05-10-2016, 16:17 | #41 |
Reputacja: 1 | Wizyta Samanthy u Mayi, część I Nie minęły dwa uderzenie serca gdy drzwi otworzyły się. Stanęła w nich oczywiście Maya. Jej mocny makijaż tym razem nie był rozmazany ale ubranie było równie skąpe i pokazujące wiele kobiecych atutów co dnia poprzedniego. Nim czarnowłosa w ogóle się odezwała Sam mogła dostrzec jeszcze przelatującą za jej plecami około siedmioletnią dziewczynkę. Udając kto wie… samolot albo ptaka, wtargnęła do jakiegoś pomieszczenia po prawej stronie mieszkania. - Wjedź proszę… - odparła Maya przesuwając się o krok w bok by Sam mogła swobodnie wejść przez drzwi. Po tym wskazała dłonią otwarte drzwi do pokoju po lewej stronie. Samantha przyjrzała jej się z zaciekawieniem i jej spojrzenie mimo woli padło też na małego tuptusia za jej plecami, który zaraz zniknął jej z pola widzenia. Sam uśmiechnęła się lekko i kiwnęła głową wchodząc do środka. Zdjęła kurtkę i przewiesiła przez ramię - Ładne mieszkanie. - skomentowała co zdążyła już zauważyć. Weszła do wskazanego pomieszczenia i rozejrzała się. Pomieszczenie z pewnością można było nazwać “artystycznym”, bo artystyczne było pod wieloma względami: po pierwsze panował tu nieco chaotyczny nieład, po drugie umieszczone tu meble były staroświeckie, i tu w zależności od gustu nadawało to pomieszczeniu albo ciekawego wyrazu, albo świadczyło o niezbyt wielkiej zamożności właścicielki. O jedną ze ścian podparty był wielki materac na drewnianym stelażu. Gdyby opuścić go na podłogę z pewnością stanowiłby bardzo wygodne podwójne łóżko. Obok niego zaś umieszczono stylową skrzynię z tego samego drewna. Pachniało tu świeżym powietrzem wpuszczonym z dworu i nie do końca wywietrzonymi fajkami. Maya wskazała Sam drugi kąt pokoju, gdzie stała sofa, fotel, dwie pufy i stół. Na półce pod stołem nie sposób było nie zauważyć zgrai kolorowych podręczników pierwszoklasisty i opartego o stół różowego plecaczka. W samym pomieszczeniu na półkach znajdowało się kilka zabawek i zdjęć: May z dziewczynką, którą Sam widziała przemykającą przez korytarz wejściowy. - Dziękuję - odpowiedziała czarnowłosa z pewnym wahaniem w głosie. - Napijesz się czegoś? - zapytała podrapawszy się w zakłopotaniu po głowie. Stresowała się. Sama nie wiedziała czy bardziej eleganckim gościem w swoich skromnych progach, czy nadchodzącą rozmową… bo od czego tu zacząć? Od tego czy oby dwie zawarowały czy nie? A może od tego jak pozbyć się tego wariactwa? Czy lepiej od porównania swoich doświadczeń? Maya miała w głowie mały mętlik, ale pocieszała się myślą, że gdy obie usiądą i zaczną mówić, to jakoś to na pewno pójdzie. Sam rozejrzała się po pokoju i doszła do wniosku, że w pewnym stopniu przypomina jej on miejsce, w którym się wychowała. To było dobre wspomnienie. Usiadła we wskazanym przez Mayę miejscu - Herbatę, jeśli można prosić. Z jedną łyżką cukru. - Samantha odpowiedziała. Potem odczekała aż Maya znów się pojawi w pomieszczeniu. Co nastąpiło bardzo szybko, chociaż Maya wróciła bez herbaty, to było słychać, że w kuchni gotuje się woda. W tym czasie czarnowłosa dalej się po nim rozglądała. Zawiesiła wzrok na drugiej kobiecie - To trochę problematyczna sytuacja, zwłaszcza, że takie rzeczy się po prostu normalnie nie dzieją… Robiłaś może coś konkretnego? Ja po prostu zasnęłam i znalazłam się… W niesamowitym miejscu. Uznałam je natychmiast za sen… W zasadzie do samego końca uważałam, że to coś co mi się uroiło… - pokręciła głową mówiąc i najwyraźniej nadal nie do końca dowierzając w to, co ją spotkało. A potem zawiesiła pytający wzrok na Mayi - Wspominałaś o tym, że Apostoł do ciebie napisał… Jak brzmiała treść tej wiadomości? - kontynuowała. Miła przyjemny ton głosu, choć słychać w nim było pewnego stopnia napięcie. Maya wyciągnęła z kieszeni telefon. Kliknęła kilka razy w ekranik, by zaraz przesunąć go w stronę Sam. - Napisał tylko “jesteście?” - powiedziała, zaś Sam mogła to samo słowo zobaczyć wyświetlone na ekranie telefonu Mayi z podpisem “OD: Apostoł”. - Ja też po prostu zasnęłam. Wcześniej piłam wino i oglądałam któryś tam raz Mamma Mia. - Maya przewróciła lekko oczami przy wymawianiu tytułu filmu. - Ale miejsce w którym się obudziłam… - dziewczyna zawahała się - sama nie wiem, czy było niesamowite. Było bardziej,... jakby… świat w którym wszystko potoczyło się inaczej. Na przykład, nie było w nim mojej córki Emmy jakby nigdy się nie urodziła, zaś jej ojciec najwyraźniej nigdy nie zginął w żadnym wypadku tylko dalej żył. - Rozłożyła przy tych słowach ręce jakby w geście bezsilności. Samantha zrobiła zamyśloną minę, patrząc najpierw na sms od Apostoła, a potem przenosząc wzrok na Mayę i słuchając jej dalszych słów - Ja tymczasem znalazłam się w dżungli i byłam… Poszukiwaczem artefaktów? Hm… Generalnie kimś, kim zawsze chciałam być. Nieważne… Myślałam, że to sen, bo przed zaśnięciem oglądałam Indianę Jonesa. - westchnęła cicho. Nie zareagowała jakoś specjalnie na Mamma Mię, w zasadzie nawet lubiła ten film. - Wyglądałoby więc na to, że trafiliśmy do jakiejś… Równoległej rzeczywistości? Ale na Boga, jak to jest możliwe? - zmarszczyła brwi i przygryzła dolną wargę, co najwyraźniej było u niej swoistego rodzaju odruchem. - Ten cały apostoł mówił, że jesteśmy na swój sposób błogosławieni i że powinniśmy zacząć doceniać ten prezent… ale gdyby nie to, że nie było w tej eeeee…. równoległej rzeczywistości Emmy no to faktycznie byłaby super. Chorzy byli zdrowi, umarli byli żywi, marzenia nie były marzeniami. - Maya urwała na chwilę przyglądając się przy tym Sam. - Myślisz…, że to jakieś siły wyższe? - zapytała niepewnym tonem. Sam Pokiwała głową to w lewo to w prawo i mruknęła - Myślę… Że nie jestem pewna co o tym myśleć. Gdyby to był… No nie wiem, powiedzmy Texas, albo Ohio, to bym podejrzewała, że porwali nas po prostu kosmici… Ale to jest Nowy Jork… W głowie mi się to jakoś nie mieści… - skrzyżowała na moment ręce, po czym nerwowo uśmiechnęła się kącikiem ust - A zwykle mogę w niej pomieścić naprawdę dużo. - w zasadzie zażartowała, bo chciała nieco rozluźnić atmosferę. Samantha zwróciła głowę w stronę drzwi - Wydaje mi się, że woda się zagotowała. - rzeczywiście, z kuchni nie było już słychać tego charakterystycznego dźwięku. - Faktycznie, bardziej odpowiada to mojemu wyobrażeniu kosmitów niż nieba czy piekła… ale… wciąż nie mogę uwierzyć, że jest to prawdziwe, i że siedzimy tu i o tym - rozłożyła ręce - gawędzimy. - Pokręciła po tym z niedowierzaniem głową i zaczęła wstawać. - Skończę… Cokolwiek Maya chciała skończyć a wszystko wskazywało na to, że herbatę przerwało jej pukanie do drzwi. - Proszę - powiedziała dziewczyna patrząc w ich stronę. Po tych słowach drzwi uchyliły się by ukazać otwierającą je najwyraźniej łokciem i popychającą pupą fioletowowłosą dziewczynę. W zajętych dłoniach trzymała dwie herbaty. - Nie chcę przeszkadzać. Pomyślałam tylko, że o nich zapomniałaś… - Lea jak zwykle wykazywała się myśleniem o wszystkim tym, o czym zapomniała Maya. - Dziękuję - powiedziała Maya, gdy fioletowowłosa z pogodnym uśmiechem podeszła do stolika i ustawiła na nim napoje. Przez krótką chwilę przyjrzała się Sam po czym mrugnąwszy najpierw okiem do May pośpiesznie wyszła z pomieszczenia. Samantha pokiwała głową. Nie czułą się jak filmowo, czy książkowe ofiary porwań. Zdecydowanie, było z nią wszystko w porządku. O ile wizja tego, że istota z jej snu napisała do niej sms’a było ‘normalne’... Albo fakt, że we własnym śnie spotkała jeszcze inne równie żywe i normalne jak ona osoby. No to po prostu było dziwne. - Nie mam pojęcia co o tym myśleć… Mieszkam sama, nie mam komu powiedzieć, żeby miał na mnie oko. Nie wiem, czy my zniknęliśmy, czy to się działo w naszych głowach… Wiesz coś na ten temat? - zapytała, ale zaraz kiwnęła ponownie głową. A potem sama zerknęła na drzwi, widząc młodą dziewczynę, o dość niestandardowym kolorze włosów, uniosła lekko brew, ale i ona uprzejmie się uśmiechnęła. - Dzień Dobry, dziękuję. - powitała dziewczynę kulturalnie i nie kontynuowała tematu z Mayą, do póki ta nie opuściła pokoju. Czarnowłosa uznała, że to może siostra Mayi, albo jakaś współlokatorka, albo ktoś taki. Cóż, dużo tu było mieszkańców, to nawet miłe i przytulne. Zawiesiła się na drugiej, równie zagubionej co ona, kobiecie, po czym lekko potrząsnęła głową wprawiając czuprynę w lekki ruch i zaraz powoli sięgając po filiżankę. Maya również czekała z jakąkolwiek odpowiedzią aż drzwi za Leą zamkną się. Po tym dopiero wróciła wzrokiem na Sam i pokręciła na boki głową. - Byłam cały czas tu… to znaczy cieleśnie. Lea mówiła,... - przy tych słowach Maya skinęła głową na drzwi, co wskazywało na to, że mówi o dziewczynie, która przed chwilą przez nie wyszła - ...że po prostu sobie słodko spałam. Nie mówiłam nikomu, co… no o tym wszystkim. Tyle, że miałam dziwny sen, ale bałam się powiedzieć coś więcej no i… skłamałam, że dziś przyjdzie do mnie ktoś w sprawie rekrutacji. W sensie ty… bo nie wiedziałam co im powiedzieć. Myślę, że Lea zabrałaby mnie do lekarza, albo od razu do psychiatry. - Czarnowłosa spojrzała nieco przepraszająco na swoją rozmówczynie. Miała cichą nadzieję, że to co powiedziała innym w sprawie jej wizyty po prostu nie będzie dla niej żadnym problemem. - Kiedy znów… bo zakładam, że znów to może się stać… trzeba będzie jakoś to sprawdzić. Proponuję spróbować się lekko skaleczyć i jeśli obudzimy się… rany… - dziewczyna złapała się za głowę wbijając palce między włosy - ja pierdole… jeśli w ogóle to znowu się stanie i jeśli w ogóle znowu się obudzimy… - powtórzyła z niedowierzaniem, kręcąc przy tym głową. Samantha wysłuchała kobiety i mruknęła cicho - Nie jestem do końca przekonana, że skaleczenie nam w jakiś sposób pomoże… Kiedyś czytałam o tym, że we śnie gwałtowne i silne emocje nas natychmiast wybudzą. Ten… Sen, który miałyśmy, był tak realistyczny… Zupełnie tak, jakby to była druga rzeczywistość. Nie jestem pewna, czy skaleczenie tam, nie wywołałoby skaleczenia tu, ale nadal nas nie wybudziło… - odpowiedziała spokojnie, ale marszcząc lekko brwi. - Jakiej rekrutacji, jeśli mogę spytać? - zainteresowała się dodatkowo. Sama obawiała się, że może to wszystko jest wynikiem jakiegoś szaleństwa, ale jak na razie czuła się bardzo poczytalnie, choć nieco niejasno w tej sytuacji… - Zastanawia mnie, czy za każdym razem, gdy uśniemy, teraz nie będzie nas tam coś wciągać, skoro to jakaś gra, a my w pewnym sensie, przystaliśmy na jej warunki. - problematyczna sytuacja, Sam wyglądała na lekko zmartwioną.
