|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
17-02-2017, 00:03 | #1 | |
Reputacja: 1 | [KLK]Just Naked! JUST NAKED In the sands Forma deflacyjna działalności erozyjnej czynników eolicznych na drobinach frakcji piasków kwarcowych dawała się zebranym we znaki nie pytających ich o komentarze i nietolerancyjnie ignorując ich stan emocjonalny, tworząc w okolicy złoże rezydualne i odsłaniając litą skałę gdzie indziej. W bardziej ludzkim języku lepiej pojmowanym przez niedouczonych pajaców, piasek wiał po oczach zgromadzonych na pustyni nudystów. Wysoka Panty o długich blond włosach nie była pod wrażeniem tego stanu rzeczy patrząc w dal z skrzywioną miną. Ich piątka znajdowała się teraz na łuku skalnym. Już drugi dzień. Zdołali nawet rozbić namioty i upolować jakąś pustynną wiewiórkę, która całkiem dobrze walczyła o życie. Dość aby zostawić jej niewielką i tymczasową szramę pod okiem. Kobieta powoli nie wiedziała co z sobą zrobić i całkiem szybko traciła zmysły od przemieszanej nudy z niepewnością, obawą, stresem ale również zwykłym lenistwem. Odwróciła się na moment aby przyjrzeć się grupie: Niskiemu ale przystojnemu Adamowi, wysokiemu i wręcz strasznemu (znaczy się czarnemu) Clintonowi, oraz jej dwóm nowym przyjaciółkom: Amelli i Rice. Długo- i blond-włosa kobieta zacisnęła oczy aby przypomnieć sobie co się działo zanim ją tu wywieźli. Szef wpadł im do bunkru, krzyknął coś o kończących się zapasach jedzenia. Powiedział, że ma namiary na nową dostawę do Wardrobe i jej trasę. Wysłał profesjonalistów a potem...potem kazał im wziąć ją ekstra. Bo ona jeszcze nie była w terenie. No, kiedyś ją to czekało. Nie wiedziała co z sobą robić w szkole to rodzice kazali dołączyć do aktywnych wojsk powstania i teraz ma za swoje. -Możemy zrobić małą naradę? - zaproponowała patrząc na czwórkę wprawionych nudystów. Wyjęła z przedziału telefon i wybrała obraz mapy Wardrobe -Tutaj jest wardrobe. Cztery dystrykty, czterech złych ludzi czekających na skopanie tyłka i mnóstwo ludzi czekających na ratunek. Nawet jeżeli tego nie wiedzą, czy tam nie chcą. - podsumowała tłumacząc problematykę życia w utopii pod pranie mózgów. Następnie przejechała palcem po ekranie o jedno machnięcie. Drugie. Trzecie. Czwarte. Piąte. Szóste. Wardrobe zniknęło z ekranu przy trzecim, symbol wejścia do bazy po czwartym. Dopiero wtedy znalazł się na ekranie kawałek porzuconej przez boga drogi na otaczającej wszystko nie będącym miastem pustyni, utworzonej przez ciągłe wyzyskiwanie zasobów przez Revocs. W to miejsce na ekranie stuknęła. - A tu jesteśmy my. Czekamy drugi dzień na beznadziejnym słońcu na nie wiadomo jaki transport z diabli wiedzą czym, co może ale nie musi być jadalne. - skrzywiła się. - Ile mamy tutaj siedzieć zanim możemy powiedzieć szefowi, że info było spalone? Czy wy taki kemping lubicie? Słońce nie było najgorsze i właściwie mieli zapas czerstwego chleba i wody na jeszcze trochę czasu. Mogli skołować więcej gdyby się postarali. Kto wie, może to bezpieczna forma wakacji, jak na ich zawód. Cytat:
Ostatnio edytowane przez Fiath : 17-02-2017 o 00:09. | |
22-02-2017, 23:02 | #2 |
Reputacja: 1 | Pustynne oczekiwania Gdyby spojrzeć na tą drużynę to można by powiedzieć, że słońce i skwar najmniej przeszkadzały Clintowi Jonesowi. Dla niego było to coś w rodzaju podróży do źródeł. Do skwaru, słońca i walki o przetrwanie. Ktoś postronny mógłby nawet powiedzieć, że ten cholerny czarnuch cieszył się z siedzenia na tym zadupiu. Nic bardziej mylnego Wiele wysiłku kosztowało byłego sportowca, aby usiedzieć w miejscu. Wymuszone opalanie próbował urozmaicać różnymi pozycjami leżenia, a nawet opalaniem się na waleta, chociaż jak większość wiedziała Clint nie czuł się z tym komfortowo. Ot, pozostałość po zmuszeniu do noszenia strojów Covers… chociaż sam Jones mówił że to kwestia wygody przy skakaniu i bieganiu. Ale kto co lubi, o gustach się wszak nie dyskutuje. Z resztą. Jak tu mówić o gustach, kiedy drużynowy murzyn nosi skąpe koszykarskie gatki, złote łańcuchy na szyi i przeciwsłonecznego okulary. Propozycja narady sprawiała, że bańka nudy prysła. Prawie jakby nadjechał sam transport. CJ podniósł się z kamienia, gdzie dotąd sobie spokojnie skwierczał. Ze szczerym zaciekawieniem przysłuchał się słowom nowicjuszki. - Nie jest to wielki problem. Idziemy wzdłuż drogi do miasta, transport nie może przejechać po gołej pustyni. - stwierdził Magic pokazując ledwie widoczną kreskę starej drogi - Tu jest cicho jak makiem zasiał, usłyszymy silniki z daleka. Wtedy hop w piach, zagrzebujemy się, a jak podjadą wyskakujemy i HUZZAH! - tu rozpostarł ręce szeroko jakby miał zamiar skoczyć na blondynkę - Transport w naszej garści. A spacerkiem zanim dojdziemy do miasta minie trochę czasu. Z resztą… lepiej się cieszyć odrobiną świeżego powietrza i spokoju. Tu przynajmniej nie ganiają nas bandy półmózgów lub białasów ubranych w tak skandaliczny sposób, że nasze łażenie na golasa to przy tym szczyt klasy i obycia. Rika siedziała w pozycji kwiatu lotosu i oddawała się medytacji. Rozżarzony piasek dotykał jej ciała, ale nie pozwalała by to zmąciło jej umysł. Nie ma mydła... za to jest peeling… wdech… wydech… - ...naradę? - wstała i uniosła nogę do pozycji pionowej rozciągając mięśnie. Potem podeszła zobaczyć zdjęcia na telefonie. Panty, która miała zaprowadzić tu porządek była zagubiona, a w jej głowie kłębiły się same sprzeczne myśli. I jeszcze ta wiewiórka ziemna. ‘Co ona jej takiego zrobiła?’ Rika była gotowa niechętnie znosić te jej porządki, o ile miały czemuś służyć. O ile. - Zdecyduj coś. Żadne z nas nie jest w stanie ocenić, czy dostawa tu będzie. Chyba, że jednak? - rzuciła głośno. - Ja lubię takie kempingi. Tu jest jak w Goa na plaży. Nie ma tylko oceanu, roślin i zwierząt. - ‘bo ostatnie z nich zjadłaś’. - Jest super. - Odchyliła się do tyłu, dotknęła rękami ziemi i przerzuciła nogi nad głową. Potem odeszła na bok i zaczęła ponownie ćwiczyć. ‘Jestem już tak blisko. Jeszcze tylko trochę i uda mi się kontrolować ten piasek. Mistrzu… gdzie jesteś?’ - Hai - krzyknęła i zatopiła się w pracy nad sobą. - ...L - Magic dokończył okrzyk Riki i zarechotał zasłaniając usta wierzchem dłoni. Amelia przywykła do ciężkich warunków, podczas jej wieloletniej kariery żołnierza znajdowała się w najróżniejszych środowiskach, przy których pustynia wcale nie była taka zła. Kule jej nie świstały koło ucha ani nie było żadnych wybuchów, dla Niemki to jest definicja ładnej pogody. Kobieta była niewielkiego wzrostu o dość atletycznej i smukłej budowie. Głowę miała opatuloną w ciemnobrązową tkaninę, która zasłaniała dolną część jej twarzy, ramiona i część pleców. W bazie nie mieli olejków do opalania więc jakoś musiała chronić się przed bezlitosnymi promieniami UV. Zerkając to na obraz to na Panty, Amelia zapytała z matczyną troską i bardzo wyraźnie niemieckim akcentem. - Panty? Wszystko w porządku Sonne? Strasznie się krzywisz i narzekasz. - Zerknęła na nią swymi dużymi oczami o niebieskich tęczówkach. - Tak czy tak… po pustyni podróżuje się wieczorami lub wcześnie rano. Skrajny skwar przeczekuje się w cieniu. Cokolwiek nie postanowimy póki nie będzie odpowiednia pora to nie ruszyli się stąd. - stwierdził CJ i wrócił do swojego leżakowania i poprawiania jakości swojej opalenizny. Rika omiotła wzrokiem wszystkich obecnych i pozwoliła wyobraźni chwilę podziałać. Czuła jak