Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-01-2008, 18:23   #41
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Mała Lilli zaprowadziła Patricka do namiotu. Panował w nim półmrok, dziwny, słodkawy zapach i ogromny bałagan. Dziewczyna posadziła go na łóżku i uśmiechając się dziwnie zaczęła udawać, że bada go jak fachowy lekarz. Najwyraźniej bardzo bawiło ją sprawdzanie pulsu, zaglądanie do oczu i mierzenie gorączki na czole. Wreszcie chichotając wyciągnęła skądś termos i nalała do zakrętki ciemnego płynu.

- Będziesz żył, ale wypij to. To sok porzeczkowy, na pewno Ci nie zaszkodzi. Paliłeś pierwszy raz? Wiesz, to się czasem zdarza. Kręcenie w głowie i te rzeczy. Za drugim razem będzie już lepiej, zobaczysz. To fantastyczne uczucie, spodoba Ci się, jestem tego pewna. Ja uwielbiam ten stan, czuję się wtedy wolna, czuję się cudownie. Jak ptak szybujący w przestworzu... - Lilly przymknęła oczy i rozłożyła ręce, jakby wyobrażała sobie, że jest ptakiem. Po chwili ciszy znowu się odezwała - Podobał Ci się list? Alice Madhatter to ja. "Mała Lilly" tak na mnie mówi Marc. Zabawnie, prawda?


Emilly śmiała się głośno obserwując całą scenę. Gdy podszedł do niej Justin i zagadał, nie przestając się uśmiechać objęła go jedną ręką i podała mu skręta:
- Buc i pozer? Daj spokój, rozluźnij się i baw się! Miłość i pokój kochany - pocałowała go w policzek - Widzisz jakie to proste?

Tymczasem sytuacja samochodu nie wydawała się ciekawa. Z jednej z części w tylnym mechanizmie wyciekał śmierdzący płyn, a z innej obok - wylatywał kolorowy dym. Cały mechanizm nie wyglądał w żadnym razie znajomo, nawet dla tych, którzy rzadziej lub częściej mieli do czynienia z samochodowym wnętrzem. Na dodatek w środku - czego nie omieszkał zauważyć ciekawski Marc - kontrolki na panelu obok kierownicy wściekle mrugały pokazując przeróżne parametry. Nikomu jednak nic to nie mówiło, no może poza dość mocnym przeczuciem, że mogą z tego wyniknąć jedynie kłopoty. Jeśli faktycznie przenieśli się w czasie... jak wrócą do domu? A jeśli nie wrócą - jakie mogą być tego konsekwencje?

- Coś kręcisz stary - Marc skomentował wyjaśnienia Chrisa siadając obok niego - Ale Wasza sprawa skąd macie ten pojazd i do czego on służy. Gazety, mówisz? Nieeeee, po co nam tu gazety? Nie chcemy się mieszać do tamtego świata, rozumiesz? Nie interesuje mnie to, co się tam dzieje. Po prostu to samo co wszędzie. Syf. A u nas dzieje się dużo ciekawego. Wyobraź sobie, że dzisiaj rano jakiś dziwny wóz o mało nie rozjechał mojego namiotu! - Marc zaniósł się donośnym śmiechem. Najwyraźniej od niego trudno będzie dowiedzieć się coś naprawdę istotnego...
 
Milly jest offline  
Stary 21-01-2008, 09:32   #42
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Patrick Winship


W namiocie było czuć jeszcze atmosferę nocy. Ciemność wymieszana z zapachem kadzidełka wisiała w powietrzu. Nieład i chaos panujący w ciasnawym wnętrzu nie zaskoczył Patricka. Mieszkając w namiocie ciężko utrzymać porządek. Inne zdanie miałaby pewnie ciocia Patricka – Anna Burton. Jej olbrzymi, wymuskany i pedantycznie wysprzątany salon wypełniony markowymi meblami nijak nie dał się porównać do tego pomieszczenia.

