Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-10-2022, 19:47   #61
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
- Dave Malkovich - przedstawił się wychodząc pół kroku przed Oke, .uchylając kapelusza. - Byłem przy barze gdy nagle barman zniknął, a później to... - Zerknął przez ramię za siebie. - Ale... zdaje się, że omawialiście szczegóły transakcji. Pani wybaczy to wtargnięcie. Ciągle jestem trochę roztrzęsiony.


Kącik ust Camille drgnął w złośliwym półuśmieszku.
- Oj, kłamczuszek… - pograziła Malkovichowi palcem.

Chciał zaprzeczyć. Przecież w jego słowach nie było fałszu. Nie wszystko powiedział, to prawda, lecz jeśli to wystarczyło, by nazwać go kłamcą, to wszyscy nim byli.

Chciał zaprzeczyć, lecz w tej samej chwili na parkiecie zapłonął wysoki, sięgający niemal sufitu, ognisty snop. Pojawił się niespodziewanie na samym środku sali. Piroman stal pośród nich.
Nie!
To on. On sam stanowił istotę buchający żarem płomieni. Manifestacja wściekłości, zmaterializowana i pożerająca z dziką łapczywością wszystko wokół.
- Ja gorę! - wrzasnął, a gramofonowa igła zazgrzytała upiornie. Dźwięk smagający uszy, niczym odgłos paznokci przeciągniętych po szkolnej tablicy.
Piroman uniósł obie dłonie w górę i stanął w rozkroku nad leżącą przed nim Zuri.
- Ja gorę! - powtórzył, a jego krzyk dudnił złowieszczym echem, odbijając się raz po raz od piwnicznych ścian klubu.
Bit zamilkł, jak ucięty nożem. W wszechogarniającej ciszy, delikatne trzaski i syknięcia wijących się w swym gorącym tańcu płomieni brzmiały, jak rozjuszone grzechotniki.

Przepięknie połyskiwala w płomieniach odbijanych od fluorescencyjnej farby. Dave nie czekał. Działał instynktownie. Podbiegł i zerwał ją ze ściany. Zawleczkę wyciągnął wracając do loży. Idąc w kierunku Zuri skierował gaśnicę w stronę słupa ognia. Złapał za dźwignię.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 02-10-2022, 08:48   #62
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Smarkula chciała zgrywać wielką femme fatale. Teraz ma za swoje. Henry próbował ją ochronić, ale młodzi przecież zawsze wiedzą lepiej. Igraszki z niezrównoważonym psychopatą to jak igraszki z ogniem. Dosłownie. Bozansky nie wiedział czym Zuri doprowadziła piromana do szału, jednak nagła manifestacja jego iście płomiennej natury wskazywała, że dostał kosza już na samym początku znajomości. W sumie czego innego mógł się spodziewać? „Teraz tylko spokój może nas uratować” – pomyślał urzędnik, dostrzegając jednocześnie Malkovicha z gaśnicą.
- Dave, nie! - powstrzymał chłopaka gestem. Ciekawe tylko na jak długo. Młodzi zawsze są niecierpliwi… Henry przeczuwał, że próba ugaszenia płomiennego charakteru piromana zwykłą gaśnicą nie jest najlepszym pomysłem. Spodziewał się, że tylko go dodatkowo rozjuszy. A przecież on i Aksel nawiązali z furiatem wątłą nić porozumienia. Może uda się przemówić mu do rozsądku.
- Bracie – skierował swój głos do piromana – uspokój się. - Bozansky poczuł bijący od niego żar. - Przecież to jeszcze dziecko. Sama nie wie czego chce. My, dojrzali mężczyźni, nie możemy ulegać przecież kaprysom podlotków. Wróćmy do stołu. Napijmy się. Ja stawiam.

Henry używa tagów: panowanie nad konfliktem, wpływanie na decyzje innych, bezwzględny manipulant.

 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?

Ostatnio edytowane przez Pliman : 02-10-2022 o 09:06.
Pliman jest offline  
Stary 03-10-2022, 11:12   #63
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Waruj psie” - ostra, nienawistna komenda wciąż wibrowała echem w jej głowie. Była prawie pewna, że olbrzym nie zaatakuje jej bez rozkazu swojej pani. “Nie bójcie się, to tylko Jack”. Ayo przecięła szybkim krokiem salę, zbliżyła się do baru, zatrzymując kilka kroków od niego. Przesunęła spojrzeniem po wijących się na ogromnych mięśniach, pulsujących żyłach, po wielkich łapskach i grubych palcach, którymi byłby w stanie ją zmiażdżyć bez najmniejszego problemu. Otworzyła szerzej oczy na widok wilgotnych ślepi i mokrych policzków.

- Witaj, Jack - powiedziała niepewnie. - Dave?! - uniosła delikatnie głos.

- Whhhhraaahhhh! - nieludzki krzyk wydobył się z przerośniętej gardzieli.

