Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-05-2019, 19:48   #281
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Jeśli Billy będzie miał kiedykolwiek okazję wspominać pogrzeb Maxa "Lucky'ego" Mandersona, to raczej nie powie o nim zbyt wiele. Niby był na nim obecny, ale jego myśli powędrowały do miejsca oddalonego o dziesiątki, być może setki kilometrów, gdzie w podobnej mogile spoczywało inne ciało. Ciało, które nie doczekało się grupowego pożegnania, każdy żegnał się indywidualnie i po swojemu. Trudno było mieć zresztą o to do kogoś pretensje, chyba nikt prócz sanitariusza nie zżył się z jego właścicielką. Lucky z kolei był z nimi od tak dawna, równie dobrze mogli go znać od zawsze. Szkolenie, marsz na i przez Mojave, bitwa o Cottonwood, niewolniczy pochód, potem Malpais, ABQ i kolejny marsz. A teraz już go nie było. Parę minut temu uśmiechał się zadowolony ze swojego dokonania, a teraz go nie było, właśnie z tego powodu...

Schron, czy czym tam było to miejsce, dawało nadzieję na znalezienie lekarstw, w tym takich działających na chorobę popromienną. Tak samo, a może nawet bardziej pożądanym przez Sticky'ego towarem była gorzała dowolnego typu. Niestety nie dane mu było znaleźć ani jednego, ani drugiego. Winda uciekła, potem poczuł dziwny zapach i zapadł w ciemność.

Gdzieś w podświadomości musiał zdążyć pożegnać się z życiem, bo gdy dotarło do niego, że się obudził, poczuł wyraźną ulgę. Trwała ona jednak zaledwie kilka sekund. Gdy zorientował się gdzie się znajdują ogarnął go... Nie wiedział jak to nazwać. Początkowo było to z pewnością zdziwienie, ale szybko ustąpiło temu drugiemu.

No tak, gdzie mieliby się przenieść z pustego schronu pośrodku pustyni, jeśli nie do baru pełnego alkoholu?
Przecież to logiczne. Ten gaz pewnie wypuścił właściciel. Musi jakoś ściągać klientów. Billy'emu trudno było powstrzymać śmiech, którym w końcu wybuchnął, aż wszyscy w knajpie zwrócili się w jego stronę. Zakrył usta dłonią, ale niewiele to pomogło. Śmiał się do łez, a potem dalej. Bo jak mógłby się nie śmiać skoro całkowicie mu odwaliło?

Ale nie było tego złego. Ta faza była całkiem przyjemna, może mógłby nawet czerpać z niej przyjemność? Ciekawe czy może poczuć smak gorzały? Z ochotą przysiadł się do Archa, oczekując na swoje zamówienie.
 
Col Frost jest offline  
Stary 18-05-2019, 22:31   #282
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Drzwi windy rozsunęły się z donośnym zgrzytem, który odbił się echem w opustoszałych korytarzach schronu. Jinx ruszył przed siebie z odbezpieczonym SMG, szybko omiatając zaułki korytarza, otwarte drzwi, miejsca za filarami. Normalnie darowałby sobie taką ostrożność, bo niby kto może na niego czyhać w miejscu opustoszałym od 200 lat? Nikt. A gdyby ktoś tu był, to zostawiłby wyraźne ślady na grubej warstwie kurzu, pokrywającej podłogę. Jednak… na górze, w płytkiej, kamienistej mogile spoczywały zwłoki Mandersona. To bardzo dobitnie przypominało Jinxowi, że nie jest na wczasach. Miejsce, w którym się znajdował wciąż było niebezpiecznym terytorium, w którym należało mieć się na baczności. Nie było tu raidersów czy zmutowanych stworzeń, jednak życiodajny prąd przywrócony przez Mandersona z pewnością pobudził do życia zautomatyzowane systemy obrony. Po sprawdzeniu dostępnych pomieszczeń, Jinx zabezpieczył broń. –Czysto. – poinformował i zabrał się za przetrząsanie szaf z dokumentami. Sam nie wiedział, czego szukał. Może jakiegoś schowka, drugiego dna w szufladzie, zakamuflowanego sejfu z cenną zawartością. Może informacji o innych schronach lub składach żywności czy ekwipunku pozostawionych na złe czasy. Nie dane mu było jednak zagłębić się w dokładną lekturę, bo drzwi windy zatrzasnęły się, włączył się alarm a z wentylatorów zaczął sączyć się gaz…

