|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
20-08-2007, 09:23 | #81 |
Reputacja: 1 | Susan nie cierpiała przemocy - złościła ją i przerażała. A tutaj, w tym nierzeczywistym świecie śmierć tego biedaka zdawała się być nieunikniona... i to okrutna śmierć. Zacisnęła powieki i starała się skupić na znalezieniu się 'gdzie indziej' - na początku chciała użyć swojego umysłu jako broni, precyzyjnego ostrza, chciała koncentracją zmienić tą (nie)rzeczywistość, stworzyć nową... trochę się jej to jednak wymknęło spod kontroli. Gdy zacisnęła powieki wciąż słyszała odgłosy tego miejsca, okrzyki miejscowych... czuła ich podekscytowanie zbliżającą się śmiercią Przybysza. Coraz mocniej starała się to zmienić... a jednocześnie traciła głowę. Było tak, jakby zamiast zmieniającej rzeczywistość kobiety stała teraz przed szafotem mała przerażona dziewczynka. "Niech to zniknie! Niech to się skończy! Znikaj!" - nieskładne myśli ogarniały ją coraz mocniej. *** Pachnąca żywicą cisza przerywana była od czasu do czasu ptasim trelem... Susan otworzyła oczy. Zaczynała się uspokajać, było tu tak cudownie inaczej... zebrała kilka kwiatów i wplotła we włosy - jednocześnie rozmyślając o swoim położeniu. "Ach, więc tak to działa... Może jednak naprawdę śnię?" - Uszczypnęła się mocno w ramię - zabolało naprawdę mocno, a czerwony ślad ani myślał znikać. - "No cóż, niestety nie. Tu jest cudnie - ale trzeba trzymać się razem. A najlepiej byłoby odszukać Dziwaka i nauczyć się od niego zmieniania tej rzeczywistości... może od tego warto by zacząć." Siadła wygodnie między wielkimi korzeniami starej sosny i zamknęła oczy. Tym razem pozwoliła myślom napływać powoli, kontrolując dokładnie każdą z nich. Starała się przypomnieć sobie oryginała o imieniu Dyl... na początku myślała o sprowadzeniu go do tego lasu, po chwili jednak zmieniła plan. Jeśli tamten szubieniczny plac był jego snem - lepiej, żeby nagle stamtąd nie znikał. Susan starała się skupić na samej postaci Dziwaka, i na znalezieniu się tam,gdzie on. Ostatnio edytowane przez Tahu-tahu : 20-08-2007 o 09:26. |
21-08-2007, 14:36 | #82 |
Administrator Reputacja: 1 | Argie postanowił pokręcić się chwilę w poszukiwaniu wymarzonej karczmy czy innego pubu. Po przejściu 50 metrów oparł się ze zrezygnowaniem o ścianę jakiegoś domu. ~Pomyślmy chwilę. Są dwie opcje. Albo poszedłem do zasranego piekła i okazało się, że przysmażanie ogniem nie jest najgorszą rzeczą, która może tam człowieka spotkać, albo w końcu usnąłem i mam jakiś koszmar.~ Argie zaczął się trzaskać po twarzy, bo tak robili ludzie, którzy chcieli sie obudzić w filmach. Rozejrzał się i zobaczył, że nic się nie zmieniło. ~Dobra to może inaczej. Spróbuję pójść spać tutaj to może obudzę się w realu. O świetny pomysł.~ Pokiwał do samego siebie głową i zgasił sztucznego papierosa. Ułożył się wygodnie pod ścianą budynku i z całych sił próbował usnąć wypełniając swój umysł wizją kąpieli w wannie pełnej piwa i otaczających go kobiet podających mu skręty. |
21-08-2007, 19:13 | #83 |
Reputacja: 1 | Myśl, myśl, myśl - w głowie Damiena myśli krążyły jak elektrony w atomie. Komórka wprowadziła zamieszanie. Ciekawe co zrobi druga komórka. On zaś stał jak kołek i nie mógł się ruszyć. Cała ta sytuacja przerastała go. Chyba. Zaszlak, wieszanie, Dyl. I Przybysz. Stał otoczony wieśniakami, którzy nie zamierzali chyba łatwo odpuścić. A skoro on wyglądał jak nie z tego świata, to znaczy że może być tym kimś o kim wspominał Sowizdrzał. Chyba Victor ma rację ze strzelbą - pierwszy raz zgadzał się ze swoją gorszą połową. Tylko, że nie ma tu strzelby... Widząc przeciskającą się w stronę Przybysza rudowłosą ruszył za nią. I tak nic nie przychodziło mu do głowy, a może większą grupą uda się wyrwać chłopaka z pierścienia. Obraz strzelby cały czas tańczył mu przed oczami.
