Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-04-2010, 22:53   #261
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Ciężko było Tui opuścić parę przyjaciół, zwłaszcza Lidię, do której bardzo się przywiązała. Miała wyrzuty sumienia, że ich opuszcza, ale nie mogła podjąć innej decyzji. Na uwięzionych nie patrzyła w ogóle. Miała nadzieję, że za wstawiennictwem Lususa te biedne kobiety paladyni potraktują łagodnie. Żegnając się uścisnęła dłoń Lususowi, zapewniając go, że powoła się na niego w Twierdzy i życząc mu powodzenia. Lidię przytuliła tylko mocno i niezbyt długo, bo łzy napływały jej do oczu, a nie chciała się rozbeczeć jak dziecko, którego coraz mniej w niej było. Potem razem z pozostałą już tylko trójką przyjaciół ruszyła w las nie oglądając się za siebie.

Gdy wreszcie przedarli się przez bór i doszli do traktu Tua ciągle była markotna. Z głębokim westchnieniem wsiadła na swojego konia, ale jeszcze nim ruszyli zwróciła się do Kalela:
- Dziękuję ci, że nam pomogłeś. Nie zapomnę, że poświęciłeś dla nas swoich dawnych towarzyszy. Dziękuję.
Jechali w stronę Twierdzy Złamanego Topora praktycznie bez słów. Nikt nie miał ochoty na rozmowy, Tua wyjątkiem nie była. Czuła się okropnie. Nie dość, że ostatniej nocy traktowano ją jak zwykły przedmiot, to jeszcze zostawiła swoich przyjaciół na pastwę tylu wrogo nastawionych do nich bandytów. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać, chciała tylko jak najszybciej dotrzeć do Twierdzy i potem dalej, do Podkosów.

Taki humor Tui utrzymywał się przez całe trzy dni drogi. Wieczorami, przy wspólnym ognisku też była małomówna. Była teraz taka, jak w domu: skryta i cicha i nie czuła potrzeby by znów być jak na początku podróży, gdy poznawała dopiero swoją drużynę. Dlatego też niespecjalnie się ucieszyła, gdy zobaczyły takie tłumy zmierzające w stronę Twierdzy. Nie miała ochoty wracać do cywilizacji. Czuła się nieco niepewnie, instynktownie sprawdziła jedną ręką pasek i but, gdzie znajdowały się jej oba sztylety. Mieszek miała ukryty głęboko w torbie. Niepokoiła się tylko czy znajdzie się dla nich miejsce w gospodzie. Była już porządnie zmęczona po trzech dniach uciążliwej jazdy i bardzo chciała zwalić się teraz na miękkie łóżko, przykryć głowę kocem i odciąć się od całego świata. I tak też zrobiła, gdy tylko udało im się znaleźć gospodę.

Po paru godzinach, gdy Tuę ze smacznego snu wybudził żądny ciepłej strawy żołądek, poszła razem z towarzyszami do wspólnej jadalni. Sala była zatłoczona, więc dziewczyna uważnie rozglądała się szukając wolnych miejsc, gdy dobiegł ją męski głos, który wołał, jak się zdawało Meave. Gdy jej przyjaciółka odpowiedziała na wezwanie Tua uniosła nieco z zaskoczenia brwi. Kim mogą być dla niej ci ludzie? Mężczyzna, do którego zaklinacza zwracała się Belven, rzucił jakiś komentarz o czarodziejce. Dziewczyna, już nieco wypoczęta miała na tyle dobry humor, by nie zwrócić na niego uwagi, ale pochlebiło jej, że Meave zaczęła ja bronić. Mimo, iż mówiła to trochę w żartach, to jednak fakt był faktem i Belven więcej już nie nagabywał Tui.

Wyglądało na to, ze to spotkanie rodzinne. Meave nigdy nie wspominała o swojej przeszłości i rodzinie, toteż czarodziejka z ciekawością przysłuchiwała się prowadzonej rozmowie, jednocześnie ze smakiem pochłaniając gorący posiłek. Może nie było to najlepsze danie, ale po tak długim czasie znoszenia niewygód podróż, nic nie mogło smakować lepiej. Nieco zawiodła się, gdy po skończonym posiłku Sorg szturchnęła ją, by zostawili rodzeństwo same i poszli załatwić sprawy z paladynami. Tua nie chciała opuszczać tak interesującej rozmowy i przerywać obserwacji odmienionej Meave, ale bez ociąganie pożegnała się krótko z osobami przy stole i wraz z Kalelem i bardką ruszyła prosić o pomoc dla Lususa i Lidii.

Czarodziejka wcale się nie zdziwiła, że paladyni nie chcieli na początku dawać wiary ich słowom. W końcu, kto normalny uwierzyłby bandzie dzieciaków? Szczęściem liczne szczegóły przekonały rycerzy, a i dzięki temu, że sporo paladynów tu przybyło na święcenia, to mogli sobie pozwolić na wysłanie oddziałku w stronę lasu. Tua poczuła się nieco lepiej po zapewnieniach, że rycerze zajmą się tą sprawą. Ciągle dręczyło ją uczucie, że zdradziła przyjaciół i może nawet przypłacą to życiem. Więc teraz się cieszyła, że zrobiła, co w takiej sytuacji mogła.

Po wyruszeniu z Twierdzy nie musieli już pędzić na złamanie karku, więc zwolnili nieco, a i trakt był porządniejszy to i podróż przyjemniejsza się stała. Teraz już pozwolili sobie na dłuższe przystanki, tak że starczało czasu na krótkie polowania, na których Tua ćwiczyła się przy okazji w strzelaniu z łuku. Dziewczyna poświęcała też dużo czasu na naukę ze swoim mistrzem, choć teraz miała już do tego mniejszy zapał niż jeszcze przed napadem bandytów. Rankiem wstawała jak i inni towarzysze, dokonywała toalety, ubierała się, czesała, składała posłanie. Potem, w zależności od tego jak akurat tego dnia rozdzielili miedzy sobą obowiązki, szykowała śniadanie, zajmowała się końmi lub jeszcze innymi rzeczami. Zaraz po śniadaniu pakowali się i ruszali w dalszą drogę.

O ile sprzyjała im pogoda i okolica, to podczas popołudniowego popasu nieraz wybierała się na polowania, uczyła się z Madragiem lub pomagała w szykowaniu posiłku. Na naukę najwięcej czasu poświęcała wieczorem, więc, gdy spali na powietrzu, często brała pierwsze warty i spędzała je nad księgą, jednak często odrywając się od niej i rozglądając się uważnie oraz nasłuchując.

W Sielskim Siole wieści karczmarki odnośnie tego, że ich poszukują zasmuciła ją i nieco rozgniewała. Oczywiście, że zaraz całą winę zwalili na nich, bo na kogóż innego? Dobrze, że teraz przynajmniej nie przypominają swojej drużyny sprzed tych dekadni. To był chyba jedyny tego plus. Bardziej przejęła się wieściami o bandytach, którzy zbiegli paladynom. Ciągle słyszy się o różnych zbirach, ale teraz wyczulona na takie sprawy, przez ciągle, choć coraz słabiej, nękające ją sumienie, zainteresowała się i postanowiła zapytać kobiety:
- A znacie może szczegóły tego jak paladyni łapali tych bandytów? Czy ucierpiał tam kto?
-Hm... - zamyśliła się Lidia-niziołka - Pamiętam, że już dzień po napadzie wpadli na trop tej bandy; dobrych leśników mieli do pomocy i elfy. Ale jak się tamci zorientowali że pogoń im na karkach siedzi, to rozdzielili się i dwójkami-trójkami w las poszli. A straż ciężkozbrojna, z końmi dużymi to w lesie ciężko im było się poruszać. Zanim zebrali odpowiednią grupę, to po tamtych słuch zaginął. W końcu nikt z piętnem bandyty się nie rodzi - pewno zawrócili, wtopili się w tłum na trakcie i tyle ich widzieli.
Tua westchnęła. Podziękowała za informację i zamyślona pochyliła sinad posiłkiem.

Podróż za wsią była już coraz bardziej uciążliwa przez deszczową pogodę. Ciągle mokre ubrania, zimne noce i bolący od ciągłej jazdy tyłek nie poprawiały humorów. Nic więc dziwnego, że gdy dotarli do rozstaju dróg i przystanęli, by zdecydować co dalej, Tua bez zastanowienia powiedziała:
- Ja tam nie mam ochoty na kolejną noc w mokrej trawie, a ciepłe łóżko to nam się należy za tą podróż. Jedźmy do miasta.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 23-04-2010, 15:30   #262
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
- Wstawaj Kalel, ty śpiochu jeden! Nie będziemy na Ciebie czekać! – Okazało się że natura nie lubi pustki i rolę poganiacza przynależną do te pory do Lidii przejęła Maeve. Zniesmaczony Kalel wyplątał się z posłania i od razu ruszył na stronę – w stronę najbliższych zarośli. Podróż sprawiła że wszyscy już przyzwyczaili się do ograniczenia własnej intymności i nikt już nie zwracał uwagi na konieczne ablucje pozostałych. No prawie nie zwracał – Kalel, szybciej! Morza przecież wczoraj nie wypiłeś! No chyba że co innego cię tam zatrzymuje – rechot Sorg i następujące po nim chichoty Tuai i Maeve sprawiły, że wrócił czerwony jak burak. Obrażony na cały świat zjadł w milczeniu śniadanie, ignorując wszelki próby nawiązania z nim kontaktu, a później wciąż wściekły zabrał się za osiodłanie konia i zapakowanie pakunków ze zdobycznymi rzeczami. Na całe szczęście odrobina wysiłku poprawiła mu humor, obrażenie przeszło i w końcu odezwał się do towarzyszek – Po pierwszych dniach jazdy tyłek mnie bolał już od samego patrzenia na siodło, teraz mogę jechać dniami bez bólu. Szkoda tylko że póki co podróże mają większy wpływ na mój punkt siedzenia niż widzenia. Sorg i Tua zadowolone z tego, że mu przeszło, zaśmiały się lekko nie ważąc na niską jakość dowcipu.
Chociaż tyłek Kalela i siodło już dobrze się poznały i szły sobie na rękę, to wciąż było wiele innych niedogodności podróżowania. Łotrzykowi jednak z pomiędzy tych wszystkich oporządzań koni, przygotowywania posiłków, trzymania wart i innych obowiązków najbardziej doskwierała monotonność. Na konia, kilka godzin jazy i z konia. Popas. Na konia, kilka godzin jazdy i z konia. Acha, nie zapomnijmy o posiłkach, które w sposób nieznośnie konsekwentny składały się z tych samych produktów. Nieobecność Lidii jednak trochę zmieniała. Nawet rozmowy z przyjaciółkami nie były w stanie zabić nudy. Niełatwo sobie wyobrazić więc ożywienie jakie nim ogarnęło, gdy w końcu w oddali dostrzegli ogromne mury twierdzy Topora. – No w końcu! Jesteśmy na miejscu! – radośnie zawołał i przyśpieszył.

