Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-12-2008, 23:48   #1
 
pan Piotruś's Avatar
 
Reputacja: 1 pan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemu
Błoto

Lato dopisało.
Niebo błękitne, zupełnie jak ten drogi i zbyteczny kamień, czy inne paskudztwo, służący za barwnik. Akwamurena. Albo i nie, może ta gadzina bardziej jeszcze niebieska jest...
Niebo stało bezchmurne od dobrych trzech tygodni, to oznaczać mogło tylko jedno - suszę.
Oj, dopisało słoneczko, nawet dopiekło.

W Solnej, małej mieścinie (jeśli patrzyć na standardy prowincji) zbudowanej na brzegu kamienistym Morza Zachodniego, dawno już nie widzieli mieszkańcy takiego lata. Słońce zdawało się wypalać wszelkie barwy.
Bielone, kamienne domy zdawały się bieleć jeszcze bardziej każdego ranka. Trawa nieśmiało wystająca spomiędzy kamienistych ścieżyn i nierównych dróg powoli przybierała kolor popiołu. Nawet wszędobylski pył wznoszony przy każdym kroku, w oczach niektórych miał nabierać barwy śniegu.
Lekka bryza, niosła jak zwykle zapach soli i wodorostów, jednak nawet ona kaprysiła na bezlitosne słońce; miast orzeźwienia sprowadzała do miasta duchotę i smród zepsutych ryb.
Mewy ucztowały w najlepsze, jednak i one spuściły z tonu wobec gorąca; hałasowały i owszem, lecz bez przekonania, jakby szeptem.
Rezolutni kupcy powoli zaczynali tworzyć plotkę, która rychło miała stać się faktem - susza oznacza drożyznę (drożyzna oznacza ciężki od złota mieszek kupca - co oczywiscie przemilczeli).
Nie mniej rezolutni mieszczanie tworzyli inną - drożyzna nie jest winą suszy, jeno zachłanności kupieckiej.

Tak oto nasze kochane słonko podgrzewało atmosferę Solnej, aż do dzisiejszego ranka.
Dzisiaj to wybuchły zamieszki!
Ale jaka pogoda, takie zamieszki. Biedota i ciułacze wyszli na ulice wykrzyczeć swe niezadowolenie, lecz szybko im w gardłach pozasychało. Mrucząc zebrali się na rynku, tak by swą obecnością dać do zrozumienia "złodziejom", żeby mieli baczenie.
Baczenie mieli i owszem, zawczasu wpływając na kapitana straży.
I w ten oto sposób zamieszki pełzły leniwie do południa, pod czujnym okiem winowajcy.
Z jednej strony mruczący, zmęczeni niezadowoleni; z drugiej niezadowoleni, zmęczeni strażnicy, mruczący pod nosem obelgi pod adresem kapitana, "bydła" i słońca.
Wczesnym popołudniem padło kilku, potem kolejni, w końcu na placu nie było już nikogo, kto stojąc urągałby zdrowemu rozsądkowi. Wszyscy rozsiedli się w najlepsze, niektórzy rozsądnie wyłożyli się zawczasu, rezerwując miejsce.
Wszystko to wyglądałoby jak sielski piknik, gdyby nie wyraźna granica - szeroka na dwa kroki linia, oddzielająca ubranych w zdekompletowane (wbrew regulaminowi) zbroje strażników od reszty mieszkańców. Wokół granicy rozsiedli się ci, którzy swoją postawą świadczyli o oddaniu sprawie - groźne miny i niezbyt głośne mruknięcia sugerowały, że w każdej chwili mogą zerwać się na równe nogi i prać. Oczywiście równość nóg byłaby jedynie dosłowna, jako że (wbrew regulaminowi!) żolnierze, jak i buntownicy dbali o bilans płynów.

- Zapamiętaj ten dzień synu - rzekł siwiejący na skroniach mężczyzna do młodzieńca wyglądającego jak on sam lat dwanaście temu. - Jeśli się spotkają za rok, zrobią z tego święto. A ty będziesz mógł pochwalić się: "byłem wtedy na rynku, widziałem jak to się zaczęło". Tak powstaje historia.

...

Pozasesyjne ględzenie.
Jako iż wpadł mi do głowy pewien pomysł, postanowiłem go zrealizować od razu, testując w czasie trwania sesji.
Mam zamiar swe sugestie/wytyczne, do waszych postów umieszczać jako zadania, co będzie głębokim ukłonem w kierunku klasycznych RPG-ów i pozwoli mi poprzez nagradzanie (a jakże, skoro są zadania, będą PD-ki), zezwalać w różnym stopniu ingerować w fabułę.
Myślę, że kupczenie sukcesami rozwiąże dylemat "czy mistrz gry nie obrazi się, jeśli zamiast czekać na wynik starcia, wygram je w swoim poście?". Gracz będzie mógł płacąc PD-kami, opisać swój sukces i zgarnąć za to jeszcze więcej PD-ków, by obwieścić, dla przykładu "przypomniałem sobie, iż, zanim straciłem pamięć, byłem potężnym magiem".
Oj, chyba mnie poniosło.
Wiem, że miejsce komentarzy jest gdzie indziej, jednak jako mistrz uważam, że jedno drugiemu nie przeszkadza. Komentujcie więc na wzór moich, lub głośnym warczeniem zmuście do zmiany nastawienia.