Ayo instynktownie odskoczyła. Gdy gigant walnął pięściami w stół, omal nie upadła. Stała niecałe półtora metra od mężczyzny, który przemienił się w dzikie monstrum. Czuła cuchnący oddech wydobywający się z rozchylonych warg. Spomiędzy zębów spływały gęste sploty bulgoczącej śliny. Krzaczaste brwi zmarszczone wściekłości, kontrastowały z łagodnymi i pełnymi bólu oczami. Przepełniało je cierpienie i poczucie totalnej bezsilności i braku kontroli. Kolos nachylił się w kierunku kobiety., dysząc ciężko, niczym gotująca się do ataku bestia. Ayo znalazła się na krawędzi przepaści. Tuż obok niej Tanatos, brat Hypnosa.

- Czekam na ciebie - usłyszała szept tuż przy swoim uchu.

A może tylko jej się zdawało?

W tej zatrważającej chwili, która paraliżowała ciało i umysł, Ayo dostrzegła źródło męki olbrzyma. Złocista obrożą utkana z dymu i pary oplatała monstrualny kark Jacka.

- Spokojnie, Jack. - Rączka podszedł do kobiety stając między nią i bestią. Odciągając ją w głąb sali. Nie przypominał tego chłopaka, który wszedł dzisiaj pewny do baru. Był zmięty. I nie chodziło o jego koszulę i spodnie w kant. Całym sobą wyglądał jakby ktoś go przeżuł i wypluł.

- On... - kontynuował cicho, westchnął jakby to jedno słowo kosztowało go wiele wysiłku. - Nie jest sobą. Nie chce tego. Nie może...

Pierwszy raz od czasu gdy mgła odsłoniła galeryjkę między budynkami czuł, że to może ich przerastać. Ekscytację zastąpiło zwątpienie i bezradność. Przetarł zaczerwienione oczy palcami.

- Co my tu robimy Ayo?

Kobieta z trudem oderwała spojrzenie szeroko otwartych oczu od olbrzyma i popatrzyła na Dave’a. Odetchnęła głęboko a potem przytuliła go mocno, oparła brodę na jego ramieniu, bo przecież od tego były starsze siostry. Nawet te przybrane. Nawet jeśli chłopak czuł, że Ayo sama napięta jest jak struna a ręce ma zimne jak lód.

- Ratujemy Molly, Łapka - przypomniała łagodnie, tak cicho, że tylko on słyszał. - Wiemy już gdzie ona jest, wiemy kto ją ma i nie mamy wiele czasu. Camille zaproponowała, że będzie naszą przewodniczką po tej stronie Miasta. I ja wiem, że on… Jack jest jak… jak klejnot w koronie, jak pies na łańcuchu - powiedziała przez zaciśnięte gardło. - Ale Dave… jeśli się zgodzimy, zyskamy czas, żeby mu pomóc. A Camille nie jest całkowicie zła, możemy ją przekonać. Ale musimy wiedzieć więcej, ok? Nie potrzebujemy w niej wroga.

Przygryzła wargi. Tanatos. Tuż obok niej. Jak bezdenna przepaść, w której upadek nie ma końca. Jeden gest od niej, jeden ruch, mgnienie oka. Nieskończony sen bez snów. Zadrżała na wspomnienie tej chwili, która uwięziła ją w sobie jak owada w bursztynie. Ryk, wściekłość, gęsta, żółtawa ślina, cuchnący oddech. I spojrzenie pełne bólu. Widziała obrożę. To musiało być piekło: być więźniem we własnym ciele. To musiało być piekło: szczerzyć zęby, bo ktoś inny szarpie za smycz i dusi kolczatką.

- Jego umysł jest wolny, prawda? Możemy potem spróbować wrócić do niego w snach - zaproponowała powoli, z wahaniem, coś czego w tamtym momencie nie była gotowa zaproponować nikomu innemu. Wariactwo, wiedziała. Ale cała ta noc była szalona. Odsunęła się nieznacznie, odchyliła głowę, popatrzyła mu w oczy. - Porozmawiać z nim. Co ty na to?

Spojrzał za siebie. W ogromne, łzawe oczy, w mokry, brzydki pysk. Skinął głową. To mogło się udać, tylko czy zamiana jednego psa łańcuchowego na innego w ogóle coś zmieniała w ogólnym obrachunku? Zawsze był ten, który dawał i który zbierał po gębie. Nie miał ochoty teraz tego roztrząsać.

- Molly - przypomniał, starając się z siebie wykrzesać dawnego siebie. - Co musimy zrobić?

Odgarnęła włosy z czoła, zerknęła w kierunku stolika przy którym Aksel i Henry mówili coś cicho do siedzącej z nimi kobiety.

- Dokończyć rozmowę z Camille, pojechać do Foramini, znaleźć Trupiarnię i jeszcze dziś wyciągnąć małą od ludzi Bianchich - powiedziała prosto.

