|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
20-01-2007, 17:10 | #31 |
Reputacja: 1 | W takim razie ruszam krokiem będącym próbą, zapewne śrenio udaną, połączenia szybkości, godności i ukrycia prawdziwych celów w stronę skrzyni z kompostem nieopodal karczmy i tak, by być niezauważonym, czynię swą powinność... Po wykonaniu wiadomych czynności odpalam fajkę z zielem i przystaję niedaleko drzwi karczmy opierając się plecami o jej ścianę (oczywiście tak, by topór dwuręczny nie wżynał mi się w plecy...). Bez zbytniego zaciekawienia obserwuję postaci nieopodal karczmy i delektuję się dymiącym specyfikiem z fajki. ciekawe kim są ci... hmm...ludzie... i czy o któryms z nich, pół elfie... opowiadał mi karczmarz... i czy przygotował dla mnie jakiś nocleg
__________________ Nie ma Sprawiedliwości. Jestem tylko Ja. |
20-01-2007, 20:11 | #32 |
Reputacja: 1 | Sorel Eltha Przyglądał się bacznie postaci, nie widział w niej nic złego. Jednak mówiła ona w języku nie zrozumiałym dla niego. Nie wiedział jak się z nią porozumieć. Wskazał na karczmę. Chodź. Machnął ręką, aby poszedł za nim. Sam udał się do karczmy. Kto to jest? Na demona nie wygląda, mówi dziwnym nie znanym mi językiem. Może to posłaniec Bogów? Czyżbym chcieli odwrócić moją dole? Znowu pytania i żadnej konkretnej odpowiedzi. Chodź dzielny niziołku, postawie Ci coś dobrego do picia i jedzenia. Przed wejściem ujrzał niską brodatą postać. Krasnolud! Pewnie zbójca! Czyżby wyznaczyli za mnie głowę? Ciekawe co ja im takiego złego zrozbiłem czym sobie zasłużyłem, by mnie ścigano. Czy to moja wina, że się taki urodziłem. Ach... ludzie. Nie mają za grosz współczucia dla niewinnych i cierpiąch ludzi. Wstrętni materialiści! Miotały nim różne uczucia. Nienawiść przeplatała się z lękiem. Wspomnienia porwracały. Miał ochotę zatopić swe smutki w alkoholu. Wszedł do karczmy. W pogotowiu miał swój długi miecz, trzymając ręke na rękojeści.
__________________ Yami yori mo nao kuraki mono, Yoru yori mo nao hukaki mono Konton no umi yo, tayutoishi mono, konjiki narishi yami no oo Ware koko ni nanji ni negau, ware koko ni nanji ni chikau Waga maeni tachifusagarishi subete no orokanaru mono ni Ware to nanji ga chikara mote hitoshiku horobi o ataen koto o! Giga Sureibu! |
20-01-2007, 21:44 | #33 |
Reputacja: 1 | Gdyby ktokolwiek w wiosce (wliczając w to półelfa, niziołka oraz dziwną postać) nie był zajęty właśnie tym czym był zajęty w chwili obecnej, a przy okazji posiadałby zdolność tropienia lub bardzo bystry wzrok lub też jakimś trafem miał wrodzoną intuicję, mógłby wypatrzyć na skraju lasu przed wioską pewną postać. Gdyby był znacznie bliżej zauważyłby, że postać ta jest wyższa niż przeciętny człowiek, ma jasne włosy opadające na ramiona oraz szpiczaste uszy i tak właściwie to, że najprawdopodobniej jest ona elfem. Elf miał na sobie ciemny płaszcz całkowicie skrywający resztę jego ubrania oprócz skórzanych butów. Przez plecy przewieszony był kołczan ze strzałami i łuk, o którym większość (zdecydowana, jeśli nie wszyscy) mieszkańców wioski mogłaby powiedzieć, że nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziała. Elf dobrze osłonięty przed wzrokiem innych już od jakiegoś czasu obserwował plac przed karczmą oraz wydarzenia, które zaistniały tam w przeciągu ostatnich kilkunastu minut. Widział próbę wykonania linczu na półelfie. "Mieszaniec" - pomyślał. Właściwie to czuł do nich nie tyle pogardę co im współczuł. Zawieszeni między dwoma światami. Niechciani przez nikogo. Mimo to nigdy nie pozwolił żadnemu z nich odczuć tego co myśli. Widział też niziołka, który zachowywał się nieco dziwnie. Niestety był tam również krasnolud. "Tych to zawsze wszędzie pełno" - nie przepadał za tymi gadatliwymi, pysznymi oraz nierzadko po prostu śmierdzącymi istotami. No i była też ta dziwna postać. Nigdy jeszcze nikogo ani niczego takiego nie widział. No cóż, ale też w wielu miejscach jeszcze nie był. Usiadł pod drzewem. Postanowił chwilowo poobserwować jeszcze przebieg wydarzeń. Właściwie i tak nie miał nic ciekawszego do roboty. Jedzenie miał (nazbierał rankiem trochę owoców w lesie) więc nie było czym się martwić. Pieniądze też były. Dopóki nie zostaną mu same miedziaki nie będzie się martwił o pracę. Takie miał podejście do życia. Wyciągnął z torby soczyste jabłko i ugryzł je...
