Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-04-2009, 01:08   #31
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Decyzja została podjęta, plan działania ustalony, a wszyscy zajęli wyznaczone pozycje. Młody mag ze skupieniem rozpoczął swą inkantę. Magiczna formułka poparta ekspresyjnymi gestami wypowiedziana i czar rzucony...
Mała kulka złotego blasku wypłynęła z jego rozchylonych dłoni i przepłynęła przez salę kreśląc za sobą niewielka smugę, która po chwili rozpłynęła się w nicość. Za to kulka zatrzymała się w miejscu gdzie zawaliła się ściana komnaty i zaczęła gwałtownie rosnąć, by po chwili rozprysnąć się w ognistym wybuchu. Wszyscy usłyszeli skowyt bólu, który gwałtownie się urwał i w tym momencie rozpętało się piekło...
Nie wiadomo czy było to z góry zaplanowane, czy coś popsuło się w magicznych zabezpieczeniach, ale pułapki, które Falkon określił jako rozbudzające ogień zaczęła wybuchać jedna po drugiej, od miejsca uderzenia kuli, do wejścia w korytarzu, przy którym stali zaskoczeni bohaterowie. Cofnęli się odruchowo widząc to niesamowite zjawisko. Niestety korytarz był wąski i stojący najbliżej portalu czarodziej nie miał miejsca by się szybko cofnąć. Brog, działając całkiem instynktownie, wysunął się przed zaskoczonego chłopaka przyjmując na swą tarczę, na szczęście niezbyt silny tutaj, podmuch ognia.
Po chwili wszystko się uspokoiło, jedynie intensywny, mdły zapach spalonego mięsa, był świadectwem szalejącego w komnacie żywiołu. Łotrzyk, który potem zaraz wszedł do komnaty i obejrzał najbliższą płytę z piaskowca, z zaskoczeniem stwierdził, że odpalenie ognia nie wyczerpało jego mocy i pułapka dalej była aktywna.
Nie zastanawiając się dłużej wszyscy choć trochę niepewni ruszyli naprzód, po wyznaczonej przez Falkona trasie. Najpierw krasnolud i Araia, która jeszcze przed odpaleniem kuli przygotowała się na ogniste podmuchy owinąwszy włosy i dolną część twarzy zwilżonym pasem materiału. Teraz zdawali sobie doskonale sprawę, że gdyby jakieś stwory wskoczyły do sali i nadepnęły na żółta płytę, nic by ich nie uratowało...
Nieniepokojeni przez nic i nikogo przeszli do wyrwy w ścianie i wtedy w blasku górniczych pochodni zobaczyli dwa truchła spalonych stworów i kolejne trzy choć lekko osmalone, to jednak najwyraźniej czające się by zaatakować. Doskonały wzrok krasnoluda pozwolił mu dojrzeć kolejnych wrogów czających się w ciemnościach.

Wszyscy przygotowali się do walki: Wojownicy ścisnęli w dłoni mocniej swe miecze, Martha napięła swój łuk, a magowie przygotowali czary. Najważniejsze było powstrzymanie stworów przed przeskoczeniem zapory z kamieni. Pierwsza do bestii dopadła Araia, która jako zwinna i zręczna bez problemu wskoczyła na zawalisko. Za nią wdrapał się Brog, ale i tak pierwszego wroga powaliła łuczniczka, zręcznie wypuszczając dwie strzały w najbliższego, w momencie gdy stawał na tylne nogi, szykując się do skoku.
W tym czasie ciekawska natura pchnęła łotrzyka do wejścia, oczywiście po uprzednim sprawdzeniu poziomu ryzyka takiego czynu. Przejście wydawało się zupełnie nie zabezpieczone pułapkami, dlatego mężczyzna zatrzymał się jak wryty gdy w momencie, gdy stanął na portalu, cała sala dosłownie zapłonęła światłem, które rozświetliło także mocno przestrzeń w sali i jaskini na dobrych kilka metrów. Nie stało się jednak nic więcej, tylko bestie, które walczyły najbliżej, podkuliły ogony i skamląc uciekły z zasięgu światła.

Kiedy bohaterowie odetchnęli z ulgą, że przynajmniej to niebezpieczeństwo zostało od nich odsunięte, popatrzyli na siebie i ze zdziwieniem zauważyli, że nie ma z nimi elfa.

Można było teraz bez problemu odczytać napis w języku magów, znajdujący się nad wejściem, bo zapłonął magicznym blaskiem. Wyglądał po przetłumaczeniu jak dziecięca wyliczanka:
„Siedmiu magów, siedem życzeń
Siedem kluczy do siedmiu bram
Siedem miejsc i siedem wyzwań
do otwarcia niezbędne wam.”


Sama sala, o czym mogli się przekonać po przekroczeniu portalu, była naprawdę wielka. Długa na jakieś czterdzieści metrów, szeroka na dwadzieścia i wysoka na kilkanaście. Całe ściany i sklepiony gwiaździście sufit, pokrywał gładki, czarny kamień.
Dziwna była także posadzka sali, zbudowana z kamiennych płyt różnej wielkości.. Najwyraźniej wykonana z wypolerowanego marmuru. Mimo, że kamienie były pocięte, sprawiały wrażenie jakby kiedyś stanowiły jedną całość. Układ żył łączyła się ze sobą wprost idealnie.
Na o dwóch dłuższych bokach, w niszach, na kamiennych postumentach, stały ogromne kilkumetrowe posągi z szarego granitu, przedstawiające ludzi, ubranych w długie szaty wyglądające jak togi czarodziei. Wokół i nad postaciami wyrzeźbione były bogate ornamenty z tego samego granitu.

Także naprzeciw wejścia, znajdował się kolejny posąg. Nad nimi wypisane były imiona magów, które poszukiwacze poznali już z napisów w korytarzu. Teraz najwyraźniej mogli zobaczyć ich twarze wykute w kamieniu.
Tylko nad środkowym nie było imienia, za to kolejny napis, o dziwo w języku krasnoludzkim i brzmiał on, jak szybko przetłumaczył wszystkim Brog następująco:
„Aby zdobyć musisz poświęcić
Aby docenić musisz się męczyć
A kto odda z szczerego serca
Ten zyska o wiele więcej.”

Ten posąg także był inny: Przedstawiał krasnoluda, dziwnie podobnego do Broga, trzymającego w jednym ręku topór, a w drugim... Właśnie, sądząc po układzie, dłoni powinien trzymać w niej tarczę, ale tarczy wyraźnie brakowało...
 
Eleanor jest offline  
Stary 26-04-2009, 16:52   #32
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Gdy Eliot z drobiazgowością godną prawdziwego akademika, podsumowywał i uszczegóławiał wymyślony wcześniej plan, Araia przysunęła się lekko do Broga i – żeby nie zagłuszać młodego maga – mruknęła cicho:

- Masz trochę racji – przyznała. - Ale nikt z nas nie jest suzailańską tancerką, może więc skupmy się na zabiciu tych stworów a nie pląsach pośród pułapek.

Przesunęła wzrokiem po swoich towarzyszach. Poczynając od Broga, przez Erytreę, Falkona, Eliota i Marthę. Widok ostatniej dwójki przywoływał na jej twarz lekki, słodko-gorzki uśmiech. Najmłodsi i najbardziej niewinni z ich siódemki dobrze wyglądali razem, stojąc tak bardzo blisko siebie. Araia widziała ku komu wędruje spojrzenie Eliota, kogo chwyta za dłoń, by chronić i kto troszczy się o niego na tyle, by publicznie tą troskę deklarować. Dla wychowanej wśród elfów półelfki ich zachowanie, biorąc pod uwagę długość znajomości, było zadziwiające. Budziło ciekawość, zdziwienie i trochę smutku.
Patrząc na nich, miała wrażenie, że dla nich czas płynie o wiele szybciej niż dla niej.
Elfy się nie śpieszą. Elfy celebrują znajomości – powoli, w skupieniu, nie przekraczając granic wyznaczanych etykietą i zwyczajem. Dla Arai ich czas przypominał rozświetloną słońcem kroplę żywicy, leniwie spływającą po korze olbrzymiego drzewa.
Doskonałość delikatnej kropli i chropawy brąz pnia.
To, co być może rodziło się właśnie między dwójką młodych ludzi trochę szokowało dziewczynę. Było takie szybkie, takie nieprzemyślane. I takie delikatne i szczere.
I niestety publiczne.
Bo Araia zdecydowanie wolałaby, żeby młodzi nie afiszowali się tak przed nimi. Przed nią. Szczególnie, że w głębi korytarza stał Lurien, którego twarz pokryta rozedrganymi plamami cienia, wyglądała jak twarz Alla'yana.

Araia potrząsnęła głową, jakby otrząsała się z nieprzyjemnego snu. Spojrzała jeszcze raz na Eliota i Marthę, na Luriena i na pomarańczowy kwiat wczorajszego wieczora ofiarowany jej przez maga.
Wyjęła go zza paska i odrzuciła na bok, gdzie upadł pomiędzy kamienie. Głupi odruch dumy i niezrozumiałej irytacji, którego zaczęła żałować już kilka sekund później.
Zamiast podnieść go, zacisnęła usta, prychnęła cicho, zła na siebie oraz puszczające nerwy i przewiązała włosy i dolną część twarzy pasem materiału, by ochronić się przed ewentualnym podmuchem ognia. Do nadgarstka przywiązała rzemień, którego drugi koniec przymocowała do tsuby Zahira. Sprawdziła uważnie długość. Było dobrze. Rzemień wytrzymał ciężar wypuszczonego z dłoni miecza i pozwalał szybko schwycić go z powrotem.

Zajęła swoją pozycję, czekając aż Brog i Eliot podejdą do wejścia do komnaty. Spojrzała przez ramię w kierunku elfa.
- Panie elfie... Lurien – skrzywiła się lekko pod prowizoryczną maską, widząc, że Lurien stoi oddalony od nich i wygląda na przerażonego. - Pilnuj naszych pleców, dobrze? - dokończyła twardo.

A potem odwróciła się akurat, by zobaczyć jak mag wypuszcza z dłoni jarzącą się jaskrawym, ciepłym światłem kulę.
W komnacie rozpętało się piekło.

