Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-06-2011, 22:57   #301
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
- No ja narobiłem, niezłego bajzlu, ale wy widzę też świetnie sobie radzicie. - mruknął Conor do pomagającego mu Berta, widząc sytuacje w siedzibie Kompani.
- Dzięki. -
Powiedział do najemnika, siadając na jednym z krzeseł, zranioną nogę wyciągając na drugim. Dopiero wtedy spojrzał na całe chmurne towarzystwo. Westchnął teatralnie, zaraz krzywiąc się z bólu. Przy złamanych żebrach, należy darować sobie takie, musiał to zapamiętać na przyszłość. Na początek zwrócił się do „swoich”.

- Schowajcie broń. Przecież jak ich pozabijacie, to nam za to nie zapłacą. Ludzie Pelsa się zmyli, więc nie ma potrzeby do wychodzenia na zewnątrz. Zawrócicie tyko proszę Pana krasnaluda, bo jego Czarne Czapki spalą za samo bycie nieludziem. -

Conor kątem oka przyglądał się jak dowódca obstawy zareaguje na wzmiankę o Czarnych Czapkach. Jego stosunek do strażników świątynnych może być teraz kluczowy. Po chwili zwrócił się do niego, starając się zachować spokojny, poważny i logiczny ton głosu.

- Ty tu dowodzisz tak? To dobrze, bo wyglądasz na takiego, co umie używać głowy, do czegoś więcej niż rozbijania stołów. Moi kompani na pewno juz co nieco wyjaśnili. Jesteśmy najemnikami Kompani zatrudnionymi do ochrony ich barki. Odparliśmy atak piratów na nasza barkę i zlokalizowaliśmy ich kryjówkę w magazynach. Niestety była ich tam znaczna liczbą, więc musieliśmy udać się od razu tutaj. Nie bez kłopotów jak widać. Oni i ich pomocnicy z miasta nas ścigali, ale stracili zapał na widok strażników. Ot i cała historia. W związku z tym mamy bardzo ważne informacje dla Pana Stoka. Jak rozumiem, nie ma go w tej chwili? Nie szkodzi, poczekamy. Nie spieszy się nam.

- Każ swoim towarzyszą schować broń, pracujemy dla tych samych ludzi, nie będziemy sprawiać kłopotów. Niema sensu ciągnąć tego nieporozumienia. Pan Stok na pewno nie życzył by sobie abyśmy się tu pozabijali a ponieważ jego akurat nie ma, Ty jesteś za to odpowiedzialny. Podobnie jak za nasze bezpieczeństwo i przekazaniu mu ważnych informacji, o których wspomniałem. Pan Stok nie będzie zadowolony, jeśli swoimi decyzjami mu to uniemożliwisz. Z drugiej strony, na pewno cię odpowiednio wynagrodzi, jeśli podejmiesz właściwie decyzje. W każdym razie teraz Ty za wszystko odpowiadasz, wykaż się wiec mądrością. Dla dobra nas wszystkich. –


Conor jeszcze raz uśmiechnął się promiennie do ochroniarza, po czym wskaz na kość wystającą z jego nogawki.

- Dlatego, na początek, proponuje skończyć z nerwową atmosferą i wysłać do niego gońca. Pomoc medyczna też by nie zawadziła. Niewiele będę mógł mu przekazać, jeśli umrę z wykrwawienia. Chyba nie chcesz się z tego przed nim tłumaczyć? -
 
malahaj jest offline  
Stary 08-06-2011, 00:04   #302
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Ginnar był wojowniczym krasnoludem, jednak gdy wszyscy złożyli broń, to brodacz uczynił to samo. Zawsze bowiem uważał, że nie należy stronić od walki, o ile możesz ją oczywiście wygrać.

Krasnolud z uwagą posłuchał Conora, w końcu człowiek ten zwykle gadał z sensem, ba nawet często. Tak też było tym razem.

Ginnar postanowił powstrzymać się od komentarzy i poczekać na rozwój wypadków, zaczął też coraz intensywniej myśleć o garncu mahakamskiego dwójniaka.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 09-06-2011, 18:28   #303
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Słowa Conora jakby nie co uspokoiły sytuację. Zamiast sytuacji podbramkowej zapadło swojego rodzaju statyczny pat. Wiedźmin jednak jedynie z pozoru wyglądał na rozluźnionego i uspokojonego biegiem wydarzeń. Ktoś kto go nie znał, a niewiele było takich osób mógłby się dać nabrać na jego spokojny i zrelaksowany wygląd.