Po przebudzeniu Vernon przeżył mały szok. Nie był już w stalowym tunelu schronu, ale na otwartej przestrzeni. –Co się tu dzieje? Ktoś pamięta jak wydostaliśmy się na zewnątrz? Albo może wie, gdzie jesteśmy? I jak daleko od tego schronu? Jednak towarzysze wyglądali na równie skołowanych.
W oddali migotały światła jakiegoś budynku. Po krótkiej naradzie, grupa zdecydowała się odwiedzić ten przybytek. W końcu, jakie mieli wyjście?

W ‘Cafe of Broken Dreams’ przesiadywała kolorowa i ciekawa klientela. Już an pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że każdy wędrowiec może opowiedzieć niejedną historie o wyprawie na pustkowia. Wydawało się, że jest to dobre miejsce, aby posłuchać plotek, zasięgnąć języka, dowiedzieć się czegoś nowego o świecie. Jednak, w tej chwili Jinx miał inne priorytety. Zjeść coś. Strzelić kielicha z towarzyszami. Zbić rady. Pohandlować. Może niekoniecznie w tej kolejności, jednak dobra strawa, mocniejszy alk, Rad-Away lub jego odpowiednik i kilka garści pestek do SMG z pewnością poprawiłyby mu humor.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 19-05-2019, 00:04   #283
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
MJ obudził się z potwornym bólem głowy. Co było na tyle dziwne, że był pewien, że nie pił niczego mocniejszego.

Pamiętał... bo jak mógłby nie pamiętać... tragiczną śmierć Maxa Mandersona. Obraz wielkoluda uwięzionego między snopami iskier, tańczącego w rytm trzasków elektrycznych wyładowań miał mu stać przed oczami już zawsze. Pamiętał jednak i to, co było potem...

...smutny pogrzeb, podczas którego nikt nie mówił więcej, niż musiał, by nie musieli walczyć z cisnącymi się do oczu łzami...
...monotonne, wypełnione obrzydliwym zapachem patroszenie karaluchów, by było z czego przyrządzić Specjał Pustkowi, jak MJ roboczo ochrzcił marynowane wnętrzności robali, które miały im pomóc poradzić sobie ze skutkami wyniszczającego ich promieniowania...
...moment, kiedy Archie dokończył robotę Maxa, zaizolował przewody, które zabiły Lucky'ego, i ruszył z posad drzwi windy...
...zjazd do podziemnego magazynu, by odkryć, że w środku nie ma nic wartościowego, a w dodatku... nie można z niego wrócić na górę...
...uczucie dojmującej paniki, gdy zdali sobie sprawę, że być może na zawsze są uwięzieni w tym podziemnym grobowcu, bo jeśli winda nie wróci po nich na dół, już nigdy nie wyjdą na górę...
... niezrozumiałe skrzeczenie głośników, odurzający, kwiatowy zapach, jaki ogarnął MJa i innych...

... i nic więcej.

Jak ja się tu u licha znalazłem?

Martin wstał, poprawił na sobie ubranie i rozejrzał się wokół. Inni, równie zmieszani, też wstawali, otrzepywali się, rozglądali niepewnie.

Co to kurwa było? Jakaś zbiorowa halucynacja?

Najważniejsze było jednak jedno. Żyli. Chyba. Oddychali czymś, co wydawało się być rześkim, wieczornym powietrzem Pustkowi.