energia wypełnia jej ciało i powoli ogarnia umysł. Gdy napięcie zaczynało sięgać zenitu, Rika odruchowo zagryzła wargi i zmrużyła oczy. Nabrała płynnie powietrza i wykorzystując tajemną wiedzę mistrza Hadakashiri oraz lata ćwiczeń przerzuciła energię z powrotem do ciała. Teraz tylko proste Oi Tsuki i fala ziaren piasku oraz kawałków skały wystrzeliła przed panną Nagano niczym burza piaskowa. Ciężko byłoby znaleźć kogoś kto stojąc w tym momencie przed nią uznałby to doświadczenie za przyjemne. - Hai - wyrzuciła z siebie i rozejrzała się wokoło - Zróbmy coś, yuujin. Dążenie ku celowi jest bratem życia. - Khm. - kaszlnął CJ zdejmując zapiaszczone okulary, aby je przetrzeć. Miniaturowa piaskowa zawierucha doskonale pokryła go warstwą piachu. Czarnym czy raczej piaskowy patrząc na obecny stan, założył okularki z powrotem. -Za chwilę moim celem, może nawet życiowym, będzie zakopać cię w tamtej wydmie… - powiedział bardzo spokojnie do Riki. Ton głosu w ogóle nie współgrał z tym że moment potem rzucił się na azjatkę z zamiarem pochwycenia jej. Skok był perfekcyjnie wykonany, szybki i powinien bez żadnej wątpliwości dosięgnąć celu. Czasem jednak, tak w jednym na dziesięć tysięcy przypadków nawet rzeczy pewne nie chcą się zdarzyć. Rika wykonała unik, który o dziwo się udał i CJ zamiast na japonce wylądował w piachu. Zdążył się obrócić akurat na moment w którym zobaczył nad sobą pochyloną twarz. Była czerwona nie mniej niż umieszczone w niej oczy. Oczy, warto dodać pełne dzikiej wściekłości. - Ty skończony idioto. Baranie. Spadłeś z kwitnącej wiśni? Co ci do łba strzeliło? To ma być profesjonalna akcja w wykonaniu żołnierza? Będziesz skakał po wszystkim co się rusza w okolicy? Piach ci do jasnej cholery przeszkadza? Taki dajesz przykład nowym rekrutom? Ten twój plan zakopania się w dziurze i wyskakiwania z tamtąd na przypadkowe konwoje mógłbyś zrealizować już teraz. Przestań machać tymi swoimi grabiami i zejdź mi z oczu. Zawodowiec, psia jego mać. Aghr. Jeszcze raz… jeszcze jeden raz… Pieprznę tą całą robotą i znajdę sobie jakąś przyzwoitą plażę nudystów, gdzie ludzie po sobie nie skaczą jak koty albo jakieś nie przymierzając niedźwiedzie. Gdzieś ty się człowieku wychował? W dżungli jakieś? Wypuścili cię dopiero co do cywilizacji? … Twarz czarnoskórego eks-koszykarza nie wyrażała nic. W pewnym jednak momencie przyozdobił ją szczery afroamerykański uśmiech. Jeden z tych co nie wiadomo o co chodzi, ale wskazuje na to, że jego posiadacz osiągnął jakiś swój cel. -Eh, nie ważne. - skwitowała Panty rzucając się na piach brzuchem do góry. Wyglądało na to że w ekipie nie ma nikogo kto wystawiłby się na front aby podejmować jakieś wielkie decyzje. W najgorszym wypadku będą tu siedzieć aż się skończy prowiant i wtedy najdzie ich inspiracja na powrót do domu. - Skoro tak mówisz. - Amelia kiwnęła głową, po czym rozejrzała się po towarzystwie. Wyglądali na pełne wigoru młode osoby. Z jakąkolwiek oceną wstrzyma się do momentu gdy zrobi się nieprzyjemnie, to właśnie wtedy można prawdziwie poznać osobę. - Moim zdaniem powinniśmy znaleźć możliwie najwyższy punkt przy drodze byśmy mogli obserwować ją z daleka. Im szybciej dojrzymy pojazd tym szybciej będzie można dostosować się do ewentualnych niewiadomych. - Poprawiła pasek przewieszony przez ramię, na którym wisiało coś owinięte w bandaże, po kształtach można było wywnioskować że był to jakiś karabin. Twarz CJ wyglądała jakby osiągnął jakiś cel, ale przeczesanie jego mózgu nie wykazało niczego, co za ten cel można by uznać. ‘Robi dobrą minę do złej gry.’ Jej emocje trochę opadły po wykonanej tyradzie. ‘Może to jakiś element ich kultury?’ - Sensowny pomysł - powiedziała do Amelii. Przeszukała stół w poszukiwaniu lornetki i ruszyła w kierunku miejsca, które uznała za dogodny do obserwacji okolicy. Zaburzenie wyniosłego spokoju azjatki sprawiło CJowi kupę radochy. Szczególnie, że ta jeszcze miała swoje wybuchy werbalnej agresji, które kończyły się klasycznym babskim słowotokiem pełnym śniętego oburzenia. Lubił “Zrywać maski”. A im bardziej ktoś walczył ze swoją naturą tym to było łatwiejsze. - A może lepiej po prostu wyjść im naprzeciw? - rzucił nie podnosząc się - Wiecie… jak nie chcą przyjść do nas to my przyjdziemy do nich. - Nie myśl, że jesteś taki przebiegły CJ - rzuciła na odchodnym Rika, krew ponownie zaczynała w niej wrzeć, ale ten bezpośredni afroamerykanin jakoś nie dawał się nie lubić. - Swoją drogą, według mnie, wszystkie opcje są lepsze od bezczynnego leżenia. - Nie jestem przebiegły. Jestem czarny. - odparł Magic Tym razem podniósł się otrzepując pył, ale i tak zostało go od cholery na skąpym ubraniu i skórze. Cóż… i tak można się chronić przed palącym słońcem. - Pójdźmy na kompromis, bo rzeczywiście z zapasami będzie ciężko, a na głodnego wracać przez pustynię to możemy równie dobrze nigdy nie wrócić. Ruszmy w kierunku miasta. Trzy osoby na przedzie, dwie w ariergardzie wypatrujące ciężarówy. Będziemy maszerować wzdłuż trasy jaką ma przejechać transport. Zrobimy postój bliżej miasta, poczekamy chwilę i odpoczniemy, a potem ruszymy znów. Jeżeli rzeczywiście info było fałszywe to będziemy mieli mniej do przejścia, a i sumienia będziemy mieli czyste, że wypatrywaliśmy ile się dało. A może znajdziemy też lepsze miejsce na zasadzkę, hm? Co wy na to? Shade wcześniej milczał. Najwyraźniej przejmujące ciepło pustyni odbierało mu wszelkie siły. Nawet coś tak prostego jak branie udziału w samozwańczej naradzie piątki golasów zdawało się być ponad nim. Leżał tylko pod stworzonym na szybko z płaszczu daszkiem i co jakiś czas ciężko oddychał patrząc na niezmienną temperaturę otoczenia. Wyczekiwał nocy. - Mam przy sobie motor, mogę wziąć jedną kobietę ze sobą i sprawdzić jakieś sto czy dwieście kilometrów w stronę drugiego miasta, gdy reszta ruszy już w stronę wardrobe. - stwierdził, podnosząc się do pozycji półleżącej. Jego ciało spełniało zupełnie inny kanon piękna niż to należące do czarnego pogromcy szarych komórek. Muskulatura była wyraźna, jednak nie przytłaczająca. |
25-03-2017, 22:46 | #3 | ||||||||||||||
Reputacja: 1 | Rozgrzewka Bez większej zapowiedzi oczekiwany transport postanowił po prostu samemu przyjechać. Pojazd będzie przejeżdżał prosto pod łukiem. A konkretniej cztery pojazdy będą. Każdy z nich dość sporą ciężarówką z garniturem za kółkiem. Będąc dość wysoko nad trasą grupa była raczej bezpieczna. Panty zerwała się niespecjalnie uradowana z zbliżającego się zagrożenia i spojrzała nerwowo na resztę, gotowa ruszyć za tłumem. Nie było czasu na skomplikowaną naradę, mogli zająć się tym wcześniej. - Jadą - powiedziała Rika patrząc w dal. - Zatrzymam ich. - i nie czekając na innych odłożyła lornetkę, złapała swoją bluzę i pognała wzdłuż nasypu na odległość równą mniej więcej trzem ciężarówkom, tak aby, gdy się zatrzymają ostatnia była mniej więcej pod łukiem. Następnie zaczęła się zsuwać w dół nie zważając zbytnio na otarcia. Gdy znalazła się blisko drogi obrzuciła twarz i włosy piachem i ułożyła się obok drogi tak, aby wyglądało, że spadła z nasypu i aby było ją widać możliwie z daleka. Bluzę rzuciła blisko siebie tak aby ją trochę zasłaniała. Ciało jest też lekko przysłonięte piachem, tak aby nie było na pierwszy rzut oka widoczne, że jest naga. Twarz miała ułożoną w kierunku z której nadjeżdżają ciężarówki.* Widząc nadjeżdżający konwój CJ przypadł do skały i sięgnął do kłębka przy pasie. Wyjął stamtąd swoją piłkę do kosza, chwycił ją w obie ręce i spojrzał na nią. B-ball zaczął wirować między dłońmi z każdą chwilą coraz szybciej. W końcu Magic podniósł się… i wyskoczył w powietrze. Murzyn podkulił nogi i zaczął pod nimi przekładać wirującą piłkę, która z każdą chwilą zaczynała coraz bardziej iskrzyć od zbierającej się energii. W końcu złożył się do dunka wznosząc b-balla nad głowę. - It’s time to slam jam! - poniósł się krzyk. Cytat:
Pięć sztuk broni miotanej naprzemienne wznosiło się i opadało, pewnie lądując w dłoni nudysty. Najwyraźniej Adam potrzebował tego by się skupić, oczyścić umysł ze zbędnych zanieczyszczeń. Przynajmniej na kilka chwil… Przynajmniej póki nie otrzyma wystarczającej dawki stresu zmieszanego z podnieceniem. Na jego twarzy pojawiały się pierwsze obrazy odmiennego od seksualnego błogostanu. Gdy tylko ujrzy jakiekolwiek wykona Silent Stripper, rzucając dwoma igłami w pierwszy z celów. Rika uniosła rękę wykonując ruch, jakby oczekiwała pomocy ze strony kierowcy i zaczęła powoli wczołgiwać się na drogę. Gdy zobaczyła, że kierowca zwrócił na nią uwagę odwróciła się tak, aby kierowca mógł sobie ją oglądnąć w całej okazałości [expose], a potem wstając chwiejnie na nogach obróciła się niby przypadkiem zaprzątając jego myśli jeszcze raz [expose]. Całość była zaplanowaną grą aktorską, połączenia niezgrabności z wycieńczenia oraz wystudiowanych ruchów, którymi oddziaływała na ludzkie myśli.* Niemka była odrobinę zaskoczona brawurą jej młodszych towarzyszy. Postanowiła jednak że nie będzie gorsza. - Panty ty zostań z Adamem na górze, ja skoczę na ostatnią przyczepę, by uniemożliwić im odwrót. - Nie czekając na odpowiedź pobiegła w stronę krawędzi i wybiła się z całej siły. Wylądowała na ostatniej przyczepie. Coś jej nie pasowało, miał być jeden pojazd z jedzeniem, miast tego są cztery. Zdjęła bandaże ze swojej broni. Musiała zajrzeć do środka by się upewnić czy to na pewno jest to po co tutaj przybyli. Wystrzelała okrągły otwór, po czym kopnięciem wbiła do środka kawał blachy. Mając się cały czas na baczności zerknęła w dół. Z uwagi na kąt nachylenia okna pojazdu i wysokości kabiny kierowcy, Garnitur nie zauważył kobiety na drodze jego ciężarówki, uderzając w nią z impetem i wystrzeliwując rikę jak piłeczkę daleko w tył. Był to mniej więcej ten sam moment w którym CJ wylądował na pojeździe rozbijając szybę i robiąc niezłe wgniecenie w panel kierowniczy. Z dwoma piruetami Adam wystrzelił serię igieł, kilka przebiło fotel acz następne, samego kierowcę. Ten podniósł się z furią zamachując na Magika, który zwinnie odchylił się aby sprzedać solidnego kopniaka między nogi garnituru. Cytat:
Amelia w tym czasie wylądowała na ciemnej podłodze wnętrza tira, gdzie natychmiast się poślizgnęła a potem kichnęła. Wewnątrz pojazdu było dość zimno a wpadające przez nowo powstałą dziurę w dachu pojazdu światło ukazywało jej pokłady masła paczkowanego. Rika uderzona wyleciała w powietrze. Lądując wbiła nogi w piach, żeby zatrzymać siłę uderzenia. Spojrzała ponownie w kierunku Garnituru, wzięła go na cel i robiąc w powietrzu salta i gwiazdy ruszyła w kierunku samochodu pokazując swoje możliwości . Piłka w rękach murzyna wirowała niczym jakieś koszykarskie perpetum mobile. Czarnuch uśmiechnął się szeroko do garniaka… i władował wirującą pomarańczową śmierć prosto w klatę przeciwnika. Cytat: Adam kontynuował swoją taktykę, ustawiając za jawny priorytet swe bezpieczeństwo. Cierpliwie czekał na moment, w którym kompani zmęczą któregoś z garniaków, lub chociaż go zaatakują, by dorzucić kolejny komplet swoich czerwonych igieł. Raz za razem wyciągał z kieszonek kilkanaście związanych cienkim węzłem. Wystarczył jeden ruch, by był gotowy do następnej serii. Cytat:
-Pod krawatem! - krzyknęła panty widząc gdzie konstrukcja garnituru była najsłabsza. To pozwoliło Adamowi na wbicie w niego igieł. Seria pocisków przecięła powietrze odbijając w locie światło na wszystkie strony. Przeciwnik zgromadzenia opanował się w locie, wykonując obrót i opadając na dół, aby silnym uderzeniem pięści spudłować CJ’a zaledwie o margines, przy okazji uszkadzając nieco pojazd. Zaraz po tym oponent wyprostował się odzyskując swoją posturę. W międzyczasie Amelia zobaczyła jak pozostałe garnitury wybiegają z kabin kierowniczych i rzucając się w uścisk na drugą ciężarówkę, okrywając ją ubraniem. Garnitury szybko zaczęły nosić ciężarówkę, która podniosła się gotowa do akcji. Duża, szeroka w klacie i pozbawiona szczegółów na twarzy maszyna zaczęła rozglądać się próbując zrozumieć problem. Cytat:
- Normalnie jak z tej kreskówki o robotach. - Amelia z niedowierzaniem patrzyła na kolosa. Nadal korzystała z tego że nie została zauważona, więc postanowiła zbadać słabe punkty tworu. - Też widziałam podobnego w telewizji, ale ten wydaje się być całkiem realny. Mówcie jak coś zobaczycie, krzyknęła do Panty i Amelii. Trzeba go rozebrać, nie możemy dać się zabić psiej karmie i chipsom - napięła mięśnie i przygotowała pozycję Karate. Potem wyskoczyła celując w spojenie jednej z nóg potwora. Adam wyciągnął z kieszeni dodatkową porcję igieł, podrzucając je kilka centymetrów nad głową. Gdy te rozpoczęły swój spadek, wyrzucił pierwszą serię w stronę Optimusopodobnego stwora. Nowa amunicja niemalże naturalnie wylądowałą w jego rękach, on zaś wyrzucił ją po raz kolejny. Cytat:
Cytat:
Nagano stwierdziła, że taktyka obijania przeciwnika jest całkiem skuteczna i podwoiła swoje wysiłki. Na przemian obijała wrażliwe punkty na nogach transformersa, raz prawą, raz lewą, wykorzystując swoją skoczność. Niemka przewiesiła przez plecy swój karabin szturmowy, by z kabury tuż nad tyłkiem dobyć obrzyna. Otworzyła komory i z kieszeni przy pasku z dwoma świecącymi zielenią nabojami, na których widniał napis “F4K U >:3”. Wsunęła oba naboje do komór, i zamknęła dubeltówkę, po czym wymierzyła w prawą nogę robota. Adam kontynuował nieprzerwany atak wymierzony w zlepionego z kilku garniturów przeciwnika. Jeśli tylko dadzą radę go unieruchomić, będą mogli go pokonać. W każdym innym wypadku to zadanie podzieli dokładnie ten sam los, co jego pierwsze zadanie. Tym razem w jego dłoniach znalazła się jedna, wyraźnie większa igła. Wyrzucił ją, następnie wypuszczając drugi, wyraźnie szybszy pocisk. Gdy obie igły zetkną się, zamieniając się w zabójczy deszcz. Cytat:
-Moment! - ogarnęła się w końcu blond włosa, wyjmując z pasa steampacki, gotowa wesprzeć drużynę. Cytat:
Nagano z zadowoleniem spojrzała na chwiejącego się kolosa. Jego uderzenie prawie ją zatrzymało, ale miała jeszcze trochę energii, aby wykonać kolejną akcję. Uderzyła ponownie najpierw w jedną osłabioną nogę, potem w drugą, a potem odskoczyła przygotowując się do ponownego ataku w prawą nogę, jak tylko Optimus się ponownie zatrzyma. - Transformers w tej bajce to nie był przypadkiem po stronie tych dobrych? - zapytała żeby podtrzymać rozmowę. - Jeden imam powie tak… - zawołał CJ przywalając jeszcze raz pałą w garniak-kierowcę Shade nie zapakował kolejnej porcji igieł w przeciwnika, który wyglądał teraz jak przybity do manekina garnitur. Każda część ciała przeciwnika posiadała w sobie kilka pocisków będących efektem działań jego, bądź Amelii. Tym razem Adam przeciągnął się leniwie, najwyraźniej wykonanie poprzedniego ataku wyraźnie nadwyrężyło jego mięśnie. Rozmasował mięśnie prawej ręki i rzucił w prawą nogę przeciwnika, chcąc sprawdzić czy zabiegi przyniosły efekt. Cytat:
Maszyna upadła na drugie kolano opierając się jedną ręką o ziemię. Drugą cisnęła w Amelię, która szybką reakcją wykonała przewrót w tył i oddała wystrzał w dłoń olbrzyma. Ich przeciwnik był teraz unieruchomiony i miał ograniczone możliwości walki, co powinno w znacznym stopniu ułatwić zmagania. Również CJ znalazł się w dobrej sytuacji gdy jego pała okazałą się zdolna rozerwać garnitur na pół razem z biedakiem który go nosił. Niestety, czasami silne rozwiązania są lepsze, a nosiciele garniturów często są w stanie znieść mniej wcisku niż samo ubranie. Cytat:
- Panty, zajmij się Amelią! - dodał, gdy po raz kolejny mógł skupić się nie na naciągniętych mięśniach, lecz na samym starciu. -...a drugi imam powie... ALLAHUAGBAR!! - wydarł się wyskakując w niebo. I po chwili już pikował w kierunku głowy cholernego transformatorsa z naładowaną b-ballową energią kulą mocy. Ta przywaliła zdzierając warstwę materiału z konstruktu. Magic trochę niefortunnie wypuścił broń z rąk, ale siadł na łbie Optifibersa. -Ihaa! Twoja stara puściła się z tosterem! - zakrzyknął CJ ujeżdżając maszynę. Skąd CJ brał te metafory, Rika nie wiedziała. Pewnie ukończył korespondencyjny kurs nowoczesnej poezji dla prawdziwych Afroamerykanów. Grunt, że miał całkiem dobre pomysły. Adam, znacznie mniej poetycki również, więc postanowiła pomóc obu. Nagano wyskoczyła w powietrze celując najpierw w nieruchomą nogę Transformersa, a potem w nieco bardziej ruchliwą głowę. Amelia oparła dłoń na podbródku i wykonała dwa szybkie szarpnięcia na boki, a kręgi chrupnęły przyjemnie. Niby nic ale pozwalało jej to się trochę odprężyć. Cytat:
Cytat:
-[i] Do ciężarówek i za skały![i/] - zawołał CJ. I tyle go widzieli. Magic w iście magiczny sposób znalazł się za kółkiem ostatniego tira. Już odpalał maszynę i manewrował, aby opuścić strefę zagrożenia. Rika, widząc, że sytuacja stała się nagląca obrzuciła głowę transformersa, przy której stała szybkim spojrzeniem i mocnym uderzeniem w najsłabszy punkt próbowała oderwać ją od korpusu. [atack]. Jednoczesnie powiedziala do Optimusa - Rzuć swoja glowa mocno za siebie. [Maim] - Spokojnie. Mamy prawie całą minutę do wybuchu. Coś wymyślimy. - Nie spokojnie. Do ciężarówek RAUS! - Wrzasnęła biegnąc do drugiej ciężarówki, od razu siadając za kierownice przekręciła kluczyk w stacyjce i odciagnęla ręczny hamulec. Powoli ruszała, tak by ktoś biegiem mógł do niej dołączyć. Shade schował uzbrojenie do jednej z wolnych kieszonek, wyciągając stworzoną z life fibers kulkę. Uderzył nią w ziemię, po czym wskoczył na powstały w tumanach kurzu motor. Za każdym razem, gdy dosiadał kolejnego stalowego rumaka, czuł wdzięczność. Nie tylko do Jess, która umożliwiała mu testowanie coraz to nowszych zabawek. Nie było chwili, w której nie dziękował nudystom za przetrwanie. Za to, że nie podzielił losu większości swych kompanów. Niestety, Adam był również wdzięczny Life Fibers. Wbrew wszystkiemu, to one przyniosły do tego świata postęp, przyniosły ewolucję. W pewnym stopniu. Przekręcił odpowiadającą za przyspieszenie manetkę i wystrzelił przed siebie, zjeżdżając w kierunku jednego z ciał. Może i byli to kosmici, przeciwnicy, istoty, które zniszczyły wcześniejszy świat. Z drugiej strony, to właśnie one dały wolność, pokazały potęgę szczerości… Siłę nagości. Robot padł ofiarą zarówno ataków jak i manipulacji drużyny. Ostatecznie maszyna złapała się za głowę, którą bez trudu oderwała, biorąc pod uwagę jej już podniszczony stan i wyrzuciła daleko od siebie. Zegar zniknął sprzed oczu zgromadzenia. Drużyna, a przynajmniej ktokolwiek z niej został na scenie akcji, mógł podziwiać tykającą bombę (już pozbawioną licznika) wewnątrz szyi i górnej części torsu maszyny. Był to spory obiekt, nieco prostokątny, do którego dochodziło kilka różnych kabli. Czerwony, karmazynowy, krwisty, winny, czereśniowy, wiśniowy, rubinowy, ceglany, mahoniowy, różany, #db4141, rgb(209, 64, 64), oraz przeciętny szminki. -Co dalej?! - krzyczała do reszty Panty, podnosząc z piasku jedną z osób uwolnionych wcześniej z garniturów. - I co z nimi?! - Ktoś może znaleźć jakiś słaby punkt w tej bombie? Wie, gdzie znajduje się ładunek? Zajmijcie się tym! - krzyknął, wyrzucając korpus jednego z pokonanych garniturów i ruszając w kierunku najbliższych wyzwolonych osób, chcąc uratować jeszcze jedną, bądź dwie osoby. Amelia wychyliła karabin przez okno tak by mieć na celowniku bombę, nie strzelała jednak, tylko usiłowała dojrzeć jakieś słabe punkty. Z obserwacji wynikało jednak jedno, co oznajmiła donośnie. - Cała bomba jest słabym punktem, Rika! Panty! Wsiadać Schnell! - Czarne talenty dały o sobie znać, kiedy CJ już wykierowywał tira i wyjeżdżał z Kanionu Zagłady. Skąd posiadał tego typu instynktowe zrozumienie sztuki spierdalania z miejsca zdarzenia? Nie wiadomo. Na pewno miało coś z tym wspólnego to że tir nie należał do niego. Gdyby to był własny to pewnie by miał problemy z ruszeniem. Wystawił tylko rękę przez okno, a natychmiast b-ball poderwał się z piaszczystej gleby i wrócił do jego ręki. Z pałą ta sztuczka nie działała i teraz sobie Czarny pluł w brodę że wypadł mu z łapy najmocniejszy argument. - Go! Go! Go!! - wykrzyczał ponaglając resztę. Znajomość niemieckiego u rodowitej Japonki nie była zbyt wielka, jednak w obecnej sytuacji owo “Schnell” zdawało się znaczyć jedno. Rzuciła okiem, czy nie rusza się tu jeszcze jakiś golas, którego mogła by wpakować do ciężarówki Amelii razem ze sobą i postanowiła posłuchać dobrej rady Niemki. Gaz do dechy. Ekipa z mniejszym bądź większym uśmiechem ruszyła w nogi, zabierając z sobą aż dwie ciężarówki. Nawet Panty dała radę przetrwać tą dość niewielką potyczkę na pustyni, która kiedyś była dość urodzajną ziemią. Gdy tylko ostatnia ciężarówka wydostała się z kanionu prawie cała, naturalna konstrukcja geologiczna zapadła się pod wpływem potężnej eksplozji. Nie miało to na szczęście większego znaczenia, wygrali. Nagrodą były dwie ciężarówki prowiantu. Cytat:
Ostatnio edytowane przez Zajcu : 25-03-2017 o 22:50. | ||||||||||||||
13-04-2017, 22:16 | #4 |
Reputacja: 1 | ACT1: Needle and thread Brief był głównym dowodzącym nudystów w rejonie wardrobe. Z wielką chęcią przywitał zespół już na parkingu, razem z grupą otwierając ciężarówki aby upewnić się co do ich zawartości. Obie miały wewnątrz masło. Niestety ciężarówka otworzona przez Amelię była częściowo przetopniona, ponieważ chłodzenie nie działało należycie, jednak w dalszym ciągu towar był użyteczny. Widok ten uratował kapitana. - W końcu! Ile można żreć suchy chleb. - uśmiechnął się szeroko. -Będę was później potrzebował, acz zgłoście się dopiero jak będziecie gotowi. - poprosił. - Panty ma zdać mi raport, reszta jest zwolniona. - postanowił. - Ta jest, kierowniku! - CJ odmeldował się. Trochę nie wiedział co robić, bo zwykle w takiej chwili miał trochę sprzętu i łupów do przehandlowania. Niestety tym razem wszystko co uzyskali musiało pójść na konto partyzantki. No, ale jeszcze będzie okazja, czyż nie? Tak samo jak okazja do znalezienia sobie nowej pały do grzmocenia głupich ludzi i złych kosmituf. Dlatego też Magic postanowił nie psztykać się i najzwyczajniej w świecie odpocząć. Poszedł do baru zjeść trochę chleba z masłem, zapić to piwem. Dalej w planie było zwyczajowy relaks w postaci