Wjechali do twierdzy, gdzie się rozdzielili. Maeve i Tua udały się do tawerny przygotować noclegi a Sorg z Kalelem udali się do dzielnicy handlowej by sprzedać łupy. Gdy przystanęli przed wejściem do składu handlarza, chłopak chwycił ramię bardki i powiedział – Nic nie chcę z tych rzeczy. Za bardzo by mi przypominały o tym co się stało, o tym że musiałem zrobić to co zrobiłem. I wiesz co jeszcze Sorg? Ty się będziesz targować! – po czym radośnie klepnął bardkę po plecach.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.
Epimeteus jest offline  
Stary 23-04-2010, 22:42   #263
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Jazda porządnym traktem była istną przyjemnością - przynajmniej w porównaniu z wyboistą leśną drogą. Gdy zaś w oddali ujrzeliście mury Uran, zmęczone konie same przyśpieszyły kroku w nadziei na ciepłą stajnię i smaczny obrok; gdy więc dojechaliście do bram miasta słońce stało więc jeszcze wysoko.

Po barwnych kramach, wozach i namiotach nie było już śladu. Jedynie brunatna, rozjeżdżona i rozdeptana ziemia wskazywała miejsce, gdzie jeszcze kilka tygodni temu odbywał się największy jarmark w Królestwie. W wielkich kałużach odbijało się popołudniowe słońce, gdzieniegdzie nieśmiały wyrastały nowe źdźbła trawy, niepomne faktu, że najdalej za miesiąc zetnie je pierwszy mróz.



Wy zaś, przepłoszywszy stado młodych saren, które nieopatrznie zapędziły się na zamieszkane przez ludzi tereny, dojechaliście do miasta. Jednak ku Waszemu zdumieniu przed bramą drogę zagrodziła Wam para strażników z halabardami. Przyjrzeli się Wam uważnie, szczególną uwagę skupiając na kobietach, po czym skierowali broń w Waszym kierunku, a jeden z nich rzekł:
- Bardko Sorg - w imieniu miasta Uran jesteś aresztowana!

Z murów miasta waszych uszu dobiegł ostry dźwięk rogu.
 
Sayane jest offline  
Stary 26-04-2010, 16:07   #264
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Sorg z uśmiechem wspominała wspólną wyprawę w celu sprzedana łupów zdobytych na zbójach. Rozumiała decyzje Kalela, że nie chciał sobie nic zatrzymać dla siebie i patrząc na niego starała się jak najszybciej skończyć targowanie o sprzedawane przedmioty. "Im szybciej się ich pozbędziemy, tym lepiej". Kiedy kupiec wręczył jej w zamian sakiewkę z pieniędzmi, ona wcisnęła ją Kalelowi w dłoń mówiąc ze śmiechem:
- Ja się targowałam, ty pilnujesz kasy... - po czym odwróciła się na pięcie i raźno pomaszerowała w kierunku karczmy w której mięli zostać na noc.

Kolejne dni mijały im podobnie na podróży. Wyjeżdżając z Sielskiego Sioła nadal nie podjęli decyzji w którą stronę się udadzą. Jechali do przodu od czasu do czasu widząc w lesie zamieszkujące tam zwierzęta. "Gdyby była z nami Lidia, może byśmy na nią zapolowały. Mielibyśmy świeże i smaczne mięso na kolację", pomyślała dziewczyna spoglądając za oddalającą się sarną. Z boku dojrzała przyglądającego się im tak jakby z uwagą jelenia. Uśmiechnęła się kiedy przez myśl jej przeleciało, że pewnie zerka czy jego pani jest bezpieczna. "Tym razem nie musisz się o nią martwić. Nic jej nie zrobimy, ale pilnuj jej lepiej bo myśliwi mogą Ci ją zabrać na zawsze przyjacielu". Wieczorem siedząc na polanie gdzie rozłożyli swój obóz na noc wyjęła z plecaka papier, pióro i ze skupieniem powoli namalowała szkic jelenia, który utkwił jej w pamięci.



Kolejny wieczór mijał im na spokojnej rozmowie. Patrząc na siebie nad płomieniami płonącego ogniska zastanawiali się w którą stronę podążyć. Podkosy czy Uran. Jednak dalej nie zapadła decyzja co wybrać. Blask ognia i bijące od niego ciepło dawało poczucie bezpieczeństwa, cisza panująca wokoło zapowiadała kolejną spokojną noc. Ustalili kto w jakiej kolejności będzie pełnił wartę nad resztą drużyny i zaczęli zbierać się do spania. Bardka jak zwykle ostatnio zgłosiła się jako pierwsza do pilnowania spokojnego snu współtowarzyszy. Zapatrzona w ogień siedziała na polanie, rozmyślając o zdarzeniach z ostatnich dni.



"Tyle się już wydarzyło, jesteśmy niedaleko Uran, dobrze by było tam zajechać. Wysłałabym listy do domu. Droga bezpieczna, spokojna, w mieście nic nam się nie powinno niebezpiecznego przytrafić, jak tylko Kalel dobrze schowa nasze pieniądze i będzie ich strzegł. Pobyt tam też pozwoli nam na krótki wypoczynek." Czas powoli płynął, aby nie usnąć od czasu do czasu obchodziła obozowisko wokół sprawdzając przy okazji konie. Zwierzęta stały spokojnie strzygąc uszami aby wyłowić nocne odgłosy, nic jednak je nie niepokoiło. Nadeszła pora aby obudzić Kalela, który miał pełnić wartę po niej. Kolejny poranek minął im na szykowaniu się do drogi, Sorg odeszła na chwilę w ustronne miejsce, aby skorzystać zanim ruszą w dalszą drogę i nie zatrzymywać się za chwilę za potrzebą. Już miała podciągną portki na swoje miejsce, kiedy nagle go ujrzała. Stał tam olbrzymi, paskudny, wpatrzony nią z uwagą w swoich małych czarnych oczkach, czekający w napięciu co zrobić. Z jej gardła wyrwał się ogłuszający wrzask...
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! - w ostatniej chwili udało jej się podciągnąć portki, zanim z za krzaków nie wypadł zaniepokojony Kalel, a za nim dziewczęta. Wskazała mu palcem co wywołało jej panikę.


Tymczasem Kalel stał przy Plamce i gładził jej szyję w oczekiwaniu na powrót kobiety.
- Jeszcze chwilka - parę minut wcześniej powiedziała Sorg, tuż przed tym zanim wskoczyli na konie, po czym oddaliła się pomiędzy drzewa. Kalel się uśmiechnął, bo to już była taka tradycja że bardka w ostatniej chwili leciała w krzaki. Dobrze że tym razem zanim wszyscy wskoczyliśmy na konie - zaśmiał się do Tuai i Maeve. Sielankową scenę przerwał przeraźliwy wrzask, w którym z trudem można było dopatrzeć się głosu Sorg. Nie wiedząc jak i kiedy wyszarpnął z pochwy miecz i rzucił się w kierunku gdzie parę minut wcześniej zniknęła. Pędził nie zważając na chłostające jego ręce gałęzie, wystraszony tym co mogło się wydarzyć. "Żeby to tylko nie oni, żeby to nie oni..." - wyobraźnia podsuwała mu straszliwe obrazy tego co Elena ze swoimi zbójami zrobiliby gdyby wpadli w ich ręce. W końcu ją dojrzał. Sorg stała jak skamieniała, lecz oprócz niej nikogo nie było. Zatrzymał się gwałtownie i czujnie zaczął się rozglądać w poszukiwaniu przyczyny jej zachowania. Nic nie mógł dostrzec, a Sorg nawet najmniejszym drgnięciem nie dała po sobie poznać że wie o jego obecności. Ponownie ruszył... ostrożnie, krok po kroku zbliżał się w kierunku Sorg, gotów w każdym momencie zareagować na niebezpieczeństwo.
- Ssspójrz... tam - palec półelfki wskazywał coś przed nią. Łotrzyk rozejrzał się podejrzliwie próbując pomiędzy drzewami dostrzec coś co mogło tak bardzo ją wystraszyć. - Nie tam! Tutaj! - głośny, niecierpliwy szept odciągnął jego uwagę od dalszego planu. W końcu podążając wzrokiem od czubka palca w kierunku jaki wskazywał dostrzegł. Na liściu, faktycznie nie za daleko od twarzy dziewczyny coś się czerniło. Powoli zaczęło docierać do niego co się działo, lecz dla pewności zbliżył się jeszcze bardziej by ostatecznie rozwiać wątpliwości. Napięcie już z niego uchodziło, wypierane coraz gwałtowniej przez narastające... rozbawienie. - Nie ruszaj się Sorg - szepnął cichutko do jej spiczastego uszka- Musimy być bardzo ostrożni, bo gdy zostanie sprowokowany to się rzuci na Ciebie, a Ty nie masz jak się obronić. - Wskazał znaczącym ruchem na dłonie zajęte przytrzymywaniem spodni.