__________________ To nie ja, to moja postać. |
05-10-2016, 16:22 | #42 | |
Reputacja: 1 | Wizyta Samanthy u Mayi, część II - Właściwie to nie przystaliśmy bo nie znamy warunków… - odpowiedziała Maya opuszczając ręce. - Ale skoro już zakładamy, że oby dwóm nam nie padło na mózg i to prawda, to wygląda na to, że trzeba zacząć w nią grać by… hmmm… wygrać. Chociażby wygraną miałby być po prostu spokój. Może powinnyśmy przeanalizować wszystkie fakty i spróbować je jakoś połączyć? - zapytała sięgając po filiżankę z herbatą. - Aaa rekrutacja… do pracy, mam po prostu dorywczą pracę. Nic takiego. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. - Przepraszam, coś musiałam powiedzieć. - Przygryzła wargę po czym zupełnie nagle wstała. Ciecz w kubku niebezpiecznie zabujała się, ledwo co nie rozlewając się po ściankach. Przypomniawszy sobie o nim dziewczyna odstawiła go. Zrobiła dwa kroki w stronę stojącej nieopodal szafki, by zaraz wyciągnąć z niej kartkę papieru. Ta zaś zaraz znalazła się na stole a obok niej dziecięcy piórnik. - Co ty na to? Może spiszemy kilka rzeczy... ? Hmm? Sam zamyśliła się - Sądzę, że w pewnym sensie, uznając, że idziemy dalej no to na nie przystaliśmy. Co więcej, Apostoł wspominał o kimś, kto nie chciał grać… Odniosłam wrażenie, że nie było to nic dobrego…Swoją drogą, odpisałaś mu coś? - skwitowała czarnowłosa i wsunęła kosmyk włosów za ucho. Na informację w sprawie rekrutacji tylko uśmiechnęła się lekko - Nic nie szkodzi. Po prostu ciekawi mnie na jakie stanowisko aspirujesz, żeby mnie przypadkiem ktoś pytaniem nie zaskoczył przy wyjściu... - wyraźnie rozbawiło ją to, ale nie negatywnie. Uznała wymówkę za pomysłową. Sam drgnęła, gdy Maya poderwała się tak nagle. Obserwowała uważnie co ta robi. Potem zerknęła na kartkę. - Hmm, jasne. Od czego zaczniemy? - zapytała i napiła się ze swej filiżanki. Maya skinęła głową potwierdzająco. - Odpisałam… ja… bałam się tego nie z robić. Napisałam tylko “tak”. - Dziewczyna uniosła kubek z herbatą do ust podmuchała chwilę i upiła skromnego łyka. Po odstawieniu szklanki na stół chwyciła z piórnika Emmy jeden z ołówków i na czele białej kartki napisała: Cytat:
Sam uważnie wiodła wzrokiem za ruchami dłoni Mayi i tym, jakie kolejne słowa pojawiały się na kartce. Zastanawiała się nad tym chwilę. Nie miała żadnego pomysłu. To wszystko, na pierwszy rzut oka, w ogóle nie trzymało się kupy. - A co było… Tym twoim ‘drugim życiem’? Znaczy… Gdzie obudziłaś się za pierwszym razem? Były tam jakieś szczegóły powiązane z tym pokojem? W moim przypadku… Chyba nie do końca. - kobieta skrzywiła się i lekko ponownie przygryzła wydatną dolną wargę. Burza mózgów była naprawdę intensywna, tylko szkoda, że nikt nie miał żadnych pomysłów, które dokądś by prowadziły - W pewnym momencie zwaliłam winę na odgrzewanego kurczaka… - zaproponowała żartem Sam i uniosła spojrzenie na Mayę, lekko się uśmiechając. Maya uśmiechnęła się na żart Sam. - Nie zwróciłam uwagi na adres. Jeśli znów obudzę się w tamtym miejscu zrobię to - powiedziała, a ton jej głosu wydawał się być zamyślony. - Pokój ten - dziewczyna zaprezentowała dłonią pokój w którym były - i tamten z pierwszej pobudki i drugiej w której się spotkaliśmy, nie miały żadnych wspólnych elementów. Hmmm… - urwała przyglądając się przez dłuższą chwilę Sam. - Tak sobie myślę, czy na kształt tamtej rzeczywistości ma wpływ kilka rzeczy, które potoczyły się inaczej, czy tylko jedna, która pociągnęła konsekwencje i zmieniła wszystko inne. Sam zamyśliła się… Tak. To było coś, nad czym i ona już się zastanawiała. Czy gdyby jej życie poszło odrobinę innym torem, to byłaby właśnie tą sobą, którą widziała w dżungli? Przez ciało kobiety przeszedł dreszcz i na moment jej spokojna i pogodna twarz odrobinę wykrzywiła się w grymasie bólu. Przegarnęła włosy do tyłu, prostując się i ukrywając twarz w filiżance herbaty, którą akurat dopiła do końca - Możliwe, że to chodzi o tor naszych wyborów. Gdzieś w przeszłości zapewne musielibyśmy wybrać inaczej… Wtedy znaleźlibyśmy się w tamtej rzeczywistości jako właściwej. Efekt motyla… Zmienić jeden istotny punkt w wydarzeniach i przyszłość byłaby zupełnie inna… - odpowiedziała Sam, odstawiając naczynie i dziękując jeszcze raz za herbatę. - Chyba nie mamy innego wyboru, jak przekonać się, czy następnej nocy spotka nas to samo… - skapitulowała, nie mogąc wpaść na żadne lepsze rozwiązanie. - Mogę zostawić ci mój adres, gdybyś jeszcze czegoś potrzebowała, albo gdyby zdarzyło się tak, że z jakichś powodów ocknęłabyś się wiedząc, że jeszcze… ‘śpię’. Możemy się tak umówić? - Samantha doszła bowiem do wniosku, że mogłaby zaistnieć taka sytuacja i tak jak Maya zdawała się mieć kogoś, kto by próbował ją obudzić, Sam wiedziała, że tu nikt by nawet się nie zainteresował jej losem, chyba że kustosz muzeum, gdyby przez tydzień nie pojawiła się w pracy… Przykre. Maya skinęła ochoczo głową. - Dobrze. Proponuję też, jutro rano… albo każdego ranka będziemy do siebie pisać albo dzwonić. Może uda nam się na tą listę zapisać jeszcze coś istotnego. A po za tym, będziemy pewne, że i u jednej i u drugiej wszystko jest dobrze. Co ty na to? Sam kiwnęła głową. - Ten plan brzmi sensownie. Dobrze. Będziemy mogły porównać nasze spostrzeżenia już na spokojnie. - skwitowała czarnowłosa. - Nie chcę nadwyrężać już twojej gościny. Myślę, że najważniejsze kwestie już jak na razie omówiłyśmy… - Samantha wzięła jakiś ołówek i zanotowała na kartce z wcześniejszymi notatkami Mayi swój adres. Jej pismo było bardzo regularne, eleganckie, pełne zaokrąglonych liter. - Dziękuję, że przyjechałaś - odparła Maya gdy tylko Sam skończyła pisać. Zabrała kartkę i zaczęła składać ją dla pomniejszenia rozmiaru. Po chwili wstała i udała się wraz z nią w stronę regału. Maya najwyraźniej miała zamiar ukryć ślady istnienia takiej kartki poprzez wciśnięcie jej gdzieś między książki. Sam zerknęła na regał z książkami. Wstała i zerknęła po tytułach - Może zamiast między nie, włożyć ją do którejś z nich? Wybierz jakiś tytuł, którego wiesz, że nikt raczej nie weźmie. - zaproponowała i wiodła wzrokiem po kolekcji na półce. Było tu sporo romansideł, a wśród nich masa książek dotyczących tańca. Historie tańca, różne rodzaje tańców, opowieści związane z tańcem, biografie tancerzy. Wiele książek dotyczyło języka chińskiego w stopniu podstawowym i średnio zaawansowanym. Mniejszość stanowiły te dotyczące masażów, medytacji, psychologii, psychiatrii. Sam mogły przewinąć się też tytuły związane z “mózgowym porażeniem dziecięcym”. - Więc nie między ani do żadnego romansidła. Lea lubi je wyczytywać. Może tu… - dziewczyna wzięła do ręki jedną z książek. Sam mogła zauważyć, że jest to po prostu Władca Pierścieni Tolkiena, jedyna książka z tego gatunku jaka była na półce. - Tego nikt w tym domu nie tknie. Samantha przeglądała tytuły romansideł (też kilka ma w swojej biblioteczce), a potem przebiegła wzrokiem po całej reszcie. Cóż za... Interesująca kompilacja zawarta na jednej półce. A potem zerknęła na wybór Mayi i zaśmiała się cicho - Intrygujący wybór. No dobrze. Jeśli tu to będzie bezpieczne to w porządku. - nie miała zamiaru wypytywać kobiety o życie prywatne, w końcu to byłoby nieuprzejme. Skończyła się przyglądać książkom, po czym zerknęła z lekkim uśmiechem na Mayę - To jak nam poszła twoja rozmowa o pracę? I jak wyjaśnimy moje ewentualne przyszłe odwiedziny? - zapytała z lekkim uśmiechem. Maya zaczęła chować już kartkę do Władcy Pierścieni gdy z ust Sam padło to ostatnie pytanie. Spowalniając znacznie swoje ruchy spojrzała na nią z zakłopotaniem. - Eeeeeeeeeeeemmmm… - zaczęła elokwentnie - nie wiem. Nie zastanawiałam się nad tym… hmmm… - dziewczyna podrapała się w zamyśleniu po głowie. Sam uniosła brew i skrzyżowała ręce pod biustem - Nie zaplanowałaś tego zbyt szczegółowo, hmm? A chociaż jaką pracę bym ci miała załatwić? Coś? - dopytywała i jednocześnie intensywnie zastanawiała się. Zaczęła krążyć to tu to tam, myśląc. - No nie - przyznała Maya odnoście szczegółowości planu. - Ale myślę, że Lea nie będzie drążyła zbytnio tematu. Wiec… chyba nie musimy się tym zadręczać. A nikomu innemu nie mówiłam - powiedziała, kolejny raz unikając odpowiedzi na pytanie “jaką pracę”. Sam była dość bystra, by ten fakt odnotować. Zmrużyła nieco oczy, z miną ‘wiem że nie chcesz mi powiedzieć’, ale tylko kiwnęła głową. - No dobrze, jeśli coś, zrzucę to na ciebie. A tymczasem… Powinnam się zbierać do siebie. Może spróbuję odpocząć i dowiedzieć się czegoś więcej o tej nocnej eskapadzie… - Czarnowłosa zaczęła ubierać swoją kurtkę i zgarnęła niewielką, elegancką torbę. - Jeśli coś się stanie, albo wpadnie ci do głowy, śmiało dzwoń. - dodała jeszcze, zanim zaczęły opuszczać pomieszczenie. - Dobrze, jakby co dam znać - odpowiedziała jej Maya odprowadzając ją najpierw do drzwi wyjściowych z pokoju. Ton głosu i spuszczona głowa sugerował, że czuła się winna… albo po prostu czuła się źle pozostawiając między nimi to malutkie niedopowiedzenie. Ale po prostu wstydziła się przyznać eleganckiej Sam co robiła na co dzień… no, a raczej “na co noc”. - I ty również - dodała kładąc dłoń na klamce by wypuścić Sam na korytarz mieszkania. Sam wróciła do swojego samochodu i odpaliła, ruszając do siebie. Miała mętlik w głowie. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Trochę cieszyła się, że nie jest w tym wszystkim sama, ale nadal wizja tego całego realizmu snów wydawała jej się dość niepokojąca. Gdy wróciła do siebie, wybijała trzecia godzina od momentu pobudki. Sam zajęła się swoimi sprawami. Trochę posprzątała, a potem przysiadła do komputera i zaczęła szukać jakichś informacji na temat tego wszystkiego...
