Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-10-2016, 16:17   #41
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Wizyta Samanthy u Mayi, część I

Nie minęły dwa uderzenie serca gdy drzwi otworzyły się. Stanęła w nich oczywiście Maya. Jej mocny makijaż tym razem nie był rozmazany ale ubranie było równie skąpe i pokazujące wiele kobiecych atutów co dnia poprzedniego. Nim czarnowłosa w ogóle się odezwała Sam mogła dostrzec jeszcze przelatującą za jej plecami około siedmioletnią dziewczynkę. Udając kto wie… samolot albo ptaka, wtargnęła do jakiegoś pomieszczenia po prawej stronie mieszkania.
- Wjedź proszę… - odparła Maya przesuwając się o krok w bok by Sam mogła swobodnie wejść przez drzwi. Po tym wskazała dłonią otwarte drzwi do pokoju po lewej stronie.

Samantha przyjrzała jej się z zaciekawieniem i jej spojrzenie mimo woli padło też na małego tuptusia za jej plecami, który zaraz zniknął jej z pola widzenia. Sam uśmiechnęła się lekko i kiwnęła głową wchodząc do środka. Zdjęła kurtkę i przewiesiła przez ramię
- Ładne mieszkanie. - skomentowała co zdążyła już zauważyć. Weszła do wskazanego pomieszczenia i rozejrzała się.

Pomieszczenie z pewnością można było nazwać “artystycznym”, bo artystyczne było pod wieloma względami: po pierwsze panował tu nieco chaotyczny nieład, po drugie umieszczone tu meble były staroświeckie, i tu w zależności od gustu nadawało to pomieszczeniu albo ciekawego wyrazu, albo świadczyło o niezbyt wielkiej zamożności właścicielki. O jedną ze ścian podparty był wielki materac na drewnianym stelażu. Gdyby opuścić go na podłogę z pewnością stanowiłby bardzo wygodne podwójne łóżko. Obok niego zaś umieszczono stylową skrzynię z tego samego drewna. Pachniało tu świeżym powietrzem wpuszczonym z dworu i nie do końca wywietrzonymi fajkami.
Maya wskazała Sam drugi kąt pokoju, gdzie stała sofa, fotel, dwie pufy i stół. Na półce pod stołem nie sposób było nie zauważyć zgrai kolorowych podręczników pierwszoklasisty i opartego o stół różowego plecaczka. W samym pomieszczeniu na półkach znajdowało się kilka zabawek i zdjęć: May z dziewczynką, którą Sam widziała przemykającą przez korytarz wejściowy.
- Dziękuję - odpowiedziała czarnowłosa z pewnym wahaniem w głosie. - Napijesz się czegoś? - zapytała podrapawszy się w zakłopotaniu po głowie. Stresowała się. Sama nie wiedziała czy bardziej eleganckim gościem w swoich skromnych progach, czy nadchodzącą rozmową… bo od czego tu zacząć? Od tego czy oby dwie zawarowały czy nie? A może od tego jak pozbyć się tego wariactwa? Czy lepiej od porównania swoich doświadczeń? Maya miała w głowie mały mętlik, ale pocieszała się myślą, że gdy obie usiądą i zaczną mówić, to jakoś to na pewno pójdzie.

Sam rozejrzała się po pokoju i doszła do wniosku, że w pewnym stopniu przypomina jej on miejsce, w którym się wychowała. To było dobre wspomnienie. Usiadła we wskazanym przez Mayę miejscu
- Herbatę, jeśli można prosić. Z jedną łyżką cukru. - Samantha odpowiedziała. Potem odczekała aż Maya znów się pojawi w pomieszczeniu. Co nastąpiło bardzo szybko, chociaż Maya wróciła bez herbaty, to było słychać, że w kuchni gotuje się woda. W tym czasie czarnowłosa dalej się po nim rozglądała. Zawiesiła wzrok na drugiej kobiecie
- To trochę problematyczna sytuacja, zwłaszcza, że takie rzeczy się po prostu normalnie nie dzieją… Robiłaś może coś konkretnego? Ja po prostu zasnęłam i znalazłam się… W niesamowitym miejscu. Uznałam je natychmiast za sen… W zasadzie do samego końca uważałam, że to coś co mi się uroiło… - pokręciła głową mówiąc i najwyraźniej nadal nie do końca dowierzając w to, co ją spotkało. A potem zawiesiła pytający wzrok na Mayi
- Wspominałaś o tym, że Apostoł do ciebie napisał… Jak brzmiała treść tej wiadomości? - kontynuowała. Miła przyjemny ton głosu, choć słychać w nim było pewnego stopnia napięcie.

Maya wyciągnęła z kieszeni telefon. Kliknęła kilka razy w ekranik, by zaraz przesunąć go w stronę Sam.
- Napisał tylko “jesteście?” - powiedziała, zaś Sam mogła to samo słowo zobaczyć wyświetlone na ekranie telefonu Mayi z podpisem “OD: Apostoł”.
- Ja też po prostu zasnęłam. Wcześniej piłam wino i oglądałam któryś tam raz Mamma Mia. - Maya przewróciła lekko oczami przy wymawianiu tytułu filmu. - Ale miejsce w którym się obudziłam… - dziewczyna zawahała się - sama nie wiem, czy było niesamowite. Było bardziej,... jakby… świat w którym wszystko potoczyło się inaczej. Na przykład, nie było w nim mojej córki Emmy jakby nigdy się nie urodziła, zaś jej ojciec najwyraźniej nigdy nie zginął w żadnym wypadku tylko dalej żył. - Rozłożyła przy tych słowach ręce jakby w geście bezsilności.

Samantha zrobiła zamyśloną minę, patrząc najpierw na sms od Apostoła, a potem przenosząc wzrok na Mayę i słuchając jej dalszych słów
- Ja tymczasem znalazłam się w dżungli i byłam… Poszukiwaczem artefaktów? Hm… Generalnie kimś, kim zawsze chciałam być. Nieważne… Myślałam, że to sen, bo przed zaśnięciem oglądałam Indianę Jonesa. - westchnęła cicho. Nie zareagowała jakoś specjalnie na Mamma Mię, w zasadzie nawet lubiła ten film.
- Wyglądałoby więc na to, że trafiliśmy do jakiejś… Równoległej rzeczywistości? Ale na Boga, jak to jest możliwe? - zmarszczyła brwi i przygryzła dolną wargę, co najwyraźniej było u niej swoistego rodzaju odruchem.

- Ten cały apostoł mówił, że jesteśmy na swój sposób błogosławieni i że powinniśmy zacząć doceniać ten prezent… ale gdyby nie to, że nie było w tej eeeee…. równoległej rzeczywistości Emmy no to faktycznie byłaby super. Chorzy byli zdrowi, umarli byli żywi, marzenia nie były marzeniami. - Maya urwała na chwilę przyglądając się przy tym Sam. - Myślisz…, że to jakieś siły wyższe? - zapytała niepewnym tonem.

Sam Pokiwała głową to w lewo to w prawo i mruknęła
- Myślę… Że nie jestem pewna co o tym myśleć. Gdyby to był… No nie wiem, powiedzmy Texas, albo Ohio, to bym podejrzewała, że porwali nas po prostu kosmici… Ale to jest Nowy Jork… W głowie mi się to jakoś nie mieści… - skrzyżowała na moment ręce, po czym nerwowo uśmiechnęła się kącikiem ust
- A zwykle mogę w niej pomieścić naprawdę dużo. - w zasadzie zażartowała, bo chciała nieco rozluźnić atmosferę. Samantha zwróciła głowę w stronę drzwi
- Wydaje mi się, że woda się zagotowała. - rzeczywiście, z kuchni nie było już słychać tego charakterystycznego dźwięku.

- Faktycznie, bardziej odpowiada to mojemu wyobrażeniu kosmitów niż nieba czy piekła… ale… wciąż nie mogę uwierzyć, że jest to prawdziwe, i że siedzimy tu i o tym - rozłożyła ręce - gawędzimy. - Pokręciła po tym z niedowierzaniem głową i zaczęła wstawać. - Skończę…
Cokolwiek Maya chciała skończyć a wszystko wskazywało na to, że herbatę przerwało jej pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziała dziewczyna patrząc w ich stronę. Po tych słowach drzwi uchyliły się by ukazać otwierającą je najwyraźniej łokciem i popychającą pupą fioletowowłosą dziewczynę. W zajętych dłoniach trzymała dwie herbaty.
- Nie chcę przeszkadzać. Pomyślałam tylko, że o nich zapomniałaś… - Lea jak zwykle wykazywała się myśleniem o wszystkim tym, o czym zapomniała Maya.
- Dziękuję - powiedziała Maya, gdy fioletowowłosa z pogodnym uśmiechem podeszła do stolika i ustawiła na nim napoje. Przez krótką chwilę przyjrzała się Sam po czym mrugnąwszy najpierw okiem do May pośpiesznie wyszła z pomieszczenia.

Samantha pokiwała głową. Nie czułą się jak filmowo, czy książkowe ofiary porwań. Zdecydowanie, było z nią wszystko w porządku. O ile wizja tego, że istota z jej snu napisała do niej sms’a było ‘normalne’... Albo fakt, że we własnym śnie spotkała jeszcze inne równie żywe i normalne jak ona osoby. No to po prostu było dziwne.
- Nie mam pojęcia co o tym myśleć… Mieszkam sama, nie mam komu powiedzieć, żeby miał na mnie oko. Nie wiem, czy my zniknęliśmy, czy to się działo w naszych głowach… Wiesz coś na ten temat? - zapytała, ale zaraz kiwnęła ponownie głową. A potem sama zerknęła na drzwi, widząc młodą dziewczynę, o dość niestandardowym kolorze włosów, uniosła lekko brew, ale i ona uprzejmie się uśmiechnęła.
- Dzień Dobry, dziękuję. - powitała dziewczynę kulturalnie i nie kontynuowała tematu z Mayą, do póki ta nie opuściła pokoju. Czarnowłosa uznała, że to może siostra Mayi, albo jakaś współlokatorka, albo ktoś taki. Cóż, dużo tu było mieszkańców, to nawet miłe i przytulne. Zawiesiła się na drugiej, równie zagubionej co ona, kobiecie, po czym lekko potrząsnęła głową wprawiając czuprynę w lekki ruch i zaraz powoli sięgając po filiżankę.

Maya również czekała z jakąkolwiek odpowiedzią aż drzwi za Leą zamkną się. Po tym dopiero wróciła wzrokiem na Sam i pokręciła na boki głową.
- Byłam cały czas tu… to znaczy cieleśnie. Lea mówiła,... - przy tych słowach Maya skinęła głową na drzwi, co wskazywało na to, że mówi o dziewczynie, która przed chwilą przez nie wyszła - ...że po prostu sobie słodko spałam. Nie mówiłam nikomu, co… no o tym wszystkim. Tyle, że miałam dziwny sen, ale bałam się powiedzieć coś więcej no i… skłamałam, że dziś przyjdzie do mnie ktoś w sprawie rekrutacji. W sensie ty… bo nie wiedziałam co im powiedzieć. Myślę, że Lea zabrałaby mnie do lekarza, albo od razu do psychiatry. - Czarnowłosa spojrzała nieco przepraszająco na swoją rozmówczynie. Miała cichą nadzieję, że to co powiedziała innym w sprawie jej wizyty po prostu nie będzie dla niej żadnym problemem.
- Kiedy znów… bo zakładam, że znów to może się stać… trzeba będzie jakoś to sprawdzić. Proponuję spróbować się lekko skaleczyć i jeśli obudzimy się… rany… - dziewczyna złapała się za głowę wbijając palce między włosy - ja pierdole… jeśli w ogóle to znowu się stanie i jeśli w ogóle znowu się obudzimy… - powtórzyła z niedowierzaniem, kręcąc przy tym głową.

Samantha wysłuchała kobiety i mruknęła cicho
- Nie jestem do końca przekonana, że skaleczenie nam w jakiś sposób pomoże… Kiedyś czytałam o tym, że we śnie gwałtowne i silne emocje nas natychmiast wybudzą. Ten… Sen, który miałyśmy, był tak realistyczny… Zupełnie tak, jakby to była druga rzeczywistość. Nie jestem pewna, czy skaleczenie tam, nie wywołałoby skaleczenia tu, ale nadal nas nie wybudziło… - odpowiedziała spokojnie, ale marszcząc lekko brwi.
- Jakiej rekrutacji, jeśli mogę spytać? - zainteresowała się dodatkowo. Sama obawiała się, że może to wszystko jest wynikiem jakiegoś szaleństwa, ale jak na razie czuła się bardzo poczytalnie, choć nieco niejasno w tej sytuacji…
- Zastanawia mnie, czy za każdym razem, gdy uśniemy, teraz nie będzie nas tam coś wciągać, skoro to jakaś gra, a my w pewnym sensie, przystaliśmy na jej warunki. - problematyczna sytuacja, Sam wyglądała na lekko zmartwioną.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 05-10-2016, 16:22   #42
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Wizyta Samanthy u Mayi, część II

- Właściwie to nie przystaliśmy bo nie znamy warunków… - odpowiedziała Maya opuszczając ręce. - Ale skoro już zakładamy, że oby dwóm nam nie padło na mózg i to prawda, to wygląda na to, że trzeba zacząć w nią grać by… hmmm… wygrać. Chociażby wygraną miałby być po prostu spokój. Może powinnyśmy przeanalizować wszystkie fakty i spróbować je jakoś połączyć? - zapytała sięgając po filiżankę z herbatą.
- Aaa rekrutacja… do pracy, mam po prostu dorywczą pracę. Nic takiego. - Dziewczyna wzruszyła ramionami. - Przepraszam, coś musiałam powiedzieć. - Przygryzła wargę po czym zupełnie nagle wstała. Ciecz w kubku niebezpiecznie zabujała się, ledwo co nie rozlewając się po ściankach. Przypomniawszy sobie o nim dziewczyna odstawiła go. Zrobiła dwa kroki w stronę stojącej nieopodal szafki, by zaraz wyciągnąć z niej kartkę papieru. Ta zaś zaraz znalazła się na stole a obok niej dziecięcy piórnik.
- Co ty na to? Może spiszemy kilka rzeczy... ? Hmm?

Sam zamyśliła się
- Sądzę, że w pewnym sensie, uznając, że idziemy dalej no to na nie przystaliśmy. Co więcej, Apostoł wspominał o kimś, kto nie chciał grać… Odniosłam wrażenie, że nie było to nic dobrego…Swoją drogą, odpisałaś mu coś? - skwitowała czarnowłosa i wsunęła kosmyk włosów za ucho. Na informację w sprawie rekrutacji tylko uśmiechnęła się lekko
- Nic nie szkodzi. Po prostu ciekawi mnie na jakie stanowisko aspirujesz, żeby mnie przypadkiem ktoś pytaniem nie zaskoczył przy wyjściu... - wyraźnie rozbawiło ją to, ale nie negatywnie. Uznała wymówkę za pomysłową. Sam drgnęła, gdy Maya poderwała się tak nagle. Obserwowała uważnie co ta robi. Potem zerknęła na kartkę.
- Hmm, jasne. Od czego zaczniemy? - zapytała i napiła się ze swej filiżanki.

Maya skinęła głową potwierdzająco.
- Odpisałam… ja… bałam się tego nie z robić. Napisałam tylko “tak”. - Dziewczyna uniosła kubek z herbatą do ust podmuchała chwilę i upiła skromnego łyka.
Po odstawieniu szklanki na stół chwyciła z piórnika Emmy jeden z ołówków i na czele białej kartki napisała:

Cytat:
ZAGADKA: Imię, Echo, Tajemnica, Wspomnienie, Czaszka

POKÓJ 1: Maya: obraz “impreza w klubie z wyjściem EXIT”; postać mała kobieta, fioletowa skóra, rogi; okno

POKÓJ 2: Sam: obraz “plama krwi na płótnie”; postać kobieta rodem z s-f; straszne dziecko

POKÓJ 3: Will, Lisa, Jay: biblioteczka; postać kobieta skąpo ubrana rodem z arabskich baśni; okno

POKÓJ 4: ?

POKÓJ 5: ?
Pismo May było ładne: drobne literki z długimi lekko zawiniętymi wykończeniami. Gdy skończyła podsunęła kartkę rozmówczyni. I dokładnie w tym momencie dziewczyna drgnęła z krótkim “hy” po którym nastąpiło krótkie “hmm”... brzmiało i patrząc na jej mimikę również wyglądało, jakby wpadła na pomysł, po czym obaliła go we własnych myślach.

Sam uważnie wiodła wzrokiem za ruchami dłoni Mayi i tym, jakie kolejne słowa pojawiały się na kartce. Zastanawiała się nad tym chwilę. Nie miała żadnego pomysłu. To wszystko, na pierwszy rzut oka, w ogóle nie trzymało się kupy.
- A co było… Tym twoim ‘drugim życiem’? Znaczy… Gdzie obudziłaś się za pierwszym razem? Były tam jakieś szczegóły powiązane z tym pokojem? W moim przypadku… Chyba nie do końca. - kobieta skrzywiła się i lekko ponownie przygryzła wydatną dolną wargę. Burza mózgów była naprawdę intensywna, tylko szkoda, że nikt nie miał żadnych pomysłów, które dokądś by prowadziły
- W pewnym momencie zwaliłam winę na odgrzewanego kurczaka… - zaproponowała żartem Sam i uniosła spojrzenie na Mayę, lekko się uśmiechając.

Maya uśmiechnęła się na żart Sam.
- Nie zwróciłam uwagi na adres. Jeśli znów obudzę się w tamtym miejscu zrobię to - powiedziała, a ton jej głosu wydawał się być zamyślony.
- Pokój ten - dziewczyna zaprezentowała dłonią pokój w którym były - i tamten z pierwszej pobudki i drugiej w której się spotkaliśmy, nie miały żadnych wspólnych elementów. Hmmm… - urwała przyglądając się przez dłuższą chwilę Sam.
- Tak sobie myślę, czy na kształt tamtej rzeczywistości ma wpływ kilka rzeczy, które potoczyły się inaczej, czy tylko jedna, która pociągnęła konsekwencje i zmieniła wszystko inne.

