Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-01-2012, 10:51   #51
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Tiggs nie wyglądał na okaz zdrowia. Molly na sztukach medycznych znała się nie lepiej niż na tańczeniu kankana ale sytuacja wiała dramatyzmem.

Wykrwawi się – pomyślała. - Stary jest. Marne szanse, że wyżyje.


Niemniej już rwała dół swojej koszuli. Najważniejsze wydawało się by zatamować krwawienie. O kulę będą się martwić później a jeśli szczęście im dopisze znajdą w miasteczku jakiegoś felczera.


O'Malley przykucnęła przy Tiggsie odchylając poły jego płaszcza aby dostać się do rany. Wiązała ciasno i bez finezji a jej twarz wyglądała przy tym nawet pogodnie, jakby wybierała się na miejską potańcówkę a nie brała udział w strzelaninie z bandytami. Z drugiej strony buzia Molly rzadko zmieniała swój wyraz i jeśli ktoś panny O'Malley nie znał łatwo nabierał się na tą wrodzoną niewinność.


- To chyba ja – szepnęła wiążąc supeł. Odkręciła buteleczkę laudanum zgarniętą z ciała Carpentera i podała Jaredowi. - Znaczy cię postrzeliłam. Pij, ból uśmierzy. A plan był o kant dupy rozbić. Chociaż sam się prosiłeś. Co cię podkusiło żeby we mnie mierzyć?

Konwersację przerwał wystrzał od strony wąwozu. Molly zaklęła szpetnie kiedy Balor zerwał się do biegu. No tak. Kowboje z Teksasu bardziej troszczą się o swoje kobyły niż o żony. Kris nie był wyjątkiem i choć tu na miejscu sprezentowali sobie niezłe bagno to on się już rwał do kolejnego.

Nim zakręciła buteleczkę pociągnęła małego łyczka i schowała medykament na dnie kieszeni płaszcza. Puściła się biegiem za Krisem po drodze ładując bębenki rewolwerów. Chyba indiańskie cmentarzysko faktycznie okazało się miejscem pechowym. Na razie wszystko szło jak po grudzie.
 
liliel jest offline  
Stary 08-01-2012, 11:52   #52
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Lulu nie należała do zbyt odważnych, a wystawianie się na obce kule, było ostatnią rzeczą na jaką miała ochotę.
Dlaczego niby ci obcy ludzie mieli uwierzyć słowom bandyty i jej samej, że nie jest kimś z ich koterii?
Już widziała swoje ciało szarpane uderzającymi w nią kulami.
Czasami nadmierna wyobraźnia bywała przekleństwem!
Jednak ku zaskoczeniu dziewczyny na zewnątrz nie było ludzi z miasteczka, ale jej towarzysze podróży. To dość radykalnie zmieniało sytuację.

Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć w oddali rozległ się strzał, który podziałał na nich dość elektryzująco.
- W jaskini jest tylko jeden człowiek, ale zdecydowanie zdeterminowany nie poddać się żywcem – odpowiedziała dziewczyna. - Powiedział że najpierw zabije tę blondynkę jeśli będziecie chcieli się do niego dostać, ale może tylko blefował. Dziwny jest trochę. Co do drugiego wyjścia to albo jest doskonale ukryte albo go nie ma.
Po co się narażać. Niech sobie miejscowi ja ratują, a my wracajmy.
- Gdzie jest Hugo? - Zapytała podążając za Jaredem. Może ochroniarz nie darzył jej głębszymi uczuciami, ale przecież chyba była dla niego na tyle ważna, by ruszył z resztą na pomoc. Jego nieobecność zaniepokoiła Lulu.

Wrażenie to wzmagał jeszcze widok indiańskich kurhanów, których wcześniej nie widziała z powodu worka na głowie. Jak większość przedstawicieli jej rasy miała głęboko zakorzeniony lęk przed takimi miejscami. Mimo wykształcenia, zabobonna część jej natury dochodziła do głosu.
- Uciekajmy stąd jak najszybciej, to miejsce jest złe. – Powiedziała patrząc z niepokojem na dziwaczne cmentarzysko. Nie mogła zrozumieć dlaczego rdzenni mieszkańcy tych rejonów woleli pozostawiać szczątki swych zmarłych na zewnątrz, by gniły na widoku zamiast po bożemu pochować je w poświęconej ziemi.
 
Eleanor jest offline  
Stary 12-01-2012, 09:58   #53
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Karl Bedfellow machnął lewą ręką przeganiając chmurę dymu, który uniósł się po wystrzale.

Napastnik zsunąwszy się ze zbocza, będąc już na dnie wąskiego przejścia przeskakiwał mniejsze głazy niczym rączy jeleń, co większe przesadzając po obiciu się od nich jedną ręką. W drugiej na tle nieba widać było ściskany tomahawk. Staruszek mamrocząc tylko jemu zrozumiałe obelgi, gorączkowo schylił się ku leżącemu O’Sullivanowi, który jęknął, gdy tamten w końcu wyszarpnął z kabury Colta. Przyklękając mierzył do gnającego z szybkością zerwanego z powroza psa, na złamanie karku, Indianina. Długie włosy falowały w morderczym pędzie wojownika. Staruszek zaciskał wargi, przez co pokryta zmarszczkami twarz zdawała się być jeszcze bardziej pomarszczona. Zastygł w skupieniu składając się do strzału jednak kiepsko szło powstrzymanie drżącej ręki i długa lufa czterdziestki czwórki chybotała się wraz z nią nieznacznie.