Patrick usiadł na łóżku i przyglądał się ustawionemu w kącie obrazowi. Obraz przedstawiał uśmiechniętego lisa albinosa stojącego na dwu łapach, pijącego z butelki z wymalowaną trupią czaszką i trzymającego w łapce papierosa, z którego unosił się zielonkawy dym.

Lilly była wyraźnie rozbawiona i zaczęła badać Patricka jak lekarz uśmiechała się przy tym zawadiacko. Patrick początkowo trochę zmieszany, po chwili poczuł jak wypełnia go niezwykła lekkość. Poddał się nastrojowi zabawy jaki stworzyła Lilly w myśl zasady, że dobry humor to najwspanialsza i wyjątkowo zaraźliwa „choroba”. Podczas oględzin lekarskich chętnie poddawał się wszystkim czynnościom samozwańczej pani doktor. Nawet wypiął język pokazując, że nie ma nic do ukrycia. Po czym oboje roześmiali się głośno.

Nagle dziewczyna wyciągnęła zielony termos z wymalowanymi różnokolorowymi kwiatami i podała Patrickowi jakiś płyn:

- Będziesz żył, ale wypij to. – Lilly orzekła diagnozę.
- A nie jest to czasami taki specyfik, jak tamten? – powiedział Patrick wskazując na obrazek w kącie.
- To sok porzeczkowy, na pewno Ci nie zaszkodzi.

Lilly opowiadała jak wspaniałe są uczucia podczas palenia. Z niezwykłą ekspresją zaprezentowała wizualizację „odlotu”. W towarzystwie tej ekscentrycznej dziewczyny Patrick zapomniał zupełnie gdzie jest i jak się tu znalazł. Poczucie czasu i przestrzeni skurczyło się do rozmiaru mysiego pisku i skryło się w ciemnej dziurze wyrytej w ścianie świadomości.

- Pyszne! Dziękuje. – rzekł Patrick.
- Podobał Ci się list? Alice Madhatter to ja – wyjaśniła Lilly.
- TY! Chyba żartujesz. – zdziwił się Patrick. Humor zagasł jak rozdeptany niedopałek.
- "Mała Lilly" tak na mnie mówi Marc. Zabawnie, prawda?
- Bardzo zabawne – odpowiedział chłopak. Na potwierdzenie tych słów próbował się uśmiechnąć, ale czuł, że uśmiech wyszedł sztuczny i nienaturalny. Lilly z pewnością to zauważyła.

„Czy to możliwe? Czy ta dziewczyna to naprawdę Alice Madhatter – matka mojej matki.”

Patrick zamilkł i nie spuszczał wzroku z Lilly. Lustrował ją od stóp do czubka głowy. Przymknął oczy i porównywał dziewczynę z obrazem matki, który nosił w pamięci. Nosek i uśmiech. Identyczne. Rzęsy i brwi. Zupełnie inne. Dłonie?

Dłonie to najlepszy identyfikator. Patrick z opowiadań swojej matki wiedział, że Alicja miała niezwykle delikatne dłonie. To był jej sekret, którego nigdy nikomu nie wyjawiła.

- Mogę zobaczyć Twoje dłonie?
- zapytał Patrick. Lilly wyciągneła ręce przed siebie uśmiechała się oczekując kolejnej zabawy jak młody kociak. Patrick spoważniał. Wyciągnął drżące ręce. Dotknął. Absolutnie delikatne.

- Podobają Ci się moje dłonie?
- zagadnęła Lilly – Marc też je uwielbia. Nie pozwala mi męczyć rąk. Jest cudownym człowiekiem. Ale chodźmy do twoich kolegów – pociągnęła go za sobą na zewnątrz.
 
