Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-02-2016, 22:10   #31
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
6: Jak idą mi ćwiczenia i co z nich wyszło?

Gdy wróciła z dalekiej wyprawy, tej nocy nie spało się jej zbyt dobrze. Miała trudności z zaśnięciem, a gdy zasnęła, śniło się jej, że idzie do staruszka, by zgłosić się do kopalni. Potem gdy została przyjęta w poczet “górników”, udała w kierunku gór wraz z obstawą Łapaczy i starucha, wcześniej dostawszy kilof. Ten zaś z każdym krokiem robił się coraz cięższy, aż w końcu, gdy upadł na ziemię, to nie dało się go podnieść. Juna starała się go podnieść, ale się nie dało - był ciężki jak smok, a Łapacze zaczęli się niecierpliwić - jeszcze chwila, a własnoręcznie postawią ją na nogi i popchną dalej. Wkrótce okazało się, że kilof trzymają blade, chude łapy, brudne od pyłu, sadzy i ziemi, które zresztą wydostały się z ziemi. Niebawem z niej wydostały się ich właściciele - wychudzeni, poranieni przeklęci. Juna skądś wiedziała, że to przeklęci i szybko skojarzyła, że niektórych z nich widziała może raz, ale wiedziała przynajmniej kiedy - wtedy, gdy szczęśliwie dobiegła w ostatkach do wioski. Reszta nie wydawała się jej zbyt znajoma, acz najpewniej to też byli ci pechowcy. Wkrótce narzędzie zostało zaciągnięte pod ziemię.
- Teraz nie możesz pójść kopać - odezwał się jeden z umarlaków. - gdy pójdziesz, zabierzemy ci kolejne narzędzia - odezwał się do Juny. Jeden z Łapaczy zaciągnął brutalnie dziewczynę do przodu, a staruszek za pomocą czarów roztapiał ożywione ciała jak masło w rondlu. Jednak z tej masy powstawało coraz więcej osobników, którzy śmiali się z wysiłków starca.
Dziewczynę zaciągano coraz dalej, coraz brutalniej, a mimo to wydawało się, że legion umarłych wciąż pozostawał w tej samej odległości.
- Nie idź do kopalni. Nie po to tutaj jesteś - odezwał się ten sam głos, który ostrzegł, że będzie jej konfiskował kolejne narzędzia kopalniane. O dalszej części snu nie dowiedziała się, bo się obudziła. Wciąż było ciemno. Postanowiła pójść łowić ryby.
Niemniej pomysł udania się do kopalni wyleciał jej z głowy.

=***=

Od wizyty ciemnego typka minęły dwa dni. W tym czasie Juna odbyła żałobę po mieszkańcach wioski, doprowadziła się do porządku i wróciła do wioskowego trybu życia, niemniej jednak nie spoglądała na weteranów tym samym okiem co niegdyś. Dalej sprzedawała im zwierzynę, ale była pewna, że tym nie prędzej uzna ich za przyjaciół i tym bardziej nie utożsami się z nimi. Magia nadal nie szła jej wybitnie, aczkolwiek po tym czasie nastąpił przełom - mały, lecz zawsze jakiś. Paradoksalnie doprowadziły do niego porażki na tle opanowania mocy magicznych. Juna bowiem pod wpływem jednego tylko dnia zaliczyła pierwszy od długiego czasu poważny wnerw, który jeszcze trwał do tej pory. Do tego czasu wypróbowała wszystkiego związanego z wodą, a teraz postanowiła podejść do tego inaczej. Wzięła kwiatka świeżo zerwanego, którego można było dać do antałka z wodą, a jeszcze by nie uschnął.
Było na tyle dobrze, że moc jej nie wybuchała, acz do tej pory nic konkretnego z nią nie zrobiła. Zastanawiała się, co może jeszcze z mocą zrobić. Nie próbowała ożywiania roślin. Po dwóch godzinach gapienia się jak osioł w kwiatek, po gimnastyce i kilku próbach coś dało się zaobserwować. Kwiatek wydał się… żywszy. Jakby dopiero co został zerwany. Juna po raz pierwszy od dwóch dni była zadowolona z marnego, ale zawsze jakiegoś postępu.
Później próbowała sprawić, aby kwiatek urósł.
Po odsiedzeniu trzech godzin nie udało się sprawić, aby urósł czy zmalał choćby o kapkę. Nie sprawiła też, żeby kwiatek zaczął tańczyć, fikać czy poruszać się.
Niemniej kwiatek wydawał się mniej martwy niż przed wejściem do dołu.
To dobrze.
Po godzinie nie dało się nic konkretniejszego uzyskać poza tym, że kwiatek nie więdnął.
Następnego dnia postanowiła zabrać się za coś innego
Wzięła żabę, ale dopiero po sześciu godzinach widać było efekty ćwiczeń czarów. Żaba wydała się trochę żywsza, pod koniec przesiadki w dole częściej skakała tam, gdzie Juna chciała, żeby żaba skakała.
Chociaż może to był niezwykły zbieg okoliczności.
Po ćwiczeniach żabka odzyskała wolność, ale sama musiała już zadbać o to, by wydostać się cało z tego magicznego poligonu. Płaz chyba wydawał się “mądrzejszy” po pobycie w dole, bo unikał wykopów i fikał szybciej jak najkrótszą drogą. A może Juna tylko łudziła się, że żabka zmądrzała.
Trzeciego dnia już zupełnie nie wiedziała, co jej moc łączy z kwiatkiem, żabką i umiejętnością przelewania gniewu w siłę, kiedy z połowu nic nie wyszło i z polowania też nici, bo słabszy dzień. Tego dnia nie wzięła nic żywego ze sobą. Wzięła starą żerdź z płotu. W dole bez kajdan mogła się na niej wyżyć, ale tym razem pod wpływem gniewu Juna połamała gruby kawał drewna jak patyczek. Złość jej tym razem nie minęła, ale jakby krążyła jej w żyłach razem z krwią, dając jej kopa. Tego dnia wyjątkowo poszła do dołów po raz drugi, po raz pierwszy od dłuższego czasu szczerze się tym nie przejmując. Też wzięła wówczas belę i gładki kamień, żeby sprawdzić tę nową sztuczkę.
Wychodząc z dołu po beli i głazie zostały tylko drzazgi i kamieni kupa - choć szybko dotarło do niej, że normalnie nie dałaby rady tego uczynić zwyczajnie gołymi dłońmi. Jedynym skutkiem ubocznym było to, że jeszcze przez pewien czas chodziła wkurzona.

Dzień po tych ćwiczeniach jeszcze bardziej zacięcie polowała. Wtedy Cedil bardziej ją denerwował niż zazwyczaj, choć nie było ku temu powodu. Cedil nie niańczył jej bardziej niż zwykle.
- Nie musisz mi podłazić pod nogi, umiem chodzić - burknęła, gdy Cedil zaoferował się jej z pomocą noszenia lisa.
- No już, spokojnie. Chcesz to nieś sama. Jak tam ćwiczenia w dole? - spytał się zainteresowany chłopak.
- Jakoś idą. Nawet, nawet - odparła mało entuzjastycznie. Ciągle w środku ją ponosiło. Obawa, że wyspa ją doszczętnie zepsuje, gdzieś chwilowo zanikła.
- A ty jak zwykle. Chociaż widzę ostatnio poprawę w ilości emocji jakie prezentujesz. - blondyn uśmiechnął się lekko.
- To dobrze czy źle?
- Dobrze. Pokazujesz, że jesteś żywą osobą, a nie sterowaną przez kogoś osobą. - odparł Cedil, lekko rozczochrując włosy Junie. - Czyli do kopalni nie powinnaś trafić?
- Nie, chyba że się komuś nie spodobam - odparła, nic nie robiąc sobie z czochrania włosów.
- Taka ładna dziewczyna miałaby się komuś nie spodobać? - rozmówca puścił jej oczko. - Chociaż w sumie dobrze. Jeszcze będą chcieli cię do burdelu wysłać czy do prywatnego haremu.
- Niech spróbują - mruknęła. - No to muszę dalej myśleć, jak wydostać się z wyspy - dodała.
- Wtedy ich zabiję i cię porwę. A z wyspy się nie wydostaniesz. Zbyt dobrze zabezpieczona.
- Czegoś nie rozumiem. Możesz latać. Nie wiem, czy pływać też, ale nie męczysz się, a poza tym jesteś szybszy i silniejszy niż inni. Miałbyś pewnie największe szanse z nowych na opuszczenie wyspy.
- Wyspa ta jest otoczona przez pierścień gór stworzonych z czarnego mageralu. Całkowicie niwelujących magię. Za górami jest krąg stworzony z wodnych wirów i tornad, co z resztą widzieliśmy jak tutaj nas przenieśli. Tam są tak duże ilości magii, że powietrze wariuje. Nawet ja nie przelecę. Przepłynąć pod wodą też się nie da. - wyjaśnił Cedil, tonem wskazującym na to, że próbował.
- Czyli trzeba trafić na arenę, żeby stąd uciec?
- Zawsze może zdarzyć się cud i całą magię szlag trafi. Ja bym na ten cud nie liczył. - stwierdził chłopak.
- Nie wierzę w cuda.
- No to mamy coś wspólnego. Ale może coś się wydarzy, co pozwoli nam się urwać z tego bajora. - blondyn uśmiechnął się lekko.
- Czyżbyś jednak liczył na cuda?
- Nie, nie cuda. Katastrofę naturalną lub coś w tym stylu. - zaśmiał się Cedil.
- Jednak liczysz na cuda. Nie za dużo oczekujesz z tymi katastrofami? Mnie wystarczy, jak nikt mnie nie pośle do piachu czy w inne okropne miejsce.
- Ech, niech ci będzie. I tak pewnie nie przekonam cię, że jest inaczej. Jesteś zbyt uparta.
- Zapewne masz w tym rację - odparła, najprawdopodobniej słusznie na ten “zarzut”.
- To dawaj tego lisa i chodź do wioski. I tak jesteś całkiem dobrze zbudowana. Po co masz jeszcze się męczyć. - rzucił chłopak, przez chwilę zawiesiwszy wzrok na piersiach dziewczyny. Widać udawanie człowieka opanował do perfekcji.
- Mam dociekać, co masz na myśli? - zapytała retorycznie. - Skoro nalegasz, masz tego lisa. Łap - rzuciła Cedilowi zwierzynę.

Wbrew oczekiwaniom Juny, zaczęło być coraz ciekawiej, nie tylko jeśli chodziło o życie w wiosce. Czas próby zbliżał się nieubłagalnie, wręcz gnał jak głupi, lecz Juna nie miała jak narzekać, że nie ma żadnych mocy magicznych i że na tej wyspie nie znalazła się ani przypadkiem ani że ot tak nawinęła się w jakiejś łapance.
Teraz stanęło przed nią inne wyzwanie...
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 15-02-2016 o 22:12.
Ryo jest offline  
Stary 15-02-2016, 22:25   #32
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
4 dzień 2 miesiąca 301 roku Imperium. 31 dzień pobytu na wyspie. Dzień testu, mającego zdecydować, którzy przeklęci dalej będą trudzić się wyrabianiem sobie imienia, a którzy spędzą resztę swojego nędznego lub nieszczęśliwego – w zależności, z której strony na to spojrzeć - życia w kopalniach.
Wśród świeżynek panowały przeróżne nastroje. Poczynając od panicznego strachu, poprzez zwątpienie, radość a kończąc na zarozumiałej wręcz pewności siebie. Wszystko zależało od tego w jakim stopniu, według własnej - niemającej wiele wspólnego z rzeczywistością – oceny, opanowało się magię. Pojawiły się nawet przechwałki: „Jak im pokażę swoją magię, to zobaczą”, „Szczęka im opadnie”, „Moja magia...”. Najwyraźniej możliwości weteranów wyleciały niektórym z głów, lub byli na tyle głupi, by uważać, że opanowanie magii w równym stopniu co starszyzna to kwestia kilku dni. Czas miał pokazać, która wersja była prawdziwa, chociaż większość trzeźwo myślących uważała przechwalających się, za zidiociałych samobójców.

Tego dnia pogoda odpowiadała nastrojom nowicjuszy. Była… mieszana. I to delikatnie mówiąc. W zależności, w którym miejscu osady się znalazło, na człowieka padał deszcz lub śnieg, świeciło słońce albo wiał porywisty wiatr. Brakowało, by z nieba spadały głazy. Najwyraźniej Caela – bogini powietrza i Mizea – bogini wody, musiały mieć okres i kłócić się ze sobą z wykorzystaniem dość silnych argumentów. Dobrze, że Edruz – bóg ziemi, nie włączył się w kłótnię, bo wszystko trafiłoby szlag.
Pogoda nie była jedynym objawem niezwykłego dnia. Nowicjusze od pierwszych chwil po przebudzeniu byli o tym informowani. Ci, którzy mieli w zwyczaju wymykać się przed wschodem słońca z sypialni, usłyszeli od strażników pilnujących wyjść grzeczną – jak na standardy Ostatniej Wyspy – prośbę: „Sadzaj dupę z powrotem na wyrze albo stracisz możliwość chodzenia”. Nie mając przed sobą zbyt ciekawej alternatywy, świeżynki siadały swymi dupami na swych łóżkach. W końcu odmówienie tak kulturalnej i wyszukanej prośbie byłoby wielkim nietaktem i rysą na honorze – między innymi na honorze.