On jednak tak tylko wyglądał. Kamuflaż doskonały. Ćwiczony przez wiele podczas morderczych treningów w Kaer Morhen. Doprowadzony do perfekcji swobodny styl bycia podczas gdy wszystkie zmysły i mięśnie były w pełnej gotowości do użycia. Draug w każdym momencie w ułamku sekundy mógł podjąć dowolne działanie z szybkością reakcji atakującej kobry.

Wyglądało jednak na to, że tym razem jego umiejętności nie będą musiały być wystawione na próbę. Wyglądało na to, że dalsze koleje losu potoczą się ku spokojnemu wyjaśnieniu całej zaistniałej sytuacji.
Choć równie dobrze mógł się mylić.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 14-06-2011, 23:39   #304
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Amavet i Marina

Cała akcja nie trwała dłużej niż minutę. Trzy trupy pokryły podłogę, a raczej klepisko za podłogę uchodzące, niczym całkowicie niegustowne dywaniki, zalewając ją przy okazji litrami krwi wyciekającej z dodatkowych, zwykle nie występujących u człowieka, dziur.
Dziewczyna z cudownie odzyskaną cnotą i jednooki z cudowne odzyskanym wzrokiem rozejrzeli się po lokalu w poszukiwaniu dalszego zagrożenia. Takowego jednak już nie było.
W ogóle karczma opustoszała, gdy tylko rozróba się zaczęła i jedynym dźwiękiem był stukot drzwi poruszanych przeciągiem.
Na wdzięczność oberżysty, o ile na nią liczyli, nie mieli póki co szans, bowiem zniknął gdzieś za ladą, zapewne pozbawiony przytomności. Wobec czego z pewnością nie sprzeciwiłby się kilku kuflom albo setkom na koszt firmy.

Cedric

Dziewczyna obrzuciła go krzywym spojrzeniem, za to, że śmiał na dzień dobry zapytać o jakiegoś anonimowego ktosia, a nie o to, czy zrobiłaby sobie z nim dziesięciominutową przerwę na zapleczu.
- Ano był – odpowiedziała niechętnie – jakiś taki – zmarszczyła brwi i otworzyła lekko usta, zdziwiona, że nie może sobie przypomnieć wyglądu człowieka, któremu, była pewna, dokładnie się przyjrzała – no nie pamiętam jaki, ale był. Kazał rzec, że wróci o północku, a jak nie przyjdziesz, to możesz go w dupę pocałować i z umowy nici.

Przedsionek Kompanii

Rzucenie bądź schowanie broni nieco udobruchały dowódcę najemników, nie na tyle jednak, by on sam i jego ludzie również to uczynili.
Zachęcani wymownymi ruchami mieczy i kusz, ich rzekomi konfratrzy zostali postawieni pod ścianą i zmuszeni do czekania.
Dwóch, posłanych gestem szefa, zbliżyło się do siedzącego Conora i mało delikatnie sprawdzili, czy jego obrażenia nie są aby udawane. To znaczy jeden sprawdzał, a drugi mierzył do Novigradczyka z kuszy. Stan wyjątkowy zawsze smaczny i zdrowy, jak śpiewał bard, którego imienia Conor zapomniał.
Upewniwszy się o ich prawdziwości, sprawdzający udał się do kanciapy najemników i po chwili wrócił z bandażami, opatrunkami i spirytusem, po czym zabrał się do roboty.
- Złamań ci nie nastawię, ani nie usztywnię – mruknął, gdy skończył – trza ci będzie na felczera czekać.
Medyk przybył jakiś czas później. Przyjrzawszy się obrażeniom Conora, zacmokał i pokręcił głową. Następnie rozkazał go zanieść do bocznego pokoju i tam, gdy go złożono na prowizorycznym wyrku, zabrał się do nastawiania kości.
- Macie wódkę? – zapytał przedtem jednego z najemników.
Ten niechętnie skinął głową.
- To dajcie mu się porządnie napić. Skuty, synku, będziesz mniej czuł. – powiedział troskliwie do Conora. Oto słowa godne lekarza!

