|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
27-04-2007, 23:05 | #131 |
Reputacja: 1 | Nicolette Rokouir Zadziwiona trochę znajomością francuskiego przez Eddiego, przysłuchiwałam się rozmowie. Jakoś nie byłam szczęśliwa z powodu plantacji marihuany. Dodatkowo, gdy poczułam ten zapach, z liści schowanych w kieszeni przez Eddiego, stanęły mi przed oczami obrazy sprzed 12 lat. Pamiętam go. Jeden z drani, którzy zabili Kevina palił coś takiego. Ten zapach dręczył mnie przez tyle lat. A teraz, gdy się od niego uwolniłam, znów wraca. Z nieobecnym wzrokiem wpatrywałam się w las. Po chwili usłyszałam, że Terry chce iść na tą plantację. - Taaa. Jasne! Idź tam, a właściciele Cię zastrzelą. Całkowicie Zgadzam się z Charlotte. Nie powinniśmy tam chodzić. To prawie jak samobójstwo! Życzę szczęścia do walki włócznią, przeciwko broni palnej. Ale co ja będę mówić. Jesteś dorosły - Powiedziała i wzruszyła ramionami. Poszła do szałasu i usiadła przy Véronique, jak najdalej od Eddiego i jego marihuany. - Nie chcę mieć z prochami nic wspólnego. - Powiedziała do niego. Był zwykłym narkomanem. Takim jak Ci, którzy zabili Kevina... Siedziała z boku i przysłuchiwała sie temu, co mówią.
__________________ A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam. |
27-04-2007, 23:36 | #132 |
Reputacja: 1 | Terry Bogard Dreptałem powoli przez busz, rozglądając się bacznie dookoła, przystanąłem na chwile, żeby zebrać kolejny kamień do mojej procy. Wstałem, obejrzałem się do tyłu, w oddali nie było już widać obozowiska, ciekawe co robią. Jeszcze te słowa Nicolette która mówiła że mnie zabiją. Spuściłem głowę i pomyślałem "szkoda że nie ma tutaj mojego brata Chad'a, z nim poszedłbym wszędzie, nawet żeby napaść mafie. Dzida, proca to nie jest najlepsza broń do walki z handlarzami. Już wiem co zrobię." Pobiegłem trochę na bok rozglądając się dookoła. Biorę jakiś cieniutki bambus, patrze czy jest prześwit, "dobre". Potem szukam trochę igiełek, a następnie dzidą zabijam małą kolorową żabkę która jest strasznie jadowita. Smaruje kolce po czym wbijam je w ubranie tak żebym sam sie nimi nie ukuł i jednocześnie żeby łatwo je było wyjąć. Na koniec smaruje czubek dzidy w reszcie żabki. Mam nadzieje że taka broń wystarczy, jednocześnie liczę że jej nie będę musiał używać. Teraz jestem gotów, podążam dalej, najlepiej żeby dostał się tam nocą, wtedy miałbym większe szanse. W tym lesie i tak nie znajdę nikogo gorszego od handlarzy, więc czego się tu bać. Staram się dreptać cicho jak tylko sie da, jednocześnie rozglądając się wszędzie. W między czasie rozmyślam "Nie mogą mnie zabić, nie mogą, muszę wrócić do obozu, muszę, niech ci handlarze nie mają broni palnej tylko białą a ja już się z nimi rozprawie. Walczyłem tyle razy w moim życiu że nawet nie pamiętam już połowy walk. A jeśli ci handlarze mają łódki to jest szansa żeby się stąd wydostać, wtedy wrócę i będziemy mogli razem się stąd wydostać." Wszędzie byłą cisza a ja dreptałem tak w kierunku plantacji.
__________________ "I never make the same mistakes twice" -- by Me :P |
28-04-2007, 02:34 | #133 |
Reputacja: 1 | - Plantacja ziela? - rzekł Matthew podejrzliwie - Zauważyliście kępę jakichś krzaczorów i od razu myślicie, że ktoś to tu hoduje? - zaśmiał się kpiąco. Wstał z plaży, wyszedł w stronę dżungli, rozejrzał się i powiedział: - Tak samo mówił o 'ratowniczym statku' ten irytujący pseudoglina spod drzewa. Mat pokręcił tylko głową, po czym przysiadł po turecku przy szałasie. |
28-04-2007, 14:05 | #134 |
Reputacja: 1 | Zauważyłam że Veronika zaczyna się budzić. Mówiła po francusku dobrze, że się go uczyłam w szkole. Więc odpowiadam jej w tym samym języku. "Ocknęłaś się to dobrze. Jestem Christine. - uśmiecham się - Nic Cię nie boli? Chcesz się może napić?" Pomagam jej usiąść i wyciągam w jej stronę miseczkę z wydrążonego kokosa napełnioną wodą i przykładam jej do ust.