W końcu, kiedy wysmukła sylwetka wojownika była już całkiem blisko, wystrzelił chybiając celu o dobre dziesięć metrów. Tamten, tylko na na chwilę zwalniając, w odpowiedzi cisnął tomahawkiem. Z wykroku, ręką ciągnąć za posłanym orężem, prosto w sylwetkę strzelającego do niego bladej twarzy. Obracający się przedmiot uderzył o włos od głowy Old Mana, strącając kapelusz i krzesząc iskrę, kiedy ze zgrzytem wyrżnął o skałę, za plecami staruszka. Bedfellow z wrażenia opadł plecami na ścianę strzelając z wrażenia między nogami Hugo. Ciemna sylwetka czerwonoskórego, wybijając się z obu nóg, poszybowała jak jaguar na Karla.

Po krótkiej walce, podczas której, ręka napastnika uniosła się kilka razy, czerwonoskóry oderwał się od nieruchomego starca i zamachnął na leżącego na ziemi Hugo. I wtedy zamarł. Oto przed nim leżał czarny jak noc, olbrzymi wojownik, zawinięty w płótna, o spuchniętych wargach i niezwykle szerokim nosie, który mimo, że był martwy, wpatrywał się w niego strasznymi, białymi gałkami oczu kontrastującymi z czarną skórą. Wzniesiona w jego stronę ręka, raz po raz wskazywała wprost na czerwonoskórego w geście wytknięcia. Uzbrojona w rewolwer, lecz Indianin na czym innym skupił uwagę nie mogąc oderwać oczu od pokiereszowanej czarnej twarzy. Przez napiętą bitewnym szałem facjatę młodzieńca, który nie mógł więcej jak szesnaście wiosen, malował się najpierw obraz zaskoczenia i zdumienia, a potem w oczach czerwonoskórego pojawił się nieopisany strach dominujący resztę ciała.
Hugo, stwierdził, że faktycznie zdobyczna broń ze stajni być chyba nienaładowana. Był pod silną dawką opium, którym naszpikował go Bedfellow, jednak dźwięki dochodziły do niego a wsórd nich brak huku wystrzałów ze Smith&Wessona. Jednak gest wystarczył, aby na chwilę osadzić w miejscu dzikusa. Widać czerwony zrozumiał, że z tak bliska nie sposób nie trafić i to ostudziło jego mordercze zamiary. Zakrwawiony nóż wisiał zamarły w powietrzu razem z ręką Czejena, a młodzieniec wydał z siebie stłumiony, pełen przejęcia pomruk przypominający zduszone szczekniecie - Ugh!! – i wtedy w końcu padł strzał.

Indianin targnięty kulą cofnął się o krok, dwa, drugi strzał już nie wyrządził mu krzywdy, a on opierając się o głazy, zaczął zataczając się uciekać.











Kris po drodze usłyszał jeszcze dwa kolejne strzały. Dobiegały w wąskiego dna wąwozu, którym przyszli z Hot Springs. Z Carpetnerowym Winchesterem, którego dostał od rannego Jareda Tiggsa, biegł na odsiecz walczącym.

Po kilkudziesięciu metrach od miejsca, z którego przyczajeni obserwowali wcześniej bandytów, został siedzącego pod ścianą Hugo, który z obandażowanym szczelnie torsem wyglądał jak niedokończona mumia, których fotografie z Egiptu widział w Houston u podróżnego handlarza wszelakich dziwadeł. Murzyn jakby dochodził do siebie. U jego stóp leżał Old Man Bedfellow, a widząc pytający wzrok Krisa pokręcił tylko głową. Nico dalej leżał rozciągnięty na ziemi O’Sullivan, któremu spomiędzy łopatek starczała indiańska strzała. Poza tym było cicho i spokojnie. John cicho jęknął nie ruszając się wcale.

Po chwili dołączyła do nich Molly jak cień wynurzając się zza głazu, czym nieco zaskoczyła Balora, który nie dał tego po sobie poznać. O’Malley podniosła z ziemi tomahawk, do którego trzonka przyczepione było jastrzębie pióro.

Staruszek, obok którego leżał Army Colt z czterema kulami w bębnie, był martwy. Jego pierś została przebita ciosami noża, który uszkodził serce. Hugo sięgnął po rewolwer zatykając go sobie za pasem. Nie czuł bólu lecz miał trudności ze wstaniem. Było jednak o niebo lepiej, jak kiedy został trafiony, pewnie dzięki zaczynającym działać specyfikom.

Rodak O’Malley żył. Irlandczyk, kiedy Kris pochylił się nad nim, jęknął urywanym głosem, że nie czuje swojego ciała. Strzała była wbita równo pośrodku pleców na wysokości łopatek.