__________________ ...and the Dead shall walk the Earth once more _. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._ |
27-08-2007, 11:06 | #84 |
Reputacja: 1 | Lustrując otaczający go chaos, Ricardo nie mógł oprzeć się wrażeniu, że wygląda to mniej więcej tak, jak praca w jego biurze na dzień przed zamknięciem projektu. Ludzie biegający panicznie w te i nazad, krzyki, przekleństwa, dziwne rzeczy latające w powietrzu, hity muzyki latynoamerykańskiej, kozioł ofiarny na którego reszta próbuję zrzucić swą własną nieudolność i powszechne przekonanie, że tu i teraz nastał koniec świata. Chłopak z doświadczenia zawodowego wiedział, że w takim przypadku projekt odniesie prawdziwy sukces bądź zakończy się totalną klapą. Pierwsze co zrobił to rozejrzał się po placu, szukając najdogodniejszego miejsca, środka i sposobu ewentualnej ucieczki. Sam dał by radę bez najmniejszego problemu, jednak mimo wszystko nie mógł zostawić kolegów z pracy, a tym bardziej Przybysza. - W razie jakbyśmy musieli się rozdzielić, spotkajmy się za dwadzieścia minut u „Staruszki Betsey”. Nie mam pojęcia gdzie to jest, ale miał tam na nas czekać ten pajac.- Zwrócił się do stojących obok Damiena i Sharon. Sam pospiesznie zbliżył się do podestu myśląc gorączkowo. Spojrzał na szubienicę. Pierwsze co przyszło mu do głowy to złapać z kimś sznur i podciąć nim nogi zgromadzonych wokół skazańca. Kiedy zakradł się od tyłu na podest, pomijając niewykonalność zadania, stwierdził że nie ma czasu na odwiązywanie liny. Dlatego, korzystając z tego, że Sharon podchwyciła jego pomysł z rozproszeniem uwagi, zdecydował się na coś jeszcze głupszego. Złapał węzeł szubieniczny i rozpuścił go do wyprostu liny. Następnie uczepił się mocno jej końca, zakołysał się razem z nią do tyłu i odbił się od drewnianej konstrukcji. Robiąc za niewydarzonego Tarzana, jednocześnie przeklinał, powtarzał sobie że to tylko sen i modlił się o cud. Z impetem wpadł w pierścień ludzi otaczający Przybysza, załapał go za rękę i z wrzaskiem: "W nogi!", wyrwał z nim w kierunku czegoś co wydawało mu się stajnią.
__________________ . . . . . Zwierzątka . . . . . |
02-09-2007, 19:32 | #85 |
Reputacja: 1 | Niepisana zasada Zaszlaku mówi: „W cudzym śnie nigdy nie staraj się wyśnić własnych zdarzeń, istot bądź przedmiotów”. Dawniej karano za to zesłaniem wprost w otchłanie Zapomnienia, teraz zaś mało kto chce się zbliżać do tych mrocznych terenów. Zamiast tego wielu Śniących decyduje się po prostu zabezpieczyć przed nieprzestrzegającymi tych praw… *** Sytuacja Damiena była o wiele mniej ciekawa. Kolejne myśli skupiające się na strzelbie towarzyszyły rodzącemu się bólowi głowy. Z początku był bardzo delikatny, ale dziwnie promieniujący- jakby cały mózg pracownika korporacji „New Dreams” nagle zaczął odmawiać posłuszeństwa, jakby cała jego głowa chciała mu pokazać, że potrafi mocno dokuczyć. Z chwili na chwilę ból stawał się coraz mocniejszy i w pewnym momencie, mimo iż obraz broni w myślach mężczyzny był aż niepokojąco realny, Warrick powoli osunął się w tym tłumie na kolana. Paraliżujący wszelkie zmysły ból rozpoczynający się od głowy „zajął” jakby całe jego ciało… A przed jego oczami migał niewyraźny obraz jego wymarzonej broni… Wszyscy ludzie zaczęli niemal krzyczeć, gdy tajemniczy przybysz zdecydował się wskoczyć na podest. Ricardo jeszcze przez chwilę zastanawiał się, czy nie wydać z siebie jakiegoś dzikiego odgłosu, jak zazwyczaj robili to bohaterowie filmów przed skokiem na lianie, lecz w ostatniej chwili powstrzymał się od tego pomysłu i poleciał w kierunku nieznajomego Przybysza… W filmach robili to zdecydowanie z większą finezją. Uciekający przed „złowieszczą Sharon” chłopi nie byli specjalną przeszkodą, a większość impetu i siły rozpędzonego Ricardo skierowała się wprost ku biednemu Przybyszowi, widowiskowo zwalając go na ziemię… Chwilę później Ricardo z mężczyzną biegli już w kierunku jednej z bocznych uliczek, w ślad za nimi podążała Sharon, która pomagała iść wręcz paraliżowanemu przez ból Damienowi. Wszyscy