Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-09-2014, 15:32   #31
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Mmm… Jeszcze trochę, powiedziała w myślach, przewracając się na drugi bok. Jednak dźwięk postawionego na szafce obok budzika wdzierał się do jej głowy i w końcu poddała się. Wystarczy, dalszy opór nie ma sensu. Wstała więc i w cienkiej czerwonej koszuli nocnej udała się do kuchni, przyrządzić coś zjadliwego na dzisiejsze śniadanie. Otworzywszy drzwi lodówki dokonała błyskawicznej inwentaryzacji stanu posiadania. Wypadło to więcej niż dobrze. Złapała więc dwa jajka i wędzony boczek. A z szafki obok wyjęła patelnie i postawiła ją na kuchence gazowej. Nie minęły trzy minuty a boczek zaczął skwierczeć. Wtedy dodała jajka i za chwilę mogła rozkoszować się smakiem ledwo wczoraj co kupionych, jajek. Rzuciła okiem na wczorajsze gazety, w każdej rozpisywano się o sankcjach jakie ONZ nałożyło na Koreę Północną, za przeprowadzenie testów z bronią jądrową. Inną wiadomością tamtego dnia były możliwe scenariusze dla polskiego rządu. A wszystko opierało się na Samoobronie i jej przewodniczącym Andrzeju Lepperze.

Zjadła przygotowaną jajecznicę, po czym lekko odświeżywszy się, przebrała w dres i ruszyła pobiegać po okolicy. Całość nie zajęła jej dużo czasu. Gdy wróciła od razu wpadła pod prysznic i w pełni zmyła z siebie trudy dzisiejszego biegu. Zaraz też przebrała się. Otworzyła szafę i wybrała kilka ubrań. Przy dwóch bluzkach zamyśliła się, którą wybrać. Ostatecznie zdecydowała się na ciemno-brązową. Do tego Ciemno-niebieskie jeansy, czarny pasek. Para ciemnych butów trekingowych, oraz czarna skórzana kurtka, w sam raz do jazdy na motorze. Jeszcze pozostało odpowiednio się umalować, ale nie za mocno i można było ruszyć w trasę.

Droga do opactwa nie zajęłaby jej dużo czasu, ale po drodze zatrzymała się przed pensjonatem Villa Lawenda. To w nim zatrzymała się Anna Wierzbowska, jeden ze świadków. Dziewczyna pewnie wstała już, a z zobaczenia co u niej może wyniknąć coś dobrego. Może dziewczyna sobie coś przypomni, a nawet jak nie, to i tak będzie lepiej jak się pokaże i spyta jak się miewa. Wyłączyła motor i zdjąwszy kask udała się do środka, poszukując recepcji.

Rozejrzała się po wnętrzu. Było całkiem ciekawie. Zresztą, z racji że był to jedyny pensjonat w okolicy, ilość gości prawdopodobnie była aż nadto wystarczająca, by zaspokoić potrzeby właścicieli. Mogli więc pozwolić sobie na to co zastała w środku.
Całkiem ładnie się tu urządzili, pomyślała sobie. Podeszła do recepcji.

- Dzień dobry- powiedziała pokazując recepcjonistce legitymacje służbową.- Szukam Anny Wierzbowskiej. Miała zatrzymać się u państwa. Może mi pani wskazać gdzie mam się udać, by ją znaleźć?
Recepcjonistka zmierzyła ją od stóp do głowy, w końcu nieczęsto można spotkać tak ubraną policjantkę. Mimo to po weryfikacji legitymacji skinęła głową i poszukała w komputerze. Chwilę to trwało, ale w końcu podniosła głowę znad monitora i powiedziała do Julii.
- Pani Anna Wierzbowska zatrzymała się na poddaszu… Schodami w górę.
Julia skinęła w podziękowaniu.
- Dziękuję. Miłego dnia życzę.
Po tych słowach ruszyła na górę. Jednak nie minęły trzy sekundy, a usłyszała głos recepcjonistki za sobą.
- Proszę pani.
Julia zatrzymała się na schodach, prowadzących na piętro pensjonatu. To recepcjonistka, z którą przed chwilą rozmawiała, wołała ją.
- Tak?- spytała schodząc na dół.- O co chodzi?
Recepcjonistka podeszła do niej.
-Proszę o wybaczenie, ale osoba którą pani szuka jest tu na dole. Przy tablicy korkowej.
Julia spojrzała na obecną przy tablicy Annę.
-Dziękuję. To już będzie wszystko.