Tymczasem ekipy pozostałe w przedsionku toczyły pojedynek na spojrzenia. Póki co, był remis, a ponieważ żadna ze stron nie chciała ulec, zapowiadała się długa i pełna łez rywalizacja.
Jednocześnie z posłaniem po medyka, szef ochroniarzy posłał człowieka na poszukiwania Stoka.
Po długim dość czasie rozległ się wreszcie stukot do zamkniętych wrót, a gdy je otwarto, do wnętrza, oprócz smrodu, wpadły odgłosy kłótni.
- A skąd mam, kurwa, wiedzieć? – warknął Stok do jednego ze Strażników – Nie widziałem ich jeszcze, nie jestem jasnowidzem. – zamilkł i obrócił się, widząc otwarte drzwi. - Wchodź, pokażesz, o których chodzi – rzucił do zbira Chappelle’a, z którym rozmawiał i wszedł do środka.
- To on – mężczyzna w czarnej czapce wskazał od razu Dallana – i był jeszcze drugi, cały połamany, ale tu go nie widzę.
- Leży w pokoju obok
– włączył się do rozmowy dowódca najemników w budynku.
- No to pewnie też on, bo ilu tu może być ludzi z wystającą kością z nogawki. Dobra, czego od nich chcecie?
- Zakłócenie porządku, udział w zamieszkach, prowokacja zamieszek i morderstwo
– wymienił Strażnik.
Stok zacisnął zęby. Dla przyjezdnych też nie brzmiało to najlepiej, ale nie wiedzieli, że w Novigradzie za dwa z powyższych zarzutów jedyną karą jest śmierć.
- Póki są pracownikami Kompanii Delty Pontaru – oświadczył – znajdują się pod naszą jurysdykcją. Jeślli czcigodny Chappelle chce ich mieć swoim lochu, to niech zacznie działać oficjalnymi kanałami, bo ja ci ich nie wydam. Jeśli to wszystko, żegnam.
Strażnik wyszedł bez słowa, jednak jego mina świadczyła o tym, że lista osób, których nienawidzi właśnie się wydłużyła.

- Lepiej, żebyście mieli dobre wytłumaczenie. – sapnął Stok, gdy drzwi do budynku się zamknęły. – Magazyn spalony. Wy latacie po całym mieście wszczynając rozruchy, ludzie szaleją, rozsiewają najdziksze plotki, Straż Świątynna wyszła na ulice, za drzwiami leży chyba ze dwadzieścia trupów, a wy tu o mało się nie porżnęliście. No? Co się kurwa dzieje?
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 15-06-2011, 12:08   #305
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Marina ucieszyła się, że za plecami ma ścianę i może się oprzeć. Oraz, że od dawna nie było czasu na jedzenie… była pewna, że zawartość jej żołądka jak nic urozmaiciła by wzór wyrysowany z ciał i krwi na podłodze.

Nie żeby była specjalnie wrażliwa na widok krwi i trupów, to nie to. Zajmowała się przecież łataniem ludzi – i innych ras - a jeśli ktoś już wykosztowywał się na medyczkę musiał być na prawdę w kiepskim stanie. Często tez zdarzało się rannym nie doczekać jej przybycia. Nie, widziała sporo trupów. Sporo osób też zmuszona była uśmiercić. Rzadko jednak trupy pojawiały się w jej otoczeniu tak często i w takim natężeniu. Można by powiedzieć, że przekroczyła swój limit trupodni. Zaczynając od tych trzech w ciemnej uliczce, potem rozróba na barce, magazyn, teraz ci… Do tego ten stwór w rzece, pożar (typków nastających w różny sposób na jej cześć nie wliczała do puli, do tego była przyzwyczajona). Poza tym – umawiała się przecież na leczenie! I na wyjazd z Amawetem do Skelige.. no i przede wszystkim – na serio sądziła, ze te biedaki tutaj wybiorą jednak ziółka.