Spojrzała na chłopaka zgorszona, patrząc z podejrzliwą miną czy on z niej kpi. "Jak nic naigrawa się ze mnie" - zapięła pospiesznie spodnie i jednym szybkim zwinnym ruchem znalazła się z tyłu za plecami łotrzyka szepcząc mu w ucho - Uważaj aby Ciebie nie zaatakował i nie zjadł... Czuła się bezpiecznej mając Kalela między sobą a pająkiem i widząc jak ten ściska w dłoni miecz. "Chyba zrobiłam z siebie pośmiewisko, ale ten pająk mnie zaskoczył. Myślałam, że już udało mi się pozbyć strachu przed tymi obrzydliwymi stworami." Nachyliła się w stronę chłopaka i zachęcająco rzekła:
- Mieczem go Kalel, mieczem... wiesz... teraz Ty jesteś na jego drodze, więc lepiej pierwszy atakuj, bo może się okazać, że za chwile już nie będziesz miał czym... - starała się jakoś odwrócić uwagę chłopaka od swojego lęku, przed pająkami.
Chłopak z trudem powstrzymywał chichot, rozbawiony przybrał pozę szermiercza, z jedna ręką za plecami, mieczem skierowanym w stronę pająka i wypiętą piersią staną pomiędzy Sorg a jej ciemiężycielem. - O piękna damo! Niczego się nie bój, ten potwór ze mną będzie miał do czynienia! - zakręcił młynka mieczem ucinając niechcący liść, na którym siedział pajączek. - Och... i już po nim. Jesteś wolna moja pani. Potwór pilnujący twej wieży już nie żyje!

Widząc zachowanie Kalela bardka z jednej strony miała ochotę zacisnąć na jego szyi swoje dłonie, z drugiej zaś nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła śmiechem na jego pajacowanie.
- O dzielny rycerzu... Jak już pokonałeś tego zagrażającego mi potwora to może teraz ruszymy w drogę, bo Twoje czyny nas hamują - odparła mu lekko złośliwie, ciągnąc go za koszule w kierunku koni.
Kalel jednak nie byłby sobą gdyby pozostawił tak sprawy. Zatrzymał się nagle chwytając dłoń Sorg. - Jesteś pewna? Pomyśl chwilę o tym co się stało. - Bardka skierowała zdumione oczy w jego stronę, a chłopak kontynuował - Odtwórz te chwile krok po kroku. Cofnij się od tego jak potwór został zgładzony aż do chwili gdy podciągasz spodnie. A teraz jeszcze krok wstecz i odpowiedz sobie na pytanie - nie będziesz musiała znowu gonić w krzaki jak tylko wskoczymy na konie? - Roześmiał się i przezornie odskoczył poza zasięg ramion Sorg
Dziewczyna pognała za łotrzykiem z chęcią uduszenia go tu i teraz.
- Jak ja Cię pogonię to nawet na konia nie zdążysz wsiąść... Bez obaw załatwiłam co miałam załatwić, już nie musisz się lękać o postój w celach mojego skoku w bok, a w razie czego poproszę abyś stał na straży, wszak tak bohatersko władasz mieczem... - pokazała mu język i poszła w stronę niecierpliwiących się dziewcząt. Miała wrażenie, że wszyscy z niej się chichrają, nawet wystawiająca za drzewa swój łepek ciekawska wiewiórka.


Bardka nie mówiąc już ani słowa, podeszła do Skat i wskoczywszy na siodło czekała, aż reszta współtowarzyszy dosiądzie koni i ruszą dalej przed siebie. Padający deszcz sprawił, że jej humor wcale nie uległ poprawie, kiedy więc stanęli na rozdrożu pomiędzy Podkosami a Uran dziewczyna bez wahania poparła wspóltowarzyszy, którzy zastanawiali się czy nie skręcić do miasta, aby tam wysuszyć się w jakiejś karczmie. Deszcz który im towarzyszył przez ostatnie dni nie padał duży. Jednak jego maleńkie siąpienie powodowało, że wszystko wokół było mokre, nawet rozpalone ognisko nie dawało sobie rady z uczuciem zimna spowodowanym przemoczonym ubraniem. W tej sytuacji wybór noclegu w mokrej trawie czy w ciepłej przytulnej karczmie nie budził żadnych wątpliwości. Nawet słońce które towarzyszyło im w dniu dzisiejszym od samego rana nie zachwiało ich wyboru. Skierowała więc swojego konia wraz z towarzyszami w kierunku miasta.

Na widok majaczących w oddali murów konie przyspieszyły kroku, jakby czuły, że i na nich czeka nocleg pod dachem w ciepłej stajni. Dojechali do bramy miasta i nagle drogę zagrodzili im strażnicy. Kiedy jeden z nich rzekł: - Bardko Sorg - w imieniu miasta Uran jesteś aresztowana! - dziewczyna poczuła strach, a jej myśli zaatakowało wspomnienie, kiedy to została porwana w Wheelon przez dwóch opryszków. "Oni wtedy mówili, że jestem poszukiwana, zapomniałam o tym zupełnie kiedy dołączyłam do Kalela i reszty". W jej głowie rozbrzmiały słowa jednego z nich... Tortury i stryczek... Kolejne wspomnienie to słowa wróża mówiącego jej... - A ty psotna gąsko. Twa ufność i bezkrytyczność w stosunku do ludzi nie raz i nie dwa w kłopoty cię wprowadzi - a te co już masz albo do chwały, albo na szubienicę cię zawiodą.
Oczami wyobraźni ujrzała ciemne więzienie, pełne robactwa, szczurów, gnijącej słomy, bez światła i nadziei na wolność. Widziała jak prowadzą ją w kierunku szubienicznicy, czuła zaciskająca się pętle na jej szyi. Wydawało jej się, że minęły godziny od kiedy usłyszała głos strażnika, lecz obrazy te musiały mignąć jej w głowie w ciągu kilku sekund, bo jeszcze słychać było z za murów miasta ostry dźwięk rogu, a ją z zamyślenia wyrwał okrzyk Kalela.
- W nogi!
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 28-04-2010 o 19:08. Powód: dodanie okrzyku wojennego Kalela :)
Vantro jest offline  
Stary 29-04-2010, 16:01   #265
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
"Wcale nie wyglądam jak dziewczyna" myślał Kalel robiąc groźne miny i prężąc muskuły przed lustrem. "Może kiedyś, ale teraz..." - jego twarz wykrzywił wściekły grymas imitujący szarżującego orka. Tak, brat Maeve i jego kompani po prostu mu zazdrościli podróży z trzema pięknymi kobietami. Nic dziwnego, cały czas dookoła męskie gęby, muszą być strasznie sfrustrowani. - zarechotał do siebie pod nosem. Oderwał się w końcu od lustra i wrócił do łóżka, gdzie na szarym kocu leżały jego rzeczy, no i oczywiści mieszki z monetami. "Uzbierało się tego trochę" pomyślał więcej niż zadowolony i tak dla pewności, a może bardziej dla przyjemności? jeszcze raz przeliczył monety. - Uhmm - zamruczał z zadowoleniem - 850 sztuk złota i 200 srebra. Jestem ustawiony. Jesteśmy. - szybko się poprawił. Po raz pierwszy w życiu zdał sobie też sprawę, jakie zagrożenie niesie posiadanie takiej sumy. Wystarczyłoby przecież żeby ktoś niepowołany zapuściłby żurawia w mieszek i kłopoty gotowe. Dużo mniej przecież wystarczało - przypomniał sobie swoją niechlubną przeszłość - żeby rozpocząć polowanie.

Wspomnienia z przeszłości sprawiły że od razu zabrał się do dzielenia pieniędzy i chowania po różnych częściach garderoby i ekwipunku. W sakiewce pozostawił 5 sztuk złota i 50 srebra - "to powinno wystarczyć na bieżące wydatki" pomyślał, a jak trzeba będzie więcej to wyciągnę z jakiejś kryjówki.

Do Uran jechali w dobrych nastrojach. Wizyta u paladynów i przekazanie im informacji o Lidii, Lususie i zbójach oznaczało zamknięcie pewnego etapu w ich podróży i zapomnienia o nim. Po wyczerpujących i fizycznie i emocjonalnie wydarzeniach ze zbójeckiego lasu bardzo tego potrzebowali. "W końcu nie mieć nic do zrobienia..." rozmarzył się Kalel. Jeszcze tylko Podkosy i można będzie nacieszyć się zebranym majątkiem - oczywiście nie w tej wiosce, ale w jakimś mieście. Dużym z wygodnymi karczmami i zamtuzami na światowym poziomie.

Niestety, myśli te zostały starte niczym rysunki na piasku przez groźny okrzyk: Bardko Sorg! W imieniu miasta Uran jesteś aresztowana!
Kalel nie zdążył się nawet zastanowić nad tym co słyszy, gdy instynkty i odruchy wzięły górę. - W nogi! - krzyknął do Sorg i zawrócił konia. Widząc, że skamieniała bardka nie podejmowała żadnej akcji, chwycił uzdę jej konia i pociągnął zawracając Skat za Plamką. Gdy byli już na prostej, chłopak puścił uzdę Skat i wyrwali końmi z kopyta byle dalej od Uran zastanawiając się nad tym co właściwie się stało. Co takiego zrobiła Sorg że ścigają ją straże? Nie było jednak czasu by zadać to pytanie. Teraz najważniejsze było jak najbardziej oddalić się od Uran i znaleźć kryjówkę, gdzie mogliby się zastanowić co dalej.

Tua zdziwiona słowami wartownika spojrzała pytającym wzrokiem na Sorg. Niemal w tym samym momencie Kalel wrzasnął, by uciekali? Czarodziejka przez chwilę nie wiedziała co robic, ale wiedziona przeczuciem nie chciała opuszczac przyjaciół. Rzuciła jeszcze pytające spojrzenie Meave i nie czekając na jej reakcję pędem puściła się dwójką narwanych towarzyszy. "W co też Sorg się wplątała?"
- Zwolnij Sorg! Nikogo za nami nie ma! Musimy ustalić co dalej, kiedy mamy czas! - wrzasnął Kalel do mknącej jak strzała bardki.