Sam zamyśliła się… Tak. To było coś, nad czym i ona już się zastanawiała. Czy gdyby jej życie poszło odrobinę innym torem, to byłaby właśnie tą sobą, którą widziała w dżungli? Przez ciało kobiety przeszedł dreszcz i na moment jej spokojna i pogodna twarz odrobinę wykrzywiła się w grymasie bólu. Przegarnęła włosy do tyłu, prostując się i ukrywając twarz w filiżance herbaty, którą akurat dopiła do końca
- Możliwe, że to chodzi o tor naszych wyborów. Gdzieś w przeszłości zapewne musielibyśmy wybrać inaczej… Wtedy znaleźlibyśmy się w tamtej rzeczywistości jako właściwej. Efekt motyla… Zmienić jeden istotny punkt w wydarzeniach i przyszłość byłaby zupełnie inna… - odpowiedziała Sam, odstawiając naczynie i dziękując jeszcze raz za herbatę.
- Chyba nie mamy innego wyboru, jak przekonać się, czy następnej nocy spotka nas to samo… - skapitulowała, nie mogąc wpaść na żadne lepsze rozwiązanie.
- Mogę zostawić ci mój adres, gdybyś jeszcze czegoś potrzebowała, albo gdyby zdarzyło się tak, że z jakichś powodów ocknęłabyś się wiedząc, że jeszcze… ‘śpię’. Możemy się tak umówić? - Samantha doszła bowiem do wniosku, że mogłaby zaistnieć taka sytuacja i tak jak Maya zdawała się mieć kogoś, kto by próbował ją obudzić, Sam wiedziała, że tu nikt by nawet się nie zainteresował jej losem, chyba że kustosz muzeum, gdyby przez tydzień nie pojawiła się w pracy… Przykre.

Maya skinęła ochoczo głową.
- Dobrze. Proponuję też, jutro rano… albo każdego ranka będziemy do siebie pisać albo dzwonić. Może uda nam się na tą listę zapisać jeszcze coś istotnego. A po za tym, będziemy pewne, że i u jednej i u drugiej wszystko jest dobrze. Co ty na to?

Sam kiwnęła głową.
- Ten plan brzmi sensownie. Dobrze. Będziemy mogły porównać nasze spostrzeżenia już na spokojnie. - skwitowała czarnowłosa.
- Nie chcę nadwyrężać już twojej gościny. Myślę, że najważniejsze kwestie już jak na razie omówiłyśmy… - Samantha wzięła jakiś ołówek i zanotowała na kartce z wcześniejszymi notatkami Mayi swój adres. Jej pismo było bardzo regularne, eleganckie, pełne zaokrąglonych liter.

- Dziękuję, że przyjechałaś - odparła Maya gdy tylko Sam skończyła pisać. Zabrała kartkę i zaczęła składać ją dla pomniejszenia rozmiaru. Po chwili wstała i udała się wraz z nią w stronę regału. Maya najwyraźniej miała zamiar ukryć ślady istnienia takiej kartki poprzez wciśnięcie jej gdzieś między książki.

Sam zerknęła na regał z książkami. Wstała i zerknęła po tytułach
- Może zamiast między nie, włożyć ją do którejś z nich? Wybierz jakiś tytuł, którego wiesz, że nikt raczej nie weźmie. - zaproponowała i wiodła wzrokiem po kolekcji na półce.

Było tu sporo romansideł, a wśród nich masa książek dotyczących tańca. Historie tańca, różne rodzaje tańców, opowieści związane z tańcem, biografie tancerzy. Wiele książek dotyczyło języka chińskiego w stopniu podstawowym i średnio zaawansowanym. Mniejszość stanowiły te dotyczące masażów, medytacji, psychologii, psychiatrii. Sam mogły przewinąć się też tytuły związane z “mózgowym porażeniem dziecięcym”.
- Więc nie między ani do żadnego romansidła. Lea lubi je wyczytywać. Może tu… - dziewczyna wzięła do ręki jedną z książek. Sam mogła zauważyć, że jest to po prostu Władca Pierścieni Tolkiena, jedyna książka z tego gatunku jaka była na półce. - Tego nikt w tym domu nie tknie.

Samantha przeglądała tytuły romansideł (też kilka ma w swojej biblioteczce), a potem przebiegła wzrokiem po całej reszcie. Cóż za... Interesująca kompilacja zawarta na jednej półce. A potem zerknęła na wybór Mayi i zaśmiała się cicho
- Intrygujący wybór. No dobrze. Jeśli tu to będzie bezpieczne to w porządku. - nie miała zamiaru wypytywać kobiety o życie prywatne, w końcu to byłoby nieuprzejme. Skończyła się przyglądać książkom, po czym zerknęła z lekkim uśmiechem na Mayę
- To jak nam poszła twoja rozmowa o pracę? I jak wyjaśnimy moje ewentualne przyszłe odwiedziny? - zapytała z lekkim uśmiechem.

Maya zaczęła chować już kartkę do Władcy Pierścieni gdy z ust Sam padło to ostatnie pytanie. Spowalniając znacznie swoje ruchy spojrzała na nią z zakłopotaniem.
- Eeeeeeeeeeeemmmm… - zaczęła elokwentnie - nie wiem. Nie zastanawiałam się nad tym… hmmm… - dziewczyna podrapała się w zamyśleniu po głowie.

Sam uniosła brew i skrzyżowała ręce pod biustem
- Nie zaplanowałaś tego zbyt szczegółowo, hmm? A chociaż jaką pracę bym ci miała załatwić? Coś? - dopytywała i jednocześnie intensywnie zastanawiała się. Zaczęła krążyć to tu to tam, myśląc.

- No nie - przyznała Maya odnoście szczegółowości planu. - Ale myślę, że Lea nie będzie drążyła zbytnio tematu. Wiec… chyba nie musimy się tym zadręczać. A nikomu innemu nie mówiłam - powiedziała, kolejny raz unikając odpowiedzi na pytanie “jaką pracę”.

Sam była dość bystra, by ten fakt odnotować. Zmrużyła nieco oczy, z miną ‘wiem że nie chcesz mi powiedzieć’, ale tylko kiwnęła głową.
- No dobrze, jeśli coś, zrzucę to na ciebie. A tymczasem… Powinnam się zbierać do siebie. Może spróbuję odpocząć i dowiedzieć się czegoś więcej o tej nocnej eskapadzie… - Czarnowłosa zaczęła ubierać swoją kurtkę i zgarnęła niewielką, elegancką torbę.
- Jeśli coś się stanie, albo wpadnie ci do głowy, śmiało dzwoń. - dodała jeszcze, zanim zaczęły opuszczać pomieszczenie.

- Dobrze, jakby co dam znać - odpowiedziała jej Maya odprowadzając ją najpierw do drzwi wyjściowych z pokoju. Ton głosu i spuszczona głowa sugerował, że czuła się winna… albo po prostu czuła się źle pozostawiając między nimi to malutkie niedopowiedzenie. Ale po prostu wstydziła się przyznać eleganckiej Sam co robiła na co dzień… no, a raczej “na co noc”.
- I ty również - dodała kładąc dłoń na klamce by wypuścić Sam na korytarz mieszkania.

Sam wróciła do swojego samochodu i odpaliła, ruszając do siebie.
Miała mętlik w głowie. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Trochę cieszyła się, że nie jest w tym wszystkim sama, ale nadal wizja tego całego realizmu snów wydawała jej się dość niepokojąca.
Gdy wróciła do siebie, wybijała trzecia godzina od momentu pobudki. Sam zajęła się swoimi sprawami. Trochę posprzątała, a potem przysiadła do komputera i zaczęła szukać jakichś informacji na temat tego wszystkiego...
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 09-10-2016, 22:21   #43
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Melissa i Jayden cz 1 / 2

Dziewczyna otworzyła oczy. Chwilę wpatrywała się w sufit pozwalając swojej świadomości, by obudziła się. Usiadła i owinęła się kołdrą, którą była przykryta. Badawczo rozejrzała się po pomieszczeniu, po sobie. Z obawą stwierdziła, że była tu sama. Za to jej strój... ubrana była dokładnie tak jak w tym śnie z fretką i mgłą odzianą w zbroję.
Od razu zaczęła ją ogarniać panika. Gorączkowo starała się sobie wyjaśnić co tu robi.
- Jay! - krzyknęła w końcu wystraszona Melissa i jeszcze bardziej otuliła się kołdrą, aż po same uszy. I nim zdążyła na poważnie zacząć panikować wezwany pojawił się w drzwiach pokoju. Nagle trybiki w głowie Lisy zaczęły pracować. Dziewczyna westchnęła przeciągle zdając sobie nagle sprawę z tego gdzie jest. W sypialni Jaydena.
"No tak, musiał mi się urwać film..." przeszło jej przez myśl i od razu poczuła się głupio z powodu ataku paniki.
- Ja pierdolę... - jęknęła Liss na własną głupotę. Zdała sobie sprawę, że to wszystko, co pamiętała, to musiał być tylko sen, porąbany, ale tylko sen. Nie było żadnej Madyson, żadnych fretek, ani tym bardziej zbroi na mgle. Tylko jej wybujała fantazja.
- Ale mi się głupoty śniły... - powiedziała, podnosząc wzrok na Jaydena. A patrzył on na nią jakby pierwszy raz widział ją jak klnie... Racja, pierwszy raz przeklęła w jego towarzystwie. Przeklinać zdarzało jej się tylko w bardzo wyjątkowych sytuacjach, jak na przykład wtedy, gdy myślała, że skaleczyła dłoń ubabraną krwią narkomana. Lisa zignorowała odgłos wiadomości dobiegający z jej telefonu.

- Liss… - powiedział z ulgą i złapał się za czoło, jakby bolała go głowa. - Uh, chyba nie tobie jednej - dodał i zerknął w stronę salonu, z którego wcześniej dobiegał dźwięk jego komórki. Również nie kwapił się do sprawdzenia wiadomości, którą musiał właśnie dostać.
- Dobrze… dobrze się czujesz? - zapytał, podchodząc parę kroków do kobiety i przyklękając na podłodze przed łóżkiem. Przyglądał się jej tak jakoś podejrzanie, wyraźnie zamyślony. Jakby przypominał sobie coś i próbował umiejscowić ich w jakiejś sytuacji.

Melissa uniosła brew w zdziwieniu, gdy Jay wyznał że on również nie spał najlepiej, natomiast pytanie o jej samopoczucie sprawiło, że westchnęła ciężko. Chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią
- Pewnie stres z całego tygodnia w końcu mnie dopadł - stwierdziła kręcąc głową. Wyciągając ramiona spod kołdry, przeciągnęła się i zakryła usta dłonią, gdy ziewnęła. Po chwili znów cała przykryła się bardzo szczelnie.
- Nie no, na początku miałam przyjemny sen, ale drugi był dziwaczny - naburmuszyła się. - Chyba nie powinnam była pić - mruknęła i podniosła spojrzenie na mężczyznę. - Trzeba było mnie zostawić na kanapie - powiedziała i uśmiechnęła się lekko do Jaya.

Jay przyglądał się jeszcze przez chwilę. W końcu jednak pokręcił głową i parsknął, jakby nabijając się ze swoich myśli.
- Przestań. Nie po to wymieniałem pościel po twoim przyjściu, żebym to ja w niej spał - uśmiechnął się i wstał z podłogi, otrzepując kolana.
- Ta, też miałem dwa sny, ale w sumie już nie mogę być pewien… To było chore - westchnął i założył ręce na piersi. - Idę o zakład, że naszą wyobraźnię rozbujał ten głupi Hellraiser.

Melissa uśmiechnęła się do niego ciepło. Wyraźnie rozpogodziła ją ta jego gościnność.
- Nie - pokręciła głową. - Ten pierwszy sen był bardzo przyjemny, nie wiem jakim cudem mógł mi się przyśnić po tym filmie - zaśmiała się lekko i wydawało się, że jeszcze coś powie w tym temacie, ale chyba ugryzła się w język. - Za to ten drugi już na pewno przyśnił mi się przez tamten horror, był po prostu chory - naburmuszyła się. -Mgła w zbroi, fretka przewodnik i trupia głowa pod łóżkiem... Straszne głupoty - po tych słowach wyprostowała się i usiadła na brzegu łóżka.
- To może zrobię śniadanie? - zaproponowała wstając.

Jayden zamarł na chwilę w bezruchu. Spojrzał na kobietę jak na wariatkę i rozdziawił usta jak ryba. Zaraz się jednak zmiarkował i potrząsnął głową, wracając do normalnej miny.
- Nie… nie trzeba. Zajmę się tym - powiedział z nutką zmieszania w głowie i obracając się na pięcie, wyszedł z pokoju.
Skierował się prosto do aneksu kuchennego i jeszcze raz obrzucił spojrzeniem burdel, jaki panował w salonie. To dziwne, ale wieczorem wydawało mu się, że miał tam większy porządek. Widocznie światło dzienne odkryło przed nim mroki tego pomieszczenia. Podszedł do blatu i otworzył chlebak. Wyjął z niego zaczęty bochenek. Przyjrzał mu się uważnie, a następnie postukał pięścią. Chleb wydał z siebie głuchy dźwięk, jakby drożdże pomyliły swoją życiową rolę i wyrosły na kamień. Jay skrzywił się i odłożył go z powrotem.
- Mogą być płatki z mlekiem? - zawołał, odwracając głowę w stronę przejścia.

Lisa wyszła za nim z sypialni. Przyglądała mu się uważnie, bo jego reakcja na jej propozycję, była dziwna. Wzruszyła jednak ramionami.
- Jay, oboje dobrze wiemy, że ja to zrobię lepiej - odparła i zaczęła zaglądać do kuchennych szafek. - Najwyżej, jeśli chcesz się przydać, to wyślę cię z listą na zakupy - mrugnęła do niego. - No chyba, że znajdziesz dwa jajka, a mleko będzie w lepszym stanie niż ten chleb, to zrobię naleśniki - zaproponowała wyciągając miskę i woreczek mąki z szafki na blat.

Jay spojrzał zaskoczony na woreczek mąki, jakby nie spodziewając się go zastać w tym mieszkaniu.
- Chyba… chyba ostatnio kupowałem mleko - odparł niepewnie i zajrzał do lodówki. Po chwili wyjął z niej jeszcze nie otwarty karton z nadrukiem dzbana z mlekiem oraz małą wytłoczkę na jakieś tuzin jajek. Jakiejś połowy już brakowało.
- Mam tylko tyle - oznajmił, kładąc przedmioty obok mąki.

Lisa na szybko sprawdziła termin przydatności składników i gdy te okazały się być w porządku, w ruch poszły narzędzia. Co prawda były prymitywne w porównaniu z tym, co miała w domu, ale dobry kucharz i bez udogodnień potrafi sobie poradzić. Zawsze to było większe wyzwanie, kiedy zamiast robota kuchennego, miało się ręczną ubijaczkę.
- Podaj mi proszę patelnię - powiedziała, w międzyczasie mieszała wszystko w miseczce, a proporcje zdecydowanie wyznaczała metodą "na oko". - Przydał by się syrop klonowy - dodała spoglądając na Jaydena. - Poradzisz sobie, że smażeniem? Sama chętnie w tym czasie wzięła bym prysznic.

- Syrop klonowy? - zapytał głupio, sięgając do dolnej szafki po patelnię, którą przekazał Liss. - Eee… może mam. Sam już nie wiem, co trzymam w tych szafkach - odpowiedział i przeszukał inny region umeblowania jego kuchni.
Po chwili grzebania i wyjęciu dwóch puszeczek z jakimś smarem, wreszcie wydobył mały słoiczek z czymś o barwie miodu.
- Nada się? - spytał, podsuwając jej pojemniczek pod nos.

Poszukiwania trwały na tyle długo, że Melissa, pomimo trudności, zdążyła wyrobić ciasto na naleśniki. Wystarczyło już tylko je sprawdzić.
Lisa umoczyła palec w zawartości miski po czym uniosła nieco nad powierzchnię, sprawdzając jej konsystencję, przyglądając się fachowym okiem, jak ciasto skapuje do miseczki.
Na koniec uniosła palec do ust. Oblizała dokładnie, smakując masę naleśnikową w zamyśleniu ,zastanawiając się co jeszcze dodać. Spojrzała wtedy na Jaya, który podsunął słoiczek z syropem, na który zaraz skierowała wzrok.
- Powinno wystarczyć - powiedziała z uśmiechem, gdy wyciągnęła już palec z ust.

Mężczyzna znieruchomiał na chwilę ze słoikiem w dłoni, przyglądając się Liss oblizującej palec. Po chwili konsternacji odchrząknął i oddał dziewczynie trzymane w dłoni naczynie.
- Ok… okej, to ja się zajmę tym smażeniem. Chyba tyle będę potrafił zrobić - odparł, drapiąc się z tyłu po głowie. - Łazienka jest Twoja. Chcesz ręcznik?

Lisa pokręciła głową.
- Nie, mam swój - odparła otwierając słoiczek. Przyjrzała się zawartości, nieufnie powąchała i wzruszyła ramionami na znak, że z syropem jest wszystko w porządku. - Dobra tylko nie spal nam śniadania - powiedziała z rozbawieniem w głosie. Odeszła od kuchennego blatu i skierowała się w kierunku wyjścia z mieszkania, gdzie na wieszaku, obok drzwi, wisiała jej torba. Wzięła ją całą i udała się do łazienki, gdzie po zamknięciu za sobą drzwi, przekręciła kluczyk, by je zablokować od środka.

Jayden poczekał, aż Melissa zniknie w łazience. Kiedy został sam w kuchni, oparł się pośladkami i ladę przetarł dłońmi twarz oraz włosy. Westchnął głęboko i odchylił głowę.
- Zasrane kurczaki - mruknął z wyrzutem, jakby oskarżał wspomniane jedzenie o przygody, których doznał we śnie.
- Ja po MIT. Dobre sobie - uśmiechnął się krzywo i zerknął w stronę okna. Nagle coś go ruszyło i prędko przebiegł na drugi koniec pokoju, przyklejając się do szyby. Wyglądał czegoś z wielkim zaangażowaniem.
- Wciąż tam jesteś, mały - odetchnął z ulgą, widząc, że jego Mustang nadal stoi pod blokiem. Auto nie było aż tyle warte, jednak co niektórzy kolekcjonerzy mogli dać za niego niezłą sumkę. Dlatego Jay nigdy nie parkował nim pod blokiem, tylko chował do wynajętego garażu przecznicę dalej.
Jak widać, tej nocy anioł stróż czuwał nad…
- … Pan Czarnuszek - powiedział głucho i zmrużył oczy, jakby zaskoczony, że te słowa opuściły jego usta.
Jayden przymknął powieki i oparł czoło o szybę.
- Sen. Głupi sen. Zaraz o nim zapomnisz. - Odepchnął się od okna i już bardziej rozluźniony odwrócił się w stronę kuchni.
- Kurwa! - wrzasnął i jak poparzony skoczył do palnika, by zdjąć naleśniki z ognia.