Dzięki pomocy Molly, która drąc własną koszulę o wiele lepiej niż Tiggsowa chusta bark przestał krwawić, przynajmniej na razie i Jared wiedział, że miał kupione trochę czasu i to zwłaszcza dzięki laudanum, które znalazł przy Carpenterze, a którym zaopiekowała się O’Malley. Miał jeszcze blaszane pudełeczko, w którym była maść szybko zidentyfikowana przez Lulu jako jodoform. Widząc mulatkę całą i zdrową wiedział, że jeśli ktoś ma mu tej nocy wyjąć kulę i odkazić ranę to tylko ona, gdyż dziewczyna była tak oczytana, że z pewnością przynajmniej w teorii wiedziała jak się do tego zabrać w odpowiedniej kolejności. To aby odkazić ranę, być może wypalić potem ogniem wiedział i on. Niemniej sam sobie tego nie zrobi, a ona zdawała się być równie, o ile nie bardziej kompetentna.

Słowa Lulu radzące czym prędzej opuścić to miejsce, zrobiły na Tiggsie wrażenie dużo większe, niżby może tego chciał. Przecież nie miał zamiaru zostawić córki Richardsona z bandytą kiedy byli już tak blisko celu, który zwłaszcza on, okupił głupim postrzałem. Odprowadził piękną mulatkę pomiędzy groby, lecz znalazł się dziwnej sytuacji rozdarcia, gdyż okazało się, że będzie musiał zostawić ją samą pomiędzy grobami w ciemnościach, jeśliby miał wrócić do Jeramiaha. Tymczasem od strony wąwozu padły kolejne dwa strzały, a potem zrobiło się cicho. Dwie kule to z pewnością za mało, aby pokonać wszystkich towarzyszy, więc nie musiał się o wąwóz w tej chwili martwić.

Kiedy Lulu usłyszała rżenie koni powiedziała o tym mężczyźnie, który każąc jej zostać, z odbezpieczonym rewolwerem ruszył ostrożnie w między groby, skąd miał dochodzić dźwięk. Po drugiej stronie zbocza, niedaleko jaskini uwiązane były zrabowane im wcześniej konie. Ucieszył się na widok przyjaciela, który to właśnie on rżeniem przywoływał pana uwiązany u samotnego drzewa, które tam rosło. Wraz z nim były jeszcze dwa inne. Smitha i Molly. Wierzchowiec McClyda leżał na boku z poderżniętym gardłem a z jego boku odkrojone były obfite połacie mięsa. Kiedy wrócił uspokajając Lulu, że od tej strony nic wydaje się im nie grozić, ruszył w stronę Smitha wiedząc, że muszą zgodnie ze słowami Lulu rozwiązać ten problem niezwłocznie. Louisa zaś dygocąc lekko z zimna, została sama z rewolwerem w ręku, który na dodanie odwagi wcisnął jej w dłonie Jared na odchodne.










Jeramiah zakradł się do wejścia jaskini przyklejony do skały po lewej stronie i nasłuchiwał odgłosów ze środka.

- Billy, ona ich przekona na pewno. – łamiącym się głosem mówiła Missy – Nie zrobisz mi krzywdy jak dadzą nam odjechać prawda?
- Nie zrobię. – mruknął O’Hulligan. – Nic mi z twojej śmierci głupia. Mam większe teraz problemy na głowie. – przy drugiej części zdania wyraźnie jęknął.

Smith ostrożnie przesunął głowę ku krawędzi wejścia do groty, przykładając policzek do zimnej skały. Przez szparę między zwierzęcą, rozwieszoną skórą a otworem jaskini, nie widział wiele. Jedną nagą ścianę po prawej stronie, na której tańczyły migocące cienie palącego się w środku, małego ogniska. Na ziemi widział siodło, juki i koce. Aby dojrzeć więcej musiał uchylić nieco zasłonę co postanowił zrobić ostrożnie. Kiedy to zrobił zajrzał na lewą część groty zobaczył siedzącą na ziemi związaną blondynkę, która na szyi miała zsunięty knebel. Za nią był średniego wieku, z kilkudniowym zarostem mężczyzna, który obejmując dziewczynę ramieniem, chował się za nią jak za tarczą i mierzył do niego z rewolweru. I to właśnie wylot lufy był tym na co Smith rozszerzoną źrenicą zwrócił uwagę najbardziej. Huknął strzał. I kula przedziurawiła futrzaną zasłonę koło głowy kaznodziei.

- Nie! – krzyknął. – Nie i jeszcze raz nie! – warknął. - Nikt żywy z tej jaskini żywy nie wyjdzie jak kurwie syny będziecie chcieli mnie dorwać! – krzyknął odciągając kurek. – Pierwszy co tu wejdzie zarobi ołów! Co z moimi ludźmi? – warknął jakby retorycznie. – Macie już nas prawie wszystkich, teraz tylko ja albo ona. Wybierajcie! Nikt tu czasu nie ma!