siłki, kosza i spania. Niekoniecznie w tej kolejności. Ważne było, aby się odchamić i wypocząć po dwóch dniach czatowania na wypizdowie. - Jawohl. - Amelia odruchowo zasalutowała, ciężko było się jej oduczyć. Pierwszym planem była kąpiel, jak to zawsze po akcji robiła. Często się jednak zdarzało że gorąca woda czyniła ją senną, może nie przyśnie w swojej wanience, zdobytej na jednej z wypraw. Następnie pójdzie coś zjeść i zajmie się konserwacją swoich broni. CJ Magic -Wszystkie, brachu. - odpowiedział popularnym sucharem CJ ustępując trochę miejsca nieznajomemu. Były koszykarz wyciągnął ręce przed siebie i w ramach przerwy zaczął wykonywać ćwiczenia rozciągające przedramion. Niby durne wywijanie i zaciskanie dłoni, ale mięśnie ostro napinały się na całych łapach. Trochę wyglądał przy tym jak Bruce Lee z tych filmów, gdzie najpierw się napinał, a potem przywalał atomowym ciosem. - Jak na mój nos… to pewnie albo chcą przywalić na samej górze… albo zrobić globalną ofensywę… globalną na skalę miejską. - Magic na koniec rozciągania splótł dłonie i szybko nimi pomachał, szykując się do następnej serii. - Jestem Clint Jones, ale wołają na mnie Magic. - przedstawił się. -Zack. - przedstawił się nieznajomy przymierzając się do ciężarków. Sporych ale nieszczególnych. To była jego pierwsza seria na dzisiaj. - Chyba czas najwyższy. Do tej pory było naprawdę niewiele wizyt w Wardrobe. - poinformował. - Ty tam byłeś? Na coś więcej niż rekonesans. - Pochodzę stamtąd. - rzekł CJ podejmując hantelki - I szczerze mówiąc chcę zobaczyć tą mieścinę… odmienioną… na lepsze. Nie pod rządami kosmituf i ich sług. Podjęty ciężar był spory. Magic stanął przed lustrem, ugiął lekko nogi, wyprostował plecy. Ciężarki najpierw podniósł do piersi poprzez zgięcie rąk. Potem wyprostował je wznosząc ciężar nad głowę, a następnie zginając przeniósł hantelki do tyłu na kark. I powrót do pozycji wyjściowej. Ćwiczenie było złożone, ale ćwiczyło całe łapska i obciążało po trochu więcej partii. Tak lubił ćwiczyć Magic, całościowo, bez pomijania niczego. Zack z kolei się nie śpieszył. Zaczął od podstawowego zginania rąk dla obciążenia bicepsu. Był podobny, metodyczny. Przypominał w tym nieco Adama. Jednocześnie był też bardzo wyluzowany, zrelaksowany. Medytował na swój sposób. - Słyszałem, że wielu mieszkańców po prostu przywykło do tego co się tam dzieje. To trochę przerażające. Człowiek potrafi przywyknąć chyba do wszystkiego. - skrzywił się mężczyzna. -Może robi to ze mnie mniej człowieka. Nie jestem w stanie przywyknąć nawet do tej siłowni. - stwierdził, a powiew wiatru z głębi podziemi obleciał chłodem dwójkę mężczyzn ćwiczących na pustej plaży, naprzeciw lustra i dwóch szafek hantli. Przynajmniej klima była darmowa. - Bo chcą spokoju i stabilności. - rzekł filozoficznie Magic - Tak bardzo tego pragną, że nawet jeżeli sytuacja jest do dupy słonia, ale stabilna, to będzie im pasować. Ale to mający problem z dostosowaniem się buntownicy zmieniają świat. -Na swój sposób ciężko się z nimi nie zgodzić. Kto dał nam prawo zmuszać ich do lepszego życia? - zauważył Zack, odkładając hantle aby rozejrzeć się za nieco większymi. - Ostatecznie robimy to dla siebie. Bo chcemy móc mieć więcej niż możemy teraz, czy to na plaży, czy to poddając się. - Dla siebie. Dla innych. Dla idei. - wymieniał CJ odkładając swoje hantelki - Co komu pasuje. Rezultat ma być jednak taki, że ludzie, a nie szmatławi kosmici, będą decydować o sobie samych. Obyśmy doprowadzili do pozytywnego finału całą tą sprawę. Ja tam na przykład chciałbym móc jak jest zimno, spokojnie założyć gacie na tyłek i musieć myśleć o tym, że te gacie krew ze mnie chłepcą czy co. -Prawda bracie. Acz tworzenie z ubrań zaledwie ubrań teraz, gdy wiemy, że są czymś więcej...niedużo inne niż to, co robią z nami teraz. - stwierdził czarnoskóry mężczyzna, stękając co kilka słów z uwagi na ciężar. - Z drugiej strony mi też to nie przeszkadza. Nie ma powodu pytać je o zdanie. - A tak patrząc z czysto chłopskiego podejścia… to nasza planeta i niech wypierdalają niszczyć swoją. - dodał były koszykarz. Ostatnio edytowane przez Stalowy : 13-04-2017 o 22:20. |
15-04-2017, 10:22 | #5 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
17-04-2017, 13:11 | #6 |
Reputacja: 1 | Briefing summary Wieczorem następnego dnia gdy wszyscy byli mniej-więcej wypoczęci a sam Brief wiedział, jak wyglądały pustynne porachunki, zwołane zostało posiedzenie. Tym razem czwórka specjalistów została zebrana samodzielnie, bez towarzystwa Panty czy innych nowicjuszy. -Dobra, będę szczery. To tak naprawdę nie miało być masło. - przyznał się Brief pomijając zbędne powitania. - Przytrzymaj ktoś tam. - wskazał na róg rozwijanej mapy. - Dostaliśmy przeciek, że do Wardrobe zmierza potężna, eksperymentalna broń oraz jej twórca. Liczyliśmy, że będzie w tym transporcie ale skoro to były tylko surowce, to najprawdopodobniej jesteśmy za późno. Czas więc na infiltracje miasta. Towar powinien być w magazynach, z kolei naukowiec w dzielnicy fabrycznej. Będziecie musieli albo skupić się na jednym albo podzielić na dwie drużyny i działać równocześnie. Wykorzystamy pojazdy aby wprowadzić was do wardrobe. Potem będziecie zdani na siebie. - Ale… co z tym towarem i naukowcem? Znajdź i zniszcz, czy przejąć? - Odezwałą się Amelia, przeczesując swoje białe włosy. Zaskoczył ją ten oburzający brak konkretów od Briefa, ale z nawyku uwagi zostawiła dla siebie. - Czy naukowiec będzie skory do współpracy? - zapytała Rika i dodała - Chyba nie możemy tego zakładać. Skoro mielibyśmy się podzielić to dwójce ludzi, ciężko może być wyprowadzić z Wardobe człowieka, który niekoniecznie musi mieć na to ochotę. Broń też może swoje ważyć. Wiemy co to jest? -Nic na siłę. - wzruszył Brief. - Nie wiemy nic o jednym ani drugim, więc szczegóły zostawiam wam. -[i] Mamy fart że obie lokacje są tuż przy murze. Gorzej jakbyśmy musieli się pierdzielać głębiej w mieścinę[i] - stwierdził CJ - Jestem miejscowy i znam całkiem dobrze Wardrobe od środka. Co prawda chętnie bym wziął sobie blondynę od przemysłówki w obroty, ale pójdę za bronią. Jeżeli swoje waży, będzie potrzebny ktoś kto w ogóle to zdoła wynieść. Poza tym… sami wiecie. - mrugnął porozumiewawczo do reszty. - Jeśli mamy iść parami to ja wolę szukać naukowca. Mi też się wydaje, że broń może okazać się ciężka. Naukowca, ostatecznie rozbierzemy. Każdego golasa siła argumentów musi przekonać. uznała 長野リカ. - Ja i nasz schwarze freund znamy wardrobe, ja moze troche mniej ale wiem gdzie są łączniki, więc ja pójdę z Riką, a Adam z CJ’em. Tak więc każda para będzie wiedziała jak się poruszać po mieście. Będę potrzebowała walizki w której się trzyma gitarę, na mój karabin. Drugą broń mi łatwiej ukryć. - Niemka poklepała się po uchwytowi obrzyna wystającego z nad jej tyłka. -Weźcie pod uwagę, że dwie osoby z prawem jazdy muszą wprowadzić ciężarówki do magazynów. - poradził Brief. - To chyba dobra opcja. Rika powinna - Adam odchrząknął, jakby szukając odpowiedniego słowa - przekonać swego rozmówcę zachęcić jegomościa do naszej sprawy - stwierdził, zawieszając wzrok na najbardziej wartościowych punktach sylwetki dziewczyny. Po krótkiej przerwie, spędzonej na analizie wyglądu wszystkich członków, przemówił raz jeszcze. - Z drugiej strony, może lepiej jeśli to ja z nią pojadę. Kto wie, co kręci naszego mózgowca - stwierdził. Rika