__________________ If I had a tail I'd own the night If I had a tail I'd swat the flies... | |
09-10-2016, 22:21 | #43 |
Reputacja: 1 | Melissa i Jayden cz 1 / 2 Dziewczyna otworzyła oczy. Chwilę wpatrywała się w sufit pozwalając swojej świadomości, by obudziła się. Usiadła i owinęła się kołdrą, którą była przykryta. Badawczo rozejrzała się po pomieszczeniu, po sobie. Z obawą stwierdziła, że była tu sama. Za to jej strój... ubrana była dokładnie tak jak w tym śnie z fretką i mgłą odzianą w zbroję. Od razu zaczęła ją ogarniać panika. Gorączkowo starała się sobie wyjaśnić co tu robi. - Jay! - krzyknęła w końcu wystraszona Melissa i jeszcze bardziej otuliła się kołdrą, aż po same uszy. I nim zdążyła na poważnie zacząć panikować wezwany pojawił się w drzwiach pokoju. Nagle trybiki w głowie Lisy zaczęły pracować. Dziewczyna westchnęła przeciągle zdając sobie nagle sprawę z tego gdzie jest. W sypialni Jaydena. "No tak, musiał mi się urwać film..." przeszło jej przez myśl i od razu poczuła się głupio z powodu ataku paniki. - Ja pierdolę... - jęknęła Liss na własną głupotę. Zdała sobie sprawę, że to wszystko, co pamiętała, to musiał być tylko sen, porąbany, ale tylko sen. Nie było żadnej Madyson, żadnych fretek, ani tym bardziej zbroi na mgle. Tylko jej wybujała fantazja. - Ale mi się głupoty śniły... - powiedziała, podnosząc wzrok na Jaydena. A patrzył on na nią jakby pierwszy raz widział ją jak klnie... Racja, pierwszy raz przeklęła w jego towarzystwie. Przeklinać zdarzało jej się tylko w bardzo wyjątkowych sytuacjach, jak na przykład wtedy, gdy myślała, że skaleczyła dłoń ubabraną krwią narkomana. Lisa zignorowała odgłos wiadomości dobiegający z jej telefonu. - Liss… - powiedział z ulgą i złapał się za czoło, jakby bolała go głowa. - Uh, chyba nie tobie jednej - dodał i zerknął w stronę salonu, z którego wcześniej dobiegał dźwięk jego komórki. Również nie kwapił się do sprawdzenia wiadomości, którą musiał właśnie dostać. - Dobrze… dobrze się czujesz? - zapytał, podchodząc parę kroków do kobiety i przyklękając na podłodze przed łóżkiem. Przyglądał się jej tak jakoś podejrzanie, wyraźnie zamyślony. Jakby przypominał sobie coś i próbował umiejscowić ich w jakiejś sytuacji. Melissa uniosła brew w zdziwieniu, gdy Jay wyznał że on również nie spał najlepiej, natomiast pytanie o jej samopoczucie sprawiło, że westchnęła ciężko. Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią - Pewnie stres z całego tygodnia w końcu mnie dopadł - stwierdziła kręcąc głową. Wyciągając ramiona spod kołdry, przeciągnęła się i zakryła usta dłonią, gdy ziewnęła. Po chwili znów cała przykryła się bardzo szczelnie. - Nie no, na początku miałam przyjemny sen, ale drugi był dziwaczny - naburmuszyła się. - Chyba nie powinnam była pić - mruknęła i podniosła spojrzenie na mężczyznę. - Trzeba było mnie zostawić na kanapie - powiedziała i uśmiechnęła się lekko do Jaya. Jay przyglądał się jeszcze przez chwilę. W końcu jednak pokręcił głową i parsknął, jakby nabijając się ze swoich myśli. - Przestań. Nie po to wymieniałem pościel po twoim przyjściu, żebym to ja w niej spał - uśmiechnął się i wstał z podłogi, otrzepując kolana. - Ta, też miałem dwa sny, ale w sumie już nie mogę być pewien… To było chore - westchnął i założył ręce na piersi. - Idę o zakład, że naszą wyobraźnię rozbujał ten głupi Hellraiser. Melissa uśmiechnęła się do niego ciepło. Wyraźnie rozpogodziła ją ta jego gościnność. - Nie - pokręciła głową. - Ten pierwszy sen był bardzo przyjemny, nie wiem jakim cudem mógł mi się przyśnić po tym filmie - zaśmiała się lekko i wydawało się, że jeszcze coś powie w tym temacie, ale chyba ugryzła się w język. - Za to ten drugi już na pewno przyśnił mi się przez tamten horror, był po prostu chory - naburmuszyła się. -Mgła w zbroi, fretka przewodnik i trupia głowa pod łóżkiem... Straszne głupoty - po tych słowach wyprostowała się i usiadła na brzegu łóżka. - To może zrobię śniadanie? - zaproponowała wstając. Jayden zamarł na chwilę w bezruchu. Spojrzał na kobietę jak na wariatkę i rozdziawił usta jak ryba. Zaraz się jednak zmiarkował i potrząsnął głową, wracając do normalnej miny. - Nie… nie trzeba. Zajmę się tym - powiedział z nutką zmieszania w głowie i obracając się na pięcie, wyszedł z pokoju. Skierował się prosto do aneksu kuchennego i jeszcze raz obrzucił spojrzeniem burdel, jaki panował w salonie. To dziwne, ale wieczorem wydawało mu się, że miał tam większy porządek. Widocznie światło dzienne odkryło przed nim mroki tego pomieszczenia. Podszedł do blatu i otworzył chlebak. Wyjął z niego zaczęty bochenek. Przyjrzał mu się uważnie, a następnie postukał pięścią. Chleb wydał z siebie głuchy dźwięk, jakby drożdże pomyliły swoją życiową rolę i wyrosły na kamień. Jay skrzywił się i odłożył go z powrotem. - Mogą być płatki z mlekiem? - zawołał, odwracając głowę w stronę przejścia. Lisa wyszła za nim z sypialni. Przyglądała mu się uważnie, bo jego reakcja na jej propozycję, była dziwna. Wzruszyła jednak ramionami. - Jay, oboje dobrze wiemy, że ja to zrobię lepiej - odparła i zaczęła zaglądać do kuchennych szafek. - Najwyżej, jeśli chcesz się przydać, to wyślę cię z listą na zakupy - mrugnęła do niego. - No chyba, że znajdziesz dwa jajka, a mleko będzie w lepszym stanie niż ten chleb, to zrobię naleśniki - zaproponowała wyciągając miskę i woreczek mąki z szafki na blat. Jay spojrzał zaskoczony na woreczek mąki, jakby nie spodziewając się go zastać w tym mieszkaniu. - Chyba… chyba ostatnio kupowałem mleko - odparł niepewnie i zajrzał do lodówki. Po chwili wyjął z niej jeszcze nie otwarty karton z nadrukiem dzbana z mlekiem oraz małą wytłoczkę na jakieś tuzin jajek. Jakiejś połowy już brakowało. - Mam tylko tyle - oznajmił, kładąc przedmioty obok mąki. Lisa na szybko sprawdziła termin przydatności składników i gdy te okazały się być w porządku, w ruch poszły narzędzia. Co prawda były prymitywne w porównaniu z tym, co miała w domu, ale dobry kucharz i bez udogodnień potrafi sobie poradzić. Zawsze to było większe wyzwanie, kiedy zamiast robota kuchennego, miało się ręczną ubijaczkę. - Podaj mi proszę patelnię - powiedziała, w międzyczasie mieszała wszystko w miseczce, a proporcje zdecydowanie wyznaczała metodą "na oko". - Przydał by się syrop klonowy - dodała spoglądając na Jaydena. - Poradzisz sobie, że smażeniem? Sama chętnie w tym czasie wzięła bym prysznic. - Syrop klonowy? - zapytał głupio, sięgając do dolnej szafki po patelnię, którą przekazał Liss. - Eee… może mam. Sam już nie wiem, co trzymam w tych szafkach - odpowiedział i przeszukał inny region umeblowania jego kuchni. Po chwili grzebania i wyjęciu dwóch puszeczek z jakimś smarem, wreszcie wydobył mały słoiczek z czymś o barwie miodu. - Nada się? - spytał, podsuwając jej pojemniczek pod nos. Poszukiwania trwały na tyle długo, że Melissa, pomimo trudności, zdążyła wyrobić ciasto na naleśniki. Wystarczyło już tylko je sprawdzić. Lisa umoczyła palec w zawartości miski po czym uniosła nieco nad powierzchnię, sprawdzając jej konsystencję, przyglądając się fachowym okiem, jak ciasto skapuje do miseczki. Na koniec uniosła palec do ust. Oblizała dokładnie, smakując masę naleśnikową w zamyśleniu ,zastanawiając się co jeszcze dodać. Spojrzała wtedy na Jaya, który podsunął słoiczek z syropem, na który zaraz skierowała wzrok. - Powinno wystarczyć - powiedziała z uśmiechem, gdy wyciągnęła już palec z ust. Mężczyzna znieruchomiał na chwilę ze słoikiem w dłoni, przyglądając się Liss oblizującej palec. Po chwili konsternacji odchrząknął i oddał dziewczynie trzymane w dłoni naczynie. - Ok… okej, to ja się zajmę tym smażeniem. Chyba tyle będę potrafił zrobić - odparł, drapiąc się z tyłu po głowie. - Łazienka jest Twoja. Chcesz ręcznik? Lisa pokręciła głową. - Nie, mam swój - odparła otwierając słoiczek. Przyjrzała się zawartości, nieufnie powąchała i wzruszyła ramionami na znak, że z syropem jest wszystko w porządku. - Dobra tylko nie spal nam śniadania - powiedziała z rozbawieniem w głosie. Odeszła od kuchennego blatu i skierowała się w kierunku wyjścia z mieszkania, gdzie na wieszaku, obok drzwi, wisiała jej torba. Wzięła ją całą i udała się do łazienki, gdzie po zamknięciu za sobą drzwi, przekręciła kluczyk, by je zablokować od środka. Jayden poczekał, aż Melissa zniknie w łazience. Kiedy został sam w kuchni, oparł się pośladkami i ladę przetarł dłońmi twarz oraz włosy. Westchnął głęboko i odchylił głowę. - Zasrane kurczaki - mruknął z wyrzutem, jakby oskarżał wspomniane jedzenie o przygody, których doznał we śnie. - Ja po MIT. Dobre sobie - uśmiechnął się krzywo i zerknął w stronę okna. Nagle coś go ruszyło i prędko przebiegł na drugi koniec pokoju, przyklejając się do szyby. Wyglądał czegoś z wielkim zaangażowaniem. - Wciąż tam jesteś, mały - odetchnął z ulgą, widząc, że jego Mustang nadal stoi pod blokiem. Auto nie było aż tyle warte, jednak co niektórzy kolekcjonerzy mogli dać za niego niezłą sumkę. Dlatego Jay nigdy nie parkował nim pod blokiem, tylko chował do wynajętego garażu przecznicę dalej. Jak widać, tej nocy anioł stróż czuwał nad… - … Pan Czarnuszek - powiedział głucho i zmrużył oczy, jakby zaskoczony, że te słowa opuściły jego usta. Jayden przymknął powieki i oparł czoło o szybę. - Sen. Głupi sen. Zaraz o nim zapomnisz. - Odepchnął się od okna i już bardziej rozluźniony odwrócił się w stronę kuchni. - Kurwa! - wrzasnął i jak poparzony skoczył do palnika, by zdjąć naleśniki z ognia. Jak w salonie był spory bałagan, tak w łazience panował względny porządek. Choć nie wykluczone, że to wrażenie wywołane było jedynie tym, że w mieszkaniu był tylko jeden domownik będący do tego mężczyzną. A faceci nie używali za wielu kosmetyków. Nawet żel do mycia mieli do ciała i do włosów. Dla kobiety było to nie do pomyślenia. Łazienka była małym pomieszczeniem i mieściła się tu jedynie mała umywalka, toaleta, mała wisząca obok lustra szafka oraz narożny prysznic. Melissa wyciągnęła z torebki swoje kosmetyki, ubranie na przebranie, ręcznik i gumkę do włosów. Tą ostatnią związała swoje długie, sięgające za ramiona blond włosy, tak by ściśle przylegały do głowy. Rozebrała się, włączyła wodę w kabinie i opłukała ją pierwszymi strumieniami z prysznica. - Od razu lepiej - mruknęła z zadowoleniem, gdy weszła pod prysznic i gorąca woda zaczęła obmywać jej ciało. Choć mogła by tak zostać na dłużej, to wiedziała, że nie może za długo zostawić Jaya samego z naleśnikami. Była dość głodna, więc zależało jej na tym śniadaniu. Uśmiechnęła się lekko na wspomnienie pierwszego snu, którego w przeciwieństwie do drugiego, nie wypierała z pamięci. Owszem był dziwny, ale podobał jej się. - Przecież nawet nie jestem w jego typie - pokręciła głową bezsilnie. Nie tracąc więcej czasu na kontemplowanie nad sensem istnienia, czy sensem tego snu, sięgnęła po swój, pachnący różą, krem do mycia ciała. Namydliła się nim i następnie spłukała. Jak chciała, to potrafiła szybko się wyszykować, więc już po chwili wyszła i po wytarciu się, założyła na siebie nowe ubranie. Wyprostowała się, przed lustrem przeczesała włosy i na koniec zapakowała wszystko do torby, zostawiając jedynie ręcznik przewieszony przez mały kaloryfer. Odblokowała drzwi i otworzyła je. - I jak sobie poradziłeś? - zapytała idąc przez salon. Brak zapachu spalenizny był obiecujący. W kuchni wszystko było gotowe. Naleśniki w różnym stopniu przypieczenia (ale nie spalenia) i słoiczek syropu. - Ładnie - skomentowała Lisa siadając do stołu. Oparła się łokciami o blat. - Było blisko - bąknął Jayden, ale zaraz się uśmiechnął i podsunął Teksance jej talerz. - Ładnie pachniesz - wypalił, będąc pochylony nad stołem. Szybko jednak posadził się z powrotem na swoje miejsce i nałożył sobie naleśnika. - Eee, dzięki... - odparła nieco zawstydzona komplementem. Zaraz, żeby nie dać po sobie poznać, że jest zmieszana, sięgnęła ku naleśnikom, że