...
Nowe Zadanie: zjaw w się w Solnej.
Zadanie Opcjonalne: nawiąż interakcje z resztą drużyny.
 
pan Piotruś jest offline  
Stary 12-12-2008, 09:47   #2
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Nadszedł od strony drogi na Rivenium, w piekącym słońcu i skwarze. Ubrany był z cudzoziemska w wysokie buty, teraz pokryte dobrze kurzem drogi, szerokie hajdawery i połatany kaftan, o kroju rzadko tutaj widzianym. Przed promieniami chronił oblicze kapeluszem ze skórzanym rondem. Szeroki pas i zawieszony na nim wąski miecz dopełniały stroju.

Przystanął w cieniu jednej z kamienic na Rynku i chwile obserwował z zaciekawieniem swoistą "wojnę pozycyjną". Wkrótce jednak znudziło go to, a może spieczone gardło domagało się napitku, dość, że przeszedł kilka kroków i pchnął drzwi karczmy pod "Dziewką i Rycerzem".

Stał chwile w progu przyzwyczajając oczy do półmroku, po czym skierował się w strone szynkwasu. Z widoczna ulgą zrzucił z ramienia tobołek.
- Piwa - zażądał i po chwili pił chciwie złocisty napój. Wychylił duszkiem kufel i odsapnął. Następny sączył już powoli rozglądając się po sali, jakby taksując jej wnętrze i nielicznych gości.
- Z daleka ? - głos karczmarza wyrwał go z zadumy.
- Z daleka - potwierdził.
- Jak się zwiecie panie ? - choć pytanie zadano zdawkowym tonem, karczmarz z napięciem czekał na odpowiedz. Wszak był przykaz, by w tych niebezpiecznych czasach meldować straży o obcych, a wdzięczności Kapitana, nie można było lekceważyć.
Gość patrzył chwile na szynkarza.
- Ratte - rzucił obco brzmiące imię - po waszemu... Szczur.

Na Rynku znowu rozgorzała wrzawa, co zainteresowało widać przybysza.
- Gospodarzu jeszcze piwa i coś do jedzenia.
Usadowił się przy ławie, tak by mieć baczenie na wydarzenia na zewnątrz.
Gdzieś z zaplecza słychać było śpiew młodej dziewczyny.





....

No to ja powarczę. Wydaje mi się, ze stworzenie komentarzy jest jednak dobrym pomysłem. Unikniemy szukania po całej sesji komunikatów MG i innych graczy.
Koniec warczenia.
 

Ostatnio edytowane przez Arango : 12-12-2008 o 23:05.
Arango jest offline  
Stary 12-12-2008, 14:35   #3
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Miała już tego dość. Jak długo będą się nią jeszcze wysługiwać? W dzień „przynieś wynieś pozamiataj”, kim była... pomywaczka walcząca o pierwszeństwo z dojarką lub szwaczką. Wieczory zaś były jej, a jakże, wschodząca gwiazdka estrady Solnej, popychana przez wuja, nieraz kopniakiem ponaglona przez ukochaną ciotunię, siadała w kącie karczmy i mnożyła majątek drogiej rodzinki. Odeszłaby stąd dawno, miała w końcu jasno określony cel, jednak, jak to często bywa w życiu, ONA pokrzyżowała jej plany. Nie zrobiła tego chyba specjalnie? Choć kto ją tam wie.

Śpiewała o niej często, nie znając, nie rozumiejąc. Bez znaczenia, bo kto jej słuchał wręcz czuł jak go ogarnia niewidzialnym woalem. Wibrując, zmieniając skalę, ze swoistym wdziękiem uprawiając glissand- a wszystko intuicyjnie - nie pobierała wszak żadnych nauk w tej materii – wyprowadziła swój sopran koloraturowy na wyżyny kunsztu, który dla niej pozostawałby czystą przyjemnością, gdyby nie zniechęcające okoliczności. Śpiewając tedy o miłości, stawała się miłością. I tak właśnie każdy odbierał przekaz, któremu trudno było się oprzeć, co nie oznacza, że nie bywali i tacy w karczmie, co jedynie zwykłe przyśpiewki w jej dźwiękach słyszeli.