To powiedziawszy skierowała się ku Annie. Stanęła obok niej.
- Pani Anna Wierzbowska?
- Tak? - Anna odwróciła się niechętnie. Pytanie o nazwisko od wczoraj nie kojarzyło jej się dobrze. A dzień zaczął się tak pięknie…
- Starszy Posterunkowy Julia Kwaśniewska. - powiedziała, wyjmując z wewnętrznej kieszeni legitymacje i pokazując ją Annie.- Wczoraj zostałam przydzielona do tej sprawy z opactwem. Zatem tu pani zatrzymała się. Mam nadzieje, że miała pani spokojną noc. Przyszłam sprawdzić tylko co u pani. Nie zamierzam zająć zatem dużo czasu.
- W porządku, dziękuję. Nikt mnie nie otruł, ani nie zamknął w pralni - odparła Anna nieco ostrzej niż zamierzała. - Pensjonat jest bardzo przyjemny; możliwe, że zostanę tutaj przez cały urlop, jeśli wszystko będzie w porządku. - spróbowała złagodzić wypowiedź. Policjantka wykonywała tylko swoją pracę i Anna wiedziała o tym. - Jeśli nie to wracam do Krakowa - zastrzegła. - Czy wiadomo już co stało się z ciałem Krzysztofa? - spytała jeszcze, choć gdyby znaleziono zwłoki to pewnie całe miasteczko, mimo wczesnej pory, huczałoby już od plotek.
- Nie,- odparła, chowając legitymacje na swoje miejsce. - Na tę chwilę nie znaleźliśmy jeszcze zwłok. Trzeba sprawdzić każdy zakamarek, a przyznać trzeba, że opactwo ma ich co niemiara. Czytała pani “Imię Róży”? Albo widziała ten film?
Spojrzała na Annę, wyczekując odpowiedzi.
- Film, dawno temu. - wzruszyła ramionami Anna. Jakoś nie wydało jej się to ważne.
- No to wie pani, mniej więcej, ile takie opactwa mają miejsc, gdzie można coś ukryć.
Odparła spokojnie, jakby nie zauważyła wzruszenia ramionami przez Annę. Zerknęła jeszcze na zegarek, lekko pokiwała głową. Spojrzała na tablicę korkową i informacje o występie lokalnej gwiazdy.- Wygląda na to, że będzie miała pani dzisiaj wieczorem spotkanie towarzyskie. Na dziś zapowiadają w miarę ciepłą noc jeszcze, więc mogłaby się pani wybrać, oczyścić głowę z trosk, przynajmniej na jeden wieczór. Zaraz ruszam dalej, do opactwa, więc jak ma pani jakieś pytania, proszę pytać swobodnie.
- A powie mi pani co dotychczas ustaliliście? - Anna uśmiechnęła się lekko.
Julia uśmiechnęła się, tak jak i Anna lekko.
- Chciałabym, ale jak pani wie, śledztwo się toczy. Więc, póki co, jesteśmy na etapie zbierania dowodów i ich analizowania. Wiem, że to ograna kwestia przez rzeczników prasowych prokuratury i policji. Jednak na razie czekamy na wyniki i nie mogę udzielić informacji, których i tak jeszcze nie mam. Obiecuje że wpadnę potem, jak będę wracać z opactwa. Wtedy może pojawi się coś nowego.
- Gdyby mi pani powiedziała, to ze zdziwienia naskarżyłabym chyba pani przełożonemu. - odparła Anna, zdumiona otwartością policjantki. No cóż, nie była to w końcu stolica. I dobrze. - Powiadomiliście już rodziców zmarłego?
No i co odpowiedzieć, pomyślała. W końcu to robota Borsuka, jako zaangażowanego w śledztwo wcześniej niż ona. Jednak po namyślę odpowiedziała.
- Starszy posterunkowy Borsuk powinien zadzwonić do jego rodziny. Czy tak zrobił, nie wiem. Nie miałam z nim kontaktu. Właśnie jadę się z nim spotkać w opactwie. Więc zapytam się o to. I punkt dla ciebie, z tym przełożonym. Widać że rozumiesz policyjną robotę.
Uśmiechnęła się. Anna odwzajemniła uśmiech. Nie miała nic do dodania; mimo że “rozumiała” policyjną robotę (pewnie nawet lepiej niż Julia) nie chciała się angażować. Ani przejść na “ty”.
- Na mnie pora, jeśli będziemy mieli jakieś pytania jeszcze, to damy znać. Gdyby coś się pani przypomniało, to telefon do mnie.- podała wizytówkę.- I dobrego dnia życzę.
Po czym udała się do recepcji i po krótkiej rozmowie z recepcjonistką odebrała swój kask motocyklowy. Na zakończenie pozdrowiła jeszcze Annę i udała się do wyjścia.
Chłodny jesienny wietrzyk leciutko uderzał ją w twarz. Było to miłe, nawet bardzo. Niedługo nastanie zima, ale póki co zanosiło się na kilka dni w miarę dobrej pogody. Na tyle dobrej, że nie musiała przejmować się ewentualnym przeziębieniem, podczas jazdy na motocyklu. Ale, z tego co czytała w prognozach długoterminowych, niedługo ma się mocniej oziębić, a wtedy jej czerwona Honda skończy rok w garażu. A jej zostanie tylko jazda czterema kółkami. Spojrzała na zegarek, dochodziło w pół do dziewiątej. Opactwo nie było daleko, więc zdąży na miejsce, w dodatku ze sporym zapasem. Zapięła więc kurtkę i odpaliła motor. Chwilę później mknęła w stronę opactwa. Gdy tam dojechała, rozejrzała się i poszukała samochodu Borsuka.
 

Ostatnio edytowane przez RyldArgith : 08-10-2014 o 09:31.
RyldArgith jest offline  
Stary 27-09-2014, 07:48   #32
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Wizyta policjantki nieco wytrąciła Annę z równowagi. Spokojna noc w spokojnym miejscu, a rankiem oczywiście brutalna - dosłownie - rzeczywistość musiała o sobie przypomnieć. Niemniej jednak kobieta nie miała zamiaru pozwolić by zepsuło jej to dzień. Zresztą policjantka była bardzo miła i przypominała Annie nieco dawną koleżankę z pracy.

Anna uśmiechnęła się lekko do swoich myśli, kupiła w barze kubek herbaty z imbirem i zaniosła na górę. Pokój było lodowaty - wychodząc zostawiła otwarte na oścież okno. Wzdrygnęła się, zamknęła okno i wskoczyła pod koc. Miała zamiar wreszcie spędzić na odpoczynku chociaż jeden dzień urlopu i nawet policja nie mogła jej przed tym powstrzymać. Upiła łyk herbaty i sięgnęła po książkę.

 
Sayane jest offline  
Stary 01-10-2014, 21:34   #33
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
Poniedziałek, 16 października 2006 roku, godz. 09:00

Po niedzielnym odpoczynku mieszkańcy południowo-zachodniej granicy Polski budzili się do życia. Rolnicy z Bańkowa zbierali ostatnie plony kapusty, dyni, późnych odmian marchwii i pomidorów. Orali i nawozili ziemię, grabili liście i okrywali nawozem lub strzechą krzewy róż i pędy roślin wieloletnich. Zapowiadał się kolejny słoneczny dzień, co z pewnością wpływało pozytywnie na nastroje.

Starszy posterunkowy Jarosław Borsuk nie marnował czasu. Zgodnie z wieczornym postanowieniem z samego rana odwiedził sklep spożywczy w Bańkowie, do którego regularnie co tydzień trafiały klasztorne produkty. Wyobrażał sobie kiosk, lub jakąś budę na chodniku, czy kawałku wolnego ziemi z powystawianymi skrzynkami z owocami i warzywami. Ku jego zdziwieniu polecony mu przybytek wyglądał nad wyraz schludnie, położony był w niskim bloku, na parterze w jednej z uliczek odchodzących od „centrum” Bańkowa. W środku nie powitała go jak zazwyczaj w tego typu sklepach duchota i zapach długo leżących warzyw i owoców. Tutaj nic takiego go nie spotkało. Borsuk uznał nawet, że warto odwiedzać to miejsce celem zrobienia zakupów. Z zamyślenia wyrwało go delikatne chrząknięcie. Spojrzał na ladę i zauważył lekko uśmiechniętego mężczyznę koło 50tki patrzącego na niego z zaciekawieniem.

-Witam, podposterunkowy Jarosław Borsuk.-

Sprzedawca kiwnął tylko lekko głową, a jego twarz zdawała się mówić „wiem doskonale kim pan jest, panie władzo” – Jestem tutaj, aby zadać Panu parę pytań.

- Ależ proszę - sprzedawca nie wydawał się ani trochę zaskoczony. Widocznie wszyscy w Bańkowie wiedzieli już o rozpoczętym wczoraj śledztwie. W miasteczkach tak małych jak to ciężko ukryć jakiekolwiek zdarzenie - zarówno to warte, jak i niewarte uwagi. Mężczyzna ubrany był w niebieską koszulę, wełnianą kamizelkę w norweski wzorek i dżinsy. Wyjątkowo schludnie jak na zwykłego sprzedawcę - najwidoczniej sklep przynosił wystarczający dochód, bądź też sklepikarz był osobą dbającą o siebie bardziej, niż przeciętny chłop z Bańkowa.

-Pozwoli pan, że przejdę od razu do rzeczy.- Rozpoczął Borsuk widząc na swoim zegarku, że powinien być już w klasztorze. -Doszły mnie słuchy, iż uważa pan, że owa śmierć w klasztorze była dziełem przypadku...czy też nieszczęśliwego wypadku. Interesuje mnie, dlaczego nie uważa pan, że to było morderstwo z premedytacją? - zapytał spokojnym, rzeczowym tonem, wyjmując notes i długopis, po czym wbił wzrok z subiekta.

