Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-09-2007, 18:21   #1
 
Reputacja: 1 Mael nie jest za bardzo znanyMael nie jest za bardzo znanyMael nie jest za bardzo znany
Kompania braci. Od Normandii do Orlego Gniadza Hitlera.

KOMPANIA BRACI
Od Normandii do Orlego Gniazda Hitlera.
Od chwili tej do końca świata,
…w pamięci ludzkiej będziem żyć:
my, wybrańców garść,
…kompania braci

Henryk V
William Szekspir
5 czerwca 1944
Odprawa
Dziś nadeszła noc nad nocami. Niech Bóg będzie z każdym z was, żołnierze!

płk.Robert Sink
dowódca 506pps

Żołnierze, marynarze i lotnicy Sojuszniczych Sił Ekspedycyjnych! Przystępujecie do Wielkiej Krucjaty, do której szykowaliście się przez tyle miesięcy. Oczy świata zwrócone są na was[…]Powodzenia! I prośmy wszyscy Wszechmogącego, by pobłogosławił temu wielkiemu szlachetnemu przedsięwzięciu.
dowódca sił sojuszniczych

…kompania E zostanie zrzucona w pobliżu Ste-Marie-du-Mont, około dziesięciu kilometrów od ST-Mere-Eglise, z zadaniem zlikwidowania stacjonującego tam niemieckiego garnizonu i opanowania wyjścia z grobli numer dwa na północ od wsi Poupepeville…


fragment odprawy prowadzonej przez
oficera rozpoznania batalionu Richarda Nixona
i oficera operacyjnego batalionu kpt. Clarence Hestera

5 czerwca 1944
godzina 22.00

O 22 padł rozkaz załadunku do maszyn. Wyrzucający stanęli przy drabinkach prowadzących do drzwi desantowych wpychali po nich do góry ludzi objuczonych dodatkowym ciężarem pięćdziesięciu, a bywało że i siedemdziesięciu pięciu dodatkowych kilogramów ekwipunku spadochronowego i sprzętu bojowego. Jeden ze spadochroniarzy 101 DPD wyraził odczucia wszystkich, odwracając się w drzwiach C-47 z uniesioną pięścią i wznosząc okrzyk:
-Pilnuj się, Adolfie! Idziemy po Ciebie!
O 23.10 C-47 zaczęły z rykiem toczyć się po pasie startowym. Kiedy osiągnęły pułap trzystu metrów, samoloty zaczęły formować klucz klina po trzy samoloty. Po zakończeniu formowania, samoloty weszły na kurs do Francji…


6 czerwca 1944
godzina 1.00

Około godz. 1.00 samoloty przeleciały nad okupowanymi przez Niemców brytyjskimi wyspami Jersey i Guernsey. Mechanik pokładowy wyjął z zawiasów drzwi. Porucznik Winters skakał jako pierwszy. Wśród warkotu silników i świstu powietrza rozległ się jego głos:
-Powstań, zaczepić liny!

[media]http://youtube.com/watch?v=HxuDyd1w5ZQ[/media]
James „Sharp” Warrington II


5 Czerwca 1944
Zaczyna się. Miesiące ćwiczeń i czekania no i wreszcie dowództwo wydało rozkaz. Niech Bóg ma nas w swojej opiece. W razie gdyby to były moje ostatnie zapisane słowa chcę żeby dziennik ten przekazano mojej rodzinie.