__________________ "Angels Banished from heaven have no choice but to become demons" |
21-01-2007, 01:18 | #34 |
Reputacja: 1 | Marius Poczułęś ulgę, ale nie na długo. Nie masz pojęcia, co było w tym żarciu, ale musiało to być coś paskudnego skoro zagnało krasnoluda w krzaki. Nie minęło dużo czasu, a myśli o półelfie i ich towarzyszu oraz dziwnej proźbie karczamrza zastąpiły bardziej przyziene sprawy. Chyba jeszcze trochę czasu przyjdzie Ci spędzić w ukryciu... Sirhill Grupa w na drodze rozmawiała dalej w najlepsze dużo gestykulując, jakby...nie mogli się dogadać. Nagle zauważyłeś krasnoluda biegnącego ( w bardzo dziwny sposób) w stronę skrzyni z odpadkami. Nie widział Cię, ale Ty widziałeś go doskonale i ... słyszałeś. Gdy pojąłeś cel wizyty krasnoluda w tym osobliwym miejscu ( widoku wypiętej, krasnoludzkiej rzyci i nieciekawych odgłosów nie a się z niczym pomylić) jablko przestało Ci smakować. Wręcz chciało wrócić tam, skąd przyszło. Na szczeście dla Ciebie, twoją uwagę przykuła postać chowjąca się w mroku drzew. Jednak przed elfem z bystrym wzrokiem mało co się ukryję. Postacią okazał się ludzka kobieta szczelnie owinięta podartym, czarnym płaszczem. Na Twoje elfie oko mogła mieć najwyżej 27 lat. Była śliczna, tym wulgarnym ludzkim pięknem - kręcone długie ciene włosy ( z niezwykłym czerwonym pasmem), zadarty mały nosek i ładnie wykrojone duże usta) i wyraźnie przestraszona. Kuliła się za drzewem i usiłowała wypatrzeć coś w głębi lasu. Dłoń miała zaciśniętą, jaby coś w niej mocno trzymała. Było w niej coś niezwykłego, możę dziwny tatuaż na lewym policzku albo niezwykłe czarne linie na skroni, chowające się we włosach.
__________________ Abstynent - człowiek niepociągający. Jedna czysta owca może zatruć życie całej parszywej owczarni. |
21-01-2007, 09:14 | #35 |
Reputacja: 1 | Sirhill odwrócił swą uwagę od wioski i wydarzeń się tam rozgrywających. Wstał i ruszył po cichu w stronę, w którą patrzyła kobieta. Starał się aby go nie zauważyła. Patrzył raz w jej kierunku (nie chciał stracić jej z oczu), a raz w stronę lasu. Znalazł miejsce, którego doskonale widział i kobietę i mógł obserwować tą stronę lasu, w którą patrzyła. Postanowił poczekać na rozwój wydarzeń.
__________________ "Angels Banished from heaven have no choice but to become demons" |
21-01-2007, 09:21 | #36 |
Reputacja: 1 | -Hmm... wielkie dzięki. Nie chcę wiele, wystarczy tyle, abym miał dość sił na przetrwanie kolejnego dnia. W końcu nie chodzi o to, aby z życia czerpało się przyjemność. Jest to jedynie przystanek do innego świata, lepszego świata... - Rzekł Marius powoli pogrążając się w myślach. Wszedł za elfem do karczmy, rozmyślając ogólnie nad sensem życia, istnienia...