Adr jest offline  
Stary 22-01-2008, 21:52   #43
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
No, dobra.
Chris i jego koledzy byli na polu, w ich prawdopodobnie zabudowanym jakimś parkingiem albo sklepem, cofnięci w czasie 42 lata, jeśli wierzyć licznikowi w samochodzie.
Wehikuł, który ich tam przeniósł, był prawdopodobnie zepsuty, a nie mieli pojęcia, jak go naprawić.
Trójka towarzyszy niedoli nie widziała w sytuacji nic nieprawidłowego, a nawet wydawała się być bardzo zadowolona.
Od "tutejszych" nie dało się dowiedzieć nic konstruktywnego.
Słowem... Cudowna sytuacja!

Chłopak nie odpowiedział na słowa Marca. Myślał... Nie wiadomo o czym myślał. Z jednej strony rozważał sytuację, w jakiej się znalazł, z drugiej prawie żadne konstruktywne myśli nie wędrowały przez jego umysł.
Patrzył w przestrzeń; w stronę gdzie powinien być jego dom... Właśnie, dom! Trzeba będzie znaleźć gdzieś tutaj rodzinę, albo kogokolwiek, kto mógłby w jakiś sposób pomóc. Ale... Nie teraz. Teraz patrzył w przestrzeń.
 
__________________
Et tant pis si on me dit que c'est de la folie - a partir d'aujourd'hui, je veux une autre vie!
Et tant pis si on me dit que c'est une hérésie - pour moi, la vraie vie, c'est celle que l'on choisit!
Diriad jest offline  
Stary 22-01-2008, 22:16   #44
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Bobby odsunął się od samochodu. Właściwie to nie znał się na mechanice oprócz podstaw. Wiedział co tam powinno być, jak wymienić samemu klocki hamulcowe czy dokręcić świece, ale to co znajdowało się w tym samochodzie ... widział pierwszy raz w życiu. Zaglądnięcie do środka, to jak otworzenie promu kosmicznego ... można zgadywać do czego powinny te wszystkie rzeczy służyć.

Miał teraz bardzo mocne przeczucie, że jedyną osobą jaka może im pomóc jest stary profesor, który oczywiście w tym roku nie był taki stary i jeszcze nie zbudował tej maszyny. Jednakże był to jego pomysł, jego ręka. W tym mieście był jedyną osobą, która mogła chociaż spróbować zgadnąć z dużym prawdopodobieństwem, że jej się uda do czego służą te wszystkie urządzenia. A to oznaczało jedno, będą musieli odnaleźć Smitha, aby wrócić do domu. Zostanie w tym roku, było poza wszelką rachubą. Myślenie o wszystkich możliwych paradoksach zapewne przyprawiło by O'Malleya o ból głowy.

Robert popatrzył na swoich kolegów, Justin zajęty był rozmową z Emilly, Patrick właśnie wyłonił się z namiotu razem z jedną hipiską, a Chris starał się odwrócić uwagę Marca od wozu, co w tym momencie było mało skuteczne. Oczywiście nie było to jego winą, jak na to co wydarzyło się w obozie hipis był aż za bardzo spokojny.

Popatrzył na dwójkę siedzących na ziemi
-To na nic, równie dobrze mógłbym próbować naprawić samolot Zeppelinów ... po wypadku ... przy użyciu młotka - powiedział to tak, żeby kumple mogli go usłyszeć -Wiecie chyba jest jedna osoba, która może nam pomóc- dodał po chwili i kopnął w oponę wozu. Nie był aż tak bardzo zły, ale ten wózek sobie na to zasłużył. Rozkraczyć się w takim momencie, w takim miejscu, w tym roku! Przecież nie zostanie tu zbić fortunę, na zakładach kto wygra wyścig o prezydenturę.

-Pieprzony czwarty Beatles - powiedział mając na myśli profesora, przez którego utknęli w przeszłości. Oczywiście nie była to jego wina, właściwie gdyby Robert zechciał trochę głębiej się na tym zastanowić. Po prostu to wszystko było strasznie pokręcone, strefa mroku była przy tym małym piwem w barze z kolegami, a najgorsze że nie miał teraz zielonego pojęcia co mogli zrobić.