Gdy wszyscy przeklęci wstali, przyszła pora na posiłek. Znów z gatunków „ostatniego w życiu”, tym razem szło o „ostatni jadalny posiłek, w życiu niektórych z was”. Widać w kopalniach karmili jeszcze gorzej niż w Przechowalni.
Jakościowo posiłek przypominał ten z więzienia, różniąc się kilkoma szczegółami. Było to śniadanie zamiast obiadu i był większy wybór. Różnego rodzaju alkohole, mody pitne, mięsa, warzywa, owoce. Do wyboru do koloru, a przede wszystkim za darmo.
Po posiłku weterani stracili zainteresowanie swieżynkami, jeśli tylko te nie chciały opuszczać osady – wtedy były zatrzymywane. Przyszła pora na snucie przypuszczeń i domysłów dotyczących dokładnego przebiegu sprawdzianu opanowania mocy. Czy moc będą mieli używać na sobie nawzajem? Jak udowodnić opanowanie magii działającej na własne ciało? Różnego rodzaju, nawet najbardziej abstrakcyjne i nieprawdopodobne pomysły pojawiały się wśród przeklętych. Pytani weterani zbywali odpowiedziami w stylu: „Nie wiem”, „Nie powiem”, „Dowiesz się w swoim czasie”, „Pocałuj mnie w dupę”, czy chyba najczęściej stosowanym „Spierdalaj”. Widać zależało im na niepewności jaka zasiała się w umysłach nowicjuszy.

Koło południa, wszyscy zostali „spędzeni” na główny plac osady. Ci, którzy oczekiwali efektów podobnych do tych, które towarzyszyły mrocznemu osobnikowi, srogo się zawiedli. Trzeba było stać i cierpliwie czekać, poddając się warunkom pogodowym, przez co każdy był w równym stopniu, przewiany, przemoczony i pokryty śniegiem. W końcu, po prawie godzinie, przybyli ci, na których oczekiwano.
Do wioski wjechał kilkunastoosobowy oddział konnych. Na czele jechał dobrze znany staruszek. Po jego prawicy znajdował się mroczny osobnik, który dwa tygodnie wcześniej dawał świeżynkom rady dotyczące ich mocy. Oprócz nich tylko trzy osoby wyróżniały się spośród jeźdźców.
Pierwszym był mężczyzna w podeszłym wieku.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/a8/e5/d8/a8e5d85c0fe26aca280a707567bb46b8.jpg[/media]

Ubrany w mnisi strój, wydawał się starszy od staruszka. Nie emanował co prawda taką władzą jak on, jednak coś mówiło nowicjuszom, że jest od niego silniejszy jeśli chodzi o fizyczne możliwości. Był chyba najbardziej spokojnym osobnikiem w osadzie.

Drugim, a raczej drugą była młoda kobieta, dzierżąca sporych rozmiarów topór.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/b4/62/cb/b462cb417dd57fa9339a1895a4972036.jpg[/media]

W jej stroju znalazło się miejsce zarówno dla płytowych elementów pancerza jak i spódnicy i bluzki z dekoltem. Swoboda z jaką dzierżyła swoją broń, świadczyła, że jeśli ktoś nieodpowiedni się do niej zaliczał, mógł liczyć się z konsekwencjami nie tylko słownymi.

Ostatnia osoba wyróżniała się najbardziej spośród tej trójki. To również była kobieta.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/5f/63/f0/5f63f0591959a802adf06c38c6965991.jpg[/media]

Odziana była w ciemną spódniczkę, z głębokim rozcięciem na lewej nodze, odsłaniającym tatuaże zdobiące jej ciało. Na oczach nosiła opaskę, z niepokojąco wręcz świecącym okiem. Jej aura była bardziej przerażająca niż pozostałej czwórki razem wziętych.

Reszta jeźdźców, odzianych w identyczne stroje obstawy, również zsiadła z koni. Nie byli to strażnicy, piątka ważniaków nie sprawiała wrażenia jakby potrzebowali kogoś do ochrony. Byli to bardziej ludzie od brudnej roboty. Zajęli się oni rozbijaniem na placu dwóch namiotów. W tym samym czasie staruszek wydał polecenie by świeżynki podzieliły się na dwie, zależne od płci grupy.
– Za chwilę Kane sprawdzi, czy udało się wam opanować w choć początkowym stopniu waszą magię – odezwał się, wskazując na kobietę z opaską na oczach. – Jeśli jej się nie spodobacie, resztę życia spędzicie uderzając bezmyślnie kilofem. Radzę się postarać. Jeśli przejdziecie jej sprawdzian, Ralch i Zoe – tutaj wskazał odpowiednio na mnicha i dziewczynę z toporem – poddadzą was testom, od których zależeć będzie wasze dalsze życie na tej wyspie. Kto wie, może nawet uda wam się dostąpić zaszczytu walki na arenie. – zdanie to wypowiedział z ironią w głosie. – Radzę się nie stawiać, nie wymądrzać i słuchać poleceń. Inaczej możecie mieć kłopoty.

Ralch, Zoe i Kane podeszli do namiotów. Mnich i wojowniczka weszli do środka – każdy do osobnego, a kobieta w czerni została na zewnątrz. Teren, który zajmowali otoczony został ścianą mroku.
– To na wypadek, gdybyście chcieli podpatrzeć do czego inni są zdolni. – wtrącił się białowłosy osobnik. – Wyników innych zresztą też nie musicie znać. Jeśli zobaczycie się po wszystkim, znaczy że opanowaliście magię. Jeśli nie, no cóż sami sobie jesteście winni. Mam nadzieję, że będziecie chętniej współpracować niż przy naszym pierwszym spotkaniu. – dodał, a Juna była bardziej niż pewna, że na nią spojrzał. – Więc zapraszam pierwszych chętnych do środka. – fragment kręgu podniósł się niczym kurtyna w teatrze.

Ci najbardziej pewni swych mocy ruszyli w stronę przejścia. Na odchodnym rzucili coś, co tylko spowodowało, że białowłosy wzruszył ramionami. Najwyraźniej przechwalali się swoimi mocami. Pozostałe świeżynki cierpliwie czekały na swoją kolej, nasłuchując, czy może czegoś nie będzie słychać. Jednak mrok był ścianą nie do przejścia zarówno dla obrazu jak i dźwięku. Nie było wiadomo, czy nowicjusze będący w środku przeszli sprawdzenie mocy i czy w ogóle jeszcze żyją. Po chwili „kurtyna” uniosła się jeszcze raz, zapraszając kolejnych chętnych.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 18-02-2016, 14:32   #33
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
7: Jak przetrwać próbę i nie dać się złamać weteranom?

Cedil się gdzieś zaiwanił. Juna tego dnia nie była w stanie znaleźć towarzysza. Nie mogła też wyjść na ryby ani na polowanie.
Po dwóch względnie spokojnych tygodniach znów zakotłowało się w osadzie i to nie tylko w kwestii pogody.
Juna spotkała kolejne “intrygujące” osoby, lecz jak dla niej - te mogły też nie postawić w ogóle swoich stóp na wyspie. W przeciwieństwie do wielu nowicjuszy Juna szczerze była pewna, że nie ma się czym chwalić, a polowania, rybołówstwo i wędkarstwo odejdzie w niepamięć i zastąpią je rypanie kilofem w kamieniach. Zrezygnowana postanowiła podejść mimo wszystko do testu.
Jakby miała jakieś inne wyjście jak dobrowolne zgłoszenie się do kopalni.
Tylko przy tym się zastanawiała, czemu w tych okolicznościach śniły się jej nieboszczyki, które ostrzegały ją, aby nie udawała się do kopalni. Nie dopowiedziały przy tym, że za wszelką cenę, więc przybysze pewnie Junę wyręczą w tym wyborze.
Znajomy białowłosy osłonił ciemnością innych testowanych. Lecz nawet i bez tego brunetka nie zerkałaby na innych. Niech pokazują, co potrafią, nie będzie wszak nikomu zazdrościć.
Każdy kot na tej wyspie miał przesrane od początku do końca.