Jak w salonie był spory bałagan, tak w łazience panował względny porządek. Choć nie wykluczone, że to wrażenie wywołane było jedynie tym, że w mieszkaniu był tylko jeden domownik będący do tego mężczyzną. A faceci nie używali za wielu kosmetyków. Nawet żel do mycia mieli do ciała i do włosów. Dla kobiety było to nie do pomyślenia. Łazienka była małym pomieszczeniem i mieściła się tu jedynie mała umywalka, toaleta, mała wisząca obok lustra szafka oraz narożny prysznic.
Melissa wyciągnęła z torebki swoje kosmetyki, ubranie na przebranie, ręcznik i gumkę do włosów. Tą ostatnią związała swoje długie, sięgające za ramiona blond włosy, tak by ściśle przylegały do głowy. Rozebrała się, włączyła wodę w kabinie i opłukała ją pierwszymi strumieniami z prysznica.
- Od razu lepiej - mruknęła z zadowoleniem, gdy weszła pod prysznic i gorąca woda zaczęła obmywać jej ciało. Choć mogła by tak zostać na dłużej, to wiedziała, że nie może za długo zostawić Jaya samego z naleśnikami. Była dość głodna, więc zależało jej na tym śniadaniu.
Uśmiechnęła się lekko na wspomnienie pierwszego snu, którego w przeciwieństwie do drugiego, nie wypierała z pamięci. Owszem był dziwny, ale podobał jej się.
- Przecież nawet nie jestem w jego typie - pokręciła głową bezsilnie. Nie tracąc więcej czasu na kontemplowanie nad sensem istnienia, czy sensem tego snu, sięgnęła po swój, pachnący różą, krem do mycia ciała. Namydliła się nim i następnie spłukała. Jak chciała, to potrafiła szybko się wyszykować, więc już po chwili wyszła i po wytarciu się, założyła na siebie nowe ubranie. Wyprostowała się, przed lustrem przeczesała włosy i na koniec zapakowała wszystko do torby, zostawiając jedynie ręcznik przewieszony przez mały kaloryfer.

Odblokowała drzwi i otworzyła je.
- I jak sobie poradziłeś? - zapytała idąc przez salon. Brak zapachu spalenizny był obiecujący. W kuchni wszystko było gotowe. Naleśniki w różnym stopniu przypieczenia (ale nie spalenia) i słoiczek syropu.
- Ładnie - skomentowała Lisa siadając do stołu. Oparła się łokciami o blat.

- Było blisko - bąknął Jayden, ale zaraz się uśmiechnął i podsunął Teksance jej talerz.
- Ładnie pachniesz - wypalił, będąc pochylony nad stołem. Szybko jednak posadził się z powrotem na swoje miejsce i nałożył sobie naleśnika.
- Eee, dzięki... - odparła nieco zawstydzona komplementem. Zaraz, żeby nie dać po sobie poznać, że jest zmieszana, sięgnęła ku naleśnikom, że niby na nich skupiła się jej uwaga. Nałożyła sobie na talerz dwa, nożem rozsmarowała na nich syrop i spróbowała pierwszy kawałek.
- Przydałaby się jeszcze wanilia - stwierdziła, gdy przełknęła ten kęs. Dokładnie tego nie brakowało naleśnikom z jej snu.

Mechanik już prawie przekroił swój pierwszy kawałek naleśnika, kiedy słowa Liss zatrzymały go w wykonywaniu tej czynności. Uniósł wzrok na dziewczynę, robiąc przy tym skonsternowaną minę.
- Chyba nie ma co liczyć na takie rarytasy w moim zbiorze - wzruszył ramionami i uśmiechnął się przepraszająco. - Mogę… mogę szybko podskoczyć do spożywczego pod blokiem - zaproponował.
- Oj, tak tylko mówię - uśmiechnęła się do niego. - Cudów wymagam tylko od swojej kuchni - dodała rozbawiona jego przeprosinami. - To co, masz już jakieś plany na dziś? - zapytała wbijając spojrzenie w naleśnik, który dzióbała widelcem.
- Co dzisiaj jest… sobota? - zastanowił się, przeżuwając naleśnika. Zerknął w stronę okna i milczał przez chwilę.
- Agustin niby dzisiaj coś organizuje... ale chyba sobie odpuszczę. Powinienem się spotkać z Brianem i spytać o nową robotę... - westchnął, uprzednio połykając kolejny kęs.
- Czyli to definitywny koniec z kurczakami chińczyka? - spytała dla pewności. Jay pracę zmieniał jak rękawiczki, więc Lisa nie wyglądała, jakby miała go zacząć z tego powodu pocieszać. - Może powinieneś poszukać pracy w jakimś serwisie samochodowym? - zasugerowała i zaraz wetknęła sobie kolejny kęs do ust.
- I tak za nimi nie przepadałem - machnął ręką w temacie pana Mao. Na wspomnienie serwisu spuścił wzrok na talerz i zaczął w nim dzióbać.
- Samochody to moje hobby. I tym powinno zostać - odparł bez humoru. - Brian na pewno coś dla mnie będzie miał.
- Tak, pewnie będzie miał, tym razem zamiast kurczaków będzie to wegański bar sałatkowy - parsknęła śmiechem. Dla Teksanki żywienie się samą zieleniną było nie do pomyślenia, a istnienie takich restauracji czystą głupotą.
- Zrobię herbaty - Melissa wstała z krzesła i ruszyła do kuchennej szafki. Wyjęła dwa kubki, wrzuciła do nich torebki Liptona i wstawiła czajnik na gaz, choć prawdę mówiąc, ta herbata to i w zimnej wodzie potrafiła się "zaparzyć". Wróciła do stołu.
- A nie wolałbyś dla odmiany lubić swoją pracę? - uśmiechnęła się zadziornie. - Masz fach w ręku i nie przesadzę jak powiem że posiadasz duży talent - dodała z uznaniem w głosie, a na jej twarzy zagościł ciepły uśmiech.
Jayden dojadł ostatni kawałek naleśnika i odsunął od siebie talerz, rozpierając się na krześle.
- Praca nie jest od tego, by ją lubić - odparł gorzko i wyłożywszy dłoń na stół, zastukał palcami w zamyśleniu, zerkając w bok na komodę, gdzie wczorajszego wieczora położył telefon.
- Chłopaki już się chyba do mnie dobijają. Poczekaj chwilę, tylko zobaczę, czego chcą - powiedział i zbierając swój talerz, wstał od stołu.
Odłożył brudne naczynie do zlewu, a następnie podszedł do komody. Sięgnął po smartfona i odblokował ekran. Tuż po przeczytaniu wiadomości, którą otrzymał, zachwiał się lekko na nogach i oparł o mebel. Jego twarz pobladła, a źrenice w oczach rozszerzyły się.
- To jest kurwa jakiś żart... - powiedział zmieszany.

Gwizd jaki zaczął wydawać z siebie czajnik zagłuszył przekleństwo niczym cenzura w programie telewizyjnym wpuszczanym w piśmie porannym. Melissa wstała od stołu by zalać wrzątkiem kubki.
- Bzdura - prychnęła odstawiając czajnik na kuchenkę. - Gdybyś miał pracę, która sprawia ci przyjemności to w końcu przestał byś je ciągle zmieniać - wyciągnęła cukiernice i posłodziła zarówno sobie jak herbatę Jaya. - No i w takiej pracy łatwiej by ci było się starać - dodała spoglądając na niego. - Coś się stało? - zapytała na koniec Lisa widząc jego minę. Nie wyglądała, żeby się tym jakoś przejęła

- Ten pierwszy sen… - zaczął mężczyzna, wyraźnie odczuwając napięcie i ignorując cały świat dookoła. - Liss… o czym był?
- Eeee - dziewczyna znieruchomiała słysząc jego pytanie. - Takie tam… - nieco zarumieniła się. - Nic ciekawego - machnę ręką. Spojrzała na kubek z herbatą, który nagle wydał się być wielce interesujący i zaraz go pochwyciła. Od razu wróciła do stołu.
- Kumple się odezwali? - zapytała zmieniając temat.
- Liss, ja nie żartuję - powiedział i gwałtownie podszedł do stołu, opierając się o blat. Położył na nim odblokowany telefon z wyświetloną wiadomością od Apostoła.
- Jaki był pierwszy sen, proszę.

- O co ci chodzi? - wypaliła nie rozumiejąc jego zachowania. - To był bardzo osobisty sen - dodała pokrętnie. Ale spojrzała w dół, na jego telefon.
I natychmiast pobladła. Powoli i jakby z obawą podniosła wzrok na Jaydena.
- Co to ma być? - zapytała już całkiem zdezorientowana.
- Ty mi powiedz - odparł, zwieszając głowę. [i]- Muszę wiedzieć, czy ty też tam byłaś. Proszę. Powiedz mi po prostu, że oszalałem.
- Gdzie miałam być? - zmrużyła oczy przyglądając się Jaydenowi wnikliwie. - W śnie? ... W Bostonie? - wypaliła na koniec.
- Boston… - powtórzył, unosząc wzrok i zastanawiając się intensywnie. - Byłaś tam ze mną? Byliśmy tam sami?
Melissa spłonęła rumieńcem.
- Byliśmy razem... Do czego ty zmierzasz?! - zirytowała się.
- Muszę… muszę wiedzieć, czy mieliśmy ten sam sen. W ten sposób upewnię się, czy to tylko moje urojenia, czy… - nie dokończył, próbując uchwycić wzrok Liss.

- To może sam mi o tym opowiesz... - Lisa odwróciła spojrzenie wbijając je w kubek z herbatą, który zaraz objęła dłońmi jakby chcąc przejąc na siebie jego ciepło. W jej wzroku bardzo wyraźnie widoczne było rosnące zaniepokojenie.
Jay westchnął i usiadł za stołem, naprzeciwko dziewczyny. Sam również, by odwrócić uwagę, zajął się stukaniem palcami o blat i spoglądaniem gdzieś w bok.
- W tym pierwszym śnie… - zaczął cicho po chwili milczenia. - Byliśmy razem. Ale tak razem… rozumiesz? - zapytał trochę speszony i przygryzł dolną wargę. Po chwili wahania sięgnął po swój kubek z herbatą i upił malutki łyk wrzątku. - I była jeszcze ta mała, blondwłosa dziewczynka… - uciął, ponownie przystawiając usta do kubka.
Lisa zastukała paznokciami o ściankę kubka. Wydawać by się mogło że była jeszcze bardziej czerwona niż chwilę temu.
- Miała na imię Maddy? - wydusiła z siebie przez zaciśnięte gardło, nie patrząc na Jaydena.
Ręka mechanika zadrżała, kiedy trzymał naczynie w dłoni, przez co oblał się trochę wrzątkiem. Syknął i odstawił kubek na stół. Uniósł od razu dłoń, jakby chciał powstrzymać Liss, w razie, gdyby ta próbowała mu się rzucić na pomoc. Dobrze ją już znał.
- Maddy Blackleaf. Byłaś tam, prawda? Ale jak to możliwe?! - spojrzał na nią rozgorączkowany.
- Przecież… przecież… to nie mogło być prawdziwe!
Melissa rzeczywiście już chciała iść z pomocą Jayowi, ale powstrzymała się. Za to skuliła się w sobie, gdy ten wypowiedział imię i nazwisko dziewczynki.
- Nie wiem Jay... Nie mam pojęcia, jak możesz wiedzieć o moim śnie... - odparła mocno zawstydzona. - Jakim cudem mogliśmy śnić to samo... - puściła kubek, oparła się łokciami o blat stołu i skryła twarz w ciepłych dłoniach. - O Boże…
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 09-10-2016 o 22:34.
Mag jest offline  
Stary 09-10-2016, 23:11   #44
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Jessica wyciągnęła komórkę i spojrzała na wyświetlacz.
Pięknie, pięknie…
„Że niby gdzie?” odpisała.
Telefon zabrzęczał w odpowiedzi, wyświetlając krótki komunikat:
“Nie można wysłać wiadomości. Adresat nie istnieje”.
Pięknie, kurwa, pięknie. Zapowiada się wspaniały dzień.

Zadźwięczała dyskretna głośna melodyjka przy drzwiach, Jessica podniosła się z krzesła i otworzyła. Kelner w śnieżnobiałej koszuli ukłonił się, a potem zapytał
- Mogę wejść, Ma’dm?
Wskazała – oszołomiona nieco – kuchnię, mężczyzna postawił tacę, potem uniósł czaszę, znów się ukłonił i wyszedł.


Wdusiła przycisk na ekspresie do kawy, a potem oparła się o blat szafki, wpatrując w tacę. Może powinna jej zrobić zdjęcie? Takich śniadań nie robili w knajpie za rogiem… Nawet w jej – jednej z lepszych – dzielnic. Z jakiegoś powodu Komendant kazał przysłać jej śniadanie. Oczywiście, odniosła wczoraj sukces tym niemniej.. to było dość niezwykłe.

Wydłubała coś, co wyglądało jak kawałek arbuza i wsunęła do ust. Niezłe, choć arbuz okazał się ryba, a ona miała raczej ochotę na naleśniki, ale coś robić…Usiadła z kawą nad tacą.

Dobra, ogarnij się Jess. Piwo grapefruitowe nie powoduje takich odjazdów. 4 lata w więzieniu, jaskinie i sm-y od nieznanych adresatów… Spojrzała na komórkę – wiadomość nadal tam była.

Musi pogadać z Brunonem.. a może zacząć od rezonansu i tomografii? Choć ten sms… Ktoś ją wkręcał. Z jakiegoś powodu, jakiś świr postanowił ją prześladować. Dosypał czegoś do jej drinka.. Nie rezonans, ale krew! Trzeba działać metodycznie.

Sięgnęła po komórkę i wybrała numer kolegi z posterunku.

- Hej, tu Jessica.

- Tak, sława mi uderzyła do głowy, wracając zwinęłam kilku baseballistów i teraz robimy orgię.

- Dobra, dobra.. to trzecie by nie wyszło, jest ich za mało. Skup się teraz, mam sprawę. Potrzebuję sprawdzić jeden numer. – przedyktowała. - Wyświetla mi ‘adresat nieznany”. Jak nie da rady w systemie, to przywiozę komórkę, może technicy coś wykopią. Dzięki, daj mi znać.

- Oczywiście, wpisuję cię jako pierwszego na listę na następną orgię. Tylko o żonie nie zapomnij. Na razie.


Spróbowała czegoś, co wyglądało jak purée z marchewki. Ohyda. Dopiero potem pomyślała, ze może na badaniach powinna być na czczo. W sumie toksykologii chyba nie… Zjadła kawałek omletu, który okazał się sernikiem. Lub czymś na ten kształt.
Dobra, dość tych eksperymentów kulinarnych.

Weszła pod prysznic, ubrała się, umalowała.

Wystawiła tacę z drzwi, portier ją potem zabierze. Zjechała na dół, zamówiła crepes z borówkami w knajpie za rogiem, jedząc umówiła się na lunch z Brunonem i badanie w klinice. Zamówiła taksówkę i podała adres kliniki. Już jadąc wpadła na jeszcze jedne pomysł – wyciągnęła komórkę i znów zadzwoniła na Posterunek.

- Masz coś? – dopytała. – Mam jeszcze trzy nazwiska do sprawdzenia: Samantha Zanders Maya Moore i Mirabel Brown. To ostatnia powinna być na liście osadzonych w Queensboro. Dzięki.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 09-10-2016, 23:25   #45
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Znajomy sufit, znajome łóżko, znajoma kobieta... rozpychająca się w tym łóżku w znajomy sposób. Niestety, nim zdążył się nią po raz kolejny nacieszyć, Natalie zerwała się jak oparzona i pobiegła do kuchni. Przy okazji pokazując to i owo, które to rzeczy w przedziwny sposób skojarzyły się Williamowi z napaloną cheerleaderką i cycatą dżinniją z sejmitarem czy też jataganem w dłoni.
Paskudny sen, pomyślał, zadowolony z tego, że znajduje się we własnym łóżku i nie musi się szykować do szkoły, gdzie (być może) czeka na niego wściekła cheerleaderka, sugerująca, że mają romans.
Widać nawet we śnie trzymał się pewnych zasad, skoro nie zaciągnął jej do jednej z pracowni i nie zademonstrował, do czego może służyć stolik czy biurko.
Zamyślił się nad tym, co by powiedziała Natalie, gdyby się dowiedziała, że nawet we śnie był jej wierny i o mały włos nie zdołałby złapać telefonu, który rzuciła mu dziewczyna.
- Miga? Pomiga i przestanie - odparł, po czym umieścił telefon pod łóżkiem. - Leż tu i nie przeszkadzaj.
- Nie trzymam słonia w mieszkaniu - nawiązał do wcześniejszej wypowiedzi Natalie - ale za to mam pyszną pieczeń. I sos. I ryż. W dziesięć minut będziemy mieli wspaniałą ucztę.
Wstał i, nie przejmując się względami przyzwoitości, poszedł do kuchni. W końcu byli sami, w mieszkaniu było ciepło, a przygotowania do jedzenia można było sobie przecież urozmaicić. Ryż, jakby nie było, mógł się gotować bez nadzoru.

* * *

Dobre pół godziny później byli już po śniadaniu, chociaż Willa co rusz rozpraszały wyłaniające się spod rozpiętej koszuli piersi Natalie. Widok zdecydowanie bardziej apetyczny, niż najpyszniejsza potrawa (czego nie zamierzał mówić ani swej towarzyszce przy stole, ani też autorce śniadania).
- Stęskniłem się za tobą - powiedział (po raz kolejny) przytulając się do Natalie (też po raz kolejny).
- Zauważyłam... - W kwaśnym na pozór tonie dało się słyszeć wyraźne rozbawienie. - O mały włos zrobiłaby się nam zupa ryżowa.
- Teraz też można bez problemu dostrzec stopień tej tęsknoty - dodała.