Kiedy Kalel szarpnął za uzdę Skat krzycząc - W nogi - dziewczyna zareagowała odruchowo, skierowała konia w przeciwnym kierunku niż bramy miasta i uderzając nogami zmusiła do galopu w stronę z której przed chwilą nadjechali. Kiedy po chwili wrzasnął - Zwolnij... poczuła, że nie bardzo ma na to ochotę. Najbardziej pragnęła schować się gdzieś, aby jej nikt nie odnalazł. Jednak przed nimi rozciągały się pola i żadnej kryjówki w zasięgu wzroku, żadnej która by zapewniła bezpieczeństwo i pewność, że ich nie znajdą. Chcąc nie chcąc więc przyznała chłopakowi racje i lekko wstrzymała galop Skat.
- Myślisz, że będą nas gonić? - spytała niespokojnie oglądając się za siebie przez ramię czy już na horyzoncie nie pojawił się pościg.

- Zdziwiłbym się gdyby nie gonili, właściwie to mamy szczęście że nie mieli przy bramie nikogo na koniach, bo już by nas mieli . Teraz musimy się zastanowić co dalej. Gorączkowo rozglądał się w poszukiwaniu miejsca, które choć trochę wyglądałoby na nadające się do ukrycia. Niestety, dookoła widzieli wciąż odkryte pola, poprzecinane tu i ówdzie a to farmą, a to niewielkim zagajniczkiem. Nic co pomogłoby się im urwać. - Tutaj nigdzie nie ma miejsca na kryjówkę. Powiedz Sorg, pamiętasz coś co może nam pomóc?

- Mam worek pajęczaków... Myślisz, że ich powstrzyma jak je rozsypiemy? - spytała zerkając z niepokojem czy już widać pościg.
- To te kolce co się bijają koniom w kopyta? - półelfka potaknęła głową - Powstrzymać nie powstrzyma, ale na pewno spowolni. Warto spróbować. Poczekaj aż przejedziemy i rozsyp za nami. Po chwili mknęli dalej lżejsi o pajączki, z nadzieją że chociaż niektóre z nich staną na drodze strażom. Po mniej więcej godzinie, wciąż bez śladu pogoni za plecami, dotarli do rozstajów drogi. Zatrzymali się na chwilę pozwalając odetchnąć ciężko dyszącym koniom i zastanowić co dalej.
- Gdzie teraz? Macie jakieś pomysły?
- Wiesz Kalel... najlepiej to chyba nam wiać w las. Nie będzie nas tam tak łatwo złapać. Mam jeszcze ten kamień grzmotów, pamiętasz? Może w razie czego i jego użyjemy jak zajdzie taka potrzeba. Co o tym myślisz? A może Ty masz coś co by nam pomogło gdyby nas zaczęli doganiać?

Kalel rozglądał się dookoła w poszukiwaniu rozwiązania, czując jednocześnie jak zaczyna narastać w nim panika. Nie żałował, że uciekł razem z Sorg, lecz pewien był tego, że przy najbliższej okazji wypyta się jej o co chodzi. W tej chwili wolał się skoncentrować na bieżących sprawach. Szybko przerzucił w myślach listę rzeczy, które mogłyby być przydatne w opóźnieniu pościgu. - Mam woreczki zacierania śladów - ucieszył się. - Jeśli użyjemy go tutaj, powinniśmy zyskać trochę czasu.
"Ale w którą stronę jechać? Teraz wszędzie wydaje się za ciasno i za blisko. A konie już sił nie mają. Sytuacja jest złą" - wolał nie zdradzać tych myśli, zresztą - pewnie wszyscy i tak to wiedzieli. Zerknął niepewnie w stronę niewtajemniczonej Sorg i powiedział - W Podkosach mają dług wdzięczności względem nas. Będą musieli pomóc. Co wy na to żeby tam szukać schronienia?

- Ruszajmy tam - rzuciła Tua wzruszając ramionami. I tak nie mieli innego wyjścia, a wątpiła by wieśniacy okazali się tak niewdzięczni, by oddać ich strażom. - Choć może lepiej Sorg nie wjeżdża od razu do wsi, póki się nie dowiemy, że udzielą jej tam schronienia.
- Macie rację... czyli co robimy? Jedziemy tam od razu? A jak za nami pojadą Ci co mnie ... nas ścigają? Ile czasu jazdy do tych Podkosów mamy?

Kalel przez chwilę kalkulował w głowie - Daleko, aż trzy dni. No i droga nijak nie sprzyja kryciu się. Jeśli pojadą za nami, nie mamy szans. Dopadną nas dużo wcześniej nim zobaczymy dymy z kominów. Las jest za to bliżej i łatwiej się będzie w nim ukryć, ale to zbyt oczywiste, pościg na pewno tam będzie nas gonił. Nagle wpadł mu do głowy pomysł. Skoro to takie oczywiste że ukryją się w lesie, to może wystarczy zachęcić goniących by tam właśnie szukali, a samemu wybrać inną drogę? - Wiecie co? A gdyby tak podjechać trochę w stronę puszczy tak żeby nakierować straże w tamtym kierunku, a później skręcimy do Podkosów? Przy pomocy proszku do zacierania śladów zamaskujemy miejsce gdzie skręciliśmy. To może się udać.
- To zróbmy tak jak mówisz Kalel, ale czy musimy opowiadać w tych Podkosach, że mnie szukają? Może się znaleźć ktoś kto będzie chciał pomóc nie mi, ale strażnikom. Przecież jak wiedziemy do wsi nie musimy chyba od razu mówić, że szukamy schronienia? - spytała bardka nie wiedząc, czy wieśniacy będą chcieli dla niej zaryzykować konsekwencje ukrywania osoby, która jest poszukiwana przez strażników miasta Uran.
- A co jeśli oni już widzą, że jesteś poszukiwana? Wyjechaliśmy z Uran już kilka dekadni temu, od tamtej pory wieści mogły dotrzeć do Podkosów. Najpierw musimy się upewnić czy będziesz tam bezpieczna - odpowiedziała dziewczynie Tua.
- Po prostu powiemy że nas szukają i potrzebujemy schronienia. Ale póki co to daleka droga do tego. Mam nadzieję że nasz podstęp zadziała. - dodał i wyciągnął z sakw woreczki z proszkiem zacierania śladów. - Ruszamy w stronę lasów, podjedziemy kilkaset metrów i zjedziemy z drogi w stronę Podkosów. W drogę.
Proszek zadziałał znakomicie. Całkowicie skrył przed ludzkimi oczami miejsce, w którym zjechali z drogi. Teraz pozostawało liczyć tylko na to, że ścigający nie domyślą się podstępu i po prostu liczyć na łut szczęścia. Pojechali w stronę Podkosów już spokojniej, choć wciąż oglądając się za siebie, czy nie widać tumanu kurzy, mogącego świadczyć o pościgu. W drodze kiedy tylko mogli kryli się w zagajnikach i unikali otwartych miejsc
Bardka popatrzyła z uwagą na bagaż Kalela - Masz tam może coś jeszcze co nam się przyda, gdyby jednak nas dopadli? Chłopak pokręcił głową ze smutkiem - Niewiele, jeszcze tylko plączonożny worek i to - dokończył opierając dłoń na rękojeści miecza.
- Wiesz, worek może nam się przydać, jak podejdą blisko to po prostu w nich nim go ciśniemy i w jakiś sposób to tez ich powstrzyma, a nam umożliwi ucieczkę. Wolałabym, abyś miecza nie używał. Na razie ścigają mnie... no teraz i Was, ale dopóki nikomu nic nie zrobiłeś to chyba da się wytłumaczyć czemu ze mną pojechaliście. - dziewczyna zaczynała miec wyrzuty sumienia, że wplątała towarzyszy w coś czego sama do końca nie rozumiała. "Jak im wytłumaczę to, że chcieli mnie aresztować jak sama nie wiem czemu. Może o to nie spytają. Jednak będę musiała jakoś się postarać to wytłumaczyć, może sama coś z tego zrozumiem. W co mnie ten Stick wpakował? Czym on się tak naraził, że chcą mnie również zamknąc, a może i nawet powiesić"

- Sorg... - zaczęła Tua - Nie chciałabym cię naciskać, nie mów jeśli nie chcesz, ale skoro i tak już uciekamy razem, to możesz powiedzieć za co nas ścigają?
Bardka zerknęla niepewnie na współtowarzyszy, którzy spojrzęli na nią kiedy Tua zadała pytanie.
- Powiem Wam... jak uda nam się zatrzymać gdzieś na odpoczynek... to dłuższa historia...
Tua skinęła głową aprobująco i już nie poruszała tego tematu, czekając aż Sorg sama zacznie opowiadać.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.
Epimeteus jest offline  
Stary 29-04-2010, 21:42   #266
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Zbliżające się miękkie łóżko... poduszka... ciepła strawa... kąpiel... suche ubrania... Tua mimowolnie się uśmiechnęła, a wszystkie nieprzyjemne myśli odpłynęły. Była zmęczona ciągłymi wyrzutami sumienia, tą całą przygnębiającą pogodą i męczącą podróżą. Ciągle przypominała sobie o Lidii i Lususie, martwiła się o nich i odrobinę obwiniała się, że ich zostawiła. Musiała porządnie się wyspać i odpocząć. Wtedy najpewniej znacznie poprawiłby się jej humor. Od zawsze, wraz ze zmęczeniem odpływały jej troski. Ojciec, choć był taki sam, często śmiał się z niej, że jej uśmiech zależy od jakości słomy w sienniku. Czarodziejka z niecierpliwością wypatrywała na horyzoncie murów miasta.