Światło, jakie błysnęło w polu widzenia zwiadowcy, przywróciło mu do końca trzeźwość umysłu. Martin wiedział, że tam, gdzie jest światło, tam są i ludzie. Po całkiem odludnej pustyni perspektywa spotkania kogoś nowego całkiem się Martinowi spodobała... ale należało zachować czujność. To mógł być Legion... albo coś jeszcze gorszego.

Chłopak gestem dał znać, aby reszta drużyny go ubezpieczała i ruszył w kierunku światła. Zorientował się szybko, że wchodzi w ruiny jakiegoś przedwojennego osiedla. Rozchwierutane, podszyte wiatrem ściany parterowych budynków straszyły oczodołami otworów po oknach, w których z rzadka tylko, jak śpioch w oku zaspanego nastolatka, sterczał kawałek zbutwiałej okiennej ramy. Światło dochodziło z największej i najlepiej chyba utrzymanej ruiny - sporej wielkości budynku, który jako chyba jedyny w tej okolicy miał zabezpieczone deskami okna, drzwi, które nie wypadły z zawiasów, a chyba i nawet cały dach. Światło wydostawało się przez szczeliny w oknach. Resztę światła dawał mieniący się słabym, ale widocznym blaskiem szyld zawieszony nad drzwiami. Gdy Martin podszedł bliżej, odczytał litery układające się w napis:

"Cafe of Broken Dreams".

Kawiarnia? Na środku tego całkowitego wygwizdowa? Co tu jest grane?

Martin stał przez chwilę i zastanawiał się, co z tym fantem zrobić. W końcu doszedł do jedynie słusznego wniosku.

Jeśli będziesz tak stał i się gapił, to na pewno się nie dowiesz.

Drzwi kawiarni otworzyły się z trzaskiem, gdy Martin stanął w nich z bronią gotową do strzału. Błyskawicznie zrobił krok w bok, pozwalając, by pozostali weszli za nim i ustawili się obok w równie groźnych pozach. Gdyby starzy reżyserzy od spaghetti-westernów mogli ich teraz widzieć, laliby właśnie w portki ze szczęścia, taka to była scena.

Reakcja miejscowych - a w kawiarni siedziało ich co najmniej kilku, jeśli nie kilkunastu - przyprawiłaby rzeczonych reżyserów o wręcz orgazmiczne delirium. Obrzuciwszy nowo przybyłych zblazowanymi,beznamiętnymi spojrzeniami, wrócili do stojących przed nimi drinków i przyciszonych rozmów. Nie takie rzeczy się tu, panie, widziało, zdawały się mówić ich nonszalanckie pozy.

Jedynym, który zwrócił uwagę na to brawurowe wejście, był stojący za ladą krzepki jegomość, robiący najpewniej za barmana. Ale i on nie zachowywał się, jakby Martin i jego ekipa budzili w nim jakikolwiek przestrach czy obawę... wręcz przeciwnie. Wyszczerzył zęby w uśmiechu i machnął zapraszająco ręką, zachęcając zwiadowcę i jego kompanów, by podeszli do kontuaru.

No cóż... przyjemnie tu.

Martin przewiesił Rangemastera przez ramię. Najwyraźniej ze strony barmana i miejscowych nic im chwilowo nie groziło, zatem chłopak uznał, że najlepsze, co może zrobić, to podejść do baru i zachowywać się, jak na klienta takiego przybytku przystało.

- Howdy - zagaił pustynnym zwyczajem do barmana, na co ten uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Ja i moi kumple mamy ochotę zwilżyć gwizdki, a to ponoć najlepsza miejscówa w okolicy. Co tu można dobrego dostać? - zakończył patrząc na barmana pytającym wzrokiem. Kątem oka zauważył, że Harris niesie ze sobą wór z fantami na wymianę, a Sticky, Jinx i Arch stają tuż za nim. Wyglądało na to, że dziś wieczorem każdy utopi własne demony w czymś mocniejszym... i to brzmiało jak niezły plan na ten wieczór. W końcu nie każdego dnia człowiek cudownym zrządzeniem losu wygrzebuje się z grobu.
 