Poniosło iluś tam przeklętych, to Juna też musiała podnieść dupę i ruszyć w kierunku kurtyny utkanej z mroku. Tym razem wrażenie całości nie przybijało ją tak jak za pierwszym razem. Mineralne bransolety rozwiały się wraz z przystąpieniem po drugiej stronie ciemnych mocy. Nie było już taktycznego odwrotu.
- Witaj dziecko. - głos Kane, kobiety z opaską na głowie był przyjemny dla ucha. Nie pozwalał jednak zidentyfikować jej wieku. Pasował zarówno dla nastolatki jak i staruszki. - Czy jesteś gotowa sprostać testowi? - zapytała, uśmiechając się lekko.
- Chyba nie mam innego wyjścia - odparła Juna, zresztą zgodnie ze swoim przekonaniem.
- W takim razie powiedz mi, czy zaklęcie które opanowałaś działa na ciebie, czy na cel? - zapytała weteranka.
- To, które opanowałam najlepiej? - spytała Juna, prawdopodobnie zadała głupie pytanie. Lecz to było jej pytanie, na które odpowiedź jakkolwiek ją interesowała.
- A udało ci się opanować więcej niż jedno? - w głosie kobiety było słychać rozbawienie.
Juna przez chwilę milczała, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- W miarę dobrze… to raczej jedno - odparła z lekkim wahaniem. Przecież była sztuczka z kwiatkiem czy też z żabką… lecz równie łatwo mógł być to przypadek. Jednej sztuczki była bardziej pewna niż rzekomej reszty pozostałych. - Działa na mnie.
- Więc użyj go.
Wolała go raczej nie używać na tej kobiecie.
Ani na nikim innym - nawet jeżeli nie pałała tutaj do nikogo sympatią.
Właściwie Juna nie chciała, by ktoś przypadkiem dostał się w jej zasięg, jak ewentualnie straci nad sobą panowanie. Myślała przez chwilę, jak z tej sytuacji wybrnąć.
Musiała skonfrontować się z jednym faktem: czar, który opanowała, mógł ją doprowadzić na arenę. Z jednej strony wyrwałaby się z tej Wyspy tak, jak chciała. Z drugiej strony musiałaby zostawić polowania i połowy za sobą - tak, jakby ruszała z buta do kopalni na resztę życia.
- Czy mogę dostać grubą belę, żeby tę moc zaprezentować? - spytała, wpadając na prawdopodobnie głupi pomysł. Juna nie była z niego zbyt zadowolona - ale nie miała lepszego pomysłu.
- Nie potrzebujesz beli. Wystarczy, że użyjesz mocy. Sprawdzę czy zadziałała, a później dojdziemy do tego, czy zadziałała tak jak zadziałać powinna. - ciepły uśmiech pojawił się na twarzy Kane.
Juna wiedziała, że za chwilę tę kobietę będzie wolała widzieć martwą. Zresztą już po chwili szczerze wolała widzieć ją w piachu, a resztę przybyłych rozszarpać. Nie miała wówczas nic przeciw, żeby ich poskładano… choćby po to, żeby potem jeszcze bardziej boleśnie ich potrzaskać. Jeszcze parę tygodni temu gniew przejąłby nad nią władzę i wówczas rzuciłaby się na Kane, gdyby z nią miała do czynienia, żeby ją ewentualnie pobić - choć pewnie z miernym skutkiem. Teraz jednak gniew był jej orężem i dodawał sił, a jednocześnie nie traciła nad nim kontroli. Pewnie marna sztuczka, lecz zawsze lepsza taka niż żadna.
Najwyżej pójdzie do kopalni z kilofem, żeby innym rozłupać czaszki, a bycie pacyfistą pójdzie się ruchać do zamtuzów, o których wspominał jej Cedil.
Weteranka wykonała gest ręką, jakby odpędzała od siebie coś obrzydliwego. Gniew, który wzmógł się w Junie minął, pozostawiając ją uspokojoną, choć zaskoczoną.
- Dobrze, dobrze… Opowiedz więc, co właśnie sobie zrobiłaś. - poprosiła Kane.
[Juna] Nie do końca spodziewała się takiego gestu. Niemniej nie widziała powodu, żeby się buntować (jakby miała jakiś lepszy wybór). Gdyby była jeszcze przez chwilę pod wpływem własnej magii, to śmiałaby się tej wiedźmie prosto w twarz. Dobrze więc, że skutki uboczne jej minęły.
- Swój gniew przelałam w siłę - odparła tak, jak się jej szczerze wydawało. Nie rozumiała, co tak odrzuciło mroczną kobietę od niej... Albo nie odrzuciło, tylko Kane mogła tak traktować każdego nowicjusza w magii, więc cóż w tym dziwnego mogło być.
- Dobrze. - kobieta zdjęła opaskę, pokazując swoje oczy. Były śnieżno białe, pozbawione źrenicy i tęczówki. Nie były jednak straszne. Emanowało od nich dziwne światło. - Widzę, że jesteś w stanie zapanować nad swoją mocą. Nie będziesz musiała iść do kopalni. Wejdź do namiotu po lewej. Tam zostanie ocenione twoje ciało. - poleciła kobieta.
Co zresztą Juna zrobiła to, co poleciła jej bielmooka - bez zbędnego gadania.
Dalsza część testów zaczęła się jej coraz mniej podobać.
W środku stała Zoe, niedbanie oparta na rękojeści swego topora.
- Uch, witaj ślicznotko. - uśmiechnęła się do Juny - Chcesz wersję trudną, czy mogącą cię upokorzyć? - zapytała, patrząc dziewczynie w oczy.
- A jest jakaś różnica między tą a tą? - spytała się Juna, rozkładając na moment ramiona w geście niewiedzy. Następnie dopytała. - Czym się różni jedna wersja od drugiej?
- W jednej możesz dostać po swojej ślicznej buźce, w drugiej będziesz musiała tylko stać, z wyciągniętymi na boki rękami.
I to już jej wystarczyło, by wiedziała, że Zoe na pewno nie polubi. Będąc szczerą, już wolała towarzystwo tamtej strasznej kobiety.
Kolejna osoba, która myślała tylko o tym, jak innych upokorzyć.
- Właściwie, to chyba w każdej wersji możesz mnie upokorzyć… pani - dodała w pośpiechu. Z głosu nie dało się wyczytać, że to ostatnie słowo dodała tylko ze względu na grzeczność, a nie szczery szacunek. - Więc obojętnie - wzruszyła ramionami z rezygnacją.
- Zależy co rozumiesz poprzez upokorzenie. - odparła tamta, z lekkim westchnięciem. - Przegraną walkę? Stanie niemal nago przed inną kobietą? Ale skoro ci obojętne, to się rozbieraj do bielizny. Obejrzę twoje ciało i zdecyduję, czy będzie z ciebie jakiś pożytek na arenie. - zdecydowała za dziewczynę.
- Przegrana walka to nie zawsze upokorzenie - niemniej Juna nie była w nastroju na bójki. Nie była pod wpływem własnego bojowego czaru. - Zależy czy w pierwszej opcji użyłabyś tego dużego topora, pani - dodała, jeszcze się nie rozbierając.
- Nazwij mnie jeszcze raz panią, a go użyję, by cię przeciąć na pół. No już, rozbieraj się. Czas na decydowanie się minął. - Zoe odeszła od topora na odległość większą niż wyciągniętego ramienia.
- Bo to nie tak, że mam jakiś inny wybór - westchnęła, zdejmując z siebie ubranie.
- Przecież sama stwierdziłaś, że ci to obojętne. - rzuciła rozbawiona kobieta, podchodząc do swojej ofiary. Obejrzała ją z każdej strony, czasami dotykając jej mięśni na nogach bądź rękach. Nie miała zamiaru jej molestować… a przynajmniej tego nie robiła.
- No, całkiem nieźle. Rozumiem, że jesteś z chłopskiej rodziny? - zapytała, gdy pozwoliła Junie ubrać się.
Co też Juna potwierdziła skinieniem głowy, by później się ubrać. Z tego co sobie przypomniała, na to wychodziło.
- Masz - Zoe podała jej topór, niczym bukiet kwiatów. - Zamachnij się na mnie, zobaczymy jak tam z twoimi ruchami..
Topór był ciężki, dziewczyna z trudem mogła nim poruszać.
A dodatkowo jego rękojeść była pokryta czarnym, antymagicznym kamieniem. Magia odpadała. Juna wzięła głębszy wdech, spojrzała na kobietę, następnie na topór i znów na kobietę. Nie żeby jej to odpowiadało - jednak podjęła się próby z toporem. Wiedziała, że Zoe tak czy siak albo uniknie ataku albo go zablokuje, niemniej Juna zamachnęła się toporem. Nie lubiła tej broni - nie była do niej przyzwyczajona, nie leżała jej dobrze w dłoniach ani nie umiała się nią obsługiwać. Ale to nie miało znaczenia. Dwa kroki i długość topora - dystans, jaki dzielił ją i jej “egzaminatorkę”. Kiedy dziewczyna bardziej przyzwyczaiła się do rękojeści, zrobiła jeden krok. Później drugi. Późniejsze kroki przerodziły się w połowie w niespodziewany zamach - wtedy, gdy miała już mijać toporniczkę. Tor ostrza miał polecieć przez klatkę piersiową “przeciwniczki”.
Tak by się stało, gdyby kobieta stała grzecznie w miejscu. Niestety, ta wychyliła się do tyłu, niemal dotykając plecami ziemi. Następnie pochwyciła rękojeść topora, uniemożliwiając Junie kolejne zamachy.
- No, całkiem, całkiem, ale machasz tym beznadziejnie. Jaka jest twoja ulubiona broń?
- Łuk - odparła na to pytanie niemal od razu.
- Beznadziejnie. Z łukiem nie wejdziesz na arenę. Chcesz w ogóle wchodzić na arenę? - zadała kolejne pytanie.
Jasnym było, że nie chciała. Ale życie przeklętego nie składało się z dylematów “chcę, nie chcę”. Tylko poszczególne pytania pozornie zahaczały o tę kwestię, tak naprawdę jednak sprowadzało się do tańczenia tak, jak ktoś zagra.
- Jest inna możliwość opuszczenia wyspy niż bycie gladiatorem czy trupem? - Juna zadała głupie pytanie. - Sądzę, że moje chęci nie mają tu nic do rzeczy. To raczej kwestia… zadośćuczynienia - odparła tym razem enigmatycznie. - Siedząc na wyspie, mogę nie mieć okazji dopełnić tego drugiego - dodała tę kwestię, jednak bez wyjaśniania, o co może chodzić. Bo tak naprawdę żaden kot nie miał tu wiele do gadania.
- Będąc poza wyspą, też raczej nie będziesz miała okazji do zadośćuczynienia. Będziesz zwierzątkiem magów, z tego co słyszałam. Nie lepiej znaleźć sobie fajnego chłopa i kawałek do życia na wyspie? Pomijając sporadyczne ataki zwierzołaków jest tutaj dość spokojnie. - zaproponowała Zoe, bacznie przyglądając się dziewczynie. - Chyba, że tam masz lubego, ale i tak nie liczyłabym na to, że się z nim spotkasz. A twoje chęci akurat w tym momencie mają dużo do rzeczy. Spodobałaś mi się, więc pozwolę ci podjąć decyzję dotyczącą twej przyszłości. Arena, czy życie na wyspie?
Życie na wyspie kusiło pozorną szczęśliwością. Juna nie musiałaby nikogo zabijać… czy jednak na pewno? Kto jej da taką gwarancję? Ona? Białowłosy mówił, że ta wyspa psuje każdego. Widziała to po blondynce z lasu, która dała jej suknię. Zobaczyła to po przeklętych, którzy mieli pecha, bo nie dobiegli na czas do wioski. Miała w pamięci też obrazy zabijanych mieszkańców jej wioski. Magowie i tak będą traktować ich jak zwierzęta zamknięte na odludziu. Jak teraz sobie pomyślała, to białowłosy miał trochę racji.
Magom nie wszystko mogło ujść na sucho. Miała dług i chciała go spłacić w jakikolwiek sposób.
Siedząc na wyspie - ani tego długu nie spłaci ani nie skonfrontuje się z magami. Choć dotychczas nie była za zabijaniem kogokolwiek, to w stosunku do magów przyjęła założenie, że każdej zbrodni musi być przyporządkowana stosowna do niej kara.
Jeśli Cedil będzie chciał siedzieć na wyspie - jego wybór. Tylko żeby nie ginął za nią.
Juna miała nadzieję, że Cedil wybrał wyspę.
- Wybrałabym wyspę - oświadczyła Juna po chwili namysłu. - gdyby nie to, że mam już pewne zobowiązanie wobec kogoś. Zostając na wyspie, pewnie tym bardziej niczego nie zmienię - wybrała kolejną odnogę do piekła.
- Jeśli tym zobowiązaniem nie jest zabicie kogoś, to nie liczyłabym na to, że ci się to uda. Ale mniejsza o to. Powodzenia na arenie, oby twoja drużyna wygrała igrzyska. - Zoe wskazała dziewczynie drugie wyjście z namiotu. - Przejdź przez przejście w mroku i trafisz do tych, którzy również trafili na arenę.
Juna skierowała się w kierunku, który wskazała jej Zoe. Dziewczyna doszła do ściany mroku, w tym samym momencie, w którym ta się otworzyła, przepuszczając ją na zewnątrz. Znalazła się na polanie, na której oprócz niej było kilkunastu innych przeklętych. A wśród nich Cedil.
- O patrzcie, a już myślałem, że będę musiał odbijać cię, z kopalni. - chłopak podszedł do niej z szerokim uśmiechem na twarzy. - No cóż, czyli oboje skończymy na arenie.
- Rozczarowałeś mnie. Myślałam, że będziesz myślał nad tym, jak wydostać się z wyspy - te słowa, wypowiedziane wypranym z emocji co do cna tonem, zostały zwieńczone ukradkowym wystawieniem języka w kierunku Cedila.
- Och, ktoś tutaj nauczył się żartować. - blondyn dźgnął dziewczynę palcem pod żebra. - No wiesz, na arenę musimy jakoś dotrzeć, wtedy można uciec, nieprawdaż? Tylko kilkudziesięciu żołnierzy z bronią palną trzeba unieszkodliwić. To nic takiego.
- Bronią palną?
- Niech zgadnę, tam skąd pochodzisz nie mieli broni palnej? - chłopak westchnął. - Nie będę cię szczegółami zanudzał. Na bliskim dystansie głośniejsze i skuteczniejsze od kuszy. W zależności od rodzaju można kilka razy strzelić lub raz.
- Skąd wiesz, że ci żołnierze będą mieć broń palną?
- Widziałem kilka walk na arenie. Był tam oddział żołnierzy z bronią palną.
- Bywałeś na turniejach?
- Tak, bywałem. Wtedy traktowało się to jako zabicie czasu. Chociaż nie uważałem za fajne, że się mordują. Wolałem te walki, gdzie kończyło się bez śmierci.
- Ja bym na nic takiego nie poszła - odparła Juna. Teraz jednak było to co innego. Teraz sama zaczynała kroczyć ścieżką gladiatorów.
- Zauważyłem. A teraz sama będziesz obserwowana przez gawiedź, która najchętniej widziałaby cię zgwałconą i martwą, niekoniecznie w tej kolejności.
- Sądzę, że nie tylko gawiedź - odparła Juna.
- Gawiedź, gawiedź. Nie ma znaczenia ile ma się pieniędzy. Ostatecznie i tak wszyscy jesteś...my zwierzętami. No może oprócz ciebie, ale to tylko z zachowania. - chłopak mrugnął zaczepnie.
- I najpewniej tego nie zmienimy - dodała brunetka. - Myślałam, że wybierzesz wyspę.
- Mnie tam różnicy nie robi, skąd mógłbym się urwać w dzikie rejony wyspy. - zaśmiał się blondyn. - A ty, jak tutaj trafiłaś?
- Tak jak ty, tylko mnie kto inny sprawdzał.
- Och, więc twoje ciało jest nie tylko do gapienia się na nie, ale potrafi co nieco? - znów się zaśmiał. - Wiesz, jeśli chcesz jest jeszcze szansa na znalezienie spokojnej okolicy na wyspie i spędzenie tam reszty życia.
- Jaka?
- Zanim zauważą, że nas nie ma minie kilkadziesiąt minut. Później z dwa trzy dni przewagi osiągnę. No kilkaset kilometrów zasięgu. Na pewno coś się znajdzie. - Cedil wydawał się nie żartować.
Cedil jakoś wcześniej nie zdołał uciec Czarnym Skrzydłom. Juna zastanawiała się, czy historia się powtórzy, tym razem z dodatkiem broni palnej i innych pacyfikatorów na osobników takich jak Cedil.
- Ciebie może nie zauważą - odparła, nad czymś się zastanawiając.
- Nie to nie. Więc będziemy musieli męczyć się na arenie. - rzucił swobodnie chłopak.
- Chyba zapomniałeś, że mnie mogą wyczuć - Juna wyjaśniła swoje powątpiewanie odnośnie pomysłu wspólnej wycieczki. - Chyba że zrobisz tak, że i mnie nie wyczują.
- Całej wyspy nie ogarną. Poza tym jeśli oni wyczują nas, to my wyczujemy ich i zanim do nas przyjdą, nas już tam nie będzie.
- Chyba że tak, to nie mam nic przeciw - stwierdziła bez emocji.
- Patrz, twój znajomy kuchcik. Jak chcesz to z nim pogadaj. Możemy wziąć jego i jego dziewczynę. - blondyn wskazał na Claya.
- Ym - niezwykle inteligentnie odparła na to pytanie Juna, zerkając beznamiętnie na Claya i jego małą towarzyszkę. - może zaczekaj z tą ucieczką na zewnątrz wyspy?
- Jak tam chcesz. Chociaż tam będzie trudniej się wyrwać.
- Na zewnątrz jest więcej miejsca.
- No dobra, ale pewnie trochę zejdzie zanim nas wyślą na kontynent.
- Zaczekam. Jestem cierpliwą osobą - odpowiedziała jak zazwyczaj, bez emocji.
Wkrótce gromada powiększyła się o kolejne gołąbeczki, owieczki i kozły ofiarne.
- Dużo nas - zauważyła Juna.
Po czym po chwili spytała nieoczekiwanie Cedila:
- Jak wyglądają walki na arenie?
- Dwie, pięcioosobowe drużyny walczą ze sobą dopóki jedna się nie podda lub nie zostanie wybita. Jeśli masz szczęście i twoi przeciwnicy są kulturalni to przeżyjesz. Jeśli nie… Rok przed tym jak nas złapali, na arenie walczyła drużyna… Rzeźników. Najpierw gwałcili kobiety w drużynie przeciwnej, a później wszystkich zabijali.
- Możemy być razem w drużynie? - spytała poważnie Cedila.
- No głupie pytanie. Myślisz, że pozwoliłbym ci być w drużynie nie ze mną? Przecież muszę cię ochraniać.
Juna w duchu westchnęła. Wciąż nie rozumiała, czemu Cedil MUSI ją ochraniać.
I chyba nigdy nie zrozumie.
- Bierzemy kogoś do drużyny czy zaczekamy z wyborem?
- Mnie obojętnie. Możemy wziąć kuchcika i jego dziewczynę. I jeszcze kogoś. Ale proponuję trochę z tym poczekać. Może jakieś ograniczenia mają dla nas.
- Jakie ograniczenia?
- Nie wiem. Liczba osób danej płci, rodzaj magii. Wiesz, by w czasie walki monotonii nie było.
- Nie spytałam się o to tej Zoe - Juna przypomniała sobie sprawdzian. Nieznaczny grymas pojawił się na chwilę na twarzy dziewczyny, po czym zniknął. - Ale Zoe mówiła, że nie wpuszczają z łukami na arenę.
- Ano nie. Kraty zatrzymujące strzały blokowałyby widok. Magię dużo łatwiej zablokować.
- Nie mówiłeś nic o kratach - zauważyła brunetka.
- Główną arenę otacza… siatka z czarnego mageralu. Ma to rozproszyć wszelką magię wycelowaną w widownię. - wyjaśnił chłopak.
- W dodatku z wojami z bronią palną? - dopytała się Juna.
- Tak. Oni chyba motywują walczących do walki. Wiesz, nie walczysz umierasz. - odparł Cedil.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 18-02-2016, 22:17   #34
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Kiedy nastała pora, a Tugal miał już serdecznie dość czekania, mężczyzna zdecydował się wejść przez nieznane w objęcia dymu i mroku. Nie uśmiechało mu się to całe testowanie, ale nic nie mógł począć na to. Trzeba było szybko załatwić sprawę, mieć nadzieję że się nie podpadnie i to co się człowiek nauczył w dole okaże się przydatne. Uśmiechał się więc pogodnie nadrabiając miną do złej gry, a kiedy zobaczył kto znajduje się po drugiej stronie skinął głową na przywitanie.
- Witaj dziecko, gotowy na test? - wypowiadanie ciągle tej samej formułki najwyraźniej kobiety nie nudziło.
- Jestem - odpowiedział z uśmiechem na ustach Tugal - Choć nie wiem na czym miałby polegać
- Na użyciu twojej mocy. Zaklęcie, które opanowałeś działa na ciebie czy na cel?
- Na mnie i na innych żywych. - odpowiedział.
- Więc użyj jej na sobie. - poleciła kobieta.
Tugal westchnął. Oto przyszła pora znów się ciąć… jak on to kochał…
Wyciągnął sztylet, podwinął rękaw i wykonał cięcie. Później skupił swoją moc na ranie, a ta w błyskawiczny sposób się skrzepła tamując wszelkie krwawienie. Ot co, kolejna blizna do kolekcji.
- Dobrze. - chłopak został pozbawiony okazji do zobaczenia gestu, którym kobieta anulowała moce przeklętych. Jednak jej białe oczy zobaczył. Zmierzyła go od stóp do głowy - Wejdź do namiotu po prawej stronie. - poleciła.
Tugal skinął głową i udał się do prawego namiotu z pewną dozą wahania. Nie podobały mu się te testy i nie wiedział co teraz się stanie. Nie mniej przekroczył próg.
- Witaj chłopcze. Widzę, że okazałeś się godny pozbycia się bransolet. - Ralch przywitał się z Tugalem. - Widzę, że nie jesteś z tych, którzy cenią sobie siłowe rozwiązywanie problemów. Mam rację?
- Witaj i tak, preferuję pomagać niż szkodzić. Bezmyślna przemoc nie jest najlepszym rozwiązaniem. Wolałbym bronić siebie i tych na których mi zależy niż sam wychodzić z pozycji agresora. - odpowiedział po prawdzie Nidros.
- Czyli pewnie nie chciałbyś trafić na arenę?
- Zdecydowanie wolałbym zaryzykować na Wyspie niż być pionkiem w chorej grze magów. - odpowiedział młody mężczyzna - Arena zdecydowanie nie jest dla mnie.
- Niestety, to ja muszę o tym zdecydować. W takim razie, rozbierz się. Sprawdzimy twoją muskulaturę. - mnich najwyraźniej wybrał dla chłopaka mniej bolesną drogę.
- Niewiele jej jest. - odpowiedział Tugal zdejmując ubranie.
- Widzę. Siłowy wojownik z ciebie żaden. Sprawdzimy więc twoją ruchliwość. Wyprowadzę cios, a ty spróbujesz go uniknąć. Gotowy?
- Musimy walczyć? - zapytał dla pewności jeszcze Nidros szykując się na cios.
- Nie walczymy chłopcze. Sądzę, że gdyby tak było, to umarłbyś zanim byś zauważył. To sprawdzian twoich możliwości. Od niego zależy czy trafisz na arenę, czy też nie. - wyjaśnił mnich, wyprowadzając cios. Tugal bez większych problemów uniknął go. Tak samo jak dwóch kolejnych. Dopiero czwarty go trafił i powalił na ziemię. - Dobrze, jesteś zręczny. Pomyślmy, co z tobą zrobić… Mówisz, że nie chcesz na arenę… Hm… Wiem. Wierzysz w przeznaczenie? - mnich zadał niespodziewane pytanie.
- To trudne pytanie - odpowiedział Tugal - Całe swoje życie polegałem na sobie, ale czuję, że to wszystko, wszystko co się wydarzyło do tej pory przez całe moje życie było ustalone z góry. Więc w sumie tak, choć to dziwne, bo dopiero teraz o tym pomyślałem, ale tak, wierzę.
- Dobrze, więc wybierz stronę. - Ralch wyjął czarną monetę. - Jeśli wypadnie ta, którą wybrałeś, nie trafisz na arenę. W przeciwnym przypadku trafisz.
Jeżeli Nidros myślał że dziwniej być nie może to się grubo mylił. Przyglądał się chwilę monecie i powiedział jedno krótkie słowo.
- Rewers
Moneta została wystrzelona w górę. Chwilę unosiła się w powietrzu, po czym spadła na ziemię. Przez moment kręciła się po czym upadła na… awers.
- Przykro mi chłopcze. Twoje przeznaczenie chce cię widzieć na arenie.
Młody mężczyzna zastanawiał się chwilę i wietrzył, że starzec podziałał swoją mocą na ten niewielki przeklęty obiekt, ale cóż. Trzeba było żyć dalej. Zaczął się ubierać w swoje rzeczy.
- Wychodząc z namiotu przejdź przez przejście w mroku. Trafisz do reszty tych, którym przeznaczenie wybrało arenę.
Tugal skinął głową na znak tego, że zrozumiał i udał się poza namiot, w mrok.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 18-02-2016, 22:24   #35
 