Nic więc dziwnego, że zastawiający im drogę strażnicy wydali się Tui zbędnymi intruzami. Nigdy nie miała żadnych problemów z ludźmi pilnującymi porządku, więc nic dziwnego, że zlekceważyła ich zachowanie. Z zachowania wydawali jej się podobni do natrętnych much. Nie przypuszczała, że mogliby wymagać od nich czegoś więcej niż odpowiedzi na pare pytań, na przykład o jakichś zbiegłych z miasta opryszkach. Zdumiona spojrzała na bardkę nie dowierzając swoim uszom, że to o nią chodzi. Strażnicy znali jej imię, o pomyłce nie mogło byc mowy, ale... czarodziejka już dość długo wędrowała z tą dziewczyną, razem przeżywały tamto zdarzenie na polanie, jak nazywała je w myślach. Tua przywiązała się do bardki i jakoś nie mogła w swoim umyśle połączyć imię "Sorg" z epitetem "poszukiwana".

Z osłupienia wyrwał ją krzyk Kalela, który kazał im ociekać. Nie wiedząc co zrobić posłuchała się, zawróciła konia i zmusiła konia, do jak największego wysiłku. W sumie to nie wiedziała dlaczego ucieka. Tak na prawdę to nikt niczego od niej nie chciał, do niczego nie zmuszał, nie zatrzymywał. Jednak nie chciała opuszczać przyjaciół. Tyle przeszli, poświęcali się dla siebie nawzajem. Nie mogła ich zostawić. Nawet jeśli teraz nie miałaby wstępu do Uran.

Gdy Kalel z Sorg omawiali jak spowolnić pościg, czy zatuszować ich ślady, Tua nie odzywała się. Nie miała przygotowanego żadnego zaklęcia na taką okazję, a tradycyjnych metod wykorzystać nie mogła, bo po prostu żadnych nie znała. Jakoś nigdy nie musiała uciekać przed pogonią inną niż zbyt agresywny kogut czy pies. Wiedziała natomiast, że nie mogą sobie radośnie galopowac przez pola. Najlepiej, gdyby uzyskali schronienie od Podkosian. Tam odpoczną, schowają się przed strażnikami i przeczekają najniebezpieczniejszy moment. Absolutnie nie miała ochoty wracać do lasu. Pomysł Kalela przypadł jej bardzo do gustu. Chłopak był pomysłowy. Tua pomyślała, że takie dobre rozwiązania nie rodzą się w głowie z niczego. Do tego potrzeba doświadczenia. Znając już teraz dawnych znajomków swojego towarzysza, wcale się nie dziwiła. A w obecnej sytuacji na pewno okaże się to niezwykle pomocne.

Pytając Sorg o powód pogoni, Tua tak na prawdę wcale nie była jakoś szczególnie ciekawa. Owszem, chętnie dowiedziałaby się za co ścigają jej towarzyszkę, ale zapytała właściwie bardziej ze względu na to, by w razie niepowodzenia ich ucieczki, opowiedzieć strażnikom odpowiednio zadowalające kłamstwo. Chciała też wiedzieć, za jakie grzeszki Sorg nadstawia teraz swój kuper.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 02-05-2010, 12:01   #267
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Dag Rayhorn, dowódca urańskiej straży miejskiej, nerwowo przechadzał się po swoim gabinecie z założonymi na plecach rękoma. Pod drzwiami, na baczność stało dwóch strażników bram i kierujący pogonią sierżant.

- Ustalmy więc jeszcze raz: bardka Sorg uciekła, bo wam, kretynom, nie przyszło do głowy, że łapanie zbiega - KONNEGO zbiega - PRZED bramami miasta zamiast W mieście, to największy idiotyzm z możliwych?! - ryknął na struchlałych strażników.
- A tu - zwrócił się do sierżanta, który wyprostował się jeszcze bardziej - słyszę, ze cztery nasze najlepsze konie będą leczyć kopyta prze najbliższy miesiąc, a do tego trzeba je od nowa podkuć?! - zgrzytnął zębami i usłyszał nieprzyjemny trzask w ustach. Sir Thornwald zlecił mu ważną misję, ważną dla Królestwa misję, a jego ludzie zawiedli, do twego w tak głupi sposób. A on teraz musiał wysłać do tormitów posłańca z wieścią, ze bardka zbiegła. Chociaż... mają dobrych tropicieli, może więc ją jednak złapią. Dag postanowił zaczekać.
- Wy dwaj - warknął do strażników. - Pięć dni karceru i przeniesienie na nocną wartę w mieście! Co do ciebie zaś - zwrócił się do sierżanta - zarządzisz cztery dekadni ćwiczeń z siodłania koni i będziesz w nich osobiście uczestniczył. A teraz WON! - strażnicy zasalutowali i niemal wybiegli z pomieszczenia,a Rayhorn ciężko opadł na krzesło i zamyślił się głęboko. Thornwald będzie teraz zajęty wojną z orkami, jego obiecanych posłańców ani widu ani słychu. Czego zaś oczy nie widzą...


***

Pomysł Kalela ze zmyłką w las okazał się wyśmienity. Gdy jeszcze na trakcie z Uran zdawało Wam się chwilami, że widzicie lub słyszycie pogoń za sobą (a potem kwik rannych pajączkami koni), tak po zjeździe z rozstajów otoczyła was błoga cisza, która towarzyszyła wam przez kolejne dni forsownej jazdy przez trawy i zarosła. Żywiliście się tylko suchym prowiantem - którego zostały wam marne resztki -nie chcą tracić czasu na polowania, a zbaczaliście z trasy jedynie by napoić zmęczone konie. Wszystkich zaś dręczyła myśl: za co władze Uran ścigają Sorg??

Z powodu pościgu droga ciągnęła wam się w nieskończoność; wreszcie trzeciego popołudnia zobaczyliście dymy z podkosiańskich kominów i znajomy szyld karczmy "Szynkla i Piworz", w której rozpoczęła się wasza wspólna przygoda.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 02-05-2010 o 12:12.
Sayane jest offline  
Stary 03-05-2010, 13:49   #268
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Sorg spojrzała na towarzyszy i wiedziała, że musi im opowiedzieć w co ich mimowolnie wplątała.
- Nie wiem jak zacząć... od czego właściwie zacząć...
Po krótkim namyśle zaczęła im opowiadać, najpierw troczę niepewnie. Jednak wiedząc, że naraziła ich na niebezpieczeństwo postanowiła niczego nie ukrywać (no może prawie niczego). Snuła więc swą opowieść zasłuchanym i patrzącym na nią z uwagą towarzyszom:

Wiecie, że jestem półelfką, moja mama pochodziła z elfiego rodu, ojciec zaś był człowiekiem. Ojca nie pamiętam w ogóle, bo nigdy go z nami nie było, pozostawił moją matkę, nie wiem nawet czy wie, że ja istnieję. Mamy też nie pamiętam, odkąd sięgam pamięcią wychowywali mnie wujostwo. Było mi z nimi bardzo dobrze, jednak cały czas czułam, że czegoś mi brak. Nie zastanawiając się długo po prostu zwiałam z domu, zabrałam ze sobą tylko lutnię, którą kupił mi wujo i kilka rzeczy. Umiałam śpiewać, widziałam, że bardom nie powodzi się źle to i sama miałam nadzieję, że będzie mi się dobrze powodziło. Ruszyłam, bo chciałam znaleźć ojca, chciałam też odnaleźć siebie, zobaczyć kim jestem, kim mogę być.

Przez jakiś czas szwendałam się po Mirthilaran. Jako, że to było duże miasto miałam nadzieję, że uda mi się tam śpiewać i w ten sposób zarabiać na życie. Zarabiałam więc na życie w karczmach... jednak przeważnie zmywając naczynia, niekiedy śpiewając, bo moje śpiewanie może i się podobało, jednak nie dawało żadnego zarobku. Nic nie znacząca dziewczyna, która stawiała pierwsze kroki jako bardka raczej nie miała szans na zarobek. Przekonałam się o tym na własnej skórze. Nikt mnie nie pamiętał, nikt nie zwracał na mnie uwagi, od czasu do czasu, ktoś ironiczne wołał "... pokaż co potrafisz Gwiazdeczko", śpiewałam więc i starałam się aby mnie zapamiętano. Często stałam pod ścianą i słuchałam znanych bardów, uczyłam się od nich. Powoli zaczęto zwracać na mnie uwagę. Postanowiłam coś zrobić, aby bardziej zapadać w pamięć, zostać bardką o której się mówi, która jest charakterystyczna, o której się pamięta.

Przesunęła palcami po swoim tatuażu.

Imię można zapomnieć, kasztanowej bardki z tatuażem gwiazdy na twarzy już nie, zwłaszcza jak spodobał się jej śpiew. Po jakimś czasie mogłam sobie już pozwolić na porzucenie zmywania naczyń i podłóg w karczmach. Mój śpiew powoli zaczął wystarczać na zarabianie takiej ilości srebra, abym nie musiała się niczym innym zajmować. I tak śpiewając po karczmach i wiodąc swoje skromne lecz zadowalające mnie życie spotkałam Sticka. Pewnego razu grałam w karczmie „Zielony Kubraczek”.


Otworzyły się drzwi i do środka wszedł nieznajomy. Rozejrzał się wokół zdziwiony że w karczmie jest taka cisza, jakby nikogo nie było, a przecież pomieszczenie pękało w szwach, nie było gdzie szpilki wcisnąć zerknął na mnie a po moich plecach przeszedł dreszcz i już wiedziałam że spotkałam swoje przeznaczenie. Pamiętam to dokładnie, jakby to dziś było. Przestałam grać podniosłam się i bez słowa wyszłam za nieznajomym. Uśmiechnął się do mnie i rzekł:

- Zwą mnie Stick, a Ty jak masz na imię ?
- Sorg – odparłam mu butnie unosząc podbródek, na co on mi odpowiedział z ironicznym uśmieszkiem igrającym na ustach:
- A więc Sorg słyszałem o Tobie, i postanowiłem posłuchać jak śpiewasz, masz talent dziewczyno, ale wiele Ci jeszcze brak abyś została bardem...... Więc mam dla Ciebie propozycję, wezmę Cie pod swoją pieczę i nauczę czego trzeba, ale Ty za to będziesz wykonywać dla mnie pewne zadania gdy Cie o to poproszę. Zastanów się wrócę tu jutro i powiesz mi coś postanowiła – to rzekłszy odwrócił się na pięcie i poszedł nie oglądając się za siebie.