Loucipher jest offline  
Stary 19-05-2019, 20:20   #284
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Igła była jak w letargu. Nie chciała zostawiać Maxa mimo iż wiedziała, że był martwy. Mimo iż reszta usypała mu ten grób z kamieni. Nie chciała iść dalej. Z każdym metrem pokonywanym przez windę czuła jak zapada się w sobie. Na koniec siedziała już skulona na podłodze i chłopaki musieli ją wyciągnąć na zewnątrz. Musiała im pomóc… jeszcze zostali inni… Tylko czemu tak bardzo nie miała sił? Znajdzie je… gdy pojawi się zagrożenie… gdy pojawią się rany, a teraz… teraz chciała tylko by to wszystko się skończyło. Dziwny aromat wypełniający jej nozdrza przyjęła niemal z ulgą, pozwalając ciału odpłynąć.

Niestety… obudziła się. Na szczęście pozostali także. Jaka głupia była. Powinna im pomóc. Zasłonić twarz… próbować wyprowadzić. Toż wiedziała jak się zachować! Ale nie miała sił. Otępiała patrzyła jak chłopaki wyważają drzwi do baru, oczekując ostrzału. Była gotowa by pomóc, prawda? Zacisnęła wargi w cienką kreskę, czując jak pękają od tego wyczynu. Musi zebrać siły… jeszcze tylko chwila, prawda? Czy naprawdę na to liczyła? Musiała ich doprowadzić w bezpieczne miejsce tylko… nie chciała. Miała ochotę położyć się przy tamtym grobie. Bo po co miałaby robić więcej?
 
Aiko jest offline  
Stary 20-05-2019, 17:21   #285
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Nie trwonili czasu ani energii na podejrzliwość, domysły czy próby jakiegoś kombinowania. Zaakceptowali to, co działo się wokół nich - to, co widzieli. A widzieli całkiem nieźle odrestaurowany, dobrze zaopatrzony, cieszący się dostępem do prądu, uczęszczany bar, a to wszystko skąpane w nieco przytłumionym świetle i mgiełce tytoniowego dymu. Zaakceptowali to, co słyszeli - szum działających lodówek, stukot szklanek i butelek, przyciszone rozmowy i znaną, nastrojową muzykę mającą już całe stulecia. Zaakceptowali to, co czuli - czyli głównie gryzący swąd palonego tytoniu, połączony z czymś w rodzaju... błogostanu? Czuli się tu bezpiecznie, mogli wyluzować. Byli w dobrych rękach.

I mieli czym zapłacić. Harris zajął się negocjacjami z barmanem, wyjmując z wora różne przedmioty - głównie te ciążące, zbędne oraz mniej warte, starając się utargować większą ilość napitku, żarcia, lekarstw oraz pobytu (gdyż barman napomknął, że są wolne pokoje). Trochę tego zeszło - głównie pierdół, acz parę broni również, w tym wszystkie białe. Wade na razie zostawił większość spluw, przeczuwając, że albo będą potrzebne do walki albo na przyszły handel. Udało się też dokonać wymiany butelek z kiszącymi się flakami radkaraluchów na dokładnie to samo, ale już gotowe - i to bez dopłaty. Barman tylko skomentował, że "wielu ludzi tu widział, ale jeszcze żadnych tak gównianie wyglądających".

