|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
07-04-2012, 13:35 | #41 |
Reputacja: 1 | Biegła ile miała sił, aby jak najdalej od tego stygnącego życia. Teraz jednak o niczym innym nie myślała jak tylko dogonieniu sprawcy. Po pierwsze musiał opowiedzieć za zabójstwo, po drugie skoro był pierwszy, pewnie zdążył znaleźć coś ciekawego w mieszkaniu. Ich misja, jeśli oczywiście go dogonią, może przynieść jakieś rozwiązanie. Psy ujadały złowieszczo, Lilly miała wrażenie, że zaraz jeden z nich wyskoczy z ogrodzenia i uda się w pogoń za nią. Chyba dla kpiny był to pokaźny owczarek niemiecki, który niemal połamał płot. Kobiecie udało się wyjąć w czasie biegu pistolet. Nie odważyła się jednak strzelać, bowiem mogła zrobić krzywdę biegnącego tuż przed nią Blackwood’owi. Na dzisiejszy wieczór miała już dość trupów. Ewentualnie na jednego mogła się zgodzić - na tego, którego ścigali.
__________________ Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia... Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 07-04-2012 o 13:42. |
08-04-2012, 23:19 | #42 |
Reputacja: 1 | - Um … znasz rosyjski, misiu? - zapytała Joan Roberta, w ich ojczystym języku. Miała nadzieję, że podchwyci tę zagrywkę i nie spanikuje, albo gorzej. Nie miała ochoty patrzeć jak go rozstrzeliwują. Tytuł sprawił mu dziwną przyjemność. Może to sposób w jaki go wypowiedziała, może fakt, że to wypowiedziała? Brwi podniosły się ku górze w wyrazie zaskoczenia. Szczęśliwie w tym przypadku, była to dość adekwatna reakcja. - Ledwo, ledwo... - odpowiedział spokojnie po angielsku z południowym akcentem. - On chyba … chce nas wylegitymować? - jej niepewność była urocza i pozbawiona oznak inteligencji. Zachichotała nerwowo i zaczeła grzebać w torebce - Sweet baby Jesus … gdzież ja to … - torebka była duża i pełna skarbów, trudno było w niej cokolwiek odnaleźć na zawołanie. - Dokumenty? - spytał po niemiecku, jak gdyby uznał, że jest to jedyny język łączący legitymujących z legitymowanymi i sięgnął do wewnętrnej kieszeni marynarki. Wypowiadajac uprzejme “proszę” podał papiery którymi zwykł machać przed nosem urzędasów i innych. GARIOA wszystkim się dobrze kojarzyła. Czy tak czy siak, chylił skroń przed bystrym umysłem Joan. Możliwe, że teraz rosjanie uznają, że mogą sobie swobodnie rozmawiać, a może nawet ich przepuszczą. Ah, czarująca wiedźma... - Czy ja też muszę? - zapytała spanikowana Joan po niemiecku - Nie mogę jej znaleźć.
__________________ I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks |
08-04-2012, 23:33 | #43 |
Reputacja: 1 | Biegł co sił za uciekającym napastnikiem. Co chwila musiał przeskakiwać nad napotykanymi przeszkodami. Zwały gruzu, sterty cegieł na nowe budowy, deski czy zwykłe śmieci. Przeciwnik nie ułatwiał mu zadania, choć Josh był dobrym i wytrzymałym biegaczem, to jednak nie zbliżył się do ściganego nawet na włos. Nagle, tknięty jakimś nabytym w czasie wielu walk na froncie instynktem, uchylił się a kula odłupała kawałek tynku tuz obok jego sylwetki. Facet miał broń, poznałby ten odgłos nawet w piekle, to był Colt 1911. Wiedział, że nie może stracić dystansu, nawet pomimo tego, że facet był uzbrojony. Kolejne dwa strzały obliczone raczej na odstraszenie przeciwnika niż zabicie. Wreszcie jemu samemu udało się wyrwać pistolet z kabury. W przerwie między jednym oddechem a drugim posłał kulkę za oddalającym się gościem. Nie trafił, facet przyśpieszył a Josh strzelił raz jeszcze. Znów niecelnie. Rzucił się do dalszego biegu, czekając na jakikolwiek błąd wroga.
