie. Może to także być efekt magii – Erytrea wydawała się pewna swojej opinii. - Może to kolejna pułapka?
Nie wiedział, dlaczego Erytrea odrzuciła możliwość, iż mieli do czynienia z naturalnym zjawiskiem? Ale uznał, że wie, co mówi. Może była bardziej wyczulona na takie zjawiska? A może po prostu posiadała większa od niego wiedzę? Założył, że to całkiem możliwe.
~ Właściwie jednak ~ przyznał przed sobą ~ obecnie zaczynam się bać tak, że pewnie przyznałbym każdej osobie, która mówiłaby o wyjściu z tych katakumb, każdą rację, jaką by tylko chciała.

- Ech, ale dalej po drugiej stronie jest jakaś woda płynąca
– powiedział może trochę zbyt szybko, jak na opanowanego poszukiwacza przygód. - Jest szansa, ze wypływa gdzieś na powierzchnię.
- Tak, to może być dobry znak
- przytaknęła, biorąc się do pisania. Na bladym czole pojawiła się zmarszczka, świadcząca o koncentracji.
- Pytanie, czy tam musimy w ogóle leźć? W to tajemnicze coś? Może nie mamy takich wrażliwych uszu jak nietoperz, ale także jakieś mamy? Chyba nikt nie chce stracić słuchu. Ok, pisz, pisz - odsunął się widząc, iż skupia się nad swoja księgą. Mówił może trochę za dużo, byle tylko nie myśleć o kopalni.
- Nie mówię, byśmy tam szli - podniosła głowę znad księgi. - Wspominam o tym na wszelki wypadek. To coś, co wystraszyło Blasfemara, kryje się w głębi korytarza, może jest tam jakaś sala.
~ Może jest
~ pomyślał. ~ Ale uciekajmy stąd jak najszybciej. Przygody wcale nie są takie, jak sobie wyobrażałem. Owszem, super, że są dziewczyny. Araia i Martha, z którymi poznałem się najmocniej i nawet Erytrea, ładna i z którą idzie się dogadać. Falkon i krasnolud także niczego sobie, choć Brog pyszczy, ale wszystko jedno. Krasnoludy ponoć umieją poruszać się po kopalniach. Może on nas stąd wyprowadzi? Nawet elfa. Ale, dobrze, że są, jednak chyba przyjemniej byłoby na zewnątrz. Siąść w lesie, przy ognisku. Przytulić się. Może nawet … pocałować ~ ta myśl, niezwykle sympatyczna, spowodowała, że twarz mu się nieco rozpogodziła. ~ Skoro ta woda płynie, my zaś jesteśmy na górze, bo przecież do kopalni wspinaliśmy się, powinna gdzieś wypływać.
 