Barman, starszy łysy facet z siwiejącą, aż przystrzyżoną brodą z wąsem, nie był przesadnie gadatliwy. O Cafe of Broken Dreams wspomniał tylko, że trafiali doń zbłąkani wędrowcy z całych Pustkowi - niektórzy tylko na chwilę, wielu zaś... na stałe. Wspomniał, że interes się praktycznie nie zmienił od czasów jeszcze sprzed Wielkiej Wojny. Rzucił parę wzmianek o obecnych bądź niedawnych lokatorach. Wskazał na trójkę ludzi, którzy musieli być stałymi bywalcami - posmutniałego, mocno wstawionego, całkiem łysego, starzejącego się typa siedzącego przy barze (który na swej burej kamizelce miał jakiś symbol - pojedynczą białą gwiazdę) oraz osobliwą parę przy stoliku, pogrążoną w głębokiej rozmowie i zadumie (osobliwą, bo ona była tribalką, on zaś był w jakimś odchudzonym pancerzu wspomaganym; oboje nosili symbolikę Bractwa Stali).

Na stole wylądowały kupione rzeczy. "Rozcieńczone" RadAway, gorzała, resztki z obiadokolacji (czyli "spaghetti" w sosie z mielonego szczura) oraz klucze do pokoi.

Barman wspomniał też o zwyczajach panujących w przybytku. Każdy, kto chciał zostać na dłużej (i dostać przy tym niezły rabat), musiał opowiedzieć historię ze swojego życia. Historię, będącą synonimem "złamanego marzenia". Taka była lokalna tradycja.

Długo nie siedzieli. Żarcie dosłownie wchłonęli, a gorzała szybko waliła w osłabione głowy. Zmęczenie, wycieńczenie trudami wędrówki, głodu i napromieniowania, połączone z uczuciem "bycia uratowanymi" sprawiły, że nie dość, że się pokładali, to jeszcze rozklejali. Pozostali bywalcy wspaniałomyślnie odprowadzili ich do pokoi.

Przebudzili się dopiero późnym popołudniem. Przyjęli leki i zjadli radkaraluchowe flaki na śniadanie (o dziwo, smakowały jak kurczak). Bar był zamknięty do wieczora - czyli za jakieś dwie, może trzy godziny. Mieli chwilę czasu dla siebie. Mieli czas by zastanowić się nad "zapłatą" dla Cafe of Broken Dreams.

Nad swoimi złamanymi marzeniami.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 23-05-2019, 13:22   #286
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Odpoczynek. Wyrwali się z krainy Niewidocznego Ognia. Jego piętna znaczyły ich twarze niczym blizny po rozgrzanym żelazie slaversów. Nie pozwalały zapomnieć o tym co przeszli.

Legion? Był wytworem człowieka i nie był w stanie złamać Utanga. Lecz Niewidoczny Ogień był nieubłaganą siłą natury.
Jedząc poranny posiłek Utang poważnie się zastanawiał czy ruszać dalej. Miał wątpliwości... A skoro miał je to znaczyło że nie był pewien... A skoro nie był pewien to wolał pozostać w bezpiecznym miejscu aż nabierze dość sił do dalszej drogi.

To że zapłatą była opowieść uważał za coś wspaniałego i bliskiego jego sercu.

A miał o czym opowiadać.

Marzył że powróci z wojny do Arroyo jako bohater i wielki wojownik. Niewola u Legionu nie przekreśliła tego marzenia... Po prostu utrudniła jego realizację.
Dopiero ucieczka z niewoli, chęć przetrwania przesłaniająca wszystko i marsz do Teksasu zrujnowały to marzenie.

Dopiero teraz, kiedy był na skraju życia zrozumiał i przyjął do wiadomości że naprawdę już nigdy nie zobaczy domu.

Nawet jeżeli dotrze do Teksasu to piętno Niewidocznego Ognia było zbyt mocne by się odważył wrócić na Zachód. Nawet z tak sprawdzonymi ludźmi jak dawna drużyna B.

Musiał odpocząć i pomyśleć. Zaplanować nowy cel teraz kiedy przez chwilę dziki instynkt przetrwania został uśpiony.
Co właściwie miał teraz robić?
To było pytanie nad którym musiał pomyśleć.