Młody wojownik, chciał biec coraz szybciej wiedząc, że nie będzie żałował tych dwóch skalpów, które zostawił na świętej ziemi za sobą. Duch, którego zesłał Manitou, nie był zwierzęciem nie tylko wystraszył go lecz też ukarał. Nie wiedział jak wytłumaczy to szamanowi, jeżeli uda mu się przeżyć, że oczekiwany znak przyszedł w postaci demona. Na myśl, że to taki czarny duch, mógłby być jego totemem, trwoga ogarniała serce młodego, przyszłego Dog Soldier, w tym poszukiwaniu wizji obrzędu przejścia w dorosłość. Nie słyszał już kolejnego strzału ze Świętej Ziemi Ojców podajać na twarz, gdy nogi odmówiły posłuszeństwa.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 12-01-2012 o 22:30.
Campo Viejo jest offline  
Stary 16-01-2012, 21:16   #54
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Smith wrócił do towarzyszy i tam szybko ustalili plan. Cygaro zgasił pod obcasem buta, bowiem żar mógł go zdradzić. Plan był ryzykowny a na jednej szali postawili życie niewinnej dziewczyny, a na drugiej życie przestępcy. Gdy przyszło do wzięcia odpowiedzialności pastor nie ulękł się i rzekł

- Ja mogę.. - “Bóg poprowadzi moją dłoń” ale nie dodał tego głośno - Molly, Ty mu powiedz, że może odejść prędzej Tobie uwierzy, niż mężczyźnie. Poza tym rosły mężczyzna w koloratce miałby stanowić dla niego zagrożenie.. ale dobrze, skoro uważacie że tak będzie najlepiej. Kto będzie drugim strzelcem ?

Drugim strzelcem miała być Molly. Ruszyli. Smith schował się za kurhanami, ukrywając się w cieniu. Czekając na znak przypomniał sobie słowa Pana:

"Kto się w opiekę odda Panu swemu,
A całym sercem szczerze ufa Jemu,
Śmiele rzec może, mam obrońcę Boga,
Nie przyjdzie na mnie żadna straszna trwoga,
Żadna straszna trwoga"

Smith czekał na czyste pole do strzału. Mierzył w bark, lub rękę jeśli odległość i widoczność była dobra. Nie chciał go zabić a obezwładnić, żywy bardziej się przyda.Nie mógł się pomylić albowiem pomyłka równała się ze śmiercią dziewczyny. Gdyby jednak bandzior postanowił zrobić coś głupiego Smith nie bałby się władować mu wszystkich kul między oczy.Bezpieczeństwo dziewczyny było najważniejsze. Jeżeli Molly nie odda strzału Smith czekał aż kowboj przejedzie tuż obok niego.. gdyby zaczęła się jednak strzelanina, Smith zamierza zrobić wszystko by ją uratować.
Gdy tak mierzył szeptał do siebie:

- Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Twój kij i Twoja laskasą tym, co mnie pociesza.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 17-01-2012, 10:30   #55
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Póki co nie na wiele mógł się przydać towarzyszom. Hugo dochodził do siebie, Bedfellow już nie potrzebował niczyjej pomocy i właśnie zdawał przed świętym Piotrem świadectwo, ze swego życia, a O’Sullivan leżał ze strzałą między łopatkami. Kris znał się na ranach na tyle, by wiedzieć, iż wyciągnięcie grotu powinno być wykonane przez kogoś, kto się zna na leczeniu ran. On nie miał takiej wiedzy.
Uznając, że na nic się tu nie przyda ścisnął w dłoni zdobyczny winchester i ruszył dalej w stronę wąwozu. Tam gdzie zostawili wóz i konie. Szedł dość szybko rozglądając się uważnie na boki. Na razie nic mu nie zagrażało, więc zaczął biec.
Po przebiegnięciu dwudziestu metrów na ziemi zobaczył w odległości około ośmiu metrów półleżącą na dnie wąwozu postać, która na jego widok czołgała się na plecach, odpychając łokciami od ziemi i kierując się w stronę ściany skały.
Kris wycelował lufę karabinu w stronę postaci i wolno podszedł. W razie jakiegoś wrogiego ruchu zamierzając strzelić. Uważnie obserwował ręce mężczyzny.
To był ranny Indiański wojownik. Młodziutki małolat. Opierał się na jednym łokciu, a drugą ręką trzymał za bok.
Pod nogą Krisa leżał zakrwawiony, długi nóż.
Balor splunął w bok mrucząc przekleństwa.
- Cholerny szczyl.
Kris wziął nóż i po wytarciu go o ziemię schował za cholewę, potem przykucnął opierając winchestera o skałę.
- Mówisz po angielsku? – spytał sceptycznie spoglądając na gówniarza.
- Z resztą nieważne.
Kris odwiązał rzemyk od kabury oplatającej mu udo, by rewolwer nie obijał nogi i ruszył na chłopca.
Chciał go przewrócić na brzuch i spętać mu ręce. Potem będzie mógł spokojnie gnojka opatrzyć, nie obawiając się jakichś głupich ruchów z jego strony. A potem? Cóż trzeba będzie smarka zanieść na wóz. O ile odnajdzie dobytek Hugo. Sprawdzić co z Balorem i resztą gratów, zostawić spętanego Indiańca i wrócić do kompanów.
Taki był plan, a plany lubiły się chrzanić.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 17-01-2012, 19:32   #56
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Nie do końca zdawał sobie sprawę z tego co dzieje się dookoła. Całe zdarzenie było dla niego niczym senna mara, otumaniony umysł nie potrafił ogarnąć tego w całości i Hugo wystrzelał cały bębenek pocisków, nie zdając sobie nawet sprawy, że faktycznie wyleciały z niego może ze trzy. Czy trafił, nie miał pojęcia, ale w jednej chwili Indianin rzucał się na staruszka a w drugiej już uciekał w popłochu, z nie do końca zrozumianych przez murzyna powodów. I dopiero jak zniknął, jak przebiegł obok Kris, niemal się nie zatrzymując, jak zorientował się, że dziadek faktycznie nie żyje, a ten drugi ma strzałę między łopatkami, Hugo zaczął ponownie pracować łepetyną, przyjmując tę zmianę z cichym jękiem. Obecności kobiety chyba do końca nie zarejestrował.