Tak więc Miłość obróciła wniwecz jej plany, posługując się nader miłym dla oka młodzianem czarnowłosym, o piersi szerokiej, spojrzeniu bystrym, a ustach twardych i zaborczych...
Pech chciał, że w ciotuchnie jeszcze żar w palenisku nie wygasł i ona takoż na często odwiedzającego ich karczmę wojaka parol zagięła. Prawdę znali tylko oni troje, każde z osobna przeklinając zbyt przytłaczający ciężar tej wiedzy.

Tym razem ciotka spurpurowiała niczym ćwikła ze skóry obrana i z wrzaskiem okraszonym istnym młynkiem z rąk i pazurów postanowiła raz na zawsze wybić jej z głowy chłopaka.
- Gdzie byłaś w nocy? Zdziro.. No gdzie!? Mówiłam ci tyle razy...
Postanowiła zaryzykować i w końcu zbić pokrętne argumenty:
- Dziś postanowiliśmy się pobrać...
- Co??? Nie doczekanie twoje. - Ciotka zaczęła się trząść ze złości. Miała właśnie utracić niedoszłego gacha i kurę znoszącą złote jajka za jednym zamachem?! - Po moim trupie – to wrzeszczała, to syczała wciąż okładając ją pięściami.

W Blaithin coś pękło. Miarka się przebrała. Poczuła, że to już koniec. Nie zniesie tego ani chwili dłużej.

Powstrzymała rozwścieczoną do szaleństwa kobietę, przestając się w końcu zasłaniać rękami i robiąc z nich użytek dla przytrzymania jej na dystans. Spojrzała prosto w oczy ciotki, otworzyła usta, czekając aż kobieta ucichnie:
- O jedno uderzenie za dużo cioteczko.
Puściła ciotkę i powolnym krokiem wyszła do sali biesiadnej. Nie mogła inaczej, choć wiedziała, że łamie właśnie przysięgę złożoną matce na łożu śmierci. Nie potrafiła dłużej. Po prostu nie.



Ogarnęła lekko nieprzytomnym wzrokiem biesiadników wpatrzonych nieruchomym wzrokiem w drzwi, za którymi rozegrała się ta scena mająca tak wielu mimowolnych słuchaczy. Wtedy przyszła jej do głowy myśl.
A na koniec, ciociu kochana i drogi wujku, jeszcze wam zaśpiewam. - Tak jak stała, wzięła głębszy wdech i sięgnęła po pierwsze dźwięki:

„Nie szukaj drogi, znajdziesz ja w sercu” – po tym wersie nasiliła dźwięk - „Smutna jest knajpa byłych morderców” – coraz głośniej, mocniej, niebezpiecznie wysoko - „Niech Cię nie trwożą, gdy do niej wkroczysz” – ławy i stoły zaczęły drgać, co wrażliwsi podnosić dłonie do uszu - „Płonące w mroku morderców...” – już dawano przekroczyła zwykły talent, sięgając do daru, którym nie wiedzieć po co ją obdarzono – ostatni zaśpiewany wyraz był kwintesencją mocy- „ ...oczyyyyyyyyyy” - błony w oknach pękły, a na ścianach pojawiać zaczął się ciekawy wzór spękań. Choć miała w sobie jeszcze zapasy energii, pomyślała, że wystarczy tego mściwego pokazu. Zaległa nagle cisza dudniła i przeszywała wręcz namacalnym bólem.
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?

Ostatnio edytowane przez Nimue : 12-12-2008 o 16:02.
Nimue jest offline  
Stary 12-12-2008, 18:41   #4
 
Reputacja: 1 Solis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemu
Albrecht Sęk toczył leniwym spojrzeniem po całej karczmie. Wzrokiem spasionego kocura dodajmy, który na deser po zeżarciu myszy dostał połeć słoninki. Ubawiło go to porównanie, bo sam w życiu nie ruszyłby czegoś tak paskudnego w smaku. Przemknęła mu też przez głowę myśl, ze gdyby na kocura owego wyznaczono choć Talara nagrody - on dopadł by go pierwszy. Wcale nie było w tym przesady.

Piękny głos zza kotary wprawiał go w dobre samopoczucie, wypchany mieszek za ostatnią pracę dodawał mu dobrotliwości i łaskawości. Postanowił, ze po ojcowsku nagrodzi śpiewaczkę. Ciekaw był jaka ona jest, czy przypomina jego rodzone córki, pożenione z gnuśnymi kupcami z południa, czy raczej jego byłą żonę, za rozwód z którą zapłacił biskupowi prawie tysiąc astrachańskich czerwonych złotych. Wszystkie cztery kobiety jego życia były rozczarowaniem i porażką.