Złapał gitarę stojącą przy samochodzie i usiadł w pewnym oddaleniu od niego. Teraz tylko muzyka, mogła go uspokoić. Zaczął grać dobrze zapamiętany "All along the watchtower " Boba Dylana (chociaż w wersji wykonanej przez Hendrixa). Poczuł wibrującą muzykę, jak zawsze. Kiedy grał smutki i troski gdzieś odlatywały. Nieświadomie zaczął śpiewać, tak pasującą do ich dzisiejszej sytuacji: -There must be some way out of here, said the joker to the thief,
Theres too much confusion, I cant get no relief[...]-
zamknął oczy chcąc wtulić się w muzykę, niech nic mu więcej nie przeszkadza. Zupełnie jak na koncercie. Teraz był on i muzyka ... -But you and I we've been through that, And this is not our fate, So let us not talk falsely now[...]-. Uwielbiał to. Muzyka oczyszczała ... duszę i umysł. -All along the watchtower, princes kept the view[...] - w końcu piosenka zaczęła dobiegać końca. A gdy przestał grać, otworzył oczy patrząc na samochód. Jak zwykle bardzo mu to pomogło, nie denerwował się tak jak wcześniej, mógł na spokojnie myśleć

-Musimy naprawić auto ...-
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty

Ostatnio edytowane przez Hawkeye : 23-01-2008 o 11:25.
Hawkeye jest offline  
Stary 23-01-2008, 20:47   #45
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Wokół samochodu zebrało się sporo ludzi z całego obozu, zadając pytania, oglądając, dyskutując, śmiejąc się i żartując z tego kosmicznego wynalazku, który nie był podobny do żadnego samochodu, który do tej pory widzieli. Ktoś otworzył drzwi od strony kierowcy, czym wywołał ogólny wybuch "łaaaał". Hippisowska grupa nie należała do osób, które specjalnie czymkolwiek się przejmują. Kolejna osoba więc wpakowała się do środka zastanawiając się na głos "po co komu tyle przełączników i wyświetlaczy?" "I właściwie wszystko to jest "łał", ale do czego służy?" "Kto zbudował ten pojazd i dlaczego tak wygląda?" "Kim są ci, którzy nim przyjechali i dlaczego tak śmiesznie wyglądają?" "Może gdzieś tu kręcą film?" "Byłoby fajnie wystąpić w filmie!"

Jednym słowem wehikuł czasu wywołał prawdziwe boom wśród tych ludzi. Coraz bardziej natarczywe pytania i zachowanie hippisów, którzy wdarli się do środka samochodu nie wróżyły nic dobrego.

Gra na gitarze i śpiew Roberta przyciągnęły głównie żeńską część obozu. Lilly, która właśnie wyszła z Patrickiem z namiotu pociągnęła go w stronę gitarzysty, a Emilly, która już zdążyła zapomnieć o Justinie podeszła bliżej wyrażając swój zachwyt. Wokół niego znaleźli się też inni, słuchając, ruszając się w rytm muzyki i klaskając. Prawdziwa atmosfera hippisowskiej komuny, młodzi ludzie, muzyka, śpiew i wolność. Justin po prostu nie wytrzymał:

- Co wy do cholery robicie?! - wrzasnął w stronę pozostałych chłopaków tak beztrosko spędzających czas w przeszłości - Urządzacie sobie piknik? Odbiło wam?? Musimy zabrać stąd tą brykę i ją naprawić! Nie widzicie, że szlag trafił to, cokolwiek tam jest?! Cholernie zabawne, naprawdę! Ja nie mam zamiaru tkwić tu całe życie, więc ruszcie tyłki i zróbmy coś!

W obozie nagle zapadła cisza. Wszyscy patrzyli to na Justina, to na Bobby'ego, to z kolei na Patricka i Chrisa. W powietrzu zawisło wiele niewypowiedzianych pytań i wyraźne domaganie się jakiegoś wytłumaczenia...
 
