|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
26-04-2007, 21:10 | #121 |
Reputacja: 1 | Terry Bogard Spojrzałem na ową piękną kobietę leżącą na plaży, Nicolette zagaiła do niej coś po francusku. Nie wiem co bo nie znam francuskiego, ale pewnie coś na przywitanie. Nie wiem czy rozumie po angielsku więc patrzyłem na nią przez chwile po czym powiedziałem: - Witaj, może chcesz się coś zjeść lub napić się słodkie wody ? - nie wiem czy mnie zrozumiała ale gestami wskazałem na nasz obóz. Słońce praży, musi wejść w cień bo dostanie udaru, nie wiadomo ile leży na tej plaży. Właśnie teraz zdałem sobie sprawę że może być więcej rozbitków i może nie będziemy tutaj tacy samotni jak nam sie wydaje. Dla mnie każda nowa twarz jest mile widziana, może spotkam kogoś z kim się zaprzyjaźnię. Przydałby mi sie taki prawdziwy przyjaciel może nie znajdę takiego jak Chad który jest dla mnie jak brat ale taki prawdziwy który by mnie wspierał i mi pomógł w ciężkiej sytuacji. Ciekawe co u Chad'a, mam nadzieje że jego poszukiwania już się rozpoczęły. Pomyślałem sobie "Bracie liczę na ciebie zarówno ja jak ci ludzie. Mam nadzieje że pomożesz nam się stąd wydostać, przynajmniej się postaraj". Popatrzyłem na resztę towarzyszy, by zobaczyć ich reakcje na tą sytuacje. Faceci z tej wyspy na pewno już się ślinią na widok tej kobiety, nie powiem też mi sie podoba no ale nie możemy na nią tak od razu naskakiwać, jest w szoku, musi się pozbierać, zdać sobie sprawę że jest na bezludnej wyspie. Słysząc słowa Eddiego iż na wyspie jest plantacja Marihuany, zmartwiłem się. Plantacja + Maryśka = Handlarze z bronią. Po krótkiej chwili powiedziałem: - Eddi ma racje, trzeba się gdzieś zaszyć inaczej może być ostro, przynajmniej trzeba przenieść obóz bardziej w głąb buszu, żeby nie było go widać z brzegu. Ogniska, musimy albo zapalać w dzień albo zasłaniać żeby go nie było widać w nocy. Uważam też iż przydałoby się wystawić warte w nocy. Przydałaby nam się też jakaś prowizoryczna broń. Jakby coś mogę się tym zająć. A co wy o tym sądzicie ? - No i jeszcze jedna sprawa, naszą nową lokatorkę na razie trzeba stąd, przenieść. Nie powinna siedzieć w słońcu, niech odpocznie trochę w szałasie.
__________________ "I never make the same mistakes twice" -- by Me :P |
26-04-2007, 21:26 | #122 |
Reputacja: 1 | Véronique Buckley Szybko zerwałam się na równe nogi, rozglądając się gorączkowo dookoła siebie. Nie zrozumiałam wszystkich słów, które wypowiedziała ta kobieta, bo w końcu wyjechałam z Francji w wieku sześciu lat, ale ogólny sens tego, co próbowała mi przekazać, na szczęście zrozumiałam. Bezludna wyspa? Katastrofa na morzu?! - Nie, nie chcę żadnego jedzenia, żadnego odpoczynku... – zaczęłam panicznie rozglądać się, jakbym kogoś poszukiwała. – Gdzie jest Fiona?! Moja siostra... Gdzie ona jest?! – krzyczałam, mając nadzieję, że nieznajomi mi odpowiedzą, ale skąd niby mieli wiedzieć? Nagle poczułam ostry ból gdzieś w okolicach skroni. Świat zawirował mi przed oczyma, następnie zrobiło się ciemno i tylko poczułam jak upadam na ciepły, wilgotny piasek...