Gdy krzyknęła ostrzegawczo, ze strachem imię krasnoluda, ten był już w ruchu, wyskakując przed cofającego się Eliota i osłaniając go swoja tarczą. Araia biegnąc do nich, gdy płomienie zniknęły, szeptała w duchu modlitwy do Tempusa, do Garagosa nie czyniąc pomiędzy nimi różnicy. Nie były one jednak objawem prawdziwej, gorącej wiary - były jedynie prostą mantrą, która miała przegnać niepokój i strach. I powodujące mdłości obrzydzenie do zapachu ponownie palącego się, ludzkiego mięsa.

Zręcznie wyminęła młodego maga i z obnażonym mieczem stanęła po lewej ręce krasnoluda, od strony gdzie trzymał tarczę tak, by nie przeszkadzać mu w zadawaniu ciosów; tak by w razie potrzeby mógł ją także osłonić. Przez chwilę w napięciu przyglądali się wyjściu z komnaty, oczekując na nadejście potworów.
Bezskutecznie.

Gdy Falkon ze zdumieniem stwierdził, że skryte pod płytami pułapki nadal działają, Brog z Araią wymienili spojrzenia i jednocześnie skinęli głowami. I zaczęli iść przez komnatę. Powoli, bardzo ostrożnie. Półelfka mocno zaciskała zęby pod zwilżonym materiałem, który może chronił od dymu, może chronił od pyłu czy nawet lekkich liźnięć ognia. Nie był jednak w stanie ochronić przed zapachem i widokiem martwych ciał, na których ubrania były już całkowicie wypalone. Jeden z trupów tlił się jeszcze. Poczerniała tkanka odchodziła od kości ręki, odsłaniała żebra i metalowe elementy ekwipunku jakby wtopione, wżarte w spalone mięso.
Nienawidziła tego zapachu, tego słodkawego smrodu.
Już raz przesiąkła nim w Dolinie Białych Miast i do tej pory nosiła go ze sobą w złych, smutnych snach.

Powoli zbliżali się do wyrwy w ścianie. Brog pierwszy dostrzegł martwe ofiary ognistej kuli Eliota oraz przyczajone w ciemności jeszcze żywe „ogary”. Araia bez namysłu skoczyła do przodu i dwoma susami przesadziła kamienne zwalisko. Natychmiast odskoczyła w bok, by nie przeszkadzać Marthcie w strzelaniu i nie zasłaniać wdrapującemu się trochę wolniej Brogowi pola widzenia. Usłyszała za sobą cichy brzdęk puszczanej cięciwy i tuż obok niej przeleciała pierwsza strzała wbijając się w gotującego się do skoku ogara znajdującego najbliżej wejścia.

- Lewy! - rzuciła krótko do Broga, dając mu znać, którego przeciwnika zamierza związać w walce.

Od razu, zanim przeciwnik zdążył zbliżyć się do gruzowiska, zaatakowała. Agresywnie, jednym skokiem jak zwolniona sprężyna, nie dając ogarowi czasu na pierwszy atak. Zahir, nazywany przez Broga lekceważąco katanką, przeciął powietrze, zostawiając na przedniej łapie bestii krwawą szramę. Wojowniczka natychmiast odskoczyła i zaatakowała z boku. I znowu, i znowu, i znowu. Obklęłaby chętnie przeklęte bydlę, gdyby nie szkoda jej było oddechu szczególnie, że potworny ogar, nie zważając na kolejne rany, wcale nie miał zamiaru ginąć, ale raz po raz próbował to pyskiem, to pazurem sięgnąć zwijającą się niczym w ukropie, dziewczynę. Okazał się silniejszy i bardziej wytrzymały niż przypuszczała, na szczęście jednak kulał po jej pierwszym ataku i wyraźnie oszczędzał swoją skaleczoną łapę. To była szansa i nie miała zamiaru jej zmarnować. Skoczyła w bok i nim bestia zdążyła się uskoczyć kolejna krwawa smuga ozdobiła jej cielsko. Miała krew jak wszyscy. To była pocieszająca myśl. ~ Zdychaj, zdychaj, zdychaj w końcu! Przecież krwawisz! Ile jeszcze? ~ przeleciało jej przez myśl, kiedy ledwo uchyliła się przez nagłym susem bestii, a kapiący jadem pazur przeszedł tuż, tuż obok jej uda. Mgnienie oka! Nagły skok, zaskoczenie i była… była pewna, że zaraz ją dosięgnie. Próbowała się zastawić klingą, ale on minął obronę… nagle, zamiast do jej nogi, przypadł wyjąc do kamiennego podłoża. Z umięśnionego zadu sterczał mu krótki, cisowy bełt, którego jeszcze przed momentem tam nie było. Rzut oka na bestię i czarodzieja, który stał kilka metrów dalej z kuszą w ręce zlał się niemal w jedno z precyzyjnym pchnięciem w znieruchomiałe na chwilę gardło. Przez chwilę wydawało się, że znów tylko go rozjuszyła, bo nagle tryskająca fontanna purpury, wydala się nie robić na nim wrażenia. Wściekle popatrzył na istotę, która sprawiła mu ból, potrząsnął łbem i usiłował znowu skoczyć. Lecz zachwiał się, jakby nagle stracił pewność, jakby był zdziwiony co się dzieje, jakby nie wiedział… nie widział następnego ataku półelfki, który otworzył kolejną żyłę na jego mięsistym karku. Ciemna sierść, lepka od krwi cuchnęła, przekrwione oczy straszliwego psa patrzyły przez chwilę jeszcze na nią, jakby mając pretensję, że ośmieliła się wygrać, zwyciężyć, powalić go, aż wreszcie jedno szybkie ciecie ostatecznie powaliło go na ziemię.

Kilka oddechów, uspokajający się powoli puls. Skinienie głowy w kierunku maga. Odruchowo schyliła się i wyrwała z martwego ciała bełt. Widząc, że Brog także skończył już walkę, to samo zrobiła ze strzałami Marthy i podała młodym.

- Jeszcze jeden – wskazała mieczem na zbliżającego się ogara. - Martho, Brogu, czyńcie honory – wiedziała, że w tandemie z krasnoludem lepiej się sprawdzi atakując z boku, niż przyjmując na siebie impet ataku.

* * *

Nie było z nimi Luriena.
Araia ze zdumieniem rozejrzała się wkoło. Nie poszedł z nimi, nie krył ich pleców, został w korytarzu. Albo wrócił do kopalni. Półelfka zsunęła prowizoryczną maskę z twarzy i jeszcze raz omiotła wzrokiem otoczenie.

- Idę sprawdzić co z elfem – burknęła niechętnie. - Albo wrócę z nim, albo przypilnuję, żeby wrócił do kopalni. W zasadzie nic tu po nim... Przy okazji wezmę pierścionek dla wdowy – skrzywiła się wyraźnie, zdając sobie sprawę z tego, z czym się to wiąże.

Zwłoki Magnusa leżały niedaleko korytarza, jego ręka przyciśnięta była ciałem, które zdawało się niemal wtopione w posadzkę. O ile to był on. Araia wiedziała, że sama będzie miała problem, by delikatnie przesunąć trupa, by w całości leżał na czarnych płytach. Ale też nie chciała tego robić sama. Erytrei, Marthy i Eliota nawet nie brała pod uwagę. Z różnych względów. Brog potrzebny był, do ewentualnej obrony, na wszelki wypadek, a Falkon musiał sprawdzić salę.
Pozostawała jedna osoba i Araia postanowiła, że czas, by i ona ubrudziła swoje elfie, arystokratyczne rączki.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 28-04-2009, 16:36   #33
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Elf naprawdę zniknął. Właściwie można by powiedzieć, że jego obecność, czy nieobecność objawiała się identycznie – milczeniem. Czyli zniknięcie jego nie miało więc jakiegokolwiek praktycznego znaczenia, aczkolwiek mógłby ulatniać się kiedy indziej, niż na wyprawie do tajemniczych kopalń. Prawdopodobnie zwiał, co sprawiało, ze czarodziej zaczynał żywić całkiem duże uznanie dla walorów jego umysłu. Niestety, on sam ich nie przejawiał. Bowiem właściwie kompletnie go ifryt nie obchodził, choć obchodziły przygody. Uznał, że to może być przygoda. Ale pomyślał, że życzenie … pewnie oddałby Marthie, która wydawała się zdecydowanie najsympatyczniejsza i najmilsza ze wszystkich uczestników wyprawy. Polubił ja w przeciwieństwie do całej reszty, do której żywił uczucia: od niechęci – elf, krasnolud, poprzez dosyć mieszane uczucia wobec Arai, oraz neutralnie obojętne uznanie profesjonalnych umiejętności Falkona i Erytrei. Może nie dosłownie, ale miał fatalny humor i zwyczajnie tyle.

Cała ta walka wprawiła go w przygnębienie. Ogólnie zresztą, nastrój sparszywiał mu w trybie gwałtownym. Walnął kula ognistą, potem bełtem z kuszy, bo akurat nie miał ochoty tracić żadnego ze swoich czarów. Stanowiły najcenniejsze, czym dysponował. Psowata bestia padła, a obok niej kolejne. Czarodziej odwrócił się. Drużyna powinna sobie z nimi poradzić. Przecież po to istnieli wojownicy, żeby załatwiali takie sprawy, a tacy jak on siedzieli z tyłu i walnęli od czasu do czasu jakimś wywołującym dużo huku dziadostwem. Gdyby trzeba było, pomógłby, ale po trafieniu z kuszy bohaterska siła uderzeniowa drużyny wydawała się zyskiwać zdecydowana przewagę. Miał ochotę coś zjeść, ale ocenił, że bułka w takim towarzystwie i okolicznościach spowodowałaby jedynie ostre rzyganie, a na to nie miał ochoty. Zresztą na nic nie miał i nie chciał z nikim rozmawiać, odsuwając się tak, by dano mu spokój. Ktoś tam walczył, coś się działo, a on zajął się udawaniem, ze studiuje napis. Potem zaś przeszedł sobie po prostu do drugiej sali oglądając ściany i rzeźby.

Araia coś tam mówiła o elfie i pierścieniu. Dobrze. Ktoś tam musiał to zrobić. Znaczy pierścień, bo elf to elf. Ale półelfka widocznie potwierdzała przysłowie „krew nie woda”. Wprawdzie dotyczyło ono rodziny, ale jak widać rasy także. Wierszydło znad przejścia niewiele mu powiedziało. Ot, jakieś bzdury. To przeczytane przez krasnoluda także niewiele. Natomiast statua bez tarczy … trzebaby mu znaleźć starą, albo dać nową. Ale to już nie była jego broszka. Czarodziej n ie miał żadnej. Zresztą, pewnie znowu gada bzdury i nie chciało mu się mówić tego na głos. Jakby przecież co, byli od niego mądrzejsi, a także znacznie bardziej doświadczeni.

