Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-10-2010, 16:31   #21
 
Zaan's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znanyZaan nie jest za bardzo znany
Otworzyła powoli oczy. Obraz był jednak rozmazany. Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że jest pod wodą. Odruchowo poderwała głowę do góry i złapała pierwszy oddech. Od razu zakrztusiła się powietrzem. Było chłodne, ale życie w Nowosybirsku przyzwyczaiło ją do każdych warunków pogodowych. Miało natomiast bardzo dziwny posmak. - Czyżby tak smakowało czyste powietrze? - pomyślała.
Rozejrzała się powoli po pomieszczeniu. Automatycznie zakryła piersi ręką i przykuliła nogi. Kilka osób już wydostało się z sarkofagów i teraz biegali po statku, a raczej po tym, co z niego zostało. Jakiś Azjata kręcił się z licznikiem Geigera, ktoś patrzył przez dziurę w poszyciu. Po kilkudziesięciu sekundach podeszła do niej kobieta momentalnie pytając, czy wszystko w porządku. Julia dopiero teraz dokonała „inwentaryzacji” swojego ciała. Ręce, nogi, brzuch... wszystko jest i na szczęście całe. Spojrzała na kobietę, próbowała sobie przypomnieć jej imię.
- Wszystko w porządku. Jesteś Iga prawda? Mogłabyś mi przynieść cokolwiek, w czym przemknęłabym do swoich rzeczy? Nie chodzi o zimno, ale nie mam zamiaru paradować nago przez facetami. Tak w ogóle jestem Julia – powiedziała Dolnikowa.
Iga praktycznie bez słowa przyniosła jej kurtkę z logo NASA. Julia upewniwszy się, że żaden facet nie patrzy akurat w jej stronę, zdjęła rękę z piesi, bez żadnego wstydu przed Igą założyła przyniesioną przez nią kurtkę i zapięła suwak do połowy. Wyskoczyła z sarkofagu i szybkim krokiem po bardzo zimnej podłodze ruszyła w stronę ładowni.
O dziwo szybko odnalazła swoje torby. Schowała się za jakimiś pudłami i zaczęła się ubierać. Złapała jakiekolwiek majtki i skarpetki, ze stanika postanowiła zrezygnować. Założyła bluzę z kapturem, na tyłek wciągnęła jeansy. Sprawdziła jakość kurtki od NASA, lecz nie była ona zadowalająca. Wyciągnęła własną, porządną syberyjską kurtkę. Jeszcze tylko adidasy i mogła pokazać się ludziom. Postanowiła na razie nie ujawniać swojego samogonu, tym bardziej, że wcześniej zauważyła innych z jakąś butelczyną. Wyciągnęła jeszcze paczkę papierosów i zapalniczkę, po czym zamknęła torbę. Wychodząc z ładowni związała włosy. Zawsze robiła to w sposób dość kuszący, więc i teraz zauważyła kilka par oczu na sobie. Podeszła do któregoś z członków radosnej wyprawy. - Można łyczka? – rzuciła spoglądając na butelkę.
 
__________________
"Z równin odległych, z gór, z zapadłych wiosek, ze stolic i z miasteczek, spod strzech i z pałaców, z wyżyn i z rynsztoków ciągnęli ludzie nieskończoną procesją do tej 'Ziemi Obiecanej'."
Zaan jest offline  
Stary 30-10-2010, 02:10   #22
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dzień startu Tom przywitał z radością, ale i lękiem. To miał być dzień, który na zawsze odmieni jego życie. Nowe życie albo będzie pasjonującym żywotem kolonisty na obcej planecie, albo życiem wiecznym. Tak czy owak, czas było ruszać w drogę. Pożywne śniadanie było chyba ostatnim posiłkiem w najbliższym czasie, który nie był w tubkach. Tom siadł naprzeciw Sebastiena, ale nie odzywał się do niego ani słowem. Tamtemu też najwidoczniej nie zależało na rozmowie, więc skupili się na jedzeniu. No i oczywiście na wypatrywaniu, czy Iga nie zbliża się zanadto z jakimś ostrym przedmiotem.

Podróż na kosmodrom minęła dość szybko z racji skorzystania ze śmigłowców. Tłumy, które zgromadziły się żeby ich pożegnać nie podobały się Jacksonowi. Nie to, żeby mu sława przeszkadzała, ale mogli ogłosić nazwiska astronautów dopiero po starcie. Tom wysiadł z helikoptera i z opuszczoną głową poszedł szybkim krokiem do sali odpraw. Stamtąd do wahadłowca. Przez ten krótki czas, gdy szedł w skafandrze w stronę ich pojazdu czuł się naprawdę jak bohater. Był szczęśliwy, że może dla dobra nauki, dla dobra tych ludzi, którzy teraz wiwatowali polecieć na gliese i zbierać tam informacje. Czuł się zdobywcą. Jedyne czego żałował to fakt, że najprawdopodobniej nikt z tego tłumu nie pozna historii ich podboju. Nikt nie pozna efektów ich pracy, nikt nie zobaczy ich ponownie, nie będzie mógł uścisnąć ich dłoni. Ciekawe, że zapewne wielu z nich było prawdziwymi entuzjastami astronomii, pewnie marzyli o podboju kosmosu, a to on, którego nigdy to nie obchodziło, będzie miał taką szansę.

Zajął swoje miejsce w fotelu i wszystkie obawy wróciły. Miał świadomość podejmowanego ryzyka, ale się nie wahał. Z niejaką satysfakcją patrzył jak pracownicy NASA przypinają Igę do fotela. Później taki sam los czekał jego. Siedzieli w fotelach długo w oczekiwaniu na start. Później trochę wstrząsów i na orbitę. Tam zwiedzili swój nowy dom i poszli do zamrażarek. Kładąc się w sarkofagu Tom nie mógł oprzeć się wrażeniu, że nazwa dobrze do niego pasuje. Czuł się jak w trumnie. Nie trwało to jednak długo i już po chwili smacznie spał.

~*~

Thomas widział tylko ciemność i słyszał absolutną ciszę. Dopiero po dłuższej chwili do jego uszu zaczęły docierać odgłosy sugerujące, że coś poszło mocno nie tak, ale zaraz znowu ucichły. Leżał w sarkofagu jeszcze kilka minut, które zdawały się ciągnąć godzinami. Dopiero jakieś ruchy w pobliżu go rozbudziły całkowicie. Patrzył w górę i przez zieloną ciecz widział nachylającą się nad nim twarz Igi. Nie był do końca pewien czy to sen, czy jawa. Niewyraźny obraz i wszechobecna zieleń sugerowały, że to pierwsze. Zapowiadał się miły sen.
Iga zaklęła i zanurzyła ręce w occie. Złapała Toma za ramiona i podniosła do pozycji siedzącej.
- Oddychaj - podpowiedziała
Jackson parsknął wypluwając cały ocet z ust i chyba tylko cudem nie opryskując kobiety. Złapał kilka głębszych wdechów i przetarł oczy.
- Co jest? Już jesteśmy na miejscu?
- Poniekąd... - przesunęła mu palcem przed oczami sprawdzając odruchy - choć nie wszystko poszło tak, jak NASA planowała. Idź się ubrać, bo zamarzniesz. Jak się czujesz?
- Nie wiem. Chyba nieźle. Czy ten przeciąg, który czuję, to właśnie element niezgodny z planem? - zapytał ciągle lekko zdezorientowany.
- Rozbiliśmy się.. chyba. Nie wiem, w każdym razie jeszcze żyjemy. Tam - wskazała ręka - są kurtki NASA, jeżeli nie masz swojej. Idź, ja sprawdzę, co z innymi.
- Dzięki.
Tom zmarszyczył nos i pociągnął nim kilka razy.
- Czy ja czuję od Ciebie alkohol?
- Tom! - potrząsnęła go za ramie, najwyraźniej był bardziej oszołomiony, niż sie wydawało na pierwszy rzut oka - Idź sie ubrać, do cholery. Zamarzniesz.
- Dobra, dobra. Już lecę - powiedział i na tyle zgrabnie na ile pozwalało jego zmarznięte ciało wyskoczył z sarkofagu. Pobiegł do ładowni po swoje rzeczy, raz tylko rzucając okiem po pomieszczeniu z sarkofagami i w kierunku Igi. Wydaje się, że ona też spoglądała w jego stronę.