__________________ :swir: I don't suffer from my insanity, I enjoy it. :swir: |
29-04-2007, 17:03 | #135 |
Reputacja: 1 | - Miło cię poznać, Christine – odpowiedziałam, odstawiając kokosową miseczkę na bok. Rozejrzałam się dookoła, po czym stwierdziłam, iż znajduję się w czymś, co do złudzenia przypomina szałas, albo nawet to było szałasem. W każdym bądź razie było tu całkiem przytulnie. - Jeśli nie liczyć potwornego bólu głowy, który na szczęście powoli mija, to ogólnie nic mi nie jest – odpowiedziałam, a kiedy spróbowałam ruszyć ręką, poczułam okropny ból, który szybko minął... na szczęście. – Chyba stłukłam sobie ramię – stwierdziłam. - A ty, jak masz na imię? – zwróciłam się do dziewczyny, która siedziała niedaleko mnie... do tej samej, która wcześniej poinformowała mnie o katastrofie. Na samą myśl o tym wypadku, poczułam jak ściska mnie w gardle. I co się stało z Fioną? Miałam ogromną, lecz złudną, nadzieję, iż przeżyła...
__________________ Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska? Niepisana, wędrowna, wróżebna. Naszeptała ją babom noc srebrna, Naświetliła luna świętojańska. |
29-04-2007, 17:41 | #136 |
Reputacja: 1 | Nicolette Rokouir - Jestem Nicolette Rokouir. Pochodzę z Francji... Ty chyba też jesteś Francuską? - Powiedziałam. Widziałam, że jest zdenerwowana. Zresztą kto by nie był... My już zdążyliśmy się przyzwyczaić, a ona dopiero się ocknęła... Mamy przechlapane. Pomyślałam. prawie-bezludna wyspa, plantacja marihuany, wielkie komary, ulewy, wichury, dzikie zwierzęta, trujące owoce, dzieciak do opieki... - Zaraz, gdzie jest ten mały... Widział go ktoś? - Zapytałam. Ostatnio widziałam go chyba wczoraj... Wcześniej ciągle kręcił się pod nogami, a teraz go nie ma...
__________________ A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam. Ostatnio edytowane przez Odyseja : 30-04-2007 o 13:32. |
29-04-2007, 23:35 | #137 |
Reputacja: 1 | Bolały mnie nogi chodzenie na bosaka po małych ostrych muszelkach nie należy do przyjemnośi.Ale opłaciło się.Znalazłam moją torbę!Co prawda przez nie zamknięty zamek wypłynęła znaczna jej zawartość,ale zostało w niej parę przydatnych rzeczy np.zestaw do manicur małe cążki i pilniczki napewno przydadzą sie Matthew.Bikini,szorty i klapki były za to dla mnie błogosławieństwem bo ile można biegac prawie na golasa!Z kolei nieprzemakalną torbe będzie można użyć jako pojemnik do noszenia wody.Idąc plażą usłyszałam wesołe okrzyki.Zwabiona tym hałasem wróciłam do naszego prowizorycznego obozu.-Tak to jest Cię o coś poprosić,"poszukaj torby",a on wraca z zielem!-kopnęłam Eddiego w kostkę NAPRAWDĘ MU SIĘ NALEŻAŁO!-Ooo -aż mnie zatkało ze zdziwienia na widok nowej,-Lena-wyciągnęlam do niej rękę-Pani ze statku czy tutejsza?-uśmiechnęłam się krzywo taksujęc dziewczynę wzrokiem. |
30-04-2007, 13:14 | #138 |
Reputacja: 1 | Terry Udałeś się na plantację. Wczasie krótkiej podróży dołączył do ciebie znany ci z widoku labrador. Był on wychudzony, lecz biegał, merdając ogonem wokół ciebie. Naszczęście nie szczekał, ani nie skomlał zbyt głośno. Wkońcu pole marichuainy ukazało się przed tobą. Teraz byłeś pewien, że narkotyki na wyspie to nie jest żaden mit. Twoim oczom ukazały się dwie wieżyczki strażnicze. Nie można było zobaczyć ile jest na nich osób, lecz napewno nie były opustoszone. Zdrowy rozsądek nie