__________________ Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451 |
10-04-2012, 13:55 | #44 |
Reputacja: 1 | Pod domem Zimmera Po raz kolejny można było stwierdzić, że Joan była świetną aktorką. Rosjanin wydawał się skonfudowany. Obrzucał krótkimi spojrzeniami raz to Hartmann, aby natychmiast skupić swoją uwagę na Dennisonie. Przez chwilę wydawało się, że nkwdzista nie wie, co ma ze sobą począć. Szczerość, niepewność i pewna głupota dziewczyny były wszak jasne. Chciał już coś powiedzieć, być może ich przepuścić, ale szkolenie wzięło górę nad impulsem. Skupił się na tym, co było dla niego jasne i wziął od Roberta dokumenty. Czytał je chwilę jednocześnie porównując twarz Dennisona ze zdjęciem w dokumentach. Chyba szukał w nich jakichkolwiek błędów, czegoś do czego mógłby się przyczepić. Nie było jednak takich i to było zdecydowanie uspokajające. W końcu powoli Rosjanin skinął głową i oddał papier Amerykaninowi. -No dobrze, ale co państwo tu robią? - zapytał po raz kolejny, tym razem dało się zauważyć, że był bardziej zrelaksowany -I pani dokumenty byłyby również przydatne, jeżeli pani tu mieszka - Tymczasem drugi z rosyjskich agentów wyraźnie sięgnął do samochodu po notatnik i zaczął przerzucać kolejne strony, wyraźnie czegoś szukając. W pewnym momencie odezwał się po rosyjsku do swojego kolegi -Jak nazwisko?- -Dennison przez dwa n. Robert. Pracuje dla GARIOA - -Więc to szpieg, zastrzel go - odpowiedział drugi z agentów nie przestając szukać czegoś w notatniku, po czym roześmiał się głośno, ze swojego żartu. -Cholerni Amerykańce - w końcu płynnym ruchem zamknął notatnik -Dobra chłopak tu na pewno nie mieszka, może dziewczynka ... ale jak chcesz, to mogę się skontaktować z bazą - Rosjanie byli przekonanie, że zatrzymani przesz nich, nie są w stanie zrozumieć ich wymiany zdań. Stojący przed drzwiami wyraźnie się zamyślił, zastanawiając się co teraz powinien zrobić. Rzucił krótkie spojrzenie w stronę drzwi, jakby oczekiwał stamtąd jakieś pomocy czy instrukcji. W końcu ponownie zwrócił się w stronę dwójki pracowników CIA -To co z pani dokumentami? - Uliczki Berlina Wschodniego Wydawało się, że pościg trwa godzinami, ciągnie się. Strzały padały sporadycznie. Odległość, prędkość, uliczki i w końcu pora dnia znacznie utrudniały celowanie z pistoletów, praktycznie uniemożliwiając trafienie. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że pociski wystrzelone do tej pory miały za zadanie odstraszenie przeciwnika ... pokazanie, że zbytnie zbliżenie się może być śmiertelnie niebezpieczne. Dlatego na razie agenci biegli, oczekując na błąd mordercy. Ten wydawał się być jednak w doskonałej formie. Te kilka minut biegu, nie miały na niego większego wpływu ... a przynajmniej nie na tyle, aby goniący byli wstanie znacząco obniżyć ich stratę. W końcu wszyscy znaleźli się przy szerszej uliczce, akurat w momencie, gdy za zakrętu wyłonił się rosyjski samochód terenowy typu GAZ Pięcioosobowy patrol żołdaków pędził na pełnej prędkości, ale gdy tylko ich zauważył, zaczął hamować. Trójka żołnierzy siedzących z tyłu, zaczęła zeskakiwać na ulicę, wrzeszcząc przekleństwa i rozkazy. Uciekinier nie zwolnił biegu, starając się zmienić kolejną alejkę. Za nim jednakże w niej zniknął oddał trzy strzały w stronę kierowcy. Pierwszy rozbił się na szybie, drugi musiał go trafić gdyż tamten krzyknął z bólu ... trzeci pozbawił go życia. To rozwścieczyło Rosjan. Dwójka żołnierzy otworzyła ogień z pepesz w stronę uciekającego, aby następnie ruszyć w jego stronę, chcąc prawdopodobnie przeciąć mu drogę ucieczki, z uliczki w której właśnie znikał z oczu amerykańskich agentów. Jednak i pracownicy CIA znaleźli się w nieciekawym położeniu. Z początku zostali zignorowani, lub może nawet niezauważeni, ale pasażer jak tylko sprawdził, że jego towarzysz nie żyje, złapał karabin leżący pomiędzy przednimi siedzeniami i zaczął wypatrywać wroga. Musiał zauważyć Joushuę, który zatrzymał swój bieg i próbował schować się w uliczce. Nie dał żadnego ostrzeżenie ... strzał z Mosin-Nagant rozbił kawałek betonu tuż przy uchu Blackwooda. Rosjanin zrepetował broń, ale drugi strzał był już całkowicie niecelny, gdyż Amerykanin zdołał się schronić w uliczce ...