* * *

Telefon odegrał znaną melodyjkę.
Nawet najukochańsza siostra powinna lepiej wybierać chwile, w których będzie bratu zawracać głowę... Z drugiej strony - a nuż siostrzyczka stęskniła się za (połowie swoim) zacisznym gniazdkiem? Miała do tego niezbywalne prawo, nie mówiąc już o tym, że godzina wcale nie była taka wczesna.
Co prawda Natalie nie miałaby nic przeciwko temu, by Will odebrał... Ba, z pewnością zrobiłaby z tego dodatkowy element igraszek, ale Will wolał nie wciągać siostry do swych łóżkowych zabaw, nawet przez telefon.

* * *

Will spróbował dokonać rzeczy dość trudnej - nie wypuszczając z ramion Natalie wyciągnąć spod łóżka telefon, wrzucony tam tuż po przebudzeniu.
- Cześć, Liso - powiedział, ponownie zakopując się pod grubym kocem. - Pozdrowienia od Natalie - dodał.
Poczuł, jak dłoń dziewczyny powoli zaczyna wędrować po jego udzie.
- Stęskniłaś się za domkiem? - spytał.
- Hey! - odezwała się młodsza z rodzeństwa Waggoner, a w jej głosie był nad wyraz duży entuzjazm i zadowolenie, zupełnie jakby poczuła ulgę, że słyszy brata. - Nie, znaczy... Eh... - zapadła chwila ciszy. - Wiem, że zabrzmię dziwnie, ale czy przypadkiem dziś nie śniła ci się... podróż do Bostonu?
- No... - Will zawahał się. - No tak, śniła mi się. Męcząca dość. Skąd wiesz? Jeszcze ci tego nie opowiadałem. Czekałem, aż wrócisz.
Nie odpowiedziała mu od razu.
- A później była mgła w zbroi, prawda?
- Mgła. Jakaś zbroja też była - odpowiedział zaskoczonym tonem.
- Ty w tym śnie mieszkałeś nadal w Teksasie, byłeś nauczycielem informatyki - ciągnęła dalej Melissa. - Nie poznawałeś tego miejsca a jednak wydawało się znajome, prawda?
- Zgiń, przepadnij... To nie do ciebie - zabrzmiało dużo ciszej. - To też wiesz? - mówił dalej normalnym tonem. - Nie jesteśmy bliźniętami, żeby się nam śniło to samo...
- Will, to nie tylko mi się śniło to samo. Jay też miał ten sen - odparła bardzo rozemocjonowana. - I chyba jest więcej takich osób, pamiętasz tamte kobiety? Co wyglądały jak zjawy? Rozmawiałeś z nimi.
- Jay? A skąd to wiesz?
- Jestem u niego…
- Chcesz powiedzieć, że spędziłaś z nim noc? - W głosie Willa mieszało się zaskoczenie z zainteresowaniem. - Z Jayem? - upewnił się.
- U niego - odparła mocno akcentując, a w jej tonie mógł się doszukać oburzenia jego insynuacją. - Dostałeś SMS-a od Apostoła? - szybko wróciła do tematu.
- Coś mi tam pomrugało, ale miałem ciekawsze zajęcia. Poza tym od jakiegoś czasu nie odbieram anonimowych wiadomości. To reklama, to naciągacz... Ostatnio była jakaś wróżka. Od tej chwili usuwam wszystko, jak leci. A czego chciał?
Czuł, jak powoli opuszcza go dobry humor. Sen to jedno, ten sam sen u kilku osób, to już całkiem inna historia. Mniej zabawna, chociaż z pewnością badziej interesująca.
- Zaraz ci wszystko opowiem. - Najwyraźniej nie było to przeznaczone do uszu Lisy, bo było powiedziane znacznie ciszej.
- Tylko jej o tym nie mów! - przestrzegła go siostra. - Jeszcze pomyśli, że oszaleliśmy.
- Daj spokój... Najwyżej się troszkę ponabija. Obieca mi, że nic z tego nie dostanie się do prasy i to wystarczy - zapewnił ją Will. - Poza tym to nie wchodzi w zakres jej zawodowych zainteresowań.
- Eh... Nie bierzesz tego na poważnie, co? - odparła z niezadowoleniem Lisa.
- Tego... snu? - upewnił się Will. - Mam nadzieję, że to przejaw nieznanych jeszcze nauce właściwości ludzkiego mózgu. A jeśli nie... To co zamierzasz z tym zrobić?
Usłyszał ciężkie westchnięcie w słuchawce.
- Nie wiem, nie mam pojęcia... Może masz rację... Może to tylko dziwny zbieg okoliczności, jakieś kosmiczne oddziaływanie faz księżyca - ostatnie Melissa wypowiedziała z wyraźną ironią. - Pogadamy pewnie jak wrócę. Będę wieczorem - stwierdziła na koniec, już z rezygnacją w głosie.
- Może jednak wcześniej? Co prawda połowa pieczeni zniknęła, ale prócz tego mamy jeszcze lodówkę pełną różnych różności? - zaproponował Will.
- Will, wiem co mamy w lodówce - odparła z lekkim rozbawieniem. - Będę wieczorem, muszę sobie to wszystko poukładać w głowie, a ty masz przecież gościa - dodała. - Po prostu... Nie zasypiaj, zanim nie wrócę, ok?
- Z pewnością nie będziesz nam przeszkadzać. Natalie chętnie się z tobą zobaczy. Chce wymienić z tobą poglądy na temat moich wad. A, jeszcze jedno... może wpłyniesz na Jaya, żeby się nie zachowywał jak idiota? W takich snach, znaczy się?
- Tak... Trochę go poniosło z tym lustrem - mruknęła. - Zobaczymy czy coś zdziałam - westchnęła. - Pozdrów Nat i powiedz jej, że uważam, że ma najlepszego faceta pod słońcem! - powiedziała z rozbawieniem w głosie. - Wyściskam ją przecież jeszcze dziś.
- Przekażę. Będziemy czekać z wystawną kolacją, jak przystało na powrót marnotrawnej siostry - zażartował Will.
- Bez tej marnotrawnej siostry nie miałbyś tej kolacji - sarknęła Lisa. - To pa!
- Pa. Marudo - dodał, chociaż Lisa nie mogła już tego usłyszeć.

Wyłączony telefon wylądował na podłodze, a Natalie wylądowała na Willu.
- Opowiesz z dobrej i nieprzymuszonej woli, o co chodzi, czy mam to z ciebie wydusić? - spytała.
Wydusić z siebie Will zapewne nie dałby ani słowa, ale może spojrzenie kogoś nie zaangażowanego bezpośrednio w te całe sny wniosłoby coś ciekawego?
A jeśli Natalie stwierdzi, że oszalał? Jako że nie należała do rodziny, nie mogła go wysłać do New York State Psychiatric Institute...
- Dla ułatwienia nazwijmy to snem - zaczął.

Opowiedział o niespodziewanej pobudce na farmie, w sobotni ranek, o rozmowie z Lisą, o wystawie w szkole, wspomniał o Clarze Guajardo (co Natalie skwitowała pełnym wątpliwości spojrzeniem), a potem o podróży do Bostonu, która zakończyła się drzemką w taksówce i (nie wiedzieć czemu) pobudką w wielkim łożu, z Melissą i Jayem.
- Opowiedz to psychiatrze, a dowiesz się o swych skłonnościach kazirodczych i niezrealizowanym pragnieniu seksu grupowego - stwierdziła Natalie, które to słowa Will z kolei skwitował spojrzeniem dość ponurym.
- Jasne, jasne, wyśmiewaj się. Zabiorę cię ze sobą, do takiego snu, i sama zobaczysz - odparł.
Wspomniał o cycatej dżinniji, położywszy jednak nacisk nie na zakryte paroma tylko centymetrami kwadratowymi materiału atrybuty, a na ostry sejmitar (tym razem Natalie, na szczęście, nie przedstawiła swych seksualnych skojarzeń), o pytaniu, a potem o jaskini, spotkaniu innych graczy - z przewagą tych płci pięknej (harem ci się marzy - powiedziała bezgłośnie Natalie), rozmowie ze zbroją, która kazała się zwać Apostołem, oraz o dalszej wędrówce i rozmowach z pozostałymi osobami, wciągniętymi do gry.
- Pamiętasz numer tego telefonu?
- Kawałek tylko.
- Następnym razem umówcie się gdzieś wszyscy. Na przykład w Tisserie albo Best Bagel and Coffee - zaproponowała.
- Przewidujesz następny raz? - Will nie wydawał się zachwycony tą perspektywą.
- Tak by wynikało z twojego opowiadania - odparła. - Ale nie martw się, przykuję cię do łóżka. Albo przywiążę.
- I kto ma teraz erotyczne fantazje, co? - uśmiechnął się Will.
Wzajemne położenie obu ciał (i związane z tym położeniem wrażenia wizualne i dotykowe) sprawiło, że na moment wyrzucił z głowy sprawę Apostoła i dziwnych przeżyć, zajmując się działalnością znacznie przyjemniejszą.

- Stawiasz na zbiorową halucynację, sterowanie snem, kosmitów czy alternatywną rzeczywistość? - spytała po dłuższej (bardzo długiej) chwili.
- Zapomniałaś dorzucić magię - odparł Will. - Nie wiem, jak ktoś mógł nam zrobić taki numer. Magia by była najlepszym wytłumaczeniem.
- No i jeszcze magia... - Natalie pokręciła głową. - Skomplikowane. Biez wodki nie razbieriosz - dorzuciła powiedzenie, którego używał bodajże jej dziadek, który do Stanów dotarł przed laty z odległej Rosji.
Na moment przymknęła oczy.
- Wiesz, mam pomysł. - Wyskoczyła z łóżka, po raz kolejny przyciągając wzrok Willa pięknymi krągłościami. - Wstawaj, już! Czasami są ważniejsze sprawy niż łóżkowe przyjemności.
Na ten temat Will mógłby podyskutować, ale akurat nie zamierzał się z nią spierać.
- Chcesz się napić? - spytał uprzejmie, znacznie wolniej idąc w jej ślady.
Natalie uniosła uczy ku niebu.
- Pamiętasz imiona, nazwiska? - spytała, przystępując do czynności będącej odwrotnością striptizu.
- Dwa, trzy - odparł. Przez moment przyglądał się dziewczynie, po czym również zaczął się ubierać.
- Wiesz, że Lisa i Jay istnieją. Sprawdzimy, czy przynajmniej częściowo istnieje ten twój harem ze snu. Te twoje wszystkie one.
- Jak? - Will spojrzał na nią zaskoczony.
- Informatyk... - westchnęła. - Na jakim świecie ty żyjesz? Sprawdzimy je na facebook'u. Każdy ma konto na fejsie.
- Ja nie mam - mruknął Will.
- Czyli nie istniejesz. Jesteś zwykłą halucynacją.

Z Samanthą Zanders, zamieszkałą w Nowym Jorku, nie było żadnych problemów. Dziewczyna miała swoje konto.
- Poświęć się, załóż konto, wstaw fotkę, a potem do niej napisz. - Nie zważając na ponure spojrzenie Willa mówiła dalej. - Wszak ja nie będę do niej zagadywać. Wytłumaczę ci, co i jak trzeba zrobić. To proste. - Uśmiechnęła się nieco złośliwie.
Było, więc po paru minutach Will wysłał zaproszenie, opisując okoliczności, w których się spotkali.

Z Mayą był kłopot. Duży.
Will nie znał jej nazwiska, a poszukiwanie według imienia zdało mu się szukaniem igły w stogu siana. Jako urodzony na farmie wiedział, że w stogu siana i większe od igły rzeczy mogły się schować.
Maye w różnym wieku i różnych kolorach skóry ciągnęły się kilometrami. Ale wreszcie się udało.
Maya Moore z Brooklynu umieściła kilka swoich fotek z córką, parę z fioletowowłosą przyjaciółką (zapewne), a parę kolejnych z blondynką. Była tam też jakaś niepełnosprawna dziewczynka.
- Czy we śnie też się tak ubierała? - spytała Natalie. Nie dało się nie zauważyć, że stroje Mai były wyzywające i odsłaniały wiele z jej ciała.
- Dokładnie. - Will skinął głową.
- Ciekawe sny sobie zamawiasz. - W tonie Natalie zabrzmiała wyraźna kpina. - Pisz do niej, pisz.
W wysłanej wiadomości Will wspomniał i o zagadkach, i o Apostole. Dyplomatycznie jednak nie poruszył sprawy chusteczki.

- Jak się zwała ta cheerleaderka? Ta to z pewnością jest na bieżąco... - W Natalie obudziła się najwyraźniej żyłka dziennikarska i zamierzała doprowadzić sprawę do końca.
- Clara Guajardo.
- No to zobaczymy... Najpierw facebook, potem strona szkoły.
Tym razem jednak poszukiwania nic nie dały. W tym świecie Clara Guajardo nie istniała.

- Gdy się to wszystko skończy, to będzie z tego wspaniały materiał - stwierdziła.
- Chcesz to opisać? - Will był nieco zaskoczony. - Gdzie i po co?
- Jakieś opowiadanie czy coś... Tylko muszę sobie parę rzeczy zapisać.
Zaanektowała komputer Willa, po czym oznajmiła:
- No to opowiadaj raz jeszcze, od początku, ze szczegółami. A masz jeszcze tego SMS-a od Apostoła?

- Cwaniaczek - powiedział Will, gdy próba dotarcia do nadawcy się nie powiodła. - Pokombinował pewnie z jakąś bramką internetową lub włamał się na jakiś serwer. Te dzisiejsze zabezpieczenia...
- Albo to magia - uprzejmie zasugerowała Natalie. - No to opowiadaj.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 10-10-2016 o 14:54.
Kerm jest offline  
Stary 10-10-2016, 11:37   #46
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Dotąd Jennifer nie wiedziała, że ciało ludzkie ma aż tyle nocyceptorów, że potrafi odczuwać aż tyle bólu naraz. No dobrze, wiedziała, zdarzało jej się już doprowadzać do takiego stanu. Ale sądziła, że ten etap życia ma już za sobą, że jest dorosła i odpowiedzialna, że zna swoje granice. Rzeczywistość jednak pokazała, że wystarczy chcica i odrobina odrzucenia i poważna pani redaktor poważnego wydawnictwa przeistaczała się w głupią siksę. Noż kurwa!

J.J. westchnęła. Kac moralny był mimo wszystko gorszy niż kac pijacki. Kac po pijaństwie normalna rzecz. Ale żeby się tak samemu sponiewierać? I to dlaczego… z powodu odrzucenia?! Swoją drogą, frajer był z tego Daniela. Na bycie porządnym mu się zebrało po takim czasie! Mógł o tym pomyśleć zanim pierwszy raz TO się wydarzyło.


Obudził ją brzęk tłuczonego szkła i ciche przekleństwo. W pierwszej chwili, nie bardzo wiedząc, co się dzieje, wydała z siebie cichy jęk. W następnej przetoczyła się na bok i wyciągnęła rękę w kierunku nocnej szafki w poszukiwaniu telefonu. O dziwo ani telefonu, ani nawet szafki nie było tam, gdzie się spodziewała. Zamiast niskiego drewnianego mebla, jej ręka wymacała coś chłodnego i podłużnego.

- Osochozi… - mruknęła zdezorientowana, bowiem w jej sypialni niczego chłodnego i podłużnego koło łóżka nie miało być prawa.
- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić. - dał się słyszeć przyjemny męski tembr. Jego również nie miało prawa być w jej sypialni.

Jennifer podniosła gwałtownie głowę. Szybki rekonesans wykazał, że wbrew obawom, nocna szafka i telefon nie zniknęły z jej sypialni zastąpione czymś metalowym. To najzwyczajniej w świecie nie była jej sypialnia. Na podłodze obok łóżka stały dwa kieliszki i pusta butelka po winie. Koszulka, w której spała, to nie był jej rozmiar, a pościeli, w której beztrosko się kokosiła, przydałaby się przepierka.

Sypialnia nie była zupełnie obca. Właściwie to J.J. znała to pomieszczenie całkiem nieźle, spędziła tu wiele godzin obżerając się popcornem, popijając wino i oglądając filmy. Nie mogła jednak powiedzieć, by poczuła ulgę. Chyba nawet wręcz przeciwnie.

Dziewczyna usiadła na brzegu łóżka naciągając koszulkę na uda najmocniej jak to się tylko dało. Na szczęście mężczyzna nie zauważył jej żałosnych prób okrycia się. Zajęty był sprzątaniem rozbitego szkła w akompaniamencie własnego sarkania. Może to i lepiej. I bez jego spojrzenia czuła się parszywie.

- Czy… - zaczęła, zaraz jednak przerwała uświadamiając sobie, że zna odpowiedź.

Nic się między nimi nie wydarzyło. No… prawie nic. I może właśnie przez to “PRAWIE” tak podle się czuła. Ciekawe, czy on też miał takie przemyślenia?

- ... mogę prosić kawę? - dokończyła niezdarnie przeklinając się w duchu za to, jak idiotycznie musiało to zabrzmieć.
- Jasne, zaraz ci zrobię, tylko dokończę tutaj - odparł nie odrywając się od szklanych okruchów. Najwyraźniej nie dostrzegł w jej pytaniu niczego podejrzanego. A może nie chciał dostrzec?

Rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu ubrań. Zadziwiające. Jeszcze wczoraj wieczorem nie miała najmniejszego problemu, by się przy nim rozebrać do snu. A teraz sama myśl o tym, że mógłby zerknąć, gdy się przebierała, przyprawiał ją o szybsze bicie serca. Tymczasem ubrania leżały tam, gdzie je zostawiła. Niezdarna kupka tuż obok fotela. Bałaganiara z niej była. Cóż miała na to poradzić?

Ubrała się najszybciej, jak tylko potrafiła, pościeliła łóżko, poszła do łazienki przemyć twarz, a kiedy wyczerpały jej się wymówki, skierowała się do kuchni, by wypić kawę, na którą wcale nie miała ochoty z człowiekiem, któremu w chwili obecnej cholernie bała się spojrzeć w oczy. A przecież nic się nie stało, prawda? PRAWDA?!