Nortrom's Avatar
 
Reputacja: 1 Nortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputacjęNortrom ma wspaniałą reputację
Ostatni posiłek, chaotyczna pogoda, dużo efektów specjalnych i test mający zdecydować o ich dalszym losie. Wreszcie jakaś odmiana od nudnej, szarej odmienności. Przynajmniej piękne kobiety się nie zmieniły, a nawet kilka przybyło! Szkoda tylko, że miały one ich testować...
Kean westchnął głośno, gdy stwierdził, że nie ma sensu dłużej czekać. “Raz Przeklętemu kopalnia” sparafrazował w myślach stare przysłowie ze swoich stron, po czym ruszył do miejsca swojego przeznaczenia. W najgorszym razie spędzi resztę krótkiego życia w kopalni. Mogło być gorzej, czyż nie?
- Witaj dziecko, jesteś gotowy do podjęcia testu? - Kane stała pośrodku namiotów, bacznie “przyglądając” się mężczyźnie.
- Chyba bardziej nie będę. - stwierdził krótko.
- W takim razie powiedz, czy zaklęcie, które opanowałeś działa na ciebie, czy na twój cel? - spytała kobieta.
- Działa na mnie. - odpowiedział.
- Więc użyj jej chłopcze.
Kean przelał swoją moc na dłonie. Razem z mocą, płynął gniew. To już był nierozłączny element używania jego mocy, jak zdążył już dawno zauważyć. Mógł co prawda użyć mocy bez wlewania w nią tego uczucia, ale tak było zwyczajnie prościej.
Kobieta przyglądała się mężczyźnie przez swoje zasłonięte oczy. Gdy moc zadziałała, Kane wykonała gest odpędzenia. Zaklęcie przestało działać tak szybko jak zaczęło.
- Dobrze, to teraz powiedz mi, co zrobiłeś?
Chłopak wyglądał na lekko zaskoczonego zakończeniem działania zaklęcia. Szybko jednak doszedł do wniosku, że Przeklęci mięli różne moce i w sumie nic nie powinno go tu dziwić.
- Użyłem mocy do stworzenia szponów. Przywołałem przy tym gniew, który ułatwia panowanie nad tą mocą.
- Dobrze - Kane uśmiechnęła się delikatnie. - Niech spojrzę… - rzuciła, zdejmując opaskę z oczu. Biel biła od nich tak jak zawsze. I tak jak za każdym razem obejrzała Keana od góry do dołu. - Dobrze. Nie stanowisz zagrożenia wybuchem. Wejdź do prawego namiotu.
Zgodnie ze wcześniejszym postanowieniem Kean nie zdziwił się na widok oczu rozmówczyni. To i tak dziś będzie jedną z najnormalniejszych rzeczy. Grzecznie pożegnał się z Kane i poszedł do wskazanego namiotu.
W środku chłopak zastał mnicha. Mężczyzna wydawał się drzemać na stojąco.
- Chyba pomyliłem namioty… - stwierdził Kean.
- Nie sądzę chłopcze. Trafiłeś do właściwego. Chyba, że szukasz śmierci z ręki kobiety. - odparł Ralch
- Oh, czyli jednak pan nie spał, a tak to wyglądało. Rozumiem, że tutaj też czeka mnie jakiś test? - zapytał.
- Czy w życiu zawsze wszystko jest takie na jakie wygląda? - zapytał mnich - Tak, czeka cię test. Konkretnie to twoje ciało młodzieńcze. Pomyślmy jak można cię sprawdzić. Chcesz się może bić?
- Nie widzę przeciwwskazań. Od dawna nie miałem okazji poćwiczyć z kimś. Nie muszę się powstrzymywać? - znów zapytał chłopak.
- To zależy tylko i wyłącznie od ciebie chłopcze. Więc skoro jesteś gotów do walki, to zaczynaj.
Kean nie kazał sobie dwa razy powtarzać. Natychmiast po słowach mężczyzny, doskoczył do niego i wyprowadził cios w jego gardło. Jeśli nie uda mu się trafić, wypróbuje swoje szpony na brzuchu przeciwnika. Zawsze zostawał też nieczysty cios kolanem w krocze.
Mnich szybkim ruchem głowy zneutralizował zagrożenie dla swojego gardła. Atak szponami również okazał się nieskuteczny. Ręce chłopaka zostały odtrącone na boki uderzeniami w nadgarstki. Cios w krocze zakończył się natomiast utratą równowagi, gdy Ralch nie wiadomo kiedy znalazł się za Keanem i podciął go.
- Dobrze, dobrze. Chcesz jeszcze? - mnich przyglądał się leżącemu nowicjuszowi.
Chłopak nie odpowiedział, tylko natychmiast spróbował podciąć przeciwnika, żeby i on leżał.
To też się jednak nie udało. Mężczyzna odskoczył do tyłu.
- Jesteś wojowniczy. Podoba mi się. Nadajesz się na arenę.
- Cieszę się. To lepsza opcja od kopalni. - Odpowiedział krótko. - Te test zawsze są takie wesołe, czy tylko w tym roku mamy szczęście? - Zapytał wstając.
- Chłopcze, to czy trafisz do kopalni sprawdzała Kane. Ja sprawdzałem, czy nadajesz się na arenę. - wyjaśnił mnich. - A co do testów… są różne. Jedne mniej, drugie bardziej śmiertelne. Zależy, co staruszek wymyśli. Wiesz te wszystkie testy mają tylko przygotować was na życie na tej wyspie. Jeśli ktoś w czasie nich ginie, to ginie najspokojniejszą śmiercią dostępną na wyspie.
- Teraz mam ochotę iść na Arenę i nie wracać, skoro śmierć podczas testów to najspokojniejsza tu dostępna. Jaki był najbardziej śmiertelny test? - zapytał z ciekawości.
- Gdy zaoferowaliśmy 10 białych za każdych piętnastu zabitych współwięźniów. - wyjaśnił Ralch. - Nowicjusze sami się mordowali, dla tak nieznaczącej pierdoły.
- Czeka na mnie jeszcze jakiś test, czy to już wszystko?
- To już wszystko. Zostałeś przydzielony na arenę. Wyjdź z namiotu i przejdź przez mrok, a trafisz do innych przydzielonych na gladiatorów.
Kean znów pożegnał się i ruszył we wskazanym kierunku.
 