- Tylko tyle? - uśmiechnął się blado patrząc jej głęboko w oczy. - Na co więc czekamy? Chodźmy. Załatwmy to w końcu.

Skinęła głową, ścisnęła przelotnie jego ramię i ruszyła za nim z powrotem w kierunku loży. Tylko tyle. Odetchnęła głęboko, stłumiła ziewnęcie, obróciła w palcach monetę, którą nosiła na szyi. Sen kusił jak bezpieczna przystań podczas sztormu. Jeden z neptyków spał z głową opartą na skrzyżowanych ramionach i Ayo podskórnym mrowieniem czuła, że byłaby w stanie wskoczyć w jego chaotyczne, napędzane chemią i alkoholem śnienie. Zanurzyć się, ukryć się w nim, uciec od tej przedziwnej nocy. Od olbrzymów, od coraz bardziej niejasnej granicy pomiędzy tym co dobre i złe, od koszmarów na jawie, od Camille i długowłosego miłośnika ognia - tak przerażająco wyraźnych jak każde z towarzyszącej jej czwórki.

Ale gdzieś tam była Molly. Ayo opuściła dłoń i ścisnęła misia, wepchnęła go głębiej do kieszeni - ten sfatygowany i wykochany skarb należący do dziewczynki. Trupiarnia… Ayo wiedziała niewiele o tamtym miejscu. Niewiele czyli prawie nic. Śniła o nim kilka razy, kilka razy ktoś wspominał o nim dziwnym tonem głosu. Nie zapuszczała się często do Foramini. Tylko wtedy, gdy chciała popatrzeć na gwiazdy i ta chęć przyciągała ją do obserwatorium astronomicznego jak płomień ćmę. Było coś chorego w tej dzielnicy - jak rak toczący kości - było coś, co sprawiało, że więcej było w niej koszmarów niż sennych marzeń. Było coś, co sprawiało, że Ayo nie czuła się tam dobrze.

Nie zdążyła zapaść się ponownie w ciepłe objęcia sofy, gdy z parkietu buchnęło gorącem, wściekłością żarłocznych płomieni. Znowu wszystko ucichło, znowu wszystko zamarło oprócz Rączki, który śmignął, zrywając ze ściany jedną z gaśnic. Ayo wpatrywała się w rozgrywającą się przed nią scenę szeroko otwartymi oczami. Niemal pozbawioną dźwięków w nagłej, niepokojącej ciszy. I nie sposób było powiedzieć czy to cisza przed burzą, czy cisza po przetaczajacym się sztormie.

Nie rzuciła się w kierunku skulonej na posadzce Zuri. Dave już działał i zdawało się, że działa też Henry a dziewczyna była cała. Została przy stoliku, z jedną dłonią zaciśniętą na oparciu sofy, drugą - na zabawce Molly. Z trudem oderwała wzrok od ognistego spektaklu, od żywej pochodni, ludzkiego feniksa, który nie chciał przepalić się na popiół. Popatrzyła na Camille. Brwi zmarszczone, prześwielone blaskiem włosy jak nimb dookoła głowy, jak malowana światłem aureola i czarne oczy pogłębione cieniami.

- Jemu nie kazałaś warować - powiedziała cicho. - Pozwoliłaś mu zapłonąć. Dlaczego? Mógł ją skrzywdzić. Mówiłaś, że cudowna z nich para. Wieszczyłaś z nich dobrą wróżbę na przyszłość - przypomniała kobiecie jej własne słowa. - Ale pozwoliłaś mu zapłonąć.

W jej głosie nie słychać było ostrych nut pretensji. Ayo nawet teraz chciała najpierw zrozumieć. Nie leżało w jej naturze miotanie oskarżeń, nie leżał gniew, nie leżała nienawiść. Dlatego pytała.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 03-10-2022, 18:32   #64
 
Fala's Avatar
 
Reputacja: 1 Fala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwu
Flambirowanie. Proces podawania potrawy polegający na oblaniu lub skropieniu dania alkoholem i podpalenia go. Flambirowane banany. Flambirowane mięso podawane potem apetycznie na półmiskach. Eleganckie, francuskie naleśniki.
Zuri była Walkerem z krwi, kości i cholesterolu płynącego w żyłach dziedziczki przyszłego Burgerowego Imperium. Dlatego właśnie teraz, właśnie w tym momencie myślała o flambirowaniu.

Abstrakcyjne przeżycie złożone z kulinarnym doświadczeniem kuchennym. Jak wtedy, gdy uczyła się flambirować i płomienie buchnęły aż pod sufit, osmalając go skutecznie.

Skwierczące mięso, rozgrzana blacha, płomienie strzelające z patelni. To wszystko robiło wrażenie. Taniec z ogniem też robił wrażenie. Zuri widywała tych wszystkich prawdziwych ognistych artystów na ulicach. To razem z nimi uczyła się żonglować ogniem, wymachiwać długimi kijami ogniowymi i robić prawdziwe show.