Podniósł się z trudem, nie do końca wiedząc nawet dlaczego. Potrzebował coś zrobić, ale nie wiedział wciąż co. Podszedł do martwego, ale nawet nie sprawdzał go zbyt dokładnie. Podobnie jak O'Sullivana.

Zabrał natomiast swój winchester, przystanąwszy na chwilę, aby zebrać oddech. Nie mógł pomóc żadnemu z tych mężczyzn, którzy tu leżeli. Nie bardzo też wiedział, jak mógłby pomóc sobie. Ponowny marsz ku jaskini nie wchodził w grę, byłby tylko balastem dla pozostałych, a to przy ich rasizmie pozostawało poza sprawami do przemyślenia.
Obrócił się więc i chwiejnym krokiem ruszył ku swojemu wozowi, drogą, którą wydawało mu się, że pamięta. Jeśli pozostali przeżyją tę całą sprawę, to właśnie tam powinni dołączyć.
Nie myślał zbyt rozsądnie, pominął więc całe multum przeróżnych kwestii. Ważniejsze było to, że w danej chwili miał jakiś cel.
 
Sekal jest offline  
Stary 17-01-2012, 23:28   #57
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
O'Hooligan czół, że nie jest na zbyt dobrej pozycji, a zaglądający do jaskini Smith mógł tylko bardziej go zdenerwować. Kaznodziei nie udało się go zaskoczyć i niewiele brakowało, a przypłaciłby to życiem. Nie mogli tak po prostu wparować do jaskini i zacząć strzelać, musieli obmyślić plan.

- Skurwysyn nie żartuje.. - mruknął pastor i zapalił kolejne cygaro - Zabije ją zapewne w przypływie złości lub żeby udowodnić sobie że umie a nam że to nasza wina. Może wymienimy mnie na nią. Gdy dziewczyna będzie bezpieczna.. Bóg zdecyduje komu będzie dane żyć - rzucił - chyba że macie lepsze propozycje ?

- Dlaczego miałby się zgodzć na wymianę drobnej bezbronnej kobiety na rosłego mężczyznę, który może sprawiać problemy? Nie pójdzie na to - wtrąciła się Molly. - Przystańmy na jego propozycję, pozwólmy mu wyjść. A wtedy... - zakręciła wokół palca rewolwerem - dwóch ukrytych strzelców rozstawimy po przeciwnych stronach. Wystarczy jeden czysty strzał. Jeśli Missy będzie miała szczęście to nie ucierpi.

- Ryzykujemy, panno O’Malley. Ale na wymianę się nie zgodzi, nie za kogoś, kto umie się posługiwać bronią, a Lulu mu nie oddamy. Cholera, ale narażać Missy... Nie podoba mi się to, ale innego wyjścia nie mamy, nie możemy mu zaufać. To kto będzie strzelał? Ja odpadam- powiedział z żalem wąsacz.

- Ja mogę... - odezwał się Jeremiah.-Molly, Ty mu powiedz, że może odejść prędzej Tobie uwierzy, niż mężczyźnie. Poza tym rosły mężczyzna w koloratce miałby stanowić dla niego zagrożenie.. ale dobrze, skoro uważacie że tak będzie najlepiej. Kto będzie drugim strzelcem ?

- Ja będę drugim strzelcem - stanowczo oznajmiła O’Malley. - A rozmawiać z porywaczem może Tiggs. Jako z rannego i tak niewiele będzie z niego pożytku. Ewentualnie... Można postawić trzeciego strzelca bliżej wozu. Z wąwozu i tak jest tylko jedno wyjście i chcąc nie chcąc tamtędy będzie się musiał kierować.

- No to ustalone- zakończył Jared. Z przyjemnością zająłby miejsce któregoś ze strzelców, ale rana dawała o sobie znać.

Gdy tylko jego towarzysze zajęli miejsca strzeleckie, schował się za jednym z kurhanów, na wszelki wypadek, i zawołał:

- O’Hooligan! Obiecaj na własny żywot, że wypuścisz Missy po wyjeździe z wąwozu, wtedy pozwolę Ci odjechać.

- Obiecuję! Podstawcie osiodłanego konia na dole! - odkrzyknął ze srodka. - Wszystkich chcę widzieć przed sobą. Żeby mi nikt za plecami nie został! Zapalcie pochodnie i czekajcie na dole! I nie próbujcie sztuczek, bo pierwsza kula będzie dla niej!

Jared posłusznie sprowadził pierwszego z brzegu osiodłanego konia do podnóży wzgórza, podprowadzając go aż do dwóch nieruchomych ciał. Mogą się jeszcze przydać.

- Lulu, idź do wozu, tam powinien być Hugo. Jeśli nie, to i tak tam zostań, zaraz ktoś do Ciebie przyjdzie.