__________________ Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska? Niepisana, wędrowna, wróżebna. Naszeptała ją babom noc srebrna, Naświetliła luna świętojańska. Ostatnio edytowane przez Cold : 26-04-2007 o 21:34. |
27-04-2007, 15:01 | #123 |
Reputacja: 1 | Charlotte Livingstone "Terry z tą bronią to nawet dobry pomysł nie powiem oni będą mieli broń palną a ty dzidę nie ma jak wyrównana walka chętnie na to popatrzę." - powiedziałam Terr'emu sarkastycznie. "Z resztą po co na bezludnej wyspie mieli by być handlarze bronią? Komu by ją sprzedawali sobie na wzajem czy co?" W trakcie mówienia zauważam jak dziewczyna mdleje 'No pięknie jeszcze tego brakowało.' - myślę. "Terry weź ją przenieś do szałasu tylko delikatnie żebyś jej nie uszkodził przypadkiem. A ty Eddi nie waż się palić tej marychy bo już cię ostrzegam, że jak się jakiegoś świństwa od tego nabawisz to zbyt dobrze tu ci pomóc nie będziemy mogli z wiadomych powodów." Idę w stronę szałasu i przygotowuję miejsce dla Veroniki. Moczę w chłodnej wodzie kawałek szmaty i kładę jej ją na czoło po tym jak Terry położył ją w szałasie.
__________________ :swir: I don't suffer from my insanity, I enjoy it. :swir: |
27-04-2007, 15:46 | #124 |
Reputacja: 1 | Eddie - Dobrze, mamo... - uśmiechnąłem się do Charlotte. - A może lepiej szefie? Wyobraź sobie, że często ludzie z bronią palną ginęli z rąk tubylców uzbrojonych w "zaostrzone owoce mango", jak zwykli mówić angielscy oficerowie. W pełni rozumiem Twoje obawy, jednak lepiej jest mieć broń niż jej nie mieć. Co zaś się tyczy handlarzy bronią... Jeśli handlują narkotykami, mogą też i bronią, i żywym towarem. A jeśli nawet nie, to zapewne chętnie sprzedadzą nam po cenie hurtowej parę naboji siedem, sześćdziesiąt-dwa. Ostentacyjnie wyciągam kilka topów i zaczynam je rolować. Nie zamierzam bynajmniej robić zielonego cygara. Chcę po prostu podziałać na nerwy mojej rozmówczyni. Po chwili zabawy zaczynam zlizywać z palców zasychającą, aromatyczną żywicę. - Chyba zapominasz, że haszysz to lekarstwo. Każdy lekarz, farmaceuta, a zwłaszcza lekoman wie jak go dawkować, by nie narazić się na nieprzyjemne skutki działań ubocznych... Plan na najbliższe chwile wygląda obiecująco. Pokłócę się chwileczkę, potem do szałasu, zerwać jakiego solidnego liścia, wysuszyć trawę, tytoń (jeśli nie zdążył już sam stracić wilgotnośc w kieszeni), nabić lufkę, ściągnąć malutką chmurkę... "Koniecznie muszę zaproponować bucha Charlotte..."
__________________ Znowu boli (blog)... |
27-04-2007, 16:34 | #125 |
Reputacja: 1 | Terry Bogard Popatrzyłem na Charlotte która śmiałą się z mojego pomysłu z dzidami. Podparłem boki rękami i powiedziałem: - Ej to nie fair. Nawet nie wiesz co potrafię i się ze mnie śmiejesz. Nie bawię się tak. Poza tym nie będę do niego podbiegał tylko rzucę do niego dzidą. - powiedziałem lekko pod irytowany. W między czasie ukląkłem i powoli wziąłem Veronikę bardzo delikatnie na ręce i powoli zmierzałem do szałasu jednocześnie mówiąc do Charlotte: - Podczas walki wręcz i na broń białą nie maja ze mną szans, a jak zdobędę ich broń to też będę umiał z niej strzelać, tak wiec spokojna twoja rozczochrana - zaśmiałem się, lekko drwiąc z niej. Położyłem ją delikatnie w szałasie, po czym usiadłem sobie obok na jakimś kamyku i patrzyłem jak Charlotte kładzie jej na głowie mokrą szmatę po czym zapytałem: - Mam nadzieje że ta szmata nie jest z moich ubrań, he he he - zażartowałem. - A właśnie nie widziałaś może mojej czapki gdzieś na plaży, taka czerwono-biała ? - I jak co z nią ? Doznała szoku, przez to nasze paplanie o całej tej plantacji, bezludnej wyspie i tak dalej. Właśnie zdałem sobie sprawę że to chyba przeze mnie zemdlałą, bo to ja nagadałem o obronie przed handlarzami. Popełniłem błąd, pomyślałem przez chwilkę po czym powiedziałem: - yyyyy..... coś mi sie wydaje że przeze mnie zemdlała, bo to ja nawinąłem o zorganizowaniu broni. To może ja sobie już pójdę zanim sie obudzi hi hi - zaśmiałem się, udając niewinnego w miedzy czasie drapiąc się ręką z tyły głowy. Widząc moje rzeczy leżące na ziemi, wstałem powiesiłem je gdzieś na ścianie po czym ponownie usiadłem na kamieniu i zagaiłem do Charlotte: - Hmm a może wybiorę się zobaczyć całą tą plantacje i obakać czy kogoś tam nie ma. I tak nie mam nic ciekawszego do roboty. Jak myślisz ? Spojrzałem na Charlotte by zobaczyć na jej twarzy co o tym myśli.