…James Warrington poczuł potężne szarpnięcie otwieranej czaszy i zasobnika, który urwał się i stał historią. Słyszał dzwony bijące w Ste-Mere-Eglise i widział pożary w mieście. Pociski z karabinów maszynowych zbliżały się co raz bardziej. James podciągnął się na taśmach, lecz zaraz je puścił. Pod nim poczęły rosnąć drzewa. Udało mu się jednak przelecieć nad nimi i począł szykować się do przyziemienia. Podciągnął się raz jeszcze na taśmach, złączył i lekko ugiął nogi w kolanach, żeby zamortyzować uderzenie o ziemię. Za drzewami znów chwila strachu. Dwadzieścia metrów pod nim i może ze sześć w lewo, niemieckie działko przeciwlotnicze prowadziło ogień do przelatujących w górze C-47. Na szczęście dla Sharpa niemieccy kanonierzy odwróceni byli plecami, a wokół panował taki hałas, że nie usłyszeli jego lądowania, choć uderzył w ziemię nie całe 40 metrów od nich. Wyzwolił się z uprzęży, i wyciągnął nóż, który trzymał za cholewą buta. Przed nim rosło kilka jabłoni, za których widać było niemieckie stanowiska przeciwlotnicze. James Warrington podbiegł do nich, przycupnął nieruchomo, poruszając tylko oczyma. Na prawo od niego rozciągało się pole szerokości może 500 metrów, za którym znajdowały się zabudowania, Ste-Mere-Eglise. Sharp z lękiem spojrzał na dwóch spadochroniarzy, którzy właśnie lądowali na polu. Jego uwagę od nich odwrócił inny spadochroniarz, którego czasza spadochronu nieszczęśliwie zaplątała się w gałęziach jabłoni…

Alexander "Colt" Hill

5 Czerwca1944 - Anglia
Co myśli człowiek, który ma być zrzucony z samolotu na spadochronie do piekła? Jakie uczucia walczą w nim, kiedy wie że niedługo będzie zabijać a jego kumple, z którymi spędził tyle czasu mogą zginąć. Co robi, kiedy uświadamia sobie, że i on jutro może już nie żyć? Nie czuję strachu, on odszedł gdzieś w zapomnienie, patrzę w czyste niebo nad Albionem i myślę o przeszłości ... o moim dzieciństwie i o dorastaniu, zastanwiam się
jak trafiłem tutaj. Myślami więc wracam w przeszłość ...

__________________________________________________ _________________________

Światło, cień i ciemność. Patrzę na prawo w twarz kumpla zapalającego papierosa. Na lewo drugi kumpel cicho się modli. Ja sam modliłem się niedawno, to śmieszne nigdy nie byłem, za bardzo religijny. Oto jedna ze zmian, jaka we mnie zaszła. Dudnienie przypomina mi o czekającym gdzieś wrogu. Boję się śmierci, a jednak idę tam gdzie mogę ją spotkać. Czy robię to z poczucia patriotyzmu? Nie. Robię to dla ludzi, którzy na mnie liczą, dla moich towarzyszy broni. Jack podaje mi papierosa, zaciągam się przeciągle. W samolocie jest chłodno, mimo że to Czerwiec. Wydaje mi się, że ten chłód jest nienaturalny. Gdzieś z drugiego końca samolotu dobiega klikanie, to pewnie któryś z żołnierzy bawi się, tym urządzeniem które nam dali przed wylotem ... dawali też, pigułki ale wyrzuciłem je w cholerę, nigdy nie miałem choroby lokomocyjnej, a nie wiedziałem czy czasem nie zmąciły by mi umysłu.
-Jak myślisz Colt będzie ciężko?- słyszę pytanie. Chwilę zastanawiem się, co mam odpowiedzieć.
-Bardzo ciężko - mówię powoli i cicho. Takie są moje odczucia, nigdy nie było łatwo, a nie mam powodu, żeby kogoś okłamywać.
-Wiesz co kiedy wyjeżdżałem do jednostki, to przed dom wyszedł mój ojciec. Chciał mnie przytulić, ale ja się odsunąłem i podałem mu rękę ... to takie głupie, ale wróciło to do mnie. A jeżeli już nigdy go nie zobaczę?- Odzywam się po chwili, spokojnym wręcz monotonnym głosem
-Trzymaj się mnie, a wyjdziemy z tego cało - po chwili zamykam oczy. Nie śpię, ale nie mam ochoty odpowiadać na kolejne pytania. Niedługo będziemy we Francji.