Sprzedawca wciągnął głęboko powietrze wobec takiej bezpośredniości policjanta. Przez chwilę nic nie mówił, jak gdyby zastanawiał się, od czego zacząć i ile ze swojej wiedzy ujawnić. Domyślał się, że mundurowy musiał rozmawiać z właścicielem monopolowego w Sankowicach. Odchrząknął jeszcze aby zyskać na czasie i w końcu z westchnięciem podjął temat.

-Wiem to z pierwszej ręki. Tydzień temu, w poniedziałek, jeszcze przed przyjazdem turystów, bracia Antoni i Cyrus przyjechali wraz z wozem dostawczym do Bańkowa. Chcieli odebrać rozliczenie za zeszły miesiąc i podpytać o sprzedaż klasztornych produktów oraz dowiedzieć się, na co jest największy popyt. Przenosiłem skrzynki z podwórza na zaplecze i wtedy usłyszałem fragment rozmowy. Bracia mówili coś o “podjęciu zdecydowanych kroków”, o “użyciu naturalnych środków” i o tym, że trzeba “tego doknać przy pierwszej sposobności”. Słyszałem wyraźnie, jak brat Cyrus powiedział: “to dosyp mu czegoś do jedzenia”. Nie mógł mieć na myśli zmarłego turysty, gdyż wtedy w klasztorze nie było nikogo poza zakonnikami. - zafrasowanemu sklepikarzowi z emocji zaparowały okulary. Ściągnął je z nosa, wydobył z kieszeni haftowaną w monogram bawełnianą chustkę i zaczął wycierać szkła.

Jarosław, zapisał najistotniejsze rzeczy i przeniósł wzrok na sklepikarza. Usłyszał już wystarczająco dużo, aby mieć kolejny punkt zaczepienia. Na szczegóły przyjdzie czas później.

-Dziękuje panu za te informacje, to wiele wyjaśnia i myślę, że przyczynił się pan w znacznej mierze do popchnięcia śledztwa.- na twarzy policjanta zagościł lekki uśmiech - Póki co muszę się już zbierać, ale jeżeli bym miał jeszcze jakieś pytania to wrócę, lub przyślę kogoś od nas. Dziękuję raz jeszcze i życzę udanego dnia .- skinął lekko głową, po czym odwrócił się i opuścił sklep. Po kilkunastu minutach jazdy zaparkował pod opactwem.

Julia Kwaśniewska już tam na niego czekała, wdzięcznie oparta o swój motor. Przywitała go skinieniem głowy. Jarosław nie omieszkał przy okazji odnotować, iż na parkingu stoi jeszcze jedno auto, Nissan Patrol.

Idziemy? – zapytał krótko „Bor” i zastukał w klasztorne podwoje przy pomocy mosiężnej kołatki z wizerunkiem lwiej paszczy. Po około minucie drzwi się otworzyły i oboje weszli do środka.

Kilkanaście minut później nowicjusz Arkadiusz Śliwa parkował Opla swojego szefa pod murami opactwa. Zauważył policyjny samochód Borsuka oraz skuter. A więc policja od świtu nie próżnowała. Zastanowiło go bardziej drugie pozostawione auto, Nissan Patrol z przyciemnianymi szybami. Czyżby nowi goście? Wysiadł z samochodu, wziął siatkę ze swoimi zakupami i zamknął drzwi na klucz. Już miał podejść do bramy, gdy wydało mu się, że słyszy jakiś stuk dobiegający z bagażnika terenówki. Podszedł bliżej i robiąc z rąk daszek zajrzał przez tylną szybę do środka. Pusto. Widocznie wyobraźnia płata mu figla. Zrobił kolejnych kilka kroków i ponownie usłyszał stukot. Raz mógł się przesłyszeć, ale dwa razy? Nagle elementy układanki zaczynały układać się w całość. W bagażniku mógł być Krzysztof!! Nie został otruty, a jedynie odurzony, a teraz porywacze, osiągnąwszy swój cel w postaci sprowadzenia na opactwo policji, odsyłają go całego i zdrowego. Tak jak wtedy, w pralni, gdy groźby okazały się tylko czczymi pogróżkami.

Rozemocjonowany Arkadiusz zaczął jak szalony stukać kołatką do klasztornych drzwi, po czym nie zważając na zdziwioną minę brata Dominika niczym pocisk przeleciał przez korytarz i ruszył w stronę klasztornego dziedzińca.

- Jest tam ktoś do cholery ?! - krzyknął mocno niecenzuralnie licząc, że w ten sposób ściągnie na siebie uwagę.

Anna Wierzbowska, po solidnym śniadaniu i rozgrzewającej herbacie z imbirem pogrążyła się w lekkiej kobiecej lekturze. W końcu czuła się komfortowo i bezpiecznie – takiego właśnie relaksu i niczym niezakłóconej ciszy od dawna jej brakowało. Miała jeszcze kilka dni urlopu i spędzenie go w taki sposób było bardzo dobrym pomysłem. Niespodziewanie błogie lenistwo przerwał przeszywający dźwięk dzwonka. Anna wzdrygnęła się. Chwilę zajęło jej zlokalizowanie aparatu telefonicznego. Gdy podniosła słuchawkę usłyszała ciepły i uprzejmy głos pani z recepcji.

-Przepraszam, że przeszkadzam, ale kompletujemy listę chętnych do uczestnictwa w dzisiejszym ognisku. Chciałam tylko zapytać, czy jest pani zainteresowana? Spotykamy się na tarasie na tyłach willi o 19:00. Będą kiełbaski, szaszłyki, a nawet serowe fondue! Mamy też potwierdzenie, że jutro o 10:00 rusza autokarowa wycieczka w pobliskie góry – planujemy niedługi spacer, ok. 2-3 godzin. Tereny są naprawdę piękne, idealne do fotografowania. A to powietrze! Żal byłoby nie skorzystać – szczebiotała recepcjonistka. Najwyraźniej hotel dbał o swoich klientów aż do przesady, a obietnica „rodzinnej atmosfery” (czytaj – spoufalania się) nie była tylko pustym sloganem.
 
Ribesium jest offline  
Stary 05-10-2014, 10:08   #34
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
- Dziękuję, na wycieczkę na pewno pojadę niezależnie od pogody; a co do grilla dam znać - Anna odłożyła słuchawkę i zamyśliła się. Odczucia co do grilla miała ambiwalentne; z jednej strony miło by było posiedzieć przy kiełbaskach (no i uwielbiała ser!), z drugiej jednak taki mały spęd był okazją do plotek - czyli pewnie gadaniu o wydarzeniach z klasztoru, do których Anna nie chciała już wracać. W każdym razie na pewno nie do samego klasztoru, bo wydarzenia na pewno powrócą w postaci policji - jeśli okaże się, że Krzysztof faktycznie został zabity.

Tak czy siak nie miała zamiaru o tym myśleć tak długo, jak nie będzie do tego zmuszona. Owinęła się z powrotem kocem i zagłębiła w lekturze. Nie zostało jej już wiele, a w bibliotece widziała inne ciekawe książki.