Co innego praca. Zapędził się na ta odległą Północ, aż do samego morskiego wybrzeża, ale nie była to jego pierwsza taka podróż. Poza tym Solna wydawała się całkiem przyjemnym miejscem . Cisza, jesli nie liczyć małej demonstracji, żadnych poważnych ruchawek, gwałtów, morderstw. Jeden zbójnik z prawdziwego zdażenia psuł sielankowość tych cudnych okolic.Jak cierń w zadzie klaczy. Ambicją zaś Albrechta był pokój na świecie. Pokój wprowadzany sztychem jego miecza za solidne wynagrodzenie najlepiej, ale jak nie to i dla zasady, coby z wprawy nie wyjść. Jesli życie to rok, to tak na oko kończy się już mój sierpień pomyślał lekko znużony.

W pewnej chwili oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia. Jeden z amuletów zaczął ostrzegawczo drżeć. Lekko, niby poruszana obezwładnioną muchą pajęczyna. Drżenie zbyt subtelne by przestraszyć, ale tak niespodziewane w tym miejscu, że omal nie stracił koncentracji.

Złapał oburącz kufel, wetknął weń nos i czekał w napięciu. Kiedy pojawiły się krzyki z zaplecza, natężenie drgań Szererowego Oka się nasiliło. Kiedy Ona wyszła zza zasłony, zaczęła śpiewać wiedział już, ze ma w sobie moc. Była naprawdę miłą blondynką. Jak jego starsza córka. Sylwetkę miała jak młodsza, a oczy bławatne jak średnia... Ojciec obudził się w nim od razu. Zwietrzył w tym swą szansę. Skłócona i pozbawiona wsparcia rodziny, uzdolniona i dość młoda do treningu... w Gildii łowców nauczyli by ją wszystkiego, by nie tylko sama o siebie zadbała, ale też by pomnażała chwałę i zasobność organizacji. Trzeba ją tylko zręcznie podejść i poddać próbie...

To co było potem nie zdziwiło go zupełnie. Fala pierwotnej magii przesycającej jej głos, rozlewała się purpurowo zabarwionymi pasmami niekontrolowanej mocy po pomieszczeniu. Purpura ta, jaką dostrzegał wprawnym okiem zręcznego czeladnika, choć absolutnie nie mistrza magii, warta była by dla niej zabijać i kraść.... to potencjalna Wielka! Co za wspaniały nabytek dla Gildii, wybaczyli by mu nawet wpadkę z omyłkowym polowaniem na Dildo Bagginsa, niewinnego jak się potem okazało defloracji pewnej chrabianki z Nemroth... Spiewaczko, musisz być moja!

Peknięcia w ścianach, wyrwana błona z okien, skuleni goście karczmy... obraz zdumiewający i groźny. Nie dla niego jednak, bowiem całkiem łatwo poradziły sobie talizmany z tą piekielną mocą... dziką, ale nosząca w sobie obietnicę.

Wstał i krokiem tancerza, na lekko ugiętych nogach zbliżył się do niej. Spojrzał jej głęboko w oczy i ściskając w dłoni małą jaspisową figurkę jaszczurki, pewnym głosem powiedział;

- Wyjdź ze mną z tej karczmy, to nie jest Twe miejsce, Pani. Masz przed sobą zadanie, a po nim niezwykłą przyszłość. Nie lękaj się mnie, jestem szlachcicem i nigdy nie złamałem danego słowa. A Tobie parol daję, że nie masz we mnie agresji, a tylko troska mną kieruje o Ciebie i przyszłość Twego daru. Proszę byś pomogła mi, nagrodzę Cię sowicie, a jeśli to co odkryjesz Cię nie zainteresuje - pozwolę CI odejść. - wiedział, że ona nie zrezygnuje, widział to w jej oczach. Widział tez dziwny błysk w oku cudzoziemca, który jako jedyny prócz niego w całej karczmie nie przyciskał dłoni do uszu...

Skinął mu głową z szacunkiem, po czym wyciągnął pomarszczoną dłoń do dziewczyny z zachętą do rozpoczęcia wielkiej przygody.
 

Ostatnio edytowane przez Solis : 12-12-2008 o 18:51. Powód: eee, pospiech to zły doradca interpunkcji:)
Solis jest offline  
Stary 12-12-2008, 19:31   #5
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
To skąd się pojawił na rynku pozostawało niejasne nawet dla samego właściciela pikowanej, skórzanej kurty i sporawych rozmiarów buzdygana. Chłop bez mała liczył sobie ponad dwa metry, więc co najmniej trudno byłoby go przegapić nawet w najgęstszym tłumie.



Jurgen, bo tak właśnie zwał się olbrzym z zaciekawieniem spoglądał na siedzących i leżących na placu ludzi. Swą miną dawał wyraźnie do zrozumienia, co myśli o protestujących jak i strażnikach, a nie były to myśli zbyt pochlebne. W końcu westchnął i rozejrzał się po pobliskich budynkach. Na jego twarzy wykwitł wspaniały uśmiech, gdy ujrzał w końcu wypatrywany szyld. Perspektywa napicia się czegoś innego niż studzienna woda korzystnie wpłynęła na humor Jurgena, który pogwizdując ruszył żwawo w kierunku wspaniałego przybytku.
Pogoda ducha wielkoluda okazała się zbawienna dla pewnego kieszonkowca, który połasił się na jego sakiewkę. Zamiast zająć się nim na dłużej jak to miał w zwyczaju, Jurgen jedynie zmiażdżył mu dłoń, po czym nie zwlekając już dłużej podszedł do drzwi karczmy.