spojrzała z podziwem na Adama., który zapobiegliwie rozważał również statystycznie mniej typowe opcje. Właściwie to nie miała jeszcze wyrobionego zdania, która z konfiguracji będzie najlepsza. Wiedziała tylko, że jej umiejętności mogą się bardziej przydać tam gdzie głównym celem misji był człowiek. No i nie lubiła broni. Z drugiej strony nie wiedzieli nic. Może lepiej na początku zrobić rekonesans? Rzuciła okiem na mapę. - Magazyny to pewnie te specjalne. Nikt nie będzie trzymał broni eksperymentalnej obok skrzynek z rybami. Naukowiec trafił pewnie do Tech Lab - powiedziała. - Ile czasu zajmie dostanie się samochodem albo tramwajem z jednego miejsca do drugiego? -Wejdziecie prowadząc skradzione ciężarówki, więc zaczniecie w magazynach. To jest, kierowcy zaczną w magazynach. Dwie pozostałe osoby mogą wyskoczyć tuż za bramą. Jeżeli nikt was nie zobaczy, będziecie mogli przejść do części technicznej w mniej niż godzinę. - osądził Brief. - W takim razie razem z Riką udamy się do miejsca bliższego Tech Lab - stwierdził. Jego oczy zawisły na chwilę na murzynie i wyraźnie starszej niż wskazywała na to logika piękności. - Wy zajmiecie się zdobyciem broni. W razie czego, utrzymujemy kontakt radiowy. - zakomunikował. Na dłuższą chwilę zamilknął, dziwiąc się postępowi, jaki osiągnął w przeciągu ostatniego miesiąca. - Ktokolwiek jest w stanie utrzymać go w razie ewentualnych zakłóceń? - zapytał zgromadzonych. - Nie moja działka. Lepiej ustalmy z góry plan na sytuację jeżeli nie będziemy mieli łączności. - zasugerował Czarny - Z drugiej strony i badacz i broń to nie są cele dla których można zwlekać. Proponuję tak - kto pierwszy odstawi swoją przesyłkę wychodzi naprzeciw drugiej grupie. -Odstawi? - zdziwił się Brief. - Nie sądzę abyście mieli czas odnieść jedno i wrócić po drugie. To już byłaby misja ratunkowa. - ostrzegł. Brief zastanowił się na moment. - Weźcie pod uwagę, że wprowadzenie zakłóceń na terenie miasta wpływa też na jego funkcjonowanie. Jeżeli nie będą pewni, że mogą was dorwać, to raczej się na to nie porwą. - Innymi słowy, Brief sugerował wykonanie zadania na tyle dobrze, aby wady drużyny czy jej organizacji nie zdążyły wejść im w drogę. Dorwać. To brzmienie szarpnęło wrażliwą nutę CJ’a. Uśmiechnął się szeroko białymi zębiskami. Dotąd myślał o zabraniu broni, ale nie o jej “kradzieży” czy “gwizdnięciu”. Perspektywa rozegrania tego według schematu chamskiego podpierdolenia czegoś Reżimowi upraszczało sytuację do stopnia, że Magic zaczął to postrzegać jako wyzwanie, a nie misję. Rika po prostu kiwnęła głową. Podobało jej się profesjonalne podejście Adama do sprawy. Spojrzała pytająco na Amelię. - To wszystko czego potrzebujemy, nie dajcie się zabić. - Amelia spojrzała na każdego po kolei. - Jeśłi kotś ma jeszcze jakieś pytania niech pyta, jeśli nie ruszamy. - Oznajmiła jeszcze. - Pójdziemy razem na drinka? - zapytał z szerokim uśmiechem CJ Amelię. |
02-06-2017, 22:00 | #7 | |
Reputacja: 1 | Adam i Rika prześlizgnęli się przez tłumy kompletnie niezauważeni. Wydostając się z nich znaleźli się na prostym chodniku między magazynami, a szeroko otwartym wejściem do sąsiedniej dzielnicy technicznej. Otwarty wjazd pozwalał na dostarczanie przez ciężarówki części, tak więc co jakiś czas faktycznie jedna z ruchu skręcała w tą stronę. Sam mur między dzielnicami okazał się faktycznie bardzo wysoki.
__________________ by dru' | |
25-06-2017, 10:27 | #8 |
Reputacja: 1 | Zespoły były wyraźnie podzielone i gotowe do akcji. Po dniu i pół jazdy na pełnym gazie dwie ciężarówki dojechały w końcu do głównej bramy Wardrobe. Z konieczności stanęli w kolejce innych, niemal identycznych ciężarówek. Postój ten dłużył się dość mocno. Rika, zupełnie nieobeznana z miastem stwierdziła, że coś jednak wypadałoby wiedzieć. Liczyła na innych, ale co jeśli nagle zostanie sama? - To jak to jest z tym poruszaniem się po mieście? Będą nas sprawdzać? - Miasto podzielone jest na strefy, takie jak na mapie i odgrodzone są od siebie ogrodzeniami, murami i innymi. Między strefami są kontrolowane przejścia, ale raczej nie wstrzymują przepływu ludzi. Gorzej jeżeli ewidentnie wyróżniasz się z tłumu, wtedy mogą spróbować ciebie legitymować. Tak samo żaden obszarpaniec nie wejdzie do bogatszych stref. Po dziesiątej ogłaszana jest godzina policyjna i bramy są zamykane. Można tylko przejść po kontroli i okazaniu stosownego dokumentu. - opisywał miasto CJ - Są przejścia niekontrolowane.. Na przykład kanały, wyłomy lub przejścia wybite w piwnicach. Dobrze wiedzieć. - podziękowała - Mam nadzieję, że dotrzemy na miejsce niezauważeni. W końcu zarówno CJ jak i Amelia przedostali się przez bramę wjazdową. W zamieszaniu, Adam i Rika wyskoczyli z pojazdu i wmieszali się w tłum roboli chodzących przy wjeździe importowym, aby prześlizgnąć się na wolne ulice miasta. Same tiry musiały przejechać przez długą trasę wzdłuż magazynów aż jakiś ubrany w szmatę człowiek zaczął im machać, aby zaparkowali przy bramkach 42 i 43. Po wyłączeniu samochodów, mniejszych rozmiarów człowiek podszedł do ciężarówki CJ’a i zapukał w drzwi, patrząc w górę. - Yhy? - zapytał grzecznie Magic spoglądając złym spojrzeniem na człowieczka. Kontroler zacisnął brwi patrząc się na twarz CJ’a. Coraz wolniej i coraz rzadziej pukał w drzwi Tira. Czarny opuścił szybę w drzwiach i sięgnął za siebie. Wyciągnął rękę z listem przewozowym, aby tamten mógł sobie przeczytać. W sumie nie ważne czy autentyk, był to jeden z papierów znaleziony w szoferce. Ważne że kiedy tylko tamten zgarnie go sobie do przeczytania CJ jebnie mu drzwiami w pysk, tak dla zdrowotnego ogłuszenia, by człowiek sobie odpoczął po ciężkim dniu pracy. Plan był prosty i magickowej subtelności - udać, że przypadkowo przywalił mu drzwiami, a potem rozpłynąć się pośród magazynów przy pomocy Czarnuchomancji. Pytanie tylko czy człowiek przy tirze będzie chciał współpracować? Robol na ziemi podniósł znudzoną twarz aby spojrzeć na papier trzymany przez CJ’a. Zacisnął oczy nie widząc go z tej odległości. - Czemu kierowca nie w garniturze? - zapytał czarnoskórego. Czując że będzie teraz grał rolę życia CJ splunął na parking. - Garnitura pedały zajebały. Reszta zajęła się pogonieniem nagich skurwieli. Mnie kazali jechać w te pędy i powiedzieli, że jak nie dostarczę ładunku to zobaczę co to znaczy odtylcowa miłość z wiertarką udarową. - CJ sugestywnie potrząsnął listem - To co? Kurs zaliczony? Będziecie coś wysyłać z powrotem? -Petent agresywny bez odzienia. - zamruczał kontroler notując coś w swoim zeszyciku. - Widzi siebie za testowanego. - mężczyzna podniósł głowę po kilku krótkich minutach. - To panienka nie z panem? Numer dostawczy się zgadza na rejestracji. Pokaż pan to. - kontroler stanął na stopniu tira wspinając się po kartkę trzymaną przez CJ’a. Amelia wyglądała na skrajnie znudzoną, stukając w telefon palcem, ukrytym w zbyt długim rękawie szarej bluzy z kapturem, długiej aż do kolan. Na głowie miała czapkę truckerską, a na nosie aviatory znalezione w schowku ciężarówki. Żuła też różową gumę do żucia, z której to raz po raz robiła balonik. Kątem oka zerkała jak CJ sobie radzi i czy też będzie musiała zgrywać osobę uczciwie zarabiającą na chleb. Czarny zareagował natychmiast. Kiedy tamten obniżył wzrok, aby postawić nogę na schodku CJ uniósł rękę, aby sobie nie wchodzić w paradę i zmalował kontrolera w twarz drzwiami. Ostro. Na pełnej kurwie. Niech sobie odpocznie chłopak. Ciężkie i solidne drzwi prowadzone nabitym przez CJ’a momentum odrzuciły kontrolera w tył, ten zrobił koziołka o ziemię obrócił się w powietrzu i wylądował z łomotem, nieruchomy. Zostawił też odrobinę śladu na samych drzwiach. W te pędy CJ zlazł przez otwarte drzwi na asfalt, chwycił człowieczka i prędko zatargał go do szoferki. Niemka przybrała wyraz twarzy który nie mówił nic innego jak “Not Bad”. Wysiadła z ciężarówki i zbliżyła się do CJ’a. Z założonymi rękami schowanych w zbyt długich rękawach przemówiła z absurdalną powagą. -[i] Masz zamiar go dobić?.