Szeregowy Alexander "Colt" Hill wylądował na osłoniętym polu w okolicach Ste-Mere-Eglise. Jak większość spadochroniarzy nie miał pojęcia, gdzie jest. Z głowy uleciały mu szkice map, które tak zapamiętale wkuwał przez ostatnich kilka dni. Nad głową przelatywały samoloty ścigane sznurami smugowych pocisków. Niebo było pełne amerykańskich spadochronów. Wkoło śmigały pociski karabinów maszynowych. Hill w podnieceniu nie był stanie odpiąć zamka pasów, więc przeciął je nożem. Nim zdążył się rozejrzeć podszedł do niego porucznik Dick Winters, który pomógł w pełni oswobodzić się z uprzęży. Następnie wziął od niego granat i powiedział:
-Chodź cofniemy się trochę i poszukamy mojego zasobnika.
Żołnierz zawahał się.
-Za mną! -rzucił Winters.
Ledwie żołnierze zrobili parę kroków, zaczął do nich prażyć karabin maszynowy. Nagle jakoś odeszła im chęć na poszukiwania, tylko walnęli się plackiem na ziemię.
-A do cholery z tym zasobnikiem-powiedział porucznik do tamtego. Rozglądając się Colt zauważył Niemców, którzy ostrzeliwali ich z rowu przy drodze, jakieś 200-250 metrów od ich pozycji. Za drogą widać było miasto, w którym tu i tam płonęły zabudowania…

Alan R. Price

5 Czerwca1944
Jest noc. Odlecieliśmy chyba dziesięć po jedenastej, jeśli dobrze wyczytałem z obróconych wskazówek na ciemnej ręce jednego ze współdesantowców. Wszyscy obok mnie są strasznie spięci. Od samego startu panuje cisza, którą od czasu do czasu przerywa tylko kaszel najdalej ode mnie siedzącego żołnierza. Jakiś idiota wciąż spogląda na mnie, a gdy wycierałem chustką okulary uśmiechnął się do mnie jak jakaś ciota. Nie patrzę już na niego. W powietrzu co raz bardziej czuć zapach potu, co jest zapewne najbardziej przyjemną rzeczą dzisiejszej nocy.

Alan Price, lądując, uderzył w mur, jeden z tych francuskich murów otaczających posesję z potłuczonym szkłem na szczycie dla ochrony przed złodziejami. Poobijał się pokaleczył brocząc krwią z kilku ran. Wycofał się w głąb ogrodu i właśnie wyplątywał się z uprzęży kiedy ktoś go złapał za ramię. Była to młoda kobieta stojąca w krzakch obok niego.
-Amerykanin-szepnął pokazując na siebie-uciekaj, uciakaj.
Weszła z powrotem do domu.
Alan odnalazł swój indywidualny zasobnik, pozbierał przenośne wyposażenie(swojego Garanda M1, granaty ręczne, jedzenie, cztery miny) i wspiął się z powrotem na mur, żeby go przeskoczyć. Zaraz za murem biegła droga z przydrożnym rowem. W nim naprzeciw siebie Price ujrzał kilku Niemców. Dwóch z nich prowadziło ogień przez pole. W pewnym momencie Alan został zauważony przez jednego z Niemców. Ten z biodra oddał kilka strzałów w stronę Amerykanina. Seria uderzyła w mur zaledwie ćwierć metra pod nim i zanim opadł z powrotem do ogrodu, był cały ubielony połupanym tynkiem. Leżał, zastanawiając się co dalej. Zjadł jeden z batonów czekoladowych i postanowił wycofać się przez główną bramę. Zanim żołnierz zdążył pozbierać swoje toboły, kobieta ponownie wyszła z domu, popatrzyła na niego i skierowała się w stronę bramy. Alan postanowił zaczekać. Kobieta po chwili wróciła, a za nią do ogrodu wszedł żołnierz…

Paul Finebaum

Północ, 5/6 czerwiec 1944
Trzęsie nami. Nigdy się tak nie bałem. Za dużo o tym myślę, trzeba sobie odpuścić. Śmieszne, reszta śpi. Ja jakoś nie mogę. Oporządzenie sprawdzałem już tyle razy, że mogę to robić po ciemku. Karabin w zasobniku, granaty obwiązane taśmą. Spadochrony sprawdzał Joe też dwa razy. A teraz zasnął. Porucznik wygląda przez drzwi. Ciekawe jak jeszcze daleko, adrenalina zaczyna działać. Obym się sprawdził. To będzie długi dzień.