Usiadłam sobie w kucki pod ścianą i zaczęłam rozważać wszystkie za i przeciw, w sumie nigdzie się nie spieszyłam, nie miałam nic do stracenia, a zyskać mogłam wiele, opiekuna, protektora, skończyły by się zaczepki i sprośne dowcipy. Wstałam powoli i poszłam do stajni gdzie uprosiłam sobie kąt od karczmarza na tą noc. Lubię spać pośród koni, lubię ciepło bijące od nich, spokój i odgłosy przeżuwanego przez nich siana, nie czuję się wtedy samotna, wiem że ktoś jest obok mnie. Zasnąć jednak nie mogłam, w mojej głowie kołatały się myśli, musiałam podjąć decyzję. Jakakolwiek by ona była zaważyłaby pewnie na moim dalszym losie. Sen jednak nadszedł, a wraz z nim i odpoczynek. Rankiem spotkałam się ze Stickiem i wyruszyłam z nim w drogę, ucząc się od niego jak być bardem. Przemierzaliśmy drogi wędrując od miasta do miasta, graliśmy w karczmach i na jarmarkach, od czasu do czasu wykonywałam polecenia jakie dawał mi Stick. Nie był on bardem pochodzącym z Królestwa, był podróżnikiem, przemierzał Faerum wzdłuż i wszerz. Nie wiem co sprawiło że zawitał do naszego kraju, nie wiem co sprawiło, że postanowił mnie ze sobą zabrać i uczyć, ale wtedy się nad tym nie zastanawiałam. Codziennie się czegoś uczyłam, czegoś nowego, pogłębiałam swoją wiedzę o otaczającym mnie świecie. Opowiadał mi o górach Torilu, o rzekach takich jak Mirar czy Dessarie. Opowiadał o wielkich miastach takich jak Silverymoon czy Waterdeep mówiąc, że Srebrna Rzeczka czy Darrow to maleńkie miasteczka w porównaniu z tamtymi. Opowiadał mi o tym godzinami, dniami, tygodniami, a ja słuchałam zafascynowana i próbowałam zapamiętać jak najwięcej.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=1TezgCpPuys&feature=related[/MEDIA]

Dziewczyna opowiadała swoim towarzyszom o czasie spędzonym ze Stickiem. O krainach o których on jej opowiadał, o porach roku, które przemijały wraz z ich przemierzaniem kraju, o zachwycającym pięknie, które widziała na własne oczy.

Opowiadał pięknie, słuchając go miałam wrażenie, że słucham pięknych baśni. Trudno mi było uwierzyć, że cuda o których opowiada istnieją naprawdę. Pewnie nie starczy mi życia aby to wszystko obejrzeć, jednak będę się starała zobaczyć jak najwięcej, choćby naszego Królestwa. Kiedy on brał swój instrument w ręce to ludzie zamierali zasłuchani w jego pieśni i ballady. Gdybyście mogli go posłuchać, to jest po prostu niesamowite. Nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się zaśpiewać choć w połowie tak jak on to robił. Ludzie ciągnęli z daleka aby posłuchać jego śpiewu. Byłam taka szczęśliwa, że zabrał mnie ze sobą, że pozwolił mi się od siebie uczyć, że poświęcał mi swój czas. To że od czasu do czasu poprosił mnie o zbieranie dla niego informacji, czy też przekazanie jakiejś informacji od niego uważałam za zaszczyt, za możliwość odwdzięczenia się mu. Uczyłam się przy nim targować, szacować wartość nietypowych przedmiotów, rozpoznawać magiczne znaki, a przede wszystkim wreszcie nauczyłam się porządnie czytać i pisać - umiejętności, do których nigdy specjalnie się nie przykładałam, woląc wymykać się do Północnego Lasu i marzyć o niebieskich migdałach. Zwoje i inkunabuły dostarczały mi wiedzy o historii i zwyczajach Królestwa... a raczej dostarczyły by, gdybym miała na tyle czasu i cierpliwości by je studiować. Często to lekceważyłam, często z tego nie korzystałam siedząc nad nimi i układając w myślach swoje własne wierszyki czy ballady. Poza tym Stick wprowadzał mnie do bibliotek - miał jakiś znak czy list polecający dający mu dostęp do cennych woluminów; ktoś z ulicy nie miałby szans obejrzeć ich nawet z daleka, a my je mogliśmy studiować. Nauczył mnie jak obserwować ludzi, jak wyciągać wnioski z ich zachowania, jak to potem wykorzystać na swoją korzyść. Jednak kiedy teraz patrzę na to wstecz, wydaje mi się, że on sam nie był zadowolony z tego co udawało nam się odkryć. Tak jakby czegoś szukał i nie mógł tego znaleźć. Pewnego dnia przyszedł i przyprowadził Skat. Powiedział, że jest dla mnie, że wyruszamy dalej. I rzeczywiście wyruszyliśmy na południe w stronę Esper. Stick swoimi występami zapewnił nam darmowe noclegi w karczmach. Biblioteki stały dla nas otworem, tak jak i domy wielmożów. Pamiętam, że bardzo długo przebywaliśmy w Bibliotece, to niewielkie miasteczko zafascynowało mnie tym jaką wiedzę tam można było nabyć. Stick co prawda śmiał się, że to prowincjonalna mieścina, jednak dla mnie to był kopalnia wiedzy. Tam właśnie studiowałam opowieści o Rudej Wiedźmie, historię o magach, były to opowieści prawdziwe, z których można było tworzyć ballady. Kryła się tam cała historia Królestwa, historia, którą coraz bardziej chciałam poznać.

Przemierzaliśmy kolejne miasteczka i wsie, jednak mój towarzysz był coraz bardziej niezadowolony, stawał się coraz bardziej małomówny i rozdrażniony. Gdy dotarliśmy do Esper zaczęło być jeszcze gorzej, stawał się coraz bardziej burkliwy, coraz bardziej marudny, dokuczliwy nic go nie zadowalało. Kazał mi wciąż biegać od kupca do rzemieślnika, od sklepu do karczmy wypytując o rożne dla mnie bezsensowne rzeczy, a i tak nie był zadowolony z tego co mu przynosiłam. On tracił coraz bardziej humor a ja przy nim swój również, zaczęło mi ciążyć jego towarzystwo, zaczęłam czuć się coraz bardziej źle. Czułam, że tracę swój czas, który mogłabym poświęcić na naukę, czułam się tam źle, gdyż coraz więcej osób patrzyło na mnie spod łba, czułam jakby odganiali mnie jak jakiegoś obrzydliwego robala. Krzyczeli na mnie, poszturchiwali, a nawet zarzucali mi, że mogę ściągnąć klątwę na ich domy. Już nie było tak jak na początku, kiedy to czułam się przy Sticku kimś wyjątkowym, kimś kogo się szanuje, z kim z chęcią się rozmawia i dzieli się swoją wiedzą. Jednak znosiłam to jakoś i czekałam kiedy przejdzie mu jego zły humor. Jednak od wielu tygodni niczego mnie już nie uczył i czułam, że nie ma już takiego zamiaru. I tak mijał dzień za dniem, aż pewnego razu stwierdziłam, że nic więcej nauczyć już się od niego nie mogę. Polecenia które mi wydawał zaczęły mi ciążyć. Kiedy stwierdził, że z samego rama wyruszymy do Marathiel, gdzie nawet jego śpiew nie mógł się równać ze śpiewem zamieszkujących tam bardów, a co dopiero mój. Nic tam nie miałam do roboty, nic a nic.

Spakowałam więc swój instrument, kilka rzeczy które były dla mnie cenne i wyruszyłam drogą przed siebie. Wędrując bez konkretnego celu zatrzymywałam się we wsiach i miasteczkach, zbierając i przenosząc plotki, opowieści, wiadomości lub po prostu zatrudniając się do pomocy przy zbiorach, pisaniu i czytaniu listów, przygrywaniu na zabawach,potańcówkach, weselach.


Dotarłam wreszcie do Whellon, znalazłam sobie miejsce w karczmie. Zarabiałam na swoje i Skat utrzymanie śpiewaniem w karczmie wieczorami, w dzień pomagałam kupcom na targu. Poznałam miłą przekupkę Berry, od niej dowiedziałam się o obronie miasteczka przed potworem, który wynurzył się z jeziora. O tym jak wujostwo Lidii obroniło miasteczko, obejrzałam tam również pomnik, który wystawili bohaterom po zwycięskiej walce. Z polecenia Berry udawało mi się
znaleźć prace u innych mieszkańców miasteczka. Zagrałam na jednym weselu, gdzie udało mi się zarobić trochę grosza, tak aby nie martwić się o dzień następny. Oglądałam okolice miasteczka, słuchałam ludzi, którzy opowiadali mi ciekawe historie, zbierałam wiedzę, którą potem mogłam wykorzystać w swoich balladach. Aż pewnego dnia zostałam poproszona, aby zagrać na przyjęciu, które zostało wydane w rocznicę ślubu. Zgodziłam się i poszłam tam na drugi dzień po rozmowie, w której zostałam o to poproszona. Doszłam do domostwa i zaczęłam pukać do drzwi, jednak nigdy nie dowiedziałam się co się za nimi znajduje. Ktoś bowiem przywalił mi w głowę, pozbawiając przytomności. Obudziłam się z wielkim bólem głowy w jakiejś komórce. Z za drzwi docierał do mnie odgłos rozmowy. Podkradłam się cicho i wsłuchałam w słowa, które padały za drzwiami. Brzmiały one miej więcej tak:


- Czego żeś ją tak trzepnął mocno. A jak nam zemrze? To tylko dziewczyna
- E tam mocno, nic jej nie będzie. Zresztą co miałem robić? Rozdarła by się i problemów narobiła. A tak to mamy ją w garści.
- Niby tak... To co, czekamy na rycerza, czy sami ją przepytamy?
- Poczekajmy. W końcu to on wie najlepiej o co pytać.
- Ale żeby taka dziewuszka zdrajcą Królestwa była...? Ciężko uwierzyć...
- Sam dobrze wiesz jakie mamy informacje. Była z tym obcym tyle czasu, pomagała mu we wszystkim... A on - szpieg chędożony - teraz zniknął i nie wiadomo gdzie się ukrywa. Na traktach ruch wielki przez nadchodzący Jarmark, to ciężko obcych znaleźć. Nie zdziwiłbym się zresztą, jakby w Rzeczce się ukrył.
- Pewnie tak... Dyć może ona niewinna? A jak winna to co?
- Tortury i stryczek. Jeno po cichu; nie trza nam plotek i paniki w Królestwie...