~ Mam właściwie to w dupie ~ stwierdził błyskotliwie u umyśle, nie dodawszy przezornie, jaki to element ma na myśli. Przede wszystkim dlatego, że tak naprawdę, nie było to nic szczególnego, tylko frustracja połączona z napadem melancholii. Nie rozumiał, co się stało. Po prostu nagle ogarnął go paskudny nastrój. Smutno, bardzo smutno.

~ Dlaczego? ~ Spytał sam siebie i jeszcze raz powtórzył te słowa, kiedy nie mógł znaleźć na nie odpowiedzi. Niby wszystko było w porządku. Niby wygrywali, niby plany wydały się sensowne, niby ... czasem tak miał, że po prostu chciałby się upić, gdyby nie to, że praktycznie niemal wcale nie pijał gorzały, czy innych doborowych trunków. Jakieś dawne wspomnienie, drobiazg, na który czasem nie zwracał uwagi, bywało, że stanowiły źródło nagłego smutku. Nie może! Wiedział o tym, że nie może się temu poddać, że inni liczą na niego, ale jakoś ... zamiast cokolwiek sensownego robić, łaził niczym smród po gaciach po wielkiej komnacie z posągami. Nie trzeba było rzucać czytania magii, żeby wiedzieć, że jest przeciągnięta czarami bardziej niż onuce krasnoluda potem. Była wielka, a przecież jasna, oświetlona przez spore, jaśniejące kule unoszące się w powietrzu tuż obok posągów. Ładnych kilku chłopa nad ziemią.

~ Ona ... skądś znam tą kobietę ~ nagle dotarło do niego przed jednym z posągów przebijając się przez pokłady smutku. ~ Bez sensu! ~ Młoda, atrakcyjna dziewczyna jakby zaklęta w kamieniu spoglądała na niego z najdalszego podestu na lewej ścianie. Wykuta techniką, której nie powstydziłby się najwspanialszy artysta – rzeźbiarz, statua. Każda fałdka rysów twarzy doskonale oddana, załomek powłóczystej szaty, struny skrzypiec ... skrzypiec! Niemal krzyknął. Skrzypiec! Kobieta ze snu! To była ona. Bez sensu. Skąd? Jak? I gdzie? Ale to była ona. Ona na pewno! Pamiętał! Chociaż raczej nie pamiętał, ale to spojrzenie na kamień jakby przywróciło mu zamglone wspomnienie. Ona! Ona. Ona.

- Ona ... się poruszyła – cicho skonstatował ze zdziwieniem, że się nie boi, że słodka muzyka dochodząca do jego uszu nastraja go dziwnie śmiało, usuwając strach. Kobieta ... dziewczyna ... była wielka, tak, jak wielki był jej posąg. Była ... bo jej zgrabna sylwetka malała w oczach z każdym krokiem. Piękna, smutna, kojąca. Przez chwilę ich wspólne smutki połączyły się w jedno bolesne uczucie, kiedy wyciągnęła przed siebie rękę, by go dotknąć. Ale eteryczna ręka nie mogła tego zrobić. Duch przenikał materię, materia nie łączyła się z duchem, obydwa istniały obok siebie, ale nigdy wspólnie.


Bezowocne próby smukłej dłoni, aż wreszcie cofnięcie jej połączone z nagłym uderzeniem jeszcze większego bólu, który niemalże rozsadzał całą komnatę zdając się przyćmiewać na moment lśniące wysoko kule. Oraz łza, powoli zbierająca się w kąciku oka i jeszcze wolniej spływająca po młodym, perłowym policzku, aż do chwili, gdy oderwała się lecąc gdzieś w dół, na ziemię, jak to robią wszystkie dziewczęce łzy na całym świecie.

- To mi się śni – szepnął do siebie. – Tu są jakieś czary. Może Erytrea, specjalistka od uroków – zerknął na czarodziejkę. Nie ruszała się. Nikt się nie ruszał. Stali, jak przymurowani, w rozmaitych ciekawych pozach, których z pewnością nigdy nie potrafiliby utrzymać, gdyby nie to nagłe znieruchomienie. Wśród nich także Martha. ~ Co tu się dzieje? ~ Martha! Uf. Spróbował oderwać myśli od tej dziwnej, napawającej go niezwykła melancholią, sceny. Ale nie musiał już czynić takich prób. Minęło! Czar przeszedł! Nagle czas znowu ruszył swoim rytmem. Nie było dziewczyny, magiczne kule jak wcześniej oświetlały salę, tak robiły to teraz również, a statua młodej kobiety stała na swoim miejscu. Tylko przed podestem na czarnym kwadracie, dziwnie regularnym jak na użylnienie marmuru i usytuowanym na dużo jaśniejszej pustej płaszczyźnie bez wzorów coś błyszczało. Jedyna różnica, ów błysk na pokrytej rozmaitej wielkości płytami, podłodze. Kiedy podszedł, ów błysk przeobraził się w jasny kamień. Kryształ? Diament? Nie wiedział, ale podniósł go niepewny.


Dziwnie ciepły, jakby wyrażający przekaz, że jest czymś więcej, niż tylko szlachetnym materiałem zawartym w sercu gór. Że nie jest tylko pięknym kamieniem o kształcie i wielkości łzy.
 
Kelly jest offline  
Stary 29-04-2009, 17:17   #34
 
falkon's Avatar
 
Reputacja: 1 falkon nie jest za bardzo znanyfalkon nie jest za bardzo znanyfalkon nie jest za bardzo znanyfalkon nie jest za bardzo znany
Cofnął się z Araią za plecy maga – kula ognia poleciała jak pocisk armatni. Momentalnie w sali zrobiło się jasno, przez tą krótką chwilę zobaczył jak to naprawdę wygląda: Fragmenty ciał leżały prawie wszędzie, żółtych elementów posadzki było znacznie więcej niż się spodziewał. Najgorsze w tym było to, iż zdawał sobie sprawę, że jego umiejętności rozbrajania zabezpieczeń są w tym przypadku znacznie słabsze niż osoby czy istoty, która montowała te magiczne pułapki pod żółtymi kwadratami. Wiedział, że kafle z piskowca mogą skrywać jeszcze inną niezauważoną „sztuczkę” i chyba raczej niestety związana jest ona z mechanizmem spustowym uruchamiającym pułapkę. Bo jaki sens jest robić magiczna pułapkę z tylko mechanicznym spustem – bezsens. ~Ale może nie będę tego mówił głośno, może się mylę. Oby~

Kiedy ognista kula wybuchła, a po niej kilka żółtych pułapek – wiedział, że jego przeczucie jednak było uzasadnione, ale było za późno aby coś z tym teraz zrobić. Teraz tylko czekał aż wojownicza natura Broga oraz umiejętności bojowe Araii dokończą to co zaczął Eliot.
Walka była raczej tylko formalnością, kula ognia załatwiła większość „problemów” jednak obserwując z tyłu Araie walczącą jak lwica dostrzegł moment, kiedy bestia prawie ją drasnęła – jednak płynność ruchów półelfki i jej zręczność nie pozostawiała złudzeń, po której rasie odziedziczyła swą sprawność.
Falkon wycelował kuszę w kierunku bestii, ale nie ryzykował strzału kiedy w zwarciu byli Araia i Brog, stał za daleko aby mieć pewny strzał. Widział zresztą że wojownikom drużyny całkiem nieźle idzie rozkładanie przerośniętych psów na części pierwsze.
Walka stawała się zajadlejsza, bestie zaczynały lekko spychać drużynę do wewnątrz komnaty z pułapkami. ~Może wejście do tej komnaty z napisem w smoczym da nam jakaś przewagę taktyczną?~ Pomyślał Falkon i jednocześnie nie chcąc narażać reszty drużyny, dyskretnie skrył się w zaciemnionym miejscu sali i zaczął delikatnie skradać w kierunku przejścia przypominającego portal. W momencie gdy prawie przestąpił próg nagle znaki nad drzwiami rozbłysły, pomieszczenie rozbłysło jasnością, a odgłos walki za plecami Falkona ucichł. Poza ciężkim oddechem Araii i Broga słyszeć można było piski i skowyt uciekających bestii. Najwyraźniej odstraszyło je światło.
Kiedy „kurz bitewny” opadł mógł w spokoju przeczytać napis nad drzwiami. Fakt był trochę pościerany, lecz bez większych problemów zrozumieć można było jego sens. ~Czyli wszystko jasne, czeka nas siedem potyczek z czymś lub kimś aby zdobyć te 7 kluczy. Pytanie czy te psy to było pierwsze wyzwanie, czy tylko był to trening, przedsmak tego co NAS tu czeka~.

Falkon jako pierwszy przeszedł przez przejście które rozjaśniało jak portal. W pomieszczenie po drugiej stronie rozświetlały wielkie około półmetrowe kule, więc w pierwszym momencie zmrużył oczy nie przyzwycajone do takiej jasności. Pierwszą rzeczą jaką zauważył był posąg krasnoluda, przez chwilę przeraził się, że to kolejny potwór – jakiś olbrzym albo coś. Jednak po dwóch sekundach, kiedy oczy przyzwyczaiły się do otoczenia i światła, świadomość powiedziała mu, że to najzwyklejszy kamienny posąg. Sprawdził całe wejście i próg tak na wszelki wypadek - wyglądały na bezpieczne.