Traf chciał iż właśnie w tym momencie, ktoś zaczął śpiewać w środku, sądząc po głosie kobieta. Jurgen nawet znajdując się na zewnątrz odczuł wyjątkową moc jej głosu. Kiedy przedstawienie się skończyło, mężczyzna wyprostował się i z ciekawością spojrzał na spękane ściany. Przez moment tylko zastanawiał się, kto śpiewał jednak szybko jego myśli wróciły do kufla pienistego piwa, co skłoniło go do lekkiego popchnięcia drzwi…

Dość szybko zdał sobie sprawę z tego co się dzieje, ale i tak było już za późno. Skrzywił się nieco kiedy deski masywnych drzwi uderzyły z hukiem o podłogę, lecz już po chwili wzruszył ramionami i wszedł do środka.

Spojrzenia bez mała wszystkich gości karczmy niewiele dla niego znaczyły. Jakby nigdy nic Jurgen podszedł do mężczyzny w splamionym fartuchu.
- Ta karczma jest twoja?-
Karczmarz niższy o ponad dwie głowy skinął tylko przełknąwszy ślinę.
- Dobra. Tu masz za drzwi, diabli wiedzą czy moja wina, ale niech stracę, nie będę burd wszczynał o taką głupotę. – odpowiednia ilość monet wylądowała w dłonie zdezorientowanego mężczyzny – A tu masz za piwo – kolejna moneta dołączyła do reszty, po czym Jurgen bez wahania wyrwał z rąk osłupiałego karczmarza trzymany przezeń dzban.

Przez chwilę gigant leniwym spojrzeniem lustrował salę, po czym ruszył ku wypatrzonemu miejscu. Ława lekko zaskrzypiała, kiedy usiadł naprzeciwko dziwnie ubranego cudzoziemca.
-Mam nadzieję, że nie będzie przeszkadzać ci moje towarzystwo, ale jak sam widzisz większego wyboru nie miałem. Niemal wszystkie miejsca pozajmowane, a ja trzeba ci wiedzieć w ciasnocie siedzieć nie lubię. Ha! Trzeba przyznać całkiem niezłe tu serwują trunki i nawet niezbyt rozcieńczone. Hola! Gospodarzu dajcie tu jeszcze coś na ząb, byle nie za mało. I pospieszcie się z tym, bom zgłodniał przez tą przeklętą spiekotę. -

...

Ja warczeć nie zamierzam, ale popieram Arango. komentarze się przydadzą, choćby po to, żeby nie odrywały od tekstu właściwego sesji
Prosiłbym tylko o dodanie panelu sesji i umieszczenie w nim graczy. Z doświadczenia wiem, że warto mieć taką przypominajkę, jak kto się nazywa w sesji i jak z grubsza wygląda

p.s. Z pomysłu KP zrezygnowałem, boo... raz, że z lenistwa, dwa że ciekawe może być takie tworzenie postaci na bieżąco
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 12-12-2008, 21:46   #6
 
Bergtagna's Avatar
 
Reputacja: 1 Bergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumny
Na horyzoncie pojawił się zarys średniej wielkości łodzi rybackiej. Kilka wioseł leniwie forsowało opasłe cielska fal. Oparty o maszt siedział młody mężczyzna. Nie tylko próżniactwo różniło go od zajętych łodzią rybaków, lecz także wygląd. Odziany był w tunikę w połowie zieloną, w połowie brązową, z herbem przedstawiającym wierzę otoczoną jelenim porożem. Z nieogarniętej, rudawej czupryny ściekały krople potu, które wisząc przez chwilę na krótkiej, będącej zapewne skutkiem zaniedbania brodzie, rozbijały się o pokład. Prawą ręką obejmował pokaźnych rozmiarów wór. Jeden z rybaków wrzasnął, by przygotować się do zejścia na ląd.

Mężczyzna wstał, podniósł wór, przewieszając go sobie przez bark i ruszył do portu. Na jego twarz wstąpił nieznaczny uśmiech, który pomimo swej skromności, skupiał uwagę zmęczonych upałem postronnych. Szybko wytropił drogę do miasta, którą bez zastanowienia podążył. Idąc spokojnym krokiem, uprzytomnił sobie jak wygląda, a swąd ryby uświadomił go jak pachnie. Skrzywił się lekko, wziął głęboki oddech, poprawił ciążący na barku bagaż, wyprostował się i z powrotem przyodział twarz w subtelny uśmiech. Niskie chaty powoli rosły, smuklały, aż w końcu przeobraziły się w kamienice, które wspaniałomyślnie raczyły przyjemnym cieniem strudzoną gawiedź.

Po kilku chwilach przybysz wkroczył na rynek. Kiedy zobaczył zmarnowany, jęczący tłum, jego uśmiech nabrał śmiałości. Stał tak przez pewien czas, obserwując zabawne według niego zjawisko. Kiedy nabrał humoru, zaczął wypatrywać miejsca, w którym kończy się większość podróży. Znalazł szyld karczmy pod „Dziewką i Rycerzem”. Ruszył w stronę wejścia. Zatrzymał się w połowie drogi, wychwytując podświadomie ujmującą, tętniącą emocją melodię. Zupełnie zatracił się w słyszanym kobiecym głosie. Dopiero huk upadłych drzwi przywrócił mu świadomość. U wejścia karczmy stał wysoki, masywny mężczyzna, który po chwili zniknął, tonąc we wnętrzu karczmy. Przybysz udał się pospiesznie w ślad za osiłkiem. Kiedy przestąpił próg oberży, jego wzrok, śledząc spojrzenia obecnych skupił się na dziewczęciu, do którego jakiś sędziwy mężczyzna właśnie wyciągał dłoń. Bez wahania podszedł do owej pary, zupełnie jakby jego oczy zmówiły się z nogami. Nie przeanalizował sytuacji, nie sporządził planu działania, jak zwykł czynić, lecz zupełnie bezmyślnie, w geście jakby zapraszającym do tańca, wysunął dłoń do dziewczyny.
 
Bergtagna jest offline  
Stary 15-12-2008, 00:39   #7
 
pan Piotruś's Avatar
 
Reputacja: 1 pan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemupan Piotruś to imię znane każdemu
Rozgrywająca się w karczmie scena skłoniła bywalców do opuszczenia zacnego przybytku, widać że ludzie to spokojni byli, nikomu szkody robić nie chcieli i w interesy niejasne swych nosów wtykać nie zamierzali.
Wychodząc pospiesznie regulowali płatności u skonfundowanego karczmarza, który za wszelką cenę chciał robić dobrą minę do złej gry.

- Tak się nam pięknie odpłacasz? Niewdzięczna, ty... - rzekł drżącym głosem. - My cię jak rodzoną córkę... Cioteczkę swoją do histerii doprowadzasz, gości straszysz... Ale jak taka twoja wola, taka nasza dola... Idź swoją drogą, byleś potem z płaczem nie wracała...

Do środka weszło trzech strażników.
Zlustrowali wnętrze, a najwyższy z nich, znać po stroju przełożony rzekł:
- Co się tu wyprawia? Burda jakaś? W prawach miejskich stoi: kto burdy wszczyna winien być... - podrapał się po zlepionej potem czuprynie, zdjąwszy zawczasu hełm. - Winien jest, chyba powinno stać - rzucił w kierunku stojącego po prawej strażnika, który skwapliwie przytaknął. - A kto winien, tego kara nie ominie - zakończył filozoficznie.
- Coście za jedni, czego tu szukacie - spojrzał na hełm i spory bukłak, które ściskał w rękach, jakby zastanawiając się, co ma na łeb nasadzić. - Karczmarzu, po zaopatrzenie przyszlimy; mów, czy ci tutaj szkody jakiej nie czynią.
Karczmarz popatrzył trwożliwie na Blaithin.
- Nie, skąd. Drzwi się poluzowały na zawiasach i spadły, ale żadna to szkoda. Duchota straszna, nawet lepiej, że przeciąg. Będzie czym odetchnąć. A że okna, tak jakoś, to ten... Myślę, że i to jakoś tak się, tego... Ureguluje. Bo sierżant widzi, Szorstiego szukają zdaję się i pewnie niczego złego na myśli...
- Ty mnie nie pouczaj - żachnął się sierżant. - Na zeznań składanie was wszystkich poprowadzę jak będzie trza, bo zdaję się, że coś tu śmierdzi...
Dla zaakcentowania pociągnął solidnie nosem, by skrzywić okrutnie w tejże samej chwili.
- Co ja ci mówiłem o zepsutych rybach, co? - wymierzył w karczmarza palcem. - Grosza żałujesz? Potruć wszystkich chcesz? Skaranie boskie z wami, skaranie...

...