__________________ We have done the impossible, and that makes us mighty |
12-04-2012, 10:12 | #45 |
Reputacja: 1 | Joan z coraz większym ferworem grzebała w torebce. - Nie mogę ich znaleźć - wydusiła z siebie łamiącym się głosikiem. Sprawiała wrażenie trzpiotki na skraju załamania, jeszcze trochę i wybuchnie płaczem, albo coś gorszego. Brakowało jej jedynie bodźca, mógł być zupełnie niewinny, kobietom w takim stanie niewiele trzeba motywacji. Tylko oczywiście zapomniała, że Robert niełatwo wczuwał się w rolę. W duchu się modliła by powiedział cokolwiek. Wpadła na pomysł, zaczęła wyjmować po kolei z torebki, buteleczkę perfum, chusteczkę, szminkę, szczotkę do włosów, szczoteczkę do butów. Wpakowała to wszystko w ramiona Dennisona. Może to go zaangażuje. - No, nie mogę ich znaleźć - pozwoliła, by oczy zamgliły jej łzy. Boże, spraw by Dennison coś wymyślił! Robert czuł się co najmniej nieswojo. Miał siostrę dzięki której przechodził już niejednokrotnie akurat przez tę konkretną scenę, co nie dodawało sytuacji komfortu. Wręcz przeciwnie. Rzucił lekko przepraszające spojrzenie mężczyznom i najbardziej cierpliwym głosem na jaki mógł się zdobyć zaproponował aktorce: - Kochanie, zawsze mówisz, że leżą pod rękawiczkami. Może... - urwał pod wpływem morderczego spojrzenia agentki. Joan opuściła torebkę i wściekła zwróciła się do Roberta. - Ty myślisz, że jestem głupia, prawda? Że nie sprawdziłam pod rękawiczkami? - dźgnęła jego tors wyprostowanym palcem wskazującym i przedrzeźniającym tonem rzuciła - Taki zawsze jesteś pomocny, taki genialny. Ugh - tupnęła nogą i mruknęła pod nosem, pokonana - Zresztą rękawiczek też nie ma… pewnie zostawiłam w barze... - Joan, spokojnie... - delikatnie, tak by się nic nie potłukło, Robert wsypał kobiece pizdrygałki do wnętrza torebki i zwrócił się do Sowietów - Musiała zostawić dokumenty w barze. Tam nas legitymowali z kolei niemieccy oficerzy. Lepiej po nie szybko wrócić - pokręcił głową z niedowierzaniem przymykając oczy i wyciągnął dłoń po swoje dokumenty.
__________________ Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper. |
15-04-2012, 19:49 | #46 |
Reputacja: 1 | Lilly w końcu zdołała dogonić Blackwooda, gdy ten skrył się za uliczkę. Łapiąc powietrze chwilę nie mogła wydusić z siebie słowa. Trzymała tylko w górze broń, gotowa do strzału patrzyła na mężczyznę. - Rzucę kamieniem to odciągnie go na chwilę, a ty strzelisz - szepnęła jak tylko udało jej się spowolnić oddech. Wtedy chwyciła za całkiem spory kamień i czekała na jego reakcję. Nie chciała się teraz wycofywać, byli już tak blisko. Jeśli morderce załapią Rosjanie, co prawda czeka go znacznie marniejszy koniec niż, gdyby trafił w ich ręce, aczkolwiek nic się nie dowiedzą. Śmierć Atkinsona wtedy pójdzie na marne. Gdyby Joushua się nie zgodził była gotowa sama spróbować zabić Rosjanina.