niby na nich skupiła się jej uwaga. Nałożyła sobie na talerz dwa, nożem rozsmarowała na nich syrop i spróbowała pierwszy kawałek. - Przydałaby się jeszcze wanilia - stwierdziła, gdy przełknęła ten kęs. Dokładnie tego nie brakowało naleśnikom z jej snu. Mechanik już prawie przekroił swój pierwszy kawałek naleśnika, kiedy słowa Liss zatrzymały go w wykonywaniu tej czynności. Uniósł wzrok na dziewczynę, robiąc przy tym skonsternowaną minę. - Chyba nie ma co liczyć na takie rarytasy w moim zbiorze - wzruszył ramionami i uśmiechnął się przepraszająco. - Mogę… mogę szybko podskoczyć do spożywczego pod blokiem - zaproponował. - Oj, tak tylko mówię - uśmiechnęła się do niego. - Cudów wymagam tylko od swojej kuchni - dodała rozbawiona jego przeprosinami. - To co, masz już jakieś plany na dziś? - zapytała wbijając spojrzenie w naleśnik, który dzióbała widelcem. - Co dzisiaj jest… sobota? - zastanowił się, przeżuwając naleśnika. Zerknął w stronę okna i milczał przez chwilę. - Agustin niby dzisiaj coś organizuje... ale chyba sobie odpuszczę. Powinienem się spotkać z Brianem i spytać o nową robotę... - westchnął, uprzednio połykając kolejny kęs. - Czyli to definitywny koniec z kurczakami chińczyka? - spytała dla pewności. Jay pracę zmieniał jak rękawiczki, więc Lisa nie wyglądała, jakby miała go zacząć z tego powodu pocieszać. - Może powinieneś poszukać pracy w jakimś serwisie samochodowym? - zasugerowała i zaraz wetknęła sobie kolejny kęs do ust. - I tak za nimi nie przepadałem - machnął ręką w temacie pana Mao. Na wspomnienie serwisu spuścił wzrok na talerz i zaczął w nim dzióbać. - Samochody to moje hobby. I tym powinno zostać - odparł bez humoru. - Brian na pewno coś dla mnie będzie miał. - Tak, pewnie będzie miał, tym razem zamiast kurczaków będzie to wegański bar sałatkowy - parsknęła śmiechem. Dla Teksanki żywienie się samą zieleniną było nie do pomyślenia, a istnienie takich restauracji czystą głupotą. - Zrobię herbaty - Melissa wstała z krzesła i ruszyła do kuchennej szafki. Wyjęła dwa kubki, wrzuciła do nich torebki Liptona i wstawiła czajnik na gaz, choć prawdę mówiąc, ta herbata to i w zimnej wodzie potrafiła się "zaparzyć". Wróciła do stołu. - A nie wolałbyś dla odmiany lubić swoją pracę? - uśmiechnęła się zadziornie. - Masz fach w ręku i nie przesadzę jak powiem że posiadasz duży talent - dodała z uznaniem w głosie, a na jej twarzy zagościł ciepły uśmiech. Jayden dojadł ostatni kawałek naleśnika i odsunął od siebie talerz, rozpierając się na krześle. - Praca nie jest od tego, by ją lubić - odparł gorzko i wyłożywszy dłoń na stół, zastukał palcami w zamyśleniu, zerkając w bok na komodę, gdzie wczorajszego wieczora położył telefon. - Chłopaki już się chyba do mnie dobijają. Poczekaj chwilę, tylko zobaczę, czego chcą - powiedział i zbierając swój talerz, wstał od stołu. Odłożył brudne naczynie do zlewu, a następnie podszedł do komody. Sięgnął po smartfona i odblokował ekran. Tuż po przeczytaniu wiadomości, którą otrzymał, zachwiał się lekko na nogach i oparł o mebel. Jego twarz pobladła, a źrenice w oczach rozszerzyły się. - To jest kurwa jakiś żart... - powiedział zmieszany. Gwizd jaki zaczął wydawać z siebie czajnik zagłuszył przekleństwo niczym cenzura w programie telewizyjnym wpuszczanym w piśmie porannym. Melissa wstała od stołu by zalać wrzątkiem kubki. - Bzdura - prychnęła odstawiając czajnik na kuchenkę. - Gdybyś miał pracę, która sprawia ci przyjemności to w końcu przestał byś je ciągle zmieniać - wyciągnęła cukiernice i posłodziła zarówno sobie jak herbatę Jaya. - No i w takiej pracy łatwiej by ci było się starać - dodała spoglądając na niego. - Coś się stało? - zapytała na koniec Lisa widząc jego minę. Nie wyglądała, żeby się tym jakoś przejęła - Ten pierwszy sen… - zaczął mężczyzna, wyraźnie odczuwając napięcie i ignorując cały świat dookoła. - Liss… o czym był? - Eeee - dziewczyna znieruchomiała słysząc jego pytanie. - Takie tam… - nieco zarumieniła się. - Nic ciekawego - machnę ręką. Spojrzała na kubek z herbatą, który nagle wydał się być wielce interesujący i zaraz go pochwyciła. Od razu wróciła do stołu. - Kumple się odezwali? - zapytała zmieniając temat. - Liss, ja nie żartuję - powiedział i gwałtownie podszedł do stołu, opierając się o blat. Położył na nim odblokowany telefon z wyświetloną wiadomością od Apostoła. - Jaki był pierwszy sen, proszę. - O co ci chodzi? - wypaliła nie rozumiejąc jego zachowania. - To był bardzo osobisty sen - dodała pokrętnie. Ale spojrzała w dół, na jego telefon. I natychmiast pobladła. Powoli i jakby z obawą podniosła wzrok na Jaydena. - Co to ma być? - zapytała już całkiem zdezorientowana. - Ty mi powiedz - odparł, zwieszając głowę. [i]- Muszę wiedzieć, czy ty też tam byłaś. Proszę. Powiedz mi po prostu, że oszalałem. - Gdzie miałam być? - zmrużyła oczy przyglądając się Jaydenowi wnikliwie. - W śnie? ... W Bostonie? - wypaliła na koniec. - Boston… - powtórzył, unosząc wzrok i zastanawiając się intensywnie. - Byłaś tam ze mną? Byliśmy tam sami? Melissa spłonęła rumieńcem. - Byliśmy razem... Do czego ty zmierzasz?! - zirytowała się. - Muszę… muszę wiedzieć, czy mieliśmy ten sam sen. W ten sposób upewnię się, czy to tylko moje urojenia, czy… - nie dokończył, próbując uchwycić wzrok Liss. - To może sam mi o tym opowiesz... - Lisa odwróciła spojrzenie wbijając je w kubek z herbatą, który zaraz objęła dłońmi jakby chcąc przejąc na siebie jego ciepło. W jej wzroku bardzo wyraźnie widoczne było rosnące zaniepokojenie. Jay westchnął i usiadł za stołem, naprzeciwko dziewczyny. Sam również, by odwrócić uwagę, zajął się stukaniem palcami o blat i spoglądaniem gdzieś w bok. - W tym pierwszym śnie… - zaczął cicho po chwili milczenia. - Byliśmy razem. Ale tak razem… rozumiesz? - zapytał trochę speszony i przygryzł dolną wargę. Po chwili wahania sięgnął po swój kubek z herbatą i upił malutki łyk wrzątku. - I była jeszcze ta mała, blondwłosa dziewczynka… - uciął, ponownie przystawiając usta do kubka. Lisa zastukała paznokciami o ściankę kubka. Wydawać by się mogło że była jeszcze bardziej czerwona niż chwilę temu. - Miała na imię Maddy? - wydusiła z siebie przez zaciśnięte gardło, nie patrząc na Jaydena. Ręka mechanika zadrżała, kiedy trzymał naczynie w dłoni, przez co oblał się trochę wrzątkiem. Syknął i odstawił kubek na stół. Uniósł od razu dłoń, jakby chciał powstrzymać Liss, w razie, gdyby ta próbowała mu się rzucić na pomoc. Dobrze ją już znał. - Maddy Blackleaf. Byłaś tam, prawda? Ale jak to możliwe?! - spojrzał na nią rozgorączkowany. - Przecież… przecież… to nie mogło być prawdziwe! Melissa rzeczywiście już chciała iść z pomocą Jayowi, ale powstrzymała się. Za to skuliła się w sobie, gdy ten wypowiedział imię i nazwisko dziewczynki. - Nie wiem Jay... Nie mam pojęcia, jak możesz wiedzieć o moim śnie... - odparła mocno zawstydzona. - Jakim cudem mogliśmy śnić to samo... - puściła kubek, oparła się łokciami o blat stołu i skryła twarz w ciepłych dłoniach. - O Boże…
__________________ "Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory" Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn Ostatnio edytowane przez Mag : 09-10-2016 o 22:34. |
09-10-2016, 23:11 | #44 |
Reputacja: 1 | Jessica wyciągnęła komórkę i spojrzała na wyświetlacz. Pięknie, pięknie… „Że niby gdzie?” odpisała. Telefon zabrzęczał w odpowiedzi, wyświetlając krótki komunikat: “Nie można wysłać wiadomości. Adresat nie istnieje”. Pięknie, kurwa, pięknie. Zapowiada się wspaniały dzień. Zadźwięczała dyskretna głośna melodyjka przy drzwiach, Jessica podniosła się z krzesła i otworzyła. Kelner w śnieżnobiałej koszuli ukłonił się, a potem zapytał - Mogę wejść, Ma’dm? Wskazała – oszołomiona nieco – kuchnię, mężczyzna postawił tacę, potem uniósł czaszę, znów się ukłonił i wyszedł. Wdusiła przycisk na ekspresie do kawy, a potem oparła się o blat szafki, wpatrując w tacę. Może powinna jej zrobić zdjęcie? Takich śniadań nie robili w knajpie za rogiem… Nawet w jej – jednej z lepszych – dzielnic. Z jakiegoś powodu Komendant kazał przysłać jej śniadanie. Oczywiście, odniosła wczoraj sukces tym niemniej.. to było dość niezwykłe. Wydłubała coś, co wyglądało jak kawałek arbuza i wsunęła do ust. Niezłe, choć arbuz okazał się ryba, a ona miała raczej ochotę na naleśniki, ale coś robić…Usiadła z kawą nad tacą. Dobra, ogarnij się Jess. Piwo grapefruitowe nie powoduje takich odjazdów. 4 lata w więzieniu, jaskinie i sm-y od nieznanych adresatów… Spojrzała na komórkę – wiadomość nadal tam była. Musi pogadać z Brunonem.. a może zacząć od rezonansu i tomografii? Choć ten sms… Ktoś ją wkręcał. Z jakiegoś powodu, jakiś świr postanowił ją prześladować. Dosypał czegoś do jej drinka.. Nie rezonans, ale krew! Trzeba działać metodycznie. Sięgnęła po komórkę i wybrała numer kolegi z posterunku. - Hej, tu Jessica. … - Tak, sława mi uderzyła do głowy, wracając zwinęłam kilku baseballistów i teraz robimy orgię. … - Dobra, dobra.. to trzecie by nie wyszło, jest ich za mało. Skup się teraz, mam sprawę. Potrzebuję sprawdzić jeden numer. – przedyktowała. - Wyświetla mi ‘adresat nieznany”. Jak nie da rady w systemie, to przywiozę komórkę, może technicy coś wykopią. Dzięki, daj mi znać. … - Oczywiście, wpisuję cię jako pierwszego na listę na następną orgię. Tylko o żonie nie zapomnij. Na razie. Spróbowała czegoś, co wyglądało jak purée z marchewki. Ohyda. Dopiero potem pomyślała, ze może na badaniach powinna być na czczo. W sumie toksykologii chyba nie… Zjadła kawałek omletu, który okazał się sernikiem. Lub czymś na ten kształt. Dobra, dość tych eksperymentów kulinarnych. Weszła pod prysznic, ubrała się, umalowała. Wystawiła tacę z drzwi, portier ją potem zabierze. Zjechała na dół, zamówiła crepes z borówkami w knajpie za rogiem, jedząc umówiła się na lunch z Brunonem i badanie w klinice. Zamówiła taksówkę i podała adres kliniki. Już jadąc wpadła na jeszcze jedne pomysł – wyciągnęła komórkę i znów zadzwoniła na Posterunek. - Masz coś? – dopytała. – Mam jeszcze trzy nazwiska do sprawdzenia: Samantha Zanders Maya Moore i Mirabel Brown. To ostatnia powinna być na liście osadzonych w Queensboro. Dzięki.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
09-10-2016, 23:25 | #45 |