Piroman... Piroman wrażenia nie robił. Bo jakie wrażenie na artystycznej duszy mógłby zrobić człowiek, który niczego nie potrafi, nie ma nic do zaoferowania i potrafi się tylko bezsensownie wydzierać, ale nadal grzecznie siedząc pod pantoflem swoich właścicieli? Nie był żadnym artystą. Nie był nawet showmanem. Był tylko jumpscare'em. Najniższą formą grania na emocjach. Czymś, co działa raz i tylko raz. Smutnym, małym człowiekiem z niesamowicie krótkim lontem. Co, w zasadzie, bardzo wiele wyjaśniało. Skoro jeden taniec go tak rozpalił i doprowadził do eksplozji, to raczej nie miał zbyt wielu sukcesów z kobietami.

- Cudownie! - odkrzyknęła bez wahania z poziomu podłogi -To będzie nasz popisowy numer!

Nie musiała mu mówić jak bardzo nie ceni sobie jego braku wizji i zmysłu showmana. Kiedyś jednego malarza też nie przyjęli na ASP i nikomu się to nie spodobało.
 
Fala jest offline  
Stary 03-10-2022, 20:17   #65
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
You know you've really been so blind
Now 's your time, burn your mind
You're falling far too far behind
OOhhh
Fire, I'll take you to burn
Fire, I'll take you to learn
You're gonna burn, you're gonna burn
You're gonna burn, burn, burn, burn, burn, burn, burn!

Słowa dudniły w umyśle Aksela mimo ciszy, muzyka zerwana z oków niewoli buchnęła nań prawie żywym płomieniem… Trzeba przyznać, że piroman przyćmił nawet najbardziej ekstatyczne występy Szalonego Arthura Browna. Antykwariusz smakował ten popis, a uszy wypełniała mu melodia i poetycki tekst. Fanatyczny mężczyzna okazał swój brak opanowania, lecz dzięki niemu wieczór wzbogacił się o prawdziwie artystyczną eksplozję. Wydawało się, że to performance maniaka mający obnażyć ukryte dotąd emocje, w oczyszczającym pokazie.

Jednak patrząc na Camille, brodacz pomyślał, że właścicielka ma wszystko pod kontrolą, że to tylko kolejna efektowna demonstracja, jak to zaślinione, paskudnie wyszczerzone, niczym gargulec monstrum stojące przy barze. Galeria dziwactw, w jej piekielnym cyrku miała chyba za zadanie zszokować gości, albo – co przejęło go pewnym dreszczem. - odwrócić ich uwagę od rzeczy istotnych, aby nie spostrzegli, co dzieje się na uboczu sceny.

- Życie jest jak płomień, który piecze… - skwitował, kiedy opadły już
rozbuchane emocje.
 
Deszatie jest offline  
Stary 04-10-2022, 22:01   #66
 
Nuada's Avatar
 
Reputacja: 1 Nuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputację


____
10.1


Buchające pod sam sufit płomienie, niczym pijany artysta malowały na twarzach wszystkich zebranych falujący laserunek emocji i uczuć. Mistyczna czarno-biała bitwa, przerodziła się w opętańczy taniec półcieni i przyprószonych dymną siwizną świateł. Cieniste plamy barwy indygo, falowały w nieuchwytnym rytmie, porywając do tańca splecione z nimi złociste refleksy. Zrośnięci niczym syjamscy bracia, światło i mrok, falowali radośnie, jakby funky style lat siedemdziesiątych powrócił do mody i stał się największym z trendsetterów.

Zanurzone w przepełnionych namiętnością obłąkańczych podrygach twarze, wyglądały zgoła karykaturalnie. Zastygłe w grymasie niedowierzania, strachu lub złości, jawiły się niczym średniowieczne gargulce.

Nawet na zazwyczaj wyzute z emocji licach primadonny zagościły groteskowe miny świadczące o niezwykłym wzburzeniu.

Początkowa perwersyjna radość szybko ustąpiła miejsca rozdrażnieniu, a chwilę później wylewającej się każdym porem skóry wściekłości.

- Jemu nie kazałaś warować? - matador po raz pierwszy zakręcił muletą.
Błyskotliwa złośliwość spowita doskonałym kamuflażem najprawdziwszej troski, podrażniła neurotyczne ego Camille.
- Pozwoliłaś mu zapłonąć. Dlaczego? - ostrze drwiny i dyskredytacji władzy i potęgi przebiło zimne, niczym lód serce bogini. Gorąca krew buchnęła z niezmierzoną mocą, niczym wulkan. Karmazynowa lawa rozlała się po policzkach i skroniach.
Niewielu miało okazję ujrzeć Eris doprowadzoną na skraj furii. Lśniący należeli do tych wybranych.