__________________ Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia... |
15-04-2012, 21:12 | #47 |
Reputacja: 1 | Nie czekał na drugi strzał ruskiego żołdaka. "Kurwa" - zaklął soczyście i biegiem rzucił się w uliczkę. Tam już w cieniu chowała się Lilly. Joshua ściskał w dłoni Colta, kalkulując co zrobić. Propozycja agentki wydała mu się beznadziejna. - Oszalałaś, jest ich więcej, poza tym za chwilę może tu być cała kompania i się z tego nie wywiniemy. Daliśmy ciała, gościu nam zwiał, ale dać się zabić to kretyństwo. Uciekamy, przyczajamy się na jakiejś mecie i czekamy za rankiem. Spojrzał wyczekująco na Lilly, starając się wzrokiem zmusić ją do podjęcia właściwej decyzji.
__________________ Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451 |
17-04-2012, 18:13 | #48 |
Reputacja: 1 | -Nie oszalałam, po prostu nie chce, aby śmierć Atkinsona poszła na marne. Równie dobrze mógłbyś to być ty! - nie była zadowolona, że Joshua, chce się wycofać. Notabene, ceniła swoją skórę, bardziej niż cokolwiek innego, dlatego dłużej nie dyskutowała. - Masz racje, powinniśmy stąd znikać - przyznała mu racje. Nie patrzyła na niego, a szukała najbardziej dogodnej drogi odwrotu.
__________________ Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia... |
23-04-2012, 12:06 | #49 |
Reputacja: 1 | Pod domem Fuchsa Rosjanin patrzył na dwójkę agentów i na wyciągniętą po dokumenty rękę. Wydawało się, że przez chwilę rozważał wszystkie dostępne mu opcje. Gdy jego spojrzenie powędrowało w stronę stojącego za ich plecami kolegi, ich serca zaczęły bić szybciej. Wystarczyło jedno słowo Rosjanina, aby zostali zatrzymani, a to oznaczało całkiem nowy wymiar kłopotów. Sekundy mijały, a na twarzy NKWD-zisty nie pojawiła się żadna myśl, żadna emocja. W końcu jakby z ociąganiem, od niechcenie włożył dokumenty z powrotem w ręce Roberta. Cała jego postawa, wyraźnie świadczyła, że robił dwójce obcokrajowców ogromną przysługę. Jego wzrok i mina mówiły o tym: "Tylko moja wola i wasza niska pozycja sprawiają, że nie będę się wam naprzykrzał". Koniec końców agenci mogli odejść. Szli szybko, nie przechodząc jednak w bieg. Mieli nadzieję, że Rosjanie uznają to, za normalne ... każdy, chciałby jak najszybciej odsunąć się od okrytych złą sławą czekistów. Amerykanie znaleźli odpowiedni cień, z którego mogli obserwować budynek, pozostając niezauważonym. Na akcję nie trzeba było wiele czekać. Po kilku minutach pod dom podjechał samochód z trzema niemieckimi żandarmami w środku. Z budynku zaś wyszły trzy osoby, w tym wyraźnie zły i zdenerwowany Fuchs. Ubrany był w ciemny płaszcz, w ręce zaś trzymał kaburę z wyciągniętym pistoletem ... Dopiero przy samochodzie cały ten zestaw, został założony do pasa. Cała grupa, wymieniła kilka słów. Po czym wszyscy wsiedli do swoich pojazdów i w tym małym konwoju, wyraźnie się spiesząc ruszyli w stronę miasta ... Ulice Berlina Wschodniego Sytuacja dwójki agentów, była nieciekawa. Rozsądnie jednak postanowili wycofać się z okolicy. Rosyjski żołnierz miał zdecydowaną przewagę, jego karabin pozwalał mu na bezpieczny i do tego celny ostrzał, z większej odległości. Amerykanie wycofali się w cień, licząc na to, że Rosjanin nie znając ich liczebności, nie będzie chciał ryzykować. Z początku poruszali się