Administrator Reputacja: 1 | Znajomy sufit, znajome łóżko, znajoma kobieta... rozpychająca się w tym łóżku w znajomy sposób. Niestety, nim zdążył się nią po raz kolejny nacieszyć, Natalie zerwała się jak oparzona i pobiegła do kuchni. Przy okazji pokazując to i owo, które to rzeczy w przedziwny sposób skojarzyły się Williamowi z napaloną cheerleaderką i cycatą dżinniją z sejmitarem czy też jataganem w dłoni. Paskudny sen, pomyślał, zadowolony z tego, że znajduje się we własnym łóżku i nie musi się szykować do szkoły, gdzie (być może) czeka na niego wściekła cheerleaderka, sugerująca, że mają romans. Widać nawet we śnie trzymał się pewnych zasad, skoro nie zaciągnął jej do jednej z pracowni i nie zademonstrował, do czego może służyć stolik czy biurko. Zamyślił się nad tym, co by powiedziała Natalie, gdyby się dowiedziała, że nawet we śnie był jej wierny i o mały włos nie zdołałby złapać telefonu, który rzuciła mu dziewczyna. - Miga? Pomiga i przestanie - odparł, po czym umieścił telefon pod łóżkiem. - Leż tu i nie przeszkadzaj. - Nie trzymam słonia w mieszkaniu - nawiązał do wcześniejszej wypowiedzi Natalie - ale za to mam pyszną pieczeń. I sos. I ryż. W dziesięć minut będziemy mieli wspaniałą ucztę. Wstał i, nie przejmując się względami przyzwoitości, poszedł do kuchni. W końcu byli sami, w mieszkaniu było ciepło, a przygotowania do jedzenia można było sobie przecież urozmaicić. Ryż, jakby nie było, mógł się gotować bez nadzoru. * * * Dobre pół godziny później byli już po śniadaniu, chociaż Willa co rusz rozpraszały wyłaniające się spod rozpiętej koszuli piersi Natalie. Widok zdecydowanie bardziej apetyczny, niż najpyszniejsza potrawa (czego nie zamierzał mówić ani swej towarzyszce przy stole, ani też autorce śniadania). - Stęskniłem się za tobą - powiedział (po raz kolejny) przytulając się do Natalie (też po raz kolejny). - Zauważyłam... - W kwaśnym na pozór tonie dało się słyszeć wyraźne rozbawienie. - O mały włos zrobiłaby się nam zupa ryżowa. - Teraz też można bez problemu dostrzec stopień tej tęsknoty - dodała. * * * Telefon odegrał znaną melodyjkę. Nawet najukochańsza siostra powinna lepiej wybierać chwile, w których będzie bratu zawracać głowę... Z drugiej strony - a nuż siostrzyczka stęskniła się za (połowie swoim) zacisznym gniazdkiem? Miała do tego niezbywalne prawo, nie mówiąc już o tym, że godzina wcale nie była taka wczesna. Co prawda Natalie nie miałaby nic przeciwko temu, by Will odebrał... Ba, z pewnością zrobiłaby z tego dodatkowy element igraszek, ale Will wolał nie wciągać siostry do swych łóżkowych zabaw, nawet przez telefon. * * * Will spróbował dokonać rzeczy dość trudnej - nie wypuszczając z ramion Natalie wyciągnąć spod łóżka telefon, wrzucony tam tuż po przebudzeniu. - Cześć, Liso - powiedział, ponownie zakopując się pod grubym kocem. - Pozdrowienia od Natalie - dodał. Poczuł, jak dłoń dziewczyny powoli zaczyna wędrować po jego udzie. - Stęskniłaś się za domkiem? - spytał. - Hey! - odezwała się młodsza z rodzeństwa Waggoner, a w jej głosie był nad wyraz duży entuzjazm i zadowolenie, zupełnie jakby poczuła ulgę, że słyszy brata. - Nie, znaczy... Eh... - zapadła chwila ciszy. - Wiem, że zabrzmię dziwnie, ale czy przypadkiem dziś nie śniła ci się... podróż do Bostonu? - No... - Will zawahał się. - No tak, śniła mi się. Męcząca dość. Skąd wiesz? Jeszcze ci tego nie opowiadałem. Czekałem, aż wrócisz. Nie odpowiedziała mu od razu. - A później była mgła w zbroi, prawda? - Mgła. Jakaś zbroja też była - odpowiedział zaskoczonym tonem. - Ty w tym śnie mieszkałeś nadal w Teksasie, byłeś nauczycielem informatyki - ciągnęła dalej Melissa. - Nie poznawałeś tego miejsca a jednak wydawało się znajome, prawda? - Zgiń, przepadnij... To nie do ciebie - zabrzmiało dużo ciszej. - To też wiesz? - mówił dalej normalnym tonem. - Nie jesteśmy bliźniętami, żeby się nam śniło to samo... - Will, to nie tylko mi się śniło to samo. Jay też miał ten sen - odparła bardzo rozemocjonowana. - I chyba jest więcej takich osób, pamiętasz tamte kobiety? Co wyglądały jak zjawy? Rozmawiałeś z nimi. - Jay? A skąd to wiesz? - Jestem u niego… - Chcesz powiedzieć, że spędziłaś z nim noc? - W głosie Willa mieszało się zaskoczenie z zainteresowaniem. - Z Jayem? - upewnił się. - U niego - odparła mocno akcentując, a w jej tonie mógł się doszukać oburzenia jego insynuacją. - Dostałeś SMS-a od Apostoła? - szybko wróciła do tematu. - Coś mi tam pomrugało, ale miałem ciekawsze zajęcia. Poza tym od jakiegoś czasu nie odbieram anonimowych wiadomości. To reklama, to naciągacz... Ostatnio była jakaś wróżka. Od tej chwili usuwam wszystko, jak leci. A czego chciał? Czuł, jak powoli opuszcza go dobry humor. Sen to jedno, ten sam sen u kilku osób, to już całkiem inna historia. Mniej zabawna, chociaż z pewnością badziej interesująca. - Zaraz ci wszystko opowiem. - Najwyraźniej nie było to przeznaczone do uszu Lisy, bo było powiedziane znacznie ciszej. - Tylko jej o tym nie mów! - przestrzegła go siostra. - Jeszcze pomyśli, że oszaleliśmy. - Daj spokój... Najwyżej się troszkę ponabija. Obieca mi, że nic z tego nie dostanie się do prasy i to wystarczy - zapewnił ją Will. - Poza tym to nie wchodzi w zakres jej zawodowych zainteresowań. - Eh... Nie bierzesz tego na poważnie, co? - odparła z niezadowoleniem Lisa. - Tego... snu? - upewnił się Will. - Mam nadzieję, że to przejaw nieznanych jeszcze nauce właściwości ludzkiego mózgu. A jeśli nie... To co zamierzasz z tym zrobić? Usłyszał ciężkie westchnięcie w słuchawce. - Nie wiem, nie mam pojęcia... Może masz rację... Może to tylko dziwny zbieg okoliczności, jakieś kosmiczne oddziaływanie faz księżyca - ostatnie Melissa wypowiedziała z wyraźną ironią. - Pogadamy pewnie jak wrócę. Będę wieczorem - stwierdziła na koniec, już z rezygnacją w głosie. - Może jednak wcześniej? Co prawda połowa pieczeni zniknęła, ale prócz tego mamy jeszcze lodówkę pełną różnych różności? - zaproponował Will. - Will, wiem co mamy w lodówce - odparła z lekkim rozbawieniem. - Będę wieczorem, muszę sobie to wszystko poukładać w głowie, a ty masz przecież gościa - dodała. - Po prostu... Nie zasypiaj, zanim nie wrócę, ok? - Z pewnością nie będziesz nam przeszkadzać. Natalie chętnie się z tobą zobaczy. Chce wymienić z tobą poglądy na temat moich wad. A, jeszcze jedno... może wpłyniesz na Jaya, żeby się nie zachowywał jak idiota? W takich snach, znaczy się? - Tak... Trochę go poniosło z tym lustrem - mruknęła. - Zobaczymy czy coś zdziałam - westchnęła. - Pozdrów Nat i powiedz jej, że uważam, że ma najlepszego faceta pod słońcem! - powiedziała z rozbawieniem w głosie. - Wyściskam ją przecież jeszcze dziś. - Przekażę. Będziemy czekać z wystawną kolacją, jak przystało na powrót marnotrawnej siostry - zażartował Will. - Bez tej marnotrawnej siostry nie miałbyś tej kolacji - sarknęła Lisa. - To pa! - Pa. Marudo - dodał, chociaż Lisa nie mogła już tego usłyszeć. Wyłączony telefon wylądował na podłodze, a Natalie wylądowała na Willu. - Opowiesz z dobrej i nieprzymuszonej woli, o co chodzi, czy mam to z ciebie wydusić? - spytała. Wydusić z siebie Will zapewne nie dałby ani słowa, ale może spojrzenie kogoś nie zaangażowanego bezpośrednio w te całe sny wniosłoby coś ciekawego? A jeśli Natalie stwierdzi, że oszalał? Jako że nie należała do rodziny, nie mogła go wysłać do New York State Psychiatric Institute... - Dla ułatwienia nazwijmy to snem - zaczął. Opowiedział o niespodziewanej pobudce na farmie, w sobotni ranek, o rozmowie z Lisą, o wystawie w szkole, wspomniał o Clarze Guajardo (co Natalie skwitowała pełnym wątpliwości spojrzeniem), a potem o podróży do Bostonu, która zakończyła się drzemką w taksówce i (nie wiedzieć czemu) pobudką w wielkim łożu, z Melissą i Jayem. - Opowiedz to psychiatrze, a dowiesz się o swych skłonnościach kazirodczych i niezrealizowanym pragnieniu seksu grupowego - stwierdziła Natalie, które to słowa Will z kolei skwitował spojrzeniem dość ponurym. - Jasne, jasne, wyśmiewaj się. Zabiorę cię ze sobą, do takiego snu, i sama zobaczysz - odparł. Wspomniał o cycatej dżinniji, położywszy jednak nacisk nie na zakryte paroma tylko centymetrami kwadratowymi materiału atrybuty, a na ostry sejmitar (tym razem Natalie, na szczęście, nie przedstawiła swych seksualnych skojarzeń), o pytaniu, a potem o jaskini, spotkaniu innych graczy - z przewagą tych płci pięknej (harem ci się marzy - powiedziała bezgłośnie Natalie), rozmowie ze zbroją, która kazała się zwać Apostołem, oraz o dalszej wędrówce i rozmowach z pozostałymi osobami, wciągniętymi do gry. - Pamiętasz numer tego telefonu? - Kawałek tylko. - Następnym razem umówcie się gdzieś wszyscy. Na przykład w Tisserie albo Best Bagel and Coffee - zaproponowała. - Przewidujesz następny raz? - Will nie wydawał się zachwycony tą perspektywą. - Tak by wynikało z twojego opowiadania - odparła. - Ale nie martw się, przykuję cię do łóżka. Albo przywiążę. - I kto ma teraz erotyczne fantazje, co? - uśmiechnął się Will. Wzajemne położenie obu ciał (i związane z tym położeniem wrażenia wizualne i dotykowe) sprawiło, że na moment wyrzucił z głowy sprawę Apostoła i dziwnych przeżyć, zajmując się działalnością znacznie przyjemniejszą. - Stawiasz na zbiorową halucynację, sterowanie snem, kosmitów czy alternatywną rzeczywistość? - spytała po dłuższej (bardzo długiej) chwili. - Zapomniałaś dorzucić magię - odparł Will. - Nie wiem, jak ktoś mógł nam zrobić taki numer. Magia by była najlepszym wytłumaczeniem. - No i jeszcze magia... - Natalie pokręciła głową. - Skomplikowane. Biez wodki nie razbieriosz - dorzuciła powiedzenie, którego używał bodajże jej dziadek, który do Stanów dotarł przed laty z odległej Rosji. Na moment przymknęła oczy. - Wiesz, mam pomysł. - Wyskoczyła z łóżka, po raz kolejny przyciągając wzrok Willa pięknymi krągłościami. - Wstawaj, już! Czasami są ważniejsze sprawy niż łóżkowe przyjemności. Na ten temat Will mógłby podyskutować, ale akurat nie zamierzał się z nią spierać. - Chcesz się napić? - spytał uprzejmie, znacznie wolniej idąc w jej ślady. Natalie uniosła uczy ku niebu. - Pamiętasz imiona, nazwiska? - spytała, przystępując do czynności będącej odwrotnością striptizu. - Dwa, trzy - odparł. Przez moment przyglądał się dziewczynie, po czym również zaczął się ubierać. - Wiesz, że Lisa i Jay istnieją. Sprawdzimy, czy przynajmniej częściowo istnieje ten twój harem ze snu. Te twoje wszystkie one. - Jak? - Will spojrzał na nią zaskoczony. - Informatyk... - westchnęła. - Na jakim świecie ty żyjesz? Sprawdzimy je na facebook'u. Każdy ma konto na fejsie. - Ja nie mam - mruknął Will. - Czyli nie istniejesz. Jesteś zwykłą halucynacją. Z Samanthą Zanders, zamieszkałą w Nowym Jorku, nie było żadnych problemów. Dziewczyna miała swoje konto. - Poświęć się, załóż konto, wstaw fotkę, a potem do niej napisz. - Nie zważając na ponure spojrzenie Willa mówiła dalej. - Wszak ja nie będę do niej zagadywać. Wytłumaczę ci, co i jak trzeba zrobić. To proste. - Uśmiechnęła się nieco złośliwie. Było, więc po paru minutach Will wysłał zaproszenie, opisując okoliczności, w których się spotkali. Z Mayą był kłopot. Duży. Will nie znał jej nazwiska, a poszukiwanie według imienia zdało mu się szukaniem igły w stogu siana. Jako urodzony na farmie wiedział, że w stogu siana i większe od igły rzeczy mogły się schować. Maye w różnym wieku i różnych kolorach skóry ciągnęły się kilometrami. Ale wreszcie się udało. Maya Moore z Brooklynu umieściła kilka swoich fotek z córką, parę z fioletowowłosą przyjaciółką (zapewne), a parę kolejnych z blondynką. Była tam też jakaś niepełnosprawna dziewczynka. - Czy we śnie też się tak ubierała? - spytała Natalie. Nie dało się nie zauważyć, że stroje Mai były wyzywające i odsłaniały wiele z jej ciała. - Dokładnie. - Will skinął głową. - Ciekawe sny sobie zamawiasz. - W tonie Natalie zabrzmiała wyraźna kpina. - Pisz do niej, pisz. W wysłanej wiadomości Will wspomniał i o zagadkach, i o Apostole. Dyplomatycznie jednak nie poruszył sprawy chusteczki. - Jak się zwała ta cheerleaderka? Ta to z pewnością jest na bieżąco... - W Natalie obudziła się najwyraźniej żyłka dziennikarska i zamierzała doprowadzić sprawę do końca. - Clara Guajardo. - No to zobaczymy... Najpierw facebook, potem strona szkoły. Tym razem jednak poszukiwania nic nie dały. W tym świecie Clara Guajardo nie istniała. - Gdy się to wszystko skończy, to będzie z tego wspaniały materiał - stwierdziła. - Chcesz to opisać? - Will był nieco zaskoczony. - Gdzie i po co? - Jakieś opowiadanie czy coś... Tylko muszę sobie parę rzeczy zapisać. Zaanektowała komputer Willa, po czym oznajmiła: - No to opowiadaj raz jeszcze, od początku, ze szczegółami. A masz jeszcze tego SMS-a od Apostoła? - Cwaniaczek - powiedział Will, gdy próba dotarcia do nadawcy się nie powiodła. - Pokombinował pewnie z jakąś bramką internetową lub włamał się na jakiś serwer. Te dzisiejsze zabezpieczenia... - Albo to magia - uprzejmie zasugerowała Natalie. - No to opowiadaj. Ostatnio edytowane przez Kerm : 10-10-2016 o 14:54. |
10-10-2016, 11:37 | #46 | ||||
Reputacja: 1 | Dotąd Jennifer nie wiedziała, że ciało ludzkie ma aż tyle nocyceptorów, że potrafi odczuwać aż tyle bólu naraz. No dobrze, wiedziała, zdarzało jej się już doprowadzać do takiego stanu. Ale sądziła, że ten etap życia ma już za sobą, że jest dorosła i odpowiedzialna, że zna swoje granice. Rzeczywistość jednak pokazała, że wystarczy chcica i odrobina odrzucenia i poważna pani redaktor poważnego wydawnictwa przeistaczała się w głupią siksę. Noż kurwa!