Siedział przy stole milczący, z kubkiem parującego napoju w ręce, z zainteresowaniem śledząc kłęby pary unoszące się nad taflą gorącej cieczy . Usiadła naprzeciwko dukając podziękowania. Przysunęła do siebie kubek kawy i upiła łyk. Zerknęła na niego. Ich spojrzenia na chwilę się spotkały. W tej samej chwili oboje odwrócili wzrok jak poparzeni. Gdyby nie czuła się jak idiotka może nawet wydałoby jej się to zabawne.

Siedzieli dłuższą chwilę w milczeniu, w niemal całkowitej ciszy przerywanej jedynie sporadycznym siorbnięciem. Cholera! To było najgorsze kilka minut jej życia. Znali się jak łyse konie. Do tej pory potrafili gadać godzinami, a wystarczyła jedna noc i siedzieli naprzeciw siebie jak para obcych ludzi. I żeby to jednak była noc dzika i wyuzdana! Ale między nimi nie zdarzyło się nic! Prawie nic… tylko dlaczego było jej z tym tak źle?

- Przepraszam - szepnął Daniel nie patrząc na nią. Ze wszystkich rzeczy, jakie mógłby powiedzieć, postanowił przeprosić. Nosz kurwa!
- Nie przepraszaj. Nie zrobiłeś niczego, czego bym nie chciała - odparła, no bo co innego mu miała powiedzieć?
- Mimo wszystko przepraszam. Nie powinienem był… to się nie powinno było zdarzyć.

”Nie powinno było, ale się zdarzyło.” - pomyślała i gdyby tylko mógł podsłuchać jej myśli, usłyszałby głos suchy i beznamiętny. Nie powiedziała jednak tego. Nie było sensu. Tak jak nie było sensu mówić, że powinien się z tym pogodzić. To było oczywiste. Po co drążyć temat?

***

Gdy zatrzasnęły się za nią drzwi wejściowe do budynku, odetchnęła z ulgą. Sięgnęła do kieszeni płaszcza w poszukiwaniu papierosów i zaraz zaklęła szpetnie. Fajek nie było. Nie to, że zgubiła. Doskonale wiedziała, gdzie je zostawiła. W jego mieszkaniu, na parapecie przy drzwiach balkonowych. Jak by i bez tego dzień nie zaczął się wystarczająco parszywie. Tak to jest, jak człowiek stara się uciec jak najszybciej. No trudno. Nałóg będzie musiał poczekać. Nie chciała tam wracać. Nie teraz, nie prędko.


- Niech cię szlag, Daniel! - syknęła usiłując się doczołgać na skraj łóżka.

Dłuższą chwilę siedziała na brzegu łóżka oceniając swoje szanse na dotarcie do kuchni. Ocena wypadła pozytywnie, toteż po dobrych dwóch kwadransach zbierania sił ostrożnie wstała. Ostrożność niestety nie uchroniła jej skroni od pulsującego bólu, co J.J. skwitowała przeciągłym syknięciem. Jedynie nadludzkim wysiłkiem woli powstrzymała się od wczołgania się z powrotem do łóżka i zwinięcia w kłębek pod kołdrą.

Aspiryna. Gdzie w tym cholernym domu mogło być cudowne dziecko Felixa Hoffmana? Odrobina desperackich poszukiwań na szczęście przyniosła oczekiwany skutek w postaci pudełka białych, niepozornych tabletek. Jennifer wzięła dwie i wrzuciła je do szklanki wody. Ciche “psssssss”, jakie się przy tym rozległo,przyprawił ją o kolejny grymas bólu, ale dzielnie zniosła torturę mając nadzieję na rychłe wybawienie.


Jen z trudem przełknęła paskudne lekarstwo pocieszając się w myślach, że im paskudniejsze w smaku tym skuteczniejsze w działaniu. Następnie sięgnęła po paczkę fajek i zapaliła jednego. Zaciągnęła się łapczywie, by po chwili równie łapczywie łapać każdy oddech. ”Niedobrze” - pomyślała.

Ignorując torsje zaciągnęła się kolejny raz, tym razem ostrożnie, maleńką porcją. W tym samym momencie doznała tego dziwnego uczucia. Błąd w Matrixie, lub - jak kto woli - deja vu uderzyło w nią z siłą kowalskiego młotu. Miała taki sen… cholernie dziwny sen. Ciemnoskóry policjant i ona. Paliła, ale zupełnie jej nie smakowało, zupełnie jak teraz.

Co ten alkohol robi z ludźmi - pomyślała gasząc w popielniczce w połowie wypalonego papierosa. Zerknęła na swoje odbicie w lustrze na drzwiach szafy i jęknęła przeciągle. Nie, nie dlatego, że coś ją zabolało. Ot, zwyczajnie, wyglądała jak siedem nieszczęść.

Prysznic. Tego jej było trzeba. Pociągnęła nosem i jedynie utwierdziła się w tym przekonaniu. Ciepła woda zmyje z niej resztki pokręconego snu i parszywe samopoczucie.


Gorące strumienie spływające leniwie po nagim ciele. Uwielbiała to! Z kolei Daniel preferował wodę letnią, w temperaturze ciała, taką w której ona zamarzała. To mógł być jeden z powodów, dla których nigdy nie robili Tego pod prysznicem. Swoją drogą… skąd u niej w ogóle takie wspomnienia? Daniel był… technicznie rzecz biorąc, to był jej Ex. A o Ex nie należy rozmyślać. A już zwłaszcza w kategoriach wspólnych pryszniców.

No dobrze, Daniel nie był podręcznikowym przykładem Ex. Choćby dlatego, że nie zionęli do siebie nienawiścią. Byli przyjaciółmi. Właściwie to… ten związek miał charakter czysto epizodyczny. Przede wszystkim byli przyjaciółmi.

No dobrze, podręcznikowym przykładem przyjaciół to też nie byli. Było między nimi to dziwne napięcie, ta bariera, która powstała, gdy zadecydowali, że bycie razem to jednak nie jest to, co tygryski lubią najbardziej.

Co ją w ogóle naszło na takie rozmyślania tego parszywego poranka? Nie dość jej było krzywych faz we śnie i bólu głowy? Wszystko przez ten pocałunek! Nie powinien był jej całować. A jak już pocałował, to nie powinien był przestawać. Od nadmiaru seksu jeszcze nikt nie umarł. A już na pewno nie groziło to Jen. Ostatnimi czasu nadmiar seksu był ostatnim, co mogło jej grozić. Cholerny Daniel i jego cholerne skrupuły! Gdyby nie one, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Obudziłaby się odprężona, w przyjemnie ciepłych męskich ramionach, pachnąca seksem, a nie z kapciem w ustach i szaloną orkiestrą pod kopułą.


Kawa i kolejne podejście do porannego papierosa. Tym razem, na szczęście, udane. Zaciągając się z lubością heterogenną mieszanką smoły, arsenu i całego zła tego świata Jen zauważyła wibrowanie telefonu.

Cytat:
OD: Daniel
TREŚĆ: Jak tam, żyjesz?
Cholerny Daniel! Czyżby znał ją na tyle dobrze, że przeczuwał, co mogła ze sobą zrobić po jego wyjściu? To po co wychodził, dupek jeden? I co mu miała odpisać? Że żyje, tylko miała serię pokręconych snów? Uśmieje się, gdy mu o nich opowie.

Nim zdążyła odpisać przyjacielowi, zauważyła jeszcze jedną wiadomość, której wcześniej nie odczytała. To jej przyjście musiało ją zbudzić rano.

Cytat:
OD: Apostoł
TREŚĆ: Jesteście?!
”O kurwa! O żesz kurwa, ja pierdolę! To jakiś żart! Bardzo, kurwa, nie śmieszny żart.” - pomyślała Jen drżącymi rękoma wystukując na klawiaturze odpowiednie słowa.

Cytat:
DO: Daniel
TREŚĆ: Jest źle. Przyjedź.
Wysłała. Po chwili zastanowienia dopisała jeszcze coś.

Cytat:
DO: Daniel
TREŚĆ: Proszę...
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 10-10-2016 o 12:53.
echidna jest offline  
Stary 10-10-2016, 14:16   #47
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Melissa i Jayden cz 2 / 2

Jayden położył prawą dłoń na blacie i wpatrywał się w nią z uwagą. To w tę rękę skaleczył się, będąc w pierwszej alternatywnej rzeczywistości. Rozbite lustro pozostawiło na jego dłoni wyraźne nacięcie. Gdyby Jay był w tamtym świecie naprawdę, rana powinna zostać na jego ciele również tutaj, prawda?
Przypomniał sobie słowa Apostoła. To wszystko była gra, tak starał się im to wyjaśnić. Tylko dlaczego właśnie oni zostali wybrani? I jakim cudem współczesny świat nie dowiedział się jeszcze o tym dziwnym zjawisku? Nagle do głowy Jaydena napłynęły wszystkie teorie spiskowe i wierzenia o UFO, które kiedyś gdzieś zasłyszał. Czyżby tamci wariaci mieli rację?
- Powiedziałaś tam, że jest to swojego rodzaju alternatywna rzeczywistość. Nadal myślisz, że to prawda? Że zostaliśmy wrzuceni do tamtej rzeczywistości, w której my… no tego? Czy taka rzeczywistość w ogóle może być prawdopodobna?
Lisa zruszyła ramionami. Opuściła ręce kładąc je na blacie stołu, nieśmiało spojrzała na niego.
- W tamtej rzeczywistości poznaliśmy się wcześniej... - mruknęła odwracając spojrzenie. Była cała czerwona z zawstydzenia. - Tu znamy się raptem pół roku… - znów wzruszyła ramionami jakby w geście, że niczego nie potwierdza ani nie zaprzecza. Wbiła spojrzenie w parującą herbatę.
- Ciekawe jak - burknął i pokręcił głową. - Kiedyś… kiedyś byłem trochę inny. Na pewno nie zwróciłabyś wtedy na mnie uwagi - dodał jakby z lekkim żalem. Ucichł na dłuższą chwilę, pewnie zastanawiając się, dlaczego zaczął się tłumaczyć przed Liss. Wszak dla niego ich związek wciąż był nie do wyobrażenia.
- Przecież te inne rzeczywistości nie muszą być takie… rzeczywiste. Ta druga, ta z latającą zbroją. To na pewno nie było realne.
Dziewczyna uniosła spojrzenie na jego twarz. Mimowolnie się uśmiechnęła. Ale zaraz na powrót pojawiło się na jej twarzy zmartwienie.
- Pomijając już fakt, że nie jestem nawet w twoim typie - stwierdziła Melissa, jakby z pretensją w głosie. Westchnęła i pokręciła głową. - Ale tamto... Ten sen był tak prawdziwy, a wszystko wydawało się w nim być na swoim miejscu… - wspominając domek na przedmieściach Bostonu Melissa, w zamyśleniu przygryzła wargę. - Nie, ten drugi sen był zupełnie inny, był bardziej snem, a te inne postaci w nim takie nierealne…
Mechanik skupił wzrok na jakimś punkcie, przypominając sobie urywki z pierwszego “snu”. I o dziwo jego mina choć na moment rozpogodziła się.
- Poczekaj. Wiem, jak to sprawdzić. Może nam się coś po prostu uroniło. Ale Will. Will był tam też z nami, chociaż wczoraj wieczorem był u siebie w mieszkaniu. Wiem, że to zabrzmi głupio, ale zadzwoń do niego - powiedział ożywiony. Może liczył na to, że brat Liss wyśmieje ją za opowiadanie bredni i zyskają w ten sposób potwierdzenie, że to wszystko było tylko dziwnym zbiegiem okoliczności. W końcu… mogli śnić o podobnych rzeczach. Rzeczach, na których im zależało.
Dziewczyna przyglądała się chwilę Jaydenowi, zastanawiając nad jego pomysłem.
- Racja - odparła, po czym wstała od stołu i skierowała się na poszukiwanie telefonu. Ostatnio słyszała go w okolicach wieszaka na ubrania. I był, w kieszeni kurtki. Wyciągnęła go i włączyła ekran. Oczywiście urządzenie nie było zahasłowane. Widząc wiadomość, pomyślała tylko, że brat próbował pewnie nawiązać z nią kontakt. Wdusiła ikonkę i... Pobladła.
Spróbowała zadzwonić na ten numer.
- Nie ma takiego numeru. Nie ma takiego... - Melissa rozłączyła się słysząc automat. Zdenerwowana wybrała numer do brata.
Pierwszy sygnał, drugi... kolejny, w końcu załączyła się poczta głosowa.
- Spokojnie, pewnie był zajęty... - mruknęła zaniepokojona. Anulowała połączenie.
Opuściła rękę w której dłoni trzymała telefon i wróciła do kuchni.

- Nie odbiera - powiedziała siadając na powrót przed stołem. - Ale pewnie jest zajęty... Dziewczyna do niego przyjechała… - wyjaśniła spokojnym tonem, choć było widać, że wysila się, by tak brzmieć.
Jayden skrzywił się lekko i pokręcił głową. Wyglądał tak, jakby ktoś odwlókł wyniki jego badań na obecność jakiejś paskudnej choroby.
- No tak, pamiętam. Wczoraj przygotowałaś dla nich kolację - parsknął i upił trochę herbaty. - Ciekawe, co z tamtymi kobietami. Tymi, które zachowywały się podobnie do nas. Myślisz, że były tylko naszym wyobrażeniem? Właściwie to wyglądały jak zjawy…
Melissa pokiwała głową. Telefon położyła na blacie, tak by widzieć, gdyby ktoś do niej miał dzwonić.
- Ciekawe czy ten cały Apostoł i reszta też była niecielesna... Choć tamta roznegliżowana dotknęła mojego brata… - dziewczyna aż skrzywiła się na to wspomnienie. Rękoma sięgnęła po herbatę i objęła dłońmi kubek.
- O ile pamiętam, ten pieprzony Apostoł - zaczął, zerkając na swój telefon - raczej nie miał ciała, tylko tą głupią zbroję - bąknął na wspomnienie istoty, której gdyby miała standardową twarz, przywaliłby prosto w nos.
- Ta cała sprawa - powziął po chwili. - Głowa zaczyna mnie boleć. Chyba potrzebuję się przewietrzyć - westchnął i potarł dwoma palcami skroń. - Miałaś jakieś plany na rano? Chcesz już wracać do domu? - zapytał, podnosząc wzrok na Liss.
Pokręciła głową przecząco.
- Nie, nie mam żadnych - dodała. - W poniedziałek dopiero idę do pracy. A do domu mi się nie śpieszy... Czuję się trochę jak piąte koło u wozu, gdy jest tam też Natalie... - mruknęła i po powiedzeniu tego, odwróciła wzrok. - Ale jak masz plan, to nie będę przeszkadzać - dodała pośpiesznie, spoglądając na niego ze zmieszaniem.
- Myślałem… myślałem, żeby się przejechać za miasto. Dawno już sobie nie robiłem takich wypadów. Zazwyczaj pomagały mi, kiedy rozstawałem… kiedy miałem większy niż zazwyczaj mętlik w głowie - mruknął i upił duży łyk herbaty. - Może dobrze będzie odnowić stare zwyczaje.
Telefon Melissy rozdzwonił się akurat w momencie gdy otworzyła usta by odpowiedzieć. Urządzenie zrobiło to tak nagle, że dziewczyna aż podskoczyła na krześle.
- To Will - powiodła spojrzeniem od urządzenia na Jaya. Nie czekając na nic wstała od stołu i poszła do salonu, tak jak to miała w zwyczaju, gdy rozmawiała przez telefon.
Jayden w tym czasie pozbierał naczynia po śniadaniu i umieścił je w zlewie. Widząc, że jego gość jest zajęty rozmową, puścił wodę z kranu i wziął się za zmywanie. Szum wody i odległość Liss utrudniały mu podsłuchanie rozmowy. Zresztą, nawet się na to nie silił. Szanował prywatność Teksanki, toteż w pełni skupił się na na talerzach.

Rozmowa chwilę zajęła Melissie. Wróciła do kuchni, oparła się o ścianę i w zamyśleniu patrzyła, jak mężczyzna odkłada umyte i już wytarte naczynia do szafki.
- Wiesz, że w tamtym świecie mieliśmy zmywarkę? - odezwała się, z lekkim uśmiechem. - To co? Przejażdżka? - zapytała. - Czy po prostu zaczniesz coś dłubać przy aucie, a ja się będę temu przyglądać? - zaproponowała dodatkową opcję.
Jayden pokręcił głową z uśmiechem, opierając się pośladkami o zlewozmywak.
- Nie wierzę, że mogłem się tam na to zgodzić. Zmywarka to mój wróg - zachichotał i przyjrzał się Melissie.
- U niego wszystko w porządku? - zapytał, nim sam udzielił odpowiedzi na zadane pytanie.
- Tak. W najlepszym. Ale chyba Will idzie na wyparcie. Albo przed Nat tylko robił dobrą minę - wzruszyła ramionami. - Wieczorem będę się z nim widzieć to pogadam... Choć pewnie przy Nat będzie nam trudno rozmawiać o tym śnie - westchnęła i zaraz zaczęła się czymś zamartwiać.
Mężczyzna odetchnął cicho i postukał palcami o ladę. Być może uwierzył, że Will faktycznie nie doświadczył żadnych dziwnych snów. A to by oznaczało, że przypadek jego i Liss był po prostu… przypadkiem. Co za ulga! Tylko… co z tym SMS’em?
- Muszę gdzieś pojechać. Co powiesz na wycieczkę do Montauk? - zapytał, odpychając się od zlewu.
- Znaczy on przyznał, że miał ten sen. Tylko nim się nie przejmuje twierdząc, że na pewno da się to logicznie wytłumaczyć - sprostowała swoją wypowiedź.
- Montauk? - Melissa spojrzała na Jaya pytająco. Sama poruszała się głównie po ścisłym centrum Nowego Jorku, a jeżdżąc na karetce to kierowca przejmował się jak dzielnice się nazywają, a ona często, zaaferowana swoimi obowiązkami, nawet nie zwracała uwagi gdzie jest. - Może być Montauk - uśmiechnęła się do Jaydena ciepło.
Jay zrobił minę, jakby chciał przekląć, ale najwidoczniej się powstrzymał, ponieważ jedynie przygryzł zęby. Nie wyglądał jednak, jakby sprostowanie Liss wytrąciło go z równowagi. Wręcz przeciwnie. Jeszcze żwawiej ruszył do swojego pokoju.
- Daj mi chwilę, tylko się przebiorę - powiedział, zamykając za sobą drzwi.
- Okej... - spojrzała za nim zastanawiając się czy aby wszystkie swoje rzeczy zabrała stamtąd, ale zaraz odwróciła się w kierunku stołu. Wciąż stała tam jej herbata. Nawet jej nie zdążyła spróbować. Podeszła i wzięła kubek do ręki. Zbliżyła się do okna i spojrzała przez nie na ulicę.
Dzielnica była... No, z pewnością Lisa sama by się tu nie wybrała, lecz z Jayem czuła się jakby pewniej, bezpiecznie. Ufanie mu przychodziło jej bardzo naturalnie.
Pogrążona w myślach czekała, aż jej przyjaciel się wyszykuje.
I nie musiała długo czekać. Jayden zmienił koszulę oraz podkoszulkę i jeśli węch jej nie mylił, użył nowych perfum.
- To co. nadal chętna odwiedzić wschodnie wybrzeże? - zapytał, zgarniając z komody klucze oraz dokumenty.
- Ja jestem tylko pasażerem - uśmiechnęła się szeroko i ruszyła, przechodząc obok Jaya, do wieszaka po swoją torbę. - Pojadę tam, gdzie mnie zabierzesz - dodała, zakładając na siebie kurtkę i buty.