 
Sayane jest offline  
Stary 08-10-2014, 09:35   #35
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Posterunkowy zjawił się kilkanaście minut po dziesiątej.
-Przepraszam za poślizg- rzucił wychodząc z samochodu i rozglądając się po dziedzińcu. Na widok studni, przypomniał mu się jego dziwny sen.
-Zapoznałaś się z raportami?- zapytał po chwili zerkając na Julię.
Julia potaknęła, spoglądając na bramy opactwa.
- Całkiem nieźle, interesujący wątek z tym konfliktem wewnątrz opactwa.
Wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni kurtki czarny tablet i szybko rzuciła okiem na treść pierwszego dokumentu.

- Odwiedziłam naszego świadka, Anne Wierzbowską. Czuje się dobrze, przynajmniej na moje oko.
-No i właśnie pozostaje pytanie, czy to był wypadek, czy jednak działanie z premedytacją. Póki co większość poszlak wskazuje na to drugie..- Borsuk podszedł do studni i zerknął w dół, zobaczył tylko ciemność.
-A jakie jest Twoje zdanie na ten temat?
-Opierając się na raportach z przesłuchań, można pomyśleć tak samo. Jeśli to tylko zakrztuszenie, wypadek jak zdają się sugerować mnisi, to po co zabierać ciało? Według zeznań brata Metodego, brat Mateusz siłą zaciągnął go do kuchni. Mamy więc czas jednej minuty by zabrać zwłoki i ukryć je. Co tak patrzysz w studnie?
-No właśnie. Nawet jeżeli był to wypadek, to późniejsza reakcja wskazuje na błyskawiczne zorganizowanie się...chyba, że wypadkiem nie była sama śmierć, tylko osoba która ją poniosła.- Borsuk spojrzał porozumiewawczo na swoja partnerkę. -Rozumiesz co mam na myśli?

Póki co, nie chciał się uzewnętrzniać ze swoich snów, zwłaszcza, że sam nie za bardzo im dowierzał. Jednak mimo to coś przyciągało jego uwagę do tej nieszczęsnej studni. Zerknął na korbę, obraz ze snu wrócił niczym bumerang. Bez słowa chwycił ją i wkładając w cale nie mało siły wprawił wiaderko w ruch.
- Tak, aż za dobrze. Co najmniej czterech mnichów miało powód by nienawidzić opata, ktoś z braci wspomniał w raporcie że opat jadł z turystami.

Uniosła prawą brew widząc co robi Borsuk. Z małej torby, zawieszonej na swoim motorze wyjęła podręczną latarkę, podeszła bliżej i zaświeciła nią w dno studni.

Tafla wody na dnie była spokojna. Nic nie pływało na wierzchu ani nie mąciło powierzchni. Znając prawa fizyki, jak choćby to o sile wyporu, Borsuk wiedział, że gdyby ktoś wrzucił do środka ludzkie ciało, to to powinno się choćby częściowo wynurzyć. No chyba, że było czymś obciążone. Na wszelki wypadek opuścił jeszcze przy pomocy korby wiadro zawieszone na łańcuchu. W momencie, gdy dotknęło tafli, rozległ się charakterystyczny plusk. Naczynie nabierało coraz więcej wody opadając systematycznie wgłąb. W końcu sięgnęło dna studni. Po drodze nie napotkało na żaden opór. Wbrew nadziejom i oczekiwaniom studnię można było wykluczyć z kręgu podejrzeń.
 

Ostatnio edytowane przez RyldArgith : 08-10-2014 o 10:32.
RyldArgith jest offline  
Stary 09-10-2014, 11:56   #36
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
Post wspólny

Tymczasem główne drzwi wejściowe opactwa otworzyły się z takim hukiem, że o mało nie poleciały szyby w witrażach, co byłoby nie lada wyczynem, gdyż sklejane były współczesnym klejem na bazie silikonu. Na korytarz wpadł Arkadiusz Śliwa trzymający kurczowo w dłoni reklamówkę z butelką wody mineralnej i ze snickersami. Tuż za progiem potknął się o własną stopę i padł na posadzkę na wznak, jak niegdyś zwykli padać mnisi klasztorni do gorliwej modlitwy. Wstał jednak błyskawicznie i krzycząc w niebogłosy:

- Jest tam ktoś do cholery ?! - pobiegł w prawo w stronę dziedzińca. Nie sposób było go nie usłyszeć. Brata Dominika stojącego w drzwiach nawet nie zauważył....

Ojciec Aleksy, przeglądający w swym gabinecie rozliczenia i główkujący nad budżetem opactwa, wzdrygnął się na krześle. Trudno było nie słyszeć krzyku Arkadiusza. Miał tylko nadzieję, że mężczyzna ma ku temu dobry powód. Opat zamknął księgę rachunkową i szybko opuścił pokój, zamykając za sobą drzwi na klucz.

- Ależ Arkadiuszu, na Boga, co to za hałasy? - przeor szybko zlokalizował sprawcę zamieszania i podążył w jego kierunku - Wyjaśnij mi, proszę, co się dzieje.

-Tam coś… stuka… w samochodzie. Ja muszę z Borsukiem- Arkadiusz wydukał, z trudem usiłując łapać powietrze do płuc i jednocześnie wskazując ręką w kierunku drzwi wejściowych do opactwa. Ale wydukał na tyle szybko, że zdążył jeszcze dopowiedzieć kolejne zdanie, zanim Ojciec Aleksy zareagował - Tam chyba ktoś jest... zamknięty w samochodzie na parkingu.

-Jesteś pewien? Na pewno brat Dominik by coś zauważył. Albo policja. Która, swoją drogą, już tu jest - opat gestem wskazał okolice studni, czekając spokojnie na rozwój wypadków.

Faktycznie, wokół zbiornika stali Jarosław Borsuk i jakaś policjantka, której Arkadiusz do tej pory nie widział.

- Nie, nie jestem pewien - kontynuował Arkadiusz idąc szybko w stronę studni, a raczej konkretnie w kierunku Jarosława Borsuka. Ojciec Aleksy podążył za nim. - Nie jestem pewien, ale to trzeba sprawdzić. Wyraźnie słyszałem jakieś stukanie. Gdyby ten hałas dochodzący z bagażnika nie brzmiał tak, jak gdyby ktoś kogoś zamknął w środku, to bym przecież nie robił z tego sensacji. - dodał Arkadiusz w momencie, gdy dotarli już do miejsca, gdzie policjant i policjantka zaglądali do studni. Liczył na to, że go usłyszą.

Borsuk próbował dostrzec cokolwiek poza odbiciem światła latarki w lustrze wody. Z zamyślania wyrwał go odgłos przyśpieszonych kroków. Odwrócił się i zauważył ojca Aleksego, oraz tego nowego mnicha... Arkadiusza.

-Dzień dobry panowie- zagadnął mierząc ich obydwu wzrokiem. - Coś się stało?

Julia zgasiła latarkę i obróciła się do nadciągających w ich kierunku mnichów, uważniej przyglądając się Arkadiuszowi. Latarkę zawiesiła na pasku, tak by mieć do niej szybki dostęp.