Kelly jest offline  
Stary 09-05-2009, 16:10   #49
 
Judeau's Avatar
 
Reputacja: 1 Judeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znany
Co za upokorzenie! Co za wstyd! Ocalony przez obywatela drugiej kategorii, mieszańca, ród, który Droga Matka uważała za obrazę dla całej rasy elfiej... hybryda zrodzona ze zdegenerowanego związku ludzkiego zwierzęcia z istotą Wyższej Krwi... Ani człowiek. Ani elf. Nienaturalne monstrum, dla którego nie powinno być miejsca na tym świecie... Istota gorsza, jak mawiała matka... i on tak sądził... oh w jakimż był błędzie! Ostatnie czasy pokazały mu dobrze, że nie rasa i urodzenie czyni wartościowym. Wiedział to, ale wymazanie dawnych przekonań nie było takie proste... w tych momentach zazdrościł ludziom jak szybko umieją adaptować się, zmieniać kiedy sytuacja tego wymagała. Ot rok, dwa, może pięć i z jednego człowieka powstaje nowy... jakże mogą się formować przyjaźnie i miłości u tej fascynującej rasy? Podróż, mgnienie nieobecności i po powrocie ukochana nie żyje a w jej ciele mieszka inny człowiek! Lurien nie potrafiłby radzić sobie z taką niepewnością dnia następnego, szaleństwo człowieczeństwa byłoby jedynym wyjściem... życie ludzkie to zaiste krótka mordęga, jak mawiała Droga Matka. Cóż, przynajmniej krótka. Niektórzy z lepszych ras wiele by dali, by zaznać tego miłosierdzia losu.
Ciało, które przerzucał cuchnęło, ale zapach ten był niczym w porównaniu z dyskomfortem bliskości kobiety, której zawdzięczał... może nawet życie. Droga Matka czułaby się... bardzo zawiedziona jego osobą. Zażenowanie porażką mieszało się w jego duszy z potrzebą wyrażenia wdzięczności za to co zrobiła i z lekką domieszką niechęci do półelfów, dając mieszankę palącą jak kwasy elfickich mistrzów alchemii. Dziękował za dziesięciolecia treningów opanowania, bo bez nich najpewniej rzuciłby się teraz do ucieczki.
- Odsuń się – syknęła.
Przeprosiny które właśnie starał się wyartykułować zamarły w krtani. Chyba była zła... może to nie najlepszy moment, w końcu babranie się brudzących zwłokach nie sprzyja dobremu nastrojowi... „Droga Matka pewnie zemdlałaby nawet widząc tę scenę na obrazie...” – pomyślał, nie bez lekkiej satysfakcji.


Ostre, elfie uszy drgnęły, gdy słyszał półkrwistą wspominającą o nim samym. Nie podsłuchiwał z premedytacją, ale dźwięki tak czysto niosły się w tym jakże imponującym pomieszczeniu... Freawyn stał po środku sali beznamiętnie oglądając otoczenie i układał sobie w głowie rozmowy towarzyszy i pobojowisko które zobaczył w sensowną historię. Rozmowa Arai była nie do zignorowania do mimowolnie nastawionych w jej kierunku uszu. Nie czuł się z tym źle, na dworze używano dużo mniej powszechnie akceptowanych metod zdobywania wiedzy, choć zdawał sobie sprawę, że współtowarzysze mogą niepodzielać jego tolerancji.
- Gra mi tym swoim zachowaniem godnym. – słowa młodego Eliota jakkolwiek dziwnie sformułowane, jak na człowieka usiłującego mówić elfim przystało, przyniosły lekką ulgę. Choć przed tą jedną osobą krucha ściana pozorów go chroni. Przez cały pobyt na kontynencie miał wrażenie, że mało kto widzi go tak „godnym”, jak Lurien by chciał...
Nagle uświadomił sobie na co od kilku sekund patrzy. W jednej chwili zdębiał. Oto Sundanaell Telemnar, ten, którego nienawiść i mściwość odwiodła od wielkości... ten, którego bajka niesie młodym elfiątkom przestrogę, którą w nadziei ich matek, będą niosły ze sobą przez życie... A więc... ifrit... i on... W każdej bajce znaleźć można ziarno prawy, ale w tej jednej to nie ziarno... to potężne drzewo. Dreszcze przechodzące po plecach przyniosły uśmiech na jego na kamienną twarz. Jakże pięknie to się układa...

Wybuch! Powietrze wokoło pękło! Nim Lurien zrozumiał co się dzieje, jego ciało zareagowało samo. Skoczył, przeturlał się miękko po granicie jednocześnie naciągając łuk i przykucnął nisko, za pomnikiem, z grotem wycelowanym wprost w... wyłaniającego się z morza ognia ifrita! Śmiech zmroził błękitną krew w żyłach, ale tym razem nie strach zdominował jego serce. Radość! A więc to prawda! Jest na dobrej ścieżce, jest blisko! W końcu! Rozwiązanie nadchodzi, kres drogi, na dobre czy na złe! Łomot skał i trzęsienie ziemi ucięły rozmyślania i przybiły go do ziemi. Zacisnął zęby, spodziewając się ton kamienia spadających z góry, ale zamiast nich jedyne co spadło, to nieszczęsny Eliot Smoczy Język. Przez chwilę elf znieruchomiał spodziewając się utraty towarzysza, ale jego jęki i szczebiotanie uwijających się nad nim kobiet rozwiały obawę. Uśmiech ponownie zagościł na elfiej twarzy. Sympatyczne dziecko. Pewnie żadna z drużynowych dam nie miała potomka, więc młody mag dawał ujście ich uczuciom macierzyńskim... choć patrząc na młodziutką twarz tropicielki mogło to być coś innego... nie żeby elf potrafił widzieć zawiłości ludzkich miłostek.

