|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
08-05-2012, 23:04 | #51 |
Reputacja: 1 | Ulice Wschodniego Berlina Joan i Robert Coś było nie tak, coś zdecydowanie było nie tak. Nie byli w tym mieście zbyt długo, jednakże obserwując ulice mogli dojść do wniosku, że coś tu po prostu nie grało. W powietrzu dało się wyczuć nerwową atmosferę. Z oddali dobiegały do nich odgłosy silników ... wielu silników ... zbyt wielu jak na tą porę. Z tej odległości trudno było dokładnie odróżnić ich ryk, ale wydawało im się, że pomiędzy znajome odgłosy wkradło się coś nieznanego ... ciężki sprzęt? Automatycznie zaczęli wybierać te bardziej zacienione uliczki. Przezorny zawsze ubezpieczony, a w ich pracy należało o tym pamiętać. Przemykali się niczym cienie, mając nadzieje, że całe to zamieszanie gdzieś ich ominie. W końcu doszli do jednej z większych ulic, którą musieli przeciąć aby dojść do "Łabędzia" i tutaj ich szczęście się skończyło. Przy wyjściu z uliczki stało dwóch niemieckich żandarmów. Opierali się plecami o ścianę, rozmawiali przyciszonymi głosami i jednocześnie obserwowali ulicę. Z tego miejsca dwójka agentów, nie mogła dostrzec tego, co się tam działo, jednakże po kilku chwilach, w ich polu widzenia znalazł się rosyjski żołnierz, niosący na ramieniu śmiercionośną broń: Nie zwrócił uwagi na Niemców, szedł dość szybkim krokiem i po kilku chwilach zniknął z ich pola widzenia. Jednakże kilka sekund później do uszu amerykanów doszedł dość głośny metaliczny dźwięk, upuszczania ciężkiego karabinu na jakiś rodzaj wsparcia ... czyżby rosyjscy żołnierze tworzyli tymczasowy posterunek? Oczywiście było to możliwe i zdarzało się. Wiedzieli o tym, Rosjanie mieli fioła na punkcie kontroli ... ale dlaczego teraz?
__________________ We have done the impossible, and that makes us mighty |
13-05-2012, 18:41 | #52 |
Reputacja: 1 | Lilly jak tylko zobaczyła Dwie M-3 natychmiast przytuliła się plecami do zasłaniającej ich ściany. - Niech szlach! - wyszeptała. - Kanały - powiedział tylko ciągnąć ją za sobą. Kto wie co by się z nią stało gdyby nie on. Już dawno pewnie zostałaby złapana. Zresztą sytuacja nie rokowała zbyt optymistycznych rozwiązań. Kobieta kiwnęła głową, lecz na samą myśl o kanałach poczuła mdłości. Nie minęła chwila kiedy mężczyzna znalazł wejście. Podając Lilly latarkę skiną, aby szła pierwsza. On natomiast zabezpieczał teren. Nie protestowała, schodziła powoli po cienkich i śliskich szczebelkach drabiny. Dopiero po chwili uderzył ją smród fekaliów i Bóg wie czego. Zakrywając twarz dłonią zeskoczyła w kleistą płynną maź. Było ciemno, światło latarki oświetlało niedaleką przestrzeń. Jednak nie była ciekawa jak wygląda to smrodliwe otoczenie. Podniosła tylko głowę czekając na Blackwooda. On uwinął się nieco szybciej, czyżby miał wprawę w chodzeniu po kanałach? - W którą stronę? - spytała cicho, ten wzruszył tylko ramionami. -W tamtą - wskazał, nie była to zupełnie przemyślana decyzja, aczkolwiek oboje nie znali sieci położenia kanałów. Ruszyli pośpiesznie naprzeciw siebie. Lilly zbierało się na wymioty, smród był obezwadniający. Wkradał się pod skórę, drażnił zmysły. Kleiste podłoże od czasu do czasu zmieniało się w jeszcze bardziej śmierdzącą kałuże. Do tego wszystkiego wtórowały temu piski szczurów, które przyprawiały ją o dreszcze. Niektóre gryzonie uciekały w pośpiechu inne, jakby nigdy nie widząc człowieka przypatrywały się im z zaciekawieniem. Dopiero kiedy Blackwood jednego rozdeptał, a po całym korytarzu rozległ się przeraźliwy pisk, nawet te bardziej ciekawskie uciekły, kryjąc się w mroku. Piski jednak nie umilkły. Lilly zacisnęła zęby, w końcu nie chciała wyjść na przerażoną słodką kobietkę, za jaką zapewne miał ją agent. Chociaż to, że brzydziła się takich miejsc nie miało nic do rzeczy. Potrafiła całkiem dobrze strzelać, a jej atutem było ukrywanie emocji. Wątpiła jednak w to, aby przez to była inaczej postrzegana przez Joshuę. Korytarze wydawały się nie mieć końca, na szczęście napotkali teraz nieco twardsze podłoże i można było iść nieco szybciej, notabene śmierdziało w dalszym ciągu niemiłosiernie.