__________________ "I never make the same mistakes twice" -- by Me :P Ostatnio edytowane przez Lavi : 27-04-2007 o 16:37. |
27-04-2007, 18:18 | #126 |
Reputacja: 1 | "Rekord świata w rzucie oszczepem gdzie są to zawodnicy przygotowywani przez lata plus specjalnie wyważane oszczepy to jakieś 98 metrów szybkość ok 30 m/s. Prędkość pocisku z pistoletu to około 1000 m/s. Przyjmując, że uda ci się chociaż do tego zbliżyć to zanim w kogoś rzucisz będziesz już miał w sobie z pięć kulek luźno licząc." - Odpowiadam Terr'emu z uśmiechem. "Eddie, Eddie, Eddie nie żyjemy w średniowieczu. Gdyby cię ząb bolał to byś sobie do ucha włożył gorący pręt a na katar wąchał skarpety noszone jeszcze przez twojego dziadka? Powodzenia w tych terapiach." Zdejmuję z rusztu upieczone kraby i kładę je na liściu bananowca by nieco ostygły. Zmieniam Veronice kompres i ponownie zwracam się do Terr'ego. "Idź tylko uważaj na siebie,"
__________________ :swir: I don't suffer from my insanity, I enjoy it. :swir: |
27-04-2007, 19:47 | #127 |
Reputacja: 1 | Terry Bogard Popatrzyłem na Charlotte z lekko zdziwiony po czym odparłem: - No i co z tego że 100 m, najwyżej dostane kulkę nie mam nic do stracenia. Poza tym on też musi mnie jeszcze trafić a to nie jest takie łatwe jak się większości ludziom wydaje. - uśmiechnął się drwiąco. Ciekawe czy faktycznie kogoś tam spotkam na tej plantacji, lepiej zrobię sobie prowizoryczną dzidę, proce i jakby się udało to łuk. Musze się przygotować na najgorsze, wezmę przynajmniej dzidę na początek bo z łuku nie dam rady zrobić dziś. Charlotte wygłosiła wykład kolejnej osobie, gdy skończyła powiedziała mi żebym szedł i na siebie uważał, na co ja odparłem: - Czyżbyś sie martwiła o mnie ? - Uśmiechnąłem się po czym ponownie powiedziałem - Spokojnie Charlotte jestem dużym chłopcem umiem o siebie zadbać. Nie czekajcie na mnie z obiadem - trzymaj się. Ubrałem się w koszulkę i kamizelkę. Wyszedłem z szałasu, wziąłem trochę wody i jedzenia zapytałem Eddiego gdzie to widział, a gdy wskazał mi kierunek pobiegłem w głąb lasu. Po drodze poszukałem mocnego, prostego kija na dzidę, ostrym kamieniem zrobiłem ostrze i podążyłem dalej. Po drodze zastanawiałem się czy kogoś spotkam i jak będę musiał na to zareagować. Charlotte ciekawe co o mnie myśli, w sumie bardzo miłą kobieta ale bardzo opiekuńcza i lubiąca szukać dziury w całym, ale w sumie ją lubię. Ciekawe kim będzie ta nowa osoba, Veronika ładne imię, ciekawe jaki ma charakter. Jest trochę wrażliwa no w końcu nie codziennie się jest na bezludnej wyspie. Wszystko sie okaże jak wrócę, o ile wrócę.