__________________ Popierajmy Arcyksiężną Milly! |
21-01-2007, 12:08 | #37 |
Reputacja: 1 | Karczmarz już czekał. Musiał was obserwować z okna. W ręku trzymał małą, lekką kuszę, która miała już swoje lata, ale jdnak pocisk to pocisk. Kiedy Sorel otworzył drzwi, dało się słyszeć dźwięk zwalnianego pocisku. Na szczęście karczmarz miał już swoje lata, więc zamiast w głowę, Sorel dostał w prawe ramię. Sorel - siła uderzenia sprawiła, że upadłeś na niziołka, który nie miał gdzie uskoczyć. sparaliżowany bólem, nie mogłeś poruszać ranną ręką. Na chwilę Cię zamroczyło, ale nie na tyle, by nie słyszećostatnich słów karczmarza. Karczmarz zawył z uciechy i wybiegł tylnymi drzwiami. Słyszeliście tylko oddalającego się konia i krzyk kaczmarza - Łowcy czarownic już po was idą! Najwyraźniej dziad pojechał wezwaćodsiecz z jakiegoś większego miasta. A zeznania świadków nie będą wam raczej przychylne. Czas ucieka Marius Najwyraźniej problemy żołądkowy bezpowrotnie minęły, a Ty znów mogłeś się cieszyć życiem... I jakimś zamieszaniem w karczmie. Sirhill Kobieta cały czaas stał na coś lub kogoś czekała. Co chwilęz napiciem patrzyła na swój nadgarstek, na którym świeciła przedziwna bransoletka. Poruszyła się, westchnęła i wyjęła coś spod płaszcza i nagle trzymała w ręku snop światła. Byłeś tak zaskoczony wdokiem, że nie zdążyłeś nigdzie uciec, gdy światło padło na Ciebie. Dziewczyna krzyknęła zaskoczona i wycelowała w Ciebie coś, co mogło być jedną z tych modnych ostatnio wśród ludzi i krasnoludów bronią palną, ale wyglądało znacznie groźniej. - Ty...- zaczęła w łamanym języku Imperiu. - Co robisz? - zawahcała się, jakby brakowało jej słów. - Nie wolno ci być.
__________________ Abstynent - człowiek niepociągający. Jedna czysta owca może zatruć życie całej parszywej owczarni. |
21-01-2007, 12:36 | #38 |
Reputacja: 1 | - Spokojnie - powiedział łagodnym głosem Sirhill, wysuwając przy okazji wewnętrzne części dłoni w jej kierunku, aby pokazać jej, że nie ma złych zamiarów - nie zrobię Ci krzywdy. - był przygotowany na szybki unik w razie gdyby kobieta próbowała go zaatakować. - Co tutaj robisz? Kim jesteś?
__________________ "Angels Banished from heaven have no choice but to become demons" |
21-01-2007, 12:56 | #39 |
Reputacja: 1 | Sirhill Kobieta rozjerzała się z przestrachem, jakby na kogoś lub na coś czekała. Ręka wyraźnie jej się trzęsła. - Nie człowiek...-znowu przerwa - Idź. Nagle nad Tobą jakby otworzylo się niebo, błysk światła oślepił cię, a silny ucisk w piersi nie pozwolił oddychać. Słyszałeś jeszcze krzyk kobiety w nieznaym języku. Kiedy zacząłeś odzyskiwać świadomość, pierwszy doznaniem zmysłowym był ciężki, ostry odór w powietrzu, a kiedy odzyskałeś wzrok omal nie krzyknąłeś z przerażenia. Była noc, ale całe niebo jarzyło się upiornym blaskiem. Nad Tobą wznosiły się wieże tak wielkie, że w pewnym momencie znikały z oczu. Wszędzie światła, jasno jak w dzień i ten okropny hałas złożony z głosów i czegoś, czego nie potrafiłeś nazwać. Się wkopałeś, było nie podchodzić
__________________ Abstynent - człowiek niepociągający. Jedna czysta owca może zatruć życie całej parszywej owczarni. |
21-01-2007, 13:48 | #40 |