NZ: Uniknąć składania zeznań.
ZO: Załagodzić zastaną sytuację.
ZO: Dowiedzieć się o czegoś o Szorstkim.
(Poszukiwany jest żywy, za martwego trzecia część nagrody, która ponoć niemała, ale nieznana strażnikom. Ostatnio widziany był w karczmie przy trakcie do stolicy, a także w okolicznych lasach miał się kręcić, zapewne magiczne sztuczki wyprawiając w ruinach warowni. W Solnej bywał nieraz, jeszcze gdy nie byl poszukiwany listem gończym, odwiedzał paru szemranych kupców, ale oni się wypierają znajomości [zresztą oni nikogo nie znają])
ZO: Wypytać drobnych przestępców (konieczna znajomość złodziejskiego języka/obyczaji/umiejętność zdobycia zaufania wśród bandyckiego półświatka)
(próby zdobycia informacji tą drogą proszę przedstawić w PW informując pozostałych graczy w poście)
ZO: Zaskoczyć mnie kolejnym postem
 

Ostatnio edytowane przez pan Piotruś : 18-12-2008 o 00:48. Powód: ort
pan Piotruś jest offline  
Stary 15-12-2008, 12:04   #8
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Na dźwięk przydomka „Szorstki” skupiła całą uwagę na starszym mężczyźnie. Nie musiał jej przekonywać, dotychczasowe życie w tej sekundzie pozostawiła za sobą. Czy była zainteresowana? Jeszcze jak.
-Nie wiem doprawdy szlachetny panie w jaki sposób pomocną być mogę, jednak zawsze mnie uczono, że wierzyć i słuchać starszych należy, tedy i ja swój akces do sprawy składam. Jestem Blaithin - Uścisnęła po męsku dłoń szlachcica.- Choć na posłuch na twoim miejscu zbyt długo bym nie liczyła – dodała uśmiechając się.

Mimo uszu puściła słowa pożegnania jakimi obdarzył ją wuj. Tych ludzi miała już serdecznie dość i zupełnie jej nie obchodziło co myślą ani co czują, już nie.
Zapoznawanie z dziwną kompaniją przerwało wejście strażników. "Diabli ich tu nadali". Przysłuchując się rozmowie stróżów porządku z karczmarzem zrozumiała, że trzeba działać błyskawicznie, inaczej spawy przybiorą dość niekorzystny, łagodnie mówiąc, obrót.

Szybkie postanowienie i reakcja. Słodka mina, uśmiech numer dwadzieścia cztery. Akcja.

- Ależ drogi panie sierżancie, ja panu wszystko wytłumaczę. -Podeszła do niego i bezceremonialnie biorąc go pod rękę, podprowadziła do drzwi.
- No proszę spojrzeć, stare, połatane, a te zawiasy? Przecież gdyby komuś spadły na głowę? Gdyby tędy przechodził ... pański syn na przykład...
- Ja nie mam syna, córkę mam – sprostował szybko.
- No właśnie gdyby tędy przechodziła pańska córka...
- Ona jeszcze nie umie chodzić...
- No to gdyby tędy przechodziła pańska matka
- Matka nie żyje od..
-No więc gdyby tędy ktoś przechodził i te drzwi spadłyby mu na głowę? To by dopiero była katastrofa. Rozumie pan, prawda?
Kiwnął głową wcale nic nie rozumiejąc.
Podprowadziła go do okna. - A te błony? Nie nadawały się. Goście się skarżyli na przeciągi. Rozumie pan? My tu remont szykujemy właśnie. Generalny! - krzyknęła. Ja panu sierżantowi zaraz opiszę co i jak! Pociągnęła go w stronę kuchni . Tu zrobimy półki...Tam... zaraz co tam miao być? A nie pamiętam już. Tutaj wymienimy podłogę... A o stolarz jeden obiecał nam takie stoły, że hoho.

Ciągała go po całej karczmie zalewając potokiem słów. Po chwili miał dość.

- No już dobrze, rozumiem. Remont. A nie można było tak od razu?
Zrobiła niewinną minkę. - No przecież mówiłam. A i jeszcze pana sierżanta zapraszamy na uroczyste otwarcie. Za miesiąc. Przyjdzie pan? Z mat.. żoną znaczy. Nie odmówi nam pan? To zaszczyt wielki.
- No zobaczę czy nie będę miał służby – mruknął.
Już miał wołać ludzi do wyjścia, kiedy przypomniał sobie o reszcie towarzystwa, które zwróciło wcześniej jego uwagę.
- A wy kim jesteście? I dlaczego Szorstkiego szukacie.
Wypaliła bez zastanowienia:
- A to jest mój wuj – wskazała na starszego szlachcia i szuka Szorstkiego, bo ...
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 15-12-2008, 12:41   #9
 
Reputacja: 1 Solis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemu
-Widzisz pan mości setniku... Trudne termina na mnie naszły. Jam Albrecht Sęk, znany na wielu dworach dekorator i artysta. Projektuję ogrody, karczmy, domu - cokolwiek wasze każesz. - Ledwo dostrzegalne zmiany w wyglądzie upodobniły mężczyznę do przedstawiciela artystycznej bohemy. Miecz jakoś dziwnie sie skurczył, do rozmiarów solidnego kordu, kołnierz przybrał kształt kryzy, kolczuga dziwnym trafem zaczęła przypominac fantazyjny fartuch, nawet kilka kolorowych plam na rękawie łatwo było dojrzeć.