__________________
"Alea iacta est." ~ Juliusz Cezar
Nortrom jest offline  
Stary 18-02-2016, 22:24   #36
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Nie pchała się na pierwszy ogień. Takie przyzwyczajenie wyrobione z jej czasów akademickich. Na wszelki wypadek, gdyby miała już nie wrócić do domku gdzie sypiała to zabrała wszystko co uznawała za swoje: milicyjną zbroję skórzaną i miecz dość prowizorycznie uczepiony jej pasa. Była zestresowana i niepocieszona tym, że rozdzielili ją z Tugalem.
"Co im przeszkadzało, że musieli podzielić na grupy wedle płci?"
Bez niego czuła się mniej pewnie tym bardziej, że za towarzystwem innych kobiet nigdy nie przepadała. Nie miała czasu zaznajamiać się z innymi mieszkankami żeńskiego pawilonu sypialnego a i teraz nie miała najmniejszej ochoty tego nadrabiać. Nastroju nie poprawiała jej pogoda, przez którą była zziębnięta, mokra i najchętniej wróciłaby do swojego łóżka. Jej dawne kaprysy wychodziły z niej, gdy wzbierała w niej irytacja. Kilka osób przed nią weszło na próbę. Starała się podsłuchać, ale nie było takiej możliwości. W końcu uznała, że dalsze czekanie nie ma sensu i tylko bardziej zmoknie, więc gdy tylko kurtyna uniosła się zapraszając kolejną osobę Quinn zdecydowanym krokiem ruszyła do namiotu.
W głowie aż jej huczało od natłoku myśli. Zupełnie jak wtedy gdy szła na zaliczenie ważnego przedmiotu. Wtedy poniekąd jej życie też zależało od oceny, teraz tylko szybciej będą widoczne efekty ewentualnej porażki. Nie miała pojęci jak się zwracać do tych, którzy sprawdzali świeżynki, więc wchodząc skłoniła jedynie głowę w geście uprzejmego powitania.
- Witaj dziecko - Kane, jak zwykle stała pomiędzy namiotami i bacznie przyglądała się nowo przybyłej. - Jesteś gotowa poddać się testowi? - zadała swoje standardowe pytanie.
Torm przyjrzała się jej uważnie po czym skinęła twierdząco głową.
- Tak, jestem gotowa - odparła jeszcze starając się mieć spokojny ton głosu.
- Zaklęcie, które opanowałaś, działa na ciebie czy na twój cel?
- Na cel - powiedziała dość stanowczo choć w jej słowach pojawiła się nuta zawahania. - Żywy cel - uściśliła jeszcze.
- Użyj go więc na mnie. - poleciła kobieta.
Quinn w pierwszej chwili wydawało się że się przesłyszała. Była zaskoczona jej słowami. Jeszcze nigdy nie używała mocy na czymś czy kimś większym niż mysz, szczur czy ropucha. Skoro jednak kobieta nie obawiała się to czemu Torm miała się wstrzymywać?
- Dobrze... - mruknęła pod nosem po czym niepewnie podeszła do Kane. Położyła jej dłoń na ramieniu i pozwoliła działać swojej mocy.
Wyraz twarzy kobiety nie zmienił się nawet odrobinę. Quinn nawet nie wiedziała, czy jej moc na nią podziałała.
- Dobrze, czegoś się nauczyłaś jak widzę. - Kane wykonała jej charakterystyczny gest - To teraz powiedz, na czym polega zaklęcie, które na mnie użyłaś.
- Osłabia - odparła powołując się na podpowiedź jaką dał jej Pan Mgiełka. Nie wchodziła w szczegóły i nie próbowała się chwalić wiedzą, bo tak jak przy akademickim odpytywaniu na zaliczenie, lepiej było nie przesadzać z wypowiedziach.
- Dobrze - również Quinn została zaszczycona widokiem śnieżnobiałych oczu - Swoją moc kontrolujesz dość dobrze, powiedz miałaś do czynienia z magami na wolności?
Zmieszała się na to pytanie. Chwilę wpatrywała się w Kane zastnawiając się intensywnie co jej powiedzieć. Spuściła wzrok w ziemię.
- Uniwersytet, gdzie się uczyłam miał wspólną bibliotekę. To i owo podsłuchałam… - odparła wymijająco, ale poniekąd zgodnie z prawdą.
- Rozumiem. W takim razie wejdź do namiotu po lewej stronie. Tam odbędzie się dalszy test.
Torm stała jeszcze chwilę zastanawiając się czy skusić się by zadać kobiecie pytanie, które pojawiło się w jej myślach. Ale odpuściła. Skinęła na pożegnanie głową i skierowała się do lewego namiotu. Jednak nim przekroczyła go zatrzymała się oddychając głęboko. Starała się ignorować myśli jakie kołatały się w jej głowie. Wszystko przecież już ustaliła z Tugalem.
Weszła do lewego namiotu.
- Och, kolejna ślicznotka. - przywitał ją kobiecy głos - Mam szczęście, prawie same ładne dziewczyny się pojawiają. - Zoe oblizała się lubieżnie, po czym się zaśmiała. - To jak słonko, małe macanko, czy bicie po buziach?
Torm zmrużyła oczy patrząc z niedowierzaniem na zachowanie kobiety z toporem. Zrobiła nawet mimowolny krok w tył.
- Nie rozumiem... - powiedziała Quinn myśląc, że może jednak pomyliła stronę lewą z prawą i weszła nie do tego namiotu co trzeba.
- Ech, kolejna. Mam cię obmacać, czy będziemy się biły? - zapytała, opierając się na swoim toporze. - A może jedno i drugie?
- Po co mnie masz macać? - zapytała mocno skonfundowana.
- By sprawdzić twoją muskulaturę, a po co niby innego? Wiesz, w pracy jestem. - rzuciła, chichocząc cicho.
- Dobrze więc... - odparła niepewnie. Z dwojga złego to wolała nie próbować swoich sił przeciw komuś kto z taką łatwością dzierży TAKI topór. - Nie chce walczyć.
- To się rozbieraj do bielizny i wystaw ręce na bok. Mam nadzieję, że nie masz gilgotek? - zapytała tonem mocno sugerującym, że może to sprawdzić doświadczalnie.
Bez słowa Quinn zaczęła zdejmować z siebie ubranie, aż została w samej jedwabnej bieliźnie. Nie czuła dyskomfortu stojąc tak przed drugą kobietą. W końcu w swoim dawnym życiu miała służki.
Kobieta z szerokim uśmiechem podeszła do dziewczyny i zaczęła oglądać jej ciało. Quinn miała wrażenie, że zbyt chętnie patrzy się na jej biust, ale Zoe przynajmniej nie obmacywała jej w części intymne. Za to jej ręce i nogi często miały kontakt z dłońmi toporniczki.
- Całkiem nieźle jak na kobietę. Nie jest idealnie, ale… walczysz mieczem jak mniemam? - zapytała, wskazując na rzeczy Quinn.
Torm zacisnęła zęby, bo nienawidziła kiedy dotykał ją ktokolwiek. To się nie odnosiło jedynie do mężczyzn, z którymi decydowała się sypiać. Skrzywiła się na tą myśl bo gdyby to powiedziała na głos to zabrzmiałaby mimo wszystko bardzo puszczalsko.
- Trochę, ale nic wielkiego nie potrafię tym zdziałać - skłamała nie patrząc na Zoe. - Bardziej pokazówka.
- Tak, tak. - Zoe uniosła prawą rękę Quinn i wykonała kilka ruchów, zupełnie jakby fechtowała się z niewidzialnym przeciwnikiem. - Nieładnie tak kłamać. Dałabym ci wybór, bo masz śliczną buźkę, a tak nie masz wyboru. - zachichotała. - Arena.
- Nie! - zaprotestowała z wielkim zaangażowaniem. Jednocześnie odskoczyła od Zoe poza zasięg jej rąk. - Nie chce na arenę! - szeroko otwarte oczy Quinn zdradzały, jak bardzo boi się konsekwencji wiążących się z pójściem na arenę.
- Tak. - stwierdziła weteranka. - Idziesz na arenę. Kazał ci ktoś kłamać? - zachichotała wrednie. - Ale jak tak bardzo ci zależy, to możemy poddać się kolejnej próbie. Co ty na to ślicznotko? Pokonasz mnie, to będziesz mogła sama zdecydować gdzie pójdziesz.
Torm zacisnęła pięści tak mocno, że aż zbielały jej kłykcie. Nie było żadnego wyboru. Jeśliby z nią wygrała to tym bardziej zmuszą ją do pójścia na arenę. Jeśli przegra to najpewniej będzie w tak opłakanym stanie, że zdechnie od zebranych ran o ile w trakcie nie oberwie śmiertelnie.
Morges kierowało jej przeznaczeniem i nie miała na to żadnego wpływu. Mogła miotac się w tej bezsensownej walce o zmianę jej z góry ustalonego losu, albo poddać się i spełnić sen. Na wyspie jej moc tylko się zmarnuje…
Zgrzytnęła zębami ze złości i bezsilności.
- Nie będę walczyć - odparła jakby była to wystarczająca odpowiedź. Schyliła się po swoje rzeczy i zaczęła się ubierać.
- To się zdecyduj. Chcesz na arenę, nie chcesz na arenę. Zachowujesz się jak ja przed ciężkimi dniami. - prychnęła Zoe. - Ale skoro nie chcesz walczyć o prawo o decydowanie o swoim losie, to zapraszam na zewnątrz. Przechodząc przez mrok, znajdziesz tych, którzy również trafili na arenę.
- Złe dni mam permanentnie odkąd skończyłam 20 lat - odgryzła się jej Torm zła niczym osa.
- Widać panienko. Współczuję twojemu facetowi. Jak z taką jędzą wytrzymuje? - zrewanżowała się Zoe.
- Widać mam inne atuty, które niwelują mój podły charakter - prychnęła zirytowana jej komentarzem.
- Widać, za dużo nie wymagasz do zadowolenia. - zachichotała toporniczka.
Quinn gniewnie spojrzała w jej kierunku.
- Chrzanić was i tą pieprzoną wyspę - warknęła do Zoe kończąc zakładać na siebie zbroję. - Nic nie ma tu nawet najmniejszego sensu - odwróciła się na pięcie i ruszyła do wyjścia z namiotu.
- Ależ ma. Po prostu nie znasz wystarczająco dużo szczegółów, by zobaczyć całość. Powodzenia na arenie kotko. - rzuciła Zoe za Quinn.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 18-02-2016, 22:33   #37
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
- To teraz Ja. - Zaproponował Clay. Z dziarską miną dobył z za pasa flet podrzucił i złapał zamaszystym ruchem. I wypinając pierś parodiując zawodowych gladiatorów ruszył w stronę dymnej kurtyny.

Po przejściu przez mrok, uświadomił sobie, że jego ręce są wolne od tych przeklętych bransolet, podrażniających skórę. Nie miał jednak czasu się tym faktem cieszyć.
- Witaj dziecko. - usłyszał bezwiekowy głos Kane. - Jesteś gotów sprostać testowi?

“Dziecko?” Zdziwił się Clay zarówno temu z jaką łatwością znikneły kajdany jak i samemu
stwierdzeniu.
- Eeee… no, tak. Inaczej bym nie przyszedł, nie?. - Nie bardzo wiedział jak odpowiedzieć bo pytanie wydało mu się dość głupie. Chociaż skoro kajdany pozbyła się z taką łatwością dla niej każdy mógł wydawać się jak dziecko. “Przynajmniej jak chodzi o moc” Bo jakoś nie mógł sobie wyobrazić jak się zwraca co “Siwka” per “Dziecko”.

- Zawsze mogli cię tutaj wepchnąć, nieprawda? - zapytała, uśmiechając się lekko. - Więc powiedz mi, zaklęcie, które opanowałeś działa na ciebie, czy na twój cel?

- W zasadzie to to drugie. Hihi - Zarechotał przypominając sobie pierwsze próby. -. Chyba że akurat trafię samobója to wtedy zadziała też na mnie.

- Więc lepiej, by ci się udało. Inaczej resztę życia spędzisz w kopalni. Więc zaczynaj. -
poleciła kobieta.

- No a w co celować? Czy tak “O” rzucić? - Zapytał lekko zbity z pantałyku.

- Jeśli potrzebujesz konkretnego celu, możesz rzucić na mnie.

- Ee… nieee… To nic przyjemnego. Tyle że muszę coś dotknąć by był jakiś efekt. - Clay nie miał nic przeciw walce z kobietą pod warunkiem że ona miała by zacząć ale samemu zaatakować czuł jakiś wewnętrzny opór. Tyle że teraz ważyło się jego być albo nie być. Skupił się jak już wiele razy w dołku. Uformował zaklęcie i skupił je w prawej ręce.
- Ale jak chcesz… To może… Clay jestem. Miło mi cię poznać - Wyciągną pulsująca od magi prawicę.

- A ja Kane, miło mi. - kobieta ucisnęła wyciągniętą rękę. Gdy magia zadziałała, lekko się uśmiechnęła. Wykonała gest, jakby odpychała od siebie coś obrzydliwego. Clay poczuł, że jego moc przestaje działać. - Dobrze, to teraz powiedz, na czym ta moc ma polegać.

- Nie poczułaś? - Powiedział mimo wszystko zawiedziony Clay. - No ogłusza, a w zasadzie osłabia. Żeby kogoś pozbawić przytomności potrzeba więcej mocy ale żeby poczuł się chory to już starczy. - powiedział udając nadąsanego.

- Poczułam działanie twojej mocy. - odparła Kane, zdejmując jednocześnie opaskę z oczu. Grajkowi pokazały się idealnie białe oczy. - Test miał na celu sprawdzenie tego, czy jesteś świadomy działania twojej mocy. Nad magią jak widzę panujesz wystarczająco, by się samemu nie zabić, więc wejdź do prawego namiotu. Tam zdecyduje się, czy nadajesz się na arenę. - poleciła.

- Dzięki i powodzenia. - Odparł wesoło. W końcu miesiąc w dziurze na coś się opłacił. Ukłonił się i poszedł we wskazanym kierunku.