__________________ W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć. Ostatnio edytowane przez echidna : 10-10-2016 o 12:53. | ||||
10-10-2016, 14:16 | #47 |
Reputacja: 1 | Melissa i Jayden cz 2 / 2 Jayden położył prawą dłoń na blacie i wpatrywał się w nią z uwagą. To w tę rękę skaleczył się, będąc w pierwszej alternatywnej rzeczywistości. Rozbite lustro pozostawiło na jego dłoni wyraźne nacięcie. Gdyby Jay był w tamtym świecie naprawdę, rana powinna zostać na jego ciele również tutaj, prawda?
__________________ "Pulvis et umbra sumus" Ostatnio edytowane przez MTM : 10-10-2016 o 14:48. |
24-10-2016, 15:19 | #48 | ||||||
Reputacja: 1 | Maya Moore Maya nie miała czasu na dalsze rozmyślania, bo Emma zdecydowanie domagała się jej uwagi i przede wszystkim pomocy w zadaniu domowym. Pochyliła się nad ramieniem córeczki, chłonąc jej zapach i jednocześnie czując jak ciepło i spokój rozlewają się po jej całym ciele. Pierwszy raz od dłuższego czasu udało jej się zapomnieć o dziwnym strachu, który towarzyszył jej odkąd obudziła się… tam. TAM było w pewnym sensie dobre, Charlotte była zdrową licealistką, która przekomarzała się i klęła, a matka była spokojniejsza, bardziej zadbana, pewna siebie. Były cuda i spełnione marzenia. Ale nie było Emmy. Jej własnego, personalnego cudu. Jej największego i najwspanialszego dokonania. Pod wpływem impulsu pocałowana córeczkę w odsłonięty kawałek szyi. - Mamoooo, przeszkadzasz! - ofuknęła ja dziewczynka. W tej samej chwili telefon Mayi zadźwięczał, informując ją o kolejnym smsie. Niejako z obawą, sięgnęła po niego, głęboko wciągając powietrze. Cytat:
Samantha Zanders Samantha opierała końcówkę długopisu na dolnej wardze, od czasu do czasu przygryzając metalową skuwkę. Jej poszukiwania, mimo tego, że i tak spodziewała się wielkiego zera były ogromnym rozczarowaniem. Jeszcze pół godziny temu, wpisując w Google frazę “impreza znak exit” liczyła, że znajdzie cokolwiek, choćby drobne naprowadzenie. Zalała ją jednak fala grafik, skupiająca się na słowie “exit”. Po połączeniu tego z “plama krwi obraz” dostała jeszcze większe śmieci. Dołączanie, przestawianie i kasowanie słów z zagadek również w niczym jej nie pomogło. Dziewczyna miała ochotę wyrzucić swój komputer przez okno, jednak kilka głębszych oddechów ją uspokoiło. Telefon zawibrował, informując Sam o nowym smsie. Jej serce zabiło szybciej, kiedy sięgała po smartfona, a przeczucie okazało się słuszne. Cytat:
Jennifer Jones Jessica ochlapała twarz wodą i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Nie wyglądała jak ona. To znaczy fizycznie tak, oczywiście. Tak jej jeszcze nie pokręciło. Miewała również gorszego kaca oraz wory pod oczami. Ale tym razem wszystko było bardziej... ostre. Minimalne zmarszczki wokół oczu zrobiły się wyraźniejsze, a drobne plamki żółci wokół jej źrenicy jakby bardziej intensywne. Przygryzła wargę, próbując powstrzymać narastające w niej emocje. Kiedy jej komórka dźwięcznie poinformowała ją o kolejnym smsie, prawie krzyknęła przestraszona. Nie, to co się z nią działo, też nie było normalne. Przez chwilę miała nawet wrażenie, że stoi obok i patrzy z dystansem na zupełnie obcą osobę, a nie na… siebie. Sięgnęła po telefon, czując, jak robi się jej niedobrze - nie wiedziała, czy to alkohol jeszcze dawał się we znaki, czy może to był po prostu... strach? Cytat:
Melissa Waggoner i Jayden Blackleaf Nie, nie było smażalni ryb, ani latarni, ani Montauk. Był za to dymiący samochód stojący częściowo na chodniku pod kamienicami na Brooklynie. - Do jasnej cholery - zaklął Jay, próbując się ponownie pochylić nad otwartą maską. - Nie ogarniam, przecież wypieściłem go ostatnio bardzo. Nie powinno nic dać nam takich… objawów. Ja pieprzę! Melissa z jednej strony miała ochotę się rozpłakać, z drugiej szaleńczo zaśmiać. Jechała na wycieczkę. Z Jay’em. Który śnił, czy tam przeżył, to samo co ona. Tak jakby to miał być jakiś jeden, wielki, świecący znak. Ale zamiast szansy na rozmowę, na wspólny odpoczynek, dostała… no właśnie. Mieli na spokojnie nad wszystkim się zastanowić, odciąć od szaleństwa, które ich próbowało “dopaść”, albo już w sumie “dopadło”. Czy wzięli w ogóle pod uwagę fakt, że może zatruli się we trójkę - ona, Will i Jay czymś? Może to wszystko było jednym wielkim nieporozumieniem? Opierała się o skrzynkę pocztową, patrząc na ten smutny obrazek - Jay’a wściekającego się w ciszy na samego siebie. Oczywiście, że podejrzewał swoje zaniedbanie, oczywiście, że był spięty, widziała to w sposobie w jakim nosił w tej chwili ramiona. - Może wezwę jakąś pomoc drogową, co? - Domyślała się, że Jay się nie zgodzi, ale stwierdziła, że powie cokolwiek, dla samego faktu mówienia. Mężczyzna albo udał, albo rzeczywiście nie usłyszał jej pytania. William Waggoner Trzeźwe podejście do sprawy drugiej, niezaangażowanej w wydarzenia i zaufanej osoby zdecydowanie poprawiło humor Williamowi. Przecież na wszystko dało się znaleźć racjonalne wytłumaczenie, prawda? Symultaniczne sny, dziwne przeżycia, przecież nawet tę dziewczynę z facebooka, tę Mayę, można było wytłumaczyć - może gdzieś ją widział, albo o niej słyszał i wszystko powędrowało do jego “snów”. - Chyba dostałeś wiadomość na facebooku - zauważyła Natalie, przerywając opowieść Will’a. Oboje pochylili się ku ekranowi komputera. Kobieta miała rację, na koncie Willa świeciła się znana ikonka, a wiadomość w skrzynce odbiorczej była od Mayi Moore. Cytat:
Cytat:
Jessica Hoffman - Mam. Przesyłam ci na maila wyniki… co najmniej dziwne. Nazwiska sprawdzę na bieżąco, czekaj na linii. Jennifer w tym czasie podpięła do swojego smartfona zestaw słuchawkowy i pochylając się nad skrzynką odbiorcza i mailem, którego otrzymała, czekała. Cytat:
- Numer jest analizowany, ale na razie nic. Zanders, Moore mam. Moore siedziała w areszcie dobę za zakłócanie porządku, ma jakieś mandaty za prędkość, drobne pierdoły. Zanders czysta. Przesyłam adresy. Brown - nic. Mirabel w każdym razie. Jest jakiś Brown, Peter, osadzony, no ale nie Queensboro. To ma jakiś związek z twoją nową sprawą? Szukasz czegoś? Coś się dzieje? - mężczyzna zawiesił głos, czekając na odpowiedź Jennifer.
__________________ "First in, last out." Bridgeburners Ostatnio edytowane przez Morri : 28-10-2016 o 20:44. | ||||||
27-10-2016, 23:59 | #49 | ||||||||
Reputacja: 1 | Pierwsze co zwróciło uwagę Sam, to nieznany numer. A potem zawiesiła wzrok na zdjęciach i rozpoznała obraz, który widziała w pokoju dziecka sadysty Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Cytat:
Po tej wiadomości Samantha podniosła się od komputera, wcześniej wysyłając odpowiedź na pytanie Williama Waggonera. Spojrzała na zegarek i zamknęła laptop. Wzięła swoje dokumenty i telefon, po czym wysłała wiadomość do Mayi Cytat:
*** Wychodząc ze swojego osiedla oczom Sam ukazał się niecodzienny widok. Bo nie każdego popołudnia, opuszczając swój “rewir” widziała stojący na przeciwko niezwykle seksowny samochód, który nieco dymił spod maski oraz dwójkę wyglądających znajomo ludzi, którzy kręcili się wokół niego. Samantha przyjrzała się autu już trzymając w dłoni kluczyki do swojego Chevroleta Cruze i już miała skręcić by do niego podejść i wsiąść, gdy jej uwaga została zwrócona przez, najpierw niesamowity samochód, a potem dwójkę, która przy nim stała. Sam rzadko wierzyła w zbiegi okoliczności - No nie wierzę… - mruknęła. To jakiś żart? Miała pamięć fotograficzną, więc bez większego problemu zorientowała się, gdzie już widziała tych ludzi. Rozglądając się, żeby coś jej nie rozjechało, przeszła na drugą stronę ulicy, wkładając kluczki do torebki - Problemy z samochodem? - zapytała głośno, stając w pobliżu już po ich stronie. - Wiedziałem, żeby gnojka wstawić na noc do garażu. Zostawisz go tylko na chwilę na podjeździe, to zaraz mu coś odwala - Jayden pokręcił głową, zapierając się dłońmi o zderzak. Kiedy dosłyszał jakiś głos nadchodzący ze strony jezdni, przekrzywił głowę w kwaśnym grymasie. Zaraz jednak jego mimika zmieniła się z gniewnej i sfrustrowanej na w pełni zaskoczoną. - Ty… - zaczął zdumiony i wskazał kobietę, która do nich podeszła palcem. - To… to nie możliwe. Byłaś tam… - Jay spoglądał nieporadnie na Samanthę, co jakiś czas zerkając na Liss, jakby szukając w niej wsparcia. Melissa za to z początku wyglądała na zmartwioną, gdy z założonymi rękami wpatrywała się to w upartego Mustanga, który nie chciał słuchać swojego właściciela i postanowił po prostu odmówić współpracy na ten dzień, to na zezłoszczonego Jaydena. Awaria wozu nie ruszyła Lisy za wiele i w sumie było to dla niej całkiem zabawne zrządzenie losu, że akurat teraz się zepsuł - gdzie tuż przed ich wyjściem ona proponowała Blackleafowi opcjonalne udanie się do garażu i podłubanie w aucie dla sportu. Ale to, co ją tak naprawdę teraz martwiło to właśnie złość chłopaka, który w gniewie mógłby przecież zrobić coś głupiego. Panna Waggoner już gorączkowo rozmyślała o tym, co mu powiedzieć, by załagodzić sytuację - teraz nawet miała do siebie pretensje, że w ogóle wspomniała o pomocy drogowej, w końcu Jay nigdy nie chciał niczyjej pomocy, ale mina jej przyjaciela nagle się zmieniła. Melissa powiodła wzrokiem ku wskazanemu przez niego kierunku. Z początku wydawała się nie rozumieć o co mu chodzi, głównie przez to że nie miała za dobrej pamięci do twarzy. Lisa uniosła brew. Dopiero dłuższe przyglądanie się kobiecie sprawiło, że zaczynała poznawać. - Skądś ją kojarzę... - mruknęła pod nosem Melissa. - Znasz ją? - spojrzała na Jaya pytająco. Samantha popatrzyła najpierw na mężczyznę, który to z tego co pamiętała, drażnił się z tym całym Apostołem, a potem na towarzyszącą mu drobną kobietę. Ona sama była ubrana dość elegancko, ale w luźniejsze ubrania, niż miała w nocnej wizji - Niemożliwe to jest to, że stoicie przed osiedlem, na którym mieszkam. Praktycznie tuż obok mojego samochodu. Kiedy ja chwilę temu wspomniałam innej z osób o tym, że trzeba będzie wszystkich poszukać. - skomentowała czarnowłosa i odgarnęła niesforny kosmyk włosów za ucho, uśmiechając się lekko. Szczęście, czy coś, czego powinni się obawiać? Kobieta zerknęła na Mustanga - Piękne auto, swoją drogą. - skomentowała i podeszła bliżej, wyciągając dłoń w celu poprawnego przedstawienia się - Jestem Samantha Zanders. - wypaliła uprzejmie do Jaya, ale i zerknęła na Melissę. Blondynka zmarszczyła lekko brwi przypatrując się nieufnie obcej kobiecie, która tak po prostu bez powodu im