____
10.2


- Przecież ciebie nie ma - wyszeptała. Słowa wibrowały, odbijały się od ścian jego czaszki.
- Nikt cię nie szuka. Nikt cię nie zna. Nikt cię nie pamięta. Nikt cię nie potrzebuje - jadowity język podbijał rezonujące dźwięki. Fala upokorzenia dudniła w głowie Piromana. Każda sylaba werbalnej zniewagi raniła wrażliwą duszę. Bombardując ją sprytnie wykutymi zniewagami. Raz po raz, coraz głębiej i głębiej rażąc ognistego artystę drwiną i szyderstwem.

Lont zapłonął.

Eksplozja zaskoczyła wszystkich. Urażona duma, delikatna psyche nie zdołała znieść w spokoju zdradzieckiej potwarzy i prawdy o samym sobie.

Odrzucony nie wyrzekł, ni słowa. Z bestialską siłą odepchnął dziewczynę od siebie. Ta zaskoczona upadła i chwilę później zaskowyczała z bólu. W miejscu, gdzie dotknął ją Piroman skóra piekła, jak po poważnym poparzeniu. Czuła, jak skóra pokrywa się pęcherzami, które pękają natychmiast po powstaniu. Chwilę później w nozdrza uderzył ją potworny smród zwęglonego mięsa.

Flambirowanie. Technika kulinarna rodem z eleganckiej Francji.
Flambirowane banany. Flambirowane steki. Flambirowana Zuri.

- Cudownie! - warknęła przez potok łez, krzywiąc się z bólu -To będzie nasz popisowy numer!


____
10.3


- Bracie - rzekł Henry, próbując zwrócić uwagę Piromana na siebie. Chciał w ten sposób ratować nierozważną Zuri. Pożałował tego dokładnie w tym samym momencie, gdy mu się to udało.
Gorejące oczy mężczyzny przypominały dwa kratery z który lada moment wystrzeli morze lawy i spopieli wszystko wokół.

Bozansky zawahał się. Patrzył w gorejące wściekłości i nienawiścią źrenice i zdał sobie sprawę, że może umrzeć w tym przeklętym klubie. Jedno złe słowa i ten szaleniec zmieni go w kupkę popiołów.

- Uspokój się - rozkazał stojącej przed nim żywej pochodni.

Kątem oka zauważył, że tuż obok stoi Dave z gaśnicą. We dwóch powinni poradzić sobie z tym ognistym maniakiem.


____
10.4


Płomienie pokrywające ciało Piromana przygasły. Straciły swój upiorny i piekielny wygląd.Tliły się ostatkiem sił, niczym dogasające harcerskie ognisko.
- Won! - krzyknęła Camille odpychając Malkovicha i Bozansky’ego. Stanęła twarzą w twarz z Piromanem.
Nie padło ani jedno słowo, ale w ciszy jaka zalegała w klubie dało się słyszeć trzask złamanej ognistej duszy.
Głowa mężczyzny, który jeszcze chwilę temu płonął żywym ogniem, opadła. Wszystkie jego mięśnie zwiotczały i całe ciało upadło przed boginią na podobieństwo szmacianej lalki.

- Wynoście się stąd! Ale już! - wysyczała przez zaciśnięte wargi Camille - Przedstawienie skończone!
Jej słowa brzmiały, niczym zgrzyt paznokci przeciągniętych po szkolnej tablicy.

 
Nuada jest offline  
Stary 09-10-2022, 12:07   #67
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Ekscytacja. Strach. Zachwyt. Smutek. Żal. Ayo nie wie co czuje. Cuchnący oddech olbrzyma, jego przerażająco głośny ryk. Krzyk Zuri, który zginął w rytmie dudniącej muzyki, której basy przebijały się wibracją w samych kościach. Człowiek-pochodnia, człowiek-feniks. Jego płomienie unoszące się pod sam sufit, wypełniające całą salę gorącem. I równie gorąca furia Camille. W tym momencie nie Eris a Lyssa. Kolejne dziecko Nocy.

Ayo przygląda się jej wybuchowi rozszerzonymi oczami. Zniknął spektakl. Runęła scena. Zniknęła aktorka przed zachwyconą widownią. Zniknął dystans. Camille - możliwe, że po raz pierwszy podczas ich całego spotkania - jest całkowicie i absolutnie szczera. Teraz jest prawdziwa. I Ayo nagle rozumie ją o wiele lepiej, potrafi ocenić o wiele lepiej. Jej charakter, jej moc, jej potęgę, która sprawia, że nie mówiąc ani słowa potrafiła złamać duszę człowieka na pół, posłać ciało płonącego jeszcze sekundy wcześniej mężczyzny na podłogę. Bezwładne w upadku jak marionetka, której ktoś przeciął wszystkie sznurki łączące z kierującą nią dłonią.