Najpierw znalazł coś, czym mógłby się wytrzeć do sucha. Później założył bieliznę termiczną, ciesząc się w duchu, że kupił coś takiego, na to dżinsy, koszulę i sweter. Na sam wierzch zarzucił kurtkę marki NASA. Trzeba przyznać, że były solidne. Widać, że Agencja nie oszczędzała na nich. Pewnie zaoszczędziła za to na statku, skoro się rozleciał przy lądowaniu. W końcu wrócił do "sypialni" i dołączył do Igi, która właśnie odsyłała do ubrania się kolejnego śpiocha.
- Nie zabiłaś mnie - stwierdził z uśmiechem.
Iga odwróciła sie powoli. Wytarła rękę w spodnie i wyciągnęła do Toma.
- Coś nam źle rozmowa poszła za pierwszym razem... - powiedziała nieco zakłopotana - więc może jeszcze raz: Iga Wende, lekarz. Nie, nie jestem płatna zabójczynią.
Tom uścisnął wyciągniętą rękę.
- Musiałaś mnie tak straszyć? Przez te cztery dni myślałem, że umrę na palpitacje serca.
- Nikt normalny nie wziąłby mojego żartu poważnie... o przepraszam, nie twierdze, że jesteś nienormalny.. znaczy, nie bardziej niż inni. - poczuła, że się zapętliła i na dodatek chyba robi z siebie kretynkę, i to przed facetem, który bardzo dobrze wygląda z tyłu bez ubrania - więc zamilkła.
Tom się zaśmiał.
- Cóż, miałem podstawy w niego uwierzyć. Ale aż mi jest teraz przykro. Myślałem, że się będę mógł chwalić znajomością z zabójczynią, a tu taki zawód - powiedział żartobliwie. - Swoją drogą nadal czuję alkohol. Pani doktor chyba powinna wiedzieć, że to najprostsza droga do wychłodzenia organizmu. - pogroził jej palcem. - Choć rozumiem, że Wy Rosjanie, macie większą tolerancję dla tej substancji.
Iga usmiechneła się.
- Pochodzę z Polski. A co do wychłodzenia.. widzę, że już jesteś ubrany. Wiec teraz potraktujemy to jako lek na uspokojenie. - wyjęła butelkę i wyciągnęła w jego strone.
- Wybacz. Akcent wydawał mi się rosyjski. W tej chwili jestem całkowicie spokojny, ale liczę na to, że jeszcze będziemy mieli okazję się razem pouspokajać - odparł, puszczając jej oko. Żałował trochę, że nie może przyjąć zaproszenia.
- Przy okazji - kontynuował nieco ściszając głos - myślę, że moglibyśmy się wspierać w czasie pobytu tutaj, co Ty na to? Teoretycznie jesteśmy grupą, ale myślę, że warto mieć kogoś, komu można całkowicie ufać.
- Naprawdę ufasz mi całkowicie? Nic o mnie nie wiesz... ani ja o tobie... choć z drugiej strony... innych znam jeszcze mniej. Ok, w sytuacji sporu stanę po Twojej stronie.
- Ależ oczywiście, że nie ufam Ci aż tak. Ale sądzę, że z Tobą mi będzie łatwiej się dogadać i mam nadzieję, że zaufanie uda nam się wypracować.
Iga popatrzyła na Toma. W obecnej sytuacji każde wsparcie było lepsze niz żadne. Oczywiście nie ufała mu - wiedziała, że facetom nie mozna ufać, bo to zawsze kończy sie źle - ale była gotowa zawrzeć z nim cos na kształt.. przymierza. Popatrzyła mu w twarz.
- Dobrze Tom. Teraz wracam do ładowni, chcę zabrac kilka rzeczy z bagażu.
- W porządku. Myślę, że zaraz wszyscy zbierzemy się w ładowni, żeby przedyskutować nasze dalsze działania. Ta grupa potrzebuje przywódcy i im szybciej go wyłonimy, tym lepiej dla nas.
- To prawda. Chodźmy.
Gdy Iga skierowała się do ładowni, Tom jeszcze obszedł całe pomieszczenie, żeby sprawdzić czy nic i nikt się tu nie zawieruszył, po czym poszedł zwoływać wszystkich dwunaścioro apostołów na naradę.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 31-10-2010, 10:16   #23
 
Latin's Avatar
 
Reputacja: 1 Latin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znanyLatin nie jest za bardzo znany
Zielona maź zalewała mu całą twarz. Usiadł i spokojnie starł ją prawą ręką. Kiedy podniósł się z sarkofagu zorientował się, że wstał jako jeden z ostatnich. Być może było to spowodowane odpornością organizmu na niskie temperatury. Dopiero teraz doszły do jego uszu głosy z głośników o awarii statku. Kiedy zobaczył co zostało ze statku przez chwile zamarł. Jednak ośnieżona sceneria tropików wywołała u niego na twarzy mały uśmiech, co więcej czuł się trochę jak w domu. Wszyscy krzątali się w poszukiwaniu swoich rzeczy; niektórzy jeszcze nadzy, inni już w ubraniach. Siergiej postanowił pójść w ich ślady. Udał się do ładowni, odnalazł swoją szafkę i swoje rzeczy – na szczęście wszystko ocalało. Zaczął się ubierać, na sam koniec przywdział się w ciepłe buty i spodnie – replikę munduru, a także bluzę i kurtkę, które wziął z Syberii i fantastycznie nadawały się na zaistniałą sytuację. Do ogromnego plecaka postarał się upchnąć wszystkie swoje rzeczy, co o dziwo mu się udało. Zapakował jeszcze na wszelki wypadek przydziałową kurtkę z logo NASA. Kiedy cała „parszywa dwunastka” wydawała się być gotowa ogłoszono naradę.
 
Latin jest offline  
Stary 31-10-2010, 21:25   #24
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Aleks otworzył oczy. Czuł się jakby właśnie po raz drugi się narodził. Wbrew pozorom nie było to dziwne uczucie. Wszystko go bolało, było mu dziwnie ... zimno. Nie czekając na nic wyszedł z sarkofagu. To co zobaczył upewniło go tylko, że lot nie przebiegł zupełnie tak jak powinien. Statek był zmasakrowany, z dziur bił chłód, a Aleksowi było dość nieswojo. Szybko odnalazł ubranie ciśnięte koło sarkofagu i ubrał się. Całkiem dobrze zniosło 200 lat leżakowania. Rosjanin ... chociaż w sumie nie wiadomo czy teraz nie powinien nazywać się już Glieseninem, rozejrzał się za towarzyszami. Najwyraźniej wybudził się jako ostatni. Brakowało zresztą kilku "łóżek". Chcąc dowiedzieć się co działo się z resztą jego towarzyszy podróży wyszedł z czegoś co kiedyś było częścią statku z sarkofagami. Powietrze było dziwne. Oddychało się inaczej. Nie jak na ziemi, ale też dobrze. Po przywyknięciu do nowych warunków nie było zbytniej różnicy. Aleks wyjrzał na zewnątrz przez sporą dziurę. Wyglądało to jak pokryte śniegiem tropiki, lecz rośliny i ogólnie organizmy były inne. Inne. Dosłownie inne. Ich budowa może pozornie przypominała ziemskie, lecz jak już Aleks zauważył różniły się. Nie wychodząc z ruiny statku Aleks ruszył tam, skąd dochodziły go głosy załogi. Ci rozprawiali o tym co teraz zrobić. Awaria reaktora ewidentnie pokrzyżowała im plany. Nagle myśli Aleksandra powędrowały w inną stronę. W stronę butelki z przeźroczystym płynem i kiełbasy. Ziemskiej kiełbasy z rosyjskich zwierząt. Ciekawe swoją drogą, czy tutaj są jakieś zwierzęta. Teraz jednak było wiele ważniejszych spraw do omówienia niż jedzenie. Aleks dołączył do obradującej załogi.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 03-11-2010, 20:03   #25
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
Obserwował z helikoptera wiwatujący tłum ludzi zgromadzonych wokół wielkiego promu kosmicznego. Zmarszczył brwi, nie lubił być w centrum zainteresowania. Gdy wylądowali, nawet nie podniósł głowy. Szedł z wzorkiem skoncentrowanym na swoich butach. W Sali odpraw ni to leżał ni to siedział na krześle i myślał o swojej rodzinie… Jak on za nimi tęsknił. Gdy wezwali ich do wahadłowca, bez słowa ruszył za resztą grupy. Całą podróż kosmiczną patrzył się na fotel przed sobą. Gdy oprowadzali go po stacji kosmicznej próbował zapamiętać układ pomieszczeń. Nigdy nie wiadomo, co może się wydarzyć. W końcu nadszedł czas zapuszkowania. Ułożył się w swoim sarkofagu i zamknął oczy. Po chwili odpłynął…