[i/]- - Po kiego wacka? - zapytał i wrzucił nieprzytomnego człeka na siedzenie kierowcy. Potem przesunął go na miejsce pasażera. Miejsca było sporo, więc czarnoskóry grabieżca szybko zdarł z niego ubranie i przeszukał pod względem zawartości w hajs. - Myślisz Sonne że co on zrobi jak tylko się obudzi? - Zapytała ponownie, ale już z mniejszą powagą, rozglądając się dookoła czy ktoś widział całe to zamieszanie. Niestety Amelia zauważyła dwójkę mężczyzn palących fajki pod tojtojem. Oniemieni i lekko zgłupieni przyglądali się dwójce zaciągając się petami. CJ tymczasem znalazł stówę w kieszeni urzędownika. Wylezie na zewnątrz i zostanie spałowany przez służby porządkowe za latanie na golasa. - odparł Magic chowając stówę do swojego portfela (też swego czasu ukradzionego). Zdarte ubranie zawiązał sobie w pasie, aby dodać kolejny element do kamuflażu. Po czym bez dalszego pierdzielenia się wyszedł z szoferki drugą stroną i korzystając z czarnuchomancji zniknął w cieniu. A przynajmniej tak by to określił jakiś poeta widzący skradającego się w cieniu murzyna (o ile można takiego w ogóle wypatrzyć). Byli już w magazynach. Czy było to jednak miejsce docelowe? Zapewne nie. Priorytetem było dowiedzenie się gdzie składowano przesyłki specjalne, albo jakie były ostatnie transporty. Trzeba było więc znaleźć biuro kierownika albo nadzorcy magazynów i gwizdnąć stamtąd komputer albo odpowiednie dokumenty… ewentualnie obić delikwenta, aby ten wszystko wyśpiewał. I o ile przypadkowego kontrolera można było nie eliminować… to ofiara przesłuchania nie mogła liczyć na litość. - Ktoś tu powinien wziąć chorobowe. - Założyła okulary na nos i zaczęła powoli zbliżać się do dwóch palących delikwentów. Gdy była już dostatecznie blisko, zapytała. - Poczęstują mnie Panowie papierosem? - Dla ich własnego dobra lepiej by nie byli ciekawscy, albo cwani, to jeszcze dzisiaj zobaczą swoje rodziny. Niemka zabijała już za nie takie pierdoły. Jeden wzruszył ramionami, a drugi skinął głową. Mimo wszystko, przed oczami Amelii pojawiła się paczka petów. Otrzymawszy papierosa , a następnie zapalniczkę Amelia zaciągnęła się głęboko dymem tytoniowym. Ustawiła się między nimi i palcem wskazała miejsce w którym kontroler dostał drzwiami od CJ’a. -[i] Widzieliście może czy coś tu zaszło? Zanim odpowiecie poważnie się zastanówcie.[i]- poleciła na koniec Niemka. Nie, niee. - pokręcili posłusznie głowami. Amelia uniosła brwi w jawnym szoku, odezwała się do nich opierając ręce na ich ramionach. -[i] Coz za niespotykany przejaw inteligencji! Zróbcie sobie panowie wolne, w tłumie wszyscy robole wyglądacie dla mnie tak samo i nie będę patrzyła kto co i gdzie. [i] - niemka musiała być w dobrym humorze dając im taką szansę. -[i] Aha i jak byście wpadli na pomysł komuś to zgłaszać. [i] - Kriegblitz nachyliła się do jednego z pracowników - Znajdę was i zabije wszystko co kochacie. A potrafię taką miałam pracę tutaj, znajdować ludzi. - pokiwała zapewniając głową. Mężczyźnie zaparło dech w piersiach do stopnia w którym wciągnął całego peta w niecałą sekundę. Obydwoje niepewnie przyglądali się Amelii. - Której części mojej wypowiedzi nie zrozumieliście? - czas roboli zaczął się kończyć, byli jedynie głupie słowo od śmierci -wszystko rozumiemy - obiecali robole, robiąc niepewny krok w tył. - Gut. - Mruknęła tylko i zostawiła ich w spokoju. Najpewniejszą opcją było znalezienie biura kierownika, za co wziął się CJ, więc postanowiła do niego dołączyć. Po drodze zabrała z ciężarówki deskę z klipem, który trzymał jakieś papiery. Pozory trzeba zachować.
__________________ "My common sense is tingling..." Ostatnio edytowane przez Deadpool : 26-06-2017 o 22:38. |
10-08-2017, 12:51 | #9 | |
Reputacja: 1 | CJxAme Budynkiem kierownika okazała się kwadratowa konstrukcja niedaleko zajezdni i portu. Dwupiętrowy budynek posiadał bardzo wyraźny napis “ADMINISTRACJA” przykręcony nad oknami pierwszego piętra. Podobnie jak pozostałe miejsca w dzielnicy i ten budynek wydawał się niestrzeżony. Był też dość aktywny. Stojąc w cieniu tyłu jakiegoś magazynu, dwójka widziała jak za oknami wrze praca biurowa. W między czasie szereg ludzi rotował przez drzwi, składając lub odbierając dokumenty w rejestracji.- Mam kilka pomysłów jak to rozegrać, ale każdy uwzględnia sianie paniki. Dyskrecja to nie jest moja mocna strona. - Wzruszyła ramionami, bacznie obserwując z iloma ludźmi będzie miała do czynienia w administracji. - Dla mnie brzmi bombowo - stwierdził CJ - Super. Najpierw dostaniemy się do środka. Miejmy nadzieje że znajdziemy lokalizacje nim... wszczyną? Podniosom alarm. Wtedy przyjdzie ochrona, często z robotami, jak oni sobie nie poradzą w końcu przyjadą siły specjalne. CJ, nie chcemy sił specjalnych uwierz mi. - Na krótką chwilę odpłynęła wspomnieniami. Potrząsnęła głową i kiwnęła na niego by podążył. - Czas nie będzie po naszej stronie więc bądź gotów do skrajnego okrucieństwa, by wyciągnąć potrzebne nam informacje. Oficjalnie jesteśmy terrorystami więc z takich taktyk będziemy korzystać. - Gdy skończyła mówić zaczęła się przeciskać przez ludzi by wejść do środka. - Ostro i brutalnie, to lubjem! - wymamrotał do siebie Magic. Co prawda jego taktyki terrorystyczne znacząco różniły się od tych, które zapewne chciała wykorzystać Amelia. Zdecydowanie byłoby mniej śmierci, a więcej… bólu i rozpaczy. I strachu. Magic oblizał się, bo zaczęły mu wchodzić na mózg pewne mroczne instynkta. Tak czy tak… jeżeli da mu się Amelia rozkręcić to przez następne parę dni wszyscy w tej dzielnicy będą chodzić z plecami przyklejonymi do ścian, bojąc się narażać swoje tyły. Wnętrze budynku było w miarę pełne. Kolejka ludzi czekała przed rejestracją, gdy kilka osób siedziało pod ścianą rozmawiając i popijając wodę. Na oko piętnaście osób i dwie za ladą. Pomieszczenie było w miarę spore, a wszystkie drogi dalej znajdowały się za rejestracją i kolejką do niej. Czarny spojrzał na Amelię i uniósł brwi z wyraźnym zapytaniem na twarzy. Adam Mężczyzna został poprowadzony długimi korytarzami w głąb największej fabryki. Ein dość szybko opuściła go, a roboty zaciągnęły do przyzwoitej, okrągłej sali z jednostronnymi lustrami. Z podłoża na końcu pomieszczenia wyrósł pillar, na którym znajdował się kostium.Dobra, słuchaj młody. - odezwała się Ein. - Masz założyć kostium, nie ześwirować i nie umrzeć. - poinstruowała go. - Zrobimy też testy wytrzymałościowe. Adam był wyraźnie zdziwiony. Wewnątrz jego umysłu pojawiło się wiele niepewności. Co jeśli jego Humanity okaże się zbyt małe? Nie chciał ubierać kolejnego, stworzonego z żywych nici, ubioru. Miał lepsze rzeczy do roboty niż utrata rozumu… - Oh? Nie miałem tutaj po prostu pracować? - zapytał, wyraźnie zdziwiony. -Więc rób co mówię. - odparł głos z mikrofonu. - Szybciej