się przedstawia. No i dla Lisy, Samantha nie wyglądała z ubioru przynajmniej na kogoś, komu mogą się podobać muscle cars. Spojrzała na jej własne auto i zdawać się mogło, że ono tylko utwierdziło Teksankę w pierwszym wrażeniu. - Nie rozumiem o co pani chodzi - odparła jej Melissa, od której dało się wyczuć niechęć względem Zanders. Jay zerknął na Liss zaskoczony, ale tylko pokręcił głową i uścisnął dłoń kobiety, starając się przy tym, by nie robić tego za mocno. - Jayden. Jayden Blackleaf - odparł, wpatrując się Samanthcie w oczy. Dostrzegając, że uścisk trwa już zdecydowanie za długo, cofnął rękę i oparł się o zderzak Mustanga, wciąż nie spuszczając kobiety z pola widzenia. Za to towarzysząca mu blondynka nie przedstawiła się i jedynie uważnie przyglądała obojgu. - Ostatnio napotykam same niemożliwości - dodał po chwili. Samantha zerknęła na Melissę - Rozumiem, że pani nie kojarzy… Już tłumaczę. Spotkaliśmy się dziś w nocy u Apostoła. I zbieg okoliczności chciał, że właśnie wybierałam się rozwiązać kolejną zagadkę związaną z tym tematem, a potem na spotkanie z panem Williamem Waggonerem, kiedy wasz samochód odmówił posłuszeństwa, akurat tu. Czy sytuacja została już nieco rozjaśniona? - wytłumaczyła czarnowłosa na spokojnie. Zerknęła na Mustanga, a potem na Jaydena i znów na kobietę, po czym w typowym dla siebie odruchu, przechyliła się i skrzyżowała ręce pod biustem. O ile z początku blondynka patrzyła na Zanders z nieufnością i może nawet z pewną dozą wrogości, to wyjaśnienia Samanthy wprowadziło Melissę w mocną konsternację. Dodatkowo wspomnienie jej brata nawet sprawiło, że strach zagościł na twarzy Teksanki. - Oh, to ty byłaś jedną z tych kobiet zjaw... - mruknęła niewyraźnie Lisa, która w śnie nie zwracała na nie uwagi, kryjąc się za plecami Willa i Jaya. Jayden podrapał się po brodzie w zamyśleniu. Zerknął jeszcze raz pod maskę swojego wiernego samochodu i westchnął. - Czyli to nie był sen. Zakładam więc porwanie i odurzenie narkotykami - mruknął do siebie. Zaraz się jednak ożywił i popatrzył po kobietach. - Jeśli ty byłaś prawdziwa, tak samo jak my, to może powinniśmy odnaleźć pozostałych uczestników tamtej szopki. Mogą wiedzieć coś więcej na ten temat - zaproponował. Sam widząc, że Melissa nieco zeszła z tonu, na jej mruknięcie kiwnęła tylko głową - Dla mnie, to wy byliście zjawami. Tymczasem, spotkałam się już z jedną osobą, która tam była. Z tego co ustaliłyśmy, jeśli nas ktoś porwał, to zrobił to tylko z naszymi umysłami, ponieważ nasze ciała fizycznie nigdzie się nie ruszyły. Co brzmi niesamowicie surrealistycznie. - czarnowłosa zmarszczyła lekko brwi i mruknęła cicho w zamyśleniu - Szukałam więcej informacji w internecie. Zamiast jednak w internecie, napisał do mnie jakiś podejrzany numer, sugerując wycieczkę do Muzeum Sztuki Nowoczesnej. A że jest w pobliżu miejsca, gdzie ma się odbyć spotkanie z panem Williamem, właśnie się tam wybierałam. A wy nie na to spotkanie? Bo jeśli tak, to mogę was zgarnąć, a najwyżej twój wóz zostawicie na moim miejscu parkingowym, żeby go potem zgarnąć do mechanika. - zaproponowała Samantha. Oczywiście, uszanuje, jeśli oboje mają jakieś inne plany. - A więc są jeszcze inni… - powiedział do siebie Jay i pokiwał głową. - Muzeum Sztuki Nowoczesnej? Dlaczego akurat to miejsce? - zastanowił się i wyjął z kieszeni swój telefon. - Nie dostałem takiej wiadomości, chociaż jeszcze rano dostaliśmy SMS’a od tego cholernego Apostoła - powiedział i zerknął na Melissę. - Może twój brat będzie coś wiedział - zastanowił się i wrócił spojrzeniem do Samanth’y. - To nie będzie koniecznie. To nie pierwszy raz, kiedy mnie zawiódł. Wiem, jak się nim zająć. Liss wzruszyła ramionami i spojrzała na kobietę. - Skoro i tak jesteś umówiona z Willem, to po prostu... Spotkajmy się tam gdzie wy planowaliście się spotkać. My w międzyczasie rozruszamy go - skinieniem głowy wskazała czarne auto, zaraz też skierowała wzrok na Jaya. - Dym poszedł, ale to nie był zapach oleju wylewającego się z uszczelki pod głowicą - zauważyła. - Może to coś z chłodnicą? Może termostat się zablokował i wystarczy w niego postukać, auto wystygnie i będzie można jechać dalej... - zasugerowała uśmiechając się do mężczyzny przyjaźnie. Wtem rozbrzmiała przytłumiona melodyjka w rytmie country. Dobiegała z kieszeni kurtki Melissy, która od razu sięgnęła tam dłonią wyciągając telefon. - O wilku mowa. To Will - oznajmiła po czym, odruchowo oddaliła się od obojga by odebrać połączenie. Samantha kiwnęła głową - Ja również dostałam wiadomość od Apostoła… Potem byłam porozmawiać z inną z obecnych tam kobiet. Gdy wróciłam i zaczęłam szukać informacji w internecie, nagle dostałam wiadomość z obrazem… Który był zawieszony w pokoju, gdzie ocknęłam się tuż przed znalezieniem się w sali u Apostoła. Dostałam wskazówkę, by udać się do Muzeum. Więc chcę się tam wybrać przed spotkaniem… - Panna Zanders przyjrzała się dwójce. Najwyraźniej sami znali się nieźle na tym samochodzie. I najwyraźniej nie potrzebowali jej pomocy. Sam widząc, że kobieta odbiera telefon, zerknęła na Jaydena - Mogę wam w takim razie ewentualnie zostawić numer telefonu, tak na zaś. Skoro dacie sobie tu radę… - zaproponowała. Mina Jaydena mówiła sama za siebie, że jest zdeterminowany, by samochód naprawić własnoręcznie. Zerknął na Liss i podszedł bliżej Samanth’y, by nie przeszkadzać tamtej w rozmowie. - Hm, z tego co pamiętam, Will zbierał wtedy wasze kontakty. Cóż, ja wtedy zachowałem się bardziej instynktownie i postanowiłem się stamtąd jak najszybciej zmyć. Wiesz… wtedy jeszcze nie wierzyłem, że jest to realne - odparł trochę skruszony, jakby uświadamiając sobie, że może nie musiał wtedy zignorować tamtych kobiet. No ale wtedy liczyło się tylko to, by wyciągnąć stamtąd Melissę. - Dobry pomysł. Podaj, zapiszę numer - dodał, wyciągając z kieszeni swój smartfon i odpalając książkę telefoniczną. Samantha uśmiechnęła się do niego pocieszająco. To nic dziwnego. Zależało mu w końcu, żeby wyciągnąć siebie i swoją dziewczynę z tego koszmaru, no nie? Przynajmniej tak oceniła jego postawę ze snu. Sam sprawnie podyktowała mu swój numer i jeszcze raz zerknęła w kierunku rozmawiającej przez telefon dziewczyny - W porządku, w takim razie widzimy się na spotkaniu. William wspominał o Tisserie za godzinę. A więc, do rychłego… - czarnowłosa, elegancka panna pożegnała mężczyznę, kiwnęła głową do Melissy, czy widziała, czy nie, po czym odwróciła się i ruszyła do swojego auta. Miała nadzieję, że to nie jakiś dzień dziwnych zbiegów okoliczności i jej samochód odpali. Zaraz po ulicy rozniósł się przyjemny pomruk Chevrolet’a i ciemnogranatowy samochód wyjechał z miejsca parkingowego, by po jakiejś chwili skręcić na najbliższym skrzyżowaniu i zniknąć im z pola widzenia. *** Samantha, po znalezieniu miejsca parkingowego, szybkim krokiem dostała się do środka Muzeum i podeszła do informacji, żeby zorientować się, czy są tu te obrazy. - Dzień dobry, w czym mogę służyć - zagaił rozmowę młody chłopaczek, z przylizanymi włosami oraz zdecydowanie za szerokim uśmiechem, kiedy Sam tylko zbliżyła się do jego kontuaru. Sam uśmiechnęła się do niego uprzejmie - Witam. Poszukuję konkretnych dzieł, czy mógłby mi pan pomóc? - zapytała, po czym wyciągnęła telefon i odgrzebała wiadomość z obrazami, by mu je pokazać. Młodzieniec stropił się nieco, patrząc w telefon Sam. Sapnął, odwrócił wzrok w komputer i jak szalony zaczął kręcić kółkiem swojej myszy. - Eee, nie kojarzę rzeczonych obrazów proszę pani ale zaraz ee… spróbuję coś tutaj. Tak. Znaleźć, zobaczymy. Dziewczyna mogła zauważyć, że chłopak pochylał się coraz bardziej ku swojemu monitorowi, jakby miało mu to ułatwić poszukiwania i prawie opierał się po chwili czołem o ekran. - To są eee… no. To są jakieś niedawne kolekcje? - zapytał, ściągając brwi w niemalże prostą, poziomą linię. Samantha obserwowała chłopaka i jego coraz bardziej tężejącą minę. Nie wróżyło to dla jej poszukiwań zbyt dobrze. Sama zerknęła na sms, po czym na chłopaka za biurkiem - Może spróbuj w bazie dopiero dostarczonych, a jeśli nie, to w archiwizacji, o ile masz do tego dostęp. Nie wiem jak to u was działa w systemie. Jak nie tak, to powiedz mi chociaż gdzie znajdują się ostatnio otwarte wystawy, przejdę się, może sama na coś wpadnę. - mówiła rzeczowym tonem, w końcu znała się na tym. Tymczasem wzięła telefon przed nos i napisała sms, do tajemniczego numeru Cytat:
A chłopak obsługujący stanowisko speszył się rzeczowym tonem Sam, nadal gorączkowo przeszukując swoje zasoby. - MAM! JEDEN MAM - niemal krzyknął, obracając ku Samanthcie swój ekran. “Krwawa” plama nie była dostępna na żadnej wystawie, znajdowała się za to w archiwum zasobów muzeum. Autorem był Christopher Wool, ale nazwisko kompletnie z niczym jej się nie kojarzyło. - Może niech pani pójdzie do panny van der Belt - zaczął ponownie młodzieniec, wykładając przed Samanthą wizytówkę oraz plastikową kartę. - Z tą kartą proszę iść na drugie piętro, przyłożyć w windzie do czytnika najlepiej i potem zapytać o pannę van der Belt. Ona może pomóc bardziej. Sam ucieszyła się. Widząc obraz, którego szukała kiwnęła głową. Przyjęła wskazówkę do kogo ma się zgłosić i wzięła kartę - Dobrze. Dziękuję bardzo za pomoc. - pożegnała młodzieńca i ruszyła, gdzie wskazał jej się udać. Może uda jej się czegoś więcej dowiedzieć, nim uda się do kawiarni. Była zadowolona z takiej opcji. Winda sprawiała wrażenie niezwykle sterylnej i niepokojąco… estetycznej. Muzeum niewątpliwie bawiło się w aromatyzowanie powietrza specjalnymi mieszankami, które pewnie miały wprawiać zwiedzających w bardziej kontemplacyjny nastrój. Z głośników rzecz jasna dobiegała cicha, chilloutowa muzyka, ale Sam nie miała czasu zastanawiać się i nad tym. Szybko przeszła przez rozsunięte drzwi i stanęła w przestronnym holu. Po prawej i lewej miała drzwi prowadzące do dalszych sal. ‘Typowo’ - skwitowała w myślach stan windy, zapach i muzykę. Zwykle nie miła okazji obserwować tego nietypowego procesu ‘nastrajania’ z praktycznej strony. Kiedy znalazła się na korytarz z drzwiami, najpierw zerknęła na te po prawej, a potem na te po lewej. Po czym wybrała te po lewej, podeszła i zapukała w nie ręką. Drzwi zachęcająco uchyliły się z cichutkim skrzypnięciem. Samantha popchnęła je ręką, nie wciskając do środka głowy. Za dużo razy widziała filmy z Indianą, żeby wiedzieć, że wsadzanie głowy przodem, zwykle kończy się ciężkim uderzeniem