Milly jest offline  
Stary 29-01-2008, 14:06   #46
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Patrick Winship


Patricka nurtował myśl jak wytłumaczyć Lilly, że jest jej wnukiem. „A może w ogóle nic jej nie mówić. Przecież ona uzna mnie za wariata.”

Wokół samochodu kręciło się coraz więcej ciekawskich hippisów. Robert zaczął grać na znalezionej gitarze i przyciągał uwagę kilku osób. Lilly również podobało się Robert jak śpiewa, bo podeszła bliżej i słuchała z zainteresowaniem.

Patrick przyglądał się mieszkańcom obozowiska. Jeden z młodziutkich hippisów przypomniał mu kogoś. „To twarz tego włóczęgi z wypadku.” Dwa lub trzy lata temu niedaleko domu Patricka samochód zabił bezdomnego staruszka. Patrick był świadkiem tego zdarzenia. Potem musiał zeznawać na policji przebieg i okoliczności wypadku. To bez wątpienia ta sama twarz. Takie rzeczy zostają w pamięci.

Nagle uwagę wszystkich zwrócił Justin, który zaczął krzyczeć na kolegów:
- Co wy do cholery robicie?! Urządzacie sobie piknik? Odbiło wam?? Musimy zabrać stąd tą brykę i ją naprawić! Nie widzicie, że szlag trafił to, cokolwiek tam jest?! Cholernie zabawne, naprawdę! Ja nie mam zamiaru tkwić tu całe życie, więc ruszcie tyłki i zróbmy coś!”

- Spokojnie kolego. Nie ma sensu się tak denerwować. Wrzuć na luz. – Patrick próbował uspokoić kolegę. Dopiero teraz zdał sobie sprawę że wehikuł profesora Smitha jest popsuty.

- Ja nie znam się na mechanice ani na elektronice. Pewnie więcej bym popsuł niż pomógł. Ale ty Bobby masz motocykl, może byś sprawdził co nawaliło w samochodzie? – zwrócił się do Roberta.

- Hej a może ktoś z was wie gdzie tu jest jakiś warsztat samochodowy? – rzucił pytanie w stronę hippisów.
 
Adr jest offline  
Stary 01-02-2008, 01:17   #47
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
Właśnie kiedy rozmowa z Marciem już całkiem przestawała się kleić, Justin wygłosił monolog przepełniony emocjami o natężeniu sięgającym prawie stanu krytycznego, który krótko można by nazwać po prostu "wybuchem". Jednak mimo otrzymania świetnego pretekstu do zakończenia bezowocnej pogawędki, Chris zdecydowanie nie był zadowolony z obrotu sprawy, jaki przyniósł im znienacka kolega.

Chłopak zrobił wielkie oczy na Justina, jednak zostawił odpowiedź Patrickowi, do którego też podszedł.
- Obawiam się, że Robert już sprawdzał, co jest z samochodem, kiedy ciebie nie było. I dowiedział się chyba tylko tyle, że właściwie nic nie wie.
Skrzywił się w niezadowoleniu, po czym stwierdził, że jeśli hippisi nie dadzą zadowalającej odpowiedzi na pytanie o mechanika, należy szybko wynosić się z ich komuny, zabezpieczyć gdzieś auto, ewentualnie zostawić kogoś, żeby go pilnował, a samemu pójść szukać pomocy, nie zdając się na wątpliwe, choć szczere rady nowych, naćpanych znajomych.
Ten też tok myślenia streścił Patrickowi - zdecydowanie należało ujednolicić wersje planu działania, co pięknie udowodnił wyskok Justina.
 