Miesza się jej wszystko na moment. Luka-Z-Koszmaru ponownie pociąga za spust i upada obok piromana. Poplamiony krwią list, który napisał upada na jego twarz jak całun. Obroża z jaśniejącego światła na szyi olbrzyma. Jaśniejące płomienie, które dla niej wciąż tańczą w powietrzu. Strzępy snów wirujące jak porwane wiatrem płatki śniegu. A pomiędzy tym wszystkim Camille - nieruchoma jak oko wściekłego cyklonu.

Długo patrzy na nią, do samego końca, do ostatniej chwili. Spojrzeniem, które po raz pierwszy jest nieodgadnione, w którym jest i wszystko, i nic. Powinna żałować tej kobiecej furii, która przerwała ich rozmowy, ich targi, ich wzajemne obietnice. Ale nie potrafi. Powinna się cieszyć, że zdążyli obiecać jej tylko milczenie. Ale tego nie potrafi także.

Gdy podbiega do Zuri, z całego serca żałuje za to jej bólu.


***


W samochodzie oddycha głęboko, przytula rozpalone czoło do szyby, splata dłonie razem, bo drżą jej palce. Zagubiona w myślach a może tylko śniąca na jawie. Dopiero, gdy przekraczają granicę dzielnicy dzieli się z resztą wizją, którą zobaczyła w lokalu. Molly. Różowy pokój. Zabawki. Strach. Samotność. Cienie dorosłych rozmawiających ponad nią.

- Wiedzieli, że jej szukamy - kończy, nie odrywając wzroku od przesuwającego się za szybą miasta. - Czułam, że mała sięgnęła do mnie. Czułam ją. - Marszczy brwi, odwraca mocniej głowę, żeby ukryć twarz. - Czułam, że to prawdziwe, ale nie wiem czy takie było naprawdę.


***


Gdy Dave pyta się jej czy potrafi jakoś do niego dołączyć, Ayo nie zna odpowiedzi. Ale noc jest jej czasem, jej świat pełen jest teraz snów i widziadeł, tak wyrazistych, że niemal przesłaniają jawę.

Jak prawdziwe są sny?

Nie myśli, nie planuje, po prostu sięga po strzęp śnienia - czarny jak skrawek nocy - nasyca go swoim oddechem, daje mu tchnienie życia. I pomiędzy jej dłońmi, na jej kolanach, powoli formuje się kształt niewielkiego ptaka. W tym jednym miejscu zaciera się granica pomiędzy jawą i snem.

Jak prawdziwe są sny?

Ayo otwiera szybę w drzwiach samochodu wpuszczając do środka chłodne powietrze. Sen-kruk łypie koralikami ciemnych oczu - tak samo bezdennych i czarnych jak oczy samej Ayo, której głowa ciężko opada na zagłówek fotela - i wylatuje noc.


***


Nie wie ile czasu mija zanim sen-kruk wraca, blednie, rozwiewa się i staje się tym czym był wcześniej. Ayo podnosi głowę, poprawia się na siedzeniu, przeciąga. Mruga, gdy czerń spływa z jej oczu. Patrzy na resztę zmartwiona.

- Dave został, chce jeszcze pokrążyć - mówi, wyciągając ze swojej przepastnej torby na ramię notes i długopis. Szybkimi, niecierpliwym kreskami kreśli plan budynku, samochody, osoby, które kręciły się na zewnątrz. - Camille mówiła prawdę. W klubie pełno ludzi. Głośna muzyka, daleko się niesie. Przy parkingu kręci się jakiś mężczyzna i wygląda jakby czegoś szukał. Bluza. Kaptur. Luźne spodnie. Jak zwykły facet z osiedla. W galerii łączącej kluz z hotelem jest coś dziwnego, ale to tylko wrażenie. Sam budynek hotelu otacza coś jakby para, jakby lekka mgła, ale nie budzi już takiego wrażenia jak sama galeria. W dwóch Lincolnach siedzą mężczyźni. Garnitury. Dobry fryzjer. Założyłabym się, że srebrne spinki przy mankietach. Stojący przy tym wejściu ochroniarze nas zauważyli. - Czubkiem długopisu wskazuje punkt, który na mapie zaznaczyła cyfrą siedem, przyczynę jej zmartwienia. - Jeden z nich wyciągnął broń. Łuk i kołczan ze strzałami. Świecące. Magiczne. Jak z baśni. Wtedy się rozdzieliliśmy z Łapką i wróciłam do was.

Popatrzyła wyczekująco, szczególnie na Aksela i Henry’ego. Martwiła się o Dave’a. Martwiła się o Molly. Martwiła się o każdego ze swoich towarzyszy. Nie znała się na strategii, nie znała się na taktyce, zazwyczaj kierowała się instynktem, emocjami, odruchami serca. Tylko teraz żadna z tych rzeczy nie była dobrym doradcą.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 09-10-2022 o 12:14.
obce jest offline  
Stary 09-10-2022, 13:35   #68
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Ogień parzył. Żar był nie do zniesienia. W najgorszych przypuszczeniach Henry nie spodziewał się, że ten dość niepozorny człowiek może dysponować aż taką mocą. Piroman usłyszał jego głos, prośbę, polecenie… Przygasł. Zadziałało!