- Dzień dobry - powiedziała w kierunku mnichów.

„Komu dobry, temu dobry” pomyślał Arkadiusz zastanawiając się, jak szybko uda się sprawdzić, czy w bagażniku Nissana Patrol rzeczywiście ktoś był.

- Dzień dobry - odpowiedział do policjantki. - Myślę, że ktoś jest w bagażniku samochodu na parkingu.

Borsuk zerknął na Julię, po czym przeniósł wzrok ponownie na mnichów.

-Na parkingu w samochodzie? Doprawdy, to niecodzienne odkrycie- starał się jak najbardziej zminimalizować nutę ironii w swoim głosie. Mimo wszystko nie miał zamiaru całej sprawy bagatelizować. - Niech więc nas panowie czym prędzej tam zaprowadzą, pewnie tej osobie nie jest zbyt wygodnie.

Julia przytaknęła, zbliżając się do Arkadiusza. Zerknęła jeszcze na dziedziniec. Gdy ruszyli udała się wraz z nimi w kierunku parkingu. Po drodze skoncentrowała swą uwagę na Arkadiuszu, zastanawiając się jakim jest człowiekiem. W końcu wyszli na parking. Odruchowo zerknęła na swój motor.

Arkadiusz poprowadził ich pośpiesznie korytarzami opactwa do wyjścia. Wyszedł na parking i od razu wskazał palcem na samochód dziennikarza - Kilka razy słyszałem. W tamtym samochodzie - powiedział. - Na wstępie zaznaczam, że niczego nie dotykałem - dodał zmierzając pewnym krokiem w stronę Nissana.

Potem czekając na dalszy tok zdarzeń odwrócił się w stronę Ojca Aleksego i zapytał go cicho: - Właściwie to czyj to jest samochód?
- Nie mam pojęcia - odpowiedział opat szczerze i równie zaskoczony.

Borsuk nie miał zamiaru marnować zbyt wiele czasu na domniemanego gościa w bagażniku. Sam samochód wydawał mu się znajomy, jednak nie potrafił przypisać do niego konkretnej osoby. Podszedł pewnym krokiem i uderzył pięścią kilka razy w klapę od bagażnika.

-Jest tam kto?!- zakrzyknął, skinąwszy na Julię aby podeszła.

Julia podeszła do bagażnika, zerkając wcześniej do wnętrza samochodu. Poczekała czy pojawi się jakikolwiek odgłos ze środka, na wszelki wypadek przytknęła ucho do bagażnika, nasłuchując. Chwilowo nic się nie działo.

Arkadiusz zaczął się zastanawiać, co będzie, jeśli jednak w samochodzie nikogo nie znajdą. Wiedział tylko, że policja nie powinna się ograniczyć do samego stukania i nawoływania. Jeśli ktoś był w środku zamknięty, to nie wiadomo było, w jakim był stanie. Być może na przykład był strasznie poturbowany i stracił przytomność. Tylko że w rzeczywistości to, co policja powinna w danej sytuacji zrobić nie zawsze przekłada się na to co robią. Arkadiusz na chwilę zagrzebał się w swoich wspomnieniach. Gdy potrzebował wsparcia ze strony policji w czasie, gdy kilka dni temu zapijał się na śmierć, takiego wsparcia od nich nie uzyskał. "Kto wie… może teraz Borsuk nie usłyszawszy odgłosów z bagażnika podejmie decyzję, że nie ma potrzeby go otwierać i nie pomogą uwięzionemu wewnątrz Krzysztofowi?" - myślał sobie Arkadiusz. Chociaż z drugiej strony mogło się też okazać, że hałasy były spowodowane przez coś innego. W każdym razie słyszał je na 100% i w razie czego był usprawiedliwiony.

-W zasadzie nie mamy zbyt mocnych podstaw aby użyć siły przy dostaniu się do samochodu - powiedział pod posterunkowy, powoli obchodząc samochód. Przez szybę przy siedzeniu kierowcy zauważył drążek do otwierania klapy bagażnika, wystarczyłoby tylko stłuc szybę.

-A Ty co o tym myślisz?- zapytał kierując swój wzrok na Julię

Kiedy Julia już miała odpowiedzieć, faktycznie z bagażnika dało się słyszeć coś jakby stukanie. Nie było jednak na tyle silne, by uznać je za pukanie człowieka, chyba, że faktycznie osłabionego. Ani też na tyle miarowe, jak chociażby do drzwi, co również mogło wykluczyć obecność istoty humanoidalnej. Arkadiusz spojrzał na zebranych z wyrazem twarzy pod tytułem “a nie mówiłem?”. Opat również zmarszczył brwi w wyrazie zamyślenia i skupienia. Cała czwórka stała nad pojazdem. Ktoś musiał podjąć decyzję.

Wtem, jak grom z jasnego nieba, na parking przed klasztorem wypadł brat Szymon. Pędził tak, że w pewnym momencie potknął się na jakimś kamieniu albo konarze i omal nie wyrżnął jak długi. Tym samym chwilowo odwrócił uwagę zebranych od pozostawionego pojazdu.

-Ojcze Aleksy! Panie komisarzu! Musicie natychmiast iść ze mną! - wołał machając w ich kierunku. Wszyscy spojrzeli na niego osłupiali. Poranek zapowiadał się iście fascynująco. Jarosław spojrzał porozumiewawczo na Julię. Tymczasem brat Szymon dopadł zebranych i zdyszany oparł dłonie na kolanach.

- Chodzi... o cmentarz... - wyrzucił między jednym a drugim oddechem - Poszedłem zanieść kwiaty na grób naszego byłego przeora. Panie świeć nad jego duszą - obaj z Aleksym wykonali znak krzyża, dodatkowo irytując tym innych i opóźniając resztę historii. “Bor” syknął zniecierpliwiony. Szymon spojrzał na niego przepraszająco. - No i zauważyłem, że nieopodal jest całkiem świeży grób! Nie było go jeszcze przed weekendem, a przecież nikogo nie chowaliśmy! - Szymon podniósł się w końcu do pionu i spojrzał na zebranych - Ślady wokół niego też były świeże. Do tego głębokie, jakby ktoś kopał podczas ulewy. A taką mieliśmy w niedzielę - zakończył wymownie, jak gdyby wszystkie te wiadomości dawały jednoznaczne rozwiązanie.

- Boże miłosierny - westchnął smutno opat - A co na to brat Krystian?

-Nie wiem, przybiegłem od razu do was - powiedział brat Szymon i obaj zamilkli spoglądając na resztę.

- Nie ma wyjścia, trzeba iść na cmentarz. I zająć się tym samochodem. W jednym czasie. Czyja to gablota? - spytał Jarosław Borsuk.

-Z pełną odpowiedzialnością, nie wiem. - powtórzył ojciec Aleksy i rozłożył bezradnie ręce - Mogę popytać pozostałych mnichów, może ktoś coś wie - spojrzał na brata Szymona, który również pokręcił przecząco głową na znak swojej niewiedzy.

Julia wskazała na samochód przy którym dokonywali czynności sprawdzających. Czekając na odpowiedź szepnęła do Borsuka.

- Dwie opcje, albo tutaj kończymy, albo idziemy na cmentarz. Można powołać się na podejrzenie groźby zagrożenia życia i wybić szybę w aucie, po czym otwieramy bagażnik. Ale te odgłosy były zbyt równo odmierzone. Nie sądzisz?

Następnie spojrzała na mnichów.

-No to ja pójdę popytać o ten samochód i spotkamy się za chwilę na cmentarzu - zaofiarował się brat Szymon. Spojrzał na zegarek wywołując tym samym lekki uśmiech u stróżów prawa. Jak widać mnisi nie zrezygnowali do końca z osiągnięć współczesności. - O tej porze każdy zajęty jest swoimi obowiązkami, nietrudno będzie wszystkich zlokalizować.

- Dobry pomysł Szymonie - pochwalił ojciec Aleksy z ulgą. Wizja konfrontacji ze wszystkimi mieszkańcami klasztoru była mu wybitnie nie w smak. - A przy okazji - Arkadiuszu, przyjdź do mnie do gabinetu jak znajdziesz chwilę. To znaczy - jak już wyjaśnimy tajemnicę stukotu w aucie i pojawiających się niespodziewanie grobów.

Borsuk nabrał powietrza do płuc i wypuścił je powoli namyślając się nad tym co robić dalej. Skrzywił się lekko na myśl o koszcie wymiany szyby, ale z drugiej strony nie chciał być później posadzony o to, że nic nie zrobił.

-Uwińmy się tutaj i ruszajmy na cmentarz - powiedział podchodząc do swojego samochodu i z tylnego siedzenia wyjmując policyjną pałkę. Szyba poddała się już po pierwszym uderzeniu, jej drobinki rozsypały się po tapicerce tajemniczego samochodu. Borsuk otrzepał mundur i nachylił się aby otworzyć bagażnik.
-Otworzysz?- zapytał spoglądając na Julię, pod odblokowaniu zamku.
-Odsunąć się - powiedziała do mnichów. Gdy uznała że znajdują się w miarę bezpiecznej odległości dała znać Borsukowi.
-Możesz zaczynać.

Mnisi przezornie cofnęli się o krok. Jarosław bez cienia wątpliwości czy też trwogi obszedł wkoło samochód i stanął przodem do bagażnika. Nacisnął lekko przycisk i klapa odskoczyła. Zanim jednak zebrani zdołali się przygotować psychicznie na ewentualne rewelacje, z bagażnika wyskoczył… kot. Zwykły prążkowany dachowiec odbił się niczym piłka od ziemi, uskoczył parę metrów dalej i nie zważając na zdziwione spojrzenia rozpoczął toaletę.

- Przynajmniej nie jest to kolejna ofiara klasztornego zamieszania - skwitował ojciec Aleksy patrząc, jak kot liże się po futerku.

Po chwili do zebranych dołączył ponownie brat Szymon. Tym razem szedł powoli i był bardziej skupiony.

-Popytałem trochę i wiem już czyje to auto. Brat Dominik twierdzi, że wczoraj kręcił się tu jakiś mężczyzna. Mówił, że zepsuło mu się auto i koniecznie chciał zadzwonić po pomoc. Brat Metody wpuścił go do pokoju medycznego, ale nie wie, co się działo później z nieznajomym, gdyż wszyscy zebraliśmy się na przesłuchanie. Twierdzi, że nasz gość wypytywał się o różne rzeczy tak, jakby chciał tu nieco powęszyć.

-Dziennikarz? Detektyw? Ciekawski miejscowy?- rozumował na głos Borsuk.-Mniejsza, nim zajmiemy się później. Na cmentarz! - rzucił zatrzaskując bagażnik i nie czekając na innych ruszył żwawym krokiem.

Arkadiusz ruszył krok w krok za Borsukiem, jakby osobiście prowadził śledztwo. Przeszli przez niewielki parking i furtkę w cieniu drzew kasztanowca. Za furtką rozciągał się sporych rozmiarów teren niemalże w całości pokryty starymi nagrobkami z marmurowych płyt porośniętych mchem. Tam, gdzie nie było grobów, były błotniste ścieżki do nich prowadzące. Na widok błota jakoś się Arkadiuszowi odechciało kontynuować wyprawę na cmentarz. Zszedł nieco na lewo uprzejmie ustępując drogi uroczej policjantce i mnichom. Uważnie śledził wzrokiem sylwetkę posterunkowego, który jakby od razu wiedział w którym miejscu znajdował się świeży grób.

Julia uśmiechnęła się gdy okazało się że w samochodzie jest kot. Nawet może trochę za szeroko. Od razu jednak przybrała neutralny wyraz twarzy.

-W którym miejscu jest ten rozkopany grób?- rzuciła do mnichów, głównie tego, który podał im tę informacje. Sama zaś ruszyła za Borsukiem zamyślona. Gdy zobaczyła błotniste ścieżki spojrzała na swoje buty. "Dobrze że wzięłam właśnie je" - pomyślała w duchu.

Po kilku chwilach zgromadzili się nad grobem. Ziemia faktycznie wyglądała na świeżą i rozmokłą.

-Mogę prosić o łopatę? - zapytał Borsuk - A najlepiej kilka.- dodał patrząc na trzech mnichów i rozpinając swoją kurtkę.

Zanim policjantka wzięła się do kopania obeszła najbliższą okolice grobu. Wskazała opata.

-Przynieście taczkę. Podjedźcie z nią od tamtej strony i zatrzymajcie przy tym grobie z lewej. Cofnijcie się i jeśli zamierzacie pomóc, to macie podchodzić od tamtej strony co ma być taczka. I wykorzystywać tę ścieżkę.

Wskazała mnichom kierunek, grób przy którym ma być zostawiona taczka, oraz ścieżkę podejścia.

- Pan opacie będzie odpowiedzialny za wykonywanie poleceń. Jeśli coś tam znajdziemy to chyba nie chcemy by nam tu zadeptali śladów, co Jarek?

Borsuk skinął głową. Mnisi przynieśli taczkę na ziemię i staneli w wyznaczonym miejscu. Cała piątka zabrała się do kopania. Nie zajęło to wiele czasu. Ziemia była rozmokła i łopata wchodziła w nią jak w masło. Po kilku minutach Borsuk trafił na drewniane obicie. Wszyscy przerwali pracę i spojrzeli po sobie w nabożnym milczeniu, nie chcąc przegapić ani sekundy z dziejących się właśnie wydarzeń. Jarosław zaczął odkopywać ziemię dookoła i oczom zebranych ukazała się zwyczajna, sosnowa trumna.



Brakowało na niej zdobień czy choćby impregnatu, a jedynym dodatkowym elementem były przybite stalowe kółka do opuszczania na linach.

- Potrzebuję pomocy - rzucił krótko Jarosław. Zeskoczył do wykopanej dziury i dał znać mnichom, by uczynili to samo. Arkadiusz, Aleksy i Szymon dołączyli do niego. Na komendę dźwignęli trumnę i podnieśli ją do góry. Dół był na tyle płytki, że bez problemu ułożyli trumnę na trawie. Julia po kolei podawał im rękę, by mogli wydostać się na powierzchnię.