Podłoga, na pierwszy rzut oka, była wykonana z marmuru lub czegoś co naprawdę dobrze go imitowało, płyty były tak dobrze i równo ułożone, że umieszczenie pułapki na takiej powierzchni byłoby prawdziwym mistrzostwem. Na podłodze uwagę Falkona przykuły dziwne czarne kwadraty rozłożone jakby zupełnie bez pomysłu i niesymetrycznie. ~Coś trzeba na nich postawić?~ przeleciało mu przez myśl. Sprawdził pierwsze trzy, niestety były jakby integralną częścią podłogi, nie można było z nimi nic zrobić, przynajmniej nic mechanicznego. ~Jeżeli do czegoś służą najpewniej to coś używa magii~.
Badanie posągów zaczął od tego najbardziej wyeksponowanego, czyli krasnoluda. Posąg w żaden sposób nie przejawiał żadnych mechanicznych właściwości, dokładnie tak jak te kwadraty na ziemi. ~Ten napis na posągiem jak dla mnie oznacza tylko jedno, że musimy 'poprosić' Broga aby wetknął w prawą rękę posągu swoją tarczę, co będzie na pewno niewykonalne~. Posąg na prawo od wejścia też nie miał żadnych możliwych do użycia mechanicznych elementów, ale między nim a ścianą wejściową coś było nie tak ~Niby normalna ściana, lecz coś jest w niej dziwnego~ pomyślał Falkon po czym zaczął dokładnie ją badać. ~Ha! A więc jednak ukryte drzwi!~
- Tu są ukryte drzwi – powiedział tak aby każdy usłyszał- Nie widzę tu żadnego zamka, więc otwierają się na pewno inaczej niż standardowe, przesunięcie na nie posągu odpada. Nie ma żadnych podobieństw w kształcie.
Dalsze baniana umocniły go w przekonaniu iż drzwi są przesuwne i o całe złoto jakie posiada może się założyć, że wsuwają się do środka.
- Mam coś, co może „robić” za klamkę, zaraz to uruchomię - Mówił dalej - Brog czy możesz stanąć koło mnie, aby zareagować jeżeli coś stamtąd wyskoczy? Proszę... - Mówiąc to nie patrzał w kierunku krasnoluda, ale nadal manipulował coś przy drzwiach. Wcisnął pewien element ściany i drzwi otwarły się. Tak jak myślał były przesuwne, ale zamiast wsunąć sie do środka jak sądził, opuściły w dół, a jego oczom ukazały się pod kątem dziewięćdziesięciu stopni, schody w górę. Wykute w ścianie i biegnące do niej równolegle w kierunku portalu, którym weszli do pomieszczenia. Całe wykonane były z tego samego materiału co ściana. Niestety wchodząc na nie trzeba było iść „gęsiego”, ponieważ ich szerokość była nie większa niż sześćdziesiąt centymetrów.
Po sprawdzeniu czy nie ma pułapki w progu zapytał:
- To co? Idziemy czy czekamy tu na kolejne święto tańca jak sfrustrowana tancerka?

F- falkon
 
__________________
play whit the best, die like a rest :)

Ostatnio edytowane przez falkon : 30-04-2009 o 07:20. Powód: poprawki techniczne
falkon jest offline  
Stary 30-04-2009, 10:37   #35
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Co innego było widzieć spalone truchło bydlątek, a co innego zobaczyć żywą bestię przypominającą gabarytowo kuca, a nie psa. Na sam widok Brogowi przeszło przez myśl, że nie będzie tak łatwo jak początkowo zakładał. Pomyślne w tym było to, że większość nawiała, bądź zginęła. Jako że Araia wzięła sobie lewego psiaka Brogowi pozostał prawy.
Ścisnął mocniej topór i osłaniając się tarczą ruszył szybkim krokiem w stronę bestii. Stwór najwyraźniej także nie chciał się zaprzyjaźnić, bo prawie z miejsca skoczył na krasnoluda chcąc go chwycić za gardło i tu czekała go przykra niespodzianka. Brog przyjął skok na tarczę, ale nawet on nie mógłby ustać gdyby zwaliła się na niego taka masa mięśni. Zrobił tedy krok w bok i jedynie odbił cielsko posyłając krótkie cięcie topora w bark bestii. Zawyła przeszywająco z bólu, aż w uszach zadzwoniło. Złośliwy uśmiech na ustach krasnoluda zamarł jednak, gdy zobaczył, iż cios który powinien odrąbać łapę ledwie ją drasnął. Mimo rany bydle prawie natychmiast zawinęła się i skoczyło ponownie. Zaskoczony krasnolud ledwie zdążył osłonić się tarczą. Pazury stwora ześlizgnęły się po niej z nieprzyjemnym wizgiem. Brog wychylił się i ciął w bok, ostrze topora zatrzymało się na żebrach. Bydlę odskoczyło z potępieńczym wyciem. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Bestia po bolesnych doświadczeniach stała się ostrożniejsza. Nadszedł czas by ją ośmielić. Brog ustawił tarczę poziomo odsłaniając się i machając co i rusz jej dolnym końcem w kierunku pyska bydlaka. Ten szczerzył zęby, ślinił się, ale nie atakował. Cofnął się przysiadając na zadzie, ale w końcu nie wytrzymał i skoczył atakując nogi. Brog spodziewał się ataku na górę, ale i to było dla niego pomyślne. Cięciem topora wpakował żelazo w pysk drania wybijając mu parę zębów, jednocześnie wbił koniec tarczy w kark bestii. Stwór jednak był nad podziw silny. Mimo obrażeń wyrwał się zanim Brog zdążył poprawić mu toporem. Jednak krasnolud nie miał zamiaru pozwolić mu uciec. W dwóch krokach dopadł go i uderzył ponownie w pysk. Bestia odruchowo próbowała chwycić w zęby ostrze, co okazało się fatalną pomyłką. Krasnolud dosłownie odrąbał jej górną część pyska z nosem. Buchnęła krew, a stwór rzucił się do ucieczki. Nie zdążył. Gdy odwrócił się bokiem krasnoludzki topór znów uderzył zagłębiając się w jego boki. Stwór zachwiał się. Być może miał by jeszcze szansę uciec, gdyby Brog dał mu choć chwilę wytchnienia. Krasnolud jednak nie miał litości. Uderzył w kark niemal przerąbując kręgosłup. Pomimo tego w desperackim akcie bydlę próbowało jeszcze chwycić jego ramię zdeformowanym pyskiem. Brog jednak zasłonił się pospiesznie tarczą. Bestia słaniając się próbowała odskoczyć, ale była już zbyt wolna. Brog zaszedł ją z prawej strony i zaczął spychać do ściany jaskini machając dla postrachu toporem. Czas działał na niekorzyść krwawiącej bestii. Gdy stwór był już przy ścianie krasnolud zaatakował tarczą na pysk, a toporem w bark. Tym razem zamach był solidny i jednym ciosem zmiażdżył staw. Kolejny cios trafił w szyję przecinając krtań i aortę. Bydlę już się nie broniło, gdy topór Broga rozpłatał mu czaszkę.
Krasnolud stanął nad truchłem dysząc. Pokonanie tego bydlaka zajęło mu więcej czasu niż się spodziewał. Gdyby było ich więcej mogło być nieciekawie. Rozejrzał się na boki. Okazało się, że ta śmieszna katana Arai lepiej się sprawdzała przy odganianiu psów. Kto by pomyślał ?

Kolejne pomieszczenie okazało się prawdziwą zagadką. Otóż ni mniej ni więcej jeden z posągów okazał się być łudząco do niego podobny. Brog zadzierając głowę do góry zastanawiał się, kto u licha wiedział, że akurat on tu zawita i że będzie miał przy sobie tarczę. To było dziwne, bardzo dziwne, a krasnolud nie lubił dziwnych rzeczy. Jego uwagę odwrócił Falkon, który najwyraźniej coś znalazł. Brog stanął przy nim tak na wszelki wypadek. Tym znalezionym czymś okazał się być wąski korytarz. Krasnolud w zamyśleniu pogładził brodę.
- Zaczekaj. – powiedział do „lepkopalcego” towarzysza i ponownie podszedł do posągu krasnoluda.
Brała go ciekawość co też się stanie, gdy da mu w łapę swoją tarczę. Nie uśmiechała mu się perspektywa utraty bardzo przydatnego przedmiotu, ale na wszystkie demony, chyba ten co wykonał te posągi i trudził się pułapkami nie był takim małostkowym bydlakiem, by dybać na jego rzeczy.
- No ludziska i półludziska. Trzymajcie się, bo zaraz coś pierdyknie. – stwierdził z przekonaniem wkładając przedmiot do ręki posągu.
Cofnął się o dwa kroki i czekał ... Bez zmian.
- No i co ? – spytał rozglądając się rozczarowany po kompanach- Nic się nie dzieje.Dodał z pretensją w głosie.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 30-04-2009 o 10:39. Powód: Literówki.
Tom Atos jest offline  
Stary 30-04-2009, 16:00   #36
 
Joann's Avatar
 
Reputacja: 1 Joann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumnyJoann ma z czego być dumny
Nie powiedziała już nic przez walką, starając się skupić i wyciszyć. Już kilka razy w życiu zdążyła się przekonać, jak paskudnie może się skończyć rozkojarzenie w takich chwilach. Wszystko było już ustalone, tak czy inaczej. Zdziwiło ją tylko dziwne spojrzenie Arai, gdy kobieta lustrowała ich wszystkich. Martha po raz kolejny zastanowiła się wtedy, ileż ta kobieta może mieć lat? Gdy Eliot rozpoczął rzucanie zaklęcia, zapomniała już o tym, postanawiając tylko, że pokaże wreszcie, że nie jest już małą dziewczynką, nie trzeba się o nią troszczyć a ona sama jest tak samo przydatna, jak pozostali. Dlatego była wściekła na siebie, gdy zaraz po wybuchu kuli ognistej, zaczęły eksplodować i pułapki, spychając ich z powrotem do tunelu. Nie była w stanie nawet dotrzymać słowa i pomóc czarodziejowi! Co teraz sobie pomyślał o jej rzucanych na wiatr obietnicach? Na szczęście był tam Brog, zasłaniając siebie i Eliota tarczą. Zabawa się właśnie kończyła, zaczynała się walka.

Jej strzały z charakterystycznym dźwiękiem lotek, dosięgnęły jednego ze stworów jeszcze przed tym, jak Araia i Brog do nich dobiegli. Nie widziała tych wielkich bestii zbyt dobrze, światło latarni ledwie muskało ich ciemne futra. Pierwsze pociski były celne, ale Martha nie chciała ryzykować kolejnych w chwili, gdy dwójka wojowników wdała się w bój. Wyjęła tylko strzałę z kołczanu i trzymając ją w palcach czekała na najlepszy moment. Półelfce wpierw pomógł Eliot, a krasnolud zdawał się doskonale radzić samemu. Nie strzeliła już więc, tylko biernie przyglądając się całej potyczce. I gdy już była zakończona, czy to dzięki trzem nowym trupom tych dziwacznych stworów czy może światłu z ogromnej sali, które wyraźnie odstraszyło kolejnych chętnych do walki. Już miała iść dalej, gdy Araia wcisnęła jej do dłoni jej własne strzały. Martha nie była zwolenniczką używania takich pocisków, ale skinęła głową, przyglądając się drzewcom. Jeden wyrzuciła od razu, ułamując grot i chowając go do swojej sakwy. Drugi zachowała w całości, wkładając do kołczanu. Wkroczyła do rozjaśnionej magią sali, rozglądając się ciekawsko. Sprawę elfa i pierścienia całkowicie pozostawiła półelfce, chociaż widok martwych, nawet tak spalonych ciał, nie wywoływał u niej wiele więcej, niż lekkie mdłości i przygnębienie. Naoglądała się już trupów w swoim życiu.

