Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-05-2010, 20:47   #1
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
[D&D] W poszukiwaniu Rodziny

Prolog



Brim, mała wioska rolnicza leżąca nieopodal wielkiej puszczy Lundru. Mieścina spokojna, gdzie przedstawiciel każdej rasy świata mógł odnaleźć chwilę wytchnienia. Ludzie znali się, żyli w zgodzie, przejezdni zawsze byle tu mile widziani. Miasteczko było samowystarczalne, myśliwi polowali na zwierzynę w pobliskiej puszczy, chłopi doglądali swych pól, płatnerze naprawiali narzędzia. Miejsce to było istną sielanką, mało było już takich miejsc na świecie. W mieście nie brakowało również dzieci, pomagały one swym rodziną w codziennych pracach, uczyły się przyszłego zawodu. Jednak wszystko co dobre, szybko musi się skończyć, tak jest już zaprogramowany świat. Szczęście jednych przeradza się w cierpienie, by drudzy doznali szczęścia. Tak było i tym razem...

Słońce powoli chowało się za horyzont, ludzie kończyli właśnie pracę. Ojcowie i ich dzieci wracali z pól i warsztatów, do domów by spożyć wieczerzę wcześniej przygotowaną przez ich matki i żony. Lecz wtedy z lasu wybiegł Greg. Był on jednym z tutejszych łowczych, stary człek o siwej brodzie. Krzyczał coś, ludzie go nie słyszeli, a po za tym na pewno nie miał nic ważnego do przekazania. Dopiero po chwili gdy jego krzyki stawały się coraz głośniejsze ludzie schodzący z pola obracali głowy, a on wciąż wbiegł. Jednak nie dane było mu dobiec do domku stojącego najbliżej lasu. Strzała ugodziła starca w plecy, a ten uderzył o ziemię, niczym ścięte drzewo. Przez chwilę ludzie nie wiedzieli co się dzieje, lecz kilka sekund wystarczyło na to by ich umysły przeanalizowały całe zdarzenie. Rozległy się krzyki, wrzaski i wielka bieganina. Ludzie łapali najpotrzebniejsze rzeczy, niektórzy chwycili za broń.
Z lasu po chwili zaczęła wyłaniać się grupa uzbrojonych stworzeń. Orkowie i gobliny, wrzeszcząc coś w swym języku przepuściły dziki szturm na wioskę. Niektóre stały z tyłu szyjąc zawczasu podpalonymi strzałami w najbliższe budynki. Od rzeźni miasto dzieliły sekundy.
Ci jednak którzy wcześniej już chcieli uciekać, teraz postanowili ratować to co mieli najcenniejsze, swoje dzieci. Ojcowie łapali za broń, by chodź na chwilę zatrzymać oszalałe orki, matki złapały co było najbliżej i wciskając to dzieciakom w ręce kazały im biec.
Nie wszystkim się udało, niektóre ogarnięte paniką stały w miejscu, inne dopadły orki, które o dziwo nie zabijały ich a łapały i niosły w miejsce z którego przybyli.
Jednak małej grupie się udało. Kilkanaście dzieciaków dobiegło do lasu, gdzie przedzierając się przez krzaki, zostawiły swoje domy i rodziny za sobą.


Biegły jak szalone ogarnięte pierwotnymi instynktami przetrwania. Dopiero gdy nogi odmówiły posłuszeństwa, opadły na kolana w głębi lasu. Dzieci znajdowały się na małej cichej polance, nie było słychać odgłosów walki, ni wrzasków orków. Zostały same, mała garstka ocalałych która miała przy sobie tylko to co w pośpiechu udało się jej zabrać. Co się stało z ich rodzinami? Czemu orki nie zabijały dzieci a łapały je? Tego nie wiedziało żadne z nich, i nikt chyba o tym nie myślał. Co będzie dalej? To zależało już tylko od nich.

Rozdział 1 - Puszcza Lundru.

Liście na drzewach kołysały się poruszane leciutkim wietrzykiem, puszcza była spokojna, jak gdyby stare drzewa nie były świadome pobliskiej rzezi. Puszcza Lundru była olbrzymia, i tajemnicza. Żaden łowczy z Brim nigdy nie śmiał zapuścić się w same serce lasu ,istniało wiele legend mówiących o tym co czyha w środku. Matki straszyły swe niegrzecznie dzieci opowieściami o potworach, starcy snuli zaś historię o skarbach drzemiących w sercu lasu.
Jednak teraz puszcza miała inne zajęcia niż dzielenie się swymi sekretami. Stare drzewa obserwowały jak grupka zmęczonych dzieci wypada na mała polankę. Po za drzewami zobaczył to jednak ktoś jeszcze, młoda dziewczyna zbierająca na polanie zioła.