Z niejakim trudem oderwała się od ściany i chwiejąc się nieco na nogach podeszła do trupów. Nachyliła się, starając nie poślizgnąć na rozlanej wszędzie krwi i sięgnęła po swój sztylet. Wyszarpnęła go, przeszła nad ciałem łysego i podeszła do baru, rozglądając się dookoła. Barman leżał bez życia, nachyliła się i dotknęła jego szyi – puls był silny, wystarczyła by go strzelić lekko w gębę aby się ocknął, ale jakoś nie miała na to siły ani ochoty. Wyciągnęła tylko ścierkę zza jego sztywnego od brudu fartucha i zaczęła czyścic swój sztylet. Metodycznie i dokładnie, milimetr po milimetrze. Jakby od tej czynności miało zależeć jej życie.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 15-06-2011, 13:32   #306
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
Amavet na szybko przeszukał trupy, zbierając ich pieniądze. Bandziory czy też nie, pieniądze w Novigradzie były cholernie potrzebne. Szybko też zgarnął rozsypane przez dziewkę służebną monety, którymi zapłacili za napitki. Ogółem, sakiewka Amaveta stała się przyjemnie cięższa.

Spojrzał na nieco pobladłą Marinę. Dziewczyna najpierw odlepiła się od ściany a potem zabrała sztylet i zaczęła go szyścić. Powoli i dokładnie. Z niesamowitą precyzją. Amavet uśmiechnął się ponuro.

-Mari...- zaczął, kładąc jej rękę na ramieniu.-Chodź. Musimy stąd iść. Nie chcemy chyba straży na karkach...

Objął ją wokół ramion i szybkim krokiem poprowadził w stronę tylnich drzwi. Z wąskiej uliczki szybko przeszli na główną ulicę. Łowca nagród rozglądał się cały czas, szukając nowych zagrożeń. Pechowy dzień, nie ma co.

-Chodź Mari... Do doków. To miasto chyba nie chce nas już dłużej gościć...
 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline  
Stary 15-06-2011, 16:37   #307
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Conor, a raczej jego godny pożałowania stan, spowodował, że w ochroniarzach pojawiła się iskierka człowieczeństwa, a zabójcze instynkty na chwilę osłabły. Jęczącego Storma opatrzyli jak umieli, a Shimko wątpił aby ich umiejętności w tym względzie były na wysokim poziomie. Wysłany po medyka jeden z ochroniarzy zjawił się chwilę później, prowadząc felczera. Ten najwyraźniej znał się na rzeczy, gdyż jako pierwszą rzecz, zalecił Conorowi gorzałkę.

Chwilę potem zjawił się Stok we własnej osobie. Jednak żeby nie było zbyt wesoło, pojawił się w obecności świątynnego strażnika. Wysłuchał tyrady na temat zarzucanych kompanijnym najemnikom czynów i odesłał go z kwitkiem. Shimko przysłuchiwał się i od niechcenia dłubał sobie paznokciem w zębach. Gdy w końcu Stok zwrócił się do najemników z pytaniem o ten cały burdel, jaki się zrobił w mieście, Shimko zaprzestał grzebać w zębach.

- Oj no, się kurwa porobiło – odpowiedział ich pracodawcy. – Na rzece dojebaliśmy tym piratom i wyciągnęliśmy z nich gdzie kryją pieprzony towar, nie? Jak już niemal mieliśmy przejęty magazyn i jakiegoś frajera w pętach, to sie pojawiła konkurencja. To te skurwiele spaliły magazyn a my uciekliśmy tutaj. A te zamieszki to się chyba tak przypadkowo wywołały. Wie pan, Panie Stok, nieprzewidziane przypadki...
- A te skurwiele – wskazał na ochroniarzy. - Te bezmózgie koczkodany niemal nas zajebały, miast iść nam na ratunek. To przez nich Conorowi chyba trzeba będzie nogę ujebać, biedaczkowi.
 
xeper jest offline  
Stary 15-06-2011, 19:10   #308
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
- No to poczekamy do północy.
Stwierdzenie było całkiem rezolutne, a na dodatkowe poparcie swych słów chłopak klepnął Rosie po obfitym pośladku. Nie umknęło mu też oczywiście spojrzenie jakim obdarzyła go chwilę temu, ale nie dziś. Stanowczo.
- Dasz mi coś do zjedzenia zanim będę mógł schrupać ciebie? Bo marnie może być z moimi siłami w nocy oj marnie...
Zrobił minę zbolałego psa.
 