bowiem zdawali sobie sprawę, że nic nie trwa wiecznie- ani dzwonki w komórkach, ani wiara w magię wśród zaszlakowych chłopów… *** Wszystko zdawało się kręcić. Okoliczny las, bardzo podobny do tej baśniowej krainy, zdawał się być rozmyty, zdeformowany, pełen chaosu… Co rusz przed oczami kobiety przelatywała jakaś postać, czasem kilka na raz, wszystkie bliźniaczo podobne… Zawroty głowy, ogłupienie i te postacie… Czy to możliwe, że wszystkie przypominały Dyla? Niezbadane są rzeczy, które potrafią wyśnić umysły pracowników korporacji „New Dreams”… *** No cóż. Widać niektórzy spożytkowali czas na pracę. Naiwniacy… *** Jak powiedzieli, tak zrobili- po chwili wyruszyli, a Caroline nie pozostało nic innego, jak ruszyć za nimi. Ciągle w jej uszach brzmiał głos Pana Roga, ciągle jego specyficzny sposób mówienia i akcent nie mogły opuścić umysłu kobiety. Jego rozkaz i ta kość... Mógł wybrać jakiś przyjemniejszy przedmiot, chociażby szlachetny kamień, albo pierścień… O tak- po ekranizacjach powieści Tolkiena magiczne pierścienie były zdecydowanie bardziej modne niż kości… To wszystko stało się tak nagle… Jakby stanęła na jakiejś zapadni, jakby wpadła w ruchome piaski- nagle grunt uciekł spod nóg pani Lothee. Nie pomogły rozpaczliwe ruchy rękoma, nic nie dały krzyki- zapadła się w niebyt!? Ciężkie było spotkanie jej wątłego ciała z wydeptaną i co jakiś czas wykładaną kamieniami ulicą. Szybkie spojrzenie w lewo, w prawo- co to jest!? Średniowieczna wioska, ludzie ubrani jak Niemcy średniowiecznych czasach… I tłumy ludzi biegnących we wszystkie strony, poza jedną- skądś uciekali? W duszy Caroline Lothee przeklinała równie mocno siebie, Pana Roga, Butcha i Cringgle…
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. Ostatnio edytowane przez Kutak : 02-09-2007 o 19:34. |
03-09-2007, 19:02 | #86 |
Reputacja: 1 | Susan Pulasky nie należała do osób przesadnie strachliwych - od dawna sama dbała o swoje interesy i uważała, że idzie jej to całkiem nieźle. Dlaczego tym razem przejęcie inicjatywy - tak zazwyczaj skuteczne - nie zdało egzaminu? Więcej - dlaczego zdało się pogorszyć jej sytuację? Już po raz kolejny zaczęła ją ogarniać panika i Susan poczuła, że dłużej już tego nie zniesie - tego migotania, kolorów, zwielokrotnionych obrazów i zawrotów głowy. Który Dyl jest prawdziwy? Co ma zrobić? Miała po prostu dość. Zamknęła oczy. Usiadła i skryła twarz w dłoniach, łzy popłynęły prawie bezwiednie... i to właśnie najbardziej ją rozzłościło. Nienawidziła własnej słabości, nienawidziła jej z całej siły i walczyła z nią od dawna. Tu nikt jej nie widział - ale co z tego? Wstała i otworzyła oczy - tylko po to, by stwierdzić, że znów była w tym irytująco sielankowym lesie. Kopniak, jakim poczęstowała drzewo pomógł jej rozładować złość... a ból stopy przywrócił trzeźwe - o ile to było możliwe - myślenie. Susan ponownie usiadła i ukryła twarz w dłoniach - tym razem po to, by się uspokoić. Poczekać aż właściwy Dyl sam się pojawi. Może nawet zasnąć. "Najwyraźniej nie ja tu rządzę" - uznała, że musi się z tym przykrym faktem pogodzić - "Na razie." Ostatnio edytowane przez Tahu-tahu : 03-09-2007 o 19:10. |
03-09-2007, 21:29 | #87 |
Patronaty i PR Reputacja: 1 | - Biegiem! - rzuciłam do już i tak biegnącego Ricardo. Pędem biegliśmy przez ulice, które były dziwnie puste. No tak, chyba wszyscy byli na placu, przyszli popatrzeć jak wieszają Przybysza. To się dopiero nazywa zacofanie. Ciekawe czy gdybym ja żyła w takich czasach też bym przyszła popatrzeć? No tak, nieodpowiednie miejsce i zdecydowanie nieodpowiednia pora na takie rozmyślania. W tym zamyśleniu prawie wpadłam na Argrieve'a. Wyglądał na trochę zdezorientowanego tym co się dzieje. Właściwie to on chyba nie wie co się dzieje. Wygląda na takiego co to się opiernicza zamiast pomagać innym, rzeczywiście chyba nie było go z nami podczas ratowania Przybysza. I gdzie do cholery podziała sie ta laska w blond włosach? - Wie ktoś jak trafić do tego całego Dyla? Orientacja w terenie to nie jest moja mocna strona.