A co z pozostałymi?

Będą chcieli ruszyć dalej czy zostać?

Utang nie wiedział, ale był pewien że musi odpocząć... I że zrobi to pomimo tego co sądzi reszta.
Przodkowie dali mu szansę na spokojnie zastanowić się co począć dalej więc ja wykorzysta.
 
Stalowy jest offline  
Stary 25-05-2019, 17:38   #287
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Marzenia.. marzenia tyle ich było i prawie żadne się nie spełniło.

Początkowo uciekł z domu za marzeniem podróży po świcie. Dołączył do karawaniarzy i poleciał w siną dal. Wędrował wędrował, ale czy czuł się szczęśliwy. Jakoś nie za bardzo. Miał sporo czasu na myślenie. Szczególnie po przypadku z burzą. Miał sporo czasu na rozmyślanie. U Gizma było dobrze, ale brakło dzikiej wolności, którą zyskał na pustkowiach. Z nową drużyną poczuł.. poczuł adrenalinę, która mylił z wolnością. Jednak czy na prawdę był wolny? A może był więźniem pustkowi i tego martwego świata? Nie wiadomo... wiadomo jednak że największym złamanym marzeniem jest ten świat. Dar dla ludzi, który przynosi tylko nieszczęście, a wolność opiera się tylko do zdecydowania czy będziesz walczył? czy się podddasz?
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 25-05-2019, 21:25   #288
Konto usunięte
 
Loucipher's Avatar
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Unhappy

MJ obudził się z potwornym bólem głowy.

Już po raz drugi.

Wyglądało na to, że ten ból głowy... być może pozostałość po wchłonięciu takiej dawki radów, od której powinien świecić jak Dwustuletnia Żarówka... zostanie z nim już na zawsze. A przynajmniej tak długo, jak trwać będzie to "zawsze".

Siedząc na rozpadającym się łóżku, z nogami spuszczonymi na podłogę, gapił się tępo w ścianę pomieszczenia i myślał. Jakby wczorajsze słowa barmana - te o historiach z życia - natchnęły mózg chłopaka jakimś dziwnym, melancholijnym nastrojem, bo mózg Martina niczym niemy film w holoprojektorze odtwarzał migawki z jego przeszłego życia.

Jakby się tak nad tym zastanowić, to całe życie MJa było pasmem złamanych marzeń, zawiedzionych nadziei i nieprzemyślanych skrętów z głównej Alei Dobrego Życia w rozmaite Zaułki Życiowych Błędów, Ulice Porażki i Podwórka Złych Decyzji.

Pierwszym marzeniem MJa było zostać górnikiem, jak jego ojciec. Widział go co dzień, jak z twarzą umorusaną mieszaniną potu i połyskującego uranowego pyłu wchodził do ich domostwa. To była ciężka praca, która starego Johna Lucasa musiała dużo kosztować. Ale dzięki tej pracy rodzina miała co jeść. Fanty i pieniądze, jakie stary górnik za nią otrzymywał, wystarczały na w miarę godziwe życie. Martin od małego wierzył, że sam kiedyś założy rodzinę, a gdy po skończonej szychcie będzie wracał do domu, witać go będą pełne szacunku i wdzięczności spojrzenia jego własnej żony i dzieci.

A potem zdarzyło się coś, co zniszczyło to marzenie.

W kopalni skończyła się ruda. Tak po prostu. Dumny górnik musiał spakować dobytek na karawaniarski wóz i wraz z rodziną tułać się po Pustkowiach. Martin pamiętał gorycz, upokorzenie i niepewność w jego oczach, choć sam wtedy był małym dzieckiem. Pamiętał również, jak sam się z tym czuł.