Zacisnął pięści wbijając sobie paznokcie w dłonie. Gwałtownie otworzył oczy, lecz zaraz je zamknął, gdyż zielony płyn powodował pieczenie. Sebastien rzucił się przed siebie wydobywając się z trumny. Upadł ciężko na kolana tracąc oddech. Ciężko wciągnął powietrze, które było jakby inne... Obce. Powoli podniósł się z podłogi i rozejrzał wokół. Zauważył wielką dziurę w statku... Chyba nie powinno jej tam być. Sebastien doszedł do niej i oparł się plecami o ścianę statku. Na zewnątrz widać było śnieg. Dużo śniegu i jakby... tropiki?
"Kurwa, gdzie ja jestem?"
Spróbował przypomnieć sobie rozkład pomieszczeń... Gdzie mogą być jego rzeczy? Najpierw ruszył jednak w stronę głosów.
 
Roni jest offline  
Stary 04-11-2010, 22:12   #26
 
Apkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Apkey nie jest za bardzo znany
Lot helikopterem trwał długo. Jako że to przeróbka wojskowego śmigłowca desantowego nie był on specjalnie wygodny. Mimo to jednak ta drobna przeszkoda nie stała na drodze ku krótkiej drzemce.�-
Jego wewnętrzny zegar obudził Ronona gdy zbliżali się do celu podróży. Jak na dłoni widział platformę startową na przylądku Canaveral na której czekał na całą grupę prom.
Wredny uśmieszek wykwitł na usta Hawajczyka „Jakie szczęście że ten złom ma wynieść nas tylko na orbitę".
Widok tłumów skandujących ich imiona wokół portu kosmicznego chyba tylko jego jednego nie zaskoczył - przecież wiadomość o misji miedzy planetarnej krążyła po świecie przez okrągły rok, poza tym to była misja między planetarna, a takie rzeczy nie dzieją się co dzień, z resztą nawet na zwykły lot wahadłowcem oczekiwało zawsze sporo ludzi.
Po przebraniu się w kombinezony udał się w raz z resztą zespołu w stronę windy prowadzącej na szczyt instalacji portu kosmicznego. Jadąc miał okazje obejrzeć dokładniej ryczące tłumy ludzi. Widział nawet parę transparentów ze swoim nazwiskiem.
Gdy już tkwili w fotelach przeciążeniowych bezpiecznie przypięci Ronon myślał o tym co zostawia za sobą – myślał o świecie który znał, o plażach hawajów, o rodzinie matki, o malej siostrze, o ojcu. Wszystko co go trzymało na Ziemi stracił bezpowrotnie. Po tym jak powstał projekt tego lotu poświęcił mu się całkowicie a teraz czeka na niego kulminacja starego życia , a początek nowego.
Start i towarzyszące mu przeciążenia były o wiele bardziej wymagające niz testy w ośrodku NASA. Żołądek powędrował mu do gardła, w uszach czuł cala sile bezwładności jaka towarzyszyła przy przebijaniu sie przez atmosferę a po chwili wszystko znikło, w jednej sekundzie wyzwolili sie z siły grawitacji.



Gdy wahadłowiec przycumował do stoczni w której budowany ich główny środek podróży.
Największe osiągnięcie jakiego dokonała ludzkość. A on był częścią zespołu który to stworzył. Dex poczuł się dumny ze swojej pracy. Na pokładzie "Hope" powitali ich "ojcowie" całego przedsięwzięcia. Po krótkiej prezentacji Profesor Herman odciągnął na bok Ronona i z uśmiechem na ustach oświadczył:
- Chciałem Ci podziękować za to co zrobiłeś dla mnie... dla nas... dla ludzkości – tu ze wzruszenia zawilgły mu oczy – Oj przecież wiesz jakim jestem sentymentalistą. Wiesz dobrze co chce powiedzieć.
Ronon zaczął czuć się trochę nieswojo nie lubił takich sytuacji – po prostu nie wiedział co ma w nich robić wiec aby szybko zakończyć kłopotliwą dla obu naukowców scenę bąknął tylko:
- Wiem Profesorze... nie musi pan nic mówić nasze dzieła przemówią za nas. - po czym chwycił swojego byłego szefa za ramie i uśmiechnął się blado – Nie dajmy reszcie czekać w końcu sam też jestem ciekaw jak ten statek wygląda.
Po skończonej wycieczce przyszedł czas na hibernację. Ronon rozebrał sie złożył ubranie do szafki w której znajdowała sie cała reszta osobistych rzeczy a wyjął buteleczkę z jego własnym środkiem do utrwalania fryzury, który szybko nałożył na swoje dredy, po czym skierował się w stronę swojego sarkofagu. Spotkało go wyróżnienie ponieważ przy jego hibernacji asystował sam Herman. Gdy zanurzył się w "occie" z wysiłkiem nabrał go do płuc – taki był warunek całego procesu. Ten płyn nie tylko działał jako środek odżywiający i konserwujący dla ich komórek ale miał im dostarczać małych ilości tlenu niezbędnych do zachowania przy życiu wyciszonego organizmu. Po paru sekundach gdy urządzenie zaczęło działać Ronon po prostu odpłynął

[media]http://www.youtube.com/watch?v=Pql82_hMBxY[/media]


Z snu zbudził Hawajczyka przenikliwy dźwięk alarmu. "Coś jest nie tak" pomyślał z niepokojem "Jest zdecydowanie za zimno płyn powinien być w temperaturze mojego ciała". Pomacał rekami po ścianach pojemnika wyczuł ze jest otwarty. Wynurzył się gwałtownie otarł twarz i rozejrzał wokół.
To co zobaczył po prostu go zdumiało. To co w kosmicznym żargonie nazywa się perforacją kadłuba można określić jako kurewsko wielkie dziury i upierdolony kadłub. Na szczęście działało zasilanie biorąc pod uwagę to z jaką intensywnością słyszał syreny alarmowe.
Następnym co dotarło do jego ospałego mózgu byl mróz jaki panował na statku i coś obcego w powietrzu, jakiś zapach lub coś innego, nie potrafił tego teraz określić. Wstał szybko i jeszcze szybciej udał się w stronę swojej szafki skąd po wytarciu się z "octu" i założeniu ubrania udał się na poszukiwanie czegoś jeszcze cieplejszego w kontenerze znalazł ciepłe kurtki z logo NASA i odpowiednie buty. Niestety nie był przygotowany na tak ekstremalne przebudzenie. Po odbyciu paru ćwiczeń oddechowych podporządkował sobie swoje ciało do końca dzięki czemu uspokoił się i już po chwili nie było mu tak zimno jak wcześniej. Potem rozejrzał się po całej ich "sypialni" z odczytów jakie były na monitorach kontrolnych reszty sarkofagów wynikało ze reszta obudziła się w tak samo jak on... poza tym ze dwa z nich zawierające tych naukowców z NASA po prostu wyparowały. "To by było na tyle jeśli chodzi o obsługę" uśmiechał się ponuro "Houston we've got problem!"
Potem zaczął rozglądać się po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu jakichś przydatnych przedmiotów. Niestety jego poszukiwania okazały się całkowicie bezowocne. Po chwili udał się na poszukiwanie reszty ocalałych.
Statek był doszczętnie zdruzgotany wygląda na to że cześć kadłuba z lewym silnikiem została odłamana. Liczne dziury w poszyciu i kadłubach były chyba śladami po jakich meteorach... lub strzałach. Po chwili usłyszał głosy swoich towarzyszy.