Reputacja: 1 | No to zaczynam się martwić. Powiem jedno - nie chcę być tu sam. wyślij kogokolwiek, może być nawet śmierdzący krasnolud Otworzył oczy. Był sam. Ciemność. Bolało go wszystko. Czuł się jakby staranowało go stado niedźwiedzi. Nie mógł ruszyć ani ręką, ani nogą. Powoli wzrok przyzwyczaił się do ciemności. Widział przed sobą deski. Leżał na czy twardym. Spróbował ruszyć ręką w bok. Opór. Głową w bok. Deski... Myśl jak błyskawica - "NIE WYJDĘ STĄD!!!!" Chciał krzyknąć, ale nie mógł wydobyć z siebie głosu. Miał czymś zablokowane gardło. Poruszyło się. "Liadriell!!" Coś próbowało się wydostać z niego. Jego serce zaczęło walić jak opętane. Uderzył ręką w deskę. Jeszcze raz. Nie czuł bólu. Bił jak opętany na wszystkie strony. Po chwili osłabł. Zdał sobie sprawę, że nie ma nic w ustach. "Pomocy." - wychrypiał. Nagle coś uderzyło w deski od drugiej strony. Po chwili ponownie. Sirhill nie był w stanie nawet podnieść ręki i odpowiedzieć uderzeniem. Walenie było coraz głośniejsze i dochodziło z różnych stron. Chciał krzyknąć, ale nie mógł. Był przerażony. Bolała go głowa. Nagle zdał sobie sprawę, że to walenie dochodzi właśnie z jej środka. Ból był coraz większy. Nie mógł tego znieść. "ZARAZ ZWARIUJĘ!!!" - krzyknął w myślach ... Otworzył oczy. Hałas. Jasność. Podniesione głosy. "Gdzie jestem?" Był cały mokry. Bolały go wszystkie mięśnie i głowa. Rozejrzał się. Serce zabiło mu gwałtownie. Oczy wyraziły niemy krzyk. Leżał przed dwiema ścianami pnącymi się w górę. Wyglądało to jak jakiś kanion, tylko bardzo dziwnie. Stały tu jakieś rzeczy wykonane chyba z jakiegoś metalu. Ściany zaś nie mogły być naturalne bo były zbyt idealne. Mimo to nie widział jeszcze nigdy tak wysokich i szerokich wież lub budynków. Gdzieniegdzie na płaskiej powierzchni widać było kwadratowe otwory, które odbijały wszystko tak jak lustro. Popatrzył w górę. Niebo było błękitne z nielicznymi chmurami - chociaż jakieś takie zaciemnione, jakby za jakąś gęstą, brudną mgłą. "Magia?" - zapytał sam siebie. Nagle coś, jakiś wielki ptak, mignęło na kawałku nieba widocznym pomiędzy wieżami, wydając przy tym dziwny hałas. Popatrzył w dół. Było tu brudno. Gorzej niż w dzielnicy slumsów w Altdorfie lub krasnoludzkiej chacie. Podłoże wyłożone było jakimś dziwnym rodzajem bruku. Nigdy czegoś takiego nie widział. Przy metalowym czymś zobaczył zabawkę. Była brudna, nie miała oka i ręki - chyba była porzucona. Leżało tu jeszcze więcej rzeczy, których przeznaczenia oraz pochodzenia nie był pewien. Spojrzał wzdłuż ścian. Z jednej strony kończyły się one trzecią ścianą, trochę niższą, blokującą przejście. W drugą stronę ciągnęły się kawałek po czym kończyły się. Widać tam było spory ruch. Co chwilę przechodziła jakaś postać i dziwne zwierzęta czyniące spory hałas. Sprawdził swój ekwipunek i ruszył w tamtą stronę. "Muszę się dowiedzieć gdzie jestem" - jak przez mgłę pamiętał las i tamtą kobietę. Wycelowała w niego czymś. Chciał jej tylko pomóc. Co z nim zrobiła? Gdzie go przeniosła? Może już nie żyje? Tylko, że to miejsce nie było podobne do żadnego opisu miejsc gdzie może pójść dusza, osobowość czy co tam innego po śmierci. A zresztą poza potwornym bólem głowy i mięśni nie czuł się w żaden sposób martwy.
__________________ "Angels Banished from heaven have no choice but to become demons" |