Z tętniącą od adrenaliny głową wysłuchał niecierpliwie wielotorowych dyskusji towarzyszy i, znajdując chwilkę milczenia, gdy wszyscy byli obecni i skłonni by słuchać, przemówił.

- Imran al Karim – mówił wyraźnie i powoli, maskując zręcznie ekscytacje – Ifrit, którego widziałyście. Erytreo. ... Araio. – spojrzał na półelfkę najpierw niepewnie, potem bezpośrednio i ukłonił się ledwo zauważalnie. – Przyjmuję za wielce prawdopodobne, że cześć z was była świadoma historii o nim, gdy godziła się na tę misję. Liczbowe korelacje między naszą grupą a magami i natura posągów jak i samej legendy pozwalają sądzić, że wszyscy przybyliśmy tu zwabieni zewem prastarego zaklęcia. Jeśli tak jest faktycznie, nasze losy są związane, towarzysze. Uważam, że powinno to zostać oficjalnie powiedziane, dla pełnej jasności naszych celów. Ja... Lurien Freawyn, deklaruje wierność tej misji i tej kompanii, aż do wypełnienia się jej przeznaczenia.
Ukłonił się ponownie i oczekująco przesunął wzrokiem po reszcie drużyny.
 
__________________
"To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS

Ostatnio edytowane przez Judeau : 10-05-2009 o 00:23.
Judeau jest offline  
Stary 09-05-2009, 20:17   #50
 
Joann's Avatar
 
Reputacja: 1 Joann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumny
Gdy Eliot spadał, była chyba zbyt wolna, by zrobić cokolwiek. Wolna, lub przerażona tym, co działo się dalej, na zewnątrz komnaty, w której się znajdowali.
~ I my mamy mierzyć się z taką potęgą?! ~
Widok ifryta przeraził ją, chociaż też pocieszył - była na dobrej drodze. A magowie, którzy wykonali tą komnatę, musieli być potężniejsi od tego... stwora, gdyż zablokował drogę na zewnątrz, ale nie zrobił krzywdy im samym! Oczywiście przestało się to liczyć, gdy młody czarodziej łupnął o ziemię. Marthę aż rozbolały zęby, gdy pomyślała, jak musiał się czuć Eliot. Biedny. Doskoczyła do niego, ale wyprzedziła ją ta
czarodziejka, Erytrea. Nieistotna sprawa, raczej. Powinni sobie pomagać, zawsze i wszystkim. Tak sobie to zawsze tłumaczyła, ale nie znała jeszcze tych ludzi... i nieludzi, dodała w sobie w myślach. Tutaj pozostałe kobiety najwyraźniej bardzo chciały czarodziejowi pomóc, toteż Marthcie pozostało tylko się uśmiechnąć.
- Dałabym ci buziaka, ale jesteś cały brudny.