Gdy dotarł na miejsce trwała już swego rodzaju narada.

Gdy większość grupy zebrała się w ładowni pierwszy zabrał głos Thomas:
- Panie i panowie - zaczął oficjalnie - Daruję sobie zbędne powitania i podziękowania. Jak pewnie wszyscy zauważyli, dotarliśmy względnie szczęśliwie do celu naszej wyprawy i niestety wdepnęliśmy w niezłe bagno. Nie sądzę, żeby ktoś jeszcze się łudził, że da radę przeżyć o własnych siłach. Dlatego właśnie musimy działać jako grupa, niezależnie od tego czy się lubimy, czy nie. Jako Amerykanin powinienem być zwolennikiem demokracji, ale jeśli mamy działać sprawnie potrzebujemy przywódcy. Jeżeli ktoś się czuje na siłach zapanować nad tym burdelem - niech wstanie. Jeśli ktoś ma swojego kandydata - niech go wskaże. Im szybciej dojdziemy do porozumienia, tym większa szansa na przeżycie. - To powiedziawszy rozejrzał się po zgromadzonych, mając nadzieję, że starczy im oleju w głowie, żeby dojść do porozumienia zanim wszyscy zamarzną.
Gdy skończył mówić głos zabrał Maks:
- Zgadzam się z Tomem w kwestii przywódcy, proponuje kogoś kto ma doświadczenie w pracy z zespołem. Może jest wśród nas ktoś taki? Powinien też uzasadnić swoją kandydaturę i powiedzieć co zamierza.
Japończyk rzucił zirytowanym tonem:
- Wstać nie wstanę bo i tak już stoję zresztą nie o to chodzi. Najpierw powinniśmy ogarnąć ten burdel, chciałbym tylko zauważyć, iż nam się statek pali gdzie nie gdzie, reaktor jest ZNISZCZONY! Co mnie kurewsko niepokoi bo jak pieprznie to nie będzie co z nas zbierać albo pomrzemy na chorobę popromienną. Trzeba by się podzielić obowiązki i w miarę możliwości zrobić coś z tym “czymś”. Jeśli chcemy tu zostać przez jakiś czas bo chyba nikomu nie jest śpieszno na zewnątrz - powiedział szybko majstrując przy liczniku Geigera który za cholerę nie chciał się włączyć.
- Mogę pomóc w ogarnięciu tego burdelu, jak to powiedział towarzysz Jiro. Dowodziłem grupą tak zwanego rosyjskiego Specnazu. Działaliśmy w naprawdę ekstremalnych warunkach więc może dam radę i tutaj. Co wy na to, towarzysze? - po chwili Aleks dodał bardziej pytającym tonem - Widział ktoś, czy zbrojownia się uratowała?
- Nie chcę się wychylać - wtrąciła się Tara - ale lepiej jak najszybciej podzielmy obowiązki, mam złe przeczucia. Każdego z nas wybrano do tej misji na pewno z jakiegoś powodu. Czas wyłożyć karty na stół. Musimy w końcu sobie - spojrzała na Toma. - Niech każdy, nawet jeśli nie chce ujawnić czym się zajmuje to przynajmniej powie przy czym się może przydać i podzielmy się na grupki aby ogarnąć tę sytuację. Zacznę od siebie. Jestem Tara. Tara Tanger - płetwonurek, inżynier morski i poszukiwacz kłopotów. Mam nie zgorszą sprawność fizyczną, potrafię posługiwać się bronią palną. To tyle ile powinniście na daną chwilę wiedzieć - odwróciła się w stronę Aleksa - Towarzyszu sprawdźmy też co ze zbrojownią i jeśli przetrwała przydzielmy na każdą grupę broń, tak na wszelki wypadek.
Thomas westchnął poirytowany. Wyglądało na to, że bez dłuższych obrad się jednak nie obejdzie:
- Dokładnie dlatego chcę szybko wyłonić przywódcę, żeby szybko zająć się naglącymi problemami, z których pożar i reaktor wcale nie są jedynymi. Jestem Thomas Jackson, w skrócie Tom. Na Ziemi zajmowałem się głównie chemią i botaniką, ale z wykształcenia jestem chirurgiem, roślinki to raczej pasja. Kierowałem zespołem badawczym i nie tylko, i potrafiłem efektywnie wykorzystać umiejętności wszystkich członków, choć przyznaję, że “tawariś” specnaz na pewno ma większe doświadczenie w takich warunkach.
- Poza statkiem dobrze by było by przewodził nami wojskowy,jeśli chodzi zaś o umiejętności to byłem parę lat porucznikiem w Scotland Yardzie - umiem całkiem nieźle strzelać, znam się na mechanice, walce wręcz, trochę mniej na komputerach. Mam nawet ze sobą skrzynkę z narzędziami - komuś może się przydać wtedy służę pomocą - zaoferował się Max
Ponownie przemówił Aleks:
- Aleksander Wasiliew Bilicki, oficer Specnazu, dowódca grupy do zadań specjalnych. Odbijałem zakładników w Polskiej ambasadzie w Rosji w 2011, walczyłem w Moskiewskim metrze z terrorystami, wszystko w skrajnych warunkach, bez zbędnej wiedzy mediów. Myślę, że mam odpowiednie doświadczenie. W moim kraju praca odbywała się zwykle w skrajnych warunkach. Jestem specjalistą od kierowania małymi grupami - tak do 15 osób - oraz od przetrwania w trudnych bądź bardzo trudnych warunkach. Znam się też trochę na rusznikarstwie, mechanice i inżynierii, materiałach wybuchowych oraz zasadzkach i ukrywaniu się. Moim konikiem stanowczo nie są drogie elektroniczne zabawki czy chemikalia. Mistrzem walki wręcz też nie jestem, natomiast ukończyłem szkołę z najwyższymi notami w strzelaniu. Z sił specjalnych odszedłem ... gdyż jeden z moich najlepszych ludzi okazał się zdrajcą i podczas operacji w centrum handlowym omal przez niego nie zginąłem. Decyzję pozostawiam wam, towarzyszom uczonym i wykształconym, znającym się na rzeczy. W końcu to nie Ruś, nie komunizm - na wspomnienie kraju w jego głosie dał się wyczuć jakby żal, może wstyd, ale na pewno nie tęsknotę.
- Jestem Matt Truston. Zawód? Kiedyś byłem pilotem myśliwca... Stare czasy. Później pracowałem jako kontroler wieży lotów. Mogę naprowadzić samolot do lądowania. Raczej samolotów tu nie mają, więc jako pilot się nie przydam, ale znam się trochę na komputerach - dorzucił Matt
- To teraz pora na mnie... - powiedziała blondynka. Jestem Julia Dolnikowa, wszyscy mówią na mnie Noo... - ugryzła się w język - ...powiedzmy, że po prostu Julia. Jestem biotechnologiem i mikrobiologiem. Prócz tych jakże potrzebnych aktualnie rzeczy, lubię rozwiązywać zagadki. Znam podstawy elektroniki i umiem tymczasowo naprawić różne rzeczy. Z tego co widzę pierwsza pomoc jest niepotrzebna, poza tym mamy w składzie lekarza. - powiedziała praktycznie na jednym wydechu.
- Co do wybierania przywódcy, muszę stanąć po drugiej stronie barykady, dopóki nie zobaczę, że ta osoba nie narzuca jedynie swojego zdania, a słucha też pomysłów innych. Niestety nie cierpię, jak ktoś mi rozkazuje i mówi co, a szczególnie jak mam robić - wyrzuciła z siebie z niechęcią.
- Moja propozycja na ten moment jest taka: podzielmy się na 3-4 grupki i ogarnijmy ten burdel. Niektórzy dogaszą resztki statku, inni znajdą broń i żywność. Niech ktoś zorientuje się, czy cokolwiek na tej łajbie jeszcze działa itp. Dopiero jak będziemy mieli całkowitą jasność sytuacji, będziemy spokojnie dysputować - całkiem logicznie dodała Julia na zakończenie swej wypowiedzi.
Następny odezwał się Greg:
- Jestem Greg Hagstein, najpierw pracowałem jako elektryk na budowie, potem przeniosłem się do warsztatu, w którym naprawiano urządzenia elektryczne. Oprócz tego od dziecka bawiłem się właśnie kabelkami, od około 12 lat mam styczność z komputerami i innymi zaawansowanymi urządzeniami elektronicznymi, interesuję się fizyką, którą znam od podstaw. Kontaktów z wojskiem nie miałem, z bronią też nie za dużo ale podstawy jako takie znam. W razie czego mogę pomóc w naprawie urządzeń czysto mechanicznych. Ogólnie będę zajmować się zapleczem technicznym i łącznościowym naszego statk... eee kryjówki.
Na chwilę zapadła cisza, po czym przemówił mężczyzna z rosyjskim akcentem:
- Siergiej Wasiljew. Niektórzy mówią mi Niedźwiedź. Na Ziemi pracowałem w kopalniach i znam się na wszelkiego rodzaju większych maszynach. Zarówno obsługa jak i naprawa. Pochodzę z Syberii i jestem specjalistą od survivalu czyli przetrwania w ekstremalnie trudnych warunkach zarówno na powierzchni jak i pod ziemią. Znam się trochę na materiałach wybuchowych i walce wręcz. A i przy okazji, jakby trzeba było podnieść coś ciężkiego to walcie do mnie, lata pracy fizycznej robią swoje.
Znowu odezwał się Aleks:
- Dobrze towarzysze. Proponuję taki podział - do naprawy, lub chociaż ogarnięcia reaktora pójdzie pierwsza grupa, którą poprowadzi ktoś kto zna się na tych wszystkich urządzeniach elektronicznych i zaawansowanej mechanice. Nie uśmiecha mi się ugotowanie się od promieniowania. Druga grupa, ludzie silni fizycznie ugaszą pożar i uporządkują to co zostało. Trzecia grupa sprawdzi teren wokół statku, oszacuje zniszczenia i sprawdzi, czy nie grozi nam niebezpieczeństwo z zewnątrz. Co wy na to, towarzysze?
- Czyli to o czym prawie każdy mówi od początku. - skomentował Jiro - To się nie opierdalamy tylko dupy w troki i jazda, bo tu burdel mamy a nie wesołe miasteczko, a burdel trzeba posprzątać. Ja pójdę do reaktora, o ile ten szajs już nie promieniuje. W tym wypadku radzę czym prędzej wiać. Z tego co pamiętam w ładowni były jakieś skrzynie z narzędziami, wziąłem tylko ten licznik Geigera myśląc przyszłościowo ale była tam jeszcze jakaś aparatura do pomiaru powietrza czy coś takiego, pewnie narzędzia też się znajdą.
Iga stała nieco z boku, obserwując grupę. Przyniosła plecak ze swoimi rzeczami i od początku przysłuchiwała się dyskusji. Kiedy Aleks skończył mówić podeszła nieco bliżej. Odczekała wypowiedź Jiro i powiedziała mocnym, spokojnym głosem:
- Plan Aleksa ma sens, podobnie jak wypowiedź Jiro. Ale i tak wracamy do pomysłu Toma. Musi być osoba, która będzie koordynowała, zarządzała – jak chcecie to nazwać – pracą całości. Demokracja w grupie sprawdza się pod warunkiem, że jest osoba decyzyjna, kierująca całością.
Nie przedstawiałam się: Iga Wende, Polka. Jestem lekarzem, specjalizacja psychiatria
– rzucała niepewne spojrzenie w stronę Toma, o tym tez „zapomniała” mu wspomnieć. - Zajmuje się .. zajmowałam profilaktyką przemocy i pomocom ofiarom przemocy. Ukończyłam też Akademię Wychowania Fizycznego. Potrafię naprawiać różne rzeczy przy użyciu dostępnych środków. Nie piszę się na przywódcę, dodam od razu, ale musimy wybrać taką osobę.
- Chętnie wezmę się za gaszenie pożaru i ogarnianie tego wszystkiego - zaoferował się Siergiej - Mogę wziąć na siebie organizację właśnie tej grupki jednak do dyrygowania całością zgłaszam Aleksa.
- Plan Alexa wydaje mi się rozsądny,zgłaszam się do grupy zwiadowczej myśle, że tam się najlepiej przydam - powiedział Max.
- Dobrze, towarzysze. Zatem czy ktoś z was nie zgadza się na to, bym dowodził? - zapytał Aleks.
- Tak. Ja się nie zgadzam - zaoponował Tom, zdziwiony pytaniem. - Jeszcze w żaden sposób nie udowodniłeś, że się do tego nadajesz i nie powiedziałeś co zrobisz, jeśli Ci się podporządkujemy. Myślę, że możesz dowodzić przez pół godziny, żebyśmy nie wylecieli w powietrze podczas dyskusji, ale później chcę wiedzieć, dlaczego to Twoich rozkazów mam słuchać.
- Kolega Tom ma rację. Jak się sprawdzisz to będziesz dowódcą. - zgodził się Greg.
- Wybierzmy na czas kryzysu Aleksa - dodała Tara - Potem zrobimy jeszcze raz naradę i wyłonimy przywódcę i dowódcę, który będzie odpowiadał za nasze bezpieczeństwo.
- Myślę, że nie mamy teraz czasu na debaty - zgodziła się Iga - Skorzystajmy z propozycji i gotowości Aleksa, a jak się zorientujemy w sytuacji, poszukamy przywódcy. I tak będziesz miał przewagę, Aleks, bo zdążysz się wykazać.
- No jak sobie życzycie - powiedziała Dolnikowa poddając się. - Tylko od razu mówię, że głupich, nieprzemyślanych rozkazów po prostu nie wykonam. I kończmy z niepotrzebną gadaniną, bo ten złom zupełnie się rozpadnie. Na kłótnie polityczne będzie czas przy ognisku, przy pełnych żołądkach - wyraziła swą niechęć do podporządkowywania się władzy.
- Aha, do której grupy trafię, to już obojętne.
Hawajczyk przysłuchiwał się gorączkowym dyskusjom. Gdy wszyscy skończyli, lakonicznie stwierdził - Ronon Dex - bioinżynieria, ekologia, strzelać też umiem. W obecnej sytuacji mogę się zająć czymkolwiek, byleśmy tylko przeżyli. Alex dobrze gada, poza tym trochę wojskowej dyscypliny przyda się w naszej obecnej sytuacji.
Bardziej zniecierpliwionym tonem dodał jeszcze:
- Weźmy się do roboty w końcu bo tracimy cenne minuty na bezowocne deliberacje. Dobra Towarzyszu co teraz?