Kiedy rodzina dotarła do stolicy Republiki, Martin szybko znalazł sobie nowe marzenie. Chciał zostać rancherem, hodować bydło na pastwiskach wokół NCR, mieć coś do powiedzenia w lokalnej społeczności, być może zostać kiedyś kimś szanowanym.

To marzenie rozprysło się jak szklana butelka ciśnięta o skały Pustkowia jeszcze szybciej, niż to pierwsze. Syn biednego górnika, imigranta z Broken Hills, nie miał czego szukać wśród bogatych kalifornijskich rancherów, skupionych wokół najbardziej wpływowego z nich - Westina. Choć MJ próbował nawet nająć się u niego do pracy, tamten z jakiegoś powodu nigdy go nie polubił... i pod byle pretekstem zwolnił go z pracy na rancho.

Martin musiał zarabiać na życie, więc zajął się tym, na czym życie nauczyło go znać się najlepiej. Na polowaniu i traperstwie. Ale i tu nie zdobył wielu przyjaciół. Traperzy patrzyli na niego podejrzliwie, nawet, gdy przynosił skóry upolowanych zwierząt na handel. Dla nich, miejscowych, ktoś "stamtąd" zawsze był obcy. Nigdy go nie zaakceptowali.

Chcąc znaleźć grupę, która w końcu go zaakceptuje, przysłużyć się wciąż jeszcze młodej i walczącej o przetrwanie Republice, a może dokonać czegoś wielkiego i stać się kimś, o kim będzie się mówić z podziwem... wstąpił do Armii NCR.

Początkowo wydawało się, że to marzenie wreszcie się spełni. Jednak już pierwsza poważna bitwa, w jakiej Martin wziął udział, roztrzaskała je, jak solidny dębowy kij roztrzaskuje czaszkę kretoszczura. Pod Cottonwood Cove Martin przestał być żołnierzem. Stał się niewolnikiem Legionu Caesara.

Wydawało się, że to już koniec marzeń. Bo czy niewolnik ma prawo marzyć o czymkolwiek?

A jednak... gdy Martin, pod przybranym, obco brzmiącym imieniem, posłusznie wypełniał wolę swych nowych panów, jednocześnie powoli zaskarbiał sobie ich szacunek i poważanie, budował pozycję. Stawał się kimś. Legion dał mu nawet szansę na założenie normalnej rodziny, gdy niewolnica, którą mu przysłano, stała się jego przyjaciółką, najbliższą mu osobą.

A potem Legion, tak samo jak dał mu marzenia, tak samo brutalnie je połamał i podeptał. Rzuciwszy go na koniec świata, do Malpais, uczynił go pionkiem w rozgrywce lokalnych wielmożów, użytym przez jednych przeciw drugim, tępym narzędziem, które ostatecznie miało trafić na śmietnik historii - co niechybnie by się stało, gdyby wysłani ich śladem asasyni Legionu dopełnili dzieła zniszczenia.

Niewiele zostało już miejsca na marzenia w głowie Martina po tym wszystkim. Ale na jego dnie tliła się wciąż iskierka nadziei, podsycająca ostatnie marzenie chłopaka.

Przeżyć to piekło na ziemi, znaleźć gdzieś jakiś dom i mieć wreszcie święty spokój.

Gdy winda, która zawiozła ich do podziemnego sarkofagu, który stał się ich grobem, odjechała w górę, gdy ogarnął ich dziwny kwiatowy zapach, gdy ciała wygnańców popędziły na spotkanie z zimną, pokrytą wiekowym kurzem i pyłem podłogą... to ostatnie marzenie rozprysnęło się na drobne kawałki.

Martin zdał sobie sprawę, że niezależnie od tego, co świat ma jeszcze w zanadrzu, on nie chce już brać w tym udziału. Jego czas dobiegł końca.

Chłopak podniósł do ust butelkę alkoholu, wytrąbił duszkiem zawartość i padł z powrotem na łóżko. Ostatnie marzenie, jakie jeszcze kołatało się w mającej dość wszystkich i wszystkiego głowie Martina, było bardzo proste.