Roześmiała się radośnie, ciesząc się bardziej z tego, że chłopakowi nic nie jest. Bo sytuacja nie była za wesoła, nawet po odnalezieniu kolejnego przejścia. Araia i Erytrea zajęły się Eliotem, jej nie pozostało nic innego jak podejść w pobliże nowej komnaty. Dokładnie obserwowała ruchy Falkona. Ten mężczyzna jej w pewnym sensie imponował. Nie mówił wiele, ale zawsze wiedział co robić, jak się zachować i gdzie może być coś niebezpiecznego. Ona trochę też takiej wiedzy przyswoiła, ale tylko na
powierzchni, w naturalnym terenie.
~ Tutaj jestem przecież całkiem ślepa! ~
Zmroziła ją lekko ta myśl. Falkon zniknął na jakiś czas, tropicielka poświęciła ten czas na zastanowienie się co dalej. Oczywiście wyjść stąd i powiedzieć o tym co znaleźli. A potem? Była na dobrej drodze. Czy pozostali też wiedzieli? Wyszła na środek sali, pokazując najbliższy z kwadratów, na północ od ich obecnej pozycji.
- Macie zamiar iść dalej, według tej mapy?
Przestraszyła się trochę swojego głosu, który dziwnie zabrzmiał w odciętej, ogromnej, podziemnej sali.
- Bo ja tak... Nawet jak tam już nic nie zarobię. Ta zagadka wydaje się warta rozwiązania, nawet jak trzeba będzie przejść przez morze lodu.
Spojrzała jeszcze raz na posadzkę i ruszyła do zejścia na dół, bowiem Falkon już wychodził.

Wysłuchała jego słów i zamyśliła się. Zawsze jak było kilka przejść, to się rozdzielali i umawiali za jakiś czas. Może pod ziemią to też mogło zadziałać?
- Ifryt pojawił się, chociaż widziałam takie stworzenie pierwszy raz
w życiu. Wiele rzeczy widziałam tu po raz pierwszy.
- jej wargi skrzywiły się w kwaśnym uśmiechu - Póki Eliot nie odzyska sił, może sprawdzimy trochę tego, co jest na dole? Jeśli to stworzenie, co nas tu zamknęło myśli, że mu się udało, to czas może być ważny. Bo jak zablokuje drugą drogę ucieczki to zostaniemy tu na zawsze. Nie chciałabym tak umrzeć - wzdrygnęła się wyraźnie.
Obrzuciła Falkona bacznym spojrzeniem i odchrząknęła, podchodząc.
- Nie widzę w ciemności i nie znam się na podziemiach, ale byłam niezła w wypatrywaniu. Jeśli byś udzielił mi kilka krótkich wskazówek, to mogłabym pomóc. Może te przejścia szybko się kończą? Sprawdzilibyśmy kilka, zagłębiając się określoną ilość kroków wgłąb każdego i wracając.
Rozejrzała się po wszystkich, zastanawiając się, czy to dobrze, że się odzywa. Zawsze ona była tylko od wykonywania rozkazów, nie od jakiś głupich propozycji, które pewnie zaraz wszyscy wyśmieją. Na swoje usprawiedliwienie dodała więc tylko jedno zdanie.
- Czas może się okazać ważny.

Pewnie by się okazał, gdyby w swojej ślepocie dostrzgła, że Erytrea już posłała nietoperza. A ten wrócił z wieściami, dobrymi i złymi, bo chociaż nie musieli już zwiedzać wszystkich korytarzy. Gdy więc w brzuchu jej zaburczało, tropicielka zarumieniła się, zwracając do elfa.
- I ja wiedziałam o ifrycie, może bez imienia tylko. Nic przyrzec nie jestem godna, zwłaszcza jakoś tak oficjalnie. Za to obiecuję, że wspomogę tych, którzy tak jak ja pójdą odszukać pozostałe miejsca. Chyba się powtarzam.
Zarumieniła się raz kolejny, wkładając do ust kawałek suszonego mięsa. Ten brzuch zawsze odzywał się w złym momencie! By ukryć coraz większe zmieszanie i nie robić z siebie jeszcze większej idiotki, zwróciła się do Falkona.
- Zbadamy ten korytarz, który odstraszył nietoperza? Może wtedy mógłbyś mnie nauczyć kilku rzeczy, znaczy nie jak nie chcesz i to sekrety... chciałabym się tylko bardziej przydać.
Zamotała się po raz kolejny, poszła więc tylko do zejścia na dół. Rzuciła jedno spojrzenie zajętemu innymi kobietami Eliotowi i następne Falkonowi. Może sprawdzić korytarz sama, przecież często tak działała!
~ Zwiadowca, który snuje się z tyłu! Przynosisz wstyd swojemu nauczycielowi! ~
 

Ostatnio edytowane przez Joann : 09-05-2009 o 20:19.
Joann jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172