__________________
Et tant pis si on me dit que c'est de la folie - a partir d'aujourd'hui, je veux une autre vie!
Et tant pis si on me dit que c'est une hérésie - pour moi, la vraie vie, c'est celle que l'on choisit!
Diriad jest offline  
Stary 01-02-2008, 18:45   #48
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Robert jeszcze jakiś czas po wyskoku Justina patrzył z uwagą na gitarę. Wiedział, że to co dzisiaj się tutaj wydarzyło, mogło mieć wpływ na przyszłość, może nie był najlepszy z fizyki, ale pamiętał, że czytał kiedyś o efekcie motyla ... machanie skrzydełek motyla w Kalifornii, może dwa dni później spowodować huragan w Chinach ... albo jakoś tak. W każdym razie ich dzisiejsze wyczyny, mogą nie pozostać nie zauważone. Przynajmniej widział jeden plus, w tym że wylądowali w komunie hippisów, ludzie powinni przyzwyczaić się do ich dziwnych opowieści i nie dać wiary tym mówiącym o tej wizycie. Przynajmniej miał taką nadzieję.

W końcu podniósł się z ziemi i podszedł do dwójki rozmawiających kolegów
-Nie wiem o czym tak dyskutujecie, ale myślałem o pomyśle z mechanikiem ... odpada. Wiecie co innego wylądować tutaj - mówiąc to ręką zrobił kulisty ruch, pokazując na cały obóz

-I wkręcić im jakąś opowieść. Co innego pokazać to wszystko mechanikowi ... ekspertowi. Jezu Chryste połowa urządzeń w tym samochodzie, mogła jeszcze nie zostać wynalezione, a jak do tego dojdą te wszystkie modyfikacje, które wykonał profesor. To tak jakby podczas wojny secesyjnej wpłynąć do Nowego Yorku lotniskowcem.- nie mówił tego wszystkiego głośno, ze względu na spokój ducha "niewtajemniczonych" jak zaczął ich nazywać w myślach. Te kilkadziesiąt minut spędzonych w tym miejscu, mogło nieźle namieszać i sam nie był bez winy, ale cóż piosenek mogli zapomnieć. Zresztą przy ich trybie życia, mogli zapomnieć jaki jest dzień.

-Słuchajcie, wiem że z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia, im więcej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że możemy zrobić właściwie dwie rzeczy z naszym autem: złą i gorszą. Ta gorsza, to odstawienie ją do mechanika, który oczywiście nigdy wcześniej nie widział takiego auta, nie ma pojęcia czym mogą być te wszystkie urządzenia profesorka ... przy odrobinie szczęścia, powie nam, że nie da rady i zapomni o całej sprawie. A jeżeli będzie gorzej? Zadzwoni na policję, że czwórka dzieciaków porusza się takim wózkiem i zacznie zastanawiać się czy czasem go komuś nie rąbnęli? Co wtedy powiemy, przedstawicielom władzy? - zamilkł na chwilę wpatrując się w horyzont. To wszystko przypominało jakiś film ... albo książkę H.G. Welles nie powstydziłby się takiej historii.

-Słuchajcie tym złym wyjściem jest odnalezienie młodszej wersji profesorka, która powinna gdzieś się tutaj kręcić. Pokazać jej auto, może nie wiele jej powie, ale stary czy młodszy, to w końcu ta sama osoba. Ma przynajmniej szansę się domyślić o co w tym wszystkim chodzi -

O'Malley popatrzył na swoich współtowarzyszy. Chris i Patric wydawali się zachowywać spokój, a to było im teraz potrzebne. Lata 60, jak zatrzymają Irlandczyka bez dokumentów, gotowi pomyśleć że jest z IRA, które zdaje się w tych czasach dość prężnie działało. I co z tego, że w życiu nie był w Irlandii, a jego rodzina nie wspierała bojowników katolickich w Północnej Irlandii (Chyba. Zresztą sam Robert, który uważał się za Amerykanina pochodzenia irlandzkiego, nie mógłby nazwać tych ludzi terrorystami. Uważał, że ich metody, są co najmniej godne potępienie, co nie znaczyło, że nie mógł zrozumieć ich motywów). W końcu postanowił zwerbalizować swoje myśli:

-Powinniśmy od tej chwili unikać jakiegoś rozgłosu. W końcu jak zapyta nas ktoś, o dokumenty nie pokażemy mu naszych. A zdaje mi się, że w obecnych czasach są równie wyczuleni na przypadki braku dokumentów ... szczególnie osób, których rodziny pochodzą z pewnych krajów europejskich, jak w naszych czasach gdy zatrzymają takich arabów. Poza tym nie wiemy, co nasza działalność może zmienić ... -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 14-02-2008, 16:44   #49
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
- Warsztat samochodowy? - powtórzył ktoś z zebranego dookoła tłumku - W Paradise Gate na pewno jest warsztat, to parę kilometrów stąd.

Czwórka chłopaków oddaliła się kilka metrów od hippisów, musieli w końcu uzgodnić co robić dalej. Udanie się do warsztatu nie było najmądrzejszym pomysłem, przecież mogło im to przysporzyć jeszcze więcej problemów. Sytuacja nie była najlepsza, tym bardziej, że każdy z nich już chyba zdążył zorientować się, że znaleźli się w przeszłości i na chwilę obecną nie mają szans na powrót do swoich czasów. Czym to mogło grozić? W tej chwili wydawało się, że jedynym dobrym rozwiązaniem jest udanie się do miasta w poszukiwaniu pomocy.

Decyzja wreszcie zapadła. Patrick poprosił Małą Lilly o jakiś koc lub plandekę aby mogli przykryć swoje auto. Przepchnęli je też ze środka obozowiska pod lasek, za namiot Marca. Wkrótce zamaskowany wehikuł czasu stał spokojnie, a chłopcy tłumaczyli hippisom, że pójdą do miasta aby sprowadzić mechanika, który pomoże im naprawić samochód. Właściwie obyło się bez większych trudności. Większa część grupy młodych buntowników szybko znudziła się nowymi gościami, wrócili do swoich zwykłych zajęć. W ukrywaniu samochodu pomagali Lilly, Emilly, Marc i jeszcze jakieś dwie osoby, których imion nie pamiętali. Gdy wszystko już było gotowe, Patrick, Chris, Robert i wciąż naburmuszony Justin wreszcie ruszyli w stronę miasta. Czekało ich kilka kilometrów marszu, a biorąc pod uwagę to, że czterdzieści lat wstecz miasto nie było tak rozbudowane jak w XXI wieku, mogło się okazać, że spacerek trochę się przedłuży...

Ledwo odeszli kilkadziesiąt metrów od obozu, dogoniło ich wołanie dziewczęcego głosu. Ich tropem biegła... Emilly, z wypiekami na twarzy, zziajana i ze sporym plecakiem. Właściwie wpatrywała się tylko w Roberta, ignorując jego kolegów. Poinformowała go, że i tak miała dzisiaj wybrać się do miasta po jakieś zapasy, więc z chęcią zaprowadzi ich do warsztatu mechanika. Reszta drogi upłynęła im w większości na słuchaniu niekoniecznie składnej paplaniny Emilly, ale za to wszyscy zgodnie mogli stwierdzić, że dziewczyna niewątpliwie przyczepiła się do Roba na stałe i nie miała zamiaru łatwo odpuścić.

Po półtorej godzinie marszu oczom wszystkich ukazały się pierwsze zabudowania. Chłopcy rozpoznawali niektóre budynki, okazało się, że przedmieścia, które znali ze swoich czasów, teraz jeszcze nie istnieją. Miasto było dużo mniejsze i jakieś takie... wydawało się, że mniej zatłoczone i jeszcze bardziej uporządkowane, niż za ich czasów. Po krótkim spacerze wzdłuż linii identycznych, idealnych domków z niewielkimi ogródkami już nie dziwili się dlaczego tutejsza młodzież postanowiła przenieść się za miasto i żyć nieco bardziej... bałaganiarsko. Mijały ich uśmiechnięte twarze, ludzie w śmiesznych, staromodnych ubraniach, grupki wesołych uczniów, troskliwi rodzice ze swoimi dziećmi. Dopiero gdy zbliżyli się do centrum, cukierkowy obraz zaczął się zmieniać. Miasto bardziej przypominało to "właściwe", choć gdyby nie wiedzieli, że przenieśli się w czasie, pomyśleliby, że są na planie jakiegoś filmu. Te samochody, te ubrania, ten klimat...