szybko, niemalże biegli, pragnąc wycofać się z okolicy. Tym razem wybierali inne uliczki, niż te po których biegli, goniąc mordercę ich kolegi. Nie myśleli, co mogło się stać z nim. W tym momencie walczyli o swoje życie. Musieli dostać się do meliny, ukryć się, do czasu aż to przycichnie. Do momentu, w którym bezpiecznie będą mogli przekroczyć granicę strefy. Do rana ... gdy wzejdzie słońce, wszystko powinno wyglądać inaczej. Musieli jednak uniknąć jeszcze jednej rzeczy .... [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Kaoxd3W4SgA[/MEDIA] Z daleka słyszeli odgłosy. Ludzie krzyczeli ... szyby były wybijanie. Rosjanie nie będąc pewnym kto do nich strzelał postanowili najwyraźniej dokładnie przeszukać okolicę. Napiąć muskuły ... pokazać kto tu rządzi. Nie oznaczało to dla nich nic dobrego ... jak ich złapie kontrwywiad trafią do jakiegoś więzienia ... ale zwykli żołnierze ... cóż pewnie nie będą bawić się w zatrzymywanie nikogo uzbrojonego. Przebiegając kolejną uliczką zobaczyli niezbyt optymistyczny dla nich widok. Dwie M-3 z zamalowanymi znakami amerykańskimi i nałożonymi na nich symbolami ZSRR blokowały wyjazd z ulicy. Około 20 żołnierzy wyładowywał się z nich zabezpieczając okolicę ... widać było, że Rosjanie nie zamierzali odpuścić ...
__________________ We have done the impossible, and that makes us mighty |
25-04-2012, 21:18 | #50 |
Reputacja: 1 | Joan & Robert Gdy tylko dokumenty pojawiły się w dłoni Roberta zaraz zostały schowane w połach płaszcza. Zdawkowo skinął czekiście w podziękowaniu głową i rzucając krótkie “wracajmy do baru” poprowadził Joan w drogę powrotną. Młoda kobieta była natomiast pod głębokim wrażeniem opanowania jakim wykazał się Dennison. Odetchnęła z ulgą, gdy tylko była pewna, że żaden z rosjan jej nie usłyszy. Do tej chwili nie zdawała sobie, tak naprawdę, sprawy z tego jak wielkim niepokojem napawała ją myśl, że Robert może sobie nie poradzić w tej sytuacji. Odeszli niemal w to samo miejsce, w którym chowali się wcześniej. Cień nieznacznie koił myśli, jednak krew nadal pompowała adrenalinę. Było blisko. Zdecydowanie za blisko. Kobiet nie powinno się stawiać w takim zagrożeniu. Poczuł jak narasta w nim złość. Na siebie. Na jebane równouprawnienie. Co to za chory wymysł?! W końcu na Joan, że wogóle przyjechała do Berlina. Szarpnął Hartmann na ścianę i zagłuszył jej protesty namiętnym pocałunkiem. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=MYaSEygOFbs[/MEDIA] Cisza i spokój jaka nastała po tym, były ponure. Nie spojrzał na nią ani razu. Odpalił fajka, w milczeniu oferując jej poczęstunek z lekko wymiętej paczki. Joan wzięła papierosa bez słowa. Bóg jej świadkiem, potrzebowałą się pożądnie zaciągnąć. Po pierwszym od razu odpalili kolejnego. Już spokojnie, z oddali obserwując Sowietów. Fuchs nie kazał na siebie długo czekać. Wyszedł i zagadał do ochroniarzy czy kim tak naprawdę ów gentlemani byli. Robert nie ruszył się ani o krok. Odprowadził pojazd wzrokiem zapamiętując numery auta. Ze spokojem zaciągnął się fajkiem, dym znowu smakował intensywniej. - Nie rozumiem - strzepnął popiół patrząc jak wóz dołącza się do ruchu.
__________________ I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks Ostatnio edytowane przez F.leja : 25-04-2012 o 21:21. |