Gdy wszedł do namiotu, jego oczom ukazał się mnich, siedzący na podłodze, ze skrzyżowanymi nogami. Clay był pewny, że gdyby on tak usiadł, to już by nie wstał. Mnich natomiast podniósł się jednym, płynnym ruchem.
- Witaj młodzieńcze. Widzę, że udało ci się opanować swoją moc. Sprawdźmy więc, czy udało ci się opanować swoje ciało. Śmiało, uderz mnie.

[i] - Ot tak? [i]- Spróbował zagadać mnicha “Awansowałem z dziecka na młodzieńca” Po czym ruszył na mnicha. Zamarkował cios pięścią a potem spróbował kopnąć go w piszczel. Zaraz potem wyprowadził cios lewą ręką.

- Tak, właśnie tak. - pochwalił chłopaka Ralch. Jednak żadne ciosy go nie dosięgły. Na domiar złego, lewa ręka została złapana w niemal żelaznym uścisku. - Trochę popracowałbyś nad swoim ciałem i miałbyś szansę przeżyć na arenie, wiesz?

“A może tak” pomyślał. Ponownie skupił się i rzucił czar tym razem skierował moc do lewej ręki.

Mnich jedynie się zaśmiał, puścił rękę Claye i szybkim ruchem przyłożył swoją, do jego mostka. Chłopak nie do końca wiedział co się stało. Widział przed sobą mnicha, a nagle zaczął widzieć sklepienie namiotu. Uderzenie obaliło go na ziemię, jednak nie spowodowało większego bólu.
- I w dodatku się nie poddajesz. Dobrze.


- Sam się prosiłeś gdy mnie chwyciłeś. A z bronią? - Zapytał gramoląc się z ziemi. - Swoją drogą co to było to twoje? - W prawej pojawiła się proca z kamieniem w lewej nóż.

- Proste uderzenie. A z bronią możesz sobie zrobić krzywdę, a tego byś nie chciał, jeśli się nie mylę. - odparł mnich, uśmiechając się lekko. - Hm… niech będzie. Arena. Wyjdź z namiotu i przejdź przez przejście w mroku, które się pojawi. Trafisz do reszty przydzielonych na arenę.

- A jak bym chciał się potem rozmyślił? Dajmy na to znajdę sobie ładną zgrabną niewiastę i mnie się na wyspie spodoba… Można zmienić potem zdanie?

- Nie można. Można za to odpaść w eliminacjach, chociaż wtedy twoja drużyna mogłaby być na ciebie zła, jeśli byłoby to przez ciebie.

- To dupa. - Odparł zmartwiony - A w drugą stronę też się pewnie nie da nie? Jak wygląda dobieranie sobie ekipy?

- Jeśli masz szczęście, to możesz sam wybrać sobie towarzyszy. Jeśli nie, zostaną ci przydzieleni.

- Niech zatem będzie Walka.- Clay poszedł we wskazanym kierunku.

Gdy Clay przeszedł przez mrok jego oczom ukazało się kilkadziesiąt osób. Jak się domyślił, one również miały trafić na arenę. Wśród znajomych twarzy zobaczył Junę, Cedila i ku swemu zdziwieniu Su. Chociaż ją bardziej wyczuł, gdy ta z przejęciem przytuliła się do niego.
- Już… już… już myślałam, że będę musiała tutaj być sama... - wychlipała, wtulona w rękaw chłopaka.

- Oj chyba im się celownik wypaczył jak tu trafiłaś. - Przycisną dziewczynę mocniej do siebie. - Chyba że twoja moc im się wybitnie spodobała. No ale chyba nie mamy wyjścia. Trzymajmy się razem to jakoś sobie poradzimy. A tak na marginesie… Co udało ci się wyczarować? O patrz - wskazał na June. - Dzięki niej mieliśmy dwa tygodnie temu niezłą zupę. Przywitajmy się. - zaproponował.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
Stary 19-02-2016, 22:14   #38
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Torm wyszła z namiotu mając ochotę w coś bardzo, bardzo mocno przywalić. Nic jej nie wyszło tak jak planowali.
Zaraz doszła do grupy przeznaczonej na arenę. Rozglądała się po twarzach z nadzieją, że Nidros też tu trafił. Niestety ze znajomych twarzy niewiele osób tu się spostrzegła. Usiadła więc w klęczki na skrawku trawy opierając ręce na ziemi. Złość jej nie przechodziła i traciła kontrolę nad sobą. Na zewnątrz objawiało się to tylko tym, że roślinki, które miały okazję zostać przez nią dotknięte więdły.

Tugal pojawił się po paru kolejnych osobach, a minę miał conajmniej niepocieszoną. Kiedy dostrzegł Quinn podszedł do niej i usiadł na trawie mówiąc.
- Wygląda na to, że bogowie mają swoje kaprysy, albo selekcjonerzy są ślepi.
- Tugal? - dziewczyna spojrzała na niego jakby był duchem. - Już myślałam, że cie więcej nie zobaczę! - poskarżyła się i w jednej chwili cała złość zniknęła. Rzuciła się na niego obejmując go za szyję i przytulając do niego z całych sił.
- Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.- odpowiedział jej ciepło tuląc ją do siebie
- Nie wyszło mi - stwierdziła. - Starałam się, ale i tak mnie posłali na arenę. Ale jak ty tu trafiłeś?
- Nie wyszło. - odpowiedział wzruszając lekko ramionami. - Cieszę się jednak, że jesteśmy razem.
Quinn wtuliła się mocniej w Tugala.
- Tak, to jest najważniejsze - powiedziała cicho i z ulgą w głosie. - Wygląda na to, że jednak Morges chce, żeby mój sen się spełnił…
Po chwili pojawił się Kean. Nie chciał przerywać zakochanym tak pięknej chwili, ale głupio mu było stać i gapić się na nich.
- Czyli wy też na Arenę. W sumie to po tym co przed chwilą usłyszałem to nawet się cieszę. Tam można przynajmniej szybko umrzeć.

- Kean? - Quinn zdziwiła się, ale zdecydowanie mniej niż chwilę wcześniej na widok Tugala. Puściła ze swych objęć Nidrosa, ale zaraz usiadła obok niego przytulając się do jego boku. - Kazali ci tu przyjść czy miałeś wybór zostać na wyspie? - zapytała kolegę, który do nich dołączył.
- Kazali. Ale w sumie się cieszę, bo dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy. Na przykład, że śmierć podczas testu to najspokojniejsza śmierć na jaką można liczyć na wsypie. Chyba wolę umrzeć szybko na Arenie, jeśli już mam umierać. A wam dali wybór? - zapytał zaciekawiony Kean.
Słowa chłopaka zdecydowanie nie podobały się Torm. Na własne oczy widziała jak ginęli ci nieszczęśnicy na testach.
- Mi zaczęła pieprzyć, że jakbym nie kryła się z umiejętnościami to dałaby mi wybór. Ta, jasne, bo uwierzę. Pewnie Pan Mgiełka sobie wypatrzył co ciekawszych i z góry było ustalone kogo biorą na arenę - wyraziła swoje zdanie.
- Możliwe, ale równie dobrze mogli wybrać nas do kopalni. Spójrzcie na tę jaśniejszą stronę życia, teraz przynajmniej mamy minimalny wpływ na swoje życie. A jeśli się postaramy to może nawet spełnią się nasze sny. - Kean nawiązał do wcześniejszej rozmowy z patrolu.
- Ciągle mam wrażenie, że dostajemy tylko iluzje wolnego wyboru - westchnęła dziewczyna. - Gdy zarzuciłam tej z toporem, że działają bez sensu to powiedziała, że nie mam pełnego poglądu na sytuację… Podobnie powiedział mi ten od ciemnej mgły. Może trenując na arenie uda się wyciągnąć od starszych o co tu do cholery chodzi.
- Może zbierają siły do buntu? - Rzucił cicho Kean. - Skoro zostaje tu po przegranej tak wielu przeznaczonych na Arenę to po tylu latach muszą mieć małą armię. Pozbywają się słabych, niezdecydowanych i tych, którzy mogą zdradzić, żeby nie ryzykować.
Quinn nie wyglądała na przekonaną do tej teorii, ale ewidentnie sama o tym wcześniej nie pomyślała.
- Może… - mruknęła. - I weź tu bądź mądry czy mamy wygrywać czy przegrywać na arenie - westchnęła.
- Nie uśmiecha mi się być zwierzątkiem magów na pozornej wolności, lecz o krótkiej smyczy. - mruknął Tugal.
- W którymś momencie będzie trzeba się do magów zbliżyć - wzruszyła ramionami. - Ciężko inaczej kogoś zabić - mrugnęła okiem do chłopaków.
- Prawda. I musimy wygrywać, bo w przypadku przegranej jesteśmy na łasce wygranych. Jak będziemy mięli pecha to mogą nas spotkać rzeczy gorsze od śmierci… - Po chwili wahania Kean, patrząc na Torm, dodał - ...zwłaszcza ciebie, jeśli wiesz co mam na myśli.
Quinn przewrócił oczami i spojrzała w kierunku skrawka trawy, który potraktowała swoją mocą.
- Niechby ktoś tylko spróbował... - powiedziała pewnym siebie głosem. Po tych słowach położyła głowę na barku Nidrosa.
- Pierwsze będę eliminacje. Po nich arena. - odpowiedział mężczyzna tuląc kobietę do siebie. - Możemy walczyć i dostać się na arenę lub dać się pokonać i wrócić na wyspę. Sam nie wiem która opcja jest lepsza.
- Nie wiem czy to przejdzie - powiedziała. - Oni znają się na rzeczy. Ta cała Zoe wyłapała moje kłamstwo tylko patrząc na moją sylwetkę…
- To będziemy walczyć, ale nie pełną parą. Choć nie chciałbym żebyś ucierpiała… - powiedział Tugal całując ją w główkę.
- Mogą nas szantażować albo w inny sposób motywować by się starać - ciągnęła dalej temat jakby chcąc przekonać go do areny.
- Czy ja wiem? - zapytał - Niby czym mieliby nas szantażować? Nie mamy nic. Wszystko umarło z przejściem na wyspę.
- Jesteś uroczy - poklepała Nidrosa po policzku i pocałowała go lekko. - Mamy siebie i to wystarczy by nas szantażować.
- Szczerzę to wątpię by nas torturowano, szantażowano czy inaczej przymuszano. - powiedział - Wystarczy tylko dobrze udawać walkę i dać się sromotnie pokonać.
- Jeśli tak osiągną sobie tylko znane cele... - stwierdziła Torm. - Mówiłeś że byłeś na tych turniejach. Opowiedz o nich - poprosiła.
- Niewiele. Ludzie się mordują by przetrwać. Niektórzy gwałcą, inni zadowalają się mordem, ale ludzkich uczuć u nich nie oczekuj. Całkowicie mało ciekawe i jeszcze mniej patrząc po tym, że my tam trafimy. Szczerze? Wolałbym tego uniknąć. - odpowiedział.
- Można spróbować, ale jesteście pewni, że chcecie ryzykować? Prościej byłby zwyczajnie wygrać, ale wtedy faktycznie mięlibyśmy tylko sztuczną wolność. Nie znamy też zasad eliminacji. Może nie różnią się niczym od walki na Arenie i tam też można do woli gwałcić i mordować przegranych, a to moim zdaniem straszniejsza perspektywa. - wtrącił się Kean.
- To eliminacje, jak by śmierć i gwałty były na porządku dziennym to wojownicy na arenie nie byliby tacy wygłodniali - zauważył Tugal - Jak jest w tym roku nie wiem.
- Trzeba mi było jednak iść na te pieprzone igrzyska gdy mogłam... - westchnęła. - Ale to jedyny sposób na wydostanie się z wyspy.
- Tylko czy chcemy być pieskami magów? - zapytał Nidros.
- No tego nie chcemy - mruknęła. - Ale siedząc tu grzecznie też niczego nie zmienimy.
- Jest jeszcze czas, równie dobrze możemy się szkolić. - odpowiedział - Nie wiem ile mamy czasu, ale wątpię by od ręki nas tam wysłali.
- Igrzyska są co 4 lata? - wspomniała.
- Na okrągło. - odpowiedział.
- No tak, w stolicy były tylko finały. Sama największa rozrywka - mruknęła niezadowolona.
- Tylko jest szkopuł. - zauważył Nidros - Życie na wyspie podlega prawu silniejszego. Jak za szybko odpadniemy to uznają nas za słabych, więc może lepiej pierwsze kilka walk postarać się wygrać, by nie być na samym dnie drabiny? Korekta, na dnie są ci którzy nie trafili na arenę… Choć, oczywiście, mogę się mylić.
- Czyli mamy się nie starać, ale jednak trochę starać? - uśmiechnęła się do niego rozbawiona Quinn.
- Po prostu pierwsze bitwy się staramy, a jak przyjdzie pora na ostateczne klasyfikacje na arenę… - uśmiechnął się do niej i pocałował czule. - ...no cóż.
- A może - zastanowiła się. - Wygramy wszystko, przejmiemy władzę w tym miejscu i zaczniemy wprowadzać własne porządki? - popuściła wodze swej fantazji.
- Jak wygramy wszystko to trafimy na kontynent - skorygował ją z szerokim uśmiechem - Poza tym jest staruszek, a on diablo silny jest. Lepiej poczekać, aż wyzionie ducha lub stać się jednym z poruczników - puścił jej oczko.
- Zobaczymy - spojrzała po kolegach. - Przechowalnia miała być straszna, a całkiem dobrze tam się żyło. Pierwszy miesiąc na wyspie też nie był najgorszy. Praca fizyczna też mnie nie zabiła. Może i z areną nie będzie tak źle jak ją przedstawiają?
- Zależy na kogo trafimy. - odpowiedział po szczerości Tugal.
- Może najpierw wygrajmy pierwszych kilka walk i wtedy podejmiemy decyzję? Do tego czasu możemy dowiedzieć się czegoś co pomoże nam ją podjąć. - zaproponował Kean.
Torm wskazała palcem na Keana.
- On ma sporo racji Tugal.
- Dokładnie moje myśli, tylko obrane w słowa - odpowiedział Tugal.
- Kean przydały ci się moje rady co do magii? - zapytała.
- Bardzo. Od kiedy mi ich udzieliłaś, zrobiłem większe postępy, niż przez cały wcześniejszy okres. Jeszcze raz dziękuję. - odpowiedział, kłaniając się lekko.
- Ciesze się. Przynajmniej na coś lata studiowania się przydały - westchnęła, ale zachichotała zaraz. - W sumie to tak jakby obaj jesteście moimi uczniami.
- Tylko nie obrastaj w piórka kochanie. - powiedział jej ciepło puszczając oczko - Bo mi jeszcze odfruniesz...
- Wystarczy, że będziecie mi mówić per "mistrzyni" i będziemy kwita - odparła rozbawiona.
- Oczywiście, Wasza Wysokość! Znaczy, “mistrzyni”! - zarechotał Kean.
Tugal się szeroko uśmiechnął i tuląc ją do siebie pogłaskał jej bok.