Po chwili ogień zgasł jakby zalany strumieniem wody. Jednak nie za sprawą interwencji Henrego, a Camille. Władała nim podobnie jak barmanem. To było jej leże. Jej terytorium. Bozansky przeniósł wzrok na wystraszoną Zuri. Wyglądała na całą. Na szczęście. Niewiele brakowało.

Nagły, przeciągły pisk pagera przywołał urzędnika do rzeczywistości. Margaret! Cholera, ona pewnie umiera ze strachu o mnie! Która godzina? Henry całkowicie stracił poczucie czasu. Sytuacja w klubie wyglądała chwilowo na opanowaną. Bozansky szybko wybrał numer do domu.
- Halo.
- To ja, Henry.
- Henry! Nareszcie! Co się z tobą dzieje? Przecież ja tu odchodzę od zmysłów! Gdzie ty jesteś?
- Spokojnie. Nic mi nie grozi. Zająłem się pewną sprawą i… Przepraszam, opowiem ci jutro.
- Ale Henry!
- Proszę kochanie, nie denerwuj się. Na prawdę dam sobie radę. Idź spać i nie martw się o mnie.
- Ufam ci Henry, wiem że byś mnie nie okłamał, ale… proszę, uważaj na siebie.
- Oczywiście. Słodkich snów skarbie. Widzimy się rano.


To było trudne. Okłamał ją. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że ryzykuje. Nawet życiem. Wplątał się w to i nie wiedział jak się wyplątać. Rozum podpowiadał żeby wracać do domu. Do żony i dzieci. Przecież to nie była jego sprawa. I tak zrobił więcej niż policja, rodzina, znajomi czy sąsiedzi małej Molly. Jednak serce nie pozwalało. Jak by się czuł gdyby mała umarła, bo on się wycofał? Czy byłby w stanie dalej normalnie z tym żyć? Spojrzeć w lustro? Nie…
*
Zmierzali na miejsce. Do jaskini lwa. Do siedziby mafii... Bozansky cały czas bił się z myślami i starał utwierdzić w przekonaniu, że robi dobrze. Gdy Dave wyfrunął pod postacią kruka Henry znów uświadomił sobie, że przecież nic nie jest takim jakie mu się dotąd wydawało. Jeśli chciał być w stanie zadbać o swoją rodzinę, musiał rozumieć to co dzieje się w otaczającym go świecie. Porzucając misję, wycofując się, wracając do złudnego poczucia bezpieczeństwa odebrałby sobie możliwość zdobycia wiedzy i doświadczenia, które były niezbędne. To jak przyjęcie remisu, kiedy tylko wygrana gwarantuje awans do kolejnej rudny. Nie. Nie mógł się wycofać. Musiał poznać chociaż cześć prawdy.

Ayo usnęła. Nagle. Jakby ktoś w jednej chwili odebrał jej świadomość. Henremu przez moment wydawało się, że widzi drugiego kruka, który wyfruwa oknem i dołącza do Dave’a. To jednak było tylko złudzenie. Chyba…

A może jednak nie? Gdy Ayo ocknęła się zaczęła mówić o rzeczach, których nie mogła wiedzieć. Tak jakby nawiązała jakąś telepatyczną więź z ich uskrzydlonym towarzyszem. Klub. Pełno ludzi. Głośna muzyka. Dwa Lincolny. Łuk i strzały… A gdzieś wśród tego mała, wystraszona Molly. Jak ją uwolnić? Nie byli włamywaczami, szpiegami, ani skrytobójcami. Raczej trudno będzie wykraść ją niepostrzeżenie. Ewentualnie Dave, pod kolejną, zwierzęcą postacią mógłby się do niej przekraść. Tylko jak wtedy wyjdą? Chyba lepiej zagrać w otwarte karty. Podchody nie rokują zadowalających szans powodzenia. Jak grać z przeciwnikiem, który dostrzega każde niebezpieczeństwo? Każde wtrącenie. Każdego zaskakującego szacha?
- Nie kombinujmy. Po prostu grzecznie poprośmy o oddanie dziecka. Postaram się być przekonujący… - zaproponował Henry, nie mając jednak żadnej pewności, czy jego najprostszy z możliwych pomysłów, ma jakiekolwiek szanse powodzenia.
- Ale wcześniej rozdzielmy się. Jeśli zawiodę, będziecie mogli spróbować planu B. Zuri? Pójdziesz ze mną?
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 10-10-2022, 22:13   #69
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Szczęście sprzyja tylko ludziom zdecydowanym na wszystko…