pozwolił Ci wyjść z ukrycia, jednak pies nie był aż tak bardzo mądry. Wybiegł on szczęśliwy z za drzew prosto w plantację. Po chwili było słychać parę strzałów. Naszczęście Oskar nie odniósł żadnych większych ran, co stwierdziłeś gdy wystraszony powrócił do ciebie. Wieża - Mike, patrz się jakiś futrzak biegnie przez nasze skarby! - Krzyknął zachrypnięty mężczyzna i złapał za broń. - Kurde, stary skąd na tej wyspie mógł się wziąść rasowy labrador! Strzelaj... - Odpowiedział równie obleśny głos - Szefunio nas zabije jak się dowie że ktoś tu jest, choćmy dzisiaj sprawdzić lepiej wyspę - Ok. Oczywiście Terry, nie słyszałeś tego Reszta Zrobiło się trochę zamieszania wokół Veroniki. Nawet nie spostrzegliście jak zaczął padać deszcz. Zrobiło się naprawdę zimno. Na nieszczęście ognisko wam zgasło, a zapałki były już od dawna przemoczone atlantycką wodą. |
30-04-2007, 14:26 | #139 |
Reputacja: 1 | Terry Boragd Rozglądałem się po plantacji by policzyć ludzi lecz nie mogłem nic dostrzec. Gdy nagle pies wyskoczył zadowolony na plantacje. Padł strzał a pies cały postrachany wrócił do mnie. Zaklałem po cichu: - Kur... MAĆ, jeb...... pies. Zabije cię przyrzekam. Pomyślałem sobie cholera no teraz to na pewno się pofatygują tutaj przyjść a może nawet zwiedzić okolice w końcu co robi lablador na wyspie. Nie mogę biec przez krzaki jak popiepszony bo połamie wszystkie gałęzie i znajdą nas a tak to mamy większe szanse Schowam się i przeczekam sprawe. Wziołem psa i pomyślałem: "Kur... gdyby nie ten pies wybadałbym sprawę, mogłeś zdechnąć na tej plantacji lepiej byś mi się przysłużył. A tak teraz oni tu idą i mam przesrane a jak będę się chciał schować w krzakach to pewno będziesz skomlać". Biorę psa i chowie się daleko w krzakach jednak tak by widzieć ilu ludzi tu podejdzie. W między czasie związuje psu pysk kawałkiem mojego ubrania tylko tak by nie dał rady tego ściągnąć i każe mu być cicho. Jednocześnie patrze na niego groźnie i staram się mu dać do zrozumienia że jeśli choć trochę się odezwie lub zrobi jaki kolwiek ruch - zginę. Jedną ręką pilnuje by nie zdjął tego z pyska a drugą ładuje do dmuchawki igłę i wypatruje co się będzie działo. Myślę sobie jednocześnie "Jeśli zginę to przez ciebie durny psie to wiedz że zabiorę cię ze sobą osobiście. Musiałeś się napatoczyć, chciałem tylko obakać teren a tak to będzie jadka." Na koniec przygotowuje sobie kamień w razie czego żeby odwrócić ich uwagę. Czekam sobie spokojnie w pełni gotowy na wszystko nawet na rzut dzidą, splunięcie dmuchawką, rzucenie kamieniem nawet psem jestem gotów chodźcie parszywe dziady nie pozwolę nas terroryzować. A z tobą psię się policzę.
__________________ "I never make the same mistakes twice" -- by Me :P Ostatnio edytowane przez Lavi : 30-04-2007 o 14:33. |
30-04-2007, 15:08 | #140 |
Reputacja: 1 | -My tu gadu gadu,a kto miał pilnować ognia!-zezłośiłam się widząc,że deszcz zgasił ognisko.Popatrzyłam po pozostałych w półmroku i siąpiącym deszczu wyglądaliśmy żałośnie.-Trudno choćmy lepiej spać,jutro będzie trzeba skrzesać ogień i zastanowić się nad tą domniemaną plantacją marii,mam nadzieję że to tylko jakieś dzikie poletko-westchnęłam głęboko-widziałam kiedyś taki film o dzieiakach na rzekomo bezludnej wyspie,która okazała się siedzibą handlarzy narkotyków i nie chciała bym skończyć tak jak oni. |