- Dobrze towarzysze - Aleks przez chwilę zastanawiał się czy się śmiać - To tak: Pierwsza grupa zabezpieczy reaktor, DOBRZE? - na ostatnie słowo nałożył ironiczny nacisk - Zrobi to Jiro, pomoże Ci towarzysz Ronon. Obaj jesteście uczonymi, może coś zaradzicie. Pójdzie z wami jeszcze pani Julia. Okej? - ostatnie słowo było wyraźnie przeinaczone - Druga grupa ogarnie pożar. Siergiej nią pokieruje. Pójdą z tobą towarzysze Bona’ve i Matt. Pomoże wam jeszcze towarzysz Zbudowski. Tara, Iga i Thomas sprawdzą co zostało ze statku. Towarzyszu Greg, wy zajmiecie się organizacją jakiejś łączności. Poszukacie ze mną jakiś krótkofalówek, sprawdzimy interkom i tak dalej. Sugestie? Jeżeli nie to do roboty, bo wszyscy się usmażymy.
- Dobra, ja jestem gotów - powiedział Greg i stanął blisko Aleksa czekając na rozkazy.
- Niech będzie - zgodził się Jiro - Dobra to panowie spinamy dupy i do roboty zanim nam to nie wybuchnie albo się rozleci, tak czy tak wtedy będzie kicha. Trzeba znaleźć jakiekolwiek narzędzia i biegiem do roboty -powiedział dość głośno po czym obrócił się na pięcie i skierował się do reaktora albo tego co z niego zostało.
-Myślę że będzie ok, przynajmniej na razie. Lećmy do tego reaktora - powiedziała Julia do swej grupki. - Cholera reaktor, byle tym razem nic się nie... mam nadzieję, że jest nieaktywny - rzuciła do siebie pod nosem.
- Jeśli łaska, to nie jestem towarzyszem. - wtrącił z niezadowoleniem Tom. - Dwie krótkofalówki z naładowanymi przed lotem akumulatorkami są u mnie w bagażu, myślę, że są ciągle sprawne. Ale żeby się Greg nie nudził niech odpali Geigera i urządzenie do badania składu powietrza. Coś tu śmierdzi i wolę wiedzieć, czy można tym bezpiecznie oddychać.
Po tych słowach skinął głową w stronę dwóch pań i ruszył z nimi przeszukiwać statek.
- No dobra, grupa przeciwpożarowa, ruszajmy już zanim nam się statek sfajczy! - zawołał Max.
- Taaa... weź Geigera i pobiegaj po statku. tylko jest jeden problem... nie znam się na chemii. Najlepiej ja tu sobie postoję i poczekam. - Greg oparł się o jakąś rurę i włożył ręce do kieszeni bluzy.
Aleks podszedł do Grega gdy tamci odchodzili. - Nie będziesz biegał z Geigerem po statku, bo powiedziałem, że zajmiemy się jakąś siecią komunikacyjną. Rekatorem zajmie się inna grupa. Poszukaj krótkofalówek i sprawdź działanie interkomu w pomieszczeniach po prawo, ja po lewo. Do roboty.
- No to ja rozumiem! Idziemy! - odparł Greg.
- Zaczekajcie na mnie! Jestem mechanikiem, znam się na walce wręcz i elektronice. Mogę się przydać - zawołał Sebastien.
- Myślę, że sobie poradzimy. Wy, towarzyszu Bona’ve pomóżcie przy pożarze - odrzucił jego propozycję Aleks.
 