-Curuś moja pierworodna, jedyna i niemożebnie rozpieszczona, a przy tym jako i ja w sztukach rozmiłowana okrótnie. Tedy będąc przejazdem u kuzynki naszej szacownej - pięknej śpiewaczki Blaithlin, pasji malarskiej sie oddawała. Podatna bardzo na złe podszepty uległa pewnemu modelowi jaki jej za wzór Zeusa Pankratosa służyć miał. Nagośc - tfu , ohyda- nagośc jego owładnęła czułym jej sercem. I brzuchem też , mój miły kapitanie. Tedy ścigam gacha po okolicy, w wolnych chwilach remonty robiąc wraz z mą kompaniją. Do ślubu go nakłonic zamiaruję, bo choć pies i wesz, to jednak ociec mego wnuka. Szorstki to niestety. Obwieś i powsinoga, a pono i raptus, a kto wie czy nie zbój nawet. Ale rodziną ma mi być i basta, choćbym miał go...na kolanach błagać o honorne zajęcie moją Anulą.

Oczyma niewinnymi spozirał na nielotnego strażnika, wiedząc, zę nie rozumie wiele...ale wzmiannka o zepsuciu córki i o Szorstkim widać dotarły doń i poruszyły.

- A może wy, generale złoty, wiecie cokolwiek o tym szubrawcu? Litości- pomóz mi honor córki odnaleźć! Sowicie nagrodzę jeśli co powiesz ważnego! Powiedz gdzie znaleźć łobuza, niechaj ma siostrzenica Blaithin, mieszkająca tutaj, posłucha twych wskazówek, o mężny Bogu Wojny!
 

Ostatnio edytowane przez Solis : 15-12-2008 o 13:38.
Solis jest offline  
Stary 16-12-2008, 00:53   #10
 
Bergtagna's Avatar
 
Reputacja: 1 Bergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumny
Jethro, usłyszawszy wzmiankę o zepsutych rybach , kichnął, maskując falę wesołości, która ostatecznie rozbiła się o zaciśnięte usta. Już chciał zacząć tłumaczyć się przed strażnikami, gdy Blaithin zalała sierżanta potokiem słów i oprowadziła go po karczmie, kompletnie dezorientując biedaka swoją żywiołowością. Jethro był pod wrażeniem dziewczyny, miał wątpliwości, czy zrobiłby to lepiej. Wtedy strażnik, jak widać jeszcze przy zmysłach, zainteresował się resztą obecnych. Waćpan Sęk, z pomocą zdolnej śpiewaczki, lecz nie szczędząc przy tym własnego sprytu, spławił sierżanta równie skutecznie co poprzedniczka. Przyszła pora i na Jethro. Mimo dobrego humoru twarz miał poważną , a jakże, poważny, przykładny sierżant z pewnością nie przepada za niepoważnymi wesołkami. Czymś i smród rybi wyjaśnić trzeba. Ukradkiem spojrzał na herb widniejący na swojej tunice i gdy podszedł sierżant, gotów był snuć wyjaśnienia, a twarz przyodział w wyniosłą irytację.

-Czujecie mości sierżancie, jak rybą ode mnie trąci? Pewno się zastanawiacie dlaczego? Spieszę z wyjaśnieniami. Wracając w swoje rodzinne strony, do włości wielmożnego Henricha herbu Jeleniej Wieży, postanowiłem zatrzymać się w waszym zacnym mieście, Solnej, co by ten upał piekielny przeczekać. Wynająłem sobie pokój w tejże gospodzie, zostawiłem bagaż i udałem się do portu, by o transport jaki wypytać. Trochem zbłądził i wtem cios mocarny świadomość mi odebrał. Gdym ją odzyskał, leżałem cały w rybach, bez sakwy przy pasie! Spytałem jakiego rybaka, co za zbój tu grasuje. Powiedział, że „Szorstkim” go zwą. Ostrzegł, by straży dzisiaj nie frapować, bo lud powstał i trzymać go w ryzach muszą. W karczmie kazał pomocy szukać. Tedy jestem tutaj, dobytek zabrać musiałem, bom nie ma czym za lokum zapłacić. – poprawił wór na barku – Szczęście wielkie, że tych o to ludzi życzliwych spotkałem, którym łotr też za skórę zaszedł, a szczęście jeszcze większe, żeście wy drogi sierżancie tutaj zawitali. Pomóż nam diabła złapać! – zacisnął pięść, akcentując ostatnie zdanie i zaśmiał się w duchu.
 

Ostatnio edytowane przez Bergtagna : 16-12-2008 o 07:26. Powód: tekstu bryłę rozbiłem...
Bergtagna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172