Marysię bardzo zdziwił widok grupy dzieciaków wpadających na jej polankę. Niektóre z nich były uzbrojone inne znów podrapana i osmolone. Młoda wiedźma oderwała się od zbierania ziół i badawczo spojrzała na przybyłych. Kojarzyła niektórych z nich, najbardziej w oczy rzucał się jej jednak Eburon. Nie znała go z imienia, ale nie raz widziała jak młodzieniec przechadza się po lasach zbierając zioła, lub obserwując życie stworzeń zamieszkujących puszczę.
Dzieci znały Marysię, i nikt nie był zachwycony jej widokiem. Była to ponoć uczennica wiedźmy, takiej która pożera małe dzieci! Żyła wraz ze starą czarownica w tym lesie, i nikt nigdy nie pałał do nich wielką przyjaźnią. W Brim krążyły o nich liczne opowieści, i większość z tu obecnych nigdy z własnej woli nie zbliżyło by się do tego pomiotu sił piekielnych. Jednak los był kapryśny, i jak widział chciał inaczej.
Eburon pogłaskał swego wilka, którego wszyscy dobrze znali i traktowali jak psa. Młody druid rozejrzał się po polanie, był spocony, zmęczony i przerażony tym co się stało. Opadł ciężko na ziemię i oparł się o drzewo. Po chwili uczyniła tak jeszcze jedna dość niska postać. Był to Oskar Loderr młody kranolud z Brim. Na co dzień pomagał w kaplicy Moradina, lub u swego ojca – wioskowego kowala. Teraz krasnolud dysząc ciężko ocierał pot z twarzy. Był wycieńczony nigdy nie biegł tak szybko jak przed chwilą. Strach dodał mu skrzydeł i pozwolił dotrzymać tempa innym uciekinierom. Oprócz niego był tu jeszcze jeden krasnolud, który również opadł po do pozycji siedzącej. Harril był synem emerytowanego wojownika. Opowieści jego ojca były lubiane przez wszystkich młodych obywateli Brim, pełne były walki i skarbów, a to przyciągało słuchaczy. Harril był w pełni uzbrojony, miał przy sobie dobrej jakości topór, a na sobie przywdzianą skórznie którą zawsze szczycił się wśród swoich rówieśników.
Niższy od krasnoludów był tylko niziołek Lajl . On również znany był większości tu obecnych, zdarzyło się im śmiać z „małego przybłędy” jak go często nazywali. Dziś jednak nikomu nie było do śmiechu. Timmy i Sandro nie wyróżniali się niczym szczególnym, byli lubiani w wiosce, ale żaden z obecnych nie wiedział czym zajmował się każdy z nich. I aktualnie nikt nie myślał o tym by wypytywać o takie rzeczy.
Eliot był kolejnym który oparł się o drzewo. Ten młody człowiek nie cieszył się dobrą reputacją w Brim, nazywali go złodziejaszkiem i mało kto mu ufał. Jednak teraz był tu razem z nimi osmolony od dymu, i zmęczony biegiem. Teraz nie było miejsca na wyszydzanie nikogo, za to co kiedyś zrobił.
Ian Rosehood stał pochylony i dyszał ciężko. E ręku pół-elf trzymał dopiero co przeczytany list od swego opiekuna. Ale jego umysł nie zdążył jeszcze przeanalizować całej jego treści. Ian nie był zbyt znany przez obecne tu osoby, rzadko rozmawiał ze swymi rówieśnikami, choć kilka razy zdarzyło mu się zamienić z nimi parę słów.
Venterin wyróżniał się spośród zebranych. W ręce trzymał pięknie wykonaną laskę, a na jego głowie spoczywał kapelusz. Dzieci znały go, i niezbyt za nim przepadały. Zawsze wydawał się zimny i wyniosły, oraz nie przepadał za zabawami. Ale udało mu się uciec więc był jednym z nich.
Ostatnią postacią na polanie był Garret, i była to też jedyna osoba której nikt nie znał, i która nie znała nikogo. Paru z tu obecnych, widziało jak chłopak przybył wczoraj do miasta. Miał niesamowitego pecha skoro trafił do Brim w takim momencie. Młody Bard, był cały umorusany od dymu i tak jak reszta zmęczony po biegu.
Na polanie przez krótka chwilę panowała cisza, która została przerwana przez szmery dochodzące z pobliskich krzaków. Wszyscy odwrócili się przerażeni w tamta stronę, jednak to co usłyszeli nie był orkiem. Z krzaków wyłonił się znanym im młody łowca Falanthel. Na jego plecach znajdował się piękny łuk, a w ręce niósł upolowanego królika, najwidoczniej wracał z polowania. Elf zdziwił się na widok zbieraniny tylu dzieciaków tak głęboko w lesie. To on jako pierwszy przerwał ciszę głośny pytaniem.

- Co wy tu wszyscy robicie!?

Słowa te były niczym grom, wśród panującego milczenia. Niektórzy dopiero zaczęli sobie uświadamiać co właściwie zdarzyło się przed kilkoma chwilami w Brim. Byli tu sami zdani na siebie. Grupa osób która praktycznie się nie znała, grupa młodzików w nieznanym im lesie. I nie mieli już dokąd wrócić...
 

Ostatnio edytowane przez Ajas : 08-05-2010 o 21:14.
Ajas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172