Billy wyszedł powoli z jaskini z rewolwerem, trzymając przed sobą Missy, za którą się krył. Widząc na dole Jareda z pochodnią, w blasku, której widoczny był osiodłany koń trapera, zatrzymał się i krzyknął:

- Horacy! - po chwili. - Samuel! - odpowiedziała mu cisza.

Zaklął siarczyście cofając się o krok. Plecami przywarł do skały przy wejściu do groty, szczelniej zasłaniając się blondynką.

- Gdzie jest reszta waszych ludzi?! - rzucił w ciemność. - Karabin i co najmniej dwa rewolwery! - wydarł się patrząc na dół na Tiggsa, u stóp którego leżał trup Bedfellowa i nieruchomy Irlandczyk. - Nie taka była umowa! - huknął aż echo poniosło. - Wychodźcie, ale już! Albo jej śliczną rączkę przyozdobię kulką!

Słowa dobijały się od skał niesione coraz dalej i ciszej.
- ...ulką! ...lką! ...ką! ...ąą...

- Tu masz rewolwer- krzyknął Jared klepiąc swoją kaburę- tu drugi, a tu karabin- wskazał na dwa leżące przed nim ciała.- Jest jeszcze jeden ranny przy wyjeździe z wąwozu, Lulu się nim zajmuje. Będziesz obok nich przejeżdżał.

- Broń rzuć na ziemię! - odkrzyknął rozglądając się nerwowo na boki. - Nie jesteś z Hot Springs! Szukasz nagrody? Bierz ciała moich towarzyszy! Po co narażać dziewczynę! - dodał nieco ciszej. - Nic do ciebie nie mam! Widać moi ubili też twoich... Jestesmy kwita!

- Ukradliście nasze konie i sprzęt z Hot Springs, porwaliście także naszą towarzyszkę i córkę barmana. To dość, żeby za wami podążyć. I to był nasz główny cel, odebrać, co nasze i zapewnić bezpieczeństwo pannie Missy. Ty jesteś mi obojętny, dlatego zgodziłem się na Twoje warunki. Ale wiedz, że jeśli nie dotrzymasz umowy, potraktuję to osobiście- powiedział Jared, odkładając rewolwer na ziemię. Oby tylko Molly i Jeremiah załatwili sprawę, zanim Billy'iemu puszczą nerwy.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 18-01-2012, 09:15   #58
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Molly nie czuła żeby tak znowu ryzykowali, staruszek Tiggs miewał tendencje do przesady. Co się miało złego stać już się stało. Tiggs oberwał kulkę, tak samo Hugo a O'Sullivan... O'Sullivan oberwał aż za dobrze.
W pierwszej kolejności trzeba była zabić herszta bandziorów, który obrabował ich i ostrzelał i za którego czerep wyznaczono przecież niezłą sumkę. Nie godzi się pozwalać aby taka kwota przechodziła ci koło nosa i się o nią nawet nie upomnieć. Poza tym to przecież bandido, nie? Jest ich obywatel... obawatyl... No obowiązkiem chyba, żeby go pojmać. I odebrać swoją nagrodę.
Jeśli Jared i Molly dadzą dupy Missy może istotnie przedwcześnie dokonać żywota ale była to cena, którą Molly była skłonna ponieść. Chociaż żal by było tych dwustu dolców jaką obiecał barman za żywą córę. Chociaż... Może za martwą też coś sypnie, choćby jedną trzecią?
Balor nie wrócił z nią pod jaskinię i O'Malley miała szczerą nadzieję, że nie wpakował się znowu w jakieś tarapaty. Teraz jednak trzeba było zająć się sprawą Billa.
Molly przemknęła w stronę najbliższego kurhanu. Położyła się płasko na ziemi, zdjęła kapelusz i przyjęła najwygodniejszą pozycję strzelecką. Wzięła kilka głębszych oddechów obserwując jak bandido opuszcza jaskinię zasłaniając się kobietą niby tarczą.
W zasadzie nie czekała na strzał Smitha. Po prostu wypatrywała dogodnego momentu kiedy Billy możliwie najbardziej się odsłoni. Bandzior wszedł w zasięg pochodni trzymanej przez Tiggsa i wdał się z nim w dyskusję. Teraz - pomyślała.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 18-01-2012 o 11:33.
liliel jest offline  
Stary 18-01-2012, 20:18   #59
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Lulu popatrzyła na swoje dłonie. W jednej trzymała pistolet w drugim butelkę środka odkażającego. Popatrzyła na mężczyznę leżącego na ziemi z kawałkiem drewna zakończonym białym piórem. To zdecydowanie wyglądało na indiańską strzałę, a więc w każdej chwili mogli mieć na głowie większy problem niż jednego, rannego bandytę. Najwyraźniej jednak jej tymczasowi towarzysze postawili sobie za punkt honoru nie odpuścić komuś, kto ukradł im konie.

