Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-09-2010, 01:48   #1
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
[Prolog] Roland Relinven herbu Roztoka z Rajczewa

Prolog


Dzień któryś z kolei (nie chce mi się liczyć, ale dużo), brzeg Morza Północnego.

Zjechaliśmy cały Kontynent, ale udało się.
Podczas całej ten, pożal się Melitele, podróży mieliśmy od cholery problemów z wozem.
Konkretnie z zapięciami towaru. Konkretnie z ich brakiem.
Cały czas na wybojach grzechotało, postukiwało i doprowadzało do jasnej kurwicy, czego upust dawałem na poprzednich stronach.

W międzyczasie zdążyłem wielokrotnie podziękować sobie w duchu za towarzyszy, jakich dobrałem jeszcze przed wyjazdem, a mamy tu niezłe przemieszanie rasowe.
Elf Faenir, krasnolud Ghrod, gnom Ortinvelt Parshenwik i ja.
Nie jesteśmy zabijakami, ale istotami stworzonymi do wspólnego interesu, nie do tknięcia we wszystkich Królestwach oraz w Nilfgaardzie.
Nie ma na nas silnych. Bynajmniej nie dlatego, że jesteśmy tacy potężni. Skądże.

Przed Wiewiórkami chroni nas przeszłość Faenira i wiewiórczy ogon. Dzięki niemu kilka razy wyszliśmy z zasadzek, a było gorąco.
Przed ludzkimi zbójami chronią nas cztery kusze, topór Ghroda i miecz Faenira. Na szczęście tych nie spotkaliśmy.
Ortinvelt ma potężny łeb do interesów. Dzięki Parshenwikowi i Ghrodowi udało się wynegocjować korzystniejszą cenę towaru.
A ja? Jak mogę się przysłużyć moim towarzyszom? Moim talentem jest otwieranie zamkniętych drzwi za pomocą języka oraz organizowanie bogatej klienteli.
Nie chwaląc się, dzięki mnie mieliśmy darmowy nocleg oraz ciepłą strawę. Tylko piwa nie udało się zdobyć...


-Przechera! Skończ skrobać i dołącz do nas!-beknął krasnolud kiwający się, od pewnego czasu, w objęciach z elfem.
Ich melodią było gnomie skrzeczenie, które sam wykonawca śmie nazywać śpiewem.
Sam Przechera załapał się jedynie na końcówkę oraz ukłony Ortinvelta, za co niezmiernie dziękował Melitele.

-Ależ to było, kurważ mać, piękne!-westchnął krasnolud. Nie tylko słychać było jego niedyspozycję, ale również widać, ponieważ miał wyraźne problemy z utrzymaniem pozycji pionowej nawet podczas siedzenia.

-Połóż się Ghrod. Zaraz wpadniesz w to ognisko, a ja cie stamtąd nie będę wyciągał-roześmiał się Faenir.

-Nie jestem pijany! Wypraszam sobie!-odparł z poważną miną, co zaowocowało jedynie kolejną salwą śmiechu towarzyszy.

-Ile wypiliście beze mnie?

-Elf gówno pił. Tylko się gapił. Trzeba było mu pomóc wypić ten eliksir szczęścia. I to w trybie natychmiastowym! Bo szczęście uciekało.
Z resztą gnom nie lepszy.
A ja! Wypiłem swoją. Pomogłem elfowi i gnomowi i nic pomnie nie widać! To się, kurwa nazywa mieć łeb
-wyszczerzył się do Przechery.

-Chyba sobie kp... Ktoś idzie-mruknął Faenir.
Człowiek nie był pewien czy towarzysz najpierw zaalarmował pozostałych, czy może poderwał się ze swojego miejsca, jednakże już po chwili trzymali kusze w dłoniach.

Z ciemności oderwało się sporo ponad dwa tuziny sylwetek, zbliżających się z każdą chwilą.

Podróżnicy popatrzyli po sobie. Niemożliwe, by był to klient z obstawą. Umówili się na południe następnego dnia.
To mogło oznaczać tylko jedno. Napad.
Ktoś musiał się dowiedzieć co przewożą i zapragnąć to zdobyć.

-Kurrwa nie dam!-ryknął krasnolud.
Bełt z kuszy świsnął w powietrzu. Padła pierwsza ofiara - wypowiedziana została wojna.

***

-Kapitanie! Kapitanie!-zawołał szeregowy, grzechocząc zbroją podczas biegu w pełnym słońcu.

-Co na zwiadzie, szeregowy? Znaleźliście ich?-zapytał znudzony dowódca małego oddziału, mającego przejąć wóz z towarem.

-Musicie... Musicie to zobaczyć, kapitanie-wysapał zdyszany, gdy tylko dotarł do przełożonego.

-Ale co, do ciężkiej cholery?!

-Tego się, kapitanie, nie da opisać. To trzeba zobaczyć. Proszę za mną-gdyby nie drżący głos i blada cera szeregowca, kazałby go wychłostać za niedochowanie formalności.

Był jednak ciekaw co wprawiło podopiecznego w taki stan. Jeśli zobaczy coś błahego, rozkaże podwójną chłostę.

Zwiadowca prowadził pozostałe cztery osoby pomiędzy drzewami, przeciągając po największych chaszczach.
Sam się nimi niewiele przejmował, lecz każdy z oddziału klął jak szewc, gdy kolejny raz zaplątali się w krzakach.

-Trzy chłosty-warknął do siebie kapitan.
Nagle stanął jak wryty. Zrobiło mu się na tyle niedobrze, że gdyby był sam, nie wahałby się ani chwili przed zwróceniem śniadania w te same zarośla, które przed chwilą pokonał.

Stał na polanie. Rosła tam czerwona trawa. Właściwie to zielona, ale tak obficie zroszona krwią, iż plamy zieleni były nieliczne.
Patrzył na obraz całkowitej masakry. Jak z koszmaru.

Oprócz zakrzepłej już krwi walały się szczątki istot, które mogły być ludźmi. Ciężko było rozpoznać po strzępach mających najwyżej dziesięć centymetrów.

-Kapitanie! Pod wozem jest jakaś książka! Na pierwszej stronie jest napisane: "Dziennik pokładowy czterech wspaniałych". Dalej są cztery podpisy. Niejaki Faenir. Z imienia jakoś elfio.
Ghrod, możliwe, że krasnolud. Jakiś Ortinvelt Parshenwik i... niejaki Przechera.
Kapitanie, to chyba Przechery mieliśmy szukać
-odezwał się któryś z żołnierzy, ale dowódcę nie bardzo obchodziło który.

Skinął jedynie głową, nie wyobrażając sobie kto mógł dokonać czegoś takiego.

-Kapitanie! Towar nienaruszony! Konie uciekły! To chyba nie był napad rabunkowy...-krzyknął kolejny z nich.

-Trzech zostaje. Ty idziesz ze mną. Po konie i posiłki. Idziemy-rzekł kapitan, nie bardzo mając pojęcie co i do kogo mówił.

Przez kilka najbliższych tygodni miał budzić się zlany potem. Przez kilka najbliższych tygodni miał być we śnie dręczony przez wizję czerwonego pola.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 10-09-2010 o 18:32.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172