Nadiana jest offline  
Stary 16-06-2011, 09:16   #309
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Propozycja wzajemnego odprężenia nie znalazła aprobaty wśród wszystkich zgromadzonych i Bert musiał zrezygnować z kolejnego planu, jakim była chęć powołania Rady Bezpieczeństwa i Współpracy w Novigradzie. Rewolucyjna i wizjonerska propozycja, ale niestety nie te czasy. Jednakże jego pełne miłości do bliźniego słowa przyniosły ten efekt, iż strażnicy nie spełnili swej groźby użycia przemocy, a tylko gapili się wzrokami bazyliszków. Tak trudno zaufać drugiemu człowiekowi, czy ogólniej humanoidowi w naszych podłych, pełnych występku czasach.
Na szczęście dla wszystkich zjawił się wreszcie Stok i w krótkich uznawanych powszechnie za obelżywe słowach zażądał wyjaśnień. Szczerze powiedziawszy Bertowi nie chciało się z nim gadać i powtarzać po raz kolejny, to co mówili strażnikom. Za to z ciekawością posłuchał rozmowy ich pracodawcy i strażnika świątynnego. Większość oskarżeń była śmiechu warta. Problem w tym, że Chappelle ponoć się nie śmiał. Mutant jeden.
Sprawę za to wyjaśnił Shimko, a Bert tylko pokiwał głową na znak pełnej zgody.
- Święte słowa. Było tak jak mówi. Sam bard Jaskier by lepiej tego nie ujął. Skurwiele, bezmózgie koczkodany i ujebać biedaczkowi. Sprawę wyjaśniliśmy. Prosimy tedy o zapłatę zgodnie z umową. Nie musi być złoto. Srebro też może być, ino mało oberżnięte jeśli łaska. – zakończył z uśmiechem na zarośniętej gębie.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 16-06-2011, 11:55   #310
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Sprawdzanie realności obrażeń u człowieka, któremu z nogawki wystaje kość naprawdę rozbawiła krasnoluda do łez. Nie miał zielonego pojęcia jak się udaje złamania otwarte, ale jak Conor to potrafił to bez dwóch zdań - musi tego brodacza nauczyć. Samo oczekiwanie wbrew pozorom widać nie było dla Storma zabawne i grymas jaki widniał na jego facjacie mógł płoszyć dziki z rezerwatu - i to takie w okresie godowym.

W końcu pierwszy przybyły znawca sztuki leczenia zabrał ze sobą spirytus, bo na bandaże i resztę potrzebnego ekwipunku krasnolud nawet nie zwrócił uwagi. Gdy czystym niczym łza krasnoludzkiej dziewicy trunkiem człowiek zaczął odkażać ranę poturbowanego, Ragnar o mało nie padł zapowietrzony - "Cóż za, kurwa, marnotrawstwo!" pomyślał oburzony...

W końcu, gdy ten partacz skończył tę bluźnierczą czynność nazywaną pierwszą pomocą w okolicy pojawił się prawdziwy medyk. Kręcący głową łysy grubas o poplamionym najprawdziwszą krwią fartuchu sprawiał wrażenie obeznanego w sztuce leczenia. Tak też było! W końcu tylko prawdziwy mistrz da się konającemu z bólu napić wódki - bo przecież spirytusu szkoda na słabą, ludzką głowę...

Najmłodszy z członków rodu Miszkun starał się godnie reprezentować całą drużynę w konkurencji "kto bardziej wykrzywi ryj" - krasnolud wyglądał jak prawdziwy zakapior. Długa, posklejana krwią swych przeciwników broda idealnie komponowała się z wytrzeszczem szarych, świecących oczu - całości dopełniał powgniatany hełm z zaledwie jednym przekrzywionym rogiem. "Właśnie. Będę musiał go naprawić." pomyślał brodaty wojownik uważający, że hełm oraz broń to rzecz święta...

W pewnym momencie ktoś zaczął walić we wrota. Odgłosy kłótni nie zapowiadały tego co ma się wydarzyć. Posłaniec Chapelle'a w sumie wymienił parę powodów, dla których krasnolud postanowiłby poznać Dallana i Storma lepiej, ale ten ostatni coś mu nie pasował - morderstwo! Oni mieli niby kogoś zabić?! Nie żeby chłopaki nie wyglądali na głodnych akcji, ale żeby tak od razu w biały dzień niewinnych ludzi zabijać. To było karygodne…
 
Lechu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172