Przystanął w korytarzu, spoglądając na nią zagadkowo. Przez chwilę zawahał się, czy aby na pewno powinni opuszczać mieszkanie. A co, jeśli to wszystko była prawda? Jeśli byli teraz obserwowani przez jakiegoś szaleńca, czy raczej szaloną, lewitującą zbroję? To wszystko wydawało się Jayden’owi w cholerę niewiarygodne, ale… cóż, zawsze pozostawała ta najmniejsza, najbardziej niewiarygodna szansa.
Pokręcił głową i sięgnął po swoje buty. Popadał w paranoję. Nie żeby nie miał ku temu dobrych podstaw. Jednak stać go było na więcej.
- Może nawet dostaniemy się na latarnię na wybrzeżu - zastanowił się, oklepując swoje kieszenie. - Dawno już tam nie byłem - dodał i ruszył w stronę drzwi, wyjmując klucze.
- Latarnia morska? Ekstra! - propozycja ewidentnie przypadła Lisie do gustu. - Będzie widać cała okolicę - dodała z zadowoleniem. - A później dasz mi się wyciągnąć na lunch na mieście.
Jayden otworzył drzwi i wyszedł na klatkę schodową, czekając, aż Liss do niego dołączy.
- Możemy podskoczyć do smażalni ryb. Będziemy mieli tam blisko - zaproponował z uśmiechem.
- Jasne - zgodziła się. Wyszła z mieszkania na klatkę schodową i stanęła za nim. - Jak się tak zastanowię, to choć mieszkam tu już rok, to ledwie co poznałam Nowy Jork.
- Musisz mniej czasu spędzać w pracy - odparł i zatrzasnął za nimi drzwi, następnie przekręcając zamek.
- Albo przynajmniej chodzić tam w ludzkich porach - dodał, kręcąc głową i pierwszy ruszył w dół po schodach.
Liss pokręciła tylko głową ma jego uwagę i zaraz dołączyła do niego i już po kilku chwilach siedzieli w czarnym Mustangu, kierując się na wschodni półwysep.

Oboje poczuli się znacznie lepiej, będąc w drodze i już nawet nie chodziło o to, że cieszyli się na cel podróży. W ich wypadku samo przyjemność z jazdy sprawiała, że poranny stres i zmartwienia udało się zepchnąć na dalszy plan. Muzyka rockowa wydobywająca się z głośników Mustanga dodatkowo polepszała nastrój.
- Wiesz, trochę ciężko, żeby moja praca była od dziewiątej do piątej - Melissa, która rozsiadła się wygodnie na fotelu pasażera, postanowiła nawiązać do jego wcześniejszych słów. - Nie przeszkadza mi praca zmianowa, bo lubię moją pracę - spojrzała na niego wymownie a propos jego twierdzenia, że praca nie jest od lubienia.
- Powinieneś też spróbować żyć z tego, co sprawia ci przyjemność - chyba nie zamierzała mu odpuścić próby przekonania go, by zatrudnił się w warsztacie.
- Nie, Liss. Nie roztrząsamy tego tematu. Jest jak jest - odparł sfrustrowany, wbijając się na lewy pas i wymijając jednego pickup’a. Jego reakcja musiała świadczyć o tym, że kończyły mu się wymówki, więc Liss natrafiła na pustą ścianę uporu.
- Samochody to tylko pasja. Nic więcej.
- Czemu się tak przed tym bronisz? - wyraźnie jego opieranie się tylko bardziej ją ciekawiło, co leży u podstawy tej niechęci. - Już kiedyś próbowałeś? - wypaliła i po chwili posmutniała, że może niepotrzebnie drąży jakiś nieprzyjemny dla niego temat.
- Po prostu!... - zaczął nerwowo, zaciskając dłonie na kierownicy. Po chwili szybszej jazdy odetchnął głęboko i rozparł się na fotelu.
- … po prostu wszystko, za co się zabiorę, prędzej czy później rujnuję - dopowiedział zrezygnowany, na chwilę zjeżdżając na prawy pas, by przepuścić jadący za nim samochód sportowy.
- A to… to jedna rzecz, na której mi zależy. I czuję, że dopóki nie wezmę na siebie zobowiązania, nic nie pójdzie źle.
- Jay... - dziewczyna spojrzała na niego ze współczuciem. Jego gniew czy nagłe zwiększenie szybkości jazdy nie było czymś, co ją by wystraszyło. Przez chwilę zerkała na niego w zamyśleniu, aż w końcu się rozpogodziła.
- Oj, niepotrzebnie panikujesz - uśmiechnęła się. - Kurczaki pana Mao nie były czymś, co mogło ci wyjść. Większość twoich fuch, którymi się zajmowałeś, to albo szemrane interesy, albo coś zupełnie nie związanego z twoimi umiejętnościami. To tak jakbym ja miała naprawiać komputery - roześmiała się. - Po prostu w pewnych dziedzinach jest się skazanym na niepowodzenie, a w innych bez wysiłku spotyka nas sukces - mrugnęła do niego.
- Nie, Liss. Przerabiałem to już wystarczającą ilość razy. Dobrze jest, jak jest. Radzę sobie i nic więcej nie potrzebuję - powiedział, mając nadzieję, że zabrzmiał wystarczająco pewnie.
Zerknął na nią. Wiedział, że nie potrafi się na nią złościć. Był świadom tego, że chciała tylko pomóc, za co zresztą był jej wdzięczny. W końcu nikt ostatnio nie okazywał mu tyle troski, co ona. Jednak Liss nie rozumiała, że Jayden już taki jest. To, co doświadczył w życiu, ukształtowało go na dzisiejszy obraz. Nie był tym Jayden’em z alternatywnej rzeczywistości. I nie wiedzieć czemu, za każdym razem, kiedy o nim pomyślał, odczuwał do niego skrywaną niechęć.
- Jako osoba bezrobotna, brzmisz niezwykle przekonująco - stwierdziła Melissa z pewną dozą ironii w głosie, ale nie było w tym nic złośliwego.
- Ale Jay... Ja nie mówię, żebyś się zatrudniał w korpo ASO - jeśli myślał, że zarzuciła temat, to właśnie się zawiódł. - Tam byś się na pewno nie nadał - dodała kiwając głową z wyrozumiałością. - Ale taki mały warsztat... Na przykład specjalizujący się w naprawie starszych aut... - zamyśliła się nad własnymi słowami, po czym na jej twarzy wykwitł uśmiech zadowolenia z tego, co przyszło jej do głowy.

Jayden nie wiedząc już, co odpowiedzieć, postanowił nie odpowiadać wcale. Podgłośnił muzykę lecącą z odtwarzacza. Czekało ich dobre ponad dwie godziny jazdy do Montauk. I nie wyglądał tak, jakby zamierzał przez cały ten czas rozmawiać o swojej pracy.
Melissa nie zamierzała przekrzykiwać muzyki, więc po tym jak przewróciła oczami, po prostu oddała się czerpaniu radości z jazdy. I tylko lekki uśmieszek jaki miała na buźce zwiastował, że temat jeszcze wróci na wokandę.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"

Ostatnio edytowane przez MTM : 10-10-2016 o 14:48.
MTM jest offline  
Stary 24-10-2016, 15:19   #48
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Maya Moore

Maya nie miała czasu na dalsze rozmyślania, bo Emma zdecydowanie domagała się jej uwagi i przede wszystkim pomocy w zadaniu domowym. Pochyliła się nad ramieniem córeczki, chłonąc jej zapach i jednocześnie czując jak ciepło i spokój rozlewają się po jej całym ciele. Pierwszy raz od dłuższego czasu udało jej się zapomnieć o dziwnym strachu, który towarzyszył jej odkąd obudziła się… tam. TAM było w pewnym sensie dobre, Charlotte była zdrową licealistką, która przekomarzała się i klęła, a matka była spokojniejsza, bardziej zadbana, pewna siebie. Były cuda i spełnione marzenia. Ale nie było Emmy. Jej własnego, personalnego cudu. Jej największego i najwspanialszego dokonania.
Pod wpływem impulsu pocałowana córeczkę w odsłonięty kawałek szyi.
- Mamoooo, przeszkadzasz! - ofuknęła ja dziewczynka.
W tej samej chwili telefon Mayi zadźwięczał, informując ją o kolejnym smsie. Niejako z obawą, sięgnęła po niego, głęboko wciągając powietrze.

Cytat:
Od: SzefDupa
Masz dziś prywatną imprezę. Klub został wynajęty w całości, a klient poprosił o konkretne dziewczyny. Jesteś na liście, więc masz być. Bądź na 18, bo zamówiłem makijażystkę i fryzjera.

Samantha Zanders

Samantha opierała końcówkę długopisu na dolnej wardze, od czasu do czasu przygryzając metalową skuwkę. Jej poszukiwania, mimo tego, że i tak spodziewała się wielkiego zera były ogromnym rozczarowaniem.
Jeszcze pół godziny temu, wpisując w Google frazę “impreza znak exit” liczyła, że znajdzie cokolwiek, choćby drobne naprowadzenie. Zalała ją jednak fala grafik, skupiająca się na słowie “exit”. Po połączeniu tego z “plama krwi obraz” dostała jeszcze większe śmieci. Dołączanie, przestawianie i kasowanie słów z zagadek również w niczym jej nie pomogło.
Dziewczyna miała ochotę wyrzucić swój komputer przez okno, jednak kilka głębszych oddechów ją uspokoiło. Telefon zawibrował, informując Sam o nowym smsie. Jej serce zabiło szybciej, kiedy sięgała po smartfona, a przeczucie okazało się słuszne.

Cytat:
Od: 347-957-8083
Tego szukasz?

i tego?

Jennifer Jones

Jessica ochlapała twarz wodą i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Nie wyglądała jak ona. To znaczy fizycznie tak, oczywiście. Tak jej jeszcze nie pokręciło. Miewała również gorszego kaca oraz wory pod oczami. Ale tym razem wszystko było bardziej... ostre. Minimalne zmarszczki wokół oczu zrobiły się wyraźniejsze, a drobne plamki żółci wokół jej źrenicy jakby bardziej intensywne. Przygryzła wargę, próbując powstrzymać narastające w niej emocje.
Kiedy jej komórka dźwięcznie poinformowała ją o kolejnym smsie, prawie krzyknęła przestraszona. Nie, to co się z nią działo, też nie było normalne.
Przez chwilę miała nawet wrażenie, że stoi obok i patrzy z dystansem na zupełnie obcą osobę, a nie na… siebie. Sięgnęła po telefon, czując, jak robi się jej niedobrze - nie wiedziała, czy to alkohol jeszcze dawał się we znaki, czy może to był po prostu... strach?

Cytat:
OD: Daniel
Ok. Będę
Wypuściła powietrze, zdając sobie dopiero teraz sprawę z tego, że kiedy wzięła do ręki komórkę, to wstrzymała oddech.


Melissa Waggoner i Jayden Blackleaf

Nie, nie było smażalni ryb, ani latarni, ani Montauk. Był za to dymiący samochód stojący częściowo na chodniku pod kamienicami na Brooklynie.
- Do jasnej cholery - zaklął Jay, próbując się ponownie pochylić nad otwartą maską. - Nie ogarniam, przecież wypieściłem go ostatnio bardzo. Nie powinno nic dać nam takich… objawów. Ja pieprzę!
Melissa z jednej strony miała ochotę się rozpłakać, z drugiej szaleńczo zaśmiać. Jechała na wycieczkę. Z Jay’em. Który śnił, czy tam przeżył, to samo co ona. Tak jakby to miał być jakiś jeden, wielki, świecący znak. Ale zamiast szansy na rozmowę, na wspólny odpoczynek, dostała… no właśnie. Mieli na spokojnie nad wszystkim się zastanowić, odciąć od szaleństwa, które ich próbowało “dopaść”, albo już w sumie “dopadło”. Czy wzięli w ogóle pod uwagę fakt, że może zatruli się we trójkę - ona, Will i Jay czymś? Może to wszystko było jednym wielkim nieporozumieniem?
Opierała się o skrzynkę pocztową, patrząc na ten smutny obrazek - Jay’a wściekającego się w ciszy na samego siebie. Oczywiście, że podejrzewał swoje zaniedbanie, oczywiście, że był spięty, widziała to w sposobie w jakim nosił w tej chwili ramiona.
- Może wezwę jakąś pomoc drogową, co? - Domyślała się, że Jay się nie zgodzi, ale stwierdziła, że powie cokolwiek, dla samego faktu mówienia.
Mężczyzna albo udał, albo rzeczywiście nie usłyszał jej pytania.


William Waggoner

Trzeźwe podejście do sprawy drugiej, niezaangażowanej w wydarzenia i zaufanej osoby zdecydowanie poprawiło humor Williamowi. Przecież na wszystko dało się znaleźć racjonalne wytłumaczenie, prawda? Symultaniczne sny, dziwne przeżycia, przecież nawet tę dziewczynę z facebooka, tę Mayę, można było wytłumaczyć - może gdzieś ją widział, albo o niej słyszał i wszystko powędrowało do jego “snów”.
- Chyba dostałeś wiadomość na facebooku - zauważyła Natalie, przerywając opowieść Will’a.
Oboje pochylili się ku ekranowi komputera. Kobieta miała rację, na koncie Willa świeciła się znana ikonka, a wiadomość w skrzynce odbiorczej była od Mayi Moore.

Cytat:
Myślę, że powinniśmy się spotkać. Jestem ci winna chusteczki.
W tym samym czasie portal poinformował Willa, że dostał kolejną odpowiedź, tym razem od Samanthy Zanders.

Cytat:
To co mówisz jest prawdą, pamiętam że było tam i więcej osób. Rozumiem, że całkowicie normalnie obudziłeś się dzis, jakby nigdy nic? Widziałam się z Mayą. To jakieś szaleństwo, ale sądzę, że powinniśmy poszukać pozostałych osób i spotkać się gdzieś wspólnie.

Jessica Hoffman

- Mam. Przesyłam ci na maila wyniki… co najmniej dziwne. Nazwiska sprawdzę na bieżąco, czekaj na linii.
Jennifer w tym czasie podpięła do swojego smartfona zestaw słuchawkowy i pochylając się nad skrzynką odbiorcza i mailem, którego otrzymała, czekała.

Cytat:


Paliłaś trawkę i brałaś Xanax? Bo nie wierzę w to, co widzę…
Xanax? Marihuana? W jej wynikach? Pieprzone smsy od jakiegoś...czegoś. Po prostu to wszystko nie miało sensu i nie trzymało się kupy. Przecież halucynacje, nie wnikając już przez co spowodowane, nie wysyłały smsów! To musiał być jakiś bardzo zły żart, kogoś bardzo wrogiego.
- Numer jest analizowany, ale na razie nic. Zanders, Moore mam. Moore siedziała w areszcie dobę za zakłócanie porządku, ma jakieś mandaty za prędkość, drobne pierdoły. Zanders czysta. Przesyłam adresy. Brown - nic. Mirabel w każdym razie. Jest jakiś Brown, Peter, osadzony, no ale nie Queensboro. To ma jakiś związek z twoją nową sprawą? Szukasz czegoś? Coś się dzieje? - mężczyzna zawiesił głos, czekając na odpowiedź Jennifer.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners

Ostatnio edytowane przez Morri : 28-10-2016 o 20:44.
Morri jest offline  
Stary 27-10-2016, 23:59   #49
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Pierwsze co zwróciło uwagę Sam, to nieznany numer. A potem zawiesiła wzrok na zdjęciach i rozpoznała obraz, który widziała w pokoju dziecka sadysty
Cytat:
Kim jesteś? Jak zdobyłeś mój numer i skąd wiesz, że tego szukam?
Po krótkiej chwili oczekiwania dostała odpowiedź:
Cytat:
Kimś, kto chce pomóc. Mam wiele przydatnych umiejętności

Cytat:
Chcesz pomóc mi rozwiązać tę zagadkę? To może zacznijmy od tego, że odpowiesz mniej zagadkowo na moje pierwsze pytanie.
Po chwili zastanowienia wysłała kolejną wiadomość
Cytat:
Czy wiesz co się ze mną i z tymi innymi ludźmi dzieje? Co to jest za gra? O co w niej chodzi?

Cytat:
O życie. Zagadka jest prosta. Odpowiedź zaś składa się ze znanych Ci słów. Museum of Modern Art.