__________________
Chaos is the only true answer...

Ostatnio edytowane przez Apkey : 05-11-2010 o 18:26.
Apkey jest offline  
Stary 04-11-2010, 23:52   #27
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Pierwszy wasz wieczór na Gliesie i w dodatku jaki długi. Oddychało się przyjemnie, mimo dymu w powietrzu. Wszystko to wyglądało jak na nisko budżetowym filmie science-fiction. Niestety to wszystko było jak najbardziej realne. No bo, kto by pomyślał, że przyjdzie wam się rozbić po ciemnej stronie Gliese? Mimo wszystko było dość jasno po przez dwa wiszące na czarnym niebie księżyce.
Ale był podział zadań i je staraliście się wypełnić. Pierwsza zerwała się ekipa do gaszenia pożaru, z kilkoma znalezionymi w ładowni gaśnicami.
Następnie ruszyła grupa do reaktora z lekko pikającym licznikiem Geigera, na końcu rozeszli się łącznościowcy i zwiadowcy.



Siergiej Wasiljew, Sebastien Bona’ve, Matthew Truston i Max Zbudowski

Ruszyliście z miejsca, jak do pożaru, no bo, biegliście do pożaru. Podbiegliście do drzwi, a raczej grodzi z spod której wydobywał się dym. Jeden z was nacisnął przycisk koło drzwi, spory, czerwony. Wrota ani drgnęły, na szczęście koło drzwi było coś na kształt skrzynki wbudowanej w ścianę. W środku znajdował się niewielki kołowrót. Jeden z was zaczął kręcić, drzwi unosiły się, spod nich buchał ogień chełpliwie łapiący tlen i dziwnie skrzący powietrze... Wyglądało to przepięknie, ale nie to was interesowało.
Skierowaliście dysze gaśnic na ogień. Zaczęliście walczyć z żywiołem, który pożerał kolejne serwery.
To one, miały bezpiecznie posadzić was na Gliese. Niestety, brak odpowiedniego chłodzenia przy takiej mocy obliczeniowej oznaczało jedno. Przegrzanie się systemu, aż w końcu jedno, pożar.

Julia Dolnikowa, Ronon Dex i Jiro Kivrlenko

Zabrany przez Jiro licznik, nie wskazywał dawki śmiertelnej, ale jego wskazania jakieś były. Kto was w ogóle posadził na tykającej bombie atomowej, czyżby nikt nie pamiętał Czarnobyla?
Jednakże sam reaktor okazał się w dobrym stanie. Niestety brakowało mu poleceń. Serwery wtopiły się w podłogę, a ich gaszenie było tylko i wyłącznie formalnością. Co prawda masa przewodów szczerzyła się do was z rozbebeszonej rury owiniętej sreberkiem, niestety ty był potrzebny elektryk i może jakiś informatyk. Dla bezpieczeństwa, nacisnęliście czerwony przycisk, z napisem OFF. Migająca słabo diodka zgasła całkowicie, a przy niej pojedyncze, światełka awaryjne.

Gregor Hagstein i Aleksander Wasiliew Bilicki

Wasz pomysł szybko stał się historią. Interkomy bez energii, prawa działać nie miały i nie działały. A do tego prawie całym statkiem rządziła serwerownia z powygrywanymi najnowszymi programami NASA. Przyczyna i skutek.
Na szczęście przechowywane w próżni, jaką był statek przez 200 lat krótkofalówki Thomasa okazały się sprawne.

Iga Wende, Tara Tanger i Thomas Jackson

Wyszliście ze statku bezpośrednio przez dziurę w statku w ładowni, która była akurat na tyle duża. Od razu ugrzęźliście na wpół świeżym, na wpół zlodowaciałym śniegu, dziewiczej Gliese. Wasze twarze omiatał delikatny wietrzyk. Cały czas oddychało się wam dziwnie. Księżyce odbijały światło gwiazdy, które świeciło na statek. Musieliście naprawdę wysoki zadzierać nogi, aby zrobić choć krok, a z każdym krokiem lądowaliście po łydki w śniegu. "Śnieżna dżungla" która was otaczała, była bardzo malownicza. Rośliny nie i przypominały, i nie przypominały tych ziemskich. Były mieszanką. Bardzo wynaturzoną, przystosowaną do życia w niskich temperaturach. Obeszliście statek, oglądając go dokładnie. Kilka metrów dalej od statku widać było tajemniczy "chwytak", o którego awarii informował statek. Jedynie na nie porozrywaną wygląda sekcja laboratoryjna, zbrojownia i wasze kwatery, które miały najgrubsze ściany. Niestety, prawie cała resztą wyglądała jak zabawka, pieprznięta o stertę kamieni, aż dziw że udało wam się z tego wyjść bez szwanku. Na szczęście to "ocet" okazał się na tyle gęsty, że wyłapał większość waszych uderzeń w sarkofagach.
I nagle... To coś... Coś dziwnego, jednakże żywego. Pierwsze zwierzę, jakie spotkaliście.
Była to chora karykatura antylopy z wołem piżmowym. Długie nogi umożliwiały jej chodzenie w wysokim śniegu, gęste futro zapewniało ciepło. Miała bardzo spore uszy, które chodziły na prawo i lewo. Pewnie dobry słuch rekompensował jej brak oczu. A przednie, spore zębiska, jak później zobaczyliście, służyły do zrywania kory z drzew. Za nim nie krzyknęliście z ekscytacji, zwierzątko bez nazwy uciekło skacząc zwiewnie w wysokim śniegu.
Na chwilę księżyce przysłoniły gęste chmury i nastały egipskie ciemności.
Zrobiło się nieswojo.
Na szczęście trwało to tylko chwilę. Przez dziurę w poszyciu jaką zrobiliście podczas lądowania dostało się wystarczająco dużo światła.
Na dworze okazało się jeszcze zimniej, niż -18 na statku, który dawał jako takie ogrzewanie.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 05-11-2010 o 00:23. Powód: Błędy
SWAT jest offline  
Stary 08-11-2010, 22:54   #28
 