Oni rozmawiali o Sticku, rozmawiali o mnie. czułam narastającą panikę na myśl o torturach, czułam jak się duszę, tak jakby już stryczek zaciskał się na moim gardle. Udało mi się od nich uciec. Zabrałam Skat i uciekłam z miasteczka. Przyjechałam na Srebrny Jarmark, bo tu tłumie miałam nadzieję, że uda mi się ukryć. Na Srebrnym Jarmarku spotkałam kuzynkę i wuja. Za namową kuzynki wzięłam udział w konkursie bardów i wygrałam kilka sztuk złota. Wydałam część nagrody na kryształowe kolczyki.



Zapomniałam o tym zdarzeniu zupełnie, kiedy spotkałam Was i pozwoliliście mi ze sobą jechać. Nawet to co powiedział dziadunio Marie nie przypomniało mi o tym zdarzeniu. Dopiero głoś tego strażnika i jego słowa o tym, że jestem aresztowana przywołało wspomnienie i strach. Gdyby nie Kalel i jego szybka reakcja, pewnie nadal tkwiła bym pod bramą, albo raczej już w więziennej celi.
Jestem niewinna, nie wiem w co wpakował nas Stick, nie wiem czego on szukał i nie wiem czemu poszukują mnie. To znaczy wiem, za to, że z nim przemierzałam kraj, za to że z nim byłam. Jednak nic nie zrobiłam, a nie wiem jak to udowodnić. To chyba wszystko... Sama nie wiem co Wam jeszcze powiedzieć. Mogę jedynie postarać się odpowiedzieć na wasze pytania, jeżeli jakieś do mnie macie...


Zakończyła swoją opowieść dziewczyna i z uwagą zaczęła przesuwać workiem po twarzach swoich współtowarzyszy. Czekała w napięciu na to jak oni zareagują na jej słowa, o co ją spytają, co powiedzą.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 03-05-2010 o 13:56. Powód: kosmetyka :)
Vantro jest offline  
Stary 05-05-2010, 14:15   #269
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
Jazda po porządnym trakcie była niebem w porównaniu z tym, co ostatnio doświadczali. Również perspektywa wizyty i noclegu w Uran były miłe. Meave miała już szczerze dość spania pod gołym niebem, tym bardziej, że bez namiotu Lidii to już nie było to samo…
Podróż minęła dość szybko. Wszyscy nie mogli się już doczekać. Meave od czasu uwolnienia się od swoich ciężarów zmieniła swój stosunek do towarzyszy. Choć nadal na uboczu, stała się bardziej pomocna i weselsza. Nie podchodziła już do wszystkiego z taką ironią. Przemądrzały uśmieszek pojawiał się na jej twarzy coraz rzadziej, by w końcu zniknąć. To zrobiło dla niej pozbycie się tego ciężaru z piersi. Jej kochany braciszek stwierdziłby pewnie, że to jego dawna siostra, ta z którą zawsze się tak świetnie dogadywał. Miałby rację, przynajmniej częściowo. Dzięki niemu powróciła jakaś część niej, o której zdążyła już niemal zapomnieć. Ta smutna, ironiczna i wiecznie zamyślona Meave ustąpiła miejsca tej prawdziwej – spontanicznej, tej, która chce wszystkiego dotknąć, poczuć na skórze lodowaty powiew wiatru, kąpać się w lodowatym morzu… Po prostu cudownie beztroskiej. Niestety nie dane było jej długo zaznać tego cudownego uczucia.
Gdy dotarli do Uran spotkała ich wyjątkowo przykra niespodzianka. Otóż przed bramą drogę zagrodzili im strażnicy, którzy chcieli aresztować Sorg. Zza murów dobiegł ostry dźwięk rogów. Byli w pułapce… Właściwie to bardka była, ale stanowili drużynę i jeśli byłoby trzeba Meave zrobiłaby dla nich niemal wszystko. Meave spojrzała po towarzyszach i wszyscy niemal jak jeden mąż zawrócili konie i czmychnęli z dala od żołnierzy. Musieli zgubić strażników i opracować plan. Tym razem Meave nie mogła być pomocna, ponieważ nigdy przed nikim nie uciekała. Dlatego pozostawiła decyzję innym. Na szczęście Kalel się popisał i najpierw umyślił sposób jak spowolnić pościg, a potem zmylić go. Po rozjeździe z rozstajów byli już praktycznie bezpieczni… Ale czy na długo? Natura rudowłosej zaklinaczki kazała jej wątpić w to, że strażnicy szybko sobie odpuszczą poszukiwanie Sorg… Kto wie, może nawet jest poszukiwana w innych miastach? Myśl ta wydała jej się niedorzeczna, ponieważ w żadnym innym miejscu nikt nie próbował aresztować Sorg… Ale z drugiej strony skąd wiedzieli, kiedy Sorg się zjawi?
- Czy wam też wydaje się to podejrzane, że oni zdawali się dokładnie wiedzieć, kiedy Sorg będzie w Uran? – Zapytała podczas chwili odpoczynku. – To wyglądało jakby na nią czekali… Chyba, że ja się nie znam… - Wzruszyła ramionami, spoglądając na towarzyszy w oczekiwaniu na odpowiedź.

***

Gdy Sorg zdecydowała się podzielić z nimi swoją historią Meave słuchała uważnie. Nagle poczuła, że sama też powinna się czymś podzielić… A co jeśli jej też poszukują, a ona o tym nie wie? Z każdym słowem bardki, zaklinaczka czuła jak krew w niej wrze. Jak ten Stick mógł ją tak potraktować? Wciągnąć ją w coś takiego? Gdyby ona była Sorg to by pożałował.
- Mówisz, że nie wiesz w, co cię wplątali… - Potarła dłonią czoło. – To trzeba się dowiedzieć. Umówiłam się z bratem, że zostawię mu wiadomość na trakcie… Może on coś będzie wiedział. Chyba, że chcemy ryzykować i wywiedzieć się tego sami. – Zaproponowała, uważnie spoglądając na zebranych.
 