Szeregowy Paul Finebaum miał twarde lądowanie. Niedokładność zrzutu sprawił, że wylądował na jakimś placu miejskim, w którego centrum znajdował się Kościół. Nie miał pojęcia, gdzie się znalazł, ale przynajmniej wiedział, co powinien natychmiast zrobić-zmontować swój karabin. Po rozpięciu uprzęży złapał więc wory i zaciągnął je pod ścianę Kościoła. Po drodze minął ulicę wylotową z miasteczka, która łączyła się równolegle z inną drogą. Z tamtej strony dolatywał odgłos prującego karabinu maszynowego. Paul dobiegł szczęśliwie do Kościoła i zmontował broń.(Thompson M1A1) Kiedy skończył zauważył kogoś idącego jego stronę. Szeregowy wycelował w postać, lecz już po chwili ze zdziwieniem dostrzegł, że jest to kobieta, która ruchem ręki zachęca, by poszedł za nią. Żołnierz nie wiele myśląc podążył za francuską. Kobieta wprowadziła go do niewielkiego ogrodu, gdzie w cieniu dostrzegł innego żołnierza…

Robert Johnson

6 czerwca 1994, Gdzieś nad Oceanem Atlantyckim
Mój stary pamiętnik spłonął. Kiedy byłem w cywilu, a było to przed samym wylotem kupiłem nowy, aby pokazac go kiedy może wrócę z Francji i szczęśliwie przeżyję wojnę. Nikt o nim nie wie. Teraz właśnie lecę nad Francję. Jestem z moimi najlepszymi kolegami i przyjaciółmi. Od teraz liczy się tylko moja broń i moi przyjaciele. Nie długo będziemy skakac. Podczas treningu było to przyjemne, ale teraz czuję strach. Trzęsie samolotem. To znaczy, że jesteśmy na terenach Francji. Jeszcze jakaś godzina lotu. Spoglądam po towarzyszach i widzę na ich twarzach lęk. Boją się. Mogę zgrywac twardziele, ale jak dojdzie co do czego to zapewne nogi staną się sztywne, wzrok będzie mnie zawodzic, a trzeźwe myślenie mnie opuści. Muszę wierzyc, że wszystko skończy się dobrze. Następny wpis miejmy nadzieję gdzieś w spokojniejszym miejscu. Głęboki wdech i skaczemy.

Robert Johnson miał nie wiele szczęścia przy lądowaniu. Jego samolot był najwyżej siedemdziesiąt pięć metrów nad ziemią, kiedy wyskoczył. W chwili, w której wypadł z dzrwi samolotu, na ziemi rozbił się inny C-47. Podmuch eksplozji odrzucił go na bok, hamując opadanie i pomagając rozwinąć się czaszy, co uratowało mu życie. Było to jednak szczęście w nieszczęściu. Zaraz bowiem potem szeregowy Johnson wpadł na drzewa. Jego spadochron zaplątał się wśród gałęzi, a on sam zwisał na linach jak marionetka. Za sobą słyszał działko przeciwlotnicze i rozmowy niemieckich żołnierzy…
 
__________________
Wyjechałem na dłużej! Nie mam dojścia do kompa! Help!
MG niech poprowadzą lub uśmiercą moją postać wg. uznania! Graczy przepraszam i proszę o wyrozumiałość!

Ostatnio edytowane przez Mael : 27-09-2007 o 19:05.
Mael jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172