zza nich. Najpierw popatrzyła co dostrzegła jeszcze tam nie wchodząc. Poza gładką, marmurową podłogą oraz jedną drewnianą nogą od gabloty, nie zauważyła jednak niczego szczególnego, ani również nic nie ruszało się w zasięgu jej wzroku. - Halo? Jest tam kto? - Sam zawołała do środka, przytrzymując drzwi. Odpowiedziała jedynie cisza. Tylko na granicy jej słuchu, udało jej się jednak usłyszeć cichuteńki szelest. Samantha dosłyszała charakterystyczny szelest. Zmarszczyła brwi i zawołała jeszcze raz, pytając czy ktoś tam jest. No przecież słyszała, że jest. Może więc miał ten ktoś słuchawki w uszach? Zajrzała ostrożnie, spoglądając w lewo. Nagle przed twarzą Sam pojawiła się urękawiczniona dłoń, która złapała ją za żakiet i pociągnęła do przodu. Postać rzuciła ją w stronę gabloty, nieco łukiem, tak, że kobieta oparła się ciężko, boleśnie brzuchem o drewno i szkło. Czarnowłosa odwróciła się powoli, tylko po to, żeby zobaczyć jedną rzecz tuż przed swoim nosem. Samantha zachłysnęła się powietrzem, które uderzenie w gablotę natychmiast z niej wydusiło. Przestraszona odwróciła się, by zobaczyć broń. W pierwszym więc odruchu zachłysnęła się znów, odwróciła głowę na bok i zaciskając powieki podniosła ręce w górę w typowej pozie błagającego o nie strzelanie, nie mogąc wydusić ni litery. Była całkowicie spięta i wcisnęła się tyłem w gablotę, jakby to mogło ją uratować. - No to po co tu wlazłaś głupia dziwko? - zapytał mężczyzna, widząc zachowanie dziewczyny, jednak nie opuszczając broni. Sam zadrżały dłonie, ale odrobinę odwróciła głowę w stronę napastnika, tylko tyle by spojrzeć - Szuk… - wydukała, po czym przełknęła ślinę i ponowiła próbę odpowiedzi - ...van der Belt. - odpowiedziała zaraz, zachrypniętym ze strachu tonem. - No ja też szukałem! I co?! NIE MA! - machnął pistoletem tuż przed głową sam, niemal opierając lufę na jej czole, nadal uniemożliwiając jej podniesienie wzroku. Czarnowłosa nie spojrzała więc na niego. Zaczęła tylko bardziej drżeć i przełykała nerwowo ślinę - M...może… miała… tu być… może jest… gdzieś indziej… drugie drzwi… a-albo gdzieś… - mówiła bardzo cicho i jej głos też drżał. Dobry Boże, w co ona się najlepszego wpakowała?! Przecież miała tylko zapytać o obrazy… Nic więcej, potem pojechać na kawę, poznać tamtych… A teraz co? Kolana jej już dygotały. - Acha, no nie pomyślałem o tym - mężczyzna znowu poruszył bronią. Sam usłyszała kliknięcie, a palec mężczyzny mocno nacisnął na spust. - Ojej, przepraszam. - Usłyszała zamiast wystrzału. - Nigdy nie mam magazynku - oznajmił konspiracyjnym szeptem, odsuwając od jej twarzy broń i wkładając ją sobie za pasek różowej koszulki. Samantha podniosła głowę i po raz pierwszy zobaczyła rozmawiającego z nią mężczyznę, który do tego groził jej nienaładowaną bronią i zwyzywał. Krótką chwilę Sam dochodziła do siebie po tym, jak facet nacisnął na spust. NACISNĄŁ NA SPUST. Dobra, może i nie miał magazynku, ale DO CHOLERY JASNEJ! Kobieta patrzyła chwilę na jego broń, a potem przeniosła spojrzenie na jego twarz i wciągnęła powoli powietrze - Czy… Pana… Powaliło? - zapytała tak zimnym tonem, że gdyby była Elsą, to gość by zamarzł. Przyłożyła dłoń do czoła, jakby się bała, że z nerwów jej się czaszka rozpadnie i zaczęła wolniej oddychać. - Co to miało być?! - zapytała trochę bardziej żywszym i zirytowanym tonem. Wyprostowała się. Mężczyzna gwałtownie się odwrócił, rozglądając gorączkowo. - Jakiego pana powaliło?!?! Gdzie?! - spytał cicho, nie zauważywszy w pomieszczeniu nikogo innego. - To może oni znowu łażą - powiedział cichutko i powoli do Sam, poprawiając swoją czapeczkę. Widząc jednak, że dziewczyna nie rozumie, kontynuował. - No oni wiesz. Noszę czapeczkę, żeby mi nie czytali w myślach, jak tam na dole. ‘Mario, Boża rodzicielko, świr’ - pomyślała i dalej starała się uspokoić oddech. Zaatakował ją świr, z nienaładowaną... - Nie jestem świrem! - obruszył się głośno mężczyzna. Albo czytał w myślach, albo nie pierwszy raz widział taką mimikę u swojego rozmówcy. Sam doznała chwilowego zawieszenia. Zacisnęła usta w kreskę i wbiła w niego podejrzliwe spojrzenie. Jego czapeczka z… Folii od kanapek, czy czegoś tam wcale nie poprawiała jej zdania na jego temat. No dobra… Ok… Tylko go nie zdenerwować i będzie spoko. Wzięła wdech - Mówisz o kosmitach? - zapytała chcąc się upewnić, że jednak to świr i może nie groźny. Podenerwowanie spełzało z niej już całkiem. - Nie no, zwariowałaś?! - to było nawet trochę zabawne, prawdopodobny wariat sugerujący taki stan swojemu rozmówcy. - Kosmici? Skąd się urwałaś? Z jakiegoś zjazdu scjentologicznego? Demony. No tak, to zdecydowanie co innego niż kosmici. To poważna sprawa! Sam już kompletnie nic nie rozumiała… To teraz wariaci preferują sługi szatana, zamiast standardowego UFO? Cholera, jest nie na topie… Pokręciła głową i zmarszczyła brwi - Jakie demony. Skąd. Co… Po co szukałeś panny van der Belt? Jak się nazywasz? - zaczęła pytać. - Szukam obrazka. Wiem, że jest schowany. Szukam obrazka i przyjaciół. Mieliśmy się tu spotkać, ale zabłądziłem, bo byłem w Afryce. Mam na imię Collin, a ty? - zagaił, uśmiechając się szeroko. Czapka prawie zsunęła mu się z głowy, ale poprawił ją, spłaszczając ją bardziej po bokach wprawnymi ruchami. - Czekaj… Jakiego obrazka? - zapytała zaskoczona. To by się jakby pokrywało z jej celem pobytu tutaj. I miał się tu spotkać z przyjaciółmi? Co się tu u diabła działo? Potrzebowała pilnie informacji - Samantha - przedstawiła się krótko. - Kolorowego - doprecyzował z zadowoloną miną. - Ładne imię dla ładnej dziewczyny! - ucieszył się i wyglądało na to, że naprawdę szczerze. - Ale… że gdzie widziałeś ten obrazek? Nie. Dobra… Bo zaraz się pogubię… - zaczęła pytać, a potem skarciła sama siebie na głos. To było wszystko jakieś dziwne. - Ładnej, tak… Dlatego chwilę temu nazwałeś mnie dziwką? - zapytała ponownie zirytowanym głosem, posyłając mu nachmurzone spojrzenie. Collin zasłonił ręką na wpółotwarte usta. - Nie nazwałem tak! Bardzo nieładnie tak mówić! Samantha patrzyła na niego chwilę, po czym pokręciła głową - Tak czy inaczej… Chciałabym znaleźć tę kobietę. Trochę mi się spieszy. - poinformowała mężczyznę i wymijając go ruszyła w kierunku wyjścia i drugich drzwi. Collin podreptał za dziewczyną, niczym wierny pies za swoją panią, przecisnął się przez uchylone drzwi, szedł za nią przez korytarz i przeszedł przez drugie drzwi. W tym pomieszczeniu oczom Samanthy ukazały się stanowiska z komputerami i od razu można było stwierdzić, że było to biuro co najmniej kilku osób, w tej chwili jednak puste. Po krótkiej chwili kątem oka Sam zauważyła wchodzącego tuż za nią Collina, który zmarszczył nos, jakby przeszkadzał mu jakiś zapach. Sam rozejrzała się, szukając jakiejkolwiek żywej duszy, poza Collinem… Zerknęła na niego w końcu - Co jest? - zapytała widząc jego dziwną minę. - A nie, nic. Zamordowano tu kogoś parę lat temu - odpowiedział, podchodząc do jednego ze stanowisk i spoglądając nań, przekręcając głowę w zdziwieniu. Sam popatrzyła na niego z lekkim niedowierzaniem - Skąd ty to wiesz? - zapytała zdumionym tonem. - No widać i czuć - stwierdził, wzruszając ramionami. Czarnowłosa rozejrzała się po pomieszczeniu jeszcze raz, jakby szukając gdzieś napisu ‘zwłoki leżały tutaj’. Znowu pokręciła głową - Tak czy inaczej, tutaj też nie ma tej kobiety… Kurczę… - mruknęła do siebie i zaczęła się przechadzać, szukając czy któreś z miejsc pracy wygląda na niedawno używane. Jeden z komputerów szemrał cicho, a kiedy Sam ruszyła myszką, wyświetlił się zapraszający ekran logowania. Sam zerknęła, że jeden z komputerów jest odpalony na ekranie logowania, tak więc rozejrzała się, czy ostatnio korzystająca z niego osoba, nie miała zamiaru wrócić tu po jakieś swoje rzeczy. Kiedy jednak zorientowała się, że niczego tutaj nie ma, wyprostowała się. No cóż. Najwyraźniej dziś jej szczęście nie sprzyjało. Postanowiła więc pójść ponownie do pana w informacji. Zerknęła jeszcze na Collina - Miło było cię poznać Collinie. - powiedziała, PRAWIE z niewymuszoną uprzejmością i zamierzała opuścić pomieszczenie i udać się znów na dół. - Ciebie również Samantho! - odpowiedział Collin, szeroko się uśmiechając. Sam, gdy już zeszła na dół, udała się w kierunku punktu informacyjnego, gdzie wcześniej obsługiwał ją ten chłopaczek. W międzyczasie wyjęła telefon, by sprawdzić, która jest godzina i czy za mocno się nie spóźniła. Z ulgą zauważyła, że minęła dopiero godzina od wyjścia z domu, więc na pewno będzie miała jeszcze czas na dotarcie do kawiarni. Kiedy winda otworzyła się na parterze od razu przywitał ją uśmiech krążącego po holu ochroniarza oraz już zza kontuaru świecił do niej białymi zębami chłopaczek, który wcześniej ją obsługiwał. - Udało się pani?! - zapytał, nim jeszcze w ogóle zdążyła podejść do jego stanowiska.* To ją trochę zaskoczyło. Zerknęła najpierw na ochroniarza, a potem na chłopaka, unosząc lekko brew w górę, po czym ruszyła w jego kierunku - Nie, niestety tej panny nie było na górze… Gdy wróci, proszę jej przekazać, że była szukana i że na pewno zjawię się tu jeszcze raz bardzo niedługo… - zastanowiła się - Do której panna van der Belt zwykle zostaje w muzeum? Może dziś jeszcze będzie uchwytna, ale nieco później? - zapytała spokojnym tonem Sam. - Powinna być cały czas. Bo to jej dyżur. Ale na wizytówce, którą dałem, ma pani maila, proszę do niej napisać. - Zasugerował grzecznie, wyraźnie czekając na dalsze działanie Samanthy. Sam trochę ogłupiała. Czy kobieta wyszła do jakiejś toalety? Możliwe… W takim razie… Zerknęła przez ramię, a potem ponownie na pana z informacji. Nie miała już tyle czasu, postanowiła więc, że teraz pojedzie na spotkanie z Williamem, a potem najwyżej tu wróci - Dobrze, w takim razie napiszę. Dziękuję panu bardzo za pomoc i do ewentualnego zobaczenia. - powiedziała i ruszyła do wyjścia. Udała się do swojego samochodu. Wsiadła i ponownie wyciągnęła telefon. Odpaliła maila i napisała Cytat:
__________________ If I had a tail I'd own the night If I had a tail I'd swat the flies... | ||||||||
28-10-2016, 22:06 | #50 |
Reputacja: 1 | Lisa odsunęła telefon od ucha i rozłączyła się. Chwilę patrzyła na ekran po czym schowała Samsunga do kieszeni kurtki. Dziewczyna zwykle, gdy rozmawiała przez telefon nie zwracała uwagi na otoczenie, wiec gdy spojrzała w kierunku auta, dostrzegła już tylko jak Cruse Samanthy odjeżdża.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |