|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
17-04-2016, 14:46 | #1 |
Reputacja: 1 | [Mafia] One Punch Man
__________________ Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't. Na emeryturze od grania. Ostatnio edytowane przez Ryo : 18-04-2016 o 17:02. |
18-04-2016, 17:28 | #2 |
Reputacja: 1 | - Jestem Wielkim Mistrzem Panem Jiraiyą! Więc wszyscy uspokójcie się to możemy wyjdziemy z tego żywi. - powiedział Jiraiya popijając trochę wódki z bambusowego kubeczka. |
18-04-2016, 20:51 | #3 |
Reputacja: 1 | Czerwona ciężarówka wyjechała zza rogu i zatrzymując się przed resztą zebranych, przy akompaniamencie charakterystycznego dźwięku transformowała. Zza zasłonki na usta dobiegł ich głęboki, spokojny głos: - Jestem Optimus Prime, lider Autobotów. Naszą misją jest obrona niewinnych przed Decepticonami i innymi niebezpieczeństwami. - spojrzał na lewitujący nad nimi statek i zasępił się - Miasto A musi zostać uratowane! Bez względu na cenę. |
18-04-2016, 21:10 | #4 |
Reputacja: 1 | Poprzez wzburzone fale do miasta A przybył największy mistrz (mieszanych) sztuk walki, nauczyciel najpotężniejszych wojowników we wszechświecie, twórca legendarnej techniki Kamehameha!, zwycięzca 21' Tenkaichi Budōkai (pod pseudonimem Jackie Chun), obiekt uwielbienia (w swoim przekonaniiu) młodych i ślicznych kobiet... GENIALNY ŻÓŁW! - Hejka. - przywitał się ze wszystkim. - A nie zapomniałeś dodać tego, że jesteś wielkim perwersem? - zapytał stary żółw morski na którego plecach przypłynął mistrz. - Cichaj tam! - mruknął oburzony takim określeniem. Szybko rozejrzał się po obecnych i mina mu zrzedła. Co prawda jedno wyglądało na młode dziewczę, ale nie posiadało atrybutów czyniących z niej urodziwą pannę, tj materiał na dzielnego wojownika. Dlatego niezbyt fortunnie się to wszystko zaczynało. Wszakże nie zamierzał się zaraz na wstępie poddać. - Ekhm - zwrócił uwagę na siebie a zachodzące słońce odbiło się w jego okularach przeciwsłonecznych. - Ten młody człowiek -wskazał na Jiraya'e - ma słuszność, zachowajmy spokój a uda nam się przetrwać. Tylko musimy być ostrożni, bo z tego co widzę, to nie pomyślał nikt o tym, by zawczasu zebrać smocze kule, co? Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 18-04-2016 o 22:35. |
18-04-2016, 22:23 | #5 |
Reputacja: 1 | Monty Burns stał przed wielkim oknem swojej prywatnej willi za 100 milionów dolarów spoglądając na rozciągające się poniżej budynki. Springfield - miasto, które było jego. -To miasto jest moje. Od dawna chciał więcej. -Od dawna chcę więcej. Smithers! - krzyknął przez megafon rozkaszlawszy się przy tym niemiłosiernie. Dobrze, że butla z tlenem była zawsze pod ręką. -Tak Wasza Lordowska Mość? Wzywał Pan? - do biura wszedł okularnik o służalczej postawie. -Nudzę się. Zaproponuj coś. Pogramy w coś? Kupimy? Okradniemy? Może wywołamy małą wojnę? Zwolnimy Simpsona? -Jego Magnificencja zwalniała już Simpsona 5 razy w tym miesiącu. -Doprawdy? -Może kontrolowany wyciek rdzenia w reaktorze naszej elektrowni atomowej Sir? -Nuda! Zabawy biedoty! Chcę igrzysk Smithers! Chcę krwi. Chcę być znowu młody i rześki, poczuć się znów jakbym miał 65 lat... -Z całym szacunkiem mój Imperatorze. Jeśli mogę... Ekhm. Dla mnie jest Pan idealny. -Nikogo nie interesuje twoje zdanie Smithers! Nikogo! Daj globus. Zrobimy coś szalonego i odwiedzimy miejsce, które wskaże mój palec. Pan Burns zamachnął się na tyle zamaszyście na ile pozwalała mu jego anemia, ale obrócił globus jedynie o pół okrążenia. Następnie długim, kościstym paluchem wskazał na nim pojedynczy punkcik. -Digitus dei Cezarze! Wskazał Pan A-City. -Co za głupia nazwa dla miasta, ale muszę być słowny. Przygotuj rolsa Smihers i zrób kanapki na drogę. Wyruszamy!
__________________ "Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021 Even a stoped clock is right twice a day Ostatnio edytowane przez traveller : 18-04-2016 o 23:42. |
18-04-2016, 23:23 | #6 |
Reputacja: 1 | Radosny, jakby dziecięcy, chichot rozległ się od strony przyczepy Optimusa Prime. Na jej szczycie zmaterializowala się sylwetka czołgu kroczącego który energicznie machał swymi przednimi ramionami w geście witania się ze wszystkimi zebranymi. - Huraa, będziemy wszyscy ratować miasto! - zaraz po tych słowach niebieskie SI zeskoczyło z gracją na grunt i pojdechało by wszystkich zebranych zobaczyć z bliska. Czołg nie omieszkał w międzyczasie wykonać kilku piruetów dając tym samym do zrozumienia jak bardzo cieszy się na to spotkanie. - Nie mogłem bezczynnie siedzieć w bazie Sekcji 9 Bezpieczeństwa Publicznego. O nie! - Rzekł z powagą godną bohatera po czym uniósł ramię w górę jakby w geście zwycięstwa. Ale wnet odjechał w tył jakby dostrzegł rodzica który nakrył go na wagarach. - Panie Batou... Ja... Ja wcale nie uciekłem bez zgody... - odparła Tachikoma do Genialnego Żółwia gorączkowo drapiąc się po głowie kluczem francuzkim który trzymał w jednej z rąk. - Och.. i pan tu jest, panie Togusa - stwierdził czołg patrząc na Wielkiego Mistrza Jiraiya z wyraźnie mniejszym entuzjazmem. Optyki robota nerwowo rozejrzały się po twarzach wszystkich obecnych. - I pan Pazu wraz z panem Saito... - nazwał kolejno Lufiego i Kapitana Levi. I w tym momencie Tachikoma wiedział, że ma przechlapane, bo tym razem jego "wycieczka" bez zgody, którą niesłysznie nazywali niektórzy ucieczką z pewnością nie skończy się dobrze. Niebieskie SI postanowiło skryć się za Optimusem Prime, z którego podwózki bez pytania skorzystał. Ale niechcący prawie rozjechał mało urodziwą dziewczynkę. Na szczęście w porę ją zauważył. - Pani Major! - jęknął czołg i skulił się przed Tomoko Kuroki zakrywając głowę ramionami. - Będę grzeczny! Proszę nie oddawaj mnie na rozmontowanie za karę! - samobieżny czołg kroczący nawet skulony górował nad nastolatką, która sięgała mu nawet nie do kolana jednego z odnóży. SI złożyło ramiona w błagalnym geście by darowała mu jego żywot. |
18-04-2016, 23:39 | #7 |
Reputacja: 1 | Niczym meteoryt na A-city z niewyobrażalną prędkością spadła niebieska istota. Uderzenie spowodowało zniszczenie kilku budynków mieszkalnych, jednak nikt (łącznie z samym sprawcą zajścia) nie zginął. Co prawda dwoje mężczyzn straciło władzę w nogach, a jeszcze kilkoro zapadło w śpiączkę, jednak nikt nie mógł winić za to błękitnego stworka, którego pojawienie się w mieście, wiązało się z jakąś kolejną nieudaną próbą porwania Pikachu przez zespół R. |
19-04-2016, 10:54 | #8 |
Reputacja: 1 | Zaawansowany fotocollage gratis Czemu akurat teraz jej klasa miała wycieczkę do "miasta A"? Czemu, czemu, czemu, czemu, CZEMU?! I gdzie są wszyscy?! Nikt o niej nie pamięta nawet, w chwili skrajnego niebezpieczeństwa, inwazji z kosmosu?! Gdyby była popularna nic takiego by się nie działo. Przepychaliby się, żeby wynieść ja na rękach w bezpieczne miejsce, wszyscy ci przystojni chłopcy... Dlaczego akurat teraz, kiedy nie zdążyła jeszcze zdobyć sobie chorobliwej fascynacji całej klasy?! CO MAM TERAZ ZROBIĆ?! Grupka, w której jakimś dziwnym trafem się znalazła, była jakąś cosplay’ową zbieraniną, same dziwaki, a w tym dwóch zboczuchów. Na pewno już fantazjują, co mogą z nią zrobić! Oby tylko na fantazjach poprzestali, chociaż ...gdyby mnie dyskretnie obmacali, nie byłoby w tym nic złego. Może w końcu tacy eksperci dostrzegą we mnie to, czego te szkolne młokosy, nie mające pojęcia o życiu czy kobietach, nie są w stanie. Ale ten niebieski penis z Pokemonów... To... zbyt... To zdecydowanie największy zboczenie, zbyt hardkorowy dla mnie. Czy on na mnie patrzy? Patrzy! Nie, nie, odwal się, perwersie, nie patrz, przestań! Tomoko, tak dyskretnie jak mogła, przesunęła się w stronę normalnych starych zboczeńców, jak najdalej od tego niebieskiego zbereźnika. - D...d...d...ddzi...ddzzzi...eńdobrr - wyjąkała ledwie słyszalnym głosem, wpatrując się w czubki swoich zakurzonych pantofli. Oby to nie za dużo, jeszcze pomyślą, że się nimi interesuję. Ale mają rację, teraz trzeba się skupić na przeżyciu inwazji, nie na zalotach. Chociaż pewnie prędzej czy później któryś nie wytrzyma i będzie chciał wciągnąć mnie do alejki... To tylko kwestia czasu, ale muszę być stanowcza. Nigdy w grach nie spławiałam facetów, ale cóż, nie powinno być to takie trudne. Wtedy ożywił się też Tachikoma. Koleś najwyraźniej żył w swoim świecie, bo nie dosyć, że zaczął nazywać innych cosplay’owców imionami z GitS’a, to jeszcze o mały włos, a by ją przejechał! Sparaliżowana stała w miejscu, nadal będąc w trybie „aktywnego unikania przechodniów i pozostawania niewidoczną dla tłumu”, i wtedy zdarzyło się to, na co czekała. Wreszcie ktoś dojrzał jej wspaniałość! Tak! To totalnie ona, super kobieta-android, z super kobiecym ciałem i super androidową mocą! To było jej przeznaczenie, to była prawdziwa ona! I pomyśleć, że to koleś w czołgu dostrzegł jej walory. Musiała grać, znaczy, pokazać prawdziwą siebie, teraz, skoro została przez niego rozpoznana przy całej reszcie nieudaczników w przebraniach. - T-t-tak, to ja! I tym razem ci daruję, bo mamy ważną misję do wykonania. Eee… Świat atakują kosmici, i tylko nieliczni mogą ich odeprzeć. Także… także… Daj z siebie wszystko! – Głos nadal był drżący i niepewny, jednak słowa płynniejsze i jakby nieco głośniejsze. Coś jak cichy krzyk. Jednak te odrobinki odwagi spowodowane rozsianą fantazją umknęły gdy tylko Wobbuffet nałożył strój klasycznego ekshibicjonisty. Nie, nie, nie, nie, NIE, NIE, NIEEE! On naprawdę zamierza TO ZROBIĆ! Wycofała się jeszcze bardziej, za osłonę obierając sobie samochód Burnsa, stojący ostentacyjnie pod znakiem „zakazu parkowania pod karą śmierci”. Swoją drogą, dziwne miasto…
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł. – Nie wiedziałem, że chorował. Ostatnio edytowane przez Baczy : 19-04-2016 o 10:56. |
19-04-2016, 12:27 | #9 |
Reputacja: 1 |
|
19-04-2016, 15:45 | #10 |
Reputacja: 1 | Światło odbiło się od błyskawicznie opadającego ku ziemi punktu w powietrzu. Obiekt okazał się niewielkim mężczyzną, który z iście artystyczną precyzją wykonał kilka karkołomnych piruetów na rozciągniętej wzdłuż budynków lince i wylądował na ziemi, natychmiast przechodząc do pozycji stojącej. Czarnowłosa postać odziana w zielony mundur z uwydatnionym żabotem i wyposażona w nieporęczny, skomplikowany sprzęt owinięty wokół bioder prześlizgnęła się spojrzeniem po gromadzącym się powoli na dziedzińcu tłumie. Jej wzrok nie wyrażał zaciekawienia ani fascynacji - wyłącznie znudzenie. Nieznajomi wykrzykiwali głupie i bezsensowne przywitania, prześcigając się w ilości słów na sekundę, ale kapitan Levi nieszczególnie interesował się ich rozpaczliwą chęcią zwrócenia na siebie uwagi. Już bardziej porywający wydawał się płaszcz, który dokładnie obejrzał w poszukiwaniu jakichkolwiek nieczystości i ostatecznie otrzepał jeszcze raz z kurzu. Umówione spotkanie wymagało zachowania odpowiedniej etykiety, także ubioru. - Żałosne - powiedział tylko niskim spokojnym głosem, kiedy wszyscy inni stwierdzili, że nagadali się wystarczająco i podszedł do jednej ze ścian, aby oprzeć się na niej plecami. Resztę dnia spędził właśnie w takiej pozycji, obojętnymi oczami przeskakując z jednej postaci na drugą, zależnie od tego, do której należała akurat mównica. |
| |