Już nigdy w życiu się nie obudzić.
 
Loucipher jest offline  
Stary 26-05-2019, 07:48   #289
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Kiedy kończą się dziecięce marzenia? W momencie, kiedy uświadamiasz sobie, że umrzesz. Jinx w młodym wieku pomagał w szpitalu, więc widział wiele. Jednakże śmierć była zawsze gdzieś obok, nigdy nie dotyczyła go prywatnie. Do czasu aż ojciec i brat zostali zaatakowani przez legionistów, kiedy byli na polowaniu. Mimo, że wystrzelali napastników, starszy brat Vernona zmarł z powodu odniesionych ran. Właśnie wtedym kiedy widział poturbowane ciało Johna, Jinx zdał sobie sprawę, że kiedyś umrze. Coś się zmieniło. Zamiast dziecięcych marzeń o wojaczce, pojawiła się zimna determinacja - zemsta. Zabijanie legionistów nie dla idei, ale dla samego zabijania. Może to nie mogło przywrócić Johna do życia, ani nie zapewniło długotrwałego spokoju, to jednak odstrzelenie kilku typów w śmiesznych wdziankach zawsze poprawiało Jinxowi humor.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 26-05-2019, 21:19   #290
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Post

Niezła faza! Knajpa, w której płaci się historyjkami. W tym gazie musiał być jakiś halucynogen. Ha! Kto by pomyślał, że umysł Billy'ego jest w stanie coś takiego wymyślić. No dobra, zagra w tą grę.

Kiedy posiadał coś tak irracjonalnnego jak marzenie? W dzieciństwie pragnął poznać swoich rodziców, ale z biegiem lat, gdy dotarło do niego, że go porzucili, doszedł do wniosku, że szkoda wysiłku. Potem były różne bzdury, jak to w wieku dziecięcym. Nic wartego uwagi.

Sytuacja zmieniła się, gdy jego najlepsi kumple zostali nafaszerowani ołowiem przez kogoś od Bishopów, a on cudem przeżył. To był dla Sticky'ego koniec okresu beztroskiegp dzieciństwa i początek wielkiego ćpania. Brał Jet codziennie, gdy tylko miał pieniądze. A że wszystko poza narkotykiem przestało mieć znaczenie to jego marzeniem w tym czasie, o ile w ogóle jakieś miał, była kolejna działka. A żeby ją zdobyć imał się różnych sposobów, głównie kradzieży. Aż w końcu go złapano, aresztowano i osadzono w obozie.

Tam zaliczył koszmarne miesiące w postaci braku dostępu do upragnionego Jetu. Ból przymusowego odwyku był tak wielki, że z czasem marzenie o działce zastąpiło marzenie o śmierci, ale tego też nie doczekał. W końcu był jednak czysty. Czysty, ale wciąż uwięziony. I co zrobił głupi gówniarz żeby odzyskać wolność? Wstąpił do woja! Debil...

Wówczas marzeniem stało się chyba "dotrwać do końca służby i wrócić do domu". To marzenie utrzymywało się nawet czas jakiś po Cottonwood dopóki legioniści z Fortu nie uświadomili mu, że nigdy nie wróci. I wtedy ulokował swe naiwne pragnienia w osobie Elsi. A w Malpais... No, cóż...

A potem była Lulu... Ale o tym nie opowie nawet we śnie. Zresztą czy wiązał z nią jakiekolwiek nadzieje? Czy liczył na wspólną przyszłość, czy też była dla niego tylko umileniem dnia dzisiejszego, czymś co sprawiało że ten dzień był odrobinę mniej popieprzony? A może właśnie bardziej? Mimowolnie uśmiechnął się na wspomnienie ich pierwszego spotkania.

- Wystarczy? - spytał barmana.
 
Col Frost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172