Emilly wreszcie zorientowała się, że zamiast podrywać Roberta, miała służyć im za przewodnika.

- To co? - zapytała - gdzie chcielibyście iść?
 
Milly jest offline  
Stary 19-02-2008, 14:22   #50
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Patrick Winship

Patrick poszedł razem z Lilly poszukać plandeki, aby ukryć i zamaskować samochód. Lilly zaprowadziła go w głąb obozu. Przed jednym z małych namiotów siedział chłopak zupełnie pochłonięty czyszczeniem błyszczącego instrumentu.

- Hej Henry! – wrzasnęła Lilly - Znowu czyścisz tą swoją trąbę. Potrzebujemy pomocy.
- Cześć! To nie trąba. Milion razy Ci tłumaczyłem, że ten instrument to róg angielski można też powiedzieć waltornia. – tłumaczył chłopak. – Co znowu potrzeba?
- Dla mnie to jest trąba i już. Mógłbyś nam pożyczyć te płachty i szczątki popsutego namiotu? – zapytała Lilly uśmiechając się – jego stary namiot porozrywała niesamowita wichura – wyjaśniła Patrickowi. – Chyba z dwa miesiące temu, co Henry?
- Będziemy bardzo wdzięczni gdybyś mógł nam pomóc – dodał Patrick.
- Nie mam czasu – odpowiedział Henry odkładając instrument. Po czym wstał i wskazał na pobliskie drzewa – Tam znajdziecie to czego szukacie.
- Dzięki – rzucił Patrick.
- Lilly ty wiesz – Henry spojrzał wymownie w stronę dziewczyny i przytykając palec do ust cichutko powiedział – Uważaj na bańkę…
- Dobra wiem. Nie uronimy – powiedziała Lilly. – Chodźmy!

Patrick zastanawiał się jakie tajemnicze bańki ma na myśli ten koleś. Kilka chwil później dotarli do wielkiego rumowiska, składającego się z różnych dziwacznych przedmiotów. Podziurawione szczątki olbrzymiego namiotu leżały ułożone w jeden wielki kopiec. Kiedy kopiec został rozebrany okazało się, że ukrywa ową „tajemnicza bańkę” czyli 35 litrowy baniak wina. Lilly nie pozwoliła niestety spróbować trunku i baniak został ukryty w pobliskich krzakach, a resztki namiotu przydały się do zamaskowania wehikułu profesora Smitha.

Chłopcy ruszyli w stronę miasteczka. Chwilę potem dołączyła do nich dziewczyna z obozu hippisów.

„Emilly chyba tak miała na imię” – przypomniał sobie Patrick.

Zadbane miasteczko wyraźnie różniło się od obozowiska hippisów. Jednolite fasady domów, pozamiatane chodniki, czyste krawężniki, wystrzyżone i gładko uczesane trawniki. Wszystko pachnące i świeże, nieomal wysterylizowane z charakteru. Ludzie schludnie ubrani i uśmiechający się w skrupulatnie odmierzonych odstępach czasu. Świat tak idealny, że aż nienaturalny.

Kiedy dotarli do centrum Paradise Gate Emilly zapytała:

„- To co? Gdzie chcielibyście iść?”

- Chętnie zobaczyłbym, co mają w karcie dań – Patrick wskazał na restaurację po drugiej stronie ulicy – bo strasznie zgłodniałem. A daleko stąd do warsztatu samochodowego? - zwrócił się do Emilly.
 
Adr jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172