Wzruszyła ramionami, a potem wcisnęła pistolet do kieszeni wszytej w dół sukni. Nieco ciążył, ale broń na zachodzie była cenna. Jeśli nie przyda się Hugo może da się ja korzystnie sprzedać? A może rzeczywiście nadszedł czas by nauczyła się strzelać?
Popatrzyła na miksturę. Nie miała pojęcia dlaczego wszyscy założyli, że zna się na opatrywaniu rannych. Na myśl o tym, ze miałaby dotknąć pobrudzonego krwią ciała poczuła niesmak. Przecież mogłaby się pobrudzić. Plamy z krwi cholernie trudno było usunąć.
Dlaczego miałaby narażać swoją garderobę dla jakiegoś obcego człowieka. Tego, który leżał na ziemi widziała przecież po raz pierwszy. Może też był bandytą? W takim razie po co go ratować. Za martwego zapłacą tyle samo nagrody, a zdecydowanie mniej z nim zachodu. Jedno mogła jednak dla niego zrobić. Odkręciła nakrętkę i wylała zawartość butelki w miejscu z którego sterczała strzała.

Potem ruszyła w kierunku w którym odszedł Hugo. Nie wyglądał najlepiej, a raczej wyglądał jak po wypiciu kilku butelek wiskey. Nie sądziła by miał czas tak się upić, bo przecież jej ochroniarz miał mocną głowę. W takim razie jego rana musiała być poważna. Chyba nie powinien w taki stanie włóczyć się samotnie po terenie opanowanym przez krwiożerczych, czerwonoskórych tubylców.
 
Eleanor jest offline  
Stary 22-01-2012, 07:06   #60
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Muzyka



Black Hills, South Dakota, kwiecień 1876



Billy zamiast odpowiedzieć Jaredowi, który stał na dole, kląc pod nosem powoli zaczął przemieszczać sie w dół, rozglądając dookoła tak, aby jednak nie tracić z oczu Tiggsa. Ranny mężczyzna skwapliwie położył na ziemi broń uspokajająco podnosząc pustą rękę. Osiodłany koń Molly stał spokojnie ze spuszczoną głową, jakby był mu wszystko jedno. Zawsze lepsze to niż skończyć jak rumak trapera zarżnięty na kolację. Wąwóz wypełniała cisza nocy, a w jej mroku, za kurhanami czaił się Smith i O'Malley.

O’Hulligan omijał właśnie sporych rozmiarów głaz, za którym krył się wcześniej Kris, ostrożnie zaglądając czy nikt się za nim nie czai. Zejście było dosyć strome. Bandycie z przestrzelonym udem i z zakładniczką przed sobą, przemieszczanie się nie było łatwe, jeśli dorzucić jeszcze do tego natarczywe wypatrywanie ciemności. Czy miał jakiś wybór? Z pewnością nie wierzył do końca w zapewnienia faceta z pochodnią, że tamten jest niby sam, ale co miał z tym zrobić? Missy była jego jedyną szansą na wyrwanie się z tej kabały. Przeklinał pod nosem wściekły, że nie docenił frajerów, którym gwizdnął konie. Ruchy jego były nie do końca pewne. O ile po miejscowym szeryfie i mieszkańcach Hot Springs można było spodziewać się, że zrobią wszystko, aby blondynce nie spadł włos z głowy, to niekoniecznie musiała to być reguła względem obcych. Chcą go dla nagrody, a jak za żywą Missy wpadnie im przy okazji cos do sakwy, to jeszcze lepiej. To było jasne dla wszystkich. Zawsze istniała szansa, że kula przynajmniej trafi dziewczynę a nie jego tym samym dając mu czas do obrony, no a jeden z wrogów już został rozbrojony.

Schodząc na dół szedł plecami do stormej skały z mając na oku kurhany i Tiggsa. Przytrzymał się na chwilę przy stromym zejściu szukając lepszego oparcia dla stóp, lub po prostu odpoczywając. Oparł się o pojedynczy głaz, za którym jednak nikt się nie chował. Spojrzał w stronę grobów dysząc ciężko.

Plan Molly i Smitha był prosty. Ustawić się po obu stronach przejścia, wzdłuż prawdopodobnej trasy zejścia bandziora z zakładniczką i w sposobnym momencie albo posłać Billego do piachu, lub go ranić na tyle, by obezwładnić. Oboje zajęli pozycje strzeleckie przy kurhanach. Smith tam, gdzie krył się wcześniej Carpenter, a Molly za jednym z rusztowań na skraju, znacznie bliżej głazu, przy którym właśnie przystanął O’Hullinagn.

Billy był blisko. W porównaniu do półmroku cmentarza skąpo oświetlonego przez wychynięty zza chmur księżyc, wyjęty spod prawa mężczyzna i jego ofiara, byli w blasku migającego ognia, o wiele lepiej widoczni. A co ważniejsze bandzior przytrzymał się na dłużej w miejscu, co wodząca za nim lufą O’Malley chciała wykorzystać. Smith mierzył dość długo mając na muszce bandziora kiedy padł wystrzał z przodu.

To Molly nacisnęła na spust pierwsza, gdy Billy przystanął w wchodząc w krąg pochodni Tiggsa, rzucając baczne spojrzenie w jej stronę. Ogień buchnął z lufy rozświetlając ciemność, w której się kryła, na chwilę ukazując zarys jej kapelusza oraz drugiego Colta. Dziewczyna w wyciągniętych przed siebie rękach trzymała oba Peacemakery.