się uwiniesz, szybciej stąd wyjdziemy. - Dobrze dobrze - przytaknął, ruszając w stronę kombinezonu. Liczył, że zmiana elementu znajdującego się na klatce piersiowej nie przechyli szali wewnętrznej walki z żywymi tkaninami. Po założeniu kostium mocno zacisnął się na Adamie. Upinał on jego klatkę piersiową próbując zmiażdżyć płuca. Po pewnym jednak czasie uspokoił się i zrelaksował. Chłopakowi póki co jeszcze nic nie groziło. Interkom zaszumiał. - Opisz swoje obecne doznania. Rika Dziewczyna chodziła po placu badając jego typowe zaludnienie. Ostatecznie doszła do wniosku, że plac zajęty jest prawie ekskluzywnie przez maszyny. Wyjątkiem byli pracownicy z części magazynowej, którzy swoje kartony odkładali, a potem wracali. Zwykle ciężko było przewidzieć gdzie taki tragarz się uda. Cokolwiek nosili musiało być jakieś specjalistyczne albo delikatne w naturze. Chodzące na podwórzu roboty pełniły role transportowe i nadzorcze. Jeżeli chodzi o samo zaludnienie, dzielnica była dość pusta.Rika uznała, że może najpierw warto spróbować mniej oczywistych rozwiązań. Podeszła do jednego z robotów, który nie był w pobliżu ludzi i naśladując głos Ein powiedziała: - Idź do laboratorium badawczego - i poczekała na reakcję. Robot zatrzymał się i zaczął przyglądać dziewczynie. Wyraźnie zamulił, jednak po odwrócił się i ruszył w stronę drugiego krańca dzielnicy. Mimo, że jej się udało, dziewczyna nie była pewna swoich możliwości przy bardziej złożonych zdaniach. Jej doświadczenie z głosem Ein było bardzo ograniczone. Rika ruszyła za nim. Mimo, że starała się wyglądać jak by wiedziała co robi, starała się być niezwykle ostrożna. Dobry pomysł, to jeszcze nie dobry plan. Co jakiś czas Rika mijała kogoś w płaszczu laboratoryjnym. Czy to przechodzącego między budynkami, czy też stojącego na balkonie z fajką. Wszyscy ci przyglądali się jej trochę krzywo. Żaden jednak nie zareagował. Do laboratorium prowadziło dwoje drzwi. Jedne w rozmiarze dla ludzi, drugie dla robotów. Gdy para doszła do tego punktu, kamery na widok zbliżającej się maszyny otworzyły duże przejście, aby wpuścić robota do środka. - Wejdź. Idź 10 metrów prosto i stój - powiedziała do robota, gdy zbliżył się do przejścia naśladując głos Ein. Sama w tym czasie udała się do wejścia dla ludzi. Starała się zachowywać możliwie naturalnie, chowając wszelki stres i obawy, które jej towarzyszyły od wejścia do dzielnicy. Robot zatrzymał się w miejscu, wyraźnie rozmyślając nad tym, co powiedziała Rika. Z kolei drzwi dla ludzi nie reagowały, z kamerą nad drzwiami niewzruszenie patrzącą przed siebie. Nagano niekoniecznie tego się spodziewała, ale w zasadzie to chyba nie była pewna czego się spodziewać. Pokręciła się kilka sekund sprawiając wrażenie człowieka zdziwionego i zagubionego, który najwyraźniej szukał możliwości wejścia. Potem udała się ponownie ponownie do wejścia dla robotów z zamiarem sprawdzenia jakie będą konsekwencje ostrożnego zbliżania się do samego otworu. Uznała, że może jakimś dziwnym zrządzeniem losu, może uda się prześlizgnąć do wnętrza tamtędy. Wewnątrz znajdowały się dwa szerokie ruchome pasma. Roboty zatrzymywały się na nich i czekały aż zjadą do...cholera wie co było na dole. Robot z którym dyskutowała Rika w końcu postanowił dać się nabrać i sam wkroczył do środka. Drzwi zaczęły się za nim zamykać, więc nadszedł czas na szybką decyzję. Japonka uznała, że drzwi, które raz się otworzyły, powinny też otworzyć się powtórnie. Gotowość do podejmowania ryzyka nie należało do jej cech charakteru, miała jednak przekonanie, że stanie w miejscu do niczego tutaj nie prowadziło, zbliżyła się do wchodzącego robota i spróbowała dostać się za nim do środka. Drzwi nie posiadały żadnego zabezpieczenia na wtargnięcie ludzi. Rika z łatwością dostała się na taśmę przenośną, która zaczęła prowadzić ją razem z robotem na dół. Parter kompleksu okazał się jedną wielką podajnią: w postaci taśm dla robotów i windy dla ludzi za głównymi drzwiami. Windę Rika mogła obserwować tylko z zewnątrz. Szła ona w górę i w dół, jednak same maszyny mogły tylko zejść na niższy poziom. Wszystko to nie wyglądało, ani dobrze, ani też bardzo źle. Skoro winda szła na dół, to powinno być też wejście do niej na niższych piętrach. Rika ostrożnie rozglądała się siedząc na taśmie i oczekując co przyniesie niższe piętro. Co kilka zakrętów pojawiała się brama z kolejnym to numerem. Rika naliczyła w sumie cztery, robiąc przy tym tyle samo pełnych obrotów dookoła windy. W końcu na samym dole taśma zjeżdżała na otwarty hol pełen robotów i pracujących przy nich naukowców. Dziewczyna nie była w najgorszej sytuacji. Taśmy poruszały się w miarę powoli, pozwalając jej na bezpieczne bieganie w górę i w dół. Nagano odczuła ulgę, która nie trwała jednak dłużej niż wydech powietrza z płuc. Roboty to może nie broń, ale zawsze coś. Niemniej musiała dowiedzieć się więcej i znaleźć sposób na poruszanie się po obiekcie. Rozejrzała się w miarę możliwości po holu szukając miejsc gdzie można by się potencjalnie schować, drzwi, mebli oraz pozostawionych luzem rzeczy. Spróbowała również ocenić, czy da się poruszać niezauważonym. Jej ubranie wydawało jej się różnić od ubrań naukowców, czyli jak obawiała się, jeśli ktoś ją spotka z pewnością zapyta, co tutaj robi. Hol był bardzo otwarty. Przypominał nieco parking. Było jednak wiele stanowisk zagraconych sprzętem wyższym od samej dziewczyny. Z drugiej strony, to w tych stanowiskach przebywali naukowcy, więc skradając się stałaby za cieniutką ścianą. Czysto teoretycznie dałoby się jakoś przejść na drugą stronę. W praktyce nie byłoby to najprostsze zadanie. Istniałaby pewna szansa na porażkę. Rika miała już wstępny plan, ale stwierdziła, że zanim cokolwiek zrobi warto zdobyć jeszcze kilka informacji. Pierwsza rzecz to rozglądnięcie się za jakimiś szafkami, w których naukowcy mogliby trzymać swoje rzeczy osobiste. Ewentualnie miejsce gdzie są odłożone ich kombinezony. Druga sprawa to czy pomiędzy naukowcami są jeszcze jacyś inni ludzie, którzy mogą się między nimi poruszać bez wzbudzania niczyjej uwagi. I ostatnia rzecz to sprawa organizacji miejsca, czy oprócz stanowisk pracy, było tam widać coś jeszcze… Jak się zastanowić, w niektórych miejscach było widać wózki widłowe. Nie każda maszyna była w całości. To powiedziawszy naukowcy nie wydawali się mieć tutaj swoich pomieszczeń. Od czasu do czasu wychodzili bądź wchodzili do windy osobowej. Czasami towarzyszył im jakiś robol, ale było ich niewielu. Winda wydawała się Japonce jedynym sensownym celem. Niemniej samo skradanie się niosło ze sobą ryzyko. Ryzyko, które należało ograniczyć. Podkradła się do znajdującego się najniżej na taśmie robota, do którego można było dojść niezauważonym i naśladując głos Ein powiedziała: “Czekaj 5 minut, potem idź naprzód 100 metrów.” Następnie powiedziała to samo do dziesięciu kolejnych robotów i zawróciła na dół starając się dotrzeć niezauważoną do pierwszych stanowisk laboratoryjnych.Potem czekała cierpliwie, czy jej plan da jakieś efekty. Dziewczyna skutecznie schowała się za stertą urządzeń badawczych i przeróżnych mierników. Jej plan zadziałał trochę niedokładnie. Potrzebujący czasu na oszacowanie poprawności głosu Ein roboty stały w miejscu około dziesięciu minut. Naukowcy zebrali się w tłumie zanim pierwsze roboty zaczęły robi kroki w przód. Zespół nie wiedział co się dzieje. Cytat:
| |