Nadeszła chwila prawdy. Ubłocona i nieco zdyszana czwórka mężczyzn i jedna policjantka stali nad czyimiś zwłokami. Nadszedł czas, aby otworzyć wieko.

Borsuk dał znać Julii i oboje z obu stron chwycili za drewnianą klapę. Z lekkim skrzypnięciem wieko uniosło się i oczom wszystkich ukazały się niewątpliwie świeże zwłoki. Wieko opadło na trawę. Przed nimi leżał młody mężczyzna, ubrany w dżinsy i flanelową kraciastą koszulę. Oczy miał zamknięte a jego blade policzki pokrywał lekki zarost.

-To Krzysztof – potwierdził cicho ojciec Aleksy. W jego oczach pojawiły się łzy.
 

Ostatnio edytowane przez Ribesium : 09-10-2014 o 11:58.
Ribesium jest offline  
Stary 09-10-2014, 21:31   #37
Mal
 
Mal's Avatar
 
Reputacja: 1 Mal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodze
Do ostatniej chwili Arkadiusz miał nadzieję, że trumna okaże się być pusta. Niestety kilka sekund później ujrzał zwłoki Krzysztofa. Nie chciał na nie patrzeć. Odwrócił się i zobaczył smutek w oczach opata. Położył dłoń na jego ramieniu i razem bez słów odeszli w stronę opactwa. Arkadiusz otworzył drzwi wejściowe. Opat zmęczonym krokiem wszedł do środka i udał się do swojego gabinetu. - Przyjdę wieczorem. - pożegnał się Arkadiusz otwierając sąsiadujące drzwi do swojej celi. - Tak... dobrze - Odparł Ojciec Aleksy i zniknął w swoim gabinecie.

Arkadiusz wyjął z szafki świeży habit i ręcznik i poszedł do łazienki umyć się i przebrać. Nadal był w szoku i trzęsły mu się ręce. Zwymiotował do zlewu.
 
__________________
Jeśli w głosowaniu wybierasz jakąkolwiek osobę, która będzie potem miała dzięki temu prawo tobą sterować, to nie miej pretensji, że jesteś sterowany.
Mal jest offline  
Stary 16-10-2014, 00:25   #38
 
Aronix's Avatar
 
Reputacja: 1 Aronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputacjęAronix ma wspaniałą reputację
”Bor” szybkim krokiem zmierzał w stronę ogrodu. Finalnie uznał, że mnicha będzie lepiej przesłuchać własnie tutaj, zwłaszcza, że Cieślak poinformował go, że własnie tam go znalazł. Otworzył drewniana furtkę i wszedł na małą scieżkę. Przed sobą widział funkcjonariusza i brata Antoniego.
-Dzień dobry. Znowu sie widzimy.- Na twarzy Borsuka pojawił się mimowolny uśmiech -Sporo się wydarzyło od naszej ostaniej rozmowy, a to spowodowało pojawienie się kilku nowych, a zarazem bardzo istotnych pytań. Zechce brat poświęcic mi chwilę?- Pytanie było uprzejme, jednak ton z jakim Borsuk je wypowiedział sprowadził je do rangi zdania twierdzącego, nie przyjmującego odmowy.
Brat Antoni usiadł na ławce nie spuszczając wzroku z mającego zacząć przesłuchanie. Jego oczy wyrażały obojętność, a może nawet i pogardę.
-Słucham. Tylko w miarę szybko, mam jeszcze mnóstwo pracy, a obiad niedługo.
Prawdę powiedziawszy pod posterunkowy liczył na jakiekolwiek złamanie się mnicha, jednak nic na to nie wskazywało.

Najpierw rozpoczął od wypytania o ewentualne występowanie szaleju w klasztornym ogrodzie. Antoni kategorycznie zaprzeczył. Następnie został zapytany o dziwne powiązanie jego oraz brata Krystiana, jako zdecydowanych przeciwników opata, a zarazem zamieszanych w te dziwne wydarzenia(Antoni zna sie przecież na truciznach, natomiast Krystian jest zarzadcą cmentarza, gdzie zakopano ciało Krzysztofa.). Tutaj również okazał stalowe nerwy, dziwiąc się hipotezie, że ktokolwiek chciałby śmierci opata, mimo, że połowa duchownych za nim nie przepada. Co do rozmowy w warzywniaku brat Antoni zapierał sie, że nic o niej nie wie, numer buta równiez zbył komentarzem, że sporo mnichów ma podobny. Fakt faktem, jego numer był nieco za duży. Ostatecznie zaproponował, aby wypytac brata Mateusza, w koncu to on podawał do stołu.

“Bor” wiedział, ze kończą mu się argumenty, tak więc na koniec postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Nachylił się tak, aby zrównac sie z bratem Antonim oczyma.
- Wiem, że ktoś z was maczał w tym nie tyle palce, co całe dłonie i dojdę do tego kto jest winny. Jednak teraz nie bedę rozpatrywał sprawy pod kątem nieszczęśliwego wypadku, tylko raczej morderstwa z premedytacją. Nalegam, aby nie opuszczał brat klasztoru bez mojej wiedzy aż do odwołania.-
Wiedział doskonale, że jego ostanie słowa w świetle prawa nic nie znaczą. Miał jednak nadzieję, że być może spowoduje choć odrobine nerwowości wsród podejrzewanej kliki braciszków. Wyprostował się, rzucił ostatnie spojrzenie swojemu rozmówcy, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku opactwa. Byc może Julii udało się wyciagnąć coś wiecej od brata Krystiana.
 
Aronix jest offline  
Stary 16-10-2014, 15:31   #39
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Widząc zwłoki westchnęła. Domyślała się, że może tak być. Znaleźli go. Przytrzymując wieko wzięła kilka głębokich wdechów.
- Kurwa - zaklęła na tyle głośno, że słyszeli ją wszyscy zebrani. Ale nic sobie z tego nie robiła, musiała jakoś ulżyć emocjom.
- Dobra, - rzekła po chwili. Obróciła głowę w kierunku opata, zanim ten wraz z Arkadiuszem ruszyli poza cmentarz. - niech nikt nie wchodzi na teren cmentarza. Wyjdźcie wszyscy. Pora wezwać techników.
Ostatnie zdanie powiedziała do Borsuka szeptem, mając nadzieje, że nie ma nikogo w pobliżu, by ją podsłuchał.
- Daleko stąd do tej jadalni?
-Zależy którędy się wejdzie do klasztoru.- Borsuk odwrócił się i spojrzał na gmach opactwa.- Jesteśmy od zachodniej strony, czyli od strony zwierzęco - roślinnej klasztoru, że to tak nazwę… jadalnia natomiast jest przy samym sadzie. - Borsuk nie wydawał się wstrząśnięty, przeciwnie, poczuł wielka ulgę. Podstawowy cel jego pobytu tutaj został zrealizowany, znaleźli ciało. Teraz tylko dorwać odpowiedzialnych za to i będzie można zakończyć sprawę.
- Tak czy owak - posterunkowy wrócił do wcześniejszego toku myślowego - Trzeba było dołożyć sporo trudu aby go tutaj zaciągnąć, podejrzewam, że po zwinięciu go z jadalni ukryto go gdzieś w klasztorze, a dopiero nocą zawleczono tutaj i pochowano. Musze wiedzieć, czy denat miał uczulenie, ewentualnie, czy nie cierpiał na jakąś chorobę. Zadzwonię do Cieślaka, może dowiedział się czegoś od rodziny.-To mówiąc “Bor” wyciągnął telefon i odszedł na parę kroków wybierając numer.
- Komenda policji w Bańkowie, Cieślak przy telefonie - usłyszał po trzecim sygnale. W tle leciało radio z jakąś reminiscencją lat osiemdziesiątych.
- Niech podeśle tu techników - Julia rzuciła do Borsuka, wpatrując się w mury opactwa.
- Cieślak! - Borsuk nie miał zwyczaju bawić się w ciepłe powitania - Potrzebuje informacji na temat tego, czy denat miał uczulenie na cokolwiek, ewentualnie czy na coś chorował. Wypytaj o to u jego rodziny. - Nabrał powietrza zerkając na Julię - A! I wezwij techników. Znaleźliśmy ciało naszego denata, potrzebujemy tutaj oględzin na zaraz!
-Się robi, szefie! - słychać było, że posterunkowy przejął się nie na żarty - Tylko… - zawahał się chwilę - Ja nie mam telefonu do jego rodziny. Jak mam ich szukać - przez książkę telefoniczną czy w naszej bazie danych? - najwidoczniej wczesna pora nie służyła Cieślakowi, albo wypił o kilka kaw za mało. Borsuk nie omieszkał powiedzieć mu co o tym myśli. - Oddzwonię do pana jak tylko będę coś wiedział - obiecał ofukany posterunkowy - Technicy są już w drodze!

Technicy zjawili się dwadzieścia minut później i od razu przystąpili do działania. Teren został zabezpieczony taśmą, fotograf wykonał kilkanaście zdjęć, a pozostała dwójka, zaopatrzona w ochraniacze na obuwie oraz lateksowe rękawiczki, przystąpiła do zabezpieczania materiałów dowodowych. Julia i Bor obserwowali ich pracę uważnie, co jakiś czas wymieniając się uwagami. Telefon zadzwonił ponownie.
- Znalazłem ich - oświadczył z dumą Cieślak - Są już w drodze do Lesznikowa. Zatrzymają się w pensjonacie Villa Lawenda.Twierdzą, że ich syn nie miał alergii, chyba tylko na kurz. No ale od tego się nie umiera, kurz jest wszędzie... - pozwolił sobie na lekki żart Cieślak, po czym zreflektował się i chrząknął - Czy jeszcze mogę w czymś panu pomóc?
-Panie komisarzu, my już skończyliśmy - powiedział jeden z techników do Borsuka. - Niezbędne będzie wykonanie autopsji.
Julia w czasie gdy technicy wykonywali czynności pisała w swoim czarnym notatniku. Od czasu do czasu zerkała w stronę trumny i cmentarza. Gdy tylko technicy skończyli powiedziała:
-Zabierzcie go więc i wykonajcie. Dajcie znać kiedy coś znajdziecie, o ile nie pojawimy się na komendzie wcześniej.
Obróciła się w stronę murów opactwa i zamyśliła się, intensywnie bawiąc się przy tym długopisem, wędrującym między jej palcami.
Technicy odeszli. Po trumnie został tylko ślad na pożółkłej już nieco trawie, w postaci przygniecionych do ziemi źdźbeł.
Borsuk wciągnął powietrze do płuc.
-Cieślak!- widać to zawołanie bardzo przypadło mu do gustu. - Sprowadźcie natychmiast brata Antoniego do kaplicy, chcę z nim porozmawiać. A Ty… - tutaj zwrócił się do Julii - może dopytałabyś zarządcę cmentarza, brata Krystiana, o nasze dzisiejsze znalezisko? - Czuł, że nadszedł odpowiedni moment aby zacisnąć pętlę nieco bardziej.
Potaknęła głową. Chciała coś powiedzieć, ale najwyraźniej rozmyśliła się, gdyż schowała notatki i długopis.
-Czemu nie. Tutaj i tak nie ma nic do roboty. Spotkamy się w… kaplicy.
To powiedziawszy ruszyła przed siebie. Borsuk mógł podziwiać jej tylne walory ubrane w czarne obcisłe spodnie.
 
RyldArgith jest offline  
Stary 16-10-2014, 17:09   #40
Mal
 
Mal's Avatar
 
Reputacja: 1 Mal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodze
Tymczasem przygnębiony Arkadiusz powędrował z łazienki do swojej celi. Bardzo żal mu było Krzysztofa; tego turysty, którego niby zupełnie nie znał, ale zszokowany był kolejami jego losu. - Jak to jest - myślał - że jednego dnia człowiek odpoczywa sobie na wakacjach, a już następnego dnia… wieczny odpoczynek racz mu dać Panie. - Otworzył drzwi do swojej celi. Natychmiast ujrzał ślady swojego obuwia na podłodze. Błoto kontrastowało z posadzką. Arkadiusz był już przebrany w klasztorny habit i tylko jakoś nie zawiązał sznura wokół pasa. Nie przykładał teraz do tego wagi. Sznur rzucił na łóżko i nawet nie wszedł do swojej celi, tylko od razu postanowił zanieść brudne ubrania do klasztornej pralni. Minutę później był już na miejscu i nastawiał pokrętłem i przyciskami program w pralce automatycznej. - Ciuchy kolorowe… to będzie trójka. I dodatkowe namaczanie... - Czuł się wstrętnie. Teraz gdy już “zrobił pranie” doskonałym pomysłem byłoby zrobić sobie kawę, żeby stanąć na nogi. W tym celu poczłapał do kuchni. Czekając aż w czajniku elektrycznym zagrzeje się woda Arkadiusz wpatrywał się w pochmurne niebo za oknem. - Cóż… jakoś to wszystko będzie. - myślał o śmierci Krzysztofa. - Jego najbliższa rodzina na pewno ciężko to zniesie. Zapewne policja zapyta ich o pozwolenie na wykonanie sekcji zwłok. - Arkadiusz nie potrafił sobie wyobrazić, jak on by zareagował, gdyby się dowiedział, że jego syn nie żyje i że trzeba będzie wykonać sekcję zwłok. Z drugiej strony cieszył się, że to nie on znalazł się w tej drewnianej trumnie. I gdy tak najczarniejsze myśli snuły się w jego umyśle, za oknem lunął rzęsisty deszcz, a drzewa zaczęły wyginać się na wietrze. Jednocześnie woda w czajniku zagotowała się. Za drzwiami słychać było niewyraźne echo kroków i rozmowy osób, bodajże Julii i Borsuka wracających z cmentarza… Dużo, stanowczo za dużo działo się w tym opactwie.

 
__________________
Jeśli w głosowaniu wybierasz jakąkolwiek osobę, która będzie potem miała dzięki temu prawo tobą sterować, to nie miej pretensji, że jesteś sterowany.

Ostatnio edytowane przez Mal : 16-10-2014 o 17:13.
Mal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172