Po tej wiadomości Samantha podniosła się od komputera, wcześniej wysyłając odpowiedź na pytanie Williama Waggonera. Spojrzała na zegarek i zamknęła laptop. Wzięła swoje dokumenty i telefon, po czym wysłała wiadomość do Mayi
Cytat:
Mam nowe informacje, opowiem ci w Tisserie.
***

Wychodząc ze swojego osiedla oczom Sam ukazał się niecodzienny widok. Bo nie każdego popołudnia, opuszczając swój “rewir” widziała stojący na przeciwko niezwykle seksowny samochód, który nieco dymił spod maski oraz dwójkę wyglądających znajomo ludzi, którzy kręcili się wokół niego.

Samantha przyjrzała się autu już trzymając w dłoni kluczyki do swojego Chevroleta Cruze i już miała skręcić by do niego podejść i wsiąść, gdy jej uwaga została zwrócona przez, najpierw niesamowity samochód, a potem dwójkę, która przy nim stała. Sam rzadko wierzyła w zbiegi okoliczności
- No nie wierzę… - mruknęła. To jakiś żart? Miała pamięć fotograficzną, więc bez większego problemu zorientowała się, gdzie już widziała tych ludzi. Rozglądając się, żeby coś jej nie rozjechało, przeszła na drugą stronę ulicy, wkładając kluczki do torebki
- Problemy z samochodem? - zapytała głośno, stając w pobliżu już po ich stronie.

- Wiedziałem, żeby gnojka wstawić na noc do garażu. Zostawisz go tylko na chwilę na podjeździe, to zaraz mu coś odwala - Jayden pokręcił głową, zapierając się dłońmi o zderzak.
Kiedy dosłyszał jakiś głos nadchodzący ze strony jezdni, przekrzywił głowę w kwaśnym grymasie. Zaraz jednak jego mimika zmieniła się z gniewnej i sfrustrowanej na w pełni zaskoczoną.
- Ty… - zaczął zdumiony i wskazał kobietę, która do nich podeszła palcem. - To… to nie możliwe. Byłaś tam… - Jay spoglądał nieporadnie na Samanthę, co jakiś czas zerkając na Liss, jakby szukając w niej wsparcia.
Melissa za to z początku wyglądała na zmartwioną, gdy z założonymi rękami wpatrywała się to w upartego Mustanga, który nie chciał słuchać swojego właściciela i postanowił po prostu odmówić współpracy na ten dzień, to na zezłoszczonego Jaydena. Awaria wozu nie ruszyła Lisy za wiele i w sumie było to dla niej całkiem zabawne zrządzenie losu, że akurat teraz się zepsuł - gdzie tuż przed ich wyjściem ona proponowała Blackleafowi opcjonalne udanie się do garażu i podłubanie w aucie dla sportu.
Ale to, co ją tak naprawdę teraz martwiło to właśnie złość chłopaka, który w gniewie mógłby przecież zrobić coś głupiego. Panna Waggoner już gorączkowo rozmyślała o tym, co mu powiedzieć, by załagodzić sytuację - teraz nawet miała do siebie pretensje, że w ogóle wspomniała o pomocy drogowej, w końcu Jay nigdy nie chciał niczyjej pomocy, ale mina jej przyjaciela nagle się zmieniła. Melissa powiodła wzrokiem ku wskazanemu przez niego kierunku. Z początku wydawała się nie rozumieć o co mu chodzi, głównie przez to że nie miała za dobrej pamięci do twarzy. Lisa uniosła brew. Dopiero dłuższe przyglądanie się kobiecie sprawiło, że zaczynała poznawać.
- Skądś ją kojarzę... - mruknęła pod nosem Melissa. - Znasz ją? - spojrzała na Jaya pytająco.
Samantha popatrzyła najpierw na mężczyznę, który to z tego co pamiętała, drażnił się z tym całym Apostołem, a potem na towarzyszącą mu drobną kobietę. Ona sama była ubrana dość elegancko, ale w luźniejsze ubrania, niż miała w nocnej wizji
- Niemożliwe to jest to, że stoicie przed osiedlem, na którym mieszkam. Praktycznie tuż obok mojego samochodu. Kiedy ja chwilę temu wspomniałam innej z osób o tym, że trzeba będzie wszystkich poszukać. - skomentowała czarnowłosa i odgarnęła niesforny kosmyk włosów za ucho, uśmiechając się lekko. Szczęście, czy coś, czego powinni się obawiać? Kobieta zerknęła na Mustanga
- Piękne auto, swoją drogą. - skomentowała i podeszła bliżej, wyciągając dłoń w celu poprawnego przedstawienia się
- Jestem Samantha Zanders. - wypaliła uprzejmie do Jaya, ale i zerknęła na Melissę.
Blondynka zmarszczyła lekko brwi przypatrując się nieufnie obcej kobiecie, która tak po prostu bez powodu im się przedstawia. No i dla Lisy, Samantha nie wyglądała z ubioru przynajmniej na kogoś, komu mogą się podobać muscle cars. Spojrzała na jej własne auto i zdawać się mogło, że ono tylko utwierdziło Teksankę w pierwszym wrażeniu.
- Nie rozumiem o co pani chodzi - odparła jej Melissa, od której dało się wyczuć niechęć względem Zanders.
Jay zerknął na Liss zaskoczony, ale tylko pokręcił głową i uścisnął dłoń kobiety, starając się przy tym, by nie robić tego za mocno.
- Jayden. Jayden Blackleaf - odparł, wpatrując się Samanthcie w oczy.
Dostrzegając, że uścisk trwa już zdecydowanie za długo, cofnął rękę i oparł się o zderzak Mustanga, wciąż nie spuszczając kobiety z pola widzenia.
Za to towarzysząca mu blondynka nie przedstawiła się i jedynie uważnie przyglądała obojgu.
- Ostatnio napotykam same niemożliwości - dodał po chwili.
Samantha zerknęła na Melissę
- Rozumiem, że pani nie kojarzy… Już tłumaczę. Spotkaliśmy się dziś w nocy u Apostoła. I zbieg okoliczności chciał, że właśnie wybierałam się rozwiązać kolejną zagadkę związaną z tym tematem, a potem na spotkanie z panem Williamem Waggonerem, kiedy wasz samochód odmówił posłuszeństwa, akurat tu. Czy sytuacja została już nieco rozjaśniona? - wytłumaczyła czarnowłosa na spokojnie. Zerknęła na Mustanga, a potem na Jaydena i znów na kobietę, po czym w typowym dla siebie odruchu, przechyliła się i skrzyżowała ręce pod biustem.
O ile z początku blondynka patrzyła na Zanders z nieufnością i może nawet z pewną dozą wrogości, to wyjaśnienia Samanthy wprowadziło Melissę w mocną konsternację. Dodatkowo wspomnienie jej brata nawet sprawiło, że strach zagościł na twarzy Teksanki.
- Oh, to ty byłaś jedną z tych kobiet zjaw... - mruknęła niewyraźnie Lisa, która w śnie nie zwracała na nie uwagi, kryjąc się za plecami Willa i Jaya.
Jayden podrapał się po brodzie w zamyśleniu. Zerknął jeszcze raz pod maskę swojego wiernego samochodu i westchnął.
- Czyli to nie był sen. Zakładam więc porwanie i odurzenie narkotykami - mruknął do siebie. Zaraz się jednak ożywił i popatrzył po kobietach.
- Jeśli ty byłaś prawdziwa, tak samo jak my, to może powinniśmy odnaleźć pozostałych uczestników tamtej szopki. Mogą wiedzieć coś więcej na ten temat - zaproponował.
Sam widząc, że Melissa nieco zeszła z tonu, na jej mruknięcie kiwnęła tylko głową
- Dla mnie, to wy byliście zjawami. Tymczasem, spotkałam się już z jedną osobą, która tam była. Z tego co ustaliłyśmy, jeśli nas ktoś porwał, to zrobił to tylko z naszymi umysłami, ponieważ nasze ciała fizycznie nigdzie się nie ruszyły. Co brzmi niesamowicie surrealistycznie. - czarnowłosa zmarszczyła lekko brwi i mruknęła cicho w zamyśleniu
- Szukałam więcej informacji w internecie. Zamiast jednak w internecie, napisał do mnie jakiś podejrzany numer, sugerując wycieczkę do Muzeum Sztuki Nowoczesnej. A że jest w pobliżu miejsca, gdzie ma się odbyć spotkanie z panem Williamem, właśnie się tam wybierałam. A wy nie na to spotkanie? Bo jeśli tak, to mogę was zgarnąć, a najwyżej twój wóz zostawicie na moim miejscu parkingowym, żeby go potem zgarnąć do mechanika. - zaproponowała Samantha. Oczywiście, uszanuje, jeśli oboje mają jakieś inne plany.
- A więc są jeszcze inni… - powiedział do siebie Jay i pokiwał głową.
- Muzeum Sztuki Nowoczesnej? Dlaczego akurat to miejsce? - zastanowił się i wyjął z kieszeni swój telefon. - Nie dostałem takiej wiadomości, chociaż jeszcze rano dostaliśmy SMS’a od tego cholernego Apostoła - powiedział i zerknął na Melissę.
- Może twój brat będzie coś wiedział - zastanowił się i wrócił spojrzeniem do Samanth’y. - To nie będzie koniecznie. To nie pierwszy raz, kiedy mnie zawiódł. Wiem, jak się nim zająć.
Liss wzruszyła ramionami i spojrzała na kobietę.
- Skoro i tak jesteś umówiona z Willem, to po prostu... Spotkajmy się tam gdzie wy planowaliście się spotkać. My w międzyczasie rozruszamy go - skinieniem głowy wskazała czarne auto, zaraz też skierowała wzrok na Jaya.
- Dym poszedł, ale to nie był zapach oleju wylewającego się z uszczelki pod głowicą - zauważyła. - Może to coś z chłodnicą? Może termostat się zablokował i wystarczy w niego postukać, auto wystygnie i będzie można jechać dalej... - zasugerowała uśmiechając się do mężczyzny przyjaźnie.
Wtem rozbrzmiała przytłumiona melodyjka w rytmie country. Dobiegała z kieszeni kurtki Melissy, która od razu sięgnęła tam dłonią wyciągając telefon.
- O wilku mowa. To Will - oznajmiła po czym, odruchowo oddaliła się od obojga by odebrać połączenie.
Samantha kiwnęła głową
- Ja również dostałam wiadomość od Apostoła… Potem byłam porozmawiać z inną z obecnych tam kobiet. Gdy wróciłam i zaczęłam szukać informacji w internecie, nagle dostałam wiadomość z obrazem… Który był zawieszony w pokoju, gdzie ocknęłam się tuż przed znalezieniem się w sali u Apostoła. Dostałam wskazówkę, by udać się do Muzeum. Więc chcę się tam wybrać przed spotkaniem… - Panna Zanders przyjrzała się dwójce. Najwyraźniej sami znali się nieźle na tym samochodzie. I najwyraźniej nie potrzebowali jej pomocy. Sam widząc, że kobieta odbiera telefon, zerknęła na Jaydena
- Mogę wam w takim razie ewentualnie zostawić numer telefonu, tak na zaś. Skoro dacie sobie tu radę… - zaproponowała.
Mina Jaydena mówiła sama za siebie, że jest zdeterminowany, by samochód naprawić własnoręcznie. Zerknął na Liss i podszedł bliżej Samanth’y, by nie przeszkadzać tamtej w rozmowie.
- Hm, z tego co pamiętam, Will zbierał wtedy wasze kontakty. Cóż, ja wtedy zachowałem się bardziej instynktownie i postanowiłem się stamtąd jak najszybciej zmyć. Wiesz… wtedy jeszcze nie wierzyłem, że jest to realne - odparł trochę skruszony, jakby uświadamiając sobie, że może nie musiał wtedy zignorować tamtych kobiet. No ale wtedy liczyło się tylko to, by wyciągnąć stamtąd Melissę.
- Dobry pomysł. Podaj, zapiszę numer - dodał, wyciągając z kieszeni swój smartfon i odpalając książkę telefoniczną.
Samantha uśmiechnęła się do niego pocieszająco. To nic dziwnego. Zależało mu w końcu, żeby wyciągnąć siebie i swoją dziewczynę z tego koszmaru, no nie? Przynajmniej tak oceniła jego postawę ze snu.
Sam sprawnie podyktowała mu swój numer i jeszcze raz zerknęła w kierunku rozmawiającej przez telefon dziewczyny
- W porządku, w takim razie widzimy się na spotkaniu. William wspominał o Tisserie za godzinę. A więc, do rychłego… - czarnowłosa, elegancka panna pożegnała mężczyznę, kiwnęła głową do Melissy, czy widziała, czy nie, po czym odwróciła się i ruszyła do swojego auta. Miała nadzieję, że to nie jakiś dzień dziwnych zbiegów okoliczności i jej samochód odpali. Zaraz po ulicy rozniósł się przyjemny pomruk Chevrolet’a i ciemnogranatowy samochód wyjechał z miejsca parkingowego, by po jakiejś chwili skręcić na najbliższym skrzyżowaniu i zniknąć im z pola widzenia.

***

Samantha, po znalezieniu miejsca parkingowego, szybkim krokiem dostała się do środka Muzeum i podeszła do informacji, żeby zorientować się, czy są tu te obrazy.
- Dzień dobry, w czym mogę służyć - zagaił rozmowę młody chłopaczek, z przylizanymi włosami oraz zdecydowanie za szerokim uśmiechem, kiedy Sam tylko zbliżyła się do jego kontuaru.
Sam uśmiechnęła się do niego uprzejmie
- Witam. Poszukuję konkretnych dzieł, czy mógłby mi pan pomóc? - zapytała, po czym wyciągnęła telefon i odgrzebała wiadomość z obrazami, by mu je pokazać.
Młodzieniec stropił się nieco, patrząc w telefon Sam. Sapnął, odwrócił wzrok w komputer i jak szalony zaczął kręcić kółkiem swojej myszy.
- Eee, nie kojarzę rzeczonych obrazów proszę pani ale zaraz ee… spróbuję coś tutaj. Tak. Znaleźć, zobaczymy.
Dziewczyna mogła zauważyć, że chłopak pochylał się coraz bardziej ku swojemu monitorowi, jakby miało mu to ułatwić poszukiwania i prawie opierał się po chwili czołem o ekran.
- To są eee… no. To są jakieś niedawne kolekcje? - zapytał, ściągając brwi w niemalże prostą, poziomą linię.
Samantha obserwowała chłopaka i jego coraz bardziej tężejącą minę. Nie wróżyło to dla jej poszukiwań zbyt dobrze. Sama zerknęła na sms, po czym na chłopaka za biurkiem
- Może spróbuj w bazie dopiero dostarczonych, a jeśli nie, to w archiwizacji, o ile masz do tego dostęp. Nie wiem jak to u was działa w systemie. Jak nie tak, to powiedz mi chociaż gdzie znajdują się ostatnio otwarte wystawy, przejdę się, może sama na coś wpadnę. - mówiła rzeczowym tonem, w końcu znała się na tym. Tymczasem wzięła telefon przed nos i napisała sms, do tajemniczego numeru
Cytat:
Jestem i szukam. Wydaje się jednak, że twa podpowiedź jest równie zagadkowa.
Odpowiedź jednak nie nadeszła w ogóle - przynajmniej na razie.
A chłopak obsługujący stanowisko speszył się rzeczowym tonem Sam, nadal gorączkowo przeszukując swoje zasoby.
- MAM! JEDEN MAM - niemal krzyknął, obracając ku Samanthcie swój ekran. “Krwawa” plama nie była dostępna na żadnej wystawie, znajdowała się za to w archiwum zasobów muzeum. Autorem był Christopher Wool, ale nazwisko kompletnie z niczym jej się nie kojarzyło.
- Może niech pani pójdzie do panny van der Belt - zaczął ponownie młodzieniec, wykładając przed Samanthą wizytówkę oraz plastikową kartę. - Z tą kartą proszę iść na drugie piętro, przyłożyć w windzie do czytnika najlepiej i potem zapytać o pannę van der Belt. Ona może pomóc bardziej.
Sam ucieszyła się. Widząc obraz, którego szukała kiwnęła głową. Przyjęła wskazówkę do kogo ma się zgłosić i wzięła kartę
- Dobrze. Dziękuję bardzo za pomoc. - pożegnała młodzieńca i ruszyła, gdzie wskazał jej się udać. Może uda jej się czegoś więcej dowiedzieć, nim uda się do kawiarni. Była zadowolona z takiej opcji.
Winda sprawiała wrażenie niezwykle sterylnej i niepokojąco… estetycznej. Muzeum niewątpliwie bawiło się w aromatyzowanie powietrza specjalnymi mieszankami, które pewnie miały wprawiać zwiedzających w bardziej kontemplacyjny nastrój. Z głośników rzecz jasna dobiegała cicha, chilloutowa muzyka, ale Sam nie miała czasu zastanawiać się i nad tym. Szybko przeszła przez rozsunięte drzwi i stanęła w przestronnym holu. Po prawej i lewej miała drzwi prowadzące do dalszych sal.
‘Typowo’ - skwitowała w myślach stan windy, zapach i muzykę. Zwykle nie miła okazji obserwować tego nietypowego procesu ‘nastrajania’ z praktycznej strony. Kiedy znalazła się na korytarz z drzwiami, najpierw zerknęła na te po prawej, a potem na te po lewej. Po czym wybrała te po lewej, podeszła i zapukała w nie ręką.
Drzwi zachęcająco uchyliły się z cichutkim skrzypnięciem.
Samantha popchnęła je ręką, nie wciskając do środka głowy. Za dużo razy widziała filmy z Indianą, żeby wiedzieć, że wsadzanie głowy przodem, zwykle kończy się ciężkim uderzeniem zza nich. Najpierw
popatrzyła co dostrzegła jeszcze tam nie wchodząc.
Poza gładką, marmurową podłogą oraz jedną drewnianą nogą od gabloty, nie zauważyła jednak niczego szczególnego, ani również nic nie ruszało się w zasięgu jej wzroku.
- Halo? Jest tam kto? - Sam zawołała do środka, przytrzymując drzwi.
Odpowiedziała jedynie cisza. Tylko na granicy jej słuchu, udało jej się jednak usłyszeć cichuteńki szelest.
Samantha dosłyszała charakterystyczny szelest. Zmarszczyła brwi i zawołała jeszcze raz, pytając czy ktoś tam jest. No przecież słyszała, że jest. Może więc miał ten ktoś słuchawki w uszach? Zajrzała ostrożnie, spoglądając w lewo.
Nagle przed twarzą Sam pojawiła się urękawiczniona dłoń, która złapała ją za żakiet i pociągnęła do przodu. Postać rzuciła ją w stronę gabloty, nieco łukiem, tak, że kobieta oparła się ciężko, boleśnie brzuchem o drewno i szkło. Czarnowłosa odwróciła się powoli, tylko po to, żeby zobaczyć jedną rzecz tuż przed swoim nosem.