- Gdyby nie wy to to miejsce byłoby nie do zniesienia - stwierdziła już poważniejszym tonem Quinn. - Kean, przepraszam, trochę spóźnione, ale... Wszystkiego najlepszego z okazji 21 urodzin - mrugnęła do niego.
- Starzejesz się… - zauważył Tugal - ...ale tylko nie daj się rdzy. Bądź jak stal staruszku.
Zakłopotany Kean podrapał się w tył głowy.
- Dziękuję. Przez to wszystko całkiem o tym zapomniałem. Przy najbliższej okazji stawiam kolację! - zaproponował spóźniony jubilat.
- Trzymam za słowo - ostrzegła Torm. - Hymmm. Może uda się w końcu porządny alkohol znaleźć... - nieco się rozmarzyła.
- Albo samemu zrobić… - zastanowił się Tugal - ...kto wie, może jest tu ktoś kto zna się na tym?
- Lanwirskich win nie podrobisz - stwierdziła ze smutkiem.
- Pewnie nie, ale i bimber dobry patrząc na okoliczności - odpowiedział Nidros.
- Wiesz co Tugal, trzeba nam Keana z kimś zeswatać - zmieniła temat Torm.
- Brzmi jak plan. Masz kogoś na oku? - zapytał z nadzieją mężczyzna.
- Ja? - udała teatralne zaskoczenie. - To chyba ty masz lepsze rozeznanie w kobietach - pokazała mu język.
- Masz rację, mam wyśmienity gust kochanie - odpowiedział uśmiechając się zadziornie.
Keana zaskoczyło poruszenie takiego tematu. Kiedy po chwili namysłu doszedł do wniosku, że jednak nie żartują, stwierdził tylko:
- To tak w ramach prezentu urodzinowego? Ciężko mi będzie to przebić podczas waszych.
- Zależy nam na twoim szczęściu - Quinn uśmiechnęła się niewinnie do Keana. - Tugal coś ładnego ci znajdzie. Tylko nie daj się mu namówić na Ninę - ściszyła głos do konspiracyjnego szeptu. - Ona jest jeszcze bardziej puszczalska niż Nidros przed Przechowalnią.
- Wypraszam sobie. Nie jest puszczalska, to prawdziwa profesjonalistka. - odpowiedział wymieniony mężczyzna. - Myślę, że jak na początek, mogłaby być wspaniałą partią.
Po czym zwrócił się do Keana
- Myślę, że mógłbyś się wiele nauczyć, a te przeżycia...
- Wiesz, to chyba jeden z tych przypadków, kiedy profesjonalizm może być, ehm… niebezpieczny dla zdrowia. I doceniam chęci, ale najpierw wolę podjąć decyzję, czy zostanę na wyspie, czy jednak wybędę. To jest jednak dość istotna kwestia, jeśli chciałbym się z kimś związać. Jak już podejmę decyzję to przyjdę do ciebie i kogoś spróbujemy znaleźć. - stwierdził Kean.
- Cóż za dorosłe podejście do kwestii związku - skomentowała z rozbawieniem Torm.
- Już od kilku lat jesteśmy dorośli, więc wypada, żebyśmy się tak zachowywali, czyż nie? - zapytał Kean.
- Co ci grozi spróbować? Jak nie wyjdzie pójdziesz dalej. - odpowiedział lekko Tugal.
- Jak wyjdzie, a opuszczę wyspę to będzie mnie sumienie gryzło. - odpowiedział.
- Jak wyjdzie to będziesz miał motywacje by zostać i skopać walkę. - argumentował Nidros - Więc sytuacja wygraj wygraj. Tylko pamiętaj, im dłużej zwlekasz tym mniej kobiet będzie wolnych.
Quinn parsknęła śmiechem.
- Nie wiedziałam, że z ciebie taki romantyk Kean - skomentowała.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 20-02-2016, 11:40   #39
 
Kaeru's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumny
Sevi była dumna, że może iść przy boku najlepszego myśliwego w Pavri. Albo może w całym Jagrde. Jej ojciec nie był już młody. Prawdę mówiąc, to był stary odkąd Sevi sięga pamięcią.
Mężczyzna zatrzymał się nagle i delikatnym ruchem głowy wskazał córce coś przed nimi.
Sevi podążając za wzrokiem myśliwego początkowo nic nie zobaczyła, ale po chwili dostrzegła trzy nieświadome niebezpieczeństwa sarny, których łby wystawały ponad gęste krzewy.
Ojciec popchnął ją delikatnie w ich kierunku, dając do zrozumienia, że teraz nadeszła jej kolej na działanie. Podekscytowana dziewczyna wolno ruszyła w kierunku przyszłej zdobyczy. Powoli, na paluszkach...
Była już kilka metrów od ofiar, gdy zasuszona gałązka złamała się pod jej stopą z głośnym trzaskiem. Zaalarmowane zwierzęta najpierw zamarły zaskoczone, aby po chwili uciec. Wróciła do ojca pokonana. Ten jednak wyglądał na zadowolonego.
– Czego się teraz nauczyłaś?
– Uważać na gałęzie – burknęła niezadowolona Sevi. Ciężko znosiła porażki. – Dlaczego one zawsze uciekają?
– Bo cię zauważają, córcia.
– Nie, nie o to pytam, Tato. – Sevi wyglądała na niepocieszoną. – Dlaczego one uciekają, kiedy zauważają ludzi?
Mężczyzna objął córkę ramieniem i skierował ich krok w stronę zachodnią.
– Widzisz, zwierzęta uciekają, bo boją się ludzi. Jesteśmy drapieżnikami, zagrożeniem dla nich – wytłumaczył jej ojciec. Czasem mówił do niej jak do kilkuletniego dziecka, zapominając, że tak jak i on się starzeje tak i jego ukochana dziewczynka z czasem dorasta.
– Ale gdybym spotkała w lesie niedźwiedzia, to on by nie uciekł na mój widok.
– Prawdopodobnie nie. Obstawiam, że zaatakowałby, gdyby uznał, że mu zagrażasz.
– W takim razie sarny są tchórzliwe, Tato. A niedźwiedź odważny.
Myśliwy niezadowolony pokręcił głową.
– Nie ma nic odważnego w atakowaniu słabszych od siebie, córcia. Nic.
– Dobrze, w takim razie niedźwiedź nie jest odważny. Więc gdyby zaatakowała mnie sarna, to ona byłaby odważna, tak, Tato?
– Córciu, co byś zrobiła, gdyby zaatakowała cię sarna? - zapytał mężczyzna, próbując naprowadzić dziewczynę na inny tor myślenia. Zawsze tak robił. Wolał, kiedy Sevi sama znajdowała odpowiedzi.
– Zabiłabym ją, Tato.
– I co byś o niej wtedy powiedziała?
Dziewczyna myślała przez chwilę nad odpowiedzią.
– Że jest głupia.
Zadowolony mężczyzna kiwnął głową. Uśmiechnął się do niej. Sevi milczała przez chwilę wpatrzona w swoje buty.
– Wygląda na to, że ludzie odważni to głupcy, którym się udało.
Mężczyzna spojrzał na nią zaskoczony.
– Dlaczego tak uważasz, córcia?
– No... weźmy już tego niedźwiedzia. Powiedzmy, że postanowiłam w pojedynkę ubić dorosłą niedźwiedzicę. Niech będzie nawet z przesadą - ubić takiego niedźwiedzia jednym nożem. Więc idę do tego niedźwiedzia z jednym nożem i on mnie oczywiście zabił. Co powiedziałby stary Tom?
– Że głupia dziewczyna poszła na pewną śmierć. Ot, co. Więc jeśli chociażby przeszłoby ci przez myśl, żeby zrobić coś równie głupiego...
– A co by powiedział stary Tom, gdybym przeżyła i przyniosła mu skórę niedźwiedzia?
Mężczyzna milczał przez chwilę, wpatrywał się w przestrzeń nieobecnym wzrokiem.
– Że jesteś odważna, córcia. - Pogłaskał ją po głowie. - Ale najważniejszy jest rozsądek, pamiętaj o tym, dobrze?
– Dobrze, Tato. Będę rozsądna.


Sevi, która do tej pory siedziała pod drzewem, wstała z niechęcią. Nie odważyła się odejść zbyt daleko od osady... lub nie była na tyle głupia, aby to zrobić. Wolałaby nie spotkać w lesie wilkołaka lub jakiegokolwiek innego stwora. Wątpiła, żeby mogła dać sobie z nimi radę. Według siwowłosego mężczyzny była warta niewiele więcej niż zwierzęta, które chciała pochwycić.
Życie w osadzie było... dziwne. Mimo tego czasu, który spędziła w Przechowalni, sama świadomość tego, że tu, tuż obok szumiał las, a ona nie mieszkała w nim, wprawiała ją w podły nastrój. Spała i jadła w osadzie, spędzała regulaminowe 6 godzin na ćwiczeniach i oprócz momentów kiedy musiała załatwiać interesy, polowała w lesie. Pierwszą rzeczą jaką udało jej się zdobyć były strzały. Kołczan co prawda musiała zaimprowizować, ale wystarczył. Na chwilę obecną miała większe problemy.
Miała plany na swoją przyszłość na wyspie. Chciała mieć mały domek w lesie, tak jak ten w którym się wychowała. Niekoniecznie wille na drzewach. Mogłaby też hodować króliki i kury. Pewne mięso i nie tak dużo pracy jak przy trzodzie czy bydle. Ale czy było sens snuć jakiekolwiek plany, jeśli i tak spędzi resztę swojego życia w kopalni?
Bardzo żałowała, że nie potrafiła patrzeć na świat tak jak Ana. Ostatnio myślała o niej coraz częściej i czasem brała ją niechęć do wszystkiego. To nawet nie wyglądało tak, że była zła lub smutna. Po prostu zaczynało jej być wszystko jedno. Obojętniała na jakiś czas. Później wszystko wracało do normy. A potem znów jej nastrój spadał i potrafiła przez kilka dni nie odezwać się słowem do nikogo. Chociaż to nie tak, że mając lepsze dni szukała towarzystwa. Wręcz przeciwnie - Quinn i Tugala unikała jak ognia niezależnie od nastroju, Claya witała jedynie lakonicznym „cześć”, a z Keanem zamieniała kilka grzecznościowych zdań, jeśli nie wykręciła się pracą.
Sama nie potrafiła rzucić najprostszego zaklęcia! Nic! Zero! Próbowała narzucić swoją wole rzeczą, zmieniać je, nawet wzięła ze sobą kiedyś widelec na sam dół. Wydawało jej się, że nawet leciutko się zagiął, ale mogło to równie dobrze być skutkiem tego, że w przypływie irytacji rzuciła nim o ścianę. Dopiero spotkanie z białowłosym osobnikiem dało jakieś efekty, chociaż początkowo też nie podniosło jej na duchu. Niewiele rozumiała z całego tego gadania i nie bardzo wiedziała jak w ogóle ma się do tego zabrać. Nie miała zamiaru ignorować jego rady, bo wyglądał na faceta dużo mądrzejszego od niej. Postanowiła w pełni skupić się na czasie jaki miała do dyspozycji na ćwiczenia. Nie potrzebowała nic wielkiego na początek, wystarczyło małe, drobniutkie, niegroźne zaklęcie, żeby mogła uratować swój tyłek. Jeśli za dwa tygodnie uda jej się przedstawić cokolwiek, przeżyje i będzie miała tyle czasu na ćwiczenia ile tylko będzie chciała. Chyba.
Sevi skierowała swoje kroki w stronę osady. Zbliżała się jej zmiana w dołach i czuła, że dzisiaj może jej się udać.