Nigdy wcześniej nie widziała podziemnych sal krasnoludów, ale z tym właśnie kojarzyła się jej ta, do której weszli. Idealnie wykonana posadzka, wysoko zawieszony sufit, magiczne lampy i wielkie posągi, na które w pierwszej kolejności zwróciła uwagę, przyglądając się im bliżej i delikatnie dotykając. Musiano się nad nimi bardzo mocno namęczyć i chociaż Martha nie miała najmniejszego pojęcia jak dawno musiano je wykonać, to ich doskonały stan był nawet imponujący. Lubiła oglądać dzieło ludzkich lub nieludzkich rąk, pewien artyzm, który jest konieczny do wykonania tego. Nie sprawiało jej to może takiej przyjemności, jak obcowanie z naturą, ale było całkiem przyjemne.

Dopiero po jakimś czasie przypomniała sobie po co tu przyszli, a w każdym razie po co przyszła tu ona. Rymowanka przed wejściem szybko skojarzyła się jej z ifrytem i chociaż nie było tu po nim nawet śladu, to był jednak jakiś trop, a ona nie chciała go teraz porzucić. Falkon znalazł co prawda jakieś drzwi, ale dziewczyna wpatrywała się w podłogę, chodząc po niej bezskładnie, z głową wlepioną we wzory, które były tam albo wymalowane, albo doskonale ułożone z marmuru. Przez to wpadła prawie na Eliota, w ostatniej chwili zatrzymując się i podnosząc wzrok. Na jej policzki wystąpiły lekkie rumieńce.
-Wybacz, gapiłam się na tą podłogę jak głupia.
Dostrzegła dziwny nieco wyraz twarzy chłopaka, więc spojrzała mu głębiej w oczy.
-Wszystko w porządku? Chodź, chyba też coś odkryłam.
Uśmiechnęła się do niego zachęcająco i udała się do pozostałych, zanim weszli w nowo odkryty korytarz.
-Podłoga tej sali jest dość dziwna. Wygląda jakby jej wzorek był ułożony celowo dokładnie taki. Patrzcie.
Wskazała na jednolity, najjaśniejszy fragment.
-To wygląda na ogromną rzekę, a reszta na jakiś ląd. Widziałam trochę map, ale nie zapamiętałam ich na tyle, by wiedzieć czy rzeczywiście przedstawia to jakiś wycinek Faerunu.
Popatrzyła na pozostałych, zerkając w głąb nowego korytarzyka. Też była ciekawa co też jeszcze tu się znajduje.
 
Joann jest offline  
Stary 02-05-2009, 14:53   #37
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Uśmiech Marthy przywrócił mu radość, która wcześniej z niewiadomych powodów wyparowała. Czasem miewał takie zmienne humory. Tak naprawdę, wstydził się tego i nie był dumny ze swojego charakteru, ale … ale tak czasem wychodziło. Jednak tak jak szybko przychodziło zniechęcenie, tak szybko następowała odwrotna sytuacja. Jeżeli zdarzyło się coś miłego … uśmiech dziewczyny najmilszą rzeczą od czasu wejścia do kopalni. Oczywiście, że z nią poszedł i zaczął się zastanawiać. Mapa. Miał pewne pojęcie o geografii, ale nie był wielkim specjalistą. W tej chwili nic nie przychodziło mu do głowę, ale pomyślał, że jak będzie chwila postoju się zastanowi, co przypomina mu ten teren.
- Dobra robota, przeoczyłem to. Jesteś super – mówił szczerze tyleż z osobistej sympatii, co prawdziwego uznania, bo to jej odkrycie mogło stanowić klucz do odnalezienia ifryta. Uścisnął dłoń dziewczyny, podczas gdy Falkon, który odnalazł ukryte drzwi, zaczął się popisywać swoją elokwencją gadając coś o sfrustrowanych tancerkach.

- Wyślę znowu Blasfemara – stwierdziła Erytrea głaszcząc swojego latającego kompana. Dobrze, że przynajmniej ona miała chowańca, który mógł poruszać się po tak niegościnnym terenie. Zwiad w jaskini z potworami dał im bardzo dużo, a teraz kolejny mógł przynieść nowe rewelacje.
- Świetny pomysł – skinął. Czarodziejka mimo ogólnej niechęci do rozmowy i jakiegokolwiek bratania się z innymi członkami drużyny, potrafiła wiele wnieść. Właśnie dlatego Eliot nie czuł do niej jakiejś szczególnej sympatii, ale nie mógł nie doceniać pomysłowości i cieszył się, że przyłączyła się do nich.
~ Hm, może udałoby się powymieniać znanymi czarami? ~ Pomyślał, że na jakimś postoju zapyta maginię o możliwość podzielenia się wiedzą. Może się zgodzi.


Nietoperz wleciał do korytarza i … nagle wyleciał oknem nad wejściem, którym weszli do sali. Patrząc w to miejsce dostrzegali jakby galerię, balkonik, tak wtopiony w ścianę, że wcześniej przeoczyli go badając komnatę. A może to były jakieś czary? Całkiem możliwe, iż iluzjonista wykonał potężna robotę przy tych podziemiach. Zerknął w głąb korytarza. Schody zakręcały pod kątem prostym i dalej pięły się w górę się w górę, chyba do tej galeryjki. Sam zaś korytarz był wąski i przypominał czystą skałę, którą ktoś usilną pracą przebił wykuwając schody. W czymś takim ciężko byłoby sporządzić pułapki, ale zostawił jednak szczegóły Falkonowi. Zawsze także można było posłać elfa. Nie przydawał się na nic, to może przynajmniej przejdzie do historii, jako szczególny rodzaj tarczy.
 
Kelly jest offline  
Stary 02-05-2009, 14:56   #38
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Półelfka zmierzyła złotowłosego elfa ostrym spojrzeniem, które przeczyło smutnemu łukowi, w który wygięły się jej usta. Podeszła szybkim krokiem do wojownika i zatrzymała się tuż przed nim.

- Lurien - powiedziała nagląco, z wyraźnym elfickim akcentem. - Lurien! - Powtórzyła głośniej, a potem uderzyła go w twarz.

Głowa Freawyna bezwładnie odskoczyła pod wpływem policzka. Łuk wysunął mu się spomiędzy palców, gdy podnosił wolno głowę. Po ciągnącej się w nieskończoność chwili milczenia zogniskował w końcu rozbiegane, puste oczy na Arai.

- ... - ruszając bezgłośnie ustami, pokręcił głową z przepraszającym grymasem twarzy

Dłoń półelfki ponownie zatoczyła łuk i odgłos kolejnego policzka rozległ się w korytarzu.
- Przestań - warknęła. - Przestań zachowywać się... - zawahała się, nie mogąc znaleźć właściwego słowa. - ...tak. Jesteś ze słonecznego rodu. Przestań więc... ~ bo to boli ~

Elf drgnął słysząc co mówiła. Strach, jeszcze sekundę temu wylewający się z niego zniknął, mina na powrót skamieniała, przestając wyrażać cokolwiek. Odsunęła się od niego i zirytowana kopnęła niewielki kamień. To dlatego trzymała się od niego z daleka przez całą podróż, do dlatego starała się na niego nawet nie patrzeć. Aż do teraz. Czerwone ślady w kształcie jej dłoni na jego twarzy przynosiły ze sobą jednocześnie satysfakcję i sprawiały przykrość. Chciała, chciała, chciała przelać cały swój ból na niego – spotęgować go, przemienić, podarować ostrzem miecza. Zacisnęła w pięści drżące palce. Traciła przy nim opanowanie.

- Chciałbym móc w pełni zgodzić się z twoimi słowami, półkrwista – wymamrotał po elficku. – Niemniej, przyjmuję twoją krytykę... Moje zachowanie było nieakceptowalne. – Rozejrzał się szybko, wybudzony i podniósł łuk oraz strzałę. Oczom mniej bystrym niż półelfie z pewnością łatwo uszło by lekkie drżenie palców i niepotrzebnie silny chwyt, którym złapał broń. Ściana pozorów jaką budował, była imponująca, ale dla kogoś myślącego podobnie i obeznanego ze słonecznymi elfami – nie do przejrzenia. Lurien wpatrzył się w pomieszczenie przed nim, omijając wzrok półelfki. - Co umknęło mojej uwadze? Co musi zostać wykonane? - zapytał, jakby zupełnie ignorując to w jakim stanie znajdował się do niedawna, ucinając wszelkie pretensje czy dalsze dyskusje o tym co się zdarzyło.

- Co umknęło twojej uwadze, słoneczny? - wycedziła powoli, a w jej pociemniałych nagle oczach dostrzegł cień urazy. - Oprócz faktu, że mam imię? Nic ważnego. Jakiś ogień, jakaś walka. Same drobiazgi, do których twoja asysta nie była potrzeba. - Przygryzła wargę, powstrzymując dalsze złośliwości cisnące jej się na usta, wszystkie niegodne słowa. - Nie możesz wchodzić na inne płyty niż czarne. Pod resztą są pułapki – powiedziała już spokojnie, rzeczowo, przechodząc na język wspólny, który był szybszy, mniej skomplikowany, a dla niej także mniej osobisty. Zbyt spokojnie, by spokój ten mógł być prawdziwy. – Za zwaliskiem, jest więcej... zwierząt takich jak to – wskazała na leżące na posadzce, spalone truchło ogara. - Zabiliśmy te, które nam bezpośrednio zagrażały, ale na razie lepiej nie wchodzić w tamten korytarz. Nasi towarzysze są w kolejnej komnacie. A nam pozostało spełnić życzenie wdowy. Musimy delikatnie przesunąć ciało, żeby znalazło się w całości na czarnych płytach..

Obserwowała go uważnie, chcąc ocenić ile w nim empatii i wrażliwości. Twarz Luriena pozostała jednak martwa. Skinął tylko głową i w milczeniu podszedł do trupa. Pokazała mu w jaki sposób powinni przesunąć zwłoki, by prawdopodobieństwo uruchomienia pułapek było jak najmniejsze.