Piter1939's Avatar
 
Reputacja: 1 Piter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodzePiter1939 jest na bardzo dobrej drodze
Max wraz z innymi wyznaczonymi do gaszenia pożaru dotarł do grodzi spod której wydobywał się gęsty dym, nacisnął czerwony przycisk na ścianie ale nic się nie stało, szybko spostrzegł że na ścianie jest też jakaś skrzynka. Max otworzył ją a w środku znajdował się kołowrót, zaczął kręcić a wrota się podnosiły. Gdy stanęły otworem dołączył do swych kolegów, pomagając im gasić. Zauważył że ten ogień jakoś tak dziwnie się pali ,ale zbytnio nie zastanawiał się nad tą kwestią. Pomieszczenie serwerowni nie było znowu takie duże i w czterech chłopa poszło im całkiem sprawnie jak na strażaków-amatorów. Od razu po ugaszeniu pożaru poczuł silne parcie na pęcherz. Rzucił tylko swoim kolegom że idzie się odlać, po czym ruszył na poszukiwanie WC. Pomyślał że to musi być gdzieś w pomieszczeniach użytkowych. Znalazł je dość szybko, załatwił swoja potrzebę. W popękanym lustrze zauważył swoje lekko przybrudzone sadzą oblicze. Cały zresztą śmierdział spalenizną .Postanowił wziąć prysznic, lecz nie było wody, niestety. Potem poczuł chęć na papierosa. Wolał zapalić na zewnątrz ,tutaj wszystko się pali jakoś dziwnie wolał nie ryzykować kolejnego pożaru. Ale najpierw przydało by się zajrzeć do zbrojowni ,skoro miał wychodzić dobrze by było w coś się zaopatrzyć. Po jakimś czasie odnalazł zbrojownie ,mechanizm otwarcia taki sam jak przy grodzi serwerowni. Cóż niewiele tego-pomyślał patrząc na zgromadzony „arsenał”. Uzupełnił magazynek Beretty M9,wsadził do broni, wetknął za pasek spodni, zapiął kurtkę .Wrócił się do ładowni ,wyszedł przez dziurę, oddalił się odrobinę od statku i zapalił. Mnóstwo tego pieprzonego śniegu aż trudno chodzić i okropnie zimno, gorzej niż na statku trzeba zmienić kurtkę na tą z logo NASA, wydaje się cieplejsza-pomyślał Max. Śnieg przydał się przynajmniej by obmyć nim twarz. Gdy skończył palić dojrzał że niedaleko dziury którą się wydostał stoi jakaś kobieta , podszedł bliżej. To była zdaje się ta Iga-Polka, postanowił ją zagadać.

-Cześć, ty jesteś Iga?, Polka nieprawdaż?-powiedział po polsku Max podchodząc do Igi
-Taaak - odpowiedziała Iga, trochę zdziwiona - nie wiedziałam, że nauka polskiego jest częścią szkolenia w Scotland Yardzie.
-Bo i nie jest,ale się przydaje-odpowiedział z uśmiechem Max-nie zwróciłaś uwagi na moje mało angielskie nazwisko?-zapytał
- Wybacz, na razie staram się wszystkie nazwiska zapamiętać. Prześledzenie ich pochodzenie to będzie mój następny krok.. - zorientowała się, że praktycznie obraża tego faceta, w sumie nie wiedziała nawet dlaczego - Przepraszam, nie chciałam być niemiła, to chyba stres...
- Pochodzisz z polski?
-Mam polskie korzenie,dziadek był Polakiem,stres to norma w sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, także no problem! ja nauczyłem sobie z tym radzić, moja praca to był jeden wielki stres...ale zapewne nie chcesz wysłuchiwać moich zwierzeń, zawodowo pewnie dużo się ich nasłuchałaś..
- jak masz ochotę mi się z czegoś zwierzyć, jestem do dyspozycji - Iga uśmiechnęła się - np. dlaczego się tu znalazłeś...
-Jesteś bardzo urocza kiedy się uśmiechasz ,więc mimo tego ,że rzadko zwierzam się komukolwiek odpowiem Ci: Nieco narozrabiałem i wywalili mnie, nie mogłem się znaleźć nigdzie indziej…Nic mnie w Londynie nie trzymało z rodziną też pozostawałem w chłodnych relacjach ale to dłuższa historia, ciekawi mnie natomiast co sprowadza Ciebie, obserwując nasze społeczeństwo odniosłem wrażenie ,że jest duże zapotrzebowanie na psychologów i psychiatrów.
Ja..-inga zawahała się przez sekundę - normalnie, chęć sprawdzenia się w nowej sytuacji. Wyzwanie. Poza pracą nic mnie nie trzymało na Ziemi. Spróbowałam i udało się.
-W nowej sytuacji??-ze zdziwieniem spytał Max,dać się zapuszkować na 200 lat,tylko po to by się sprawdzić niewiarygodne...,a rodzina,przyjaciele może narzeczony?,Wybacz instynkt gliniarza podpowiada mi że było coś jeszcze..ale nie musisz mi tego opowiadać jeżeli nie chcesz
- Rodzice nie żyją, nie jestem bardzo towarzyska, a narzeczony.. szkoda gadać.. no, w każdym razie nie układało się nam, wiesz jak to bywa - dodała lekkim tonem, ale w jej ciele pojawiło się napięcie - Wracamy do środka? Tam jest zdecydowanie cieplej...
-Oczywiście ja wyszedłem tylko na papierosa,wiesz…prawdopodobnie nikt z pozostałych nie rozumie o czym rozmawiamy, możemy gadać swobodnie a ja zapewniam że jestem człowiekiem godnym zaufania mam nadzieje że się o tym przekonasz, cóż to wracamy-powiedział Max wyciągając ramie ku niej-pozwolisz?-zapytał z nadzieją
i przykro mi z powodu rodziców-dodał nieco później-ja straciłem najlepszego przyjaciela... także wiem co to ból po stracie bliskiej osoby
Iga chwyciła jego dłoń i pozwoliła sobie pomóc wejść do statku.
- Przykro z powodu Twojej straty i dziękuję za współczucie - powiedziała - i za rozmowę.
-Nie ma za co mam nadzieje że jeszcze będziemy mieli okazje jeszcze pogadać-trzymaj się!.


Ciekawe co ona ukrywa- pomyślał Max po rozmowie- w sumie chyba każdy coś tutaj ukrywa nie wyłączając mnie…ale co tam może później się dowiem. Następnie udał się z powrotem do ładowni, chyba tam mają się wszyscy zebrać po wykonaniu swych zadań, postanowił łyknąć sobie jeszcze odrobinkę whisky i rozgrzać się paroma prostymi ćwiczeniami, do czasu aż wszyscy się zbiorą.
 

Ostatnio edytowane przez Piter1939 : 09-11-2010 o 17:29. Powód: poprawa
Piter1939 jest offline  
Stary 09-11-2010, 14:59   #29
 
Niya's Avatar
 
Reputacja: 1 Niya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodzeNiya jest na bardzo dobrej drodze
To co zobaczyła na zewnątrz nie napawało ją optymizmem. Arktyczna dżungla rozpościerająca się przed nimi była majestatyczna i groźna zarazem. Ich statek nikł pośród warstw śniegu i roślinności, która przystosowała się do życia w tych trudnych warunkach.
Teraz dopiero zaczęła być przerażona. Do czasu zanurzenia w „occie” żywiła skrycie nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
- Prawdziwy dowód na istnienie Prawa Murphy`ego – powiedziała sama do siebie.