Callisto jest offline  
Stary 06-05-2010, 15:35   #270
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
Sorg oglądała się raz po raz za siebie, nie widząc nigdzie pogoni spytała jadącego obok chłopaka
- Kalel myślisz, że nas nie ścigają? Może to jednak nic ważnego i nie będą nas ścigać?
Chłopak uśmiechnął się do bardki i odparł - Wygląda na to że się nam udało. Pewni pewnie długo jeszcze nie będziemy, lecz to że już od takiego czasu nie widać śladów pogoni może świadczyć o tym, że zaprzestali pościgu. Nasz podstęp chyba się udał. Uśmiech na jego twarzy powoli zaczął znikać, gdy w głowie zaczęło u się w końcu układać to co się zdarzyło. Przyjrzał się uważnie twarzy Sorg, w szczególności zwracając uwagę na tatuaż, który właśnie w tej chwili zdawał się szczególnie rzucać w oczy. - Wiesz, jest świetny, i ładnie Ci z nim, ale w tej sytuacji chyba musimy coś z nim zrobić.
Dziewczyna spojrzała z pewną obawą na chłopaka i mimowolnie dotknęła swojego tatuażu. Przypomniało jej się jak wpadła na pomysł aby sobie go zrobić i jaki był tego powód. Przypomniało jej się jak chciała aby ja po nim rozpoznawano , a teraz... Teraz stał się on aż za bardzo charakterystyczny, nikt jej nie zapomni, a wprost przeciwnie zapamięta.
- Co masz na myśli mówiąc "coś z nim zrobić"? Chyba nie będziesz mi szorował buzi pumeksem aby go zetrzeć? To raczej nic nie da to tatuaż a nie rysunek ołówkiem na twarzy. Nie da się z nim nic zrobić. Kiedyś próbowałam zakrywać go włosami, ale to chwilowe rozwiązanie.
- Ha ha ha, szorować pumeksem, ależ wymyśliłaś - zaśmiał się Kalel sarkastycznie - Równie dobrze mógłbym powiedzieć żebyś brodę zapuściła, ale w tym miejscu to włosy rosną chyba tylko krasnoludom. - Nagle mu coś w głowie zaświtało - A może napadniemy na jakiegoś i ukradniemy mu brodę?
Sorg wybuchnęła śmiechem
- Już to widzę. Jedzie sobie krasnolud drogą a my buch z za drzewa i dawaj do niego "To napad oddawaj brodę po dobroci, bo jak nie to sami se ją weźmiemy!" Jak nic Kalel on się tak wystraszy że od razu Ci ją odda. Tylko co Ty z nią zrobisz? Może się okazać, że będzie za duża i będzie Ci spadać z twarzy.
- Broda będzie nie dla mnie, lecz dla Ciebie Sorg - cierpliwie tłumaczył Kalel. - A krasnoluda się nie będziemy pytać, po prostu go ogolimy. Albo ostrzyżemy. - Odsunął się o krok od niej i spojrzał oceniając czy krasnoludzka broda by się sprawdziła w funkcji maski. - Ehhh... niestety wyglądasz zbyt kobieco jak na krasnoluda. Nikt się nie nabierze - westchnął ciężko i zaczął myśleć nad kolejnymi pomysłami. Nagle go olśniło - Już wiem! Najlepszym sposobem będzie ukryć Twój tatuaż w innym, takim wielkim na pół twarzy! Nikt go wtedy nie dojrzy bo każdy zauważy ten większy. No i co Ty na to? Świetny pomysł, prawda?
Na okrzyk Kalela "Już wiem!" dziewczyna poczuła jak jeżą jej się włoski na karku. Słuchając jego słów coraz bardziej wybałuszała na niego oczy.
- Jak na pół twarzy? Jaki tatuaż? To ja go potem będę nosić do końca życia, każdy się na mnie będzie gapił. Sam se zrób tatuaż na pół twarzy i zobacz jaki będzie efekt. Poza tym gdzie go zrobię? Kto mi go zrobi? Ty czy dziewczyny? No weź! Nie będę robić żadnego nowego tatuażu, wolę już siedzieć w lesie.
Kalelowi zrobiło się trochę żal Sorg. Przecież to nie jej wina że ma na twarzy tatuaż... Dlatego trochę zmiękczył stanowisko i dodał Wcale nie musi być prawdziwy. Ktoś namaluje go naturalnym barwnikiem, czymś czego nie zmyje deszcz. - Po czym odwrócił się do Tuai i Maeve zadając pytanie - Jak u was ze zdolnościami artystycznymi? Potraficie ładnie malować?
Bardka zareagowała zanim którakolwiek z dziewcząt zdążyła odpowiedzieć na pytanie chłopaka.
- Nie jestem pewna czy chcę mieć i taki nieprawdziwy tatuaż na twarzy. Zwłaszcza, że chcesz mi wymalować połowę buzi. Chociaż wiesz... Jak się tak chwilę zastanowiłam, to jeżeli zgodzisz się aby wymalować identyczny Tobie i zobaczę jak to będzie wyglądało. Spodoba mi się to i ja się zgodzę - dokończyła szczerząc zęby do chłopaka.
Mina na twarzy Kalela nie budziła wątpliwości że pomysł zrobił na nim wrażenie. Lekko zszokowanym spojrzeniem spoglądał na Sorg nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. - Wiesz to nie mnie trzeba ukrywać. - Jednak po chwili zastanowienia, niechętnie ale przyznał jej rację - Właściwie to może coś w tym być. Ludzie będą kojarzyć nas jak jedno, to utrudniłoby odnalezienie Ciebie. Choć nie wiem czy gra warta świeczki, bo na pewno zwracalibyśmy na siebie uwagę. Dużo uwagi. A to zdecydowanie tylko bardom pomaga, takim jak ja już dużo mniej.
Sorg spojrzała z uwagą na Kalela. "Niedługo opowiem mu całą swoją historię, ciekawe czy on kiedyś podzieli się swoją? Na razie składam go sobie z kolejnych zdarzeń i kolejnych zdań, które czasem mu się wymkną"
- Wiesz... Nie zawsze pomaga, sam widzisz, gdyby nie ta moja gwiazda to pewnie by nikt nas przed bramą miasta nie zatrzymał. Byłabym kolejną półelfką, która tam zawitała. Teraz muszę się ukrywać, albo jakoś zakryć swój tatuaż. Najgorsze jest to, że nie wiem czy w tych Waszych Podkosach też na mnie ktoś nie czeka. Czy tylko w dużym mieście mnie poszukują, gdzie mnie poszukują. Teraz bardziej by mi się przydało gdybym go nie miała, gdybym była takim anonimowym bardem, a nawet tylko półelfką.
Kalel....
- głos bardki się zachwiał, coś ją niepokoiło, tylko nie wiedziała czy powiedzieć o tym na głos. Spojrzała z uwagą na chłopaka przerywając więc w pół słowa.
- Myślę że gdyby nie gwiazda, to straże by miały inne punkty zaczepienia. Nie ona to włosy, oczy, uszy, coś by się znalazło. Tatuaż po prostu jest najbardziej charakterystyczną cechą. Co do Podkosów... to dobre miejsce, żeby sprawdzić czy szukają nas wszędzie, czy jednak nie. Przypomniał sobie o sprawie zamiany ludzi w bestie i o tym, że podkosianie dobrze sobie będą zdawali sprawę, że wydanie ich, to podpisanie wyroku na siebie. Od tych ponurych rozważań odciągnęło go zawahanie się głosu Sorg, a dźwięk swojego imienia odwrócił głowę w jej kierunku i się zapytał - Co się stało? Coś sobie przypomniałaś?
- Tak... coś sobie przypomniałam. Pamiętasz jak spotkaliśmy się na Srebrnym Jarmarku i jak poprosiłam abyście mnie ze sobą zabrali. Wtedy opowiedzieliście tą historię o pierścieniu, jednak nie chcięliście powiedzieć nikomu o jaką to wioskę chodzi. Miałam z Wami podróżować do czasu kiedy będziecie mięli do niej wrócić, ale nie weźmiecie mnie ze sobą do niej bo obiecaliście zachować tajemnicę Jednak z kolejnych wydarzeń jakie nas spotkały domyślam się że to chodzi właśnie o Podkosy. Kalel jak wytłumaczycie to, że z Wami przyjechałam? Jesteś pewien, że będą chcieli nam pomóc, to znaczy mi pomóc? Może będą mieli do Was pretensję, że mnie ze sobą przywieźliście? Może będą woleli zgłosić, że mnie widzieli, może będą woleli abyśmy opuścili ich wioskę jak najszybciej po tym jak oddacie im pierścień, na który czekają. Jak myślisz? - zerknęła na chłopaka z niepokojem czekając na jego odpowiedź.
Łotrzykowi zrzedła mina. Faktycznie, teraz sobie przypomniał, że podkosianie bardzo nalegali aby nikomu nie wyjawiać tej tajemnicy. Zdaje się że nawet coś poprzysięgali w tej sprawie. - Wiesz Sorg, chyba faktycznie może się im nie podobać że Ci o tym powiedzieliśmy. - Wytężał umysł jak wybrnąć z tej sytuacji, początkowo bezefektownie, lecz nagła myśl oświeciła go. - Pamiętacie tą czarodziejkę, co na początku myśleliśmy że to Elethienna, a okazało się że nie? Teraz i ona wie o Podkosach. Z tego wniosek że ta przysięga już została złamana, oczywiście w słusznej sprawie. Chyba też przyznacie że powiedzenie o tym Sorg było w słusznej sprawie? Po prostu nie mieliśmy innego wyjścia.

- Pamiętam, ale co ona ma wspólnego z tym, że z Wami przyjadę do wsi? Kalel nie jestem pewna czy Ci wieśniacy też tak na to patrzeć będą. Mogą się niepokoić, że rozpowiedzieliście ich tajemnicę na prawo i lewo. Jak wytłumaczycie moją obecność, że spotkaliście mnie na Jarmarku i ot tak sobie zabraliście ze sobą zdradzając ich tajemnicę? Nie jestem pewna czy będą czuli wdzięczność, a tym bardziej, że będą czuli się zobowiązani, aby Wam... to znaczy nam pomagać.

- A wspólne ma to, że powiemy we wsi, że jesteś wysłannikiem Elethienny. Ty wręczysz pierścień, więc będą zadowoleni, że Cię poznali. - Kalel się głośno roześmiał z psikusa jaki chciał sprawić podejrzliwym podkosianom. - Co wy na to? To chyba ma ręce i nogi?

- Kalel a co będzie jak się wyda, że nie jestem jednak tym wysłannikiem? Wiesz mogą nam mieć to za złe. Chociaż mamy listy od Rudej Wiedźmy, może one nam pomogą?

- Ale czemu miałoby się wydać? Tylko my będziemy znać prawdę. A pierścień w Twoich rękach powinien załagodzić ich podejrzliwość. No właśnie, listy też działają na naszą korzyść. Poza tym to już sprawa Elethienny, która najlepiej wie czemu na swoją wysłanniczkę wybrała bardkę Sorg. Mi nic do tego, tak samo jak mieszkańcom Podkosów. Kalel był całkowicie przekonany o słuszności swoich słów. Pod koniec swej przemowy niemalże sam uwierzył w to co mówi.

Sorg słuchała chłopaka próbując sama siebie przekonać, że to może się udać. Z jej ust wyrwało się jednak
- Nie wiem czy ten napad na krasnoluda, aby ukraść mu brodę to jednak nie lepszy pomysł. Choć chyba nie... bo czym bym sobie ją przymocowała... Chyba nie mamy wyjścia, jeżeli nie chcecie mnie tu porzucić to pozostaje nam wjechać razem do wsi i spróbować czy pomysł Kalela się uda zrealizować.

"To już chyba tu" myślał Kalel spoglądając na widoczne z oddali pionowo wspinające się ku niebu dymy. Nie wierzył swojemu szczęściu, że się im tak udało i ciekawie przyglądał się swoim towarzyszkom w zastanowieniu, której to los tak sprzyja. "Szczęście szczęściem, ale chyba lepiej będzie dostać się do wioski ostrożnie i najpierw sprawdzić czy nie kryje się w niej jakaś niespodzianka" kierowany tą myślą bardzo uważnie obserwował zbliżającą się wieś i nasłuchiwał dobiegających z niej odgłosów. Dzięki temu jako jedyny zwrócił uwagę na to, że coś się dzieje po drugiej stronie Podkosów. Zatrzymał się by lepiej słyszeć co się dzieje i już nie miał wątpliwości - Słuchajcie, czy to nie jakiś pogrzeb? - Jego towarzyszki spojrzały zdziwione na niego, lecz po chwili, zachęcone jego słowami też wsłuchały się w odgłosy wsi. Po chwili i na ich twarzach pojawiło się zaskoczenie. - Ciekawe o co może chodzić - Kalel na głos wypowiedział nurtujące ich wszystkich pytanie.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.
Epimeteus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172