- Chwyć go za nogi i delikatnie ciągnij. Ja popilnuję, by o nic nie zahaczył.

Elf bez mrugnięcia okiem schwycił spalone zwłoki w ręce. Araia skrzywiła się i zacisnęła mocno zęby, starając się przygotować na nadchodzące mdłości, starając się nie oddychać przez nos. Starając się nie widzieć w tych... resztkach człowieka, ale zwykły kawał mięsa. Czyli tak, jak najprawdopodobniej patrzył na to Lurien – bezosobowym wzrokiem wprawionego rzeźnika.
Nie potrafiła.
Ciągnięte po płytach ciało wydało najpierw miękki chrzęst, gdy odrywały się przytopione tłuszczem do kamiennych płyt tkanki. Na widocznych częściach ciała nie pozostał żaden fragment nienaruszonej skóry, jedynie spalona powłokę pełna pękniętych i znów przypalonych bąbli, do której przywarły niespalone elementy ubrania i ekwipunku. To, co kiedyś było człowiekiem, teraz przypominało humanoidalnego czerwia orzyganego zastygłym śluzem.
Było brzydkie, było odrażające, było drwiną, prawie bluźnierstwem.
Wojowniczka widziała w życiu wiele martwych ciał uśmierconych ciosem miecza, topora, sztyletu wbitego pomiędzy żebra, strzałą sięgającą prosto serca, ale nawet najbardziej poranione z nich: rozpłatane niemal na pół, rozkładające się, z otworzonym brzuchem, roztrzaskaną twarzą, choć urągały wszelkiemu poczuciu piękna, świadczyły o walce. A walka jest sprawiedliwa. W walce zawsze jest szansa.
To, co leżało u jej stóp było nieludzkie.
Z drugiej strony, kiedy zerkała na nieruchomą twarz elfa, któremu nie przeszkadzał w najmniejszym stopniu widok, zapach, świadomość tego, czego właśnie dotykają jego dłonie...

Elfy... Elfy zawsze były doskonalsze. Wrażliwsze, bardziej świadome.
Araia zaś zawsze wiedziała, że jest od nich gorsza. Że jest brzydsza, że jest mniej wartościowa od ludu starej krwi, że nigdy nie nauczy się do końca ich języka, który na sam „promień słońca” ma ponad dwadzieścia określeń. Ich oczy potrafiły dostrzegać delikatne różnice tam, gdzie jej oczy pozostawały ślepe. Czy ten odcień zieleni różni się od tamtego? Nie. Tak! Ale ona nie potrafiła tego zobaczyć.
Elfy zawsze były doskonalsze.
Ich poczucie piękna i wrażliwość, która broni je przed zobojętnieniem, przed emocjonalną śmiercią, przed utratą czegoś bardzo ważnego. A Lurien... Lurien zachowywał się, jakby dawno to utracił. Twarzy słonecznego elfa, była twarzą człowieka, który przez wiele setek lat stał z okrawionym mieczem na pogorzeliskach i polach bitew, który widział już tak wiele, że zobojętniał, utracił poczucie piękna.
Utracił wrażliwość.
I stał się podobny człowiekowi.

Półelfka bardzo delikatnie dotykała zwłok Magnusa, bojąc się, że gdy zaciśnie mocniej uścisk, ciało okaże się pustą skorupą wypełnioną rozkładającymi się organami, smrodem i czerwiami wyjadającymi je od środka. ~Nienawidzę tego, nienawidzę, nienawidzę~ Przymknęła oczy, czując, że żołądek podjeżdża jej do gardła.
Lurien bezceremonialnie przewrócił trupa na plecy.
To nie był ładny widok.
Twarz jeszcze zachowała wspomnienie rysów, choć z jednej strony mięso zostało zerwane do samej kości. Oczy... Przełknęła ślinę. Oczy spłynęły śliskim śladem na nos i policzki, zbierając się na nich warstwą poczerniałego białka. Skurczone wargi odsłaniały żółte zęby, skóra na nagiej czaszce popękała, język...
Odwróciła spojrzenie.
I skupiła je na dłoni Magnusa, zaciśniętej na jego piersi.

- Odsuń się – syknęła do elfa, nie mogąc już znieść sposobu, w jaki traktuje zwłoki.

Ostrożnie odsunęła rękę zmarłego i wyjęła z ciała niewielką strzałkę. Obejrzała ją ze zmarszczonymi brwiami. Bardziej bełt niż strzała. Krótki, masywny, z niewielkimi lotkami wykonanymi z cienkich płatków drewna, z grotem ozdobionym charakterystycznymi wgłębieniami przeznaczonymi na truciznę. Poderwała głowę i rozejrzała się uważnie wkoło, szukając wzrokiem niewielkich otworów na ścianach.
Były.
Nieduże, skryte w cieniu, umieszczone na wysokości głowy krasnoluda.
A oni nie wiedzieli, co uruchamia tą pułapkę.
Popatrzyła na bełt, elfa, znowu na bełt. I nie powiedziała oni słowa.

Delikatnie starała się ściągnąć pierścień z dłoni trupa, ale już po chwili wiedziała, że nie uda się tego zrobić tak jak chciała. Wyjęła nóż i krzywiąc usta, odcięła palec u nasady. Ostrze łatwo weszło w miękką tkankę. Oderwała fragment wilgotnego płótna, którym owijała twarz i po zerwaniu srebrnej obrączki z ciała, wyczyściła ja dokładnie. Z sadzy, skóry, tłuszczu, skóry i mięsa.
Ułożyła ciało, krzyżując mu dłonie na piersi, by ukryć okaleczoną dłoń. Przykryła twarz o pustych oczodołach pozostałym fragmentem materiału. Dotknęła ręką jego czoła. Cicho, prawie niesłyszalnie wyszeptała po elficku pożegnanie. Tylko to wydawało się właściwe.

Zamknij oczy i uleć ku światłu;
Koło losu zatacza kolejny krąg.
Zamknij oczy i uleć ku niebu;
Staniesz się ptakiem w przestworzach.
Zamknij oczy i pomknij w las;
Staniesz się cieniem w gęstwinie,
Okiem, które lśni w mroku nocy.
Zamknij oczy i poczuj wiatr;
Staniesz się drzewem o dłoniach
Uniesionych ku słońcu.
Zamknij oczy, bracie...
Przebudź się, istniejesz.


Wstała gwałtownie i popatrzyła na Luriena.
- Chodźmy do reszty. I pamiętaj, tylko czarne płyty.

* * *

Chwilę po tym, jak drzwi do ukrytego korytarza zostały otwarte przez Falkona, do sali wróciła półelfka, za którą szedł milczący elf. O ile jego twarz nie nosiła na sobie śladu żadnego uczucia, o tyle Araia była bledsza niż zawsze i zaciskała mocno usta. W ręce niosła niewielki przedmiot zawinięty w skrawek czystego płótna.
- Trzymaj – powiedziała cicho, lekko stłumionym głosem, podając zawiniątko Eliotowi.

- Dziękuję. Pierścień? - Zapytał Eliot zawstydzony, bo to przecież on obiecał kobiecie z osady oddać pamiątkę.

Skinęła głową.
- Nie martw się, wyczyściłam go - dodała jeszcze ciszej, myląc malujące się na twarzy młodego maga zawstydzenie z obrzydzeniem.

- Jeszcze raz dziękuję. Trochę mi głupio, ale ... - zawiesił na chwile głos - Nie mogłem się przemóc, żeby tam go poszukać... w tamtej sali. Ale... ale może ty go jednak oddasz? Ty go znalazłaś i wiesz, tak jest no, bardziej w porządku - miał problem z wyartykułowaniem swoich myśli.

- Nie jest. Ja nie potrafiłabym dać go tej kobiecie w odpowiedni sposób. Nie po... - z wyraźnym obrzydzeniem popatrzyła na swoje ubrudzone dłonie i pobladła jeszcze bardziej. - ...tym - dokończyła przełykając ślinę. Były dwa powody, dla których nie mogła pójść do wdowy: ręce, na których nosiła jeszcze resztki jej męża, były jednym z nich.

- Właśnie o tym mówię. To ty odwaliłaś najbrudniejszą robotę, a nie ja. Ja nawet nie byłem w stanie. A właśnie ta najbrudniejsza jest najgorsza, ale jednocześnie najważniejsza. Byłbym ślepy, gdybym nie widział, ile bierzesz tutaj na siebie, a teraz jeszcze oddajesz mi pierścień, żeby to mi kobieta dziękowała, mimo, ze ja zawiodłem ją, a ty naprawiłaś to, co właśnie zepsułem. Ooo - nagle lekko zbaraniał - nie zauważyłem, że masz piegi. Znaczy - poczuł, że palnął głupotę - nie mam nic przeciwko piegom, to są ładne piegi. do twarzy ci z ni ... I ... iiiidę zbadać schody. Przechowam to, ale dla ciebie, albo jak zechcesz, damy razem - dorzucił jeszcze zmykając w korytarz.

- Nie - rzuciła za magiem - Nie współczuję jej jak ty. Nie obchodzi mnie jej smutek i żal. Dlatego nie mam jej nic do dania.

- Oszukujesz samą siebie - powiedział ze smutkiem. - Szkoda. Musiałaś się rzeczywiście napatrzeć na rozmaite rzeczy, pewnie gorsze niżeli w poprzedniej sali. Ale i tak nie wierzę, że cię ona nie obchodzi tak nawet w najmniejszym stopniu. Bo jeżeli kogoś nie obchodzi cudze nieszczęście, tak kompletnie nie obchodzi, znaczy, ze nic go nie obchodzi. A przecież widzę wyraźnie, że u ciebie tak nie jest.

I jak miała mu to wytłumaczyć? Znużenie, smutek, pragnienie spokoju, nawet czysto fizyczne mdłości. Kiedy jej naprawdę nie obchodziła ta nieznana przecież kobieta. Araia miała swoje bóle, które nosiła w sobie jak ukochaną, wyjątkową kolekcję egzotycznych motyli, których jaskrawe skrzydła przesłaniają cały świat. Cóż więc mogła obchodzić ją nagła samotność wdowy, cóż mogły obchodzić ją jej łzy. Dobrze jej tak! Niech cierpi także! Jak miała wytłumaczyć Eliotowi, że gdyby tak poszła, to tylko po to, by napawać się jej bólem, że prawdopodobnie nie opanowałaby chęci, by go pogłębić. Bo cóż mogła ją obchodzić ta nieznana przecież kobieta.
Tak było łatwiej.
Ale tego nie chciała powiedzieć, bo to co wypowiedziane, staje się bardziej realne.