__________________ Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia... |
17-06-2012, 21:52 | #53 |
Reputacja: 1 | Smród, strach, piski szczurów uciekających spod nóg. Błysk latarki oświetlający kolejne korytarze, ciemność rosnąca za ich plecami i poczucie dezorientacji towarzyszyły im od pierwszych chwil zejścia do tych tuneli. Stracili rachubę czasu. Wszystkie zakamarki wyglądały tak samo. Co chwila ich latarki oświetlały rozchodzące się korytarze. Niektóre małe i wąskie, inne przez które zdołałby przejść nawet Goliat. A oni szli, dalej przed siebie, nie wiedząc gdzie trafią. Od czasu do czasu do ich głów przychodziła straszna myśl, że mogą kręcić się w kółko, w tych momentach wracały opowieści o polskich powstańcach i francuskim ruchu oporu. Obie te grupy używały podziemnych tuneli, gdyż Niemcy nie znający ich rozkładu bali się zapuszczać w trzewia miasta, wszakże zagubienie się wśród nich ... woleli jednak tego nie rozważać, wszakże gdzieś dojść muszą, gdzieś musi być wyjście. Szli coraz dalej, a korytarz jakby schodził w dół. Co jakiś czas Joshua próbował podważyć napotkany właz. Były one jednak za ciężkie lub zaspawane, w każdym razie z tej pozycji nie dało się ich podnieść. W końcu jednak natknęli się na drzwi. Wróciła nadzieja na wyjście z tego labiryntu Tezeusza. Blackwood pierwszy do nich dopadł, pociągnął za klamkę i z ulgą zauważył, że są one otwarte. Nie głośne skrzypnięcie i podniesienie się kurzu towarzyszyły ich otwarciu. A dwoje amerykańskich agentów znaleźli się w jakimś pomieszczeniu. Połamane szafki, rozbite szyby, o ile mogli dostrzec za pomieszczeniem znajdował się szeroki korytarz. Byli pewni, że mogło to być tylko jedno ... metro ... pewnie jedna z opuszczonych stacji ... Chcieli już się odezwać, gdy dobiegły ich stłumione odgłosy rozmowy. Zgasili latarki przypadając do podłogi -Est-ce que tu es certain? - męski, starszy i spokojniejszy głos -Oui, bien sure - odpowiedział mu młodszy, bardziej zdecydowany głos ... po chwili rozmowy przycichły, jakby obaj panowie przeszli do szeptu ... wysilając słuch agenci CIA byli w stanie wyłapać dalsze strzępki prowadzonej rozmowy -les Americains .... tu es fou ... non ... sans violence ... Po chwili zobaczyli cienie niebezpiecznie zbliżające się do ich kryjówki ...
__________________ We have done the impossible, and that makes us mighty |
20-06-2012, 10:41 | #54 |
Reputacja: 1 | Joan zagryzła w zamyśleniu kciuk i zaproponowała Dennisonowi: To może spróbuję ich podpytać o co chodzi? Może coś mi powiedzą, a może coś mi się uda wywnioskować? A może zostaliśmy zdekonspirowani i chcą mieć na nas oko? Hmm ... Czy to za duże ryzyko? - nie była pewna, co ma zrobić. Miała co prawda dokumenty, ale było późno. Obawiała się ewentualnych reakcji żołnierzy. Z drugiej strony warto było wiedzieć - To jak? Próbuję ich oczarować, czy nie rzucamy się w oczy? - dopytała towarzysza. Najważniejsze pytanie brzmiało jednak - dlaczego Rosjanie ustawiają ciężki sprzęt tak blisko zamieszkałego głownie przez amerykanów Łabędzia?
__________________ I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks Ostatnio edytowane przez F.leja : 20-06-2012 o 10:44. |
20-06-2012, 20:09 | #55 |
Reputacja: 1 | Ledwo udało mu się powstrzymać złośliwy komentarz jaki wykiełkował w świadomości tuż po pytaniu o poziom ryzyka. Nie mniej, chyba lepiej było ją puścić. "To duża dziewczynka, poradzi sobie" - powtarzał w myślach, trochę jak mantrę. Trzeba jednak było dać odpowiedź. - Tylko uważaj na siebie - rozkazał, czy może raczej poprosił - Zagadaj ich, ja sprawdzę jak sytuacja w Łabędziu. Jakby coś się stało... to jest taki bar koło skrzyżowania Christienstraße i Fehrbelliner Straße...
__________________ Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper. Ostatnio edytowane przez Eyriashka : 20-06-2012 o 20:11. |
20-06-2012, 22:28 | #56 |
Reputacja: 1 | Hartmann wzięła się do kupy, odetchnęła, założyła maskę trzpiotki i nie kryjąc się, a raczej lekko chwiejnym krokiem paradując przed ustawiającymi posterunek żołdakami udała się z uśmiecham w stronę Łabędzia, jak gdyby nigdy nic. Uśmiechała się przy tym radośnie i nuciła jeden z zasłyszanych niedawno szlagierów. Zdawała się być we własnym małym świecie, jednak bacznie obserwowała otoczenie, gotowa w każdej chwili rzucić się do ucieczki.
__________________ I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks |
20-06-2012, 22:57 | #57 |
Reputacja: 1 | Powlókł za nią wzrokiem i ruszył okrężną drogą do Łabędzia. Najszybszym możliwym w danej chwili krokiem, który nie ściągnął by na niego uwagi Niemców lub Ruskich. Najpierw planował ustawić się poza zasięgiem czujnych spojrzeń posterunkowych licząc, że już z daleka dostanie kilka odpowiedzi. Może nawet zauważy znajomą twarz.
__________________ Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper. |