Aksel trzymał jedną ręką kierownicę, drugą zaś podpierał na brodzie w zamyśleniu. „Oldi”, jak żartobliwie nazywał swoje auto, mknął, niczym po szynach, pozwalając swemu właścicielowi na dozę refleksji. Noc również sprawiła, że jazda mijała spokojnie bez dziennego tumultu, korków i rozdrażnień. Mężczyzna czuł obecność towarzyszy, mimo przestronności wnętrza auta. Była to dla niego nowość, bo długie lata zwykł podróżować samotnie. Sprawiał wrażenie niewzruszonego, lecz pod tą maską czaiło się wiele niewysłowionych obaw. Wybuch emocji Burrow ukazał jej niezrównoważenie. Ogień piromana naznaczył Zuri, chyba lekko zszokowaną cała sytuacją. Dave zniknął mu z pola widzenia, tak jak uczynił to w klubie. Chłopak był tajemniczy i wyraźnie pielęgnował relacje z Ayo. W lusterku dostrzegł, że dziewczyna niezwykle skupiona nad jakimś misterium kołysze głową w rytmie wystukanym przez resory na pofalowanym, ulicznym asfalcie. Potem jej głowa opadła, uchylona szyba łaskotała rześkim podmuchem, cień kruka zawinął krąg nad pojazdem i bezszelestnie zniknął w mglistych oparach nocy. – Chyba śnię… - pomyślał antykwariusz, chociaż tej nocy nic już nie powinno go zadziwić…

Jedynie Henry sprawiał wrażenie osadzonego tu i teraz, jako przeciwwaga dla tych wszystkich fenomenów, których doświadczał. Czy ich zdolności wystarczą, aby ocalić niewinne dziecię? Miejsce do którego zdążali, nawet jak na standardy miasta było upiornie niebezpieczne. Bragi czuł suchość w gardle, jeden haust w klubie podrażnił tylko jego pragnienie. Mimo wszystko wiedział, iż dobrze się stało, że nie miał okazji dokończyć tego drinka…

Ayo ocknęła się, zdając relację ze swego snu, który był zdecydowanie czymś więcej. Aksel uważnie wysłuchał kobiety, a później Bozanskyego. Zjechał na pobocze, mimo pustki wokół odruchowo włączył migacz. Popatrzył wpierw na urzędnika, na współpasażerki, a później wbił ponownie wzrok w mężczyznę siedzącego na przednim fotelu i rzekł stanowczo:

- Życie ci niemiłe, kolego? To najprawdziwsze cyngle, zabójcy, którzy nie mrugną okiem, posyłając ci kulkę. Chcesz, żeby twoja żona owdowiała jeszcze tej nocy, a dzieciaki zostały sierotami? Tu trzeba coś wymyślić! Prawdziwy fortel albo postawić wszystko na ryzykowną kartę…- zamyślił się, jakby wsłuchany w echo swych słów.
- I zadbać o to, aby pozostać incognito, bo wierz mi nie wybaczą nam tego…

- Poza tym, jeśli ktoś ma ryzykować to ja… - dokończył.

Brodacz milczał dłuższą chwilę w głębokiej zadumie. Gonitwa myśli ogarnęła jego umysł, lecz ostatecznie chyba sam był zdziwiony planem, który wyjawił reszcie Lśniących.

- Wysadzę was wcześniej, a potem podjadę do tych czarnych limuzyn i przetrę im karoserię, urwę lusterka… Nie puszczą tego płazem, jeśli mają charakter. Będziecie wtedy mieli wolną drogę, no może poza tymi małpiszonami przy drzwiach…

- Wycisnę ile mogę z auta i utopię je w rzece, zacierając trop. Dla tego dziecka warto coś poświęcić…

Nie dodał czy ma szansę wyjść z tego cało, bo sam racjonalnie nie oceniał swego szaleńczego pomysłu. Zresztą nie było teraz czasu na misterne koncepty, bowiem zbliżał się kres nocy… a tym samym kres nadziei…
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 10-10-2022 o 22:27.
Deszatie jest offline  
Stary 11-10-2022, 04:41   #70
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
- Aksel... nie podoba mi się Twój plan. Teraz to ty chcesz dużo zaryzykować. Za dużo... Oczywiście, nie ma tu bezpiecznego rozwiązania, jednak drażnienie tych bandytów to na prawdę nienajlepszy pomysł. Mimo to masz częściowo rację. Za dużo biorę na siebie i przeceniam własne możliwości. Po prostu liczę na rozsądek innych ludzi, ale fakt, oni nie zawsze go mają - Henry zasępił się - jeśli nie gramy w otwarte karty, to stańmy gdzieś poza ich widokiem, a Dave nich dokładnie ustali miejsce gdzie trzymają dziewczynkę. Może jest tam jakieś niepilnowane okno, szyb wentylacyjny, tylne wejście, cokolwiek. Ewentualną dywersję zostawmy sobie na sam moment, w którym będziemy wykradać Molly. Poza tym samochód będzie nam potrzebny do ucieczki. Samochód z kierowcą - podkreślił spoglądając na Aksela w wymowny sposób.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172