- Oszukuję? A co ty o mnie wiesz? Nawet nie jesteśmy tej samej rasy - syknęła cicho, gniewnie, przysuwając się do Eliota tak, że czuł na twarzy jej oddech. I sama słysząc, że w jej głosie jest więcej bólu niż gniewu, zacisnęła usta i odwróciła się od niego gwałtownie.

- No i co z tego? Co ma do tego rasa? - Zdziwił się smakując jej oddech, który wydał mu się chyba całkiem przyjemny sądząc z uśmiechu na twarzy. - Może i nic o tobie nie wiem, ale cóż zrobić? Nie znam wielu ludzi, półelfów także. Natomiast co do ciebie, to powiem tyle. Jeżeli miałbym kogoś wybierać na wodza naszej drużynki, wybrałbym ciebie, bez względu na twoje biadolenia. Bo ci ufam. Może mam więcej wiary w ciebie niżeli ty sama, ale mam i dlatego wcale takie użalanie się nad sobą mnie nie przekonuje.

Araia przez chwilę milczała, odwrócona do chłopaka plecami. Nie widział jej twarzy, doskonale natomiast widział zaciskające się powoli w pięści dłonie.

- Znowu przeinaczasz. Jak poprzednio. Mówisz, że biadolę i użalam się nad sobą? >Ty<? - Obejrzała się powoli przez ramię. Była zła. - Rozumiem. Powiedziałam ci za dużo. Pokazałam ci za dużo. Mój błąd. Za zaufanie dziękuję – powiedziała chłodno.

- Oczywiście, wiem, przeinaczam, ty masz jedynie słuszną rację. Jeżeli chciałaś mi pokazać, jak bardzo masz mnie gdzieś, to rzeczywiście ci się udało. Gratulacje. Ano, mam nadzieje, że kiedyś zmienisz swoją opinię i na mój temat i na temat wszystkiego innego - powiedział do jej pleców.
Odwróciła się na moment i popatrzyła na niego zielonymi oczami, które zdawały się niemal czarne na tle bladej twarzy.

- Nie mam jedynej i słusznej racji. Nie mam też ochoty kłócić się z tobą w tym miejscu. Ani w żadnym innym. Ale przestań mówić o wierze w samego siebie, bo już o tym rozmawialiśmy. Niecałe dwie godziny temu – podniosła rękę, by potrzeć płatek ucha w charakterystycznym dla niej geście irytacji, ale powstrzymała się w pół ruchu, gdy przypomniała sobie od czego ma brudne /dłonie. - Poza tym... to co robimy nie pomaga nikomu. A najbardziej nam.

- Ma pani rację, proszę wybaczyć. Gwarantuję, ze to się więcej nie powtórzy.

Araia patrzyła na niego. Nie rozumiał. Ona też nie rozumiała.
- Ja nie umiem dobrze przepraszać, Eliot – powiedziała cicho, patrząc na maga i widząc, że jest urażony. - A przecież to właśnie próbuję zrobić. Ale jak mam ci to wszystko wytłumaczyć, skoro dla ciebie to... Więc nie potrafię... A zresztą – bezradnie machnęła ręką – wysłuchałbyś teraz?

- Do tej pory słuchałem każdego słowa i oceniałem je zgodnie z moją najszczerszą życzliwością i zaufaniem. Nie ma więc potrzeby wątpić, że wysłucham i teraz. Jeżeli myliłem się, co, jak widać, zdarza mi się często, mogę tylko przeprosić. Jest dla mnie bardzo ważne, co mówi każdy członek drużyny, bo od tego może zależeć życie nas wszystkich. A sprawy osób, które darzę sympatią są dla mnie już szczególnie ważne, nawet jeśli jest to wyłącznie uczucie jednostronne. Oczywiście, proszę mówić, posłucham.
Araia zakołysała się na piętach i przesunęła wzrokiem po sali, by upewnić się, że stoją wystarczająco daleko od innych. A potem zaczęła mówić, bez namysłu i kalkulowania słów.

- On wyprowadza mnie z równowagi – wskazała podbródkiem słonecznego elfa. - Na każdym kroku przypomina o wszystkim dobrym i złym. Mam na rękach kawałki człowieka. Nie widziałam wielu gorszych rzeczy od ludzkich oczu, które wypłynęły i przypaliły się skorupą do policzków. Widziałeś kiedyś pieczony łeb dzika? Wygląda to bardzo podobnie. A jemu nawet ręka nie drgnęła... - Mówiła szybko nieświadomie mieszając wspólny z elfickim. - A potem ty mówisz, że użalam się nad sobą i biadolę. Ale to oznacza, że są granice których nie mogę przekroczyć, rozumiesz? Granice tego, co mogę przy tobie okazywać, granice tego, co mogę tobie mówić. Ale jeśli tak, to one znajdują się... - znowu machnęła ręką. - Więc trzeba wszystko co złe zamknąć w środku, żeby nie biadolić, żeby nie zawieść zaufania przyjaciela. Ale wtedy to wszystko wychodzi jako gniew. Ale ja tak nie chcę. Ja już to miałam. Myślałam, że mogę mieć w tobie kogoś, kto zrozumie pomimo różnic. Kiedyś może kogoś kto nazwie mnie przyjacielem, ale wtedy ta granica musi leżeć dalej

- Wiesz co Araia, niech cię gęś kopnie - pokręcił głową wzdychając. Mówił eldarinem. Rozumiał, ze stanęli specjalnie tak, by nikt nie słyszał i miał nadzieję, że elfi język pomoze w zachowanie dyskrecji. - Nie mogłaś tego powiedzieć wcześniej? Jak będziesz chciała dla ulżenia sobie kopnąć mnie w tyłek na przykład, to rzeknij szczerze i prosto, a słowo, że się poważnie zastanowię, czy się nie nadstawić. Po prostu po to, żeby ci ulżyło, choć wolałbym raczej inne metody. Ale choćbym chciał, nie umiem czytać w twoich myślach, ani niczyich. A naprawdę zależy mi na tobie szczególnie. Na tobie i jeszcze jednej osobie - nie podał żadnego imienia, zapewne nie chcąc, by się dowiedziała o kogo chodzi. - Jesteś kimś kogo chciałbym mieć przy swoim ramieniu w tej przygodzie. Jesteś urodzonym dowódcą, kimś, kto ustawił tego pyskatego krasnoluda do pionu, co wydawało mi się niemożliwe. Jesteś dzielna i z tym pierścieniem wzięłaś na siebie moją robotę. ponadto... lubię cię... i nie wymagam nic w zamian. Natomiast co do elfa, to ja bym go zostawił od dawna. Gra mi tym swoim zachowaniem godnym... - szukał odpowiedniego określenia. Najbliższe wydawało mu się "impotenta w domu publicznym, który ponieważ nie może czegoś zrobić, to nadaje temu rangę własnej woli udając wielkiego samotnego twardziela." Tymczasem tacy twardziele nie są twardzielami, tylko śmiesznymi istotkami. wreszcie, po krótkim zastanowieniu powtórzy, co myślał o złotym elfie. - A co do różnic - kontynuował - to jesteś kobieta, ja mężczyzną i tylko to jest rzeczywista różnica. No, jeszcze kwestie zawodowe. Wybacz, dla mnie rasa nie odgrywa specjalnej roli, kiedy serce lub myśl są sobie bliskie. Jeden z moich nauczycieli był elfem i powiedział mi kiedyś, że kiedyś czuł się rzeczywiście trochę inny. Minęło mu, kiedy wraz z grupa kilku osób musiał stać w kolejce do tej samej wygódki. Było tam jeszcze kilku ludzi i niziołków i ponoć wszyscy zachowywali się tak samo, znaczy przebierali nogami, kręcili się i nawoływali; szybciej tam, szybciej, kolejka czeka. Proszę, nie gniewaj się na mnie, bo trochę rzeczywiście się wkurzyłem, ale przeszło mi już.

Skinęła głową poważnie.
- Chodź, pokażemy Falkonowi, co zabiło Magnusa - pokazała mu niewielki bełt. - Za długo tu zwlekamy.

- Dobrze, że nic ci się nie stało.

- Złego otchłań nie weźmie – uśmiechnęła się lekko, z cieniem ulgi, że wyjaśnili sobie nieporozumienie. - Falkon – podała mu pocisk. - Przegapiliśmy to. Nie wiem gdzie jest spust pułapki, ale w drodze powrotnej rozejrzyj się, dobrze? To cholerstwo zabiło jednego z górników. A do tego było wysmarowane w jakiejś truciźnie.

- Spust musi być gdzieś przy górniku, który oberwał, jeśli to naciskowe. Inaczej nie miałoby sensu. Nie mogło to strzelać salwą, bo pewnie znalazłabyś więcej, niżeli tylko jedną - wtrącił Eliot, pewnie niepotrzebnie, bo wszyscy i tak musieli z tego sobie zdawać sprawę.

- Wiem, ale wolałam nie skakać po płytach niepotrzebnie. Szczególnie, że otworów jest dużo. Nie są raczej odnawialne, jak ogniste pułapki, ale nie wiadomo ile bełtów znajduje się w każdej komorze. Poza tym białe i żółte zostały sprawdzone, prawda? Więc możliwe, że podłączone są do niektórych z czarnych - popatrzyła wyczekująco na Falkona.

- Brr, spokojnie, damy radę. Mam pomysł - powiedział Eliot. - Na jakiej wysokości to strzelało? Miał wbite w nogę, czy gdzie?

- Półtora metra, czyli na wysokość klatki piersiowej wysokiego człowieka, rozmieszczone co pół metra. Jeśli Brog by się schylił pewnie nic by mu się nie stało.

- No to zawsze możemy przejść skuleni, ponadto mam czar, który może nas przeprawić przez to pomieszczenie bez dotknięcia podłogi, no przynajmniej was, ale jak dobrze pokombinujemy, to pewnie mnie także. To taki latający dysk, który może udźwignąć dwie osoby.

- Przez pomieszczenie już przechodziliśmy, więc to nie problem. Chodzi o to, żeby umożliwić górnikom możliwie bezpieczne zabranie ciał i ewentualne użytkowanie tej części kopalni. Warto byłoby więc je później rozbroić lub unieruchomić.