* * *

Gdyby tylko mogła wybierać najchętniej nawet nie zbliżałaby się do namiotów. Nie czuła się zbyt pewnie. Niby opanowała zaklęcie, które zaproponował jej białowłosy, ale czuła, że to zdecydowanie zbyt mało i działa zdecydowanie zbyt krótko. Przynajmniej nie musiała się obawiać, że zostanie wysłana na arenę. Iluzorycznym obrazem rododendrona nie zrobi przecież nikomu krzywdy. Chyba.
Jednak jakiś cichutki głos w jej głowie, łudząco przypominający głos jej ojca zaczął ją przekonywać, że stanie w miejscu nie poprawi jej sytuacji. Nigdzie nie poszła i nic nie zrobiła, a już miała dość.
W końcu, gdzieś w połowie tych “mniej chętnych” postanowiła ruszyć się z miejsca i podejść do przejścia. Zrobiła dwa kroki po czym się zatrzymała. Może jednak jeszcze trochę poczeka…
Poprawiła cięciwę swojego ulubionego i w sumie jedynego łuku. Cały skromny dobytek pochowała po kieszeniach płaszcza Any lub miała w ręku. Nie musiała się przedźwigać, żeby to nieść. A niech to wszystko ciemność pochłonie.
Podeszła do przejścia i ostatni raz spojrzała za siebie. Nie wyglądało na to, żeby ktoś chciał się z nią zamienić. Szkoda. Postałaby jeszcze.
Na drugą stronę udało jej się przejść bez niczyjej pomocy. Chyba można zaliczyć to jako pierwszy sukces. Rozejrzała się niepewnie.
- Witaj dziecko. - usłyszała miły, kobiecy głos. Gdyby nie wiedziała kogo się spodziewać, pewnie nie wiedziałaby czy mówi do niej dziecko, czy staruszka. - Czy jesteś gotowa na test?
- Tak, jestem. Znaczy nie. Może. Myślę, że teraz już nie mam innego wyjścia, prawda? - odpowiedziała Sevi i jęknęła zrezygnowana. - Miejmy to już za sobą. Co mam robić?
- Masz wyjście, ale raczej byś nie chciała z niego skorzystać. Możesz nie poddać się testowi i trafić do kopalni. - stwierdziła kobieta. - Ale skoro chcesz poddać się testowi… Użyj zaklęcia, nad którym pracowałaś ostatnie dwa tygodnie.
Sevi wyciągnęła przed siebie obie dłonie, a po chwili - między jednym mrugnięciem oka a drugim - na jej rękach pojawił się, co prawda ładnie ozdobiony, ale jednak tylko patyk.
- Dobrze, a teraz powiedz mi, co zrobiłaś.
- Znaczy… stworzyłam iluzję patyka. Trochę powyginałam… światło… i zrobiłam patyk… znaczy, wrażenie, że tu jest patyk, chociaż go tu nie ma - odpowiedziała Sevi zabierając ręce. Patyczek został jeszcze chwilę w miejscu, po czym zniknął.
- Dobrze, zdałaś ten test. Wejdź do namiotu po lewej stronie. Tam zostaniesz poddana kolejnemu testowi. - poleciła Kane.
Sevi może i powinna się cieszyć, ale samo wspomnienie o kolejnym teście ostudziło jej radość.
- Dziękuję - mruknęła i skierowała swoje kroki do wskazanego namiotu. Weszła do środka z taką samą pewnością z jaką podchodziła do testu.
- Cześć młoda. - kolejna kobieta się z nią przywitała. - Ułaa, co ci się stało z twarzą?
Sevi przez chwilę zastanawiała się o co jej chodzi. No, tak. Ludzie tak rzadko pytali.
- Długa historia. Jak miałam pięć lat Czarne Skrzydła wywołały pożar… niestety, miałam pecha być zamknięta w środku palącej się komórki. - Wzruszyła ramionami. - Takie życie.
- Znam gościa, który mógłby ci usunąć te oparzenia. Ale to potem. Teraz masz ważniejsze problemy na głowie. - Zoe przez chwilę przyglądała się dziewczynie, jakby się nad czymś zastanawiała. - Bijemy się, czy się rozbierasz?
- C-c-cco? Wybacz, ale nie widzę związku między jednym a drugim.
Toporniczka załamała ręce.
- Ale to proste. Muszę ocenić twoje możliwości fizyczne. Mogę zrobić to na dwa sposoby. Walcząc z tobą lub cię obmacując. Szczerze powiedziawszy wolałabym to drugie, ale masz wybór.
Sevi spojrzała na topór. Nawet nie musiała się zbyt długo zastanawiać.
- Wiesz, chyba wolę się rozebrać.
Młoda przeklęta zdjęła z siebie ubrania, bardzo uważne kładąc na ziemi swój ukochany płaszcz. Wyprostowała się, stając przed egzaminatorką w samej bieliźnie.
- Widzę, że nie tylko twoja twarz jest oparzona. - stwierdziła bez ogródek starsza kobieta. - No to ręce na boki i zobaczymy jak tam się sprawiają twoje mięśnie. Domyślam się, że najlepiej radzisz sobie z łukiem? - zapytała, zabierając się za dokładne badanie ciała dziewczyny.
- Yhym. - odpowiedziała Sevi, spełniając polecenie kobiety. - Jestem myśliwym. Ganiam za królikami po lesie.
- Mhm. Na arenie z łuku pożytku nie ma, bo go wnieść nie można. - Zoe, wykonała rękami nowicjuszki kilka ruchów, ni to kłucie, ni to zamachu do rzutu. - Coś by z ciebie było. Jaką moc opanowałaś?
- Na chwilę obecną tworzę niewielką iluzję, która nie utrzymuje się jakoś specjalnie długo.
- Hm… no nie jest źle. Trochę się nad tobą popracuje i będziesz gladiatorem jak znalazł. Nawet aparycję masz odpowiednią. To co, na arenę? - ni to zapytała, ni to stwierdziła toporniczka.
- N-n-na arenę? Że ja? Co ja mam tam robić? Machać białą flagą?
Sevi złapała się za głowę. Ona na arenie! To przechodzi wszelkie wyobrażenie! Ona nigdy, ale to nigdy w życiu nie walczyła z człowiekiem. Co innego strzelać do uciekających saren, a co innego do przeklętego, który chciałby jej zrobić krzywdę.
- Jeśli będziesz dzięki temu powalać przeciwników, to możesz machać białą flagą. - rzuciła kobieta. - A jak ci się nie podoba, to walcz ze mną. Jak wygrasz, będziesz mogła sama zdecydować.
Sevi pokręciła głową.
- Obiecałam Tacie, że będę rozsądna. A walecznie z tobą byłoby głupotą. Uszanuję twoją decyzję. Niech będzie arena.
- Grzeczna dziewczynka. To się ubierz i wyjdź z namiotu i przejdź przez mrok. Trafisz tam gdzie reszta skierowanych na arenę. Za kilka dni, gdy przyzwyczaisz się do nowego życia wpadnę do ciebie i zabiorę cię do tego kolesia od usuwania blizn. Oczywiście jeśli będziesz chciała psuć sobie tak groźny wygląd. - Zoe uśmiechnęła się lekko.
- Myślę, że będę musiała to przemyśleć. Dziękuję za wpakowanie mnie w kłopoty - odpowiedziała Sevi, ale odwzajemniła uśmiech.
- Oj młoda, młoda, sama się wpakowałaś w kłopoty, rodząc się tym kim się urodziłaś. - rzuciła toporniczka na pożegnanie.
 

Ostatnio edytowane przez Kaeru : 20-02-2016 o 15:31.
Kaeru jest offline  
Stary 20-02-2016, 22:43   #40
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
- Też witam - Juna skinęła głową na powitanie. Przez brak emocji w głosie i mimice trudno było powiedzieć, jak przyjęła ich wizytę. Niemniej nie uciekała na drugi koniec polany i nic nie wskazywało, by miała uciekać przed rozmówcami; to był dobry znak. - Też was wygonili na arenę?

- No bo ja… ja wstydziłam się... rozebrać… i uderzyłam tą kobietę… młotkiem… - wyszeptała Su, dalej wtulona w Claya. - Dziękuję za składniki na zupę. - zwróciła się do Juny, dygając lekko. Była trochę przestraszona nowym kontaktem, ale tylko trochę.

- Serio kazali się rozbierać?. - Clay wyobraził sobie rząd nagich kobiet. - Su… -Już miał powiedzieć super ale ugryzł się w język - W sumie wcale ci się nie dziwię. Ja też musiałem walczyć. No ale jak ją walnęłaś to już się nie dziwie że cię dziwie że cię na Arenę dali. No może nie będzie tak źle bo w sumie nie wiem czy gladiatorzy i wyspiarze mogą się spotykać a szkoda by było takiej pięknej znajomości nie? - I spojrzał dziewczynie w oczu. Potem odezwał się do Juny. - Ano na arenę. No i jak widać dają nas parami. - Wyciągnął rękę w geście przywitania do Juny i Cedila.

Ta jedynie mruknęła coś niezrozumiałego, bo tylko mocniej wtuliła się w jego ramię.

Juna uścisnęła dłoń Clay’a na spokojnie.
- Jak poszedł ci test?

- Jak widać zdaliśmy. - Roześmiał się. - Ni i mamy ponoć dość wojowniczą naturę. Zwłaszcza Ta tutaj urocza osóbka. A tak na poważnie… To chyba im się im się coś w tym roku kryteria wyboru zwichrowały skoro nas na areny wybrali, Albo chętnych zabrakło i biorą każdego kto im w łapy wpadnie.

- Każda opcja jest prawdopodobna - Juna zgodziła się z Clay’em. Zoe nie sprawiała do końca wrażenia kogoś poczytalnego, bywało też tak, że jej zachowanie odrzucało Junę, która nie wyszła z pomieszczenia i nie przytupnęła na to nóżką tylko dlatego, że Zoe była jej bardziej obojętna niż powinna być.
Nie wspominała natomiast nikomu, że Zoe dała jej wybór - pozostać na wyspie lub pójść na arenę.
- Lub rzeczywiście nie mieli nikogo lepszego i wzięli nas - dodała.

- Największa kicha to to że wybór ponoć jest ostateczny, przynajmniej do pierwszej walki o ile się ją przeżyje. No i… pozostaje nam jeszcze wybór ekipy. Po pięć osób.

- Gdybyście byli zainteresowani współpracą, to zapraszamy do nas - zaproponowała Juna. - Ja dowiedziałam się, że nie wpuszczą mnie z łukiem na arenę.

- Czemu by nie. Kogoś będzie trzeba wybrać więc czemu nie znajomych. Z łukiem powiadasz nie wpuszczają… Mnie udało się przemycić na wyspę procę. Może mniej wypasiona niż łuk ale we wprawnych rękach efekt jest bardzo podobny. Chcesz nauczę cię.

- Nie mam nic przeciw, i tak będzie lepsza od tego wielgachnego topora - odpowiedziała dziewczyna. - Niemniej lepiej czuję się z łukiem - potwierdziła.

- Nie ma ma co płakać nad tym czego nie da się załatwić. Jak nie łuk ani proca to może rzutki. Nożem zawsze można się obronić. A jak nie to zostaje ci topór. - wzruszył ramionami Clay.

- Co będzie, to będzie - stwierdziła dziewczyna. - Ci przybyli kazali ci się zamachnąć na nich toporem czy kijem?

- Ja walczyłem na pięści. Niezły jest ten chudy. Nawet nie dał się dotknąć. Walczyłaś z tą babką z tym wielkim żelastwem? - potem gwizdną z podziwem.

Clay nie miał po co gwizdać. W jej czynie nie było nic takiego spektakularnego, gdyż…
- Kazała mi zamachnąć się na nią jej toporem.

- Miała byś już kogoś na oku na piątego? Ja w sumie nie mam pomysłu. - przyznał się szczerze.

- Nie wiem, mało kogo tu znam - Juna też przyznała się szczerze.
Ujrzała też Quinn, jej lubego i ciemnowłosego chłopaka, którego kojarzyła z widzenia z Przechowalni i który to czasem rozmawiał z Quinn. Wyglądało na to, że ta trójka zawiązała już spółkę. Pytanie, czy i gdzie Clay rozważy dołączyć ze swoją towarzyszką.

- No ja niby większość kojarzę z karczmy bo każdy tak czy siak się przez nią przewinął ale nikt nawet pary z gęby nie puścił jaką mocą dysponuje. A fajnie by było znaleźć kogoś no może nie do pary ale piątego do… rękawiczki? - Wiedział że porównanie mu nie wyszło ale jakoś musiał zakończyć. - Mi to by chyba rola wsparcia przypadła. Su… - spojrzał na dziewczynę upewniając się czy ma za nią odpowiedzieć. - ...to raczej walka, co nie? - Zapytał jednak dziewczyny. - A wy?

- Nie chcę walczyć. - niemal krzyknęła Su. - Krzywdzenie innych jest złe.
- A ja mogę wkurwiać drużynę przeciwną. - oświadczył Cedil.

Stanowisko Juny było podobne co Su. Niemniej wyglądało na to, że jeśli piąta osoba w drużynie nie zajmie się atakiem…
- Chyba mi przypadnie walka - odparła po chwili ciszy. Nie brzmiała tym razem na zbyt zadowoloną z takiego zbiegu okoliczności.
- Wiem że nie chcesz - odparł delikatnie Clay - Też nie chcę żebyś walczyła, ale jak cię tutaj dali to coś ci znaleźć musimy do roboty. - Potem powiedział głośniej do Juny- to będziemy musieli jeszcze znaleźć jakiegoś tarczownika, nie?

- Może poczekajmy z tym, aż starsi coś ogłoszą? Nie wydaje mi się, by było nas tutaj wystarczająco dużo, by obstawić wszystkie prowincje, więc pewnie kogoś z weteranów nam wtrącą. - rzucił Cedil.*

- Pewnie masz racje - odparł Clay ze zwykłą dla siebie beztroską.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172