__________________ Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher |
05-09-2007, 19:38 | #88 |
Reputacja: 1 | - Gdzie...co...jak... - zdołał wypowiedzieć Damien. Ciągnięty przez Sharon skupił się całkowicie na bólu i nie rejestrował tego, co się wokół niego dzieje. Jeszcze nigdy nie czuł takiego bólu - jeszcze nigdy nie był w takiej sytuacji. Co też go podkusiło z tą strzelbą. Pewnie gdzieś tam, w dole Victor śmiał się do łez nie mogąc złapać oddechu. A Damien nic nie widział zza swoich okularów i łez, które zalewały mu oczy. Gdy poczuł, ze wszyscy stanęli, nieudolnie próbował złapać równowagę i wyprostować się. Wyglądał jak pijany lub naprany prochami. Ból nie ustępował i Damien prosił, by już sobie poszedł i go zostawił. Zatoczył się, ale złapał ściany i nie upadł. Jak przez deszczową szybę widział czarnowłosą i jakąś inną postać. Do jego uszu wpadło słowo "Dyl", ale nie miał chwili by się nim zająć. Nie teraz. Nie przy takim bólu.
__________________ ...and the Dead shall walk the Earth once more _. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._ |
05-09-2007, 23:44 | #89 |
Reputacja: 1 | Po pierwszym szoku Caroline uśmiechnęła się krzywo. Pan Rog mówił, że to nie jest sen. Okłamał ją. To był sen - tego akurat Caroline była pewniejsza bardziej, niż tego, że stoi teraz na brukowanej kocimi łbami ulicy. To był sen, ale... nie jej. I to było w tym wszystkim najdziwniejsze! Caroline próbowała zaczepić pierwszego biegnącego człowieka, ale nie zatrzymał się, tak samo jak kolejny. Chciała tylko dowiedzieć się co się dzieje, pytała każdego kto przebiegał obok, każdego kto ją potrącał. Wreszcie ktoś zwrócił na nią uwagę, ale rzucił tylko oględną uwagę o "Czarodziejach!", "Nieudanej egzekucji!" i "Magicznych kamieniach rzucanych przez wiedźmę!". Pani Lothee nie widząc innego wyjścia postanowiła iść w stronę, z której wszyscy uciekali. Przeciskając się przez tłum, prawie płynąc pod prąd nagle potknęła się o coś i niemal upadła. Gdy ciżba trochę się rozluźniła, zobaczyła na ziemi... telefon komórkowy. Ludzie biegnąc przed siebie kopali go, potykali się o niego. Caroline podniosła przedmiot - całkowicie już bezużyteczny, roztrzaskany. Znowu krzywo uśmiechnęła się sama do siebie, ścisnęła go w ręce i pewniej już szła w stronę niemal opustoszałego już placu i szubienicy. |
15-09-2007, 17:18 | #90 |
Reputacja: 1 | Ricardo biegł dręczony myślą o bohaterach filmowych którzy uciekając przez 10 minut wykonywali wymyślne akrobacje, strzelali do siebie, rozmawiali, romansowali i Bóg wie co jeszcze. Po chwili panicznego biegu przez miasto Ricardo dostał kolki i stłukł sobie kolano przeskakując przez przeszkodę. -Wybacz, że pytanie nie na miejscu, ale powiedz mi kim jesteś i jak się tu znala... - wystawiona noga leżącego człowieka sprawiła, że chłopak stracił równowagę. -Ty? No dobra nie ma teraz czasu na gadanie. Uciekamy bandzie rozjuszonych tubylców, w związku z tym proponuję udać się czym prędzej do "Staruszki Betsey" gdziekolwiek by to nie było i zabierać się stąd. - Wysapał prawie jednym tchem Ricardo. - Chodźmy stąd, czy schowajmy się gdzieś nie wiem. - Rozejrzał się wokół chcąc sprawdzić, czy nikt ich nie goni. - A ty -zwrócił sie do przybysza - jesteś nam winien parę wyjaśnień.
__________________ . . . . . Zwierzątka . . . . . |