- No tak, ale jak Falkon orzeknie, ze nie da rady, zawsze można pójść siłowo, znaczy stojąc w korytarzu za kilkoma workami obrzucić to kamieniami, aż przestanie strzelać, chyba że zależy pułapka od obciążenia. Zresztą, może zobaczymy później - ni to twierdząco ni to pytająco rzucił w stronę Arai.

- Później - potwierdziła.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 03-05-2009, 19:00   #39
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Czasami kiedy wszystko wydaje się niezmienne i stabilne wystarczy jedna chwila by to się zmieniło...

Brog z wyraźnymi wewnętrznymi oporami włożył swoją tarczę w rękę posągu, a potem z wyraźnym rozczarowaniem stwierdził, że zupełnie nic się nie zmieniło...

Falkon, a za nim pełen ciekawości Eliot ruszyli po wykutych w ścianie schodach trasą, którą zaledwie minutę wcześniej pokonał nietoperz Erytrei. Łotrzyk poruszał się z wrodzoną ostrożnością, uważnie badając kolejne stopnie, ściany i sufit, którego z łatwością mógł dosięgnął wyciągając rękę do góry. Panujące tu ciemności zupełnie mu nie przeszkadzały, bo tkwiące na jego nosi dziwne urządzenie, niezwykły wynalazek gnomich twórców – gogle, pozwalały mu bez problemu na widzenie w ciemności. Eliot nie mający takich przyrządów ani wrodzonych dla niektórych ras właściwości, poradził sobie tak jak na maga przystało i za pomocą niewielu słów i kilku prostych gestów stworzył mała kulę o intensywnym blasku, która rozświetliła mu drogę i plecy idącego przed nim mężczyzny. Gdy światło uniosło się ponad ich głowy mogli dokładnie przyjrzeć się otoczeniu. Wszystko było jakby jedną tkanką, bez spoin i łączeń. Najwyraźniej schody zostały wydrążone w litej skalnej ścianie. W takim miejscu wykonanie jakiejkolwiek pułapki byłoby zdecydowanie arcytrudne. Po tym jednak co Falkon widział niedawno i po najnowszych rewelacjach półelfki i tak wolał nie rezygnować ze swej zwyczajowej ostrożności. Bez przeszkód dotarł do zakrętu, a potem dalej kolejnymi schodami, aż do niewielkiego podestu, który otwierał się na główną salę łukowatym przejściem jak to, którym do niej weszli. Mężczyźni stanęli na krawędzi i popatrzyli z góry na salę i wtedy...

...Zawiedziony krasnolud wyciągnął rękę, by zabrać swoja własność i w tym momencie ze zdziwieniem zauważył, że posąg zaczyna drżeć. Drewniana tarcza, jeszcze przed chwilą stanowiąca odrębną część, nagle stała się kamienna. Najpierw zniknęły jej kolory, potem wszystko zaczęło rosnąć, aż posąg dorównał wielkością tym stojącym po bokach, a na koniec postać krasnoluda przekształciła się w kolejnego maga w długich powiewnych szatach.
Potem posąg wraz z postumentem na którym był umieszczony zaczął przesuwać się do przodu, tak, ze stojący przed nim Brog musiał się szybko cofnąć do tyłu o dobrych kilka metrów.
Gdy popatrzył na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą umieszczony był postument i rzeźba, zobaczył kolejny portal do kolejnej, niewielkiej tym razem sali, w której płonęło na środku niewielkie światełko. W tym świetle rzuciła mu się w oczy przede wszystkim jedna rzecz: Na małym podwyższeniu leżała tarcza, prawie identyczna jak jego, różniła się od niej jednym zasadniczym elementem – na skrzyżowaniu białego krzyża tkwił ogromny krwisty rubin, który w blasku magicznego światła skrzył się intensywnym czerwonawym blaskiem...


...Pierwszą rzeczą jaka dostrzegli mężczyźni gdy popatrzyli z góry na salę, był przesuwający się po posadzce postument i odskakujący gwałtownie do tyłu i na bok krasnolud.
Potem ich uwagę przyciągnęło coś innego: Czarne kwadraty, które już wcześniej zaintrygowały Falkona, także ten, na którym Eliot odnalazł diament w postaci łzy, zaczęły świecić intensywnym blaskiem. Co dziwne, było ich jak szybko policzyli mężczyźni siedem, sześć z nich fosforyzowało intensywnym białym światłem, natomiast jeden usytuowany najbardziej u dołu po prawej stronie, delikatnie migotał czerwienią.
Patrząc z góry młody mag uświadomił sobie, że Martha miała rację i że rysunek przed jego oczami jest mapą. Do tego miał wrażenie, że chyba widział coś bardzo podobnego zupełnie niedawno. Z drugiej strony coś w tym rysunku, w jego górnej części, było nie tak...


...Krasnolud już ruszył naprzód by odzyskać swą własność, gdy poczuł, że ktoś chwycił go za ramię, to któryś z przezornych towarzyszy, pamiętający jakie pułapki minęli w poprzedniej sali, powstrzymał go przed popełnieniem ewentualnego głupstwa.
- Niech Falkon najpierw sprawdzi czy wejście tam jest bezpieczne.
Choć po tych słowach nikt nie ruszył się dalej, wszyscy, którzy zostali na dole popatrzyli z ciekawością na pomieszczenie. Niewielka w porównaniu z poprzednia sala miała kształt ośmioboku o przekątnej około czterech metrów. Na wprost wejścia znajdowała się półokrągła absyda zwieńczona półkopułą i w niej właśnie umieszczona była tarcza. Na środku sali stał słup, podtrzymujący promieniście rozchodzące się w górze sklepienie gwiaździste. Także na posadzce odwzorowana była gwiazda z czarnego granitu, na tle w kolorze szarości. Ściany sali tak jak w poprzedniej wykonane zostały z czarnego, gładkiego granitu.

I wtedy ziemia zadrżała...
 
Eleanor jest offline  
Stary 03-05-2009, 19:02   #40
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Imran ibn Mussa al Karim

Mała, kryształowa kula, unosiła się nad wielką misą, której spód płonął czerwono-niebieskim, nienaturalnym płomieniem. Imran wirował wokół niej, przyglądając się z każdej strony. Ogień w jego oczach buzował, przypominając żywioł wielkiego pożaru, pochłaniającego kolejne hektary lasów. W żywiole tym odbijał się obraz podziemnych korytarzy, przejść, pułapek i monumentalnej sali wypełnionej posągami. Tam jednak nie miał już dostępu i to właśnie najbardziej podsycało jego wściekłość. Gdyby tylko mógł... gdyby teraz mógł, zniszczyłby ich wszystkich! Ale nie... oni już dawno byli martwi. Ci sami, którzy go tak urządzili, leżeli teraz w grobach, dawno zapomniani. On zaś żył dalej i będzie to czynił na wieczność. Jeśli tylko uda mu się zlikwidować wszystkie wskazówki, które zostawała ta banda nieudaczników!

W obrazie pokazywanym w kuli pojawiło się coś jeszcze. Kilku śmiałków, kolejnych kilku idiotów, którzy postanowili podążyć za czymś, co dla ich miernych umysłów miało w ogóle nie istnieć! Ach, jak te prymitywne rasy go irytowały! Przyglądał im się jednak uważnie, śledził każdy ruch. Jego oblicze na chwile rozjaśnił paskudny uśmiech, ale szybko zgasł, gdy grupa przekroczyła salę z jego pułapkami. Zdrada! Cholerni, zdradzieccy magowie! Jego słudzy już przygotowywali rytuał, ale było za późno, by unieszkodliwić grupę tych samobójców. Nawet niewielka wygrana, jaką byłaby śmierć przestraszonego elfika, została mu odebrana przez kobietę mieszanej krwi. Tego też nie rozumiał, nie potrafił. Jak można zostać spłodzonym z przedstawicielem innej, słabszej rasy i pozostać na to obojętnym? Półelfka została pozbawiona szczęścia i długich lat życia przez głupotę swojego ojca lub matki, a teraz co? Ratowała elfa przed słusznym gniewem JEGO, Imrana ibn Mussa al Karima! Bezwartościowe życie, bezwartościowych istot!

Uderzył dłonią na odlew. Kula pomknęła ku ścianie, rozbijając się na niej i zalewając komnatę tysiącami magicznych błysków. Szkło szybko znieruchomiało na kamiennej posadzce niewielkiego, surowego pomieszczenia. Ogień w misie buchnął olbrzymim płomieniem, sięgając prawie do sufitu, a pożoga w oczach ifryta rozjarzyła się jeszcze bardziej. Dopiero po chwili zauważył jednego ze służących mu memfitów, unoszącego się nad wejściem.
-Panie, rytuał gotowy!
Imran spojrzał na niego gniewnie, ale po chwili roześmiał się głośno i śmiał przez dłuższą chwilę. Uniósł się w powietrze i przeleciał do rytualnej komnaty, gdzie wyrysowano już na posadzce wszystkie potrzebne symbole a sama sala wręcz pachniała magią. Tak. Spróbujcie teraz wyjść, śmiertelnicy!

***

Nie mieliście pojęcia co było pierwsze. Poruszenie się ziemi czy płomienie buchające z ogniowych pułapek, które minęliście nie tak dawno. Ziemia zatrzęsła się straszliwie, prawie przewracając was na posadzkę, posypał się pył i trochę murarskiej zaprawy, jaka być musiała w tej sali. Ale nie na to patrzyliście. Sala z pułapkami bowiem wypełniła się ogniem, rozszalałym żywiołem palącym wszystko, co spotkał. Ciała, które tam były, teraz musiały zamienić się co najwyżej w popiół. W płomieniach zaś dojrzeliście śmiejącą się złośliwie postać, unoszącą dłonie nad całą pożogę.


Człowiek? Nie, podświadomie wiedzieliście doskonale, kim była ta postać. Kim, a może czym, bowiem o samej naturze tych istot wiadomo było niewiele. Teraz zaś nie było czasu na przemyślenia. Ifryt wraz z całą ognistą burzą, zniknęli w jednej chwili, jakby wessani w coś w potężnej implozji. Z przerażeniem dojrzeliście, jak najpierw korytarz, a potem salę z pułapkami zasypują potężne głazy i zwały ziemi, nie zostawiając nawet skrawka przejścia, którym można by wrócić. A w głowach słyszeliście tylko szyderczy, złowrogi śmiech.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 03-05-2009 o 19:05.
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172