Samantha zachłysnęła się powietrzem, które uderzenie w gablotę natychmiast z niej wydusiło. Przestraszona odwróciła się, by zobaczyć broń. W pierwszym więc odruchu zachłysnęła się znów, odwróciła głowę na bok i zaciskając powieki podniosła ręce w górę w typowej pozie błagającego o nie strzelanie, nie mogąc wydusić ni litery. Była całkowicie spięta i wcisnęła się tyłem w gablotę, jakby to mogło ją uratować.
- No to po co tu wlazłaś głupia dziwko? - zapytał mężczyzna, widząc zachowanie dziewczyny, jednak nie opuszczając broni.
Sam zadrżały dłonie, ale odrobinę odwróciła głowę w stronę napastnika, tylko tyle by spojrzeć
- Szuk… - wydukała, po czym przełknęła ślinę i ponowiła próbę odpowiedzi
- ...van der Belt. - odpowiedziała zaraz, zachrypniętym ze strachu tonem.
- No ja też szukałem! I co?! NIE MA! - machnął pistoletem tuż przed głową sam, niemal opierając lufę na jej czole, nadal uniemożliwiając jej podniesienie wzroku.
Czarnowłosa nie spojrzała więc na niego. Zaczęła tylko bardziej drżeć i przełykała nerwowo ślinę
- M...może… miała… tu być… może jest… gdzieś indziej… drugie drzwi… a-albo gdzieś… - mówiła bardzo cicho i jej głos też drżał. Dobry Boże, w co ona się najlepszego wpakowała?! Przecież miała tylko zapytać o obrazy… Nic więcej, potem pojechać na kawę, poznać tamtych… A teraz co? Kolana jej już dygotały.
- Acha, no nie pomyślałem o tym - mężczyzna znowu poruszył bronią. Sam usłyszała kliknięcie, a palec mężczyzny mocno nacisnął na spust. - Ojej, przepraszam. - Usłyszała zamiast wystrzału. - Nigdy nie mam magazynku - oznajmił konspiracyjnym szeptem, odsuwając od jej twarzy broń i wkładając ją sobie za pasek różowej koszulki. Samantha podniosła głowę i po raz pierwszy zobaczyła rozmawiającego z nią mężczyznę, który do tego groził jej nienaładowaną bronią i zwyzywał.



Krótką chwilę Sam dochodziła do siebie po tym, jak facet nacisnął na spust. NACISNĄŁ NA SPUST. Dobra, może i nie miał magazynku, ale DO CHOLERY JASNEJ! Kobieta patrzyła chwilę na jego broń, a potem przeniosła spojrzenie na jego twarz i wciągnęła powoli powietrze
- Czy… Pana… Powaliło? - zapytała tak zimnym tonem, że gdyby była Elsą, to gość by zamarzł. Przyłożyła dłoń do czoła, jakby się bała, że z nerwów jej się czaszka rozpadnie i zaczęła wolniej oddychać.
- Co to miało być?! - zapytała trochę bardziej żywszym i zirytowanym tonem. Wyprostowała się.
Mężczyzna gwałtownie się odwrócił, rozglądając gorączkowo.
- Jakiego pana powaliło?!?! Gdzie?! - spytał cicho, nie zauważywszy w pomieszczeniu nikogo innego. - To może oni znowu łażą - powiedział cichutko i powoli do Sam, poprawiając swoją czapeczkę. Widząc jednak, że dziewczyna nie rozumie, kontynuował. - No oni wiesz. Noszę czapeczkę, żeby mi nie czytali w myślach, jak tam na dole.
‘Mario, Boża rodzicielko, świr’ - pomyślała i dalej starała się uspokoić oddech. Zaatakował ją świr, z nienaładowaną...
- Nie jestem świrem! - obruszył się głośno mężczyzna. Albo czytał w myślach, albo nie pierwszy raz widział taką mimikę u swojego rozmówcy.
Sam doznała chwilowego zawieszenia. Zacisnęła usta w kreskę i wbiła w niego podejrzliwe spojrzenie. Jego czapeczka z… Folii od kanapek, czy czegoś tam wcale nie poprawiała jej zdania na jego temat. No dobra… Ok… Tylko go nie zdenerwować i będzie spoko. Wzięła wdech
- Mówisz o kosmitach? - zapytała chcąc się upewnić, że jednak to świr i może nie groźny. Podenerwowanie spełzało z niej już całkiem.
- Nie no, zwariowałaś?! - to było nawet trochę zabawne, prawdopodobny wariat sugerujący taki stan swojemu rozmówcy. - Kosmici? Skąd się urwałaś? Z jakiegoś zjazdu scjentologicznego? Demony. No tak, to zdecydowanie co innego niż kosmici. To poważna sprawa!
Sam już kompletnie nic nie rozumiała… To teraz wariaci preferują sługi szatana, zamiast standardowego UFO? Cholera, jest nie na topie… Pokręciła głową i zmarszczyła brwi
- Jakie demony. Skąd. Co… Po co szukałeś panny van der Belt? Jak się nazywasz? - zaczęła pytać.
- Szukam obrazka. Wiem, że jest schowany. Szukam obrazka i przyjaciół. Mieliśmy się tu spotkać, ale zabłądziłem, bo byłem w Afryce. Mam na imię Collin, a ty? - zagaił, uśmiechając się szeroko. Czapka prawie zsunęła mu się z głowy, ale poprawił ją, spłaszczając ją bardziej po bokach wprawnymi ruchami.
- Czekaj… Jakiego obrazka? - zapytała zaskoczona. To by się jakby pokrywało z jej celem pobytu tutaj. I miał się tu spotkać z przyjaciółmi? Co się tu u diabła działo? Potrzebowała pilnie informacji
- Samantha - przedstawiła się krótko.
- Kolorowego - doprecyzował z zadowoloną miną. - Ładne imię dla ładnej dziewczyny! - ucieszył się i wyglądało na to, że naprawdę szczerze.
- Ale… że gdzie widziałeś ten obrazek? Nie. Dobra… Bo zaraz się pogubię… - zaczęła pytać, a potem skarciła sama siebie na głos. To było wszystko jakieś dziwne.
- Ładnej, tak… Dlatego chwilę temu nazwałeś mnie dziwką? - zapytała ponownie zirytowanym głosem, posyłając mu nachmurzone spojrzenie.
Collin zasłonił ręką na wpółotwarte usta.
- Nie nazwałem tak! Bardzo nieładnie tak mówić!
Samantha patrzyła na niego chwilę, po czym pokręciła głową
- Tak czy inaczej… Chciałabym znaleźć tę kobietę. Trochę mi się spieszy. - poinformowała mężczyznę i wymijając go ruszyła w kierunku wyjścia i drugich drzwi.
Collin podreptał za dziewczyną, niczym wierny pies za swoją panią, przecisnął się przez uchylone drzwi, szedł za nią przez korytarz i przeszedł przez drugie drzwi.

W tym pomieszczeniu oczom Samanthy ukazały się stanowiska z komputerami i od razu można było stwierdzić, że było to biuro co najmniej kilku osób, w tej chwili jednak puste.
Po krótkiej chwili kątem oka Sam zauważyła wchodzącego tuż za nią Collina, który zmarszczył nos, jakby przeszkadzał mu jakiś zapach.
Sam rozejrzała się, szukając jakiejkolwiek żywej duszy, poza Collinem… Zerknęła na niego w końcu
- Co jest? - zapytała widząc jego dziwną minę.
- A nie, nic. Zamordowano tu kogoś parę lat temu - odpowiedział, podchodząc do jednego ze stanowisk i spoglądając nań, przekręcając głowę w zdziwieniu.
Sam popatrzyła na niego z lekkim niedowierzaniem
- Skąd ty to wiesz? - zapytała zdumionym tonem.
- No widać i czuć - stwierdził, wzruszając ramionami.
Czarnowłosa rozejrzała się po pomieszczeniu jeszcze raz, jakby szukając gdzieś napisu ‘zwłoki leżały tutaj’. Znowu pokręciła głową
- Tak czy inaczej, tutaj też nie ma tej kobiety… Kurczę… - mruknęła do siebie i zaczęła się przechadzać, szukając czy któreś z miejsc pracy wygląda na niedawno używane.
Jeden z komputerów szemrał cicho, a kiedy Sam ruszyła myszką, wyświetlił się zapraszający ekran logowania.
Sam zerknęła, że jeden z komputerów jest odpalony na ekranie logowania, tak więc rozejrzała się, czy ostatnio korzystająca z niego osoba, nie miała zamiaru wrócić tu po jakieś swoje rzeczy. Kiedy jednak zorientowała się, że niczego tutaj nie ma, wyprostowała się. No cóż. Najwyraźniej dziś jej szczęście nie sprzyjało. Postanowiła więc pójść ponownie do pana w informacji. Zerknęła jeszcze na Collina
- Miło było cię poznać Collinie. - powiedziała, PRAWIE z niewymuszoną uprzejmością i zamierzała opuścić pomieszczenie i udać się znów na dół.
- Ciebie również Samantho! - odpowiedział Collin, szeroko się uśmiechając.
Sam, gdy już zeszła na dół, udała się w kierunku punktu informacyjnego, gdzie wcześniej obsługiwał ją ten chłopaczek. W międzyczasie wyjęła telefon, by sprawdzić, która jest godzina i czy za mocno się nie spóźniła.
Z ulgą zauważyła, że minęła dopiero godzina od wyjścia z domu, więc na pewno będzie miała jeszcze czas na dotarcie do kawiarni.
Kiedy winda otworzyła się na parterze od razu przywitał ją uśmiech krążącego po holu ochroniarza oraz już zza kontuaru świecił do niej białymi zębami chłopaczek, który wcześniej ją obsługiwał.
- Udało się pani?! - zapytał, nim jeszcze w ogóle zdążyła podejść do jego stanowiska.*
To ją trochę zaskoczyło. Zerknęła najpierw na ochroniarza, a potem na chłopaka, unosząc lekko brew w górę, po czym ruszyła w jego kierunku
- Nie, niestety tej panny nie było na górze… Gdy wróci, proszę jej przekazać, że była szukana i że na pewno zjawię się tu jeszcze raz bardzo niedługo… - zastanowiła się
- Do której panna van der Belt zwykle zostaje w muzeum? Może dziś jeszcze będzie uchwytna, ale nieco później? - zapytała spokojnym tonem Sam.
- Powinna być cały czas. Bo to jej dyżur. Ale na wizytówce, którą dałem, ma pani maila, proszę do niej napisać. - Zasugerował grzecznie, wyraźnie czekając na dalsze działanie Samanthy.
Sam trochę ogłupiała. Czy kobieta wyszła do jakiejś toalety? Możliwe… W takim razie… Zerknęła przez ramię, a potem ponownie na pana z informacji. Nie miała już tyle czasu, postanowiła więc, że teraz pojedzie na spotkanie z Williamem, a potem najwyżej tu wróci
- Dobrze, w takim razie napiszę. Dziękuję panu bardzo za pomoc i do ewentualnego zobaczenia. - powiedziała i ruszyła do wyjścia.
Udała się do swojego samochodu. Wsiadła i ponownie wyciągnęła telefon. Odpaliła maila i napisała
Cytat:
Witam,
nazywam się Samantha Zanders, chciałam się dziś z Panią spotkać w sprawie dwóch obrazów. Informator podał mi Pani wizytówkę, ale nie zastałam Pani w muzeum.
Kiedy mogłybyśmy się spotkać w innym terminie?


Pozdrawiam,
S.Z.
Po wysłaniu maila, Sam szybko napisała również sms’a do Mayi, o tym że niedługo pojawi się na spotkaniu w kawiarni i z zapytaniem, czy ona już na nim jest.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 28-10-2016, 22:06   #50
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Lisa odsunęła telefon od ucha i rozłączyła się. Chwilę patrzyła na ekran po czym schowała Samsunga do kieszeni kurtki. Dziewczyna zwykle, gdy rozmawiała przez telefon nie zwracała uwagi na otoczenie, wiec gdy spojrzała w kierunku auta, dostrzegła już tylko jak Cruse Samanthy odjeżdża.

Melissa podeszła do Jaya. Wyglądała na skruszoną.
- Myślisz, że to ten Apostoł sprawił, że się z nią spotkaliśmy? Że te... istoty chcą nas zebrać w jednym miejscu? - zapytała.
- Może być… - pokiwał głową. - Ale to by tylko znaczyło, że za tym wszystkim stoi jakiś człowiek. Psychol, ale człowiek. Któremu można spuścić manto… - dodał beztrosko, jakby z ulgą. Tak, próbę manipulacji i szantażu mógł zrozumieć. To było ludzkie. Nie jakieś dziwne sny i latające zbroje… Wiele nie mówiąc, po spotkaniu z Samanthą humor mu się trochę poprawił.
- Tak czy owak lepiej jeśli będziemy mieli twojego brata na oku. Jeśli będzie się zadawał z tymi kobietami, których bądź co bądź nie znamy, może napytać sobie biedy - mruknął i zerknął na Liss.
- To co, łączymy siły i przywracamy Mustanga do życia? - zaproponował, uśmiechając się do niej zachęcająco.

Ta propozycja wyraźnie rozpogodziła Melissę.
- Jasne - skinęła głową uśmiechając się do Jaya promiennie i lekkim krokiem podeszła do otwartej maski Forda.
- To ja wezmę klucz i postukam w termostat, a ty, no cóż, schyl się i zobacz czy coś nakapało na chodnik - powiedziała zakasując rękawy i zaraz pochyliła się nad chłodnicą. - A może sama chłodnica się rozszczelniła i zwyczajnie wyciekł nam po drodze płyn - mruknęła pod nosem.
Jay szybkim ruchem zdarł z siebie koszulę i wrzucił ją do samochodu, a zostając w samym podkoszulku, położył się jak do pompki pod maską.
- Diagnozę czas zacząć. Siostro Liss, proszę postukać w termostat - powiedział rozbawiony.
- Nie tak szybko - odparła z rozbawieniem dziewczyna. Wyciągnęła z kieszeni chusteczkę, by chłopak miał jak sprawdzić, czy spód chłodnicy jest mokry. - Sięgnę jeszcze tylko po klucz z bagażnika - dodała i jak powiedziała tak zrobiła. Przeskoczyła nad leżącym na chodniku Jayem i dochodząc do tyłu auta otworzyła kufer Mustanga, gdzie leżała podręczna torba z narzędziami. Wyciągnęła z niej dużą grzechotkę. Wróciła na miejsce i z wyczuciem obstukała miejsce gdzie uważała, że leżał problem. Kątem oka Lisa spoglądała na przyjaciela.

- To była dobra propozycja, ale chyba w tym przypadku nie trafiona- powiedział po chwili macania kciukiem chusteczki. - Ale może termostat po prostu się zapchał - dodał, żwawo podnosząc się z ziemi i przystając obok kobiety tak, że niemal dotykali się ramionami. Zaglądał zaciekawiony we wnętrza samochodu.
- Mamy czas. Dzisiaj i tak już byśmy się nie wybrali do Montauk. Równie dobrze możemy spędzić nasz wypad na tym podjeździe, co nie?
- No cóż, w sumie wyszło na moje - odparła Melissa odrobinę się rumieniąc. - W końcu proponowałam, żeby spędzić czas przy aucie - mrugnęła do niego.

Stali tak przy aucie dobry kwadrans. Już bez nerwów i na luzie udało im się w końcu namierzyć problem, który unieruchomił czarnego Mustanga. Drugi kwadrans wystarczył, by uznać, że można podjąć próbę odpalenia auta. Lisa zasiadła więc na fotelu kierowcy, a Jay stał przed autem, wpatrując się we wciąż otwarte wnętrzności maski wozu, by ocenić ich starania.
Teraz była chwila próby. Melissa wdusiła sprzęgło i przekręciła kluczyk w stacyjce. Rozrusznik zajęczał, zakołatał się, Liss dodała gazu i... Mustang ryknął z groźnym bulgotem roznoszącym się przez cały układ wydechowy. Dziewczyna przygazowała Forda, sprawdzając, jak się trzyma na wyższych obrotach, by w końcu odpuścić mu i wpatrując się we wskazówkę obrotów, liczyła, że ta samoczynnie nie opadła do zera.
- Dobra trzyma obroty! - powiedziała do Jaydena wychylając się przez okno.

Mężczyzna założył ręce na piersi i pokiwał głową z uznaniem.
- Wiedziałem, że nam się uda - odpowiedział, posyłając jej uśmiech. Przez chwilę przyglądał się jeszcze pracującej maszynie, by w końcu pozbierać narzędzia, opuścić podpórkę i zatrzasnąć maskę. Wrzucił wszystkie klamoty na tył i podszedł do drzwi kierowcy. Opierając się ramieniem o dach, zajrzał przez opuszczoną szybę do środka i spoglądał na Liss.
- Dobra robota.
Dziewczyna pokręciła głową.
- Ty byś dał radę sam, ja nie, więc wielkiej zasługi w tym mojej nie ma - odparła i przesiadła się na fotel pasażera, robiąc Jayowi miejsce.
- Nie umniejszaj wagi twojej pomocy - odpowiedział poważnie, otwierając drzwi i siadając za kółkiem. Przez chwilę tkwił w pozycji z jedną nogą wywaloną na zewnątrz i tępo wpatrując się przed siebie.
Melissa wyglądała na zadowoloną. No bo czemu by się nie cieszyć skoro auto naprawione? Chwile przypatrywała się przyjacielowi, jakby wahała się, co powiedzieć.
- Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałam przez to wszystko - odezwała się w końcu. - Może po drodze zahaczymy o drive thru Burger Kinga? - zaproponowała.
- I tak nie miałem ochoty na rybę - odpowiedział po chwili, wciągając do środka nogę, po czym zamknął drzwi i odpalił samochód.
- A więc na Burger King - dodał z zapałem i dodał gazu, ruszając z miejsca.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172