__________________ "I never make the same mistakes twice" -- by Me :P |
27-04-2007, 19:50 | #128 |
Reputacja: 1 | Eddie - Terry, gdy będziesz walczyć oszczepem, nie zapomnij wyjść na otwartą przestrzeń. Inaczej wspaniałe obliczenia pani doktor wezmą w łeb - rzuciłem za wychodzącym. - Średniowiecze powiadasz... To bardzo ciekawe, bo z tego co wiem haszysz NADAL jest stosowany w medycynie, a koncepcja wykorzystania psychodysleptyków w celu leczenia psychoz, to zapewne wedle Twojej opinii szamanizm. Porozmawiamy chwilkę i dowiem się również, że homeopatia to też wymysł szaleńców. A co powiesz na medycynę Azteków, którzy potrafili przeprowadzać operację we względnej aseptyce na wieki przed powstaniem tego pojęcia. Ale nie byli to szanowni lekarze, wycierający skalpele w surdut w wielce oświeconych czasach. Dla Twojej wiadomości, nie mam zamiaru leczyć niczego innego niż podły nastrój. Natomiast z tego co wiem, Twoje naukowe podejście, z całą ścisłą, naukowo udowodnioną wiedzą może co najwyżej przyprawić o wrzody. Skoro zarzucasz tradycyjne metody, pobiegnij do apteki po aspirynę - wasz lek na wszystko... Chociaż lepiej nie. Nie mamy warunków do przeszczepu wątroby... Wyszedłem suszyć trawę.
__________________ Znowu boli (blog)... |
27-04-2007, 22:06 | #129 |
Reputacja: 1 | Gdy usłyszałem, iż znajdujemy się na terenie plantacji marihuany, roześmiałem się, lecz po chwili moja twarz przybrała posępny wyraz. - Przydałaby mi się jakaś broń. - rzekłem sam do siebie i zacząłem szukać jakiegoś prostego, grubego kija. Gdy owy znalazłem zacząłem go ostrzyć krzemieniem, który wcześniej używaliśmy do rozpalenia ogniska. Gdy miecz, który rzeźbiłem, był już gotowy, wybrałem się na poszukiwanie krzemieni. Gdy odnalazłem ich wystarczająco dużo, wróciłem do miejsca, gdzie przebywaliśmy, wrzuciłem wszystkie do pojemniczka, a raczej wydrążonego głazu i położyłem na palenisku. Po godzinie, krzemień był już w postaci płynu. Podniosłem dopiero co wyrzeźbioną broń i zacząłem powoli zanurzać w roztopionym krzemieniu. Gdy cały miecz, nie licząc klingi, był pokryty roztopionym krzemieniem, położyłem go w bezpiecznym miejscu, by wysechł. Rozejrzałem się. Terry szedł przejrzeć plantację wraz ze swoją nowo stworzoną dzidą, Charlotte zmieniała okład Veronice a Eddie... suszył trawę. - Jeżeli bossowie tej plantacji nas dorwą, i zapytają go im podkosił towar, wydam Cię. - rzekłem z uśmiechem do ćpuna (bez obrazy :P).
__________________ Hrabia Andre - Andrew/Graffek |
27-04-2007, 22:26 | #130 |
Reputacja: 1 | Véronique Buckley Już po raz drugi w tym krótkim czasie odzyskałam przytomność, lecz nie od razu otworzyłam oczy, po co się spieszyć? Poczułam coś chłodnego i wilgotnego na czole... Czyżby zimny okład? W każdym bądź razie spełniał swoją rolę, sprawiając, iż zrobiło mi się nieco chłodniej. Mimowolnie podsłuchałam rozmowę między nieznajomymi mi... rozbitkami. Z tej jakże ciekawej konwersacji dowiedziałam się, że na tej wyspie znajduje się jakaś plantacja jakiegoś narkotyku, co wcale nie przyprawiało mnie o euforię. A na dodatek, gdyby pojawili się handlarze marihuaną, to ci cali rozbitkowie nie mieli w posiadaniu żadnej broni palnej! Mam nadzieję, że Bóg będzie mi towarzyszył w takich chwilach – pomyślałam, po czym ściągnęłam z czoła wilgotną szmatę i otworzyłam oczy. Spojrzałam na kobietę, która stała nade mną. - Véronique... – mruknęłam, zmieniając pozycję na siedzącą. – A tobie jak na imię? – spytałam po francusku. Zwykle w chwilach, gdy nie wiem, co się wokół mnie dzieje, zaczynam mówić w moim ojczystym języku, ale zazwyczaj szybko się poprawiam na angielski. – Ach, przepraszam...A ty jak masz na imię?
__________________ Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska? Niepisana, wędrowna, wróżebna. Naszeptała ją babom noc srebrna, Naświetliła luna świętojańska. |