Coś poruszyło się w oddali. Zwierzę! Brodziło w gęstym śniegu dzięki długim nogom. Całe porośnięte futrem na pewno nie marzło w tych warunkach. Oh my God! – pomyślała – ono nie miało w ogóle oczu, za to spore zębiska i wielkie uszy. Co za dziwactwo. Przeszedł ją dreszcz. Zakładała, że mogą natknąć się na Gliese na jakieś formy życia ale to co zobaczyła przed chwilą przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Stała tak sparaliżowana w bezruchu przez kilka sekund.
Narastającą ciszę przerwał Tom:
- Hmm... Interesujące. Rosną tu palmy Jacksona, sugerujące raczej gorący i wilgotny klimat. Tymczasem o ile na brak wilgoci rzeczywiście bym nie narzekał, o tyle słowo “gorący” nie pasuje mi do otoczenia. - powiedział niejako do siebie - Obejdźmy statek dookoła, żeby lepiej się zorientować w sytuacji i wracajmy przeszukać ładownię. Jeśli któraś z Pań chce obdarzyć nazwą tę... antylopę piżmową, którą widzieliśmy, to całkowicie popieram ten pomysł.

- Cholera Tom! Dopiero mało co nie zeszłam na zawał po tym co zobaczyłam a Ty opisujesz mi roślinność....pogodę....i ....i robisz to w taki sposób -zaczęła się trząść- ....jak robot...kim Ty jesteś człowieku. Tak wiem, powiesz mi, że naukowcem, bloody hell! Fuck, chodźmy stąd, chce jak najszybciej wrócić do ładowni.

- Wybacz, Tara, ale to stworzenie nie wydaje mi się groźne. Będę razem z Tobą dostawał palpitacji serca jak spotkamy drapieżniki. Jeśli chcesz wracać do statku to w porządku. Ja zrobię obchód, żeby zobaczyć, czy coś się tu nie czai. Chciałbym też rzucić okiem na rośliny, może niektóre są jadalne, ale to zajmie trochę więcej czasu, więc raczej zostawię to sobie na później.

-Dzięki, ale rozdzielenie się to chyba najgłupszy pomysł w tej chwili mimo, że mi się nie podoba to miejsce. I nie myśl, że jestem tchórzem. W faunie morskiej też nie ma samych pacyfistów.

- Wiem, choć nie miałem okazji spotkać osobiście tych mniej przyjemnych. Tylko w morzu wiedziałaś co możesz spotkać i jak bardzo to jest niebezpieczne, prawda? Tutaj wszystko jest nowe. Jasna strona medalu jest taka, że my najprawdopodobniej też jesteśmy nowi dla tych stworzeń, więc zastanowią się dwa razy zanim zaatakują.

- Nie ma sensu dyskutować teraz, idę do ładowni po jakąś siekierkę czy cokolwiek do obrony i możemy ruszać, z “gołymi” rękami na pewno nie pójdę. Tom poszukaj latarek, też powinny być w tych skrzyniach.

- Tak jest, proszę pani - powiedział z uśmiechem.

Tara usłyszała, że Iga zaśmiała się i zaczęła coś mówić, więc odwróciła się w jej kierunku.

- Nie powinniśmy raczej wejść do środka i zorientować się, co przetrwało? Na studia.. botaniczne przyjdzie czas, teraz chyba warto ustalić, czym dysponujemy. Co możemy wykorzystać, zanim ubijemy tą piżmakową antylopę na obiad.

Tanger miała już dość tego nic nie robienia. Zaczęły męczyć ją już te rozważania. Kiedy Iga i Tom zaczęli dyskutować o "tym co by było gdyby" czmychnęła do statku i zaczęła przeszukiwać zawartość najbliższych skrzyń. Po chwili znalazła to czego szukała.
- Skończcie debatować i chodźcie zobaczyć co znalazłam - zawołała Tara z głębi ładowni. Mamy tu jakieś siekierki, młotki...o i noże - wyjmowała kolejne przedmioty z plastikowych skrzynek. Już nie będziemy taką łatwą zdobyczą. Teraz jeszcze latarki i jesteśmy gotowi do drogi. Obejrzymy pobieżnie statek w jakim jest stanie i wracamy,co wy na to?

- Do jakiej drogi? - zapytała Iga patrząc podejrzliwie na Tarę - zamierzasz obejść planetę dookoła i sprawdzić, czy sa na niej inne cywilizacje? Z ta siekiera jako flagą pokoju?


-Ekhm...naszym planem było obejść statek dookoła zobaczyć w jakim jest stanie? - powiedziała poirytowana Tanger. Na piknik z tubylcami jeszcze przyjdzie czas - uśmiechnęła się złośliwie. I tak zapewne jak coś zobaczymy to każde z nas weźmie nogi za pas zamiast wiązać się w walkę. Czy możemy już iść i jak najszybciej wrócić do tej cholernej ładowni? - powiedziała wzburzona.

- A Ja sądziłam, że naszym planem było zorientować się, co w tym cholernym statku przetrwało po rozbiciu i co możemy wykorzystać do przetrwania.

- Tom, Ty chciałeś być szefem co o tym myślisz? Najpierw przeszukujemy ładownie czy sprawdzamy co ocalało z naszej “łajby”? - Tara spojrzała na towarzysza

- Od środka też widać, co zostało - zauważyła Iga.

To już wytrąciło Tarę z równowagi.
- Fine! Do zobaczenia za jakiś czas - rzuciła przez ramię i zaczęła iść przed siebie.

Śnieg sięgał jej do pasa i był wyjątkowo, lepki i gęsty. Bardzo utrudniał jej poruszanie się. Była jednak tak wściekła i rozdrażniona, że miała to gdzieś. Przyda jej się długi i mroźny spacer, żeby ochłonąć z emocji. Zawsze miała problem z panowaniem nad złością. Bywała wybuchowa i impulsywna. Musiała bardzo się pilnować, dlatego co wieczór medytowała przed snem, aby pozbyć się nagromadzonej przez cały dzień złej energii. Ile dałaby teraz za możliwość zanurzenia się w ciepłych karaibskich wodach. Odgoniła od siebie tą myśl, musiała się skupić, aby być przygotowaną na niebezpieczeństwo. Wyciągnęła znaleziony w ładowni nóż i zapaliwszy latarkę zaczęła sondować teren wokół statku.
 
__________________
I always play fair. Exactly as fair as my opponents

I'm a fighter. I've always been a fighter. The few times when I have been at leisure, I've been miserable. I want challenges, I crave them - Mara Jade
Niya jest offline  
Stary 09-11-2010, 22:52   #30
 
Apkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Apkey nie jest za bardzo znany
Podczas zbliżania się do komory reaktora trzaski licznika jaki niósł Jiro przybierały na sile jednak wskazania nie były takie poważne jakich spodziewał się Dex. W żadnym momencie ich pochodu licznik nie wskazał więcej niż 3 lub 4 rentgeny. W samej komorze reaktora wskazania również nie były duże.
"Widać sam reaktor nie jest mocno uszkodzony" myśl ta napełniła Ronona czymś w rodzaju nadziei.

To co zobaczył w samej komorze spowodowało że cała nadzieja gdzieś uleciała. Ściany nie były co prawda dziurawe za to szlag trafił cała elektronikę. Całe konsole były potopione. Gdzieniegdzie malowniczo porozrzucane leżały tylko ich metalowe części.
"To jesteśmy udupieni... ciekaw jestem czy w bazie głównej zostały jakieś kopie zapasowe programów sterujących tym ustrojstwem" myślał rozglądając się po całym pomieszczeniu.

(...)

Przyjął propozycje Julii i pomógł jej jak tylko umiał w naprawianiu reaktora... Za to bardzo rozczarowało go zachowanie Jira - zamiast pomoc im w poskładaniu tego co było możliwe Japończyk zachowywał się tak jakby nie obchodziło go nic więcej poza pełnym żołądkiem... poza tym w mniemaniu Ronona zachowanie Jira było naprawdę dziwne nawet jak na kogoś urodzonego i wychowanego w kraju kwitnącej wiśni. Wszyscy Japończycy jakich było mu dane poznać byli spokojni, dostojni i czasami wręcz wyrachowani. Za to Kivrlenko zachowywał się co najmniej jakby miał ADHD... albo był lekkim paranoikiem "Tylko jak ktoś taki przeszedł najpierw rekrutacje ogólnoziemską a potem testy NASA?" zastanawiał się Ronon podczas pracy.
 
__________________
Chaos is the only true answer...

Ostatnio edytowane przez Apkey : 10-11-2010 o 17:14.
Apkey jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172