Billy i Missy upadli na ziemię. Potoczyli się w dół zatrzymując niedaleko Tiggsa. Dziewczyna szlochała podnosząc się z ziemi. O’Hulligan oberwał prosto w twarz. Nie był to przyjemny widok. Missy wymiotowała na kolanach. Zlepiony w mokry strąk pukiel włosów wisiał bezładnie a jej twarz zalana była łzami, które drążyły sobie ścieżki na umorusanej krwią twarzy. Zastrzelony mężczyzna leżał jak zastygła kukła. Zupełnie martwy.










Młody czerwonoskóry podniósł rękę z kamieniem kiedy Kris pochylał się nad nim. Sprawne uderzenie kolbą w głowę wojownika otumaniło go na tyle, że mimo iż nie stracił przytomności nie stawiał żadnego oporu. Indianin związany w przegubach i kostkach u nóg, zarzucony na ramiona Balora jak cielak, po kilkunastu minutach wylądował głucho na wozie. Mustang uspokoił się na widok Krisa lecz nie był zadowolony, gdy ten po solidnym związaniu rannego jeńca w końcu z powrotem wrócił w góry.

Lulu pokonała kilka minut w samotności potykając się co raz o nierówne podłoże. Nim dotarła do Hugo przebyła jeden z najtrudniejszych w życiu spacerów w mrocznej dolinie. Przełęczy, w której Irlandczyk i stary Karl zostali zaatakowani przez Indian. Hugo szedł uparcie przed siebie, jedną ręką opierając się o pionową ścianę wąwozu, drugą uchwyciwszy się lufy winchestera, podpierał się jego kolbą ziemi, niczym laską. Kiedy księżyc skrywał się za chmurami na dnie wąwozu było ciemno. Tak bardzo, że nie sposób było widzieć wiele dalej jak na wyciągniętą rękę. Ciche szuranie kamyków pod butami towarzyszyło mu z każdym postawionymi naprzód krokiem w ciemnościach. Łatwiej były gdy jednak blada tarcza na niebie uwolniła się z objęć nocnych obłoków. Wtedy od kurhanów padł strzał.

Po drodze spotkali się z nadchodzącym Balorem. Po wymianie z daleka ostrzegawczych słów pewni, że z żadnej strony nie grozi im niebezpieczeństwo minęli się, każde spiesząc się w przeciwną stronę. Lulu z Hugo razem doszli do miejsca, gdzie pnące się dotychczas po bokach skały ustępowały miejsca mniejszym głazom oraz drzewom, a przestrzeń dookoła stała się otwarta. Przywitało ich rżenie koni. Molasa i Melepeta stały nieruchome razem z wozem uwiązane do drzewa. Do wozu z kolei podczepiony na powrozie niespokojnie dreptał w miejscu koń Balora obok rumaka rannego Irlandczyka. Stara chabeta Bedfellowa spała na stojąco przywiązana lejcami do krzewu. Konie pociągowe zarżały na ich widok. Na deskach leżał sztywny olbrzym postrzelony w stajni, a obok niego ktoś jeszcze. Związany Indianin. Był słaby i dyszał płytko lecz kiedy zobaczył Hugo jego oczy niemal wyskoczyły z orbit. Zaczął cofać się na wozie, najdalej jak mógł od murzyna, a że nie mógł daleko po chwili słyszeć się dało mamrotanie w obcym, dziwacznym języku. Czerwonoskóry młodzieniec, nastolatek jeszcze, zamilkł w końcu nie ruszając się więcej. Był ranny i przerażony obecnością czarnego wojownika w towarzystwie czarnowłosej squaw. Indianin wyglądał upiornie. Twarz miał zalaną, zakrzepniętą krwią, co zalała mu jej połowę, wypływając spod gęstych włosów na czole.










Kiedy Kris dołączył do Molly, Jaremaha i Tiggsa było już po wszystkim.
Trzeba było jeszcze tylko zebrać konie. Przeszukać jaskinię, trupy oraz wracać z łupami i rannymi do Hot Springs. Ktoś musiał wziąć na siodło wylęknioną blondynkę, której miejsca na wozie raczej nie wystarczy, a i ona pewnie dzielić go do społu z turpami ochoty zbytniej nie miała. O ile u Richardsona za Missy mieli dwieście dollarów, to wedle papierów, które miał przy sobie Bedfellow, mogli oczekiwać nagrody $300 za trupa Billego “Gun” O’Hulligana. Za każdego członka gangu po $150. Samuel “Two Eyes” umarł na skale tam, gdzie go zostawiła Molly. Wykrwawił się i areszty dokonała gorączka. Horace Carpenter, Ned “Nose” Parker, Jakob “Fatty” Kroger byli martwi. A na wozie wpadł im jeszcze młody Chayanne. Ranny zabójca Bedfellowa. Za jego skalp mogli oczekiwać $20 dollarów. Jesli go zawiozą do Hot Spings niechybnie zawiśnie jeszcze tego samego dnia, o ile nie zemrze w podróży.

Przy trupie Billego znaleźli mapę Black Hills z zaznaczonymi trzema miejscami oraz mały woreczek z zarodkami złota i kilkoma pierścionkami tegoż kruszca.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 22-01-2012 o 07:51.
Campo Viejo jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172